WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Wyrażona przez Rosjanina zgoda sprawiła, że jasnowłosa poczuła swoistą ulgę. Naprawdę miała już dość tych podchodów i, jej zdaniem, zbędnego targowania się. Na zobaczeniu broni na własne oczy aż tak bardzo jej nie zależało, wszak nie była ekspertem i niewiele by jej to dało. Tak czy inaczej, nie zamierzała nikomu płacić, dopóki jeden z jej ludzi, który specjalizował się w takich rzeczach oraz któremu ufała, nie obejrzy przynajmniej wspomnianej próbki oferowanego przez Rosjan sprzętu.
— Niewiele mi to da, nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Mam od tego ludzi. Wystarczy, że jeden z nich rzuci okiem i oceni — powiedziała z lekkim wzruszeniem ramion. Planowała osobiście dokonać ewentualnej transakcji, w miejscu, które wybiorą wspólnie, ale żeby tak dawać się wyciągać temu typowi w nieznane miejsca... Nie, raczej sobie daruje takie atrakcje. Jeżeli Dimitri chciał się w jakiś sposób popisać, to może powinien wybrać zwykłą, naiwną laskę, która wręcz posika się z wrażenia, kiedy ten zaproponuje jej zaprezentowanie swojego „towaru oraz jego mocy i uroku”. Może gdyby Anę rzeczywiście pasjonowała tego typu broń, miała więcej wolnego czasu i w większym stopniu ufała Rosjaninowi, to zgodziłaby się i to bez namysłu.
Co blondynka mogła zrobić z takim towarem? Opcji było sporo. Na pewno nie kupowała niczego, mówiąc „potem się zobaczy”. Bez wątpienia przygotowała jakiś plan, tudzież miała umowę z kimś, kto akurat potrzebował tego typu sprzętu. Dimę rzeczywiście nie powinno to interesować i w sumie dobrze, że o to nie pytał.
Menadżerka wstała z fotela, po czym zgarnęła swoją torebkę i wolną dłonią poprawiła marynarkę.
— Wróciłam do pracy po dłuższej przerwie i mam sporo do nadrobienia. Poza tym nie lubię, kiedy ludzie przychodzą tutaj tylko po to, żeby zmarnować mój cenny czas. — To pierwsze akurat nie było sekretem, aczkolwiek opowiadania nieznajomemu o powodach, dla których przez jakiś czas nie mogła w pełni oddać się pracy, nawet nie brała w tym momencie pod uwagę. — Obyś nie był jednym z nich — uśmiechnęła się nieco sztucznie, by potem wyprowadzić Dolohova z gabinetu i ruszyć z nim w kierunku restauracji.
[z/t] x2
-
Coś się nie zgadzało. W ostatnim czasie wyjechał na tydzień w służbowych sprawach i zostawił Anę in charge. Nie sądził, że mogłaby coś robić za jego plecami, nie sądził, by kolejny atak miał mieć miejsce, przynajmniej na razie - ale w razie czego, miała dzwonić. Tylko w tym pierwszym pomylił się najwidoczniej i trochę nadszarpnęła jego zaufanie, a jak wiadomo, Jasper miał bardzo cienkie granice. - Ana, przyjdź do biura - kobiety nie było, więc zadzwonił do niej, wydał krótką komendę - wciąż był jej szefem jakby nie patrzeć i to w wielu aspektach - i rozłączył się. Przeglądał właśnie zapis z kamer gabinetu i wcale nie podobało mu się to, że spotkała się tu z mężczyzną. Na dodatek Rosjaninem, do których nie żywił ciepłych uczuć. Stukał więc piórem w dębowe biurko i zastanawiał się jak to rozegrać. Z Sabini było zawsze inaczej, nie traktował ją jak reszty ludzi, nie mógł na nią krzyknąć czy zacząć torturować, by gadała. Ale nie znaczyło to, że gniew w nim się nie wezbrał. Dlatego, gdy kobieta przekroczyła próg gabinetu, kazał jej zamknąć drzwi machnięciem dłoni.
- Powiedz mi, dlaczego w spokoju nie mogę wyjechać w interesach? - Zapytał najpierw, ale po jej zdziwionej minie domyślił się, że jeszcze nie wie do czego pije. A więc, albo było coś więcej, albo spotkanie było mało znaczące. Odwrócił więc monitor komputera w jej stronę. Zatrzymana klatka na ekranie pokazywała ją i Dimitriego. - Powiesz mi co jest grane i dlaczego jesteśmy na minusie z hajsem? - Zapytał spokojnie, odchylając się na krześle. Upił ze swojej szklanki odrobinę whisky, by ukoić nerwy, ale to niewiele dawało.
-
Jasper wrócił nagle, a może to ona była ostatnio tak zabiegana, że jej się daty pomyliły? Gdy dostała od niego telefon i usłyszała krótkie polecenie, wiedziała już, że coś jest nie tak, że coś się stało, aczkolwiek nie podejrzewała, że chodziło o jej ostatni deal... Gdyby naprawdę chciała zrobić to wszystko w tajemnicy przed nim, to nie spotykałaby się z Dolohovem w Country Clubie, w dodatku w obecności ich ludzi, tylko wybrałaby jakieś ustronne miejsce.
Blondynka stawiała pracę na pierwszym miejscu, a więc natychmiast przerwała swoje czynności, by jak najszybciej zjawić się w gabinecie Davenporta. Zamknąwszy za sobą drzwi, spojrzała na przyjaciela. Nie przywitał się, tylko od razu wyjechał do niej z jakiś zarzutem, na co zareagowała uniesieniem brwi. W milczeniu podeszła do biurka i rzuciła okiem na ekran komputera.
Dimitri. Oho, to o to się rozchodziło.
— Skąd ta pewność, że jesteśmy na minusie? — odpowiedziała spokojnie pytaniem na pytanie. Wcale nie byli na minusie, po prostu Ana nie zdążyła jeszcze przetransportować zarobionej gotówki! — Właściwie to... Jesteśmy na plusie. Dlaczego się denerwujesz? — zapytała, po czym oparła ręce na blacie biurka i lekko się nad nim pochyliła. Ktoś musiał zachować spokój. Akurat w tym Sabini była dobra, ale jak każdy człowiek, miała swoje granice. Wyprowadzenie jej z równowagi nie było więc niemożliwe, czasem wystarczyło trafić w bardzo czuły punkt.
-
- Więc? Dlaczego Rusek w ogóle wszedł na teren tego Country Clubu? Wyglądasz z nim.. dość swobodnie. Sugeruję więc byś tym razem powiedziała mi całą prawdę, a nie tylko jakąś część - dalej trochę nie przetrawił tego, że ukrywała przed nim śledzenie. Na moment wszystko się uspokoiło, ale oboje nie znali ludzi, którzy byli odpowiedzialni za to. Tym samym, była targetem. Odłożył szklankę na bok, gdy jej zawartość szybko znalazła się w przełyku. Paliło, ale nie zabiło to gorzkiego posmaku zawodu, który wymalowany był w tym momencie na twarzy Davenporta. - Wiesz, boli mnie najbardziej to, że ich nie znoszę, a Ty o tym wiesz. Mimo to, wpuszczasz go na teren, jakbyś mu ufała. W tych okolicznościach ostatnie co powinnaś robić to spotkania z ludźmi jego pokroju - niedawno ktoś na nią polował, już zapomniała? Czy miał jej przypomnieć, jak pociągnęła pierwszy raz za spust? Jak była przerażona? Jakie miała potem koszmary?
-
— Od kiedy posiadamy listę nacji, których członkowie nie mają wstępu do klubu? — zapytała, bo przecież do Country Clubu mógł przyjść każdy, którego było na to stać. Jedynymi wyjątkami były osoby, które kiedyś coś nabroiły i wylądowały na czarnej liście. — Swobodnie? — uniosła lekko jedną brew, by potem oderwać się od biurka i posadzić tyłek na fotelu, który znajdował naprzeciwko niego. — Skoro tak ci się wydaje... W porządku. I tak zamierzałam ci o wszystkim powiedzieć, ale nawet nie dałeś mi znać, że wróciłeś, a więc nie miałam na to czasu — wyjaśniła, chociaż i tak wątpiła, że to do niego dotrze. Był zły. Może miał powód, ale według Any po prostu przesadzał. Przecież tak naprawdę nic się nie stało. Nic nie spieprzyła.
— Wypruwam sobie żyły, żeby interes się kręcił, żebyśmy nie byli z niczym do tyłu i, przede wszystkim, żebyśmy nie stracili dobrych klientów. Jeden z nich potrzebował sporej ilości broni, a ja nie chciałam, aby znalazł kogoś innego, bo my nie jesteśmy w stanie mu takowej dostarczyć. Trafiła mi się świetna okazja i po prostu z niej skorzystałam. Dla dobra interesów — podkreśliła. Nie kłamała. Naprawdę nie kłamała. — Nie wiem, dlaczego ostatnio odnoszę wrażenie, że mi nie ufasz. Kiedy byłeś w żałobie... Kiedy topiłeś smutki w alkoholu i... sam wiesz, gdzie jeszcze, ja wszystkiego doglądałam i wtedy niczego się nie czepiałeś, bo... Bo mi ufałeś. A teraz? Nie potrafisz, chociaż na chwilę odłożyć stereotypów na bok i uwierzyć, że robię coś dla naszego, a właściwie twojego, dobra? Nawet jeśli nie sprawia mi to żadnej przyjemności? — w jej głosie mężczyzna mógł wyczuć sporą nutę żalu. Anabelle wiedziała, że Davenport nie przepada za Rosjanami i wolałaby się z nimi nie układać, ale mimo wszystko miała nadzieję, że zrozumie, dlaczego postąpiła tak, a nie inaczej. Chyba niesłuszną...
— Jeżeli z jakichś powodów mi nie ufasz, to dlaczego się mnie nie pozbędziesz? Dlaczego nie zastąpisz mnie kimś, kto na pewno cię nie zawiedzie? — zapytała, patrząc mu prosto w oczy. — Nic nie kombinuję i niczego przed tobą nie ukrywam, Jasper... Prawie — dodała cicho i dopiero chwilę później zdała sobie sprawę, że rzeczywiście wypowiedziała to słowo. Byłoby lepiej, gdyby Davenport go nie usłyszał, albo nie zwrócił na nie uwagi.
-
Wysłuchał jej jednak, krzyżując ramiona i nie przerywał. Logiczne było to, co zrobiła. Ale... - powinnaś mi o tym powiedzieć, zanim doszło do transakcji - znów, coś zataiła przed nim i bardzo mu się to nie podobało. Czy w innych przypadkach też trzymałaby prawdę pod kluczem? Jej słowa jednak wywołały w nim coś, o czym właściwie nigdy wcześniej nie myślał. - Jeśli robisz to wszystko, bym Cię wyjebał - równie dobrze możesz odejść. Jedyna masz takie prawo, jedyna możesz to zrobić, bo wciągnąłem Cię w to wszystko sam. - Ale nie rób tego za moimi plecami lub nie kombinuj. Po prostu powiedz mi prosto w oczy, że nie chcesz tu być, nie chcesz dalej prowadzić tego ze mną, że nie chcesz przebywać blisko - mnie, interesu, wszystkiego, ale dalej słowa nie opuściły jego gardła. Wstał, pochylając się nad biurkiem i opierając się o nie knykciami. Spoglądał jej w oczy, uważnie, będąc już zimą wersją siebie. - Skoro Ci tak tu źle - ale wtedy nie było odwrotu i nie mogła mieć jego w swoim życiu. Musiała więc wybrać.
-
— Miałbyś prawo się ze mną pieklić, gdyby rzeczywiście coś poszło nie tak, ale... Nikt mnie nie wykiwał, wszystko poszło zgodnie z planem i... Nic nie straciliśmy — oznajmiła tylko po to, by potem westchnąć cicho. — Ale skoro nie potrafisz mi ufać i patrzysz na mnie jak na amatorkę, która nie wie, co robi to... To może rzeczywiście ta współpraca nie ma dalszego sensu — przyznała niechętnie, bo... Bo mimo wszystko zależało jej na nim i na tej pracy, a rzucenie tego nie było takie łatwe, jak się mogło z początku wydawać. Poza tym może Ana rzeczywiście się do tego nie nadawała? Może przyszedł czas, by w końcu pomyśleć o sobie, o swoim własnym szczęściu, zamiast babrać się w tym gównie, próbując zadowolić kogoś, kto nie dostrzegał jej prawdziwych intencji i obrzucał ją ostatnio podejrzeniami? To na pewno nie była decyzja, którą powinna podejmować pochopnie, ale... Czy miała inne wyjście? Jasper przyparł ją do muru, nie dając czasu na przemyślenie sprawy.
— Chris jeszcze dzisiaj dostarczy ci gotówkę — powiedziała chłodno, nie odrywając wzroku od oczu mężczyzny. — Daj mi znać, jeżeli będziesz czegoś potrzebował — dodała po chwili, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia z gabinetu, po chwili go opuszczając. Nie zamierzała wziąć ani dolara z tego, co udało jej się zarobić. Nie zależało jej aż tak bardzo na pieniądzach. Jeżeli natomiast chodzi o jej dalszą współpracę z Davenportem, to... Cóż, nie wyraziła się jasno, ale nie miała w planach powrotu, jeśli ten naprawdę jej nie potrzebował. Z drugiej jednak strony, nie przekreślała ich i gdyby ten poprosił o pomoc, w czymkolwiek, to na pewno by nie odmówiła. Pozostawienie wszystkiego w jego rękach wydawało jej się najrozsądniejszym wyjściem. To w końcu on przestał jej ufać, a nie na odwrót. A jej uczucia? Pieprzyć je. Prędzej czy później się z nimi upora.
z/t
-
Tak jak zapowiedział, wysłał po Maeve samochód. Nie chciał, by na to zadupie jechała sama, jeszcze własnym samochodem i nie daj boże stałoby się coś po drodze. Nie ufał jej za kółkiem, musiała więc przywyknąć, że często przy nim nie będzie tego robiła. Wolał jednak, by pozostała w całym kawałku, a do tego, miał jakąś mniejszą-większą kontrolę nad tym - kiedy się pojawiała, co widziała. Gdyby nagle wpadła do jego gabinetu w środku jakiegoś mało przyjemnego spotkania, nie umiałby już tego wytłumaczyć logicznie. Nie żeby w ogóle coś z tego, co chciała wiedzieć było logiczne. Wątpił, by rozmawiała z ojcem, bo jej słowa można było odczytać tylko jako "naprawdę nic nie wiem na temat Thompsona i jego machlojek". Więc czy powinien być tym, który ją "oświeci"? Szczerze wątpił. Niestety bez pewnych elementów mógł jej w ogóle o niczym nie mówić, bo nie miałoby to sensu.
Siedział właśnie podpisując jakąś umowę i od czasu do czasu zerkał na telefon. Dwie konkretne rzeczy miał na myśli. Pierwsza - to oczywiście panna Thompson i jej przyjazd, o którym chciał być poinformowany od razu. Druga - Ana. Znów zapadła się pod ziemię i właściwie nie wiedział jak tą sytuację rozwinąć. Była mu tu potrzebna, ale najwyraźniej będzie musiał sobie jeszcze w jakimś stopniu radzić bez niej. To dziwne, po tylu latach, nie mieć prawej ręki. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość, że brunetka dojechała cała na miejsce i właśnie prowadzą ją do jego gabinetu. Dopił więc ostatni łyk kawy, odsunął kubek od siebie i westchnął, patrząc gdzieś w okno. Z zamyślenia wyrwały go kroki i otwierane drzwi. Spojrzał w stronę dziewczyny i uśmiechnął się blado. - Cześć, siadaj. Masz ochotę na kawę, herbatę? Wodę? - Zaproponował, zanim jeszcze mężczyzna, który jej towarzyszył wyszedł. Ten czekał ewidentnie na kolejny "rozkaz", zerkając tylko na Jaspera z wymalowanym pytaniem na twarzy. Pewnie żadna z niego asystentka, ale gdyby Davenport wydał polecenie, nawet nie skrzywiłby się. Jego ludzie byli lojalni i nie pyskowali, to sobie cenił.
-
Umówiła się z nim na sobotnie popołudnie. Wolny dzień w którym poza załatwieniem paru formalności mogła pozwolić sobie na dłuższą rozmowę z Davenportem i przyswojenie wszystkich informacji, które zamierzał jej przedstawić. Czas do umówionego spotkania zdawał się dłużyć w nieskończoność. Niecierpliwiła się i chciała mieć już to wszystko za sobą. Dodatkowo nie rozumiała tych wszystkich formalności. Jakby nie mogła przyjechać do Country Clubu na własną rękę. Nie podobało jej się to, ale nie zamierzała wykłócać się o tą kwestię. Posłusznie wsiadła do podstawionego samochodu i ruszyła w drogę. W czasie podróży próbowała kilkukrotnie nawiązać konwersacje z kierowcą auta i zapewne pracownikiem Jaspera, jednak ten na wszystkie pytania odpowiadał zdawkowo. Niezależnie, czy dotyczyły one jego szefa, czy też pogody za oknem. W końcu zaprzestała prób i wgapiała się jedynie w szybę auta pragnąc, jak najszybciej znaleźć się na miejscu, gdzie ten sam mężczyzna zaprowadził ją pod drzwi gabinetu i ku jej wątpliwej uciesze wszedł wraz z nią do środka. Wywróciła tylko z irytacją oczami, bo naprawdę miała go dość.
- Może być woda - mruknęła spoglądając na bruneta i ruszyła w kierunku jego biurka, aby zająć miejsce przy krześle naprzeciwko niego. Dopiero teraz doszło do niej, jak bardzo zestresowana była tą rozmową, bo choć w głowie wciąż powtarzała sobie, że nie zmieni ona jej sposobu postrzegania go, to wciąż towarzyszyła jej pewna obawa, że niektórych informacji na jego temat mogłaby wcale nie chcieć usłyszeć. W jej myślach wciąż krążyły słowa ojca i wyraz jego twarzy po usłyszeniu podanego przez nią nazwiska. Ale przecież jego reakcja wcale nie musiała oznaczać niczego okropnego. Może istniało na nią jakieś logiczne i proste wytłumaczenie. Pewnie poróżniły ich kiedyś jakieś sporne kwestie dotyczące biznesu. Nic wielkiego. - Chciałam Cię przeprosić za to, że zareagowałam wtedy w ten sposób i odrobinę przesadziłam z reakcją - zwróciła się do niego, kiedy nareszcie jego pracownik postanowił opuścić gabinet i dać im odrobinę prywatności. Miała oczywiście na myśli swoje zachowanie po usłyszeniu informacji o kelnerze z bankietu. Żałowała, że nie zareagowała wtedy w inny sposób, choć odrobinę łagodniej - Rozmawiałam też z ojcem i chyba za bardzo za Tobą nie przepada - dodała po chwili i nawet pokusiła się o delikatny uśmiech. Chciała dać mu do zrozumienia, że opinia jej ojca na jego temat nie za bardzo ją obchodzi, bo może w tym wszystkim chodziło również o to.
-
- Nie ma problemu. W jakimś stopniu rozumiem, że jesteś skonfundowana sytuacją i nie bardzo wiesz z kim tak naprawdę masz do czynienia. Nigdy nie chciałem, by sprawa z kelnerem wydała Ci się niekomfortowa, ale nie przeproszę za to, że złamałem mu nos - nie zamierzał przepraszać po to, by kogoś uszczęśliwić. Nie żywił urazy do Mae, był po prostu zły na całą sytuację, na to jak się zachowała, jak potem przycisnęła go do muru, chcąc znać odpowiedzi na które oboje nie byli gotowi. Jednak to co powiedziała o ojcu - wywołało u niego tylko śmiech. - No cóż, mogłem się spodziewać. Thompson - odchylił się do tyłu, opierając wygodnie o fotel - powiedzmy tak, boi się o Ciebie. To zrozumiałe, sam chciałbym chronić swojej córki - wywrócił oczami, bo przecież to było jasne jak słońce. Robił coś dla rodziny, jednocześnie skrywając takie rzeczy przed nimi. - Widzisz, Mae, Twój ojciec robi ze mną mało legalne interesy - ujął to chyba najłagodniej jak umiał - i boi się, że skoro już Cię znam, skoro się ze mną spotkałaś, to wykorzystam Cię przeciwko niemu. Przyznam, gdy się poznaliśmy nie miałem pojęcia kim jesteś - uśmiechnął się do siebie wspominając tamtą noc w klubie - dopiero później postarałem się o sprawdzenie kim jesteś. Okazało się, że Twój ojciec jest moim dobrym znajomym, co jednocześnie zrobiło z Ciebie zakazany owoc numer jeden. Córka współpracownika w moich kręgach nie jest dobrym układem - westchnął ciężko, przesuwając palcami po skroni - ale olałem to, bo jestem egoistą i zawsze zyskuje to co chcę. Niestety, mam wyrzuty sumienia, bo o niczym nie wiesz, a ja... no cóż, swoim zainteresowaniem mogę sprowadzić na Ciebie niebezpiecznych ludzi. Żadne z nas by tego nie chciało - uważnie przyglądał się dziewczynie, nie bombardując ją najgorszymi informacjami. Zaczął więc od ojca.
-
-
Dał jej zareagować na to, jak chciała. Dał jej czas, by przyswoiła informacje, by na niego krzyczała, by wypierała się tego wszystkiego. Czasem niestety okazuje się, że nie znamy kompletnie najbliższych nam osób. Nie mówił więc nic, po prostu siedział i ją obserwował, od czasu do czasu sięgając po szklankę z wodą, a gdy powierzchownie przetrawiła wszystko co jej powiedział, westchnął ciężej. - Chciałbym Ci powiedzieć, że jest inaczej, ale nie mogę, Mae - pokręcił głową - myślisz, że gdyby nie było to ważne to bym Ci w ogóle wspominał? Twój ojciec okłamywał Cię przez ten cały czas z logicznego powodu - chciał Was chronić - wzruszył lekko ramionami, bo doskonale to rozumiał. Wiedział czemu nie mówił nic córce, czemu pewnie reszta jego dzieci nie miała pojęcia o jego interesach. - To interesy, Thompson. Nie zabija nikogo, nie jest związany z mafią, gangami, morderstwami... nie w ten pierwszofalowy sens. Po prostu pomaga w transportach - tyle mógł jej powiedzieć. Nie chciał jej w nic wkopać, poza tym, nie jego działka by o tym rozmawiać. - Rozumiesz więc teraz, dlaczego Twój ojciec nie chciał byś miała coś ze mną wspólnego? Bo się boi, że to wykorzystam. Ale możesz być pewna, że ja nie zamierzam Cię krzywdzić - był w stanie dać jej odejść, nie interesować się nią już w ten sposób, jeśli chciała pewności.
-
- Interesy - prychnęła z niedowierzaniem podnosząc się z miejsca. - Gdyby to nie było nic złego, to dowiedziałabym się tego od niego, a nie od Ciebie. Nawet jeśli bezpośrednio nie zrobił nikomu nic złego to się do tego przyczynił. - warknęła przeczesując nerwowo włosy. W jej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa o morderstwach, mafiach, gangach. Słowa, które wcześniej zwykła słyszeć w filmach kryminalnych, czy czasem w wiadomościach, ale nigdy nie dotyczyły one kogoś jej bliskiego. Dopiero teraz do niej dotarło, że Jasper nie mówił tylko i wyłącznie o jej ojcu, a również sam był związany z tym wszystkim - A ty? W jaki sposób jesteś w to wszystko zaangażowany? - zapytała, choć coraz to bardziej bała się usłyszeć odpowiedź. Jego wypowiedzi o tym, że jest potworem i znienawidzi jego osobę nasuwały jej coraz to gorsze wnioski. - Po tym co usłyszałam wydaje mi się, że niczego nie mogę być pewna - rzuciła chłodno, choć wciąż nie bardzo rozumiała w jaki sposób miałby chcieć ją wykorzystać.
-
- Co chcesz usłyszeć? Że przewozi broń? Narkotyki? Ciała? Handluje ludźmi? Wybierz sobie temat, a możemy o tym porozmawiać - warknął, bo nie miał cierpliwości do kobiet, które nie rozumiały tego biznesu. Jasne, była zraniona, była zła na niego, na swojego ojca, ale chciała znać prawdę. Więc powinna zacisnąć zęby i po prostu przyjąć to na klatę. Choć może jemu łatwiej było to mówić, siedział w tym biznesie lata. - Wątpię, by kłapał jęzorem, że zajmuje się nielegalnymi rzeczami, podczas, gdy każde z Was mogło być na radarze FBI czy DEA. Pomyśl trochę - wywrócił oczami zrezygnowany. Thompson chronił siebie i rodzinę, która nie powiedziałaby nic policji, bo po prostu o tym nie wiedziała. Nikt nie mógłby więc ich oskarżać o kłamstwa, nachodzić czy badać wariografem. - Jestem szefem - mruknął enigmatycznie - mam pod sobą ludzi i tym zarządzam. Wszystkim, Mae - spojrzał na nią sugestywnie, bo miał nadzieję, że wykaże się być mądrą osóbką i nie będzie jej tego literował. - Na wszystkie pytania, które teraz Ci się kotłują w głowie zapewne jest odpowiedź twierdząca, więc możesz sobie darować zadawanie ich - dodał po chwili, zanim się odezwała. Mordował ludzi? Tak. Wielokrotnie pociągnął za spust. Handlował bronią? Owszem. Narkotyki? Check. Oczywiście nie miał do czynienia ze wszystkimi nielegalnymi działalnościami, nigdy nie krzywdził kobiet i nie zajmował się handlem żywym towarem, ale cóż. Daleko mu było do świętego.
-
- Mówisz to tak, jakby było to coś zwyczajnego. Jakby to wcale nie było złe, a w pełni normalne - może dla niego tego typu tematy były codziennością, ale dla niej nie. Wciąż nie w pełni przetrawiła fakt dotyczący tego, że jej ojciec zajmuje się właśnie czymś takim, a przecież nie tylko on. Jasper również. Z tego co mówił był w to jeszcze bardziej wmieszany. Chciała poznać prawdę, jednak nie przypuszczała, że będzie ona aż tak okropna. Przez myśl by jej to nie przeszło.
- A więc ty.. - zaczęła, jednak nie dokończyła. Słowa wręcz stanęły jej w gardle i nie potrafiła ich wymówić. Zresztą, czy musiała pytać? Wszystko wskazywało w końcu na to, że i tak udzieliłby twierdzącej odpowiedzi. Wpatrywała się w niego próbując poskładać myśli do kupy. Nie była pewna, co w tej chwili czuje. Strach? Obrzydzenie? Nienawiść? Rozczarowanie? Mętlik myśli i emocji.
Nie potrafiła dłużej tu stać. Czuła, że brakuje jej powietrza. Dusi się, a wszystko wokół staje się zniekształcone. Serce kołatało jej niespokojnie. Chciała uciec, jak najdalej. Od niego i całego tego chaosu. Jednak nie potrafiła. Tkwiła w miejscu nie będąc w stanie wykonać chociażby kroku. Jak gdyby ciało było oderwane od umysłu i nie reagowało na żadne bodźce, które mu wysyłała. Krew donośne dudniła w jej uszach. Musiała się oprzeć.
Położyła dłonie na oparciu krzesła wciskając paznokcie w jego materiał. Starała się uspokoić. Zaczerpnąć powietrza, jednak oddychanie było takie trudne. Cholernie trudne. Jakby właśnie przebiegła maraton. - Ty naprawdę jesteś potworem - wydusiła z siebie nie wiedząc, czy bardziej zła jest na siebie, czy na niego. Bo przecież, jak mogła poczuć coś w ogóle do takiej osoby. To czym się zajmował było okropne i wychodziło poza jakąkolwiek skale.