WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyjście przypominało alejkę, którą podczas pierwszej, wspólnie spędzonej nocy Kiara z Vincentem wyszła z Rapture. Ta była jednak węższa, bardziej na uboczu, ogrodzona z jednej strony metalową siatką. Soni najwyraźniej nie przeszkadzało to, w jakich warunkach przyszło jej palić w swojej sukni od Armaniego. Nie zważała nawet na ustawione pod ścianą śmietniki, wypuszczając powietrze z ust wraz z mentolowym dymem papierosa.
- Zawsze mają - skwitowała, głosem, w którym pobrzmiewało lekkie zmęczenie. Jakby świadoma tego, machnęła lekko ręką, od niechcenia, przecinając dłonią powietrze, jakby zbywając temat zanim Kiara go podłapie.
Jej wzrok podążył ku piętrzącym się naokoło budynkom centrum Seattle, gdy na dźwięk pytania blondynki myślami wróciła do wspomnień.
- Anton nie jest moim kuzynem, kochana. Łatwo możesz się domyślić ile musiało minąć lat - odparła karcąco. - W Ameryce nie kultywujecie zwyczaju niepytania kobiet o wiek?
Pomimo tonu swojego głosu, uśmiechnęła się po chwili lekko i mrugnęła do Wallace porozumiewawczo, żeby ta nie wzięła jej odpowiedzi w pełni poważnie. Mimo tego, nie powróciła do tego tematu, nie rzucając żadną, konkretną liczbą, pozostawiając to w sferze domysłów.
Jej wzrok znów pognał w kierunku piętrzących się wokół nich wieżowców, rozświetlonych pozostawionymi na noc biurami, wystawami i reklamami.
- Nienawidziłam Rosji - wyznała po chwili, znów niknąc w kłębach wydychanego przez siebie dymu. - Cieszyłam się, kiedy Mikhail nas stamtąd zabrał. Ale Anton był już duży, pamięta wszystko. Tęskni za ojczyzną i powinien do niej wrócić, zamiast siedzieć tutaj.
Pokręciła lekko głową, jakby z niezadowoleniem, choć jej głos zmieniał się lekko gdy mówiła o młodszym Rosjaninie. Dla Kiary był nieokrzesanym i niebezpiecznym mężczyzną, ale Rostov ewidentnie widziała w nim po prostu swojego jedynego syna. A mimo tego, że stała teraz w długiej, zielonej sukni, przyciągając spojrzenia wszystkich naokoło, nie była wyłącznie żoną gangstera.
Była też matką innego.
- Pierwszy raz widzę, żeby Monroe przyprowadził ze sobą kogokolwiek - przyznała, zerkając z zaciekawieniem na Wallace, po czym nagle parsknęła śmiechem. - Nie mówiąc o Morettim. W Rosji znamy pojęcie gościnności, on zna tylko biznes.
Wypowiadając ostatnie słowo, nasyciła je odrobiną ironii. Strzepała nadmiar popiołu na ziemię, uważając przy tym by nie spadł jej na eleganckie buty.
- Mówiąc, że za kilka lat będziesz na moim miejscu, co masz na myśli? - zapytała nagle, wprost. Obróciła się również lekko w jej stronę, tracąc zainteresowanie otaczającym ich Seattle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystko wskazywało na to, że są do siebie podobne; nawet fakt, że nie przejmowały się otaczającą ich, na pierwszy rzut oka odrzucającą scenerią. Przebywanie w bocznej uliczce wśród przepełnionych śmietników nie odejmowało jej wytworności, którą roztaczała wokół siebie. Nadal przyciągała spojrzenia i skupiała uwagę jedynie na sobie. Mikhail wiedział, kogo wybrać.
– W Ameryce ta zasada odnosi się raczej do mężczyzn – odparła swobodnie, odwzajemniając uśmiech i zupełnie nie przejmując się karcącym tonem Rosjanki. Nie drążyła tematu, puszczając go w niepamięć.
Przez krótką chwilę skupiła się jedynie na papierosie. Każde zaciągnięcie rozluźniało napięcie, chociaż siedząc w loży, wydawało jej się, że wcale go nie odczuwa. Zastanawiała się, dlaczego wyciągnęła ją na zewnątrz – nie mogło chodzić tylko o zapach chloru. Czy mąż zasugerował jej to gestem, którego Kiara nie dostrzegła? Miały wyjść, aby panowie mogli rozpocząć rozmowę o biznesach? Ich spotkanie miało być stricte przyjacielskie, ale Wallace tylko liznęła ich świata. Nie wiedziała, jak w rzeczywistości przebiegają takie imprezy, ale wątpiła, aby całkowicie omijano na nich temat pieniędzy.
Słowa Sonii wytrąciły ją z zamyślenia, więc odchrząknęła cicho i skupiła spojrzenie na twarzy kobiety wpatrzonej w panoramę miasta.
– Mikhail nie pozwoli mu wrócić? – syn niewątpliwie był spadkobiercą, więc przypuszczała, że jego powrót do ojczyzny jest niemożliwy, nie spodziewała się jednak podobnych słów i nie wiedziała, jak powinna na nie zareagować. Rostov mimowolnie dzieliła się z nią przemyśleniami, które zazwyczaj rezerwowano dla przyjaciół. Miała nieodzowne wrażenie, że każda fraza jest dokładnie przemyślana i ma na celu finalne zapędzenie ją w kozi róg.
To, co sama myślała o Antonie i jego zachowaniu, pozostawiła już dla siebie. Matki zazwyczaj kochają swoje dzieci ponad wszystko, a wypowiadanie się o nich w negatywny sposób nie prowadziło do niczego innego. Zauważyła to jeszcze przy stołach; Sonia, oddelegowując młodszego Rostova karcącym wzrokiem, nadal ukrywała w nim matczyne ciepło.
– Rosja wydaje się być bardzo… – wydmuchała dym przed siebie. –…surowym miejscem – nigdy nie opuściła terenu Stanów Zjednoczonych, a jej wiedza na temat Rosji ograniczała się do tego, czego nauczyła się w szkole i programach telewizyjnych.
– Wspominał, że wcześniej tego nie robił – kiwnęła głową, jakby na potwierdzenie słów rudej i rzuciła niedopałek na ziemię. Przydeptała go szpilką, po czym skrzyżowała ramiona na piersi. W przeciwieństwie do niej nie miała futerka, które częściowo chroniło przed otaczającym je zimnem. – Słyszałam o waszej wschodniej gościnności. Nie tęsknisz za tym? – co rusz zerkała na bladą twarz kobiety, samej nie wiedząc, czego dokładnie na niej szuka.
– Pewnie wiesz lepiej ode mnie, co miałam na myśli – rzuciła z cichym westchnięciem. Rosjanka ciągnęła za sobą bagaż doświadczenia, zbierany przez wiele lat, kiedy trwała u boku męża. Nie chciała wchodzić w szczegóły i rzucać ckliwymi słowami, chociaż te same cisnęły się na usta.
Podobnie, jak Sonia, ona chciała trwać przy Monroe.
– Jak to jest? Być żoną Mikhaila? – spojrzenie błękitnych tęczówek zogniskowała na towarzyszce. Nie zapytała w sposób dosłowny, a jednak wiedziała, że Sonia zrozumie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wylewność Rostov miała podłoże, którego Wallace nie mogła być pewna. Kobieta z pewnością różniła się od swojego męża i syna, jak i większości biznesmenów w piwnicy. Choć jej strój nie był przypadkowy, nie stroszyła przysłowiowych piórek w jej obecności. Nie obnosiła się tym, jak bardzo pewna siebie czuła się w tym obcym dla niej klubie. Nie usiłowała podkreślić tego, jak istotna była, choć gdyby cokolwiek jej się stało, Mikhail z pewnością zareagowałby brutalnie. Mówiła otwarcie i wprost, jakby utrzymywanie pozorów i gra, która odgrywała się przy stoliku o poziom niżej zupełnie jej nie interesowała i jakby nie dbała o jej wynik.
Z drugiej strony, w grze nie było zasad i równie dobrze każdy z jej gestów mógł być sztuczny, wyuczony i wyszlifowany jak umiejętność nabyta przez laty. Sonia zbyt wiele ich spędziła w tym towarzystwie by nie mieć żadnych cech bądź zdolności, które poświadczyłyby o jej zaradności.
- Jak w rodzinie - odrzuciła, znów machnięciem ręki zbywając ten temat, nie wchodząc w niepotrzebne szczegóły życia, które odbywało się za zamkniętymi drzwiami i które z biznesem nie miało nic wspólnego.
Ich życia. Mikhail musiał mieć swoją inną stronę, tą, dla której trwała przy jego boku tak długo i którą witała w domu gdy do niego wracał.
Na wspomnienie Rosji jej ramiona drgnęły lekko. Z pewnością jej wyobrażenie o ojczyźnie różniło się od tego, czego uczono Kiarę, jak i inne dzieci w szkołach. Nauczyciele z pasją wypowiadający się o Zimnej Wojnie lubili koloryzować, tak samo jak Hollywood barwiące ten kraj na niebiesko lub szaro, ukazując go w zimnych barwach.
- Przywieźliśmy wschodnią gościnność ze sobą - uśmiechnęła się oszczędnie, robiąc przerwę by mocno zaciągnąć się papierosem. - Ale Amerykanie robią inaczej biznes. Dla was więzi nie mają znaczenia, nie tak jak dla nas.
Generalizowała, ale też jej lekki ton wskazywał na to, że zdaje sobie z tego sprawę. Każda grupa była od siebie inna i w Stanach również dało się znaleźć osoby o bardziej rosyjskim myśleniu i vice versa. Mimo tego i mimo tego jak podobne do siebie były, dostrzegała różnice wynikające z ich narodowości. Akcent był tylko jedną z nich, powierzchowną w dodatku.
Zamarła w połowie ruchu na dźwięk jej pytania. Uśmiechnęła się pod nosem, jakby wyciągnęła własne wnioski i nie dbała o to, czy są prawdziwe.
- Szukasz wskazówek? - spytała z rozbawieniem, zerkając na żarzącą się końcówkę papierosa, która powoli docierała do trzymanego przez nią filtra. Paliła wolno, rozkoszując się chwilą przed powrotem do wypełnionego chlorem wnętrza basenu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I nie była pewna.
Sonia roztaczała wokół siebie przyjazną, wręcz mentorską aurę, ale mógł być to również jej sposób na chwytanie ofiar w swoje sidła. Dobrze znała gości wypełniających salę piętro niżej, z łatwością poruszała się w biznesowych kuluarach, a idealnie wyćwiczona mimika, gesty oraz – finalnie – piękna sylwetka, automatycznie dawały jej nad nimi przewagę. Wallace nie zdziwiłaby się, gdyby w ciągu kilku minut owinęła sobie ich wszystkich wokół palca, w każdym pozostawiając jednak powoli kiełkujące ziarnko niepewności.
W szkołach Federacja Rosyjska, a wcześniej ZSRR, zawsze przedstawiana była jako wróg numer jeden. Państwo-oprawca, szpiedzy Zimnej Wojny i wieczne rządy Putina to tylko jedne z wielu historii, które przytaczano na temat odległego kraju. Nic dziwnego, że Amerykanie dorastali żywiąc niechęć nie tylko do Rosjan, ale również ich kultury, tak jakby jedyną dobrą rzeczą z nią związaną, była wódka.
Kąciki ust mimowolnie powędrowały ku górze, kiedy przysłuchiwała się kobiecie.
– Mylisz się – rzuciła wprost w odpowiedzi na jej generalizowanie, jednak w tonie głosu blondynki nie odnalazłaby oburzenia. – Nie wszyscy tacy jesteśmy – dla Kiary więzi miały znaczenie. Być może nie w takiej skali, jak dla niej, ale miała w sobie krztę empatii, którą przelewała na pozostałych członków rodziny. Chciała spędzać z nimi czas, byli dla niej ważni. Nie mogła odpowiadać za Franka i jego podejście do prowadzenia biznesu, bo nie dość, że go nie znała, to mieszanie się w te sprawy było zwyczajnie nie na miejscu. Dlatego każdy komentarz dotyczący Morettiego, puszczała mimo uszu.
Vincent w ciągu kilku tygodni stał się integralną częścią jej życia. To oznaczało, że z otwartymi ramionami przyjęła każdą jego stronę – zarówno Monroe, który wieczorami wtulał się w jej pierś i biznesmena, który z problemami rozprawiał się, bijąc je do nieprzytomności na zapleczu Rapture. Podjęła świadomą decyzję, prawie nie czując strachu, a jednym z jej celów stało się dobre odegranie swojej roli w grze zaprogramowanej przez półświatek Seattle.
– Jesteś pierwszą kobietą, którą poznałam w tym towarzystwie – uśmiechnęła się niewinnie i oparła barkiem o ceglaną ścianę, nie przejmując się tym, że pewnie jest brudna. – To oczywiste, że ich szukam – nie zachowywała się jak dziecko zagubione we mgle, ale nie zamierzała też udawać, że wie wszystko. Szczerze przyznawała, że ich świat jest dla niej nowością, że dopiero się z nim zapoznaje. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jeszcze wiele musi się nauczyć i choć czasem zbywała Vincenta żartem lub zajmowała go czymś innym, niż mówienie, tak naprawdę zapamiętywała każde słowo i ostrzeżenie bruneta.
Nie była przecież ignorantką.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rosjanka kiwnęła głową, nie biorąc sobie jej słów do serca, ale też nie upierając się przy swoim. Miała własne zdanie na temat podziałów między nimi, wynikające z pewnością z doświadczenia i tego, w jakim towarzystwie się obracała. Wyglądała na bardzo zżytą ze swoją rodziną, zarówno tą, z którą łączyła ją krew jak i wszystkimi dookoła, którzy pracowali z jej mężem. Trudno było oczekiwać po niej spędzania czasu w amerykańskim towarzystwie zbyt często, jeśli nie było ku temu biznesowych powodów. Choć nie przepadała za życiem w swojej ojczyźnie, a przynajmniej tak twierdziła, wydawała się jednocześnie nie czerpać pełną garścią z tego, co Seattle miała do zaoferowania.
Być może jej życie nie potrzebowało zmiany, a innego tła na którym się rozgrywało.
- Kobieta kobiecie nierówna - odpowiedziała nieco ciszej, nie mając niczego złego na myśli, a przynajmniej nic tego nie sugerowało. Nie porównywała się też ze stojącą obok Kiarą bezpośrednio, jedynie z ogółem tego towarzystwa. - Każda szuka tu czegoś innego.
Jej słowa były wymijające. Nawet ona zdawała sobie z tego sprawę, a może tylko nieustające spojrzenie blondynki jej o tym przypomniało. Westchnęła lekko, znów obracając ku niej głowę. Jej wzrok był przeszywający, a tęczówki równie jadowite jak suknia, którą miała na sobie.
- Kocham Mikhaila. Przeszłam z nim wiele i zniosę wszystko, co zgotuje nam los - powiedziała nagle, a jej miękki głos kontrastował ze stosunkowo chłodnym spojrzeniem.
Być może nie widziała się w roli modelki. Nie miała dobrych odpowiedzi, które zaspokoiłyby ciekawość Wallace. Życie z człowiekiem zajmującym się takimi rzeczami musiało momentami przypominać życie z każdym innym. Z policjantem, który pewnego dnia może nie wrócić ze służby. Z wojskowym, który wyrusza na misję do obcego kraju uzbrojony po zęby. Ale były to tylko momenty, po których brudna rzeczywistość wkradała się z powrotem do rodzinnego domu mimo tego, że wcale nie była tam zaproszona.
Widząc, jak między nimi na moment zapadła cisza, a analogiczne wyznanie nie padło ze strony jej towarzyszki, zaciągnęła się mocno papierosem i rzuciła go na ziemię, zgniatając niedopałek wysokim obcasem buta.
- Jesteś nowa. Jeszcze niczego nie widziałaś. Na razie wszystko jest dobrze - powtórzyła swoje słowa sprzed paru chwil, dodając do nich nowe zdania. Wbrew temu co mogły za sobą nieść, nie traktowała Wallace jako ignorantki, ani nie szydziła z jej niewinności. Stwierdzała fakt tak, jakby ją znała i żadne słowa zaprzeczenia nie były w stanie zmienić jej opinii o blondynce. - Dopiero gdy przestanie być dobrze, przekonasz się, czy też go kochasz.
Pochyliła się, wyciągając cegłę spomiędzy drzwi, choć przez chwilę rozważała odsunięcie jej butem, który najwyraźniej okazał się zbyt cenny by ryzykować jego uszkodzenie. Odrzuciła ją na bok, w trawę, łapiąc drzwi nim się zamknęły.
- A jeśli go kochasz, przetrwacie wszystko - uśmiechnęła się lekko, ciągnąc za klamkę. - Jeśli nie, uciekniesz bardzo daleko od tego miejsca.
Kiwnęła ręką, zapraszając ją do wejścia. Znów do ciepłej klatki schodowej, w której z daleka pobrzmiewała muzyka. Impreza nie zatrzymała się gdy wyszły na zewnątrz, w środku ludzie wciąż się doskonale bawili, w basenie lub obok niego.
Zeszła wraz z blondynką na sam dół, gdy dotarły jednak do rozwidlenia, stanęła w miejscu.
- Nie czekaj na mnie kochana - poprosiła, wymownie torebką trzymaną w dłoni wskazując na korytarz prowadzący do toalet.
Droga z powrotem do basenu nie była zbyt skomplikowana. Kiara szybko znalazła się w przejściu do pomieszczenia z jacuzzii, wciąż okupowanym przez trójkę nieznajomych dziewczyn. Lustrzana ściana po jednej stronie była częściowo zaparowana, ale blondynka bez trudu mogła zatrzymać się i sprawdzić w odbiciu, czy wiatr nie potargał jej włosów zbyt mocno.
W tym samym odbiciu dostrzegła, jak za jej plecami kobiety w bardzo szybkim ruchu ulatniają się z wody i ruszają do głównego pomieszczenia z basenem. Znała ten ruch. Tak samo umykali goście i pracownicy przeganiani przez Vincenta, gdy wymagał od nich zapewnienia im prywatności. Gdy jednak obróciła się w stronę drzwi, dostrzegła w nich zgoła inną osobę.
- Zimno na zewnątrz? - spytał młody Rosjanin, uśmiechając się pod nosem. Anton ewidentnie nie poprzestał na trzech kieliszkach mocnego alkoholu, które wypił w ich loży. Jego twarz była zarumieniona, a uśmiech zuchwały. Z nim wymalowanym na ustach postąpił o pierwszy krok do przodu, w jej kierunku. - Może nie powinnaś wychodzić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozumiała, że pomimo rozejmu i pozytywnie rysującej się przyszłości, każda grupa miała swoje miejsce, zaś spotkania w Rapture nie leżały w kręgach zainteresowań biznesmenów – miały jedynie przypieczętować zgodę i nowy początek. Zapomnieć o przeszłości, którą Mikhail wyciągnął podczas rozmowy przy stole. Amerykanie byli inni, nie mogła się z nią nie zgodzić, ale sam Moretti starał się pozować na dobrego gospodarza. Nie bez powodu przed wydarzeniem zakupił rosyjską wódkę, oklejoną tanimi etykietami ze słowami zapisanymi cyrylicą. W ten sposób pokazywał swoją gościnność, inną niż ta rosyjska, ale nadal dobrą.
Nie sądziła, że rzuci się w wir opowieści, podzieli się z nią tragicznymi historiami utraconych przez strach dni, kiedy mąż nie wracał do domu, a ona nie wiedziała, co się z nim dzieje. Nie chciała o tym myśleć i paradoksalnie właśnie tego bała się najbardziej; nie możliwości, że to jej stanie się krzywda, a fakt, że cokolwiek mogłoby przytrafić się Vincentowi.
Czy kochała Monroe? Do tej pory nie zastanawiała się nad tym ani razu. Żywienie uczuć do bruneta przychodziło jej niezwykle naturalnie, nie zmuszało do przesadnego analizowania ich, szczególnie kiedy zadeklarowali, że łączy ich coś więcej. Jeżeli fakt, że nie wyobrażała sobie codzienności bez spoglądania na jego skupioną, naznaczoną kilkoma zmarszczkami twarz czy bawienia się w gierki oczywiste tylko dla nich, oznaczał miłość, to prawdopodobnie tak – kochała go.
Kiwnęła głową, jakby chciała jej pokazać, że dotarł do niej sens wypowiedzi.
– Pokrzepiające – rzuciła tylko, pozwalając sobie na lekki ton i niewielki uśmiech. Kilka minut spędzonych na świeżym powietrzu z Sonią wiele jej dało, dlatego odczuła spore niezadowolenie, gdy musiały ponownie skierować się do środka.
Zostawiła kobietę w połowie korytarza i postanowiła wrócić tą samą trasą, którą wyszły na zewnątrz. W jacuzzi wciąż bawiło się kilka dziewczyn, jednak poprawiając zmierzwioną przez wiatr fryzurę w lustrze, zauważyła, że pędem zabierają swoje rzeczy z ziemi i opuszczają pomieszczenie. Uśmiechnęła się pod nosem.
– Aż tak się martwi… – urwała w połowie zdania. Była przekonana, że po obróceniu się zobaczy Vincenta, ale przeliczyła się. Zamiast tego Anton uraczył ją obrzydliwym wykrzywieniem warg. Wyglądał jak pies śliniący się przed miską z surowym mięsem.
– Chłodno – odparła z jadowitym uśmiechem i zrobiła krok w bok, chcąc wyminąć Rostova. Nim jednak zdążyła to zrobić, złapał ją za nadgarstek i zacisnął na nim pulchne palce. – Nie musisz się o mnie martwić – syknęła, próbując wyrwać rękę z mocnego uścisku, lecz próba spełzła na niczym. – Twoja mama zaraz wróci, możesz być spokojny – rzuciła tonem wypełnionym udawaną troską, jakoby tęsknił się za rodzicielką. Nadal nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem mógł być synem pięknej i dystyngowanej Sonii Rostov. Bardziej przypominał neandertalczyka, człowieka pierwotnego, nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie.
– A teraz puść mnie – podjęła kolejną próbę uwolnienia się poprzez mocne szarpnięcie, ale póki co musiała pogodzić się z tym, że był silniejszy od niej. Dodatkowo znajdował się niebezpiecznie blisko; raz po raz przysuwał się, zmuszając Wallace do wycofywania się aż do momentu, w którym jej plecy uderzyły o ścianę. Na twarzy czuła śmierdzący wódką oddech Rosjanina.
Zębatki w mózgu blondynki pracowały na najwyższych obrotach.
– Myślisz, że jesteś taka sprytna? – rzucił w końcu, nie ukrywając już złości wzrastającej w nim od pierwszych ripost Monroe. – Że możesz pojawiać się znikąd i pyskować? Do mnie? Czy ty w ogóle masz pojęcie, kim jestem? – twardy akcent nie sprawiał, że wydawał się być groźniejszy, wręcz przeciwnie; przypominał klasowego klauna, który charakteryzował się chorą potrzebą bycia lubianym i szanowanym. – Twój Vincent jest nikim innym, jak kolejnym błaznem, który kiedyś się sparzy. Ja z kolei przejmę biznes po ojcu i będę pamiętał o takich kurwach, jak ty.
Zadarłszy podbródek do góry, uraczyła go uśmiechem pełnym politowania. Nie wchodziła z nim w dyskusję, nie chcąc dawać mu powodów do satysfakcji. Rzucał słowami bez pokrycia, bo nawet nie znając właściciela klubu, już na pierwszy rzut oka było widać, kto wygrałby potencjalną bójkę.
– Powiedziałam, żebyś mnie puścił – krótko po wypowiedzeniu zdania, szybkim ruchem zadarła kolano do góry, trafiając nim prosto między nogi Antona.
- Kuuuurwaa – jęknął żałośnie, zginając się w pół. Kiara wykorzystała to na odepchnięcie go od siebie, nie przewidziała jednak, że pod wpływem alkoholu nadal będzie miał szybki refleks. Złapał ją za ramię, pociągnął i dłonią złożoną w pięść, uderzył prosto w twarz.
Policzek zabolał niemiłosiernie i w ciągu kilku sekund zaczerwienił. Odruchowo przyłożyła do niego rękę, czując, że przygryzła sobie język. Metaliczny smak krwi powoli wypełniał wnętrze ust. Mroczki przed oczami spowodowały, że ciężko było utrzymać jej równowagę. Mężczyzna spożytkował krótki moment na ponownie dociśnięcie artystki do ściany i wsunięcie palców pod czarny materiał sukienki. Powinna zareagować, a jednak organizm otumaniony mocnym uderzeniem odmawiał posłuszeństwa i racjonalnego myślenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Coś było nie tak.
Wiedział, że nie ma prawa się martwić. Że pomimo tego, jaka klientela dzisiejszego dnia bawiła się na tym poziomie Rapture, Wallace była bezpieczna. Że każdy ochroniarz na tym poziomie dobrze zna jej twarz i imię, że będzie wiedział, by na wszelkie działania przeciwko niej nie przymykać oka. Że Rosjanie nie naraziliby tak ważnego dla nich kompromisu przez jedną kobietę. Powtarzał sobie to wszystko w głowie, jak mantrę, łapiąc się na tym, że jego wzrok przetacza się przez pomieszczenia raz po razie, szukając znajomej, czarnej sukienki i blond pukli w tłumie.
Nie wiedzieli, kim była. Może Mikhail, może Anton. Ale wszyscy pozostali widzieli w niej tylko kolejną kobietę zamawiającą sobie w barze drinka czy wychodzącą na papierosa. To powinno go uspokoić, to i następna kolejka alkoholu, do której zachęcał stary Rosjanin. Czuł wpływ buzującego w nim alkoholu, choć w porównaniu do Mikhaila nie wypił aż tak wiele. Miał jednak wrażenie, że ten trunek różnił się od innych. Że wzmagał jego stres i nerwy zamiast je koić, relaksować.
Jakiś mężczyzna podszedł do ich loży, prosząc starego Rostova o chwilę. Obserwował go, gdy mężczyzna wychodził ze swojego miejsca, póki słowa Morettiego nie przywróciły go do rzeczywistości.
- Nic jej nie będzie - rzucił ostro. - Opamiętaj się. Potrzebują nas tak samo, jak my ich. Do niczego dzisiaj nie dojdzie.
Vincent odchrząknął, nalewając sobie resztkę wódki z butelki do szklanki, w której lód już dawno stopniał, rozrzedzając alkohol w środku.
- Jego syn jest pieprzonym idiotą - odrzucił, jakby samo to miało wyjaśniać jego zachowanie.
- Jest. Ale poszła z nią jego matka, której słucha.
Miał rację. Wiedział to. Zwykle tak było, Frank zawsze był jego głosem rozsądku, potrafił dystansować się do sytuacji, ocucić go, uspokoić rzetelnymi argumentami. Ale teraz jego słowa odbijały się od niego jak od ceglanej ściany. Instynkt, który kazał mu się zastanowić przed przyprowadzeniem jej do tego miejsca teraz wrócił ze zdwojoną siłą, zagnieżdżając się w jego głowie. Niepokój sprawiał, że czuł mrowienie pod skórą, sztywność w karku i gorzki posmak w ustach.
Słyszał ostentacyjne westchnienie, które wydostało się z ust Morettiego. Kątem oka dostrzegł jego machnięcie ręką, pełne bezsilności i irytacji, które u Franka zawsze szły w parze. Nie lubił, kiedy jego taktyki nie działały, ale w tej chwili jednak nic go to nie obchodziło.
Zamarł, dostrzegając Antona przy przejściu, kierującego się drogą, którą Kiara z Sonią wyszły na zewnątrz.
Coś było nie tak.
Nie wracały już długo. Resztki powtarzanej w głowie mantry powoli zaczynały być wypierane przez obawę, która podsuwała mu przed oczy najróżniejsze obrazy. To przez nią dopił resztkę rozwodnionego alkoholu i odstawił szklankę na stół ze hukiem.
- Vincent, do chuja...
To przez nią wstał z miejsca, wychodząc z loży, ignorując okrzyk mężczyzny. Wyminął Mikhaila w przejściu, zaskoczonego, ale też rozbawionego jego napięciem, o twarzy czerwonej od wypitego alkoholu. Nie ufał im. Nie ufał ani jemu, ani jego żonie, a już na pewno nie ufał temu cholernemu gnojkowi, który nie nadawał się do przejęcia jakiegokolwiek biznesu.
Wchodząc do parującego pomieszczenia, nie spodziewał się tego widoku. Moretti zwykle miał rację. Zwykle przesadzał, wyolbrzymiał, pozwalał nerwom się ponieść. Ale w tej chwili nerwy zaparły mu dech w piersi, odebrały głos. Wściekłość, podsycona krążącym w jego organizmie alkoholem rozlała się po jego wnętrzu jak żar. Adrenalina sprawiła, że zareagował zanim zdążył to przemyśleć, zanim zdążył zarejestrować doskoczenie do Rosjanina, który swoim cielskiem niemal ją przykrywał. Złapanie za jego pomiętą marynarkę, szarpnięcie do tyłu, z dala od niej.
- Jesteś żałosny - warknął Anton, łapiąc równowagę. Otwierając usta by powiedzieć coś więcej, nie spodziewał się, że pięść Monroe trafi prosto w jego nos, sprawiając, że runął do tyłu, na ścianę, rękawem tamując krwotok.
Spojrzał na Kiarę. Dostrzegł na jej twarzy zaczerwienienie, nim odruchowo przycisnęła dłoń do policzka. Dostrzegł jej szok, ból, który nadawał jej oczom inny odcień błękitu. Chłonął ten widok, zatrzymując się w miejscu, z każdą chwilą oddychając coraz ciężej, gdy każda, nowo zarejestrowana emocja odbierała mu resztki rozsądku. Zbyt skupiony na jej twarzy i ogarniającym go szale, nie dostrzegł, jak Rosjanin rusza w jego kierunku biegiem. Jak z całą swoją siłą wpada na niego swoim cielskiem, póki plecy Vincenta nie uderzyły o szklaną ścianę, zostawiając po sobie pajęczynę pęknięć. Nie dostrzegł też, jak pięść uderza go w brzuch, sprawiając, że w płucach na sekundę brakowało mu tchu.
Odepchnął Rosjanina od siebie kopniakiem, spoglądając na jego wykrzywioną w grymasie, zalaną krwią twarz. Nie widział poza nią już niczego innego. Dostrzegał w jego oczach narastającą determinację, gdy Anton szykował się do ataku i rzucał się do przodu, celując w jego szczękę.
Z każdym uderzeniem coraz mniej jego zostawało w pomieszczeniu. Gdy pierwszy raz Rosjanin zaklął w sobie znanym języku, zapomniał o basenowej imprezie obok. Gdy za drugim razem skulił się uderzony w mostek, zapomniał o Mikhailu i Franku, którzy siedzieli gdzieś nieświadomi tego, jak kruchy stał się ich biznes. Za trzecim, po którym mężczyzna splunął w bok krwią, zapomniał o biznesie i zapomniał o Rapture.
Za czwartym, gdy Rostov zachwiał się odepchnięty i spadł na ziemię, uderzając o ceramiczną posadzkę, zapomniał o stojącej obok Kiarze.
Nie widział niczego poza wijącym się na ziemi cielskiem, oderwany od reszty świata. Blokując docierające do niego bodźce, chwycił mężczyznę za marynarkę i pociągnął w stronę jacuzzi. Ignorując wydawane przez niego, gardłowe dźwięki, chwycił go za włosy i z całej siły wcisnął jego głowę pod wodę.
- Odsuń się od niego, natychmiast!
Gdyby obrócił się w stronę wejścia, dostrzegłby Sonię. Widziałby, jak stanęła przy drzwiach. Widziałby trzymany przez nią pistolet - mały, poręczny, mieszczący się w damskiej torebce. Widziałby też jak grobowa była jej mina, jak jej szok mieszał się z wściekłością i przerażeniem.
Nie odrywał jednak wzroku od szamoczącego się ciała. Jakaś jego pierwotna cecha tryumfowała, widząc, jak wreszcie Anton dał mu powód do tego i nic nie było w stanie go otrzeźwić ani powstrzymać. Wiedział, że Rosjanin musiał umrzeć.
Huk wystrzału dotarł do niego stłumiony, jakby to jego głowa była pod wodą, a nie trzymanego przez niego Rosjanina. Fragment ceramicznej płytki oderwał się od sufitu i spadł na ziemię wraz z kulą i pyłem. Rosjanka znów wycelowała w jego plecy, podchodząc o krok bliżej.
- Odsuń się od niego albo przysięgam, że cię zabiję - syknęła, gdzieś w tle, podczas gdy on nie potrafił oderwać spojrzenia od wiotczejącego ciała topionego Rosjanina.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystko wydarzyło się bardzo szybko.
Za szybko.
W jednym momencie Anton przyciskał ją do ściany, gdy ona próbowała pozbyć się nieznośnych mroczków przed oczami. W drugim ktoś odciągnął go, złapawszy za połacie marynarki, jednocześnie ofiarowując jej możliwość wzięcia głębszego oddechu i rozejrzenia się po sali.
Vincent.
Obserwowała, jak w szale popycha Rostova i celuje pięścią prosto w jego nos. Za to, co zrobił, należała mu się o wiele gorsza kara, ale doskonale wiedziała, że ta dzisiaj zostanie mu wymierzona. Była zła. Gotowała się z wściekłości, że jakiś mężczyzna miał czelność dotknąć ją w ten sposób. Że miał czelność sunąć swoimi pulchnymi, obrzydliwymi palcami po jej nagim udzie, podczas gdy ona ledwo utrzymywała równowagę. Naruszyć harmonię i piękno jej twarzy, przez co już nie tylko policzek był czerwony, ale również i obszar pod lewym okiem.
Krótka wymiana spojrzeń z Monroe mówiła więcej niż tysiąc słów. Wystarczyło skupienie się na roziskrzonych, ciemnych tęczówkach, aby wiedzieć, że Anton nie wyjdzie z tego cało. Ledwie zauważalnie kiwnęła głową, tak jakby dawała mu niemą zgodę. Pokazywała, że nic jej nie jest, że dochodzi do siebie, a on może teraz robić, co mu się żywnie podoba; dać upust wszystkim emocjom, które wzbierały się w nim od początku wieczoru.
I nagle stało się coś dziwnego.
Racjonalne myślenie dostało się do umysłu blondynki tylnym wejściem i krzyczało wniebogłosy: stop. To nie jest dobry pomysł, mają rozejm, pakt, umówioną współpracę biznesową, czy jakkolwiek chcieliby to nazwać, a to, co robi Vincent, wszystko zniszczy.
Jednak czy Moretti byłby zły? Wiedząc, co przytrafiło się Kiarze z rąk ruskiego gnojka, który po prostu nie potrafił się zamknąć i nie wyściubiać nosa poza obszar własnego brzucha. Nie powinien być, prawda? W pokoju nastąpiło wymierzenie sprawiedliwości w jej najgorszej, ale też najbardziej uczciwej wersji – prawo Hammurabiego, nawet po tylu latach, doskonale dopasowywało się do sytuacji dwudziestego pierwszego wieku.
Oko za oko. Ząb za ząb. Uderzenie za uderzenie.
– Uważaj! – wrzask w ostatnim momencie wydobył się spomiędzy warg blondynki, kiedy zauważyła Antona biegnącego w jego stronę. Nie zdążył jednak odskoczyć, co szklana ściana przypłaciła rozbiciem, bo chwilę po tym, jak się od niej odsunęli, szyba pękła, rozbijając się na milion kawałeczków.
Rosjanin pluł krwią, dyszał i jęczał. Robił wszystko, aby mieć przewagę nad Monroe, ale zapomniał, że nie był najzwinniejszym zawodnikiem. Gdy Vinnie skupił całą uwagę tylko na nim, od razu odznaczał się dużą przewagą. Ruchy Rostova były powolne i flegmatyczne, czemu Kiara przypatrywała się z niemałą satysfakcją. Na chwilę sama zapomniała o pulsującym bólu policzka, jak gdyby widok pokonanego, łysego sukinsyna, był najlepszym lekarstwem na wszelkie dolegliwości.
Zasługiwał na każdy cios i każdą ranę, z której sączyła się brunatna posoka.
Zapomniała jednak o niej. Poszła do toalety, więc logicznym było to, że będzie wracała tą samą drogą, co ona. Wielka szkoda, że nie pojawiła się w pomieszczeniu kilkadziesiąt sekund wcześniej; los dałby jej możliwość spojrzenia na synka od niego innej strony. Chyba, że ową stronę widziała już niejednokrotnie, a decydowała się przymykać na nią oko.
Widząc, że Vincent nie rejestruje tego, co dzieje się dookoła, Wallace rzuciła małą torebkę na ziemię i pokonawszy kilka kroków, stanęła tuż przed nim. Zasłaniała go własnym ciałem, jednocześnie posyłając Soni – w całym tym szoku nadal niezwykle eleganckiej – wyzywające spojrzenie.
– Najpierw musiałabyś zabić mnie – nasączony złością ton głosu Kiary nie zwiastował nic dobrego. – W Rosji nie kultywujecie zwyczaju niebicia kobiet? – nawiązała do jej wcześniejszych słów, choć mówienie sprawiało jej dużą trudność. Każde słowo wywoływało dodatkowy grymas bólu, co kobieta musiała zarejestrować.
Gdzieś za nią rozległ się huk otwieranych kopniakiem drzwi, ona jednak nie odrywała wzroku od żmii stojącej naprzeciw.
I choć serce waliło jej jak oszalałe, nie zamierzała się odsuwać nawet o centymetr.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Twarz Sonii była wykrzywiona. Nie przypominała tej samej, dystyngowanej i eleganckiej kobiety, która spoglądała na pozostałych z władczością i wdziękiem zarazem. W tej chwili w jej oczach odbijała się wyłącznie pogarda, niczym zasłona, zza której na Kiarę wyzierała rozpaczliwość. Rostov była matką. Mężczyzny, który czego by nie uczynił, w oczach matki nigdy nie zasługiwał na taką karę, jaka właśnie go spotykała. Jej palec opierał się na spuście pewnie, jakby nie był to pierwszy raz, kiedy wystrzeliła z tego pistoletu i jakby nie miała żadnych oporów przed wystrzeleniem po raz kolejny.
Słowa blondynki początkowo nie wywarły na niej wrażenia. I ona pochłonięta była szokiem, jak i adrenaliną, które oddzielały ją od rzeczywistości grubym murem, przez który ciężko było się przebić. Gdy jednak jej wzrok złączył się z mroźnym spojrzeniem blondynki, Rostov bez zawahania uniosła pistolet w górę, celując w jej klatkę piersiową.
- Myślisz, że tego nie zrobię? - prychnęła wzgardliwie, wyraźnie pokazując to jak obojętne było jej życie Wallace gdy głowa Antona znajdowała się pod powierzchnią wody. - W Rosji rodzina jest najważniejsza.
- Stop!
Monroe puścił głowę Rosjanina, który chwilę przed tym przestał walczyć z trzymającymi go w jacuzzi rękoma. Nie wiedział, co wyrwało go z chwili obłędu, czy podświadomie zasłyszana groźba Sonii, czy huk otwieranych drzwi, czy wrzask Morettiego. Wstał, powoli, przez krótką chwilę wciąż wpatrując się w bezwładne ciało mężczyzny, leżącego twarzą w dół, z głową zanurzoną w wodzie aż po kark.
Sonia wykrzyknęła coś po rosyjsku, z czego zrozumiał tylko imię Anton. Pognała do jacuzzi, popychając go lekko z drogi, chwytając ciało syna i z trudem próbując wyciągnąć je z wody.
- Zginiesz za to, Monroe - krzyknął Mikhail, zmuszając go do obrócenia głowy w stronę wyjścia.
W pomieszczeniu szybko zaroiło się od ludzi. Ochroniarze klubu wymieszali się z Rosjanami, którzy dostrzegając to, co się działo, podzielili się na dwie grupy. Pierwsza podbiegła do jacuzzi, pomagając w wyjęciu Antona z wody, podobnie jak Sonia skupiona na jego resuscytacji.
Druga dobyła broni.
- Twój dzieciak na to zasłużył - odpowiedział chłodno, cofając się do tyłu. Postępując o kilka kroków naprzód, stając przed blondynką gdy dostrzegł wycelowane w jego stronę lufy. Wątpił, by wystrzelili. Ochroniarze trzymali dłonie na własnych kaburach. Jeden, kolejny strzał ze strony kogokolwiek w rezultacie skończyłby się strzelaniną.
- Anton zaatakował na naszym gruncie, naszą kobietę. Na jego miejscu zrobiłbyś to samo, Mikhail - odrzekł Frank, ale choć jego słowa pragnęły pokoju, dostrzegał w jego oczach wściekłość. Nie wiedział tylko w czyją stronę była skierowana.
- Chcesz powiedzieć, że moje dziecko zasługiwało na śmierć? - wrzasnął Rostov, podchodząc bliżej Morettiego, z twarzą napuchniętą od alkoholu. - Za walnięcie jakiejś suki w klubie? Tyle jesteśmy dla ciebie warci?
Monroe zacisnął dłonie w pięści na dźwięk tych słów. Najchętniej zacisnąłby je wokół grubej szyi Rosjanina, ale rozsądek pojawił się w jego głowie wraz z obstawą ludzi. Sonia łkała cicho, gdy jeden z ich ludzi usiłował przywrócić jej syna do życia. Frank obserwował to bardzo uważnie.
Po chwili uwaga całej reszty sali skupiła się wyłącznie na tym. Wszyscy wiedzieli, że następne kilka minut zależy od tego, czy Rostov zaczerpnie wdechu i się obudzi.
Gdy wreszcie kaszlnął, wypluwając z siebie wodę na bok, Sonia usiadła obok, łapiąc się za serce i choć stracił przytomność od razu po tym, jego klatka piersiowa unosiła się teraz miarowo.
- Mikhail, porozmawiajmy - powiedział Frank z naciskiem.
Vincent już nie patrzył w ich stronę. Obrócił się tyłem do pozostałych, przodem do Kiary i choć odbijający się w jej mimice ból sprawiał, że żałował każdego, zaczerpniętego przez Antona oddechu, racjonalność wreszcie przebiła się przez zasłonę obłędu.
- Wróć do domu - poprosił cicho, spoglądając na to z góry. - Załatwię to. Przyjadę do ciebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Teraz była matką ratującą swoje dziecko. Mówią, że instynkt macierzyński nigdy nie zanika i zawsze będzie najmocniejszą emocją, wypełniającą serce kobiety. Że po urodzeniu potomka, wszystko inne staje się nieważne, nieistotne. Szkoda, że potomek pięknej Rostov był wyjątkowo paskudną kreaturą, która nie umiała trzymać rąk przy sobie, a co bardziej niepokojące, nie robił tego nawet wtedy, kiedy jego rodzicielka była w pobliżu.
Stop.
Zanim zdążyła jej odpowiedzieć, usłyszała wrzask Franka. Stanowczy i nieznoszący sprzeciwu głos wyprowadzał z transu i powodował, że adrenalina buzująca we krwi zanikała. Tak jakby dopiero teraz naprawdę doszło do niej, co wydarzyło się dookoła.
Zerkając przez ramię dostrzegła, że i Vincent wspaniałomyślnie zabrał dłonie z głowy ofiary. Anton jednak nie wyglądał, jakby spieszył się z wyjściem z jacuzzi. Jego bezwładnym ciałem, w akcie ostatecznej rozpaczy, zajęła się dopiero Sonia – zalewając się łzami, z trudem wyjęła je posadzkę.
Szmaragdowa sukienka Armaniego tonęła teraz w chlorowanej wodzie, której zapachu tak nienawidziła oraz krwi własnego syna. Syna, który dostał dokładnie to, o co się prosił.
Myślała, że nie żyje. Klatka piersiowa mężczyzny nie unosiła się do góry, a głowa bezwładnie opadała to w prawo, to w lewo, kiedy ruda uderzała nią wierzchem dłoni z nadzieją, że to go ocuci.
Odwróciła wzrok od żałosnej próby resuscytacji i skupiła uwagę na reszcie. Miała w sobie resztki instynktu samozachowawczego, które podpowiedziały jej, żeby być cicho. Jedynym, na co sobie pozwoliła, było zaciśnięcie warg w cienką linię i wymierzenia, nasączonego chęcią mordu i wściekłością spojrzenia w stronę Mikhaila Dla niego była nikim – rasową suką, która akurat pojawiła się w klubie u boku jednego z ludzi Morettiego. Jeden niewłaściwy krok i pozbyliby się jej jak zepsutego sprzętu.
Z chaotycznych rozmyślań wyrwał ją dopiero dźwięk kaszlu. Woda z płuc mężczyzny chlusnęła na ziemię, jednocześnie obwieszczając zgromadzonym radosną nowinę – przeżył. Smukłe palce zacisnęła w pięści i z cichym świstem wypuściła powietrze z ust.
Ochroniarze nadal trzymali dłonie blisko kabur, ale fakt, że Anton przeżył, był małym zwycięstwem Franka.
– Anton moy milyy, vse budet khorosho – żmija wyszeptała po rosyjsku, ujęła głowę nieprzytomnego syna i przycisnęła ją do piersi.
– Nie będę z tobą, kurwa, rozmawiał. Albo coś z nim zrobisz, albo z naszą umową koniec – wybełkotał, gruby palec wycelowując w sylwetkę Vincenta. W tym momencie Wallace mogłaby przysiąc, że zatraciła umiejętność prawidłowego oddychania.
– Nie – pokręciła przecząco głową, wyglądając przy tym jak siedem nieszczęść. Choć podbródek nadal, w charakterystyczny dla siebie sposób, zadzierała do góry, podbite oko i poharatany policzek prezentowały się tragicznie. Nawet najmocniejszy makijaż nie zakryje sińca, który z minuty na minutę stawał się coraz bardziej widoczny.
Dostrzegła jednak nieznoszący sprzeciwu wzrok bruneta, więc finalnie westchnęła z wyczuwalną irytacją i cofnęła się o krok do tyłu. Spojrzeniem ostatni raz powiodła po zgromadzonych w pomieszczeniu osobach, na dłuższy moment zatrzymując je na Morettim; tak jakby błagała go, aby Vincentowi nie stała się krzywda.
Chwilę później, wraz z dwoma ochroniarzami, pchnęła ciężkie drzwi i zawiłymi korytarzami dostała się do wyjścia.

zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Rapture”