WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

Po tym jak Ruby weszła do biura, od razu zajęła się górą spraw, które na nią czekały. Maile, papierzyska, poczta, która już została dostarczona przez dziewczynę, która pracowała teraz na stanowisku, na którym kilka lat temu blondynka zaczynała pracę. Oczywiście, że nad wszystkim panowała, była dobrą asystentką i nie tylko ze względu na figurę dostała tą fuchę kilka miesięcy temu.
Zajmowała się właśnie wyborem kwiatów, które miała wysłać w imieniu szefa do jakiejś partnerki biznesowej i wcale nie zastanawiała się nad tym, co dziwna wiadomość miała znaczyć. Zwłaszcza, że brzmiała trochę jak szyfr. Nie wtrącała się w to, bo to nie była jej sprawa. Ona miała tylko to załatwić i zapłacić odpowiednią kartą. Trochę zajęło jej to zbyt dużo czasu, bo ledwo spojrzała na zegarek i już wiedziała, że ma dość mało czasu, aby zdążyć odpowiednią ilość kaw z bufetu na dole budynku. W końcu jej zadaniem również było przygotowywanie spotkań zwoływanych przez Barnuma. Kliknęła "złóż zamówienie" i wstała od biura, poprawiając spódnicę i lecąc do bufetu.
Powiedziała co potrzebuje, ile kaw, jakiego rodzaju i w jakiej ilości i czekała na przygotowanie jej zamówienia. Spojrzała na zegarek, a czas nieubłagalnie leciał. Trzy po , wciąż znajdowała się w windzie z cała tacką kaw. Cóż, trudno. Uśmiechnęła się i pewnym krokiem weszła do gabinetu prezesa. Przywitała się grzecznie, nie chcąc jednak przeszkadzać w rozmowach, dlatego po prostu zaczęła rozdawać kawę. Duża czarna dla pana po lewej, latte dla pana po prawej i cappucino dla Barnuma... Gdyby tylko nie pomyliła kubków ... a tak to nikt z nich nie dostał tego, czego chciał, ale na razie nikt o tym nie wiedział, więc Ruby wycodała się do swojego biurka, bo robota na nią czekała, a ona i tak nigdy nie brała udziału w takich spotkaniach, bo i po co.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– …że zyski z reklam należy profilować, tak? To chyba nie jest jakaś specjalna tajemnica. Mam dalej wyjaśniać? Ze względu na target, na kontekst przekazu w sąsiedztwie czasu emisji reklamy, ze względu na psychospołeczne postrzeganie reklamodawcy, ze względu na nawiązania do kluczowych te… – Barnum zastygł na moment z palcem wskazującym (i liczącym) prawej ręki na „numerze cztery” czyli palcu serdecznym na dłoni lewej. Zastygł, bo wytrąciło go ze skupienia otwarcie drzwi. Zerknął tam – i w ślad za nim na wahadłowe drzwi do sali konferencyjnej skierowały się oczy producenta porannej ramówki, asystentki księgowego, kolesia od marketingu i asystenta rzecznika prasowego. Pozostali notowali, gdy wkroczyła do sali Ruby.
Ruby Newell, tak… Doug uniósł brew.
– …tematów. Rozumiem, że kawa jest ważniejsza w tej chwili, mimo że była zamówiona na cztery minuty temu, więc proszę – rozłożył ramiona gestem kapłana hojnie obdarzającego wyznawców manną, ale spojrzenie utkwił w Ruby, gdy podeszła do szczytu stołu i z wyraźnym, acz swobodnym staraniem stawiała kubek przed panem dyrektorem KING5 TV. Zgiął symetrycznie obie ręce w łokciach i oparł się na nich, podsuwając korpus do stołu tak, żeby mieć trochę bliżej do Ruby, gdy musiała się lekko pochylić.
– Trochę nie rozumiem – powiedział dość cicho – tylko ona w sumie mogła być pewna tych słów – zaś gdy się podniosła, dodał głośniej i oficjalniej: – I gdybyś mogła zadzwonić do tej całej… jak jej tam… Arcy Dawkins z tego całego „Ringu idei”, czy jak to tam… Hm? Zadzwoń i przesuń. Muszę wyskoczyć o trzeciej piętnaście, a z nią mam na trzecią czterdzieści… – zamyślił się, zatrzymując już gotową do odejścia z pustą tacą Ruby – …pół godzinki powiedzmy… Okej: przesuń mnie na czwartą pięć, maks dziesięć. Jak będzie kwękać to powiedz jej, że jej się opłaci to moje spóźnienie, i coś dorzuć, bo ona lubi takie: że… nie wiem: że czas nie czeka, ale i ja i ona należymy do osób, które potrafią go dogonić? No – coś tam wymyślisz. Ja tu kończę za dwadzieścia minut. – Na koniec uniósł rękę w geście „Skoro powiedziałem, to zakładam, że będzie zrobione, czyli dzięki, Ruby” – ale i tak spojrzał na nią jeszcze tym pierwszym spojrzeniem, nacechowanym tamtym „Nie rozumiem” i lekkim zmarszczeniem brwi.
– No dobra. Święta Kawa już przyjęta? Fajnie że wszyscy zapomnieli w tym czasie, o czym mówiłem. Yyyy… Chester? O czym mówiłem? – Doug smagnął pytaniem asystenta rzecznika prasowego, bo akurat tkwił na linii łączącej Douga z drzwiami, ku którym zmierzała Ruby. Co do której relacji z Douglasem G. Barnumem nikt sięnie domyślał. Przynajmniej tak dosłownie –bo że szef i asystentka nie powinni przecieżbyć sobie całkiem obcy, to chyba jasne w tej branży.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ruby doskonale wiedziała, że wejdzie w trakcie, kiedy będzie już po powitalnych rozmowach o dupie Maryni i będzie się toczyła normalna, zawodowa rozmowa, zapewne na naprawdę poważne tematy, o których, nie oszukujmy się, nie miała wielkiego pojęcia. Nie była taką typową, blond kretynką, ale temat telewizji i zarządzania nią był jej obcy. Nawet od czasów netflixów i wszelkich innych serwisów, to rzadko cokolwiek oglądała. Nie chciała im przeszkadzać, ale nie dostarczenie wcale kawy chyba byłoby jeszcze gorsze, więc jednak zdecydowała się wejść.
-Zdaję sobie sprawę ze spóźnienia, przepraszam-powiedziała. Nawet nie próbowała się tłumaczyć, tworzyć jakichkolwiek wymówek, bo nie oszukujmy się. Zagapiła się lekko i tyle. Po prostu postanowiła przyznać się do błędu, obiecywać poprawy nie zamierzała, ale wiedziała, że następnym razem będzie uważniej patrzeć na zegarek i tak dalej. Z resztą taka wpadka nie zdarzała się zbyt często. Co jak co, ale z kawą potrafiła sobie poradzić.
Szczerze mówiąc, to asystentka nawet nie była pewna, czego Doug nie rozumiał, ale to nie było miejsce i czas na zadawanie głupich pytań. One w tej pracy nie miały racji bytu. Co innego poza murami tego biura...
-Oczywiście, Arcy Dawkins na czwartą dziesięć, już się tym zajmuję-zapewniła. Cóż, czy zapamiętała dokładnie te słowa, było wątpliwe, ale na pewno sama stworzy jakąś taką ładną gadkę, że konieczność przeniesienia spotkania, czy spóźnienia nie zostanie odebrane jako coś złego, czy też wywyższanie się - w końcu tylko na ważne osoby się czeka, jak ktoś nic nie znaczy, to może być najwyżej tym czekającym.
Blondynka jeszcze spojrzała w stronę pomieszczenia, nieco przerażona, że pytanie padło w jej stronę - skoro ona przerwała, to pewnie jako winna powinna to naprawić... A niestety nie pamiętała. Dlatego też uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami, głośno wypuszczając powietrze, jak już znalazła się w okolicy swojego biurka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– … i badanie opinii z powiedzmy dwóch miesięcy. A – i Brian: w sprawie tego ostatniego wywiadu w „Good morning Seattle”… – cyknięcie, dwa metodyczne ruchy głową na boki – Nie.
Brian z kolei głową pokiwał w górę i w dół: „Jasne” – już powstając, podobnie jak inni po skończonej „szybkiej naradzie” – Douglas G Barnum lubił taką dynamikę pracy. Jest coś do omówienia – siadamy i gadamy. Znaczy – on gadał, a oni słuchali. Miał na głowie rzekę psycho-optyczno-wokalnych bodźców liczoną w dziesiątkach godzin tygodniowo i był w pełni świadom, że w jego dłoni spoczywa pędzel do kolorowania prawdy na określony odcień. Mógłby to robić sam – gdyby był stu czterdziestoma osobami, jakie mu podlegały bezpośrednio lub częściowo bezpośrednio, w tym jedną, którą„miał” jednocześnie też w zupełnie innym wymiarze.
Nacisnął jeden ze swych ulubionych przycisków na interkomie.
– Ruby?
To nie było pytanie. Prawda jest taka –między innymi – że Doug czerpał niezwykle wysublimowaną gatunkowo radość z igrania sobie niejasną sytuacją panny Newell, rozpiętej między Dougiem-szefem, a Dougiem-kochankiem, towarzyszem, współgraczem w osobliwej grze – i sponsorem.
– Chodź – zaprosił kobietę ruchem głowy, kiedy weszła i zamknęła za sobą drzwi, dopiero kiedy znalazła się w pobliżu biurka na wprost wejścia. Doug siedział przy nim, przekładając papiery, nad jednym zatrzymując się z ważącym słowa długopisem. – Nie rozumiem… –podjął Barnum, dopisując coś i odkładając kartkę, żeby mieć przed sobą pusty fragment blatu, na którym oparł splecione dłonie, podniósłszy wzrok na Ruby – …co ty w sumie masz na sobie. Hm? Szczerze: co sobie myślałaś, jak dzisiaj wybierałaś strój do pracy. Hm? –oparł się unosząc obie dłonie i niemal się uśmiechając – była to jedna z tych jego min –i kart w talii –którymi zagrywał relatywnie często, dorzucając do tego czasem spojrzenie typu „Słucham – ale pewnie zaraz ci przerwę”.– Pytam z ciekawości. Takiej… życzliwej ciekawości. A może w sumie nie tylko?– zastanowił się nagle – Może to ja powinienem się zastanowić nad swoimi oczekiwaniami? Szefa – mężczyzny – przyjaciela… – błądził myślami po udawanych wątpliwościach, słowami po celowych niejasności, a oczyma – całkiem jawnie – po figurze Ruby, jednocześnie odjeżdżając odrobinę na wyposażonym w kółka fotelu prezesa i powstając niespiesznie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Są rzeczy, czy zachowania a także przyzwyczajenia, które wypadało prezesowi, szefowi i innym osobom na wysokich stanowiskach, a nikomu innemu już nie. Do takiej roli trzeba się naprawdę nadawać i Ruby na przykład byłaby zdecydowanie kiepską szefową, nie potrafiłaby zarządzać kapitałem ludzkim, choć może nieco lepiej by sobie poradziła w sferze zawodowej, to jeszcze pozostaje tylko pytanie, czym miałaby się zajmować. Dougowi było z tym do twarzy, pasował do tej roli i ewidentnie się w niej sprawdzał - przynajmniej w oczach młodej kobiety, nieco zafascynowanej władzą Barnuma, jego stylem życia, byciem i tak dalej. Nie dało się ukryć, że Newell starała się dla swojego szefa z wielu różnych powodów, nie tylko w pełni profesjonalnych.
-Idę-odpowiedziała krótko, blokując ekran swojego komputera i z gracją wstając zza biurka. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać, przestała już zastanawiać się, bo wiedziała, że zadania, które spadały na nią bywały naprawdę przeróżne.
-Czego?-zapytała nieco skołowana, bo już drugi raz słyszała to stwierdzenie w krótkim czasie, a tego to akurat ona nie rozumiała, ani trochę. Czy o czymś zapomniała, nie przygotowała, jakiegoś dokumentu, nie umówiła jakiegoś ważnego spotkania?
Słysząc dalszą część tego pytania, wiele się wyjaśniło, ale dla pewności spojrzała w dół, jakby nie pamiętała, co tak naprawdę ma na sobie. -Może jest to nieco bardziej konserwatywne, niż pan by preferował, ale chyba nie jest tak źle, co?-powiedziała dość swobodnie.-Oczywiście wiem, że jesteśmy w tym momencie w biurze, a także że nie zawsze jesteśmy w biurze...-dokończyła z lekkim uśmiechem. Cóż, gdyby się mieli spotkać gdzieś w okolicznościach niesłużbowych, to na pewno by się ubrała nieco inaczej. -Rozumiem, jednak proszę zdawać sobie sprawę z tego, że są podwójne standardy. W biurze można nieco mniej, niż w innych miejscach-zauważyła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Doug powstał z jezdnego fotela i ruszył ku Ruby z tym pytająco-twierdzącym spojrzeniem, ale w łagodnej wersji – nie w tej, w której rozmówca musiał na samym wstępie ulec konfuzji niepewności, czy oczekuje się od niego bezrefleksyjnej odpowiedzi, czy inteligentnie samodzielnej konstatacji na dany temat. W tej łagodnej wersji spojrzenie Douga zdawało się mówić „Ruby, Ruby… czyż nie warto w życiu czasem grać w życie? I do tej gry używać kart, które sami sobie rysujemy? I ustalać drobnych zasad na bieżąco, lawirując wśród teoretycznie niewzruszonych zasad uniwersalnych?” –no, może ten komunikat był cokolwiek prostszy i dałoby się go wyrazić słowami „Nadchodzę; co ty na do?”
Ostatecznie więc – nadszedł i stanął krok przed nią, patrząc na nią troszkę z góry, ale bez ewidentnej przewagi. Nie uśmiechał się – w każdym razie nie ustami. Ale jeśli znała go już trochę, mogła zobaczyć odbicie uśmiechu w jego oczach.
– „Nie tak źle”, nie – zgodził się, unosząc dłoń powoli i ujmując z osobliwą, nieco badawczą delikatnością jej żuchwę i podbródek, i zaglądając w oczy. Lubił pozornie prostą, może nawet czasem niemal zbyt wyrazistą otwartość jej rysów. Tuby była kobietą zdolną do szybkich i głębokich przemian, tych, które – gdy są aktorkami – często określa się mianem wyrazistych, a jednocześnie plastycznych. W zależności od niuansu stroju, makijażu, ułożenia włosów, czy wręcz nastroju danego dnia Ruby Newell mogłaby zagrać zdystansowaną bibliotekarkę, ciepłą przyjaciółkę, surową wykładowczynię akademicką (cenną, fachową specjalistkę w swej dziedzinie), szefową korporacji, młodą ambitną panią detektyw, która stawia na nogi jakieś niechciane trudne zamiecione pod dywan śledztwo, angażując się w pracę koncepcyjną tak samo jak w pościgi w terenie; trenerkę fitness też mogła grać z powodzeniem, a nawet sekretarkę. Kto wie, jaką rolę mogła jeszcze zagrać, i o jakich myślał – jeśli myślał – Doug, patrząc na nią lekko nad nią pochylony dla zmniejszenia różnicy wzrostu, wciąż poddając jej swoją dłoń niczym wygodne oparcie dla głowy, i zaglądając jej w oczy. Lubił to robić – w jej oczach było mnóstwo psychologicznych barw, którymi on z kolei lubił wyobrażać sobie, że maluje wybierając tonację ich osobliwej znajomości, kształty i formy, które można było przyjąć, żeby zbadać tej znajomości jakiś kolejny niuans. Ruby Newell pozwalała mu tworzyć, a twórczość to najsubtelniejszy i najgłębszy jednocześnie poziom władzy. Doug lubił władzę – ale nie lubił jej prymitywizować (no, zasadniczo), stąd te „artystyczne” ambicje. – Rozumiem –pokiwał głową, wybudzony myślami do pełnej przytomności „tu i teraz”. – Rozumiem. Są podwójne standardy, tak. Jest nasze „tu” – rzucił spojrzeniem na bok w znaczeniu „biuro” –i nasze „tam” –uśmiechnął się wreszcie w ten swój szelmowski sposób, trochę jakby nie był poważnym dyrektorem, lecz młodym lwem giełdowym, działającym raptownie, bo kocha ryzyko, a stać go na nie – lub nie. – Tak, Ruby. Po prostu jesteś taka piękna, że… – cyknął z dezaprobatą dla własnych słów: – źle: to wiadomo. To banał. Powiedzmy: jesteś piękna w taki sposób, że po prostu stymulujesz mnie do wyobrażania sobie… zastanowił się i znów zamyślił, odejmując dłoń od jej twarzy – …hm: może po prostu – stymulujesz. Nie wiem, czy to taki oczywisty komplement! – zaśmiał się nagle, okręcając korpus w bok, jakby ktoś jeszcze tam stał, a on zawahała się, czy się do niego zwrócić, i zrezygnował. – Powiedzmy, że w tym stroju zmuszasz mnie do tego, żebym jednocześnie wyobrażał sobie coś dalej –i nie mógł tego tak wprost zrealizować. Sprytne! – uniósł palec w górę. – Doceniam. I może nawet będę miał w związku z tym propozycję. – wyjął z kieszeni marynarki smartfona, przejechał palcem: kalendarzyk. – O. Dziś po pracy… o szóstej? Co planujesz na szóstą? – zaczął coś wpisywać – Bo ja planuję shopping, ale nie ten żałosny samotny shopping mężczyzny, który musi sobie kupić dwa garnitury, żeby się poczuć trochę młodziej. Będę potrzebował pomocy. Towarzystwa… też, tak. Ale pomocy – owszem, na pewno. Pomocy specjalistki. – I podniósł na nią ciekawskie spojrzenie, uśmiechając się jednym kącikiem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Były takie momenty, kiedy Ruby wręcz obawiała się swojego szefa - te momenty były ewidentnie momentami służbowymi, kiedy nie wiedziała z czym jeszcze wyskoczy. Chwilami miała problem aby w mgnieniu oka zrozumieć jego aluzję, przenośnię i wyczytać, to, co naprawdę chce jej przekazać. Takie chwile ciszy były niezręczne i dopóki byli w sytuacji sam na sam, to nie był żaden problem, ale jeśli taka sytuacja odbywała się w towarzystwie innych osób, to blondynka się stresowała, bo tak jak wszyscy inni, nie lubiła wychodzić na niekompetentną, czy wręcz tępą.
Czując jego silną, męską dłoń na swojej delikatnej skórze, spojrzała intensywnie w jego oczy, przygryzając wargę, która delikatnie lśniła od użytego wcześniej błyszczyka. Musiała wyglądać kusząco, co absolutnie było jej na rękę, wręcz do tego dążyła. Nie przejmowała się jakoś tym, że właściwie w każdym momencie ktoś może wejść do gabinetu Barnuma. Nie robili przecież nic złego, prawda?
-Dla mnie to komplement-przytaknęła. Tak, starała się dla prezesa King 5 TV, choć też wiedziała na co może sobie pozwolić w biurze, aby jednak zasłużyć sobie na to, by coś po pracy miało miejsce. Oczywiście, jakieś tam podstawy, fundament został już zbudowany, ale nie można było spocząć na laurach. Ruby można była w bardzo łatwy sposób wymienić na lepszy, a także młodszy model.
Blondynka już miała zapytać, co tam sobie mężczyzna wyobraził, żeby potwierdziła, lub zaprzeczyła temu, co niby miała mieć na sobie, lecz już otrzymała dalszą propozycję.-Oczywiście, szósta mi pasuje. Gdzie mam się pojawić?-zapytała. Nie bardzo jednak wiedziała, co to mają być za zakupy i czego się spodziewać, ale to nic. Pozostanie ciekawa przez te kilka godzin, a później wszystko się wyjaśni. Jeśli miałaby się spotkać z Barnumem na mieście, to zdążyłaby się przebrać w coś znacznie bardziej wygodnego i nadającego się na zakupy, ale w ostateczności da radę w swoim biurowym wdzianku i wysokich obcasach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Momenty, w których Ruby „wręcz obawiała się swojego szefa” bynajmniej nie rzucały jakiegoś cienia na samoocenę Douga. To nawet nie tyle to, czy uważał, że szefa należī się poniekąd trochę bać – wiadomo: można stracić pracę, można podpaść i być kazanym na tygodnie czy miesiące złośliwości, pod którymi przyjdzie potulnie złożyć uszy po sobie, bo nie chce się stracić pracy – ale tu nie o tego rodzaju dźwignie chodziło. Doug lubił, kiedy ktoś czuje przed nim respekt, pod warunkiem że jednocześnie dało się wyczuć, iż ów ktoś ma swoje zdanie i pewien rodzaj siły, który stosunek z Barnumem sprowadza do poziomu ringu, a nie szafotu. Choć – hm… szafot też czasem był fajny…
Tak czy owak – ta odrobina niepewności, jaka otaczała go i jaką wyczuwał w Ruby, była dobrą przyprawą zarówno ich relacji, jak i ogólnie – życia. Jak to przyprawa – dodawała smaku, choć było oczywiste, że sam smak przyprawy nie powinien dominować.
Widział więc i nie bez przyjemności (której po sobie nie pokazywał) chłonął najpierw jej niepewność wobec jego celowo zagadkowych słów, a potem rosnącą pewność siebie –oba stany bardzo mu się podobały, zwłaszcza w towarzystwie tego wymownego przygryzienia wargi o kuszącej poświacie błyszczyka. To, co mówił o niej, było prawdą. Ba – było wersją stonowaną (z powodu okoliczności: biuro) tego, co już od niego słyszała, i na co dawał również inne, niewerbalne dowody. Tera jednak grał sobie surowego, poważnego i stanowczego, bo przecież nie po to był jej bezpośrednim przełożonym, a Ruby nie po to była jego osobistą asystentką, żeby się tu panoszyło jakieś luzackie kumplostwo. Nie po to miał na sobie garnitur, żeby chłopaczkować – a ona nie po to miała na sobie nietrakcyjny, ale pasujący do pełnionej funkcji sweterek i trudną do pokonania spódnicę, żeby… dziewczynkowaci? Tak to nazwijmy.
– Doskonale – stwierdził łaskawie, stając sobie w zamyśleniu na środku gabinetu i tocząc po nim wzrokiem, który zatrzymał się na stoliku w przeciwległym kącie, koło jakiegoś kwiatu.
– O, Ruby! Jeszcze prośba: – odkrył, wskazując wzrokiem stolik. Oprócz przewidzianego obrazka (surowy krajobraz skalistej wyspy w odcieniach szarości) znajdował się tam spodek, łyżeczka, filiżanka z linią kawowego osadu wokół krawędzi, oraz okruszki. – Wiem, że takie szczegółowe sprzątanie nie jest tak całkiem w twoich służbowych obowiązkach, ale skoro tu już jesteś…
Sugestia była wyraźna, Doug uśmiechnął się jednak nieco przepraszająco, samemu ruszając w pobliże tego stolika, bo nagle jakby jego wzrok przyciągnął stan tkwiącego w stylowej donicy kwiatu. Chyba czekał na Ruby, na jej relację, a w jeje efekcie – być może na pojawienie się w tym miejscu. Po zerknięciu na zegarek stwierdził, że niecały kwadrans do następnego redakcyjnego spotkania to jeszcze obszar luzu. Wart jakiegoś miłego wykorzystania –co można było sądzić po spokojnym, niemal uśmiechniętym wejrzeniu Douglasa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie, to nie był strach, że ją uderzy, zwolni czy też może zwyzywa od najgorszych. To chodziło o coś innego, inny rodzaj obawy. Była ambitną dziewczynką, chciała się sprawdzać w swojej pracy, być dobrym pracownikiem i powolutku piąć się po drabinie kariery. Co prawda bycie asystentką nie było czymś, gdzie jest wiele awansów możliwych, bo nie ma stanowiska wyżej niż asystentka prezesa, ale kto wie, może kiedyś, w pewnym momencie w tej firmie, lub jakiejś innej, otworzy się dla niej nowa ścieżka kariery? Jednak dla Ruby liczyło się teraz coś jeszcze, nie tylko sprawy zawodowe. Choć starali się dość mocno, aby w godzinach pracy zajmować się tym, co w pracy, tak jednak nie zawsze się dało.
No i nie był to taki strach, że trzęsły się jej kolana, bardziej nie wiedziała czego się spodziewać, nie miała pojęcia, o co może chodzić szefowi. Wszystkich jego zagrań też jeszcze nie znała i to było pozytywną niewiadomą. Ich relacja dopiero się rozwijała, a blondynka była bardzo z niej zadowolona, naprawdę jej to pasowało, niezależnie od tego, jak to o niej świadczyło. W oczach wielu osób na pewno wyglądała po prostu źle, ale od wielu lat (no, od czasów college'u) nie przejmowała się tym, co ludzie o niej myślą.
-jasne, nie ma sprawy-stwierdziła. Pewnie, sprzątaczką nie była, ale od wyniesienia brudnej filiżanki korona jej z głowy by nie spadła. Może nawet przetrzeć ten stolik, lecz chwilowo nie miała czym, będzie musiała chwycić coś z kuchni, jak będzie odnosić naczynia. Podeszła więc do stolika, pochyliła się nad nim, wypinając się lekko i zaczęła porządkować stolik.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Doug wiedział, że Ruby zna swoje miejsce – co znaczyło, że Ruby cieszy się realnie wysoką pozycją. To jednak nie była jedyna definicja „jej pozycji”. Były też dwie inne. W jednej nich „jej pozycja” aktualnie była metr od niego i stanowiła dokładną realizację tego, czego oczekiwał. Tę pozycję –pochyloną nad stolikiem – Doug miał zamiar wykorzystać w całej rozpiętości, która to rozpiętość była teraz dokładnie przed nim, a jeszcze dokładniej – przed jego dłonią. Dłoń prezesa spoczęła na pośladku kobiety delikatnie, tylko na tyle, by Ruby poczuła dotyk. Po sekundzie bezczynności dłoń zaczęła sunąć w lewo, potem w prawo, gdzie zatrzymała się znów na chwilę, by zaraz lekkim naporem wcisnąć się nie w materiał spódnicy i ująć pośladek w tym niewielkim stopniu, w jakim było to możliwe.
– Sądzisz, Ruby, że nadużywam twojej uczynności? – doszedł ją głos niemal pogodny, a napewno pojednawczy, może nawet trochę przepraszający; spokojny, choć pod koniec dało się wyczuć pewne napięcie. – Zawsze się zastanawiam, na ile moja praca i zacisze gabinetu prezesa daje mi swobody. – Palce zacisnęły się mocniej, mocniej też brzmiał głos, choć ściszył się prawie do szeptu: – I tobie. Są chwile…
Teraz już było czuć w tym głosie - tak cichym, że mógł być słyszalny jedynie dlatego, że Doug jednocześnie pokonał dzielący ich metr i stanął tuż przy jej boku, nie odejmując dłoni, ale luzując trochę nacisk, żeby przesunąć nią w dół w tym samym pozornie leniwym, badawczym tempie. Teraz słychać było najwyraźniej głęboki oddech Barnuma. Nie skończył zdania, za to ruszył dłonią w górę i gdy dojechał do paska – dłoń straciła kontakt, a Doug usiadł bokiem na poręczy stojącego przy stoliku fotela tak, że mógł teraz zajrzeć asystentce w twarz, nieco od dołu i z jej prawej strony. Uśmiechał się, spokojnie, ale wyczekująco.
– W sumie nie pamiętam, czy rozmawialiśmy już o tym, jak ty się czujesz tutaj, pod spojrzeniami pracowników tego piętra, albo – z pominięciem tych spojrzeń. Potrafisz je ignorować?– podjął jednak. – O ile jakieś są!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Znać swoje miejsce w szeregu nie musiało znaczyć, że to miejsce jest niskie. Blondynka czuła się doceniana, choć może nie koniecznie w sferze zawodowej, ale na pewno ogólnej, tej łączonej - zarówno osobistej, jak i zawodowej. W jednej z tych dwóch czuła się lepiej, no ciekawe w której... Nie mniej jednak, była zadowolona z podjętej decyzji, że to czas na nowe wyzwania. Oj, było to wyzwanie, nie bójmy się tego powiedzieć! Jednak do odważnych świat należy, a Ruby zdecydowanie należała do odważnych dziewczyn. Choć czując męską dłoń na swoim pośladku, nieco się wzdrygnęła. Właściwie, to Doug musiał ją nieźle skołować wcześniejszą rozmową, bo naiwna naprawdę pomyślała, że chodzi mu o posprzątanie tego stolika!
-Nie, nie ma proble...-zauważyła. Posprzątanie po kawie nie było niczym szczególnym, co by znacząco wychodziło poza jej obowiązki. -Och...-no już zrozumiała, o co chodzi panu prezesowi, więc lekko się wypięła nieco bardziej w stronę jego dłoni. Cóż, byli za zamkniętymi drzwiami, choć tylko na klamkę. Nie robili w końcu nic złego, prawda? Jeszcze nie...
-Nie wydaje mi się, żebym na razie widziała jakieś dziwne spojrzenia, ale kto wie, jak to będzie w przyszłości-uśmiechnęła się niewinnie, Pewnie miałaby jakieś opory przed tym, aby zabawiać się z szefem w środku dnia, kiedy w biurze są wszyscy i dodatkowo kręcą się. Co innego, jakby było już po godzinach i sytuacja wydawała się być w miarę bezpieczna, to sam fakt, że byliby w biurze, na pewno podkręciłby atmosferę. -Z tego co pamiętam, to za kilkanaście minut ma pan spotkanie, panie szefie-uśmiechnęła się, prostując się już, jednak dalej stojąc w zasięgu ręki swojego przełożonego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Doug nie przedsiębrał starań (przy najmniej nie jawnie) o to, by blondynka czuła się dooceniana w tej czy innej sferze –w każdym razie nie w jakiś celowy, dedykowany, przemyślany sposób. Można rzec że raczej pozwalał swoim własnym odruchom i naturze kreować kolejne losy w znajomości z Ruby, a że po prostu jednocześnie potrzebował jej zawodowo, bo była dobra na swojej pozycji, jak i potrzebował jej w inny sposób – bo w tamtej roli też sprawdzała się znakomicie, to żył swobodnie, w zgodzie ze swą naturą. Nawet pewnie nie był na co dzień świadom, że to, iż Ruby akceptuje to mimo pewnych niedogodności, daje mu komfort braku refleksji nad sobą samym. Ale nie był tępakiem o autorefleksji na poziomie czajnika elektrycznego: potrafił nie tylko głęboko rozumieć, jak i z czego zbudowana jest ich relacja, jak i w tych ramach rozbudowywać ją, zarówno w określonych bieżącym stanem ramach, jak i w pokusie rozbudowy poza te ramy, by stworzyć nowe, obszerniejsze, przyzwalające na więcej.
Nie znaczyło to jednakowoż, że czując pod dłonią sprężysty pośladek – składową idealnej figury kobiety – nagle zacznie tu dyszeć i tracić kontrolę. W zasadzie cenna była już sama opcja, e mogłoby się tak stać –sunął dłonią w górę, mijając linię talii spódnicy i wpełzając pod sweter, ale to było jak incipit wiersza, który przeczytają państwo dopiero w domowym zaciszu, gdzie są… warunki. Tutaj jest praca – świat haseł i prostych, krótkich powinności.
– Masz rację –sapnął, docierając tylko opuszką palca środkowego do paska biustonosza na plecach. Skóra Ruby pod dłonią była naprawdę sporym wyzwaniem…
A Doug lubił wyzwania.
Więc cofną dłoń i odwrócił się na piętach.
– Dokładnie za jedenaście. Potem… następne. Potem naradę. Potem… – już recytował punkty dnia zapisane w elektronicznym notatniku, aż dojechał do punktu, który wzbudził w nim uśmiech – wewnętrzny szeroki, podczas gdy wargi lekko tylko mu się uniosły. – Potem będę potrzebował tej pomocy w zakupach.
Wiedzieli to oboje – ale musiał to powiedzieć na głos. Urealniało to wizję, pchało dzień do konkretnego momentu, który gdy nadszedł, część osób w redakcji już poszła do domu.
– Ruby, wpadniesz do mnie jeszcze zanim wyjdziemy? Ale już bądź gotowa – powiedział swobodnie do interkomu na trzy minuty przed zaplanowanym wyjściem. Jednocześnie zaś wyjął z szuflady małe, gustowne pudełeczko, które położył na biurku w łatwym dostępie, ale zakryte z obu stron przedmiotami. I czekał na jej nadejście.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ruby nie była rozwydrzonym bachorem, którego trzeba było co pięć minut głaskać po główce i mówić, że jest super, czy że dobrze robi. Była pewna siebie, więc potrafiła to sama zauważyć, a także odczytać z takiego, a nie innego zachowania, że Doug jest ukontentowany. Sam fakt, że zbyt często jej nie opieprza, powierza jej nowe obowiązki raczej znaczyły, że jest z niej zadowolony. Choć oczywiście, jak każdy, lubiła jak się ją chwali, czy w inny sposób pokazuje zadowolenie z jej osoby.
To, co w tym momencie Barnum robił, nie było dla niej problemem. Może i jego dłoń znajdowała się pod jej ubraniami, ale wbrew pozorom było to niewinne. Nie miała absolutnie nic przeciwko temu, bo w domowym zaciszu (czy po prostu poza biurowym, bo nie zawsze spotykali się w czyimś domu) robili o wiele... gorsze rzeczy. Jej się to podobało, co można było rozpoznać po gęsiej skórce wyczuwalnej na jej plecach.
-Dokładnie tak-potwierdziła jego słowa o spotkaniach i naradach. Starała się znać jego kalendarz na pamięć, choć czasem potrzebowała zerknąć w laptop, aby upewnić się co do szczegółów.
-Już przychodzę-odpowiedziała na koniec dnia, kiedy zajmowała się ostatecznym zamykaniem spraw na ten dzień, a także szykowaniem się do wyjścia. Nie wiedziała czy słusznie, ale to wyjście na zakupy, aby pomóc mężczyźnie traktowała już jako nieformalne spotkanie, co nie znaczy że mniej ważne. -Tak?-zapytała, stając w drzwiach. Biuro już powoli pustoszało, widać było, że wszyscy, poza pojedynczymi pracoholikami, zbierali się do domu. Zupełnie tak samo jak i oni, choć jeszcze od domu nie szli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podniósł na nią wzrok, gdy stanęła w progu, lekko pokiwał głową: „Jesteś. Dobrze”.
– Podejdź, proszę – powiedział spokojnie – I stań tyłem do mnie. Twarzą do drzwi… o właśnie – pomagał jej odrobinkę sterując ramionami, żeby stanęła tak jak chciał, zerkając czy Ruby ma rzeczywiście zamknięte oczy. Jego palce na jej ramionach były ledwo wyczuwalne, za poza tymi sterującymi muśnięciami nie pozwalał sobie na nic. – Dobrze – szepnął jeszcze, gdy Ruby zajmowała już przewidzianą pozycję. Ba – nawet lepszą, bo konieczność zamknięcia oczu (konieczność zrealizowana) napięła jej zmysły w taki sposób, że odruchowo wyciągnęła się dno góry jak struna, z prościusieńkimi plecami i wydłużona szyją. Doug patrzył sobie chwilę na ścięgna na jej karku, jakby wahał się, czy lepiej złożyć ukłon cywilizacji i kontynuować to, co zaplanował, czy jednak z cywilizacji zrezygnować i wgryźć się po prostu w to ,co miał przed sobą – zębami własnymi, czy symbolicznymi. Po chwili wahania (trwającej ćwierć sekundy) wybrał to pierwsze: po chwili Ruby mogła usłyszeć szelest jego ubrania, delikatne odgłosy jakiegoś przedmiotu, a na koniec znów zbliżenie się Douga do niej od tyłu.
Czekał z czymś… jakby potrzebował do tego jej gęsiej skórki…
Po chwili poczuła-usłyszała jego dłonie w powietrzu obejmujące ją od przodu wokół szyi – bez dotykania, ale były tam –a po chwili cofnęły się i w tym momencie poczuła na dekolcie delikatniusieńki chłód, za sobą zaś jego – O, już – wyszeptane, ale z wyczuwalną spokojną radością. Jeśli chciała potwierdzić swoje wrażenia na przykład dłonią – na dekolcie bądź szyi wyczułaby niteczkę łańcuszka, a nieco poniżej miejsca, gdzie spotykają się kości obojczyków – drobną łąkę niewielkiego klejnotu.
– Ruby, pewnie nie pamiętasz, ale dziś mija setny dzień odkąd razem pracujemy – powiedział z uśmiechem, wyczuwalnie oddalając się od niej o krok czy dwa i opierając pośladkami o krawędź biurka. Uśmiechał się– ale delikatnie, jakby coś, na co czekał, miało dopiero nadejść. – Wiem że system dziesiętny i równe setki to banalny powód, ale oczywiście możemy świętować też według innych systemów. Na przykład – gdyby jednostką było, dajmy na to, siedemnaście, to po sześciu okresach jubileusz przypadałby na dzień sto drugi. To by znaczyło, że pojutrze też mamy jubileusz – nie widzę przeciwwskazań, ale dziś jest równa stówa i ciężko to pominąć, hm? – i patrzył sobie na nią, ciekaw jej mimiki, rekacji, słów, poruszeń ciała. Te kilka spokojnych minut przecież na „odprawę asystentki” szef może chyba mieć?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „King 5 TV”