WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po kilku godzinach, które spędził na sali będąc kłębkiem nerwów, w końcu udało mu się dodzwonić do Lottie, która jak zawsze okazała się jego ostatnią deską ratunku, chociaż jak się dowiedział, jej milczenie związane było nie z wyciszonym telefonem a wydaniem na świat dziecka. Zważywszy na to, że była świeżo upieczoną mamą, nie zamierzał więc zrzucać na jej głowę opieki nad Echo, ale wierzył, że była w stanie pociągnąć za sznurki i wśród swoich znajomych znaleźć kogoś, kto mógłby go wspomóc w ciągu kilku nadchodzących dni. Te chciał czy nie, musiał spędzić w szpitalu. Lekarze, pielęgniarki i Alyson nie dawali mu cienia nadziei na to, że mógłby wyjść lada moment i wrócić do domu, a on... Wyklinał guza w swojej głowie, który wpakował go nie tylko w wiele problemów, ale również dyskomfort związany z tym, że musiał się ładnie uśmiechnąć do Lavy.
Może i się znali, ale nie uważał, by znajomość ta była na takim etapie, żeby czuć się swobodnie w chwili, w której zrzuci na kobiecą głowę niemały obowiązek, jakim była opieka nad blisko trzydziestokilogramowym psem, nie mającym do tej pory okazji znaleźć się pod opieką obcych osób. Wiedział jednak, że nie miał innego wyjścia, o ile nie chciał, by zastała go noc i świadomość, że od rana pies był pozostawiony sam sobie.
Umówił się z kobietą na popołudnie, mając na uwadze to, że lekarz chciał go zabrać na jeszcze kilka kontrolnych badań, by upewnić się, że jego pogarszające się samopoczucie było zwykłym skutkiem ubocznym wziętej chemii, a nie reakcją niepożądaną na nią czy co gorsza kolejnym objawem rozwijającej się choroby.
Kiedy wracał z badań, dostrzegł znajomą sylwetkę i poprosił pielęgniarkę, by na moment zostawiła go samego. Ta niechętnie przystała na tę prośbę, ale ostatecznie pozwoliła by został na korytarzu i oddaliła się, wcześniej wspominając, że powinien zaraz wracać do łóżka. Skinął głową, westchnął pod nosem i spojrzał na Lavę, która zdążyła pokonać dzielącą ich odległość.
Cześć... Ratujesz mi tyłek. Obie z Lottie ratujecie – rzucił na powitanie, uśmiechając się nieznacznie. Był jej cholernie wdzięczny, nawet jeśli pierwszym co można było dostrzec na męskiej twarzy, było zakłopotanie. – Skoczymy do kafeterii? Tam będzie spokojniej – dodał, zerkając na przechadzających się po korytarzu pacjentów i lekarzy. Nie chciał rozmawiać w takim zamieszaniu, a do powrotu na salę, wbrew poleceniom pielęgniarki, się nie spieszył.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#29
Prośby od Charlotte były prośbami, których Lava nie mogła zignorować. Cokolwiek by to nie było, to Hale czuła obowiązek, by pomóc swojej przyjaciółce. Tym razem było tak samo. Pomocy potrzebował jednak Rhys, przyjaciel Lottie. A wiadomo, że przyjaciołom przyjaciół również należało pomóc. Na szczęście mieli okazję się już poznać, więc to nie tak, że miała wyświadczyć przysługę zupełnie obcej osobie. Charlotte nie zdążyła przekazać jej zbyt wielu informacji, bo mała Zoey miała swoje własne plany, uwzględniające stuprocentową obecność i uwagę mamy, dlatego Lava została uraczona dosłownie garstką informacji, a potem kilkoma szczegółami od samego zainteresowanego. Nie była nawet w stanie porozmawiać z przyjaciółką i dopytać, jak sobie radzi, jak się czuje i czy nie potrzebuje czasem wsparcia.
Do szpitala przyjechała po południu, tak jak prosił Rhys, gdy przekazywał jej dokładny adres. Od Charlotte wiedziała o jego chorobie, ale tak naprawdę niewiele o jego stanie, nie chciała być jednak wścibska i wypytywać o detale. Stanęła w korytarzu, rozglądając się za jakąś drogą, którą mogła obrać, jednocześnie zastanawiając się, czy nie lepiej na mężczyznę poczekać, by potem nie szukać się z nim po szpitalu. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy dostrzegła Alderidge. Od razu mu pomachała, starając się nie wykonywać tego ruchu zbyt entuzjastycznie i ruszyła żwawo w jego stronę. Szpital nie nastrajał jej zbyt pozytywnie, ale Lava była Lavą, we wszystkim starała się znaleźć jakiś pozytyw.
– Hej. – uśmiechnęła się. – Och przestań, naprawdę. Raz ktoś ratuje tyłek tobie, potem ty ratujesz mu. – machnęła ręką, by podkreślić, że to żaden problem i pokręciła głową. Nie była typem osoby, która zbiera sobie i zapisuje w notesie wszystkie przysługi oraz ile kto jej wdzięczności wisi, lubiła jednak mieć świadomość, że jeśli ona pomaga innym, to jej również ktoś kiedyś pomoże, gdy będzie w potrzebie.
– Pewnie. – zgodziła się. – Prowadź… bo przyznam, że jestem tu pierwszy raz. – dodała z bladym uśmiechem, ustępując mu miejsca, by ruszył w odpowiednią stronę. Pewnie doskonale znał tę drogę.
– Mogę spytać… jak się czujesz? – uniosła pytająco brew, zerkając na niego, gdy przechodzili korytarzem w stronę kafeterii.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiadomo, chociaż liczę na to, że ciebie szczęście nie opuści – stwierdził, uśmiechając się nieznacznie. Już było wiadomym, że miał u niej ogromny dług wdzięczności, ale jednak liczył na to, że nie będzie jej się musiał odpłacać, a Lava nie zostanie postawiona któregoś dnia pod ścianą i zmuszona do szukania pomocy wśród bliższych i dalszych znajomych. Rhys, jak to on, zawsze wszystkim życzył najlepiej i nie miało znaczenia czy chodziło o kogoś bliskiego, czy obcą osobę. Nie inaczej było więc w przypadku Lavy, którą w jakimś stopniu zdążył już poznać i zauważył, że była sympatyczną dziewczyną.
Zawsze musi być ten pierwszy raz – rzucił, choć sam nie był do końca pewny tego, czy bardziej kierował te słowa do Lavy, czy może jednak do siebie. W końcu on też nie był w tym miejscu nigdy wcześniej. W szpitalu tak, ale na oddziale nie. Nie sądził, że przypadnie mu ten nieprzyjemny zaszczyt, ale stało się. Zaliczył pierwszą oficjalną wizytę na oddziale i to takim, na którym nie spodziewał się, że kiedyś zagości. Życie bywało złośliwe, a los okazywał się wredną suką.
Przystanął w miejscu, kiedy padło to jedno pytanie, na które nie miał okazji za często odpowiadać, ale które, gdy już padało, to wpędzało go w niepewność.
Prawdę mówiąc, nie wiem. Wczoraj myślałem, że wszystko będzie dobrze, a dzisiaj wylądowałem tutaj bez szans na wyjście do domu przed końcem tygodnia – odparł, wzruszając ramionami i wskazał na szyld oddziału znajdujący się za ich plecami. – A to pozwala mi sądzić, że na koniec tygodnia będę czuł się jeszcze gorzej. Szpitale chyba tak działają na ludzi – dodał i skinął głową, by ruszyli dalej.
Po dotarciu do kafeterii zamówił sobie sok i jakieś ciastko, po czym zerknął pytająco na Lavę, a kiedy dostali swoje zamówienie, zajął miejsce przy jednym ze stolików.
Okej... To właściwie ile powiedziała ci Lottie? – zapytał, zrównując swoje spojrzenie z tym kobiecym, bo nie był pewny, na ile przyjaciółka wtajemniczyła Lavę w całą spontaniczną misję przejęcia opieki nad psem.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Odpowiedziała na jego słowa uśmiechem. Również na to liczyła. Trzeba było przyznać, że Lava miła niesamowitego farta i wiele razu udało się jej uniknąć nieprzyjemniej sytuacji albo wyjść z niej obronną ręką. Szczęście jednak nie mogło trwać wiecznie, w końcu każdemu wszechświat podkładał nogę.
– Żałuję tylko, że w takich okolicznościach. – odparła z bladym uśmiechem. W tym miejscu żadna okoliczność nie była sprzyjająca, jednak mógł się im przytrafić o wiele przyjemniejszy scenariusz. Wolałaby odbierać Rhysa ze szpitala zaraz po tym, jak poinformowałby ją o polepszającym się stanie jego zdrowia. Stąd też pojawiło się jej pytanie, chociaż sądząc po nieoczekiwanym wylądowaniu w tym miejscu, jego wyniki nie zwiastowały niczego dobrego.
– Rozumiem. – pokiwała powoli głową, czując, że nie najlepszym pomysłem byłby dopytywanie o szczegóły. – Oby nie. Chociaż z tym się zgodzę, szpitale tak działają na ludzi. To chyba ten przedziwny zapach, wiesz? – odparła, próbując się przy tym nieco uśmiechnąć. Miała nadzieję, że słowa o szpitalnym zapachu zabrzmią jak żart, którym miały być. Nie miała pojęcia, jak bardzo może sobie pozwolić, ale po tych kilku luźnych i głównie przypadkowych spotkaniach z Rhysem miała wrażenie, że daleko mu sztywniaka.
W szpitalnej kafeterii zamówiła dla siebie herbatę i wybrała jakieś małe ciastko, by dotrzymać towarzystwa koledze, nie była jednak pewna, co do ich walorów smakowych i wolała nie ryzykować.
– Niewiele. Zoey zdążyła się w trakcie rozpłakać, więc nie byłyśmy w stanie porozmawiać. Mówiła tylko, że potrzebujesz opiekunki dla psa. Zgadza się? – udzieliła Rhysowi odpowiedzi, wkładając saszetkę z zieloną herbatą do wrzątku, który ze sobą przeniosła. – Nie miałam okazji poznać twojego psa, a z opowieści Lottie wiem tylko tyle, że jest śliczny. – dodała rozbawiona. Pies przyjaciela nie do końca był tematem, który kobiety poruszały w swoich rozmowach, ale kiedyś Charlotte o nim wspominała, zaznaczając to, że jest psem wyjątkowej urody. Może nawet pokazała jej jakieś zdjęcie, ale Lava tego nie pamiętała.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lepsze takie niż żadne, co nie? – zauważył. Z dwojga złego okoliczności, w których się spotkali, były dużo lepszą opcją niż ich brak. A o to mogło być łatwo, zważywszy na to, że nosił w sobie tykającą bombę, która w każdej chwili mogła eksplodować, kończąc tym samym cały ten cyrk, w jakim utknął przed kilkoma miesiącami, gdy lekarz postawił mu diagnozę. – Dajmy spokój. Szpital jak szpital, nie ma co smęcić, bo to nie tylko umieralnia – dodał i machnął ręką. Nie chciał się rozwodzić nad tym, gdzie przyszło im się spotkać. Nie czuł się w tym miejscu najpewniej i trochę bał tego, że mógłby nie wyjść o własnych siłach, bo jego zaufanie do lekarzy było nieco naciągane, ale pocieszał się faktem, że do szpitala trafiali również ludzie, którym do wizyty na cmentarzu, było cholernie daleko. Złamane kończyny, lekkie poparzenia, jakieś proste zabiegi chirurgiczne... Nie wszyscy chorowali na raka.
Przedziwny zapach i wszechobecna sterylność. Łatwo sobie wkręcić, że w takich warunkach można złapać byle dziadostwo przyniesione przez kogoś z zewnątrz – dodał jeszcze do jej teorii. Jedno i drugie robiło swoje. Może gdyby był to prywatny szpital, gdzie warunki bardziej przypominały domowe a nie szpitalne, a człowiek mógł się poczuć jak w sanatorium, to byłoby łatwiej, ale w tym przypadku... Ciężko było o optymistyczne nastawienie.
Miał jednak szczęście w nieszczęściu, że mógł przyjmować gości i odezwać się do kogoś znajomego. Niektórzy nie mogli sobie na to pozwolić, bo kontakt ze światem zewnętrznym mógł przynieść więcej szkody niż pożytku, a zamknięcie w jakiejś izolatce, do której wstęp mieli jedynie lekarze i pielęgniarki, z całą pewnością było dużo bardziej przytłaczające. Nie wspominając już o ludziach w śpiączce, którzy w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, co się wokół nich dzieje i być może nigdy nie otrzymają szansy na to, żeby pożegnać się z bliskimi.
Życie pod tym względem było do bani.
Tak, dokładnie. To husky, Kawał psa, ale ułożony. Myślę, że nie powinien sprawiać większych problemów, jak już uda ci się go wyciągnąć. Pewnie początkowo będzie stawiał opór, ale myślę, że jak dasz mu chwilę, to potem pójdzie z górki – streścił w sporym skrócie. Na szczęście Echo nie należał do tych problematycznych psów, przez które tymczasowego opiekunka trzeba było zasypać całą listą ostrzeżeń. Gryzie. Ciągnie. Źle reaguje na dzieci i psy. Lubi uciekać. To nie byłby opis psa Rhysa, w którego wychowanie, mężczyzna włożył wiele czasu i wysiłku. — Gdyby jednak stawiał opór, a Lottie albo Blake zdołaliby na chwilę podjechać, to na pewno wiele by ułatwiło. Zna ich, za Lottie wręcz szaleje i na pewno nie odmówiłby jej spaceru w nowe miejsce – dodał. Nie chciał fatygować przyjaciółki, gdy na głowie miała nowe zobowiązania, ale gdyby Lava nie potrafiła sobie poradzić z psem, to... Może powinna prosić przyjaciółkę o pomoc?

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Biorąc pod uwagę częstotliwość naszych spotkań, chyba tak. – przytaknęła z lekkim uśmiechem. Oboje byli przyjaciółmi Charlotte, jednak wcale nie tak często spotykali się w większej grupie. Lava lubiła ich jednak odwiedzać w studiu tatuażu, przy każdej wizycie twierdząc, że czeka na projekt przyjaciółki, który na jej ciele wytatuuje Rhys.
– Dobra, faktycznie dajmy spokój. Nie jestem podatna na takie rzeczy, ale coś czuję, że jak wrócę do domu, to poczuję się chora. – zażartowała, krzywiąc się przy tym nieco. Przeważnie nie miała problemu z rozmawianiem na wszelkie tematy, ale w tym momencie temat szpitala był dla niej wyjątkowo trudny. Mimo że z Rhysem nie byli blisko, to doskonale wiedziała, jak jego chorobę przeżywa Charlotte i jak bardzo się o niego martwi. Nie byłaby sobą, gdyby teraz nie kotłowało się w niej zbyt wiele emocji, które próbowała zatrzymać dla siebie. Nie chciała wyjeżdżać z jakimiś banałami albo udawać przed mężczyzną, że wszystko jest okej. Bo nie było, oboje to doskonale wiedzieli. Jedynie Rhys miał prawo mieć na ten temat jakąkolwiek opinię.
– Wyciągnąć? To on nie lubi spacerować, czy to kwestia nowej sytuacji? – uniosła pytająco spojrzenie. Miała wrażenie, że każdy pies był chętny na pokonywanie masy kilometrów, a husky szczególnie. – Od razu szczerze przyznaję, że ostatni raz taki dłuższy kontakt miałam z psem, gdy byłam w szkole średniej. Ale to był mój pies, to znaczy mojej rodziny, więc… chyba coś tam wiem. – dodała jeszcze, by Rhys wiedział, że nie powierza Echo komuś, kto nigdy nie spędził z psem więcej niż doby. Co prawda minęło jakieś dziesięć lat, ale pewnych rzeczy się nie zapomina.
– Tak… Lottie wspominała. – uśmiechnęła się szeroko. Wolałaby nie zawracać Charlotte głowy, gdy teraz jej priorytet była Zoey. Nie miała siły ani czasu, by mogły się normalnie spotkać, a co dopiero, by zabierać psiaka na spacer. Pod uwagę brała za to Blake’a, który, gdy zajdzie taka potrzeba, będzie musiał ją ratować z opresji.
– Mam jednak nadzieję, że jakoś się z Echo dogadamy. Tylko… kilka godzin w ciągu dnia muszę być w pracy, w końcu mam od rana audycję do poprowadzenia. Później pracuję w domu, więc będę mieć na niego oko. Da sobie radę w nowym miejscu sam przez kilka godzin? – dopytała jeszcze, bo każda informacja była cenna. Nie chciała go zostawić samego, jeśli bałby się nowego miejsca albo przez kilka godzin miał płakać. Od razu zaczęła się zastanawiać, czy mógłby z nią pójść do radia.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powiedziałbym, że mogłaś częściej wpadać do studio, żeby odrywać Lottie od obowiązków, ale pewnie i tak byśmy się mijali – stwierdził, wzruszając lekko ramionami. Pierw on regularnie brał wolne z powodu pogarszającego się samopoczucia, więc więcej go w studio nie było niż był. Potem Lottie odesłał na zwolnienie, żeby mogła się przygotować do porodu. Teraz zaś wszystkie sprawy spadły na głowę jego pracowników i jedynie pozostało mu mieć nadzieję, że jakoś podołają w tej nowej, niezbyt komfortowej dla wszystkich sytuacji, bo jeśli z tego wyjdzie, to chciał mieć gdzie wrócić i jak naprawić kontakty ze swoimi klientami.
Wypluj to, wystarczy tych chorób i ciąż, niech ktoś z nas wszystkich tryska zdrowiem i energią – rzucił z rozbawieniem. Faktycznie, od pobytu w szpitalu w jakiejkolwiek roli, można było się pochorować, bo to miejsce tak działało na ludzi, ale miał nadzieję, że Lava w tym wszystkim zostanie oszczędzona. I to nie dlatego, że musiała mieć siły do jego psa. Rhys po prostu dla wszystkich chciał dobrze i jeśli miałby jakoś pomóc tym, że wykopałby kobietę ze szpitala w ekspresowym tempie, to byłby gotów to zrobić. A na pewno zrobiłby to, gdyby zaczęła mu wyjeżdżać z tekstami, które słyszał wielokrotnie z ust przyjaciół czy pracowników.
Będzie dobrze.
Wyjdziesz z tego.
Poradzimy sobie.
Pokonasz to draństwo.

Mógłby wymieniać w nieskończoność i chociaż wierzył w te zapewnienia, bo sam był gotowy na to, żeby stoczyć tę najcięższą walkę w swoim życiu, to pogarszający się stan zdrowia potrafił zasiać ziarno niepewności i zwątpienia w to, że naprawdę będzie dobrze.
Nowej sytuacji. Zabrało mnie pogotowie, ludzie, których nie znał. Teraz nagle przyjdziesz ty, a też cię nie zna. Nie mam pojęcia jak zareaguje na to wszystko… – odparł. Mógł sobie tylko wyobrazić to, jak wielkie było niezrozumienie psa do tego konkretnego dnia, gdy działy się rzeczy tak dziwne, jak zabranie Rhysa i wizyta obcej kobiety. – Jeśli da się wyciągnąć z mieszkania, to gwarantuję, że nie będzie miał dosyć spacerów. Ten pies ma nieskończone pokłady energii, ale dacie sobie radę – dodał nieco weselej, lecz w ramach drobnego ostrzeżenia. Echo, jak na husky przystało, potrafił się zachować w domu spokojnie, ale kiedy wychodził na spacer, wstępowały w niego te wszystkie pierwotne psie instynkty. To, że Lava miała sporadyczne kontakty z czworonogami, nie robiło mu różnicy. Może jakby miał jakiegoś agresywnego bydlaka, to by się dziesięć razy zastanowił nad tym, czy na pewno jest to dobry pomysł, ale w kwestii swojego psa, nie miał wątpliwości, że koniec końców wszystko przebiegnie dobrze. – Daj spokój, myślisz że zrywałem się z pracy, żeby do niego zajrzeć? Nie. Potrafi wytrzymać, nie niszczy, nie wyje. Właściwie to przesypia kilkanaście godzin jeśli musi – przyznał. Mogło to robić w oczach innych złego właściciela z Rhysa, ale miał taką a nie inną pracę i czasami musiał zostać dłużej, żeby skończyć sesję i nie rozdrabniać się na dwie.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Nie śmiałabym Lottie odrywać od pracy. Zwłaszcza gdy jej szef był w pobliżu. – zażartowała, próbując przy tym utrzymać poważny wyraz twarzy. Charlotte nie raz opowiadała jej o tym, jak dobrze pracuje się z Rhysem, Lava więc czuła, że spokojnie mogłaby ją odwiedzać w pracy. I może robiłaby to tak często, jak tylko by mogła, gdyby nie fakt, że ostatni rok dla nich wszystkich wcale tak łaskawy nie był, o czym Hale przekonała się osobiście. Zamiast spędzać czas z przyjaciółmi, spędzała godziny w gabinecie prawnika albo w pracy. Oczywiście należało też szczerze przyznać, że jej czas dość mocno się ograniczył również przez spędzanie czasu z Nathanielem, z którym relacja z tygodnia na tydzień się rozwijała. Nie był to jednak temat, który miałaby poruszać z Rhysem.
– Rozumiem, że dla ciebie ciąża niekoniecznie jest oznaką dobrego zdrowia? – uniosła pytająco brew. Bawiło ją to, że chorobę i ciążę postawił w tym zdaniu obok siebie. Lava mogła się z tym jedynie zgodzić, bo we własnym przypadku pewnie tak by ją właśnie traktowała. To również nie był temat, który należało poruszać w towarzystwie znajomego, z którym dane jej było się zobaczyć po kilku dobrych miesiącach, w dodatku w takich okolicznościach.
Zmarszczyła nos i ściągnęła brwi, gdy Rhys opowiadał jej o sytuacji, w której Echo został sam. Mogła się tylko domyślać, jak bardzo stresująca to musiała być dla niego sytuacja. Sama byłabym zaniepokojona, że ktoś zabiera bliską jej osobę do szpitala, a co dopiero nierozumiejący tego pies.
– Biedny… – tylko tyle w tej chwili udało się jej powiedzieć. Przełknęła ślinę i oblizała wargi, spoglądając na mężczyznę. – To musiało być dla niego straszne przeżycie. Teraz pewnie się zastanawia, co się dzieje. – Lava każdą żyjącą istotę traktowała jaką tą czującą i myślącą, dlatego wiele ludzkich cech od razu przyporządkowywała zwierzętom. Po jej minie dało się zauważyć, że jest tym wszystkim wyraźnie zmartwiona. – W takim razie pojadę do niego od razu. Czy jest coś, co mogę wykorzystać, by jakoś go zachęcić? Jakieś ulubione smaczki? – w głowie już układała plan, jak zaskarbić sobie sympatię Echo oraz jak pomóc w tych trudnych dla niego chwilach. Musiała go najpierw poznać oraz pozwolić mu poznać siebie, a w tym na pewno pomoże jej coś dobrego. Następnie musiała zabrać go na naprawdę długi spacer, żeby mógł się wybierać i trochę odstresować.
– Dobrze to słyszeć, bo mam wybitnie upierdliwą sąsiadkę nad sobą. – wywróciła oczami na samo wspomnienie kobiety, która nad nią mieszkała. O dziwo nie była to starsza pani, a kobieta raptem kilka lat od niej starsza, która najwyraźniej lubiła się o wszystko czepiać. – Na pewno sobie jakoś z Echo poradzimy. Myślę, że nie musisz się o nic martwić. Chociaż mam wrażenie, że to ja zaczynam się bardziej martwić. Mam niedaleko park, więc będziemy mieli gdzie chodzić. No i to szczęście, że nie muszę siedzieć ośmiu godzin w biurze. – stwierdziła w końcu, uśmiechając się do Rhysa.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hej, ona prawie jak druga szefowa, to co ja będę się wtrącał? – zauważył z rozbawieniem. Lottie od początku pobytu w studio, odwalała kawał dobrej roboty. Śmiał twierdzić, że zrobiła więcej niż on, kiedy życie pokomplikowało się w taki, a nie inny sposób i kobieta została siłą rzeczy zmuszona do tego, by przejąć większość obowiązków, którymi mieli się dzielić. Było mu z tego powodu nieco głupio i nie wiedział, jak się przyjaciółce odwdzięczy za to wszystko, po tym, jak została rzucona na głęboką wodę, ale tym zamierzał się martwić po wyjściu ze szpitala.
No nie do końca, patrząc na to, ile objawów za sobą ciągnie – przyznał. Mdłości, bóle kręgosłupa, głowy, humorki, bóle nóg. To nie brzmiało jak rzeczy, które można było przypisać okazowi zdrowia, nawet jeśli było wiadomym, że to tylko chwilowe i prędzej czy później mija. Nie znaczyło to jednak, że kobiety w ciąży postrzegał jak obłożnie chore, bo dobrze wiedział, że poza tymi niedogodnościami, potrafiły doskonale funkcjonować, o czym przekonał się na własne oczy.
Tak, tak. W kuchni w szafce przy oknie znajdziesz worek ciastek dla niego. Wiadro z karmą jest pod zlewem, a w lodówce powinny być jakieś puszki. Jest łasy na jedzenie, więc jak będzie widział, że je zabierasz, to powinien zareagować pozytywnie. Ewentualnie napchaj go tymi ciastkami, żeby poczuł się przekupiony – zaśmiał się i zamyślił na chwilę, zastanawiając nad tym, co jeszcze powinien jej powiedzieć z ważniejszych kwestii. – W korytarzu znajdziesz cały sprzęt. Smycze, szelki, obroże. Dla bezpieczeństwa może wyprowadzaj go na szelkach i obroży, żeby ci nie uciekł. Nie wiadomo, co mogłoby mu strzelić do głowy, jak wyjdzie na zewnątrz – stwierdził w końcu, nie przypominając sobie niczego więcej, co mógłby jej powiedzieć. Echo był bezproblemowym psem w domu, na spacerach również, ale miało to miejsce, kiedy był z Rhysem. A Rhysowi ciężko było stwierdzić, jak pies będzie się zachowywał w kontakcie z obcą kobietą. Był jednak dobrej myśli, kiedy przypomniał sobie, że gdy Lottie wychodziła z nim na pierwsze spacery sama, albo spędzała ze zwierzakiem czas w mieszkaniu, wszystko kończyło się dobrze. Teraz również musiało tak być. Nie chciał nawet brać innej opcji pod uwagę. Wierzył w swojego psa. W Lavę też.
Dacie radę. Gdyby jednak cię to przerosło daj znać i coś wykombinujemy, okej? – Spojrzał na nią znacząco, by nawet nie próbowała się wykręcać. Jeśli opieka nad Echo miałaby jej dać w kość, chciał o tym wiedzieć, żeby móc znaleźć nowe rozwiązanie dla tej patowej sytuacji. Chciał dodać coś jeszcze, ale wtedy w kafeterii pojawiła się pielęgniarka, z którą spędził poranek, wędrując z jednych badań na drugie. Nie był zaskoczony, kiedy napotkał jej lodowate, wręcz karcące spojrzenie, a po chwili został odesłany na salę, niczym dzieciak w przedszkolu do kąta w ramach kary, za popełnione występki.
Nie pozostało mu więc nic innego, jak wrócić na salę, wręczyć Lavie klucze i zapewnić ją, by dzwoniła o każdej porze dnia i nocy, gdyby tylko pies stwarzał jakieś problemy. Kiedy się pożegnali zaległ w swoim szpitalnym łóżku i włączył telewizję, by w jakikolwiek sposób zabić zdecydowanie zbyt wolno upływający czas.

zt.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”