WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

leonard & laura
<img src="https://i.pinimg.com/564x/18/06/fc/1806 ... 9f0784.jpg" width="200"><br>
discombobulated
(adj.) emotionally confused or uncertain
sound
Spacer z mieszkania do galerii zajął zaledwie kilka minut - za każdym razem dziwił się, że tak krótko. Nigdy się nie spóźniał, zawsze świetnie obliczając czas, jaki zajmie mu dotarcie na miejsce, wraz z uwzględnieniem potencjalnych przeszkód. Swoim towarzyszom rzadko kiedy wypominał spóźnienia, miał w sobie nadludzką cierpliwość, której niezwykła moc na długi czas powstrzymywała go przed wyprowadzeniem z równowagi.
Rozpościerający się na horyzoncie gmach galerii budził wspomnienia, jakich Leonard nigdy nie pozbył się z pamięci. Bywał tu kilkukrotnie, a jakże, lecz dziwnym trafem powracały doń wyłącznie obrazy związane z nastoletnią panną Hirsch, z którą miał przyjemność podziwiać w zeszłym roku popkulturowe plakaty. Kłamstwem byłoby, gdyby stwierdził, że to sztuka współczesna budziła w nim tak silne emocje, że zatrzymując się pod budynkiem poczuł nagły ścisk w żołądku, a usta mimowolnie wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Czy Laura będzie mieć podobne skojarzenia?
Oparł się tyłem o murek i wsunął dłonie w kieszenie płaszcza, którego guziki pozostawały rozpięte. Odsłaniał brązowy sweter o dekolcie z golfem, którego podwinięty niby-niedbale brzeg odsłaniał fragment przewleczonego przez szlufki paska. Męski wzrok utkwiony był oblodzonych płytach chodnikowych, ze spokojem wyczekując momentu, w którym spotka pannę Hirsch. Nie zmienił się bardzo od dnia, gdy widzieli się po raz ostatni. Ułożone, choć lekko zmierzwione wiatrem włosy nadawały byłemu nauczycielowi pewnego chłopięcego wyrazu beztroski, zwłaszcza w połączeniu ze skórą twarzy, której hiszpańskie słońce nie oszczędziło delikatnej opalenizny, przywodząc na myśl wakacyjne wyjazdy. Oczami wyobraźni sięgał do sylwetki studenki, próbując ułożyć w głowie jej obraz, by móc dostrzec zachodzące w niej zmiany. Mimo iż rzadko kiedy korzystał z portali społecznościowych, tak odwiedzał instagramowy profil Laury. Wiedział o jej wyjazdach, studenckim życiu, szerokim uśmiechu na myśl o aromatycznej herbacie. Choć wielokrotnie powtarzał sobie, że już nigdy więcej, tak nie potrafił sobie odmówić, za każdym razem ulegając pokusie. Na własne życzenie rozdzierał swoje serce, podtrzymując jej obecność w myślach. Pławił się w tym rozdarciu i ukłuciu smutku, nie potrafiąc się odciąć ani zapomnieć. Próbował wszak iść własną drogą, żyć własnym życiem, lecz nie sposób zacząć niczego od nowa, kiedy jedną ręką kurczowo trzymał się przeszłości, nie potrafiąc jej puścić.
Długo po wykonaniu telefonu do Laury i wpisaniu w kalendarz daty spotkania (nie, bez tego też by nie zapomniał) zastanawiał się czy aby na pewno robi dobrze. Cieszył się z możliwości zobaczenia jej, jednocześnie obawiając czy to taki dobry pomysł. Miał nadzieję, że chociaż ona odcięła się od tego, co było, z drugiej zaś strony po cichu liczył, iż wcale o nim nie zapomniała, a gdy tylko ich spojrzenia się spotkają, wszystko będzie takie, jak dawniej. Płonne nadzieje, czcze życzenia, szalejące, przyspieszone w swym biciu serce, a po środku on, twardo stąpający po ziemi analityk.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#60
style
Od rana nie mogła znaleźć sobie miejsca, snuła się po mieszkaniu, szukając sobie jakiegoś zajmującego zajęcia, które niekoniecznie wiązałoby się z otwieraniem książek, na których zawartości nie potrafiła się skupić. Zrobiła więc porządek w szafce z jedzeniem, poodkurzała mieszkanie i wybrała się po zakupy, przez cały ten czas zagłuszając muzyką mętlik w głowie.
Czekała na to spotkanie od roku kilku dni. Jak zawsze jej wyobraźnia płatała figle, podsuwając różne scenariusze ewentualnego rozwoju wydarzeń. Nie chciała jednak na nic się nastawiać, nie mając pojęcia, co tak naprawdę skłoniło Leonarda do powrotu do Seattle, a także do wykonania do niej telefonu i zaproponowania tego spotkania. Mogła spodziewać się wszystkiego.
Mimo to, jakiś cichy, ale bardzo uciążliwy głosik w jej głowie, podpowiadał, by zrobić wszystko, by Adler poczuł wszystko to co, co miała nadzieję, że czuł rok temu. Targały nią tak różne emocje – od przerażenia i stresu, po podekscytowanie i pewien rodzaj szczęścia.
Tylko spokojnie… Powtarzała sobie, gdy drżącymi dłońmi nakładała róż na policzki i jeszcze ostrożniej operowała przy oku szczoteczką z czarnym tuszem do rzęs. Nie potrzebowała i nie lubiła nakładać na twarz zbyt wiele, więc swój minimalistyczny makijaż wykończyła malinowym balsamem do ust, który delikatnie podkreślał kolor jej ust. Końcówki włosów podkreśliła lokówką, którą pożyczyła jej Minnie, ostatecznie i tak roztrzepując je nieco, by wyglądały bardziej naturalnie. Wybranie odpowiedniego stroju zajęło jej zdecydowanie za dużo czasu, jednak po chwili okazało się, że najwyraźniej się opłaciło. Akurat zakładała długie kozaki, gdy w progu swojego pokoju pojawił się Jin, komplementując jej wygląd i dopytując, czy wybiera się na randkę. Chciałaby. Wyjście do Galerii brzmiało jednak jak niezobowiązujące spotkanie, więc współlokator nie dopytywał o nic więcej.
Dotarła na miejsce jakieś trzy minut przed czasem. Nie lubiła się spóźniać, jednak w sobotni wieczór ruch na drodze był dość intensywny i kilka minut straciła, czekając w korku. Tak jak jakiś czas temu obiecała mamie, wzięła taksówkę, by nie jeździć komunikacją miejską.
Wysiadła z samochodu i przesunęła spojrzeniem wzdłuż budynku, szukając przy nim mężczyzny. Była pewna, że i on będzie tam chwilę wcześniej. Od razu ruszyła w jego stronę, owijając się rozpiętym płaszczem, próbując uchronić się przed zimnym wiatrem. Usta wykrzywiły się w uśmiechu, gdy stanęła na tyle blisko, by móc zobaczyć jego twarz. Twarz, którą po roku nadal doskonale pamiętała. Kolor jego tęczówek i drobne zmarszczki pojawiające się wokół oczu, gdy się uśmiechał. Pełne i miękkie usta. Delikatność jego włosów, w które zatapiała palce. Te wszystkie wspomnienia pojawiły się niespodziewanie.
– Cześć. – odezwała się po krótkiej chwili, orientując się, że przygląda się mu nieco zbyt długo. Od razu pokonała dzielącą ich przestrzeń i objęła go rękoma w pasie. Nawet jeśli nie powinna, cholernie chciała go przytulić.
Ostatnio zmieniony 2022-02-24, 22:26 przez Laura May Hirsch, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy kątem oka wyłapał ruch, nieznacznie uniósł głowę i spojrzał w kierunku nadchodzącej ku niemu postaci. Nagły ścisk w dole brzucha wyrwał go z dotychczasowego zamyślenia; choć utkwił wzrok w młodej kobiecie, tak pozostał w milczeniu, zbyt skupiony na powtarzaniu sobie, że wcale nie śni. Wielokrotnie myślał o tym, jak mogłoby przebiec to spotkanie. Co powinien powiedzieć, jak się zachować? Nie do końca był wciąż pewien swoich uczuć względem panny Hirsch, wszak jeszcze przed rokiem twierdził przed samym sobą, iż to zwyczajne, przelotne zauroczenie, jakich w jego życiu było przecież wiele. Skutecznie ignorował podpowiedzi, jakoby wobec innych zauroczeń zachowywał się zgoła inaczej - nie czekał z niecierpliwością na smsa, nie zwracał uwagi na uczucia drugiej osoby, nie dbał o to, by ktoś czuł się przy nim komfortowo, nie tęsknił w myślach, nie odwiedzał ich w snach.
Odepchnął się od murka, wyciągając dłonie z kieszeni. Pozwolił, by wniknęła chłodnymi dłońmi pod poły płaszcza i objęła go wpół. Sam rozpostarł ramiona i przyciągnął do siebie, zamykając ją w szczelnym uścisku, czując że na ten oto moment czekał przez cały rok. I było warto. Wtulił twarz w ciemne loki, w których zapach lakieru zdążył już wymieszać się ze słodkimi, orzeźwiającymi perfumami. Uścisk zdawał się przeciągać w nieskończoność, jak gdyby tych dwoje oderwało się od rzeczywistości i tkwili w swoim własnym świecie, w którym czas zatrzymał się przed rokiem, jak gdyby nigdy nie doświadczyli rozłąki. Ten moment także sobie wyobrażał, starając się nie dostrzegać wersji, w których Laura odmówiłaby spotkania w ostatnim momencie, bądź zachowała sztywny, niemożliwy do pokonania dystans. Po cichu wierzył, że jeden z tych pięknych scenariuszy jednak się ziści, ale przecież nie mógł niczego zakładać ani od niej wymagać. Zeszłej zimy to on postawił ją przed faktem dokonanym, nie dając szansy na jakikolwiek wpływ. Teraz nie mógł popełnić tego samego błędu.
- Tęskniłem - powiedział tylko ściszonym tonem w ramach powitania, jeszcze przez chwilę trzymając ją w objęciach, nim wreszcie niechętnie pozwolił jej na krok do tyłu. Uniósł kąciki ust w ciepłym uśmiechu, jakże niepodobnym do szelmowskiego błysku, który zwykł mu towarzyszyć przy ich poprzednich spotkaniach. - Świetnie wyglądasz. Gdybym wiedział, że to randka, tobym się lepiej przygotował - stwierdził, lustrując ją spojrzeniem, bo jak na estetę przystało, zwracał uwagę na widoki cieszące oko, a Laura w kwiecistej sukience i delikatnym makijażu z pewnością do nich należała.
- Wchodzimy? - zaproponował, by nie stali na tym zimnie, choć prawdę mówiąc w tej sytuacji wolał zaprosić ją do siebie, niż galerii. Nie chciał jednak przeciągać struny już na początku spotkania, nie mając pewności panna Hirsch ma wobec niego nastawienie. Nie musiał długo czekać na podjęcie decyzji, już po chwili znajdowali się wewnątrz budynku, zostawiając płaszcze w szatni. Skinął głową mężczyźnie z obsługi, który odprowadzając ich wzrokiem zmarszczył lekko brwi, zupełnie jakby zastanawiając się czy skądś ich zna. Weszli do pierwszej sali, gdzie w przeciwległym kącie stała para, komentując szeptem jedną z zawieszonych pod sufitem prac. Leonard spojrzał z ukosa na Laurę, pozwalając jej wybrać którą stronę obejrzą jako pierwszą, samemu korzystając z okazji, by ponownie móc się jej bezkarnie przyjrzeć.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Rozpięty płaszcz wyglądał niemal jak zaproszenie. Wsunęła ręce pod jego materiał, układając je na miękkim swetrze i pozwalając sobie na ułożenie policzka gdzieś w okolicach jego obojczyka. Różnica wzrostu była w ich przypadku tak niewielka, że gdyby uniosła się na palcach, oparłaby brodę na jego barku. Od razu poczuła bijącego od niego ciepło, a także zapach, który nadal pamiętała. Mieszanka świeżego prania, wody po goleniu i perfum. Nie tak intensywne, jak byłyby w domu, bo wiatr zdążył już ujarzmić niektóre nuty, jednak nadal na tyle wyraźne, by mogła je rozpoznać. Nie pamiętała, jak pachniał jej ojciec, nie miała pojęcia, jakich perfum używają jej bracia, jednak zapach Leonarda pozostał z nią na długo, a teraz z każdą sekundą przypominał, jak bardzo jej go brakowało.
Tęskniłem.
Kąciki jej ust uniosły delikatnie, gdy usłyszała te słowa. Też tęskniła. Tylko czy mogła pozwolić sobie na to wyznanie? Wzięła jeszcze jeden, tym razy głębszy oddech, napawając się tą chwilą, jakby musiała zaczerpnąć się na zapas, tak na wszelki wypadek, gdyby znów zniknął. W końcu przesunęła dłonie na jego klatkę piersiową i cofnęła się. Przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, delikatnym przygryzieniem wargi powstrzymując uśmiech. Tak bardzo nie wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy zaraz tego uśmiechu nie zastąpi inna emocja.
– Dziękuję. – odparła cicho, zaczesując kosmyk włosów za ucho. – Gdybym wiedziała, że to randka, też bym się lepiej przygotowała. – uniosła znacząco brew, nie potrafiąc powstrzymać swojej reakcji. Gdyby tylko wiedział, ile razu zmieniała przed wyjściem sukienkę, jak bardzo chciała swoim wyglądem sprawić, że za nią zatęskni, że ją zauważy. Widział ją w różnych wydaniach - w letnich sukienkach, gdy spacerowali latem po parkach, szukając idealnych ujęć, w luźnych ubraniach, w których najlepiej pracowało się w ciepłej ciemni, w szalonej kiecce uszytej przez Cosmo, gdy pojawił się na jej urodzinach, w starannie dobranych stylizacjach, na przykład, gdy ostatni raz byli w galerii, w bieliźnie, a także bez niej. Strój prawdopodobnie nie mógł wpłynąć na jego tęsknotę, jednak łapała się wszystkiego, co mogło sprawić, że Leo poczuje to, co ona.
– Pewnie. – przytaknęła, ruszając przed siebie, prosto do wejścia do galerii. Nie sądziła, że jeszcze kiedyś wybiorą się do niej razem. To miejsce wiele dla niej znaczyło, na początku było po prostu ulubioną galerią, którą odwiedzała przy okazji każdego wernisażu, próbując chłonąć sztukę i odnajdywać przy tym spokój. Potem stała się miejscem, które wspominała jako pierwszą oficjalną randkę. Zorganizowaną tak, by nikt nie mógł posądzić ich o to, że przyszli tam razem. A jednak pozwoli sobie wtedy na chwilę słabości, ryzykując przyłapanie na awaryjnej klatce schodowej, gdy ich usta złączyły się w czułym pocałunku.
– Tędy? – szepnęła, dłonią wskazując kierunek zwiedzania, obierając mniej zatłoczoną ścieżkę po prawej stronie i pierwszy obraz, przy którym nikt nie stał. Podeszła do niego i stanęła naprzeciwko, uważnie mierząc sztukę wzrokiem. Po głowie krążyło jej tyle pytań, ale nie miała pojęcia, jak zainicjować rozmowę.
– Jak… – zaczęła, odwracając głowę, by na chwilę na niego spojrzeć. – Jak ci się pracuje z ojcem? – dokończyła, licząc na to, że to będzie dość neutralny grunt.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widział ją w różnych wydaniach, w każdym dostrzegał piękno, choć przecież nie zawsze tak było. Z początku traktował ją z dystansem, rzadko kiedy zwracając uwagę, do momentu aż połączono ich w pary na kursie fotograficznym. Z trudem się do tego przyznawał - a przecież tylko przed samym sobą! - że zauroczyła go pierw swoją osobowością. Na drobną, dziewczęcą sylwetkę zaczął spoglądać dopiero przez aparat, dostrzegać bystre spojrzenie, wykrzywione w szeroki uśmiech usta, ale też zwiewne materiały, delikatnie otulające krągłości bioder i łabędzią szyję osadzoną w towarzystwie szczupłych obojczyków. Czy zmieniłby zdanie, swoje zachowanie lub ton głosu, gdyby zobaczył ją dziś w innej, mniej satysfakcjonującej dla oczu kreacji? Tego również nie mógł powiedzieć na głos, ale zapewne nie straciłby zainteresowania, nawet gdyby w ogóle się nie pojawiła.
- Następnym razem postaram się podkreślić, by żadne z nas nie miało wątpliwości. - Śmiało założył, że dojdzie do kolejnego spotkania, na co zresztą liczył od początku. Posiadał w sobie niegasnącą nadzieję, że tym razem uda mu się odkupić wszelkie winy i przekonać do siebie Laurę, by stała się częścią jego życia. Najlepiej w stopniu większym, niż poprzednio, kiedy widywali się wyłącznie na szkolnych korytarzach i sporadycznie prywatnie. Zdawał sobie jednak sprawę, że w ciasnych terminarza może brakować czasu na zapychanie ich spotkaniami z byłymi kochankami. Jedyne, co mu pozostało, to zdać się na swój niepowtarzalny urok.
- Nie mam powodów do narzekania - odparł z lekkim uśmiechem. - Na szczęście nie widujemy się póki co zbyt często. Wciąż przechodzę przez etap próbny, a pan Adler senior za bardzo szanuje swój czas, by marnować go na stażystów. - Poza tym większość czasu i tak mógł pracować zdalnie, ograniczając wizyty w biurze do minimum. Leonard bywał tam, by poznać zespół i aby uczestniczyć w co większych spotkaniach. Gmach firmy był jednak na tyle potężnym kompleksem z dodatkowymi budynkami laboratoryjnymi, że w ciągu dnia pracy nie sposób spotkać wszystkich współpracowników. - Cieszę się, że zachowałem mieszkanie, inaczej musiałbym okupować kanapę u znajomych, bo choć lepiej dogaduję się z rodziną, to wytrzymuję ich tylko przez krótki czas - dodał jeszcze z uśmiechem skinąwszy głową, by podkreślić znaczenie swoich słów. Dom państwa Adler był wprawdzie obecnie zamieszkany wyłącznie przez starszych, co zmniejszało szansę na spotkanie kogoś w jednym z bocznych korytarzy, lecz jednocześnie ściągało spojrzenia wszystkich na tego, kto akurat gościł w rezydencji w dzielnicy Queen Anne. Praca w rodzinnej firmie była już skokiem na głęboką wodę, więc dorzucanie doń rekinów było zbędne. Przeniósł wzrok na obraz, niespiesznie przesuwając nim po barwnym kolażu. Nie był wielkim fanem sztuki współczesnej, ale lubił, gdy twórczość niosła za sobą przesłanie. Dzieła Derricka Adamsa i Barbary Earl Thomas z pewnością takimi były, co można dostrzec już od pierwszego rzutu oka.
- Sama praca jest interesująca, matematyka odnajduje swoje odbicie w praktyce, co zawsze cieszy. Sympatyczny zespół, ładne biuro, szczególnie podobają mi się owocowe czwartki. - Uśmiechnął się szerzej, odczytując podpis pod obrazem. - A ty? Zajmujesz się czymś zawodowo czy studiujesz na pełen etat? - pociągnął temat, odwracając się w stronę dziewczyny.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Zamrugała szybko, zaskoczona jego słowami. Miała traktować to spotkanie jak randkę? Powinna spodziewać się następnej? Rok temu było to coś, na co czekałaby ze zniecierpliwieniem. Czułaby to podekscytowanie każdą spędzaną razem chwilą, jednoczenie martwiąc się o to, jakich kłopotów może im to przysporzyć. Czekałaby na każdą wiadomość, z rumieńcami i uśmiechem na twarzy odpisując niemal od razu. Rok bez kontaktu pozbawił ją złudzeń. I choć jego imię nadal wywoływało ukłucie w serce, wspomnienia przyjemne dreszcze, a każde jego zdjęcie wybuchową mieszankę tęsknoty i żalu, teraz starała się trzeźwo myśleć. Nie mogła wiecznie żyć marzeniami.
– Świetnie! – zgodziła się, krótkim skinieniem głowy. Byli teraz w zupełnie innym położeniu; ona nie była już uczennicą, on nie był nauczycielem, a ich znajomość mogła stać się czysto prywatną relacją. Ten rok sprawił również, że Laura zmieniała nastawienie, dojrzała, a także zrozumiała, na czym tak naprawdę polegają relacje damsko-męskie. I czuła się o wiele pewniej w sytuacji, kiedy i ona rozgrywała karty. Nie była już niepewną siebie licealistką, która wpatrzona w Leonarda odkrywała własne emocje i pragnienia. Była młodą kobietą, którą w końcu mógł zaprosić na prawdziwą randkę.
– Może to i lepiej. – wzruszyła lekko ramionami. – Nawet jeśli powoli odbudowujecie swoją relację, z pewnością potrzebujecie na to czasu. A zbyt intensywny kontakt mógłby tylko namieszać. Wiesz… dużo emocji, te sprawy. Ojciec pewnie się ciszy, że wróciłeś i dałeś szansę wspólnej pracy. – dodała z uśmiechem, chociaż jej słowa brzmiały tak, jakby mogły odnosić również do innych sytuacji. Nie wiedziała, czy odwiedzał rodzinę w ciągu ostatniego roku oraz, czy oni zawitali do Grenady, ale z opowieści pamiętała, że wszyscy Adlerowie woleli trzymać dystans. Tak więc potrzebowali czasu, by uporządkować swoje rodzinne i zawodowe relacje, nie dając się przy tym ponieść emocjom.
– Rozumiem to doskonale. – zaśmiała się. Niecałe dwa lata temu wyprowadziła się od mamy, z którą naprawdę lubiła mieszkać, ale przez większość czasu miała wrażenie, że trochę ją blokuje. Miała pracę, przyjaciół, zwierzęta, ale też trójkę dzieci na głowie, jednak Laura miała wrażenie, że powinna ruszyć także z życiem uczuciowym, skoro ojciec tak intensywnie swoje rozwijał.
– Brzmi dobrze. Owocowe czwartki zdecydowanie wygrywają. Rozumiem, że to one wpłynęły na podjęcie decyzji o pracy tam? – zażartowała, zerkając na mężczyznę. Nie mogła się skupić na obrazach, co chwilę wracając wzrokiem do twarzy Leonarda. Sam jego uśmiech sprawiał, że i ona miała lepszy humor.
– Studiuję. Dostałam częściowe stypendium naukowe, więc nie muszę się na razie martwić o opłaty. – wyjaśniła. Pieniądze nie były problemem, jej rodziców było stać na to, by opłacić jej studia, jednak Laura robiła wszystko, co mogła, by czuć, że sama jest odpowiedzialna za swoje sukcesy. – Mój brat ma kawiarnię, pomagam mu czasami, gdy ktoś się rozchoruje. – to nie było nic wielkiego, jednak najstarszy z braci Hirsch zawsze mógł na nią liczyć. A ludźmi bywało różnie, czasami ktoś odchodził, rozchorował się albo mieli po prostu intensywny dzień i potrzebowali wsparcia. – No i… ojciec wyjechał, więc wynajmuję dwa pokoje. – uśmiechnęła się, całkiem dumna ze swojej zaradności. Dzięki temu miała współlokatorów, nie musiała martwić się o opłaty, no i żyło się o wiele przyjemniej.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego rozkładania przez Laurę kart był prawdziwie ciekawy. Miał świadomość, że zmiana jest naturalnym elementem każdego istnienia, zwłaszcza młodych osób, które dopiero uczyły się zasad rządzących otaczającym ich światem. Od momentu bliższego poznania panny Hirsch, rzadko kiedy miał pewność, że przewidzi jej reakcję. Zaskakiwała go na każdym kroku, wpasowując się w klucz tylko tam, gdzie nie przypuszczał, że tak będzie. Wystawiana na próbę budziła jego podziw oraz narastające zainteresowanie, jakiego nie był w stanie zamknąć pod etykietą zwykłej ciekawości.
- Tak, to na pewno - przytaknął z nieco nieobecnym wzrokiem, nie chcąc zbyt długo rozwlekać się nad tematem swojego ojca, jeszcze nie do końca świadom, że w ten subtelny sposób Laura nawiązywała także do innych relacji. - Musimy nauczyć się siebie na nowo, dać sobie szansę. Jeśli się okaże, że do siebie nie pasujemy, to trudno. Każde pójdzie własną drogą.
Na wieść o stypendium pokiwał głową na znak, że słucha i rozumie. Leonard za czasów swoich studiów utrzymywał podobnie, z zapałem do pracy i odpowiedzialnością za sukcesy, jednak przyświecał im zgoła inny cel. Laura jawiła się w jego oczach jako pragnąca potwierdzenia własnych umiejętności. Była zaradną, młodą kobietą, która z entuzjazmem spoglądała w przyszłość, chcąc sprawdzać się na różnych życiowych płaszczyznach, podczas gdy on chciał niezależności od rodziny (w porządku, od ojca), do której nie pałał wielką sympatią.
- Mądra i zaradna. Nic dziwnego, że tak ciężko znaleźć wolną lukę w twoim grafiku. Jak podoba ci się praca w kawiarni? - uśmiechnął się z zaciekawieniem, już zastanawiając się nad nazwą lokalu, by któregoś razu móc się tam niby-przypadkiem zjawić. - Twój ojciec wyjechał? Na długo? - zainteresował się, traktując ów strzępek informacji jako nieśmiałe zaproszenie do jej życia. Wpraszanie się tam na siłę nie było w jego stylu, nigdy nie sięgał tak garściami po nowinki, cierpliwie czekając aż rozmówca poczuje się na tyle pewnie, by się przed nim otworzyć. Ostrożnie wyciągnięta dłoń, wysunięta na stół propozycja, bez żadnego pośpiechu.
- Chyba nigdy nie miałem współlokatorów - przyszło mu nagle na myśl, kiedy zaczął się zastanawiać nad własnym minionym losem. - Chyba że liczyć pierwszy rok studiów, kiedy uciekłem z domu i mieszkałem na kanapie znajomych. - Uśmiechnął się łobuzersko, z pewną nostalgią wspominając tamte czasy. W okres wielkiego buntu wszedł kilka lat wcześniej i tak rozsmakował się świeżym powiewem, że ani myślał z niego prędko rezygnować. Rozgościł się w bezkarnej samodzielności, z łatwością lawirując między potrzebą bycia duszą towarzystwa, a błogą ciszą i samotnością. Niektóre z tych zachowań zostały mu po dziś dzień. Czy kiedykolwiek wcześniej wspominał Laurze o swojej przeszłości? Tej, do jakiej każdy inny nauczyciel wolałby się nie przyznawać?
Wolnym krokiem przeszedł do kolejnego obrazu, w skupieniu lustrując wzrokiem graficzne przedstawienie przywiązania autora do swojej przynależności. Udawanie skupienia nie było trudnym zajęciem, zwłaszcza dla byłego nauczyciela, który tę technikę wypracował do perfekcji. Przez dłuższą chwilę sprawiał wrażenie prawdziwie przejętego kontrastem barw, nim znów zwrócił się do swojej rozmówczyni.
- Przyznaję, że choć zaprosiłem cię na spotkanie, to nie sądziłem, że się zgodzisz - zagaił lekkim tonem neutralnej pogawędki, bo choć cierpliwość to jedna z silniejszych Leonardowych cech, tak ciekawość i chęć prowokacji zajmowały podium wraz z nią. Odwrócił się od obrazu, już bez skrępowania stając naprzeciw Laury z nieprzeniknionym uśmiechem. Spojrzenie ciemnych oczu przesuwało się po twarzy dziewczyny, chcąc wyłapać każdą, najdrobniejszą nawet zmianę, jakby chciał wniknąć w głąb jej duszy i wyjąć skrywane myśli oraz pragnienia. - Wiem, że przez ostatni rok wiele się zmieniło, zastanawia mnie tylko co konkretnie. - W tobie, we mnie - czy wciąż możemy grać na jeden akord?

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Pokiwała głową, zgadzając się z tym, jak podsumował ten temat. Jego słowa pasowały również do ich sytuacji. Jeśli tylko chcieli dać sobie szansę, musieli się siebie nauczyć na nowo. Chciała wierzyć, że pasowali do siebie od samego początku, a rozstanie wiele między nimi nie zmieniło, jednak prawda była taka, że zmieniło się wszystko.
Uśmiechnęła się, słysząc jego słowa. Wypełniony po brzegi grafik był zawsze doskonałą wymówką, by zostać w domu, nie spotkać się z kimś albo nie dać się wyciągnąć na jakąś domówkę. Owszem, miała pełno zajęć, bo nie lubiła się nudzić, jednak jeśli bardzo chciała, zawsze znalazła dla kogoś czas. – Jest… ciekawie. Bywa intensywnie i męcząco, ale czasami jest bardzo spokojnie. Wtedy robię zdjęcia jedzenia, co najbardziej mi się podoba. Puszczają tam stare filmy i co jakiś czas odbywają się różne spotkania, wiec można poznać nowych ludzi. – odparła z uśmiechem. Nie robiła tego dla zarobku, a żeby pomóc bratu, spędzić z nim trochę czasu, a także robić to, co naprawdę lubiła, czyli zdjęcia. Zdobywała jednak cenne doświadczenie w pracy z klientem, które w przyszłości z pewnością się jej przyda.
– Tak. Kilka miesięcy temu, do Australii. Nie zapowiada się, żeby planował wrócić. To znaczy… nie wiem. – cichemu westchnięciu na końcu zdania towarzyszyło lekkie wzruszenie ramion. Niby pogodziła się z jego wyprowadzką, jednak cały czas miała do niego żal, że zrobił to tak nagle. Jakby tylko czekał, aż jego ostatnie dziecko pójdzie na studia, a on będzie mógł sobie odpuścić rodzicielskie obowiązki. A z drugiej strony wiedziała, że Judah był za dużym egoistą, by czekać, aż Laura rozpocznie nowy etap życia, po prostu miał okazję wyjechać, na taki wpadł pomysł, a przy okazji zbiegło się to z rozpoczęciem studiów przez jego najmłodsze dziecko.
– Szczerze mówiąc, byłam przekonana, że i ja nie będę ich mieć. Zastanawiałam się nad pokojem w akademiku albo wróceniem do mamy na czas studiów… ale ojciec powiedział, że nie ma sensu, żeby mieszkanie stało puste, więc mogę z niego korzystać. – przyznała z bladym uśmiechem. – Buntownik z wyboru. – zażartowała. Ciekawiło ją to, jaki Leo był lata temu, kiedy rozpoczynał studia. Znała go z zupełnie innej strony, chociaż fakt, że zbliżyli się do siebie w najmniejszym momencie, trochę wskazywał na to, że nadal miał w sobie ze swojego młodzieńczego przekraczania pewnych granic. – Teraz mieszka u mnie przyjaciel, więc jest naprawdę w porządku, ale na początku nie mogłam się przyzwyczaić. – pierwsze miesiące w towarzystwie osób, które były jej znajomymi, jednak nie łączyło ich nic poważniejszego, nie były łatwe. Na szczęście od lutego miała nowych współlokatorów, z których była bardzo zadowolona. Przez kilka tygodni, które spędziła sama po wyjeździe ojca, stwierdziła, że lubi cisze i spokój panujące w domu, a z drugiej strony miło było mieć w mieszkaniu kogoś, do kogo można się odezwać, z kim zjeść kolację.
Również przesunęła się w stronę następnego obrazu, skrzyżowała ręce na piersi i wlepiła w niego spojrzenie, chociaż tak naprawdę nie o nim myślała. Obecność Leo za bardzo ją rozpraszała, nawet jeśli sam oddawał się kontemplowaniu sztuki.
Zaśmiała się cicho i przeniosła na niego spojrzenie. Zaskoczył ją wtedy tym pytaniem, nie była pewna, czy zgodziłaby się, gdyby miała więcej czasu do namysłu i nie była tak skołowana samym telefonem. Chociaż nie mogła oszukiwać samej siebie, cholernie chciała go zobaczyć.
– Przyznaję, że nie sądziłam, że będziesz chciał się spotkać. Zaskoczyłeś mnie. – odpowiedziała całkiem szczerze. To było chyba na tyle oczywiste, że mogła się tym z nim podzielić. Było wiele rzeczy, które chciała mu tak szczerze powiedzieć. Zrobiła krok w jego stronę i odwróciła się, nie chcąc zajmować drogi prowadzącej do obrazu i zasłaniać go innym. Uśmiechnęła się blado. – Co masz na myśli? – uniosła pytająco brew, doszukując się na twarzy mężczyzny jakiejś podpowiedzi.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Praca w kawiarni mogła być rzeczywiście przyjemną odskocznią, kiedy pozwalała na połączenie ze sobą kilku zainteresowań. Brzmiała jak sielanka, poza samymi intensywnymi i męczącymi momentami. Nie widział w niej Laury na dłuższy okres, wszak i ona była stworzona do większych rzeczy, ale w życiu warto było próbować różnych interesujących nas zajęć.
- Czyli to nie tylko miejsce na odpoczynek, ale i obcowanie z kulturą - pokiwał głową ze zrozumieniem. Nie przyznał, że miał już okazję zobaczyć kilka fotografii jedzenia, o których wspomniała, natknąwszy się na nie podczas przeglądania instagramowych profili. Do posiadania własnego konta jeszcze nikomu się nie przyznał, póki co robiąc rozeznanie w sieci, czy naprawdę ta społecznościowa platforma do czegoś mu się przyda. - Pewnie już robisz kawę lepszą ode mnie. Może wpadnę sprawdzić? - zaproponował, rzucając Laurze ukradkowe spojrzenie spod uniesionej brwi. Adler uważał się za wprawnego baristę, lecz mówił o tym wyłącznie z przymrużeniem oka, traktując jako część przedstawienia, którym oczarowywał swoich rozmówców. Naturalnie nie miałby nic przeciwko, gdyby panna Hirsch okazała się w tym lepsza, przynajmniej wiedziałby do kogo się zwracać.
Ściągnął ze sobą brwi, słuchając o wyjeździe Judah z kraju. Z tego co wiedział, Laura czuła się związana ze swoim ojcem, bo choć miał swoje wady, to przecież nikt nie był od nich wolny. - Oh, przykro mi - odparł tylko, a uśmiech mężczyzny pobladł nieznacznie. Nie miał dotychczas okazji, aby poznać go osobiście, był ciekaw co stało za powodami decyzji pana Hirscha. Zresztą wszystko wskazywało na to, że nie on jeden.
- Ponoć wymaga to wielu poświęceń i wyrozumiałości. Ale też pewnie nigdy nie jest nudno. Nie trzeba wychodzić nigdzie na imprezy, to ona przychodzi do ciebie - zauważył żartobliwym tonem, wracając wspomnieniami do czasów własnych studiów, kiedy rozbijał się po różnych domówkach, często w tych samych miejscach, zamieszkałych przez rówieśników. - Tylko trochę. - Uniósł rękę, gestem dłoni obrazując skalę swojego buntu. Kiedyś na pewno przyjdzie czas, kiedy opowie jej o przeszłości, jeśli oczywiście będzie jej ciekawa. Jak bardzo zmieni się wtedy rysujący się w dziewczęcej głowie obraz byłego nauczyciela? Czy zdradzając swoje grzechy i skłonności, a także popełnione błędy, nadal będzie go uważać za człowieka godnego bliższego poznania, ale i zaufania?
W uśmiechu Laury nie dostrzegał złego omenu. Choć temat mógłby wyglądać na poważny, to nie speszyła się, wycofując w przestrachu przed niewygodnym wyznaniem. Zmniejszony dystans sprawił, że miał ją na wyciągnięcie ręki, był w stanie policzyć widniejące na policzkach piegi. Pytanie uściślające było w stylu Laury, Leonard mimowolnie i ledwie dostrzegalnie uniósł jeden z kącików ust. Lubiła wiedzieć, rzadko kiedy podejmując decyzję w oparciu o szczątkowe informacje oraz instynkt. Drążyła i dopytywała, szczerze chętna, by zrozumieć. Czy gdyby rok temu przyparła go swoimi naciskami do muru, byłby w stanie odpowiedzieć zgodnie z prawdą? Czy odsłoniwszy wszystkie karty zmieniłby zdanie o wyjeździe do Europy?
- W Hiszpanii sporo myślałem, o mnie i tobie. - Po sali krążyło kilku wizytujących, wymieniających szeptem spostrzeżeń na temat podziwianych dzieł. Nikt nie zwracał uwagi na stojącą w środku sali parę, której spojrzenia krzyżowały się w poszukiwaniu odpowiedzi. Podobnie Leonard, ignorując otaczającą ich przestrzeń, uniósł rękę, delikatnym gestem zakładając kosmyk ciemnych loków za ucho Laury. - Wiele się zmieniło i przyznaję, że wcale nie jestem dumny ze wszystkich podjętych decyzji, utraconego kontaktu. I wiem, że nie mam prawa, by wymagać deklaracji, żadnych nie oczekuję. - Wierzchem palców przesunął po jasnym policzku, kontynuując wędrówkę wzdłuż linii szczęki i zatrzymując się na podbródku, który czule uniósł w swoją stronę. - Jedyne, czego chcę, to prosić o wybaczenie. I drugą szansę.
W gęstniejącą atmosferę wniknął ze spokojem, choć tylko on był w stanie przyznać, że zdenerwowanie kotłowało się w nim wraz z ekscytacją, wywołując mrowienie na opuszkach palców. Bez zbędnego pośpiechu nachylił się, chcąc poczuć na sobie jej ciepły oddech, a następnie zmieszać go ze swoim. Sięgnął dziewczęcych ust, aby złączyć ze sobą ich wargi w jakże upragnionym geście.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Zdecydowanie. – uśmiechnęła się. To było wyjątkowe miejsce, bo spotkać w nim można było różnych artystów i miłośników sztuki. Na spotkania z autorami przychodziło wiele osób, tak samo, jak na wieczory filmowe. Rozmowy zawsze były ciekawe, a ludzie interesujący. – Cóż, kto co lubi. – zaśmiała się. – Ale na pewno już wiem, jak robić ją prawidłowo. I jeśli wpadniesz sprawdzić, będę mogła zaserwować ci wszystko, co mamy w karcie. Mogę nawet podjąć próbę z latte artem. – dodała z uśmiechem. Brat odpowiednio ją przeszkolił, a że Laura lubiła trzymać się zasad, to przepisy na kawę doskonale zapamiętała, dobrze wiedząc jak mielić ziarno do ekspresu i pod dripa, jaką ilością wody co powinna zalać, ale nauczyła się też robienia prostych wzorków na latte, którą jednak zamawiało dużo osób. Szykowanie kawy było rytuałem, który całkiem się jej podobał.
– Nie ma powodu… – odparła, wzruszając lekko ramionami. – I tak był raczej weekendowym ojcem. – wyjaśniła, starając się brzmieć dość obojętnie. Nie była pewna, czy czuła się z ojcem bardzo związana, jednak był on jej ojcem, a ona podświadomie pragnęła jego obecności i zainteresowania. I choć próbowała sobie to tłumaczyć i rozumieć zachowanie ojca, trudno jej było walczyć z emocjami. Nie chciała o nim rozmawiać.
– Tak, to zdecydowanie wymaga poświeceń. – zgodziła się. Nie przepadała za zmianami, więc przyjęcie pod swój dach praktycznie obcych jej osób, nie było łatwe. Cieszyła się, że Jin nie należał do najbardziej imprezowych osób, a ich dotychczasowe szaleństwa kończyły się na wieczornym obżarstwie albo oglądaniu seriali. Ewentualnie omawianiu zrobionych ostatnio zdjęć. – Chyba wolę, gdy impreza nie przychodzi do mnie sama. – zażartowała. To miała być wyłącznie jej decyzja, gdzie idzie, z kim wychodzi, a także, o której wraca do domu, by następnego dnia bez większego problemu wrócić do życia. – Tak coś czułam. – zaśmiała się, widząc gest, który wykonał dłonią. Może nie wiedziała o nim wszystkiego, jednak z niektórych rozmów mogła wiele wywnioskować. Czasami krótka pauza, z pozoru nieznaczące zawahanie się, uniesienie kącików ust lub zmarszczenie czoła, zdradzało rozmówcę. Czasami rozmowy o niczym przeradzały się w coś poważniejszego, co odkrywało duszę drugiej osoby.
Spojrzenie Adlera potrafiło sprawić, że czuła się, jakby była jedyną osobą, którą widział. Wszyscy wokół byli tylko bladym tłem, zwykłym szumem wokół nich. Tak czuła się właśnie w tej chwili. A gdy dłoń Leonarda pojawiła się tuż przy jej twarzy, by zgarnąć kosmyk włosów za jej ucho, poczuła się tak, jakby wszystko się zatrzymało. W głowie wybrzmiało tylko myślałem o mnie i tobie. Ileż to razy i ona o nich myślała. Była jednak ciekawa, czy w podobnych kategoriach. Czy uznał to za błąd i chciał jej właśnie o tym powiedzieć, czy może nadal po jego głowie krążyły wspomnienia wspólnie spędzanych chwil? Kiwnęła tylko głową, dając mu do zrozumienia, że może kontynuować, bo sama nie bardzo wie, co miałaby w tym momencie powiedzieć.
I słuchała dalej, delikatnie przygryzając wewnętrzną część policzka, wzrokiem powoli przesuwając po twarzy mężczyzny, śledząc ruch jego warg, próbując się skupić na jego słowach. Nie było to łatwe, gdy stał blisko, a jego dłoń nadal była dziewczęcej buzi. Czuła ciepło jego palców na swojej skórze i liczyła na to, że szybko się od niej nie odsunie.
– Leo… ja... – zaczęła, gdy uniósł jej podbródek, zmuszając do skrzyżowania spojrzenia. Na chwilę, tak krótką do dostrzeżenia, a tak długą dla niej samej, przymknęła oczy, szukając słów, które będą odpowiednie. Czekała na tę chwilę. Czekała, aż wróci, weźmie ją w swoje ramiona, zapewni, że już nigdy nie zniknie, obieca, że z nią zostanie, a potem złoży czuły pocałunek, najpierw na jej czole, potem na policzku, by w końcu złączyć ich usta.
Na chwilę zapomniała też, jak się oddycha. Zamrugała zaskoczona tym wyznaniem, nie spodziewając się ani jednego słowa, które padło z jego ust. Już samą swoją bliskością mieszał jej w głowie, a co dopiero tak śmiałymi prośbami. – czekałam. – wymamrotała w końcu, kończąc swoją myśl. Czekała cały rok. I żadne przeprosiny nie mogły zmienić tego bólu i żalu, które przez ostatnie miesiące znalazły sobie idealne miejsce w jej sercu.
I wish that I could speak to you like there is nothing wrong.
Wish I could go back to before I wrote this song and tell you I loved you.
A potem pozwoliła, by ich usta złączyły się w czułym pocałunku. Na to też czekała. I znów miała wrażenie, że byli tylko oni, cały świat się rozpływał i przestawał mieć znaczenie. Pamiętała te usta. Ich miękkość i smak. Pamiętała jego zapach. Cholera. Jego palce. Pragnęła więcej, a więc postanowiła więcej wziąć. Uniosła się na palcach i dla utrzymania równowagi ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej. Nie chciała przerywać tego pocałunku.
Aż ktoś obok nich odchrząknął głośno i znacząco, zmuszając ją tym niegrzecznym wtrąceniem, do odsunięcia się od mężczyzny. Przygryzła wargi, próbując powstrzymać zakłopotany uśmiech. – Nie wiem, co mam powiedzieć. – przyznała szczerze, cichym i lekko drżącym głosem. – Potrzebuję chwili. – uniosła dłoń w przepraszającym geście, jeszcze raz spojrzała na niego, by upewnić się, że ją rozumie, po czym wycofała się, wychodząc z muzeum na chłodne powietrze. Musiała odetchnąć, pomyśleć, przekonać się, że to nie był sen.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z widniejącym wciąż na twarzy rozbawieniem pokiwał głową z uznaniem. Wcale nie dziwiło go Laurowe dążenie do perfekcji, wszak pragnęła być świetna we wszystkim, za co się zabierała. Doceniał w niej tą cechę, zresztą należała do nich obojga. Dostrzegał to przy każdej okazji, kiedy zajmowali się czymś nowym, choćby testowaniem nowej techniki fotografii. Przyglądał się jej skupieniu i zawziętości w osiągnięciu zamierzonego celu, przyklaskując zdobytym osiągnięciom. Liczył na to, że wkrótce będą mieli więcej okazji, do wspólnego świętowania.
Oszczędny komentarz w temacie ojca uznał za jego zakończenie. Nie było potrzeby, aby go drążyć, zwłaszcza gdy gołym okiem było widać, iż panna Hirsch nie czerpie radości z tej opowieści. Wzruszenie ramion i silący się na obojętność ton nie do końca szły ze sobą w parze, Leonard zapisał sobie w pamięci, by ponownie poruszyć tę kwestię w innych okolicznościach.

”Potrzebuję chwili”, wybrzmiewało wciąż w jego głowie, kiedy stał tak na środku sali, pozostawiony w niejakim zawieszeniu. Powoli wsunął dłonie w kieszenie spodni i wydął policzki, wypuszczając powietrze ze świstem ze wzrokiem utkwionym w plecy opuszczającej salę dziewczyny. Czy spodziewał się takiego obrotu sytuacji? Musiał przyznać, że jako typ analizujący wszelkie za i przeciw, gotowy był na (niemal) każdą ewentualność.
Łomoczące w piersi serce domagało się utraconego przed momentem dotyku. Ułożona na piersi drobna dłoń była zaproszeniem i powierzeniem zaufania, na które pragnął od razu odpowiedzieć, przyciągnąć ją do siebie, pogłębić pocałunek, oddać się bez opamiętania błogości szczęśliwej chwili. Czekoladowe spojrzenie przesunęło się na zawieszony w ramie obraz, lecz wzrok ten był martwo utkwiony w zaznaczonej przestrzeni. Myśli gnały przed siebie w poszukiwaniu nowych rozwiązań, analizując kolejne, potencjalne rozwiązania, jakich dotychczas nie brał pod uwagę. Po raz pierwszy w Adlerowej głowie pojawiły się wątpliwości, czy aby jednak nie posunął się o krok za daleko. Zaznaczył, iż nie oczekuje żadnych wyznań ani deklaracji, ale czy mimo wszystko nie było zbyt wcześnie? Zostawił ją tu na cały rok, wyłącznie ze słowami mętnego wyjaśnienia, a teraz wrócił, niosąc przeprosiny. Oczekiwał wyrozumiałości i akceptacji, otwartości na nowe - w zamian za co gotów był ofiarować jej wszystko.
Czekała! wołał cichy głos z tyłu głowy, jakby podsuwając cień nadziei, na co Leonard uśmiechnął się w duchu. Zawiązane w żołądku supły zdawały się chcieć tańczyć, łaskocząc delikatnie w ekscytacji. Nie był przyzwyczajony do podobnego uczucia, ciekawy własnych reakcji pragnął sięgnąć po więcej.
Zerknął przelotnie w kierunku wejścia, nasłuchując w korytarzu nadchodzących kroków. Nieusatysfakcjonowany ciszą odczekał jeszcze kilka sekund, po czym ruszył przed siebie, kierując się w stronę szatni, a następnie pchnął główne drzwi, wychodząc na zewnątrz.
Stała tam, przodem w kierunku miasta, nie odwracając się do zaistniałego za plecami poruszenia. Czerwona sukienka o kwiatowym motywie wyraźnie odcinała się od szarości okolicznych budynków, a jej dolna falbana łopotała cicho targana wiatrem. Od razu poczuł panujący na zewnątrz przejmujący chłód. Wczesny wieczór w środku lutego w Seattle zdecydowanie różnił się temperaturą od tego, do czego przywykł w ostatnim roku w Grandzie. W Hiszpanii nosił t-shirty o krótkich rękawkach do spodni o zwiewnych materiałach. Tutaj pomimo grubego swetra czuł zimno, nie chciał nawet myśleć jak musiała teraz czuć się Laura. Przestąpił kilka kolejnych kroków, zatrzymując się obok dziewczyny, dostrzegając wywołane chłodem (czy tylko nim?) drżenie szczupłego ciała.
- Nie wiem jak ty, ale zdążyłem pogodzić się ze świadomością, że nigdy nie będzie nam dane obejrzeć wystawy do końca - odezwał się z uśmiechem w jednym z kącików ust i wyciągnął rękę, by otoczyć ją ciepłym ramieniem. To już drugi raz, kiedy odwiedzali to miejsce i po raz drugi stawało się ono miejscem przekraczania granic, wychodzenia poza to, co znane i bezpieczne. - Myślisz, że przyjmują zwroty biletów? - Niegdyś doprowadzał tym Laurę do szału, nagle zmieniając temat, pozostawiając irytujące niedopowiedzenia. Tym razem drobnymi żartami chciał rozładować napiętą sytuację, sprawić by poczuła się przy nim swobodnie.
Nie natknąwszy się na stanowczy opór, uniósł i drugie ramię, by zamknąć ją w objęciach i przez chwilę trwać tylko w milczeniu, którego przedłużające się brzmienie wcale nie budziło konsternacji czy niepokoju. Powstrzymał w sobie przemożną chęć ucałowania jej włosów, których zapach mieszał mu w głowie. Dopiero teraz prawdziwie poczuł, jak bardzo za nią tęsknił.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Szybko zniknęła z pola widzenia Adlera. Dość zgrabnie udało się jej wyminąć wchodzących do muzeum ludzi, przeciskając się między nimi tak, by nie musieć się siłować z ciężkimi szklanymi drzwiami. Wyszła na zewnątrz i od razu uderzyło ją chłodne zimowe powietrze. Skrzyżowała ręce na piersi i zeszła ze schodów, by nie torować wejścia i znaleźć sobie miejsce, by pomyśleć. W jej głowie kotłowało się tak wiele pytań. Przestąpiła z nogi na nogę, czując jak zimno szczypie jej skórę, po czym uniosła głowę i z przeciągłym westchnieniem, przymknęła oczy. Jej dłoń mimowolnie powędrowała do ust, które jeszcze przed chwilą dotykały Leonardowych warg.
Chciała, by sytuacja była prostsza. Może faktycznie była, tylko Laura jak zwykle wszystko nadinterpretowała i niepotrzebnie analizowała? Wiedziała o jego powrocie od kilku dni, w których trakcie próbowała przygotować się odpowiednio do tego spotkania. Nie spodziewała się jednak, że tak szybko ich rozmowa zejdzie na poważniejsze tematy, a Leonard od razu przejdzie do rzeczy. Jednak to właśnie dlatego wierzyła w jego słowa. Wierzyła w to, że przez ostatni rok myślał o nich, a po powrocie chciał się spotkać. Ona również myślała. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie wiedziała, czy może mu zaufać.
A co jeśli znów zniknie? To pytanie zaprzątało jej głowę.
A co jeśli jesteśmy teraz zupełnie innymi osobami? Wiedział przecież, że wiele się zmieniło, sam o tym wspomniał. Czy oczekiwał więc, że magicznym sposobem wrócą do tego, co było rok temu, czy zaczną wszystko od nowa?
Co tak naprawdę miał na myśli? Może ten niepokój wybiegał za daleko, doprowadzając ją do szaleństwa, ale zaczynała się niepokoić. Chciał się widywać? Randkować? Przedstawiać swoim znajomym?
Zadrżała. Poruszona chłodem, ale także obecnością Leonarda. Przeniosła spojrzenie na twarz mężczyzny i uśmiechnęła się blado, gdy otulił ją swoim ramieniem.
– Mam nadzieję, że nie okaże się to prawdą. – odpowiedziała po krótkiej chwili. Choć nie wiedziała, co z tego wszystkiego miało wyniknąć, nie chciała, by było to ich ostatnie spotkanie. Miała wrażenie, że niezależnie od tego, co by się między nimi wydarzyło, potrafili zachować się na tyle dojrzale, by wybrać się razem do muzeum i w neutralnych warunkach spędzić razem trochę czasu. Zaśmiała się cicho i pokręciła lekko głową. – Wątpię. – przyznała. – Poza tym… jeśli naprawdę liczysz na… drugą szansę – dała sobie chwilę, by odetchnąć i zebrać myśli, po czym układając dłonie na jego klatce piersiowej i pozwalając mu się przytulić, by zasłonił ją przed zimnem, zaczęła mówić. – to nie możesz się tak łatwo poddać i zrezygnować z tej wystawy. – dokończyła, uśmiechając się pod nosem, czego w tym momencie nie mógł zauważyć. Bała się, że kolejny raz narobi jej nadziei i złamie serce. Jednak jeszcze bardziej bała się zmarnowanej szansy. Nie mogła więc pozwolić na to, by Leo ją sobie odpuścił. Od niego zależało, jak to wykorzysta. Jednak ona musiała mu dać taką możliwość. Skoro tak wiele zależało od niej, mogła trochę dopomóc temu szczęściu. Przesunęła zmarznięte dłonie i oplotła go ramionami, wtulając się w jego klatkę piersiową.
– Oboje się zmieniliśmy. – odezwała się cicho, w końcu unosząc głowę, by spojrzeć na twarz Leonarda. – Chciałabym dowiedzieć się jak bardzo. I chciałabym poznać Leo, który stoi przede mną. – dodała z delikatnym uśmiechem. Wspomnienie, które zdążyło wyblaknąć nieco w ciągu ostatniego roku, a także zniekształcić się tak, by pozostało tylko momentem, do którego się wzdychało, przywoływało zupełnie inny obraz drugiej osoby. Laura chciała sobie przypomnieć, a także poznać Leo na nowo.
– Wrócimy tam? Jest naprawdę zimno. – zmarszczyła lekko nos i przestąpiła z nogi na nogę, czując, jak wiatr przedostaje się przez materiał jej sukienki i nieprzyjemnie muska jej skórę.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z cichym westchnieniem ulgi przyjął jej wątłe ramiona i kruszejące pod atakiem zimna ciało. Przez moment obawiał się nawet, że w ciągu tych kilku minut, jakie zdawały się ciągnąć w nieskończoność, panna Hirsch wyciągnęła niekorzystne dla niego wnioski. Bał się i tkwił w oczekiwaniu, że zaraz go odepchnie, ganiąc za zbytnie folgowanie - dlaczego w ogóle się tym przejmował? On, Leonard Adler, miałby się przejmować jakimś odrzuceniem? Niedoczekanie… - Tyle że cała sprawa nabierała zupełnie nowego obrotu w towarzystwie tej konkretnej dziewczyny. Umysł domagał się wyjaśnień - skąd, dlaczego, ale jak to?! - tyle że serce wzięło górę. Uśmiechnął się promiennie, a nawet zaśmiał krótko, słysząc że Laura podłapała żartobliwy ton, zwinnie wykorzystując go w rozmowie. Poza nią naprawdę nie istniało nic więcej.
- Wobec tego obejrzymy tą, a także każdą inną godną uwagi wystawę w mieście - zadeklarował, poczuwając się w gotowości do spełnienia obietnicy o drugiej szansie. Zacieśnił swoje objęcia, widząc jak próbuje schronić się przed zimnym wiatrem. Rzadko kiedy cokolwiek sobie odpuszczał. Raz powzięty cel miał doczekać się spełnienia, a nawet doprowadzenia do perfekcji, błyszczącego, idealnego trofeum, których niezliczoną ilość posiadał (nie tylko) na zawieszonych w umysłowym pałacu półkach. Choć tamtego dnia nie myślał o niej w kwestii zdobycia zwycięstwa, tak podświadomość piała już z zachwytu. Ogarnęła go nagła radość, dość dziwna, inna niż te, jakie przydarzały mu się dotychczas. Przyłapał się na poczuciu szczęścia i spełnienia, lecz nie o krótkich, pustych uśmiechach, których ulotność podkreślać miała wyjątkowość chwili. To radość, w której chciał trwać nieustannie, najlepiej i wiecznie, zawieszony w bezkresie, byleby z nią.
- Mamy czas, by się o tym przekonać - odparł z uśmiechem, sięgając spojrzeniem do twarzy Laury. Nie do końca zdawał sobie jeszcze sprawę z mnogości zmian, jakie czekały ich odkrycia. Spodziewał się, że oboje, układając sobie życie wedle własnych upodobań, nie zakładali, że przyjdzie im się ponownie spotkać. Leonard nie zakładał. Jeszcze przed dwoma miesiącami snuł plany o nowym projekcie badawczym, wybierał europejskie kraje na nadchodzące wakacje i to w Hiszpanii widział swoje miejsce, pozbawione obecności tej, o której zdarzało mu się śnić. Czy na pewno chciał odkrywać zasłonięte karty, zarówno swoje, jak i Laury? Czy nie obawiał się tego, co może się pod nimi skrywać?
- Masz rację, chodźmy - zreflektował się, rozluźniając uścisk, znów niechętnie zwalniając ją ze swych objęć. Ileż by dał, by móc zabrać ją gdzieś daleko, poza zasięg wścibskich oczu, by stracony czas nadrobić od razu. Skutecznie odpychał od siebie kolejne wątpliwości, których mnogość uderzy go ze zdwojoną siłą, gdy tylko wróci do domu, sam. Za bardzo chciał wszystkiego doświadczyć na raz, zupełnie wbrew sobie, pospiesznie, bez rozwagi i oglądania się za siebie, lecz jak inaczej, kiedy dziwna siła wciąż popycha go ku spełnieniu? Poprowadził ją z powrotem na szczyt schodów, by pchnąć drzwi prowadzące do galerii.
Następnym razem…

| zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Konstrukcja Henry Art Gallery - podświetlane od wewnątrz metalowe piramidy wypełnione zmatowionym szkłem, nieregularnie pozlepiane z sobą bryły betonowych kopuł i piaskowych wielościanów, i powtykane między to wszystko kępy juki i tawułek - kojarzyło się Arsonowi z żałosną reminiscencją po jednym z późniejszych odcinków Jetsonów, na punkcie których, swoją drogą, miał w dzieciństwie krótkotrwałą, lecz i nader intensywną obsesję. Naiwny futuryzm, który pewnie trzydzieści lat temu wprawiał gości placówki w zachwyt nad odwagą i wizjonerstwem architekta, dziś mógł wzbudzić co najwyżej pobłażliwy życzliwy uśmiech - pełznący teraz, zresztą, po twarzy aktora; nie tyle nieśmiały, co subtelny, wycelowany raczej we własne myśli, niż w publikę.
Ta zresztą - w postaci innych przedstawicieli świata kultury i sztuki, zaproszonych na wczesnomajowy wernisaż organizowany przez głównego kuratora HAG - zdawała się dopiero zbierać, ciągnąc wąskimi ścieżynkami wyznaczonymi jak labirynt między prostokątami i owalami gazonów.
Było ciepło. Nie tak wprawdzie jak latem, gdy pot płynie wąwozem pleców, włosy kleją się do czoła, a jaźń fiksuje na punkcie myśli, czy porcja wtartego w pachy dezodorantu wystarczy, by zachować nie tylko klasę, ale i honor, ale na tyle, by panie zrezygnowały z rajstop, a panowie rozpięli pierwszy drugi guzik koszul, i wachlowali się ukradkiem połami marynarek, albo programami wystawy rozciągniętymi między palcami jak wachlarz. I wszystko pachniało miksturą drogich perfum, szampana ze średniej półki, i zielonością młodych, jędrnych roślin, których nie zdążyły jeszcze zmęczyć lipcowe upały i sierpniowe burze.

Arson wsłuchiwał się w dwie rzeczy jednocześnie: chrzęst żwiru pod podeszwą swoich własnych oksfordek - pary butów drogich i ładnych, glancowanych na błysk z troską, z jaką niektórzy doglądali własnych dzieci, oraz w głos konferansjera, który zapraszał do środka, nakazywał częstować się tartinkami, i informował o lekkim opóźnieniu w rozpoczęciu wystawy - z przyczyn niezależnych od organizatora.
  • [Przyczyny były tajemnicą poliszynela - niosącą się teraz szeptem z ust do ust, nad krawędzią kieliszków, rantami mikrych kanapeczek, ponad błyskiem pomadek i balsamów: artysta, bufonowaty malarz, który kryzys wieku średniego przeżywał od jakichś piętnastu, zdawało się, lat, zapił, i był aktualnie doprowadzany do porządku gdzieś w kuluarach, poza zasięgiem wzroku rozlubowanej w sztuce gawiedzi.]
Ktoś wcisnął mu w dłoń kieliszek drżący złotością bąbelków, ktoś inny, witając, poklepał po ramieniu w dziwnie poufałym geście - zupełnie jakby się znali, choć de Loughrey-Cox przysiąc mógł, że totalnie nie kojarzył tej facjaty, i nagle, nim się obejrzał, nasz samotny aktorzyna wciągnięty został w galeryjny wir przeintelektualizowanych pogawędek i kurtuazyjnych pytań - Czy to jego pierwszy raz? A może był wcześniej na wystawie Novaka? Czy pamięta jego debiut? Co sądzi o "Iluzoryce", najnowszym dziele malarza (niepokojąco zbliżonym do waginalnych kwiatów O'Keefe, ale nikt nie miał odwagi tego faktu otwarcie skomentować)?
Szatyn kiwał głową, mówił, że nie, bo miał, tak się składało, wątpliwą przyjemność już przed dwoma laty poznać artystę podczas wernisażu na Florydzie, że owszem, pamięta "Eutanazję" (aż za dobrze) oraz, że prawdę mówiąc nie jest jeszcze pewien, bo potrzebuje czasu (i dużo, dużo, dużo tego cholernego szampana), by móc naprawdę przetrawić straszące z antyram impresje, które wyszły spod pędzla (i strach myśleć czego jeszcze) Novaka.
Jednym słowem: nudził się jak mops, i choć z rana zakładał jeszcze dość butnie, że zostawienie Ettel w domu (trochę, jakby była zimowym płaszczem - zbyt puchatym jak na tę porę roku, albo kompletem kluczy - zsuniętym w roztargnieniu za kanapę) jest doskonałym pomysłem, teraz zaczynał tej decyzji żałować. Mogliby się przynajmniej pośmiać z poważnych min krytyków, wpatrzonych w płótna i smugi farby jak cielęta w malowane wrota, albo zagrać w szczerość czy wyzwanie, jak to w równie nużących sytuacjach robili przed laty. Niestety, wpadłszy we własną pułapkę, Arson de Loughrey-Cox był sam. I pewnie wyszedłby od razu, gdyby nie obietnica złożona Mattowi - swojemu (aktualnie) najlepszemu kumplowi z teatru, który, tak się składa, był również chłopakiem Novaka. Wypadało zatem zostać przynajmniej z pół godziny?
- Chhhryste, koniec jebanego świata - wyrwało mu się w ramach komentarza, chyba ciut zbyt głośno, gdy, zatrzymując się między piramidą przekąsek i jednym z monumentalnych obrazów, zorientował się, że był tu dopiero od pięciu minut.

autor

Awatar użytkownika
32
169

czarna owca seattle (niemalująca malarka)

bezdomność w seattle

elm hall

Post

Nie wiedziała po co tu przyszła.
Od trzech lat nie namalowała choćby połowę obrazu - jednakże było w tym coś fascynującego, wiążącego się z paranoiczną formą utraty - brakiem błogosławieństwa dla duszy, hańbą wyrytą w pamięci. Brak weny (niezależnie czy jest wykonywana wedle zawodu, lub zwyczajnych hobbystycznych pobudek) - wpływała na artystę - wciąga go w stan odrzucenia własnej wartości, w każdej sekundzie życia doskwiera i przypomina o swojej niedoli. Maude nie była już w tym stanie - znajdowała się hen daleko, wliczała się w szereg tych zepsutych, bez pasji - nadziei, lub próby zwalczania dyskomfortu. Odeszła w zapomnienie i pogodziła się z taką formą istnienia albo też nie jeżeli przywołamy tu chociażby paradoks Kota Schrödingera - czy już w tym „pudełku” umarła, czy wciąż dusi się trucizną wszechświata? Aktualnie pozostawało jedynie wegetowanie - i nie kiedy od czasu do czasu przerażający krzyk do czterech gołych ścian - (czy kiedykolwiek ktoś usłyszy te wołanie o pomoc?)- Oddaliła się - odtrąciła wszystkich (również tych, którym najbardziej zależało - Rodzice, Siriusz, Max - Ryder) - zatraciła się w swoim własnym cierpieniu; nawet nie przechodząc żałoby.
Śmierć dziecka doprowadziła życie Bosworth do katastroficznych skutków - niszcząc siebie spowodowała tak ogromny wybuch, że tym którzy stali najbliżej, również się oberwało, co ona miała teraz zrobić? Jak się podnieść - jak nauczyć się na nowo oddychać? Więc trwała - pełna żalu, bólu - nienawiści, agresji - w momencie gdy odebrano od niej Marisole - zaprzestała swoją walkę - nic nie miało znaczenia, a każdy z obrazów które niegdyś w szczęściu, trosce, cieple - namalowała - spłonął wraz z marzeniami (dosłownie).
Więc... dlaczego tu wciąż była?
Cielonym spojrzeniem wpatrując się w tą kombinację, chłonąc z każdego dzieła - z każdego koloru, maźnięcia pędzla, palca - bądź niedokończenia (ona zrobiłaby inaczej) - odrobinę płomienia. Tęskniła za sztuką, za towarzystwem, za wszystkim co tak bardzo kochała, lecz wolała się karać - coraz to bardziej topić się w dnie oceanu, niżeli przyznać - że ona mogłaby ją uratować. Maude Aurora Bosworth nie chciała być ratowana; samowolnie wybrała drogę - nie błagała o wyciągnięcie pomocnej dłoni - ten stan idealnie się sprawował - nie rozczarowywała bo nikt nie wierzył, że jest godna zaufania. Tylko jedna osoba - odrębna jednostka wciąż nieustannie wgapiała w nią swoje błękitne (niczym jak niebo letnią porą) oczy malutkiego szczeniaczka (labradora, najlepiej by to opisywało) - był to Max MacCarthy - cholerny „wrzód na tyłku” - niezależnie co mu powiedziała, jak bardzo go zbeształa (to i tak delikatnie słowo) - wciąż przy niej, walczył - przeciskał się przez mgłę pełną nienawiści - może właśnie z jego powodu pojawiła się w miejscu, które niegdyś wprawiało w niej radość? Wolała tak o tym nie myśleć - lecz to Max - niczym jak chłopak z sąsiedztwa ze złotym sercem sprawił, że choć przez chwilę pragnęła powrócić do ciała, jak i umysłu starej siebie.
Jednak przegrała - wystarczył zaledwie kwadrans, by wyszła z galerii i przysiadła nieopodal na murku z własnej torebki wyciągając piersiówkę i biorąc kilka porządnych (choć już w środku była delikatnie wcięta - trzeba też zaznaczyć, że Maude od trzech lat nie znajdowała się w stanie trzeźwym) łyków. Nie mogłaby do tego wrócić; to nie byłoby w porządku, to oznaczałoby, że pogodziła się ze stratą córki - a ten scenariusz nigdy nie nadejdzie. Zawsze będzie winić cały świat (a najbardziej Boga) za odebranie jej dziecka.
Zaledwie dwie minuty później dostrzegła wychodzącego (być może w podobnym stanie) faceta.
Chhhryste, koniec jebanego świata
- Amen. - wysunęło się z ust malarki automatycznie, lecz te słowo nie zabrzmiało w żaden sposób religijnie - było niczym bluźnierstwo, a zarazem przekleństwo które na siebie wydała. - Kto Cię skazał na takie męki? - prawa brew szatynki powędrowała do góry. - Matka, brat...? - wtedy wzrok znalazł się niżej a na palcu dostrzegła obrączkę. - Stawiam, dychę że żona. - lewy kącik warg delikatnie się poruszył - dzisiaj wyglądała dobrze, idealnie opinająca się na ciele czarna sukienka - a zarazem eksponująca najbardziej pożądane części, mocny makijaż (choć w odpowiednim świetle mógłby dostrzec podkrążone oczy) i krwistoczerwona szminka; nie flirtowała - bardziej rozbawiła ją reakcja mężczyzny - cóż, dla niej był to cały świat - a dla innych zwykła nuda. Palcami odnalazła paczkę papierosów, wyciągając w stronę nieznajomego. - Weź, musisz mieć wymówkę dlaczego wyszedłeś. - lepiej taka, niż widok męża z obcą piękną kobietą.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Fremont”