WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciała organizować kolacji z matką, bo wiedziała, że to będzie męczarnia. Dla niej, dla matki i dla Jonaha również. Nie wyobrażała sobie, że mogłoby w tym wszystkim zabraknąć z prostego powodu – nie pozwoli im wybuchnąć. Mogły się przez cały wieczór żarzyć, mogło być blisko zapłonu, ale nie wybuchały.
Udało się powstrzymać awanturę, gdy Posy wróciła do domu praktycznie w tym samym momencie, w którym oni się pojawili, więc dosłownie pięć minut musieli na nią poczekać. Przedłużył jej się dyżur, a jeszcze musiała odebrać jedzenie. No właśnie – jedzenie. Nie chciała słuchać o tym, że powinna to wszystko przygotować sama, że powinna gotować, że powinna wreszcie zacząć się zachowywać jak kobieta w jej wieku, a nie jak dzieciak. Później wcale nie było lepiej. Dowiedziała się, że źle wygląda – co pewnie miało być objawem troski, ale wcale nie brzmiało miło. I nawet jeśli było prawdą, bo ciężko wyglądać dobrze, gdy praktycznie się nie śpi, to wcale nie chciała tego usłyszeć od własnej matki. Okazało się, że pani Alderidge miała też pretensje do Josephine o nieobecność na pogrzebie ojca (znowu miała rację, sama Posy miała do siebie o to pretensje) i że w ogóle została tak długo w tym wojsku, że przecież to była tylko głupa szczenięca zachciewajka, potrzeba skupienia na sobie uwagi i przecież tyle życia na tym zmarnowała!
Tak. To był ciężki wieczór. Każda jedna szpilka wbijana przez matkę – niezależnie jak ładnie się przy tym kobieta uśmiechała – bolała podwójnie. Każda jedna kończyła się zagryzaniem zębów i upijaniem kolejnego łyka wina. Tak, wina też piła za dużo! Ciężko było nie pić, gdy przy każdej możliwej okazji słyszało się jak bardzo jest się rozczarowującym…
Gdy zamknęła drzwi za matką, chwilę wcześniej zamawiając jej taksówkę – wreszcie odetchnęła. Wróciła do Jonaha w kuchni, spojrzała na niego wymownie i… rozbeczała się. Wiedział jak źle to wszystko znosiła i że naprawdę musiała gryźć się w język, powinien być z niej dumny. Tylko bycie twardą się skończyła wraz z tym jak przekręciła zamek w drzwiach. Podeszła do brata, przytuliła się, wtuliła się w niego właściwie i potrzebowała kilku, może kilkunastu sekund na to, żeby wziąć się w garść – Cieszę się, że przyszedłeś. – wymamrotała, wreszcie się od niego odsuwając i wycierając policzek wierzchem dłoni. Tak, weź się w garść, Alderidge.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 4.

Wiedział dokładnie co się wydarzy jeszcze zanim przekroczył próg mieszkania siostry. Wiedział. Po prostu nie mogło być inaczej. Posy też to wiedziała, najlepiej z nich wszystkich, i tylko dlatego zaprosiła go na kolację, by wystąpił w roli ludzkiej tarczy. Nie, nie, nie… Okropnie to brzmi. Oczywiście, nie chodzi wcale o to „tylko”, „ludzka tarcza” też nie jest tutaj najlepszym określeniem… Co innego, hm, „człowiek dywersja”? Robił to od lat, a wciąż nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. A może wcale nie musiały być jakieś szczególne, w końcu chodziło tylko o to, by Posy…
... nie postanowiła nagle, siedząc przy stole, nadziać się na widelec. Albo nie, wbić go w matkę… gdzieś w szyję, okolicę tętnicy, dobrze wie gdzie, cholera, właśnie to odrobinę go przerażało. Przesadzał, oczywiście, ale czasami, gdy przyglądał się temu z boku, trudno było oprzeć się wrażeniu, że to jedyny sposób w jaki to wszystko może się skończyć. Tragedią. Matka zaczęła swoją tyradę jeszcze zanim Posy dotarła do domu. I nie pomogły wyjaśnienia Jona, że pewnie coś ważnego zatrzymało ją w pracy, w końcu pracę ma dość odpowiedzialną, to się zdarza… Matka ledwo przyjęła ten argument, krzywiąc się z niezadowoleniem. Z taką samą miną przyglądała się jedzeniu na swoim talerzu, więc Jonah przez prawie dwadzieścia minut rozpływał się nad smakiem swoich sajgonek, chociaż nigdy za nimi szczególnie nie przepadał, co kęs starając się sprowadzić rozmowę na właściwy tor. I miał wrażenie, że idzie mu całkiem nieźle, ale wtedy matka wytoczyła ciężką artylerię. Pogrzeb ojca. Wtedy już tylko westchnął ciężko, czując że nie ma czego ratować. I nie pomogło, żadne „mamo” ani „proszę”, pani Alderidge najwyraźniej długo czekała, by znowu poruszyć ten temat, a Jonah miał wrażenie, że wejdzie na stałe do jej repertuaru.
To był ciężki wieczór. Nie wiedział tylko jak bardzo, dlatego, gdy Posy wróciła do kuchni po tym jak zamknęła za matką drzwi, rzucił jej uważne spojrzenie. Chwila wystarczyła, by już wiedział… I czuł, że wcale nie musiał nic mówić, cały wieczór wymieniali spojrzenia, więc zwyczajnie objął ją i nie puszczał, póki sama się od niego nie odsunęła.
Wybacz… Mam wrażenie, że robi się co raz gorsza — mruknął, krzywiąc się na twarzy, widząc jak ociera łzy. W takich chwilach zawsze było mu wstyd, że nie zrobił więcej, ale matka zawsze, podobnie zresztą jak dzisiaj, pozostawała głucha na wszystko, co mówi. Była… cóż, ciężka. — Wiesz, że to co mówiła nie ma zbyt wiele wspólnego z prawdą? No, może poza piciem, ale to dlatego, że to to… było p a s k u d n e — i tutaj, chcąc jak zwykle ratować sytuację, wyszczerzył się jak głupi. — Nie masz niczego innego? — Wcale nie zamierzał kończyć na dziś, o nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oh skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie miała na to ochoty. Że zaciskając palce na widelcu nie zastanawiała się nad tym, czy wbiłby się odpowiednio głęboko. Tak, to okropne. Coś takiego w ogóle nie powinno przejść jej przez myśl, zwłaszcza w kontekście własnej matki, ale czasami nie potrafiła inaczej. Była cierpliwa, ale czasami ta cierpliwość się kończy… nawet w stosunku do osób, które kochamy.
Dlatego była wdzięczna, że Jonah z nią był, że chociaż trochę łagodził sytuację. No i co najważniejsze – został, a później ją objął. Posy nie była miękka… naprawdę. Można było powiedzieć o niej wszystko, ale nie to, że była miękka. Potrafiła pracować pod presją – przeżyła Afganistan, każdego jednego dnia udaje jej się przeżyć dyżur w szpitalu. Ale spotkanie z matką… to jest gorsze niż jakikolwiek ostrzał nieprzyjaciela.
- Mam nadzieję, że nie odziedziczyłam po niej za dużo… nie chcę być taką suką na starość. – mruknęła, nawet nie próbując się ugryźć w język, bo zabawa w uprzejmości w tym momencie nie miała chyba już najmniejszego sensu.
Ich matka była suką. Przynajmniej dla Posy.
- I wcale nie było paskudne! – prychnęła, rozglądając się za szklankami do zdecydowanie mocniejszych drinków niż wino. No właśnie! – Czego się spodziewasz po winie kupionym w ostatniej chwili w delikatesach na rogu?[/n] – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, bo nie była perfekcyjną panią domu. Wiedziała przecież o tej nieszczęsnej kolacji z wyprzedzeniem, a nie zadbała nawet o wino. O nic! Teoretycznie mogła więc mieć pretensje do siebie. W rzeczywistości po prostu pochłonęła ją praca.
A alkohol lepszy miała zawsze!
- Chodź – bo gdy zostali sami już nie musiało być nadęcie. Mogła zabrać przygotowane szklanki z lodem do salonu, mogła sięgnąć po butelkę ze szkocką i od razu przygotowała im po drinku, zanim opadli na kanapę – Twoje zdrowie – mruknęła zanim upiła łyk alkoholu – Jakiś ćpun w tym tygodniu wparował z bronią na izbę przyjęć, wiesz? Nie przypuszczałam, że po powrocie do Seattle ktoś jeszcze będzie próbował mi odstrzelić głowę. – przyznała, zerkając na brata i uśmiechając się pod nosem, nie wyglądała na przejętą samym faktem, że ktoś celował do niej z broni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, a Jonah nie mógł przestać myśleć o tym, ile miałby papierkowej roboty, gdyby widelec w którymś momencie skończył zatopiony w szyi ich matki. To tak samo zabawne jak przerażające, bo co do tego drugiego nie ma żadnych wątpliwości, ale gdzie tutaj miejsce na żart, może gdzieś pomiędzy absurdem, a faktem, że zdążył się już przyzwyczaić do takich myśli. I naprawdę nie wiedział, której z nich to zawdzięcza. Wszyscy powinni wylądować na terapii!
Nigdy nie przeszłoby mu jednak przez myśl, by powiedzieć, że jest miękka, nawet przez moment. I nie chodzi wcale o to, że wskoczyła w mundur i wyjechała na drugi koniec świata, by utknąć w ogromnej piaskownicy… Choć nie ma co ukrywać, to całkiem spora sprawa, jakby tak wrzucić ją na szalę, ale nie, raczej chodziło o to, że całkiem dobrze znosiła tę „trudną miłość” jaką raczyła ją matka, a zdaje się, że miała jej dość, by podzielić na ich dwoje. Na tyle dobrze, by wyklinać ją dopiero, gdy zamknie za sobą drzwi i niewiele usłyszy. Do słuchania też przywyknął, czasem dorzucał swoje trzy grosze, ale na dobrą sprawie wiedział, że wcale tego nie potrzebowała…
Słysząc jej słowa, parsknął śmiechem na próżno starając się to ukryć przez co wydał z siebie na bliżej nieokreślony dźwięk i pokręcił głową.
Nie, chyba nie masz się o co martwić — odparł, wierząc ją „uważnym” spojrzeniem, jakby wciąż starał się to ocenić. — A nawet jeśli, pierwszy Ci o tym powiem. — Nie, nie mógł sobie darować. Poza tym, nie tylko ona zrzucała maskę, gdy w pobliżu nie było nikogo. Była prawdopodobnie jedyną osobą, przed którą nigdy nie starał się być lepszy niż jest, po pierwsze, wcale o to nie dbała, po drugie, sama dobrze wiedziała, jakie to wyczerpujące. Zdaje się, że żadne z nich nigdy nie powiedziało tego głośno, ale wiedzieli…
Sama sobie zaprzeczyłaś — mruknął, unosząc palec w geście, jakby chciał powiedzieć „błąd numer jeden”, taki miał… wkurzający nawyk. Ale później na blacie wylądowały szklanki, a do nich trafił lód i nie miał wątpliwości, że Posy wie po co sięgać w sklepie. I powinno go to zmartwić, w końcu, to jego młodsza siostra, tak? Zmartwi się pewnie za moment. Póki co opadł na kanapę obok niej, rozkładając się zupełnie jakby był u siebie, z buciorem na stole, ale kto mu zwróci uwagę?
To rozumiem — mruknął, upijając łyka ze swojej szklanki, krzywiąc się przy tym teatralnie. I już myślał, że pozostanie tak zabawnie do końca wieczoru, kiedy nagle postanowiła powiedzieć… coś takiego. Nie uśmiechnął się, wręcz przeciwnie, mina zrzedła mu w ułamku sekundy. — Żartujesz, prawda? Pos, do cholery, dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli chodzie o terapię to najmłodszej Alderidge na pewno by się przydała i to z wielu względów. Nie tylko chodziło o relacje z matką. Chociaż… może to wszystko rozchodziło się o relację z matką? Gdyby od początku byłoby to normalne to nie zdecydowałaby się iść do wojska, a dalej nie wydarzyłaby się ta seria niefortunnych zdarzeń, które sprawiły, że była w tym dość mrocznym punkcie swojego niespełna trzydziestoletniego życia.
- Trzymam cię za słowo, Aldeirdge! – że ją będzie obserwował, a jak z wiekiem będzie się robiła zgryźliwa i sukowata jak ich matka, miał pełne prawo zdzielić ją w łeb i jej to wykrzyczeć prosto w twarz. Żeby się opamiętała. Chociaż faktycznie szanse na to były niewielkie. Posy – czy tego chciała, czy nie – była jak skóra zdjęta z ojca. Była typową córeczką tatusia. Była do niego podobno zarówno z wyglądu jak i z charakteru, zawsze się z nim dogadywała i jedyny zgrzyt jaki przeżyli to ten, gdy chciał dla niej lepiej niż kariera wojskowa. Nie wyszło… a ona w rezultacie nie była nawet na jego pogrzebie.
Za co do dnia dzisiejszego pluła sobie w brodę. I pewnie będzie to robić to końca swoich dni.
Zapadła się w poduszki po drugiej stronie kanapy. Podciągnęła kolana pod brodę i upiła spory łyk swojego drinka.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy Jonah zdenerwował się jej zupełnie niegroźną historią – No typowy dzień na izbie przyjęć, prawda? – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu i oderwała wzrok od mężczyzny, skupiając się na swojej szklance i alkoholu uderzającym w jej ścianki, gdy nią obracała – Był u nas dzień wcześniej. Poznałam, że to ćpun, nie uwierzyłam w jego opowieści o bólu, więc zrobiłam tylko podstawowe badania i wypisałam. Wrócił. Cierpiał… tylko że bardziej przez prochy niż cokolwiek innego. Drugi lekarz zaserwował mu prawie śmiertelną mieszankę leków, więc ostatecznie nikomu nic się nie stało. No prawie. Ale tak. Wróciłam do tego wspaniałego miasta, żeby spełniać się w zawodzie w warunkach, których wszyscy dla mnie chcieli… i pół życia przelatuje mi przed oczami, gdy ktoś trzyma broń tuż przed moją twarzą. – przemilczała fakt, że sama mu się pod tą broń wpakowała i przeliczała fakt, że z tyłu jej głowy rozbijała się myśl, że chciała by chłopak pociągnął za spust. Nie była w stanie powiedzieć tego głośno, więc tylko upiła kolejny spory łyk swojego drinka – Może powinnam wrócić?

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”