WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.jerometsophotography.com/wp ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit Wesela. Celebrowanie miłości. Pięknej, nieskończonej, bezwarunkowej. Więc dlaczego czuła się tak przytłoczona? Dlaczego na każdy uśmiech odpowiadała własnym; wymuszonym i nieszczerym? Pewnie dlatego, że jej randka niesamowicie ją irytowała i gdyby mogła, pozbyłaby się go tuż po wyjściu z kościoła.
Cesar był mężczyzną pozornie idealnym. Wysoką i dobrze zbudowaną sylwetkę, dzisiaj okrył ciemnogranatowym garniturem, w którym wyglądał fenomenalnie. Jasne włosy zaczesał do tyłu, brodę przystrzygł. Był kilka lat starszym od niej rozwodnikiem, którego poznała na aplikacji randkowej. Sama nie wierzyła, że znowu to sobie robi, chociaż nic nie mogło być gorsze od Jurgena Handehocha. Cesar miał to do siebie, że całym sobą reprezentował bezpieczeństwo i stabilizację, ale był niewiarygodnie nudny. Zbyt nudny, aby myśleć o kolejnym spotkaniu.
Stała z kieliszkiem prosecco i przyglądała mu się z udawanym zainteresowaniem. Dookoła nich goście tańczyli, rozmawiali i jedli. Uważała, że organizacja ślubu i wesela w Country Clubie jest najlepszym możliwym wyborem, szczególnie zimą. Sama brała to miejsce pod uwagę, choć finalnie za mąż wyszła w rodzinnym Coupeville pod Seattle. Pewnie dlatego małżeństwo nie przetrwało nawet roku.
– I to była największa ryba, jaką kiedykolwiek złowiłem. Wyobrażasz to sobie? – dumne wyszczerzenie zębów i objęcie kobiety w pasie; dwa, jakże charakterystyczne dla niego ruchy.
– Ani trochę – odrzuciła, tym razem przenosząc spojrzenie na bawiących się ludzi. – Zatańczymy? – zapytała, gdy DJ zmienił piosenkę na nieco wolniejszą. Wolała to niż słuchanie kolejnej, niezbyt fascynującej historii o jego wyprawach z przyjacielem. Nie czekając na odpowiedź blondyna, odstawiła alkohol na stolik i złapała go za rękę. Po chwili stali na parkiecie, a Gianna ułożyła głowę na jego piersi, jednocześnie przymykając powieki. Z perspektywy osób trzecich musieli wyglądać jak niezwykle zakochana para. Niestety rzeczywistość prezentowała się inaczej.
Dopiero po chwili ocknęła się z letargu i pozwoliła partnerowi na wolny obrót. A gdzieś pomiędzy jednym a drugim krokiem zobaczyła jego.
Nie spodziewała się, że spotka Briana w Seattle, a tym bardziej na ślubie jej przyjaciół. Mówił, że wyjeżdża, że nie wróci przez wiele miesięcy. Była przekonana, że nadal stacjonuje na Bliskim Wschodzie, a jeżeli odesłano go do domu wcześniej… Dlaczego nic nie powiedział? Nie odezwał się, nie napisał wiadomości? Dlaczego stał z inną kobietą u boku?
Stop.
Nigdy nie rzucali obietnicami bez pokrycia. Nie przejawiała wobec niego głębszych uczuć, a łączyły ich głównie dobry seks i cięte riposty. Mimo wszystko, po cichu liczyła, że da jej znać, kiedy ponownie pojawi się w USA. Fakt, że tego nie zrobił, napawał ją oburzeniem i złością, bo przecież to wszystko wygląda tak, jakby była dla Sandersa nikim. Lustrowała go więc zacięcie wzrokiem, aż ostatecznie wyczuł go na sobie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

czerwony pokój

Stan zdrowia Sandera wciąż pozostawiał wiele do życzenia. Osobiście zaczął zauważać, że bywają dni, iż jego psychika jest w znacznie słabszej kondycji niż strona fizyczna, która poprawiała się z dnia na dzień. Nie mógł na to nic poradzić, był człowiekiem nieznoszącym bezczynności, przywykł do ciągłego ruchu, do życia w biegu, na pełnych obrotach. Męczył się, gdy zmuszony przez sytuację musiał osiąść w Seattle i zamknąć się we własnych czterech ścianach, czekając aż nadejdzie ten moment. Nie znaczyło to jednak, że nagle zapragnął stać się duszą towarzystwa. Nie, nigdy nie zamierzał. Kręcił nosem na każde zaproszenie znajomych i przyjaciół i wychodził z domu wtedy gdy musiał.
Dzisiaj był jeden z tych dni - ślub jego przyjaciela, wieloletniego, jednego z najlepszych. Nie mógł ominąć tego wydarzenia, choćby dlatego, że przyzwoitość tego wymagała. Miał być także świadkiem, na szczęście z tego się wymiksował. Problemu nie stanowiło, aby obok nowożeńców być na świeczniku, odnajdywał się w tłumie obcych ludzi, nie znał pojęcia skrępowania. Podobnie jak jego dzisiejsza PARTNERKA, modelka, która uwielbiała być podziwiana, czego już na pierwszy rzut oka nie dało się ukryć. Brakowało jej nieco inteligencji, była stereotypową blondynką, których - o ironio - Sanders nie lubił, ale uznał, że niewymagające towarzystwo na tego typu imprezie jest pożądane, by jakoś to przeżyć.
Po wstępnej ceremonii, gdy zabawa już się zaczęła, a goście zaczęli prowadzić rozmowy znacznie luźniejsze, przyprawione alkoholem, poprosił Cindy do tańca. Nie miał dwóch drewnianych nóg, potrafił się ruszać i miał całkiem niezłe poczucie rytmu, ale na parkiet wyciągnął ją nie dlatego, że nagle zapragnął się rozerwać, a po to, by wreszcie na chwilę umilkła.
Jeszcze gdy trzymał ją za dłoń, prowadząc ją slalomem pomiędzy bujającymi się ludźmi, szczekała piskliwym głosem: - Ta sesja była fenomenalna, byłam najlepsza. Ta korona, widzisz Brian? Ta korona dosłownie lśni na zdjęciach. Ludzie pomyślą, że to diamenty, a ja kupiłam atrapę, która ma w sobie najtańsze cyrkonie. No spójrz, Brian - na co on z kolei tylko skinął głową i okręcił ją w miejscu, przyciągając do swojego torsu. Tańczyli... minutę? Trzydzieści sekund? Nie opuszczało go to nieprzyjemne uczucie obserwowania. Rozejrzał się dookoła, ale nikogo nie dostrzegł. Może popadał w paranoję? - Co mówiłaś? - zapytał, gdy nad głową blondynki dostrzegł znajomą, tak kurewsko dobrze znajomą, twarz. Posłał jej uśmiech. Jeden, krzywy, a później zadarł prowokacyjnie brew do góry, wskazując ruchem głowy na jej partnera.
- Jak tłoczno - zauważył choć wokół nich była para albo dwie. Zwinnie poprowadził w tańcu Cindy, aż znaleźli się w sąsiedztwie Talbott. - Gianna - odezwał się. - Kto to? - zapytał, kompletnie ignorując jej towarzystwo, patrząc prosto w ciemne tęczówki agentki. - Jestem Cindy - pomachała im ręką na przywitanie blondynka, szeroko się uśmiechając, jak zwykle nieświadoma napięcia. - Modelka. Możecie kojarzyć - poprawiła jeszcze koronę, na co Brian zareagował cichym parsknięciem śmiechu, skrytym za piąstką przytkniętą do ust pod przykrywką kaszlu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie wiązali ze sobą przyszłości, ich schadzki pozostawały czystą zabawą, a jednak, gdy zobaczyła go w objęciach marnej podróbki księżniczki Elsy, poczuła specyficzne ukłucie zazdrości w klatce piersiowej. Nie miała pojęcia, co się z nim działo w ciągu ostatnich miesięcy, bo nie utrzymywali ze sobą kontaktu i ani razu nie przyszło jej do głowy pisanie romantycznego listu, po czym wysyłanie go na daleki front. Traktowała go jak miłą odskocznię od przykrej codzienności, zazwyczaj usianej obawą, ciemnymi okularami na nosie i ciężkimi obowiązkami.
Skrupulatnie ignorowała fakt, że żadne z nich nie spieszyło się z wyjściem z domu, kiedy po udanym seksie leżeli pod miękką pościelą. Że żadne z nich nie kwapiło się do odebrania telefonu dzwoniącego raz, drugi, trzeci, bo akurat dyskutowali na ciekawy temat, co do którego zupełnie się nie zgadzali. Byli przeciwnymi biegunami, ale – choć się do tego nie przyznawała – lubiła spędzać czas w jego towarzystwie.
Dlatego moment, w którym wyjechał, był trudny. Nie sprawił, że całymi dniami leżała w ciemnym pokoju, tylko czasem podnosząc się po kolejny kieliszek wina, ale było jej gorzej. W jakiś dziwny sposób odczuła jego brak, nie tylko fizyczny. Tak samo, jak podobało jej się ciało bruneta, lubowała się również w jego umyśle. Ironicznym, bystrym i niekiedy bucowatym, a jednak wciąż cholernie seksownym.
Czasem dochodziło do niej, że brzmi jak napalona desperatka. Dziewczyna w – jeszcze nie – średnim wieku, która wyobraża sobie swoją samotną śmierć gdzieś w przejściu pomiędzy salonem a łazienką, z potarganymi włosami i włączanym Hallmarkiem.
Raz po raz zerkała na niego wzrokiem, dlatego widziała, że się zbliża. Ewidentnie robił to specjalnie, zresztą podobne zachowanie było jak najbardziej w jego stylu. Cesar koncentrował się jedynie na jej twarzy, dlatego nie wyczuł niebezpieczeństwa, chociaż to taki typ faceta, który wyskoczyłby na przywitanie lwom podczas wycieczki na safari.
– Brian, jak miło cię widzieć. Nie wiedziałam, że jesteś w kraju – początkowo przemilczała pytanie o Cesara, ale ten po chwili ścisnął ją mocniej za dłoń, gestem tym chcąc pokazać, że czuje się pozostawiony w cieniu. – To Cesar. Jesteśmy… – blondyn wykonał nagły obrót, przy którym ledwo utrzymała równowagę. – Spotykamy się – dokończyła, dopiero teraz zaszczycając modelkę spojrzeniem.
– Zupełnie nie kojarzę – uśmiechnęła się z miną mylnie sugerującą rozczarowanie, choć w rzeczywistości miała w dupie zarówno ją, jak i diadem z tanimi cyrkoniami. Koncertowała się na Sandersie, który z typową dla siebie bezczelnością, lustrował ją wzrokiem. – Co tutaj robisz? – musieli wyglądać idiotycznie, przekrzykując się przez donośną muzykę i wciąż tańcząc z partnerami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pod żadnym naciskiem, żadnej osoby nie przyznałby się na głos, że kiedykolwiek poczuł względem Gianny Talbott cokolwiek więcej. Nie mógł z powodów bardzo skomplikowanych, ale i tych prozaicznych. Prowadzili własną, niewypowiedzianą grę, pociągając za sznurki w ten sposób, by któreś z nich pękło i by to na pewno nie była ona i jednocześnie on. Chora rywalizacja przesiąkła do ich życia pod każdą postacią, nawet tą skupiającą się na uczuciach, o jakich nie rozmawiali. I od których uciekali. Widział jak na niego patrzy, a ona zdawała sobie sprawę, że była jedyną kobietą, której nie wyrzucał ze swojego łóżka nad ranem. Wyjeżdżali na weekendy. Ich rodziny się znały. To nie niosło za sobą żadnych dodatkowych benefitów. Kiedy dochodzili do przepaści - nie skakali w nią trzymając się za dłonie, gotowi na wszystko co przyniesie los, a zatrzymywali się i zawracali, gubiąc się w błędnym kole nienazwanych uczuć.
Co nie znaczyło, że brunet potrafił ukrywać zazdrość. Nie, nie potrafił. Z niesmakiem skrzywił się na słowa Gi, wzrokiem przesuwając po sylwetce Cesara zapatrzonego w Talbott niczym w obrazek. - Cudownie - parsknął ironicznym śmiechem. - Więc, przyjacielu, jak ci się żyje u boki Gianny? - jeszcze zważał na słowa, choć krew niebezpiecznie w nim zawrzała. Mógłby pokusić się o mniej wybredne słowa, epitety i określenia, ale w porę ugryzł się w język. Gdyby zaś wypił nieco alkoholu najpewniej właśnie dostawałby w mordę - i nie, wcale nie od blondyna, a od samej agentki, będącej szalenie wyczuloną na jego gburowaty i egoistyczny tyłek.
- Kenneth to mój przyjaciel. To właśnie tu robię. Bawię się na ślubnym przyjęciu mojego kumpla, tańczę na parkiecie z Cindy - uśmiechnął się, kładąc wymowny nacisk na imię blondynki, czego ani ona, ani partnerujący Giannie mężczyzna nie wyłapali. Nie mogli, byli zbyt zaaferowani wszystkim wokół, a poza tym ci dwoje znali się na wylot, a co za tym idzie, Sanders posiadał tą niepodważalną pewność, że za sprawą jednego uśmiechu, który teraz posłał ku agentce - zrozumie co naprawdę miał na myśli. A myśl była jasna: jego towarzystwo było tylko i wyłącznie ładnym opakowaniem. Tyle, nic ponad to. Zabierając tu dzisiaj modelkę, nie zamierzał nawet skończyć z nią w łóżku. Nie chciał pieprzyć się z nią w eleganckiej toalecie Country Clubu, ani pod jedną ze ścian na zewnątrz imponującego budynku. Nie interesowała go, a w momencie, gdy dostrzegł Talbott, straciła jego uwagę bezpowrotnie. - Piję bezalkoholowe drinki, jem całkiem dobre żarcie, wysłuchuję tandetnych, wzruszających przemówień. Brzmi podobnie do tego, co robisz tutaj ty - dokończył myśl z przekorą, bo wiedział, że nie to miała na myśli zadając pytanie. Powtórzyła je dwa razy konstruując w zupełnie inny sposób, jednak chciała wiedzieć. Dusiło ją to, męczyło, pożerało - co, do cholery, robił w Seattle. Nie powinno go tutaj być.
- Kim jesteś? - kim jesteś, zapytała po chwili krępującego milczenia Cindy, zapatrując się w brunetkę. Ułożyła smukłą dłoń na ramieniu Sandersa, jakby chciała zaznaczyć teren, który - przykro mi to mówić - nigdy nie należał i nigdy należeć nie będzie do niej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widzieli się zaledwie kilka minut, a już zdążyli rozpocząć typową dla siebie przepychankę, w której jedno zawsze musiało być lepsze od drugiego. Gdyby tylko była bardziej uległa, gdyby dawała wchodzić sobie na głowę, zapewne wystarczyłoby jedno spojrzenie ciemnych tęczówek, aby zrobiła wszystko, co chciał. Razem stanowili jednocześnie świetnie naoilwioną maszynę, ale również przeciwległe bieguny. Ich relacja nigdy nie została przypieczętowana sztywnymi ramami, których musieli się trzymać. Pieprzyli się, kiedy mieli na to ochotę i nie widywali, gdy mieli inne rzeczy do robienia, choć to drugie zdarzało się zdecydowanie rzadziej, czego żadne z nich nie potrafiło przyznać.
– Nawet nie wiem od czego zacząć – wbił w nią maślane spojrzenie, a ona potraktowała go wymuszonym uśmiechem tylko po to, aby chwilę później zażenowany wzrok przenieść na Briana. Doskonale wiedziała, co się zbliża – to była ich siódma czy ósma randka, a Cesar już traktował ją jak przyszłą żonę. To zaś wywoływało w niej jedynie obrzydzenie, nic więcej. – Gianna jest moim diamentem, miałem ogromne szczęście, że to akurat mnie wybrała. Poznaliśmy się na portalu randkowym, Wonders on Earth. Słyszałeś o nim? – gdyby tylko mogła uciec i schować się w którymś z pokojów, po czym przeczekać tam resztę imprezy ze wsparciem hektolitrów prosecco. Niestety los zaplanował dla agentki coś innego.
– Ja słyszałam – Cindy ochoczo klasnęła w dłonie. Talbott, zacisnąwszy wargi w cienką linię, wyobrażała sobie swoją pięść na zaróżowionym policzku blondynki. Pięść, która sprawiłaby, że blondynka zamilknie – może nie na wieki, ale przynajmniej na dobre, kilka godzin. Zamiast tego wciągnęła powietrze do płuc i przejęła pałeczkę od swojego partnera.
– Myślę, że historia waszego poznania się jest o wiele ciekawsza – machnęła dłonią w ich stronę. – No, Brian, opowiedz nam, skąd wytrzasnąłeś taką gwiazdę – diadem modelki wyglądał, jakby zakupiła go dzień wcześniej w sklepie zabawkami. Wciąż nie mogła uwierzyć, że Sanders pojawił się z kimś takim na weselu. Wiedziała, że nie interesują go kurtuazje, że nienawidzi small talków i rozmów z ludźmi, z którymi nie ma ochoty rozmawiać, ale wychodzenie na idiotę również nie było mu na rękę. Z Cindy u boku właśnie tak wyglądał. Jak idiota.
Nadal jednak czuła zazdrość, a ta zawsze była złym doradcą; wskrzeszała dawno pogrzebane w odmętach świadomości emocje i prowokowała do robienia rzeczy, których zazwyczaj skrupulatnie się unikało.
– Nigdy o nim… – urwała w połowie zdania, bo przecież nie powinna zestawiać tego, o czym rozmawiali, z tematami, których nie mieli okazji poruszyć. Nie byli tu sami, chociaż on całym sobą pokazywał jej, że stracił zainteresowanie swoją partnerką. Skłamałaby, mówiąc, że jej to nie schlebia. Bo schlebiało i to bardzo, tylko jakie to miało znaczenie? Nie zamierzała paść przed nim na kolana (dosłownie i w przenośni, hehe), po nagle znów zmaterializował się obok. Nie znosiła, kiedy wygrywał ich niewypowiedziane na głos bitwy. Nie miało go tu być. – Leia to moja przyjaciółka – mówiła, rzecz jasna, o pięknej pannie młodej, która właśnie pomachała im z drugiego końca sali. Jednocześnie zmarszczyła brwi i wymownie kiwnęła głową, jak gdyby z daleka chciała przekazać jej swoje zdziwienie: to wy się znacie?. Gi wzruszyła jedynie ramionami i na powrót skupiła się na wypowiadanych przez bruneta słowach.
– Fantastycznie! – rzuciła z przesadnie teatralnym entuzjazmem. – Cieszę się, że tak wspaniale się bawisz. Proponuję wrócić do tańca z Cindy, a my, kochanie, może coś zjemy? – tym razem zwróciła się do Fergusona. W rzeczywistości chciała wyjść na zewnątrz. Potrzebowała świeżego powietrza, bo to w środku nagle stało się nieprzyjemne i duszące.
– Dawną znajomą – rzuciła jeszcze do modelki, ciągnąc Cesara za dłoń w stronę stolika.
– Wiesz co, ja jeszcze pójdę do toalety – czy jej chęć oddalenia się od Briana mogła być bardziej oczywista? A może to Cesar mógł być bardziej spostrzegawczy? Nim zdążyła mu opowiedzieć, blondyn już przeciskał się przez parkiet w poszukiwaniu łazienki. Gianna, stanąwszy przy stoliku, chwyciła za wcześniej pozostawiony tam kieliszek i przechyliwszy go do ust, wypiła całą zawartość za jednym razem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Potrafił wykorzystywać takie rzeczy. Nigdy nie był typem mężczyzny, który wieczorem na romantycznej kolacji obiecuje dozgonną miłość, a rankiem ucieka bez słowa i więcej się nie odzywa. Aczkolwiek, choć coraz rzadziej, zdarzało mu się wykorzystywać pewne atuty dla własnych korzyści. Prezentował swoją wiedzę, opowieści o podróżach, mundur, czasami blizny... i osiągał to, czego akuratnie chciał. Niestety, a może stety, Talbott była jak najbardziej daleka od bycia podatną na którąkolwiek z jego tanich zagrywek. Łapała go na tym, lustrowała wzrokiem i nigdy nie bała mu się powiedzieć spierdalaj, kiedy sytuacja tego wymagała. W sposób subtelny albo właśnie tak bardzo dosłowny. Może w tym tkwił szkopuł? Może tym zatrzymywała go u swojego boku na dłużej? Była twarda, a jednocześnie nie zatracała swojej kobiecej lekkości. Czasami, mając ją u boku przez kilka chwil dłużej, totalnie wariował na jej punkcie. Trzymanie się z dala pozwalało mu utrzymać rezon, dlatego do tej pory nie poinformował jej o swoim powrocie. Dość bolesnym, swoją drogą.
- Zdecydowanie - przytaknął, choć ciężko jednoznacznie stwierdzić do czego się odnosił w tym krótkim wyrazie aprobaty. - Gianna jest jak pieprzony diament - uśmiechnął się najpierw do brunetki, sugestywnie, przeszywając ją spojrzeniem, a później skupił całą uwagę na blondynie u jej boku. - Ale to pewnie już wiesz - mógł być bardziej jednoznaczny? Nie wydaję się. Z kolei Cesar chyba miał duże problemy z łapaniem aluzji, bo wzruszył ramionami, przyciągając do swojego ramienia Giannę, jak pies obsikujący teren. Tak bardzo nieświadomy co, gdzie, kiedy i w jaki sposób przed nim robił z nią Sanders.
Niemniej widział także to, jak agentka cynicznie oceniała jego dobór partnerki. Cindy po prostu dobrze wyglądała, może nie w tym diademie i nie w tej sukni, ale była zwyczajnie ładna, to mu wystarczyło. Nie chciał mieć u swojego boku, jak doskonale to rozgryzła, nikogo z kim musiałby uskuteczniać rozmowy i udawać szczerze nimi zainteresowanego. Chciał tutaj przyjść, odbębnić swoje i wrócić do mieszkania. Tylko tyle, nic ponad to. Blondynka była pierwszą na liście w jego telefonie, która jawiła mu się jako opcja idealna i która powiedziała tak nim pytanie wybrzmiało do końca. - Cindy jest siostrą mojego dobrego kumpla z jednostki - wyjaśnił, a dziewczyna u boku przytaknęła, uśmiechając się szeroko. - Nie tak porywająca historia jak wasza. Przykro mi, że niczym cię nie zaskoczyłem, Gianno Talbott - wzruszył ramionami, rejestrując jak bardzo chciała się od niego, nie od nich, konkretnie od NIEGO oddalić. I pozwolił na to, tak jak ona pozwoliła swojemu partnerowi, aby zostawił ją samą na środku sali pełnej gości.
Pokręcił głową, zerkając na Cindy. - Powinnaś poprawić makijaż i fryzurę - a powtarzać nie trzeba było dwukrotnie, nim blondynka pomknęła w kierunku korytarza. On zaś ze swobodą podszedł do stolika, o jaki opierała się Gi i wyciągnął z jej dłoni kieliszek. - Słaba głowa i wielki kac. To nie skończy się dobrze dzisiaj, ani jutro - odstawił szkło z łoskotem na bok, wlepiając w nią ciemne tęczówki. - Co to, kurwa, za cyrk? - oczywiście, że pod słowem cyrk, kryło się imię zaczynające się na tą samą literę. Gdy byli sami nie musiał udawać dżentelmena.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cesar nigdy nie rozumiał, nie był tym typem faceta. Będąc przekonanym, że Talbott jest w niego zapatrzona, jak w obrazek, nie widział zagrożenia w mężczyznach kręcących się obok. Nie był głupi, ale miał ogromne problemy z wyłapywaniem sugestii. Nie potrafił też grać w gierki słowne, które ona wręcz uwielbiała – nudne i spokojne usposobienie podkreślał swoim prostym i bezpiecznym podejściem do życia. Każdego dnia wysysał z niej energię, którą z kolei Sanders jej dostarczał. Gdy tylko był obok.
– Oj tak, może nie określiłbym tego tak brzydko, ale widzę, że wiesz, o czym mówię – Gi wzniosła wzrok ku sufitowi, jakby chciała rozpłynąć się w powietrzu. Tak brzydko? Czy musiał być aż tak flegmatyczny? Domyślała się, że za krótką chwilę, zostanie to wykorzystanie przeciwko niemu.
Żadne z nich nie wiedziało, jak zakończy się przebywanie w swoim towarzystwie. Kilkoma zdaniami mogli doprowadzić do awantury stulecia, ale prawdopodobną opcją było obejrzenie filmu na kanapie – niczym świetnie prosperująca para. Zazwyczaj jednak wygrywała pierwsza opcja, finalnie prowadząca do spełniania łóżkowych fantazji, kiedy nie mieli już siły na krzyki i nerwowe przełykanie śliny, uważając, aby nie powiedzieć za dużo.
Odprowadziła wzrokiem sylwetkę modelki kierującą się w stronę toalety, wiedząc, że najbliższe minuty staną się prawdziwą próbą przetrwania.
– Powiesz mi w końcu, co dokładnie jest z tobą nie tak? Nie mogę tego rozgryźć – złapała za wcześniej odstawiony przez niego kieliszek, nawet nie z zamiarem ponownego nalania do niego alkoholu, a po to, by pokazać mu, że nie będzie nią rozporządzał. Z zewnątrz nigdy mu na to nie pozwalała, chociaż podświadomie czuła, że gdyby tylko poprosił, pozwoliłaby mu na wiele. – Cyrk? Jaki cyrk? Przyszłam na wesele z chłopakiem, nie wiem, gdzie widzisz tu cyrk – fuknęła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Cyrkiem nazwałabym raczej diadem twojej Cindy. Serio? – zmarszczyła brwi w ogólnym niezrozumieniu, ale i pogardzie, bo kto normalny przebiera się za księżniczkę na czyjeś wesele i ogłasza, że jest znaną modelką, której w rzeczywistości nie zna absolutnie nikt.
– Nie dałeś mi znać, że wróciłeś, nie mamy o czym rozmawiać – wyjrzała zza jego ramienia, wzrokiem szukając Cesara, który nagle stał się nad wyraz intersujący. Ile można siedzieć w toalecie? Robiła wszystko, aby nie patrzeć na jego twarz, nie skupiać się na ciemnych tęczówkach, bo, mimo że się do tego nie przyznawała, doskonale wiedziała, jak dużą władzę nad nią miały.
Wielokrotnie zastanawiała się, czy zrobiła dobrze. Czy przed jego wyjazdem nie powinna postawić wszystkiego na jedną kartę i przyznać, co naprawdę czuje, bo coraz częściej widziała u siebie symptomy zauroczenia. To, co początkowo miało być jedynie okazjonalnymi schadzkami, zaczęło powodować przyspieszone bicie serca lub niezdrowe rumieńce na policzkach. Śmiech, głośny, nawet kiedy żart bruneta nie był aż tak zabawny, jak mogłoby się wydawać. Chęć ułożenia ciemnych włosów, gdy w jej opinii niesfornie opadały na czoło.
– Czy ty mnie słyszysz? Daj mi s p o k ó j – dodała jeszcze, skupiając się na położeniu szczególnego nacisku na ostatnim słowie. W ciągu ostatnich trzech miesięcy nauczyła się myśleć o nim mniej, a powrót do wspomnień był jej nie w smak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właśnie to najbardziej go dziwiło. Co kobieta o usposobieniu mogącym stawać w szranki z samym szatanem, robiła u boku tak statecznego mężczyzny jak blondyn towarzyszący jej dzisiaj na ślubie? Prawda, Sanders go nie znał, nie przeszkodziło mu to jednak w tym, aby bez problemu rozgryźć jakim typem osoby jest i jak bardzo nie pasuje do schematu utartej ścieżki, którą od dawna podążała Gianna. Nie wierzył, że zmieniła się tak szalenie, aby w pół roku zacząć gustować w nudziarzach. Nie głupich, ale jednak pozbawionych iskry.
Cieszył się, chociaż nie dawał tego po sobie poznać, że zostali na moment sami. Że Cindy, podobnie jak Cesar, dała im przestrzeń, chwilową, ale wystarczającą, by mogli prywatnie toczyć słowną sprzeczkę bez niepotrzebnej widowni. I bez niepotrzebnego aktorstwa. Przy sobie nie musieli udawać, że są lepsi, niż w rzeczywistości byli. Nie musieli ukrywać uśmiechów za fasadą powagi. Nie musieli udawać zainteresowanych swoimi wyjątkowo nietrafionymi partnerami. - Z chłopakiem - powtórzył wyraźnie rozbawiony określeniem, jakim Gianna opisała blondyna. - W twoim wieku nie chodzi się na śluby przyjaciół z CHŁOPAKIEM, Gi - wywrócił oczami, ponownie odbierając jej kieliszek, który przygarnęła i na którym zacisnęła piąstkę. - Oddaj to - nawet w przypadku tak prozaicznej rzeczy toczyli spór. Ciemne tęczówki Sandersa nie odrywały się od twarzy Talbott póki nie ustąpiła. - Nie będziesz pić - kładąc nacisk na pierwsze, przeczące słowo, odstawił szkło na tacę mijającego ich kelnera i zrobił ku niej krok. - Ten facet...- obejrzał się przez ramię, zaciskając szczęki bezwiednie. -...Cesar kompletnie do ciebie nie pasuje. Co ci strzeliło do głowy aby wziąć na randkę kogoś takiego? Potrzebujesz się wyszaleć, chcesz mieć w łóżku kogoś uzależnionego od siebie, bez własnego zdania i inicjatywy? - był złośliwy, deptał po grząskim gruncie, czuł jak metaforyczna ziemia pod nim się osuwa. Nie powinien, nie miał żadnego prawa, aby ją oceniać, a już na pewno nie wypowiadać tego na głos.
- W moim przypadku przynajmniej wiadomo o co chodzi - i chociaż wcale nie zamierzał kończyć wieczoru z głową Cindy pomiędzy swoimi udami, to i tak nie odmówił sobie przyjemności zasugerowania tego.
Milczał. Krótko, przez kilka sekund, obserwując jej nerwowe ruchy, gesty, przyśpieszony oddech. Uśmiechnął się pod nosem z przesadną pewnością siebie. - Może wpadł na Cindy? Ma go czym zainteresować - niewiele myśląc, pociągnął kompletnie nieprzychylną (jeszcze) jego osobie brunetkę za dłoń i nawet jeśli oponowała, jeśli stawiała opór, jeśli nie chciała - wyciągnął ją prosto na zimny taras z dala od wszelkich gapiów. Tych którzy ich znali i tych dla których byli obcymi, acz ciekawymi osobami. - Naprawdę on wzbudza w tobie zainteresowanie? - pchnął ją na ścianę, lekko, rzecz jasna, aby nie zrobić jej krzywdy i zamknął ją w szczelnym uścisku własnych ramion. Musnął wargami nagie ramię brunetki: - Wywołuje u ciebie dreszcz jak ten? - zapytał cicho, przymykając oczy, kiedy zapach jej perfum okazał się obezwładniający. I kiedy tak bardzo przypomniał o wszystkich chwilach jakie dzielili, a które dawno temu zepchnął w głąb własnego umysłu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cesar nie był jedynym. Regularnie spotykała się na randki – takie, które wybierała sama i te w ciemno, umawiane przez przyjaciół. Do tej pory nikt nie przykuł jej zainteresowania na dłużej i blondyn nie był wyjątkiem od reguły. Wiedziała jednak, że zbliżało się kilka ślubów i innych wydarzeń, podczas których zdecydowanie wygodniej będzie pojawić się z partnerem i tym samym pożegnać możliwość wysłuchiwania durnych pytań na temat jej stanu cywilnego. Właśnie dlatego zeszła z utartej ścieżki, bo jakkolwiek okropnie to brzmiało, Strzelcik miał być zasłoną dymną dla ciekawskich gości. Poza tym, umówmy się, nudną osobowość nadrabiał wyglądem modela; takiego, który decydując się na tę ścieżkę kariery, byłby w stanie zarobić o wiele więcej niż Cindy i jej diadem.
– Partner? Randka? Kochanek? Sympatia? Teraz lepiej? Czy te słowa bardziej wpasowują się w mój wiek? – szukał punktu zaczepienia, a w tym największej złośliwości, dzięki której będzie mógł ją zranić. Zirytować na tyle mocno, aby finalnie przyznała mu rację i skupiła na zadzieraniu bordowej sukienki do góry. Nie dzisiaj.
Gdy zabrał kieliszek z jej dłoni, zacisnęła usta w cienką linię i rzuciła mu spojrzenie przepełnione złością. – Uaktywnił się w tobie instynkt tacierzyński? Chyba dużo mnie ominęło przez ostatnie miesiące – nie zdążyła ponownie złapać szkła, bo odłożył je na tacę przechodzącego obok kelnera. Wywróciła więc tylko oczami, wciąż nie wyzbywając się obronnej pozy i trzymając ramiona na klatce piersiowej.
– Zdziwiłbyś się, ale w łóżku jest zupełnie inny niż w codziennym kontakcieo ile nie mówi o złowionych szczupakach i Wall Street.. – Ma też niepoprawnie dużego penisa, ale umówmy się, że nie powinno cię to obchodzić. Ja nie wchodzę ci z butami do twojego łóżka. Cindy może przed tobą klęczeć godzinami i nie będzie mnie to obchodziło – przy nim nie była sobą. Albo wręcz przeciwnie i to przy nim jej prawdziwe „ja” machinalnie ukazywało się światu. Nie szczędziła w słowach, nie gryzła się w język – odpowiadała mu tak samo bezczelnie, jak on jej. Uważała, że nie ma prawda jej wytykać, z kim się spotyka i kogo zabiera na wesele, a mimo wszystko sama nie odmówiła sobie komentarza o modelce. Jak zwykle, byli siebie warci i ociekali hipokryzją, a żadne z nich nie potrafiło tego zobaczyć.
Stojąc w tej – paradoksalnie, bo wokół nich wciąż bawili się goście – obezwładniającej ciszy, nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Nie tylko ze względu na to, że drażnił ją każdym słowem, ruchem, małą zmarszczką między brwiami, która pojawiała się tam za każdym razem, gdy coś szło nie po jego myśli, ale również przez tęsknotę. Kurwa, tęskniła za nim. Do tego momentu chyba sama nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo.
Opanuj się, Talbott.
Musiała się opanować, bo to on wrócił do Seattle, nie dając jej żadnego znaku. Dla niej taki komunikat był jednoznaczny.
– Chyba się zapominasz, Brian. Mam swój własny mózg i… – syczała pod nosem, kiedy ciągnął ją w stronę tarasu, na który ona nie chciała wychodzić. Po pierwsze – było zimno. Po drugie – znajdowanie się z nim sam na sam praktycznie zawsze prowadziło do jednego, a nie mogła zrobić tego Cesarowi, nieważne, jak bardzo ją irytował. Cindy oczywiście miała głęboko w dupie.
Nagimi plecami dotknęła zimnej ściany tuż za nią, spomiędzy warg wydostał się niewielki obłok pary. Na dworze było zimno i nieprzyjemnie, a jakimś trafem miała wrażenie, że gęsia skórka, która pojawiła się na odsłoniętych partiach ciała, miała inne źródło pochodzenia.
– Nie – odparła rozbrajająco szczerze, ze słyszalnym wyzwaniem w tembrze głosu. Usta rozchyliły się na wspomnienie gorących, przyspieszonych oddechów i pomiętej pościeli. – Nie wzbudza – przekrzywiła głowę, jak gdyby chciała dać mu lepszy dostęp do szyi przystrojonej gamą zapachów. Dłoń bezwiednie ułożyła na plecach, a kolano uniosła do góry, oferując mu bezpośredni dostęp do pośladka. – Ale to nie ma żadnego znaczenia, Sanders – bańka prysła. Odepchnęła go od siebie i dopiero w momencie, w którym został zmuszony do zrobienia tych kilku kroków tył, zauważyła, że nieco kuleje.
Zbliżyła się do jego sylwetki i zacisnęła palce na policzkach, tak jakby chciała mu pokazać, że teraz mówi ona i ma jej nie przeszkadzać.
– Nie jestem twoją zabawką. Nie należę do ciebie. Chciałeś się zobaczyć? Pogadać? Obejrzeć film? Pieprzyć na blacie w kuchni? Trzeba było zadzwonić – uśmiechnęła się z pełną dozą złośliwości. – Nie zachowuj się teraz jak obrażony chłopiec w okresie dojrzewania. Ten kipiący testosteron w niczym nie pomoże – zabrała rękę i odgarnęła zagubione kosmyki włosów na plecy.
Ostatnio zmieniony 2021-01-17, 20:55 przez Gianna Talbott, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknął śmiechem, gdy usłyszał niepotrzebny potok słów wydobywający się z ust brunetki. Nic sobie z tego nie robił. Penis Cesara prawdopodobnie mógłby być długi po same kolana, a i tak by go to nie wzruszyło. Dlaczego? Powód był prosty - w afekcie Gianna Talbott kompletnie nie panowała nad tym co robi, ani co mówi. Powiedziałaby dzisiaj, w tej chwili, w tym jednym momencie wszystko, byle tylko go rozwścieczyć. Niestety skutek był odwrotny. O tyle, o ile dłoń zaciskająca się na ramieniu Gi, gdy Strzelcik ją obejmował, powodowała wrzenie krwi, tak jej pozbawiona sensu paplanina nie. Był świadom dlaczego to robiła i świetnie się bawił, kiedy jego jedynym komentarzem był ironiczny uśmiech albo zadarcie brwi ku górze.
- Musisz mówić tak dużo, Skarbie? - rzucił mimochodem gdzieś w połowie drogi pomiędzy balową salą a zimnym, zasypanym śniegiem tarasem, który, bądź co bądź, miał niepodważalny urok, gdy krył się pod białą pierzyną, jednak nie sprzyjał schadzkom o tej porze roku. - Wiem, że masz swój mózg, nigdy tego nie kwestionowałem. Czasami po prostu twoje wybory są... komiczne - wyjaśnił mimowolnie, choć wątpił w to, aby Talbott posądzała go o umniejszanie jej inteligencji. Teraz była gotowa powiedzieć wszystko i równie wiele zrobić, aby poczuła się lepsza, aby to ona trzymała go w garści, a role szybko się odwróciły. Często pozwalał jej przejmować kontrolę, w wielu sytuacjach, nie przejawiał egocentryzmu w najczystszej postaci, zaś gdy należało, łapał za ster, bo po tej stronie czuł się równie dobrze....
...a Gianna, jak nikt inny potrafił sprowadzić go na ziemię. Jak teraz, gdy kompletnie zatracił się w chwili, bo tego chciała, a później brutalnie odepchnęła go, zwiększając dystans. Z niezadowolonym grymasem zmierzył ją wzrokiem, wciskając lodowate z zimna dłonie do kieszeni spodni i milczał, kalkulując. - Nie traktuję cię jak zabawkę - mruknął w odpowiedzi, bo jej insynuacja ubodła go w czuły punkt, a była bardzo daleka od prawdy. Zabawką mogła być Cindy albo każda inna kobieta, ale nie ona. Nie wierzył, że tak myślała, nie mogła być tak ślepa.
- Czy właśnie nie to do tej pory robiliśmy? Bawiliśmy się ze sobą, pieprzyliśmy, czasami rozmawialiśmy i wracaliśmy do swoich mieszkań. Co się zmieniło? - zapytał, odzyskując chwilowo utracony rezon. - O co chodzi? - spojrzał na parę, która jak oni wychodziła na zewnątrz, aby się przewietrzyć, jednak zauważywszy minę Sandersa zaniechała swojego pomysłu. Albo poszukała zupełnie innej miejscówki. - O to, że nie zadzwoniłem? Że po powrocie nie przybiegłem do ciebie? Nie mam tego obowiązku, Gianna - przypomniał jej dosadnie, że oboje znali granice, oboje ją wyznaczyli i zarówno on, jak i ona nie mieli żadnego, pierdolonego prawa, aby wściekać się na siebie o ignorancję - chwilową albo tą nieco dłuższą. - Mój telefon ciągle jest włączony. Trącisz trochę hipokryzją, nie uważasz? - wyrwał się jej, łapiąc za nadgarstek, gdy testowała jego cierpliwość. Nie skrzywdziłby jej, nie podniósłby ręki na kobietę, niemniej nienawidził - i wiedziała to o nim - że nie znosi, kiedy ktoś w bezczelny sposób narusza jego przestrzeń osobistą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał rację, bo ją znał. Niestety, kurwa, za dobrze. Jakimś cudem doskonale interpretował jej zachowanie, mimikę twarzy, słowa wyrzucone w eter pod pierzyną złości i nieopanowania. Na szczęście jednak mogła odwdzięczyć mu się tym samym – nie pozostawał dla niej obcą osobą. Podczas wspólnie spędzonych nocy, rozmów, gotowania, a później jedzenia, liznęła drugiej strony Briana. Tej, w której zmieniał się z drażniącego buca w mężczyznę „wartego uwagi”.
Jakim cudem i jedną, i drugą wersję uwielbiała tak samo?
– Na szczęście ty nie musisz ich oceniać. Mam od tego matkę. I okazjonalne ojca – w myślach poprzysięgła, że kolejny komentarz na temat Cesara, przypłaci prawym sierpowym.
– Zmieniło się to, że nie jesteśmy tutaj sami – wcale nie o to chodziło. Zupełnie nie o to chodziło. Ale tonący brzytwy się chwyta, prawda? – Co innego, kiedy spotykamy się na schadzki na wspólnie ustalonych zasadach, a co innego, kiedy atakujesz mnie na weselu wspólnych przyjaciół i kiedy jestem z kimś. I ty również – wyrwała nadgarstek z mocnego uścisku bruneta i pokręciła głową z niedowierzaniem. – Jezu, czy ty siebie słyszysz? Twój telefon jest włączony, na froncie również? Nie miałam pojęcia, że wróciłeś, już ci to mówiłam – zrobiła krok w tył; nagle stanie tak blisko stało się nad wyraz bolesne – fizycznie i psychicznie. Oparła się o metalową, przystrojoną białymi kwiatami balustradę.
– A gdybym wiedziała, to nie miałabym problemu z zadzwonieniem – zrobiłaby to. Na pewno, bo przecież nigdy nie należała do tego typu kobiet, który czeka jedynie na reakcję płci przeciwnej (mogłaby się nie doczekać) lub pokłada w niej całe nadzieje, oczekując chorych, romantycznych gestów i napisania tej pierwszej wiadomości.
Gdy kilka miesięcy wcześniej poinformował ją o swoim wyjeździe, stała w kuchni, mając na sobie kusą bieliznę i biały podkoszulek. To był jeden z tych dni, podczas których zachowywali się jak typowa para – fakt, że leżał na kanapie, nonszalancko przełączając kanały w telewizorze, nie był niczym dziwnym. Musiała robić dobrą minę do złej gry, udawać, że przekazana wiadomość wcale jej nie ruszyła. W rzeczywistości, gdy on widział tylko jej plecy, ona próbowała zapanować nad szaleńczym biciem serca i nierównym oddechem. Front ją przerażał, nawet mimo tego, że nigdy nie miała się tam pojawić osobiście. Myśl, że mogłaby stać mu się krzywda, obezwładniała Giannę. A ona zupełnie nie rozumiała, dlaczego.
– Mogłeś dać znać, że wszystko w porządku. Tak po prostu – przygryzła dolną wargę i na krótki moment powędrowała spojrzeniem na bok. Country Club wyglądał pięknie, szczególnie zimą, kiedy teren za budynkiem pozostawał ośnieżony i przystrojony jasnymi lampkami. Zdała sobie sprawę, że właśnie uciekła od ciemnych tęczówek żołnierza, wwiercających dziurę w jej twarzy.
– Możemy wrócić do środka? Jest zimno i pewnie nas szukają – cała ta rozmowa nie miała większego sensu. Żadne z nich nie zamierzało się przyznać, dlaczego tak naprawdę tam stali. Dlaczego sekunda, w której zobaczyli siebie z innymi osobami, sprawiła, że ich krew zawrzała, a umysły straciły umiejętność skupiania się na wydarzeniach dookoła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdziwiony uniósł brwi, kiedy usłyszał jedno z jej oskarżeń. Powiedzmy szczerze, że bardzo kiepskie. Początkowo pomyślał, że być może źle zrozumiał, może te słowa miały mieć zupełnie inny wydźwięk, może w wypadku uszkodził nie tylko nogę, ramię, żebra, płuca, ale też głowę? Absurd wypowiedzi Gianny był ogromny.
- Chyba sobie żartujesz. Co takiego, kurwa, powiedziałem? - nie trafiła na Cesara i dobrze o tym wiedziała, Sanders nie był osobą biernie stojącą, gdy ktoś go atakował. Zwłaszcza w taki sposób, łapiąc się najtańszych zagrywek, niemających w ogóle pokrycia w rzeczywistości. - Nie obraziłem cię w niczyim towarzystwie, skończ pieprzyć głupoty, Talbott - machnął od niechcenia ręką, nazbyt energicznie, czując przeszywający prąd bólu od barku, aż po sam czubek palców. Skrzywił się w grymasie, zaciskając zęby, byle tylko nie dać po sobie niczego poznać. To była jego wada, jego największa słabość, jego głupi upór - nie potrafił, nienawidził, nie przywykł do okazywania słabości. Tego brutalnie uczyła wojna. Nie brała jeńców. Nie żałowała. Nie litowała się nad nikim. Nie głaskała po głowie, gdy dzień był gorszy od poprzedniego i lepszy od następnego. - Nigdy tego nie zrobiłem, nie wciskaj mi do ust słów, które nie padły - obserwował ją spod przymrużonych powiek, bo nagle przybierający na sile opad śniegu, uparcie pchał się do jego oczu. Nie powinni stać na tym mrozie, a mimo to, ani ona, ani on się nie ruszali. Jak dwójka desperatów, liczących, że ta rozmowa cokolwiek zmieni i wyjaśni.
- Daj spokój - westchnął, bo w tym jednym aspekcie miała rację. Nie mogła wiedzieć, ale mogła też próbować. Nikt nie bronił jej wybrać jego numeru i sprawdzić. Była detektywem, czy ciekawość nie była u niej wrodzoną cechą, jak u niektórych ludzi empatia? Nie wierzył w to, że nie pociągała czasami wbrew prawu za sznurki, aby czegoś się dowiedzieć.
Zwłaszcza jeśli jej zależało. A zależało i to widział, bo inaczej byłaby obojętna. Teraz, kiedy spotkali się przypadkiem i wtedy, gdy oznajmił jej, że po raz kolejny wyjeżdża. Przyłapywał ją wtedy na zagubionym spojrzeniu i zamyśleniu, jednak nie odważył się zapytać: o co chodzi. Odpowiedź zawsze była taka sama - o jego pracę, o to czym się parał, o to za co na szali stawiał własne życie i o to, co najbardziej w życiu kochał, co było jego numerem jeden. Nie chciał reagować na jej ukryty za niewinnymi uśmiechami smutek, bo nie chciał kiedykolwiek zwątpić w słuszność obranej przez siebie ścieżki.
A Gianna Talbott była kobietą dla której mógł rzucić to w cholerę. I ta wizja go przerażała bardziej niż obrazy wojny wyryte na zawsze w głowie.
- Mogłem, nie dałem, po sprawie. Musimy to drążyć? Jestem tutaj teraz, co to zmienia, że dowiedziałaś się dzisiaj, a nie miesiąc albo tydzień temu? - nie przyznawał się do tego, co ściągnęło go do Seattle z powrotem. Żył, a to było najważniejsze, prawda? - Jasne. Wracajmy - podszedł do drzwi i otworzył je przed nią na oścież. Dla niego impreza właśnie się kończyła. Miał zamiar zabrać swoją kurtkę i z Cindy, a najlepiej bez niej, opuścić przyjęcie niezauważonym, wysyłając młodemu smsa z informacją, że poczuł się gorzej.
- Miło było cię zobaczyć, Gianna - powiedział, gdy odnaleźli Cesara nerwowo rozglądającego się za swoją dziewczyną.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Dobrze wiesz, o co mi chodziło – nie był głupi – wręcz przeciwnie. Sanders wciąż stanowił jeden z najbystrzejszych umysłów, z jakimi przyszło jej się spotkać. Przetarła twarz dłońmi, tak jakby zupełnie zapomniała, że ma na sobie mocny makijaż. Przez krótką chwilę chciała się wytłumaczyć, wejść w szczegóły, ale finalnie stwierdziła, że nie ma to większego sensu. Brian, jak zawsze, był nakierunkowany na swoją prawdę i pozostawał mistrzem w odwracaniu kota ogonem. Niezależnie od tego, czy słowo atakuj było odpowiednio dobrane, mógł darować sobie komentarze na temat Cesara, ale tego nie zrobił. To był tylko i wyłącznie jego wybór.
Profesja agentki nie oznaczała, że miałaby zatracać szacunek do samej siebie, a właśnie tak odbierała wydzwanianie do bruneta, kiedy ten powinien być na froncie. Bo właśnie tam miał się znajdować, prawda? Na Dalekim Wschodzie, przez co najmniej rok żołnierskiego życia. Co więc się stało, że po nieco ponad trzech miesiącach, znów stąpał po waszyngtońskiej ziemi?
Nie umknął dziwny grymas bólu, który natychmiastowo połączyła z wcześniejszym kuleniem. Powinna zapytać. Powinna podejść bliżej, przytulić go, wyszeptać muskając ciepłym głosem płatek ucha, że przeprasza i że mogą już wrócić do normalności. Do relacji, którą mieli kiedyś; niezobowiązującego seksu i rozmów prowadzonych do rana, odpokutowywanych następnego dnia hektolitrami kawy.
Ale nie potrafiła. Była zbyt dumna, zbyt głupia, aby przyznać, że zależy jej na tyle, aby opuścić gardę. Zamiast tego otrzepała śnieg z jasnej szpilki i pozwoliła, aby dokończył serię nieistotnych słów, przechwyconych jedynie przez echo tarasowej przestrzeni.
– Już? Skończyłeś, tak?zmienia wszystko, tępy bucu, bo miałabym cię tydzień lub miesiąc dłużej dla siebie; zdanie niewypowiedziane na głos odbijało się od ścian umysłu, powodując nieprzyjemny ból w skroni.
Machinalnym krokiem skierowała się w stronę wejścia prowadzącego z powrotem do Sali. Wzrokiem wypatrzyła Cesara, który wspiął się na palce i pomachał jej energicznie dłonią, jak gdyby nie widziała go tylko i wyłącznie ze względu na wysoki wzrost mężczyzny.
– Chciałabym móc powiedzieć to samo – rzuciła, szybko żałując, ale nadal utrzymując obronną postawę.
– Gianna, tylko nie mów, że paliłaś – obruszony ton głosu Strzelcika doprowadził ją do szału i przekroczył niewidzialną granicę cierpliwości.
– Daj mi spokój – rzuciła niedbale, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Po chwili szła już w stronę łazienki, przyjmując, że później jakoś się z tego wyplącze.

zt x2

autor

I'm yours to keep and I'm yours to loose, you know I'm not a bad girl but I do bad things with you.
Awatar użytkownika
30
175

pisarka harlekinów

gdzie wena ją dopadnie

broadmoor

Post

| dwa tygodnie po ostatniej + fit widziałaś

Przez ostatnie dwa tygodnie Isaak faktycznie siedział u niej w szpitalu dość często, dużo rozmawiali, sporo milczeli, bo Ellie nadal psychicznie była trochę w rozsypce i w zasadzie chciała pogadać z Teddym ale załóżmy, że też wysłali go z wydawnictwa gdzieś poza miasto, więc nie było po prostu okazji. Dzisiaj też nie było, bo na ślub jej siostry i brata Grace przyszedł ze swoją żoną, co wcale nie było niczym dziwnym. Ona zaś przyszła z Isaakiem, ale gdy ten poszedł się napić z przyjaciółmi, Katie i Jason wyrwali ją do tańca, a ona nie protestowała. Uwielbiała te dzieciaki, więc bujała się z nimi, trzymając je za rączki. W pewnym momencie nie mogąc się powstrzymać nawet podniosła dziewczynkę i chwilę się z nią pobujała, ale zaraz poczuła swoje szwy i jednak ją odstawiła na ziemię, bo zwiększony wysiłek od razu sprawił, że na jej czole pojawił się zimny pot.
- Ciocia, na ręce! - domagał się teraz Jason, a ona nie chciała mu odmawiać, ale wiedziała, że musi.
- Z tobą zatańczę jak z gentlemanem, wskakuj na moje stopy - powiedziała, nachylając się nad chłopcem i zaczynając się z nim bujać z w rytm piosenki. Mimo to, zaraz pewnie ktoś nad nimi stanął i podnosząc wzrok modliła się, by to nie była Grace.
- Teddy - uśmiechnęła się do niego delikatnie. Tęskniła za nim w sumie i cholernie potrzebowała rozmowy. Potrzebowała przyjaciela.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Country Club”