WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekSean przyglądał się wybuchowi śmiechu Gin z lekko uniesionymi brwiami i w całkowitym milczeniu pozwalając jej powoli się uspokoić. A potem skrzyżował ręce na piersi i, pod wpływem chwili, nadał szczeniakowi imię na cześć potwora z pałacu Jabby z Gwiezdnych Wojen. Kiedy Halleluiah wpadła w kolejną spiralę śmiechu, zwrócił się do doktor Hepburn.
Obrazek-Moja przyjaciółka, niestety, ma problemy - ostatnie słowo zaakcentował w taki sposób, jakby miało być ono wyjaśnianiem na wszystko, co wydarzyło się do tej chwili i co najpewniej jeszcze się wydarzy. Interpretację pozostawił Rosalie.
ObrazekTo, co jednak naprawdę zaszokowało Seana, absolutnie zbiło go z tropu i sprawiło, że zaczął powątpiewać we własny rozsądek i zmusiło do zastanowienia czy przypadkiem nie śni leżąc na szpitalnym łóżku na oddziale dla pacjentów w śpiączce nastąpiło potem. Coś, co - w jego odczuciu - było mniej prawdopodobne niż nagle rozstąpią się Bramy Niebios i na ognistych rydwanach zstąpią na ziemię aniołowie głosząc kres dni.
ObrazekHalleluiah wiedziała co to są pieśni sefardyjskie.
ObrazekNo. Tego się nie spodziewał.
Obrazek-Psa przywiązano do drzewa za pomocą smyczy. Parcianej - wyjaśnił potwierdzając słowa Morrison. - Lepiej w ten sposób niż, gdyby ktoś miał go wsadzić w worek i do wody wrzucić, prawda? Ludzie teraz zdolni są do wyrządzania straszliwej krzywdy niechcianym zwierzętom. Od dawna zajmuje się pani czworonogami? - zmienił temat uśmiechając się swobodnie do Rosalie.
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

Okej, Rosalie była wręcz pewna, że z tą młodą dziewczyną było ewidentnie coś nie tak. Gdy zaczęła się tak śmiać, ale to tak wiecie, to nie wyglądało jednak normalnie, więc początkowo kobieta spojrzała pytająco na mężczyznę, nie wiedząc w sumie czy lepiej żeby on potrzymał szczeniaka, czy lepiej żeby złapał i zatrzymał w tym dziwnym tańcu nastolatkę, zanim ta zrobi sobie, albo im krzywdę. Poczuła ciarki na plecach, bo przypomniała sobie jak została napadnięta przed przychodnią przez jakiegoś ćpuna, który jedyne co od niej chciał to ukraść zawartość szafki z lekami. A co jeśli ci dwoje byli w zmowie? Mężczyzna wyglądał na silnego, mógł w każdej chwili ją unieruchomić podczas gdy ta dziewczyna by okradła gabinet weterynaryjny. Mięśnie szatynki zatem napięły się bardziej, w gotowości do ewentualnej ucieczki, albo sięgnięcia do torebki po gaz pieprzowy.
- Tej owcy, czy raczej temu baranowi nie mogła być podana ksylazyna z tego względu, że jest to związek podawany przed operacjami i Rancorowi również go nie podamy, bo nie wymaga on leczenie operacyjnego. I proszę nie podważać moich kompetencji. - zwróciła się twardo do dziewczyny, bo tak się właśnie czuła, jakby ta dziewczyna podważała jej kompetencje. Naczytała się pewnie bzdur w internecie i zaczęła uważać się za weterynarza, zapominając wcześniej pójść na studia i ukończyć je z wyróżnieniem, by wisiał potem w gabinecie weterynaryjnym dyplom świadczący o tym, że to ona jest tutaj specjalistą w tej dziedzinie. Ponadto cała ta sytuacja zaczęła być coraz to bardziej krępująca dla szatynki, która obawiała się o siebie, ale musiała zachować profesjonalizm, w końcu była tutaj dla tego psiaka. Wtem mężczyzna powiedział coś o tym, że dziewczyna ma problemy. To wydawało się wytłumaczalne.
- Rozumiem że jest ona pod opieką właściwego lekarza, czy obecnie na jakiejś przepustce? - zapytała równie poważnie mężczyzny, ale może nie tak twardo, jak wcześniej zwróciła się do Halleluiah. Zaczynała się czuć jak w oku kamery do jakiegoś "mamy cię" czy innego show, gdzie nabierało się ludzi. Musiała skupić się na psie, który niczego nie był przecież winny, że trafił na te właśnie osoby w swoim krótkim póki co psim życiu. I dowiedziała się że ci ludzie nie byli ze sobą spokrewnieni, zatem dobrych przyjaciół dobierał sobie mężczyzna.
- Dobrze, już wszystko wiem o tej smyczy, dziękuję bardzo. I powtarzam raz jeszcze, temu psu nie są potrzebne środki do sedacji, więc uprzejmie proszę Halleluiah byś usiadła spokojnie na krzesełku i nie wierciła się, bo chcę w spokoju przebadać twojego psa, dobrze? Inaczej zostaniesz wyproszona z gabinetu. - wskazała nawet jej krzesło na którym miała dziewczyna usiąść. Naprawdę Hepburn dziwiła się Jerry'emu/Seanowi, że ten nadal był tak opanowany, bo według niej ta dziewczyna była w stanie nawet anioła wyprowadzić z równowagi, a mówi się że anielska cierpliwość jest nie do podważenia. Spojrzała mężczyźnie w oczy, gdy teraz on wypowiadał się na temat tego, jak można było potraktować te niczemu niewinne zwierzę pragnące jedynie żyć i miłości.
- W takich sytuacjach żaden sposób nie jest dobry, ani przywiązywanie szczeniaka do drzewa, ani topienie ich w rzece, ani oddawanie ich do schroniska. Psy, zwłaszcza czarne często nie są przez całe życie adoptowane i po kilku latach są usypiane w schroniskach. Jeżeli nie jest się gotowym na niechciany przychód to powinno się stosunkowo wcześniej o to zadbać, sterylizując suczkę bądź kotkę. - mówiąc to jeszcze obejrzała skórę malucha i podała mu zastrzyk z szczepionką przeciwko nosówce i innym chorobom szczenięcym. Zamyśliła się na jego ostatnie pytanie.
Jestem Rosalie, mam dwadzieścia parę lat, byłam tancerką. Taniec był moją miłością, pasją, był całym moim życiem, które skończyło się wraz z kontuzją. Nie dawali mi szans na to że wstanę z wózka inwalidzkiego, ale ja nigdy się nie poddałam, więc dlatego tutaj przed wami stoję, niestety tańczyć zawodowo nie będę już nigdy. Nie wiedziałam co mam robić w życiu, ale zawsze otaczały mnie zwierzęta, to je kocham i im chcę w życiu pomagać, dlatego zdecydowałam się podjąć studia weterynaryjne. Poza tym nie potrafię zaakceptować swoich pooperacyjnych blizn, dlatego jestem tutaj z wami po pomoc, bo naprawdę jej potrzebuję. Nie potrafię spojrzeć na swoje nagie odbicie w lustrze, bo nie jestem w stanie zaakceptować swojego obecnego wyglądu. Nie rozbiorę się przed nikim. Nigdy.
Jakoś tak wrócił do niej pierwszy dzień terapii grupowej, gdy musiała powiedzieć coś o sobie. Teraz już była na innym etapie życia, już akceptowała siebie wraz ze swoimi bliznami, które posiadała, poza tym rozebrała się przed kimś i on również zaakceptował jej blizny, pokochał je wraz z resztą Hepburn. Czego chcieć więcej? Z zamyślenia wyrwało ją ugryzienie psiaka, przez co kobieta dość gwałtownie wróciła do obecnej sytuacji.
- Ach! Trzy lata już będzie. - spojrzała na palec, posączyła się z dziury w rękawiczce krew.
- Przeproszę państw na chwilę. - jednak spokojnie, z przepraszającym uśmiechem musiała na chwilę ich opuścić, by ściągnąć rękawiczkę, wyrzucić ją, przemyć i zdezynfekować dłoń, a także zakleić ją palcem. Niebawem wróciła z małą piszczałką w kształcie słonia. Zapiszczała nią, na co od razu ucieszył się mały pacjent.
- Tutaj mały prezent dla Rancorka, oprócz tego został on dzisiaj zaszczepiony, proszę za trzy dni podać mu środki na odrobaczanie, przepiszę jeszcze witaminy i przede wszystkim musimy założyć mu kartę i książeczkę. Rozumiem że na pana nazwisko czy to twój pies Halleluiah? - zagaiła wesoło tak jakby w ogóle przed chwilą nie została ugryziona. Wiedziała że maluch nie chciał jej skrzywdzić, zatem nie miała czemu się na niego denerwować. Choć mogli uznać, że to nie jest do końca normalne, albo że za ścianą golnęła sobie jakiegoś kielicha na rozluźnienie.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Halleluiah była chwilowo wystrzelana ze słów i zamiarów i wycofała się mentalnie do uczestnictwa cokolwiek zdystansowanego, łapiąc elementy sceny z pewną obojętną wyższością w spojrzeniu spod uniesionych lekko brwi. Nie wyczuła za bardzo napięcia pani doktor, ale za to wysłuchała uważnie jej odpowiedzi. Zero ksylazyny. Okej.
Dupa.
I jeszcze podejrzenie o podważanie kompetencji. Tja.
– Nie podważam – bąknęła jak uczniak, ale bez inwazyjnej potrzeby bycia częścią dialogu, i z tego dystansu właśnie wodziła wzrokiem między Rosalie a Seanem, gdy tak łatwo padały sugestywne pytania o „opiekę właściwego lekarza” i „albo przepustkę”. Pytanie było skierowane do Seana, więc sama tylko pokręciła lekko głową, ściągając kąciki ust, przetarła jedną dłonią pół twarzy i wydała z siebie westchnienie Wykluczonej. Można by sądzić, że te jakże odległe od niedawnej rozentuzjazmowanej inwazyjności gesty i odgłosy świadczą o jej uznaniu porażki, a w każdym razie o rezygnacji z dalszych batalii, ale tak naprawdę były wywołane przeniesieniem aktywności ze sfery gestu i logorei do sfery mentalnej: Halleluiah bowiem właśnie kalkulowała sobie – czy raczej Hallelui kalkulowało się – co robić dalej, skoro wizyta u lekarza nie dała jej tego, co sobie wstępnie zaplanowała, oraz że gdy to planowała – wydawało się łatwe i oczywiste, a teraz, gdy „zero ksylozyny” i ogólnie małe szanse, czuła że należy podejść do sprawy poważnie.
To znaczy: jak szybko i bezkolizyjnie skołować dragi.
Ale tego szanowni państwo jakże-dorośli nie wiedzieli – widzieli (jeśli spojrzeli) Halleluię oklapłą i zamyśloną, przyjmującą kolejne słowa fachowca z bierną akceptacją.
– Siedzę – wtrąciła, siadając na polecenie pani doktor. „Wyproszona z gabinetu”? Super. – Już-już – uniosła otwarte dłonie – Nic nie mówię. Już. Luzik. Czil. Peace.
Zaczęła nawijać sobie kosmyki na palce, ale po chwili zamarła na moment, spojrzała przed siebie… – I nie wiercę się. Już. Spoko. – I opuściła ręce wzdłuż boków, i w tej pozycji „róbcie co tam chcecie” przypatrywała się bezmyślnie Rosalie obmywającej palec z krwi po ugryzieniu. Piesek nie był jej – to znaczy Hallelui (tak to postrzegała) – więc nie czuła się w żaden sposób odpowiedzialna za jego wybryk. Niejakie falowanie w stygnącym nastroju wzbudził w niej nieoczekiwany atak słonika – wybałuszyła oczyska, znów unosząc brwi i wychylając korpus do przodu, nawet pięknie pozytywna reakcja Rancorka na słonikowe zadęcie nie wytrąciła jej z tego miniszoku, ale pozostali nie usłyszeli z jej ust ani słowa komentarza – jedynie (po odchrząknięciu) odpowiedź na pytanie:
– Czy to mój pies? – dziabnęła się palcem wskazującym w mostek – Eee… no tak. W sumie… tak. Tak. Jakby mój – pokiwała głową, którą zaraz płynnie wskazała Seana: – Czyli lepiej na nazwisko tego pana.
Korciło jak cholera, żeby wstać i po prostu podejść do szafki z lekami, ale trzymała fason z całej siły (aż groził pęknięciem), w sumie chyba po to, żeby nie dyskredytować Seana, skoro od jego stabilności, tak po prawdzie, zależał sens tej wizyty. Zresztą dr Hepburn też była fajna i pacnięta tą świadomością Gin dodała, trochę nieoczekiwanie dla samej siebie: – W ogóle szacun, że tak pani sobie poradziła z tym ugryzieniem. Mnie nigdy nie ugryzł… – to zabrzmiało jakoś niepotrzebnie wyższościowo, więc dodała zaraz: – Pewnie dlatego, że nigdy nie wtykałam mu w pyszczek palca w lateksowej rękawiczce… – hm, to z kolei mogło zabrzmieć jak pretensja, więc – Znaczy nie żeby nie należało tego robić… – kurde, a to znów sugerowało, że Gin uważa, że należało!, więc… – Znaczy pani wie, co robić, o: to miałam na myśli. Potwierdzają to te dyplomy: – wskazała dłonią ramkę na ścianie – chyba tam był dyplom pani Hepburn? Ogólnie… lepiej żeby już nic nie mówiła, tak?
Spojrzała na Seana, spojrzała na Rosalie i chyba tak, chyba miała rację. Wstała więc z krzesełka i wcisnęła pięści w… a wróć: ta sukienka nie miała kieszeni! Więc jakoś tak… potarła dłońmi po zagubionych pod fałdami udach. - No to jak: w sumie – gotowe? Pies zdrów, nie trzeba mu opiatów, będzie żył, jest okej. Toooo… – i zaczepiając pytającym wzrokiem Seaana oraz Rosalie, wskazała drzwi. – Dziękujemy za pani fachowość. Fachowość jest…Gin, kurna, miałaś nic nie mówić… stop… No STOP-żeż! – ...gites. Zwłaszcza w tych czasach. Podobno. – EKHEM…? – Czyli ten…– Sean? pomagasz?? – czyli "dzięki"! Dzięki.
I ruszyła w stronę stołu, wziąć Rancora. Choć z tym imieniem nagle zaczął jej się wydawać protoplastą gremlina raczej niż tym jakże prawda uroczym psiakiem z czasów, gdy był tak naturalnie bezimienny…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obrazek-Aktualnie jest pod moja opieką - głos Seana brzmiał bezpretensjonalnie, skromnie, ale pobrzmiewała w nim nuta pewności siebie mająca zakończyć ewentualną serię dalszych pytań.
ObrazekZachowanie Gin coraz bardziej przypominało to, jakiego można byłoby się spodziewać po osobie uzależnionej nie tylko od trawki, ale i często sięgającej po mocniejsze środki odurzające. Była gotowa na wiele, by podstępem zdobyć cokolwiek, co miało pozwolić jej odpłynąć... gdziekolwiek odpływała, kiedy nafaszerowała się po uszy. Anderson nie był w stanie określić jak głęboki jest ten nałóg. Znaczy - podejrzewał, że dziewczyna nie potrafi wysiedzieć kilku godzin bez marihuany, ale miał nadzieję, że wszelkie mocniejsze używki na razie nie są niezbędną koniecznością, a trudną do pohamowania zachcianką. Całym sercem liczył na to, że Halleluiah na razie lotem koszącym zbliża się ku ziemi, a nie że już się na niej rozbiła.
Obrazek-Siedź - stanowczo zwrócił się do Gin, gdy ta zaczęła maszerować w kierunku drzwi. Po chwili uśmiechnął się i dodał łagodniej - Pani doktor musi wypisać dokumenty.
ObrazekNie wiedział czy go posłucha. Spodziewał się, że jeśliby teraz wyszła, mogłaby po prostu zniknąć w tłumie szukając innego kogoś, kto trzymałby sznurek stojąc jak słup na studzience kanalizacyjnej. A tego nie chciał. Chyba.
Obrazek-Sean Anderson - podał swoje nazwisko, po czym przypomniał sobie, że przez ostatnie kilka minut funkcjonował tu pod kompletnie innym imieniem. - Jerry to taki pseudonim, wie pani... nawet nie zauważam już, gdy ktoś, w ślad za Halleluiah, go używa. Czy będzie potrzebny adres zamieszkania? Do Seattle przyjechałem niedawno, jeszcze nie zdążyłem nic wynająć, ani kupić, mieszkam w hotelu
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

Jeszcze ta młoda dama zaczynała twierdzić że to nie ona! To trochę tak jak przyłapujesz kogoś na podjadaniu twojego sera i łapiesz tę osobę za rękę, a ona uporczywie twierdzi że to nie jej ręka. Albo jak wchodzisz niespodziewanie do sypialni, a tam twój chłopak jest ujeżdżany przez jakąś blondynkę i twierdzi że to co widziałaś wcale nie było tym co zobaczyłaś, bo oni robili coś zupełnie innego niż uprawiali seks, a on cię kocha i nie zdradza. Szatynka zmierzyła jeszcze wzrokiem dziewczynę, z takim typowym "naprawdę?" niewypowiedzianym przez jej usta, a potem zaczęła pytać mężczyzny o stan zdrowia tej dziewczyny, która nie wydawała się do końca zdrowa. A Rosalie nie chciała znów zostać napadnięta przez niezrównoważonego ćpuna.
- Rozumiem, nie będę zadawała więcej pytań. - stwierdziła zatem, wywnioskowując że mężczyzna nie jest zbyt wylewny na temat osoby, nad którą obecnie pełni pieczę. A może był terapeutą? Albo nie ojcem, a nowym partnerem matki dziewczyny? Znów podążyła myślami w niewłaściwym kierunku. Dziewczyna się uspokoiła, w miarę swoich możliwości, co naprawdę doceniała kobieta, bo mogła w większym skupieniu zająć się psiakiem.
- Interesujesz się zwierzętami, lekami jakie przyjmują, chcesz zostać weterynarzem? - zapytała znienacka dziewczynę, coby nie czuła się aż tak wykluczona z tej całej trójcy, ale nie zapominajmy tu o Rancorku, bo on też jest bardzo ważnym elementem układanki, a także całej obecnej sytuacji. I już kobieta zaczęła wpisywać w komputer imię "Jerry", a potem się dowiedziała że mężczyzna używa takiego pseudonimu. Z czasów gdy sama była artystką to pamiętała że wtedy używało się pseudonimów, więc na nowo mężczyzna mógł poczuć na sobie wzrok jej czekoladowego spojrzenia.
- Rozumiem, jest pan artystą? Pisarzem może malarzem albo rzeźbiarzem? - zapytała, bo jednak temat sztuki zawsze ją interesował i intrygował. Aż długopis zabrzmiał klik klik w jej dłoni. Usłyszawszy zaś informację o hotelu spojrzała na psiaka.
- Czy już pan się zorientował czy w tym hotelu można trzymać zwierzęta? - zapytała po chwili, patrząc na szczeniaka i dziewczynę, bo wiedziała doskonale że nie wszystkie hotele miały takie standardy, a to oznaczało że psiak prawdopodobnie wyląduje w schronisku. Nie zasługiwał na takie życie, a wiedziała doskonale jak tam jest, bo współpracowała z lokalnym schroniskiem dla zwierząt. No i z imieniem Rancor nie łatwo znajdzie się ktoś kto zechce go adoptować, poza tym czarne psy miały z tym zawsze problemy i wkrótce potem były usypiane. Aż robiło się jej przykro na tę myśl.
- Przynajmniej na moim przypadku będziesz wiedziała że Rancorek nie przepada za lateksowymi rzeczami. - dodała jeszcze tylko do dziewczyny i posłała jej uśmiech, również spoglądając w stronę ściany z dyplomem. Póki co był tylko jeden, bo i ona była jeszcze młoda, ale zamierzała robić kursy doszkalające i specjalizację, więc na pewno przy każdej kolejnej wizycie ta ściana nie będzie już taka pusta.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W sumie… okej: mogła być oficjalnie pod opieką tego faceta. Lubiła go. Polubiła go od razu i nie miała zamiaru przestawać, a coś podpowiadało jej że ktoś taki, jak Jerry, będzie traktował „opiekę” poważnie. Na przykład – o: czyż nie dawał z siebie wszystkiego podczas zakupowej przebieżki? Nie ma wątpliwości, że Halleluiah odczuwała teraz szczerą wdzięczność, pytanie tylko czy ten rzucony w Jerry’ego mający to poświadczyć uśmiech zdołał przykryć wysiłek, z jakim walczyła z narastającą ochotą.
Jeszcze minutę temu to była ochota – chętka, kaprys; teraz przechodziła powoli w fazę wymownej propozycji, jaką jej organizm składał z pewną nachalnością ośrodkom decyzyjnym w jej mózgu. Mózg w tych warunkach – a więc i cała, w znacznym stopniu oddana jego odruchom Halleluiah – miał tylko jedną reakcją, mianowicie wstać, pójść, poszukać, zerknąć, ostatecznie zdobyć, jakkolwiek rozumiała że nie ma na to ani szans, ani miejsca w zainaugurowanej parę godzin temu znajomości z Jerry’m. Nie powinna.
Nie powinna, prawda?
Się zdradzać.
Och – ale tak siedzieć też nie mogła, więc wstała, gotowa opuścić lokal, skoro jedynym beneficjentem miał być ten szczeniaczek. Jak mu tam…
Rancor.
Fuck.
Więc wstała, już szła, już do widzenia, już chodźmy dalej, na następne pole tej planszy, gdzie być może łatwiej będzie zdobyć…
„Siedź”.
Głos Seana wydał jej się twardy, zupełnie nierozumiejący – trochę tym zaskoczona owszem, stanęła w miejscu i zerknęła na niego.
Uśmiechał się.
Już wyciągała dłoń do klamki – i zasłuchała się.
„Sean”? No, ciekawe że postanowił podać nieprawdziwe imię. Chyba. Zresztą – Halleluiah nie była teraz skupiona. To znaczy była – ale nie na drobiazgach najbliższej rzeczywistości. Tym bardziej więc z opóźnieniem pojęła intencje pytania pani doktor.
– Wete… – zaczęła, nie wiedząc w sumie do kogo to, ale chyba do niej? – Nooo czemu nie? – zdumiała się nad własną gotowością. – Zwierzaki są fajne! Znaczy… – zamachała dłonią odjętą od klamki – …te fajne zwierzaki są fajne, o. A pani kocha pewnie wszystkie?
Obrócenie dialogu pytaniem do pytającego wydawał się bezpieczne, kto wie, może dlatego temat zdechł, albo płynnie przeobraził się w sprawę dotyczącą profesji Jerry’ego. Właśnie: czy jest artystą?
- Jesteś artystą, Jerry? – rzuciła Gin, ale niestarannie, nikt jej tu specjalnie nie słuchał –i może dobrze, bo zaczynały jej chodzić ręce, potrzebowały napinać wątłe mięśnie, ruszać się, brać małe przedmioty w palce, kurwa, Halleuiah zakręciła się jakoś tak, jakby losowała kierunek marszu, ale i tak trafiła na gabinet, psiaka, Seana i Rosalie. Dżiiiizas, czy można już iść? Przynajmniej „do toalety”?
– Okej. Rancorek nie przepada za lateksami. Przyjęłam. Roger that – klepnęła się po biodrach, jeszcze raz zbadała czy sukienka ma kieszenie, nie, nie miała, więc można, a nawet trzeba przeczesać włosy, przerzucić kędziory na jedną stronę, podrapać się po zgięciu łokcia, jeszcze raz się podrapać, westchnąć ciężko, uśmiechnąć się żeby to zatrzeć, powiedzieć – W najgorszym razie poszukamy takiego hotelu, w którym można trzymać zwierzęta, nie, Jerry? – zakaszleć, bo sucho w gardle, – Zresztą Ran…corek jest taki malusieńki że nawet go u nas nie zauważą… – zakaszleć jeszcze raz, przejść się do stołu i pogłaskać Rancorka, jeszcze raz pogłaskać kurwa, przeczesać włosy, podrapać się po szyi, uśmiechnąć i tym uśmiechem niczym tłustym pędzlem ogarnąć mężczyznę i Rosalie. Jest super, nie? – a będzie jeszcze lepiej – nie? –pytało spojrzenie Gin, spojrzenie usypiające straże.
– To skoro macie tu jeszcze papierkową robotę, to ja skoczę do toalety. Hm? – i półobrót, i kierunek jednak-drzwi. Pięć kroków.
Cztery.
Trzy...
...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekArtystą?
ObrazekNie umiał malować, rysować, a podejrzewał, że gdyby chwycił kolorowankę dla dzieci to poszłoby mu niewiele lepiej lub nawet gorzej niż przedszkolakom. W kwestii rzeźbienia, owszem praca przy niektórych kampaniach marketingowych była niczym rzeźbienie w gównie, ale to - choć w branży uważane było za nie lada sztukę - raczej się nie liczyło. Śpiewanie? Granie? Zdarzało mu się śpiewać, owszem, ale mało prawdopodobne, by ktoś był na tyle odważny, by nazwać to występem artystycznym - o ile w grę nie wchodził poziom przedstawienia organizowanego przez czterolatki. Zdarzało mu się grać innym na nerwach, ale i to - przynajmniej tak mu się wydawało - niezmiernie rzadko, bowiem był raczej ugodową osobą niespecjalnie lubiącą się kłócić.
Obrazek-Nie jestem artystą. Do niedawna pracowałem jako dyrektor marketingu w Firefly w Nowym Jorku, ale zdecydowałem się trochę odpocząć od korporacyjnego zgiełku i... oto jestem. W Seattle - Rosalie wyglądała na zaniepokojoną przyszłością Rancora, więc Sean miał nadzieję, że pozycja jednej z najważniejszych osób w międzynarodowej korporacji nieco ją uspokoi. W końcu, ktoś taki jak on raczej nie odda psa do schroniska, nie? - Upewniłem się, że mogę w pokoju trzymać psa. Oczywiście, The Edgewater Hotel zażyczył sobie za to opłatę... żeby pani mnie nie zrozumiała, pieniądze wydane na nowego członka rodziny nie mają znaczenia, bardziej bulwersująca jest ich definicja wyrażenia "czworonogi mile widziane".
ObrazekZauważył niecodzienne zachowanie Gin i skojarzył je z zawodem związanym nieudaną próbą wyciągnięcia medykamentów od weterynarz, znudzeniem pobytem w jej gabinecie oraz tym, że kazali jej siedzieć na miejscu i się nie ruszać. To ostatnie rzeczywiście mogło być dla niej wybitnie frustrujące, bo przecież Halleluiah należała do osób, które najwyraźniej, żeby oddychać, muszą się nieustannie ruszać. Jak rekiny. Albo wieloryby. Nie pamiętał. Któreś morskie stworzenie musiało cały czas płynąć, inaczej się dusiło.
ObrazekCo to było, cholera?
Obrazek-Poczekaj chwilę, Halleluiah - ton tym razem nie był tak stanowczy, raczej mocno wyrozumiały. - Zaraz idziemy to załatwisz co potrzeba, a ja poczekam, żebyśmy się nie minęli gdzieś na korytarzu - nie czekał aż ponownie usiądzie, ale znowu zwrócił się do Rosealie. - Czy w najbliższym czasie będziemy musieli się jeszcze pojawić na jakieś kontrole albo szczepienia? Będę miał nieco napięty grafik, więc jeśli to możliwe, chciałbym wcześniej się z panią umówić.
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

- Jeżeli będziesz chciała się sprawdzić czy w ogóle nadajesz się do takiej pracy to możesz zostać wolontariuszem w klinice albo w schronisku dla zwierząt. Zawsze przydadzą się dodatkowe ręce do pracy, a ty zobaczysz świat weterynarza nie tylko z tej kolorowej strony. Ja tak zaczynałam. - zwróciła się do dziewczyny spokojnie, jakby ujrzała w niej dawną siebie. Ale nie, nie mogła w tej blondynce ujrzeć młodszej Rosalie, bo przecież ona nie była taka wiecznie ruchliwa, nie gubiła słów i nie miała po chwili słowotoku że nikt nie wiedział kompletnie o co jej chodziło, nie wierciła się i nie zwracała na siebie uwagi, a całą swoją energię poświęcała występom na scenie. Jednak chciała pomóc i nie wiedziała przecież, że tym samym ułatwiłaby Halleluiah dostęp do medykamentów, lecz pewnie lekarze pracujący w klinice weterynaryjnej szybko zorientowaliby się w tym, że leki znikają w dziwnych okolicznościach. Tam wykonuje się częste liczenie asortymentu by się zgadzał do inwentaryzacji.
- Owszem, kocham wszystkie zwierzęta i pod tym względem nie ma wyjątku. - oczywiście że wyjątki były, bo taka tarantula na pewno nie była pacjentem, którego Hepburn chciałaby dotknąć, ani tym bardziej leczyć, ale w pracy była profesjonalistką, więc nie zważała na swoje preferencje dotyczące pacjentów. Mimo wszystko tarantuli jeszcze nie leczyła i miała cichą nadzieję że prędko to nie nastąpi.
- Ach, rozumiem takie wakacje w Seattle czy bardziej radykalna zmiana życia i spróbowanie czegoś nowego w innym mieście? - zapytała wcale nie dlatego że była ciekawa, tylko też bardziej dla podtrzymania rozmowy. Chciała dla szczeniaka jak najlepiej i też zastanawiała się jak zniesie on ewentualne podróżowanie między miastami. Upewniła się jednak w tym, że mężczyznę stać na utrzymanie psa i nie jest z tych osób, co jak się znudzą pieskiem to oddają do schroniska. On go nazwał członkiem rodziny.
- Niestety zasady funkcjonowania tutejszych hoteli często mają wiele do życzenia i mnóstwo ukrytych kruczków aby zarobić. Jednak w moim sąsiedztwie jest przytulne mieszkanko do wynajęcia na South Park jeśli byłby pan zainteresowany. - zwróciła uwagę na kartkę wiszącą na jednych z drzwi na klatce schodowej, a pamiętała że wcześniej tam mieszkała taka miła staruszka, więc raczej jej mieszkanie powinno być przytulne czyż nie? Mieszkała z chłopakiem od niedawna, więc nie pamiętała jeszcze wszystkich swoich sąsiadów.
- Tak, będzie trzeba spotkać się jeszcze za trzy tygodnie, zrobimy wtedy wizytę kontrolną oraz szczepienie przeciwko boreliozie i wściekliźnie, bo na razie Rancorek jest na nie za słaby. Aha i proszę obecnie wyprowadzać go na spacery z dala od innych psów, bo dopiero zacznie nabierać odporności przeciwko nosówce. - odparła na pytanie mężczyzny i znalazła pewnie w komputerze jakiś wolny termin, zapytała jeszcze czy on mężczyźnie odpowiada i jeśli tak było to zapisała Rancora na następną wizytę, a jeśli nie to szukali nadal właściwego terminu. Bo przecież on to miał na myśli chcąc się z nią umówić, a nie żadną kolację w podziękowaniu za pomoc przy piesku?

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obrazek-No, Halleluiah, przydałoby ci się jakieś zajęcie, prawda? Może nie od razu przy zwierzętach, ale zbiórka ubrań na zimę dla ubogich byłaby w porządku.
ObrazekWidząc niedawne zachowanie dziewczyny Anderson miał poważne wątpliwości czy ta powinna znajdować się w choćby w pobliżu szafki, w której znajdowały się leki - choćby i przed dziesięcioma laty. Albo szafki, która stała obok szafki, w której dziesięć lat temu przechowywano jakiekolwiek farmaceutyki, choćby weterynaryjne.
Obrazek-Zdecydowanie nie nazwałbym tego wakacjami - Sean zwrócił się do Rosalie. Odruchowo, zupełnie nad tym się nie zastanawiając, sięgnął do palca, na którym jeszcze niedawno nosił obrączkę. Ostatnio robił to często. - Ta zmiana jest na pewno bardzo radykalna - dodał bez wdawania się w szczegóły, po czym spojrzał w kalendarz. - Tak, termin będzie mi odpowiadał. Będziemy z Rancorem.
ObrazekZapisawszy datę i godzinę kolejnej wizyty, pożegnał się z Hepburn i w towarzystwie Gin i psiaka wyszedł z gabinetu.

Koniec.
/zt x 3


Gin i Sean wracają do hotelu: [The Edgewater Hotel] Pokój IV
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

#24

Szatynka z upiętymi do tyłu włosami, odsłaniającymi jej twarz i szyję oraz w okularach, które nosiła jedynie do ekranu komputera po wyjściu poprzedniego psiego pacjenta wraz z właścicielem oraz uprzątnięciu stanowiska pracy zerknęła na wyświetlacz komputera, gdzie musiała uzupełnić informacje do karty Rancora. Następnym pacjentem był Coco, zatem kobieta zamknęła kartę czarnego psiaka i otworzyła nową, a następnie ściągnęła okulary z nosa i schowała je do bordowego etui, zostawiwszy go przy komputerze. Następnie założyła rękawiczki, odkaziła je i podeszła otworzyć drzwi.
- Dzień dobry panie Bosworth, zapraszam z Coco. - powiedziała uprzejmie, znając już mężczyznę w loczkach i jego psiaka nie od dziś, w końcu to był jej stały pacjent, cofając się do gabinetu i jeszcze raz zerknęła na rejestrację kudłatego pacjenta w systemie komputerowym.
- Proszę podsadzić go na kozetkę. Widzę że jest umówiony na standardowy zestaw szczepień, ale nie widziałam w przeciągu kwartału usuwania kamienia nazębnego, czy korzystał pan z innej kliniki weterynaryjnej w tym czasie czy sam pan mył psu zęby? - zapytała z lekkim zaniepokojeniem w głosie. Kiedyś psy jadły głównie surowe mięso i kości, którymi to ścierały sobie kamień nazębny, ale w dobie karm suchych i mokrych problem się nawarstwiał, a niektórzy właściciele pukali się w głowę słysząc że mają psu umyć zęby specjalistyczną szczoteczką oraz pastą i ignorują problem do momentu aż psiak przestaje jeść, bo kamień mu to skutecznie utrudnia, więc zgłaszają się do weterynarza w ostateczności. Dlatego klinika w której pracowała Rosalie wdrożyła specjalistyczne usuwanie kamienia nazębnego u psiaków przy rutynowych wizytach. No i Hepburn ciekawiło to dlaczego Sirius nie zgłosił wcześniej swojego psiaka na taki zabieg.

autor

dreamy seattle

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#93

Odkąd Sirius zajmował się swoją galerią sztuki często tracił rachubę i zapominał o drobnostkach. Czasami nie kupił mleka do kawy, nie podlał kwiatów bądź nie wyczesał Coco, co potem kończyło się batalią ze szczotką. Nie miał czasu na psa, dlatego przeważnie zabierał go do pracy, aby zaoszczędzić mu godzinnych nieobecności. Poza tym dokładał wszelkich starań, aby zapewnić mu godny byt – w końcu był zwierzakiem wziętym ze schroniska i momentami dwukrotnie próbował wynagrodzić mu krzywdę, jaką zgotował mu ktoś inny – Coco miał dostęp do hipoalergicznej karmy, ziołowego szamponu, lateksowych zabawek i drogich przekąsek, którymi niejednokrotnie gardził.
Tego dnia udało mu się szybciej opuścić galerię, dlatego prędko umówił się na kontrolę oraz szczepienie.
Dzień dobry – zawtórował po Rosalie, po czym posłusznie wykonał prośbę kobiety i położył psa na kozetce. Coco, który od początku wejścia do kliniki był zdenerwowany, szarpnął się nerwowo i spróbował zeskoczyć, lecz Siriusowi w porę udało się go złapać. Ułożył jedną dłoń na grzbiecie zwierzaka, a drugą zacisnął palce na obroży, aby zniwelować kolejną chęć ucieczki futrzaka.
Żona wcześniej zajmowała się tymi sprawami. Nie wiem do którego weterynarza chodziła, ale miał usuwany kamień cztery miesiące temu. Widziałem też, ze parę razy czyściła mu zęby szczoteczką – wyjaśnił, przy czym odruchowo podniósł pysk psa, a następnie pokazał jego przednie zęby. Odkąd związał się z Melusine, to ona przejęła kontrolę nad tego typu obowiązkami. Gdy na początku czerwca odeszła musiał zacząć radzić sobie samodzielnie, ale Coco nie był skory do współpracy. Niejednokrotnie kłapnął w kierunku Siriusa, wyposażonego w szczoteczkę, zębami. Niestety jego pupil miał wyjątkowo uparty charakter – zupełnie jak sam właściciel, który nie potrafił swobodnie przyjąć cudzego sprzeciwu.

autor

P o l a

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

Często ludzie nie rozumieli tego, że pies to nie jest zabawka, którą jak się znudzisz to idzie w odstawkę. Pies ma swoje uczucia, jest taką samą istotą jak każdy z nas, posiada emocje i owszem, potrafi się sam sobą zająć, biorąc swoje zabawki czy gryząc gumową kość, ale potrzebuje on uwagi swojego opiekuna oraz dużo miłości. Psy ze schroniska wymagają jeszcze więcej uwagi przez wzgląd na to jak zostały potraktowane wcześniej. One nie rozumiały dlaczego zostały z dnia na dzień oddane do miejsca gdzie było całe mnóstwo smutnych psów i kotów oraz innych zwierzaków, a także gdzie były klatki, w których spędzało się całe dnie. Żadne z nich po znalezieniu drugiego domu nie chciałoby wrócić do miejsca, które przyprawiało ich o smutek niezależnie od starań wolontariuszy i pracowników schroniska oraz tamtejszych weterynarzy. Niestety niektóre psiaki nie doczekają nigdy nowego domu, co jest niezwykle przykre. Rosalie gdyby mogła to dałaby dom każdemu zwierzęciu, ale nie ma tak dużego domu. Grayson obiecał jej że jak się dorobi to wykupią taki dom i stworzą miejsce dla porzuconych zwierząt, pełne miłości, ale teraz nie było to pewne czy cokolwiek dojdzie do skutku, zwłaszcza że para miała ciche dni.
- Coco, nie stresuj się skarbie, to rutynowa kontrola, przecież wiesz. - kobieta zwróciła się do psiaka, gdy ten próbował uciec z kozetki, ale jego właściciel miał nad wszystkim kontrolę. Ale nad zębami psiaka jednak to się nie powiodło tak do końca.
- Niestety wygląda na to, że od kilku miesięcy ten obowiązek został trochę zaniedbany. Może zaproponuję zakup innej pasty bądź szczoteczki do zębów? - zaproponowała, nie wiedząc przecież że powodem nieumytych dokładnie zębów u Coco nie jest wcale wadliwa szczoteczka czy zbyt słaba pasta, a brak jego właścicielki. Jednak weterynarz miała to do siebie że nie wtrącała się w prywatne sprawy właścicieli jej pacjentów.

autor

dreamy seattle

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Adopcja Coco wyniknęła pod wpływem impulsu; pod wpływem jakiejś zaczarowanej chwili, podczas której Sirius po raz pierwszy spojrzał temu czworonogowi w oczy. Był wtedy kłębkiem rudych kołtunów, krzywych zębów i nadziei, jaka towarzyszyła mu ilekroć ktoś mijał jego boks. Potem został przyjacielem, towarzyszem spacerów i nocnych seansów netflixtowskich produkcji; kompanem jedzenia i snu.
Nie lubi weterynarzy. W schronisku raczej rzadko kontrolowano jego stan – poinformował, zdając sobie sprawę, że większość schroniskowych przychodni nie posiadała odpowiednio kompetentnego personelu. Zwierzętami albo zajmował się jeden człowiek, albo były zawożone do zaprzyjaźnionych lecznic, które mimo wszystko nadal musiały pobierać opłaty. Pieniędzy zazwyczaj brakowało, więc opieka zdrowotna bywała okrojona.
Jasne – przytaknął, jednocześnie głaskając Coco po grzbiecie – Wezmę wszystko co trzeba – dodał, po czym po raz kolejny przytrzymał łeb psa. Czworonóg ponownie szarpnął się nazbyt impulsywnie, przez co niewiele brakowało, aby dosięgnął ramienia młodej kobiety. Sirius natychmiast odciągnął go na kraniec kozetki.
Bywa złośliwy – bąknął, czemu towarzyszył pobłażliwy uśmiech. Zdawał sobie sprawę, że temperament jego futrzastego przyjaciela pozostawał wiele do życzenia. Kilka nawyków udało mu się wypracować, aczkolwiek nadal musiał brać poprawkę na to, że Coco nie tolerował obcych.

autor

P o l a

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

Rosalie bardzo ceniła sobie ludzi, którzy decydowali się na adopcję zwierzaka ze schroniska, aniżeli znów kupowali psa czy kota z mało legalnego źródła, które potem okazywało się nielegalną hodowlą, gdzie źle traktowano zwierzęta, a szczeniaki te miały więcej wad genetycznych niż można by sobie wyobrazić. Sama weterynarz uważała że należy się każdemu zwierzakowi szansa na kochający dom i wymarzonego człowieka u jego czterech łap. Dlatego to Sirius adoptując Coco zdobył u niej dużego plusa, choć minusa miał za zęby swojego zwierzaka. Czy zatem się wszystko wyzerowało? Na to wychodzi póki co.
- Rozumiem, ale postaramy się to zmienić, prawda Coco? Tylko musisz ze mną współpracować. - odparła do psa, ale spojrzała przez chwilę na jego właściciela. Ona sama jako lekarz weterynarii współpracowała z jednym schroniskiem, doglądała tamtejszych zwierząt i była ich opieką medyczną, ale nie wszystkie schroniska były tak bogate jak to, które podjęło się współpracy z kliniką, w której to ona pracowała obecnie. Widać było jednak że psiak się bardzo stresował czy raczej denerwował badaniem, to musiała szatynka dać mu chwilę by odetchnął i podeszła do odpowiedniej szafki, z której to wyciągnęła pastę do zębów dla psa oraz nową szczoteczkę.
- Jaką dietę stosuje się u Coco? - zapytała mężczyzny, by dowiedzieć się jeszcze więcej o swoim pacjencie. Następnie wróciła do badań kontrolnych przy których to o mały włos nie straciłaby ręki!
- A nie wygląda. - odparła zaś na słowa o tym, że psiak bywa złośliwy, bo wyglądał naprawdę bardziej uroczo aniżeli groźnie. Najgorsze i tak było mierzenie temperatury, bo przecież nikt nie lubił jak wkładano mu termometr do odbytu czyż nie?

autor

dreamy seattle

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Niestety Sirius bardzo pochopnie zdecydował się na adopcje Coco. Zwierzak, pomimo widocznych, szpetnych znamion – prawdopodobnie wyrządzonych przez poprzedniego właściciela – urzekł jego serce i postanowił natychmiast zabrać go z klatki. Potem oboje uczyli się i próbowali przystosować do nowych warunków; do korelacji i budowania zaufania. Po kilku paru dniach do cna wypełnionych pierzchliwością czworonoga, w końcu przemógł się, aby wskoczyć na łóżko, kanapę, czy po raz pierwszy samodzielnie poprosić o spacer. Wkrótce tygodnie zaczęły odznaczać się długimi spacerami i drapaniem po grzbiecie oraz brzuchu.
Dostaje suchą karmę dla wrażliwego żołądka i jelit – odpowiedział zgodnie z prawdą, przy czym nie spuszczał wzroku z pyszczka towarzysza. Na co dzień był typowym kanapowcem. Lubował się w wylegiwaniu i prężeniu w promieniach słońca, jednak podczas wizyt weterynaryjnych bywał nazbyt narwany, stąd obecne problemy przy kontroli. Poza tym Coco nie przepadał za obcymi.
Proszę uwierzyć na słowo – zaśmiał się, po raz kolejny powstrzymując Coco przed dziabnięciem Rosalie. Potem wzmógł uścisk, aby kobieta mogła zbadać mu temperaturę.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Columbia City Veterinary Hospital”