WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#jezusiebrodatykiedysznajdedroge

Czasami sam nie wierzył, że zdecydował się pomóc Darby. Czy nie była ona straconym przypadkiem od samego początku? Był w stanie się założyć o swoje dwa piękne koty, że Walmsley flirtując, używała tych wszystkich wyświechtanych zwrotów z gazetek, w których znajduje się sekcja historii czytelników i które kończą się zdaniem zaśmiewaliśmy się z tego do łez, a nasz sąsiad razem z nami. Tak właściwie to potrafił wyobrazić sobie wiele miłosnych porażek ze swoją współlokatorką w roli głównej. Nieeleganckie uwalenie się jedzeniem, zagapienie się i wejście w ścianę, a nawet przypadkowe uszkodzenie gościa przy próbie dotknięcia. To wszystko aż dobitnie krzyczało DARBY. Czy więc porywał się z motyką na słońce, decydując się jej pomóc w tej jakże delikatnej kwestii? Być może. Ale do cholery, nie nazywałby się Chandler Jones, gdyby obojętnie przeszedł obok tego wyzwania. Poza tym to była doskonała okazja, by dodatkowo ponabijać się z Walmsley, a tego to pan sprzedawca najlepszych kebsów w mieście nigdy nie odpuszczał.
Uczynienie z Darby kobiety, którą ktoś chciałby się zainteresować na dłużej, wymagało od niego sporo wysiłku. Bo okej, może i była OBIEKTYWNIE ładna, ale paradoksalnie nie umiała tego wykorzystać. Wystarczyło spojrzeć na ubrania, które zakładała na siebie na co dzień. Pewnie wynikało to z przekonania wpojonego przez wszystkie durne komedie romantyczne, jakoby to wygląd zewnętrzny się nie liczył. No ale, kurwa, mężczyźni byli przede wszystkim wzrokowcami, więc ubiór miał znaczenie i to całkiem spore. Dlatego też Chandler o godzinie 8.00 w swój dzień wolny, bez pukania wpadł do pokoju Darby i to tak gwałtownie, że aż drzwi się od ściany odbiły. Oczy miał zasłonięte dłonią, więc pewnie po drodze coś tam przewrócił, może jakąś pamiątkę po świętej pamięci babci, ale to nie było teraz ważne, prawda? - Walmsley, NIE ŚPIJ - krzyknął ile sił w płucach, tak nawet nie bardzo dbając, czy jego współlokatorka rzeczywiście jeszcze chrapała w najlepsze, czy może już siedziała ogarnięta. No nie wiedział, bo przezornie wolał oczy mieć przymknięte, żeby nie zobaczyć czegoś, co skrzywdziłoby go na resztę życia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/7ll8knH.png">

Czy w stwierdzeniu, że Darby chyba nie za bardzo potrafi flirtować jest trochę prawdy? Owszem, ale zaledwie trochę, jako że z czystym sercem można przyznać, że flirtować nie potrafi WCALE. Jasne, mogła kogoś poznać, mogła wyjść z nim na randkę, spędzić wspólnie kilka godzin, ale … jej wygląd niestety nie rekompensował w wystarczający sposób głupiego zachowania, ażeby tak kiedykolwiek, cokolwiek z tych podbojów wyszło. Warto jednak zaznaczyć, że pomimo wszelkich niepowodzeń, nadal nie miała pojęcia, co ją do cholery podkusiło, żeby w pomoc zaangażować Chandlera – który ponoć ŁASKAWIE się zgodził, pomimo, że pomysł wyszedł z jego strony (chociaż w jego głowie wyglądało to zapewne nieco inaczej, skoro Jones miał tendencję do poddawania wszystkiego własnej interpretacji). Teraz musiała z tym handlować. Albo go spławiać, co było raczej dość bezskuteczne; w końcu potrafił uczepić się czegoś jak rzep do psiego ogona, a to wszystko tylko po to, żeby zrobić jej na złość.
Tak więc spała w najlepsze. Spała i śniły jej się piękne rzeczy – nagle wygrywa sporą sumę pieniędzy i wyprowadza się z tego domu wariatów, a drzewa dookoła śpiewają i tańczą w rytm piosenek z Mamma Mia! Spała i miała ochotę spędzić cały dzień w łóżku – bo pogoda była kiepska, ona nie miała humoru, życie okazało się być smutne. A to wszystko za sprawą czego? Głupich wyborów; bo oglądając instastory natknęła się na fejk newsy jeden z polskich stacji i była przekonana, że tyrania Trumpa trwa. A ona nawet nie znała się na polityce i nie potrafiła stwierdzić, dlaczego ówczesny prezydent nie był fajnym gościem. Ona ABSOLTNIE nie miała o tym pojęcia, aczkolwiek wierzyła ocenie swoich znajomych (takich jak pałający nienawiścią Judah). No i cóż, była głupia, ze nie sprawdziła bardziej wiarygodnych źródeł, a jedynie rzuciła telefonem (w rzeczywistości położyła go na ziemi, bo w przypadku uszkodzeń nie było jej stać na nowy). Kto więc – w tak bezlitosny sposób – śmiał ją budzić? Gdy tylko otworzyła oczy, była przekonana, że właśnie w tym momencie na nowo poznała pojęcie nienawiści. – Czego? – zapytała, na sekundę unosząc głowę, co okazało się zdecydowanie zbyt dużym wysiłkiem. Przewróciła się więc na bok, licząc, że sobie pójdzie. A na rozbijanie pamiątek nie miała nawet siły reagować (jeszcze).
Ostatnio zmieniony 2021-02-28, 14:49 przez darby walmsley, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy ja umiem pisać jeszcze posty? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? O co chodziło w tej grze? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi, a do tego milion odpisów do zrobienia... Jak żyć?
Zacznijmy może od stwierdzenia oczywistego. NO JASNE, że Chandler zupełnie inaczej tę całą sytuację w swojej (mądrej) głowie interpretował. Dla niego Darby zamknięta była w wieży bezguścia na jakimś wypierdkowie, a on - kebabowy sułtan na pięknym wielbłądzie - wielkodusznie postanowił wyciągnąć ją z opresji. Będąc też niesamowicie pewnym swych randkowych kompetencji, nawet nie zakładał scenariusza, w którym Walmsley miałaby brutalnie pogardzić jego pomocną dłonią. Zdaniem Jonesa to po prostu byłoby bezsensu, wszakże kto przy zdrowych zmysłach odtrąciłby oferowane przez niego usługi? Chociaż może właśnie błąd tkwił w założeniu, iż jego współlokatorka posiadała wszystkie klepki...? Nie, nie, nie, obiecał sobie, że na czas tej biznesowej współpracy przynajmniej postara się ograniczyć obraźliwe epitety, bo wiadomo, ego kobiece jest niezwykle kruchym naczyniem i bardzo łatwo je stłuc, a tym samym przekreślić realizację misternego planu, który w siedmiu punktach został uformowany zeszłej nocy. A to byłoby tragedią na skalę międzynarodową, ponieważ ten projekt był zbyt zajebisty, by nie wdrożyć go w życie.
Cóż, biorąc to wszystko pod uwagę, może bardziej taktycznym posunięciem byłoby nienachodzenie Darby Walmsley w jej własnej sypialni o ósmej rano? Może i tak, ale na odwrót było już stanowczo za późno, albowiem sama zainteresowana już nie spała i chyba nie była zachwycona jego obecnością, a przynajmniej tak WYDEDUKOWAŁ po wywarczanym przez nią słowie. Westchnąwszy ciężko pod nosem - już czuł w kościach, że to będzie naprawdę męczący poranek - podszedł do łóżka blondynki, by zaraz usadowić na nim swoje cztery litery, jakimś cudem nie natrafiając na jej nogi. - Rise and shiiine - zanucił profesjonalnie niczym Kylie Jenner i rytmicznie poklepał Darby po szopie włosów, prawdopodobnie tym samym zwiększając swoje szanse na śmierć w wieku chrystusowym. - Mamy dziś bardzo napięty grafik, Walmsley i już jesteśmy do tyłu o co najmniej dwadzieścia minut, więc zwlecz swój leniwy tyłek z tego łóżka - nakazał autorytarnie, tym razem stukając ją w plecy, jak taki mały pięciolatek, co wymaga atencji od rodziców. NO ALE MIAŁ DOBRY POWÓD, OKEJ.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdając sobie sprawę, że są to pytania retoryczne i tak odpowiem na nie – NIE WIEM, BO TEŻ NIE PAMIĘTAM JAK SIĘ PISZE. O co chodzi? Do tego może jeszcze dojdziemy. A tymczasem …
W życiu każdego dorosłego człowieka przychodzi taki moment, kiedy ma ochotę gołymi rękami udusić swojego współlokatora, a Darby Walmsley taką pokusę odczuwała zdecydowanie częściej, niż każda inna, normalna osoba. Ciężko się dziwić – ostatecznie Chandler nie był zbyt łatwy w obsłudze i niejednokrotnie brakowało magicznego wyłącznika, który znacznie ułatwiłby jej egzystencję. Ewentualną pomocą okazywał się alkohol, którego z raz, czy dwa wypili wspólnie wystarczająco dużo, by móc żyć w zgodzie – następnego dnia zapominali jednak o tym, z powrotem funkcjonując niczym serialowy Chandler i ten jego psychiczny współlokator, którego nie mógł się pozbyć – z zaznaczeniem, że tego dnia natarczywym wariatem był zdecydowanie Jones, który nie chciał jej dać ŚWIĘTEGO SPOKOJU. I jak, przepraszam bardzo, jak ona miała się prezentować? Sen to zdrowie, sen wpływa na urodę, Darby potrzebowała snu, żeby być piękna i nadrobić jakoś inne mankamenty, których i tak – powiedzmy sobie szczerze – pozbyć się kompletnie nie potrafiła. Nawet na sekundę. Zwłaszcza nie teraz, bo to nie był jej dzień i zdecydowanie nie byłaby w stanie wrzucić na instagrama fotki z podpisem woke up like this, bo pewnie odstraszyłaby tym samym wszystkich obserwujących i przy okazji pozbawiłaby się trofeów, które wygrała w czasie swojej kariery na konkursach piękności. Ignorowała go więc. Ignorowała go jak tę natrętną muchę, która zeszłego wieczoru nie dawała jej spać. Ignorowała z całych sił, żałując, że nie posiada zatyczek do uszu. Miała nadzieję, że ostatecznie się odczepi i zacznie jej zawracać głowę za dwie, trzy godziny … albo najlepiej nigdy. Ale nie – on musiał usadzić zadek na łóżku i dalej ją męczyć. – Czego chcesz ode mnie? – wydukała, z głową nadal wciśniętą w poduszkę i zamkniętymi oczami. Szczerze powiedziawszy serio nie miała absolutnie żadnego pomysłu, jaki może być cel jego wizyty – zazwyczaj omijał jej pokój szerokim łukiem i jakoś nie spieszyło mu się do jakichkolwiek zbytecznych interakcji. – Nie. Nie zamierzam brać udziału w tym … cokolwiek wymyśliłeś. Kategoryczne nie. Daj mi spać i idź pomęczyć siostrę, okej? Ona jeszcze w ogóle z nami mieszka? – bo Rosse gdzieś z oczu jej niby zniknęła, ale biorąc pod uwagę, że dobre trzy miesiące zastanawiała się, czy w ogóle istnieje … wszystko było możliwe.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy Chandler w ogóle lubił Darby? Tak prawdę powiedziawszy, to nie zastanawiał się nad tą kwestią zbyt często. Przez znaczną część czasu postrzegał swoją współlokatorkę jako coś nieuniknionego, jak na przykład konieczność comiesięcznego płacenia czynszu. W żaden sposób nie dało się od tego wymigać, a możecie mi wierzyć na słowo, że Jones próbował niejednokrotnie. Podobnie było z Walmsley - z tą różnicą, że haracz pieniądze właścicielowi płacił raz na ileś dni, a ją musiał oglądać CODZIENNIE. Niekiedy to się nawet czuł, jakby byli białym małżeństwem. Albo normalnym, z trzydziestoletnim stażem, gdzie ją stale boli głowa, a on jest zmęczony po pracy. Nie żeby Chandler w ogóle postrzegał Darby jako KOBIETĘ. Mieszkając z nią pod jednym dachem, nie odczuwał w najmniejszym stopniu ochoty, by do niej podbijać. Może dlatego, że kiedyś w internetach wyczytał, iż przystawianie się do kogoś, z kim się widzi bez przerwy, to bardzo, bardzo zły pomysł. A on i Walmsley... byli bardzo niekompatybilni. Jakby z dwóch innych światów. Autorska dygresja - jedyne co ich łączyło to bezdenna głupota. BEZDENNA.
I właśnie przez nią Jones nie wyczuł, że skoro jego współlokatorka uparcie go ignoruje, to że powinien załapać aluzję i się zmyć. No ale tak - to był Chandler. Do niego mówiło się wprost jak do dziecka albo wcale. Dlatego raz jeszcze pogładził Darby po blond włosach, dokładnie tak jak głaskał swoje dwa puszyste koty. - Żebyś zaczęła się realnie dokładać do czynszu. Żebyś przestała słuchać muzyki obrażającą moje bębenki słuchowe. Żebyś wynosiła za mnie śmieci. Swoją drogą, kosz jest już pełny - tu znacząco ją poklepał, żeby wiedziała, że ma już BOJOWE zadanie na ten dzień. - Ale najbardziej to chcę, żebyś wstała, bo musimy pilnie porozmawiać - dodał poważnie, jakby chodziło o jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki. Już naprawdę nie wiedział, jak powinien ją z tego łóżka ściągnąć! Powiedzieć, że za drzwiami czekał na nią Richard Madden z pantofelkiem i pierścionkiem zaręczynowym? - Nie, muszę to zrobić z Tobą - podkreślił bardzo dobitnie, co mogło zabrzmieć trochę dziwnie w odczuciu potencjalnego słuchacza, ale nieważne. - Poza tym Rosse wyjechała i dobrze o tym wiesz. Albo i nie wiesz - mruknął cicho, przypominając sobie, że chyba ich sobie nawet oficjalnie nie przedstawił. Ale miał dużo na głowie, dobra? Ciężko było być Chandlerem Jonesem w dzisiejszym świecie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I tutaj się różnili – bo ona zarówno posiadania współlokatora, jak i płacenia czynszu, nie uznawała jako coś nieuniknionego; nawet jeśli, po wykluczeniu jednej z tych zmiennych, musiałaby zwrócić uwagę na tą drugą. Czy jakoś tak. Czendi nagle by zniknął? Miałaby opłaty na swojej głowie, totalnie. A jak wszyscy wiemy, nadal nie posiadała na to środków, ani chęci, by się tą sprawą zająć. Jednocześnie to nie tak, że nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez niego – bo serio, przez większość czasu wcale nie miała ochoty znosić jego humorków, czy też słuchać głupich, często opryskliwych komentarzy. ALE było jej na pewno wygodnie. Gdyby nagle postanowiła się wyprowadzić, musiałaby szukać innego lokum, a tam najprawdopodobniej nie posiadałaby takich atrakcji, jak darmowe kebaby. Z drugiej strony nie miałaby również tak drastycznych i wczesnych pobudek … bo prawdopodobnie każda inna, normalna osoba, respektowałaby jej przestrzeń osobistą. I nawet biorąc pod uwagę, że zdarzyło się to po raz pierwszy i pewnie (albo miejmy nadzieję) ostatni, Chandler zarobił kolejnego, ogromnego minusa.
Jednakże na jego kolejne zarzuty zareagowała tak, jak zrobiłaby to każda inna, winna osoba – po prostu siedziała cicho. Nie kłóciła się, ponieważ nie miała argumentów i mogłoby to doprowadzić do negatywnych skutków – takich jak, na przykład, wyrzucenie jej rzeczy za drzwi, dopóki nie ureguluje rachunków. ALE nie ma co podawać mu absurdalnych pomysłów – i tak w swojej głowie miał ich całkiem sporo. – Zostaw moje włosy – burknęła jedynie, głowę odchylając tak gwałtownie, jakby właśnie zaplątał się w nich jakiś obrzydliwy robal. W zasadzie był to najskuteczniejszy sposób, żeby ją obudzić, bo po chwili przeturlała się kawałek, by znaleźć się na tyle daleko od niego, na ile pozwalała jej szerokość łóżka i dość niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej. – Nie wiem, skąd mam wiedzieć? O niczym mnie nie informujecie – prawie tak, jakby wcale tam nie mieszkała. Ale mieszkała! Powinni o tym pamiętać. A Ross, na przykład, wysłać pożegnalnego smsa. – Więc? Mów szybko, a jeśli będzie to coś mało istotnego, to przysięgam … – urwała w pół zdania nie dlatego, że nie potrafiła dokończyć, ale dlatego, że spojrzała w kierunku drzwi, gdzie przyuważyła na ziemi rozbitą ramkę ze zdjęciem, z jej pierwszego konkursu piękności. – Chandler!!! Czy ty mógłbyś kiedykolwiek zrobić cokolwiek dobrze, co? Minimum wysiłku – tutaj nawet nie skomentuję, ponieważ ona była święcie przekonana, że mówi z sensem, a umówmy się – te słowa wypowiedziała najmniej odpowiednia osoba.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby Chandler niespodziewanie postanowił spakować manatki i wyprowadzić się, powiedzmy, do Turcji - gdzie pasłby baranki i owce ze swoim najlepszym przyjacielem Istonem - to branża gastronomiczna potwornie by na tym ucierpiała. Kto bowiem sprzedawałby miejscowym kebaby z budki bliżej nieznanego pochodzenia? Wcześniej tę fuchę mogłaby objąć Rosse, a teraz, kiedy zadecydowała się na terapię uzdrawiającą z udziałem kangurów w Australii, to takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Z tego też powodu ten drewniany (blaszany? nie pamiętam, a nie chce mi się sprawdzać) lokal zostałby pewnie wywieziony na jakieś wysypisko, oczywiście przy dramatycznych szlochach niewiast. Czy NAPRAWDĘ takiej przyszłości Darby chciała dla Seattle? Czy pragnęła być odpowiedzialna za niedożywienie miejscowych sierot, które Jones - czasami - dokarmiał? Rzecz jasna, w tej smutnej historii to ona jest bezpośrednią przyczyną wyprowadzki zawodowego kebsiarza na inny kontynent! Bo jeśli już przez coś miałby opuścić to piękne miasteczko, to najpewniej przez nierozsądne pomysły blondwłosej współlokatorki, która w końcu wyczerpałaby jego niezmierzone pokłady cierpliwości.
... które zresztą i w tej dokładnej chwili były wystawiane na próbę ognia, ponieważ Walmsley usilnie ignorowała jego grzeczne prośby. Że też nie wziął ze sobą żadnego wiadra z wodą - może jakby zaczęła wyglądać jak przemoczony pudel, to wyskoczyłaby z tych barłogów w trymiga. Z drugiej strony musiałby się wtedy mierzyć z rozwścieczoną kobietą, a czy naprawdę miał na to ochotę tak wcześnie z rana? Przecież i tak prędzej czy później tego dnia się na niego wścieknie! No i wychodząc z tego założenia, Chandler przeciągle westchnął jak niezadowolone dziecko. - Czemu Ty musisz być zawsze taka trudna, co? Gorzej niż z kostką Rubika - skomentował z lekką nutą irytacji, twarz sobie przecierając przy tym dłonią, bo Borze Tucholski, z tą Darby to się po prostu nie szło dogadać! Tak samo jak kostki Rubika nie dało się ułożyć mimo co najmniej trzydziestu podejść. - No wybacz, myślałem, że będziecie razem chodzić do toalety, bo przecież dziewczyny zawsze chodzą parami i że tam będziecie omawiać wszystkie ważne rzeczy - odparł, wzruszając przy tym obojętnie ramionami, nie czując się w obowiązku, by brać na siebie winę za niedoinformowanie Darby. To ona nie dostosowała się do misternie opracowanego planu w jego głowie, nie na odwrót! - Pamiętasz, jak postanowiliśmy, że musisz nauczyć się żyć wśród ludzi? Pamiętasz, Walmsley? - powtórzył z uroczystą powagą, spoglądając na nią przy tym intensywnie, jakby co najmniej byli na jakimś przesłuchaniu na komisariacie. - No więc zaczynamy od dziś. Otwieraj swoją szafę - nakazał, schodząc wreszcie z łóżka współlokatorki i już idąc w stronę wspomnianego przez siebie mebla. - Nie dramatyzuj, na wojnie zawsze są ofiary - a tak krótko skwitował oburzenie blondynki na rozbitą ramkę ze zdjęciem. Innymi słowy - zbytnio tym przejęty nie był! Splótłszy ramiona na torsie, po raz kolejny wbił w nią oceniające spojrzenie, jakby za jego pomocą chciał ją zmusić do działania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po pierwsze – jakie pokłady cierpliwości? NIEZMIERZONE? Przecież on nie był cierpliwy, nigdy w życiu. Nie był również dobroduszny, inteligentny i czarujący – nawet jeśli takimi przymiotnikami się określał. Inna sprawa, że kebaby rzeczywiście robił bardzo dobre. I OKEJ, może w wielkim Seattle znalazłaby się dla niego jakaś konkurencja (nie był w końcu niezastąpiony), ale co wtedy z fantastyczną dietą Darby, hm? Kto by ją karmił? Albo niekoniecznie karmił, ale otwierał drogę przed tym, żeby miała co kraść z lodówki (nawet jeśli werbalnie nigdy się na to nie zgodził). Może, być może była jakakolwiek minimalna szansa, że jej życie, bez jego obecności, nie byłoby takie kolorowe? Niee, to bzdury. Pewnie takie pomysły wpadały jej do głowy tylko i wyłącznie wtedy, kiedy była pijana albo zaspana, jak teraz.
Jego prośby nie były ani grzeczne, ani na miejscu. Mógłby sobie odpuścić; mógłby dać jej pospać chociaż przez KILKA KOLEJNYCH GODZIN, aby przypadkiem nie wstała lewą nogą. MÓGŁBY. Ale nie, on zawsze musiał robić wszystko na złość, kompletnie nie myśląc o tym, że ktoś może mieć, chociażby, inne plany. Nie, żeby Darby je miała … grono jej znajomych w dalszym ciągu nie było zbyt duże, a nawet jeśli to jakiekolwiek regularne spotkania nie były jej bajką – często wypadało jej z głowy, że ma się do kogoś odezwać. Tak po prostu. – No okej, świetnie, fajnie, ale jak mam chodzić z nią do toalety, jak jej tutaj nie ma? Pomyślałeś o tym chociaż przez sekundę, cwaniaku? – no całkiem logiczne to było, prawda? Rosse wyjechała, wiec nie spotykała jej nigdzie. ZRESZTĄ, jeśli przez dwa miesiące potrafiły się mijać, nie wiedząc o swoim istnieniu, to raczej nie robiło z nich osób zbyt … rozgarniętych. Inna sprawa, ze za tę sytuację Darby nadal winiła Chandlera i jego głupotę. Naprawdę myślała, że siostra jest jego wyimaginowaną przyjaciółką i nawet, minimalnie, mu współczuła. – I o co ci chodzi z tą kostką Rubika? – nie, nie robiła z siebie chojraka, ponieważ się na tym znała – było to pytanie z serii głupie, ponieważ Darby nie znała prawdziwej nazwy przedmiotu, który sama nazywała KOSTKĄ DO UKŁADANIA. – Umiem żyć pomiędzy ludźmi. Ludzie mnie lubią, okej? Spójrz na siebie. Jesteś moim fanem – powiedziała, zaraz chowając głowę z powrotem pod kołdrą, ponieważ spodziewała się kolejnego wybuchu śmiechu, a na to było zdecydowanie za wcześnie. – O co ci chodzi z moją szafą, hm? – zapytała, aczkolwiek to polecenie sprawiło, że wreszcie podniosła się z łóżka, sięgając najpierw po leżący na krześle obok szlafrok. I nie, nie wstała dlatego, że jej kazał – a dlatego, że nieco obawiała się, co zrobi. – To raczej nie ma nic wspólnego z naszym układam – powiedziała, ponieważ nie przychodziło jej do głowy absolutnie żadne powiązanie. Aczkolwiek prawdopodobnie mogła być pewna, że Jones zaraz ją oświeci.
Ostatnio zmieniony 2020-12-28, 12:55 przez darby walmsley, łącznie zmieniany 1 raz.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywistym było, że Darby się myliła, ponieważ nie potrafiła być w swojej surowej ocenie obiektywna. Bo go nie lubiła, a skoro go nie lubiła, to widziała w nim wszystko, co najgorsze, a on zresztą odwdzięczał się tym samym. Jones tak się zafiksował na tych jej złych cechach - zerowa samodzielność, zerowa odpowiedzialność - że aż nie umiał dostrzec zalet, które pewnie posiadała. W końcu jakimś cudem wkradła się w łaski Judaha, co już było pierwszym światełkiem na niebie, dowodzącym tego, że Walmsley nie mogła być AŻ tak tragiczna. Co więcej, sam miał okazję się o tym przekonać na tym pamiętnym karaoke, kiedy to bawili się ze sobą całkiem nieźle, gdyż nie zaczęli się bić jak dzieci, a nawet wymienili UŚMIECHY. Czego nie robili nigdy - no dobra, robili, ale najczęściej podszyte to było kpiną i drwiną. Tak właściwie na swój sposób to było nawet zaskakujące, że tyle już miesięcy ze sobą mieszkali i to w jednym kawałku... Może Darby miała siostrę bliźniaczkę, która czasem ją zastępowała i była milsza?? Skoro jakimś cudem Andrzej po raz kolejny wygrał wybory prezydenckie, to już niczego nie można było być pewnym w dzisiejszym świecie.
Natomiast co do snu, to Chandler doskonale zdawał sobie sprawę, że jest on bardzo cenny - niemniej jednak, Walmsley i tak już sypiała stanowczo za dużo. Ten czas mogłaby wykorzystać dużo bardziej produktywnie, jak na przykład na przyrządzanie mu pożywnego (albo chociaż jadalnego, nie przesadzajmy) śniadania. W końcu to on z ich dwójki utrzymywał ten dom i potrzebował dzień zacząć od najważniejszego posiłku! Ale czy ją to obchodziło? Jasne, że nie, bo taka z niej była egoistka, ot co. - Jesteś taka pewna, że wyjechała? Ten dom jest bardzo duży, Darby. Może Rosse wcale nas nie opuściła tylko czeka na dobry moment by wyjść z szafy i Cię nastraszyć - powiedział to niby nonszalanckim tonem, wpatrując się przy tym we własne paznokcie, jakby wcale właśnie nie zasugerował, iż Walmsley w każdej chwili może paść na zawał serca przez głupie pomysły jego młodszej siostry. - Co? Nie wiesz, co to kostka Rubika? - zdziwił się przeogromnie, wbijając w nią zaskoczone spojrzenie, zaraz dłonią machając na znak cóż, mogłem się tego spodziewać. Oczywiście, że sam wcale nie był taki mądry, co to to nie, kiedyś po prostu kupił sobie sok pomarańczowy dla dzieci, gdzie na nakrętkach znajdywały się zdefiniowane słowa i tak mu się jakoś w pamięci ta nieszczęsna kostka Rubika utarła. - Wiesz, Darby, czasami sobie myślę, że Ty to specjalnie mówisz takie rzeczy, żebym Cię wyśmiał. To nie może być przypadek, Ty po prostu musisz uwielbiać, jak Cię zaczepiam. A to znaczy... - proszę państwa, szykuje się nam tutaj jakaś głęboka konkluzja, ponieważ Chandler Jones aż czoło zmarszczył w celu dodania dwa do dwóch. - Że uwielbiasz mnie! - aż krzyknął, palcem w nią celując wytykająco, jakby co najmniej to była zbrodnia największa. Czy on tutaj nieco wyolbrzymiał? Skądże znowu, ten wyraz wielkiej satysfakcji na jego twarzy to był jedynie wypadek przy pracy. - Jak nie jak tak? Przecież w każdym filmie przemiana zaczyna się od przemiany zewnętrznej, więc musimy ocenić, to znaczy, JA muszę ocenić Twoją garderobę w skali od 1 do 10 - poinformował ją całkiem rozsądnie jak na siebie, przystępując z nogi na nogę, już się nieco niecierpliwiąc, w końcu nie mieli na to całego dnia. - To co? Sama ją otworzysz czy mam to zrobić ja i zobaczyć Twoją kolekcję pluszaków? - ponaglił ją, brwi przy tym do góry unosząc, jakoś podświadomie robiąc przy tym kolejny krok w stronę jej szafy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właśnie, właśnie – nie można powiedzieć, że nie mieli swoich dobrych momentów, ponieważ czasami takowe się zdarzały. Rzadko, co prawda, aczkolwiek … od każdej reguły bywają wyjątki, nie? Nawet jeśli ta zasada niekoniecznie pasuje do tego, co przed chwilą napisałam, ale mniejsza. Olejmy moją głupotę, która jest mniej więcej na poziomie Darby (bo do Reyah jeszcze nie spadłam), jak już ustaliłyśmy. Walmsley i Jones miewali nawet wspólnych przyjaciół, a jeśli potrafili trafić do dokładnie tych samych ludzi … cóż, wróg mojego wroga jest moim wrogiem, ale przyjaciel mojego przyjaciela, jest moim przyjacielem. Chociaż to też nie sprawdza się zawsze, co pewnie każdy, normalny człowiek wie z autopsji. A karaoke – tak, to rewelacyjne karaoke – było czymś, czego pewnie obydwoje wstydzili się do dzisiaj. Bo jak tu bratać się ze sobą nawzajem? Bez sensu, bez ładu, składu i długoterminowych możliwości na owocną współpracę.
Nie sypiała wcale tak dużo. Okej, może i miała większość dni wolnych i może – ale tylko może – zdarzało jej się zrobić mniej więcej pięć drzemek jednego dnia. Może życie jej nie męczyło, ponieważ nie miała zbyt wiele do roboty, aczkolwiek … to wszystko było nieważne. Tego dnia chciała się wyspać i nikt, absolutnie NIKT, a przede wszystkim nie Chandler, nie powinien zabierać jej tego przywileju. Koniec kropka. Dlatego była wkurzona i dlatego prawdopodobnie, podczas najbliższych godzin, zapewni mu dużo wrażeń, jak na niewyspanego człowieka, który wstał lewą nogą, przystało. – Ja tylko zapytałam, czy z nami mieszka, to ty zacząłeś, że wyjechała … Wkręcasz mnie znowu? I dlaczego mówisz o takich rzeczach? Teraz będzie mi się to śnić po nocach – nie, żeby widok Rosse był aż tak tragiczny; no nie był. W zasadzie to droga, była już koleżanka prezentowała się całkiem niegroźnie, w przeciwieństwie do jej brata (a Darby nie poznała jeszcze drugiego i ups, nawet nie wiedziała, o jego istnieniu). – Ale pooooowiedz mi Chandler, proszę. Co się z nią stało? Nie zakopałeś jej gdzieś w ogródku, żeby przejąć imperium kebabów? – nie sądziła, że Czendi mógłby posunąć się aż tak daleko, aczkolwiek biorąc pod uwagę jego wybryki z dzieciństwa … wszystko było możliwe. To człowiek totalnie nieprzewidywalny, który niejednokrotnie już robił złe rzeczy – stale uprzykrzając życie swojemu rodzeństwu. – No to taka kostka, która … z którą … coś tam się robi. No kostka, no – bo po co drążyć temat, prawda? Zwłaszcza, że on też wielu rzeczy w swoim życiu nie wiedział – np. tego, jak być dobrym kulturalnym, miłym współlokatorem, o. – Ha, ha, ha – burknęła, słysząc jego kolejne słowa. Uwielbia go, śmieszne, wręcz komiczne. No, uśmiała się po wszystkie czasy. – Upadłeś może ostatnio? Uderzyłeś się w głowę? A, wiem – i tutaj wspomniała sobie piękny moment, kiedy to poślizgnął się na skórce od banana, trzymając ją na rękach. I co z tego, że ona wcześniej zrobiła dokładnie to samo, to nie ma przecież znaczenia – skoro jemu stała się taka tragedia, to nie miał prawa jej tego wypominać. Ha. – Czy ty masz czelność komentować mój wygląd? Mój? Ty? Ty? – i tutaj już naprawdę się poderwała, gotowa do boju. Z półki podniosła dyplom, za pierwsze miejsce w konkursie piękności, który podstawiła mu pod nos. – I kto źle wygląda, cwaniaku? – rzuciła, ewidentnie obudzona. Aczkolwiek ostateeeeecznie do tej szafy podeszła, otwierając ją na oścież – bo po pierwsze, nie miała absolutnie nic do ukrycia, a po drugie, inaczej nie dałby jej spokoju. - Moja garderoba jest perfekcyjna – i serio, warto tutaj zaznaczyć, że Darby nie ubierała się źle; miała sporo ciuchów, nakupowanych przez te lata, kiedy według matki musiała zawsze być idealna. Nie o to chodzi. Tylko czasami, CZASAMI, nie przejmowała się zbytnio, że warto byłoby jakoś bardziej figurę podkreślić, czy coś w tym stylu. Obcisłe sukienki wyciągała tylko na te co ciekawsze randki, a przez większość czasu sięgała po pierwsze, co wpadło w jej ręce.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdę powiedziawszy, ten niespodziewany wyjazd Rosse z Seattle całkowicie wybił Chandlera z normalnego trybu funkcjonowania, ponieważ jak by nie patrzeć, to właśnie z siostrą dzielił się obowiązkami w budce. Wcześniej to on z ich dwójki mógł się opierdalać, a teraz... A TERAZ MUSIAŁ PRACOWAĆ SAM I TO CAŁY CZAS. W teorii - tylko w teorii - mógłby poduczyć fachu Darby - w końcu już różne rodzaje kebsów znała, bo wyżerała je z jego lodówki - ale czy... naprawdę to byłoby takim dobrym pomysłem? Wpuszczenie kogoś tak nieodpowiedzialnego do świątyni najlepszego ulicznego żarcia w mieście... A co jeśli jakimś cudem dałaby radę wysadzić budkę w powietrze i tym samym rozpoczęłaby stereotypową, wręcz ksenofobiczną wojnę? Wszakże w takowych siedzibach zasiadali najczęściej tureccy dżentelmeni, a jakby tak coś znienacka wybuchło.. To mogłoby się skończyć tragedią na międzynarodową skalę! No i chyba właśnie z tego powodu wolał już męczyć się sam. Tak było bezpieczniej. Dla świata. - Czekaj, czekaj, czekaj, prześledzimy przebieg wydarzeń - zaproponował powoli, mrużąc przy tym oczy, jak taki renomowany detektyw, co właśnie wpadł na trop. Nie wpadł - tak wyglądały u niego wszystkie procesy myślowe. - Czyli Rosse tak po prostu zniknęła, a my założyliśmy, że wyjechała i nie zadzwoniliśmy na policję. Ty jej nie widziałaś, ja jej nie widziałem... MOŻE ONA JEDNAK NIE WYJECHAŁA, NIE SCHOWAŁA SIĘ W SZAFIE, A ZAGINĘŁA?! - doszedł do druzgocącego wniosku i aż się za głowę złapał na myśl, że ZNOWU mu się przydarzyła taka akcja; no zupełnie jak w dzieciństwie, gdy jego młodsza siostra zgubiła się w sklepie meblowym. - Nie, Darby... chciałbym ją zakopać w ogródku, to znaczy, nie chciałbym, ale wtedy przynajmniej wiedziałbym, gdzie ona jest! - wyjaśnił jej swój jakże złożony tok rozumowania, potrząsając przy tym głową na znak kompletnego zdezorientowania. Wmówił sobie, że wyjechała do Australii, nie słuchał jej, gdy to mówiła, czy rzeczywiście przepadła, a on to olał? - Aha, no okej, w ten sposób, dziękuję, że mi to wyjaśniłaś - zironizował, wciąż zgrywając tego mądrego mimo że jak już wspomniałam, swoją wiedzę zdobył z głupiego kapsla. No cóż, ale Darby o tym nie miała pojęcia, a on wcale nie musiał się przyznawać! - O NIE, NIC NIE WIESZ. Tamto się nie liczy, comprender? - czy Chandler znał język hiszpański? Nie. Czy używał słów podłapanych dzięki nałogowemu oglądaniu telenowel? Owszem. - HEJ. Ten sześciopak - tu podniósł koszulkę nieco do góry, by jej swój tors zaprezentować, ponieważ był urażony do głębi, ta rzeźba kosztowała go miesiące na siłowni, miesiące! - Sam się nie zrobił, Walmsley, trochę szacunku - zwrócił jej uwagę, cmokając przy tym z dezaprobatą na jej ignorancję. A jak mu zaczęła tym dyplomem przed oczami machać, to wyrwał go z jej rąk i uniósł nad swoją głową. - Wciąż Ty - odparł spokojnie, posyłając Darby krzywy uśmieszek i ani myśląc, by ten skrawek papieru - jak to go w myślach nazywał - oddać. Natomiast gdy już garderoba została otwarta, to do niej podszedł i oczywiście bez pytania zaczął w ubraniach współlokatorki przebierać. - Skoro jest perfekcyjna, to dlaczego nigdy nie widziałem połowy tych ciuchów, co? Na przykład tej kiecki? - na poparcie swoich słów wygrzebał wspomnianą sukienkę i wbił w Darby potępiające spojrzenie. Powinna się wstydzić! Nie dlatego, że on chciałby ją w tej kiecce zobaczyć, ale dlatego, że nie wysilała się bardziej na spotkania z ludźmi. Oburzające.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W zasadzie wcale nie był to taki zły pomysł – po pierwsze, Darby odrabiałaby pieniądze, których od miesięcy mu nie płaciła, po drugie, miałaby jakieś zajęcie, a po trzecie, mógłby ustalić zmiany tak, żeby się mijali, prawda? I każda strona byłaby zadowolona. Czy cierpiałaby, wracając do pustego domu? Absolutnie nie. WRESZCIE miałaby upragniony spokój i mogłaby na przykład … wyspać się. A to całkiem ważna rzecz. ALE Darby zakładała, że Chandler nigdy, przenigdy, nie powierzy jej swojej świątyni – i w sumie miał rację; sama sobie nie potrafiłaby zaufać w takiej kwestii. – Chwila, stop. To ty założyłeś, że wyjechała. Ty podsunąłeś mi tą teorię, więc TY musisz być jako zamieszany w jej zniknięcie – przeraziła się, całkiem poważnie. Może powinna stamtąd uciec, jak najdalej od niego? Pewnie by to zrobiła, gdyby tylko miała chociaż odrobinę energii na tak stanowczy krok. Tylko, że nie miała i przez to nie chciała nawet próbować – a skoro dotychczas nic jej się nie stało, to raczej nie powinno, prawda? OBY. – Ale aż tak? Chciałbyś ją zakopać, po to żeby wiedzieć? Przecież to musiałoby oznaczać, że jest martwa … Chandler! Twoja jedyna siostra! Zakopana w ogródku! Jedyna! – powtarzała tę mądrość, starając się wywołać w nim wyrzuty sumienia i nie mając pojęcia, że Jonesów po tym świecie chodzi jednak więcej niż on i Rosse. NIESTETY. Może to i lepiej, że pozostawała nieświadoma? Raczej nie chciałaby, tak z własnej woli, poznawać pozostałej dwójki – bo co za dużo, to niezdrowo. – Dlaczego się nie liczy? Oczywiście, że się liczy – chociaż nie powinno; dla niej również byłoby lepiej, gdyby się nie liczyło, aczkolwiek tego nie brała teraz pod uwagę, ciesząc się, że ma na niego jakiegokolwiek haka (nawet jeśli cieszyła się niesłusznie). – Fuj, fuj, fuj, nie musisz się od razu obnażać – skomentowała, ale chociaż dłonią zakryła twarz, to jednak patrzyła, jak podnosi koszulkę, przez rozchylone palce. Faktycznie, wyglądał całkiem nieźle, jak na to, że żywił się głównie kebabami i pewnie non stop podjadał w pracy. Ale czy kiedykolwiek by mu o tym powiedziała? Bardzo wątpliwe. – Przestań – oburzyła się; owszem, może i on miał sześciopak, aczkolwiek ona miała poważne OSIĄGNIĘCIA, związane ze swoim wyglądem. Nie wiedział nawet, z iloma potencjalnymi miss pobiła się w trakcie swojego życia, a te konkursy były przecież istnym horrorem. – Daj spokój – powiedziała, wyrywając sukienkę z jego rąk. Była krótka, obcisła i stanowiła prezent od matki. Serio, OD MATKI. Dlatego odpowiedziała krótko: - Nie było okazji – chociaż, gdyby tak zastanowiła się nieco dłużej, prawdopodobnie znalazłaby kilka. – Na wiele rzeczy nie ma okazji, bo gdzie niby mam iść w tym czymś- i tutaj wyciągnęła kombinezon, z porządnie wyciętym dekoltem i odsłoniętymi plecami. Ani jedna z jej randek nie była warta takiego zachodu i – cóż – męczarni w pilnowaniu, żeby nic, przypadkiem, niepotrzebnie nie odsłonić. – Faceci zawsze myślą, że wiedzą najlepiej, a tak nie jest, wiesz? Pewnie gdybym zabrała cię na zakupy, przypadkiem wybrałbyś coś z działu dziecięcego myśląc, że pasuje na dorosłą kobietę. Nie, Chandler, tak to nie wygląda- skomentowała, przewracając teatralnie oczami. – Zresztą poczekaj – powiedziała, po czym, zabierając wyciągniętą przez niego z szafy sukienkę, ruszyła w kierunku łazienki. Włożyła ją na siebie i kilkakrotnie musiała pociągnąć za dół, by przypadkiem nie podjechała za daleko, gdy już wracała z powrotem do pokoju. – Nie wierzę, ze zmusiłeś mnie do tego O TEJ PORZE, ale widzisz, o co mi chodzi? Przecież nie idzie się w tym nawet ruszać, Jones. Jestem pewna, że gdybym tylko podniosła ręce do góry, wszyscy dookoła dowiedzieliby się, jaką noszę bieliznę – eh no, typowy facet.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To był zły pomysł i nawet nie należało tego poddawać żadnej dyskusji, dziękuję, dobranoc! - Miałbym pozbyć się swojego jedynego pracownika? - Rosse była współwłaścicielką, ale Chandler - jako pomysłodawca kebsowego biznesu - nie do końca był z tym faktem pogodzony, co dało się zauważyć choćby... teraz. - Przecież to nie ma sensu! Poza tym czy ja Ci wyglądam na seryjnego mordercę? Jesteś w stanie wyobrazić sobie, jak kroję Cię piłą mechaniczną? Albo jak wrzucam Twoje zwłoki do rzeki? - podsuwał jej coraz drastyczniejsze wizje monotonnym tonem głosu z kamiennym wyrazem twarzy, co pewnie miało ją zapewnić, że wcale go takie rzeczy nie ekscytują, a wybrzmiało, jakby W OGÓLE nie wzbudzało w nim to żadnych emocji, co chyba z dwojga złego było jednak gorsze. No ale halo, to Chandler, a Chandler nigdy rzeczy za bardzo nie analizował. - Jedyna? CZY TO ZNACZY, ŻE REYAH TEŻ NIE ŻYJE? A CO Z DICKIEM? O czym mi nie mówisz, Darby? Wiesz coś, czego ja nie wiem? Co zrobiłaś z resztą mojego rodzeństwa? - pytał, nagle niespodziewanie przejęty, że jego najbliżsi członkowie rodziny zostali (być może) wessani przez jakąś czarną dziurę i już nigdy ich nie ujrzy. Niby zdawał sobie sprawę, że to bardzo mało prawdopodobny scenariusz, ale... - To był wypadek i tak właściwie to... była Twoja wina! - dodał po namyśle, machając jej po raz kolejny oskarżycielsko palcem przed twarzą. No tak, przecież Chandler sam nie wywróciłby się na skórce od banana. Gdyby nie Darby, to w ogóle by ta cała krępująca sytuacja się nie zadziała! - To nie jest obnażanie, nie pokazałem Ci niczego, czego nie widziałaś już wcześniej - tu zafalował zaczepnie brwiami, bo fakt, bardzo często prowadzał się po mieszkaniu bez koszulki. Tak mu było wygodniej, przyjemniej, a poza tym był u siebie. Ba, na początku znajomości z Darby to pewnie namawiał ją do tego samego! Teraz już sobie takowe komentarze darował, nie chcąc za nie zarobić między żebra. - Nie było okazji? - powtórzył i obrzucił ją pełnym niedowierzania spojrzeniem, krzywiąc się przy tym dość wymownie. - Czekasz na przyjazd papieża? Królowej angielskiej? Na ponowne odwiedziny Jezusa? To może jeszcze trochę potrwać, wiesz? - zakpił, nie mogąc się powstrzymać. Ale czy ktoś go mógł za to winić? Jego współlokatorka miała ubrania w szafie, w których mogłaby wyglądać CAŁKIEM, CAŁKIEM, a z jakiegoś (nierealnego) powodu tego nie robiła. Skandal. - Bez przesady - mruknął z oburzeniem, oczami przewracając, bo nie, NA PEWNO nie wybrałby dziecięcych ciuchów dla dorosłej kobiety. Co prawda nie bywał w sekcjach damskich, ale no, nie zrobiłby tego. Przecież te ubrania musiały się jakoś różnić... No nie? Wszelkie myśli uleciały jednak z głowy Jonesa, gdy Darby ponownie wyłoniła się z łazienki, tym razem ubrana w wybraną przez niego sukienkę. Wypija Ci ulubiony sok, wypija Ci ulubiony sok, wypija Ci ulubiony sok, powtarzał w myślach niczym mantrę, nie chcąc postrzegać Darby w TYCH kategoriach. Znaczy no, teoretycznie był świadomy, że mieszka z wcale nie taką znowu brzydką panną, która na dodatek była singielką, ale na ogół wypierał to ze swojego mózgu, by niepotrzebnie nie komplikować ich relacji. Teraz jednak nie zdołał się zastopować przed zlustrowaniem jej oceniającym wzrokiem, co go na dobry moment uciszyło. Zareagował dopiero na słowo bielizna. - Stój, bo strzelam, ręce do góry! - rzucił automatycznie, przenosząc wzrok ze zgrabnych nóg na twarz współlokatorki, wyginając przy tym wargi w głupim, szerokim uśmiechu. - Nieważne, że nie możesz się w tym ruszać, tu nie chodzi o Twój komfort, Walmsley. Tu chodzi o zainteresowanie gościa na tyle, by poprosił Cię o zapisanie numeru telefonu na jego czole i w tej kiecce jesteś w stanie to osiągnąć - oznajmił z pełnym przekonaniem, głową przy tym kiwając i raz jeszcze - zupełnie nieświadomie - obczajając ją od góry do dołu spojrzeniem. - Tak, to by zadziałało - dodał jeszcze pod nosem z wyraźnym uznaniem. Dla siebie, oczywiście, nie dla Darby. W końcu dzielił się z nią tutaj swoim GENIUSZEM.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A to nie jest trochę tak, że ty masz połowę udziałów, Rosse drugą i tak się dzielicie? Nie? Dobra, zamykam się – to drugie dodała, ponieważ zobaczyła jego urażoną minę, a naprawdę, naprawdę nie chciała się teraz kłócić, nawet jeśli znała prawdę. Kiedy już dowiedziały się o swoim istnieniu, całkiem sporo rozmawiała z Rosse i gdy tylko nie obgadywały Chandlera, przekazywały sobie również dość praktyczne informacje – jak na przykład co robią w życiu i gdzie chowają wino. Po jego kolejnych słowach, przez jej ciało przeszła gęsia skórka, gdy powiedział to tak apatycznie, jakby zbrodnie zupełnie go nie obchodziły. Czy nie było to czasem domeną seryjnych morderców? – Jeszcze jeden taki komentarz i nie będę mogła spać w nocy – mruknęła pod nosem, próbując przy okazji otrząsnąć się z tych negatywnych myśli. Zakładała, że najlepiej byłoby po prostu porzucić ten temat. – Czekaj, co? CO? Was jest więcej? Takich … takich was – bo o ile Rosse z początku nie wydawała jej się jakoś ZATRWAŻAJĄCO podobna co Chandlera, mieli co najmniej jedną wspólną cechę – oboje byli dość głupi. Tak, nawet z perspektywy Darby, która do tego, że sama również jest głupia, niekoniecznie się przyznawała (jak prawdopodobnie każdy człowiek). Nie spodziewała się natomiast, że Jonesów może być więcej, jako że nigdy nie raczyli w jakikolwiek sposób o tym wspomnieć. – Nie była to moja wina, daj spokój. Przewróciłam się, ty miałeś wyrzuty sumienia i mi pomogłeś … Nie możemy po prostu cofnąć się do momentu, kiedy mnie przeprosiłeś i wszystko było w porządku, co? To jedna w piękniejszych chwil mojego życia – powiedziała, w zasadzie nie do końca zgodnie z prawdą, ale chciała zrobić mu na złość. Zapewne nie był dumny z faktu, ze z jego ust padły tego typu słowa, podczas gdy ona miała zamiar wspominać to wydarzenie do końca życia. – Nie przypominaj – odpowiedziała krótko na komentarz odnośnie obnażania się (czy też jego braku).
Olała jego kolejne słowa, kompletnie, absolutnie nic sobie z nich nie robiąc – miała przecież własne racje i doskonale wiedziała, co robi, wybierając kolejne ubrania ze swojej szafy. Nie chodziła przecież w dresie, nie ubierała nawet wytartych dżinsów, ani sukienek, które nadawałyby się jedynie na niedzielną mszę, więc to, że jej codzienna garderoba nie pasowała do jego standardów, wcale nie było niczym złym. Miała jednak przeczucie, jaka będzie reakcja na tę sukienkę. Dokładnie taka, jakiej spodziewałaby się po każdym facecie – nawet takim, który niekoniecznie za nią przepadał i niekoniecznie myślał o niej w TAKICH kategoriach. – Ekhm – odchrząknęła, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. NA SIEBIE znaczy na swoją twarz, czy ogólnie osobę, a nie ciało, które lustrował od dobrych kilku sekund. – Tak, Chandler? W tej sukience mogłabym to osiągnąć? – zapytała, siląc się na prowokacyjny ton, którego absolutnie nie chciała przy nim używać. Jednakże mocno działał jej na nerwy, zachowując się jak alfa i omega. – Też poprosiłbyś o mój numer, prawda? – dodała, podchodząc nieco bliżej; czyli dosłownie kilka kroków, po których stała naprzeciwko niego, na wyciągnięcie ręki. Ostatnio ją wyśmiał, gdy stwierdziła, że podrywałby ją, gdyby tylko nie mieszkali razem. Ostatnio ją wyśmiał, a ona poczuła się bardzo niekomfortowo. Z tego też powodu obserwowała go teraz przeszywającym wzrokiem. Chciała jedynie, żeby przyznał jej rację. Liczyła, że chociaż tyle dobrego przyniesie jej ta CHOLERNA sukienka.
<center></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie - uciął dobitnie, mrożąc przy tym Darby wzrokiem, co by zamilkła albo przepadła na wieki. ON był ojcem tego biznesu, Rosse była co najwyżej przyszywaną matką, więc z automatu można powiedzieć, że była mniej istotna. Tak właściwie była jedynie siłą roboczą, o czym by wiedziała, gdyby bardziej zagłębiła się w opracowany przez niego kontrakt, który podpisała bez czytania, bo Chandler celowo użył tak małej czcionki, że dało się go odszyfrować jedynie przy użyciu lupy. Pewnie gdyby podpisywał umowę z kimś normalnym, to by zaprotestował, ale Rosse nie lubiła papierkowych formalności, na jego głupie szczęście. - I to niespanie w nocy miałoby Cię ochronić przed potencjalnym seryjnym mordercą? Och, Darby - tu roześmiał się złowrogo, kręcąc przy tym z politowaniem głową. - My sweet summer child, jak ty mało jeszcze wiesz o świecie - zacmokał, nawet przy tym nie mrugając, po raz kolejny przez to sprawiając wrażenie jakiegoś wycofanego emocjonalnie. Co było oczywiście celowym zagraniem, by Walmsley uciekła z krzykiem. Tak, Jones zdecydowanie powinien przemyśleć kilka spraw w swoim życiu. - Jeśli moi rodzice nie zatrudnili statystów, by dotrzymywali towarzystwa mi i Rosse, to tak, Darby, jest nas więcej - potwierdził, nawet przy tym kąciki ust unosząc w lekkim uśmieszku, bo tak, miał rodzeństwo, które bardzo lubił, szczególnie Dicka i wcale nie dlatego, że wyglądał jak jego odbicie lustrzane, w końcu to świadczyłoby o zaawansowanym narcyzmie, a Chandler przecież był skromnym i pokornym człowiekiem. - Że też nie dostałaś wtedy amnezji... - mruknął pod nosem, dłonią sobie twarz przecierając i unikając spojrzenia współlokatorki jak diabeł święconej wody. Nie za bardzo chciał wspominać ten poniżający - w jego mniemaniu - moment, kiedy to blondynkę przeprosił za swoje DOMNIEMANE bucostwo.
Gdyby tylko wiedział, że już za moment ponownie przeżyje najgorsze kilkadziesiąt sekund w całym swoim życiu... Tak, niewątpliwie postrzeganie Walmsley w kategorii atrakcyjnej kobiety równało się z przepaleniem nielicznych komórek mózgowych Jonesa. Naprawdę starał się jej nie lustrować jak prosty samiec, no ale szkopuł w tym, że on... był prosty. Dlatego kiedy Darby zaczęła coś - coś, bo rozumienie zlepków słów też przychodziło mu aktualnie z trudem - do niego mówić, to jedynie głośno przełknął ślinę. - Hmmm - wymruczał z zadumą, nie ufając w tej chwili własnemu głosowi. Dopiero gdy przymusił się resztkami silnej woli by przenieść wzrok na twarz współlokatorki, na jego wargi wkradł się nonszalancki uśmieszek. Nie spuszczając z niej równie przeszywającego spojrzenia, zrobił krok do przodu, niwelując dzielącą ich odległość do minimum. Przez moment nic nie mówił, a jedynie wodził wzrokiem po jej rysach twarzy, co jakiś czas zahaczając o usta, jakby planował ją pocałować. Wreszcie nachylił się, by szepnąć jej prosto do ucha... - Ja nie musiałbym prosić, bo dałabyś mi go sama - odsunąwszy się, posłał jej łobuzerski uśmieszek i odwrócił się raz jeszcze w stronę szafy. - To co tam jeszcze masz, czego nigdy nie nosisz? - jak gdyby nigdy nic, zmienił temat, choć gdyby Darby widziała teraz jego minę, to by wiedziała, że wcale nie był taki niedotknięty, jakiego to przed nią zgrywał, hehe.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”