WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Wyrzucił ochronne rzeczy w kolorze lazurowym do odpowiednich koszy, a następnie opuścił salę. Idąc przed siebie sprawdził telefon, przy okazji dowiadując się, która jest godzina, gdyż kompletnie stracił rachubę czasu. Rytualnie podszedł do maszyny by zamówić sobie latte. Następnie mijając przechodzących pacjentów, gości, pielęgniarki i innych lekarzy ruszył w stronę jednego z gabinetów. Nie było wcale łatwo tam dojść, bo co chwila był zatrzymywany i wypytywany o przebieg zabiegu przez ciekawskich ludzi, którzy chcieli informacji z pierwszej ręki. To właśnie przez takie sytuacje czuł, że uczestniczył w czymś naprawdę ważnym, nawet jeżeli nie odgrywał tam zbyt znaczącej roli, bo tylko asystował. Monty wiedział, że całe laury spłyną zapewne na Judith i innych chirurgów, ale tak naprawdę należało jej się. Fantastycznie było patrzeć, jak wykonuje swoją robotę. Precyzyjnie, spokojnie i dokładnie. Można było nauczyć się wiele od samego patrzenia. On na swoje zasługi jeszcze musiał poczekać, ale wcale też mu się nie spieszyło, by je zdobyć.
Pociągnął za klamkę i wszedł do gabinetu. Pozwolił drzwiom zamknąć się samoczynnie. Szpitalny gwar został stłumiony a on został sam w sterylnym, cichym, przestronnym pomieszczeniu. Tego mu właśnie było trzeba. Miejsca, w którym mógł zrzucić z siebie ciężar psychiczny i fizyczny. Monty obszedł biurko i padł niemal bezwładnie na duży, skórzany fotel, który odjechał na parę centymetrów na swoich kółkach, pchnięty jego siłą. Odstawił swoją kawę na blat i a następnie przeniósł na niego swoje nogi, które skrzyżował w kostkach. Robił tak często pod nieobecność Judith, kiedy korzystał sobie z jej gabinetu.
Nie cieszył się długo samotnością, gdyż po chwili drzwi ponowni się uchyliły i do środka weszła Meyer, która gdy tylko go zauważyła, już na wstępie posłała mu wzrok pełen dezaprobaty dla pozycji i miejsca, w jakim się znajdował, kładąc dłonie na swoich biodrach. Podziwiał ją, że miała jeszcze siły na takie odruchy, bo on przeszedłby chyba obojętnie.
- Chyba nam się udało. – zapoczątkował rozmowę, upijając przy tym kawę. – Gratuluję, doktor Meyer. – oznajmił z lekkim uśmiechem. Chciał sobie nawet zażartować, lecz w tym momencie coś go powstrzymał. Tak naprawdę cały dzień czuł się dość dziwnie. Nie zwykł do tego, że widzi się z Judith drugi raz po tym, jak zdążyli zobaczyć się rano, a jakby tego było mało, spędzili razem noc. Właśnie to nie dawało mu spokoju. Na czas operacji oboje poświęcili się swoim zadaniom, nie mając nawet chwili, by myśleć nad tym, co się wczoraj wydarzyło. Dalej był w tym temacie rozdarty, gdyż z jednej strony spędzili naprawdę wspaniałe chwile, ale z drugiej, rano został potraktowany tak, jakby nic się nie wydarzyło. Tak samo było, gdy spotkali się już w szpitalu. Mógł oczywiście zrzucić wszystko na przygotowania do operacji, lecz uważał, że Judith stara się go po prostu unikać i nawiązywać kontakt, gdy to jest naprawdę konieczne.
Na prośbę lekarki zwolnił jej miejsce i obszedł biurko. Przeszedł na sofy, układając się na jednej w poprzek, z nogami zwisającymi za miękkim podłokietnikiem. Kawę trzymał na swoim brzuchu. Przymknął na chwilę oczy, bardzo się starając by na moment nie zasnąć. Ale nie mógł. Jeszcze nie. Kiedy je otworzył, zauważył Judith, która przysiadła na drugim fotelu. Przed swoimi oczami miał teraz jej seksowne nogi, które założyła na siebie. Uniósł wzrok wyżej i natknął się na jej spojrzenie. Automatycznie w jego głowie pojawiły się przebłyski z ich wczorajszej nocy, które nawiedzały go co raz. Jakże inaczej zachowywali się wtedy, porównując ich do momentu, w którym właśnie się znajdowali.
- Niedługo będę się zbierał. Muszę jeszcze odwiedzić dziewczynę, która została przywieziona wczoraj. Tą, którą zszywałem. Podobno odzyskała przytomność. – odwrócił wzrok, patrząc teraz przed siebie, w stronę drzwi, popijając dalej swoją kawę. Od razu zaczął nastawiać się na to, że szpitala wcale tak szybko nie opuści, bo ordynatorka znajdzie mu za moment inne zajęcia, tak jak choćby papierologia.
-
-
- Tylko ją trochę pozszywałem. Liczę jednak, że będę miał okazję z nią porozmawiać. Niepokoił mnie chwilowy brak reakcji z jej strony podczas operacji. A biorąc pod uwagę to, iż miała wypadek, to może być powiązane. Od policji i ratowników wiem tyle, że zasłabła za kółkiem. Jak miałbym zgadywać ja, mogła mieć jakiś zawał i wcale nie jestem przekonany, że był jednorazowy. – Monterrey podzielił się z lekarką swoimi przemyśleniami, na temat nowej pacjentki, która chcąc nie chcąc wpadła mu w ręce. Popił swoją kawę, która nawet po południu znikała w tempie ekspresowym. Wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął przeglądać różne powiadomienia oraz odpisywać na wiadomości od swoich znajomych.
- Dziękuję, jest mi wygodnie. Przyzwyczajam się do gabinetu, który kiedyś przejmę po tobie. – odrzekł, nawet nie zwracając się ku Meyer, powracając do rytualnego droczenia się z nią. Zmieniło się tylko to, że nie odczuwał teraz takiej satysfakcji z tego powodu. Przez to, co się wydarzyło, tak naprawdę automatycznie pragnął z nią innego kontaktu, niż wspólne żarty w pracy. Wyjątkowo trudno było mu przejść nad ich wspólną nocą obojętnie.
Judith wiedziała jednak, jak szybko zwrócić na siebie uwagę. Słysząc tylko słowo dokumentacja podniósł się gwałtowanie i przekręcił ciało by na nią spojrzeć. Posłał jej wyjątkowo niezadowolone spojrzenie, a następnie przekręcił tylko oczami, wzdychając ciężko.
- No serio? Musiałaś? – odparł nieco rozgoryczony, bo nawet gdy mieli co świętować i mogli chyba chociaż odrobinę spuścić z tonu, on nadal słyszał jej marudzenie odnośnie wykonania raportów i dokumentacji. – Zrobię to. Ale w domu. Ciesząc się jakimś nowym prezentem, który kupię sam sobie. – oznajmił jej, mocno obstawiając przy swoim. Nikt raczej nie powinien mieć do niego pretensji, że po całym tak intensywnym dniu, gdzie od rana jest na nogach a już był niemal wieczór, nie będzie ślęczał przy lampce i opisywał rubryki. No może nikt, poza Judith.
W tym momencie Monty podniósł się na nogi i zrobił krok w jej stronę. Trzymając kubek w dłoni usiadł na poręczy fotela, a następnie przekręcił głowę, by posłać jej długie spojrzenie. – Czy nie mogłabyś choć raz zrobić to samo, co ja? Pójść na jakieś zakupy, czerpać satysfakcję z nowych, ładnych rzeczy. Potem wrócić do domu, wziąć długą relaksującą kąpiel z duża ilością piany, racząc się bardzo dobrym alkoholem? – zapytał ją, próbując jakoś wpłynąć na jej tok myślenia. – A wiem już, że zdecydowanie potrafisz sobie dogodzić… i nie tylko sobie… – wypalił nagle, po raz pierwszy nawiązując do tego, co razem przeżyli. Uniósł nieco brwi do góry, patrząc na nią nieco większymi oczami, popijając przy tym kawę małymi łyczkami. – Poza tym, taka jak wczoraj podobasz mi się zdecydowanie bardziej. – dodał jeszcze, zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć i jednocześnie przesunął powoli palcem wzdłuż jej długich, złocistych włosów.
-
-
- Stwierdziłem tylko, że w takim dniu jak ten, mogłabyś chociaż raz nie myśleć o papierkach. Poza tym, jak czasem patrzę na ciebie, to zastanawiam się czy myślisz czasem o sobie, czy jednak cały czas masz zajętą głowę pracę. Dobrze jednak słyszeć, że sobie dogadasz. Sama. – odparł z lekkim uśmiechem, trochę śmiało wkraczając w jej życiową sferę, ale wczoraj i tak dostał bardzo duże pozwolenie, z którego teraz podświadomie korzystał. Miał nadzieję, że nie obrazi się na jego śmiałe stwierdzenia, lecz mając okazję przebywać z nią dotąd tylko w pracy i widząc, jak się w niej zachowuje, mógł mieć mylne wyobrażenie na jej temat. W końcu, wczoraj przyjechał do niej późnym wieczorem tylko po to, by omawiać dzisiejszą operację. Przynajmniej taki był plan.
W zasadzie nie wiedział, co chciał osiągnąć w tym momencie. Może szukał u niej potwierdzenia, iż podobała jej się ta noc i nie powinni tak szybko rezygnować z tego, co się między nimi zaczęło dziać, a co skrupulatnie chciała w tym momencie wrzucić w niepamięć. Dlatego też jego ręka została szybko zabrana z jej włosów.
- Czy to jest aż takie złe? Źle ci z tym, że się komuś możesz podobać? – przewrócił oczami, cicho wzdychając na jej argument, którego kompletnie nie rozumiał. Potem brakowało już tylko matkowania, którym go uraczyła, jakby chciała powiedzieć, co powinni robić chłopcy w jego wieku. Oczywiście między wierszami wyczytał, że do tego odnosiły się jej słowa. Nigdy nie przejmował się tym, że przez większość tutaj był traktowany niczym dzieciak, zwłaszcza przez starsze koleżanki, bo uważał, że takimi przytykami w jego stronę ludzie sami sądzą o sobie, iż są starzy. – Najchętniej kupiłbym jakiś dobry alkohol, pojechał do ciebie i razem z tobą się zrelaksował. To też brzmi dobrze, prawda? – zerknął na nią z nieco większym brakiem entuzjazmu, lecz jeszcze wierząc, że trochę ją złamie i przekona w jakiś sposób do siebie.
Monty powstał z boku fotela i zrobił parę kroków w jej stronę, przystając tuż przed Judith. Spojrzał w jej oczy, gdy odwróciła się przodem do niego. Następnie uniósł rękę, chcąc znowu jej dotknąć. – Oczywiście, że łączy nas relacja zawodowa. Chyba jednak nie będzie zbrodnią, jeśli umówimy się poza nią, prawda? – spróbował raz jeszcze, lecz po raz kolejny został przez nią odrzucony, tak jak jego ręka, która została odciągnięta od włosów, których nawet nie dotknęła.
-
-
- No dobrze, skoro uważasz, że nie powinnaś mi się podobać, to postaram się, by tak było. – odpowiedział jej nieco ciszej, nawet z delikatnym westchnięciem. W najgorszym razie po prostu znów zacznie się zachowywać tak, jak to miał w zwyczaju przed ich wspólną nocą, kiedy nadal była tylko jego szefem a on jej czasem dokuczał. Nie był tylko jeszcze pewien, czy znów kiedykolwiek znajdą się na tych torach.
Stojąc prosto obserwował Judith, która odeszła od niego trochę dalej, przystając gdzieś przy biurku. Powoli otrząsnął się z tego zauroczenia, które trzymało go przez cały dzień. Wytyczona granica pomogła mu przesunąć ich wspomnienie w stronę zapomnienia, z czym mógł poczuć się zdecydowanie lepiej.
- Dobrze, już dobrze, nie gorączkuj się. Tylko jednorazowy. – odparł, lekko ją przedrzeźniając, jakby udając, że inne jego zachowanie, które miało miejsce przed momentem trochę się nie wydarzyło. Lecz skoro mieli powrócić tylko relacji zawodowych, to właśnie to się teraz działo. – Idę wpaść do pacjentów. Potem może pouzupełniam dokumentację, więc w razie czego mnie jeszcze złapiesz. Jak coś, krzycz przez mikrofon. – oznajmił mężczyzna, naprawdę chcąc kiedyś posłuchać, jak Judith brzmi przez mikrofon. Zastanawiał się, czy brzmiałaby ładnym, ciepłym, może nawet zmysłowym głosem, czy jednak treść zostałaby ogłoszona beznamiętnie i rzeczowo. Oczywiście, że obstawiał to drugie.
Monty zabrał jeszcze swoje rzeczy potrzebne mu podczas jego wizytacji. Przypiął na swój ubranie swój identyfikator. Nie zawsze nakładał swój biały kitel, zwłaszcza rano lub wieczorem, kiedy jechał do szpitala, lub miał do niego wracać. Przygotowany, ruszył w stronę drzwi przechodząc tuż obok niej. – Ale możesz zrobić mi tą przyjemność i przyznać jeszcze, że było ci ze mną dobrze. – powiedział tuż przy jej uchu, nachylając się nad nią delikatnie. Przesunął jeszcze szybko dłonią wzdłuż jej bok, by następnie wszystko przerwać. Zbliżył się do drzwi gabinetu, które otworzył, ale zanim wyszedł ich spojrzenia spotkały się ze sobą. Przygryzł nieco swoje wargi, unosząc brwi, posyłając jej jeszcze zalotne spojrzenia, ale zaraz uśmiechnął się szeroko i ostatecznie opuścił pokój, zostawiając Judith samą.
ZT.
-
Pierwsza kawa przed wyjściem. Prysznic i szybkie nałożenie ciuchów. Druga kawa na drogę. Przejażdżka swoim Mercedesem z północy na śródmieście po rozświetlonych ulicach. Po zaparkowaniu auta wszedł do dużego budynku z uśmiechem witając się z zebranymi przy recepcji pielęgniarkami, z którymi nie omieszkał zamienić parę słów, opowiadając o swoich perypetiach. Bardziej jednak wolał słuchać, bo kobiety zawsze go rozśmieszały, gdy tak szybko się wkurzały opowiadając o jakichś małych, ale zabawnych z jego perspektywy problemach w domu. Oczywiście obiecał, że potem do nich wpadnie i ruszył dalej.
Wjechał windą na odpowiednie piętro budynku i ruszył korytarzem zmierzając do pokoju doktor Meyer. Założyłby się o wszystkie swoje pieniądze, że nie będzie pierwszy i tak też się stało. Gdy tylko otworzył drzwi od gabinetu spojrzał w stronę biurka, przy którym siedziała blondynka, pochylona nad blatem i wypisująca coś na kartkach w charakterystycznym dla siebie szybkim tempie. – Nareszcie, wróciłaś. – odrzekł z uśmiechem, zwracając sobą jej uwagę. Gdy spojrzeli sobie w oczy, Monty zrobił małe kroki w jej stronę ale przystanął, gdy w odpowiedzi dostał tylko suche cześć, po czym doktor powróciła do swojego zajęcia. Patrzył na nią chwilę, po czym mruknął niezadowolony. Nie lubił być tak ignorowany, a już zwłaszcza nie przez nią. Nie po tym, co ich połączyło. Podszedł więc do niej i postawiwszy kawę gdzieś z boku wpakował jej się na biurko. Spowodowało to lekkie zawahanie w jej zachowaniu, lecz nie udało mu się jej wytrącić z równowagi. W zamian za to usłyszał to, czego się spodziewał, a mianowicie polecenie, by zszedł z jej biurka. Nawet udało mu się ją bezgłośnie przedrzeźniać, idealnie w tym samym momencie, kiedy wypowiedziała te słowa. Westchnął w końcu cicho a następnie zaczął pstrykać palcami w jej długopis, kompletnie już jej przeszkadzając. Odebrał za to od niej jedno z tych spojrzeń, którymi ciskała jednocześnie gromami w innych. – Tęskniłem. – odparł a następnie przybliżył swoją sylwetkę w jej stronę i musnął czule jej usta, przeciągając ten pocałunek jak najdłużej, kompletnie nie zważając na to, w jakim miejscu się znajdują. Przez parę sekund może akurat nikt na nich nie zważył. – Jak było w Vancouver? – zapytał, kiedy poczuł, że w końcu zaczął dostawać od niej wystarczająco dużo atencji. Jednocześnie opuszkami palców potarł o wierzch jej dłoni, posyłając w jej stronę swój uroczy uśmiech, by jakoś ją udobruchać.
-
-
- Ale my niczego nie robimy, Judith. To tylko zwykły, niewinny całus, niemal przyjacielski. – wzruszył delikatnie ramieniem wierząc, że to naprawdę nie musi nic znaczyć w oczach innych. Poza tym, trwał on tylko mgnienie oka. – No i jesteśmy w twoim gabinecie. Raczej spodziewam się pukania, zanim ktoś po prostu tutaj wparuje. Oprócz mnie. – uniósł kąt ust do góry, bo on właśnie tak robił, czując się w tym pokoju niemal jakby to był jego. A zazwyczaj był pod jej nieobecność. Mimo wszystko, rozumiał jej pobudki. W końcu coś sobie niedawno ustalili i jeszcze oboje musieli nauczyć obchodzić się ze sobą w pracy. Ostatnie, czego chciał Monty, to wpędzić ją i siebie w kłopoty. Nie podzielał jednak stawiania między nimi aż tak dużego muru.
- Owocnie powiadasz? – zawtórował jej z lekko uniesioną brwią, próbując coś insynuować, ale tak naprawdę nie wiedział co, więc obrócił swoje zachowanie w żart. Trudno mu sobie był wyobrazić, że dostała wolne od swojej regularnej pracy, by pojechać do Kanady w innym celu niż… praca. – Będziemy analizować zabieg tak samo, jak ostatnio? – zapytał z uśmieszkiem, przypominając sobie, co działo się między nimi, gdy zjawił się u niej w mieszkaniu z tej samej przyczyny.
Monterrey zerknął na moment w bok, przypatrując się jak Judith sięga po kawę. Niby przypadkowo musnął opuszkami palców jej dłoń, szukając z nią jakiegokolwiek kontaktu, dotyku, którego bardzo mu brakowało. Nie mówiąc o czymś więcej. Spojrzał lekarce w oczy i na jej słowa westchnął cicho, przewracając oczami. – No dobrze, dobrze. Będę trzymał dystans. – odpowiedział jej nieco bezradnie, a następnie wziął swoją kawę i zsunął się z jej biurka, przechodząc na kanapę.
- Tutaj nie działo się nic szczególnego. Nuda. – ponownie wzruszył ramieniem, upijając łyk czarnego napoju, na chwilkę zerkając w międzyczasie na dużą witrynę gabinetu, która była oknem na świat. – W zasadzie nie wiem nawet, co tam gadają inni młodzi lekarze. – dodał szybko, z dozą pewnej wyższości nad nimi, bo tak się składało, że poczucie własnej wartości i umiejętności było u niego ponadprzeciętne, więc poniekąd towarzystwo starszych i doświadczonych lekarzy uważał za odpowiednie dla niego.
W końcu jego wzrok raz jeszcze spoczął na Judith, której znów uważni się przyglądał. Jego twarz w końcu nieco złagodniała. Poklepał puste miejsce obok siebie, jednak nie wytrzymując długo w tym dystansie. Nie chciał popadać w paranoję. Gdy lekarka usiadła niedaleko jego osoby chwilę na nią spoglądał, palcem wskazującym powoli i co najważniejsze dyskretnie, bez żadnych większych ruchów, przesunął po jej biodrze. Ku jego zadowoleniu, zdobył się na większy kontakt, kiedy Meyer opuściła swoją rękę luźno na siedzenie. Przez to, mógł powoli i niezauważalnie przesunąć palcami po wierzchu jej dłoni.
- Mamy niedługo razem kolejną operację. – zagadnął, chociaż był przekonany, że na pewno o tym wie. Choć to dla nich żadna nowość, to jednak czuł się jakoś inaczej przed tym dniem, myśląc o pierwszej ich wspólnej operacji, odkąd zaczęli być ze sobą.
-
-
- Czasem rozmawiam, oczywiście. To nie znaczy, że któraś wzbudza moje zainteresowanie na tyle, bym zabrał ją ze sobą do łóżka. A tam miejsce jest już aktualnie przez kogoś zajęte. Dobrze wiesz, że akurat ja mierzę wysoko. – poruszył brwiami, unosząc kąt ust do góry na małą dwuznaczność tego, co powiedział.
Jego palce cały czas przesuwały się po jej udzie. Kolejny raz próbował ją trochę złamać, sprowokować, co praktycznie robił, odkąd zaczął pracę w tym szpitalu. Zastanawiał się któregoś dnia, czy w ogóle spodziewała się, że będzie mieć z nim takie relacje, ogólnie rzecz biorąc. Wiedział, że nie. Miał być dla niej kolejnym młodym lekarzem, któremu miała wytykać błędy i zarzucać pracą. Tymczasem on z uśmiechem na ustach i dużą pewnością siebie wytrzymał to wszystko, nawet jej charakter, a ostatecznie doszło do tego, że spytał ją, czy nie chciałaby się z nim spotykać.
- Skoro to nieskomplikowana operacja, oznacza to, że nie będziemy musieli jej przeanalizować nieco… dogłębniej? – powiedział smutnym tonem, znów wracając do ich pamiętnej, pierwszej nocy. Był przekonany, że powracała pamięcią do niej tak często, jak on. Liczył też, że trochę ją to nakręci i zapomni na chwilę, gdzie się znajduje. Postanowił znów spróbować i zbliżył się w jej kierunku swoim ciałem, po czym trącił nosem jej policzek, by następnie musnąć jej usta. Tym razem jej reakcja była zupełnie inna i bardziej mu się podobała.
- Nie masz pojęcia, jak ja cię pragnę bardziej. – uśmiechnął się i odstawił natychmiast swoją kawę widząc, jak Judith siada do niego bokiem, nie trzymając się dystansu. Ciało Monty’ego natychmiast zareagowało, kiedy pod wpływem jej dotyku, jego klatka piersiowa uniosła się wyżej a ona mogła wyczuć jego napięte mięśnie. Sam również pozwolił sobie na śmielszy kontakt, wsuwając dłoń pod jej spódniczkę, którą dziś miała na sobie, gładząc wyższe partie jej ud. Uwielbiał jej seksowne nogi i chyba dlatego ostatnio eksponowała je przy nim nieco częściej. Niemniej, uwielbiał ją dosłownie we wszystkim. I bez niczego również.
Jego podniecenie rosło sukcesywnie z każdą sekundą, dlatego nie mogąc się powstrzymać naparł na nią bardziej, przez co opadł niemal na jej ciało, przytrzymując się trochę rękoma. Kiedy go objęła zbliżył twarz do jej twarzy i zaczął składać na niej czułe pocałunki. Musiał naprawdę się powstrzymywać, by nie zabrnąć za daleko. A palce już założone na górnej krawędzi jej spódniczki. Gdyby tylko mógł, zerwałby z niej wszystko i wziąłby ją tu i teraz, na tej kanapie i biurku. Na razie próbował zadowolić się odpowiednio samymi pocałunkami, składanymi na jej szyi.
- Gdyby tylko inni cię teraz widzieli, Judith. Gdyby tylko wiedzieli, jak dziko potrafisz się kochać, kiedy wracasz do domu. I że pozwalasz sobie, uprawiając namiętny seks z młodym lekarzem. – mówił brudne słówka wprost do jej ucha, nie siląc się nawet na szept. W odpowiedzi poczuł, jak Judith chwyta go za twarz i znów zaczynają kolejną rundę namiętnych pocałunków. Monty otarł się o nią delikatnie. Jednocześnie jego dłoń zmierzała po jej klatce piersiowej, do jej piersi, lecz ten ciąg zdarzeń został brutalnie przerwany przez pukanie do drzwi.
W jednym momencie został przez nią niemal zepchnięty i odrzucony. Westchnął ciężko, ale na twarzy miał szeroki uśmiech. Nie czuł się przez to źle, bo wiedział, że nie powinni obnosić się z tym co robią w takim miejscu. Szybko dochodził do siebie, podczas gdy lekarka wstała ruszając w stronę biurka, gdy zaraz po pukaniu drzwi otworzyły się i do środka zajrzał jeden z lekarzy.
- Dobry wieczór, doktorze. – przywitał się z nim wesoło Monty, posyłając w jego stronę chyba zbyt szeroki uśmiech, trochę zasiewając w jego głowie ziarno niepewności, czy aby na pewno wpadł w odpowiednim momencie i im nie przeszkadza. Monterrey ujął swój kubek z kawą i spojrzał na Judith, która najwidoczniej była przestraszona całą tą sytuacją, a teraz jeszcze zła, że on sobie tak po prostu z tym wszystkim igra.
-
-
Kiedy Judith rozmówiła się ze swoim kolegą po fachu, Monterrey spodziewał się, że za moment wróci na kanapę, do niego, z poczuciem dużej ulgi. Myślał, że chwilę strachu obróci w śmiech, lecz nic takiego się nie stało. Po zamknięciu drzwi, dostał od swojej nowej partnerki srogie, karcące spojrzenie, które zazwyczaj sprawiało, że chciało mu się śmiać, lecz tym razem wcale mu prędko do tego nie było.
- Owszem, trochę mnie bawi. – odparł jeszcze z uśmiechem, który za moment zaczął powoli znikać, gdy zauważył, jaką postawę przybiera Meyer i jak zaczyna się zachowywać. – A nie możemy poprzestać na tym, że jednak nie wszedł tutaj od razu i niczego nie zdążył zobaczyć? Nawet jeśli, to co z tego? Co by niby zrobił? Poszedł do dyrektora i powiedział mu swoją pierwszą myśl, którą byłoby to, że jesteśmy razem? Nie wydaje mi się. Z resztą, dlaczego w ogóle się nim przejmujemy? – Monty pokręcił głową, głośno wzdychając. Mógłby przyznać jej rację w paru kwestiach, lecz według niego, Judith popadała już w większą paranoję, odkąd zaczęli ukrywać przed innymi to, że są razem. Wiedział, że będzie ciężko, ale nie spodziewał się, że ich relacja zawodowa będzie szła w stronę gorszego tak bardzo.
Przez ten moment zachowywał się jeszcze spokojnie, lecz na jej następne stwierdzenie, oskarżającego go praktycznie o wszystko, co tu zaszło i mogło zajść, wytrąciło go zbyt mocno z równowagi. Utkwił wzrok w lekarce, unosząc brew do góry, w pytającym geście. Myślał przez moment, że się przesłyszał, lecz żadnej poprawy nie było.
- Żartujesz sobie? –zapytał oburzonym tonem. – Mówisz o dystansie, chociaż praktycznie nie widujemy się w pracy przez ostatnie dni? Wspólny dyżur? Może drugi albo trzeci, odkąd tu jestem. Nie uważasz, że popadłaś już w lekką paranoję? – zaczął ją wypytywać, nie unosząc głosu, lecz wyraźnie bardziej poirytowany tym, co przez ostatnie parę dni dość mocno nie dawało mu spokoju. – I teraz co, muszę mówić przepraszam, bo chciałem od ciebie trochę bliskości? Jakoś nie wydaje mi się, bym zmusił cię do całowania mnie. Sama tego chciałaś, ale dobrze, że przy okazji masz na kogo zrzucić winę. Mam zachować dystans od ciebie? Może w ogóle powinienem zaczekać, aż przejdziesz na emeryturę, byś mogła swobodnie ze mną przebywać? A może jednak powinienem pomyśleć nad zmianą miejsca pracy… – wyrzucał z siebie potok rzeczy, które jak się okazało, przeszkadzały mu, by normalnie funkcjonować razem z Judith w jednym budynku. Czarę goryczy totalnie przelała jej mina, która nadal wskazywała na jej ofensywne nastawienie. Wiedział, że chociaż chciał jej dać do zrozumienia co czuje, to na wszystko znajdzie jakąś odpowiedź i też nie odpuści. Tym razem postanowił również tego nie robić.
Podniósł się z kanapy i zabrał ze sobą kubek oraz biały kitel, który zazwyczaj zostawiał właśnie w tym gabinecie na wieszaku. Minął Judith, rzucając jej ostatnie, niezbyt przyjemne spojrzenie tego wieczoru, zostawiając ją samą, ze swoimi kolejnymi wymówkami, nie chcąc nawet w tym momencie tego słuchać.
- Idę, zachować dystans. – odparł jeszcze obruszony, nim zamknął drzwi, za którymi szybko zniknął, postanawiając nie wchodzić jej w drogę, na nowo układając sobie plan na dzisiejszy dyżur, gdyż z wieczór, na który czekał, całkowicie się posypał.
z.t.