WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/originals/f1/a6/91 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trzy porody naturalne, dwie cesarki, przerwa. Czekal na nią z utęsknieniem, był głodny jak wilk, bo nie zjadł śniadania. Dodatkowo był zmęczony, bo wczoraj za bardzo popłynął i spędził noc z jakąś młoda siksą, na dodatek u siebie w domu. Zazwyczaj nie pozwala sobie na takie pomyłki, dziewczyny zaprasza albo do hotelu, albo pozwala im zaprosić siebie do ich domów. Łatwiej mu "uciec", nie musi też nikogo wypraszać. Co się wiec stało wczoraj? Nie miał pojęcia, ale nie zamierzał nikogo pytać o radę ani tym bardziej myśleć o "incydencie", bo przecież niczego nie zmieni.
W każdym razie - zasłużona przerwa. Poszedł jak zwykle do kafeterii, przy okazji kłócąc się z była żoną przez smsy, zamówił sobie jakieś jedzonko i rozejrzał się po sali. Lubił jadać sam, naprawdę, ale zauważył Lanę - jego kompanie podczas lunchu, jedna z niewielu, do jakich się dosiada. Uśmiechnął się szeroko, kiedy ich spojrzenia się spotkały, po czym schował telefon do kieszeni i pewnym krokiem ruszył w kierunku stolika, przy którym siedziała.
- Dzien dobry, pani Ortega. - przywitał się uroczo, w ogóle nie dając po sobie poznać, że jeszcze przed chwilą krew mu się gotowała, kiedy była po raz kolejny wyrzygiwala mu brak obecności na przedstawieniu szkolnym córki, pomimo, że podobno obiecywał. - To krzesło zajęte? - i nie czekając na jej odpowiedź położył tacę z jedzeniem oraz kubkiem gorącej kawy, a następnie usiadł na krześle, opierając sie łokciami o blat stołu.
- Wygladasz przeuroczo, jak zwykle. Co u mojej kochanej cioteczki? - bo kiedy ostatni raz u niej był? Tydzień, dwa tygodnie temu? Nie potrafił sobie nawet przypomnieć, chociaż pamiętał, że obiecał Eleonorze, że odwiedzi ją z córką, za którą starsza pani wręcz przepada. Ugh, on za bardzo widział w niej jej matkę, a przez to, że nie pałał.sumpatia do żony, przekładał to na córkę. Okropny facet. - Duzo pracy? - dopytał, mając oczywiście na myśli szpital, a nie ciocię; spojrzał jeszcze na Lanę ostatni raz, zanim zabrał się za jedzenie swojego lunchu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 11 — ..........Wreszcie przerwa. Co prawda nie wyczekiwała jej z takim utęsknieniem, jak Simone, bo jej dzień do tej pory był raczej luźny, a przed wyjściem do pracy zdążyła zjeść pożywne śniadanie, ale nie zmienia to faktu, że chwila spokoju jej się przyda. W końcu usiądzie, zje, napije się herbaty i przeczyta jakiś artykuł bądź dwa z gazety, którą pożyczyła dzisiaj od koleżanki. Normalnie miałaby przy sobie zapewne jakąś książkę, ale dzisiaj żadnej z mieszkania nie wzięła, bo już wczoraj wieczorem zauważyła, że wszystko, co ma, zdążyła przeczytać. Oznacza to jedno — czas wybrać się do księgarni i coś wypożyczyć, ewentualnie poszukać czegoś w księgarni i kupić. Na to jeszcze ją stać, choć wie, że mocno pofolgować sobie nie może, nie ze swoją niezbyt wielką pensją. Nie, żeby jej to przeszkadzało, bo dopóki stać ją na normalne życie, nie zamierza narzekać. Szczególnie że robi coś, co lubi i wcale się w swojej pracy nie męczy.
..........Przerwy jednak są wskazane, zdecydowanie. Dlatego też bierze pod pachę gazetę oraz swój portfel, po czym idzie do kafeterii, by zamówić coś do jedzenia i picia. Na szczęście nie ma dzisiaj zbyt dużych kolejek, więc już po chwili siedzi przy jednym ze stolików wraz ze swoim zamówieniem. Ledwo jednak udaje jej się ze wszystkim rozłożyć, na horyzoncie pojawia się znany doktor, do którego uśmiecha się wesoło. Widząc, jak zmierza w jej kierunku, na szybko zamyka gazetę i odkłada ją na bok, aby zrobić mężczyźnie miejsce. To nie pierwszy raz, gdy będą razem jeść lunch, a że poprzednie razy były całkiem miłe, dzisiaj też nie zamierza narzekać na jego towarzystwo.
..........Ile razy mam ci mówić, Simone, żebyś nie mówił do mnie per pani? — wzdycha z rozbawieniem, kręcąc lekko głową. Może zrozumieć pacjentów i ich rodziny, ale z nim przecież razem pracuje, więc nie widzi sensu w takich formalnościach. — I nie, skądże, siadaj — dodaje zaraz, machając do niego ręką zachęcająco. Przesuwa nawet nieco bliżej siebie herbatę, aby na stoliku było więcej miejsca.
..........A ty jesteś niezwykle szarmancki, jak zwykle — odpowiada ze śmiechem, nabijając na widelec kawałek kurczaka z sałatki, którą dzisiaj wybrała na swój obiad. — U ciotki bardzo dobrze. Ostatnio ma nad wyraz dużo energii. Na przykład wczoraj pół dnia spędziła w kuchni na robieniu ciasteczek, a cztery dni temu, jak u niej byłam, zabrała się za drobne prace w ogródku, widziałeś? — Zerka na niego z ciekawością, wkładając kęs sałatki do ust. To dobrze, że kobieta czuje się dobrze, ale Lana i tak stara się ją nieco uspokajać, aby przypadkiem nic sobie nie zrobiła. Nie jest już w końcu młoda i nie jest w stanie zrobić wszystkiego, co mogłaby chcieć zrobić.
..........Niezbyt. W tym tygodniu jest dość spokojnie. Ale obawiam się, że to cisza przed burzą, jak to się mówi — stwierdza z cichym westchnięciem. Chciałaby, aby było inaczej, ale wystarczająco długo żyje na tym świecie i pracuje w tym zawodzie, aby wiedzieć, że raz jest lepiej, a raz gorzej.
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

VI

Monterrey opuścił salę operacyjną przechodząc do mniejszego pomieszczenia, które było pewnym zapleczem, w którym przygotowywano się o zabiegów. Stanął najpierw nad dużym koszem, ściągając swój fartuch, w kolorze lazurowym, który po wszystkim posiadał skazy w postaci różnych płynów, acz głównie krwi, jakie się na niego naniosły. To samo stało się za moment z czepkiem oraz lateksowymi rękawiczkami. Wykonał parę kroków do zlewu, gdzie dokładnie umył ręce. Po pozbyciu się wszystkiego opuścił pomieszczenie, po czym przechodząc przez korytarz pchnął dwuskrzydłowe drzwi, znajdujące się na ich końcu i wyszedł na szpitalne korytarze, które nagle wydały się normalnym światem.
Zsunął gumkę z włosów, które najczęściej związywał w nieładzie na czas operacji. Pozwolił włosom opaść na różne strony, a następnie przeczesał je lekko swoją dłonią. Jak gdyby nic się nie wydarzyło przed momentem ruszył w swoją stronę.
Chociaż miał jeszcze bardzo krótki staż pracy w szpitalu, operacje nie sprawiały mu żadnego problemu. Nie miał przez nich koszmarów, nie rozwodził się nad nimi zbyt długo w swojej głowie. Stresu nie odczuwał prawie wcale. Można by rzec, że stawał się wtedy chłodniejszy w emocjach. Tak naprawdę miał po prostu niezachwianą pewną siebie w tym co robi, trzeźwo myślał i jak dotąd wychodził na tym dobrze. I chociaż nie był prowadzącym lekarzem i zapewne jeszcze długo nim nie będzie, to śmiało wyrażał swoje zdanie, a nawet potrafił rzucać własnymi uwagami, co do podjętych decyzji czy pomysłów, z którymi gdzieś się nie zgadzał lub uważał, że coś można wykonać lepiej. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest nawet krnąbrny… i wcale dalece by się nie pomylił.
Na dzisiaj mógł już trochę bardziej odetchnąć. Najcięższe wyzwanie dzisiejszego dnia miał za sobą. Z prac jakie jeszcze musiał wykonać, tak naprawdę pozostała mu tylko wieczorna wizytacja u swoich pacjentów, a potem zasłużone pójście do domu. Zanim jednak, postanowił udać się na dach szpitala, które jednocześnie było lądowiskiem helikopterów. W aurze przyjemnego wieczoru i nocnej poświaty znalazł sobie cichy kąt, w którym mógł spokojnie zapalić papierosa, którego przeszmuglował ze sobą. Nie afiszował się z tym, w końcu raczej powinien zdawać sobie sprawę ze skutków palenia, a przez wykonywany zawód taka postawa mu po prostu nie przystoi. Nie nazwałby się jednak palaczem, tym bardziej nałogowcem. Jeden od święta, dla doznania większej ulgi to jeszcze nie zbrodnia i prawdopodobnie od niego nie umrze.
Spędził na dachu jakieś piętnaście minut, przeglądając różne powiadomienia na telefonie, nim zgasił peta o barierkę. Powoli wracał, przechodząc przez płytę z namalowanymi białymi krzyżami, zamieniając krótkie słowo z pracującymi przy maszynach ratownikami medycznymi, działającymi w powietrzu. Schodami ewakuacyjnymi zszedł na najwyższe, dostępne dla wszystkich piętro szpitala. Mógł skorzystać z normalnego przejścia i windy, ale przyzwyczaił się do schodów pożarowych. Zaletą na pewno było to, że nikt po drodze nie mógł go zaczepić.
Swoje kroki skierował do kafeterii, pchany chęcią zaspokojenia uczucia głodu, które pojawiało się niemal zawsze, kiedy przez jakiś czas musiał grzebać w ludzkich wnętrznościach. Zastanawiał się intensywnie, czy spotyka to większość lekarzy, czy tylko on jest takim specyficznym przypadkiem. Prawie zawsze pragnął czegoś sycącego, a mięso byłoby wprost idealne. Mimo wszystko, zadowolił się dwoma kawałkami słodkiego ciasta oraz oczywiście kawą. Pora była jaka była, ale wcale na to już nie patrzył. Odkąd zaczął tutaj pracować nauczył się ją pić o każdej porze dnia i nocy.
Z talerzykiem i filiżanką przysiadł gdzieś na uboczu przy jednym ze stołów. Ponownie wyciągnął telefon z kieszeni, który miał być jedynym towarzyszem w jego małym posiłku. Nie czekając też długo sięgnął po kawę i dmuchając w nią wpierw, upił parę łyków. Wtedy, odstawiając ją na stolik kątem oka dostrzegł postać kobiety o długich blond włosach, która postanowiła go wyśledzić i odnaleźć w tym miejscu. Oczywiście tak zażartował sobie w głowie, kiedy obserwował Judith z oddali.
Śmiało mógł stwierdzić, że była osobą, z którą miał najwięcej do czynienia podczas swojej pracy tutaj. Praktycznie jej podlegając, to z jej wiedzy, wskazówek, rad, pomocy czerpał najbardziej. Z nią miał najwięcej styczności i najczęściej pracował, również przy operacjach. Słyszał już na jej temat wiele, samemu też mogąc dobrze obserwować ją podczas pracy.
Nie raz, czy nie dwa zderzył się czołowo z jej autorytetem. Roztaczała wokół siebie aurę pewną powagi, stanowczości, dokładności, chociaż zdarzyło mu się zauważyć od czasu do czasu uśmiech na jej twarzy, który sam starał się wprowadzić. Mimo to, z racji przynależności do niej był często ofiarą, zbierając czasem ciężkie cięgi bądź uwagi. I chociaż na początku rezydentury był potulny i to wszystko brał do siebie, by się zmienić i stawać lepszym, to w tym momencie, potrafił jej po prostu odpyskować, a nawet nie raz pokusił się o własną uwagę w jej stronę, czasem robiąc to specjalnie. Z pewnością łączyła ich niezwykła relacja.
Jej charakter nie odwracał jego uwagi od tego, że uważał ją za niezwykle seksowną kobietę. Wiele osób stwierdziłoby by fakt, że różnica wiekowa między nimi jest bardzo duża, co w naturalny sposób wzbudzało w nim dodatkowy respekt w stosunku do niej. Był jednak osobą, która w ogóle nie oglądała się na takie kwestie. Pod tym kątem miał nawet czym się pochwalić przed innymi rezydentami czy stażystami w szpitalu. A wygląd, w połączeniu z jej charakterem tworzył działającą na wyobraźnię groźną mieszankę.
Monterrey nie spojrzał więcej na swój telefon, odkładając go na stół. Zamiast tego obserwował, jak lekarka zabiera to, co sobie zażyczyła i od razu zmierza w jego stronę. Zastanawiał się przy tym, kiedy był ten moment, że zauważyła, iż również znajduje się w bufecie i siedzi dokładnie tutaj, bo miał wrażenie, że nawet go nie oglądała.
Kiedy Judith zajęła miejsce naprzeciwko niego ich spojrzenia automatycznie się spotkały. Monty zaczął wpatrywać się z nią, intensywnie przenikając przez jej tęczówki okalające źrenice, starając się wytrzymać napięcie, jakie się między nimi wytworzyło.
- Chcesz coś mi powiedzieć? – śmiało pozwolił sobie wypalić pierwszy, upijając parę łyków kawy, nie zdejmując przy tym z niej spojrzenia. Widział po minie, że do tego prawdopodobnie dojdzie. Dlatego też znalazła się teraz w tym miejscu, przy nim. Wiedział to już będą w sali operacyjnej, iż moment, w którym wystąpiła między nimi niezgodność, co do podjętych kroków podczas przeprowadzania zabiegu, nad którą prawie zaczęli debatować przy otwartym pacjencie będzie tematem najbliższej pogadanki z Meyer. Choć ostatecznie poszli za jej słowami, to pozwolił wtedy sobie na jawne wyrażenie swojej opinii, dotyczącej tej sytuacji.
W tej chwili nie mógł się aż doczekać reakcji, ze strony seksownej pani ordynator.

autor

0
0

-

Post

1. Sala operacyjna nie od dziś jest właściwie jej drugim domem, a przy okazji również miejscem, w którym Judith czuje się po prostu najlepiej. O ile dla postronnych osób to raczej miejsce odpychające i pewnie nikt nie chciałby tam nawet wchodzić, tak właśnie ona czuje się tam dosłownie jak ryba w wodzie. Wie po co tam jest i co dokładnie ma robić, a najczęściej wszystko dzieje się tam właśnie pod jej dyktando, co sprawia, że uczucie władzy w rękach pozytywnie ją elektryzuje. Nutka adrenaliny w takiej sytuacji pojawia się nieustannie i pozwala jej poczuć, że żyje, walcząc o zdrowie, a czasem i życie całkiem obcej osoby. Dokładnie tak samo było właśnie dzisiaj, gdy podczas standardowej, ale owianej jak zawsze ryzykiem operacji, wyszła wreszcie na zaplecze, poniekąd jako ostatnia, ponieważ musiała jeszcze dopilnować na sali kilku kwestii i omówić jedną sprawę z anestezjologiem. Na zapleczu sali operacyjnej była więc obecnie sama, zdjęła z siebie zakrwawiony fartuch, jak również czepek, rękawice i maseczkę, które nieustannie towarzyszyły jej w pracy. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i przyjrzała się swojej napiętej twarzy, która zwiastowała jedynie tyle, że była teraz lekko poirytowana tym, co miało miejsce kilkanaście minut temu na sali. Ale na ten moment po prostu dokładnie umyła ręce, zadowolona tak czy inaczej, że cały zabieg powiódł się jak należy i że wszystko wykonane zostało poprawnie, bo to właśnie ta perfekcja była dla niej niezmiernie ważna. Gdy wyszła więc już na szpitalny korytarz, odetchnęła sobie i ruszyła przed siebie w dobrze znanym sobie kierunku, a mianowicie w stronę schodów, które prowadziły na piętro, gdzie to mieściło się jej gabinet. Zsunęła z włosów gumkę, którą spięte były dotąd jej długie włosy i przeczesała je dłońmi, pozwalając by swobodnie jasne pasma opadły na jej plecy. W międzyczasie jej wyraz twarzy nie wyrażał żadnych emocji, jedynie odpowiadała co jakiś czas komuś, kto się z nią witał, jakby będąc jeszcze kompletnie w swoim świecie, analizując w głowie przebieg całej tej operacji. Nie czuła żadnych większych emocji, stresu czy strachu, każda operacja zawsze pobudzała ją do działania, była gotowa i w stu procentach przygotowana, nawet, gdy brała się za najtrudniejsze przypadki. Taki czekał ją jednak dopiero za dwa dni, chciała bowiem spróbować i dać szansę na normalne życie młodemu chłopakowi, który miał trafić w jej ręce. Beznadziejny na pierwszy rzut oka przypadek, ale to właśnie Judy postanowiła powalczyć z losem, jak zawsze ryzykując, ale według niej kto nie ryzykuje, ten traci. I nie pije szampana. Nawet jeżeli osobiście nie wygląda na czterdzieści lat, to i tak staż ma już dość imponujący, jak również samo doświadczanie, co jedynie pozwalało jej wierzyć we własne możliwości. Nawet jeżeli ktokolwiek mógł stwierdzić, że jest zbyt pewna siebie i ryzykuje życiem pacjentów. Za to jednak właśnie wszyscy w dużej mierze ją uwielbiają, nawet jeżeli w normalnej sytuacji raczej schodzą jej z drogi, by nie mierzyć się z torpedą jej charakteru. Nieczęsto jednak ktokolwiek ma na tyle odwagi, aby kwestionować jej decyzje, a dzisiaj poniekąd z tym właśnie się spotkała i o tym rozmyślała, docierając do swojego gabinetu. Na ten moment jednak mogła sobie odetchnąć, miała chwila dla siebie, bowiem nie czekał na nią żaden pacjent ani też nie miała zaplanowanej żadnej operacji. Póki co, bo oczywiście w czasie dyżuru różne rzeczy się dzieją. Na miejscu sprawdziła swój telefon i usiadła na moment za biurkiem, by zająć się dokumentacją pacjenta, którą wolała uporządkować i wypełnić od razu, z racji swojego zamiłowania do porządku w dokumentach. O czym również zawsze przypomina młodym lekarzom, którzy rwą się do pracy, zapominając o tym, że to wszystko podszyte jest także papierologią. Ostatecznie jednak jej żołądek zaczął dopominać się jakiegoś jedzenia, a jej organizm kofeiny, której nie miała w ustach jakieś kilka godzin. O kilka godzin za długo. Podczas dyżuru wlewała w siebie sporo kawy, niewiele za to jedząc, bo zazwyczaj nie miała po prostu czasu. Podobnie jak i dzisiaj, bo od rana niemalże każdy czegoś od niej chciał, ale w tej chwili postanowiła w końcu to zmienić, bo o samym śniadaniu zapewne daleko nie zajedzie, a czeka ją jeszcze przynajmniej kilka godzin w tym budynku. Po tym więc jak zamknęła swój mały dobytek, udała się korytarzem do kafeterii, pragnąc wreszcie zaspokoić niektóre z potrzeb własnego organizmu, ale też poniekąd domyślała się, że tam właśnie może teraz spotkać osobę, z którą chciała zamienić kilka słów. Po drodze jednak oczywiście zatrzymano ją jeszcze dwukrotnie, bo zazwyczaj nie miała możliwości przejść spokojnie korytarzem, na tyle, by ktoś czegoś od niej nie chciał. Po tym jak przekroczyła wreszcie próg pomieszczenia, niemalże od razu jej oczy wyszukały znajomą postać, siedzącą zazwyczaj właśnie w tym samym miejscu. To spojrzenie jej trwało jednak zaledwie kilka sekund, potem skierowała się do lady, by zamówić coś dla siebie, a dokładniej kawałek swojego ulubionego ciasta, którego od pracującej tu kobiety zawsze dostawała spory kawałek, a do tego dużą, mocną kawę, czyli istne paliwo dla jej organizmu. Wraz ze swoim zamówieniem ruszyła w wiadomym kierunku, lustrując spojrzeniem swoją "ofiare". Monterrey Winterspoon z całą pewnością jest osobą, z którą w ostatnim czasie ma naprawdę wiele wspólnego. Mimo faktu, iż potrafi ją zirytować jak nikt inny, to również jest właśnie tym rezydentem, w którym Judy widzi absolutnie największy potencjał. A może nawet swoje własne odbicie, takiej Judith sprzed kilku lat, kiedy to i ona zaczynała w tym zawodzie. Prawdopodobnie dlatego dochodziło czasem do sytuacji stykowych, tak jak i dzisiaj podczas pamiętnej operacji. Nie ma co ukrywać, że nienawidzi, gdy ktokolwiek podważa jej decyzje i kompetencje, jawnie dyskutując i to w dodatku przy innych osobach obecnych podczas operacji. Ale z drugiej strony, tylko takie osoby są cokolwiek warte, bo myślą po swojemu i próbują czegoś nowego, nie odgrzewając jedynie suchych faktów. Jako jedyny się jej nie bał, potrafił podjąć dyskusję i dosłownie elektryzował swoim wzrokiem, z czym niezbyt potrafiła walczyć. Rozsiewał wokół siebie aurę, która w jakiś niezrozumiały sposób ją przyciągała, chociaż dzieliło ich tak wiele lat, że dosłownie było to bardziej niż niepoprawne. A w dodatku jawnie jej podlegał służbowo, co mogłoby być z jej strony dużym nadużyciem. Nic nie mogła jednak poradzić na to, że jej wzrok wyszukiwał go częściej niż powinien, nawet jeżeli czasami dochodziło między nimi do konfrontacji. Ale to właśnie ta konfrontacja sprawiała, że leciały iskry. Była teraz niemalże pewna tego, iż wie co właśnie go czeka, ale absolutnie nie zamierzała zostawić tego bez echa. Gdy tylko dotarła do stolika, usiadła naprzeciwko niego i posłała mu jedno z tych spojrzeń, przez które pozostali rezydenci mieli ochotę uciekać, w międzyczasie odkładając talerzyk. Filiżankę nadal trzymała w dłoni i upiła kilka łyków kawy, nie odrywając wzroku od mężczyzny. Stoczyli krótką walkę na spojrzenia, jakże intensywne. Oblizała usta i odstawiła filiżankę, słysząc jego pytanie, po którym nieznacznie uniosła jedną brew. - Czy ja chcę Ci coś powiedzieć? Oczywiście, że chcę. W zasadzie to bardzo dobrze, że jesteś tego świadomy, oszczędzi mi to przynajmniej połowę wypowiedzi - stwierdziła rzeczowo, raczej chłodno i poważnie, nadal nie spuszczając z niego wzroku - Wiesz jakie są zasady asystowania mi podczas operacji? Czy asystując mi tak często, zapomniałeś o kilku najważniejszych kwestiach? Bo chyba doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie toleruję dyskutowania i podważania moich decyzji w trakcie operacji. Bo kto jest osobą decyzyjną? - kolejny raz uniosła brew, wbijając widelczyk w kawałek ciasta, który po chwili znalazł się na widelczyku, a potem w jej ustach - Takie uwagi należy przedstawiać przed operacją, nie w jej trakcie, przy otwartym pacjencie. Tak czy inaczej myślę, że to była dla Ciebie cenna lekcja, Winterspoon - przegryzła kolejny kawałek ciasta, ponownie podnosząc wzrok na swojego towarzysza, na którym zawiesiła go na dłużej. Sama łapała się na tym, iż wpatrywała się w niego czasami zbyt długo, ale nie potrafiła z tym walczyć. Miała ochotę na więcej, znacznie więcej niż powinna i trochę ją to przerażało, a trochę ekscytowało. Nosiła się jednak z tymi pragnieniami już dość długo. - W nagrodę za Twoje cenne uwagi, pozwolę Ci zająć się dokumentacją pacjenta, którą trzeba uzupełnić. Dzisiaj - dodała jeszcze, nieco uszczypliwie, bo tak naprawdę sama wszystkiego nie zrobiła jeszcze, a jedynie dołożyła mu pracy na dzisiaj, w międzyczasie delektowała się natomiast swoją kawą, której smak przyjemnie drażnił jej kubki smakowe.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czekając na to, co nadejdzie, siedział spokojnie na swoim krześle. Można było wręcz wyczytać z jego postawy, że nie był nawet spięty. Nie raz padał z Judith w dyskusję, więc nie było to dla niego nic nowego, chociaż dzisiaj wykonał kolejny śmiały krok, który mógł zaostrzyć w pewien sposób ich relację. Przekonany o własnej nieomylności i doskonałości i tak zamierzał obstawać przy swoim.
- Oczywiście, że ty jesteś osobą decyzyjną, czy w jakiś sposób to zanegowałem? Uważam jednak, że moim obowiązkiem, jako również lekarza, było zakomunikowanie o swoich obawach podczas wykonywanej czynności oraz zasugerowanie jakieś alternatywy, która według mnie przyniesie więcej korzyści. Czy następnym razem, w razie krytycznej sytuacji mam mówić, że nie pomogę, bo tylko kroję tam, gdzie mi wskażą? – zapytał ją, unosząc niemal tak samo brew do góry, jak zrobiła to przed chwilą. Napił się jeszcze kawy, ale głównie dlatego, że nagle poczuł suchość w gardle. Wymiana zdań mogła być naprawdę długa, ale czuł nawet małą ekscytację z tego powodu, przez co chyba zaczął szybciej się odwadniać
- Dobrze wiesz, że to, co zasugerowałem mogło okazać się lepsze w przyszłości. Nie stwierdziłem w żadnym momencie, że to co robisz jest złe, ale uważałem, że gorsze, chociaż bezpieczniejsze bez sprzecznie. Nie chciałaś ryzykować, ale też nie pozwoliłaś sobie zaufać. Ostatecznie wyszło na twoje. – wzruszył lekko ramieniem, patrząc gdzieś na bok na duże okna, które ukazywały wieczorną scenerię Seattle. Chwilę się tam popatrzył, dając blondynce czas, na przetrawienie jego słów. Już w tym momencie czuł, że ta rozmowa może nie mieć najmniejszego sensu, gdyż prawdopodobnie nie przetłumaczą sobie swoich racji, a ostatecznie to on będzie musiał się podporządkować. Mimo wszystko, poza merytoryczną stroną wymiany uwag, całkiem nieźle się w tym momencie bawił.
- W trakcie operacji może się wiele zmienić więc to żaden argument. Gdyby dało się wszystko przewidzieć na zebraniu przed, to z pewnością więcej ludzi by dziś żyło. – zanegował po raz kolejny jej słowa, jednocześnie biorąc telefon w dłonie. – Wiesz, że mogę mieć rację i wiesz, że byłem zdolny do podjęcia się tego, by wcielić w życie mój plan. Po prostu we mnie nie wierzysz i jesteś zbyt dumna, by to przyznać nawet przed sobą. – dodał jeszcze szybko, a następnie jak gdyby nigdy nic, jakby nie mając już nic do dodania rozświetlił ekran telefonu, zaczynając odpisywać na wiadomość od znajomego. Powstrzymywał się mocno, aby się nie uśmiechnąć lekko, bo znów posłał mała bombę w jej stronę. Na ten moment granica między konstruktywną opinią a droczeniem się i wymierzaniem sobie uszczypliwości powoli się zacierała.
Ledwie zdążył wystukać parę liter na wirtualnej klawiaturze, a dłoń Judith pacnęła jego sprzęt na blat stołu. Monterrey uniósł wzrok i natknął się na niemal surowe spojrzenie swojej przełożonej. Znów nastąpił chwilowy moment, w którym zatapiali się w swoich spojrzeniach, a napięcie mogłoby generować iskry. Choć w powiedzeniu mówi się, iż złość piękności szkodzi, to według niego, w przypadku lekarki siedzącej naprzeciwko, mogło być w drugą stronę. Niemal zelektryzowało go to, jak bardzo nie spodobało jej się to, że nagle ją zignorował i jak stanowczo przykuła z powrotem jego atencję.
Monty zabrał dłonie od telefonu, kiedy jej ręka wyprostowana nad stołem, wciąż blokowała do niego dostęp. Opadł na krzesło, biorąc zamiast tego filiżankę z kawą, po czym napił się ponownie, nie kosztując nawet swojego ciasta. Obecność Judith tak naprawdę pochłaniała całą jego uwagę. Gdyby to od niego zależało, mógłby tak tutaj z nią teraz siedzieć i rozmawiać bez końca, próbując wygrać tą małą wojnę uszczypliwości między nimi. A ta zabawa bardzo mu się podobała.
Zwycięstwo wymknęło mu się z rąk, kiedy Meyer wytoczyła cięższe działa. Na sam dźwięk słów papierkowa robota aż poczuł, jak cały entuzjazm z niego schodzi. Nawet nie miał żadnego kontrargumentu, ponieważ kiedy kazała mu to zrobić, musiał to zrobić.
- Żartujesz, tak? Mam niecała godzinę do wyjścia, po dziewięciu godzinach bycia tutaj, po trzech godzinach operacji, musząc jeszcze zrobić obchód, a teraz mam siedzieć i jeszcze wypełnić papiery do dzisiaj? W tym przygotować raport z zabiegu? Przecież zostanę tu na przynajmniej dwie godziny! – próbował się zbuntować, ale po prostu opadł niemal bezwładnie na krzesło, krzyżując ręce na torsie. Patrzył na nią wykrzywiając lekko wargę, a następnie zmrużył oczy i nos po czym pokręcił głową, dając jej do zrozumienia, co myśli o jej decyzji.
W głowie już żegnał się z myślą, że za niecałą godzinę wróci do domu, ułoży się na kanapie, a jak będzie miał jeszcze trochę sił w zanadrzu, to wstąpi wcześniej do sklepu, zamówi jedzenie oraz kupi jakiś alkohol, by umilić sobie wolny czas. Teraz, mógł tylko się domyślić, że to wszystko w najbliższym czasie nie spotka go, a Judith, która zapewne ulotni się niedługo, wróci do siebie i będzie mogła zrobić w swoim apartamencie to wszystko, czego on jeszcze przed momentem pragnął.

autor

0
0

-

Post

Oczywiście, że nie był spięty i w zasadzie Judy wcale nie była tym faktem zaskoczona. Zna go przecież nie od dzisiaj i doskonale dostrzegała fakt, iż od jakiegoś czasu on wcale nie stresuje się w jej obecności tak jak na początku ani też nie tak, jak pozostali rezydenci. Nie byłoby kłamstwem stwierdzenie, że co poniektórzy uciekają wręcz na jej widok i mimo faktu, że chcą do niej trafić, bo jest świetna w tym co robi i chcieliby się od niej uczyć, to jednak pewnie też wiele na jej temat słyszeli i zwyczajnie ich ten fakt przeraża. A Monterrey swoje przecież u jej boku już przeszedł, wytrwał, przetrwał i pewnie tylko go to umocniło, dodało pewności siebie, z której teraz skrupulatnie w jej towarzystwie korzysta. Gdyby był kimkolwiek innym, pewnie Judy wcale nie wkręciłaby się w takie słowne przekomarzanie, a jedynie szybko ucięła temat, stawiając na swoim. Ale lubiła te jego śmiałe kroki, intrygowało ją to co jeszcze w sobie skrywał i na ile tak właściwie go stać. A ciągle ją w tej kwestii zaskakiwał, przez co lubiła te karty odkrywać. - Oczywiście, że to zanegowałeś, poprzez podważanie mojej decyzji, a to właśnie ja decyduje o przebiegu operacji i o tym co jest najlepsze dla pacjenta, którego operuje. Twierdzisz, że nie wiem jakie są alternatywy w danym przypadku? Albo że źle wykonuje czynności w trakcie operacji, aby trzeba było sugerować cokolwiek innego? - spojrzała na niego znowu wymownie, słuchając jego kolejnych słów, które nawet by ją pewnie rozbawiły, ale mimo wszystko na jej twarzy nadal nie zagościł nawet cień uśmiechu - Póki co masz kroić tam gdzie Ci wskażą. Tam gdzie ja Ci wskaże. I masz wspierać osobę, której asystujesz, nie negować podejmowane przez nią decyzje. A w krytycznych sytuacjach działać sprawnie i z zimną głową, jeżeli nastąpiłaby taka sytuacja, robiłbyś swoje i podział obowiązków wtedy jest logicznym rozwiązaniem. Ale nic takiego nie miało miejsca w trakcie naszej dzisiejszej operacji. Chciałeś więc jedynie podbudować swoje ego? - uniosła znowu brew, lustrując go swoim badawczym spojrzeniem. Trochę schodziła z tematów medycznych, nieco dając się wciągnąć w tą słowną gierkę, ale nic nie mogła poradzić na to, że zwyczajnie to lubiła. I po stresującym dniu pełnym wrażeń, było to miłą odskocznią. W zasadzie z nikim w tym szpitalu nie mogła sobie podyskutować, tak jak właśnie ze swoim "ulubionym" rezydentem. No bo bądźmy szczerzy, nigdy głośno nie przyzna, że kogokolwiek faworyzuje. Ale fakty są jakie są i nawet sobie samej nie może wmówić, że jest inaczej. Zrzuciła jednak nieco z tonu, gdy poczuła już pierwszy posmak mocnej kawy, a potem słodycz ciasta, które znalazło się w jej ustach. - Nie twierdzę, że Twoja wizja była zła. To cenna i rozważna propozycja, ale nie w tym konkretnym przypadku. Dobrze wiem co robię przy danym pacjencie, więc jeżeli byłaby taka możliwość, rozważyłabym wszystkie opcje. Bezpieczniejsze? - zagadnęła jeszcze, prychając przy tym cicho, podszywając to wszystko lekką kpiną w głosie - Naprawdę sugerujesz, że ja boję się ryzyka? Na sali operacyjnej? W tym wypadku ryzyko nie było wskazane, ale gdyby zaszła taka konieczność, zrobiłabym wszystko co musiałabym zrobić. W swoim długoletnim doświadczeniu zawodowym zaryzykowałam więcej razy niż jesteś w stanie sobie wyobrazić - dogryzła mu lekko, przyczepiając się oczywiście jego młodego wieku i niedoświadczenia, bo póki co nadal stawiał pierwsze kroki w zawodzie. I każdy doskonale wie, że Judy słynie z ryzykownych operacji, czasem balansując na krawędzi życia i śmierci, dlatego jego zarzut poniekąd był mocno nietrafiony. Teraz jednak zamilkła, analizując jego kolejne słowa. Bo czy rzeczywiście w niego nie wierzy? Wręcz przeciwnie, byłaby gotowa pewnie oddać mu stery, ale jednak musiała zachowywać pozory i głównie dbać o swój własny wizerunek. Póki co to ona rządzi na sali operacyjnej, ale kiedyś pewnie będzie to i jego rola. - Wiele razy miałeś rację, nie twierdzę, że nie. Doceniam Twoje uwagi i fakt, że myślisz. Że się tego nie boisz. Co to za chirurg, który boi się zaryzykować? Ale póki co się uczysz, więc Twoje uwagi, to jedynie uwagi, ale nigdy nie dyskutuj z chirurgiem nad otwartym pacjentem. Chyba, że Twoja pomoc jest akurat potrzebna albo gdy faktycznie chce zasięgnąć Twojej porady - zasugerowała dobitnie, przypominając mu kto tu rządzi. Tak na przyszłość, bo zapewne wielokrotnie staną jeszcze razem przy jednym stole. Ale znając życie, takie sytuacje jak ta dzisiejsza, też pewnie wiele razy jeszcze się powtórzą, znając temperamenty tej dwójki. Duet wręcz wybuchowy i to chyba nie tylko w kwestii zawodowej, o czym jeszcze nie zdołali się przekonać, ale wszystko przed nimi. Gdy jednak sięgnął po swój telefon i dosłownie ją zignorował, szczerze się jej to nie spodobało. Bo przecież nikt nigdy jej nie ignoruje w trakcie dyskusji, a już na pewno nie rezydent, który zawsze słucha jej z zapartym tchem. Upiła kolejny łyk kawy, odstawiła filiżankę i wyciągnęła dłoń w jego stronę, po w tym sposób sięgnąć do jego telefonu, który przygwoździła do blatu stolika. I zasłoniła własną dłonią, posyłając mężczyźnie znaczące spojrzenie. Surowe. Surowość szybko jednak się zacierała, gdy kolejny raz mierzyli się wzrokiem dłużej nić powinni. Niemalże czuła przelatujące między nimi napięcie. Obserwowała go, gdy się poddał i opadł na siedzenie, co spowodowało, że po chwili cofnęła dłoń i zostawiła jego telefon w spokoju, mając pewność, że ponownie skupił na niej swoją uwagę. Myślał, że wygrał i traktował to jak zabawę, widziała to po wyrazie jego twarzy, ale jej kolejne polecenie najwyraźniej mocno go zaskoczyło. I to sprawiło, że kąciki jej ust drgnęły ku górze w nieco triumfalnym uśmiechu. Oczywiście wcale nie musiała mu powierzać tego zadania, mogła zrobić to sama, ale skoro już chciał dyskutować, to nie mogła się powstrzymać. - Wyglądam jakbym żartowała? A może chcesz ponarzekać na swoją pracę? Przypominam, że ja też jestem tu od dziewięciu godzin, a wyjdę pewnie za jakieś trzy jak dobrze pójdzie, chyba że zdarzy się coś niespodziewanego. No chyba... że jednak nie sprostasz temu zadaniu? - wytaczając cięższe działa, rzuciła mu ciche wyzwanie, widząc tą jego niezadowoloną i rozczarowaną minę. Poniekąd jednak była rozbawiona tym faktem, trochę to może było też okrutne z jej strony, ale czasem lubiła utemperować takie charakterki, jak ten jego. - Ale będę Cię potrzebowała za dwa dni, operacja na otwartym sercu, lepiej więc żebyś był dobrze przygotowany. To nie zdarza się często - na zachętę oznajmiła mu, że to właśnie on będzie jej towarzyszył podczas tej operacji, którą od jakiegoś czasu żył cały oddział. Bo Judy podejmowała się niemożliwego, ale zamierzała walczyć o życie tego młodego chłopaka. Obserwowała uważnie jego reakcję, zjadając kolejną porcje ciasta. Jej myśli jednak uciekały ku jeszcze innej propozycji, kompletnie nie mogła wyrzucić tego ze swojej głowy. Pragnęła tego, chociaż nadal się powstrzymywała. Ale ta elektryczność między nimi niemalże doprowadzała ją do szaleństwa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uwielbiał, kiedy nawet delikatnie łechtała jego ego. Mógłby nawet przyznać, że udało mu się w pewien sposób trochę ją nawet zmiękczyć. Jeszcze jakiś rok temu zapewne dostałby od niej niezły opieprz za taką sytuację, jaka dzisiaj miała miejsce i usłyszałby bardziej gorzkie słowa na swój temat. Tymczasem delikatnie próbowała mu oddać to, co wnosił swoją pracą i wiedzą, jako młody lekarz, chociaż nawet nie czekał, aż kiedykolwiek powie mu to tak po prostu. Nadal walczyła o swoje i nadal rozsiewała swój autorytet wszędzie, gdzie się dało, a zwłaszcza, na ich wydziale. Mimo wszystko, charakterologicznie byli całkiem podobni, a może i nawet bardziej, tylko tego nie dostrzegali. Ich połączone ambicje mogłyby wystrzelić poza ziemską orbitę, a takie dyskusje prowadziliby bez końca.
Monterrey miał tą świadomość z tyłu głowy, że część personelu mogła postrzegać go bardzo płytkimi kategoriami. Był jeszcze na dorobku, a jedyne na czym jechał, to na swoim nazwisku. Jego styl bycia, luksusowy samochód czy markowe ciuchy zapewne mu nie pomagały. On znał jednak siebie i znał prawdę. A błędne postrzeganie innych starał się wykorzystywać na swoją korzyść. Nie był żadnym clownem, błaznem czy śmieszkiem, jeśli chodziło o pracę. Nawet kiedy teraz specjalnie podsycał te ich małe sprzeczki, to merytorycznie starał się uzasadniać swoje decyzje i opinię. Dobro pacjentów było dla niego ważne. Jak każdy miał pewnie jakieś małe przywary, ale poczucie odpowiedzialności, odwaga, pewność w tym co robi i chłodna głowa nie były mu obce.
Jasne, zdarzało mu się od czasu do czasu zrobić jakiś mały teatrzyk, jakiś pokaz, nie rzadko rzucił przechwałką czy próbował komuś wbić małe szpile. Zwłaszcza starszym po fachu. Wszystko dlatego, że lubił im przypominać, że jest tuż za ich plecami. Chciał, by wciąż czuli jego oddech. Kiedy ci uważali go jeszcze za dzieciaka, smarkacza, będąc zadufanymi we własnym doświadczeniu i wiedzy, nie miał żadnych oporów, by naciskać jeszcze bardziej. W końcu to on był złotym dzieckiem szpitala i wszyscy się przekonywali, że nie tylko przez to, z jakiej rodziny pochodzi. A nią również nie miał problemu, by się szczycić. Uważał, że zmarły ojciec mógł być autorytetem dla wszystkich tu pracujących, bez wyjątku, bo takie miał poważanie, jak nie w całym kraju, to na pewno na całym Zachodzie. Mama chociaż też była specjalistką medycyny, estymę zdobyła przez pracę w środowisku akademickim oraz poprzez wyjazdy na różnego rodzaju misje i akcje humanitarne, prowadzone głównie w uboższych krajach. Teraz pojawił się on, młody, zdolny, dobrze wyglądający i cholernie ambitny. A im dłużej tu pracował, tym więcej osób to zauważało.
- I teraz, za niesprawiedliwą karę, mam cierpieć razem z tobą? Świetnie. – mruknął i manifestując nadal swoje oburzenie sięgnął po talerzyk, na której miał dwa sześciany z kremówek, które czym prędzej zaczął jest. Z tego wszystkiego miał wrażenie, jakby spadł mu cukier, ale tak naprawdę musiał czymś osłodzić sobie tą gorycz. Nadal nici z wyjścia ze szpitala o normalnej porze. – A co jeszcze masz do zrobienia przez te trzy godziny? – zapytał, bo w zasadzie to on miał zrobić ten obchód w dzisiejszym dniu, a teraz jeszcze resztę papierkowej roboty. Według jego kalkulacji, Judith mogła już się zwijać do domu. Gdyby już był naprawdę mega narcystyczny, to powiedziałby jej, że za taki ruch, wisi mu drinka.
- No jasne, że mnie potrzebujesz. – zawtórował jej prawie niewzruszenie, tak, jakby to była oczywista oczywistość, machając przy tym łyżeczką, bo nadal wsuwał swoje ciasto. To akurat był mocno sztuczne, bo ucieszył się z tej wiadomości. Słyszał o tym pacjencie. Wiedział, że Judith na pewno weźmie go dla siebie. Liczył na tą asystę, bo to zapowiadało się na jedną z najcięższych, jak nie naj-cięższą operację, w jakiej będzie miał okazję uczestniczyć.
Gdy kremówki zniknęły z talerzyka, odstawił go, pokrytego odrobiną kremu i okruszkami. Odetchnął ciężko, czując nasycenie, co tylko stopniowo go usatysfakcjonowało. Marzył o czymś porządnym na kolację. Teraz pozostała mu jeszcze reszta kawy, przy której musiał nastawić się psychicznie na dalszą pracę. Jedyną osłodą było to, że mógł pogapić się trochę na kobietę, na twarzy której chociaż na moment utrzymywał się uroczy uśmiech, uwypuklający jej piękną urodę.
- Co będziesz robić, jak wrócisz do domu? – zapytał nagle, chcąc może trochę podtrzymać rozmowę, zanim sobie pójdzie, ale autentycznie był też ciekawy. Nigdy nie wchodzili sobie w życie prywatne i dlatego poznał Judith tylko od strony zawodowej. Czasem korciło go, żeby wypytać, zweryfikować pewne informacje o niej, którymi go uroczono przez plotki, ale jeśli już, to wszystko ograniczało się do bardzo ogólnikowych pytań, takie jak to, które zadał.

autor

0
0

-

Post

Z całą pewnością jeszcze kilka tygodni temu, dyskusja taka jak ta, w ogóle nie miałaby miejsca. Nie byłoby mowy o negowaniu jej zdania i jej decyzji, po prostu dostałby wspomniany opieprz i musiałby pogodzić się z miejscem, które w tej hierarchii zajmował. Bo nawet jeżeli Judy lubi, kiedy młodzi lekarze wychodzą z inicjatywą i rzeczywiście myślą, to jednak szczerze nie znosi, gdy ktoś jawnie czy też nie, podważa jej własne kompetencje albo próbuje to robić. Zwłaszcza w sytuacji, w której samym doświadczeniem zawodowym mocno pozostaje z tył. Czym wcale nie uwłaczała jego umiejętnością, bo te bez wątpienia miał, tak jak i samą wiedzę, stąd jego pewność siebie była w zasadzie uzasadniona. I lubiła to jego poczucie pewności, spokój i opanowanie na sali, a także szybkie i efektywne przyswajanie wiedzy. Niemniej jednak od jakiegoś czasu jej podejście do niego jest już kompletnie inne, musiała niby pokazać mu swoje niezadowolenie tym co miało miejsce na sali operacyjnej, ale pomimo tego wszystkiego i tak ten jej atak się zacierał, powodując raczej formę przekomarzania się niż samego opieprzania go za to co zrobił. A przecież absolutnie nikt inny nie mógł na to liczyć, więc w jakiś niewytłumaczalny sposób podchodziła do niego całkiem inaczej, rezygnując ze swoich zasad i utartego postępowania względem rezydentów. Czasem ją to irytowało, czasem wręcz przeciwnie. Bo to właśnie Monterrey ją intrygował, nie tylko jako lekarz, ale także jako człowiek, prawdopodobnie właśnie dlatego czasem nawet nieświadomie, łechtała to jego ego, mówiąc coś miłego, co niespodziewanie wydobywało się z jej ust. Łączyła ich jednak nie tylko ta wyjątkowo zawzięta ambicja i podobny charakter, ale również poniekąd podobne doświadczenia życiowe. Może w małym stopniu, ale jednak podobne. Poza tym Judith doskonale znała jego rodzinę, więc również samo jego nazwisko nie działało tutaj przypadkowo na jej podejście, mimo, że absolutnie nigdy nikogo nie faworyzowała z takich powodów. A początkowo wręcz Monty miał z nią dużo trudniej, bo wiedziała kim są jego rodzice, wobec czego wymagała od niego więcej. Mimo to doskonale wie jak to jest żyć i pracować w cieniu uznanego rodzica, bo właśnie jej matka jako wybitny profesor nauk medycznych, przetarła jej szlaki w tym szpitalu, a ona teraz jedynie próbuje dosięgnąć do tej legendy, którą jest jej rodzicielka. Może też właśnie dlatego, że i on tak bardzo się starał, poniekąd zaczęła spuszczać z tonu, ale mimo wszystko widziała jego potencjał i nie zamierzała mu tego odbierać przez fakt, że nie zawsze się ze sobą zgadzali. - Życie nie jest sprawiedliwe, a za swoje czyny trzeba ponosić konsekwencje. Mniejsze bądź większe, ale jednak. Poza tym lepiej cierpieć z kimś niż w pojedynkę, prawda? - posłała mu nieco ironiczne spojrzenie, świadoma tego, że kara pewnie nie jest adekwatna do czynu, ale mimo wszystko nie zamierzała jej odwołać. Jest stanowcza w swoich postanowieniach i nie ma zlituj, nawet dla osób, które działają na nią tak jak on. O tym akurat doskonale każdy wie. - Standardowe nadgodziny. Spędziłam niemalże cały dzień na sali operacyjnej, więc i na mnie czeka robota papierkowa, bo sama przecież się nie zrobi. Poza tym również muszę odwiedzić kilku pacjentów i przygotować wszystko na jutro, bo czeka nas równie pracowity dzień - wyjaśniła, z lekką nutką znużenia w głosie, bo jednak jest padnięta po tym wymagającym dniu i pewnie również sama chętnie powędrowałaby już do mieszkania. Chociaż z drugiej strony, spędzanie czasu w szpitalu jawiło się jej znacznie ciekawiej niż siedzenie w czterech ścianach swojego mieszkania, gdzie nawet nie ma się do kogo odezwać. Stąd czasami przesiadywała tu dłużej niż musiała, by tylko nie wracać do tej pustki, która tam panowała, ale o tym głośno oczywiście nie mówiła. Uśmiechnęła się w tej chwili jednak jednoznacznie, słysząc jego niewzruszoną, lekko nawet egoistyczną odpowiedź. - Dobrze, że masz o sobie tak wysokie mniemanie. Nie jesteś jednak niezastąpiony, więc żebyś się nie zdziwił, jak za dwa dni na salę operacyjną wejdzie ze mną jednak ktoś inny - uniosła brew, posyłając mu znaczące spojrzenie, typu podobnej kary jak ta, którą zaserwowała mu kilka minut temu z papierkami, ale nie, oczywiście że by mu tego nie odebrała. Był najlepszym z rezydentów i to właśnie jego chciała mieć wtedy na sali. Poza tym to również dla niego szansa na wielką operację i chciała mu ją dać, z racji potencjału jaki w nim widziała. Poza tym wiedziała, że może liczyć na jego zimną głowę i opanowanie w razie jakichkolwiek komplikacji. Spojrzała jednak na niego nieco zaskoczona pytaniem, które padło z jego strony. Było bardziej niż prywatne, więc się go nie spodziewała. - Co będę robić? Zapewne czeka mnie długa kąpiel, marzy mi się poleżeć w wannie pełnej piany... - westchnęła aż sobie na samo wyobrażenie tej sytuacji, a wyraz jej twarzy jakby nagle zrobił się dość błogi i delikatny. Zdała sobie z tego jednak sprawę i znowu się wyprostowała, kierując wzrok na swojego towarzysza. - O ile oczywiście nie zasnę ze zmęczenia. W końcu jutro znowu pracowity dzień i trzeba odpocząć. A jakie plany pokrzyżowałam Tobie? - zagadnęła jeszcze, ciekawa tego co planował dziś robić, dopóki nie zleciła mu papierkowej roboty, która zatrzyma go w szpitalu dłużej - Ja oczywiście muszę jeszcze przygotować się do tej dużej operacji, jeszcze raz przeanalizować wszystkie badania, wyniki i poczytać coś więcej na temat tego, na co się porywam. Myślę, że... - urwała na moment, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Bardzo chciała to powiedzieć, zwłaszcza teraz, gdy Monty ponownie przeszywał ją swoim spojrzeniem, przez które czasami brakowało jej tchu. Wytrzymała jednak ciężar jego wzroku i na moment nieświadomie przygryzła lekko dolną wargę. - ...powinieneś mnie jutro odwiedzić - powiedziała, nim zdążyła to przeanalizować, ale fakt był taki, że nie zamierzała analizować, po prostu postanowiła to zrobić - I pomóc mi z tym wszystkim. A przynajmniej zobaczyć jak to wygląda. O 19 oboje jesteśmy już po pracy, więc... - wzruszyła lekko ramionami, zjadając ostatni kawałek swojego ciasta - ... to w zasadzie nie była prośba. Domyślam się, że bez problemu dowiesz się gdzie mieszkam, więc będę czekać - posłała mu krótkie spojrzenie, jakby trochę jednoznaczne, ale jednak nie mówiące nic wprost. Aż ją zelektryzowało na samą myśl o tym, ale tego właśnie pragnęła. A okazja była wręcz idealna. Nie mogła sobie tego odmówić, nawet jeżeli naprawdę powinna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była jednak jakaś sprawiedliwość na tym świecie. Skoro miał cierpieć, chociaż chciał dobrze, to niech ona przeżywa to razem z nim. Chociaż po prawdzie, nikomu nie życzył, by musiał zostawać dłużej, niż było to w zupełności koniecznie. Sam wiele razy odczuł duże wyczerpanie z powodu niekończących się godzin, spędzanych w pracy. Osobiście na teraz zakładał szybki obchód, szybkie wypełnienie papierów, a jak Judith nie zauważy, weźmie raport do domu i wypełni go w bardziej komfortowych warunkach wieczorem… albo rano.
- Nikt za mnie nie wejdzie, dobrze o tym wiemy. Nie zamieniłabyś mnie na nikogo innego. – posłał w jej stronę uroczą minę, a w odpowiedzi znów otrzymał uniesioną brew, która miała sugerować pytanie, czy naprawdę chciałby ją sprawdzić. Czuł niemała ekscytację, kiedy się tak ze sobą droczyli, a ona znów stawała się taka stanowcza pokazując, jaką jest silną kobietą. A Monterrey uwielbiał w niej wzbudzać takie odczucia.
- Dobrze, że masz świadomość, że mi je pokrzyżowałaś. – sparafrazował jej zwrot sprzed chwili, kiedy rozpoczynali całą konwersację. – Okej, prawdopodobnie zostałbym w domu i przytulił się do poduszki, chociaż od bardzo długiego czasu nie miałem okazji kończyć tak wcześniej, więc po jakiejś dobrej kolacji pomyślałem, że umówię się z kimś i wybiorę na miasto. – odpowiedział jej z nutą nostalgii w głosie, bo teraz znów mógł tylko o tym pomarzyć. A potrzebował przełamania rutyny, zmiany otoczenia, a przede wszystkim jakiegoś kontaktu z osobami innymi, niż pacjenci i lekarze. Już nawet nie liczył na żadne przygody, chociaż ich mu też brakowało. A ciężko było sprowadzać kogoś do domu, gdy niekiedy wracało się późno w nocy i przyjeżdżało z powrotem rano. – Mam tylko nadzieję, że jutro nie czekają mnie żadne niespodzianki i przesunięte godziny. Przychodzę na dziesiątą, gdyż rano pani Stanley ma mieć robione EKG i razem z kardio mam przeanalizować wyniki. I tak się składa, że mogę wyjść już około 14, by wrócić tylko na godzinny dyżur o 18. W planach mam w końcu pójście na zakupy i nie zamierzam z nich rezygnować. – starał się być bardzo poważny, mówiąc o jutrzejszym dniu. Od bardzo dawna nie przytrafiła mu się doba, w której miał więcej czasu dla siebie, niż dla pracy. Chyba naprawdę by wybuchnął, kiedy wskoczyłoby mu coś dodatkowego. Jego ładna buzia była czasem fasadą, gdyż kiedy chciał, mógł być naprawdę charakterny.
Następne słowa Judith spowodowały, że o mało nie zakrztusił się kawą. Nie wypadł więc teatralnie, ale siedział nieruchomo na swoim krześle, wpatrując się w lekarkę, która właśnie zaproponowała mu przyjście do niej do domu. Szybko zaznaczyła nawet, iż to nie jest żadna propozycja, tylko ma się u niej zjawić i już. Sam jeszcze nie wiedział, jak się ma do tego ustosunkować. Nigdy nie ingerowali w swoje życie prywatne, a wizyty nawzajem w domu były tematem, który w ogóle nie istniał. Owszem, słyszał o niektórych już to i owo i nie przejmując się zupełnie zasadami, zaprosiłby do siebie niektóre lekarki albo stażystki. Judith też mogła być na szczycie tej listy, lecz pomimo faktu, że fizycznie go pociągała, to jednak mieli nieco głębszy kontakt, niż on miał z innymi pracownikami. Poza tym, technicznie rzecz ujmując, była jego szefową. A teraz miał zjawić się u niej w domu.
- Lubisz szarady? Czy chcesz sprawdzić, jak bardzo mi zależy na tym, by do ciebie wpaść. Wiesz, wystarczyło powiedzieć wcześniej, to na pewno byśmy zorganizowali jakiś wolny dzień dla siebie. Poszlibyśmy na randkę. – puścił do niej oko, mówiąc to wszystko w żartach. Nie potrafił się odnieść do jej prośby, rozkazu, na przyjście do niej do domu. Co prawda wieczorem chciał odpocząć i zakładał poniekąd, że jak dzisiaj nie uda mu się gdzieś wyjść, to zrobi to właśnie jutro. A tak szykował się kolejny wieczór z pracą poniekąd.
- Okej, idę zajrzeć do pacjentów. A potem będę siedział i wypełniał papierki. – oznajmił, dopijając kawę do końca. Zabrał telefon ze stołu, który schował do kieszeni i powstał z miejsca. Zebrał rzeczy, które przyniósł ze sobą do stolika i zerknął jeszcze na Judith. – Wiesz, gdzie mnie szukać. – oznajmił, mając oczywiście na myśli jej gabinet, bo jeszcze swojego się nie doczekał, więc tak naprawdę najczęściej okupował ten jej. Myśląc gdzieś o tym, przypominał sobie, ile jej parodii zdołał zademonstrować przed innymi, kiedy miał okazję siedzieć za biurkiem, gdy nie było ordynatorki w pobliżu.
Monty zostawił lekarkę samą i poszedł najpierw zanieść filiżankę i talerzyk do mycia. Ruszył do wyjścia, mijając innych lekarzy oraz zwykłych ludzi, a także Elise, czarnoskórą pielęgniarkę w średnim wieku, która była typową reprezentantką kobiet pracujących oraz żywicielki rodziny.
- Elise, mam nadzieję, że pamiętasz o naszej randce. Podjeżdżam we wtorek o dwudziestej, więc wyszykuj najlepszą kieckę. – okręcił się idąc jednocześnie cały czas do przodu, by obejrzeć się za kobietą, wskazując jeszcze na nią jakby dając jej potwierdzenie, że zwraca się do jej osoby. W odpowiedzi od mężatki z długim stażem, matki trójki dzieci, w tym dwójki w jego wieku otrzymał uśmiech i kręcenie głową. Zawsze sobie tak żartował ze starszymi pielęgniarkami bądź recepcjonistkami. To on był ich uroczym i przystojnym chłopcem i często żartowali sobie, gdzie to on ich nie zabierze, nawet na randkę. Bo jak same mówiły, gdyby miały te 30 lat mniej…

Z.T.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

#3

To był naprawdę ciężki dzień, zaczął się od tego, że Belle przeżywała jeszcze swoją nieudaną internetową znajomość z niejakim Peterem, z którym raz wybrała się na randkę i świetnie im się zarówno rozmawiało jak i pisało, aż nagle bum, koleś zerwał z nią kontakt. Potem spotkała przed szpitalem niepełnosprawnego chłopaka, który ją pocałował, a jej się to spodobało, następnie ta akcja z wypadkiem, o którym było głośno już chyba w każdych kanałach informacyjnych, zwłaszcza że do szpitala trafiła córka senatora stanu i w dodatku pod opiekę Belle oraz Teddy. Chateux była prawdziwie wykończona tym wszystkim, owszem, udało im się przywrócić dziewczynę do życia, ale przed nimi jeszcze sporo czasu, zanim naprawdę będą mogły powiedzieć wraz z Paddington, że osiągnęły sukces, a zdrowie dziewczynki jest w dobrym stanie. Blondynka musiała napić się kawy i to koniecznie, bo jak adrenalina zaczęła z niej spadać, to poczuła ogromne zmęczenie i senność. Megan wyglądała równie fatalnie, ciekawe czy pod jej skrzydła również trafiło jakieś dziecko, czy może nauczycielka z autokaru? Zamówiła kawę i usiadła wraz z nią do stolika, przy którym siedziała już Clarence.
- Cześć, jak się trzymasz? My z Teddy mamy córkę senatora, a ty? - zapytała, chyba nie mogąc pozbyć się myśli o pracy. Jednak przyszły tutaj odpocząć, nie można przecież przez 24 h być w pełni gotowości i obawiać się najgorszego. Wtem zabłysła obrączka na dłoni szatynki. Och, jak bardzo Belle chciała kogoś poznać, zakochać się i zostać żoną, założyć rodzinę, być szczęśliwą i kochaną...
- Nigdy nie mam czasu zapytać, ale jak tam układa się wam z Alexem? - lubiła słuchać o szczęśliwych związkach, od początku chyba im kibicowała i była bardzo szczęśliwa, gdy dowiedziała się że Megan wychodzi za mężczyznę, który był dla niej wręcz stworzony. Oczywiście szatynka pewnie nie zdradzała szczegółów z przeszłości mężczyzny, to dlatego Belle uważała Alexa za ideał mężczyzny.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| pewnie ma jakiś kitel lekarski na sobie

Życie Megan jednocześnie było ostatnio dość szalone i spokojne jednocześnie. Jak to możliwe? Po tym jak poroniła (dzięki szalonej eks żonie swojego męża, która ją postrzeliła), jej dni tuż po wydobrzeniu, stały się głównie rutyną i kursowaniem między domem a pracą, żeby Grace znów nie zrobiła jej jakiejś krzywdy. Dzieciaki natomiast ciągle znajdowały się pod opieką dziadków i zupełnie szczerze, Clarence koszmarnie za nimi tęskniła. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że robią to dla bezpieczeństwa maluchów. Poza tym wszystkim, była po prostu zmęczona długim dyżurem. Opiekowała się kierowcą autobusu, potem jeszcze asystowała przy jednej operacji i gdy wyszła z sali, jedyne o czym marzyła to kawa. Niby wiedziała, że nie powinna i Alex pewnie by ją totalnie zabił, ale uznała, że jedna mała czarna nie zaszkodzi jej aż tak.
– Hej, mam kierowcę autokaru. Nie chcę nawet myśleć co to będzie, kiedy dostanie wezwanie do sądu – stwierdziła, wzdychając cicho. Nie do końca znała okoliczności, ale domyślała się, że tak czy siak wypadek autobusu wypełnionego dzieciakami, w którym dodatkowo wieziona jest córka senatora nie wyglądał zbyt dobrze. Idąc za wzrokiem Belle, Meg spojrzała na swoją obrączkę i od razu nieco nerwowo zaczęła się nią bawić.
– Właściwie w porządku. Po prostu… Jego eks nie daje nam spokoju. Kobieta jest kompletnie walnięta i zupełnie szczerze, nie jestem już pewna, jak możemy się jej pozbyć z naszego życia – przygryzła dolną wargę, bo w końcu mogła to z siebie wyrzucić. Kochała Alexa nad życie i wiadomo, że nie zamierzała dać za wygraną, ale to skutecznie zatruwało ich idealny obrazek. – A jak tam? Masz jakiegoś nowego amanta na horyzoncie? – poruszyła brwiami z uśmiechem, doskonale wiedząc, że na froncie miłosnym, Belle nadal szuka swojego ideału.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Belle zawsze się wydawało, że u Megan i Alexa było sielankowo, że byli oni idealną parą i na ich drodze nie było zbyt wielu problemów. Sama też miała ich niewiele, jednak wkurzało ją to że ona nadal nie znalazła swojej drugiej połówki, w chwilach smutku, gdy piekła czekoladowe ciasteczka myślała, że może nie zasługuje na miłość? Współczuła jednak Clarence utraty dziecka, to musiało być potworne doświadczenie, stracić dziecko. Dla Chateux było to wręcz niewyobrażalne. Odwiedziła wtedy Megan w szpitalu i chciała jej dodać otuchy, nawet jeśli nie potrafiła znaleźć właściwych słów, by opisać swój żal z powodu sytuacji, w jakiej znalazła się szatynka. Teraz już minęło trochę czasu i wydawało się, że Clarence się jakoś trzyma, co cieszyło Belle.
- Jedna osoba już zginęła, wychowawczyni klasy, więc może dostać wyrok. Źle z nim? - zapytała szczerze i ze smutkiem, bo wiedziała co groziło mężczyźnie po tym, jak jedna z pasażerek tego nieszczęsnego autobusu straciła życie. Nie wiadomo jeszcze czy nie stracą któregoś z dzieci. Czy nie lepiej by było w tej sytuacji by kierowca zginął na miejscu? Nie będzie przynajmniej żył z traumą, że kogoś zabił. Ale czy śmierć jest jakimkolwiek rozwiązaniem? A jednak okazało się, że wcale nie jest idealnie w tym małżeństwie i wszystko psują zazdrosne ex.
- A nie można nasłać na nią policji? Jeśli jest szurnięta to zgłosić do psychiatryka? Przecież musi być na nią jakiś sposób, by przestała was dręczyć. - powiedziała, szukając jednocześnie jakiegoś rozwiązania ich sprawy. Przecież ta kobieta nie mogła być bezkarna! Nie może tak o chodzić sobie po ulicy i zagrażać Megan, czy komukolwiek innego. Jeśli prawo w tym momencie nie może nic zrobić to naprawdę żyją w chorym świecie.
- Jeśli pytasz o portal randkowy to kolejna klapa. Fajnie mi się z gościem pisało, byliśmy na jednej randce i kontakt się urwał. Megan, powiedz mi, co jest ze mną nie tak, że faceci ode mnie uciekają? Jestem aż tak straszna? - aż westchnęła i spojrzała na telefon, gdzie wyświetliło się powiadomienie o tym, że ktoś przesunął ją w lewo. Co z tego, skoro i tak po randce w realu to nie wypali. Nawet nie zajrzała na profil gościa tylko wyłączyła ekran, skupiając swoją uwagę na Megan i wzruszając ramionami. Jak patrzyła w lustro to nie widziała tam brzydkiej dziewczyny, więc o co chodziło w tych nieudanych relacjach? Czy chodziło o to, że na pierwszej randce nie poszła od razu do łóżka? Pod tym względem była tradycjonalistką, wolała stopniowo kogoś poznawać, zakochiwać się i oddać swoje ciało, gdy już będzie na to gotowa. Póki co z nikim nie była gotowa, więc nie wiedziała czym jest seks na własnej skórze. O pocałunku przed szpitalem jeszcze nie wspomniała, bo nie wiedziała szczerze mówiąc co o tej sytuacji myśleć. Ciekawe czy Levi nie ucieknie od niej po pierwszej randce, tak jak wszyscy. A może nad nią wisi jakaś klątwa, o której nie wie?

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, może i byli idealną parą – byli świetnie dobrani, doskonale się rozumieli i faktycznie byli ze sobą szczęśliwi, przez co tworzyli zgrany duet. Niestety, ich życie było zdecydowanie dalekie od sielankowego i mimo, że nie byli ze sobą wcale aż tak koszmarnie długo, to sporo przez ostatni czas przeszli – zaczynając od niewydolności nerek Meg, a kończąc na ostatniej utracie ciąży. Jej organizm co prawda i tak był mocno osłabiony i prawdopodobnie nie mogłaby jej donosić, ale jednocześnie czuła, że zostało jej odebrane prawo wyboru, co z jednej strony było przekleństwem, a z drugiej chyba trochę błogosławieństwem, bo nie wiedziała, czy byłaby się w stanie zdecydować na jakiś radykalny krok. Meggy zresztą bardzo doceniała wsparcie Belle.
– Nie aż tak, miał co prawda krwotok wewnętrzny, ale się wyliże, chociaż nie wiem, jakie życie go czeka po tym wszystkim – wzruszyła ramionami i westchnęła mimowolnie. Doskonale wiedziała, że ta sytuacja była tragiczna, a kierowca poza wyrokiem pewnie w przyszłości będzie potrzebował terapii latami, by dojść do siebie po tym, jak ktoś zginął przez jego nieuwagę na drodzę. Meggy przygryzła dolną wargę, gdy Belle podrzuciła pomysł o psychiatryku.
– To nie byłaby najgorsza myśl, ale jest nieuchwytna. To znaczy miesza nam w życiu, a potem znika i nie da się jej złapać. I tak Alex ciągle mi wciska ochronę, bo nie wiadomo, na co tym razem wpadnie – uśmiechnęła się smutno, spuszczając wzrok, bo nie miała najmniejszych wątpliwości co do tego, że to Grace stała za jej postrzeleniem. Odetchnęła cicho i przygryzła dolną wargę, gdy Bells opowiedziała o kolejnej klapie z portalem randkowym. Clarence uważała, że kobieta była naprawdę wspaniała i nie rozumiała zupełnie, czemu jej nie wychodziło w związkach.
– Wszystko z tobą okej, Belle. Po prostu mam wrażenie, że faceci trochę się boją pewnych siebie, zorientowanych na karierę kobiet – wzruszyła ramionami. Obie wiedziały, co chcą robić w życiu, dążyły do kariery i zdecydowanie nie były słodkimi idiotkami, a mężczyźni w ich wieku… Cóż, często niestety takowe preferowali. Być może też dlatego Meg zaimponował Alex? Nie tylko był starszy i nie przeszkadzał mu fakt, że miała syna, ale też nie przeszkadzało mu, że doskonale wiedziała, czego chce od życia, a to było jednak zdecydowanie ciężko znaleźć. – Ale ktoś się znajdzie. Prędzej niż myślisz. Ja sądziłam, że nie zacznę randkować dopóki Jason nie skończy osiemnastki, a sama widzisz – zaśmiała się pod nosem i spojrzała na przyjaciółkę z uśmiechem.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Belle trochę im tego zazdrościła, sama chciałaby z kimś tworzyć idealną parę, żeby byli dla siebie wręcz stworzeni. Chciałaby już zacząć planować rodzinę z kimś, kogo kocha, w końcu jeszcze chwila, a będzie trzydziestolatką. I chociaż uwielbiała zwierzęta, to nie widziała dla siebie przyszłości jako stara panna z kotem. Ale zarówno współczuła szatynce tego, że życie rzucało tej dwójce tyle kłód pod nogi. Utrata dziecka jest trudna zarówno dla kobiety, która przecież nosiła je pod sercem, ale dla mężczyzny także, przecież on też kochał to dziecko, nieprawdaż? Mówią że męska płeć musi być silna i nie okazywać uczuć, Chateux uważała jednak że oni powinni też płakać, gdy czują smutek, nie zamykać się na emocje, bo to tylko dążenie do samobójstwa. A dlaczego tak wielu mężczyzn się zabija? Chyba znamy już odpowiedź na to pytanie.
- Na pewno terapia, pytanie tylko czy da radę pogodzić się z tym, co się stało. Przecież to również nie do końca jego wina, widziałaś jaki stan dróg mamy w Seattle? Gdyby najpierw zadbano o dobrą nawierzchnię to i bezpieczniej by się nimi podróżowało. - przywołała na myśl, a następnie na głos argument, który wcześniej usłyszała od Teddy, utwierdzając się w fakcie, że blondynka miała rację. Jednak na pewno nie jest to wystarczający argument dla sądu i Chateux zdawała sobie sprawę z tego, że kierowca autobusu zapewne i tak odbędzie surową karę.
- Musimy mieć zatem strasznie nieudolną policję, skoro nie potrafią jej złapać. A może jakiś prywatny detektyw łatwiej by ją namierzył? - próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie, ale gdy pomyślała o tym, jak to Seattle'owska policja znów zawiodła to aż prychnęła pod nosem. Pomyślała również o prywatnym detektywie, ci głównie nie współpracują z policją, ale skoro potrafią znaleźć zaginione osoby, czy członków rodziny to może i przechytrzą zagrażającą wszystkim psychopatkę? Należało zawsze zaproponować i takie rozwiązanie.
- Ale przecież większość kobiet obecnie to karierowiczki, powinni się przyzwyczaić do takiej kolei rzeczy. Poza tym miłość nie stoi na przeszkodzie karierze, można z kimś tworzyć związek i zakładać rodzinę, jednocześnie będąc aktywną zawodowo. To czego oni właściwie szukają? Kobiety, która będzie tylko siedziała w domu, prała, sprzątała, gotowała i rodziła dzieci czy panienki na jedną noc? - te nieudane randki kompletnie ją frustrowały i sprawiały, że traciła pewność siebie, oraz tego, że może być dla kogoś atrakcyjna. Obawiała się też że już nigdy się nie zakocha, nigdy nie stworzy rodziny, nie spełni marzeń o domu, gdzie będą brykały dwoje, może nawet troje dzieci, a oni wraz z mężem będą patrzeć na swoje aniołki objęci na tarasie. Uśmiechnęła się jednak na kolejne słowa Megan.
- Właściwie to dzisiaj przed dyżurem poznałam kogoś nowego. Znaczy się byłam trochę smutna po tym, jak mnie potraktował mój poprzedni randkowicz i wtedy udzieliłam pomocy pacjentowi na wózku inwalidzkim. Chwilę porozmawialiśmy, ja mu się zwierzyłam z powodu mojego smutku, a on mnie pocałował, tak z zaskoczenia wiesz? I obiecałam że się z nim umówię, ale mam totalny mętlik w głowie. Bo kto całuje nieznaną dziewczynę wiedząc, że nie wychodzi jej z facetami? - to było dla niej wręcz niezrozumiałe, aż zaczęła gestykulować, by na koniec złapać się za głowę. To wszystko było wręcz niemożliwe, jakby działo się w jakimś śnie o królewiczu przybywającym na białym koniu i ratującym ją z opresji.

autor

dreamy seattle

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”