WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba właśnie to Megan najbardziej ceniła w Alexie – zazwyczaj był z nią szczery nie tylko w kontekście tego, co działo się poza ich bańką idealnej pary, ale również nie bał się mówić szczerze o swoich uczuciach i o tym, co działo się w jego głowie pod względem emocjonalnym. Ta otwartość urzekła szatynkę chyba najbardziej – bo wcześniej sama zamykała się raczej na mężczyzn. W końcu niekażdemu odpowiadałaby pracoholiczka i to z dzieckiem w pakiecie, a to doskonale podsumowywało osobę Clarence. Pokiwała powoli głową z zamyśleniem.
– To prawda. Nie wspominając o tym, że teraz ciągle zapominają posypać je piaskiem i solą, ale wydaje mi się, że i tak wina spadnie na niego, za niezachowanie należytej ostrożności – stwierdziła z lekkim współczuciem, bo sama nie była do końca pewna, czy mogłaby żyć sama ze sobą po takim wypadku. Chyba że w grę wchodziłoby przejechanie byłej Alexa – bo w tym przypadku była tak wykończona psychicznie, że zapewne nie zdjęłaby nogi z gazu. Każdy ma jakieś granice, nie? Uśmiechnęła się smutno i pokiwała głową.
– Próbowaliśmy z prywatnymi detektywami i ze znajomymi Alexa, którzy są wyżej postawieni, ale ślad po niej się urywa. To trochę głupie, ale ona się dosłownie rozpływa w powietrzu i wszyscy są bezradni – westchnęła cicho i spojrzała na przyjaciółkę, rozkładając ręce. Nie mogła nic z tym zrobić, a bardzo chciała i musiała przyznać, że okropnie ją frustrowała nieuchwytność Grace oraz to, jak pojawiała się w ich życiu znikąd, w najmniej spodziewanych momentach. Pokiwała powoli głową i wzruszyła ramionami.
– Mam wrażenie, że faceci po prostu boją się kobiet sukcesu. Ja wiem, że można z kimś łączyć związek i karierę. Wie to też mój mąż, ale niestety niektórzy tego nie ogarniają. Albo boją się zarabiać mniej niż partnerka, bo chcą się poczuć silnymi panami domu – wywróciła oczyma, przy panach domu kreśląc w powietrzu cudzysłów. Okropnie ją coś takiego irytowało, bo przecież związki polegały na partnerstwie i o ile miło było mieć oparcie – również finansowe – w swoim mężczyźnie, tak stan konta dla Meg nigdy nie był najważniejszą kwestią, o czym Alex już wielokrotnie się przekonał, mimo, że zarabiał świetnie. – Wydaje mi się, że obu. I w tym tkwi problem – westchnęła, bo mężczyźni często chcieli niemożliwego. Jeśli kobieta miała spore doświadczenie w łóżku to się „nie szanowała”, jeśli nie miała doświadczenia, była „cnotką”. Sprostanie wszystkim oczekiwaniom było niemal niemożliwe.
– O proszę, kim on jest, huh? Wiesz w jakiej leży sali albo coś? - spytała z wyraźnym entuzjazmem i uśmiechnęła się do przyjaciółki, bo przecież to całkiem urocza historia! – Przecież to całkiem urocze, że chciał cię pocieszyć, nie? Myślę, że może powinnaś dać mu szansę. Podobał ci się? – poruszyła brwiami, lustrując wzrokiem Belle z wyraźnym zainteresowaniem. Historia była tak niecodzienna, że mogłaby być przecież początkiem jakiejś komedii romantycznej, czyż nie?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Najważniejsze jest to, by dzielić się z drugą połówką swoimi emocjami i uczuciami, bo to bardziej nas zbliża do siebie, maskowanie wszystko utrudnia i oddala od siebie nawet najbardziej kochających się ludzi. Bo gdy zaczynasz czuć, że nie wiesz na czym stoisz to zaczynasz czuć, że ten związek się powoli sypie. Najważniejsze że między Megan, a Alexem układało się idealnie, no może oprócz byłej Alexa pojawiającej się w ich życiu.
- Tak, odpowiedzialności za to nie uniknie. Ale szczerze mówiąc jest mi go żal. Nawet przez chwilę myślałam, że lepiej by dla niego było gdyby... no wiesz. - wiedziała, że szatynka zrozumie, co blondynka ma na myśli, co wyrażały oczy i twarz Belle, a mianowicie że może lepiej by było gdyby mężczyzna umarł. Co by było gdyby trafił on pod pieczę Chateux? Czy byłaby zdolna podać mu zbyt dużą dawkę morfiny, albo przypadkiem odłączyć aparaturę byleby uratować mężczyznę od konsekwencji, które miał ponieść? Ona miała w sobie tyle sprzecznych emocji, że czasem zastanawiała się nad tym, czy na pewno nie wkopie się kiedyś w duże kłopoty z powodu jej emocjonalności i przywiązywania się do pacjentów?
- Przez chwilę myślałam, że ona musi być jakimś duchem, albo wampirem. A tak serio to uważam, że ktoś musi jej pomagać. Przecież nikt nie potrafiłby aż tak doskonale się zakamuflować, każdy przestępca choć raz popełnia błąd i przez to wpada w sidła policji. A skoro nikt jej nie może znaleźć to na pewno ktoś ją kryje, nie widzę innego wytłumaczenia. - przecież kobieta nie mogła rozpłynąć się w powietrzu, to było przecież nierealne, dlatego Chateux sądziła, że była Alexa ma wspólnika, bądź wspólniczkę, kogoś kto jej pomaga. Inaczej już dawno popełniłaby jakiś błąd i pozwoliła się złapać. A może oni byli obserwowani, stąd Grace pojawiała się gdy oni przeżywali najlepsze chwile swojego życia? Musi na razie pozostawić wszelkie teorie spiskowe w swojej głowie.
- Otóż to, też mam takie wrażenie, że często chodzi o pieniądze. A lekarz nie zarabia przecież mało. - przyznała rację przyjaciółce, mężczyźni ewidentnie bali się kobiet, które wiedziały czego chcą, nie dawały się zamknąć w domu, tylko rozwijały się na ścieżce kariery, w dodatku zarabiały więcej od nich. Pamiętała gościa, z którym pisała na tinderze, jak dowiedział się, że ona chce zostać lekarzem to napisał jej wprost, że nie mógłby spotykać się z kobietą, która zarabiałaby więcej od niego. Przynajmniej był z nią szczery. Blondynka westchnęła, nie rozumiała mężczyzn. Czemu nie mogli tak jak ona szukać po prostu miłości?
- On jeździ na wózku inwalidzkim, więc zakładam że jakiś czas temu miał wypadek. Dzisiaj był na badaniach kontrolnych, ale pewnie już go nie ma przez to całe zamieszanie. - aż zrobiło się jej przykro z tego powodu, chciała by jednak Levi na nią poczekał, ale to było pewnie niemożliwe zwłaszcza przy tak ciężkim dyżurze, jaki odbywała Chateux. Nie wiedziała przecież, że on naprawdę na nią zaczeka. Gdy tylko Clarence zapytała czy chłopak jej się podobał to mogła zauważyć jak na twarzy blondynki pojawia się szeroki uśmiech i takie małe iskierki w jej oczach.
- Muszę przyznać że świetnie całował. - odparła nieśmiało, bardziej się pochylając w stronę szatynki, aż się zarumieniła na samo wspomnienie tego pocałunku, a uśmiech nie schodził z jej rumianej twarzy.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie Meg dopiero przy Alexie uczyła się jak to naprawdę jest być w związku. Jasona urodziła mając osiemnaście lat, jego ojciec zniknął kiedy tylko dowiedział się o ciąży, więc naturalnie Meggy nie miała czasu na związki i randkowanie, a kiedy w ogóle jakiś znalazła, to mężczyźni ulatniali się tak szybko, jak tylko wspominała o swoim synku. Nie dziwiła się, mało który dwudziestoparolatek byłby gotów wychowywać dziecko i to w dodatku takie, które nie jest jego.
– Też o tym pomyślałam. Będzie musiał przejść przez proces, gdzie zostanie obrzucony błotem, a potem jeszcze żyć z poczuciem winy – westchnęła mimowolnie, bo było to coś niewątpliwie strasznego. Poza odsiadką czuć na sobie ciężar tego, że spowodowało się czyjąś śmierć. Potrafiła się wczuć w sytuację rodziców i mimo współczucia dla mężczyzny, jednocześnie wiedziała, że sama domagałaby się sprawiedliwości, jeśli cokolwiek stałoby się Jasonowi czy Katie, adoptowanej przez Meg córce Alexa.
– Na pewno ma jakiegoś pomocnika. Alex ma mnóstwo znajomości i próbowali ją namierzyć albo chociaż kogoś, kto jej pomaga, ale jest jak duch. Pojawia się, straszy nas wszystkich, a potem jakby rozpływa się w powietrzu. Przez to dzieciaki musiały wyjechać z miasta. Grace jest na tyle niezrównoważona, że baliśmy się, że może je porwać, a dla Katie to po prostu mama, nie wariatka – przygryzła nerwowo dolną wargę. Tęskniła za dzieciakami, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że było to najlepsze wyjście. Katie mimo wszystko była przywiązana do Grace, a i Jason zdążył ją poznać, gdy zgrywała jeszcze „normalną”. Niby Meggy nie wierzyła, że eks Alexa byłaby zdolna do skrzywdzenia maluchów, ale zdecydowanie wolała dmuchać na zimne.
– Niestety. Ale chyba nie mogłabym być z kimś tak niepewnym swojej męskości, że bałby się, że mogę zarabiać więcej. Przecież to idiotyczne – wywróciła oczyma. Meg ciężko pracowała na swój sukces i chociaż Alex był bogaty, to nie sądziła, by kiedykolwiek mu przeszkadzało, gdyby to ona przynosiła do domu więcej pieniędzy… A przynajmniej chciała tak myśleć.
– Jeśli na ciebie nigdzie nie poczeka, to zawsze możemy sprawdzić karty pacjentów, Belle – poruszyła brwiami. Może było to delikatne naciągnięcie i nadużycie władzy, ale hej! Skoro świetnie całował, był przystojny i chyba całkiem miły, to mogły pociągnąć za kilka sznurków i dowiedzieć się, kim był tajemniczy mężczyzna. Meg miała zadziwiające umiejętności jeśli chodziło o tego typu sprawy, czasami nawet sądziła, że trochę minęła się z powołaniem i karierą w policji albo FBI.
– W takim razie tym bardziej musimy go znaleźć, Belle! – stwierdziła z entuzjazmem. Naprawdę była gotowa ruszyć na poszukiwania tajemniczego mężczyzny w tej chwili.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Wiadomo, mężczyźni boją się odpowiedzialności, a dziecko to przecież odpowiedzialność i to jaka. W dodatku mężczyźni mieli ten dziwny strach przed wychowywaniem nie swoich dzieci, tak jakby tylko ich geny były godne ich czasu na zabawę czy ogólne nauczanie życia. Dlatego też między innymi Belle podziwiała Megan za to, że ta mimo wszystko otworzyła się na Alexa i stworzyła z nim związek i to jaki silny!
- To nie jest czasem tak, że ludzie przy takim obciążeniu psychicznym targną się na swoje życie? - nie życzyła tego temu pacjentowi, ale miała jednocześnie to przeczucie, że mężczyzna niebawem pojawi się w szpitalu po próbie samobójczej. Czy wtedy uda im się go uratować? To zależało od tego, na jaki krok się zdecyduje obwiniony przez media i ludzi mężczyzna. Aż westchnęła smutno blondynka z tego wszystkiego.
- No tak, dziecko zawsze będzie widziało w swoim rodzicu to co najlepsze, nawet jeśli to tylko jej wyobrażenie na temat matki. Nie boisz się, że wkrótce jak będzie starsza to będzie chciała pobyć z mamą, poznać ją jeszcze lepiej, spędzać z nią czas? - Belle nie wyobrażałaby sobie żeby jako dziecko miała być wychowywana przez inną kobietę, aniżeli jej matka. Tylko że jej matka nie była wariatką, tylko normalną, czułą i kochającą mamą. Ale każde dziecko jest związane ze swoimi rodzicami, więc pewnie będą mieli jeszcze ciężej gdy Katie podrośnie. Ach te problemy z byłymi i z dziećmi, dobrze że Belle takowych nie miała w tym wieku.
- Nie wiem serio, co siedzi w głowach niektórych mężczyzn. I nie wiem czy chcę wiedzieć. Każdy powinien być raczej świadomym siebie, a nie uważać się za gorszego czy lepszego, co nie? - tego też nie rozumiała. Sama była nieśmiała, ale wiedziała na co ją stać, co potrafi, czego nie, każdy chyba powinien to wiedzieć o sobie, inaczej to by oznaczało że nie zna się samego siebie, nieprawdaż? A ci niemęscy mężczyźni... hm, oni raczej nie są pociągający.
- Wiesz, nie chcę łamać prawa dla romansu. - aż się oburzyła i powiedziała to nieco konspiracyjnym tonem, pochylając się ku szatynce i nie będąc do końca pewną czy dobrze by zrobiły gdyby jednak zajrzały do jego karty. A co jeśli Levi sam chciałby wszystko kiedyś opowiedzieć Belle, a ona nie kryłaby wtedy zaskoczenia, bo wszystko by już wiedziała? I jak blondynka odchyliła się ponownie na oparcie krzesła, to oczy jej wręcz rozbłysły, bo zobaczyła swojego rycerza na wózku.
- Nie musiałyśmy długo szukać, tam jest. Zatem idę sprawdzić czy randka nadal aktualna. Trzymaj za mnie kciuki. - i tak też opuściła Meg dla przystojniaka na wózku inwalidzkim.
/zt

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 2
To był jeden z tych przytłaczających dyżurów, po których miała ochotę zwinąć się w kołdrę i długo płakać. Jedno z jej dziecięcych serduszek przestało bić, nagle wdała się jakaś infekcja, a chemia wystarczająco wyniszczyła już organizm dziewczynki. Mieli dostęp do takich fantastycznych badań, Eloise walczyła o eksperymentalną terapię, ale dziewczynka nie zdążyła. Po prostu. To było takie przytłaczające, sprawiające, że serce Rosenfield rozdzierało się na kawałki. Tak, jak w każdym innym przypadku, tak i w tym musiała sobie powiedzieć jedno: jestem silna. Jestem silna i nie poddam się.. Wiedziała też, że nie chce zostać sama. Miała do wyboru dwie opcje: Mairee, swoją bliską przyjaciółkę albo Jonathana, który miał chyba dyżur. Postanowiła zajrzeć do niego, kiedy tylko wypełni wszystkie swoje obowiązki. Musiała poinformować rodzinę, wypełnić stos papierów, musiała przede wszystkim wziąć się w garść. Nie mogła przestać myśleć o ulotności życia, o tym, jak to wszystko się toczy. O swoim bracie, który przecież miał masę planów, marzeń, a to wszystko zostało odebrane. O Marku, który kiedyś był dla niej istotny, a z dnia na dzień zniknął. O mężu, który przecież nie mógł nikomu zrobić krzywdy, a pewnego dnia okrutny los stanął mu na drodze. O sobie samej, która z powodu innych ludzi doświadczała tylu przykrych wydarzeń. Czy to mogło już się skończyć? Nie. Wiedziała, że nie. Bo przecież właśnie taką pracę sobie wybrała, właśnie takie było życie. Jednego dnia kolorowe, pokrzepiające, dające nadzieję i szczęście, a drugiego czarne, byle jakie, smutne. Napisała krótkiego smsa i poszła do kafeterii, by tam poczekać na swojego przyjaciela. Kupiła dwie kawy z automatu. Znali się masę czasu, gdyby miała policzyć te lata, chwile, które razem spędzili, nie potrafiłaby. Był przy niej w każdym trudnym momencie w życiu, a teraz był kolejny i bardzo go potrzebowała. O dziwo, nie czekała długo. Może dlatego, że było już dosyć późno, właśnie odbył się wieczorny obchód, pacjenci kładli się do łóżek, za kilka godzin kończyła swoją zmianę. Kafeteria była pusta. Zajęła jeden z wolnych stolików, a brodę umieściła na splecionych dłoniach. – Pamiętasz Lolę? Mówiłam ci o niej kilka dni temu. Chciałam wciągnąć ją do tego nowego programu leczenia białaczki – zaczęła, kiedy Jona w końcu się pojawił. – Zmarła dzisiaj. – Usta Elie wygięły się w podkówkę, ale skupiła całą siłę woli na tym, żeby się nie rozpłakać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odnalezienie się na nowym stanowisku było dla Wainwrighta kwestią czasu, wypracowaniem nowych, działających i przemyślanych schematów zapewniających mu wewnętrzny spokój podczas dni, które w szpitalu i tak mijały w niezwykłym napięciu i pośpiechu. Potrzebował silnych fundamentów jakie zapewniały mu zasady i rutyny, aby łatwiej odnaleźć się w nowej rzeczywistości, bo chociaż lata spędzone w wojsku nauczyły go pracy pod wpływem silnej presji i stresu, to jednak Jona bezpieczniej czuł się podążając za wypracowaną przez siebie taktyką. Poza tym nie tylko w pracy stawał w obliczu wyzwania, bo i w życiu prywatnym, Wainwright od niedawna mierzył się z rolą partnera i był w tym czasem lepszy, a czasem gorszy. Nie mógł jednak narzekać, bo w ostatnim czasie jego czarno-białe zycie powoli nabierało barw i bezsprzecznie największą w tym zasługę miała mała, niepozorna panna z prowincji.
Jednak było jeszcze kilka osób, które Jona traktował w sposób wyjątkowy, bo chociaż był człowiekiem zdystansowanym i chłodnym, to wobec ludzi dla siebie ważnych, potrafił znieść tą nieprzystępną fasadę i okazać więcej wyrozumiałości nic wobec innych. Taką osobą właśnie była Elie. Poznał ją lata temu, ale dopiero po śmierci Jasona ich przyjaźń zacieśniała się znacznie bardziej. Pewnie Jonathan wprost nie przyznałby się do tego, ale możliwe iż podświadomie starał się wypełnić w życiu Elie pustkę, jaką pozostawił po sobie jej brat. Sam też przy tym obdarował Rosenfield uczuciem podobnym do tego, jakie buduje się między rodzeństwem, aczkolwiek powściągliwość Jony, zdecydowanie nie równała się ciepłu, które zwykle wyczuwa się w takowych relacjach. Nie mniej jednak Elie była dla niego ważna, a więc nie mógł zignorować sytuacji, w której wyczuł iż potrzebowała jego obecności.
- Przykro mi - odparł, ale nie dziecka mu było żal, a pracy i poświęcenia jakie w uratowanie dziewczynki włożyła Elie. Empatia Jonathana niekoniecznie pokrywała się z tobą, którą odczuwali inni wokół. Wiele emocji także do siebie nie dopuszczał, a myśli mogące je wywoływać szybko odsuwał, nie chcąc mącić nimi swojego umysłu. - Długo o nią walczyłaś. - Przesunął palcami po przedramieniu blondynki, bo gestem mógł okazać więcej wsparcia, którego mogłaby oczekiwać, niż słowami, których odnaleźć nie umiał.
Mógł użyć tych wszystkich podniosłych zwrotów, zapewnić Elie, że będzie dobrze, że zrobiła co w swojej mocy, że ma prawo czuć się strapiona tą sytuacja, ale nie potrafił. Podchodził do pacjentów w bardziej zdystansowany sposób, co poniekąd było dobrą taktyką, ale też niekiedy wiązało się z tym, że postrzegany był jako mało przyjemny lekarz. Jednak natury nie oszukasz, a Jonathan nigdy nie emanował aurą kojarzącą się z ciepłem i zrozumieniem, co nie oznaczało, że nie potrafił pojąć smutku Elie. Miała pełne prawo do przeżywania na swój sposób utraty pacjenta, ale Jona niekoniecznie umiał uczestniczyć w tym na takich samych warunkach.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć? - Zapytał, bo zwykle pełnił rolę tego, który słuchał innych. Sam był dość powściągliwy z słowach, a swoje wsparcie bardziej okazywał obecnością niż pokrzepiającymi przemowami.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Praca w szpitalu pochłaniała całą energię. Nie tylko fizyczną, może psychiczną nawet bardziej. Ale Eloise lubiła to. Pozwalało jej się skupiać tylko na tej jednej, konkretnej rzeczy. Na leczeniu, szukaniu, dociekaniu, myśleniu, przeżywaniu tylko tego miejsca. Nie musiała rozmyślać o innych problemach, o całym swoim popieprzonym życiu, o tym w jakim kierunku powinno iść i co powinna zrobić. Odkładanie kolejnych decyzji dotyczących rozwodu, jej męża, czy nadal powinien nim pozostać nie było najlepszym pomysłem, ale nie wiedziała, co zrobić. Nie chciała być żoną, która przysięga przed ołtarzem jedno, a następnego dnia ucieka. Przysięgała mu wieczność, a łamanie obietnic było dla niej cholernie bolesne. Nie potrafiła tego robić. Ale wolała również trudną prawdę od kłamstwa, a ta prawda była taka, że nie chciała być z kimś, kto został oskarżony o zabicie człowieka. Nie mogła kochać kogoś takiego, a po dwóch latach w samotności, kiedy musiała walczyć ze wszystkim: z prawnikami, z ubywającymi finansami, z problemami w domu, z pracą, z samą sobą, chyba przestała. A kiedy jej mąż odmówił widzeń z nią, coś jej mówiło, że na pewno. Bo nie patrzenie na to wszystko sprawiało jej jakąś ogromną ulgę. Myśli kłębiły się w jej głowie, od Marcela, do Loli, od Loli do matki Eloise, od matki do Jonathana. Podniosła kącik ust do góry, bo dobrze było to słyszeć, a jednocześnie… nie. Był to wyświechtany frazes. Wiedziała, że Jonie naprawdę jest przykro, obojętnie z jakiego powodu. Tyle, że nie to chciała usłyszeć. Sama również nie wiedziała, co. – Tak, ale to nie ma znaczenia. Ona sobie na to nie zasłużyła. Żaden dzieciak na to nie zasługuje. Więc, kurwa, dlaczego? Dlaczego, co? Dlaczego ktoś do tego dopuszcza? A dlaczego żyją skurwiele, którzy zabijają? – westchnęła. Nie wiedziała, co wstrząsa nią bardziej, ale chyba wściekłość. Gdyby była smutna, pewnie leżałaby zwinięta w kulkę i płakała, ale wściekłość sprawiała, że miała ochotę zniszczyć wszystko, co stało jej na drodze. Obrócić ten pieprzony szpital w proch, który nie potrafił sobie poradzić z rakiem jednej, małej dziewczynki. Chciała ukarać siebie, ale nie miała pojęcia jak. Mogła tylko i wyłącznie dawać z siebie więcej. – Nie. To było wielkie życie, wielkie, a tak po prostu zniknęło. Więc nie ma o czym gadać – odpowiedziała. Skoro śmierć potrafiła się z tym tak łatwo rozprawić, to co Eloise mogła dodać?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciałby wiedzieć co powinno się mówić w takich chwilach, ale chyba nie tylko Jona nie posiadał takiej wiedzy. Niestety, w porównaniu do innych, nie umiał także znaleźć jakichkolwiek odpowiednich słów, a po tym co powiedziała Eloise tym bardziej poczuł się osoba nie odpowiednia do prowadzenia tego typu konwersacji. Co zważywszy na stanowisko jakie piastował, chyba nie było najlepszą oznaką, ale powodów dla których pozwolił sobie na tego tylu przemyślenia było kilka.
Pytania jakie stawiała nie posiadały odpowiedzi, a Wainwright nigdy nawet nie odczuwał potrzeby zastanawiania się nad nimi w tym filozoficznym, czy też duchowym aspekcie. Pod tym względem był trochę jak maszyna wykonująca zaprogramowane dla niej zadania i nie zważająca na to, co dzieje się wokół. Z jeden strony to dobra cecha, bo opanowanie i koncentracja były dla niego ważne zarówno w pracy lekarza jak i podczas pełnienia żołnierskiej posługi, ale z drugiej strony empatyczność była wskazana w jego zawodzie, a on musiał wspinać się na wyżyny swoich możliwości, aby wyczuć ten odpowiedni moment by ją okazać.
Poza tym spiął się odwracając przy tym na moment spojrzenie od Elosie, gdy wypowiedziała słowa o tych, którzy zabijają. Wiedziała co miała na myśli, a może nawet przeraził się tym, że tak dosadnie pozwoliła sobie na wyrażenie własnych przemyśleć zważywszy na sytuację życiową w jakiej się znajdowała, ale też sam poczuł się nie zręcznie. Mordercą nie był, ale przecież karabin w dłoniach trzymał i to nie jeden raz.
- Jesteś zła na los jaki spotkał to dziecko, czy ciebie? - Spytał, bo właśnie po tej ostatniej wzmiance myśli Jony skierowały się ku postaci męża Eloise. Dobrze znał jej sytuację i rozumiał poniekąd, że kobieta miała już dość, a odkąd Marcel milczał coraz bardziej narastała w niej obawa iż faktycznie dokonał tej zbrodni, za którą został skazany. - Codziennie znika miliony żyć, Elie - odparł, a jego palce zsunęły się z jej przedramienia. - Ale dzięki ludziom takim jak ty, dwa razy tyle udaje się uratować, więc warto się na tym skupić zamiast szukać odpowiedzi i snuć pretensje wobec tego, co i tak jest dla nas nie uniknione - Starał się chociaż poniekąd postawić w sytuacji w jakiej była Eloise, ale przy tym okazać także własne podejście. Gdy sam tracił pacjenta, głównie dzięki tej myśli zbierał się szybko w garść, bo załamywanie się nic nie dawało, rozbudzał więc w sobie determinację, aby ruszyć dalej i nie oglądając się wstecz ratować kolejne istnienia.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Też miała z tym problem. Nie potrafiła pocieszać. Po prostu starała się przedstawić fakty, które miałyby świadczyć o tym, że będzie dobrze. Ale w takim przypadku chybaby nie potrafiła. Nie wiedziała, co powiedzieć sobie, żeby zrobiło jej się lepiej. Nie było takich słów, które miałyby sprawić, że przejdzie nad śmiercią do porządku dziennego. Ale musiała to zrobić. Musiała skupić się na innych pacjentach, a Lolę mogła po prostu pamiętać. I z myślą o niej, włożyć w swoją pracę jeszcze więcej serca, choć wydawało jej się, że już bardziej się nie da. Chciała dawać z siebie więcej, ale co mogła jeszcze zrobić?
Westchnęła. Nie chciała sprowadzać tej sytuacji do swojego męża i myśleć o nim w chwili, kiedy mówiła o bezbronnym, niewinnym dziecku. Ale czy to było sprawiedliwe? Że on tam był, że zasłużył sobie na najgorsze, a Lola musiała umrzeć, nie zdążywszy nawet porządnie nabroić? Sprawić, by jej rodzicom pojawił się na głowie siwy włos dlatego, że zrobiła coś głupiego, a nie zachorowała na pieprzoną białaczkę. – Jestem zła na wszystko. Ostatnio jestem wściekła bez przerwy, bo nic nie idzie tak, jak powinno – odpowiedziała. Nie wiedziała, co właściwie nie idzie tak, jak powinno, skoro tak naprawdę wszystko popieprzyło się już dwa lata temu, kiedy policja zabrała jej męża. Tyle, że wtedy miała przy sobie cień nadziei, a teraz nic jej nie pozostało, absolutnie nic. – Przestań, nie chciał słuchać racjonalizmów, które jeszcze bardziej utwierdzają mnie w tym, że jestem głupia – burknęła. Przecież ona to wszystko wiedziała. Ale to był jej czas, żeby się nad sobą poużalać. Chciała mu powiedzieć coś jeszcze, ale nie wiedziała, czy to dobry pomysł dokładnie w tym momencie. – Poznałam kogoś. Naprawdę fajnego i… znów to robię, izoluję się, kiedy chciałabym… coś. Ale w głowie nadal mam Marcela i nie wiem, nie chcę wierzyć, że mógłby zabić, a jednocześnie… niech tam gnije – była podła, czuła to. Że niszczy swoje małżeństwo, że już postawiła tę kropkę nad i, że wahała się, ale przestała to robić i że skreśliła już wszystko. A poznanie Milo tylko ją w tym utwierdziło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Złość i gniew swego czasu były uczuciami, które znał najlepiej i chociaż pożądane nie były, w przekonaniu Wainwrighta stanowiły dobry początek, aby zrozumieć własny problem. Chyba gorzej znosił apatię i bierność, które wprawiały go wręcz w katatoniczny stan zawieszenia i niemocy. Towarzyszył mu on zwykle podczas tych bezsennych, długich nocy, które niestety, ale powracały do Jony coraz częściej wraz z pojawieniem się istotnych zmian w jego życiu. I chociaż mogłoby się wydawać, że wreszcie po tych suchych, bezowocnych latach Jonathan nareszcie ruszył z miejsca to nie bez przyczyny przez tak długi czas zawzięcie i wytrwale unikał wszelkich zmian, które mogłyby dobitniej podkreślać fakt, że przeszłość jaka kiedyś była jego rzeczywistością już nigdy nie powróci.
- Czyli co nie idzie jak powinno? - Dopytywał, bo w strzelać w ciemno nie lubił, a resztą po tym co odpowiedziała mu sekundę później, jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że jakiekolwiek mdłe słowa wsparcia w niczym Eloise nie pomogą. - Nie jesteś głupia, nie dramatyzuj - burknął, bo to właśnie obrażanie samej siebie było w tamtej sytuacji, dla blondynki najgłupszym rozwiązaniem, oczywiście w mniemaniu Jony. - Chce ci tylko powiedzieć, że masz prawo poczuć się kiepsko, ale lepiej dłużej nie rozwodzić się nad czymś na co wpływu - dokończył, wyjaśniając co on rozumiał przez własne słowa, aby nieco lepiej nakreślić ich przesłanie. - Przepraszam, za brak delikatności, ale wiesz, że nie jestem najlepszy w pocieszanie - przyznał, bo przez lata znajomości raczej mogła dostrzec jak mało wrażliwym i empatycznym był człowiekiem. Nie znaczyło to jednak, że wsparcia nie okazywał, bo wręcz przeciwnie. Nawet, gdy nie wiedział co powiedzieć to po prostu nadrabiał to samą obecnością, której Ellie nigdy nie odmówił. Był, zawsze gdy tylko go potrzebowała. - "Niech tam gnije" - nie brzmi jakbyś miała go w głowie w takim sam sposób jak chociażby rok temu - oznajmił, bo jednak coś jasno ze słów blondynki dało się wyczytać ton w jakim wypowiadała się o mężu. - Kiedy z nim ostatnio rozmawiałaś? Coś się zmieniło? - Dopytał, bo o tym, że Marcel milczy od kilku miesięcy wiedział, ale może coś uległo zmianie. - Elie... Jestem chyba ostatnią osobą, która powinna radzić w kwestiach ruszania z miejsca i izolacji, ale... Przez ostatnie dwa lata też trwałem w swego rodzaju zawieszeniu, aż.. - Zatrzymał się na moment. Trudno i nietypowo było mu mówić o tego typu sprawach, ale chyba nie byłoby nigdy lepszej okazji, aby jednocześnie wspomnieć o Marianne i jeszcze podsunąć Rosenfield myśl nad, którą mogłaby się zastanowić. - Aż nie poznałem kogoś, kto pomógł mi przejrzeć na oczy i wyrwać mnie z pułapki, w którą sam sią zapędziłem. Może ten twój ktoś to znak? Nie mówię, że masz rzucać się w romans, ale może warto wreszcie pogodzić się z tym co jest, a nie żyć tym co było i najpewniej nie wróci? - Dokończył i dziwnie mu było wypowiadać tak górnolotne słowa, które jeszcze jakiś czas temu nawet nie przeszłyby mu przez myśl, ale w świetle obecnych wydarzeń nie mógłby zataić przed Elie czegoś, co w jego przypadku prawdopodobnie było dobrym i jedynym rozwiązaniem.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała wrażenie, że to są właśnie uczucia, która ostatnio towarzyszą jej zawsze. Złość, ból, niesprawiedliwość. Miała już dosyć tego, że na drodze stawało jej wszystko, co złe, że musiała cholernie dużo mocy włożyć w to, żeby nadal stać i patrzeć twardo w oczy temu, co miało nadejść. Że nie miała zwyczajnie siły, żeby dalej walczyć. Chyba już nie chciała tego robić, dlatego tak łatwo zrezygnowała z Marcela. Ale czy rzeczywiście tak łatwo jak jej się wydawało? Przecież dwa lata, to wcale nie był krótki czas i to przecież on zrezygnował z niej pierwszy, więc dlaczego miała te cholerne wyrzuty sumienia na myśl o rozwodzie? – Marcel siedzi, prawda? To, co stało się dzisiaj też mi niczego nie ułatwia, po prostu czuję się przytłoczona. Nie chcę być sama. Po raz pierwszy czuję, że chcę mieć kogoś u boku, a nie mogę – westchnęła. Mogła, oczywiście, że mogła, ale czy to byłoby zgodne ze wszystkimi jej wartościami? Przecież przysięgała, że będzie z Marcelem na dobre i na złe, a kiedy nadeszło to złe, to co? Miała go zostawić? Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo zafiksowała się na tym temacie, skoro jeszcze przed chwilą to Lola była dla niej najważniejsza. Tyle, że wiedziała, że dziewczynce już nic niestety nie pomoże. To było przykre, ale właśnie tak było. W tej kwestii zamierzała się zebrać do kupy i nie składać broni. Była cała masa dzieci potrzebujących pomocy i Elie zamierzała zrobić wszystko, żeby nie musiały cierpieć. Lola była tak fantastyczną dziewczynką, że na pewno nie chciałaby krzywdy dla jej przyjaciół. Skinęła głową. Właśnie ten brak delikatności sprawiał, że Eloise szybko zbierała się do kupy. Dlatego zamierzała jeszcze mu posmęcić, żeby dostać kopa w tyłek. Może była masochistką, ale wiedziała, że bardzo jej to pomoże. Bo przecież pomagało już nie raz. Jona był przy niej w takim momencie w życiu, kiedy nie docierały do niej żadne sygnały z zewnątrz, a jednak jakoś do niej trafił. Od tamtej pory trzymali się razem. – Właśnie zmieniło się to, że nie chcą mnie tam wpuścić. Odmawia widzeń, więc nie rozmawiałam z nim już przez dłuższy czas. Dlaczego nie chce się zobaczyć? Bo wie, że nie powinnam na niego czekać, bo nic go nie uratuje, bo… to zrobił. Nie wiem, czy to są dobre wnioski, ale jedyne, jakie mam – odpowiedziała. Natychmiast zaciekawiła się jego słowami. Rzadko wypowiadał się na takie tematy. Nie widziała też przy nim kobiety na dłużej, a przecież był dobrym facetem i wiedziała, że należała mu się masa szczęścia. – Kim ona jest? – zapytała. Jonathan doskonale wiedział, że Eloise nie plotkowała i że to nie była jakaś tam zwykła ciekawość. Po prostu musiała się upewnić, że to nie jest ktoś, kto go skrzywdzi. Bo nie darowałaby tej osobie, gdyby Jona cierpiał. – Być może, nie wiem, zobaczę jak to się rozwinie, bo może za dużo sobie wyobrażam – wzruszyła ramionami. Nie wiedziała już niczego na temat swojego życia. Ludzie przychodzili i odchodzili tak szybko, że całkowicie się w tym pogubiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podziwiał w niej to, że potrafiła powiedzieć wprost o tym, co działo się w jej umyśle. Owszem nie było to precyzyjne, nadal stanowiło plątaninę myśli i uczuć, ale chyba właśnie na tym polegał cały ten stan, w którym obecnie się znajdowała. Chociaż może to tylko subiektywna ocena Jonathana, a może wnioskował to wszystko na podstawie błędnych założeń, bo niekoniecznie każdy zdołałby zinterpretować słowa Eloise, w ten sam sposób co on. Nie chcę być sama - to jedno zdanie ukierunkowało jego osąd, budując obraz blondynki jako zmęczonej, ale też świadomej i chcącej zawalczyć o siebie osoby. On... On był w znacznie mniej skomplikowanej sytuacji, nie wiązała go z nikim relacja, której definicji trudno szukać w słownikach, a mimo tego nie potrafił jeszcze jakiś czas temu powiedzieć wprost czego chce. Bał się patrzeć w przyszłość, przeszłość, go przerażała, ale nie umiał z niej zrezygnować i dopiero Marianne pomogła mu wyjść z bagna, w którym tkwił na własne życzenie.
- Możesz, ale sumienie ci tego zabrania, bo to, że on siedzi nie znaczy, że go nie ma, prawda? Tylko, czy gdyby on myślał o tobie, tak jak ty o nim, to pozwoliłby ci trwać w takiej niepewności? Zabierał możliwość prowadzenia normalnego życia, znalezienia szczęścia z kimś innym i ruszenia naprzód? - Rozumiał, co nią powodowało, co powstrzymywało Eloise od rzucenia się w ramiona potencjalnego romansu. Sam nie potrafił dopuścić się zdrady, nawet gdy jego małżeństwo z Linden chyliło się ku upadkowi. Nie znaczyło to jednak, że będąc na miejscu Rosenfield nie popełnił by tego grzechu. Każdy związek rządził się własnymi prawami, a ludzkie na ludzkie słabości wpływ miało wiele czynników. Jego przypadek i sprawa Eloise to dwa odrębne tematy, ale istniało między nimi kilka podobieństw, które umożliwiały Jonie wczucie się chociaż odrobinę w pozycję blondynki. - W mojej opinii jego milczenie to samolubny akt. Jest tchórzem, który nie potrafi spojrzeć ci w oczy i powiedzieć prawdy, jakakolwiek by ona nie była. Nie ma znaczenia, czy jest winny, czy ciebie już nie kocha, czy jest wręcz przeciwnie.... Powinien z tobą pomówić - burknął oburzony zachowaniem Marcela. Owszem wyraził się dość ostro o mężczyźnie, ale zwykł mówić co myślał. Nie liczył jednak przy tym na to, że Eloise, czy ktokolwiek będzie podzielał jego zdanie. Po prostu powiedział co sądził o tym wszystkim, a czy to pomoże blondynce, czy ona wysnuje z tego jakąś wiedzę dla siebie, to już jej sprawa, bo nigdy nie nalegałby na to, aby zgadzała się z nim w tak delikatnej i trudnej kwestii.
- Nikim szczególnym - odparł na pytanie odnośnie Marysi, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy wpatrując się w trzymany przez siebie kubek z kawą, przywołał w głowie obraz rudowłosej. - Prostą dziewczyną z jakiegoś małego miasteczka na granicy stanu, a przy tym nigdy nie spotkałem kogoś tak wyjątkowego - dopowiedział ściszając przy tym lekko głos, bo zawstydził się własnym wyznaniem, kompletnie nie przyzwyczajony do tego typu konwersacji. - Bez niej nie przyjąłbym awansu... - Dokładnie tak było. Gdyby nie rady i wsparcie małej, odważnej panny Chambers, Jonathan pewnie dalej okłamywał by samego siebie licząc złudnie na powrót do życia jakiego i tak nie chciał, ani nie potrafiłby prowadzić. To ona pchnęła go do ruszenia się z miejsca, a on poddał się jej - podświadomie mając nadzieję, że kierują się w tę samą stronę.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzeczywiście nie miała z tym problemu, jeśli miała o tym mówić naprawdę bliskim jej osobom. A Jonathan był jedną z nich, był z nią w cholernie krytycznych momentach i czuła, że to jeden z nich. Może nikt nie umarł, ale czuła, że coś takiego właśnie spotyka jej małżeństwo. Cieszyła się, że w tym wszystkim miała jeszcze pracę, która sprawiała, że przynajmniej na moment zapominała o swoich porażkach. Ale ten jeden raz poczuła, że potrzebuje kogoś obok siebie, chciała poczuć się potrzebna i kochana, sama chciała kochać, tak cholernie mocno, że w tym momencie było jej wszystko jedno, kim miałaby być ta osoba. Skinęła głową, bo Jonathan miał rację. Już nawet nie chodziło o to, że Eloise mogłaby być ze swoim mężem. Jej wyrzuty sumienia brały się stąd, że nie miała szansy porozmawiać z nim o rozstaniu. Nie chciała, żeby to stało się tak… naturalnie, tak bez niczego, jakby dwa pierwsze, szczęśliwe lata ich małżeństwa nie istniały. – Myślę, że po prostu nie ma odwagi, a ja już nie chcę walczyć za nas dwoje – odpowiedziała. Naprawdę miała tego dosyć. Czekania, zastanawiania się, co by było gdyby. Gdyby okazało się, że jest niewinny i nagle wrócił, a Elie byłaby już w ramionach innego? Czy byłby tak wspaniałomyślny, tak jak była ona w ciągu ostatnich dwóch lat? Nie wiedziała. Nie chciała już niczego zakładać, biorąc pod uwagę Marcela, bo okazało się, że wcale go nie zna. Był kimś, kogo tylko wydawało jej się, że zna. – Trudno, ja wyślę te papiery, Jona – westchnęła. Chciała tego uniknąć, ale nie miała innego wyjścia, jak zrobić to, co uważała za słuszne, a przede wszystkim to, co miało dać jej szczęście, bo Eloise naprawdę nie zasłużyła sobie na to wszystko. Może nie była idealnym człowiekiem, może nie była dobrą córką, siostrą, przyjaciółką, ale cholernie starała się, żeby się zmienić. I już naprawdę wiele przeżyła. Śmierć rodziców, śmierć brata. To nie było, coś co z łatwością mógł przeżyć człowiek. Każda ta śmierć mocno się na niej odbiła i Eloise naprawdę miała już psychicznie dość. To, że nadal próbowała walczyć było jakimś cudem. A potem spojrzała na swojego przyjaciela, który wyglądał jak rozanielony cielak. – Ona też myśli o tobie w ten sposób? Że pomimo twojego gburstwa jesteś wyjątkowy? – zapytała. Chciała wiedzieć, czy ich relacja była na tyle poważna, że wyznawali sobie takie kwestie, a jeśli nie to… też dobrze. Cieszyła się, że Jona poznał kogoś, do kogo czuł coś niezwykłego, bo po tylu przejściach zasłużył sobie na masę ciepła i miłości. – Więc to chyba poważne, co? Tak się cieszę, wiesz o tym, prawda? – a na dowód uśmiechnęła się od ucha do ucha i przez tę jedną chwilę czuła, że jakiś ogromny głaz spada z jej serca i ma choć jeden powód do bycia szczęśliwą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Staram się pojąć, że w jego sytuacji nie jest łatwo walczyć, ale... Skoro sama sądzisz, że się poddał to jeśli zależałoby mu na tobie - uwolniłby cię, a nie dręczył milczeniem. To niehonorowe - wyznał, a chociaż słowa te były dość silnie ustosunkowane to pozwolił sobie na nie, bo sytuacja Eloise wymagała podjęcia jakichkolwiek kroków. Nie zmuszał jej do podążania za jego sugestiami, ale rozdrapanie tego tematu już mogłoby być pierwszym krokiem w kierunku wyjścia z patowego położenia w jakim była. - Skoro jesteś tego pewna. Może to zmusi go do rozmowy, albo chociażby przemyśleń o tym co się z tobą dzieje. - Zgadzał się całkowicie z jej decyzją. Wiedział, że próbowała już wszystkiego i nie sięgnęła by po ostateczność, gdyby nie była ku temu zmuszona. - Wiesz... Nie możesz być pewna jak zareaguje, ale... Pamiętaj, że jakbyś potrzebowała pojechać tam z kimś to możesz na mnie liczyć - dodał, tak dla pewności, bo czasem... Czasem człowiek nie ma odwagi poprosić o wsparcie, a szczególnie w tak nietypowej sprawie, bo kto powiedział, że Eloise nie zwątpi, gdy spotka się z mężem? O ile w ogóle ten w końcu wyjdzie z cienia? Może będzie chciała mieć wtedy przy sobie kogoś, kto w odpowiednim momencie zareaguje, albo przynajmniej obiektywnie spojrzy na sprawę z boku, by blondynka nie uległa naiwnej nadziei.
Związek Elie wisiał na włosku, a jego wydawał się zmierzać w dobrą stronę. Powoli docierali się z Mari, bo nie oszukujmy się, ale sporo ich dzieliło, a przy tym każde miało dość silną i charakterystyczną osobowość. Jednak udawało się im w tym wszystkim znaleźć wspólny punkt zaczepienia i podążać we wspólnie obranym kierunku.
- Ej! - Spojrzał groźnie na blondynkę, ale zaraz po tym kącik jego ust powędrował ku górze zdradzając rozbawienia, które dotarło, aż do gniewnie zmrużonych oczu. - Mam taką nadzieję. Chyba, że jest skrytą masochistką, ale raczej w to wątpię - rzucił żartobliwie. Trzeba jednak przyznać, że słowa Rosenfield zmusiły go do zastanowienia się nad tą kwestią. Czy był dla Marianne wyjątkowy? Czy miała w ogóle powody by go za takiego uważać? Sam nie był wstanie odpowiedzieć na te pytania w jednoznaczny sposób, ale chciał wierzyć w to, że chociaż odrobinę jego uczucia względem Marysi pokrywały się z tymi, które ona czuła względem jego. - Poważne - potwierdził, bo nie był typem człowieka, który z kimś się wiązał nie będąc pewnym swojej decyzji. - Dziękuję, Elie. - Uśmiechnął się jeszcze szczerzej, co raczej było rzadkim grymasem na jego twarzy, ale sytuacja była dość nietypowa, bo nie oszukujmy się. To zwykle Jona słuchał o czyiś miłosnych podbojach, a tym razem przejął rolę mówcy. - A on, ten który ci się spodobał? Kim on jest? - No skoro sam mógł się pochwalić to i przyjaciółce nie miał zamiaru odbierać takiej możliwości. Tym bardziej, że ciekawił go jegomość kręcący się przy Elie, którą Jona wolał od czasu, do czasu mieć na oku.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skinęła głową. Jonathan świetnie to podsumował, może nie był szczególnie ciepłym człowiekiem, ale zawsze wiedział, co powiedzieć, ubrać w słowa myśli, które dręczyły Eloise. Wiedziała, że chciałaby poinformować o swojej decyzji byłego męża, ale jeśli nie miał zamiaru się z nią zobaczyć, to nie chciała robić tego później. Jeśli podpisałby papiery, nie byłoby już żadnego odwrotu, ani żadnej możliwości by mogli jeszcze kiedykolwiek porozmawiać. Elie chciała się ostatecznie odciąć, włącznie ze zmianą nazwiska, nie chciała być dłużej panią Rosenfield. – To najlepsza propozycja, wiesz? Jeśli mógłbyś tam ze mną pojechać, to byłoby najlepiej na świecie – odpowiedziała tylko, bo już nie chciała drążyć tego tematu. Właściwie został już ostatecznie wyczerpany, a wszystkie decyzje zostały już podjęte. Teraz zależało jej tylko na tym, żeby dowiedzieć się, jak sprawy miały się u Jona. Rzadko wspominał jej o czymś takim. Kiedyś była Linden, ale jego małżeństwo skończyło się, a później była tylko cisza. Chyba nie byli osobami, które chwaliłyby się wzajemnie jakimiś podbojami, ale to było coś zupełnie innego. Jona, kiedy mówił o dziewczynie, wyglądał zupełnie inaczej. Eloise była zaskoczona, jak dobrze! – Nie trzeba być masochistą, Jona. Jesteś najlepszym facetem, jakiego poznałam w swoim życiu. Czy ty wiesz, że jesteś jedyną osobą, którą znam tyle lat, a jeszcze nigdy mnie nie zawiodłeś? – właśnie tak było. Nie pamiętała choćby jednej kłótni między nimi, może jakaś wymiana zdań delikatnie podniesionymi głosami, ale Eloise nie mogła sobie przypomnieć niczego więcej. Owszem, miała przyjaciół, na których mogła liczyć, ale to znajomość z Wainwrightem była najdłuższa. – Bardzo, bardzo się cieszę. Zasługujesz na kogoś wspaniałego w swoim życiu, a wierzę, że ona jest wspaniała, skoro zwróciła na ciebie uwagę – nie miała niczego złego na myśli, właściwie tylko to, że idealnie się do siebie dopasowali. Wzruszyła ramionami. Nie wiedziała czy chce rozmawiać jakoś szerzej na temat Milo, bo to nie było nic poważnego. Raptem dwa spotkania. Jedno z nich było randką i bawiła się świetnie, ale nie wiedziała, co dalej. – Gadaliśmy bez przerwy, już dawno nie rozmawiało mi się z nikim tak dobrze. Powiedziałam mu o sobie wszystko na jednej randce. No, może oprócz jednego – westchnęła, nie chciała wszystkiego niszczyć wiadomością o mężu w więzieniu. – I tyle, nie widzieliśmy się już jakiś czas i nie wiem. Po prostu mi się podoba – stwierdziła na końcu, bo tak właśnie było. Był czarujący, miły, przystojny. To były, jednak tylko cechy, które zauważyła, bo się zauroczyła, a nie miała pojęcia, jaki jest naprawdę.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”