WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brew blondynki powędrowała ku górze, podczas gdy lustrowała go uważnym spojrzeniem. Znała go… Godzinę? Półtorej? A serce już zabiło o kilka razy za szybko, kiedy utwierdziła się w przekonaniu, że interesuje się tylko nią. Zawsze miała duże ego. Zdarzyło się jej słyszeć od byłego chłopaka, że jedynej rzeczy, której nigdy nie mógłby pokonać, jest miłość Kiary do siebie samej. I pewnie miał rację; pytanie tylko, czy to coś złego. Żyła na własnych zasadach, bo wiedziała, że ma tylko jedną szansę, aby przez to gówno po swojemu.
Miała ochotę na papierosa, a ponieważ jej paczka nadal leżała w torebce zamkniętej w szafce, bezceremonialnie zbliżyła się, sięgnęła do kieszeni spodni mężczyzny i wyjęła biało-czerwone Marlboro. Pachniał wodą kolońską, whisky i tytoniem. Wsunęła pomarańczowy filtr między wargi i odpaliła fajkę zapalniczką również znalezioną wewnątrz pudełka. Chwilę później wyciągała już dłoń i oddawała mu skradzione dobra.
Dym wypełnił płuca blondynki, kiedy zaciągnęła się głęboko. Palenie, choć wielokrotnie próbowała rzucić (w ostatecznym rozrachunku nie działało zbyt dobrze chociażby na struny głosowe), traktowała jak swój mały rytuał. Z każdym, kolejnym „dymkiem” uspokajała się i wyciszała, o ile właśnie tego potrzebował organizm kobiety.
Oczywiście, że miała coś do stracenia. Od samego początku grali w grę i mówili rzeczy, które albo nie były prawdą, albo mocno od niej odbiegały. On udawał biznesmena, kiedy w rzeczywistości odpowiadał między innymi za obijanie mord osób, które trzeba było porządnie nastraszyć, ona kobietę, która nie bała się niczego. Czuła, że potrzebuje iskierki ekscytacji; czegoś lub kogoś nowego, niebanalnego. A od pierwszych słów rzuconych w stronę bruneta przy barze miała wrażenie, że w końcu na to trafiła.
– Masz rację – kiwnęła głową. Nie było sensu spierać się z Vincentem. Związku z Emirem mogła wrzucać do puli tych toksycznych. Nie bił jej, nie nadużywał alkoholu, ale fakt – brakowało w nim wspomnianej wolności. On lubił kontrolować, a ona trzymała się słownie podpisanego kontaktu, za który dostała niemałą sumę pieniędzy. Czasem miała jednak wrażenie, że ciekawość mężczyzny w sferach tego, co Kiara robi poza domem, wychodzi poza granice ustalonych wcześniej zasad. Musiała więc udawać przykładną i troskliwą żonę, nie mogła opuszczać miejsca zamieszkania bez wiedzy Fernsby’ego miała się na baczności, aby urząd imigracyjny nie domyślił się, że coś tu jest nie tak. Przez kilka miesięcy przypominała zwierzę zamknięte w klatce, a teraz, gdy w końcu znalazła się poza nią… Zamierzała z tego korzystać.
– Dlatego nie jestem uwiązanajuż, chciała dodać, ale przecież powinna cokolwiek zostawić dla siebie. I tak miała wrażenie, że powoli opuszczają gardy, zaczynają na poważnie wsłuchiwać we własne słowa. Jednocześnie czuć było między nimi napięcie – nie te z rodzaju ciężkich do zniesienia, odrzucających, a pasjonujące. – I ty raczej też nie – sprawdzała, czy aby na pewno nie flirtuje z zajętym facetem? Sama bywała zazdrosna, czasem zdecydowanie za bardzo i na pewno nie byłaby zadowolona z widoku swojego chłopaka prowadzącego niewinną rozmowę z nieznajomą kobietą.
– Na czym polega twój biznes, biznesmenie? – była ciekawa, ile jest w stanie wymyślać bajki, które będą brzmieć jakkolwiek sensownie. Prowokowała go i pewnie oczekiwała od bruneta tego samego. Finalnie zrobiła krok w tył, pod pretekstem zmiany pozycji, nie spuszczając jednak z niego spojrzenia. Spod długich rzęs raz po raz uwalniały się kolejne pokłady ciekawości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kobiece ego było obusiecznym mieczem, zarówno pomocnym w odpowiednich chwilach i szkodliwym w innych. Zaspokajanie go to ryzykowna gra, w której od dawna uważał się za przodownika. Był podstępny, znajdował słowa lub gesty, dzięki którym to przy nim czuły się tak, jak chciałyby czuć się zawsze, po czym umykał nim dosięgnęły go konsekwencje. Gniew odrzuconej kobiety potrafił nie znać granic i podświadomie czuł, spoglądając w dzikie tęczówki blondynki, że tym razem reperkusje mogą być ciężkie do przełknięcia. Ale nie mógł nic na to poradzić. Dostrzegał w ich błękicie iskrę, którą samemu widział spoglądając w lustro. Nie odrywał d niej wzroku nawet wtedy, gdy zbliżyła się do niego i sięgnęła do kieszeni spodni, wyciągając dla siebie paczkę papierosów. Ona też była przebiegłym stworzeniem. Powietrze wokół z chwili na chwili stawało się bardziej napięte, a śmiech bawiących się wokół ludzi coraz bardziej odległy.
Zbyt go fascynowała by mógł teraz się wycofać, nawet jeśli droga pod górę prowadziła w przepaść.
- Nie jesteś - potwierdził, przekrzywiając głowę. Powoli zauważał w niej żądzę ekscytacji, ucieczki od nudy i prozy życia, która tak wiele kobiet zapędzała w ramiona tak wielu złych mężczyzn. Docierały też do niego błędy w swojej pochopnej ocenie tego, jakim typem kobiety była. Nie nosiła niezależności jako odznaki na piersi, nie musiała. Być może to byłaby dla niej tylko kolejna norma, w której obrębach ktoś próbowałby ją zamknąć.
Łobuzerski uśmiech na jego twarzy jedynie się pogłębiłsię na dźwięk jej niezbyt subtelnego stwierdzenia. Wzruszył lekko ramionami, jak na potwierdzenie, którego nie musiał wypowiadać na głos. Pod tym względem był jak każdy facet stojący teraz w basenie, albo pod barem. Gdyby czekały na nich kobiety, z którymi czuliby się szczęśliwie, nie byłoby ich na liście gości. Staliby pod ścianą na parkiecie, jak większość dojrzałych par, które wciąż bawiło wspólne wychodzenie do takich miejsc.
- Jeszcze żadnej kobiecie się to nie udało - zgodził się, unosząc butelkę w górę, by zwilżyć alkoholem usta. Jego słowa nie były bez znaczenia i nie była też pierwszą, która je usłyszała. Niejedna traktowała to jako wyzwanie, ale blondynka była inna. Nie chciał obrażać jej inteligencji insynuując, że jeszcze nie znalazł tej jedynej, że każda dotychczas była dla niego po prostu niewłaściwa. Nie szukał w tym miejscu miłości i nie zakładał, że teraz, na dachu Rapture, ją odnajdzie. Nie, żeby nie próbował swojego szczęścia w związkach - nie było na tym świecie osoby, która nie chciałaby wracać do domu, w którym ktoś na niego czekał. Ale w każdy związek ewentualnie wkraczała rutyna, wkraczała nuda, ograniczenia, od których nieznajoma również uciekała. Pojawiały się pytania, wątpliwości, formując pręty w otaczającej ich klatce. Dawno temu zrozumiał, że taki styl życia nie był dla niego.
Parsknął śmiechem na dźwięk jej pytania. Przejrzała jego zawoalowane kłamstwo, przynajmniej do pewnego stopnia, to było dla niego jasne. Zrozumiała to wcześniej, a w przekonaniu utwierdziła się dotykiem badając powierzchnię blizny na jego twarzy. Już wtedy mogła spodziewać się najgorszego. Wychowała się w tej samej dzielnicy, wiedziała, czego mogła spodziewać się po ludziach, którzy tak wyglądają. Jeśli nie teraźniejszość, to przeszłość musiał mieć brudną. Dostała sygnał, ale nie wystarczył by się wycofała.
- Uszczęśliwiam ludzi - odparł bez zawahania. Poniekąd każda praca na tym polegała - jej też. Śpiewem poprawiała ludziom nastrój, a właściciele doceniali nadawany przez nią klimat. Poniekąd nie kłamał, po prostu nie mówił też prawdy. Oderwał się od barierki, postępując o krok naprzód gdy cofnęła się w tył. - Czy moja designerska marynarka nie pasuje ci do mojego zawodu?
Uniósł lekko brew, rozglądając się po pozostałych. Wiatr zawiał mocniej, jak wiał co chwilę, a zza jej pleców dobiegł ich pisk wychodzących z basenu gości, którzy niefortunnie wybrali sobie moment na opuszczenie ciepłej wody.
- Moglibyśmy pójść tam, gdzie aż tak nie wieje - zauważył chytrze, wykorzystując ten moment.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Zabrzmiało jak wyzwanie – ale przecież nie jest tak banalny. Zmrużywszy oczy pozwoliła sobie na wygięcie warg w delikatnym uśmiechu. Czy teraz powinna odpowiedzieć, że w takim razie będzie pierwsza? A może zasugerować, że najwyraźniej całe życie czekał właśnie na nią? Że złapie go w swoje sidła i już nigdy z nich nie wypuści, bo to właśnie przy niej zobaczy, czym jest prawdziwa miłość i oddanie? Cliche. Momentami miała wrażenie, że niektóre słowa wyrzuca z siebie tylko po to, aby sprawdzić jej reakcję; wyłapać, czy nadal jest godna jego zainteresowania i cennego czasu. – Odpowiadasz w ten sposób każdej nieznajomej poznanej przy barze?
Ponownie zaciągnęła się papierosem i strzepnęła nadmiar popiołu na ziemię. Sekundę później złapała szyjkę butelki, aby móc zwilżyć wargi drogim alkoholem. Nie spuszczała wzroku z bruneta, który z minuty na minutę intrygował ją coraz bardziej. Gdyby tylko wyartykułował swoje myśli na głos, zgodziłaby się z nim. Związki – choć początkowo piękne, nowe i ekscytujące – szybko się nudziły. W codzienność pary prędzej czy później zawsze wkraczały rutyna, nużące obowiązki, robienie czegoś tylko dlatego, że tak należy. Oczywiście niektórzy mieli szczęście – trafiali na drugą połówkę, która wyznawała inne wartości i nie czuła potrzeby ograniczania swojego partnera pod żadnym kątem. Były to jednak tak rzadkie przypadki, że w pewnym momencie Kiara nie widziała już większego sensu w bawieniu się w jakiekolwiek deklaracje.
Nieciężko było przejrzeć jego kłamstwo, skoro już od samego początku rozmowy bez przerwy krążyli dookoła różnych tematów ani razu nie dochodząc do sedna. Niczym drapieżniki polujące na swoje ofiary – prawdziwe i treściwe odpowiedzi pozostawiali gdzieś z tyłu głowy, zasłaniając się półsłówkami, uroczymi uśmiechami i niewinnym flirtem.
– W takim razie musisz bardzo dobrze wykonywać swoją pracę. Niełatwo kogokolwiek zadowolić w tych czasach. Mnie też dzisiaj uszczęśliwisz? – po kilku szczątkowych informacjach mogła się jedynie domyślać, czym dokładnie się zajmuje. Wcześniej wspomniane blizny, a nawet sam, nieodgadniony wyraz twarzy Monroe wskazywał na jedno, ale skoro nadal grali w grę… Postanowiła wykorzystać jego słowa. Kolejne zaciągnięcie i kolejne pozbycie się popiołu.
W odpowiedzi na komentarz dotyczący marynarki parsknęła tylko pod nosem i skupiła uwagę na imprezowiczach opuszczających basen. Wyglądał pięknie – neonowe kolory jarzyły się na tafli, bąbelki zachęcały do zanurzenia się w nich na dłuższą chwilę. Pewnie dlatego odstawiła butelkę alkoholu na ziemię i bez słowa odwróciła od Vincenta. Kilka większych kroków starczyło, aby stanąć tuż przy wodzie. Powolnymi ruchami zdjęła najpierw jedno ramiączko sukni, następnie drugie, aby ostatecznie zsunąć ciuch zahaczając po drodze o biodra i pośladki. Była w samej bieliźnie; czerń koronki kontrastowała z jasnym odcieniem skóry blondynki.
– Czekasz na specjalne zaproszenie? – rzuciła, gdy po wejściu do basenu ciepła woda obmyła jej ciało. Domyślała się, że przy barierce obserwował absolutnie niezamierzony pokaz kobiecych krągłości. To zadziwiające, jak bardzo lubiła podkreślać swoje wdzięki. Wykorzystywać je do rozmaitych celów. Teraz wprawdzie żadnego nie miała, ale podobało jej się zainteresowanie mężczyzny. Jeżeli jest tylko gościem Rapture, istnieje duża szansa, że już nigdy się nie spotkają. Finalnie... Co miała do stracenia osoba, która deklarowała się jako ktoś nie mający do stracenia zupełnie nic?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cliche w ich przypadku bawiło zamiast żenować. Może dlatego, że oboje tak odstawali od tych stereotypów. Miał świadomość tego, że z niego samego potrafiło być bydlę, ale Kiara nie wyglądała też na kobietę, która szukała dla siebie księcia z bajki. Może już go znalazła i dostrzegła w nim taką samą klatkę, jak w toksycznym facecie, o którego posiadanie ją podejrzewał. A może nikt za dziecka nie puszczał jej bajek z księżniczkami i wyrosła z innymi perspektywami na przyszłość. Pod wieloma względami byli bardziej podobni do siebie niż z początku przypuszczał i cholernie mu się to podobało. To, co miało być drogą przez mękę prowadzącą do jej serca - a raczej pod jej sukienkę - w praktyce okazało się nadzwyczaj... interesujące. Nie żałował, że nie siedział teraz na tyle czyjegoś samochodu, obściskując się już z jedną z tych, które teraz przyglądały mu się z basenu.
W końcu lubił wyzwania, tak samo jak ona.
- Jeśli działa to opowiadam - odrzucił z rozbawieniem, bez grosza wstydu. Tutaj też mógłby wpasowywać się w cliche faceta rzucającego tekstami z podręczników podrywu do nowo poznanych lasek, bo a nuż któryś zadziała. Nie zniżyłby się w końcu do takiego poziomu bo, pozbawiony skromności, wiedział, że nie musiał. Nawet, gdyby nie urodził się z twarzą, którą teraz miał, dorobił się wpływów i pieniędzy, a większość stałej, damskiej klienteli klubów potrafiła sprzedawać się za mniej.
Jej flirty z każdą chwilą stawały się mniej niewinne. Może to płynący w organizmie alkohol, rozgrzewający ją od środka, a może krążący w płucach dym. Enigmatyczne odpowiedzi i półsłówka stawały się oczywiste, choć żadne z nich nie odpowiadało sobie wprost.
Właśnie dlatego jej drugie pytanie pozostawił bez odpowiedzi. Półuśmiech widoczny znad butelki, z której pociągnął sowitego łyka musiał jej wystarczyć. Jedyne, co przychodziło mu do głowy było zbyt cliche, jego myśli krążyły już po zbyt konkretnych tematach, by wymyślić cokolwiek elokwentnego.
Patrzył, jak po jego propozycji pochyla się i odkłada butelkę na ziemię. Patrzył z jeszcze większą uwagą gdy zsuwała z siebie pierwsze ramiączko sukienki, kręcąc z niedowierzaniem głową. To nie były już żadne półsłówka, to nie była gra, w którą grali fair, to było zwyczajnie bezczelne.
Gdy czerwony materiał zsunął się wzdłuż jej bioder, uderzając o ziemię, z jego ust wydostało się nieme westchnienie. Kolejne pytanie, które padło z jej ust nie doczekało się odpowiedzi. Nie drgnął, wciąż stojąc pod barierką, trawiąc ten widok.
- Chyba wrócę do basenu.
Oderwał od niej spojrzenie, rozglądając się dookoła. Dostrzegł wpatrzoną w nią dwójkę facetów, pożerających ją spojrzeniem. Dostrzegł kolejnego, stojącego przy drugiej krawędzi basenu, powoli ruszającego w jej stronę, przedzierając się przez parującą wodę. Nie trzymał już butelki alkoholu w rękach, ale zaczęło robić mu się gorąco. Wściekłość zaczęła wypełniać jego trzewia, jak gula utkwiona w przełyku, kolec wbity w środek brzucha. Dłonie zgięły i rozprostowały palce z trzaskaniem stawów, szczęka zacisnęła się w złości.
Mężczyzna obok zarechotał, gdy drugi skomentował ją w obrzydliwy sposób. Ręka Monroe tylko drgnęła, choć najchętniej zacisnąłby ją na jego szyi. Obrócił przodem do barierki, przechylił głową w dół, ukazał Seattle takim, jakim było najpiękniejsze.
To był pokaz z jej strony, to było przecież oczywiste. Ale ten pokaz był przeznaczony dla niego. Tego wieczora nie była już artystką na scenie, była z nim. I dziś miała być jego i nikt inny nie był zaproszony.
Oderwał się od barierki, podnosząc z ziemi butelkę. Skinął głową w stronę jednego z ochroniarzy, drugim ruchem machając w stronę tłumu. Nie potrafił dalej grać biznesmena, ignorując pożądliwe spojrzenia pozostałych dookoła. Nie dbał o to, czy łamie niewypowiedziane przez nich zasady.
Podszedł do baru obok basenu, gdy ludzie w popłochu zaczęli się zbierać, zgarniani przez wcześniej rozstawioną po kątach ochronę. Barman posłał mu pytające spojrzenie, również zastanawiając się, czy ma się ewakuować, ale machnął ręką, zostawiając mu podjęcie tego wyboru. Zabrał od niego tylko dwie szklanki z lodem, by zrównoważyć gorącą wodę w basenie.
Wracając do miejsca, w którym porzuciła swoją sukienkę, usiadł przy krawędzi, na jednym z leżaków. Odłożył szkła podłogę, przyglądając jej się wprost.
- Jeśli to mój biznes, to czyni ze mnie biznesmena - uznał, dorabiając do całości więcej sensu. Tak czy inaczej miała co do niego rację już na początku. Zsunął z siebie marynarkę i odrzucił ją na leżak obok, pochylając się w kierunku basenu, przyglądając jej bez skrępowania. - Czy dalej mogę liczyć na specjalne zaproszenie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknęła śmiechem, doceniając jego szczerość. Finalnie, prawdopodobnie była to jedna z niewielu prawdziwych informacji, która opuściła dzisiaj gardło Vincenta. Mimo wszystko trochę współczuła kobietom, które łapały się na zbliżone teksty i z dużą dozą nadziei w całości oddawały mężczyznom pokroju Monroe. Wykorzystywał ich naiwność, chęć odnalezienia miłości lub zakręcenia się wokół kogoś niebezpiecznego. W końcu łobuz kocha najbardziej. Wyobrażały sobie piękne życie u boku przystojnego, tajemniczego biznesmena, podczas gdy on myślał tylko o ich cyckach.
Przez krótką chwilę próbowała określić, co takiego miał w sobie, że po dwóch godzinach spędzonych w jego towarzystwie czuła się, jakby znała go o wiele dłużej. Znała siebie i doskonale wiedziała, że nie działo się to często. Właściwie nie działo się nigdy. Jedna to nie była pora, aby przeznaczać czas na podobne rozważania. Pewnie wróci do nich jutro, czy pojutrze, ale dzisiaj skupiała się na teraźniejszości, w której tkwili.
Nie wstydziła się swojego ciała. Nie wstydziła się swojej seksualności. Jeśli teraz, w tym momencie miała ochotę na kąpiel w basenie – robiła to. I to dla bruneta rozebrała się w ten sposób. Równie dobrze jednym ruchem mogła zdjąć sukienkę przez ramiona i rzucić ją na pobliski leżak; wybrała jednak inną drogę, zarezerwowaną tylko dla niego, dlatego upewniła się, że nikt nie zwracał na nią uwagi podczas małego pokazu.
Dopiero, gdy woda ociepliła zmarzniętą skórę blondynki, usłyszała komentarz jednego z mężczyzn stojących kilka metrów dalej. Uniosła brwi do góry – niby z zaciekawieniem – i przekręciła głowę na bok.
– Biedny posiadacz małego penisa – mruknęła pod nosem, ignorując już resztę kompromitujących tekstów. Gdyby nie odezwali się dostatecznie głośno, nawet nie zarejestrowałaby ich obecności na dachu. Chyba nie mogli być bardziej obojętni blondynce, niż byli obecnie. Dziś koncentrowała się na Monroe, który jak się okazało, zapewnił jej rozrywkę o wiele szybciej, niż by się spodziewała.
Z wzrastającym podnieceniem oglądała pokaz władzy, realizowany krok po kroku, przemyślany, jakby przez ten cały czas układał go w myślach. Ochroniarze i goście rozstawieni dookoła zachowywali się jak jego pionki – posłusznie wędrowali za ruchem rąk bruneta i każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Nieznajomy, który pozwolił sobie na zuchwały komentarz, teraz uciekał już w stronę wyjścia. Zdrowy rozsądek, swoim piskliwym, cholernie wkurzającym głosikiem, podpowiadał: zabieraj się stąd, Kiara. Krzyczał, że powinna zacząć się bać, bo wszystko wskazywało na to, że ma do czynienia z kimś, kogo respektowano nie tylko przez panującą w klubie hierarchię, ale również strach w najczystszej postaci. Zamiast tego podpłynęła do krawędzi basenu i oparłszy łokcie o marmurowy kafel, obserwowała całe przedstawienie z wyrazem uznania wymalowanym na zarumienionej twarzy. Roziskrzonymi tęczówkami wodziła za sylwetką biznesmena, czekając cierpliwie, aż w ostateczny sposób upora się z nieproszonymi gości i na powrót skupi uwagę tylko i wyłącznie na niej.
Zazdrość? Potrzeba posiadania? O co konkretnie chodziło?
– Czyli jednak mam do czynienia z bucem – rzuciła, gdy usiadł na leżaku naprzeciwko. – Nie jesteś taki zły, jak cię opisywano – być może nie powinna wkopywać innych pracowników Rapture i bezceremonialnie oznajmiać, jak łatwo przychodzi im plotkowanie o pracodawcy, ale niestety – trafili na Wallace, która niespecjalnie przejmowała się uczuciami nieznanych jej osób. Jeżeli kłapali jęzorami, musieli liczyć się z ewentualnymi konsekwencjami.
W odpowiedzi na jego pytanie, wykonała tylko zapraszający gest dłonią. Jednocześnie zmieniła pozycję; odsunęła się od krawędzi i wypłynęła na głębszą wodę.
– Ludzie się ciebie boją – stwierdziła, gdy zanurzał się w wodzie. – I tak sobie myślę, że… – zwilżyła wargi językiem w oczekiwaniu, aż podpłynie bliżej. – Wychodzi na to, że jesteś moim szefem. Zachowujemy się nieetycznie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niewiele ukrywały rzucane przez niego kłamstwa, w różnym stopniu barwione prawdą. Bycie biznesmenem było określeniem dobrym jak każde inne, którego mógł użyć zajmując się całą toną innych rzeczy. Ale nie tłumaczyło szram, nie tłumaczyło zachowania. Nie oddał się swojej roli, nie udawał nikogo, kim nie był naprawdę, pomijając tylko te fragmenty, które nie były warte wspomnienia. Z tą świadomością, blondynka i tak rzucała mu rękawicę do podjęcia. Czy teraz miał wiele do ukrycia? Wszystko. Mimo tego czuł, że karty zostały rzucone na stół, kończąc ich obopólną anonimowość, choćby umowną.
Jedynym działem, którego rekrutacją, czy też werbunkiem, zajmował się osobiście, była ochrona. Podstawa każdego klubu, szczególnie tego, który tak wiele miał do ukrycia. Jego ludzie byli lojalni i dyskretni, i mógł dać uciąć sobie rękę, że nikt z nich nie wybablał Kiarze tego, czego nie powinien. Barmani, kelnerzy, obsługa? Za nich nie ręczył, bo nie musiał. Nie byli istotni, nie wiedzieli niczego. Ochroniarze nie rozmawiali z gośćmi. Teraz nie musiał wydawać im dalszych poleceń, nie musiał tłumaczyć. Znali komendy, odbierali sygnały. Skłamałby mówiąc, że pierwszy raz zdarzało mu się kazać tym ludziom wyprowadzić innych z pomieszczenia. Na ogół jednak ci, którzy musieli w nim zostać, bardzo chcieli znaleźć się w tłumie ewakuowanych, a nie przyglądali się procederowi z zainteresowaniem, z komfortu ciepłego basenu.
Nie wiedział, dlaczego przez myśl przeszło mu, że mogłaby się wystraszyć. Może dlatego, że znali się tylko te dwie godziny i bazował większość swoich domysłów na przeczuciu, znajomości charakteru. Byłby jednak bardzo zawiedziony, gdyby Kiara posłuchała tego wrednego głosu w jej głowie.
- A jak mnie opisywano? - spytał, nie śpiesząc się do dołączenia do niej w basenie. Sięgnął do guzików koszuli, rozpinając je jeden po drugi, choć jakaś prymitywna część w jego głowie miała ochotę rozedrzeć ubranie na sobie, lub wskoczyć w nim do basenu. Jeżeli byli drapieżnikami, dotarli do punktu, w którym ofiara została zagoniona w kąt. Punktu, w którym żadne z nich nie musiało się śpieszyć. Na tarasie nie został już nikt, kogo nie przykrywałyby opary znad gorącej wody. Nad sobą mieli tylko niebo, gdyby którekolwiek znudziło się swoim towarzystwem wystarczająco, by oderwać od siebie wzrok i pooglądać jasne punkty na niebie.
Zrzucił z siebie koszulę, a wraz z nią spodnie. Jeśli jej bielizna mogła służyć za strój kąpielowy to jego spełniała takie samo zadanie. Przed wejściem do środka, rozlał jeszcze kradzionego whisky do szklanek z lodem, podstawionych pod krawędź, gdzie każde z nich mogło do nich sięgnąć, choć sam szybko tracił alkoholem zainteresowanie.
Światła neonów wydobywały to, co noc usiłowała zagarnąć dla siebie. Mówili, że blizny były domeną tych, którzy działali bezmyślnie. Byli zbyt uparci, lub niedostatecznie szybcy. Niewystarczająco zwinni lub pechowi. Niektóre z tych cech posiadał z pewnością, ale jego ciało było świadectwem czasu i popełnionych w przeszłości błędów. Podchodzenia zbyt blisko, reagowania zbyt wolno. Niektóre pokryły tatuaże, inne przecięły tusz, który znalazł się tam przed nimi.
Ale nie szykowała się do ucieczki, więc nie miało to żadnego znaczenia.
- Teraz już coś o mnie wiesz - stwierdził, wchodząc w głęboką wodę. Była gorąca, duszna, ale zimne powietrze uderzało w policzki, rekompensując doznania. - A ja nie wiem o tobie nic.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie tylko jego aparycja i pojedyncze szramy na twarzy wskazywały na to, że biznes, jakim się zajmował, mógł nie należeć do tych najbardziej legalnych. Był zachowawczy; każdą odpowiedź dobierał bardzo ostrożnie. Nietrudno było się domyślić, że o swojej profesji nie powinien mówić swobodnie, że zawsze będzie ona przysłonięta kurtyną swojego rodzaju milczenia. Doceniała to, bo dzięki temu wiedziała, że nie ma do czynienia z kolejnym półgłówkiem. Myślał, a to również jawiło się jako niezwykle pociągająca cecha.
Rozmawiając z innymi pracownikami Rapture miała wrażenie, jakby część opowiastek wyssali sobie z palca. Szukali atencji, afery i najwyraźniej największe nadzieje jej znalezienia pokładali w szefie, nie wpisującym się w obrazek stereotypowego przełożonego. Gdy obserwowała proces pozbywania się nieproszonych gości z dachu, zauważyła, że ochroniarze rozstawieni w różnych kątach dachu, darzyli go wyjątkowym szacunkiem, w przeciwieństwie do barmanów i całej reszty. Bez mrugnięcia okiem wykonywali polecenia bruneta. Zachowywali się tak, jakby na jedno machnięcie ręką biznesmena, byli w stanie wyrzucić kogoś przez barierkę na dachu.
– Że trzeba uważać, co się przy tobie mówi. Ponoć szybko wpadasz w furię – ale ona się go nie bała. Być może powinna zachować bezpieczną odległość, zmienić temat na przyjemniejszy, zapytać o pogodę, rodzinę, prowadzenie klubu. Zamiast tego brnęła w odkrywanie kolejnych kart, tak jakby chciała z cierpliwością wyjmować pojedyncze cegiełki z muru, który systematycznie wokół siebie wznosił. – Że nie lubisz, kiedy ktoś ci odmawia. To prawda?
Vincent Monroe. Teraz, wiedząc, z kim ma do czynienia, mogłaby wypowiedzieć jego imię na głos. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że wtedy i ona musiałaby się przedstawić, a budowana przez ostatnie godziny aura tajemniczości prysnęłaby jak mydlana bańka. Tymczasem blondynce podobał się obecny stan rzeczy i poczucie wolności, którego doznawała. Przyjemne mrowienie w podbrzuszu, brak konkretnych zasad i wszędobylskiego nosa byłego męża uwolnił coś, czego nie czuła od bardzo dawna. Życie. Życie podnosiło ciśnienie krwi, sprawiało, że serce biło szybciej, a ciało i dusza pragnęły więcej wrażeń.
Obserwowała mężczyznę i bladą, napinającą się skórę, kiedy zdejmował z siebie ubrania. Naznaczona bliznami i tatuażami sylwetka przyciągała uwagę, lecz nie w sposób odrzucający. Kiara zawsze uważała, że każda zagojona rana miała swoją niepowtarzalną historię i choć ona sama nie mogła pochwalić się własną, często dopytywała o dzieje czyjejś.
W oczekiwaniu na Monroe, przesunęła się w wodzie tak, aby móc stanąć na palcach. W takich sytuacjach uwydatniał się wzrost blondynki – bez szpilek na stopach była o głowę niższa.
– Co chciałbyś wiedzieć? – zapytała, gdy znalazł się dostatecznie blisko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wątpił, że pracownicy byli źródłem plotek. Wymagało się od nich wiele, oferowało wystarczająco, by to zrekompensować - ale gdyby to ludziom w życiu wystarczyło, to żyliby w inaczej funkcjonującym społeczeństwie. Nie przejmował się pomówieniami, rzucanymi szeptem insynuacjami. Próba ukrócenia tego była walką z wiatrakami. Tam, gdzie potrzebował ślepej lojalności tam ją miał, wszystko inne było jedynie naturalne, bez względu na to, czy Rapture było klubem, barem czy cmentarzem. Nie wątpił, że z czasem mogło stać się tym wszystkim na raz.
Wbrew pozorom, wyrzucenie wszystkich osób z pomieszczenia nie było jedynie pokazem władzy. Gdyby chciał ją zaprezentować, zrobiłby to wcześniej, może w bardziej efektowny sposób, gdyby na taki wpadł. Podobnie jak ona, doceniał tę grę, w której każde z nich wydawało się anonimowe, choć w istocie nie było. Odkrycie swojej pozycji w klubie było ceną, którą musiał zapłacić za uspokojenie własnych, poszarganych nerwów. Wszak bycie zazdrosnym o wzrok mężczyzn gdy samemu nie znało się kobiety nawet pełnego dnia nie było łatwe do zrozumienia i wątpił, by był w stanie to wytłumaczyć w racjonalny sposób. Z drugiej strony, nic w ich wspólnym wieczorze nie było zrozumiałe. Ona była rozważna, dostrzegała niebezpieczeństwo przed wszystkimi innymi i powinna reagować w oparciu o swoje odczucia. On z kolei lubił podboje, ale lubił też łatwe zdobycze, które łechtały jego ego. Lubił panować nad sytuacją, lubił widzieć swoją ofiarę zagonioną w róg.
Kiara w niczym nie przypominała ofiary. Była dzika. Przyglądając jej się, gdy jego ciało pochłaniała gorąca woda, widział jej koronkową bieliznę, przebijającą się przez krystaliczną taflę basenu. Jego własna fascynacja zdawała się odbijać w jej tęczówkach jak w lustrze.
- Musiałabyś spróbować mi odmówić, żeby się przekonać - odparł, przedzierając się przez bąbelki w jej stronę. Neony odbijały się od jej skóry, barwiąc ją na różowo i niebiesko. Starannie wypielęgnowane loki już przy barze rozmyły się w fale, a teraz część z nich opadała ku powierzchni basenu, mokra.
Każda droga pod górę była tego warta. Nie spotkał się jeszcze z kobietą, która reagowałaby na niego w ten sposób, gdy ukazał jej tak wielki fragment tego, kim był w rzeczywistości. Nieczęsto przyznawał się do bycia właścicielem. Jego blizny na ogół znikały pod przykryciem nocy, kołdry lub upojenia alkoholowego. Ochrona nie reagowała na jego słowa wiernie, a goście nie patrzyli na niego z przestrachem, bo żadna inna sytuacja tak na niego nie wpływała, nie zmuszała go do takiego działania. Z jakiegoś powodu wszystko to, co sprawiłoby, że każda jego potencjalna randka śpieszyłaby się do domu lub obiecywała powtórkę, sprawiało, że blondynka wchodziła na głębsze wody, dumnie starając na palcach by spróbować dorównać mu w wodzie.
- Naprawdę nie masz nic do stracenia? - mruknął, nie zatrzymując się, wręcz spychając ją wgłąb, pod drugą krawędź basenu, jeśli wciąż chciała obserwować go z daleka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wallace lubiła, kiedy ktoś był o nią zazdrosny. To dziwne i nieodpowiedzialne, szczególnie, kiedy faceci, z którymi się spotykała, przejawiali duże skłonności do agresji. Jednak ona sama zdecydowanie nie klasyfikowała się do grupy świętoszek. Broniła swojego terenu i jeśli nastawała taka potrzeba, robiła to w sposób dobitny. Nigdy nie zamierzała udawać kogoś, kim nie jest i kłamać, że zainteresowanie kobiet jej aktualnym towarzyszem jest dla niej obojętne. Komentarz dotyczący dziewczyn z basenu, rzucony pod osłoną żartu, w rzeczywistości był wstępem do pokazania, że to nie one mają być w centrum jego uwagi.
– Powinnam się bać? – uniosła brwi do górze, jednocześnie lustrując uważnym spojrzeniem ruchy, które wykonywał. Podchodził coraz bliżej; z premedytacją i dzikim błyskiem w oku zmniejszał odległość między nimi, powodując tym samym, że faktycznie czuła się zapędzona w kozi róg, jednak nie w pejoratywnym tych słów znaczeniu.
Chciała go. Choć nie powiedziałaby tego na głos, bo przecież dałoby mu to zbyt dużą satysfakcję, pierwszy raz od bardzo długiego czasu byłaby w stanie oddać się mężczyźnie, którego ledwie znała. Miał w sobie coś, co pochłaniało ją w całości. Był tajemniczy. W swojej nieoczywistości zostawiał jej poprzednich partnerów daleko w tyle. Mogłaby zapytać o każdą bliznę, dotknąć opuszkami palców zgrubień na jasnej skórze, jednocześnie poznając ich historię i – finalnie – rozgryzając też bruneta. Bo niewątpliwie to właśnie one definiowały Vincenta – zbierane przez lata szramy, z których każda reprezentowała inny rozdział w jego dynamicznym życiu. Nie rozumiała osobliwych emocji gromadzących się wewnątrz niej właśnie dziś – pod osłoną chłodnej, waszyngtońskiej nocy i... Nie była pewna, czy zrozumienie ich byłoby bezpiecznym wyjściem.
W jaki sposób odpowiedzieć na tak bezpośrednie pytanie? Niejako zmuszał ją do uzewnętrznienia się, powiedzenia twardego nie i przyznania, że jest na tym świecie jedna osoba, której nie chciałaby stracić. Ojciec. Niestety ckliwa historia o ich wyjątkowej relacji i obecnej chorobie sukcesywnie spędzającej sen z powiek blondynki, przekraczała wcześniej narysowaną przez nich granicę. Alkohol przyjemne odurzył zmysły, ale nie na tyle, aby nie być świadomą tego, co robi. Dlatego ostatecznie pokręciła przecząco głową i wygięła pełne wargi w pewnym uśmiechu.
– A wyglądam, jakbym miała? – rzuciła wymijająco, jednak na tyle dosadnie, że musiał zrozumieć sugestię – miał więcej nie pytać. – Gdybym od samego początku mówiła nieprawdę, już by mnie tu nie było. Zdrowy rozsądek dawno podpowiedziałby mi, że pora uciekać – dodała jeszcze i zatrzymała się, gdy plecy w końcu musnęły ściankę basenu. Ewentualna droga ucieczki oficjalnie nie istniała.
– Muszę cię ostrzec – mruknęła, gdy już praktycznie nie było między nimi dystansu. Wspięła się na palce i przysunęła na tyle blisko, że mógł poczuć zaróżowione jeszcze od szminki usta blondynki, tuż przy swoim uchu. – Nie dostaniesz dzisiaj tego, na co liczysz – skoro kazał jej spróbować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zbył jej pytanie śmiechem. Oboje wiedzieli, że się nie bała. Mało było rzeczy, które mógłby teraz zrobić by ten stan zmienić. Zwołać znów ochronę? Może wyciągnąć skądś pistolet i postrzelać sobie w przestrzeń, dla samego pokazu? Proste przyczyny go przed tym powstrzymywały - nie czuł potrzeby wchodzenia w rolę, nawet, jeśli nie była tak odmienna od tego, kim był naprawdę. Mogli żartować sobie z tego, jakie alter ego przyjmowali, ale nie wypowiedział dzisiejszej nocy niczego, czego nie myślał, co miało tylko wywołać na niej pożądany efekt. Nawet, gdyby miał do czynienia z kobietą, którą w prostacki sposób zakwalifikowałby jako łatwą, nie udawałby kogoś, kim nie był, czy był odmienną wersją jego, czy wyolbrzymieniem jego prawdziwego "ja". Nie musiał.
Zresztą, nawet, gdyby to zrobił, wątpił, by to cokolwiek zmieniło. Oczy blondynki błyszczały w niebezpieczny sposób, jakby za każdym razem, gdy coś w głowie podpowiadało jej ucieczkę, ona nabierała większej ochoty by przeć naprzód.
W lecie ten taras z pewnością będzie bardziej użyteczny, ale nie miał prawa narzekać. Przeczesał włosy palcami, bo opadły mu na czoło gdzieś w trakcie zrzucania z siebie ubrań i wchodzenia do środka, czując na ramieniu gęsią skórkę gdy wyłonił je z wody. Wiatr chłostał po twarzy, karząc każde, niepotrzebne wyjście z basenu, zamykając ich w kręgu lodu i ognia.
Obserwował, jak jej ciało układa się pod falującą wodą, jak wije się, gdy wycofywała się dalej, utrzymując między nimi dystans, który zapewniał poczucie bezpieczeństwa. Gdyby go nie chciała, nie patrzyłaby bezwiednie, jak pomieszczenie opustoszeje. Nie odsuwałaby się do drugiej ścianki basenu, tylko po prostu z niego wyszła. Pragnienie wymalowane miała na twarzy, na którą on niemal nie chciał spojrzeć. Nie musiała niczego mówić, żeby poczuł satysfakcję. Wystarczyło unieść wzrok ku jej oczom.
- No tak - odparł oszczędnie, choć na myśl przychodziły mu inne rzeczy. Wiedział, że miała do stracenia wiele - czy wolność, czy cokolwiek innego. Wbrew temu, jak się zachowywała, widział w tym sporą dozęalter ego, które sobie wymyślali. Ale w jego organizmie płynęła dawka alkoholu, która była w sam raz do nieporuszania takich kwestii, niepsucia wieczoru.
Nie byłby w stanie przyznać, że go ciekawiła. Że pomimo ich gry, podświadomie pragnął wiedzieć więcej. Że nie chciał, by ktokolwiek teraz wszedł teraz na taras, przeszkadzając im i cieszył się, że nie wylądowali w taksówce, w której każdy orientował się w swoich czynach i mógł zawrócić.
Była w końcu symbolem nocy, której nie chciał zapominać, ale nie powinien też powtarzać.
- Czyżby? - spytał, wraz z pojawieniem się szelmowskiego uśmiechu na ustach. Gdy jej plecy uderzyły o ściankę basenu, podszedł jeszcze bliżej, do granicy tego, co można było uznać za stosowne.
A chwilę później tę granicę przekroczył, opierając dłonie o krawędź basenu po obu stronach jej ramion, zamykając ją w klatce, która niewiele miała wspólnego z tym, czego oboje obawiali się w życiu.
- To szkoda - mruknął w jej zwilżone wodą włosy. Zapach jej perfum mieszał się z chlorem, tytoniem i whisky, które pili razem. - Liczyłem, że poznam jakieś imię. - fałszywe lub nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiał wyjmować pistoletu i strzelać w przestrzeń, żeby wiedziała, że jest niebezpieczny. Wystarczyło obserwować go dłużej niż dwie sekundy – już w samym spojrzeniu bruneta tliła się buntownicza iskra. Zabawa w Jokera czy innego fikcyjnego przestępcę bardziej skłoniłaby ją do myślenia, że jest psychopatą. Pytanie, które zadała wcześniej, dotyczyło bezpośrednio jej. Nie była jego wrogiem ani konkurencją, ale mimo tego, niewątpliwie powinna mieć się na baczności. Jeśli jego napady agresji i wybuchy złości miały w sobie coś z prawdy, jaką pewność miała, że nie zrobi jej krzywdy, gdy tylko coś nie pójdzie po jego myśli?
A przecież zakomunikowała mu w jasny sposób, że nie otrzyma tego, na co liczy. Jej. Nie teraz, o ile kiedykolwiek. Choć atmosfera między nimi zgęstniała już w momencie pierwszego, wypowiedzianego do siebie słowa, z tyłu głowy wciąż pamiętała, że grają w grę. Kimże by była, gdyby pozwoliła mu wygrać tak szybko? Mężczyźni tacy, jak Monroe, momentalnie kategoryzowali kobiety i wrzucali je do worka tych łatwych. Ego blondynki nie pozwalało jej nawet na zwykłe prawdopodobieństwo, że tak się stanie, bo nigdy łatwa nie była. Nie była też pospolita. Podobnie jak on, znała swoją wartość.
Czy w takim razie przesadzała? W głowie miała jedno, a jednak na zewnątrz dawała biznesmenowi zupełnie inne znaki. Dystans między tą dwójką od dłuższego czasu się skracał, a ona nadal tkwiła w basenie; pewna i świadoma swoich wyborów. Rzuciła Vincentowi wyzwanie i z uwielbieniem obserwowała, jak podejmuje rękawicę. Przy okazji wyśmienicie się bawiła, jak gdyby pierwszy raz pozwolono jej igrać z ogniem.
Nie poruszyła się ani o centymetr; zamiast tego napawała się zapachem drogiej wody kolońskiej zmieszanej z wonią tytoniu i alkoholu. Jednym ruchem zamknął ją w klatce, z której paradoksalnie wcale nie zamierzała uciec.
Bezwiednie ułożyła dłoń na jego ramieniu, po czym zaczęła sunąć opuszkami palców w dół, na przedramię, nadgarstek i dłoń. Przez krótką chwilę uwagę skupiała jedynie na tatuażach, finalnie zatrzymując się na czaszce z dwoma literami: b i d. – Co oznacza? – równie dobrze mógł nie mieć absolutnie żadnego przesłania. Niżej zauważyła jeszcze miecz, wyżej nietoperza. Na pierwszy rzut oka tatuaże wydawały się być do siebie niedopasowane, ale przy dłuższym poświęceniu im uwagi, dostarczały poczucia względnej harmonii.
– Jesteś bardzo pewny siebie – mruknęła, mrużąc przy tym kocie oczęta i uśmiechając się zawadiacko. – To dobrze – dodała i odchyliła głowę do tyłu, aby móc na niego spojrzeć. Był od niej o wiele wyższy, co odczuła dopiero teraz, gdy nie miała już wysokich szpilek na stopach. Zwilżone wargi mężczyzny wyglądały niezwykle kusząco, ale… – Ja z kolei trzymam się tego, co mówię – tym razem rękę przeniosła na nagą klatkę piersiową nieznajomego i delikatnie odepchnęła go do tyłu.
Czas wrócić do rzeczywistości albo tę noc zakończą dokładnie w taki sposób, w jaki nie powinni jej kończyć, jeśli Wallace nadal pragnęła wygrać niewypowiedzianą na głos bitwę.
– Kiara – rzuciła w końcu, po rozważeniu wszystkich za i przeciw. Był jej szefem, równie dobrze mógł wysłać wiadomość do odpowiedniej osoby i zdobyć dane blondynki w ciągu kilku minut. – Czas na mnie – zgrabnie go wyminęła, chcąc skierować się w stronę wyjścia z basenu. Zupełnie tak, jakby od samego początku jej planem było zdenerwowanie go; najpierw rozpalenie do czerwoności, a potem zostawienie samego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla niektórych tatuaże musiały coś znaczyć, wszystkie i każdy z osobna. Dla innych były tylko dekoracjami, jak nowe kolczyki, zmiana fryzury, których urok polegał na permanentności. W podobny sposób jak blizny, ukazywały go takim, jakim był nie tylko teraz, ale na przestrzeni lat - dorastając, ucząc się, podnosząc z ziemi. Mimo tego, nie wszystkie były dla niego istotne. Między tymi dwoma typami on stał gdzieś po środku, nie przechylając się w żadną stronę. Niektóre były dla niego istotne, upamiętniały wydarzenia lub ludzi, o których nie chciał zapomnieć, inne były efektem decyzji podejmowanych pod wpływem chwili.
Nie podążał za jej wzrokiem, gdy sięgnęła po jego rękę. Nie drgnął, pozwalając jej oglądać tatuaże bez żadnych przeszkód, samemu nie odrywając od niej spojrzenia. Już z daleka dostrzegał, jak niepowtarzalną kobietą była, ale teraz, stojąc tak blisko, widząc błyszczące się kropelki wody na jej skórze, nie potrafiłby tych widoków do siebie porównać. W jego myślach jej czerwone usta musiały smakować skradzionym przez nią whisky. Teraz przynajmniej wiedziała, kogo tak właściwie okradła.
- Inicjały - odrzekł, znów krótko, gdy poczuł, jak opuszki palców kobiety zawędrowały do kolejnego punktu na jego ciele. Tego, którego wspomnienie przywoływało przed jego oczy obrazy tego, co już było. Ogień w trzewiach, rtęć w ustach. Jej bliskość nie skłaniała do takich zwierzeń, ani do powrotu do przeszłości, o której zawsze chciał pamiętać, ale nigdy więcej nie chciał przeżyć.
Pod wpływem jej dotyku, czuł, jak jego ciało się napina. Była tak blisko, zbyt blisko, żeby wodzić go za nos. Mógł pocałować ją tutaj, teraz. Owinąć ramię wokół jej talii, przycisnąć do własnego ciała, wpleść rękę w jej włosy i nie pozwolić, by kiedykolwiek się oddalała.
Ale wtedy, poniekąd, też by wygrała. Nawet, jeśli razem grali w tę grę, w tej chwili walczyła ze sobą, nie z nim. Widział pożądanie w jej oczach, widział, że doprowadza ją do krańca tego, co potrafiła znieść, stojąc przy krawędzi. Czekał na moment, w którym wreszcie się temu podda i skoczy naprzód.
"Ale" zawisło w powietrzu jeszcze zanim wywinęła się spod jego rąk. Dostrzegł podjętą przez nią decyzję nim jej usta rozchyliły się by ją zwerbalizować. Uśmiechnął się, patrząc, jak zwinnie wymija go w miejscu, początkowo nie reagując. Znów się rozluźnił, wypuszczając powietrze z ust bezgłośnie. Obrócił się, obserwując, jak zmierza do krańca basenu.
Kiara. Obracał imię w głowie, przyglądając się jej plecom. Samemu oparł się tyłem o ścianę basenu, wspierając łokcie o jego krawędzi. Przekrzywił lekko głowę, jeśli obejrzała się za ramię by sprawdzić, czy za nią biegnie, albo jak uważnie ją obserwuje. A obserwował bardzo uważnie.
W końcu niepierwszy raz ochroniarze na jego polecenie opróżniali z ludzi jakiś pokój. Byłby bardzo zawiedziony, gdyby tym razem zostawili drzwi otwarte, lub niestrzeżone. A oni wiedzieli, jak bardzo nie chcieli widzieć go zawiedzionym.
Bardzo nie lubiłteż przegrywać.
- Nie należy mi się nawet buzi na dobranoc? - spytał niewinnie, czekając, aż dotrze do wyjścia z basenu. Dopiero wtedy, nieśpiesznym krokiem ruszył w jej stronę, choć jego celem stało się pozostawione tam szkło. Od gorącej wody zachciało mu się pić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mogła zapytać, czyje inicjały, ale tego nie zrobiła. Wyczuła, że nie jest to temat, który chce poruszać. Należały do jego matki? Byłej dziewczyny? Niegdysiejszej miłości? W głowie blondynki momentalnie pojawiło się milion scenariuszy, ale żadnego z nich nie potwierdził. Nie powinna go jednak ciągnąć za język, nie teraz, kiedy wciąż byli dla siebie nieznajomymi poznanymi przy barze. To pewnie zmieni się w perspektywie dni, tygodni, miesięcy; ona nie zamierzała rezygnować z pracy w klubie, on chcąc nie chcąc nim zarządzał, ale nadal. Rozumiała, że tak samo, jak nie chciała mówić o ojcu, Vincent miał prawo do posiadania własnych tajemnic. Zostawiła wiec powrót do tematu na kiedyś. O ile kiedyś będzie miało miejsce, bo najwyraźniej nie zamierzał jej stąd wypuścić, dopóki nie otrzyma tego, czego w tym momencie najbardziej pragnął – jej.
Z basenu wychodziła powoli, jednak tym razem nie ze względu na sensualny pokaz koronkowej bielizny przyklejonej do mokrego ciała, a opór wody. Zgrabnie wspięła się pod drabince do góry, aby chwilę później bosymi stopami stanąć na marmurowych kaflach. Złapała swoją sukienkę i dopiero wtedy ponownie zwróciła uwagę na bruneta. – Może następnym razem – wymijająca i niesatysfakcjonująca odpowiedź.
Sunął w jej stronę, jednak tym razem wydawał się być bardziej zainteresowany szklankami i alkoholem niż nią, a to, mówiąc delikatnie, nie spodobało się Wallace. Choć w żaden sposób nie liczyła, że biznesmen powstrzyma ją przed wyjściem – przecież żadne z nich mentalnie nie zatrzymało się w podstawówce, nie wyobrażała sobie romantycznych gestów, gdzie łapie ją za ramię i prosi, aby nie zostawiała go samego – to powinien przynajmniej odprowadzić ją wzrokiem do drzwi. Wywoływał w niej złość, co miało dwojakie znaczenie; z jednej strony budził uczucia, które dawno temu pochowała gdzieś na dnie świadomości, z drugiej, skoro niegdyś zostały schowane, to może powinny tam zostać na zawsze.
Dopiero wtedy do kobiety dotarło, że opuszczenie dachu może nie być tak łatwe, jak się jej wydawało. Rozejrzała się dookoła, rejestrując, że przy każdym, możliwym wyjściu stoi ochroniarz. Wierne pieski właściciela Rapture, które szczekają, gdy ten zaklaśnie i przybiegają, gdy zagwiżdże. Pokręciła głową z niemym niedowierzaniem, po czym na powrót zogniskowała tęczówki nasączone neonowymi odcieniami na brunecie. Wyglądały, jakby ktoś je podpalił. Mimo wszystko, wciąż uśmiechała się, w ten charakterystyczny dla siebie, niewinny sposób.
– Są zamknięte, prawda? – oczywiście miała na myśli drzwi. – I co teraz? – pytanie nasączyła wyraźną nutą ciekawości. Odłożyła ubranie na leżak i usiadła na krawędzi basenu, zanurzając w nim jedynie nogi. – Już nigdy stąd nie wyjdę? – różowe wargi wygięły się w podkowę, udając smutek i niezadowolenie. – Mam pana ładnie poprosić, panie Monroe? – pierwszy raz wypowiedziała na głos jego nazwisko. Z bezczelną premedytacją pokazywała, przy okazji mocno nadwyrężając prawdę, że nie ma na nią takiego wpływu, jak mu się wydawało. Nie bała się go.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niebezpieczeństwo potrafiło być bardzo względne. Prywatny pokaz władzy blondynka obserwowała z niezdrowa fascynacją. Patrzyła na zachowanie ochroniarzy, zachowanie gości, wydedukowała z tego wszystko to, co powinno zmusić ją do wycofania się. Ale tam, gdzie wszyscy inni widzieli wobec siebie zagrożenie, tam ona albo nie widziała by skierowane było ku niej, albo przymykała na to oko. Dodawało pikanterii do atmosfery pomiędzy nimi, która już parzyła w dotyku.
Teraz sytuacja uległa zmianie. Nie było tu nikogo, kto mógłby być celem jego potencjalnej złości. Nie było osoby, na której mógł manifestować swojąwładzę, pozostawiając ją z boku, poz tym wszystkim.Była tylko ona, w centrum jego uwagi, jedyna na tarasie.
I tym razem nie dawała mu powodów, by jej nie obserwować. Przyglądał się jej mimice gdy dostrzegła ochroniarzy przy drzwiach. Obserwował, jak wychodzi z basenu, wzrokiem skacząc z jednego wyjścia do drugiego, do pustego już baru, do barierek oddzielających ich od przepaści. Teraz, kiedy zagrożenie było bardziej namacalne niż kiedykolwiek, szukał w jej oczach strachu.
Byłby na swój sposób zawiedziony, gdyby go dostrzegł, choć nie wiedział do końca dlaczego.
Nieśpiesznie dotarł do krawędzi, sięgając do stojącej bliżej niego szklanki. Lód częściowo już się rozmroził, ale zimno na zewnątrz skutecznie utrzymywało ich alkohol schłodzonym, nawet w butelce. Zwilżył nim usta, spoglądając na nią z dołu, gdy siadała na leżaku.
Nie musiał odpowiadać, żeby domyśliła się tego, jak utrudnione mogło być jej opuszczenie tarasu. Wiedziała to sama. Gdyby było inaczej, może próbowałby zatrzymać ją w inny sposób. W końcu mógł to zrobić - władza dawała mu każdą z możliwości. Mógł przytrzymać ją tutaj siłą, mógł chwycić ją za nadgarstki i zmusić do posłuszeństwa. Ale to pogwałciłoby zasady ich niepisanej gry, a on nie potrafił odmówić sobie satysfakcji z wygranej.
- A potrafisz? - spytał, z szelmowskim uśmiechem, obracając szklanką w dłoni. Kostki zagrały cicho, odbijając się od szkła i siebie nawzajem. - Myślałem, że nie masz nic do stracenia.
Odsunął się nieco, cofając o kilka kroków wgłąb basenu. Przyglądał jej się przez chwilę w absolutnej ciszy, zastanawiając, czy było coś, co mogło skłonić ją do powrotu. Mógł romantycznie złapać ją za rękę, mógł poprosić, mógł zażądać. Żadnej z tych rzeczy nie chciał robić.
Podarował jej tej nocy swoje towarzystwo, swój alkohol, swoje papierosy i swoją uwagę. Pod żadnym pozorem jednak nie podarowałby jej kontroli.
- Co cię powstrzymuje przed powrotem do wody? - zagadnął, rozkładając lekko ręce, wskazując na rozświetloną neonami, falującą taflę. Uśmiechnął się w jej kierunku, niemal ze złośliwością. - Boisz się, że stracisz w moich oczach, kiedy się zgodzisz?
Im była dalej, tym mocniej zarysowywała się na jej twarzy ta niezależność, z którą podeszła do baru. Pazur w sercu, duma, niepozwalająca być jak każda inna łatwa. Nawet, jeśli cholernie mu się to podobało, ich gra wydawała się chylić ku końcowi - w ten czy inny sposób.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Raz po raz rzucał kolejnymi wyzwaniami, tak jakby bez przerwy testował ją pod kątem cierpliwości i wytrzymałości. Tym samym odkrywał przez kobietą kolejne karty opisujące jego charakter – już teraz mogła z czystym sumieniem stwierdzić, że umiejętność okręcania ludzi wokół palca opanował do perfekcji. Przez dłuższy moment, z nieodgadnionym wyrazem twarzy, obserwowała wyrzeźbioną sylwetkę mężczyzny, otuloną przez falującą na wietrze wodę.
– Potrafię wiele rzeczy – odezwała się w końcu, podczas gdy błysk w dziewczęcym oku zwiastował, że szykuje się coś niedobrego. Czyżby wzbierała się w niej złość z powodu utraty względnej kontroli nad sytuacją? Czyżby wypełniała ją frustracja? Czyżby miała ochotę wrócić do niego i po prostu wziąć to, co od kilku godzin i tak już należało do niej? Mącił w głowie blondynki, ale i ona zachowywała się sprzecznie; z każdą minutą coraz bardziej zatracali się w grze, którą rozpoczęli przy barowym blacie.
Miała wrażenie, jakoby pokaz władzy, który wcześniej wykonał podczas wyrzucania gości, teraz sprawdzał na niej. Analizował każdy ruch, każde słowo, czekając, aż w końcu się przed nim ugnie, symultanicznie przegrywając trwającą walkę. Musiała go zmartwić – nie zamierzała się poddawać. Nieważne, jak bardzo go pragnęła, duma blondynki zawsze pozostawała na pierwszym miejscu.
Wypuściła powietrze z płuc, a zarumienioną twarz przystroiła – nadal – niewinnym uśmiechem.
– Doskonale wiesz, że masz nade mną przewagę, bo jesteśmy w miejscu, które należy do ciebie – posłała mu wyzywające spojrzenie, nadal nie ruszając się z miejsca. Jeżeli chciał, żeby wróciła do wody, musiał wciągnąć ją do basenu siłą. – Ciekawe, jakbyś się zachował na bardziej neutralnym gruncie – nic by się nie zmieniło, była tego pewna. Brunet całym sobą pokazywał, że to on tu rządzi. Że nie znosi sprzeciwu i nieważne, co się wydarzy, on i tak zawsze wyjdzie z tego górą. Z każdej strony byli obstawieni jego ludźmi, nie wspominając już o pracownikach na niższych piętrach. Mógł robić, co mu się żywnie podoba, bez żadnych konsekwencji. Gdyby zdecydował się na zerwanie z niej bielizny i wzięcie jej siłą, ochroniarze niewątpliwie odwróciliby wzrok w drugą stronę, tak jakby nie działo się nic złego.
Taka lojalność imponowała Wallace; jakkolwiek chore było analizowanie Vincenta w kontekście tego, do czego może się posunąć w obecności swoich pracowników.
– Duma. Jeśli czegoś ode mnie chcesz, to… – dorzuciła jeszcze w odpowiedzi na ostatnie pytania i oblizała wargi; zupełnie tak jakby szykowała się na ucztę życia. Pochyliła się nieznacznie, aby dosięgnąć szklanki, którą przed cofnięciem się w głąb basenu, zostawił na krawędzi. Zabrawszy ją, upiła łyk alkoholu. –…po prostu to weź – dokończyła, odkładając skradzione chwilę wcześniej szkło na miejsce i czując, jak fala gorąca rozpala jej ciało. – Nie oczekuj, że ja zrobię to za ciebiepokręciła głową w zaprzeczeniu. Stawała się coraz bardziej bezczelna. Nie uważała już na słowa, nie powtarzała ich kilka razy w myślach, zanim całość wypowie na głos. Prowokowała go.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Rapture”