WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.skanska.pl/globalassets/ext ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#9 Och, jakże Pandora kochała to, że mimo okropnej pogody, mogła rozłożyć się w przerwie między zajęciami na oszklonym korytarzu i wpatrywać się w padający za oknem deszcz, wcale nie moknąc. Podłożywszy sobie pod pośladki dżinsową kurtkę, usiadła na podłodze blisko szyb i patrzyła na ślizgające się po drugiej stronie krople, w myślach obstawiając te, które miały połączyć się z innymi, tworząc na tafli okna przezroczyste zygzaki. Dwa razy spróbowała też kibicować jakiejś kropelce w wyścigu z inną, ale za każdym razem ta, za którą akurat trzymała kciuki, przegrywała i humor Pandy spadał dramatycznie, więc ostatecznie porzuciła tę zabawę. Gdy znudziła się patrzeniem na łączące się ślady wody, przeniosła wzrok na to, co działo się bezpośrednio na zewnątrz – na kolorowe parasole czy biegnących ludzi, chowających głowy pod torbami. Raz nawet udało jej się dostrzec człowieka, którego twarz owinięta była foliową reklamówką i zachichotała na ten widok, nie przejmując się potencjalnymi, stojącymi czy siedzącymi w niedalekiej odległości od niej osobami. I tak nie uważała się za na tyle ważną, aby ktokolwiek zwracał na nią uwagę.
Obserwowanie świata zza szyby, choć początkowo bardzo zajmujące, po pewnym czasie ją zmęczyło, więc wyjęła z kieszeni telefon, aby sprawdzić godzinę, a kiedy dotarło do niej, że do rozpoczęcia następnych zajęć wciąż miała mniej więcej pół godziny, westchnęła cicho. Pół godziny to za mało, aby zrobić coś konkretnego, ale równocześnie za dużo, by po prostu siedzieć i patrzeć w okno. Wydawało jej się, że jeszcze chwila a dostanie zeza od tego podążania wzrokiem za mknącymi po szybie kroplami deszczu.
Rozprostowując ramiona, rozglądnęła się dookoła i zauważyła, że na korytarzu było całkiem niewiele osób. Jakaś rudowłosa dziewczyna w żółtym swetrze, który pięknie komponował się z jej urodą, zaczytana w książce od historii. Dwóch chłopaków, którzy, choć siedzieli obok siebie, wpatrywali się uparcie w swoje telefony, od czasu do czasu wymieniając jakieś mruknięcia. I jeszcze jeden, znajdujący się najbliżej, chłopak o urodzie tak zachwycającej, że Pandora niemalże natychmiast odwróciła wzrok, jakby nie zasługiwała na samo patrzenie na niego.
Och, gdyby była chłopcem i miała taki piękny kształt szczęki, na pewno zostałaby modelem, pojawiającym się na reklamach na Instagramie. I byłby to taki typ reklam, na widok których ludzie nawet by się nie denerwowali, bo nie mieliby nic przeciwko ich oglądaniu, a to dlatego, że czuliby się zwyczajnie szczęśliwi na myśl, że mogą podziwiać kunszt i ostrość takich wspaniałych kości żuchwy i ostrego podbródka. Istotnie niesamowicie byłoby mieć taką ładną buzię. Z drugiej strony, prawdopodobnie czułaby się nieco onieśmielona, gdyby inni ludzie zerkali na nią z zainteresowaniem. Sama nie była przyzwyczajona do uwagi. Chociaż... wydawało jej się, że może gdy ktoś rodził się piękny, dorastał w tej świadomości i kiedy osiągał wiek dorosły, wygłodniałe spojrzenia nie robiły już na nim takiego wrażenia. Ale cóż, nie była pewna, bo nigdy tak nie miała. Jedynym sposobem uzyskania odpowiedzi na te nurtujące ją wątpliwości była konfrontacja z tym ślicznym młodzieńcem, na co Pandora jednak nie byłaby w stanie się odważyć. Wpatrywała się więc w szybę, siedząc na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i myśląc o tym, jak wspaniale byłoby mieć taką wyrazistą brodę.
Ostatnio zmieniony 2020-12-08, 22:30 przez Pandora Baker, łącznie zmieniany 1 raz.
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

o tak

Ten piękny młodzieniec, którym to Pandora Baker właśnie się zachwycała, chyba parsknąłby śmiechem - ale serdecznie, niezłośliwie, niegroźnie - gdyby wiedział, co przebiega przez jej niewieście myśli.
W dniu dzisiejszym bowiem czuł się raczej jak antyteza urody niż jej definicja. Ubrany w wysłużony sweter nadszczypany na rękawach zębem czasu, z włosami potarganymi podczas cholerycznej porannej przebieżki na zajęcia, na które był (oczywiście) spóźniony, a potem zlanymi deszczem i wysuszonymi zimnym wiatrem z północy - jakby za karę za to spóźnienie, z sińcami niewyspania okalającymi duże, ciemnozielone oczy i w dwóch różnych skarpetkach, dochodził do wniosku, że co jak co, ale miewał lepsze dni.
Przynajmniej w zakresie wyglądu zewnętrznego. Wewnętrznie bowiem czuł się dziś zaskakująco przyzwoicie - jak na jego własny standard przyzwoitości, rzecz jasna, który u tak zwanych Zdrowych i Dostosowanych jednostek był chyba równoznaczny z głęboką depresją. Sprowadza się to do faktu, że nie rozmyślał aktywnie o sześciu różnych sposobach odebrania sobie życia, które mógłby z łatwością wykorzystać poruszając się na trasie dom-uniwersytet. Ani też o wszystkim, co mogło pójść nie tak, szło nie tak, lub poszło nie tak.
Zasługa za to przypadała najpewniej trzem, a nie dwóm (jak zazwyczaj) prozakom, które wrzucił sobie rano do płatków śniadaniowych, przestraszony odczytaną w telefonie prognozą pogody. Takie warunki atmosferyczne jak te dzisiejsze zawsze wpędzały go w straszliwy dół - wolał więc, jak to powiadają, zapobiegać niż leczyć - stąd też prewencyjna decyzja o łyknięciu nadprogramowej dawki fluoksytyny.
W następstwie tego wyboru unosił się teraz na chmurce farmakologicznego haju, uśmiechając do własnego, rozmytego odbicia, które to w rewanżu uśmiechało się do niego. Och, uwielbiał ten stan - był bardzo przytomny, bardzo obecny, a jednocześnie oddzielony od rzeczywistości (z całym jej potencjałem do zranienia nas do żywego) cieniutką, acz nieprzepuszczalną, obronną membraną. Odporny na krzywdy, z niewidzialnymi różowymi okularami nasadzonymi na zgrabną, wąską linię ładnie wyciętego, prostego nosa.
Odwołali mu popołudniowy wykład i teraz zabijał czas dzielący go od ostatnich zajęć, ćwiczeń w małej sali a pierwszym piętrze południowego skrzydła, snując się po korytarzach. Zdążył przeczytać rozdział tego cholernego Tołstoja, którego męczył już od dwóch tygodni, wypić karton soku pomarańczowego kupiony w automacie, zapleść i rozpleść sobie warkoczyk z przydługiego kosmyka wpadającego mu notorycznie do lewego oka i w końcu znaleźć przystań przy balustradzie schodów, niedaleko od wielkiej, przeszklonej przestrzeni okna.
Na całym poziomie tylko on i kilkoro innych studentów, w ciszy odliczających minuty dzielące ich od kolejnych zajęć. Nie znał żadnego z nich, nie poszukiwał też jakoś szczególnie towarzystwa...
A jednak w jasnowłosej dziewczynie, która łypała na niego z ukosa myśląc chyba, że tego nie dostrzega, zauważył jakiś bliżej nieokreślony potencjał do stania się jego nowym kompanem. Nawet jeśli tylko na te dwadzieścia minut.
- Hej - rzucił, stanąwszy nad nią, gdy już udało mu się zebrać z miejsca, przeciągnąć i przejść te kilka lub kilkanaście dzielących ich metrów - Sorry, jeśli zabrzmię jak szaleniec...Ale bawisz się czasem w obstawianie, która wygra? Mam na myśli krople - wycelował chudy palec w tor wyścigowy malujący się przed dziewczyną na mokrej szybkie - Bo ja to robię cały czas. Cały czas, serio. Nawet nadaję im imiona.
Ostatnio zmieniony 2020-11-04, 14:53 przez Othello Kingsley, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby Pandora usłyszała, że tamtego dnia ktoś o tak zniewalającej urodzie nie czuł się swoim najlepszym wydaniem, prawdopodobnie strasznie by posmutniała. Z jakiegoś powodu wydawało jej się, że wystarczającym sposobem na poprawienie humoru dla pięknych ludzi było jedno spojrzenie w lustro, ale najwyraźniej to tak nie działało. Dziwne.
Nie spodziewała się, że ktokolwiek do niej zagada, a już na pewno nie on. Kiedy podszedł bliżej, Baker stwierdziła w myślach, że prawdopodobnie chciał tylko skorzystać z postawionego niedaleko kosza i wyrzucić do niego jakiś papierek po gumie, a jednak on przystanął na dwa kroki od niej i… przemówił.
A głos miał jeszcze piękniejszy niż brodę, naprawdę.
- Och – aż zaniemówiła na chwilę, gdy zdała sobie sprawę z tego, że była jedyną osobą w zasięgu jego wzroku, i że musiał zwracać się do niej. Zamrugała, patrząc na niego w skupieniu (w razie gdyby jeszcze chciał się rozmyślić), ale on nie odszedł. Wręcz przeciwnie – rozkręcił się z mówieniem, celując palcem w szybę znajdującą się tuż przed nią – złożoną na podłodze kupką nieszczęścia, podziwiającą w myślach urodę tegoż chłopca. Który właśnie do niej mówił. – Hej… – odpowiedziała trochę niepewnie, myśląc nad tym, jak mogłaby zrobić na nim dobre wrażenie. Ostatni chłopak, który jej się spodobał, co prawda zaprosił ją do siebie na picie wódki, ale nigdy nie otworzył przed nią drzwi swojego mieszkania, czego Pandora na początku nie zrozumiała. Dopiero po jakimś czasie River wytłumaczył jej, że chłopak najwyraźniej był, cytując, dupkiem, i że tak naprawdę nie był nią zainteresowany. Na tę wiadomość zrobiło się jej tak smutno, że przez jakiś czas rozważała nawet powrót do Bostonu, ale po paru dniach stwierdziła, że to by było okropnie głupie – żeby rezygnować z wymiany studenckiej przez jakiegoś chłopaka, którego widziała tylko raz w życiu. Tak czy siak, teraz nie chciała popełnić podobnego błędu, więc postanowiła bardziej zważać na słowa. I przede wszystkim nie mówić nic o symetrycznych czołach oraz słoniowych uszach.
Uśmiechnęła się lekko, słysząc jego pytanie. Brzmiał jak normalny, wesoły chłopak – taki, który raczej nie zaproponowałby jej na pierwszej randce picia wódki, więc postanowiła nieco się otworzyć. Raczej nie mogło z tego wyjść nic strasznego.
Wcale nie brzmisz jak szaleniec. – Pokręciła głową, a otaczająca ją aureola jasnych, skręconych włosów zafalowała rytmicznie. – Chyba wiele ludzi się bawi w te wyścigi kropel. – Tak przynajmniej słyszała. – Ja też przez chwilę to robiłam, ale moja ciągle przegrywała i trochę mnie to zdenerwowało, więc przestałam. – Wzruszyła ramionami. Może dla niego to nie było nic wielkiego, ale ona odbierała to bardzo personalnie. – Cały czas? Teraz też? – zapytała, nie wiedząc, jak odczytywać jego słowa. Neurotypowi ludzie bywali w swoich słowach niedokładni. – Och, naprawdę? – Pomysł nadawania kropel imion wydał jej się niesamowicie ciekawy. Dlaczego sama nigdy na to nie wpadła? – Na przykład jakie? – Przekrzywiła głowę, zainteresowana. Zaraz do jej głowy wpadł świetny pomysł. – Chcesz poobstawiać razem? Może jak nadam swojej kropli jakieś imię to będę ją traktować bardziej jak człowieka i nie będę aż tak się denerwować, jeśli nie wygra, bo ludzie przecież popełniają błędy. – Podsunął jej technikę, którą musiała wypróbować, więc, w ramach uhonorowania jego udziału w tym przedsięwzięciu, postanowiła zaproponować mu, aby jej towarzyszył. We dwójkę raźniej.
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Ta interpretacja, ta pełna empatii myśl, że ludziom, którzy popełniają błędy, należy się wyrozumiałość, a nawet wybaczenie (pewnie dlatego, że sam popełniał je w ilościach hurtowych....) spodobała mu się na tyle, że aż postanowił przysiąść się do dziewczyny i pewnie zaraz zaproponowałby jej to sam, gdyby nie wypowiedziane przez nią teraz zaproszenie do wspólnej zabawy.
Skrzyżował nogi w kostkach, a potem opadł na wolny skrawek podłogi, podwijając lekko kolana w swoim skrzyżnym siadzie. W tej pozycji nie czuł zazwyczaj towarzyszącego mu bólu - bólu mającego być przy nim już zawsze, a związanego z obrażeniami odniesionymi w wypadku, o którym Pandora oczywiście, na całe szczęście, nie miała prawa wiedzieć. Uśmiechnął się, spoglądając na dziewczynę z ukosa - jej twarz też mu się zresztą spodobała. I włosy: burza drobnych, niesfornych świderków, podobna do tych, które, choć ciemniejsze i grubsze, jego młodsza siostra, potwornie narzekając, codziennie rano zaplatała w dwa warkocze.
- No nie wiem... - zastanowił się, zbliżając twarz do płaszczyzny szyby i mrużąc lekko oczy - Na przykład... Penelopa... - rzucił - Albo Lydia. Albo... Hans! - deszcz przybrał na sile, i teraz krople śmigały po tafli okna w jeszcze większym tempie, jakby na wyścigi, która pierwsza dopadnie nowego imienia - Ta mi na przykład wygląda na totalnego Hansa! - wskazał dużą kroplę sunącą ze szczytu szyby - A ta... na Lizzie! - teraz wymierzył palec w malutką kropelkę wymijającą inne zygzakami, sprawnie łączącą się z innymi strużkami wody tylko po to, by zaraz na powrót od nich odbić i pognać własnym torem - Bo jest taka drobna i przebojowa. Czy "Lizzie" nie brzmi wprost jak definicja tych słów?
Jakiś chłopak siedzący nieopodal zmarszczył brwi, chyba ostatkiem sił powstrzymując się przed popukaniem się w czoło, ale Othello nic sobie z tego nie robił. Był dziwny od dziecka, z tą tylko różnicą, że przed wypadkiem się tej swojej dziwności wstydził, wypierał. Ukrywał ją za cenę szkolnej popularności, za zaproszenia na syto zakrapiane kradzionym rodzicom ginem imprezy, lajki pod najnowszym postem na instagramie, za westchnienia pierwszoroczniaczek spoglądających nań spomiędzy bibliotecznych półek i znad stołówkowych tac z dzienną porcją warzyw i wapnia. Gdy jednak stało się to, co się stało, Othello wpadł w najciemniejszy z możliwych dołków, ten, który jego dziwność akceptował i wspierał stracił życie, a wszyscy, którzy trwali naokoło niego z niewłaściwych pobudek, stracili nim zainteresowanie, okazało się...
...że, no cóż, chyba nie ma nic do stracenia, i równie dobrze może być tak dziwny, jak tylko sobie chce.
- A chcesz przy okazji nadać imię mnie? - zapytał znienacka, uśmiechając się do dziewczyny jak gdyby nigdy nic - To stare już jakoś mi się znudziło.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wodziła wzrokiem za jego palcem, patrząc na coraz to nowe krople i próbując stwierdzić, czy dane imię do nich pasowało, czy też nie. A ponieważ nie była specjalnie wymagająca, prawie wszystkie propozycje Kingsleya komentowała uśmiechem i skinięciami głowy, wyglądając przy tym trochę zabawnie.
- Lizzie – powtórzyła, przypatrując się kropli, która gnała przed siebie jak szalona, wyprzedzając wszystkie inne. – Miałam w liceum koleżankę o imieniu Lizzie – powiedziała nagle, jakby to faktycznie mogło jej nowego znajomego zainteresować. – Nie lubiła mnie, ale była bardzo niska i chudziutka, i wszyscy ją uwielbiali – powiedziała bez większego żalu. – I nawet biegała w zawodach, i była prawie tak szybka, jak ta kropla. – Baker wychodziła z założenia, że figle, jakie potrafił płatać los, były niesamowite. – Ale nie znam żadnego Hansa – przyznała po chwili z nadzieją, że Othello jakoś przekona ją do tego imienia. – Ty znasz? – Na moment przestała myśleć o deszczowych wyścigach i skupiła się na swoim nowym znajomym, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, iż została obdarowana łaską patrzenia na jego piękną twarz z tak bliskiej odległości. Och, w takich momentach życie wydawało jej się nadzwyczajnie piękne. Jak z jakiegoś filmu, w jakim grali sami aktorzy o zapierającej dech w piersiach urodzie – aktorzy, którzy pięknie płakali, wydobywając z siebie jedynie kilka estetycznych łez zamiast mazać się i smarkać, jak to robiła Panda, i którzy witali się ze sobą nie za pomocą ”cześć”, lecz poprzez wypowiadanie imion swoich przyjaciół niskimi, sugestywnymi głosami, jakich Baker mogła im tylko zazdrościć. – Dobrze, wybierzmy sobie jakieś krople z góry, co ty na to? Wtedy wyścig potrwa dłużej – to powiedziawszy, zadarła brodę i zmrużyła oczy w celu wypatrzenia jakiejś świetnie zapowiadającej się kropli, której mogłaby nadać imię. Jeśli tak czuli się ludzie, którzy spodziewali się dziecka, to Pandora już chciała zajść w ciążę!
Ona też była dziwna od dziecka, chociaż prawdopodobnie z zupełnie innych powodów, niż Othello. Mimo to, wydawali się uzupełniać się nawzajem w tej swojej dziwności, więc zamiast pytać go o powody tego, jaki był (jak to zwykli robić neurotypowi ludzie), uśmiechała się do niego, z marszu uwielbiając go za to, jaki był. Za to, że nadawał imiona kroplom, i że siedział teraz tutaj, obok niej, mimo iż wcale nie musiał.
Spojrzała na niego z zainteresowaniem, słysząc jego pytanie. Jak mógł mieć na imię? Przekrzywiła głowę, przyglądając mu się z uwagą i próbując wymyślić jakieś pięknie brzmiące imię, pasujące go jego kształtnej brody i ciemnych, opadających na oczy włosów.
- Wyglądasz jak Finn – stwierdziła w końcu, przekonana co do swojej racji. – Podoba ci się to imię? Bo jeśli nie, mogę wymyślić coś innego – zaproponowała z nadzieją, że nie obrazi swojego nowego znajomego taką propozycją. – Albo zwracać się do ciebie po twoim starym imieniu. – To też nie był najgłupszy pomysł. – A jak ty nazwałbyś mnie? – odbiła piłeczkę, spoglądając na niego z zainteresowaniem. To było fajniejsze niż mogłaby się spodziewać! Rozważała nawet pozbycie się ze swojej pamięci wszystkich imion osób, które już znała, w celu nadania im nowych, ale to niestety było dość trudne. Szkoda.
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

- Dobra - zgodził się od razu, jako, że pomysł poddany przez dziewczynę był przecież najlepszym z możliwych. Idea, żeby obstawiać krople od połowy szyby, przychodziła do głowy tylko żółtodziobom - nie zaś ekspertom, znawcom deszczu, wiedzącym, że zawsze należy wypatrywać kropel dopiero rozpoczynających swoją straceńczą trasę, a w dodatku najlepiej takich średniej wielkości, względnie symetrycznych, niepozornych, ale z potencjałem...
Jego profesjonalizm w zakresie tego deszczowego hazardu wywodził się z bardzo prostej przyczyny: dwa lata temu spędził przeszło dwa miesiące urządzając sobie takie zawody w samotności, za tor wyścigowy mając nic innego, jak szybę szpitalną, siekaną najpierw wczesno-, a potem późnowiosennymi opadami prawie każdej nocy. Na jakimś etapie - jego lekarz prowadzący zaczął podejrzewać wtedy psychozę,, ale z nikim się tą myślą nie podzielił, bo domniemana psychopatologia minęła wówczas, gdy Othello pozwolono wyjść wreszcie z oddziału... - zaczął nawet robić ze swoich spostrzeżeń notatki.
Kto by przypuszczał, że kiedykolwiek mu się ta wiedza przyda? Gdyby mógł, przybiłby sam sobie teraz głośną, spektakularną piątkę (to ten prozac wzięty na czczo, z całą pewnością, tak go wypełniał entuzjazmem, no bo cóż by innego?).
- Ta będzie moja! - wybrał odpowiednią zawodniczkę - I nazwę ją... Monica-Grace! - ochrzcił wodną łzę pierwszą lepszą konfiguracją imion, jaka przyszła mu do głowy. Zagryzł dolną wargę, szykując się do śledzenia trajektorii kropli.
- Hm? - pytanie Pandory trochę go wybiło z niedawnej koncentracji - A, nie! Nie znam żadnego. Ale brzmi poważnie, nie? Hans. Hans, Syn Burzowej Chmury.
Monica-Grace zatrzymała się na jakiejś nierówności i chwilowo utknęła w jednej trzeciej trasy - Othello mógł więc bez większych zmartwień powrócić spojrzeniem do towarzyszki. Tym bardziej, że czuł na sobie jej wzrok i jakoś tak... głupio było go nie odwzajemniać.
Uśmiechnął się.
- Finn... - ciemne brwi chłopaka zbiegły się nad nasadą nosa gdy obrócił swoje nowe imię w ustach z czułością i namaszczeniem. Finn. Spodobało mu się od razu, napełniło go bliżej nieokreślonym ciepłem. I... co to było, to dziwne, kanciaste uczucie? Czyżby nadzieja?
Bo może... gdyby naprawdę był jakimś Finnem... to nie czułby całego tego bólu, który towarzyszył mu niczym brunatny cień? Może.
- Nie, nie! - pokręcił szybko głową na znak, że towarzyszka nie musi szukać dalej - Finn! Idealne! Pasuje jak ulał! - poruszył lekko ramionami tak, jakby zamiast imienia nałożył na siebie nowy sweter. - A ty w takim razie musisz być... - przez chwilę badał wzrokiem wypukłości kości jarzmowych dziewczyny, zawieszał go w kącikach jej oczu, w końcu omiótł swoją ulubioną część jej twarzy - maleńką nierówność w centralnym punkcie warg, tam, gdzie jakby nie mogły się zbiec - ...musisz, po prostu musisz być Kasjopeą.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Znów uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając swoje długie jedynki. Nie trzeba było jej dużo, aby ją uszczęśliwić – wystarczyła tylko akceptacja i wspólne oglądanie mknących po szybie kropel. Ludzie zazwyczaj mówili jej, że to niedobrze, i że w ten sposób jej potencjalni przyjaciele mało od siebie dawali, ale jej to nie przeszkadzało. Bo przecież najważniejsze to być z kimś w tym konkretnym momencie i dołożyć wszelkich starań do tego, aby dobrze go spędzić, prawda? A Othello, cóż, zapowiadał się na chłopaka, o którym Pandora szybko nie zapomni. I to nie tylko z powodu jego ładnej brody, lecz przez wzgląd na całokształt – na to, że usiadł obok niej, rozmawiał z nią normalnie i pytał ją o pomysły na jego imię. Cudownie! Takie kolorowe osobistości poznała tylko na terapii grupowej dla autystyków, ale niekoniecznie się wśród nich odnalazła. Nie interesowali ją chłopcy, którzy mówili tylko o pociągach czy tacy, którzy entuzjazmowali się liczeniem pestek w arbuzach.
Jak tylko pomyślała o tych swoich specyficznych znajomych z Bostonu, do jej głowy wpadła pewna rozjaśniająca myśl.
- Masz autyzm? – zapytała prosto z mostu, bo kurczę, wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że tak! Panda jednak w ogóle nie pomyślała, że Othello mógłby uznać takie pytanie za nietaktowne albo przykre, ponieważ żaden austystyk w sumie nie wstydził się swojego autyzmu. To było jak dodatkowa ręka – innym mogło wydawać się dziwne, ale dla nich było niesamowicie użyteczne.
- Dobrze – zgodziła się i pokiwała głową, zadzierając głowę do góry. – A to będzie moja! – zdecydowała, pokazując palcem na kroplę oddaloną o parę centymetrów w poziomie od Moniki-Grace. – I nazwę ją… go! Bo to chłopak. I nazywa się Chad! Bo jest czadowy i mam nadzieję, że wygra – musiała uświadomić go w etymologii tego kilkusekundowego imienia. Chwilę potem już obserwowała ze skupieniem, jak Chad mknie w dół, prześcigając jakieś inne, bezimienne kropelki.
Hans, Syn Burzowej Chmury. Kiedy to wypowiedział, Pandora nawet zaczęła żałować, że nie nazywała się Hans. Ach, jak wspaniale byłoby być córką burzowej chmury…
Zerknęła na Othello aka Finna, gdy ten powrócił do niej spojrzeniem, tym samym niechcący gubiąc Chada. Cieszyła się, że spodobało mu się wybrane przez nią imię. Finn pasowało do jego ciemnych włosów i głębokich oczów jak ulał. Raz, w podstawówce, zakochała się w Finnie Masonie.
Ale to było dawno. Teraz miała nowego Finna.
- Kasjopeą – powtórzyła z westchnieniem, jakby właśnie zdradzono jej jakąś piękną tajemnicę wszechświata. Och, jakże by chciała urodzić się Kasjopeą! Wyobrażała sobie, że gdyby nosiła takie imię, byłaby o wiele piękniejsza i ludzie nawet nie dziwiliby się jej inności, bo jej uroda rekompensowałaby im wszystko. – Jak to imię pięknie brzmi – zachwyciła się szeptem, a potem przypomniała sobie o ich wyścigu kropel i szybko spojrzała na okno. – Psia kość! Zgubiłam Chada – Po czym od razu przeniosła wzrok na Othello z miną mówiącą "no i co teraz?", jakby oczekiwała od niego jakichś wskazówek. Jakby to on był tym mądrzejszym.
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Mknął właśnie wzrokiem w ślad za Monicą-Grace, nabierającą wreszcie trochę tempa i śmiałości w swoim rejsie wzdłuż zewnętrznej strony okna, gdy Pandora cisnęła weń pytaniem tak niewinnym, jak i rozbrajającym zarazem.
I faktycznie, sam Othello znał niejednego, który pewnie zaperzyłby się w odpowiedzi na nie, obruszył, uznał je za pozbawione odpowiedniej dozy kurtuazji...
Ale nie on, nie on.
Zamiast więc na nią fukać albo obrazić się i wycofać z konwersacji, uznał pytanie jasnowłosej za intrygujące.
Autyzm? Ciekawe, kurczę!
Gdyby miał jej powiedzieć, co miał - w zgodności z klasyfikacjami zawartymi w mądrych podręcznikach diagnostycznych, cyferkami i literkami obsiewającymi cienkie, szeleszczące stroniczki DSM-V i ICD11, biblii wszystkich medyków i diagnostów - nie skończyłoby się na jednym zdaniu, ani też pewnie na pięciu.
Miał bowiem, jeśliby przewertować jego kartę pacjenta, na przykład rozpoznane podejrzenie zaburzenia osobowości borderline, ale i narcystycznej, i histrionicznej, bo, jak lekarze powiedzieli jego rodzicom, często trudno je wszystkie od siebie odróżnić, zwłaszcza u pacjentów tak młodych jak on (wykluczyli tylko osobowość antyspołeczną, Othello bowiem troszczył się o siostry, kochał w Runie Kaalen i w życiu by mu do głowy nie przyszło, żeby mordować zwierzęta, nawet w dzieciństwie). Miał też wstępną diagnozę choroby dwubiegunowej, albo przynajmniej jej łagodniejszej odmiany - z hipomanią zamiast manii, co oznaczało mniej więcej tyle, że gdy czuł się lepiej to zazwyczaj nie sypiał, prawie nie jadał i co i rusz wpadał na nowe Genialne Pomysły, ale przynajmniej nie wyprzedawał majątku i, mimo wszystko, nie zakładał, że może prowadzić samochód z prędkością dwustu dwudziestu na godzinę (trzymał się też z dala od kasyn, na co jego matka reagowała głębokim westchnieniem szczerej ulgi). Finalnie, miał też w końcu depresję, i to chyba wszystkie jej możliwe odmiany jakie jego prowadzący psychiatra kiedykolwiek poznał, to znaczy egzogenną, endogenną, reaktywną i, wreszcie sezonową. A oprócz tego, podobno, i zespół stresu pourazowego. I zaburzenia lękowe. I jakieś obsesje, kompulsje (to by wyjaśniało, dlaczego nawet gdy ćpał, wszystkie tabletki musiał być odpowiednio ułożone: wielkością, kolorem, kształtem, nie zaś rzucone na środek dłoni w radosnym nieładzie).
Ale autyzm? Na to jeszcze nie wpadł!
- Chyba nie! - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic. - A ty?
Jeśli brunet miał jedną dobrą cechę, zwłaszcza teraz - bo nie mówimy o czasach, w których chodził do liceum i był takim samym wrednym bubkiem jak wielu... - to taką, że nieszczególnie dbał, co otoczenie pomyśli tak o nim samym, jak i jego znajomych. A więc też nie podchodził do wszystkich ich rozpoznań jakoś szczególnie sensacyjnie - przywykł już, że z większością ludzi, którymi się otaczał, było coś, w społecznym ujęciu, "nie tak".
Zresztą, czemu tu się dziwić jakby tak spojrzeć na Othella - w końcu, jak to mówią, ciągnie swój do swego...
Roześmiał się szczerze, gdy Pandora przybliżyła mu rozumowanie stojące za wyborem imienia jej kropli. Pokręcił lekko głową - Chad...czadowe...
No tak. W pewnym sensie - złapał się na tej myśli, popatrując na dziewczynę ponad swoim ramieniem - przypominała mu jego środkową siostrę. Clementine, bo o niej mowa, zawsze miała swój świat. Świat, w którym skojarzenia rządziły się własnymi prawami - czasem kompletnie niezrozumiałymi dla otoczenia.
- Och, cholera! - wyraził współczucie, gdy Baker zapodziała gdzieś swojego zawodnika. W poczuciu misji podniósł się nieco, zawinął nogi pod tyłek i przybliżył do szyby w skupieniu - Dobra, chodź, poszukamy go razem... - zaproponował takim tonem, jakim zwracał się do rodzeństwa gdy tamto gubiło na przykład ulubioną bransoletkę w śniegu albo nie mogło znaleźć żółwia-uciekiniera w wysokich źdźbłach trawy za domem - A jak nie znajdziemy Chada, to może jego bliźniaka?
Krople śmigały przed nimi, a Othello wodził za nimi wzrokiem, zahipnotyzowany nieprzewidywalnością wodnych zygzaków. Jednocześnie - kurwa, znał to uczucie aż za dobrze, niestety... - zaczęło docierać doń łagodne, niepokojące mrowienie budzące się gdzieś poniżej przepony ale powyżej żołądka. Głód. I bynajmniej nie taki na jedzenie.
Będzie musiał... Będzie musiał coś wrzucić przed wykładem. A może zapalić? A może... Może jedno i drugie?
- Swoją drogą, Kasjopeo, o której masz następne zajęcia?

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sama Pandora nie uznałaby swojego pytania za niegrzeczne, ewentualnie odrobinę zbyt śmiałe. Pewnie gdyby byli tutaj jej rodzice, od razu spojrzeliby na nią groźnie i później, już w domu, upomnieliby ją, że nie powinna zadawać innym ludziom podobnych pytań. Zupełnie jakby autyzm był czymś, czego należało się wstydzić, co przecież nie było prawdą. Sama Panda nigdy nie miała z jego powodów żadnych kłopotów, wręcz przeciwnie – nieszablonowe myślenie nierzadko pozwalało jej spojrzeć na jakąś sytuację z zupełnie innej perspektywy – takiej, która nawet nie śniłaby się nikomu neurotypowemu. A ponieważ jej nowy kolega wydał jej się równie unikatowy, chciała się upewnić, czy to właśnie przez autyzm, czy jakieś inne nietypowe czynniki. W całym swoim życiu poznała też bardzo pomysłową osobę z ADHD, ale tego raczej u niego nie podejrzewała – nie dałby rady aż tyle usiedzieć na miejscu, chyba że akurat był na jakichś lekach. Co, swoją drogą, byłoby bardzo smutne. Kiedyś, kiedy była mała, próbowali szprychować ją lekami, uznając, że to nieco ją uspokoi i choć wiele z tamtego okresu nie pamiętała, wiedziała, iż nie była wtedy sobą.
Ciekawe, czy Finn, wpatrujący się z nią w krople i rozmawiający o najbardziej błahych rzeczach pod słońcem, czuł się sobą, czy nie.
- Och – wymamrotała tylko, słysząc jego negatywną odpowiedź. To całkowicie zbiło ją z tropu – teraz nie była już taka pewna wszystkich swoich dziwacznych teorii. Ale to nic. – Tak, ja mam. I właśnie pomyślałam, że jesteś do mnie trochę podobny, to znaczy że robisz różne rzeczy, których normalni ludzie nie zrobiliby na uniwersytecie. Dlatego zapytałam – wytłumaczyła się, posyłając mu lekki, radosny uśmiech, który chyba miał na celu powiedzieć ”jesteś inny niż ja, ale i tak cię lubię”. Raz czy dwa zdarzyło jej się usłyszeć coś podobnego z ust typowo normalnych osób. To było całkiem śmieszne.
Popatrzyła na niego z wdzięcznością, gdy zaproponował jej wspólne poszukiwania Chada. Przez moment faktycznie błądziła wzrokiem po szybie, próbując dostrzec znajomą kroplę, ale szybko zdała sobie sprawę z tego, że to na nic. Wszystkie wyglądały niemalże tak samo.
- Zastanawiam się czy my też wyglądamy dla nich identycznie – zagadnęła cicho. – Wiesz, jak biali ludzie, którzy twierdzą, że wszyscy Azjaci wyglądają identycznie i potem dziwią się, że oni myślą o nich tak samo. – Swoją drogą, ciekawe też, czy słonie afrykańskie wiedziały, że słonie azjatyckie były od nich trochę inne? – Ani śladu Chada – stwierdziła, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co działo się teraz w umyśle jej nowego kolei. – To nic. – Wzruszyła ramionami. I nawet nie była zdenerwowana. Najwyraźniej nadanie kropli osobliwego imienia zadziałało! – Możemy uznać, że Monika-Grace wygrała. – Nie zamierzała się o to obrażać, chociaż w innych okolicznościach niewykluczone, że tak by się właśnie stało. – Mam… – przerwała, żeby pogrzebać w swojej torbie i wyciągnąć z niej kolorową kartkę z planem zajęć. Trudno było jej się go nauczyć na pamięć. – Historię Afryki za piętnaście minut – powiedziała, nie rozumiejąc, dlaczego Finn ją o to pytał. – A ty? Co właściwie studiujesz? – zapytała, już całkowicie zapominając o tragicznych poszukiwaniach Chada, które spełzły na niczym. Znów zahipnotyzowała ją ta trójkątna broda.
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

- Oj, żebyś wiedziała – w reakcji na słowa dziewczyny natychmiast pomyślał o wszystkich rzeczach, które na uniwersytecie robili tak zwani normalni ludzie. O tym jak to nie wciągali kresek z twardej, połyskliwej obwoluty podręcznika do "Planet małych i większych" na finiszu co drugiej przerwy na lunch, bo już nie mogli wytrzymać. O tym, że nie prowadzili handlu - czasem wymiennego na zasadzie tabletki za esej, tabletki za odpowiedzi na egzamin, tabletki za inne tabletki, a czasem tradycyjnego, towar za gotówkę - w ciszy bibliotecznych regałów. O tym, że nie zdarzało im się na przykład nie zapamiętać całego dnia na uczelni, bo byli akurat naćpani rohypnolem, który się nie strawił w porę po poprzedniej nocy albo wręcz przeciwnie, nie byli w stanie zapamiętać treści całego pięćdziesięciostronicowego rozdziału o budowie wirników w statkach kosmicznych po jednokrotnym przeczytaniu dlatego, że zapamiętywał to za nich adderall.
Och, gdyby tylko wiedziała...
Żaden z tych przykładów nie brzmiał jednak jak temat odpowiedni do poruszania z nową koleżanką; Othello zorientował się teraz, z pewną konsternacją zresztą, że dziewczyna budziła w nim odruchy... Opiekuńcze? Braterskie? Było coś takiego w jej postaci, że miał ochotę ją chronić. I tak, mimo to, że znali się ledwie piętnaście minut. I tak, mimo to, że być może w pierwszej kolejności powinien ją chronić przed samym sobą.
- Zaproponowałbym ci wagary, ale „Historia Afryki… Za piętnaście minut” – wypowiedział te słowa tak, jakby był przekonany, że druga część sentencji w istocie wchodzi w skład nazwy przedmiotu. Nie przyszło mu na myśl, że Pandora mogła tego sarkazmu nie wychwycić, co w sumie czyniło całą sytuację jeszcze zabawniejszą. - ...brzmi zbyt poważnie żebym się odważył w ogóle to sugerować. Ja? Astronomię. Studiuję Astronomię i podróże międzyplanetarne - wyjawił, co pewnie sporo wyjaśniało - na przykład w kontekście tego, jakie nadał Pandorze imię - I tak się składa, że mam teraz wykład z „Egzoplanet” w dwieście-dwójce. To ta duża aula, w które śmierdzi jak w starej krypcie. Kojarzysz? W północnym skrzydle – podrapał się w skroń, ruchem głowy wskazując nieodległy tunel korytarza prowadzący do wspomnianej części akademickiego budynku.
- No nic. Będę lecieć. Muszę jeszcze coś załatwić przed zajęciami - tak, siebie - Miło było cię poznać, Pandoro Baker – powiedział, z premedytacją używając jej prawdziwego imienia i nazwiska. Nie, bynajmniej nie był magiem albo jasnowidzem – chciałby, a jednak niedoczekanie! – po prostu w jakimś nagłym rzucie spostrzegawczości wyłapał dane zapisane kolorową czcionką w górnym rogu rozkładu zajęć, gdy Pandora sprawdzała swój dzienny plan. W reakcji na zaskoczenie dziewczyny wprawił swoje ciemne, ładnie wykrojone brwi w śmieszne falowanie i puścił do niej oko. – A to jest mój numer – dodał jeszcze, wyciągając rękę i oplatając szczupły, delikatny przegub dziewczyny swoją dłonią. Potem otworzył ustami seledynowy sharpie wyciągnięty wcześniej z otchłani plecaka, i, nie wypuszczając skuwki markera spomiędzy ściągniętych warg zapisał równy rządek cyfr na wewnętrznej stronie ręki blondynki. Przebiegł po swoim dziele spojrzeniem by się upewnić, że nie walnął w nim jakiegoś błędu, a potem pokiwał głową z zadowoleniem. Idealnie – Gdybyś w jakiś deszczowy dzień chciała się na mnie odegrać za swoją sromotną przegraną!

/zt

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdy usłyszała wzmiankę o wagarach, jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu, lecz już po chwili Othello skończył zdanie i Pandora utwierdziła się w fałszywym przekonaniu, iż jej nowy kolega dobrze rozumiał wagę zajęć uniwersyteckich. Pokiwała gorliwie głową, jakby w ten sposób chciała go upewnić, iż nie istniało nic ważniejszego niż historia Afryki. Za piętnaście minut.
- Och, nie, nie, tylko nie wagary. – Była zbyt odpowiedzialna, aby pozwolić sobie na coś podobnego. Gdyby udało mu się ją do tego przekonać, czułaby się swoją osobą głęboko rozczarowana. – Astronomię i podróże międzyplanetarne – powtórzyła, a jej źrenice rozszerzyły się delikatnie. Od razu wyobraziła sobie Othella, dryfującego po prądzie drogi mlecznej, otoczonego gwiazdami i planetami, których kolory przypominały te z obrazków, widniejących w podręcznikach dla szkoły podstawowej. Magiczne. – Brzmi niesamowicie. – Tak naprawdę, co nie brzmiało dla niej niesamowicie? Może zgorszyłaby się trochę, gdyby ktoś jej powiedział, że nienawidził słoni, albo że okradał staruszki, ale cała reszta rzeczy na świecie była niesamowita.
Była tak zaabsorbowana powtarzaniem sobie w głowie słów ”podróże międzyplanetarne”, że zupełnie nie przywiązała wagi do jego komentarza odnośnie sali o numerze dwieście dwa. Zresztą, nawet gdyby go słuchała, prawdopodobnie nie mogłaby mu przytaknąć. Nigdy nie była w żadnej krypcie i nie wiedziała, jaki zapach się w takowych miejscach roztaczał.
- Och. – Miała nadzieję, że zada mu kilka pytań odnośnie astronomii i tych podróży międzyplanetarnych, na których brzmienie aż dostawała ciarek, ale wyglądało na to, że Finn podjął już decyzję. – Szkoda – stwierdziła tylko, porzucając nadzieję na to, iż jej kolega zmieni zdanie. Pocieszała się w myślach tym, że był tak samo odpowiedzialny, jak i ona, co stanowiło coś dobrego.
Spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi, gdy użył jej prawdziwego imienia. Nie była nawet zdziwiona tym, że je znał – po prostu zasmucił ją fakt, iż tak nagle, z sekundy na sekundę, przestała być Kasjopeją i nagle wróciła do bycia zwykłą Pandorą, podczas gdy on wciąż był Finnem o wspaniałej brodzie, dryfującym po drodze mlecznej. Niesprawiedliwość losu.
- Skąd wiesz, jak się nazywam? – zapytała, ale chyba jej nie usłyszał, zbyt zajęty grzebaniem w plecaku. Przyglądała się mu z uwagą, a gdy w końcu wyjął stamtąd seledynowy marker i zbliżył go do jej ręki, zmarszczyła brwi. Dobrze, że uprzedził ją wcześniej, iż miał zamiar zapisać nim jej swój numer, bo gdyby się nie wytłumaczył, prawdopodobnie wpadłaby w lekką panikę.
Przez moment przyglądała się jasnoniebieskim, zapisanym na jasnej skórze cyfrom, starając się wychwycić w rzędzie liczb jakąś zależność, która ułatwiłaby jej ich obecność na jej ciele. Gdyby nie to, że wychwyciła w nim trzy trójki, być może jej skóra zaczęłaby piec, tak jakby Baker miała alergię na nielogiczne rzeczy.
Zdążyła tylko mu pomachać, zanim zniknął w głębi korytarza. Wciąż była trochę oszołomiona, ale patrzenie na niebieski numer w jakiś sposób ją relaksowało.
Zdecydowała, że cokolwiek znaczyła sromotna przegrana, brzmiała nawet dobrze.

/zt
<center> <img src="https://i.imgur.com/dZCnbul.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -80px; margin-top: -30px;" width="350px"; height="200px" /> <img src="https://s4.gifyu.com/images/ezgif-1-6fe541b281c0.gif" style="border-radius: 1px; position: relative; margin-top:30px;" width="310px" /> <br>
<div style="transform:rotate(15deg); -webkit-transform:rotate(5deg);
-moz-transform:rotate(15deg); -o-transform:rotate(15deg);
width: 400px; height: 20px; font-family: 'Courier New'; font-size: 9.5px; cursive; color:#685552; margin-top: -40px; margin-left: -20px;">the universe was made just to be seen by my eyes</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tym roku, jak z resztą w każdym, nie spisał pokaźnej listy noworocznych postanowień, która prowadziłaby go przez życie jak resztę naiwniaków. Wyruszył z tych dyrdymałów jakoś w ostatniej klasie liceum, wierząc, że odkąd ukochana postanowiła włożyć na palec ofiarowany przez niego pierścionek, to teraz w życiu będzie już tylko z górki. Co oczywiście okazało się bujdą na resorach, ale z perspektywy czasu Lanaghan nie mógł nawet mieć do siebie żalu o tak nieopisane pokłady naiwności. W każdym razie wraz z początkiem nowego roku w jego głowie narodził się pewien pomysł, z którego to zamierzał się wywiązać w najbliższej przyszłości. Pomysł ten dotyczył poprawy stosunków z Parkerem, z którym to od czasu do czasu nie miał szczególnie po drodze. Nie były to naturalnie scysje na miarę awantur z piekła rodem, ale nie da się ukryć, że mimo niepodważalnej sympatii, jaką Ackley darzył brata, to czasem po prostu nie potrafił złapać z nim wspólnego języka. Właśnie dlatego postanowił, że zrobi mu niespodziankę i wpadnie po pracy na uniwersytet, by wyciągnąć sztywniaka na wspólne piwo. Liczył, że przy dobrym trunku i sprzyjającej atmosferze pogadają jak za dawnych czasów i zaczną nowy rok bez większego kwasu.
O ile kampus zlokalizował bez problemu to znalezienie skrzydła, w którym to powinien przynajmniej w teorii przesiadywać jego brat, zajęło mu dobre pół godziny. Nie chciał zasypywać go smsami co by od wejścia nie prowokować koncertowej awantury. W końcu nikt nie chciałby wysłuchiwać natarczywych powiadomień podczas prowadzenia zajęć. Korytarze pełne studentów momentalnie sprawiły, że Ackleya z miejsca zalała fala wspomnień z dawnych lat, kiedy to sam zakuwał od sesji, do sesji licząc, że to papierek z uniwersytetu będzie tym, co pomoże mu wkroczyć w dorosłe życie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

5.

Biegła właśnie na zajęcia, robiąc sobie oczywiście jak zwykle pod górkę. Kawa, komputer i notatki w drugiej dłoni i jeszcze obcasy. Jakby tego było mało, jej pokręcony umysł postanowił pobiec na około, niedaleko sali i gabinetu, które okupował Parker Lanaghan. I może wychodziła w tym momencie w oczach nieświadomych na jakąś groupie czy zafascynowaną studentkę swoim starszym wykładowcą, jednak Dylan naprawdę lubiła z nim rozmawiać. Po ostatnim spotkaniu i wieczorze zapoznawczym z grupą innych studentów zajęcia skończyły się w mig i nadeszła przerwa świąteczno-noworoczna. Spotkać go więc mogła dopiero na uniwersytecie, nie chcąc za bardzo się narzucać. Na drodze stał jednak jeszcze jeden element, którego nie zauważyła, bo nagle wyszedł zza zakrętu i cóż, katastrofa murowana. Nie dla niej właściwie, ale dla Ackleya, który zderzył się z drobnym ciałem studentki prawa i nie tylko z nim. W odruchu ścisnęła mocniej kubek z kawą, ale to niestety spowodowało tylko tyle, że wieczko wystrzeliło, a połowa zawartości z ciepłym napojem wylądowała na brunecie. Nie na torsie, nie na butach, ale centralnie na wysokości jego bioder i krocza. Tak, to właśnie szczęście miała panna Pritchard.
- O jasna cholera! - Wydarła się praktycznie na cały korytarz, co zwróciło uwagę kilku studentów. - Ja strasznie przepraszam, ale hej... następnym razem to powinieneś uważać, a nie pojawiać się nagle znikąd. Nie wiesz, że tu jest bardzo napięte skrzydło i trzeba wręcz bawić się we Flasha, by znaleźć się na drugim końcu na czas? - Prychnęła, bo oczywiście, to była wina Ackleya, a nie jej, że tak na siebie wpadli i teraz biedny cierpiał. Dopiero po chwili spojrzała, że ten krzywi się z bólu niemiłosiernie, choć próbuje udawać, że wszystko gra. - Oh... ohhh... - zniżyła głowę i aż się cała zarumieniła ze wstydu - jaa... emm... chyba musisz ściągnąć spodnie. Jeśli Cię oparzyłam to może być poważny problem - wydukała z siebie, bo nie wiedziała kompletnie co ma w obecnej sytuacji zrobić.

*przepraszam wszystkie kochanki Ackleya za pozbawienie go zdolności do reprodukcji

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był typem markotnego smutasa i w zasadzie zawsze starał się wykazać pozytywnym nastawieniem do życia. O ile nie wierzył w coś tak abstrakcyjnego jak karma to musiał przyznać, że zarówno w pracy jak i poza nią, czuł się o niebo lepiej za każdym razem, gdy mógł zrobić coś dobrego dla innego człowieka. Czemu, więc nie miałoby to sprawdzić się w przypadku Parkera? Nie byli już smarkami, które wspólnie ganiały po podwórzu i zdawał sobie z tego sprawę. Każde z nich poszło, zupełnie inną drogą i pewnych rzeczy nie będą pewnie w stanie przeskoczyć, ale czemu by nie spróbować? Te pełne optymizmu przesłanie najpewniej powiedziałby mu na dzień dobry, gdyby udało mu się w końcu zlokalizować brata w gąszczu studentów. Skąd ich tu tyle? W każdym razie był już o krok od wybrania na liście kontaktów w telefonie numeru Parkera, gdy jego spodnie nieoczekiwanie zostały zaatakowane przez gorący napój. I na co mu to wszystko było?
-Kurwa mać.- krzyknął, bo kurcze grzeczności na bok, to boli okej? Zdecydowanie nie tak zamierzał spędzić to popołudnie. W pierwszym odruchu, a właściwie drugim po wyrzeczeniu wszystkich znajomych mu przekleństw, miał zamiar zwrócić się do niej z przeprosinami, ale jej słowa zadziałały na niego jak najprawdziwsza płachta na byka. - Że co, proszę? To ty na mnie wpadłaś! Zresztą, nie biega się z gorącym, bhp się kłania!- prychnął, krzywiąc, bo co ta młodzież teraz wyprawiała to szkoda gadać. Pewnie, gdyby napój był zimny, to nawet nie traciłby czasu na żadne karcące przemówienia na miarę starego pierdziela, a sam obróciły wszystko w żart, z którego później śmiały się do rozpuku, tak by brunetce nie było głupio. Z tym że teraz najchętniej wskoczyły do wanny z lodowatą wodą i zaszył się w niej na kilka dobrych minut. -Tutaj mam je ściągnąć?- zapytał zdezorientowany, a jego twarz wciąż wykrzywiał zbolały grymas. Raz jeszcze omiótł spojrzeniem zatłoczony korytarz, upewniając się tylko w tym, że nie chciałby po nim paradować w przemoczonych bokserach. Chociaż przemoczone w kroku spodnie też nie był zbyt dobrą alternatywą. -Uwierz mi, czuje, że nie jest zbyt dobrze, ale powiedzmy, że chwilowo nie mam możliwości pozbyć się zbędnych części garderoby. Zresztą szukam kogoś. Nie wiesz, gdzie znajdę profesora Lanaghana?- koro już tak sobie radośnie gawędzili, to może nie zaszkodziło zapytać? Szczęście mu co prawda nie dopisywało, ale może przynajmniej skojarzyłaby jego nazwisko z konkretnym skrzydłem lub salą. To już coś! Ze wspólnego wypadu na piwo i tak nici, ale mógłby przynajmniej dać mu znać, że mimo wszystko chęci to on miał dobre.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University of Washington”