WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
31
180

pielęgniarka

swedish hospital

elm hall

Post

Tak szczerze mówiąc, Phoenix Grace Farrell nie miała zielonego pojęcia o tym, jaki czas wyznaczało akurat słowiańskie koło żniw. Jedynym "kołem" jakie interesowało pielęgniarkę ostatnimi czasy, było koło fortuny - a szczególnie fakt, że to przynależące do niej i do Bastiana zdawało się toczyć pod górkę, a w dodatku w przeciwnym do zamierzonego kierunku. Nawet w myślach nie chciała używać takich określeń, jak "klepanie biedy" albo "mozolne wiązanie końca z końcem" - była zbyt świadoma wszelkich przywilejów, jakie mimo wszystko przypadały jej, i Everettowi, w udziale, więc takie udręczanie się zdawało jej się być aktem najwyższej niewdzięczności. Prawda była jednak taka, że faktycznie: musieli zrezygnować z Netflixa (choć Bastek w chwilach szczególnej desperacji włamywał się czasem na należące do Dwellera konto), dietę mieli raczej ubogą w zachcianki, podrzucane na próg koperty zawierające w sobie ten, czy inny rachunek, za każdym razem wywoływały w nich palpitacje serca, a o wyjeździe na wakacje inne, niż te pod gołym niebem w okolicach Mount Rainier, mogli sobie tylko pomarzyć.
Na jakieś następne pięć lat.

Może i ona powinna była się pomodlić. Praktyki tej ani nie poważała wprawdzie - w buntowniczej kontrze do przekonań i tradycji irlandzkich przodków, ani też nie oddawała się ani jej, ani żadnym jej namiastkom (no, może z wyjątkiem drobnych aktów wierzenia, że los da się jednak jakoś skontrolować, które nakazywały jej unikać przechodzenia pod drabinami, plucia za lewe ramię na widok czarnego kota pędzącego w poprzek przemierzanej przez nią ulicy, i okazjonalnego złapania się za guzik na widok kominiarza), ale gdyby ktoś jej obiecał, że odpowiedni rytuał zdejmie z ich barków ciężar niepowodzeń, to, jasny gwint, nie wahałaby się ani przez moment.
Zresztą, podziękować też by mogła. Za to na przykład, że słynna już pojedyncza kula, jaką niemal rok temu Bastian postanowił spontanicznie władować sobie w serce, i tylko (czego innego można było się o nim spodziewać?) za sprawą zająknięcia potknięcia jednak ominął obydwie komory i aortę, dała się dość polubownie wyciągnąć z jego płuca, nie doprowadzając do krwotoku. Albo za fakt, że tej samej nocy i Phoenix oszczędzono - utonięcia chociażby, choć Śmierć była blisko (rozsiadłszy się wygodnie na krawędzi zmurszałego pomostu w Portage Bay).

Na ten moment, piegowata brunetka nie miała jednak prawa wiedzieć, że okazja do modlitw błagalnych i dziękczynnych w zasadzie stoi przed nią - z nieśmiałym wyrazem twarzy, i wypchanym pszenicą plecakiem zahaczonym o barki. Widziała tylko jakiegoś gościa - na oko w jej wieku, może ciut starszego, w miejscu, w którym raczej nie powinna była spotkać nikogo oprócz siebie, i paru smętnawych, miejskich gołębi.
Phoe zmarszczyła zatem brwi, przyglądając się Bolesławowi z ostrożnością i w pewnej konsternacji:
- A czy te rzeczy są choćby względnie legalne? - Spytała, z zupełnie szczerym zamiarem dowiedzenia się, na ile jego obecność tutaj może zagrażać czyjemuś bezpieczeństwu - jego własnemu, jej, albo innych pracowników lub kuracjuszy szpitala - Bo jeśli tak, to zobaczymy, pewnie będę mogła przymknąć na to oko. Ale jeśli nie, to cię stąd zaraz wyp... Wyproszę, okay? Pracuję tutaj - w typowym jej poczuciu wiecznej odpowiedzialności za cały świat, i połowę kosmosu.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wszystko jest legalne, jeśli nie ma obok policji - bez zastanowienia zacytowałem Stanley'a Pinesa ze znanej kreskówki. Może nie zdawał się on postacią godną naśladowania. Tym bardziej wzorem cnót. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy - lubimy bohaterów, ale kochamy czarne charaktery. I nie ma tutaj niczego, czego należałoby się wstydzić. Zaś mówiąc te słowa moja twarz przywdziała żartobliwy uśmiech. Taki, który pojawia się przy dobrych znajomych albo tych słodkich wspomnieniach nietowarzyszących nam codziennie, a jedynie błąkających się w naszej podświadomości, aby zaatakować rozkoszną falą.
   Po czym postanowiłem wyzbyć się poczucia wyobcowania czy innych banałów i śmiało podszedłem do rzekomej pracownicy szpitala. Nie chciałem jej opowiadać o tym, jakże szanuję jej prace, podziwiam studia medyczne czy inne duperele. Nie lubię się tak nad kimś spuszczać. Uważam, że jeśli ktoś wykonuje poważną pracę to jest w niej najlepszy. Takie kwestie nie wymagały komentarza. One były oczywiste. Tudzież - cytując inną poznać z fenomenalnych dzieł popkultury - poczucie własnej wartości trzeba w sobie mieć, suczki.
   - Dobra, nie ma problemu, dziwna nieznajoma. - dodaję po czym otwieram swój plecak. Czy zrobiłem sobie coś z jej słów? Praktycznie nie, ale nie chciałem wzbudzać w niej poczucie odrzucenia czy sam nie wiem jak to określić. Czasem bywam nader protekcjonalny, co nie znaczy, że mam ludzi w dupie. Mam, ale z innego powodu. - Patrz - powiedziałem to niemal jako rozkaz, ale bardziej rzucałem słowa w eter. Rzuciłem plecak przed siebie. Nawet jeśli nie byłem słuchany - trudno. Przyzwyczaiłem się do gadania samemu ze sobą. Założyłem ręce na biodra, mruknąłem coś pod nosem i podrapałem się po brodzie. Myśli zginęła w mojej głowie, zapomniałem co miałem robić.
   - No właśnie, patrz - otworzyłem plecak, wyciągając zboże - wszytko legalne. Teraz albo możesz dołączyć, albo mi nie przeszkadzać.- Skwitowałem, spoglądając na kobietę podejrzliwie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”