WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">ghost train
<div class="ds-tem4">dom duchów</div></div><div class="tem-in">
<br><br><br>
Kolejka górska jest jedną z wielu atrakcji w tym parku rozrywki. Prowadzi przez ciemne tunele wewnątrz piwnicy, a także przez wysokie piętra starego, opuszczonego Domu Duchów, wyjeżdża także na zewnątrz - gdzieś w głąb zamglonego lasu. Przejażdżka trwa około piętnastu minut. Wagoniki mają po dwa, trzy oraz cztery miejsca. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jest w najlepszej formie.
</div>
</div></div></table>
-
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">freak show
<div class="ds-tem4">ingerencja mg</div></div><div class="tem-in">
Odgadnięcie hasła nie mogło być, aż tak trudne, prawda? Na pewno wszystkim się udaje. Aura tego starego, wyglądającego na opuszczony, parku rozrywki przyprawia o ciarki. Wokół jest ciemno, kręcą się karuzele - jedyne źródło świateł. Dookoła szumią drzewa, bo na zewnątrz lekko wzmógł się wiatr, samopoczucia tych strachliwych nie poprawia lekko padający deszcz, tworzący nisko zawieszoną mgłę. Clown, będący waszym przewodnikiem, waszym cieniem, waszym okiem i uchem - machnął ręką i podprowadził was pod kolejkę w Domu Duchów. Nie macie zbyt wielkiego pola do popisu. Czy ktoś się waha? Jeśli tak, to zadaniem reszty grupy jest przekonać go, aby wsiadł z wami razem do środka - pierwsze miejsce zajął już przecież Clown. Nie możecie się rozdzielać. Nikt nie może pozostać na zewnątrz, bo wówczas kolejka nie ruszy. Nie bójcie się, to tylko park rozrywki, to tylko zabawa, co może się nie udać? <br><br>
* MG nie daje wam żadnych wyborów - póki co. Macie dwa dni na rozpoczęcie gry, pamiętajcie o aktywności. Kolejny post pojawi się w niedzielny wieczór. Bądźcie czujni!
</div>
</div></div></table>
-
Zacznijmy od tego, iż do samej halloweenowej imprezy miał dość mieszane uczucia. Nikogo nie powinno dziwić, jak namiętnie unikał podobnych zabaw przez ostatnie lata. Od jej śmierci. Z czasem jednak coraz trudniej przychodziło mu życie samotnika na własnej łajbie - wyrzuty sumienia względem bliskich osób? Niewątpliwie stanowiło to ważny aspekt w jego powrocie do świata żywych, gdyż osobiście nie wkładał zbyt wiele trudu w przepracowaniu straty ukochanej kobiety. Na nieszczęście przyjaciółka Philipa należała do tych przekonujących osób, którym przytakiwałeś już dla świętego spokoju. Dlatego ostatecznie z lekką niechęcią udał się we wskazane na zaproszeniu miejsce, licząc, że spotka na miejscu właśnie Darby. Zaciskając palce na latarce, przeklinał pod nosem wybraną lokalizację. Ogromnie śmiesznie wybierać do zabawy cmentarz, nieprawdaż? Nie mógł się teraz wrócić, ponieważ porzucenie blondynki na tak niepokojącej imprezie wydawało się szalenie nie na miejscu. - Co do... - tylko tyle zdążył wyrzucić z siebie, gdy nagle ktoś zarzucił mu na głowę worek. Reszta słów była już zlepkiem przekleństw słabych do wychwycenia. Prawdopodobnie również zamachnął się na "porywacza", zdzielając go w jakąś część ciała. Najwidoczniej zbyt słabo, gdyż został władowany do samochodu, w którym grała muzyk niczym z horroru klasy C. W co najlepszego on się właśnie wpakował? Zamrugał kilkukrotnie, kiedy w końcu dotarli do docelowego miejsca... a tak przynajmniej mu się wydawało - Darby... Callie? - od razu wyłapał znajome twarze w tej niewielkiej grupie, będąc przy tym dość zaskoczonym. Nie przypuszczał, że jego szwagierka miłuje się w takich atrakcjach. W końcu wyszła za Clive'a... więc z góry zakładał, iż preferuje coś bardziej spokojnego i stałego. Zagadka na pierwszy rzut oka wydawała się niezrozumiała dla Phila, lecz o dziwo dość szybko udało mu się z nią uporać. Skierował się za clownem w kierunku kolejki, obracając w stronę pozostałych. - Nasz uber czeka... - wywrócił oczami, bo prawdopodobnie zachowywali się jak te kobiety biegnące schodami w górę przed mordercą.
-
Och Halloweeen – trzeba przyznać, że Darby Walmsley nie była fanką. Nie chodziło nawet o głupie horrory, które oglądała chowając głowę za poduszką, ale bardziej o koszmary, które niezmiennie towarzyszyły jej o tej porze roku i były jakby wspomnieniami z poprzedniego życia. Wszędzie widziała klauny. Prześladowały ją i męczyły. Nie dawały spokoju. Niejednokrotnie budziła się z krzykiem i rozglądała nerwowo sprawdzając, czy wszystko w jej pokoju jest w porządku – czy nie został czasem obwieszony strasznymi zdjęciami kobiety z rudą czupryną (która, nawiasem mówiąc, była kolejnym koszmarem). Zastanawiała się nawet, czy nie powinna przypadkiem udać się na egzorcyzmy, aczkolwiek nie podjęła jeszcze tak drastycznych kroków. Zwłaszcza, że była bezpieczna. Jeszcze.
Dlaczego więc postanowiła wybrać się na imprezę? To proste – zdecydowanie lepiej było spędzić ten dzień w większym gronie, niż przed telewizorem, przy Chandlerze, który prawdopodobnie śmiałby się z jej paranoi. Zwłaszcza, ze miał się z nią wybrać również Philip. Drugi powód: uwielbiała przebieranki. Możliwość założenia długiej, błękitnej sukienki i diademu była nie lada pokusą. Po godzinach błagania namówiła nawet przyjaciela, by tymczasowo został jej księciem. Szybko pożałowała wszystkich decyzji, które podjęła tego dnia.
Stojąc w uliczce rozglądała się, próbując w ciemności dostrzec Philipa. Czy na pewno znalazła się pod właściwym adresem? Jeszcze raz spojrzała na trzymane w ręku zaproszenie. Tak, to musiało być tutaj. Tylko co dalej? – Philip? – zapytała, gdy coś koło niej przemknęło. Czuła dreszcze na całym ciele. Już miała ochotę zawrócić i zaszyć się w swojej sypialni, gdy nagle ktoś zarzucił jej worek na głowę. Nerwowo wymachiwała rękami, ale niewiele to dało. Dopiero później, gdy ściągnęła z siebie to cholerstwo, poczuła się nieco pewniej – widząc obok filipową twarz. Chwyciła go mocno za ramię. – Co to, do cholery, jest? – mruknęła. Świat sobie z niej zakpił, rzucając ją w sam środek klanowego królestwa. Cały czas nie puszczając się ramienia przyjaciela, ruszyła z nim w stronę kolejki.
-
nie miał zamiaru wydruniać się jakoś przesadnie, bo w gruncie rzeczy miał w tę całą imprezę wyjebane, więc strój dobrał tak, żeby po prostu nikt nie wyrzucił go za drzwi (za cmentarną furtkę?) za wygryzienie się z dresscode'u i jednocześnie nie przynieść sobie wstydu, jeśli na miejscu okaże się tak nudno, że zamiast odbijania się od idiotów w kostiumach zdecyduje się skręcić na jakąś vixę. kłamstwem byłoby jednak powiedzenie, że nie wiązał z tym wypadem żadnych nadziei, bo cmentarz brzmiał bardzo obiecująco. jako wiecznie zblazowany dziewiętnastolatek bez umiejętności powstrzymywania się od krzyżowania ramion na piersi i przewracania oczami, liczył chyba trochę na to, że ktoś postanowi złożyć go w ofierze jakiegoś rytuału albo chociaż uprowadzić i od nieistniejącej rodziny zażądać okupu. albo od franklina, który umarłby ze stresu. cool.
ten szereg myśli bezpośrednio poprzedzający moment, w którym ktoś wyłonił się z ciemności sprawił, że w momencie, w którym ktoś zarzucił mu na głowę worek, po kilku sekundach otępiałego zaskoczenia był raczej bliższy śmiechu niż paniki. kurwa, jakie to zabawne - czy właśnie wygderał sobie zajęcie na najbliższe dni? jakiś przytłumiony głos rozsądku przyblokował przesadną ekscytację, bo to równie dobrze mógł być fragment jakiejś gry terenowej. nie ma nic gorszego niż tak cholernie się zawieść, więc jakoś nie przyszło mu do głowy, żeby jakkolwiek aktywnie stawiać opór, no niech się popiszą te dowcipnisie. byleby tylko nie trzęsło za mocno.
nie miał zamiaru liczyć, bo - kurwa - nienawidził liczyć, liczenie było do dupy, więc stał po prostu, już zdążywszy skrzyżować ramiona i pod tym workiem faktycznie przewrócić oczami, zanim wreszcie pozwolono im pozbyć się z głów tych śmiesznych akcesoriów. na widok clowna musiał unieść wysoko brwi, powstrzymując z trudem cisnący się na usta uśmiech - dobrze, że był całkiem niezłym aktorem. organizatorzy tez postarali się nieźle, zabierając ich... poza seattle? chyba? na pewno. zbyt wiele nocy spędził włócząc się po opuszczonych budynkach, żeby nie zauważyć takiego molocha, który teraz pochylał się nad ich głowami. nieważne, bo zaraz jakiś mężczyzna rzucił krótkim callie, w reakcji na które głowa chłopaka odwróciła się gwałtownie w jego stronę, z nadmiernie chłodnym spojrzeniem. że to o mnie niby? znał go? ciężko było być pewnym, światła w klubach czasem są naprawdę ostre. szybkie rozeznanie w sytuacji pozwoliło jednak odsunąć ten wniosek - na kogoś innego patrzył i bardzo, kurwa, dobrze.
potem już poszło zaskakująco szybko. list, melodia, jakaś drobna doza politowania, która musiała pojawić się w spojrzeniu, które podnosił znad kartki na clowna. milczał. co miał mówić? włócząc się za wszystkimi, na samym końcu, rozglądał leniwym spojrzeniem wokół, na ten moment bardziej zafascynowany samym położeniem miejsca, w którym się znaleźli, niż chociażby osobą clowna. po wejściu do środka znowu skupił się na swoich towarzyszach, zanim uważne spojrzenie zatrzymało się na przodzie kolejki. clown zaraz władował się do wagonika i wyglądał całkiem komicznie, a gość, który wcześniej zwrócił jego uwagę, prowadził do kolejki kobietę w balowej sukience. super, oni mieli bal, a on miał zombie na koszulce. nie żeby mu to jakoś przeszkadzało - chyba raczej schlebiało? w końcu był inny niż wszyscy, alternatywny, więc musiał się wyróżniać nawet w kolejce w opuszczonym parku rozrywki.
- wolne tu? - zawisł nad clownem, który zajmował już swoje miejsce, bo na ten moment wydawał mu się najbardziej obiecującym towarzyszem eskapady. nie czekając na odpowiedź, wsunął się na miejsce obok, a dłoń sięgnęła do kieszeni, wydobywając z niej paczkę papierosów. - można tu palić? - spytał dla zasady tylko, podsuwając facetowi w przebraniu opakowanie pod sam nos, żeby się poczęstował, jak ma ochotę, wiadomo. potem też odwrócił głowę do parki w wagonie za sobą. - macie ogień? zapalara musiała wypaść mi w samochodzie - podzielił się refleksją, chociaż to nie była prawda. dobrze wiedział, że została w domu na stoliku, bo na imprezach dobrze było mieć w postaci jej braku wymówkę do nawiązania rozmowy z nieznajomymi.
-
Jak wielkim było jego zdziwienie, gdy przed oczami stanął mu klaun, który to postanowił uraczyć zgromadzonych przejażdżką. A Marquez jak to Marquez nie były sobą, gdyby i w tej sytuacji nie wskazała się typowym sobie sceptyzmem. Nawet w mroku kolejka nie wzbudzała jego zaufania, sprawiając wrażenie nieco nadszarpniętej zębem czasu. On miał tam wejść? No, nie. W prawdzie nie zamierzał robić scen niczym nastolatek z trzeciej części "Oszukać Przeznaczenie", ale postanowił w dość jasny sposób zasygnalizować przewodnikowi, że nie uśmiecha mu się ryzykowanie zdrowia dla kilku chwil wątpliwej frajdy. -Dzięki, zaczekam tutaj.- rzucił w eter wciskając ręce w kieszenie kurtki.
-
Niczego się nie spodziewając, świecił latarką na różne przedmioty, czekając na innych uczestników. Był pewien, że to po prostu miejsce zbiórki. W pewnym momencie został zaatakowany, a ktoś założył mu worek na głowę. Krzyknął wystraszony, będąc pewnym, że porwała go psychofanka, która ostatnimi czasy wysyłała mu miłosne listy i niepokojące smsy. Był pewny, że to tylko kwestia czasu, jak odwiedzi go osobiście. Był przekonany, że już po nim. Porywaczka na pewno zabierze go do swojego domu, wypełnionego dziwnymi lalkami i pluszowymi misiami, po czym zamknie go w piwnicy, żeby robić z nim co tylko będzie chciała. Robertowi nie uśmiechało się umierać tak młodo, albo co gorsza zostać niewolnikiem do końca życia. Jęknął cicho i skulił się, gdy wrzucono go do auta.
— Przepraszam bardzo… mam dużą rodzinę, prawnika, doradcę finansowego i Kiarę Managera. Będą mnie szukać, pewnie już zawiadomili policję — wydukał z siebie niepewnym głosem.
Kiedy okazało się, że to nie psychofanka, tylko wstęp do halloweenowej imprezy, kamień spadł mu z serca. Poczuł się lekki i można nawet powiedzieć, że szczęśliwy. Odetchnął z ulgą, po czym uśmiechnął się i z zapałem odgadł hasło, chwilę wcześniej witając się naturalnie z innymi uczestnikami.
— Jesteś bardzo strasznym klaunem, naprawdę — powiedział do mężczyzny w przebraniu klauna, chociaż jego mina nie zdradzała ani krzty strachu, więc trudno powiedzieć, czy klaun mu uwierzył. Pochwalił Darby za piękny kostium, po czym stanął przy Jaquinie i zerknął na kolejkę, do której mieli wsiąść.
— Co Ty, stary. Raz się żyje, w końcu siedzimy w tym razem. Będzie dobrze — powiedział, jednocześnie wchodząc do wagonika, pchając go przed sobą. Chcąc czy nie chcąc Jaquin znalazł się w wagonie razem z Robertem, który usiadł tak, aby nie dać mu wysiąść.
— Przebrałeś się za wariata? — zapytał wprost z lekkim uśmiechem. Zero psychofanki w pobliżu, więc życie jest piękne, prawda?
-
Wychodząc z domu jeszcze chciała zawrócić, zrezygnować z tych planów bo mimo wszystko czuła w żołądku nieprzyjemny uścisk, że to może dla niej źle się skusić. A jednak, uzbrojona w latarkę, ubraną w czarną sukienkę ruszyła we wskazane przez organizatorów. Z początku myślała, że może pomyliła adresy kiedy nikogo nie nastała na miejscu. Dała więc sobie pięć minut a potem wróci się z powrotem do domu. I gdy już odwracała się, ktoś znienacka nasunął jej gwałtownie worek na głowę. Przez moment żałowała, że tu przyszła, że nie została jednak w domu. Czy to była jej własna Droga bez Powrotu, którą kiedyś wraz z koleżankami oglądała. W czasie jazdy samochodem najgorsza chyba była ta okropna muzyka i już w ogóle wolałaby w tym momencie upragnioną ciszę.
- Philip, co za ulga[/ - jęknęła z wyraźną ulgą w głosie gdy po tym jak wreszcie mogła zorientować gdzie tak właściwie ją porwano i gdy już udało się rozpoznać właśnie swojego szwagra - Nie patrz tak na mnie, sama nie wiem co mi odbiło - przyznała po chwili, choć starała się teraz zachować spokój, czekając tym samym na resztę uczestników tego jakże strasznego wieczoru - Mogłam jednak zostać w domu - nie przepadała jakoś specjalnie za klaunami, ale za nic w świecie nie wejdzie na tą stertę żelastwa.
And here I stand in the shadows of<br> the ones that you chose over me -
a thousand tries with one goodbye
-
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">freak show
<div class="ds-tem4">ingerencja mg</div></div><div class="tem-in">
Kiedy ostatnia osoba zajmuje miejsce w kolejce, ta powoli rusza. Początkowo wszystko wydaje się być w porządku - jak to w Domu Duchów - co chwila z ciemnego zaułka, których jest tutaj wiele, a których wy nie możecie dostrzec, bo ciemność rozświetlana jest jedynie przez nikłe światła zabrudzonych lamp, pokrytych pajęczynami - wyskakuje coś, próbujące łapać wasze ramiona, włosy, nogi. Dojeżdżacie do pewnego punktu, w którym ucichła muzyka, a złowroga cisza trwa kilka sekund, po czym kolejka spada w dół - bez ostrzeżenia, z hukiem, wstrząsając wami - jesteście na niższym piętrze. Celowy zabieg czy coś się zepsuło? Dochodzicie do wniosku, że to zabieg organizatora, bo po chwili jedzie dalej, a Klaun siedzący na przodzie wyśmienicie się bawi, bujając się na boki i raz po raz odwraca się do was, milcząc. W ciemnościach wygląda jeszcze bardziej przerażająco, a jego oczy świecą. Po chwili czujecie wyraźną zmianę klimatu - powietrze gęstnieje, robi się głodno, czuć wilgoć, a do wnętrza budynku wdziera się mgła. Kolejka znowu się zatrzymuje. Gasną światła. Muzyka się zmienia - teraz słyszycie głośne dźwięki tej melodii. Ni stąd, ni zowąd za waszymi plecami rozlega się jakiś hałas, ktoś potrząsa kolejką, tak, że wagony drżą. Callie czujesz jak w twoją skórę wbijają się czyjeś szpony, nie ranią cię, ale szarpią do tyłu. Zostajesz wciągnięta w ciemny tunel. <br>
W tej kolejce rzucacie kostkami. <br>
Opcje działań dla Callie:
a) Jesteś wystraszona, ale wiesz, że to tylko zabawa więc się nie wyrywasz, bo jesteś pewna, że zaraz zostaniesz wyprowadzona na zewnątrz.
b) Z przerażeniem kopiesz powietrze przed sobą, próbując wyrwać się porywającemu z objęć.<br>
Rzuty kością:
Rzucasz kością d3, aby poznać konsekwencje swoich czynów.
a) Wypada 1 - poddajesz się porywaczowi, wypada 2 - wiesz, że to zabawa, a jednak paraliżuje cię strach i mdlejesz, wypada 3 - wiesz, że to zabawa, ale zaczynasz krzyczeć w niebogłosy;
b) Wypada 1 - udaje ci się wyrwać, ale nie wiesz gdzie jesteś; wypada 2 - uciekasz w dobrym kierunku, ale porywacz ciągle cię goni; wypada 3 - zostajesz złapana i uwięziona;<br>
Opcje działań dla pozostałej części grupy:
Ważne - przed rzutem kością wybierzcie przedstawiciela, który to zrobi! Tylko jedna osoba z waszej 4 wykonuje rzut.
a) Po chwili orientujecie się, że głośny krzyk należał do Callie, a nie pochodził z głośników. Decydujecie się jej pomóc.
b) Ignorujecie porwanie współtowarzyszki i wszyscy na oślep uciekacie w najbliższy tunel, gdzie dostrzegacie łunę światła.
Rzuty kością:
Rzucasz kością d2, aby poznać konsekwencje swoich czynów.
a) Wypada 1 - słyszycie Callie, ale echo skutecznie was oszukuje, więc błądzicie za jej głosem; wypada 2 - wydaje wam się, że znaleźliście Callie, ale podchodzicie bliżej i dostrzegacie, że to tylko kukła przebrana w jej rzeczy;
b) Wypada 1 - wybiegacie w ciemny las, gdzie stoi kilka Klaunów, którzy was otaczają; wypada 2 - nie znajdujecie drogi ucieczki i błąkacie się po ciemnych korytarzach Nawiedzonego Domu;
Kod do rzutu kością dla Callie:
Kod: Zaznacz cały
[dice]d3[/dice]
Kod: Zaznacz cały
[dice]d2[/dice]
Od teraz możecie swobodnie pisać posty, pamiętajcie, że chodzi tutaj o waszą interakcję. MG tylko nakreśla działania – niezależnie od tego, którą z opcji wybierzecie i jakie będą konsekwencje – możecie przeć do przodu. Nie próbujcie oszukiwać przy rzutach kostką, MG widzi wszelkie manipulacje i w ich przypadku wyciągnie konsekwencje. Kolejny post pojawi się za 3 dni w godzinach wieczornych.
</div>
</div></div>
-
Gdzieś głęboko w sercu bawiła go ta cała sytuacja, bo naprawdę nie oczekiwał prawdziwego zagrożenia od strony organizatorów imprezy. Co takiego mogło im grozić? Zmarnowane pieniądze i czas poświęcony na towarzystwo faceta w wielkich butach? Prawdopodobnie jego sceptyczne podejście miało niebawem się kolosalnie zmienić, ale nie wyprzedzajmy jeszcze biegu wydarzeń. Posłał delikatny uśmiech w kierunku szwagierki - nie będzie przecież aż tak źle? Uczepiona jego ramienia Darby zapewne posiadała inne zdanie na ten temat, więc wolał dla świętego spokoju nie poruszać tematu. Nie powinni dostać jakiegoś hasła bezpieczeństwa? Tak jak w tych dzikich spotkaniach towarzyskich... albo Grey'u! Ktoś najwidoczniej zapomniał ich powiadomić i już nic nie uchroni ich przed klaunem z biczem oraz futerkowymi kajdankami. Po krótkiej obserwacji dałby sobie rękę uciąć, iż jeden z wagoników z wielkim entuzjazmem powitałby takiego przebierańca. Miłość wisiała w powietrzu, ale nie zamierzał tego w żaden sposób komentować. Ostatecznie rozpoznał swojego dobrego kumpla, więc życzył mu w tej nietypowej relacji jak najlepiej. Zaśmiał się pod nosem, słysząc niespecjalnie przejętego młodzieńca, który machał paczką papierosów przed twarzą klauna... w założeniu strasznego, który zapewne żałował, że nie przyjął posady skręcacza zwierzątek z balonów na urodzinach młodszej kuzynki. Chłopak zajmujący miejsce obok właśnie tego klauna również trafił na bardzo specyficzną imprezę z geriatrią. Czuł się z nimi jak na imprezie z pijanym wujkiem, balującym już pod stołem po trzecim kielonie? - Ja mam... - nie zdążył wyciągnąć z kieszeni tej upragnionej przez młodzieńca zapalniczki, gdyż nagle cała kolejka się zatrzymała. Ciszę przerwał przeraźliwy krzyk, na który jego halloweenowa partnerka zareagowała pognaniem przed siebie. - Kurwa... Darby! - jeszcze tego brakowało, by zaginęła mu w tych ciemnościach. Wcale nie uśmiechało mu się spędzenie wieczoru w krzakach z latarką. Wyskoczył z wagonika i zdał sobie sprawę, że nie tylko on zdecydował się na dołączenie do blondynki. Nawet jeśli przebierała pantofelkami pod tą ogromną kiecą z niebywałą prędkością, to podkolanówki Żaklin dawały mu plus dziesięć do szybkości w kategorii biegi sukienkowe. Niestety zorientował się również po czasie, iż Callie gdzieś przepadła - to ona krzyczała? Och, dość szybko tracą zawodników w tej grze. Będą musieli ją poszukać, gdy tylko znowu zbiorą się w kupę... prawda?
[dice]d2 = 466809714 [/dice]
-
-
już sięgał ręką do tyłu po zapalniczkę - bo jeden z przedstawicieli pokolenia, które nie umie podłączyć telefonu pod wifi okazał się przyzwoity - ale wtedy ta fiksująca mózg muzyka ucichła nagle i wiedział już, że zaraz coś się odpierdoli. w ostatniej chwili zdążył zacisnąć palce z powrotem na uchwycie z przodu, wepchnąwszy wcześniej paczkę papierosów do kieszeni, żeby broń boże nie ucierpiała podczas tej szalonej drogi w dół. powietrze hucznie zgromadziło się w płucach, żeby z uderzeniem kolejki o ziemię uciec z niego gromadnie, razem z nieodpalonym papierosem, który musiał wysunąć się spomiędzy warg i potoczyć gdzieś pod nogi.
- kurwa - mruknął bez większego zaangażowania, ale w słowo wpadł mu rozdzierający brutalnie powietrze krzyk. odrzucił więc głowę do tyłu, ale niewiele widział - właściwie dostrzeżenie czegoś więcej niż powiewającej w ciemności przed twarzą, balowej sukni, graniczyło z cudem. czy oni teraz... biegli? czy jego zapalniczka właśnie uciekała? ja pierdolę. nienawidził biegać, na chuj to komu? odwrócił twarz w stronę clowna, który nadal powinien siedzieć tam obok niego, co nie? - co się stanie, jak na przykład mi się nie chce biec? - bez kitu, niepoważni są. nikt nie napisał mu o tym na ulotce, gdyby wiedział, to zorganizowałby sobie molly, żeby mieć jakąkolwiek energię. nie usłyszawszy jednak żadnej odpowiedzi, zdecydował się wyleźć z tego wagonika. palce znowu powędrowały do kieszeni. telefon? czy to w przypływie jakichś niewystarczająco mocno zduszonych emocji, czy przez fakt, że fizycznie go tam nie było (!), nie był w stanie wymacać go i znaleźć.
- aha, no wydaje mi się, że powinniśmy iść za nimi, bo jeszcze się zgubią - stanąwszy na nogach postanowił zwrócić się do towarzyszy, którzy jeszcze nie zdążyli w popłochu opuścić wagonika. - znaczy - mam wyjebane, ale o to chyba chodzi w tej grze - zmarszczył jeszcze brwi, zanim po omacku nie chwycił za szmaty pierwszą osobę z brzegu [roberta], licząc na to, że ten ruszy za nim, zgarniając ze sobą też pozostałych.
chociaż faktycznie miał absolutnie wypierdolone, kroki mimowolnie przyspieszały, aż w końcu władował się prosto w plecy kobiety, którą Zapalararz nazwał darby. powinien chyba dać jakoś znać, że to on tylko i wszystko jest pod kontrolą, ale zamiast tego wytężył wzrok, starając się namierzyć gościa, który miał ogień.
- daj tę zapalniczkę, co? - i wyciągnął rękę w jego stronę, żeby odebrać od niego przyrząd, który był teraz na wagę złota. przewrócił teatralnie oczami (kurwa, dobrze, że było ciemno) słysząc pytania zadane przez dziewczynę, przez którą chwilę wcześniej był zmuszony prawie do biegania. paczka papierosów ponownie wyłoniła się z kieszeni i tym razem miętowy aromat tytoniowego dymu uniósł się między nimi w tym miejscu ciemnym w chuj i nieprzyjaznym. - sprawdźcie czy macie komórki, nie będziemy łazić po ciemku jak kretyni - polecił, samemu przywłaszczając sobie zapalniczkę mężczyzny i wysuwając się nieco na przód, z jakąś głupią nadzieją, że mały ogień wzniecany przez narzędzie pomoże jakkolwiek uporać się z ciemnością. na całe szczęście oczy zaczynały powoli przyzwyczajać się do ciemności, choć fakt, że wszystko tutaj było zbiorowiskiem cieni nie wydawał się pocieszający. - jak znajdziecie gałąź, to zrobię pochodnię - oznajmił jeszcze, zanim zdecydował wreszcie, że sterczenie w miejscu wcale nie ma sensu i wysunąwszy się na przód, ruszył przed siebie.
pójdą za nim, to pójdą. nie pójdą, to wyjebane.
-
- Puść mnie, szatanie - jęknęła, chociaż nie wiedziała czemu do końca zwróciła się w ten sposób, ale było to dla niej w tej chwili najmniej ważne. Najgorsze było w tej chwili to, że wyszarpywanie się nic nie pomagało, więc czy może właśnie nie powinna zacząć krzyczeć? -Puszczaj - warknęła już teraz bardziej zdenerwowana, niż przestraszona a emocje zaczynały się niebezpiecznie w niej gromadzić. - Co mi teraz zrobisz? Gdzie mnie ciągniesz? Co to ma być? - zaczęła zadawać pytania, patrząc w ciemność i próbując w ten sposób wyłapać swojego porywacza, puki nie odejdzie od zmysłów
[dice]d3 = 1297997019 [/dice]
And here I stand in the shadows of<br> the ones that you chose over me -
a thousand tries with one goodbye
-
Gdy kolejka nieoczekiwanie zwolniła pozostawiając ich w bezkresnej ciemności, Żaklin cicho zaklął. Jego oczy zdecydowanie nie zdążył się jeszcze przystosować toteż z trudem wypatrywał w ciemności czegokolwiek co mogłoby ukoić jego zszargane nerwy. Siedzieli tak dobrych kilka minut, gdy tu ni z gruchy ni z pietruchy cisza została przerwana przez przeraźliwy krzyk. No masz ci los, skończyło się babci sranie, a mógł zostać w domu. W prawdzie przez myśl przeszło mu by zainteresować się losem uprowadzonej w ciemność Callie, ale widząc jak energicznie jego kompani ewakuują się z kolejki doszedł do wniosku, że nie warto się wychylać. Tak też postanowił wywiązać się z przysięgi Hipokratesa i ratowanie życia zacząć od własnego.
-DZIKIE KOTY WIEJĄ RAZEM.- krzyknął co sił w płucach, gdy jego nieco zgrabiałe od ściskania barierki w wagoniku ręce z łoskotem przecinały powietrze czyniąc z Joaquina prawdziwego sprintera. Jasnoróżowe falbany sukienki o dziwo nie spowalniały go w biegu, smagając jego odziane w przyciasne zakolanówki nogi. Z każdym kolejnym zakrętem nabierał na szybkości dochodząc do wniosku, że w zasadzie im mniej widzi tym jest spokojniejszy. Kto wie co czyhało na nich w tej ciemności?
-Musimy się po nią nie wracać? Cholera chyba dostałem zadyszki.- wydusił, gdy w końcu zrównał się z grupą w oddalonym od kolejki krańcu domu. A mógł nie narzekać tak na ten jogging? No mógł, ale kto by przypuszczał, że zechce nagle bić rekord olimpijski w środku nocy i w poliestrowej kiecce. Biorąc przykład z reszty, wyciągnął z kieszeni krótki telefon i czym prędzej włączył funkcję latarki. Do pełni szczęście nie potrzebował przecież skręconej kostki.-Z resztą to tylko głupia gra, pewnie niedaleko jest wyjście.- wywrócił oczami i przetarł skroń wierzchem dłoni. Przez moment w prawdzie przeszło mu, że coś jest nie tak, ale, gdy tylko stanął twarzą w twarzy z Drabi, Filipkiemi pozostałą nieznaną mu dwójką postanowił szybko przywołać się do porządku. Szybko przekalkulował, że labidząc i plącząc w kącie zostanie uznany za najsłabsze ogniwo, a przecież nie chciał odpaść za następnym zakrętem.
-
W pewnym momencie wjechali w wyjątkowo ciemny tunel, a kolejka nagle się zatrzymała. Usłyszał przerażający krzyk i podskoczył, ale uznał oczywiście, że to część przedstawienia. W końcu to Halloween, więc ma być strasznie. To nie kinderparty, tylko impreza dla dorosłych (poniekąd). Nie przeszkadzało mu zupełnie, że jego sąsiad w wagoniku nie odpowiedział na jego pytanie. W końcu należał do osób raczej powściągliwych, przynajmniej tak wydawało mu się po sytuacji, w której przebrany za wariata mężczyzna nie chciał już na starcie wziąć udziału w atrakcji. W porządku, każdy ma swoje humorki.
Zaraz jednak usłyszał jak ten woła cos o dzikich kotach.
— Koty? Gdzie? — spytał w pierwszym odruchu. Koty były jego ulubionymi zwierzętami, a raczej te domowe, nie dzikie. Usłyszał, że inni chyba wychodzą z wagonów, więc postanowił być solidarny. Gorzej, że nic nie widział. Czy to tak czuł się Mitch od wypadku? To straszne. Może nie powinien tak bratu dokuczać? Chociaż trudno powiedzieć czy da radę się przed tym powstrzymać. W końcu czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
— Ja mam telefon! — krzyknął do kogoś, kto o to zapytał, ktokolwiek to był. Wstał, wyjął komórkę, po czym zrobił krok w bok, aby wyjść z kolejki i potknął się o drzwiczki, po czym wylądował na swojej twarzy. — A właściwie miałem — mruknął niewyraźnie i stęknął. Nie miał pojęcia gdzie potoczył się jego telefon, poza tym nie bardzo miał ochotę się ruszać, zważając na swoje położenie i ból nosa, lewego kolana oraz prawej dłoni. Może sobie tak tu poleży, pomyśli i chwilę odpocznie.