WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2 Ostatni rok zdecydowanie nie był dla niej łaskawy — i chociaż z każdym dniem nie jest lepiej, wciąż miewa dni, podczas których najchętniej schowałaby się we własnym łóżku. Wspomnienia bowiem lubią wracać niespodziewanie; wkradać się do jej umysłu niezauważone i zatruwać życie, które tak usilnie próbuje złożyć z powrotem w całość. Kraść szczęście i uśmiech, w zamian dając milion ponurych myśli, zwątpienie, uczucie pustki — strach. I ból; ból, który próbuje uciszyć kolejnymi tabletkami, coraz głębiej wpadając w swoje małe uzależnienie. To, które krok po kroku ją wyniszcza; jej ciało i umysł, który stępiony popełnia błędy.
Błędy — błąd.
Ten jeden błąd, który sprawił, że ktoś wreszcie zwrócił na nią uwagę. Potrząsnął nią, kazał jej się ogarnąć, wysłał na terapię i nie odpuszczał.
Zazwyczaj nie słucha innych ludzi. Zazwyczaj robi to, co chce — nauczona tego jeszcze w dzieciństwie. On miał jednak dobre argumenty; argumenty, z którymi kłócić się nie mogła, jeśli chciała zachować pracę. A praca przecież jest dla niej ważna; najważniejsza. To praca trzyma ją przy życiu, przy zdrowych zmysłach; praca jest sensem jej istnienia. Bez niej nie byłaby sobą — bez niej byłaby nikim.

Wciąż nie rozumie dlaczego tam wraca — do Jego gabinetu. Przecież nie musi, nie jest to warunkiem, warunek był jeden. Terapia. I chodzi tam; chodzi posłusznie, raz w tygodniu i naprawdę się otwiera.
Ale otwiera się też przed Nim. Tylko dlaczego? Co takiego w sobie ma, że chce mówić mu te wszystkie rzeczy, które do tej pory siedziały jedynie w jej głowie? Co takiego w sobie ma, że puka do drzwi jego gabinetu niemal codziennie — aby podrzucić mu kawałek ciastka, kawę, jakieś papiery, choć nie jest to jej obowiązek. Zawsze jednak znajdzie wymówkę, by się tam pojawić — d l a c z e g o?
Czy to ta zimna, nieprzyjemna samotność? Paląca potrzeba posiadania przyjaciół, która sprawia, że garnie się do każdego, kto choć trochę okazał jej sympatię? Bo on słucha, naprawdę słucha — i mówi też. I musi przyznać, że rozmowy z nim są naprawdę przyjemne. Niewymuszone, lekkie; sprawiają, że z każdą wizytą chce więcej. Chce więcej opowiadać i więcej go słuchać.

Ignorując ciekawskie spojrzenie jednej z pielęgniarek oddziału chirurgii, której nazwiska nawet nie pamięta, z kawą w jednej ręce i papierową torbą pełną donutów w drugiej, kieruje się w stronę drzwi, na których wisi plastikowa tabliczka z wygrawerowanym napisem: Jordan Groeneveld
Ordynator Chirurgii
Schemat zawsze wygląda tak samo — przed pracą wstępuje do ulubionej kawiarni, potem biegnie do szpitala, przebiera się w swój medyczny komplet i zanim na dobre zacznie pracę, puka do drzwi ordynatora chirurgii z kawą i jakąś przekąską. Czasem pyta co u niego, innym razem życzy mu na szybko udanego dnia i wraca na swój oddział, a czasem — tak, jak to dzisiaj ma w planach — rozsiada się na fotelu, by chwilę porozmawiać. Ot, nic takiego, prawda? Zwykła przyjacielska pogawędka.
Nie wiedziałam jakie lubisz, więc kupiłam kilka różnych — rzuca na przywitanie, gdy już wślizguje się do jego gabinetu i opada na fotel naprzeciwko biurka, przy którym siedzi mężczyzna. Zaraz potem kładzie na blacie papierową torbę z przysmakami oraz dwa kubki wciąż gorącej, parującej kawy, po chwili jeden z nich przesuwając w stronę Jordana z delikatnym uśmiechem. — Mam nadzieję, że nie przeszkadzam — dodaje szybko, unosząc delikatnie brwi w górę, gdy zerka na niego pytająco.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

i. Przez krótką chwilę patrzy na nią tak, jakby wcale jej nie poznawał. Jakby ostatnie tygodnie nigdy się nie wydarzyły i nie zaszła między nimi zmiana — relacji, charakterów, spojrzenia na świat. Dwie sekundy mijają, nim w jego oczach pojawia się znajomy błysk i usta rozciągają się w łagodnym uśmiechu. Kiwa głową, wyciągniętą dłonią wskazuje na stojący po drugiej stronie biurka fotel i szybkim gestem informuje, że zaraz poświęci jej całą swoją uwagę — kiedy tylko głos w telefonie przestanie wykrzykiwać niezrozumiałe słowa i Jordie wreszcie będzie mógł skupić się na rzeczach przyjemniejszych niż zamawianie kolejnych ryz papieru do biura albo umawianie spotkań ze studentami medycyny, którym wydaje się, że zbudują w tym szpitalu przyszłość.
Też kiedyś był jednym z nich. Ambitny, zakochany w swojej pracy, chętny do działania ku ogólnemu dobru — albo przynajmniej dobru pacjentów, jeśli akurat udało się ich wyleczyć. Teraz jedynie w małym procencie przypomina dawnego siebie. Wciąż lubi tę robotę, wciąż pojawia się tutaj każdego dnia równo o siódmej (ostatnio o szóstej trzydzieści przez problemy ze snem), ale pełna ekscytacji iskra zdążyła opuścić jego spojrzenie. Jest przekonany, że w życiu widział i doświadczył już wszystkiego.
Może dlatego obecność Luny tak go ożywia. W jednej chwili prostuje się na fotelu, popędza rozmówcę po drugiej stronie słuchawki i zgadza się na wszystko, byleby odłożyć komórkę na biurko. Odwraca ją nawet ekranem w dół, żeby nie zerkać na pędzący nieubłaganie czas i powiadomienia z pagera, informujące o przedłużającej się operacji, przy której nie miał ochoty asystować.
— Przepraszam — rzuca na początek tonem sugerującym, że faktycznie jest mu przykro. — Przysięgam, że będę musiał zrzucić te obowiązki na któregoś z rezydentów; wyobrażasz sobie, że przez pół godziny pytali mnie o kolor spinaczy, które chcemy mieć w biurze? - parska, kręcąc niedowierzająco głową. Nie tłumaczy przy tym, dlaczego osobiście zajmuje się takimi sprawami, zamiast poprosić recepcję o wykonanie zamówień. Na oddziale chirurgicznym wszystko wygląda trochę inaczej: ludzie są jakby bardziej surowi, pracownicy nie posyłają sobie ciepłych uśmiechów. Każdy stara się robić wszystko jak najlepiej, jednocześnie żyjąc w przekonaniu, że poradzi sobie bez pomocy. Jordie pasuje do tego kręgu: prawdziwa Zosia-Samosia, która raz w miesiącu zamawia nawet papier toaletowy.

Na moment poważnieje, wpatrując się w Lunę tak badawczo, jakby próbował odczytać jej myśli. Przychodzi tutaj czwarty dzień z rzędu — ominęła tylko poniedziałek, ale i tak znalazł przylepioną do klamki kolorową karteczkę z wielkim uśmiechem i życzeniem miłego dnia. Jeszcze dwa tygodnie temu zastanawiał się, dlaczego. Co skłania ją do tych wizyt, jakim cudem z niepoznanej zmiennej zamieniła się w tym równaniu w pewnego rodzaju stałą. Jedyną rzeczą, której może być pewien.

— Przytyłem już kilogram — informuje spokojnie, zerkając na paczuszkę, z której wnętrza przebiły dwie plamy kolorowego tłuszczu. — Nic się nie stanie, jeśli przytyję kolejny — uznaje, wzdychając ciężko i sięga po różowego pączka z przesadną ilością lukru i tęczową posypką. Kilka okruszków od razu osiada na porośniętej kilkudniową szczecinką brodzie, ale Jordie nawet tego nie zauważa. — Będę musiał się zastanowić nad konsekwencjami tej znajomości, jeśli przestanę się mieścić w fartuch.

Konsekwencje, dobre sobie. Oboje doskonale wiedzą, że nie powinni się tak zachowywać. Że sam fakt przebywania w swoim towarzystwie tak często zostanie uznany za niedopuszczalny. Że — chociaż ich relacja pozostaje zdrowa i przyjacielska — to Jordana zbyt łatwo byłoby oskarżyć o faworyzowanie rezydentów; nawet jeśli nie jest bezpośrednim zwierzchnikiem Luny. Nawet jeśli nie widują się na bloku i nie przebierają w tej samej szatni.
Konsekwencje mogłyby być dużo boleśniejsze niż kilka nadprogramowych kilogramów i rosnący brzuszek.

— Jakieś ciekawe przypadki na dziś?
Rozmowa o pracy jest bezpieczna. Prościej się w niej zatracić, nie rozmyślając o tym, o co naprawdę chciałoby się zapytać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiecha się ze współczuciem, gdy zauważa jego zbolałą minę (nawet jeśli próbuje ją ukryć, to i tak na niewiele się to zdaje — widzi, że cierpi nieziemskie katusze, z kimkolwiek rozmawia), po czym rozsiada się wygodnie w fotelu i nic więcej nie mówi. Zamiast tego przygląda mu się przez chwilę z rozbawieniem, by po chwili przenieść spojrzenie na okno, które częściowo zostało zasłonięte przez żaluzje. Przez tę nieosłoniętą część może jednak zauważyć kawałek szpitalnego parku — miejsce, które lubi czasem obserwować, gdy akurat ma chwilę wolnego. Niestety o tej porze nie ma tam nic interesującego, jedynie spieszący się do pracy personel medyczny. Dopiero w południe robi się tam tłoczniej — pacjenci wychodzą na spacer, lekarze na krótką przerwę, dzieci z oddziału onkologicznego zostają tam zabierane na zajęcia na świeżym powietrzu. W południe park tętni życiem — a jest dopiero ósma trzynaście.

Odwraca wzrok od okna w tym samym momencie, w którym Jordan wreszcie odkłada telefon na biurko. Uśmiecha się do niego lekko, wzruszając ramionami, bo przecież nie ma za co przepraszać — bądź co bądź wypełnia swoje obowiązki i to ona powinna przeprosić za to, że przeszkadza. Za to, że niemal codziennie wpada do jego biura i zajmuje mu jego cenny czas, który powinien poświęcić na rzeczy ważniejsze. Nie raz myślała, aby z tym skończyć, aby nie narzucać mu swojej obecności, o którą nawet nie prosi, ale z drugiej strony, gdyby mu ona przeszkadzała, na pewno by jej o tym wspomniał, prawda?
Jako rezydentka przyznam szczerze, że nie jest to dobry pomysł. Nie powinniśmy przypadkiem uczyć się, jak ratować ludzkie życia, zamiast wybierać kolor spinaczy? — Spogląda na niego z rozbawieniem znad papierowego kubka z kawą, której upija drobny łyk, jako że wciąż jest ona dość gorąca. — Nie mówię, że masz to robić sam, rzecz jasna. Ty też powinieneś zajmować się rzeczami ważniejszymi, na-przykład-piciem-kawy-z-ulubioną-rezydentką — ostatnią część specjalnie wypowiada szybko i niewyraźnie, jakby wcale czegoś takiego nie mówiła — a za sprawy biurowe powinien odpowiadać ktoś inny. Myślałeś o sekretarce? — pyta, unosząc brwi do góry w oczekiwaniu na odpowiedź. Doskonale rozumie, że może to generować dodatkowe koszty, ale jej zdaniem wyszłoby to wszystkim na dobre, a już na pewno jemu. Zdążyła jednak zauważyć, że Jordan lubi mieć zawsze rękę na pulsie, szczególnie na swoim oddziale, i poniekąd rozumie dlaczego robi to wszystko sam, ale przecież od złego koloru spinaczy jeszcze nikt nie umarł, prawda?

Przez moment odwzajemnia jego poważne spojrzenie, zastanawiając się, o czym mężczyzna teraz myśli, nad czym się zastanawia. Czy próbuje ją prześwietlić pod kątem tego, jak się czuje? A może stara się rozwikłać zagadkę, jaką są powody jej codziennych wizyt? Cóż, dopóki nie zapyta, z samych obserwacji odpowiedzi raczej nie dostanie, choć nawet gdyby zapytał, wątpliwe jest to, czy uzyskałby odpowiedź.

W takim razie ja będę musiała wkradać się do twojego gabinetu i za każdym razem ten fartuch poszerzać, żebyś nie musiał przypadkiem zastanawiać się nad tymi konsekwencjami — mówi poważnie, choć na jej ustach zaczyna igrać lekki, wesoły uśmieszek. Może faktycznie powinna wstrzymać się z tymi słodkościami, w innym wypadku i ona będzie potrzebowała szerszego fartucha, a tego na pewno by nie chciała. Mimo to, kiedy już Jordan częstuje się słodkością z papierowej torby, również i ona do niej sięga, by wyciągnąć tłustego, oblanego lukrem pączka.
Z drugiej strony — duża ilość kalorii oznacza dużą ilość energii, a energia z samego rana zdecydowanie im się przyda. Tak samo, jak spora dawka kofeiny. No i może coś przeciwbólowego w jej przypadku, bo znowu zaczyna czuć nieprzyjemny ból w okolicy kolana, który na razie próbuje ignorować, aby robić dobrą minę do złej gry. To, że ostatni wypadek i utrata pacjenta nią wstrząsnęła to jedno, ale to, że ma problem z lekami przeciwbólowymi to już inna sprawa, która zdecydowanie nie powinna ujrzeć światła dziennego.

Hmm, niekoniecznie — odpowiada, gdy już przełyka pierwszy kęs słodkiego pączka. — Przynajmniej na ten moment, noc ponoć była spokojna. Ale wiesz, że wszystko może się zmienić w przeciągu kilku minut. W jednej chwili jest cisza, w drugiej tabun pacjentów taranuje szpitalne drzwi i wszyscy jesteśmy stawiani na nogi — wzdycha cicho. Takie już życie lekarza — trzeba być przygotowanym w każdej chwili na, dosłownie, wszystko. — Także staram się nacieszyć tą chwilą spokoju, póki mogę — dodaje, biorąc kolejny kęs pączka, który zapija gorącą kawą.
A u ciebie? Jakieś ciekawe operacje, czy cały dzień będziesz zamawiał te nieszczęsne spinacze? — pyta z rozbawieniem, machinalnie pocierając ręką kolano, jakby tym sposobem chciała pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia.
Tak, rozmowa o pracy jest zdecydowanie bezpieczniejsza. Bo choć kusi ją powiedzieć mu o kolejnym koszmarze, o wątpliwościach, które nawiedzają ją każdego ranka od tego nieszczęsnego wypadku, ma wrażenie, że nie powinna. Nie powinno jej tu w ogóle być, ale dopóki okłamuje siebie — i, poniekąd, jego — że chodzi tu tylko o wspólne wypicie kawy, wszystko jest w porządku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Noc ponoć była spokojna.
Tamta noc — ta, podczas której wszystko się między nimi zmieniło, też była spokojna. Przynajmniej przez chwilę. Nikt nie spodziewał się wezwania do strasznego wypadku i utraty aż tylu żyć. Niektórzy zmarli jeszcze w drodze, inni odeszli z otwartymi klatkami, na stole operacyjnym. Jordan też stracił wtedy pacjenta. Pacjentów, gwoli ścisłości, bo jako ordynator odpowiadał za błędy wszystkich obecnych w pracy lekarzy. Tamta noc zapowiadała się spokojnie, przyjemnie wręcz — z kubkiem gorącej kawy w dłoni, nudnymi papierami do uzupełnienia w teczce, opasany wygodnym (wtedy jeszcze nie ciasnym) kiltem, Jordie wierzył, że to będzie miła zmiana. Nie spodziewał się takiego dramatu.
Może dlatego teraz marszczy dziwnie nos, nie od razu odpowiadając na przypuszczenia Luny. Chciałby, żeby się nie myliła — żeby ten dzień faktycznie należał do udanych, pacjenci byli mili, pielęgniarki wyrozumiałe, a lekarze nie spotkali się z żadnym nieuleczalnym przypadkiem. Życie jednak nauczyło go, że nie można od świata oczekiwać zbyt wiele. Uśmiecha się więc lekko, ale szybko zasłania twarz dłonią, żeby zetrzeć z brody kawałki ułamanego lukru. Nie chce, żeby Luna pomyślała, że jada jak świnka.
— Nie stać nas na sekretarki — parska, kręcąc głową. — Nie zauważyłaś jeszcze po swojej wypłacie, że szpital musi ciąć koszta? — Pamięta, jak to było zaczynać pracę. Rezydenci nie mogą pozwolić sobie na wielkie wydatki, bo pieniądze, jakie dostają za ciężką robotę, ledwo wystarczają na podstawowe opłaty. Właśnie dlatego Jordie tym bardziej docenia wszystkie otrzymywane od brunetki prezenty: zachwyca się każdym pączkiem, każdą przesłodzoną kawą i wszystkimi drobnostkami, które Luna przynosi ze sobą. Wie, że rezydentura nie rozpieszcza. I że czasem trudno jest połączyć koniec z końcem. — Zresztą to nie jest wcale najgorsze. Wolę kupować spinacze i zastanawiać się, czy czerwone będą pasowały do białych teczek, czy może lepiej zamówić granatowe w komplecie z długopisami, niż znowu przeglądać zażalenia z zeszłego tygodnia, bo chirurg przez przypadek zniszczył komuś koszulkę. — Wywraca oczami i dojada swojego pączka, po czym odchyla się w skórzanym fotelu. Promienie nisko zawieszonego słońca na chwilę go oślepiają, więc przekrzywia głowę, wpatrując się prosto w rozmówczynię.
— Dobrze się czujesz? — Głupie pytanie. Ludzie zazwyczaj odpowiadają na nie zdawkowo, kiwając głową i od razu zmieniając temat. Czasem — ci bardziej szczerzy — przyznają, że nie wszystko jest w porządku, ale nie chcą zadręczać drugiej strony swoimi problemami. Sam Jordan należy do tej grupy: niechętnie opowiada o tym, co go boli, bo życie zdołało go nauczyć, że ludzie, przed którymi otwiera się serce, częściej odchodzą. W ciągu ostatnich tygodni zdążył jednak zauważyć, że Luna lubi opowiadać o tym, co jej dokucza. To znaczy — pod warunkiem, że pociągnie się ją trochę za język. — Bez wykrętów! — zaznacza, stukając palcami o drewniany blat masywnego biurka, które stało tutaj na długo zanim Jordan został ordynatorem i możliwe, że na długo, nim w ogóle przyszedł na świat. — Szczere odpowiedzi. Chcę wiedzieć, jak naprawdę się czujesz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie lubi wracać wspomnieniami do tamtej nocy, bo choć to właśnie ona wykreowała między nimi swoistą więź, utrata pacjenta dość mocno się na niej odbiła. Miała zły dzień, tydzień, a w zasadzie nawet kilka miesięcy, a śmierć tamtego mężczyzny dobiła ją jeszcze bardziej. Tego dnia zwątpiła w swoje umiejętności, zwątpiła w siebie po raz pierwszy od dłuższego czasu. Czuła się prawie, jak na wojnie; czuła się, jakby to znowu były jej pierwsze dni w szpitalu polowym, gdzie robiła wszystko, aby uratować życie żołnierzy, a oni i tak odchodzili.
Próbowała to ukryć — jak zawsze. Ale On to zauważył; zauważył, że wcale nie jest z nią w porządku, że może sobie z tym nie poradzić. I, gdyby nie jego wyciągnięta dłoń, prawdopodobnie by sobie nie poradziła. Poddałaby się uczuciu wstydu i niepewności oraz wyrzutom sumienia, zapewne na dobre zaprzepaszczając swoją szansę w tym szpitalu albo i w ogóle w lekarskim świecie. Byłaby nikim — straciłaby siebie. Ale oczywiście i o tym stara się nie myśleć, bo nie znosi przyznawać się do tego, że tak naprawdę wcale nie jest taka silna, za jaką uchodzi, jaką stara się być.
Mimo wszystko, mając gdzieś w pamięci tę nieszczęsną noc, próbuje nie robić sobie złudnych nadziei, że ta zmiana będzie spokojna — bo wszystko może się wydarzyć. To jednak nie powstrzymuje ją przed usadowieniem się w wygodnym fotelu w gabinecie ordynatora chirurgii, by zajadać się pączkami. Kto wie, może to są właśnie ich ostatnie spokojne chwile przed kolejnym piekłem?

Naprawdę nie wiem, na co idą te wszystkie pieniądze. Ludzie zostawiają tu tysiące, a szpital ciągle tnie koszty. Pewnie wystarczyłoby uciąć trochę pensje zarządu szpitala i kasa by się znalazła, ale nieee… Trzeba przecież pojechać dwa razy do roku na drogie wakacje — prycha poirytowana, bo doskonale zdaje sobie sprawę, jak to wszystko wygląda. Ci stojący najwyżej zawsze zgarniają najwięcej, a potem brakuje sprzętu, aby ratować ludzkie życie i nie starcza na pensje dla tych, którzy te życia próbują ratować. Oczywiście ani trochę jej się to nie podoba, ale co niby mogłaby z tym zrobić? Nic, zupełnie nic. Tyle już było strajków, rozmów, próśb — i nic. Z dnia na dzień tylko się upewnia, że świat to paskudne miejsce, choć czasem zdarzają się lepsze chwile.
Uśmiecha się z rozbawieniem, przełykając kolejny kęs pączka.
Takie życie ordynatora. Chciałeś, to masz. Już chyba wolę być do końca życia zwykłym lekarzem i większość czasu spędzać przy pacjentach, niż siedzieć w wygodnym fotelu, obżerać się pączkami i wyrywać sobie włosy z głowy przy sprawach administracyjnych — stwierdza z rozbawieniem, odrobinę sobie żartując, bo przecież wcale nie chce go obrazić. Rozumie, że niektórzy chcą się piąć po szczeblach kariery, by ich nazwisko było rozpoznawalne, ale ona nigdy takiego marzenia nie miała. Nie obchodzą ją tytuły, obchodzi ją jedynie ciężka praca. Pacjenci oczywiście też, ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że wybrała tę karierę tylko po to, aby pomagać innym — nie, zrobiła to głównie po to, by pokazać, że umie ciężko pracować i potrafi sobie poradzić bez pomocy rodziców.

Poważnieje momentalnie, gdy uważny wzrok mężczyzny ląduje prosto na niej. Pod tym spojrzeniem zaciska usta w cienką linię, po czym poprawia się na fotelu, znowu zerkając na moment przez ogromne okno. Nie lubi, gdy ją tak skanuje i za każdym razem zastanawia się dlaczego — dlaczego tak jej pilnuje? Przecież to nie jego obowiązek.
W porządku — odpowiada lakonicznie, wzdychając cicho. Owszem, lubi opowiadać o tym, co jej dokucza, ale zazwyczaj opowiada o drobnych rzeczach, jak korki na drogach, ból nogi, kolejka w kawiarni czy zimna kawa. I tylko czasem powie coś więcej — gdy czuje się na siłach, a szczera odpowiedź nie da mu pełnego wglądu do jej wnętrza. Chyba nie jest jeszcze w stanie w pełni się otworzyć, nawet przed nim, choć to właśnie jemu powiedziała w ostatnim czasie najwięcej. Może dlatego, że wie, że w innym razie nie da jej spokoju? A może, podświadomie, naprawdę potrzebuje komuś się wygadać? — No wiesz, bywało gorzej — dodaje po chwili, odrobinę marszcząc swoje brwi, bo wie, że taka odpowiedź go nie usatysfakcjonuje. Dlatego wpycha w usta kawałek pączka, próbując pozbierać myśli w trakcie, gdy przeżuwa tę słodką bombę kaloryczną. — No dobra, zobaczmy… Koszmary się skończyły, nie licząc jeszcze tych z wojska, wszelkie wątpliwości też wyparowały i pogodziłam się z tym, że nie dam rady uratować wszystkich. I chyba potrzebuję dnia wolnego, by wreszcie się porządnie wyspać — mówi, oblizując usta z lukru. I wszystko, co wyszło przed chwilą z jej ust, jest prawdą. Przemilczała tylko jedną, jedyną rzecz — że znowu skończyły jej się leki przeciwbólowe i musiała zgarnąć kilka tabletek z zapasów szpitala. Ale przecież nic złego nie robi, prawda? Musi jakoś funkcjonować, a noga czasem wciąż jej dokucza.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”