WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://nolisoli.ph/wp-content/uploads/ ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– boże, nie pamiętam – Ostatnio wróciła do panieńskiego nazwiska – Fernsby za bardzo przypominało jej byłego męża, nieudacznika, który w eleganckich restauracjach poznawał kobiety tylko po to, aby prosić je o zawarcie fałszywego małżeństwa. Kiara zgodziła się na podobny układ ze względu na ojca oraz sporą sumę pieniędzy, którą matka Emira przelała na jej konto prosto z banku w Stambule. Całość przeznaczyła na leczenie sześćdziesięciolatka i – na szczęście – lekarze byli bardzo zadowoleni z efektów. Po rozwodzie i wyjeździe byłego męża, w końcu mogła skupić się tylko na sobie. Rzuciła pracę w Canlis i postanowiła opuścić też Smalls – miejsce, w którym zgraja podstarzałych zboków bez przerwy ją obmacywała, a wypłata starczała na chleb tostowy i słoik ogórków kiszonych z polskiego sklepu nieopodal jej domu.
Wtedy dowiedziała się o Rapture – nowym klubie, który już niedługo miał mieć swoje otwarcie. Szukano barmanów, kelnerek i artystów do śpiewania oraz zabawiania gości. Wysłała swoje CV, zaproszono ją na rozmowę i krótkie przesłuchanie, po czym dostała pozytywną odpowiedź.
Teraz pierwsi goście schodzili się na huczne otwarcie klubu. Kiara nie miała jeszcze okazji poznać samego właściciela – póki co skupiała się na swoich obowiązkach. Stojąc nad umywalką, przyglądała się własnemu odbiciu w lustrze. Połączenie mocniejszego makijażu i czerwonej sukienki podkreślało kobiecość blondynki i uwydatniało zalety jej aparycji. Była utalentowana i pewna siebie, a to spychało na boczny tor nerwowy uścisk żołądka, który towarzyszył jej od rana. Sale zapełniały się, karły roznosiły darmowe drinki na swoich krótkich nóżkach, piękne kobiety kokietowały chętnych na zabawę mężczyzn.
Zgasły światła i po chwili zebrani usłyszeli pierwsze nuty piosenki, w interpretacji Wallace. Kiara wyłoniła się zza kolumny i – jak miała w zwyczaju – dała ponieść muzyce. Śpiewała, wiła przy orkiestrze, mruczała, zaczepiała wybrane osoby z tłumu przejeżdżając dłonią po ich ramionach bądź zupełnie niewinnie puszczając oczko. Wcielała się w scenicznego drapieżnika, żądnego atencji i poklasku. Właśnie to oferowała jej praca na scenie, scenę potrafiła zaś stworzyć z każdego miejsca, w którym aktualnie się znajdowała.
Po wszystkim podwinęła materiał sukni z ziemi i przeniosła do baru.
– Whisky sour – rzuciła do barmana. Przez krótki moment wpatrywała się na dłonie pracownika, które z największą precyzją przygotowywało drinka. Ale czuła się obserwowana. Odwróciwszy głowę w lewo, zauważyła siedzącego obok mężczyznę. Postawiona przed kobietą szklaneczka powędrowała do góry w niemym toaście. – Jak ci się podobało? – nie miała pojęcia, kim był, ale czy to kiedykolwiek przeszkodziło w niezobowiązującej rozmowie?
Ostatnio zmieniony 2020-11-02, 23:51 przez Kiara Wallace, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 2 - Nie lubił mikro zarządzania. Ludzi w klubie wybrał sam właśnie po to, by nie musieć potem niczym sterować manualnie. W normalnych okolicznościach zależałoby mu na przeprowadzeniu rekrutacji z przyszłą artystką samemu, ale natłok pozostałych zadań sprawił, że z wielkim smutkiem zmuszony był przekazać to zadanie komuś innemu. Mógł pocieszać się tylko tym, że pewnie niewiele stracił, a piosenkarki w klubach nocnych były równie łatwe jak tancerki, tylko lubiły myśleć, że było inaczej. Nie mógł jednak odpuścić sobie jednego z głównych elementów programu gdy już przyszło co do czego.
Miał męczący dzień. Ludzie wymieniali się jeden po drugim, a im więcej twarzy musiał widzieć, tym mniej ich pamiętał w miarę, gdy zbliżała się noc. Spełniał swoją rolę - błyszczał w tłumie, przyciągając wzrok. Twarz Rapture, nowa figurka na planszy nocnej sceny Seattle. Jeszcze zanim ceremonia się rozpoczęła, wiedział jak długo będą o niej mówić. Nie wiedział tylko, za co najlepiej ją zapamięta.
Obserwował ją z daleka, oparty plecami o bar naprzeciw sceny. Wydawało mu się, że widział ją wcześniej gdzieś w korytarzach, gdy przygotowywała się do występu, ale nie mógł być tego pewien. Kobieta, która wyłoniła się zza filaru wydawała się płynąć po scenie, natychmiast wchodząc w swoją rolę. Z półuśmiechem na ustach przyglądał się reakcji ludzi, których ramiona mimochodem musnęła, przechadzając się przez rozrzedzający się przed jej stopami tłum. Jej ruchy tylko sprawiały wrażenie przypadkowych, co miało osłodzić wieczór kobietom, których partnerzy zapatrzyli się na nie odrobinę zbyt długo.
Dostrzegł w niej iskrę drapieżnika, ale Monroe był zbyt pewny siebie, by w niej go dostrzegać. Może dlatego, że to on spełniał tę rolę i nie zostawiał na tym polu miejsca do żadnych manewrów, i w żaden sposób nie chodziło tu o jego pozycję w tym klubie. W końcu jeszcze się nawet nie poznali.
Mimo tego, złapał się na tym, że w ciągu trwania piosenki nie spuścił z niej wzroku ani na chwilę, a gdy podniósł szklankę do ust, whisky w środku już nie było. Odstawił szkło na blat i przesunął je w stronę barmana w zrozumiałym geście.
Był też wystarczająco bezczelny, by nie ulokować spojrzenia w jakimkolwiek innym punkcie nawet gdy podeszła do baru i zajęła hoker niedaleko miejsca, w którym sam przysiadł.
- Trochę za dużo Bonda, ale całkiem ładnie - odrzucił, uśmiechając się pod nosem. Znów złapał za szklankę, tym razem napełnioną. - To pewnie ta sukienka.
Napił się alkoholu, przesuwając spojrzeniem po jej sylwetce. Wbrew pozorom, pasowała do tego miejsca bardziej, niż to co miał na sobie on. Nie posiadał w swoim zaopatrzeniu fraku, który mógłby na siebie nałożyć i nie widział samego siebie w białej koszuli od lat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Muzyka zmieniła się na tę bardziej odpowiadającą klubowi – ludzie wyszli na parkiet, obstawili bary i palarnie. Jedna z grupek podrzucała karła do góry, co akurat niekoniecznie jej się podobało, bo traktowano go jak maskotkę. Nie, żeby nosiła się z przesadnym poczuciem sprawiedliwości – po prostu nie chciała patrzeć na pajaców, którzy ewidentnie obejrzeli Wilka z Wall Street o kilka razy za dużo.
Miała ochotę na papierosa, ale przecież obiecała sobie, że rzuci to gówno. Mimo wszystko, po pierwszym spojrzeniu na whisky sour poczuła silną potrzebę zaciągnięcia się dymem.
– A jak widziałbyś kolejny występ? – brew blondynki bezwiednie powędrowała ku górze. Chyba uraził jej ego – pierwszy raz ktokolwiek jej zarzucił, że występ nie był perfekcyjny, a – nie oszukujmy się – Kiara od zawsze była pieprzoną perfekcjonistką. Gdy coś było nie tak, dawała z siebie wszystko, aby to naprawić. Mimo to, krytykę znosiła całkiem nieźle.
– Sukienka jest dostosowana do poziomu elegancji klubu. Wcześniej śpiewałam w Smalls – co mówiło samo za siebie. Każdy mieszkaniec Seattle znał słynny klub jazzowy, które swoje lata świetności miał już dawno za sobą. Tani alkohol, czerwona tapeta odchodząca od ścian i wnętrze wypełnione dymem papierosowym. Wallace nienawidziła zapachu swoich włosów po powrocie do domu; przesiąknięte tytoniem i potem obleśnych facetów. Miejsce zdecydowanie było warte odwiedzenia w latach dziewięćdziesiątych, ale nie teraz.
– Gość czy pracownik? – zlustrowała go spojrzeniem od stóp do głów, po czym zamoczyła wargi w drinku. Po krótkiej degustacji oblizała je i z niemym uznaniem kiwnęła głową w stronę barmana. Był dobry, nawet bardzo. Przez ostatnie kilka miesięcy unikała procentów, bo Emir uważał, że jest wystarczająco pojebana na trzeźwo i nie pozwalał jej pić. Teraz musiała więc uważać, aby po dłuższej przerwie nie przesadzić i nie zaliczyć spektakularnej wpadki przed nowymi współpracownikami.
O właścicielach Rapture krążyły różne historie na mieście. Jedni uważali, że są mafią, a klub powstał tylko i wyłącznie do prania brudnych pieniędzy, drudzy uważali go za przykrywkę dla nielegalnego burdelu i miejsce, w którym socjopaci mogą ulżyć swoim zapędom – według tych drugich w piwnicach znajdowały się specjalne pokoje dla prostytutek i klientów. K. nie wchodziła w szczegóły, póki dostawała pieniądze za wykonaną pracę, zupełnie nie interesowało jej, co w rzeczywistości dzieje się w nowym nabytku centrum miasta. Sama miała czyste ręce, dopóki trzymała w nich tylko mikrofon.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedział, że w następnym występie nie zmieniłby niczego, ale przecież nie mógł jej tego powiedzieć. Nie zamierzał być kolejnym z dziesiątek facetów, którzy ślinili się na jej widok, bo reprezentowała wszystko, czego brakowało ich obecnym partnerkom. Nie musiała mieć na sobie samej bielizny, a na środku sceny rury, żeby zwrócić na siebie uwagę tłumu. Przyciągała spojrzenia jak magnes, nie dało się przejść koło niej obojętnie. A teraz usiadła praktycznie obok niego
- Może w innej sukience - odrzucił, a w odpowiedzi i jego brew powędrowała w górę. - Ta jakaś za długa, jeszcze się potkniesz.
Krzyk, który wybił się ponad tło głośnej muzyki zwrócił jego uwagę. Wzrokiem prześwietlił tłum, szukając jego źródła, którego nie udało mu się znaleźć. Ludzie dzielili się na tańczących, pijących i niektórych śmiałków, którzy próbowali obojgu tych rzeczy jednocześnie. Myślał, że i jemu to wszystko się znudzi. Ileż można było siedzieć w śmierdzących dymem i alkoholem pomieszczeniach, przy głośnej muzyce obserwując innych wzloty i upadki? Prawidłową odpowiedzią byłoby niewiele. A jednak on każdego dnia budził się z karkiem zesztywniałym ze stresu, dłońmi odruchowo szukającymi paczki papierosów, a umysłem złaknionym tej atmosfery wypoczynku.
Samo wspomnienie tytoniu sprawiło, że paczka schowana w jego spodniach wydawała się cięższa niż zwykle. Niewygodna w kieszeni. Nie czytał w myślach, choć bardzo tego chciał, ułatwiłoby mu to życie. Nie domyślił się więc, że o podobnych tematach rozważała siedząca niedaleko kobieta. Sam z siebie wstał ze swojego hokera, wyjmując paczkę z kieszeni i pokonując dzielącą ich odległość kilku krzeseł, która czyniła konwersację niewygodną przy towarzyszących im piosenkach.
- Smalls - powtórzył za nią nazwę, opadając na wysoki stołek, który sąsiadował z jej miejscem. Wyciągnął z paczki jednego papierosa i tylko delikatnie przysunął ją w jej kierunku w niemej propozycji. W normalnych warunkach strefa dla palących obowiązywała tylko w lożach i niektórych częściach przybytku, ale to była ceremonia otwarcia. Mógł ten jeden raz nie musieć dawać dobrego przykładu pozostałym, a o ochronę przecież nie musiał się martwić. - Zawsze przypominał mi stary burdel ze swoimi obdrapanymi ścianami - dodał z rozbawieniem, odpalając papierosa.
Zawsze twierdził, że tytoń nie miał nad nim żadnej kontroli. Ta krótka chwila pierwszego wdechu, z którym do płuc wdzierał się dym, była jednak czymś, czego nie potrafił wytłumaczyć. Momentem zapomnienia o tym, które z nich powinno panować nad kim.
- Wyglądam ci na ochroniarza? - odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem. Jakoś nie chciał, żeby zaczęła traktować go jako pracodawcę. Wolał być nikim i patrzeć na to, jaka jest nie obawiając się o to, czy ktoś przeleje jej pieniądze na koniec miesiąca, czy nie. - Jestem tu żeby się dobrze bawić.
Nawet nie dostrzegł chwili, w której barman podsunął mu szklankę jako popielniczkę. Strzepnął do niej nadmiar dymu, odruchowo odsuwając swoją whisky trochę dalej, bo takie pomyłki zdarzały mu się częściej niż chciałby przyznać.
- A ty? - zagadnął, obracając się w miejscu w jej stronę, tak, żeby mieć trochę lepszy widok. Przyglądał jej się z zainteresowaniem, tak jak wcześniej nie wyczuwając momentu, w którym powinno się oderwać wzrok. - Na pewno nie zatrudniają tutaj byle kogo. Taka sławna artystka, czemu cię nie znam? - pokręcił głową z udawanym niezadowoleniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Zapamiętam na przyszłośćnie zapamięta. Kim niby był, żeby zwracać jej w ten sposób uwagę? Doskonale wiedziała, jaki strój powinna wybrać na daną okazję i w czym będzie dobrze wyglądać. Nie wspomnę już o tym, że gdyby potykała się o nieco dłuższe ubrania, to po prostu zrezygnowałaby z ich noszenia. Przeniosła wzrok na szklane półeczki zastawione alkoholem.
Kiara była do tego przyzwyczajona; do głośnej muzyki, krzyków, pijanych ludzi, tańczenia do późnych godzin. Wracała do domu zmęczona, ale względnie zadowolona z życia. Spała do dwunastej czy trzynastej i cykl rozpoczynał się od nowa. Już dawno popadła w rutynę, z której niezmiernie ciężko było się uwolnić. W dni wolne tak czy siak nie potrafiła zmrużyć oka do czwartej.
Palcami sunęła po podświetlonym blacie, aby finalnie dotknąć paczki papierosów. Sprawnie wyjęła jednego, wsunęła go między wargi i spojrzała wymownie na towarzysza – potrzebowała ognia.
– Można powiedzieć, że właśnie tym był. Właściciel już dawno przestał o niego dbać, a szkoda, bo kiedyś pojawiały się tam największe gwiazdy. Nawet Cobain, podpisał się nawet na jednej ze ścian – powiedziała, nadal trzymając fajkę w ustach i jednocześnie ją odpalając. Jeszcze kilka chwil temu myślała, że w Rapture nie pozwala na palenie w środku, ale kiedy barmar podsunął szklankę… Albo coś jej się pomyliło, albo ma do czynienia z kimś ważniejszym, niż jej się wydawało.
– Na ochroniarza? Może trochę. Bardziej DJa, bo na pierwszą opcję masz zbyt designerską marynarkę. Ewentualnie właściciela, ale słyszałam, że to straszny buc, więc nie pasujesz do tego obrazka – to powiedziawszy, strzepnęła popiół prosto do popielniczki. Nie chciała przecież przypadkiem uszkodzić pięknej sukni, na którą wydała zdecydowanie zbyt dużą kwotę.
– Ja? Również się bawię, a przy okazji robię to, co kocham – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Choć zdanie zabrzmiało jak wyjęte z filmu dla nastolatek, lekkie wzruszenie ramionami potwierdzało obojętność blondynki. – Rzecz w tym, że nigdy nie próbowałam być sławna – nie chciałaby się znaleźć w błysku fleszy, zaś codzienne uciekanie przed zgrają paparazzi wydawało się być najgorszym koszmarem. Na swojej skórze przeżyła to tylko raz – tuż po wywiadzie Roberta Browna u Ellen DeGeneres, kiedy to skłamał, że uratował ją na tragicznym festiwalu muzycznym, a opinia publiczna szybko przyjęła, że jest dla niego kimś więcej, niż znajomą. To właśnie wtedy opędzała się od ludzi, którzy zaczepiali ją w restauracjach czy na ulicy i pytali o życie prywatne. Nie nadawała się do takiego życia. – Śpiewałam głównie w barach, klubach i na prywatnych występach i nie, nigdy nie myślałam o pójściu do Mam Talent czy innego, gównianego show – ubiegła ewentualne spekulacje, bo nie raz spotkała się z myśleniem, że jeżeli koniecznie chcesz coś osiągnąć, to musisz sprzedać swoją duszę showbiznesowi. Kiara powinna pójść na przesłuchanie, zaśpiewać, a potem opowiedzieć ckliwą historię o matce, która przedawkowała i ojcu z nieoperacyjnym guzem mózgu. Po prostu nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo jej słów, wyczul, że nie zapamięta. Mógłby przysiąc, że jej wzrok potoczył się po suficie w wymownym geście, choć odwróciła głowę do swojego drinka żeby to zamaskować. Wystarczył ten początek rozmowy by przejrzeć to, jakim typem kobiety musiała być, przynajmniej według niego. A on klasyfikować kobiety lubił, we własnej głowie, choć przecież żadnej nie przyznałby się, że coś takiego robi. W końcu każda była unikatem, każda miała swoje cechy, obawy i pragnienia, które on w podły sposób wykorzystywał.
Nieznajoma nie była typem, który napisałby mu kiedykolwiek numer do siebie na kartce papieru i wsunął do kieszeni marynarki. Nie uśmiechała się szeroko na jego widok, zachęcając do podejścia bliżej, do wdania się w dyskusję. Nie trzepotała rzęsami, reagując na każdy, suchy żart jakby był w stanie przywrócić umarłego do życia. Nie, artystka była zupełnie inna. Na pewno płaciła sama za swoje drinki, a na śliniących się do niej facetów patrzyła z góry, z pobłażliwością. To, że nie była łatwa musiała przypinać sobie do piersi niczym odznakę, która poświadczała za jej niezależność i niewrażliwość na tanie podrywy w klubach.
Kilka lat temu mógłby się do niej przez to zrazić. Wykląć od drętwych suk, zademonstrować to, że gdyby chciał, miałby przecież każdą w tym klubie. Bo miał wszystko, co każda z nich mogła potrzebować i brakowało mu tego, czego żadna z nich nie chciała następnego dnia widzieć - przywiązania i zazdrości. Ale z wiekiem polubił wyzwania. Wiedział, że od innych kobiet dzieliła go tylko mozolniejsza podróż pod górę. Gdy pod jego wpływem kobiecym ciałem zawładnie dreszcz, udowodni jej, że odznaka na piersi nie znaczyła tyle, ile mogło się wydawać.
Wyciągnął ku niej zapalniczkę, przebijając się przez chmurę dymu, którą wypuścił z własnych ust. Odpalił jej papierosa i odrzucił urządzenie na blat, koło paczki, która już tam została, nie wracając do jego kieszeni.
- Wyglądam na DJa? - spytał, skupiając się na jednej z wypowiedzianych przez nią możliwości. Krytycznie przyjrzał się swojej marynarce, choć w rzeczywistości niewiele zrobił sobie z przytyku. Pewnie nawet nie miał go obrazić, tylko on uznał, że niezbyt mu to pasuje. - To już lepiej, żebym okazał się bucem.
Nie podała mu swojego imienia i nie uszło to jego uwadze. Może nie pomyślała, może chodził o zasadę. Mogła posłużyć się każdym pseudonimem artystycznym, jaki miała pod ręką, a on też mógł po prostu sprawdzić w telefonie z kim rozmawia. Ale dwójka mogła grać w tę grę, więc nie dopytywał, zamiast tego skupiając się na słuchaniu jej - a im dłużej jej słuchał, tym wydawał się bardziej przekonany o tym, że wie, z kim ma do czynienia. Pogoń za sławą była dla naiwnych dziewczyn, które nie zdawały sobie sprawy z tego, co za tym idzie. Ona za to na kameralnych scenach czuła się jak ryba w wodzie, w dodatku na własnych warunkach wybierała to, kiedy można było obdarowywać ją pożądliwymi spojrzeniami, a kiedy wracała do domu i świętego spokoju.
- Co skłoniło cię, do zostawienia Smalls? - zagadnął, odsuwając od siebie papierosa, by dopić resztkę trunku na dnie trzymanej w dłoni szklanki. Podsunął ją barmanowi, który dostrzegł ruch kątem oka i pośpieszył ją napełnić. - Kluby upadają jeden za drugim. Z tego za miesiąc może już nic nie być - dodał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niewymuszona niezależność, bo mylił się – wcale nie nosiła się z nią, niczym z odznaką na piersi. Taka po prostu była. Nie działały na nią tanie podrywy, nie miała potrzeby przesadnego imponowania mężczyznom i tak, lubiła płacić za swoje drinki. Czy to coś złego? Po coś przecież pracowała, prawda? Dlaczego miała oddawać przyjemność rzucenia kilku banknotów na barowy blat komuś innemu, skoro mogła zrobić to sama. Robiła swoje i zajmowała się sobą, niemniej skłamałaby utrzymując, że minimalne zainteresowanie, jakie wywoływała swoją osobą, było jej obojętne. Nieznajomemu również przyznałaby, że trafił na dobrą pulę genów – nie znała go, więc w tym przypadku to właśnie swoją aparycją utrzymał uwagę blondynki na dłużej. I nutką tajemniczości. Fakt, że byli dla siebie zupełnie obcymi osobami i zapowiadało się na to, że jeszcze długo nie poznają swoich imion, wywołało przyjemne uczucie w podbrzuszu Kiary. Łaknęła ekscytacji, czegoś więcej niż kolejnej nocy wyglądającej tak, jakby jej życiem kierował bez przerwy wciskany klawisz repeat.
Był pewny siebie, bez dwóch zdań. Pokazywał to każdym ruchem, gestem i spojrzeniem. Nie miała nic przeciwko; wolała takiego towarzysza przy nocnym piciu drinka niż szarą myszkę, z której wyciągnięcie jakiejkolwiek informacji równało się mozolnemu rozwiązywaniu krzyżówki w niedzielnym wydaniu lokalnej gazety.
– Mam dobrą wiadomość. Dziś możesz być kimkolwiek zechcesz – między jednym a drugim zdaniem zaciągnęła się i lekko odwróciła głowę, aby wydmuchać dym papierosowy na bok. Podczas tej czynności nie spuściła z niego wzroku ani przez moment. – Więc na kogo stawiasz? – odniosła się jeszcze do kwestii bycia, kim chce, po czym podwinęła sukienkę i powoli założyła nogę na nogę, tak jakby chciała, aby źrenice bruneta mimowolnie zarejestrowały zmianę pozycji. Nie drążyła już tematu, nie dopytywała kim jest i czym się zajmuje. Skoro nie odpowiedział przy pierwszej okazji, z całą pewnością nie zrobi tego przy drugiej. Znała ten typ.
– Pieniądze – odpowiedziała bez większych ogródek. – I klimat – dodała jeszcze, tuż po dopiciu drinka do końca. Barman od razu zabrał pustką szklankę i zajął się przygotowywaniem kolejnego – co jak co, ale na obsługę nie mogła w żaden sposób narzekać. – Smalls się skończył. Nie ma tam nawet porządnej ochrony, przez co każdego wieczora musiałam radzić sobie sama z napastliwymi gośćmi. To miejsce mentalnie zatrzymało się na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy według części społeczeństwa, kobiety miały siedzieć cicho i z uśmiechem na twarzy dawać się obmacywać – skinęła głową w stronę pracownika, który postawił przed nią kolejną szklaneczkę. – Z kolei wątpię, że Rapture upadnie po miesiącu. Widać, że ludzie są zainteresowani. Rozejrzyj się dookoła – sama również zlustrowała bawiących się ludzi. Skakali, śmiali się, korzystali z życia i – jeszcze – zdrowych kości. Ewidentnie odpowiadało im miejsce, w którym się znaleźli. – No i to dobra konkurencja Dragon Clubu, tego na Chinatown. Byłeś tam kiedyś?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Być może jej niezależność była niewymuszona, ale w tej chwili tego nie wiedział. Przyglądał jej się otwarcie, analizując jej ruchy, słowa, zastanawiając, co tak naprawdę ją napędza. Z reguły powątpiewał w integralność innych, tak samo jak nie wierzył w to, by kobieta niczego od niego nie chciała. Ludzki element był najczęściej tym najmocniej zepsutym. Gdyby nie miał jej niczego do zaoferowania, nie siedziałaby teraz przy barze, udzielając się w rozmowie. Nie odwzajemniałaby jego spojrzenia, nie przyjmowała od niego papierosa, ani nie zamawiałaby następnego drinka. Ot, mogła pójść do innego baru, nawet w Rapture było ich kilka, a osób do towarzystwa znalazłaby naprawdę wiele. Wszyscy chcieliby w tej chwili móc zaoferować jej fajkę czy postawić jej drinka. Gdyby nie był tak zaślepiony własnym ego, pochlebiałoby mu to, że zdecydowała się spędzać tę chwilę z nim.
Jeszcze nie wiedział, że to ekscytacji łaknęła najbardziej.
- Kim zechcę, hm? - zagadnął, na moment tracąc jej twarz z pola widzenia. Jego wzrok zsunął się niżej, gdy poprawiła się w krześle, zakładając nogę na nogę. Patrzył, jak materiał sukienki zsuwa się z jej kolana, odsłaniając więcej gładkiej, alabastrowej skóry. Wątpił, by ten ruch też był niewymuszony i przypadkowy, ale swój brak zainteresowania przeplatała z sprzecznymi z tym gestami, które usiłował sobie poukładać.
Odchylił się w krześle, wracając do rozmyślań. Jego umysł nie potrafił zdecydować się, czy podobała mu się ta tajemniczość, czy nie wyczerpywała jego cierpliwości. Lubił to, że była nieznajomą w barze, grającą w grę, której oboje byli świadomi. Nie był w stanie jednak ukryć tego, że jednocześnie chciał już ją znać. Chciał poznać imię, chciał, by w nocy wypowiedziała jego własne, chciał poczuć satysfakcję i chciał o niej nie pamiętać o tej samej porze następnego dnia. Podświadomie nie chciał za to oddawać jej swojej kontroli. Nie lubił siebie, gdy tracił panowanie nad sytuacją. Nie przywykł do tego.
- Jestem zwykłym biznesmenem - przyznał wreszcie, odchylając się w krześle. Białe kłamstwo, brudna prawda. W jego czarnych oczach nie była w stanie dostrzec poprawnej odpowiedzi, jedynie błysk. Nie tylko ona była w tym klubie drapieżnikiem. - A ty? Kim chcesz być dzisiaj?
Podniósł szklankę z świeżo nalanym trunkiem i zwilżył usta, wolną ręką strzepując nadmiar popiołu do ich prowizorycznej popielniczki. Żarząca się końcówka papierosa zbliżała się już do filtra, ale tytoniowy dym zmieszał się z zasłoną, którą na scenie niedaleko wytwarzały dymiarki. Światło chwytało się tej sztucznej mgły, nadając ścianom neonowych barw, których w rzeczywistości nie miały, odgradzając ich od tańczących mas.
W tej zasłonie jego kącik ust powędrował w górę, wyobrażając sobie napastliwych klientów Smalls. Pasowała mu do kobiety, która była w stanie zawzięcie się obronić i nie potrzebowała żadnej ochrony, chyba, że do własnej wygody. Nie mógł się jednak wypowiadać, bo pewnie nieraz to on był tym bucem obłapującym dziewczyny, które niczego od niego nie chciały. Nie pamiętał jej ze swoich odwiedzin w tamtym klubie, to był pewien plus.
- Kilka razy - przyznał oszczędnie, wspominając konkurencję. Dragona nie kojarzył za jego pełne zaduchu pomieszczenia czy bawiący się tłum. Pamiętał jego brudne zaplecza, zaschnięte, bordowe plamy na podłodze i pieczenie w szczęce. - Głównie w interesach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lubiła takie gierki prawie tak samo, jak lubiła być sprzeczna. Niezrozumienie i konsternacja płci przeciwnej często dawała jej dziwny rodzaj satysfakcji, choć zazwyczaj wiedziała, kiedy skończyć, aby nie przekroczyć niewidzialnej granicy. Przecież to była tylko niewinna zabawa – odkucie po fałszywym małżeństwie i tkwieniu w nim przez kilka miesięcy czy myśleniu tylko o chorobie ojca i jego rychłej śmierci. Każdy odreagowywał na swój własny sposób; ona wykorzystywała swoją kobiecość i zainteresowanie, które potrafiła wokół siebie stworzyć. Jednak przy tym wszystkim wciąż starała mieć się na baczności, szczególnie przy mężczyznach pokroju bruneta – tajemniczych, wyjątkowo cichych. Ewidentnie uciekających od tematu ich profesji czy różnorakich planów.
– Kim zechcesz – powtórzyła zanim, gasząc niedopałek na ściance szklaneczki i pozostawiając go w środku. Mogła nadal trwać w trybie incognito tylko dlatego, że klub nie traktował jej jak kogoś, kogo nazwiskiem mógłby się chwalić. Kolejna zaleta względnej anonimowości. Inaczej Vincent już by wiedział, że ma do czynienia z posiadaczką niecodziennego imienia, prawdopodobnie nadanego jej po obejrzeniu Króla Lwa przez naćpaną matkę.
– Jestem kimś, kto nie ma nic do stracenia – ona z kolei uraczyła go kompletnym kłamstwem. Nie prowadziła niebezpiecznego stylu życia, miała przyjaciół czy rodzinę, których nie chciała stracić. Wszystko to wydawało się być jednak nudne. Zachowywała się jak rozwydrzona nastolatka, prowokująca wcześniej wspomniane niebezpieczeństwo. Wręcz rosiła się o to, aby wpakować się w gównianą sytuację bez wyjścia.
Przeczesała palcami blond pukle. Loki przemieniły się w delikatne fale, teraz zmierzwione przez niechciany dotyk. Sukienka zaczęła ciążyć, chętnie wróciłaby do przebieralni i z powrotem wsunęła wygodne ubranie sprzed kilku godzin.
– Więc jesteś tego typu biznesmenem – odchyliła się do tyłu, zahaczając łokciem o oparcie barowego stołka. To, że Dragon Club był nabytkiem mafii sprzed kilku lat i od momentu przejęcia lokalu, imprezowanie tam nie było najbezpieczniejszą formą spędzania wolnego czasu, wiedział każdy. – To pamiątka po tych wizytach? – kolejna spekulacja podkreślona delikatnym dotykiem palców blondynki. Przejechała opuszkami po niewielkiej bliźnie umiejscowionej tuż nad górną wargą. Potrzebowała kilku sekund, aby zabrać dłoń i ułożyć ją z powrotem na udzie.
Uniosła szkło i upiła kilka łyków drinka. Zapomniała już, jak dobrze smakuje alkohol, jednak wciąż miała się na baczności.
– Czy jest tu gdzieś taras? Albo wyjście na dach? – potrzebowała świeżego powietrza. I ciszy, chociaż na krótki moment. Nie czekając na odpowiedź Vincenta, wykorzystała nieuwagę barmana i kiedy na krótki moment wszedł na zaplecze, przechyliła się przez blat i złapała butelkę whisky stojącą tuż pod nim. – Później zapłacimy – zapewnienie było symultanicznie zaproszeniem. Jeśli tylko chciał, mógł pójść razem z nią. Zgrabnie zsunęła się ze stołka, podwinęła sukienkę (przecież nie chciała się przewrócić) i ruszyła w stronę kręconych schodów odchodzących od parkietu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zastanawiał się nad tym, ile było w tym prawdy, a na ile chciałaby oddać się tej wymyślonej rzeczywistości, zapominając o obecnej. Nawet teraz, w barze, w którym choć zawładnęła sceną, nikt jej nie znał, nie wyglądała na kobietę, która nie miała nic do stracenia. Była zachowawcza wtedy, kiedy według siebie powinna, jedynie momentami pozwalała sobie na więcej. Tańczyła wokół wytyczonej sobie granicy, zostawiając w jego głowie mętlik. Sprawiając, że bicie jego serca przyśpieszało i zwalniało chwilę później, przyprawiając go o pieprzoną arytmię. Bawiła się nim, jak kot, który wybrał już swoją ofiarę, ale zamiast ją zabić, szturchał ją łapą, ciekawy reakcji.
Osobiście wolał, by bawiła się z nim, ale jak na razie nie miał na co narzekać. Wieczór nie dobiegał jeszcze końcowi, a i tak miał wrażenie, że nie znajdzie bardziej interesującego towarzystwa pomimo otaczających ich tłumów. Intrygowała go. Nie wiedział, jak sprawiała, że miał wrażenie, że dobrze ją zna i jednocześnie nie potrafił jej w żaden sposób określić.
Może tego od niego chciała. Gry, w której nie byli świadomi tego, które mówiło prawdę, a które kompletne kłamstwa.
Idąc za jej tropem, zgniótł końcówkę papierosa o ściankę szklanki służącej im za popielniczkę. Wypuścił resztki dymu z ust, w górę, w stronę sufitu, pod którym kłębiła się nadciągająca z parkietu mgła. Tytoń go uspokajał. Podobnie jak wcześniej, rozumiał to w krótkich chwilach olśnienia i zapominał o tym pół godziny później, zarzekając się, że pali z przyzwyczajenia, lub dla towarzystwa.
Nawet nie drgnął, czując na skórze jej dotyk. Blizny były dla nim tym, czym były tatuaże. Dopełniały go. Uzewnętrzniały go takim, jakim był naprawdę, malując obraz zrozumiały dla innych ludzi. Mimo wszystko, uśmiechnął się znów, niemal łobuzersko, czując, jak musnęły go jej pomalowane pod kolor sukienki paznokcie.
Próbowała owinąć go wokół swojego palca, a jednak to wciąż on czuł, że posiada kontrolę nad sytuacją, choć nie powiedział ani słowa. Nie dostrzegał tego, w jakim kierunku podążały jego myśli, gdy obserwował ją ze skrywaną fascynacją.
- Nawet biznesmen może zaciąć się przy goleniu - skłamał wprost. Kłamstwa przychodziły mu równie łatwo jak prawda. Mówił gładko, a muzyka zagłuszała każdy fałsz, którego mogła się dopatrzyć.
Z rozbawieniem przyglądał jej się, gdy sięgnęła za bar, gdy mężczyzna go obsługujący akurat poszedł nalewać komuś piwa. Nie odpowiedział, że nie musieli płacić wcale. Był w końcu biznesmenem, a nie sławnym bucem. Wstał za to razem z nią, równie ochoczo chcąc się przewietrzyć. Od początku jego celem było wyciągnięcie jej z klubu, na którego otwarcie tak ciężko pracował - miał jednak wrażenie, że i tym razem nie podzielała jego zamiarów.
Zawsze warto było spróbować.
- Na dachu jest bar i basen - potwierdził, nawet jeśli go nie słuchała. Ruszył za nią, wcale się nie śpiesząc. Nie wypili wiele, poruszała się więc równie zgrabnie jak na parkiecie, z wdziękiem, którego brakowało większości tańczących dookoła niej. Pokierował ją gdy wyszli na piętro, a gdy dotarli na dach, uderzył w nich podmuch zimnego powietrza.
- Zawsze kradniesz z pracy alkohole? - zagadnął, stając przy wyjściu.
Znad podgrzewanego basenu unosiła się para, a w środku pływało kilka osób - a raczej unosiło się, dbając o to, by trzymane w dłoniach drinki również znajdowały się nad powierzchnią. Reszta ludzi zgromadzona była przy barze, do którego nie chciało mu się podchodzić. W końcu zabrała dla nich trunek. Zamiast tego wyciągnął kolejnego papierosa z paczki, którą zabrał ze sobą z baru - w drugiej ręce miał nawet swoją szklankę, której nie zgubił po drodze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Mhm – mruknęła w odniesieniu do wspomnianego zacięcia. Kłamał jak z nut. Wychowywała się na South Park, doskonale wiedziała, jak wyglądają blizny po bijatykach. Czy tym właśnie był? Zajmował się rozwiązywaniem cięższych przypadków w biznesie? Spojrzeniem zahaczyła też o łuk brwiowy i lewą część szczęki – tam również dopatrzyła się pozostałości po prowadzeniu interesów przez bruneta. Milion razy obserwowała kłótnie i bijatyki znajomych. Byli dziećmi, którym ktoś włożył do rąk kije bejsbolowe i powiedział: róbcie z tym, co chcecie. Vincent zdecydowanie wyglądał na kogoś, kto ma podobne doświadczenia. Ale przecież nie powiedziałaby tego na głos.
Być może gdyby zapytał, rozważyłaby wyjście z Rapture. Na ten moment podobało jej się tutaj jednak na tyle, że chciała zostać. Przed występem nie udało jej się zwiedzić każdego pomieszczenia, a skoro teraz pojawiła się okazja… Postanowiła wykorzystać zarówno ją, jak i alter ego nieznajomego. Planem kobiety ani przez moment nie było owinięcie go sobie wokół palca – owszem, czasem prowokowała, czasem uśmiechnęła się nieco zbyt kokieteryjnie, ale do podobnych zabaw nigdy nie wybierała mężczyzn, którzy już na pierwszy rzut oka wyglądali łatwo. Potrzebowała wyzwania, a on takowe stanowił. Wiedziała to od momentu, w którym pierwszy raz zauważyła, że ją obserwuje.
– Chodźmy – jak się umówili, tak zrobili. W drodze na dach wodziła spojrzeniem po bawiących się grupkach i nie tylko; niektórzy podpierali ściany licząc na łut szczęścia. Wiele z nich odpoczywało siedząc na skórzanych lożach i popijając hektolitry alkoholu. Proces otwarcia został zapięty na ostatni guzik, a w oczy od razu rzucał się ogrom pracy włożony w dopilnowanie nawet najmniejszych szczegółów w wyglądzie i funkcjonowaniu klubu. Przebywanie w nim pobudzało zmysły, zachęcało do bawienia się ostrzej niż zazwyczaj. Symfonia neonowych kolorów powodowała, że K. czuła się tak, jakby chwilę przed wejściem na scenę zażyła coś mocniejszego… I wcale jej to nie przeszkadzało.
– Nie, tylko wtedy, kiedy nie mam ze sobą torebki. Takie sytuacje wymagają specjalnych środków – rzuciła, rozglądając się dookoła. Podmuch wiatru uderzył w policzki i nagie ramiona dziewczęcia. Nie miała nic do zarzucenia na siebie, ale nie było jej zimno – wyjście na dwór przyjemnie odświeżało po półgodzinnej schadzce przy barze. – Kto wie, może przy okazji chciałam ci zaimponować – nie chciała, przynajmniej nie w ten sposób. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie zależało jej na pozyskaniu jego uwagi, ale znając możliwości artystki, pewnie wybrałaby inną drogę niż wykorzystywanie nieuwagi biednego barmana.
Ona, w przeciwieństwie do Monroe, nie zabrała ze sobą szklaneczki, więc pozostała jej jedna opcja – picie z gwinta. To też zrobiła; odkręciwszy butelkę, najpierw nalała trochę do szkła, a potem przyłożyła szyjkę do ust i upiła jeden czy dwa łyki. Wszak nadal była damą, nie wlewałaby w siebie alkoholu bez opamiętania.
– Pochodzisz z Seattle, biznesmenie? – odstawiła butelkę na ziemię i oparła się ramionami o przeszkloną balustradę. Widok był spektakularny. Mimo tego, że znajdowali się w centrum, mogli bez problemu spoglądać na panoramę miasta. Wszystko dzięki wysokiemu budynkowi i piętru, na którym znajdował się klub.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wbrew pozorom nie zabrał ze sobą szklanki z jakiejś potrzeby elegancji i poziomu, który próbował utrzymać. Był chyba ostatnią osobą w tym klubie, która mogła wybrzydzać picie z gwinta. Szczególnie, jeśli tego gwinta miał dzielić z parą ust, od której nie potrafił oderwać spojrzenia od ostatnich pół godziny. Ale zabrał ze sobą alkohol, co było istotniejsze niż to, z czego go pił. W ciągu swojego życia nauczył szanować się używki, które go rozluźniały, nawet jeśli teraz mógł pozwolić sobie na je wszystkie, w dodatku w ilościach, które wciągnęłyby go do grobu.
Powietrze na zewnątrz było orzeźwiające. Gdyby był dżentelmenem, zaoferowałby jej swoją marynarkę. Ale nim nie był. Chował uśmiech w kłębach papierosowego dymu, patrząc na pojawiającą się na jej ramieniu gęsią skórkę. Był pewien, że i tak nie przyjęłaby jego pomocy. Sama w końcu wyciągnęła ich na zewnątrz, jemu nigdzie się nie śpieszyło. Bar też miał swój klimat, lubił muzykę, ludzi i dym w powietrzu. Seattle jednak miało swój nieodparty urok, szczególnie obserwowane z góry.
- Zaimponować? - odrzucił rozbawiony, odsuwając od siebie papierosa, strzepując nadmiar popiołu na podłogę. Tutaj mógł sobie na to pozwolić, w końcu byli na zewnątrz, a on nie celował do basenu. Kątem oka obserwował tylko zgromadzonych w basenie ludzi, bawiących się w najlepsze. Nic nie sprawiało, że czuł się potrzebny w innym miejscu klubu - i nic nie powinno. Zadbał o to, by nie musieć sterować wszystkim ręcznie i byłby bardzo niezadowolony, gdyby teraz ktoś zawołał go gdzie indziej.
Dopił swój alkohol i pochylił się, odkładając szklankę na podłogę. Nie czuł potrzeby nalewania sobie tego, co im ukradła do szkła, kiedy ona piła prosto z butelki - poniekąd. Oparł się o barierkę, sięgając wolną dłonią do alkoholu, który trzymała.
- Tak - odrzucił zdawkowo. - Nie wyjechałem ani na chwilę.
Napił się kradzionego whisky. Nie wiedział, czy smakowało inaczej, bo było innej marki, czy miało już ten słodki posmak czegoś, co nie powinno być ich.
Nie lubił spoglądania na Seattle. Widok był olśniewający, ale wprawiał go w niepokój. Zbyt przywykł do oglądania miasta z poziomu rynsztoku, będąc tak wysoko czuł się nieswój, nie wydawał się na swoim miejscu. Jego miejsce nie było tutaj, w bogatych, ogrodzonych lustrzaną balustradą tarasach. Serce ciągnęło go w dół, do znanych mu ulic i zakamarków, które z tak wysoka wydawały się obce.
Odwrócił się, opierając się plecami o balustradę. Oddał jej butelkę alkoholu, powracając do niej spojrzeniem. Pomimo tego, jak dobrze trzymała się w tej zimnej pogodzie, wiatr nadawał jej twarzy rumieńców, które z kolei dodawały jej wrażliwości i uroku.
Może wyjście na górę nie było takim złym pomysłem.
- Ty też nie wyglądasz na przyjezdną - przyznał, strzepując znów nagromadzony na końcówce papierosa popiół w dół. - Nigdy nie kusiło cię gonić za sławą do Nowego Jorku, albo Los Angeles?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrzebowała wokół siebie kolejnego gentlemana. Przez wiele lat poznała wielu miłych chłopców, którzy z biegiem czasu po prostu jej się nudzili. Brzmi okrutnie, ale to nie tak, że traktowała ich źle. Zawsze była z nimi szczera, a relacje kończyła w sposób zdecydowany, nie pozostawiając już furtki na ewentualne powroty. Została wychowana w środowisku, w którym musiała mówić o swoich potrzebach głośno. Jeżeli czegoś chciała, nie mogła polegać na tym, że ludzie się domyślą. Po śmierci matki została z ojcem, początkowo niemającym pojęcia o wychowywaniu kilkuletniej córki samotnie. Właśnie dlatego, gdyby potrzebowała designerskiej marynarki Monroe, to po prostu by go o nią zapytała.
Wymieniali się butelką, wciąż dokarmiając organizmy procentami. Atmosfera, choć nigdy nie była napięta, teraz zupełnie się rozluźniła. Przynajmniej tak czuła się Kiara; ekscytująco i przyjemnie, tak jakby krok po kroku odkrywała nowy teren. Kątem oka spoglądała na podświetlany basen i ludzi dzierżących kolorowe drinki w dłoniach. Jeden z mężczyzn, z zawadiackim wyrazem twarzy, uniósł swojego ku górze, jakby wysyłał jej w ten sposób nieme zaproszenie. Blondynce nie umknęło też zainteresowanie młodych dziewczyn, śmiało wpatrujących się w Vincenta. – Ktoś chyba na ciebie czeka – uśmiechnęła się pod nosem, nie mogąc darować sobie komentarza.
– Bo nie jestem przyjezdna – rzuciła, odwracając lekko głowę i ogniskując spojrzenie na brunecie. – Wychowałam się na South Park – zaczynała dzielić się z nim szczegółami. Czyżby traciła kontrolę? Alkohol rozplątywał język, wiedziała o tym, jednak nie czuła się nawet wstawiona. Jeszcze. Pewnie po kolejnym papierosie wzrok stanie się nieco zamglony, a właściwe odbieranie świata dookoła cięższe do zrealizowania. – Nie. To nie miejsca dla mnie. Przyzwyczaiłam się do deszczowego klimatu, więc Los Angeles odpada. A Nowy Jork… Jest mekką artystów, a jednocześnie wątpię, żebym odnalazła się w tamtejszych wysublimowanych kręgach – i snobistycznej elicie, której szczerze nienawidziła. – Zresztą, mówiłam ci już, że nie interesuje mnie sława. Lubię mieć kameralny krąg widzów i występować na własnych zasadach. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś mówi mi, że powinnam wyglądać lub zachowywać się tak czy inaczej – przez całe życie torowała sobie własne ścieżki i nie zamierzała z tego zrezygnować. Wiedziała, jak wygląda przemysł muzyczny – słyszała o wiadrach z gównem systematycznie wylewanych na wschodzące gwiazdy przez wytwórnie, które wpakowały w nie kupę kasy. Ludzie stawali się własnością korporacji, a Wallace nigdy nie będzie do kogoś należała.
– Ciężko cię rozgryźć – przyznała w końcu. Oderwała się od barierki i po przejściu jednego czy dwóch kroków, stanęła tuż przed nim. Skrzyżowała ramiona na piersi – gest mógł wyglądać, jakby było jej zimno, ale nie. Pomimo widocznej, gęsiej skórki, czuła ciepło rozchodzące się po ciele za sprawą przyjętego alkoholu. – Nie lubisz mówić o sobie, więc z dwojga złego, wolisz pytać. Chociaż rozmowa generalnie nie przychodzi ci łatwo – nie powiedziała nic przesadnie odkrywczego. Po prostu stwierdziła fakt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Idąc za jej tropem, przesunął spojrzeniem po ludziach w basenie. Po skąpych strojach kąpielowych, ręcznikach odłożonych w pogotowiu, ratujących przed zapaleniem płuc przy wejściu, po drinkach z podwójnymi słomkami. Jego wzrok zatrzymał się na mężczyźnie, który wpatrywał się w Kiarę otwarcie, unosząc swoją szklankę. Jego szczęka mimowolnie się zacisnęła na ten nietakt. Czy nie widział, że dziś była z nim? Że w żaden sposób nie była zainteresowana podrzędnym, napakowanym chlejem wyłaniającym z parującej tafli wody?
Przeniósł swój wzrok na stojące obok kobiety dopiero gdy zwróciła mu na nie uwagę i uśmiechnął się pod nosem, całkowicie wbrew temu, co przed chwilą przychodziło mu na myśl. One mu przecież nie przeszkadzały. Stanowiły tylko tło, podczas gdy nieznajoma skradła całe jego zainteresowanie na ten wieczór i miał wrażenie, że dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
Obrócił się w miejscu, przodem do niej, peryferia pola widzenia dzieląc na widok Seattle i ludzi zgromadzonych w wodzie. Odebrał jej też butelkę gdy zaczęła mówić, częściowo dlatego, żeby samemu się napić, a częściowo nie chcąc, by była dla niej wymówką do przestania. Zaczynała się przed nim otwierać, choć nadal nie podali sobie imion. I jemu przyszło na myśl, że alkohol rozplątywał język, za co mógł podziękować kradzionej butelce whisky z baru. Przyglądał jej się gdy mówiła, kiwając głową gdy drugi raz wspomniała swoje podejście do sławy.
Skromna dziewczyna z South Park, niewidząca swojego życia poza Seattle, nieszukająca sławy i ganiających jej paparazzi. Ten obraz wydawał mu się cholernie nudny, dlatego wiedział, że był zakłamany. Gdyby była tylko tym, na co wskazywała, nie stałaby teraz na szczycie Rapture z kradzioną butelką w ręku, tańcząc na krawędzi tego pozwalania sobie na zbyt wiele.
Dopalił swojego papierosa do końca, zrzucając niedopałek na ziemię i zgniatając go butem. Mógł wyrzucić go poza barierkę, jak zapewne większość osób paląca teraz na szczycie budynku, ale nie zapominał o ulicach, które pozostawili w dole. W tej chwili mógł znaleźć się na szczycie świata i wciąż chcieć zejść na dół, do tego, co znane. Ludzie zmieniali się na złe gdy dostawali zbyt wiele.
Uśmiechnął się znów, gdy stanęła naprzeciw niego. Wiedział, że była zbyt sprytna, by dać się nabrać na jego puste słowa i jeszcze bardziej puste obietnice. Wolał słuchać tego, co mówiła do niego, obserwując, jak wyraz jej twarzy zmienia się pod wpływem dzielenia się informacjami. Kawałkami swojego życia, życia kobiety, która chciała nie mieć nic do stracenia, ale coś ją przytrzymywało.
- Lubię słuchać - przyznał, upijając łyk whisky i kierując butelkę w jej stronę. Nie zaoferował marynarki, ani wcześniej, ani teraz. Może chciał usłyszeć, jak prosi o nią sama. - Nie jestem tak dobry w psychoanalizach, ale...
Kłamstwo. Wierzył, że w tym akurat był bardzo dobry. Zbyt wiele ludzi z każdej kategorii napotkał w swoim życiu żeby w ogóle się na nich nie znać. Nawet, jeśli ona była dla niego enigmą, potrafił dostrzec niektóre cechy, które wciąż trzymały ją tutaj, na szczycie tego wieżowca.
- Mówisz, że nie masz nic do stracenia, choć jak dla mnie masz wiele - przyznał, oparty o barierkę przyglądając się jej mimice, szukając oznak trafienia w punkt i całkowitego chybienia. - Masz wolność i czujesz ją stojąc tu, ze mną i kradnąc z baru alkohol. Musiało ci jej brakować.
Obstawiał toksyczny związek, do którego wracała do domu z każdego przedstawienia. Być może jej nocny tryb życia sprawił, że to się rozpadło. Mógł tylko zgadywać, o związkach nie wiedział zbyt wiele.
- Kobieta jak ty nie powinna być uwiązana.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Rapture”