WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
On przynajmniej nie miał tego problemu w kwestii miejscówki - w tym grill barze był chyba pierwszy raz a po tym, jakie przedstawienie odwalili w środku, pewnie też ostatni. W sumie to byłby pierwszy raz, gdy ktoś banuje go z jakiegoś miejsca publicznego. Na ogół zachowywał się jak cywilizowany człowiek.
Swoją drogą, jeśli chcieliby kiedykolwiek powtórzyć ich spotkanie, Aviana poznawała go od bardzo specyficznej strony.
- Hon hon, baguette - odpowiedział kalekim francuskim na jej obce wyrażenie i skierowali się do wyjścia.
Może cmentarz byłby faktycznie spełnieniem jej marzeń w tym momencie, ale nie chciał chyba aż tak palić ich spotkania do cna. Po takim obrocie sprawy podejrzewał, że kobieta zapamiętałaby go sobie do końca życia - i uznała, że jej to wystarczy. A on bawił się na tyle świetnie, że przez myśl przeszło mu, że nie chciałby, żeby pamiętała go tylko jako Sebastiana grabarza. Wolałby to kiedyś powtórzyć, przynajmniej gdy myślał o tym teraz. Z lekką obawą myślał o tym, jak ten wieczór się skończy.
Wyszli na plażę, która o tej porze i w tej pogodzie okazała się praktycznie wyludniona. Rozejrzał się w poszukiwaniu czegokolwiek, co osłoniłoby ich od wiatru, ale naturalnie plaża takich elementów praktycznych nie posiadała, więc ruszył złapał Avianę za ramię i poprowadził wzdłuż linii drzew, uznając, że wodę mogą w tej chwili podziwiać z daleka. Przez chwilę wpadł też na to by spytać ją, czy nie potrzebuje pomocy z winem, ale najwyraźniej radziła sobie z nim bardzo dobrze i była też odpowiednio zmotywowana by otworzyć im dostęp do alkoholu jak najszybciej.
- To dziwne, nie trącisz rybą - skomentował rzeczowo, pociągając ostentacyjnie nosem. Kobieta najwyraźniej się poddała, więc jednak butelka wylądowała w jego rękach. Przez chwilę się zastanawiał skąd mieli korkociąg, ale najwyraźniej zaoferował im go przerażony kelner. Pewnie nie zakładał tylko, że Aviana z nim wymaszeruje dumnie na zewnątrz.
Posiłował się chwilę z korkiem, że niby faktycznie ciężko było to wino otworzyć było, i gdy butelka została otwarta, wyciągnął ją ku Avianie, oferując pierwszy łyk.
- Przy okazji moim śpiewem je zabijam, więc jest ergonomicznie i szybko - potwierdził, odbierając od niej wino i samemu upijając łyka. Z butelki zawsze smakowało inaczej niż z kieliszka, choć nie wiedział dlaczego.
Drzewa oferowały jakieś schronienie, a przy okazji wciąż mieli jakieś tam widoki - gdyby nie to, że było w zasadzie ciemno, więc nic im z tych widoków nie było. Jedną rzecz za to wyłowił wzrokiem i zatrzymał się, zaintrygowany. To musiał być jeden z tych domków do wynajęcia, o których czytał wcześniej.
- Światła zgaszone, nikogo nie ma - zauważył z rozbawieniem, ruszając powoli w jego kierunku, głębiej w las. - Czy mówiłem ci, że jestem doskonałym włamywaczem?
-
-
- Czy jeśli prowadzę cię teraz w opały to mam prawo cię z nich wybawiać? - spytał, przez chwilę zastanawiając się nad tą jakże interesującą i ciekawą kwestią. Mimo tego nie zatrzymał się, choć zwalniał za każdym razem, gdy coś sprawiało, że kobieta podskakiwała w miejscu. Nie chciał w końcu, żeby musiała go gonić - jakkolwiek by to nie wyglądało, miał to być spacer.
Chyba.
- Przestępstwo jest podniecające? To chyba ja powinienem się niepokoić idąc z tobą w te chaszcze - zauważył, ale uśmiech nie bladł na jego twarzy. Nie musieli w końcu włamywać się do środka, mogli włamać się na taras i sobie na nim posiedzieć. A przynajmniej tak sobie wmawiał teraz, bo jakoś wolał nie wyobrażać sobie ucieczki z domu przed potencjalną ochroną. - Nikogo tutaj nie ma - zauważył, na zachętę, bardzo przytomnie zresztą. W końcu skoro nikogo nie było teraz to nie musieli się martwić, że ktoś przyjdzie!
Zaśmiał się głośno w reakcji na grabarzu Sebastianie, bo absurdalność tego wyrażenia chyba dopiero teraz do niego dotarła. Czy bawili się w przedwczesne Halloween, grając kogoś innego?
Czy mieli po prostu coś nierówno pod sufitem?
- Nic nie szkodzi - odrzucił szarmancko, podtrzymując ją w miejscu. Uśmiechnął się pod nosem, nie cofając się ani o krok. Jej prowokacje same w sobie były wyzwaniem, z których on zdawał sobie doskonale sprawę. Może Ryker uległby im szybciej, ale grabarz Sebastian miał teraz nowy cel przed sobą.
- To idziemy! - rzucił dziarsko, nie komentując nawet jej zachowania i wykazując tym samym taką samą przebiegłość jak ona. Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą zdecydowanie do przodu, choć nie tak agresywnie, żeby skręciła sobie jeszcze w tych butach kostkę.
Dom okazał się być całkiem blisko, bo zatraceni w swoich gierkach nie zdawali sobie sprawy z tego, jak daleko w las się zapuścili. Był większy niż mu się z daleka wydawało, ale wcale się tym nie zraził. Wejście na taras było zamknięte drewnianą bramką z mało imponującym zamkiem, więc bez chwili zawahania rozejrzał się po ziemi, szukając odpowiedniej wielkości kamienia.
Może normalny człowiek przemyślałby swoje zachowanie, ale na postępowanie Sebastiana grabarza składały się dwa czynniki. Po pierwsze, Sebastian wypił już trochę wina, może nie tyle, żeby grunt chwiał mu się pod stopami, ale wystarczająco by przestał się przejmować konsekwencjami. Po drugie, Sebastian był dziennikarzem, który wtargnięć tego typu miał już kilkanaście na swoim koncie.
I kilka aresztowań, ale przecież grabarz był człowiekiem z czystą kartą, a to z nim Aviana była teraz na randce.
Trzymając sporej wielkości kamień w ręce, wymierzył sobie kłódkę i zamachnął się raz, a potem drugi, uderzając w wątłe połączenie, które za drugim razem puściło, a zamknięcie spadło na ziemię.
- Panie przodem - zaprosił ją, uśmiechając się zawadiacko. Odrzucił kamień na bok i pchnął małą bramkę, otwierając drzwi na schodki prowadzące na taras z kanapą.
-
Duncan Greensby dziś był na służbie sam. To nieodpowiedzialne, bo gdyby trafił na kogoś uzbrojonego, mogłaby mu się stać poważna krzywda. Na szczęście już na pierwszy rzut oka widział, że nie grozi mu dziś niebezpieczeństwo.
– Co tu robicie? – poświecił jednemu i drugiemu w oczy. – To teren prywatny, nie powinniście tu wchodzić – tak jakby o tym nie wiedzieli. – Proszę pokazać mi swoje dokumenty – wyciągnął rękę, najpierw w stronę blondyna i wykonał pośpieszający gest palcami. – Andrew… – policjant zmrużył oczy, gdy otrzymał właściwy dokument – jedynie latarka pomogła mu odczytać nazwisko podejrzanego. –…Ryker. Andrew Ryker. Czy to nie ty kilka lat temu siedziałeś czterdzieści osiem za wypróżnianie się w miejscu publicznym? Oj, chłopie, pamiętam, że wybrałeś wyjątkowo niefortunne miejsce – zaśmiał się zachrypniętym głosem, bo oczywiście kłamał jak z nut. Jednak piękna Aviana nie musiała o tym wiedzieć, prawda? – Przedszkole. Na posterunku jesteś legendą – dodał jeszcze i parsknął, ocierając z policzka łzę, tak bardzo był rozmawiony. – Lepiej przemyśl dwa razy kolejną randkę z tym zwierzakiem. Ale wracając – pokręcił głową, tym razem zwracając się do brunetki. – Aviana Herschel – odwrócił dowód tożsamości. – Co to w ogóle za imię? – mruknął pod nosem i pokręcił głową z dezaprobatą. Po oddaniu im dokumentów, zawiesił na nich wyczekujące spojrzenie. – I co ja mam z wami zrobić? Nie wyglądacie na złodziei, ale powinienem was zabrać na komisariat – uniósł brwi ku górze. – Szczególnie ciebie, Ryker, jako że masz na koncie inne przewinienia. Śmierdzące przewinienia – odczepił krótkofalówkę od czarnego paska. – Sześć sześć sześć, tutaj cztery dwa zero, mam ze sobą dwójkę żartownisiów, którzy chcieli spędzić romantyczną noc w domku na Sand Point, Podjedziesz do mnie? – odwrócił się do nich tyłem i ruszył w stronę samochodu. Nie mogli mu uciec, przecież już miał ich dane i nagrania z monitoringu.
-
-
Nie zdążył jej nawet odpowiedzieć na to, czym jeszcze może ją zaskoczyć, bo policjant zrobił to za niego. Pokręcił głową i westchnął, przeklinając go w myślach. W przeciwieństwie do niej, jego ręce nie wystrzeliły w górę, ale nie miało to wiele wspólnego z męskim brakiem strachu przed bronią. Niczego złego w końcu nie zrobili, a w ręku mieli tylko butelkę wina. Strzelając do kogokolwiek, glina narobiłby sobie więcej problemów niż im.
No, zakładając, że w ogóle by to przeżyli. Któregoś dnia jego pragmatyczne podejście wpędzi go wreszcie do grobu, ale planował przed tym przekonać się jak daleko może z nim zajść w życiu i karierze.
- To nieporozumienie, sir - odrzucił uspokajająco, choć niewiele wspólnego miało to z prawdą. Kłódka była rozwalona, oni stali już wewnątrz posesji, obok gdzieś leżał kamień. Ciężko było bronić się przed faktami, więc wyjął z kieszeni spodni portfel i podał mężczyźnie dokumenty. Zachował spokój przez cały ten czas - aż do momentu, kiedy ten zaczął coś pleść od rzeczy na jego temat. Zmarszczył brwi, mając czelność patrzeć na policjanta oceniająco. Pomyśleć, że cały ich wieczór oni pletli na swój temat nie wiadomo jakie stwierdzenia, a to słowa trzeźwego gliny przekraczały teraz granicę absurdu.
- To przynajmniej jedno z nas czyniłoby legendą, gdyby było prawdą - prychnął, czując, jak wewnątrz zaczyna się gotować. Miał szacunek do policjantów, nie był przecież recydywą - tylko takich, którzy faktycznie przyczyniali się do utrzymywania bezpieczeństwa w ich mieście. Nie losowych, mało ambitnych gnojków po akademii. - Jakie wybitne osiągnięcia załatwiły panu robótkę w patrolowaniu Sand Point, sierżancie?
Nie potrafił zamknąć się kiedy powinien, szczególnie gdy tak miły wieczór kończył się w tak tragiczny sposób. Kariera Sebastiana grabarza była skończona, a szanse Andrew na powtórzenie tej randki w mniej specyficznym klimacie umarły razem z nim. Może i Aviana miałaby szansę na ugranie czegoś z pierwszym policjantem, ale chamskie komentarze Rykera skutecznie jej to uniemożliwiły. Pogodzony z takim obrotem spraw, zamknął się wreszcie, gdy drugi z nich przyjechał i w głowie obracał już dyplomatyczną przemowę, którą mógłby wydostać ich z tej sytuacji, albo przynajmniej ją, bez upokarzającej jazdy na posterunek.
Gdy zobaczył, co robi z drugim policjantem Aviana, uznał, że żadna mowa na świecie, którą strzeliłby tu i teraz, nie byłaby tak dyplomatyczna jak jej kilka zdań.
Gdy jakimś cudem mężczyźni się ulotnili, zostawiając ich ponownie samych, znów był w szoku. Wybudziła go z niego szturchająca go kobieta i jej krzyk, ale nie mógł się powstrzymać i zaśmiał się głośno w niedowierzaniu.
- No już, daj mi chociaż wytłumaczyć - poprosił, łapiąc ją za ramię, ale gotów na jakikolwiek unik gdyby postanowiła przywalić mu torebką, albo co gorsza butelką. - Imię szokuje cię bardziej niż potencjalne molestowanie dzieci? - dodał z rozbawieniem, uznając, że to chyba przekraczało jakąś granicę, więc na wszelki wypadek zrobił unik.
Dogonił ją nie zważając na potencjalne uderzenia i, tak jak ona wcześniej, stanął przed nią, idąc powoli do tyłu ale tym samym blokując jej drogę ucieczki.
- Nie jestem Sebastianem - przyznał, malowniczo uderzając się w pierś. - Ale nic dziwnego mnie też nie łączy z dziećmi. A jeśli dasz mi wytłumaczyć, to wynagrodzę ci przygodę z policjantami.
-
-
- Czy grabarz o imieniu Andrew by cię uszczęśliwił? - spytał, nieustannie rozbawiony całą sytuacją. Wiedział, że prędzej czy później skończy się na przyznaniu do tych kłamstw, ale jakoś liczył, że stanie się to w mniej dramatycznych okolicznościach. - Przynajmniej będziesz mogła opowiadać, że ktoś celował do ciebie z broni gdy twoja oszalała randka włamywała się do pobliskiego domu - dodał, w głowie obracając tę historię na jak najbardziej efektowną.
Jej siostra będzie na pewno zachwycona. Prawdziwy Sebastian, siedzący już najpewniej w domu, nieco mniej. Ale Ryker jak na razie, pomimo tego, jaki to przybrało obrót, wciąż miał dość dobry humor. Z Avianą tworzyli dość niepoczytalne duo, ale mógł spokojnie zaliczyć to do czołówki randek, które w życiu odbył. O ile w ogóle można było nazwać to randką.
- Trochę za blady na mojego ojca, ale na wujka w sam raz - skomentował jej punkt o Baracku Obamie i wzruszył lekko ramionami. Bez względu czy był Sebastianem czy nie, humor był u niego reakcją na każde nieporozumienia. A tutaj, mimo wszystko, nie wyczuwał, żeby wszystko było stracone i Aviana bardzo się do niego zraziła.
Gdy się do niego zbliżyła, zrównując mu krokiem, stopniowo zwalniał, licząc tylko w głowie, że teraz się nie wywali na jakimś kamieniu, bo to pewnie nie poprawiłoby jego obecnych szans. Wierzył w to, że są dość duże, ale jednak nie aż tak.
- A kto chciał iść na cmentarz? - zaśmiał się, słysząc jej oskarżycielski zarzut. Od pewnego momentu to on hamował to, w jakim kierunku to wszystko zmierzało i coś czuł, że kobieta zdaje sobie z tego sprawę. Może nie popisał się inteligencją sugerując włamanie na czyjś taras, ale lubił myśleć, że po prostu nie sprzyjało im szczęście.
Zatrzymał się wreszcie w miejscu, spoglądając na nią z góry. Zupełnie zapominał, że pewnie nie ma jeszcze środka nocy, ale za to lubił jesienne i zimowe pory roku. W tym oświetleniu wszystko nabierało innej atmosfery, a jej tęczówki połyskiwały w świetle latarni. Odbijało się w nich obruszenie, ale jakoś go to nie zraziło.
- Sebastian już jest raczej obrażony, ale... - spojrzał na zegarek. Nawet nie było dziewiątej, nie tak źle. - Mogę zabrać cię do grill baru, albo gdziekolwiek indziej, zanim jutro do niego zadzwonisz i wyjaśnisz jaki skandalista zrujnował ci wieczór.
Uśmiechnął się pod nosem, nie ruszając z miejsca póki nie podjęła decyzji. Wieczór nie był przecież stracony - randka z Sebastianem może była zrujnowana przez policję, ale na szczęście teraz Sebastiana tutaj nie było.
- Obiecuję tym razem kłamać tylko co drugie słowo - dodał, kładąc sobie ręce na piersi jak harcerz podczas przysięgi.
-
- Nie odwracaj kota ogonem. To ty nie powiedziałeś mi już na samym początku, że pomyliłam osoby - wytknęła mu, gdy z kolei on próbował wytykać jej kolejne dziwne pomysły wpadające do głowy. - Gdybyś od razu postawił sprawę jasno, to nie musiałabym ratować nas przed aresztowaniem wdzięczeniem się do Jurgena. Zabiję cię, jeśli teraz zacznie cokolwiek sobie wyobrażać. Zabiję i na moment sama stanę się Sebastianem grabarzem - niby chciała pozować na groźną, ale wychodziło jej to całkiem kiepsko. Jeśli kilkanaście minut temu można było uznać ją za całkiem wprawioną aktorkę, tak pozowanie na hardą i obrażoną babkę pełzło na niczym. Uśmiechała się, gdy świdrował ją spojrzeniem i nie przestawał zaskakiwać uśmiechami. - Przestań się uśmiechać. To nic nie zmieni - byli już w takiej zażyłości, do której niejedni nie dochodzą przez dziesięć kolejnych randek, iż pozwoliła sobie unieść zziębniętą dłoń do jego ust i zakryć je. - Nie wspomniałeś, że na pierwszą randkę zabrałbyś dziewczynę w lepsze miejsce, niż grill bar? - wciąż trzymając dłoń przy jego twarzy, rzuciła wspomnieniem z początku wieczora. - Nie zamierzam do niego dzwonić, pozwolę mu z godnością o tym zapomnieć. Myślę, że mogłam trochę zdeptać wielkie, męskie ego - wzruszyła ramionami, wsuwając obie dłonie do kieszeni płaszcza. Wreszcie odsunęła się, pozostawiając między nimi przestrzeń, która przed momentem oscylowała w granicach kilku centymetrów. - Powinieneś dla mnie wynająć ten dom, rozpalić mi w kominku i zadbać o to, że więcej nie zostaną oskarżona o próbę włamania, ale... spacer też będzie ok - no, teraz już nie była taka wyrywna, aby gnać z nim w nieznane. Bez wątpienia wciąż pozostawał dla niej niesamowicie atrakcyjny i w ogóle nie stracił na uroku, niemniej czuła iż limit szaleństw na jedną noc został wyczerpany.
-
- Jurgen nie wyglądał na niezadowolonego z tego powodu - zauważył, choć był to dość kiepski dobór słów na własną obronę.
Jurgen wyglądał, jakby tylko marzył o tym, żeby wyrzuciła tę butelkę na ziemię zamiast do kosza. Wtedy znów mógłby przyjechać i dać jej naganę, a ona musiałaby jakoś przekonać go do niedawania jej mandatu. Podejrzewał, że wieczór takiego policjanta na patrolu musiał być bardzo denny, więc nagła prośba ze strony seksownej kobiety skazanej na jego łaskę przyćmiła mu nawet fakt tego, że nazwała stojącego obok faceta jej chłopakiem.
Mogła zakryć mu usta, ale uśmiech odbijał się w jego oczach. Zastanawiał się nad tym, czy ta swoboda, która pojawiła się między nimi wynikała z absurdu historii, którymi dzielili się oboje, czy po prostu tak dobrze im się ze sobą spędzało czas. Może gdyby jej siostra jakimś cudem dała jej kontakt do niego, a nie do Sebastiana, ich randka byłaby prawdziwa i skończyłaby się tak samo dobrze, bez interwencji policji. A może sekretem przełamania lodów było grzebanie trupów na cmentarzu.
- Owszem - odpowiedział, prosto w przystawioną do jego ust dłonią, więc niezbyt brzmiało to jak prawdziwe słowo, a bardziej jak niezrozumiany bełkot.
Limit szaleństw chyba oboje już wyczerpali. Cokolwiek by nie zrobili, teraz wisiało nad nimi ryzyko powrotu policji, mniej wyrozumiałych funkcjonariuszy, lub co gorsza powrót Jurgena żądnego dalszej porcji ocierania. Koniec końców, jej prośba była sensowna. Śmiała, ale sensowna. Czyli brzmiała dobrze.
Uniósł palec w górę, w uniwersalnym geście wskazującym poczekaj chwilę, a drugą ręką sięgnął do telefonu. Znalezienie domku w lesie samo w sobie byłoby trudne, ale byli w Sand Point, a on potrafił obsługiwać wyszukiwarkę internetową, w przeciwieństwie do wielu jego znajomych po trzydziestce. Po kilkunastu sekundach miał już odpowiedni numer, a po kilku minutach rozmowy telefonicznej, miał zezwolenie.
Właściciel naturalnie martwił się o to, że nie mają klucza do bramki na taras, ale uspokoił go tłumacząc, że znajdą szefa ochrony, który miał gdzieś na tym terenie budkę. W praktyce szefa nie planował szukać, bo kłódka leżała rozwalona kamieniem. Do samego budynku może i lepiej, że się nie włamywali, bo drzwi miały panel z kodem z boku, a nie zwykły klucz. System ochrony nasłałby na nich więcej policji niż dwójka uległych funkcjonariuszy. Co prawda gdy usłyszał cenę wynajmu oczy prawie wyszły mu z orbit, ale bardzo zgrabnie to zamaskował.
- Panie przodem - powtórzył słowa z wcześniej, wskazując ścieżkę, która prowadziła do domu.
-
Nie wiedziała co czyni, gdy wyciągał telefon i na uboczu prowadził z kimś rozmowę. Rozglądała się wokół, czekała wedle polecenia, aż skończy, a gdy wrócił i poprosił, aby maszerowała przodem, pokręciła głową. - Wiesz, że żartowałam, prawda? Ognisko na plaży albo hot dog z pobliskiej budki też byłby w porządku - posłała mu uśmiech, bo chociaż miłym był gest, jaki wykonał, to zdawała sobie sprawę, że słono za niego zapłaci. Bywała w różnych miejscach - mniej lub bardziej eleganckich i te zawsze nadwyrężały budżet. A nie o to chodziło, tak? To znaczy... mogła się szarpnąć i wygrzebać parę stówek z portfela, co pewnie w rzeczywistości uczyni, chwilowo jednak przeżywała zaćmienie, zastanawiając się w którą stronę pójść. Domek czy własny dom? - Ale rozpalisz w kominku? - decyzję podjęła dość szybko, winą obarczając biały, wysokoprocentowy napój krążący w żyłach i nim jeszcze pokonali tarasowe schody, rzuciła: - Podobno, podkreślam, że podobno, bo ostatnio o tym czytałam - odwróciła się, aby skrzyżować z nim spojrzenie. - Nie ma lepszej gry wstępnej, niż podziwianie mężczyzny podczas fizycznego wysiłku. Mam tu na myśli, że rąbanie drzewa też się do niego zalicza - uśmiechnęła się szeroko i dwa ostatnie stopnie pokonała w podskokach, zatrzymując się przed drzwiami, które pozwoliła mu otworzyć jakimś magicznym sposobem. Albo kluczem, bo przecież tym razem się nie wkradali. - Jak tu pięknie - zachwyciła się, stając po środku przestronnego, urządzonego w drewnianym stylu, salonie. Gdzieś w trakcie wędrówki między wejściem a miejscem w którym teraz się znajdowała zrzuciła z ramion płaszcz, a szpilki odrzuciła na bok, tracąc te dodatkowe trzynaście centymetrów. Teraz bez problemu mógł patrzeć na nią z góry.
-
Swoją drogą, po tym, co przeszli, on też mógłby opowiadać o najdziwniejszej randce, jaką w życiu przeżył. Musiałby tylko pominąć ten moment, w którym udaje kogoś innego, bo jego znajomi chyba nie doceniliby gestu mimo jego tłumaczenia, że w tamtej chwili to było bardzo zabawne.
- Hot dog z budki byłby dobrym zwieńczeniem wieczoru po tym, gdy celowano do nas z broni - zgodził się sarkastycznie. Skinieniem podbródka zachęcił ją, żeby ruszyła w kierunku, który jej wskazał - czyli znów w gęste krzaki. Takie, które tworzyły wspaniały klimat do potencjalnych morderstw. Ciemny, wygaszony budynek w oddali też bardziej straszył niż zachęcał i zaczął poważnie się zastanawiać nad tym, co go skłoniło do włamania się do niego wcześniej.
- Jeśli będzie kominek - potwierdził, choć nigdy wcześniej tego nie robił. Ogień i drewno, to chyba nie musiało być zbyt trudne. - Jeśli nie będzie, podpalimy śmietnik i wyjdzie na to samo - dodał, uśmiechając się do niej pod nosem. - Wtedy nawet po hot doga z budki ci skoczę.
Parsknął śmiechem słysząc nowinkę, którą ostatnio wyczytała. No tak, powinien zakasać rękawy, złapać najbliższy, ostry obiekt i majestatycznie uderzać nim w drzewo. Wynajęte czy nie, podejrzewał, że policja zainteresowałaby się nimi równie szybko co wcześniej, ale tym razem Aviana mogłaby polec w próbach uratowania ich z tej sytuacji.
- Rozwalenie kłódki kamieniem musi się też do tego zaliczać - westchnął, wspominając ostatnią, męską fizyczną aktywność, jaką wykonał na popis. - Możemy też spróbować zrąbać jakieś drzewo w okolicy, jeśli nie możesz się doczekać ponownego spotkania z Jurgenem.
Dwudziesty pierwszy wiek najwyraźniej dotarł również do domków w środku lasu, bo mimo otworu na klucz, koło drzwi znajdował się panel na kod, wyglądający jak domofon. Wstukał to, co podyktował mu w SMSie właściciel i ciche piknięcie systemu poinformowało ich o otwarciu się drzwi.
Po wejściu do środka, od razu dostrzegł system antywłamaniowy zamontowany przy wejściu i drugi raz ucieszył się, że nie postanowili włamywać się do środka. Znaczy, w zasadzie to postanowili, ale im przerwano. Ochrona na ogół nie była tak pobłażliwa, bo płacono im od efektów, a nie od istnienia przy biurku.
Stuknął w panel bezpośrednio w przedpokoju, który okazał się włącznikiem światła i pod jego wpływem lampy na całym, pierwszym poziomie rozbłysły ciepłym światłem. Musiał przyznać po wejściu, że zaczął rozumieć przynajmniej część ceny, którą krzyknął sobie za jedną noc tutaj facet.
- W kuchni jest barek, w którym powinno być wino - zasugerował, wskazując aneks kuchenny, który mieli po lewej. Z nim połączony był salon z dwiema, wielkimi kanapami i, jak przewidywali, kominkiem.
Podszedł do niego, gotów zająć się byciem mężczyzną, ale okazało się, że domek był na tyle zmodernizowany, że kominek wymagał jedynie wciśnięcia jednego przycisku, która wywoływała iskrę. Nie spędził nad nim więcej, niż pół minuty a w środku zaczął buchać ogień. Mimo tego i tak dumny z siebie wzruszył ramionami od niechcenia, gdy wróciła z kuchni.
- Sto pięćdziesiąt procent mężczyzny.
-
Po dłużej chwili wróciła do salonu, gdzie faktycznie palił się kominek. - Nowoczesność - wywróciła oczami. - Odbiera 125 procent męskiej męskości - odbiła piłeczkę, wręczając mu kieliszek z tym czego sobie zażyczył. Póki co wciąż podziwiała wnętrze, zachwycając się gustem z jakim wszystko zostało urządzone i przestrzenią, która zdawała się nie mieć końca. Gdyby na jej koncie znajdowało się kilka niepotrzebnych milionów na zachcianki, to najpewniej byłaby posiadaczką takiego domu, w którym spędzałaby, co najwyżej, kilka dni w roku. - Więc... - przygasiła światło, bo skoro w kominku palił się żywy ogień, to sztuczny blask żarówek odbierał mu całkowicie urok. -...tutaj zaczyna się nasza randka numer dwa? - zapytała, zanurzając usta w kieliszku z winem. Rozsiadła się na dużej kanapie, podciągając nogi pod tyłek i rozkoszowała się w pełni ciszą i spokojem, które tak kochała, a których w jej życiu było mało. - Myślę, że z zawodu jesteś tym mężczyzną, którego zdesperowane kobiety wynajmują, żeby udawał przed ich rodzinami narzeczonego, męża albo chłopaka. Zgadłam? - z rozbawieniem przyglądała się zmieniającemu się co rusz wyrazowi twarzy blondyna. - I wołasz sobie za to naprawdę duże pieniądze, to współgrałoby z twoim paskudnym charakterem - jak widać nadal przednio się bawiła, bo pamiętała, że obiecał kłamać tylko co drugie słowo. Ona tej przysięgi nie złożyła.
-
- Ufam ci! - choć chyba nie powinienem - odkrzyknął do kuchni, zachowując resztę zdania dla siebie. Nie wiedział jaki jest wybór, więc też nie planował rzucać swoimi zachciankami. Alkohol jak alkohol - jak wypiło się już kilka lampek wina, z reguły człowiekowi było to obojętne, chyba, że był wielkim koneserem. Do tego typu ludzi Andrew na szczęście się nie zaliczał.
- Na szczęście zostaje mi dwadzieścia pięć - westchnął, odbierając od niej kieliszek tego samego, co wzięła sobie - wina.
Podobnie jak ona, spędził chwilę chłonąc widoki. Domek był dwupiętrowy, ale salon i jego główna część była wysoka aż do poddasza. Z boku szła antresola, z której drzwi prowadziły do następnych pomieszczeń - pewnie łazienki i sypialni. Sand point w tej kwestii było niesamowite. Choć wciąż znajdowali się w Seattle, przez okna widać było jedynie gąszcz drzew, a gdyby wyszli na taras, pewnie usłyszeliby szum wody. Nie czuł się tutaj jak w wielkim mieście, tylko gdzieś w odosobnieniu, gdzie nikt nie mógł wtargnąć do ich randki ze swoim trzeźwym myśleniem, które było w tej chwili bardzo niepożądane. Gdy Aviana przygasiła światła, wzmogło to tylko surrealizm sytuacji. Nie wyobrażał sobie powrotu myślami kilka godzin wcześniej, gdy wściekły na pracownicę country clubu pochłonięty był rozmyślaniami nad pracą. Wydawało mu się, że znalazł się w innym świecie, w którym siadał właśnie na kanapie koło osoby, koło której nie powinien czuć się tak swobodnie patrząc na staż ich znajomości, a jednak.
- Przecież ustaliliśmy, że nie jesteś zdesperowana - przypomniał jej, unosząc kieliszek do ust i również upijając łyka. To wino smakowało jakoś lepiej - pewnie dlatego, że pochodziło z drogiej lodówki wynajmowanego domku.
Obiecał kłamać tylko co drugie słowo i bardzo dobrze to pamiętał.
- Jestem dziennikarzem - wyjaśnił, otwierając ich znajomość na abstrakcyjny koncept szczerości i szybko ten koncept wyrzucając przez ramię. - Stalkuję celebrytów za pieniądze. Mój ostatni artykuł był o tym, kto ukradł klejnoty Kendall.
Może miałby więcej szczęścia w kłamstwie, gdyby rozróżniał Kim od reszty obdarzonych Kardashian-Jennerów, ale nigdy za późno na karierę na pudelku.