WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2022-01-25, 21:57 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 8 — ..........Klinika weterynaryjna to jedno z miejsc, w których bywa dość regularnie, szczególnie odkąd przygarnął kota. Wcześniej jedynie zabierał tam te bezdomne, które znalazł na ulicy, by je wyleczyć i znaleźć im nowy, kochający dom. Ot, takie tam zajęcie po pracy, które sprawia, że czuje się odrobinę lepiej sam ze sobą. Egoistycznie? Może odrobinę. Niemniej robi coś dobrego, bo dzięki niemu jest mniej cierpiących zwierząt i więcej zadowolonych ludzi. Z tego wszystkiego sam zresztą zapragnął mieć swojego własnego pupila, a kiedy do jego domu trafiła ta biała, mała kulka, która łaziła za nim krok w krok, po prostu nie potrafił jej oddać komuś innemu. Dzięki temu teraz ma przynajmniej kogoś, kto czeka na niego w domu, bo kto powiedział, że zwierzę jest gorsze od człowieka? I choć zazwyczaj koty raczej mają w szerokim poważaniu gdzie jest i kiedy wróci ich człowiek, a jak wraca, to nawet nie ruszą się ze swojego posłania, ale jego kotka w tym przypadku jest inna. Zawsze go wita już w drzwiach — nieważne czy jeszcze chwilę temu spała, czy się bawiła.
..........To jednak nie z nią wybrał się dzisiaj na wizytę do kliniki, a z kolejnym kotem znalezionym gdzieś na ulicach Seattle. Na szczęście nie znajduje się w bardzo opłakanym stanie, jedynie jest mocno wychudzony, jak to większość bezdomnych kotów, aczkolwiek badania i szczepienia nie zaszkodzą. Wchodzi więc do kliniki z transporterem, w którego kącie zwinął się przestraszony kociak, a potem siada na jednym z krzeseł w poczekalni, słysząc, że w gabinecie ktoś jest. Kątem oka zaś rejestruje w pomieszczeniu jeszcze jedną osobę, ale dopiero kiedy ponosi spojrzenie znad swojego telefonu, który chowa do kieszeni, w kobiecie siedzącej na drugim końcu poczekalni rozpoznaje swoją… Znajomą, powiedzmy.
..........Sam nie wie jak ją nazwać. Poznali się raptem kilka tygodni temu i spotkali się tylko raz — w barze, skąd później przeszli do jego mieszkania, gdzie wylądowali w łóżku. Nie było ani niezręcznie, ani dziwnie, byli w końcu dwójką dorosłych ludzi, która potrzebowała odrobinę fizycznej bliskości, aczkolwiek od tego czasu nie miał z nią żadnego kontaktu. Nie sądził też, że znowu ją spotka. A jednak.
..........Ariel, cześć — wita się więc odrobinę zaskoczony, posyłając jej lekki uśmiech. Ciekawy jest, jak kobieta zareaguje na ich spotkanie. On sam nie żałuje wspólnie spędzonej nocy, nawet jeśli czasem gryzą go wyrzuty sumienia przez to, że niedawno zerwał zaręczyny, ale przecież miał prawo ruszyć dalej. To, że nie chce się z nikim wiązać, nie oznacza, że będzie żył, jak ksiądz.
..........Po chwili zerka też na jej pupila, którym okazuje się pies. Psy też lubi, ale przez wzgląd na pracę, nigdy nie miał na żadnego czasu. Kot wszakże to zdecydowanie mniejszy obowiązek; obowiązek, który zajmie się sam sobą, gdy człowieka nie ma w pobliżu. Z psem jest dużo więcej zachodu — codzienne spacery, szczotkowanie, kąpanie. Może gdyby miał na to czas… Ale nie ma, niestety.
Ostatnio zmieniony 2020-10-05, 18:27 przez Ryder Pearson, łącznie zmieniany 1 raz.
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Seattle było dziwnym miastem… jak dla niej. Każdy kto miał okazję poznać ją nieco lepiej, wiedział że pochmurna aura i przewaga deszczu nad słońcem to zdecydowanie nie jej klimaty. Zdecydowanie lepiej odnajdywała się przemierzając boso rozgrzane piaszczyste plaże, kąpiąc się w przyjemnie letniej wodzie i podziwiając niewiarygodne zachody słońca, które skrywało się za wodnym horyzontem. Seattle nigdy nie było jej docelowym kierunkiem podróży i prawdę powiedziawszy miało być jedynie przystankiem w drodze na Hawaje. Kiedy jednak z nich wracała - bogatsza o wiedzę na temat ojca - nie potrafiła ruszyć dalej i zatrzymała się na chwilę w Szmaragdowym Mieście. Nie była pewna, kiedy ta chwila zamieniła się w kilka miesięcy, podczas których znalazła sobie wspaniały domek na wodzie i stałą pracę, a nawet zyskała nowego towarzysza, którego nie dorobiła się podczas wielu lat mieszkania w Los Angeles. Wszystko czego się podejmowała było istnym zaprzeczeniem przelotnego pobytu w Seattle, nawet jeśli wciąż przekonywała siebie, że gdy odkryje wszystkie karty związane z ojcem po prostu wyjedzie.
Kim był jej tajemniczy towarzysz? Bezimiennym psiakiem, którego wyswobodziła z uwiązania na ścieżce w Mount Rainier. Nigdy nie rozumiała jakim okrutnym człowiekiem trzeba być, żeby porzucić zwierzę na pastwę losu i zostawić przywiązanego do drzewa na pewną śmierć. Co gorsza nie przy jakiejś uczęszczanej drodze, a w górach, gdzie przy obecnych warunkach pogodowych było coraz mniej turystów, wkrótce park miał zostać zamknięty jak zazwyczaj miało to miejsce w okresie jesienno zimowym. Biedak miał szczęście, że znalazła się w tamtym miejscu o porze, w której zaczął akurat skomleć z wyczerpania i strachu. Szczenię porzucone na pastwę losu znalazło schronienie w jej rękach i choć początkowo miała pozostawić go pod opieką ratowników górskich… cóż, nie potrafiła tego zrobić. Przywiozła go do Seattle, nakarmiła, zapewniła schronienie na noc i postanowiła, że zabierze go do weterynarza najszybciej jak będzie mogła.
Po trzech wspólnych dniach i nocach, w końcu powędrowała na umówione spotkanie w pobliskiej klinice weterynaryjnej dla zwierząt. Zwierzę zestresowane nowym miejscem nie odstępowało jej na krok i pakowało się na jej kolana w lekkiej panice chowając pyszczek w zgięcie jej łokcia. Próbowała go nieco uspokoić drapaniem za uchem i cichymi komentarzami, że nie ma się czego obawiać, bo przecież… no właśnie, przecież go nie zostawi. Uświadomiła sobie to nagle, bo wcześniej z tyłu głowy wciąż miała tą myśl, że znajdzie mu dobry dom, a teraz? Teraz zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie chce mu szukać nowej rodziny.
Z zamyślenia wyrwał ją mężczyzna, który znalazł się w zasięgu jej wzroku. Lekki uśmiech zmieszał się z zaskoczeniem na jej twarzy. — Ryder, cześć — powtórzyła trochę z automatu, bo zwyczajnie nie spodziewała się, że go tutaj spotka. Ba! że w ogóle jeszcze na siebie wpadną. Seattle to duże miasto i powątpiewała w wpadanie na takie hmm krótkie znajomości, aczkolwiek nie zbiło jej to z tropu w żaden sposób. Nie czuła się źle z tym, że spędziła z nim noc - całkiem udaną nawiasem mówiąc. — Co to za biedny maluch? — zapytała wprost zerkając na kota z którym przyszedł i który zdecydowanie nie wyglądał jak zdrowy i udomowiony kociak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Dla niego Seattle było domem od zawsze, więc do pogody zdążył się przyzwyczaić. Oczywiście, że woli, jak jest ciepło i słonecznie, ale deszcz i ciężkie chmury wcale mu jakoś mocno nie przeszkadzały. Rozumie jednak, że osoby, które się tu nie wychowały i są przyzwyczajone do lepszej pogody, mogą nie czuć się tutaj najlepiej. Część z nich właśnie dlatego stąd wyjeżdżała, szukając innego miejsca, w którym mogliby się zaczepić. Inni tu z jakiegoś powodu jednak zostawali, postanawiając przymknąć oko na nieprzyjemną pogodę. I może to zrozumieć, bo miasto to ma w sobie coś, co sprawia, że człowiek nie chce stąd wyjeżdżać. Każdy znajdzie tu coś dla siebie — dom, dobrą pracę, przyjaciół, ciekawe miejsca, które można odwiedzać w wolnych chwilach. Sam kiedyś zastanawiał się czy stąd nie wyjechać, ale im starszy był, tym bardziej się przywiązywał i teraz znajduje się w momencie, w którym nie potrafiłby zostawić za sobą wszystkiego, co tutaj ma. Nawet po rozstaniu z narzeczoną i przez tę nagłą ciszą ze strony najlepszej przyjaciółki, po prostu nie jest w stanie stąd wyjechać. Dobrze mu tutaj.
..........Wcale jednak nie twierdzi, że jest to lepsze miasto od innych, po prostu inne. Każde się czymś wyróżnia i tak samo jest ze Seattle. Ludzie jednakże są tacy sami, jak wszędzie. Są ci dobrzy, jak i źli; są mili, którzy chętnie pomogą w potrzebie, jak i chamscy, którzy będą się na ciebie krzywo patrzeć. I są, niestety, też tacy, którzy porzucają biedne zwierzęta na pastwę losu. Nie rozumie, jak można tak robić. Nie rozumie dlaczego tacy ludzie nie znajdą po prostu kogoś, kogo takiego zwierzaka przygarnie albo nie oddadzą do schroniska, w którym ktoś mógłby się nimi zająć i znaleźć im nowy dom. Ale nie, po co, najlepiej wyrzucić na ulicę albo przywiązać gdzieś do drzewa, aby zdechł w cierpieniach. Dla niego osoby, które tak robią, to wcale nie ludzie, a potwory. I gdyby tylko kiedyś przyłapał kogoś takiego na gorącym uczynku, nie skończyłoby się to dobrze.
..........Zamiast jednak ścigać takie osoby, woli po prostu pomóc jakoś tym biednym zwierzętom. Robi tak już od dobrych kilku miesięcy, więc w klinice zna go już chyba każdy. I choć spotkał tu naprawdę przeróżnych ludzi, nie sądził, że to właśnie tu natrafi na kobietę, z którą jakiś czas temu wspólnie spędził noc. Nie ma się czego wstydzić, to zupełnie ludzka rzecz, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że nie sądził, iż spotka ją ponownie. Los jednak lubi nas zaskakiwać.
..........Znalazłem go dzisiaj, jak wracałem z nocnej zmiany. Kręcił się niedaleko budynku, w którym mieszkam — odpowiada, zerkając na czarnego kocurka, który zwinął się w kulkę. Widzi, że wciąż trzęsie się ze strachu i wcale mu się nie zdziwi. To wszystko jednak jest dla jego dobra, ale wcale nie oczekuje, że zrozumie. — A jaka jest historia twojego pupila? — pyta, wskazując na szczeniaka, który wcisnął swój pyszczek w zagięcie jej łokcia. I on wygląda na przestraszonego i nie wie czy po prostu boi się weterynarza, czy też ma niezbyt przyjemną historię.
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby ktoś zapytał ją o to - gdzie jest jej miejsce? - zapewne nie potrafiłaby odpowiedzieć konkretnie, ale na pewno przywołałaby na myśl szum fal, ciepły piasek, długie dni, krótkie noce i nic z tego nie miałoby zbyt wiele wspólnego z Seattle. Gdyby ktoś zapytał ją o to - co tutaj właściwie robi? - nie potrafiłaby odpowiedzieć wprost, bo mówienie o ojcu na głos wciąż wydawało się jej nieco dziwne. Nigdy go nie miała, a teraz szukała, choć sama nie była pewna dlaczego to robi. Wydawało się to jednak ważne, skoro na tak długi czas zatrzymało ją w Szmaragdowym Mieście, a myśl o wyjeździe oddalała się coraz dalej. Może kiedyś nastąpi ten dzień, w którym wszystko stanie się dla niej jasne i oczywiste, zamknie sprawę ojca i wyjedzie bez zastanowienia, a może właśnie ten dzień przekreśliła w chwili, kiedy podjęła się stałej pracy i odnalazła kilka osób, które w szybkim czasie stały się jej bliskie? Jedno było pewne - teraz jej życie było wielką niewiadomą, skupiskiem zdarzeń bez ładu i składu, jednonocnych przygód, górskich wypadków i adoptowaniem przypadkowych zgub. Szła przed siebie nie robiąc żadnych postępów w sprawie ojca, a co w tym wszystkim najdziwniejsze - nie było jej z tym źle. Czuła się dziwnie dobrze, nawet jeśli w głębi siebie próbowała zaprzeczać, że Seattle jest całkowitym przeciwieństwem jej miejsca.
— Dobrze, że go zgarnąłeś. Nie wygląda najlepiej — bo o ile widok jakiś ulicznych kociaków nikogo nie powinien dziwić, o tyle taki umęczek aż prosił się o opiekę - jakby nie był zupełnie przygotowany na życie w miejskiej dżungli. Nie każdy kot był w stanie poradzić sobie z dala od domowych warunków i schronienia uczynionego z ręki człowieka, nawet jeśli wiele osób uważało, że ludzie nie są zwierzętom do niczego potrzebni. Z drugiej strony biorąc pod uwagę to ile człowiek wyrządził szkód nie jednemu gatunkowi zwierząt… czasami lepiej, gdyby były zdane same na siebie.
— Wstrząsająca — odparła bez wahania, a lekkie zdenerwowanie zdominowało jej ton głosu. Wciąż nie mogła stłumić drzemiącej w niej złości, że jakaś menda posunęła się do czegoś takiego. — Ktoś zostawił go na pewną śmierć, przywiązanego do drzewa… i to nie w jakimś uczęszczanym miejscu, a na górskim szlaku, gdzie o tej porze roku już mało kto się zapędza — przekręciła wymownie oczami nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak wiele złości można było wyłapać z jej tonu. — Po co ktoś się wybiera ze szczeniakiem w góry? Nie chce mi się nawet wierzyć, że ktoś był w stanie to zaplanować w wiadomym celu. Jakiś pieprzony psychopata — dręczyciel zwierząt, bestia bez serca. Ugh. Dopiero po chwili westchnęła lekko i pokiwała głową z dezaprobatą. — Miałam go wczoraj odnieść do schroniska, ale trochę nam nie wyszło po drodze i teraz jestem tutaj z tą przestraszoną kulką i nie jestem pewna co robić dalej. Nigdy nawet nie miałam psa, a ten się nie chce ode mnie odkleić — i ona od niego też trochę nie potrafiła, nawet jeśli nie chciała tego na głos przyznać. Skołowanie mu karmy, miski i poduszki do spania nagle pojawiło się na szczycie listy zakupów jaką robiła w myślach na dzień dzisiejszy, a i tak wciąż próbowała wmówić wszystkim (i samej sobie), że zamierza mu szukać lepszego domu. Powodzenia Darling.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Seattle wciąga — bardziej, niż ktokolwiek by chciał. Mimo tej paskudnej pogody, mimo brzydoty miasta, z jakiegoś powodu ludzie, którzy przyjeżdżają tu na moment, nagle zostają tu na stałe. Wbrew pozorom nie jest to wcale takie złe miejsce, aby ułożyć sobie życie — na pewno spokojniejsze, niż Nowy Jork czy Los Angeles, może nawet bezpieczniejsze i bardziej… Przytulne?
..........Nadal pamięta te swoje zapewnienia w szkole średniej, że jak ukończy szkołę, wyjedzie do innego miasta. Wyprowadzi się daleko, znajdzie sobie pracę i będzie kontynuował naukę. Chciał zobaczyć trochę świata, jak to się mówi, ale wyszło, jak wyszło — został. Gdzieś pod koniec stracił ten swój zapał, a może po prostu uświadomił sobie, że nie ma to jak w domu, zaś Seattle było jego domem. I nadal jest.
..........W tej chwili zdecydowanie nie zamierza się stąd wyprowadzać. Bo po co? Dlaczego miałby zaczynać od nowa w miejscu, w którym nikogo nie zna? Tu ma wszystko i wszystkich, nawet jeśli ucieczka od niektórych swoich problemów brzmi kusząco. Jest jednak świadom, że prędzej czy później dopadłyby go, gdziekolwiek by nie wyjechał. Zawsze tak się dzieje, przeszłość zawsze wraca, najczęściej w najmniej oczekiwanym momencie, a on po ostatnim spotkaniu z dawną kochanką może to z łatwością potwierdzić.
..........Ale dzisiaj to nie jego życie jest na pierwszym planie, a zdrowie tego małego, samotnego kociaka, którego znalazł. I owszem, może poradziłby sobie w pojedynkę, wszakże zwierzęta zostały stworzone tak, że powinny poradzić sobie bez ingerencji człowieka. A jeśli by sobie nie poradził, czysta selekcja naturalna — silne osobniki żyją, słabsze giną, prędzej czy później. Ryder jednak zdecydowanie nie chciał sprawdzać, do której z grup należy ta czarna kulka.
..........Czasem jednak bywają sytuacje, gdy człowiek wtrąci swoje trzy grosze, ale zdecydowanie w ten gorszy sposób. Zamiast pomóc, jeszcze bardziej zaszkodzi — i przywiązywanie psa do drzewa, aby nie miał szans na przeżycie i skonał w męczarniach się do tego zalicza. Zastanawia się czasem, jak można być takim potworem? Jak można świadomie skrzywdzić niewinne zwierzę? Nie lepiej byłoby zawieźć zwierzaka do schroniska, gdzie ktoś mógłby się nim zająć? Najchętniej udusiłby takich ludzi gołymi rękami.
..........To jest… Aż szkoda słów — mówi, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Daj spokój, niektórzy ludzie mają nie po kolei w głowie. I, niestety, nic z tym nie zrobimy — dodaje, wzdychając cicho. — Możemy jedynie próbować ratować te biedne, porzucone zwierzaki. — I on właśnie tak robi.
..........Zerka do transportera, w którym siedzi skulony kot i uśmiecha się lekko, gdy widzi, że czarna kulka odrobinę się uspokoiła.
..........Polubił cię. I wcale się temu nie dziwię — stwierdza, posyłając jej uśmiech. — Ale jeśli wiesz, że nie dasz rady się nim zajmować, lepiej znaleźć mu jakiś nowy dom. Aczkolwiek jeśli chodzi tylko o to, że nie wiesz, jak zajmować się psem, to wystarczy porozmawiać z weterynarzem, poczytać jakieś fora i… Uczyć się w praktyce. — Wzrusza ramionami, rzucając pierwszą poradę, jaka przychodzi mu do głowy. — W razie co… Mogę ci pomóc. Co prawda większe doświadczenie mam z kotami, ale kiedyś miałem też psa, więc co nieco wiem — dodaje po chwili namysłu, decyzję pozostawiając jej. W końcu nie umawiali się, że pozostaną w kontakcie po wspólnej nocy i jeśli woli zerwać z nim wszelkie kontakty, całkowicie to zrozumie. Nie proponuje jej jednak żadnej randki ani powtórzenia tego jednorazowego wyskoku, a zwykłą pomoc.
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie potrafiła zrozumieć okrucieństwa jakie wydobywa się z człowieka, a jednak na każdym kroku słyszy się o przestępcach, mordercach, zbrodniarzach, buntach. Brutalność czai się gdzieś za każdym rogiem i człowiek tylko idzie z nadzieją, że nie wdepnie w gówno. Wiele ludzi zarzucało jej obojętność - bo choć miała swoje przekonania i system wartości nie obnosiła się z nim, a jedynie kierowała pod ich dyktando swoje życie. To śmieszne i głupie, bo ludzie zamiast dobrze żyć robią wszystko, by inni myśleli, że tak żyją, a bywa tak, że często mija się to z celem. Skoro ludzie wobec siebie potrafią pluć jadem to nic dziwnego, że i zwierzętom utrudniają życie na każdych płaszczyznach. Wiedziała, że gdyby miała wybór nie chciałaby żyć w takim świecie w jakim żyje, ale że wyboru nie ma to trzeba go uczynić w jakiś sposób lepszym, prawda? Jej własne sumienie w życiu nie pozwoliłoby jej przejść obojętnie wobec tego porzuconego psa i choć zamierzała oddać go do schroniska coś poszło nie po jej myśli. Jeszcze tego nie rozumiała, ale już w tej chwili wiedziała, że on jest jej, a ona jego.
Trudno się z tym nie zgodzić… brak słów, po prostu brak słów — i to był jedyny słuszny komentarz w tej sprawie. Pewnie, gdyby spotkała tego co porzucił bezczelnie zwierze nie oszczędziłby mu innych słów, ale teraz na próżno było się złościć.
To nie tak, że nie dam rady się nim zajmować — zaprotestowała cicho i zaprzeczyła lekko ruchem głowy szukając lepszych słów na opisanie tej sytuacji. — To raczej kwestia tego, że nie do końca wiem z czym to się je, a moje życie nigdy nie uwzględniało w swojej rozpisce psa. To trochę jak wpadka, ale lepsza… — to pewnie źle zabrzmiało i wcale nie wymagała od niego, że to zrozumie, ale Darling szczerze nie przepadała za dziećmi i nie chciała bawić się w macierzyństwo. — Moje życie miało być teraz niekończącą się podróżą, a jednak los sprawił, że zadomowiłam się w Seattle w krótkim czasie i jeszcze dostałam w prezencie psa podczas wyprawy w góry. Nie wiem czy to jakieś znaki, ktoś próbuje mi coś przekazać, ale zamiast się temu sprzeciwiać spróbuję. Najwyżej będziemy podróżować razem — wzruszyła bezradnie ramionami w końcu dopuszczając do siebie taką opcję; bo przecież nikt tego nie wyklucza prawda? Jest po prostu więcej organizacji, by latać po świecie ze zwierzakiem, ale nie jest to niemożliwe.
— To, że nie wiem jak zajmować się psem to kolejna ważna kwestia, ale już mniej problematyczna — uśmiechnęła się nieznacznie — tym bardziej, że mam pierwszego chętnego do pomocy — dodała żartobliwie spoglądając na niego wymownie, ale sam się zareklamował, a ona to kupiła na dzień dobry. Może powinien zatrudnić się w reklamie płatków śniadaniowych, pewnie wzrosłaby sprzedaż.
Zobaczę co powie weterynarz po pierwszej wizycie, a później pewnie muszę zrobić skok na jakiś sklep zoologiczny i się zaopatrzyć w wyprawkę, która z reguły robi się przed przyjęciem zwierzaka. No mówię ci, to taka moja ciąża z zaskoczenia — przyznała dodając jeszcze pospiesznie — jak masz jakiś godny polecenia to chętnie się tam wybiorę — bo znając życie takich miejsc było wiele, ale zamiast chodzić po wielu wolała odwiedzić jedno i zaopatrzyć się we wszystko co będzie jej potrzebne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Niestety — świat jest, jaki jest. I to głównie przez ludzi, którzy mają skrzywione poczucie moralności i, z jakiegoś nieznanego mu powodu, to właśnie takie osoby dochodzą na szczyt, a potem decydują za innych. Obiecują gruszki na wierzbie, a potem jest, jak jest — wszystko robią dla własnych korzyści. Zresztą jak większość tego popierzonego świata. Naprawdę nie wie skąd biorą się tacy ludzie; co takiego spotkało ich w życiu, że zamiast być dobrym, uprzejmym i czasami pomyśleć o innych, liczą się tylko oni. Oni i pieniądze, władza i popularność. W swoim życiu spotyka mnóstwo takich ludzi i większość z nich ląduje albo w więzieniu, albo martwa. A on się do tego przyczynia, bo taka jego rola. Bo tego chciał. Chciał pilnować porządku na ulicach, chciał łapać przestępców, chciał chronić niewinnych. Taki cel przyświecał mu, gdy szedł do akademii policyjnej; taki cel przyświeca mu nadal.
..........Czasem jednak ma wrażenie, że wciąż robi za mało dla tego świata; że da się zrobić coś jeszcze, aby nie był taki parszywy, jak jest. Może właśnie dlatego ratuje te porzucone koty, zajmuje się nimi i znajduje im dom — bo czuje, że robi coś dobrego. A w ostatnich czasach dobra w ludziach właśnie brakuje. I cieszy się, że Ariel nie należy do tych znieczulonych, obojętnych na wszystko osób. Że zatrzymała się na ścieżce i zabrała ze sobą tego biednego, wycieńczonego zwierzaka. Zawsze się cieszy, gdy widzi osobę, która się przejmuje.
..........Unosi lekko brwi na jej porównanie znalezienia psa do wpadki, mimowolnie unosząc kąciki ust w geście rozbawienia. Domyśla się, co chce przez to powiedzieć i, tak po prawdzie, całkowicie to rozumie. I ma szczęście, że w poczekalni nie ma nikogo innego, a szczególnie jakiejś broniącej praw życia aktywistki, która niewątpliwie zaraz rzuciłaby się na nią z mordą, bo przecież dziecko jest lepsze od zwierzęcia. On uważa jednak, że kto co lubi. Nie każdy lubi dzieci, nie każdy nadaje się do bycia rodzicem i nikt nie powinien się wtrącać w życie innych.
..........Może znak, a może czysty przypadek. Coby to jednak nie było, już na pierwszy rzut oka widać, że do siebie pasujecie — mówi z szerokim uśmiechem, wpatrując się w znajdującą się w ramionach Erial trzęsącą się kulkę. — I to jest prawidłowa odpowiedź! — dodaje jeszcze, gdy kobieta wspomina o wspólnym podróżowaniu. — Na pewno sobie poradzisz. Na początku zawsze jest stres i wychodzą różne problemy, ale myślę, że warto. Właśnie zdobyłaś przyjaciela, który będzie cię bezgranicznie kochał i uważam, że nie ma nic lepszego — stwierdza z przekonaniem. To nie tak, że chce ją do czegokolwiek zmusić, ale jeśli chce, ale się waha… Stwierdził, że warto lekko ją popchnąć i pomóc w podjęciu decyzji.
..........Przy ciąży zazwyczaj masz jeszcze parę miesięcy, aby się przygotować, ale… Rozumiem o co chodzi — śmieje się, kiwając głową. — I pewnie, że znam. Co prawda to kawałek stąd, ale jestem samochodem, więc jeśli chwilę zaczekasz, możemy się tam wybrać razem — proponuje z uśmiechem. Przy okazji będzie mógł jej pomóc z wyborem, jeśli pomoc sprzedawcy okaże się dla niej niewystarczająca. I tak dzisiaj nie ma nic lepszego do roboty.
..........Obrazek
.............you wanna prove you're the better man
.............you wanna reach for the things that nobody can

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Delikatny uśmiech wkradł się na jej twarz, gdy tylko dostrzegła rozbawienie na jego twarzy malujące się po jej dziwnym porównaniu. Poczuła się chyba swobodniej wiedząc, że to w jakimś stopniu rozumie (bo jeśli byłoby to z grzeczności pomimo różnicy poglądów - nie zauważyła). Nigdy nie kryła się ze swoimi przekonaniami, a tak się składało, że wiele osób w jej otoczeniu miało przeciwne zdanie czy to w temacie ślubów czy dzieci i zdążyła już oswoić się z dziwnymi próbami przekonywania jej, że albo nie ma racji, albo “przekona się z czasem, że żyje w błędzie”. Teraz nie miała na to ochoty, ani siły, więc cicho cieszyła się, że Ryder nie należał do tej upierdliwej grupy osób, a w pobliżu nie czaiła się nadgorliwa aktywistka specjalizująca się w tej kwestii.
Nie osładzaj nam tak tej chwili, bo jeszcze rozbłyśnie nad nami tęcza i pełni miłości powędrujemy ku światłu, gdzie będzie na nas czekać szczęśliwe zakończenie — odpowiedziała żartobliwie, bo to była jej typowa reakcja na komplementy, a właśnie tak potraktowała stwierdzenie, że do siebie pasują. Może było w tym ziarnko prawdy, bowiem od razu poczuła się dobrze w towarzystwie małego szczeniaka i to z wzajemnością. Długo starała się tego nie przyznawać przed nim, ani przed samą sobą, bo zwyczajnie obawiała się wywrócenia dotychczasowego życia do góry nogami. I tak było już szalenie pokręcone. — Ale chyba masz rację, może warto spróbować — wyznała cicho, jakby wciąż bała się otwarcie przyznać, że to jej pies (bo to już był jej pies, wciskający się panicznie pod jej pachę, gdy chciał się schować przed światem). Całe życie starała się zrobić wszystko, by nie pokochać kogoś za wszelką cenę, by nie oswoić kogoś, by nie brać za niego odpowiedzialności… a teraz? Teraz jeden przypadkowy szczeniak podczas górskiej przechadzki zwalił ten mur jaki wokół siebie budowała. Miał chłopak siłę przebicia, cholera.
Spojrzała na Rydera przytakując lekko. — Nie ma problemu, ogarniemy wizyty i możemy jechać — przytaknęła, gdy akurat drzwi gabinetu się otwarły i została wezwana. WIzyta trwała chwilę, ogarnęła mu książeczkę zdrowia i słuchała porad weterynarza robiąc w telefonie listę must have, która wynikła podczas spotkania. Umówiła się też na kolejne spotkanie i ponownie znalazła w poczekalni zajmując wcześniejsze miejsce i czekając, aż on się uwinie ze swoim znaleźnym kociakiem. — Gotowi? — zapytała, gdy i oni wyszli z gabinetu, trochę nie mogąc doczekać się, aż trafią do odpowiedniego sklepu, w którym będzie mogła zorganizować psią wyprawkę. Czy już za późno na psię-pępkowe / psiępkowe?


[ k o n i e c ]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzień rozpoczął się dla Cedrica nadwyraz pracowicie. Można by pomyśleć, że jako właściciel kliniki ma dużo większą swobodę niż etatowy pracownik jeśli w grę wchodzi planowanie codziennej rutyny. Jednak nic bardziej mylnego. Mimo iż pełniący również funkcję chirurga brunet miał dziś zgodnie z grafikiem dzień wolny od pracy, to w rzeczywistości nie było nawet mowy, o tym by niedzielne popołudnie miał spędzić w domowym zaciszu lub pełnym rozrywek centrum Seattle. Tego dnia w odróżnieniu od pracowników, którzy w weekendy z rzadka pojawiali się w pracy, musiał zdecydować się na doglądanie czworonożnych pacjentów oraz uzupełnienie dokumentacji, która piętrzyła się na biurku w jego gabinecie. Zasadniczo nie był z tego powodu szczególnie zasmucony, dochodząc do wniosku, że praca w sposób wręcz idealny odciągnie jego uwagę skołatane serce od bolączek dnia codziennego oraz wspomnienia tego co było i co bezpowrotnie zostało mu odebrane. W związku z czym, kwadrans po krótkiej pogawędce z patrolującym okolicę obiektu ochorniarzem, wparowął do środka rozglądając się z wolna, po nieco opustoszałej o tej porze poczekalni. W dłoni wciąż dzierżył papierowy kubeczek ze wciąż parującym kawowym naparem. Drobne uzależnienie od kawy było tak zaawansowane, że tak na dobrą sprawę towarzyszyło mu już od dobrych kilku lat. W związku, z czym nie starał się nawet temu przeciwdziałać, dochodząc do wniosku, że są uzależnienia bezsprzecznie bardziej szkodliwe dla organizmu, a on wybrał coś względnie neutralnego. Nie wyobrażał sobie dnia bez kubka mocnego espresso, równocześnie zdając sobie sprawę, że to dopiero wstęp do codziennego kofeinowego maratonu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obudziła się nagle, jakby zbudził ją jakiś nieprzyjemny sen. Nie pamiętała czy faktycznie coś jej się śniło i długo się nad tym nie zastawiała. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem po sypialni, po czym przeciągle ziewnęła. W zasadzie miała ochotę przewrócić się na drugi bok i pójść dalej spać, ale miała dziś coś ważnego do załatwienia. Poprzedniego dnia nad ranem pozwoliła sobie wcisnąć bezpańskiego kociaka i teraz musiała sobie z tym jakoś poradzić. W końcu była chyba dorosłą, odpowiedzialną osobą. Przynajmniej tak sobie mówiła.
Kociak leżał na kołdrze w nogach łóżka i patrzył na nią dużymi oczami. Pewnie chciał jeść albo pić - w każdym razie nic skomplikowanego.
Dziewczyna podniosła się i poszła do kuchni, żeby nałożyć na talerz odrobinę kiełbasy, mając nadzieję, że kot to zje. Nie myliła się, więc gdy zwierzak zaczął jeść, ona poszła pod prysznic.
Woda pobudziła ją i orzeźwiła, a wygodne ciuchy i lekki makijaż sprawiły, że poczuła się jak człowiek. Wyszła z kotem na rękach, bo nie miała nic, w czym mogłaby go nieść. Może weterynarz podpowie jej co kupić i gdzie. Mogła też dowiedzieć się w internecie, ale skoro i tak wybierała się do kliniki, to po co tracić czas. Nie była umówiona, jednak liczyła że przyjmą ją tak czy siak. W zasadzie nawet nie pomyślała, że trzeba się umówić. To w końcu nie był prawdziwy lekarz - tej myśli nie powinna wypowiadać na głos. Weszła do poczekalni, po czym na recepcji opowiedziała swoją barwną historię o tym, jak znalazła zabłąkanego kota i z dobroci serca go przygarnęła, bo nie może patrzeć na cierpienie słabszych, a wszystko po to, żeby nie odprawili jej z kwitkiem. Tak naprawde namówiła ją na to koleżanka, która sama nie była w stanie kota zabrać. Wystarczyło, że uderzyła w czuły punkt Fiony i ta w końcu się zgodziła, nawet jeżeli niechętnie. Dodała na koniec, że takiemu kotkowi, to wszystko może dolegać, bo kto wie kiedy ostatni raz był badany - i to akurat prawda.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Popijanie mocnej kawy zdecydowanie poprawiało komfort wywiązywania się z papierkowej roboty, która to była nieodzowną częścią jego pracy. Wprawdzie było jej nieco mniej, gdy pracował jako szeregowy lekarz w jednej z klinik weterynaryjnych, ale i satysfakcja była nieporównywalnie mniejsza, gdy przychodziło do pracy na czyjś rachunek. Własna działalność mimo wielu wyrzeczeń była dla nadambitnego Athertona czymś uskrzydlającym, czego na dłuższą metę nie potrafił żałować. Szczególnie w okresie tak ponurym jak ten, który trwał nieprzerwanie od przeszło dwóch miesięcy, dobrze było mieć coś, co w pełni pochłaniało jego uwagę.
Pozostając wciąż w temacie absorbujących go kwestii, to brunet poderwał się z zajmowanego przez siebie fotela, gdy przez uchylone drzwi gabinetu, jego uszu dobiegł dźwięk otwierających się drzwi wejściowych. Nieco zaskoczony wyściubił nosa z gabinetu, by z daleka przysłuchiwać się rozmowy nieznanej mu blondynki z recepcjonistką. Jak przystało na perfekcjonistę, nie raz i nie dwa zapoznał się ze swym dzisiejszym grafikiem i jeszcze do niedawna był w pełni przekonany, że przez co najmniej półtorej godziny jest skazany na tylko wyłącznie właśnie towarzystwo. Widząc przed sobą blondynkę z puchatym czworonożnym maleństwem, kulącym się gdzieś w środku ciemnozielonego transportera, zaczął się zastanawiać, co mu umknęło tym razem. Czyżby starość? Coś musiało być na rzeczy, skoro znajdująca się za wysokim pulpitem brunetka, zdecydowała się skierować tę kobietę do jego gabinetu. -Dzień dobry.- zaczął od progu, uchylając przed nią drzwi gabinetu. -W czym mógłbym pomóc?- zapytał, przyglądając się jej uważnie. Nie kojarzył wszystkich pacjentów, którzy przewijali się przez klinikę, gdyż byłoby to równie niewykonalne w jego wykonaniu co rezygnacja z kofeiny w codziennej tygodniowej rutynie. Nie miał więc pojęcia czy stojąca przed nim blondynka była jednym ze stałych klientów, czy też kimś zupełnie przypadkowym.-Dziś wykonujemy w zasadzie tylko zaplanowane wcześniej zabiegi i szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, by w grafiku widniał jeszcze jakiś koci pacjent. Coś panią zaniepokoiło?- wygłosił dobrze mu znaną formułę, starając się przy tym jednak nie brzmieć jak ostatni buc, tak czy inaczej dobrze wiedział, że, tak czy inaczej, ugnie się i przeprowadzi tę wizytę jak należy. Zazwyczaj w niedzielne popołudnia, ograniczali się tylko do planowanych zabiegów, pracując tylko i wyłącznie w okrojonym zespole a resztę usług pozostawiając w rękach całodobowych lecznic, których w mieście było co najmniej kilka. Jednak Cedric to Cedric i szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się odmówić zwierzakowi w potrzebie. Był do tej pracy zdecydowanie za miękki i gdyby nie to, że na jego głowie było także utrzymanie kliniki i zapewnienie pensji podwładni to najpewniej odwalałby swoją robotę w formie wolontariatu.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Columbia City Veterinary Hospital”