WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Nie każdy pracuje w zawodzie, który lubi. Pracuje się, bo od tego wymaga życie, by zarabiać na dom, jedzenie i resztę przyjemności, no chyba, że jesteś z rodziny bogatej i nie musisz robić nic oprócz wyrzucania pieniędzy w błoto. Heath do takiej nie należał, co prawda od urodzenia miał wszystko, dostawał co chciał, ale siedzenie na czterech literach przez dłuższy czas nie wchodziło w grę. Lubił mieć zajęcia, nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu i tak samo lubił się uczyć. Weterynaria? Pomysł wpadł nagle do jego głowy, gdy ojciec zaproponował mu pomoc w klinice, której był włascicelem. Od małego chodził tam, wyprowadzał psy na spacer i opiekował się nimi, gdy były po zabiegach. Praca ojca, wzbudziła pasję również u jego najstarszego syna, który chciał pójść w jego ślady. Długo mu zajęło, aby znaleźć się w tym miejscu w jakim obecnie jest i wcale tego nie żałuje. Uwielbia to, spędza większość czasu w klinice i choć powinien zająć się tylko zarządzaniem, bo już na tym zarabia sporo pieniędzy, to również operuje biedne zwierzaki, gdy jest taka konieczność.
Dzisiaj właśnie przyjechała starsza kobieta z kotką, której trzeba było wyciąć guza rosnącego na wątrobie. na szczęście zabieg odbiegł się bez żadnych komplikacji, al;e trwał kilka godzin. Trochę go to wymęczyło, ale nie na tyle, by zając sie potem papierkową robotą. Zbliżał się bowiem koniec miesiąca i trzeba było wypłacić pensje pracownikom oraz zamówić nowy sprzęt. Tak do wieczora powinien się ze wszystkim wyrobić, ale nagle został wezwany na dół.
- Allison. - Mruknął tylko, gdy zobaczył przyjaciółkę stojąca przed gabinetem i tym razem nie samą, a west terrierem zawiniętym w koc. Od razu wziął psiaka na ręce i zaniósł na stół w jednym z gabinetów. - Co się stało? - Zapytał, po czym zapalił światło i zajął się dokładną obserwacją pacjenta, by zobaczyć dokładne obrażenia, których doznał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

Allison również robiła to co kochała najbardziej, pomagała ludziom, leczyła ich z chorób. Ona zawsze robiła to z pasji, nie dlatego bo lekarze dużo zarabiają, nie miała też powiązań rodzinnych, w końcu jej matka była malarką, a ojciec pastorem. Do wszystkiego zatem doszła sama, co zawdzięczała swojej wiedzy, umiejętnościom, ambicji a także wytrwałości. Romans z przełożonym był tylko krótkim i nic nie znaczącym epizodem w jej życiu, w końcu każdy popełnia błędy, prawda? Wracając z pracy kobieta była świadkiem okropnego zdarzenia, otóż samochód przed nią jechał z taką prędkością, że widziała jak auto z przodu w coś uderzyło i nie zatrzymawszy się ruszyło dalej z równie zawrotną prędkością, co przedtem. Blondynka momentalnie zwolniła, mając złe przeczucia. Czyżby to dziecko wyskoczyło za piłką na ulicę? Przejeżdżała niejednokrotnie tamtędy i widziała bawiące się dzieciaki z psem na podwórku, obok którego doszło do zdarzenia. Okazało się że na ulicy leżał pies, biała mała kuleczka z plamą krwi dookoła. Od razu zatrzymała samochód na poboczu, wysiadła i podeszła do psiaka. Jego klatka piersiowa poruszała się, więc na pewno żył. Czy powinna zadzwonić do jego właścicieli? Uznała jednak, że nie ma wystarczająco czasu, dlatego pobiegła po koc do samochodu i zawinęła poszkodowanego, by po chwili przetransportować go do auta i ruszyć do gabinetu Murray'a. Znała go nie od dziś i wiedziała, że mężczyzna jest świetnym weterynarzem, gdyby mógł to byłby pewnie świetnym chirurgiem, dlatego to jemu poświęciłaby życie rannego psiaka. Zziajana i równie zaniepokojona weszła do gabinetu i podała najdelikatniej jak potrafiła psa weterynarzowi.
- Cześć, ten pies został przejechany przez sportowy samochód, który w ogóle nie hamował. Skoro oddycha to postanowiłam go jak najszybciej przetransportować do ciebie, byś uratował mu życie. - powiedziała wręcz jednym tchem i dopiero teraz zauważyła jak jej dłonie drżą.
- Mogę ci jakoś przy nim pomóc? - zapytała po chwili, bo nie znosiła bezczynności, a sama przecież była lekarzem, więc czuła że może mu w jakimś stopniu asystować przy tym przypadku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czyny definiują człowieka, pomoc innym w szczególności, nawet jeżeli pacjent ma 4 łapy i ogon. W końcu każde istnienie ma znaczenie i nie powinno być określane żadną miarą; większą, czy mniejszą - bo życie to życie. Dlatego ta dwójka wiele robiła, dużo dawała od siebie w zawodach, który nie były proste, bo w końcu od nich zależało czyjeś istnienie. Jeden błąd mógł przekreślić wszystko. Nic dziwnego, że na studiach tak wiele się od nich wymagało, tyle czasu i poświecenia musieli od siebie dać, a jednak doszli do miejsca w którym obecnie się znajdują, bez żadnej pomocy. Heath lubił to co robił, choć czasem obowiązki go przerastały to i tak dawał radę. W końcu połączyć zarządzanie wraz z częstymi operacjami nie należy do prostych, dlatego nie ma zbyt wiele czasu dla siebie, ale co i tak miałby z nim robić? Nie ma kobiety u boku, dzieci, więc nie czuje potrzeby częstego wybywania na miasto.
Cóż dzisiaj nie spodziewał się spotkać swojej przyjaciółki, a jednak los lubił płatać sobie figle i tym razem musiał ucierpieć w tym wszystkim nieszczęsny piesek. - Zapamiętałaś chociaż część rejestracji samochodu? Nienawidzę takich ludzi, którzy myślą, że nawet takie coś ujdzie im płazem. - Odparł, po czym dalej zajmował się terrierem. Musiał obejrzeć wszystkie rany i sprawdzić, czy nie doznał tych wewnętrznych, ale na przekór zwierzał był w naprawdę fatalnym stanie i nie ukrywał, że przydałaby mu się czyjaś asysta.
- Załóż rękawiczki i przytrzymaj mu głowę.- Rzucił do dziewczyny, wtenczas podając jej pudełko z rękawiczkami. Kiedy już je założyła odszedł od psa i podszedł do szuflady z lekami. Wyjął jeden oraz strzykawkę, by następnie dać czworonogowi zastrzyk przeciwbólowy. - Musimy zrobić mu prześwietlenie. Obawiam się, że dostał urazu miednicy, oby nie doszło do krwotoku wewnętrznego - Odszedł, by zaraz potem przyjść z całym sprzętem. Podał potrzebne rzeczy dziewczynie, by mu pomogła i przy okazji dostała od niego specjalną kamizelkę dla bezpieczeństwa, przy robieniu prześwietlenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O tak, oni nosili na barkach ogromną odpowiedzialność za życie innych istot, to pewnie dlatego Swan nadal nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią pacjenta, jeśli takowa nastąpiła, a do tego dochodziły oskarżenia ze strony rodziny, że nie zrobiła wystarczająco by uratować ich bliskiego. A co jeśli nie mogła nic więcej zrobić? Pewnie sami do tego dotrą w odpowiednim czasie. Skupiła się na chwilę, próbując sobie przypomnieć, ale widziała tylko wygląd samochodu, kolor i markę, nie była w stanie zapamiętać rejestracji.
- Niestety jestem w stanie jedynie określić kolor i markę. Byłam w takim szoku, że to się zdarzyło tuż przed moimi oczami, że wciąż nie mogę w to uwierzyć. - odparła szczerze, mimo że był wyczuwalny w jej głosie coś, co można by nazwać poczuciem winy. Na szczęście mogła asystować, wtedy przynajmniej poczuła się w jakimś stopniu potrzebna. Oczywiście zdjęła kurtkę, założyła rękawiczki i wykonywała polecenia przyjaciela.
- Mogłam coś naruszyć, w końcu podniosłam go z ulicy, przeniosłam do samochodu i potem do ciebie. Nie mogłam go zostawić na tej ulicy, nie było czasu by wzywać cię właśnie tam. - nie chciała by biały pupil miał krwotok wewnętrzny, nie chciała by ten biedny pies cierpiał. Zastanawiała się czy aby na pewno postąpiła właściwie, może powinna najpierw wykonać inne czynności, a nie od razu zabierać go ze sobą? Jeśli jakaś kość się przemieściła z jej powodu to chyba lekarka nigdy sobie tego nie wybaczy. Po wykonanym prześwietleniu podeszła do mężczyzny oglądającego zdjęcie.
- Jaki mamy dalszy plan działania? - zapytała, oglądając wnętrze o wiele mniejszej postaci niż zwykle oglądała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#8 a na to fartuch weta, ofc

Dzisiaj Lorna nie miała zbyt dobrego dnia w pracy. Przyjechały do nich dzisiaj aż trzy pieski, które zostały potrącone na ulicy, wszystkie bez ustalonego właściciela, bez obroży, która zasugerowałaby do kogo się zgłosić w ich sprawie i bez czipa, który by to samo podpowiedział. Na dodatek tylko jeden z nich przeżył operację, a jednak to zawsze było najsmutniejszą częścią jej zawodu. No dobra, może jednak trochę bardziej smutne było opatrywanie zwierząt, które jakiś człowiek celowo skatował, okaleczył albo po prostu pobił, bo to pokazywało, że niektórzy ludzie są naprawdę… obrzydliwi, paskudni i okrutni. Inna sprawa, że tylko jedna osoba, która dzisiaj te pieski przyniosła była faktycznie osobą, która niechcący psa potrąciła. Lorna nie mogła wszystkich ludzi skreślać z tego powodu, bo dobrze wiedziała, że czasami zwierzak po prostu tak nagle wyskakuje na ulicę i naprawdę nie da się nic zrobić. Za to po samym potrąceniu można pomóc, można wezwać kogoś, można zabrać do weterynarza. Zrobić cokolwiek, żeby biedny zwierzak nie umierał w męczarniach na środku drogi albo pobocza. Więc teraz siedziała z tym jednym, jedynym który przetrwał i głaskała go po łapce, kiedy powoli się wybudzał z narkozy. Musiała zrobić mu zdjęcie i wrzucić gdzieś ogłoszenie, że znaleziono psa, licząc że opiekun się znajdzie. A z drugiej strony, był trochę wygłodzonym kundlem, więc obawiała się, że jednak nic z tego i był albo porzucony, albo bezdomny. Właśnie w takiej pozycji zastało ją wołanie jakiegoś dziecka o pomoc, więc zaskoczona oderwała się od klatki, otarła wierzchem dłoni łezkę, która gdzieś tam jej uciekła i wyszła z pomieszczenia, w którym były klatki z pieskami po operacjach, żeby sprawdzić co się dzieje. - Dzień dobry - przywitała się, przeskakując wzrokiem z dziecka na mężczyznę i znowu na dziecko - coś się stało? - zapytała, nie do końca pewna co robili u weterynarza, bo nie widziała, że mężczyzna trzyma coś w ręce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzień najpewniej upłynąłby mi na beztroskim sprawdzaniu klasówek. Tak przynajmniej zaplanowałem to sobie poprzedniego wieczora, popijając znienawidzoną do granic możliwości zbożową kawę, przeklinając przy tym własne lenistwo, które skłoniło mnie do uszczuplania bezkofeinowych zasobów siostrzeńca byleby tylko nie musieć ruszyć czterech liter do pobliskiego sklepu. Wszystko miało jednak przebiegać dzisiaj skrzętnie zaplanowanym torem. Jak nie trudno się domyślić moje plany ni stąd ni zowąd zostały niczym więcej jak tylko fantazją, którą niepotrzebnie zaprzątałem głowę. Dlaczego? Cóż, powiedzmy, że odkąd Pugsley zamieszkał u mnie wiedziałem, że o spokoju i nudzie będę mógł tylko pomarzyć. Właśnie ta myśl przyświecała mi, gdy na prośbę siostrzeńca wybiegłem z domu w wyciągniętych spodniach i flanelowej koszuli by zobaczyć to co tak usilnie pragnął mi pokazać. Na poboczu nieopodal drogi wjazdowej na nasze osiedle leżała potrącona ptaszyna. Przykry widok, jednakże wyjątkowo częsty. Weterynarz był ze mnie żaden, jednak przetrącone skrzydło mogłem rozpoznać i ja. Ptak nie wyglądał za dobrze, z całą pewnością przechodził ciężkie chwile. Tak też nie byłym sobą, gdybym nie dał upustu swemu współczuciu i ponaglony coraz głośniejszym zawodzeniem siostrzeńca nie zdecydowałbym się na zabranie biedaczyny do weterynarza. W prawdzie nie uśmiechało mi się to, ale co innego mogłem począć w takiej sytuacji?
Gdy razem z Pugsley bezpiecznie przetransportowaliśmy zwierzę do znalezionego szafce pudełka po butach, w przeciągu kwadransa pokonaliśmy samochodem odległość dzielącą nas od lecznicy. -Dzień dobry.- powiedziałem automatycznie, gdy drzwi zaskrzypiały umożliwiając nam wejście do środka. W pośpiechu skinąłem na siostrzeńca by ten mógł po chwili wyciągnąć przed siebie pudełko po butach, które od niego przejąłem. - Coś musiało go potrącić. Nie wygląda za dobrze, na pewno nie może latać. - odpowiedziałem na zadane mi pytanie. Nie byłem przy tym zbyt wylewny, ale nie mogłem mieć do siebie żalu. Nie miałem pojęcia ani o lecznictwie ani o realnym stanie zdrowia ptaszyny. Mogłem tylko liczyć, że lekarka, której przyglądałem się uważnie będzie w stanie jakkolwiek polepszyć stan zdrowia tego biedaka. W innym wypadku siostrzeniec z pewnością nie da mi spokoju przez dobry miesiąc.
<center>
<img src="https://i.imgur.com/pAu7f4C.png" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/XOhgsU7.jpg" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/2bVGGjr.jpg" style="width:80px;">
<div style="text-align:center;width:250px;font-family:courier new;font-size:11px;font-weight:bold; text-transform: uppercase; letter-spacing: 4px;"><div style="width:170px;"></div> </div><div style="text-align:justify;width:250px;font-family:arial;font-size:9px; text-transform:lowercase;line-height:100%;"><span style="font-family:courier new; text-transform: uppercase; font-size:8px;letter-spacing:2px;color:#bc998c;width:250px;font-weight:bold;text-align:left">The wave paused ☽</span><i> and then drew out again, sighing like a sleeper whose breath comes and goes unconsciously</i></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tym gabinecie, w tej całej klinice weterynaryjnej można było zobaczyć dość sporo takich smutnych widoków. Właściwie każda interwencja, która wymagała zajęcia się jakimś bezdomnym zwierzakiem, była po prostu łamiąca serce. Zawsze były takie zaropiałe, z robaczkami, a do tego smutne i niekochane. I takie wystraszone, a sama wizyta u weterynarza tego stresu wcale nie zmniejszała. Wręcz przeciwnie, zwłaszcza kiedy zwierzaki były poturbowane, a jednak często się zdarzało, że jakieś rany na sobie miały. Ale hej, nie można się załamywać! Bo Lorna właśnie dlatego chciała zostać weterynarzem, żeby tym wszystkim zwierzakom po prostu pomagać, opiekować się nimi i sprawiać, że ich życie będzie trochę łatwiejsze. Często zresztą udawało się zrobić o wiele więcej, niż zmniejszyć ich ból i opatrzyć coś, co opatrunku wymagało. Często udawało się nawiązać współpracę ze stowarzyszeniem i doprowadzić do adopcji. A zwierzak, który w końcu ma dom, w końcu czuje sie bezpiecznie to najpiękniejszy widok z możliwych. dlatego tak trudno jej było patrzeć na tamtego pieska i dlatego tak bardzo, coraz bardziej chciała go przygarnąć i dać mu “forever home”. Który był najpiękniejsza nazwą na świecie, swoją drogą.
- Ojoj - podeszła bliżej i spojrzała na żyjątko. - No dobrze, zobaczymy co się dzieje, zapraszam do gabinetu - wskazała o który chodzi i weszła do środka, zapalając światło i rozwijając na kozetce świeże papierowe… no to coś, co weterynarzem mają. - Połóżmy go tutaj delikatnie i zobaczymy co możemy zrobić. Chcecie się nim zaopiekować? - zapytała, zaciekawiona, pomagając dziecku położyć ptaszka, a potem przechodząc do badania, bardzo delikatnie i bardzo ostrożnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

. Zdecydowanie nie mógłbym pracować w takim miejscu. Z jednej strony z całą pewnością przepełniała je radość zarówno właścicieli jak i czworonożnych przyjaciół, ale nie da się ukryć, że przezywał je i wszechobecny smutek. Nie chciałem nawet myśleć o tym ile łez przelewanych jest tu każdego dnia wraz z każdą kolejną stratą. Moja praca była przy tym wszystkim czymś w zasadzie komfortowym. Mimo, iż niejednokrotnie krzywiłem się pochylając nad pracami uczniów, dodatkowo mając w głowie ich co najmniej nieznośne zachowanie to nigdy nie miałem do czynienia z uczuciami tak prawdziwie tragicznymi. Owszem niejednokrotnie przytaczałem fakty, niekiedy mrożące krew w żyłach, ale był to tylko rzucane na wiatr słowa. Nic więcej.
-Chcesz wejść?- zwróciłem się do siostrzeńca z troską zwarzywszy na jego zatroskaną minę. Nie byłem pewien czy będzie miał ochotę uczestniczyć w badaniu, dlatego też przyglądałem mu się uważnie chcąc tym samym upewnić się co do jego zamiarów. Po dłuższej chwili nieco niepewnie potrząsnął głową i wraz ze mną ruszył w kierunku gabinetu. -Myślę, że tak. Przynajmniej przez jakiś czas. Nie mam doświadczenia w opiece nad ptakami, ale nie zamierzamy go porzucić.- wyjaśniłem po chwili namysłu. Była to najszczersza prawda na jaką mogłem się zdobyć. W drodze do lecznicy nie zastanawiałem się w zasadzie nad tym, gdzie ostatecznie skończy ta ptaszyna, ale z całą pewnością nie miałbym sumienia zostawiać jej w nieodpowiednich rękach. Była żywym stworzeniem, które tak jak każde inne zasługiwało na godne życie. - Mam nadzieję, że z tego wyjdzie.- stwierdziłem zdecydowanie bardziej do siebie niż pani doktor.
<center>
<img src="https://i.imgur.com/pAu7f4C.png" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/XOhgsU7.jpg" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/2bVGGjr.jpg" style="width:80px;">
<div style="text-align:center;width:250px;font-family:courier new;font-size:11px;font-weight:bold; text-transform: uppercase; letter-spacing: 4px;"><div style="width:170px;"></div> </div><div style="text-align:justify;width:250px;font-family:arial;font-size:9px; text-transform:lowercase;line-height:100%;"><span style="font-family:courier new; text-transform: uppercase; font-size:8px;letter-spacing:2px;color:#bc998c;width:250px;font-weight:bold;text-align:left">The wave paused ☽</span><i> and then drew out again, sighing like a sleeper whose breath comes and goes unconsciously</i></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podobnie jak w przypadku lekarza, no trzeba być odpowiednim typem człowieka, żeby sobie poradzić z pracą w takim miejscu. Niezbędny jest mocny żołądek, empatia, ale też intuicja i siła. Nie chodzi oczywiście o siłę fizyczną (chociaż i ta się przydaje, przy wezwaniach do dużych zwierząt!), ale o psychiczną. Czasami człowiek widzi okropne rzeczy, a czasami podejmuje trudne decyzje. I Lorna zwykle potrafiła je podejmować.
A praca nauczyciela… cóż. To jednak była Ameryka. Tam praca nauczyciela czasami wiązała się z trudnymi wydarzeniami, bo mało to strzelanin jest w tamtejszych szkołach? I często za broń łapie zaszczute, nieszczęśliwe dziecko, więc to na nauczycielach ciąży odpowiedzialność wyłapywania niepokojących zachowań. I no, jest ryzyko, że każda lekcja skończy się tragicznie… Lorna naprawdę nie rozumiała, jak mogli wciąż się wstrzymywać przed większą kontrolą broni i amunicji w tym kraju…
Oni rozmawiali, a Lorna nasłuchiwała. I po chwili badania już mogła spojrzeć na Towna i delikatnie, ledwo zauważalnie pokręcić głową, na znak że ptak nie przeżyje.
- Z tego co widzę, ptaszek ma zawał. Albo coś go wystraszyło, albo zaatakowało.. ale jest bardzo sędziwym ptaszkiem i na pewno miał bujne, wesołe życie - powiedziała, najpierw patrząc na mężczyznę, a potem na chłopca. - Możemy spróbować ulżyć mu w cierpieniu, ale… już odlatuje na koniec tęczowego mostu - dodała, ciszej, bo doskonale słyszała jak puls słabnie i jak serce przestaje bić. Mogła go resuscytować dla pokazu, ale wiedziała, że to nie ma sensu, bo ptaszek nie miał najmniejszych szans. - Możesz go potrzymać delikatnie za stópkę, żeby nie było mu smutno - dodała do dziecka i zmarszczyła lekko brwi, bo naprawdę było jej przykro, że ptaszek umierał. No ale, czasem ptaszek umrzeć musi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez całe badanie uważnie przyglądałem się pani weterynarz. Nie miałem zbyt wielkiej wiedzy jeśli chodzi o leczenie czy to ludzi czy zwierząt. Jednak czułem minimalną ulgę śledząc każdy ruch brunetki, jak gdyby moja spostrzegawczość miała tu cokolwiek zmienić. W każdym razie czułem się zdecydowanie lepiej przed samym sobą, mając przynajmniej to nikłe poczucie kontroli nad wyjątkowo patową sytuacją. Inna sprawa, że czułem się po prostu odpowiedzialny za to biedaczysko. W prawdzie nasza znajomość była nad wyraz krótka, ale przez wzgląd na
Puglseya czułem się w obowiązku by zapewnić mu godną opiekę.
Po upływie zaledwie kilku chwil mój wewnętrzny spokój został ponownie wystawiony na próbę. Widząc smutek malujący się w oczach pani doktor i spostrzegając jak pod nieuwagę młodego skinęła na mnie głową, wręcz przeczuwałem, że nic dobrego już z tego nie będzie. Cholera, dałem słowo, że on z tego wyjdzie. Miałem ochotę rozkleić się tak jak stałem. Momentalnie owładnęło mną bliżej nieokreślone uczucie pustki i żalu, nad którym z trudem panowałem. Jednak to ja byłem dorosłym i to ja z naszej dwójki musiałem trzymać fason. To ja będę musiał udźwignąć ciężar sytuacji, nie chłopiec, który dopiero co pogodził się z tym, że prawdopodobnie jego matka nie wybudzi się ze śpiączki.
- Byleby nie męczył się zbyt długo.- powiedziałem nieco zrezygnowany widząc jak szybko zeszkliły się jasne tęczówki Pugsleya, jeszcze niedawno roziskrzone i przepełnione nadzieją. Monolog pani weterynarz z początku sprawiał wrażenie będącego w stanie na moment uspokoić młodego. Przez dłuższą chwilę spoglądał to na leżącego nieopodal ptaszka to na brunetkę jak gdyby próbował poukładać sobie w głowie to co właśnie miało miejsce w gabinecie. Niemniej po chwili jego twarz wykrzywiła się w grymasie smutku, który dobrze znałem z cotygodniowych wizyt w szpitalu. Pugsley zaczął zanosił się płaczem, który ustał równie szybko co się zaczął. - On nie może umrzeć.- jęknął ocierając rękawem zwilżone łzami policzki. Serce łamało mi się na ten widok, ale nie mogłem nic na to poradzić. Miałem już interweniować, odszukać w pamięci niezgrabne frazy, które mogłyby podnieść go na duchu, ale ostatecznie dałem za wygraną. Puglsey postanowił przystać na propozycję pani weterynarz, kierując dłoń w stronę naszego ptasiego przyjaciela. Cóż, nie mogłem mieć mu tego za złe. I ja spodziewałem się zupełnie innego zakończenia też historii. Życie bywało ostatnio wyjątkowo rozczarowujące.
<center>
<img src="https://i.imgur.com/pAu7f4C.png" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/XOhgsU7.jpg" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/2bVGGjr.jpg" style="width:80px;">
<div style="text-align:center;width:250px;font-family:courier new;font-size:11px;font-weight:bold; text-transform: uppercase; letter-spacing: 4px;"><div style="width:170px;"></div> </div><div style="text-align:justify;width:250px;font-family:arial;font-size:9px; text-transform:lowercase;line-height:100%;"><span style="font-family:courier new; text-transform: uppercase; font-size:8px;letter-spacing:2px;color:#bc998c;width:250px;font-weight:bold;text-align:left">The wave paused ☽</span><i> and then drew out again, sighing like a sleeper whose breath comes and goes unconsciously</i></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lorna poczułaby się super, gdyby wiedziała jak profesjonalnie wypada w tym momencie. Bo przecież nie skończyła jeszcze studiów, nie była oficjalnie lekarzem. Inna sprawa, że pracowała tu już drugi rok, więc obycie ze zwierzakami miała, wiedziała doskonale jak przebiega badanie i jak pomóc, jeśli pomóc się da. Ale ptaszki to była specyficzna sprawa. Przede wszystkim były dzikie i czasem już sam bliski kontakt z człowiekiem może je przyprawić o zawał serca, ze strachu. Nie było łatwo je ratować i im pomagać. No i przez to, że przerażone czasem próbowały uciekać za wszelką cenę i w trakcie tej próby robiły sobie jeszcze większą krzywdę… No ale, ten ptaszek ewidentnie nie miał sił na nic, jego serduszko biło zbyt wolno, więc zbyt mało tlenu przepływało przez jego niewielkie ciałko.
- Nie, już odchodzi - przyznała szczerze, bo doskonale słyszała jak serduszko ptaszka jest już ledwo wyczuwalne. Ja nie wiem kto jest takim potworem, żeby zabijać małego, biednego ptaszka, to chyba jakaś zła kobieta!
Lorna zabrała stetoskop, kiedy jedyne co słyszała to ciszę i spojrzała na chłopca wspierającego ptaszka. I krajało jej się serce... dlatego musiała szybko wpaść na jakiś pomysł, żeby trochę sytuację naprawić... i wpadła.
- Nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim zwierzakom.. ale mamy tu wiele innych, które wciąż walczą, jeśli chciałbyś je poznać i dodać im troche otuchy - zaproponowała, uznając że może przytulanie z kotkami i pieskami poprawi chłopcu chociaż odrobinę humor? A potem spojrzała pytająco na Towna, bo nigdy nie wiesz, czy sobie życzy takiego kontaktu, albo czy któryś z nich nie jest uczulony na psią lub kocią sierść…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tamtym momencie byłem już pewien, że ten wieczór będzie wyjątkowo ciężki. Młody już wyglądał jak gdyby miał dość wszystkich i wszystkiego, więc mogłem tylko domyślać się tego jak potoczą się kolejne godziny, spędzone kolejno w wielkomiejskich korkach, a następnie w czterech ścianach.
Przyglądałem się uważnie poczynaniom brunetki, ale nie mogłem mieć do niej żalu. Najwidoczniej nie dało się już pomóc naszemu ptasiemu kompanowi. Nie był pierwszym pupilem, jaki odszedł z naszego życia, ale jego strata, biorąc pod uwagę okoliczności, wpłynęła i na mnie w wyjątkowo destrukcyjny sposób. Po cotygodniowych wizytach w szpitalu i dokładaniu wszelkich stara by ten chłopiec zaznał, choć odrobiny normalności w całym tym chaosie, nie spodziewałem się, że los tak potwornie zagra mi na nosie.
-Myślę, że na dzisiaj już mu wystarczy.- wyjaśniłem przyglądając się uważnie Puglseyowi. Owszem pomysł pani weterynarz był całkiem trafiony i być może rozważę powrót do lecznicy lub schroniska w najbliższym czasie, ale dzisiaj to zdecydowanie nie wchodziło w grę. Zdecydowanie zbyt wiele emocji i wrażeń jak na jeden dzień. -Bardzo dziękujemy za pomoc, myślę, że nie będziemy już przeszkadzać. Pewnie ma pani dużo pracy.- dodałem po chwili, po czym skinąłem na siostrzeńca, który pośpiesznie wycierał w rękaw swetra, załzawione oczy. Wątpiłem by chińszczyzna z dowozu była w stanie nieco podnieść go na duchu, ale co mi szkodziło spróbować? Jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta.
<center>
<img src="https://i.imgur.com/pAu7f4C.png" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/XOhgsU7.jpg" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/2bVGGjr.jpg" style="width:80px;">
<div style="text-align:center;width:250px;font-family:courier new;font-size:11px;font-weight:bold; text-transform: uppercase; letter-spacing: 4px;"><div style="width:170px;"></div> </div><div style="text-align:justify;width:250px;font-family:arial;font-size:9px; text-transform:lowercase;line-height:100%;"><span style="font-family:courier new; text-transform: uppercase; font-size:8px;letter-spacing:2px;color:#bc998c;width:250px;font-weight:bold;text-align:left">The wave paused ☽</span><i> and then drew out again, sighing like a sleeper whose breath comes and goes unconsciously</i></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lorna bez wątpienia wolała inne zakończenia wizyt, ale niestety, w życiu nie zawsze jest tak, jak człowiek by tego chciał. I wiele zwierzaków otrzymywało pomoc za późno, albo po prostu ich małe ciałka były za bardzo wycieńczone przez choroby lub… no po prostu, wypadki, żeby sobie poradzić z leczeniem i dochodzeniem do siebie. I oczywiście nie można zapominać, że trzeba być też etycznym i wyrozumiałym człowiekiem, i czasem odstawić swój egoizm na bok i pozwolić zwierzakowi odejść, zamiast torturować go uporczywą terapią, która jedynie wydłuży jego cierpienia, zamiast zagwarantować pełnię wyzdrowienia. A jednak zwierzę nie zawsze jest w stanie powiedzieć co i gdzie go boli, albo że już nie chce sie męczyć i chce po prostu sobie zasnąć i nic już nie czuć. To była część tej pracy, a ona jako weterynarz musiała podejmować takie decyzje. Mieszkali w końcu w Seattle, już w pierwszym tygodniu pracy trafił tu potrącony pies, który nie miał szans na przeżycie. Kiedy ludzie się gdzieś spieszą, deszcz pada, jest ślisko i niebezpiecznie, piesek który nagle wybiega na ulicę, zwłaszcza w nocy, po prostu nie ma szans w starciu z samochodem. I tu też była taka sytuacja. Operacja i ratowanie ptaka nic by nie dały, bo jego serduszko było zbyt słabe, a mózg nie dostawał tlenu. A mózg ptaka był o wiele mniejszy niż mózg człowieka, potrzebował mniej tlenu, więc i szybciej umierał. Leciał sobie w stronę tęczowego, magicznego słońca dla zmarłych zwierzaczków.
- Przykro mi, że nie mogłam więcej zrobić - przyznała, zakrywając ptasie zwłoki kawałkiem papierowego ręcznika. A potem delikatnie przygryzła wargę. - Niektóre zwierzęta mają więcej szczęścia, mam nadzieję że następnym razem spotkamy się w lepszych okolicznościach - przyznała, odprowadzając ich w stronę drzwi. Zaproponowała im jeszcze gorącą czekoladę z automatu na koszt firmy, a potem cóż, musiała się zająć utylizacją zwłok, jak już wyszli, biednego ptasiego nieszczęśnika!

zt </3

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Gdyby Stella miała wybrać swój największy lęk, poza burzą, byłaby to choroba ukochanego zwierzęcia. Miała cztery psy i z każdym łączyło ją mnóstwo pięknych wspomnień, z większością z nich się wychowywała i nie wyobrażała sobie rodzinnego domu (domów, bo na upartego aktualnie miała ich trzy) bez nich. Każdy był na swój sposób inny, nie tylko z wyglądu, ale też z charakteru, natomiast wszystkie (co do jednego!) były najukochańsze pod słońcem. Nic dziwnego, że się przestraszyła, kiedy po powrocie ze szkoły zobaczyła markotnego Nożyka. Jedzenie w misce było nietknięte, na podłodze zostały śmierdzące ślady po rozwolnieniu, a sam pies leżał w kącie zwinięty w kłębek. Nożyk, Nożyk... mruczała pod nosem, głaszcząc go delikatnie po głowie, chcąc przelać całą swoją miłość w to marne psie ciałko. Zadzwoniła do ojca, który najpewniej załatwiał jakieś zawodowe sprawy na mieście, ale (jak na złość!) nie odbierał. A zazwyczaj odbierał, kiedy był potrzebny. Zadzwoniła jeszcze jeden raz, i jeszcze jeden – nic. W końcu wysłała wiadomość, że z Nożykiem coś jest nie tak i że jedzie z nim do weterynarza. I że dzięki za nic, mógłby odbierać telefon. Zamówiła taksówkę i piętnaście minut później jechała do przychodni. Nożyk, dalej markotny, wszedł do gabinetu z podkulonym ogonem. Serce Stelli waliło jak szalone, bo wyobraźnia podsuwała jej same najgorsze scenariusze, kończące się zawsze tym samym – uśpieniem. A tego by nie zniosła. Czekała niecierpliwie w poczekalni, nerwowo machając nogą, aż wreszcie – w końcu! – przyszła jej kolej. - No chodź, proszę – jęknęła, kiedy Nożyk zapierał się w miejscu, ale w końcu udało jej się go przekonać, by wszedł do środka.
- Dzień dobry – spojrzała na lekarkę, szybko oceniając ją w głowie, jakby sam wygląd miał odpowiadać za jej doświadczenie. Z pewnością decydował czy obdarzy ją natychmiastowym zaufaniem – w tym momencie jeszcze nie była pewna. - Tu zawsze jest taka długa kolejka? Tyle musiałam czekać! – Prawdopodobnie pięć minut, ale w tych emocjach wydawało jej się, że minęło przynajmniej pół godziny.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Columbia City Veterinary Hospital”