WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
W każdym razie - zasłużona przerwa. Poszedł jak zwykle do kafeterii, przy okazji kłócąc się z była żoną przez smsy, zamówił sobie jakieś jedzonko i rozejrzał się po sali. Lubił jadać sam, naprawdę, ale zauważył Lanę - jego kompanie podczas lunchu, jedna z niewielu, do jakich się dosiada. Uśmiechnął się szeroko, kiedy ich spojrzenia się spotkały, po czym schował telefon do kieszeni i pewnym krokiem ruszył w kierunku stolika, przy którym siedziała.
- Dzien dobry, pani Ortega. - przywitał się uroczo, w ogóle nie dając po sobie poznać, że jeszcze przed chwilą krew mu się gotowała, kiedy była po raz kolejny wyrzygiwala mu brak obecności na przedstawieniu szkolnym córki, pomimo, że podobno obiecywał. - To krzesło zajęte? - i nie czekając na jej odpowiedź położył tacę z jedzeniem oraz kubkiem gorącej kawy, a następnie usiadł na krześle, opierając sie łokciami o blat stołu.
- Wygladasz przeuroczo, jak zwykle. Co u mojej kochanej cioteczki? - bo kiedy ostatni raz u niej był? Tydzień, dwa tygodnie temu? Nie potrafił sobie nawet przypomnieć, chociaż pamiętał, że obiecał Eleonorze, że odwiedzi ją z córką, za którą starsza pani wręcz przepada. Ugh, on za bardzo widział w niej jej matkę, a przez to, że nie pałał.sumpatia do żony, przekładał to na córkę. Okropny facet. - Duzo pracy? - dopytał, mając oczywiście na myśli szpital, a nie ciocię; spojrzał jeszcze na Lanę ostatni raz, zanim zabrał się za jedzenie swojego lunchu.
-
..........Przerwy jednak są wskazane, zdecydowanie. Dlatego też bierze pod pachę gazetę oraz swój portfel, po czym idzie do kafeterii, by zamówić coś do jedzenia i picia. Na szczęście nie ma dzisiaj zbyt dużych kolejek, więc już po chwili siedzi przy jednym ze stolików wraz ze swoim zamówieniem. Ledwo jednak udaje jej się ze wszystkim rozłożyć, na horyzoncie pojawia się znany doktor, do którego uśmiecha się wesoło. Widząc, jak zmierza w jej kierunku, na szybko zamyka gazetę i odkłada ją na bok, aby zrobić mężczyźnie miejsce. To nie pierwszy raz, gdy będą razem jeść lunch, a że poprzednie razy były całkiem miłe, dzisiaj też nie zamierza narzekać na jego towarzystwo.
..........— Ile razy mam ci mówić, Simone, żebyś nie mówił do mnie per pani? — wzdycha z rozbawieniem, kręcąc lekko głową. Może zrozumieć pacjentów i ich rodziny, ale z nim przecież razem pracuje, więc nie widzi sensu w takich formalnościach. — I nie, skądże, siadaj — dodaje zaraz, machając do niego ręką zachęcająco. Przesuwa nawet nieco bliżej siebie herbatę, aby na stoliku było więcej miejsca.
..........— A ty jesteś niezwykle szarmancki, jak zwykle — odpowiada ze śmiechem, nabijając na widelec kawałek kurczaka z sałatki, którą dzisiaj wybrała na swój obiad. — U ciotki bardzo dobrze. Ostatnio ma nad wyraz dużo energii. Na przykład wczoraj pół dnia spędziła w kuchni na robieniu ciasteczek, a cztery dni temu, jak u niej byłam, zabrała się za drobne prace w ogródku, widziałeś? — Zerka na niego z ciekawością, wkładając kęs sałatki do ust. To dobrze, że kobieta czuje się dobrze, ale Lana i tak stara się ją nieco uspokajać, aby przypadkiem nic sobie nie zrobiła. Nie jest już w końcu młoda i nie jest w stanie zrobić wszystkiego, co mogłaby chcieć zrobić.
..........— Niezbyt. W tym tygodniu jest dość spokojnie. Ale obawiam się, że to cisza przed burzą, jak to się mówi — stwierdza z cichym westchnięciem. Chciałaby, aby było inaczej, ale wystarczająco długo żyje na tym świecie i pracuje w tym zawodzie, aby wiedzieć, że raz jest lepiej, a raz gorzej.
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean
-
Monterrey opuścił salę operacyjną przechodząc do mniejszego pomieszczenia, które było pewnym zapleczem, w którym przygotowywano się o zabiegów. Stanął najpierw nad dużym koszem, ściągając swój fartuch, w kolorze lazurowym, który po wszystkim posiadał skazy w postaci różnych płynów, acz głównie krwi, jakie się na niego naniosły. To samo stało się za moment z czepkiem oraz lateksowymi rękawiczkami. Wykonał parę kroków do zlewu, gdzie dokładnie umył ręce. Po pozbyciu się wszystkiego opuścił pomieszczenie, po czym przechodząc przez korytarz pchnął dwuskrzydłowe drzwi, znajdujące się na ich końcu i wyszedł na szpitalne korytarze, które nagle wydały się normalnym światem.
Zsunął gumkę z włosów, które najczęściej związywał w nieładzie na czas operacji. Pozwolił włosom opaść na różne strony, a następnie przeczesał je lekko swoją dłonią. Jak gdyby nic się nie wydarzyło przed momentem ruszył w swoją stronę.
Chociaż miał jeszcze bardzo krótki staż pracy w szpitalu, operacje nie sprawiały mu żadnego problemu. Nie miał przez nich koszmarów, nie rozwodził się nad nimi zbyt długo w swojej głowie. Stresu nie odczuwał prawie wcale. Można by rzec, że stawał się wtedy chłodniejszy w emocjach. Tak naprawdę miał po prostu niezachwianą pewną siebie w tym co robi, trzeźwo myślał i jak dotąd wychodził na tym dobrze. I chociaż nie był prowadzącym lekarzem i zapewne jeszcze długo nim nie będzie, to śmiało wyrażał swoje zdanie, a nawet potrafił rzucać własnymi uwagami, co do podjętych decyzji czy pomysłów, z którymi gdzieś się nie zgadzał lub uważał, że coś można wykonać lepiej. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest nawet krnąbrny… i wcale dalece by się nie pomylił.
Na dzisiaj mógł już trochę bardziej odetchnąć. Najcięższe wyzwanie dzisiejszego dnia miał za sobą. Z prac jakie jeszcze musiał wykonać, tak naprawdę pozostała mu tylko wieczorna wizytacja u swoich pacjentów, a potem zasłużone pójście do domu. Zanim jednak, postanowił udać się na dach szpitala, które jednocześnie było lądowiskiem helikopterów. W aurze przyjemnego wieczoru i nocnej poświaty znalazł sobie cichy kąt, w którym mógł spokojnie zapalić papierosa, którego przeszmuglował ze sobą. Nie afiszował się z tym, w końcu raczej powinien zdawać sobie sprawę ze skutków palenia, a przez wykonywany zawód taka postawa mu po prostu nie przystoi. Nie nazwałby się jednak palaczem, tym bardziej nałogowcem. Jeden od święta, dla doznania większej ulgi to jeszcze nie zbrodnia i prawdopodobnie od niego nie umrze.
Spędził na dachu jakieś piętnaście minut, przeglądając różne powiadomienia na telefonie, nim zgasił peta o barierkę. Powoli wracał, przechodząc przez płytę z namalowanymi białymi krzyżami, zamieniając krótkie słowo z pracującymi przy maszynach ratownikami medycznymi, działającymi w powietrzu. Schodami ewakuacyjnymi zszedł na najwyższe, dostępne dla wszystkich piętro szpitala. Mógł skorzystać z normalnego przejścia i windy, ale przyzwyczaił się do schodów pożarowych. Zaletą na pewno było to, że nikt po drodze nie mógł go zaczepić.
Swoje kroki skierował do kafeterii, pchany chęcią zaspokojenia uczucia głodu, które pojawiało się niemal zawsze, kiedy przez jakiś czas musiał grzebać w ludzkich wnętrznościach. Zastanawiał się intensywnie, czy spotyka to większość lekarzy, czy tylko on jest takim specyficznym przypadkiem. Prawie zawsze pragnął czegoś sycącego, a mięso byłoby wprost idealne. Mimo wszystko, zadowolił się dwoma kawałkami słodkiego ciasta oraz oczywiście kawą. Pora była jaka była, ale wcale na to już nie patrzył. Odkąd zaczął tutaj pracować nauczył się ją pić o każdej porze dnia i nocy.
Z talerzykiem i filiżanką przysiadł gdzieś na uboczu przy jednym ze stołów. Ponownie wyciągnął telefon z kieszeni, który miał być jedynym towarzyszem w jego małym posiłku. Nie czekając też długo sięgnął po kawę i dmuchając w nią wpierw, upił parę łyków. Wtedy, odstawiając ją na stolik kątem oka dostrzegł postać kobiety o długich blond włosach, która postanowiła go wyśledzić i odnaleźć w tym miejscu. Oczywiście tak zażartował sobie w głowie, kiedy obserwował Judith z oddali.
Śmiało mógł stwierdzić, że była osobą, z którą miał najwięcej do czynienia podczas swojej pracy tutaj. Praktycznie jej podlegając, to z jej wiedzy, wskazówek, rad, pomocy czerpał najbardziej. Z nią miał najwięcej styczności i najczęściej pracował, również przy operacjach. Słyszał już na jej temat wiele, samemu też mogąc dobrze obserwować ją podczas pracy.
Nie raz, czy nie dwa zderzył się czołowo z jej autorytetem. Roztaczała wokół siebie aurę pewną powagi, stanowczości, dokładności, chociaż zdarzyło mu się zauważyć od czasu do czasu uśmiech na jej twarzy, który sam starał się wprowadzić. Mimo to, z racji przynależności do niej był często ofiarą, zbierając czasem ciężkie cięgi bądź uwagi. I chociaż na początku rezydentury był potulny i to wszystko brał do siebie, by się zmienić i stawać lepszym, to w tym momencie, potrafił jej po prostu odpyskować, a nawet nie raz pokusił się o własną uwagę w jej stronę, czasem robiąc to specjalnie. Z pewnością łączyła ich niezwykła relacja.
Jej charakter nie odwracał jego uwagi od tego, że uważał ją za niezwykle seksowną kobietę. Wiele osób stwierdziłoby by fakt, że różnica wiekowa między nimi jest bardzo duża, co w naturalny sposób wzbudzało w nim dodatkowy respekt w stosunku do niej. Był jednak osobą, która w ogóle nie oglądała się na takie kwestie. Pod tym kątem miał nawet czym się pochwalić przed innymi rezydentami czy stażystami w szpitalu. A wygląd, w połączeniu z jej charakterem tworzył działającą na wyobraźnię groźną mieszankę.
Monterrey nie spojrzał więcej na swój telefon, odkładając go na stół. Zamiast tego obserwował, jak lekarka zabiera to, co sobie zażyczyła i od razu zmierza w jego stronę. Zastanawiał się przy tym, kiedy był ten moment, że zauważyła, iż również znajduje się w bufecie i siedzi dokładnie tutaj, bo miał wrażenie, że nawet go nie oglądała.
Kiedy Judith zajęła miejsce naprzeciwko niego ich spojrzenia automatycznie się spotkały. Monty zaczął wpatrywać się z nią, intensywnie przenikając przez jej tęczówki okalające źrenice, starając się wytrzymać napięcie, jakie się między nimi wytworzyło.
- Chcesz coś mi powiedzieć? – śmiało pozwolił sobie wypalić pierwszy, upijając parę łyków kawy, nie zdejmując przy tym z niej spojrzenia. Widział po minie, że do tego prawdopodobnie dojdzie. Dlatego też znalazła się teraz w tym miejscu, przy nim. Wiedział to już będą w sali operacyjnej, iż moment, w którym wystąpiła między nimi niezgodność, co do podjętych kroków podczas przeprowadzania zabiegu, nad którą prawie zaczęli debatować przy otwartym pacjencie będzie tematem najbliższej pogadanki z Meyer. Choć ostatecznie poszli za jej słowami, to pozwolił wtedy sobie na jawne wyrażenie swojej opinii, dotyczącej tej sytuacji.
W tej chwili nie mógł się aż doczekać reakcji, ze strony seksownej pani ordynator.
-
-
- Oczywiście, że ty jesteś osobą decyzyjną, czy w jakiś sposób to zanegowałem? Uważam jednak, że moim obowiązkiem, jako również lekarza, było zakomunikowanie o swoich obawach podczas wykonywanej czynności oraz zasugerowanie jakieś alternatywy, która według mnie przyniesie więcej korzyści. Czy następnym razem, w razie krytycznej sytuacji mam mówić, że nie pomogę, bo tylko kroję tam, gdzie mi wskażą? – zapytał ją, unosząc niemal tak samo brew do góry, jak zrobiła to przed chwilą. Napił się jeszcze kawy, ale głównie dlatego, że nagle poczuł suchość w gardle. Wymiana zdań mogła być naprawdę długa, ale czuł nawet małą ekscytację z tego powodu, przez co chyba zaczął szybciej się odwadniać
- Dobrze wiesz, że to, co zasugerowałem mogło okazać się lepsze w przyszłości. Nie stwierdziłem w żadnym momencie, że to co robisz jest złe, ale uważałem, że gorsze, chociaż bezpieczniejsze bez sprzecznie. Nie chciałaś ryzykować, ale też nie pozwoliłaś sobie zaufać. Ostatecznie wyszło na twoje. – wzruszył lekko ramieniem, patrząc gdzieś na bok na duże okna, które ukazywały wieczorną scenerię Seattle. Chwilę się tam popatrzył, dając blondynce czas, na przetrawienie jego słów. Już w tym momencie czuł, że ta rozmowa może nie mieć najmniejszego sensu, gdyż prawdopodobnie nie przetłumaczą sobie swoich racji, a ostatecznie to on będzie musiał się podporządkować. Mimo wszystko, poza merytoryczną stroną wymiany uwag, całkiem nieźle się w tym momencie bawił.
- W trakcie operacji może się wiele zmienić więc to żaden argument. Gdyby dało się wszystko przewidzieć na zebraniu przed, to z pewnością więcej ludzi by dziś żyło. – zanegował po raz kolejny jej słowa, jednocześnie biorąc telefon w dłonie. – Wiesz, że mogę mieć rację i wiesz, że byłem zdolny do podjęcia się tego, by wcielić w życie mój plan. Po prostu we mnie nie wierzysz i jesteś zbyt dumna, by to przyznać nawet przed sobą. – dodał jeszcze szybko, a następnie jak gdyby nigdy nic, jakby nie mając już nic do dodania rozświetlił ekran telefonu, zaczynając odpisywać na wiadomość od znajomego. Powstrzymywał się mocno, aby się nie uśmiechnąć lekko, bo znów posłał mała bombę w jej stronę. Na ten moment granica między konstruktywną opinią a droczeniem się i wymierzaniem sobie uszczypliwości powoli się zacierała.
Ledwie zdążył wystukać parę liter na wirtualnej klawiaturze, a dłoń Judith pacnęła jego sprzęt na blat stołu. Monterrey uniósł wzrok i natknął się na niemal surowe spojrzenie swojej przełożonej. Znów nastąpił chwilowy moment, w którym zatapiali się w swoich spojrzeniach, a napięcie mogłoby generować iskry. Choć w powiedzeniu mówi się, iż złość piękności szkodzi, to według niego, w przypadku lekarki siedzącej naprzeciwko, mogło być w drugą stronę. Niemal zelektryzowało go to, jak bardzo nie spodobało jej się to, że nagle ją zignorował i jak stanowczo przykuła z powrotem jego atencję.
Monty zabrał dłonie od telefonu, kiedy jej ręka wyprostowana nad stołem, wciąż blokowała do niego dostęp. Opadł na krzesło, biorąc zamiast tego filiżankę z kawą, po czym napił się ponownie, nie kosztując nawet swojego ciasta. Obecność Judith tak naprawdę pochłaniała całą jego uwagę. Gdyby to od niego zależało, mógłby tak tutaj z nią teraz siedzieć i rozmawiać bez końca, próbując wygrać tą małą wojnę uszczypliwości między nimi. A ta zabawa bardzo mu się podobała.
Zwycięstwo wymknęło mu się z rąk, kiedy Meyer wytoczyła cięższe działa. Na sam dźwięk słów papierkowa robota aż poczuł, jak cały entuzjazm z niego schodzi. Nawet nie miał żadnego kontrargumentu, ponieważ kiedy kazała mu to zrobić, musiał to zrobić.
- Żartujesz, tak? Mam niecała godzinę do wyjścia, po dziewięciu godzinach bycia tutaj, po trzech godzinach operacji, musząc jeszcze zrobić obchód, a teraz mam siedzieć i jeszcze wypełnić papiery do dzisiaj? W tym przygotować raport z zabiegu? Przecież zostanę tu na przynajmniej dwie godziny! – próbował się zbuntować, ale po prostu opadł niemal bezwładnie na krzesło, krzyżując ręce na torsie. Patrzył na nią wykrzywiając lekko wargę, a następnie zmrużył oczy i nos po czym pokręcił głową, dając jej do zrozumienia, co myśli o jej decyzji.
W głowie już żegnał się z myślą, że za niecałą godzinę wróci do domu, ułoży się na kanapie, a jak będzie miał jeszcze trochę sił w zanadrzu, to wstąpi wcześniej do sklepu, zamówi jedzenie oraz kupi jakiś alkohol, by umilić sobie wolny czas. Teraz, mógł tylko się domyślić, że to wszystko w najbliższym czasie nie spotka go, a Judith, która zapewne ulotni się niedługo, wróci do siebie i będzie mogła zrobić w swoim apartamencie to wszystko, czego on jeszcze przed momentem pragnął.
-
-
Monterrey miał tą świadomość z tyłu głowy, że część personelu mogła postrzegać go bardzo płytkimi kategoriami. Był jeszcze na dorobku, a jedyne na czym jechał, to na swoim nazwisku. Jego styl bycia, luksusowy samochód czy markowe ciuchy zapewne mu nie pomagały. On znał jednak siebie i znał prawdę. A błędne postrzeganie innych starał się wykorzystywać na swoją korzyść. Nie był żadnym clownem, błaznem czy śmieszkiem, jeśli chodziło o pracę. Nawet kiedy teraz specjalnie podsycał te ich małe sprzeczki, to merytorycznie starał się uzasadniać swoje decyzje i opinię. Dobro pacjentów było dla niego ważne. Jak każdy miał pewnie jakieś małe przywary, ale poczucie odpowiedzialności, odwaga, pewność w tym co robi i chłodna głowa nie były mu obce.
Jasne, zdarzało mu się od czasu do czasu zrobić jakiś mały teatrzyk, jakiś pokaz, nie rzadko rzucił przechwałką czy próbował komuś wbić małe szpile. Zwłaszcza starszym po fachu. Wszystko dlatego, że lubił im przypominać, że jest tuż za ich plecami. Chciał, by wciąż czuli jego oddech. Kiedy ci uważali go jeszcze za dzieciaka, smarkacza, będąc zadufanymi we własnym doświadczeniu i wiedzy, nie miał żadnych oporów, by naciskać jeszcze bardziej. W końcu to on był złotym dzieckiem szpitala i wszyscy się przekonywali, że nie tylko przez to, z jakiej rodziny pochodzi. A nią również nie miał problemu, by się szczycić. Uważał, że zmarły ojciec mógł być autorytetem dla wszystkich tu pracujących, bez wyjątku, bo takie miał poważanie, jak nie w całym kraju, to na pewno na całym Zachodzie. Mama chociaż też była specjalistką medycyny, estymę zdobyła przez pracę w środowisku akademickim oraz poprzez wyjazdy na różnego rodzaju misje i akcje humanitarne, prowadzone głównie w uboższych krajach. Teraz pojawił się on, młody, zdolny, dobrze wyglądający i cholernie ambitny. A im dłużej tu pracował, tym więcej osób to zauważało.
- I teraz, za niesprawiedliwą karę, mam cierpieć razem z tobą? Świetnie. – mruknął i manifestując nadal swoje oburzenie sięgnął po talerzyk, na której miał dwa sześciany z kremówek, które czym prędzej zaczął jest. Z tego wszystkiego miał wrażenie, jakby spadł mu cukier, ale tak naprawdę musiał czymś osłodzić sobie tą gorycz. Nadal nici z wyjścia ze szpitala o normalnej porze. – A co jeszcze masz do zrobienia przez te trzy godziny? – zapytał, bo w zasadzie to on miał zrobić ten obchód w dzisiejszym dniu, a teraz jeszcze resztę papierkowej roboty. Według jego kalkulacji, Judith mogła już się zwijać do domu. Gdyby już był naprawdę mega narcystyczny, to powiedziałby jej, że za taki ruch, wisi mu drinka.
- No jasne, że mnie potrzebujesz. – zawtórował jej prawie niewzruszenie, tak, jakby to była oczywista oczywistość, machając przy tym łyżeczką, bo nadal wsuwał swoje ciasto. To akurat był mocno sztuczne, bo ucieszył się z tej wiadomości. Słyszał o tym pacjencie. Wiedział, że Judith na pewno weźmie go dla siebie. Liczył na tą asystę, bo to zapowiadało się na jedną z najcięższych, jak nie naj-cięższą operację, w jakiej będzie miał okazję uczestniczyć.
Gdy kremówki zniknęły z talerzyka, odstawił go, pokrytego odrobiną kremu i okruszkami. Odetchnął ciężko, czując nasycenie, co tylko stopniowo go usatysfakcjonowało. Marzył o czymś porządnym na kolację. Teraz pozostała mu jeszcze reszta kawy, przy której musiał nastawić się psychicznie na dalszą pracę. Jedyną osłodą było to, że mógł pogapić się trochę na kobietę, na twarzy której chociaż na moment utrzymywał się uroczy uśmiech, uwypuklający jej piękną urodę.
- Co będziesz robić, jak wrócisz do domu? – zapytał nagle, chcąc może trochę podtrzymać rozmowę, zanim sobie pójdzie, ale autentycznie był też ciekawy. Nigdy nie wchodzili sobie w życie prywatne i dlatego poznał Judith tylko od strony zawodowej. Czasem korciło go, żeby wypytać, zweryfikować pewne informacje o niej, którymi go uroczono przez plotki, ale jeśli już, to wszystko ograniczało się do bardzo ogólnikowych pytań, takie jak to, które zadał.
-
-
- Nikt za mnie nie wejdzie, dobrze o tym wiemy. Nie zamieniłabyś mnie na nikogo innego. – posłał w jej stronę uroczą minę, a w odpowiedzi znów otrzymał uniesioną brew, która miała sugerować pytanie, czy naprawdę chciałby ją sprawdzić. Czuł niemała ekscytację, kiedy się tak ze sobą droczyli, a ona znów stawała się taka stanowcza pokazując, jaką jest silną kobietą. A Monterrey uwielbiał w niej wzbudzać takie odczucia.
- Dobrze, że masz świadomość, że mi je pokrzyżowałaś. – sparafrazował jej zwrot sprzed chwili, kiedy rozpoczynali całą konwersację. – Okej, prawdopodobnie zostałbym w domu i przytulił się do poduszki, chociaż od bardzo długiego czasu nie miałem okazji kończyć tak wcześniej, więc po jakiejś dobrej kolacji pomyślałem, że umówię się z kimś i wybiorę na miasto. – odpowiedział jej z nutą nostalgii w głosie, bo teraz znów mógł tylko o tym pomarzyć. A potrzebował przełamania rutyny, zmiany otoczenia, a przede wszystkim jakiegoś kontaktu z osobami innymi, niż pacjenci i lekarze. Już nawet nie liczył na żadne przygody, chociaż ich mu też brakowało. A ciężko było sprowadzać kogoś do domu, gdy niekiedy wracało się późno w nocy i przyjeżdżało z powrotem rano. – Mam tylko nadzieję, że jutro nie czekają mnie żadne niespodzianki i przesunięte godziny. Przychodzę na dziesiątą, gdyż rano pani Stanley ma mieć robione EKG i razem z kardio mam przeanalizować wyniki. I tak się składa, że mogę wyjść już około 14, by wrócić tylko na godzinny dyżur o 18. W planach mam w końcu pójście na zakupy i nie zamierzam z nich rezygnować. – starał się być bardzo poważny, mówiąc o jutrzejszym dniu. Od bardzo dawna nie przytrafiła mu się doba, w której miał więcej czasu dla siebie, niż dla pracy. Chyba naprawdę by wybuchnął, kiedy wskoczyłoby mu coś dodatkowego. Jego ładna buzia była czasem fasadą, gdyż kiedy chciał, mógł być naprawdę charakterny.
Następne słowa Judith spowodowały, że o mało nie zakrztusił się kawą. Nie wypadł więc teatralnie, ale siedział nieruchomo na swoim krześle, wpatrując się w lekarkę, która właśnie zaproponowała mu przyjście do niej do domu. Szybko zaznaczyła nawet, iż to nie jest żadna propozycja, tylko ma się u niej zjawić i już. Sam jeszcze nie wiedział, jak się ma do tego ustosunkować. Nigdy nie ingerowali w swoje życie prywatne, a wizyty nawzajem w domu były tematem, który w ogóle nie istniał. Owszem, słyszał o niektórych już to i owo i nie przejmując się zupełnie zasadami, zaprosiłby do siebie niektóre lekarki albo stażystki. Judith też mogła być na szczycie tej listy, lecz pomimo faktu, że fizycznie go pociągała, to jednak mieli nieco głębszy kontakt, niż on miał z innymi pracownikami. Poza tym, technicznie rzecz ujmując, była jego szefową. A teraz miał zjawić się u niej w domu.
- Lubisz szarady? Czy chcesz sprawdzić, jak bardzo mi zależy na tym, by do ciebie wpaść. Wiesz, wystarczyło powiedzieć wcześniej, to na pewno byśmy zorganizowali jakiś wolny dzień dla siebie. Poszlibyśmy na randkę. – puścił do niej oko, mówiąc to wszystko w żartach. Nie potrafił się odnieść do jej prośby, rozkazu, na przyjście do niej do domu. Co prawda wieczorem chciał odpocząć i zakładał poniekąd, że jak dzisiaj nie uda mu się gdzieś wyjść, to zrobi to właśnie jutro. A tak szykował się kolejny wieczór z pracą poniekąd.
- Okej, idę zajrzeć do pacjentów. A potem będę siedział i wypełniał papierki. – oznajmił, dopijając kawę do końca. Zabrał telefon ze stołu, który schował do kieszeni i powstał z miejsca. Zebrał rzeczy, które przyniósł ze sobą do stolika i zerknął jeszcze na Judith. – Wiesz, gdzie mnie szukać. – oznajmił, mając oczywiście na myśli jej gabinet, bo jeszcze swojego się nie doczekał, więc tak naprawdę najczęściej okupował ten jej. Myśląc gdzieś o tym, przypominał sobie, ile jej parodii zdołał zademonstrować przed innymi, kiedy miał okazję siedzieć za biurkiem, gdy nie było ordynatorki w pobliżu.
Monty zostawił lekarkę samą i poszedł najpierw zanieść filiżankę i talerzyk do mycia. Ruszył do wyjścia, mijając innych lekarzy oraz zwykłych ludzi, a także Elise, czarnoskórą pielęgniarkę w średnim wieku, która była typową reprezentantką kobiet pracujących oraz żywicielki rodziny.
- Elise, mam nadzieję, że pamiętasz o naszej randce. Podjeżdżam we wtorek o dwudziestej, więc wyszykuj najlepszą kieckę. – okręcił się idąc jednocześnie cały czas do przodu, by obejrzeć się za kobietą, wskazując jeszcze na nią jakby dając jej potwierdzenie, że zwraca się do jej osoby. W odpowiedzi od mężatki z długim stażem, matki trójki dzieci, w tym dwójki w jego wieku otrzymał uśmiech i kręcenie głową. Zawsze sobie tak żartował ze starszymi pielęgniarkami bądź recepcjonistkami. To on był ich uroczym i przystojnym chłopcem i często żartowali sobie, gdzie to on ich nie zabierze, nawet na randkę. Bo jak same mówiły, gdyby miały te 30 lat mniej…
Z.T.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
To był naprawdę ciężki dzień, zaczął się od tego, że Belle przeżywała jeszcze swoją nieudaną internetową znajomość z niejakim Peterem, z którym raz wybrała się na randkę i świetnie im się zarówno rozmawiało jak i pisało, aż nagle bum, koleś zerwał z nią kontakt. Potem spotkała przed szpitalem niepełnosprawnego chłopaka, który ją pocałował, a jej się to spodobało, następnie ta akcja z wypadkiem, o którym było głośno już chyba w każdych kanałach informacyjnych, zwłaszcza że do szpitala trafiła córka senatora stanu i w dodatku pod opiekę Belle oraz Teddy. Chateux była prawdziwie wykończona tym wszystkim, owszem, udało im się przywrócić dziewczynę do życia, ale przed nimi jeszcze sporo czasu, zanim naprawdę będą mogły powiedzieć wraz z Paddington, że osiągnęły sukces, a zdrowie dziewczynki jest w dobrym stanie. Blondynka musiała napić się kawy i to koniecznie, bo jak adrenalina zaczęła z niej spadać, to poczuła ogromne zmęczenie i senność. Megan wyglądała równie fatalnie, ciekawe czy pod jej skrzydła również trafiło jakieś dziecko, czy może nauczycielka z autokaru? Zamówiła kawę i usiadła wraz z nią do stolika, przy którym siedziała już Clarence.
- Cześć, jak się trzymasz? My z Teddy mamy córkę senatora, a ty? - zapytała, chyba nie mogąc pozbyć się myśli o pracy. Jednak przyszły tutaj odpocząć, nie można przecież przez 24 h być w pełni gotowości i obawiać się najgorszego. Wtem zabłysła obrączka na dłoni szatynki. Och, jak bardzo Belle chciała kogoś poznać, zakochać się i zostać żoną, założyć rodzinę, być szczęśliwą i kochaną...
- Nigdy nie mam czasu zapytać, ale jak tam układa się wam z Alexem? - lubiła słuchać o szczęśliwych związkach, od początku chyba im kibicowała i była bardzo szczęśliwa, gdy dowiedziała się że Megan wychodzi za mężczyznę, który był dla niej wręcz stworzony. Oczywiście szatynka pewnie nie zdradzała szczegółów z przeszłości mężczyzny, to dlatego Belle uważała Alexa za ideał mężczyzny.
-
Życie Megan jednocześnie było ostatnio dość szalone i spokojne jednocześnie. Jak to możliwe? Po tym jak poroniła (dzięki szalonej eks żonie swojego męża, która ją postrzeliła), jej dni tuż po wydobrzeniu, stały się głównie rutyną i kursowaniem między domem a pracą, żeby Grace znów nie zrobiła jej jakiejś krzywdy. Dzieciaki natomiast ciągle znajdowały się pod opieką dziadków i zupełnie szczerze, Clarence koszmarnie za nimi tęskniła. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że robią to dla bezpieczeństwa maluchów. Poza tym wszystkim, była po prostu zmęczona długim dyżurem. Opiekowała się kierowcą autobusu, potem jeszcze asystowała przy jednej operacji i gdy wyszła z sali, jedyne o czym marzyła to kawa. Niby wiedziała, że nie powinna i Alex pewnie by ją totalnie zabił, ale uznała, że jedna mała czarna nie zaszkodzi jej aż tak.
– Hej, mam kierowcę autokaru. Nie chcę nawet myśleć co to będzie, kiedy dostanie wezwanie do sądu – stwierdziła, wzdychając cicho. Nie do końca znała okoliczności, ale domyślała się, że tak czy siak wypadek autobusu wypełnionego dzieciakami, w którym dodatkowo wieziona jest córka senatora nie wyglądał zbyt dobrze. Idąc za wzrokiem Belle, Meg spojrzała na swoją obrączkę i od razu nieco nerwowo zaczęła się nią bawić.
– Właściwie w porządku. Po prostu… Jego eks nie daje nam spokoju. Kobieta jest kompletnie walnięta i zupełnie szczerze, nie jestem już pewna, jak możemy się jej pozbyć z naszego życia – przygryzła dolną wargę, bo w końcu mogła to z siebie wyrzucić. Kochała Alexa nad życie i wiadomo, że nie zamierzała dać za wygraną, ale to skutecznie zatruwało ich idealny obrazek. – A jak tam? Masz jakiegoś nowego amanta na horyzoncie? – poruszyła brwiami z uśmiechem, doskonale wiedząc, że na froncie miłosnym, Belle nadal szuka swojego ideału.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Jedna osoba już zginęła, wychowawczyni klasy, więc może dostać wyrok. Źle z nim? - zapytała szczerze i ze smutkiem, bo wiedziała co groziło mężczyźnie po tym, jak jedna z pasażerek tego nieszczęsnego autobusu straciła życie. Nie wiadomo jeszcze czy nie stracą któregoś z dzieci. Czy nie lepiej by było w tej sytuacji by kierowca zginął na miejscu? Nie będzie przynajmniej żył z traumą, że kogoś zabił. Ale czy śmierć jest jakimkolwiek rozwiązaniem? A jednak okazało się, że wcale nie jest idealnie w tym małżeństwie i wszystko psują zazdrosne ex.
- A nie można nasłać na nią policji? Jeśli jest szurnięta to zgłosić do psychiatryka? Przecież musi być na nią jakiś sposób, by przestała was dręczyć. - powiedziała, szukając jednocześnie jakiegoś rozwiązania ich sprawy. Przecież ta kobieta nie mogła być bezkarna! Nie może tak o chodzić sobie po ulicy i zagrażać Megan, czy komukolwiek innego. Jeśli prawo w tym momencie nie może nic zrobić to naprawdę żyją w chorym świecie.
- Jeśli pytasz o portal randkowy to kolejna klapa. Fajnie mi się z gościem pisało, byliśmy na jednej randce i kontakt się urwał. Megan, powiedz mi, co jest ze mną nie tak, że faceci ode mnie uciekają? Jestem aż tak straszna? - aż westchnęła i spojrzała na telefon, gdzie wyświetliło się powiadomienie o tym, że ktoś przesunął ją w lewo. Co z tego, skoro i tak po randce w realu to nie wypali. Nawet nie zajrzała na profil gościa tylko wyłączyła ekran, skupiając swoją uwagę na Megan i wzruszając ramionami. Jak patrzyła w lustro to nie widziała tam brzydkiej dziewczyny, więc o co chodziło w tych nieudanych relacjach? Czy chodziło o to, że na pierwszej randce nie poszła od razu do łóżka? Pod tym względem była tradycjonalistką, wolała stopniowo kogoś poznawać, zakochiwać się i oddać swoje ciało, gdy już będzie na to gotowa. Póki co z nikim nie była gotowa, więc nie wiedziała czym jest seks na własnej skórze. O pocałunku przed szpitalem jeszcze nie wspomniała, bo nie wiedziała szczerze mówiąc co o tej sytuacji myśleć. Ciekawe czy Levi nie ucieknie od niej po pierwszej randce, tak jak wszyscy. A może nad nią wisi jakaś klątwa, o której nie wie?
-
– Nie aż tak, miał co prawda krwotok wewnętrzny, ale się wyliże, chociaż nie wiem, jakie życie go czeka po tym wszystkim – wzruszyła ramionami i westchnęła mimowolnie. Doskonale wiedziała, że ta sytuacja była tragiczna, a kierowca poza wyrokiem pewnie w przyszłości będzie potrzebował terapii latami, by dojść do siebie po tym, jak ktoś zginął przez jego nieuwagę na drodzę. Meggy przygryzła dolną wargę, gdy Belle podrzuciła pomysł o psychiatryku.
– To nie byłaby najgorsza myśl, ale jest nieuchwytna. To znaczy miesza nam w życiu, a potem znika i nie da się jej złapać. I tak Alex ciągle mi wciska ochronę, bo nie wiadomo, na co tym razem wpadnie – uśmiechnęła się smutno, spuszczając wzrok, bo nie miała najmniejszych wątpliwości co do tego, że to Grace stała za jej postrzeleniem. Odetchnęła cicho i przygryzła dolną wargę, gdy Bells opowiedziała o kolejnej klapie z portalem randkowym. Clarence uważała, że kobieta była naprawdę wspaniała i nie rozumiała zupełnie, czemu jej nie wychodziło w związkach.
– Wszystko z tobą okej, Belle. Po prostu mam wrażenie, że faceci trochę się boją pewnych siebie, zorientowanych na karierę kobiet – wzruszyła ramionami. Obie wiedziały, co chcą robić w życiu, dążyły do kariery i zdecydowanie nie były słodkimi idiotkami, a mężczyźni w ich wieku… Cóż, często niestety takowe preferowali. Być może też dlatego Meg zaimponował Alex? Nie tylko był starszy i nie przeszkadzał mu fakt, że miała syna, ale też nie przeszkadzało mu, że doskonale wiedziała, czego chce od życia, a to było jednak zdecydowanie ciężko znaleźć. – Ale ktoś się znajdzie. Prędzej niż myślisz. Ja sądziłam, że nie zacznę randkować dopóki Jason nie skończy osiemnastki, a sama widzisz – zaśmiała się pod nosem i spojrzała na przyjaciółkę z uśmiechem.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Na pewno terapia, pytanie tylko czy da radę pogodzić się z tym, co się stało. Przecież to również nie do końca jego wina, widziałaś jaki stan dróg mamy w Seattle? Gdyby najpierw zadbano o dobrą nawierzchnię to i bezpieczniej by się nimi podróżowało. - przywołała na myśl, a następnie na głos argument, który wcześniej usłyszała od Teddy, utwierdzając się w fakcie, że blondynka miała rację. Jednak na pewno nie jest to wystarczający argument dla sądu i Chateux zdawała sobie sprawę z tego, że kierowca autobusu zapewne i tak odbędzie surową karę.
- Musimy mieć zatem strasznie nieudolną policję, skoro nie potrafią jej złapać. A może jakiś prywatny detektyw łatwiej by ją namierzył? - próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie, ale gdy pomyślała o tym, jak to Seattle'owska policja znów zawiodła to aż prychnęła pod nosem. Pomyślała również o prywatnym detektywie, ci głównie nie współpracują z policją, ale skoro potrafią znaleźć zaginione osoby, czy członków rodziny to może i przechytrzą zagrażającą wszystkim psychopatkę? Należało zawsze zaproponować i takie rozwiązanie.
- Ale przecież większość kobiet obecnie to karierowiczki, powinni się przyzwyczaić do takiej kolei rzeczy. Poza tym miłość nie stoi na przeszkodzie karierze, można z kimś tworzyć związek i zakładać rodzinę, jednocześnie będąc aktywną zawodowo. To czego oni właściwie szukają? Kobiety, która będzie tylko siedziała w domu, prała, sprzątała, gotowała i rodziła dzieci czy panienki na jedną noc? - te nieudane randki kompletnie ją frustrowały i sprawiały, że traciła pewność siebie, oraz tego, że może być dla kogoś atrakcyjna. Obawiała się też że już nigdy się nie zakocha, nigdy nie stworzy rodziny, nie spełni marzeń o domu, gdzie będą brykały dwoje, może nawet troje dzieci, a oni wraz z mężem będą patrzeć na swoje aniołki objęci na tarasie. Uśmiechnęła się jednak na kolejne słowa Megan.
- Właściwie to dzisiaj przed dyżurem poznałam kogoś nowego. Znaczy się byłam trochę smutna po tym, jak mnie potraktował mój poprzedni randkowicz i wtedy udzieliłam pomocy pacjentowi na wózku inwalidzkim. Chwilę porozmawialiśmy, ja mu się zwierzyłam z powodu mojego smutku, a on mnie pocałował, tak z zaskoczenia wiesz? I obiecałam że się z nim umówię, ale mam totalny mętlik w głowie. Bo kto całuje nieznaną dziewczynę wiedząc, że nie wychodzi jej z facetami? - to było dla niej wręcz niezrozumiałe, aż zaczęła gestykulować, by na koniec złapać się za głowę. To wszystko było wręcz niemożliwe, jakby działo się w jakimś śnie o królewiczu przybywającym na białym koniu i ratującym ją z opresji.