WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Nie był typem złotej rączki i nigdy tego jakoś szczególnie przed niczym nie ukrywał. Ba, w czasie studiów nazwałby się nawet pasjonatem srebrnej taśmy czyniącej cuda! Przynajmniej każda usterka dawała mu jakiś powód to ściągnięcia do siebie Waltera, choć nie zawsze udało im się razem rozwiązać problem. Oczywiście, mógł jak normalny człowiek od razu zadzwonić po specjalistę i nie utrudniać sobie już i tak skomplikowanego życia. Podobnie było w przypadku dzisiejszego odkrycia - pralka odmówiła mu współpracy wydając przy tym wielce niepokojące dźwięki. Dlatego nie zamierzał nawet ryzykować samodzielną zabawą z elektryką i własnym praniem. Pech chciał, że pilnie musiał je wykonać i drugim pomysłem, który przyszedł mu do głowy były odwiedziny w publicznej pralni. Tak to się nazywało? Cóż, niewątpliwie po raz pierwszy w życiu korzystał z takiego miejsca i dało się to bardzo łatwo dostrzec w jego niepewnych poczynaniach. Dodam, iż pierwszy plan zakładał najazd na mieszkanie jego dobrego przyjaciela - ten jednak pracował do późna. Czy aby na pewno nie byłą to tylko wymówka? Z niesłabnącą jeszcze determinacją udał się do znalezionej w internecie pralni wraz ze swoim tobołkiem brudów z całego tygodnia. Jak wielkie było zdziwienie Oswalda, gdy przy jednej z nich dostrzegł . Jego żywe wspomnienie dziecięcej naiwności - pomimo upływu czasu nadal zabolał go widok Rossy... z tymi ciemnymi pasmami upadającymi delikatnie na ramiona. - Ukochany nie pomaga w porządkach? - na dzień dobry posłał jej grymas, opierając się o pralkę nieopodal niej. Tak dawno nie widział dawnej znajomej z dzieciństwa, że przez chwilę rozważał ewentualną pomyłkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[2]

Całe życie szmatą w pysk, chciałoby się powiedzieć z zaciśniętymi zębami i łzami bezsilności w kącikach oczu. Jones ostatnio czuła się niezbyt dobrze, znowu. Jako osoba niezwykle wrażliwa i empatyczna, nie mogła poradzić sobie z odejściem swojego dotychczasowego partnera, Marka, który do tej pory stanowił bardzo ważną część jej codzienności. Wraz ze złamanym sercem przyszło też upokorzenie, które uderzyło ją w twarz, w momencie, w którym z mizerną (i cichą) miną stanęła przed drzwiami swojego starszego brata z tymi oto słowami na ustach; bracie przenocuj mnie, bardzo prośbuję. Czyli, było kiepsko. Szczególnie kiedy przychodziły te dni i Ross była całkowicie bezbronna wobec dojmującego wzruszenia i hektolitrów łez, które wycisnąć z niej mogła nawet reklama supermarketu. Zatem nic dziwnego, że dzisiaj, kiedy zauważyła wielką kałużę pod pralką miała ochotę wyć ze złości i rozpaczy. Ze szklanymi oczami i zbyt energicznymi ruchami, wpakowała wszystko do jednego z koszy i zarzuciła na siebie jakąś bluzę co by przykryć dziurę w leginsach na tyłku. Oznajmiła jedynie domownikom - bo wraz z jej bratem mieszkała jakaś typiarka i Rossend nadal nie odkryła co łączy tę dwójkę - że wychodzi zrobić pranie i że pralka się im rozjebała. Oczywiście pominęła fakt, że to pewnie Czendi jest za to odpowiedzialny, bo raczej nie ona!
Teraz już nieco ochłonęła, posortowała pranie (założę się, że to właśnie ona brała brudne gatki Czendiego, żeby mu się jakoś odpłacić za to, że znosi ją przez dwadzieścia cztery godziny na dobę) i teraz opierała się o jedną z nich z butelką wody w ręku. Na początku miała zamiar zignorować kolejnego nieszczęśnika, którego los przywiódł do pralni na odludziu, ale kiedy usłyszała ten głos odruchowo podniosła głowę. Nie zaplanowała tego, tak samo jak nie zaplanowała drżącej brody, ściany łez zakrywającej czekoladowe oczęta i wykrzywionych w płaczliwym grymasie ust. Gdy tylko się zorientowała jak żałośnie musi teraz wyglądać, spuściła głowę i ukrywał się za taflą ciemnych włosów. - Udław się brudnymi skarpetkami, Ozzy - burknęła niczym obrażone, małe dziewczę, któremu to odmówiono zakupu nowej lalki. Nie miała zamiaru na niego patrzeć. I żałowała, że nastawiła godzinny program...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak dawno jej nie widział? Zdecydowanie na tyle, że w głębi ducha liczył na zbawienne zapomnienie i wyplątanie się z tego chaosu uczuć jakimi ją niegdyś darzył - za dzieciaka, lata świetlne temu! Czy kwalifikowało się to już do emocji mogących uznać za nieprawdziwe lub będące niewyraźnym wspomnieniem? Pokładał w tym ogromną nadzieję. lecz przepadła ona bezpowrotnie, gdy tylko ujrzał ją między "publicznymi" pralkami. Złamane serce ponownie dało o sobie znać, a z Oswalda zaczęły wychodzić jego najgorsze cechy. Dość łatwo przychodziła mu wtedy taka złośliwość, która jak sądził będzie dla niej niczym wielkim. W końcu nie od dziś sobie dogryzali... ona zapewne nie znając prawdziwego powodu jego nieprzyjemnego zachowania względem niej. Po prostu pewnego dnia zaczął z nią ogromnie rywalizować w szkole i być po prostu małym dupkiem. Szykował się już nawet na szorstką odpowiedź, lecz łzy kompletnie wybiły go z wojennego nastawienia. Co tu się właśnie stało, Atherton?
Jego dżentelmeńska część, odziedziczona zapewne po drogim ojcu, zadziałała wręcz automatycznie i ruszył prędko w kierunku kobiety. Zawahał się chwilę przed położeniem jej dłoni na plecach - Uhm... przepraszam. Założę się, że na pewno chciałby Ci jakoś pomóc - Zapewne nie, bo jaki facet pozwoliłby ukochanej taszczyć brudne gacie do jakiejś zapchlonej pralni na końcu miasta? Tym spostrzeżeniem jednak nie podzielił się z Rossą, która w dodatku zwróciła się do niego w ten konkretny sposób - nie powinna. - Akurat nie zabrałem skarpetek... - zażartował lekko, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę i poprawić humor zapłakanej brunetce. Ktoś jej zmarł?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona zwyczajnie zamknęła wszystkie te krzywdzące uwagi w jednej z szufladek w swojej pamięci i przeszła do porządku dziennego, w którym - jak pokazało życie - nie było już Oswalda. Rosse nie byłaby sobą, gdyby nie pochlipała w poduszkę z tego powodu, ale ostatecznie jakoś ruszyła dalej. I gdyby jeszcze jakiś czas temu wpadła na niego w tych samych okolicznościach, odpowiedziałaby mu jakimś równie kąśliwym komentarzem. Jednakże teraz była chodzącym nieszczęściem, przypominała świeżo sklejony wazon, któremu brakowało kilku kawałków, a mocniejszy podmuch wiatru mógł po prostu zmieść ją z powierzchni i na nowo zmienić w rozsypane w nieładzie fragmenty układanki. Wcześniej? Wiele robiła sobie z tego, że jej życie pomknęło w nieco innym kierunku, co prawda nigdy nie poszła na studia, aż do niedawna, jak sama wierzyła, nie odniosła wielkiego sukcesu i marzenia o zmienieniu świata niezbyt wypaliły, ale miała przed sobą wizję szczęśliwego życia, które zakładało męża, dzieci, własny biznes i ogródek z białym płotkiem. Zamiast tego miała złamane serce i kanapę w domu wynajmowanym przez starszego brata. Dlatego właśnie komentarz Oswalda, tak niewinny w swojej minimalnej złośliwości, sprawił, że łzy po raz kolejny pociekły po jej policzkach. Na jego dżentelmeńską, niemalże heroiczną próbę pocieszenia jej parsknęła cicho. - Taa, na pewno. Daj znać jak przyjedzie tu na swoim białym koniu - rzuciła, gorączkowo szukając w kieszeniach bluzy jakiejś chusteczki. Zaśmiała się pod nosem i pociągnęła żałośnie nosem, który zaraz wytarła w pomięty skrawek materiału. - Może i lepiej, mniejsze ryzyko na to, że ubierzesz je do sandałów - odparła, nieco mniej płaczliwym tonem. Dopiero teraz uderzyło w nią niczym fala tsunami poczucie wstydu (i fakt, że od jakiegoś czasu już czuła jego dłoń na plecach). Odchrząknęła i wyprostowała się, jednocześnie odgarniając włosy do tyłu. - Przepraszam, za... to - mruknęła nieco niewyraźnie, gestykulując przy tym, jakby miało to pomóc sprecyzować co dokładnie miała na myśli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy jednak rozumiała, co się za tym wszystkim kryło? Nie tylko młodzieńcze wredności, opierające się głównie na odgórnym założeniu dokuczania płci przeciwnej. Nawet jego zacięta rywalizacja z nią skupiała się wyłącznie na jednym - zagłuszeniu tego co naprawdę wtedy czuł. Pomimo wielkich starań te uczucia zbyt mocno młodego Oswalda przytłaczały i, jak to sobie sam w późniejszym życiu zgrabnie tłumaczył, doprowadziło do ukształtowania jego niezbyt pozytywnej postawy - nie przywiązuj się zbytnio i korzystaj z życia. Dlatego też biedy Walter stał się osobistym spowiednikiem i kompanem przez kolejne niepowodzenia sercowe... kto nie pragnąłby słuchać w środku nocy o kobiecie poderwanej w barze? Oczywiście "bezimiennej", ponieważ ta informacja zdążyła już ulotnić się z umysłu Oswalda. Atherton naprawdę szczerze próbował wierzyć, że taki styl życia mu w zupełności wystarcza. Bez zbędnych komplikacji - piękne rozwiązanie? Praca już wystarczająco dostarczała mu sporej dawki emocji. - Nigdy nie wyglądał na osobę, która potrafiłaby... chociażby na niego wsiąść - I znowu zbyt łatwo wyrwała się z jego ust obelga skierowana w stronę ukochanego Rossy. Nawet jeśli najlepiej pamiętał go z młodzieńczych czasów... nadal nie zmienił o nim zdania. Dodatkowo nie bardzo zrozumiał jej nawiązanie do rycerza na białym koniu. Czyżby stał się właśnie świadkiem jakiegoś smutku po krótki zakochanych? Ponownie zrobiło się mu jakoś brunetki żal, chociaż najchętniej dalej pielęgnowałby w sobie tę irracjonalną zawiść. - Proszę Cię, nawet w nich wyglądałbym bajecznie - zaśmiał się, podchwytując modowy temat. Odsunął się od niej na krok, widząc lekką poprawę. Jego bojowy nastrój powoli się z niego ulatniał, jakby wcale przed chwilą nie chciał dokopać jej na przywitanie. - Nie ma sprawy... na pewno wszystko w porządku? Mnie też czasami przerasta zrobienie prania... - nie liczył na szczerą odpowiedź, ale nie potrafił też tak tego zostawić. I nie zamierzając narzucać jakiejś presji, postanowił nadal pociągnąć to w formie żartu. Czemu nadal nie wiedział co myśleć przy niej?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdopodobnie jego motywacja po dziś dzień była dla niej słodką tajemnicą, nierozwiązaną zagadką, jej osobistą enigmą. Nie było to dziwne, Ross nie słynęła z domyślności i w rodzinie określano ją głupiutką Roską. Oczywiście boczyła się i obruszała na takie insynuacje, ale jednak były one niebezpiecznie bliskie prawdy. Dlatego nigdy nie domyśliła się, że ktoś taki jak Oswald, który był albo prawie był lordem, mógł coś poczuć do takiej sobie Ross, która do czasu wyprowadzki musiała dzielić swój pokój ze zjebanym starszym bratem, bo bliźniaczki spały razem. Totalnie bez sensu. Wychodzi na to, że to Chandler był odpowiedzialny za jej skrzywienie i jednocześnie problemy emocjonalne Ozzy'ego. No i wszystko jasne, dziękuję. I spoko, Walter słuchał o bezimiennych pannach, za to Jonesy musiały wysłuchiwać lamentów dotyczących faceta, którego imię doskonale znali nie tylko oni, ale także ich sąsiedzi i stali klienci budki z kebabem. Także naprawdę nie wiem, kto tutaj miał gorzej. Prawdopodobnie nadal Walter, ale jemu to się akurat upiekła narzeczona.
Zaśmiała się na jego komentarz, ocierając resztki łez z policzków. Nadal trwała w stadium, w którym wszelkie obelgi kierowane w stronę byłego były jak najbardziej mile widziane. - Czy dla wszystkich to było takie oczywiste? - rzuciła smutno, zerkając na Oswalda, bo jakoś nagle wszyscy widzieli, że Mark to był chujek na kaczych łapach, ale nikt nie raczył oświecić w tej sprawie. Zapewne inna panna mogłaby te wszystkie kropki połączyć, ale trzeba pamiętać, że to była Rozka, stworzenie głupiutkie i pogrążone w bagienku własnej rozpaczy. Pokręciła przecząco głową. - Nikt nie wygląda w nich dobrze - zawyrokowała, patrząc na niego tak, jakby właśnie miała być świadkiem upadku ludzkiego. Bo ładnemu nie było we wszystkim ładnie, wbrew ludowej mądrości. Chociaż może Oswald był od tej reguły wyjątkiem? W końcu Rosse nie mogła zaprzeczyć temu, że z Ozzy'ego była niezła loszka. - Nie, znaczy tak, znaczy nie. Znaczy... po prostu Mark mnie tak jakby zostawił i jakoś tak nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić, w dodatku muszę mieszkać i Chandlera na kanapie co jest potwornie upokarzające, ale nie tak jak powrót do rodziców więc... sama nie wiem czemu ci to mówię - zakończyła torpedowanie go słowami krótkim, zrezygnowanym westchnieniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dlatego też w późniejszych latach starał się ukrywać ten fakt przed nowymi znajomymi, jakby jego pochodzenie w żaden sposób nie różniło się od większości społeczeństwa. Oczywiście, że dostrzegał pewne różnice w sposobie funkcjonowania Athertonów na tle rodzin amerykańskich rówieśników. I nawet jeśli był świadom wielu ułatwień i przywilejów wraz, z którymi przyszło mu dorastać, to nie postrzegał tego nigdy jako takiej przeszkody. To on zawsze czuł się niewystarczający, gdy pod czujnym okiem nauczycieli opuszczał się w różnych zajęciach dodatkowych. Za to Ross zawsze wydawała się znajdować gdzieś poza zasięgiem i to w dobrym znaczeniu, ponieważ mało kogo z takim zapałem wtedy słuchał jak przyjaciółki. Czasami nawet zastanawiał się, czy coś by zmieniło... gdyby wcześniej wykonał pierwszy krok i podrzucił te cholerne listy do jej szkolnej szafki. - Dla większości pewnie tak... - wzruszył ramionami, ledwo hamując się ze swoją niebywałą niechęcią do tamtego mężczyzny. Może nie pamiętał go zbyt dobrze, lecz "kradzież" jego przyjaciółki klasyfikowała go automatycznie na listę największych dupków na tej planecie. Zapewne mógłby dodać do tej listy jakiś wkurzający ton głosu, irytującą manierę - ale to nie byłby w przypadku Oswalda zbyt obiektywne, więc nawet nie starał się wymyślać argumentów. - Ale ja nie jestem nikim... poza tym, tak mówią ludzie małej wiary, Ross - Nie, nigdy nie nosił skarpetek do sandałów i nawet nie potrafił wyobrazić sobie takiego modowego połączenia. Jednak w jego głowie dało się to jakoś znieść, bo babcia zawsze powtarzała mu, iż jest jej "czarującym kawalerem bezwzględu na wszystko"... a kobieta wiedziała co mówi! - Och - zaniemówił na moment, słysząc jej smutną litanię. Nawet nie mógł cieszyć się z tego, że dupkowatość Marka w końcu została dostrzeżona przez resztę społeczeństwa. Smutek Ross jakoś odebrał mu całą radość z tego. - Ja... naprawdę współczuję, Ross. Ale kanapa? Na pewno nie mogę jakoś pomóc?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każde z nich miało kompleksy, których to drugie mogłoby nie zrozumieć, a jednocześnie mieli do nich absolutne prawo. Rosse od lat musiała sobie radzić z brakiem poczucia własnej wartości, przeważnie widziała siebie jako osobą nie do końca dobrą dla kogoś, czy nie wystarczająco zdolną, aby coś osiągnąć. Kto wie co by zrobiła, gdyby jeden z przystojniejszych chłopców w liceum, o którym nawet nie śmiała myśleć w tych kategoriach (może dlatego właśnie tak łatwo przyszło jej zaprzyjaźnienie się z Oswaldem?) może czuć do niej coś więcej niż tylko przyjacielską sympatię. To naprawdę niezły hit, zapewne Czendi by jej nie uwierzył i miałby kolejny powód do żartów. Nie żeby teraz miał ich mało, w końcu jego siostra była chodzącą katastrofą. Właściwie to w jej życiu mało było sytuacji, które nie skończyłyby się wielka porażką, rozczarowaniem, klapą, czy jakkolwiek to nazwiesz. No, ale wracając do tematu, może gdyby Oswald oświecił nieświadomą Ross w kwestii swoich uczuć to dzisiaj żadne z nich nie byłoby nieszczęśliwe, a zamiast tego prowadziliby zażarty spór o kolor zasłon w salonie. A może stwierdziliby, że to nie to i wolą być nadal przyjaciółmi? Scenariuszy było naprawdę mnóstwo. - No jak, tylko Rosse jak zwykle jest ślepą idiotką - burknęła trochę płaczliwie jeszcze pod nosem. Teraz przypominała trochę Jęczącą Martę w swojej łazience. No tu wymieniamy łazienkę na pralnię, ale powiedzmy, że nie jest to jakaś kolosalna różnica. No i to prawda, była ślepa skoro przez tyle czasu nie zauważyła oswaldowych uczuć wobec niej. Chociaż trzeba tu akurat przyznać, że nie okazywał ich w dosyć oczywisty sposób. - O nie, nie, nie, od tej reguły nie ma wyjątków, musisz się z tym pogodzić - zastrzegła surowym tonem. Oczywiście żartowała. Chociaż może powinna go zmusić do tego, aby faktycznie ubrał skarpetki do sandałów i przekonał ją do swojej racji? Miałaby się z czego pośmiać po tym wszystkim. Szczególnie, że teraz jej życie było jedną, wielka katastrofą i naprawdę potrzebowała pozytywnej energii w swoim życiu. Westchnęła i odgarnęła włosy z twarzy. - No znaczy nie tak dosłownie, że na kanapie, ale razem z Markiem przepadło mieszkanie i musiałam się gdzieś przenieść. No i Chandler mnie przygarnął, ale znasz Chandlera - a nawet jeżeli nie to chyba wymowne przewrócenie oczami mówiło samo za siebie. Był świetnym bratem, ale takim naprawdę ciężkim w obyciu. - Dzięki Ozzy, ale nie wiem czy wiele możesz zrobić w tej chwili - dodała, bo naprawdę była wdzięczna, ale sama nie wiedziała o co miałaby go poprosić, jeżeli w ogóle by się zdecydowała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ile to już lat się znali? Czasami Oswald miał wrażenie, że była w jego życiu od zawsze - nawet jeśli było to dalekie od prawdy. Ich drogi rozeszły się po zakończeniu licealnej przygody i później przecinały się może raz do roku. Udawał. Za każdym cholernym razem, iż wcale nie złamała mu nieświadomie serca. Z kpiącym uśmiechem wysłuchiwał nowin o Marku, nie rozumiejąc, co takiego nadzwyczajnego było w tamtym mężczyźnie. Sam jednak też nie mógł tego jednego dnia zrobić na niej najlepszego wrażenia, jakby jednym spojrzeniem hebanowych oczu wyciągała na powierzchnię wszystkie jego problemy... te, które tak desperacko próbował zakopać kolejnymi podbojami świata. Budował iluzję siebie, coraz bardziej niezadowolony z tego co skrywało się pod nia - gonił za własnymi ambicjami, powoli tracąc od tej gonitwy oddech. I przez to przestał planować; budować w swojej głowie nierealne scenariusze, które i tak ostatecznie uciekłby mu przez palce. Pozwoliłby im - jak z wielu innym rzeczom, kiedy w rozrywającym milczeniu obserwował, jak oddalają się od niego. Odchylił na moment głowę, bijąc się z własnymi myślami. Czy istniały słowa pocieszenia na złamane serce? On z pewnością ich nie znał. - Czasami potrzeba innej perspektywy - dodał cicho, ledwo powstrzymując się od tańczącego mu na końcu języka "a nie mówiłem". Pomimo tych okropnych rzeczy, które powiedział je przy ostatnim spotkaniu... nadal była mu ogromnie bliska, jak niewiele osób w jego życiu. Czy Ross nadal potrafiłaby nazwać go po tym przyjacielem? Oddzieliła złość podlaną drogim alkoholem od tego kim naprawdę był? Och, ale kim, Oswaldzie? Żart tej sytuacji polegał na tym, iż nawet sam zainteresowany nie miał zielonego pojęcia. - Czuję się urażony tym jak bardzo we mnie wątpisz w tym momencie - pokręcił głową, nadal udając zawiedzionego jej małą wiarą w skarpetkowe wyzwanie. Czemu tak łatwo przychodziło żartowanie w obecności brunetki? Zbyt prosto. - To on powinien wynieść się z mieszkania... - wyburczał pod nosem, lekko zaskoczony tym, co usłyszał. Być może nie orientował się w dramacie, z jakim musiała zmagać się aktualnie Ross, lecz nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, w której pozwoliłby byłej partnerce wylądować na ulicy. Życie pisało przeróżne scenariusze, ale ostatecznie pod koniec dnia liczyły się wyłącznie nasze decyzje. - Wiem, co ostatnio powiedziałem... ale mogłaś zadzwonić - Czy w głosie Oswalda dało się usłyszeć skruchę? Zatańczyła w pustce między nimi, przypominają o tamtym feralnym dniu. Oparł się bokiem ramienia o pralkę i w ciszy wyczekiwał na najgorsze, gdyż po ostatnim "występie" liczenie na coś innego mogło zostać nazwane wyłącznie istną głupotą.
  • and how can I give you all of me<br> when I'm only half a man

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ale czy znali się tak naprawdę? Bo chociaż Rosse nigdy nie udawała kogoś kim nie jest, to kiedy po długim czasie spotykała się z Oswaldem, próbowała sprzedać jak najlepszą wersję siebie, szyjąc z nielicznych sukcesów. Dzisiaj nie mogła tego zrobić, nie miała już w pobliżu żadnej deski, której mogłaby się chwycić. Dryfowała w morzu nieszczęścia i chociaż podczas jednego z pijackich wieczorów, którego zwieńczeniem była wycieczka po kontaktach, jej palec zawisł nad jego imieniem to ostatecznie zawahała się i wyłączyła telefon. Bo coś w jego postawie i słowach przy ostatnim spotkaniu ubodło ją na tyle, że nie potrafiła odezwać się do niego po takim czasie i szukać pocieszenia właśnie w jego ramionach. - Może masz i rację - przyznała mu rację, bo w gruncie rzeczy to wiedziała, że ją miał. Nie znajdowała żadnych argumentów, które mogłyby obronić jej ślepe zakochanie i fakt, że to jej perspektywa była tu jedyną słuszną. Jak widać nie była. Mimo złości, która niczym drzazga nadal tkwiła w jej sercu, to ta krótka, lekka wymiana zdań na temat niedopuszczalnego połączenia skarpetek i sandałów wywołała na jej ustach niewymuszony uśmiech. - Człowieku, ratuję cię przed modowym faux pas - rzuciła, teatralnie wywracając oczami, a raczej próbując to zrobić, ale Rosse, chociaż nie można było odmówić jej urody to gracji nie miała w sobie zbyt wiele, także w jej mniemaniu nie wyglądała jak te wszystkie aktoreczki, które robiły to z wdziękiem. Nie, ona po prostu wyglądała jak typowy Jones, debil. - Nie no, w końcu to było jego mieszkania, zresztą nieważne, Chandler ma ogródek - naprawdę próbowała znaleźć na siłę plusy w tej sytuacji. Chociaż doprowadzenie zieleni okalającej dom wynajęty przez jej brata naprawdę pozwalało zapomnieć jej o tym całym zamieszaniu, wokół jej prywatnego życia. No i ten dobry początek luźnej konwersacji umarł śmiercią naturalną. Odrzuciła włosy do tyłu, kiedy zwróciła głowę w jego stronę i sugestywnie uniosła jedną brew ku górze. - Skoro wiesz co powiedziałeś, to wiesz dlaczego nie zadzwoniłam - odparła hardo, unosząc nawet brodę nieco do góry. Tak, będąc w emocjonalnej rozsypce, powstrzymywała się od tego, aby nie dać się im ponieść, ale póki co wlepiała w niego spojrzenie hebanowych oczu. - Zresztą, poradziłam sobie - i to bez ciebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedyś Oswald nigdy nie udawał, gdy w płuca nabrał młodzieńczej pewności o własnej wyjątkowości. Niestety ona z każdym rokiem ulatniała się z niego, uwypuklając następne niepowodzenia w dorosłym życiu. Nieustannie podejmował nieodpowiednie decyzje, jakby nie potrafiąc uczyć się na własnych błędach. W samotności stawał się najgorszą wersją siebie i nie wiedział jakim cudem mógłby się z tego wyplątać. Dobra mina do złej gry - gdyż właśnie przez te parę godzin w roku spędzonych z Rosse kiełkowała w nim naiwna nadzieja. I z końcem dnia pryskała niczym mydlana bańka, a on wracał do pierwotnego stanu. Przynajmniej pomimo dość burzliwego i niekoniecznie udanego życia uczuciowego, utrzymywał inne aspekty własnego życia na dość przyzwoitym poziomie. Przepakował mokre pranie z pralki do suszarki obok, posyłając przyjaciółce tylko słaby uśmiech. Cholera, uwielbiał mieć rację... ale czemu teraz miała słodko-gorzki smak? Głosik z tyłu głowy szeptał mu, że lepsza byłaby jego omylność w tym przypadku. Naprawdę? Potrafiłby porzucić egoistyczne życzenia, które pojawiały się w myślach Oswalda przy każdej radosnej opowieści związanej z Markiem? Ostatecznie nigdy nie przestała być jego przyjaciółką... - A może po prostu boisz się modowego przełomu? - zaśmiał się, bo w końcu on sam niewiele pojmował ze świata fatałaszków. Fakt, rzadko kiedy zdarzało mu się ubrać jakoś nieodpowiednio, ale to raczej nazwałby latami wprawy i dorastaniem wśród sióstr służących "radą". Poza tym kupienie garnituru z katalogu jakiegoś projektanta też nie wydawało się ogromnym wyczynem, więc niestety do guru mody dzielił go pewnie dość spory kawałek. - Daj znać jak wyrzuci Cię na przymusowy biwak w ogrodzie - zażartował delikatnie, choć nadal dziwnie było mu rozmawiać na ten temat. Inaczej wyobrażał sobie potencjalne zerwanie Ross z Markiem, a los oczywiście nie pozwolił mu się tym nacieszyć. Odwrócił wzrok pod jej spojrzeniem, nie mogąc znieść ukrytego w nich wyrzutu. Oskarżenia odciskającego się na ich znajomości w najgorszy z możliwych sposobów. - Przepraszam, nie byłem wtedy sobą... chyba - dopiero po kolejnych chwilach dzielonej przez nich ciszy wypełnionej jedynie dźwiękiem pracujących pralek, zwrócił się do niej ze skruchą w głosie. Czy z ręką na sercu potrafił zapewnić ją, że te okropne słowa wpłynęły z jego ust jedynie ze względu na upojenie alkoholowe? Nie... i ta nieszczęsna odpowiedź była dla niego bardzo oczywista, choć nie chciałby, by wybrzmiała między nimi niczym ostateczny osąd. Prawie podskoczył na krótki sygnał dźwiękowy zwiastujący zakończenie pracy ich suszarek. Z lekkim zawodem dostrzegł, jak Ross zabiera się do pakowania własnych ubrań, więc niechętnie podążył jej śladem. - W to nie wątpię, zawsze sobie radziłaś... ze wszystkim. Po prostu nie chcę, żeby nasza znajomość przepadła przez ten jeden dzień... zadzwonię - Dodał jeszcze nim zdążyli rozejść się w swoje strony.

zt x2
  • and how can I give you all of me<br> when I'm only half a man

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Życie w jej rodzinie na pewno nauczyło ją jednego. Przeczuwania, że coś się święci. Takiego irracjonalnego, dziwnego, gdzieś tam w środku łaskoczącego uczucia, że coś wisi w powietrzu. Oczywiście jako nastolatka myślała, że po prostu rozpoznaje u swojej mamy pewne miny i zachowania, ale gdzieś w trakcie swoich podróży zrozumiała, że musi istnieć wewnątrz niej jakiś… no jakiś ośrodek intuicji, ostrzegającej ją przed tym, że na coś musi się przygotować, najczęściej psychicznie. Oczywiście zanim nauczyła się ufać intuicji, miała kilka wpadek, ale hej, kto jest idealny? A no chyba nikt, a właśnie w ten sposób ludzie się uczą, na swoich błędach. I szejmowanie za nie jest bardzo nie porządku, bo każdy kiedyś wywalał się na prostej drodze w trakcie nauki chodzenia, czy zdecydował się spróbować jak smakuje mydło. Bo czemu nie.
Więc dzisiaj robiła pranie. Bardzo ostrożnie, uważając czy aby na pewno żadna czerwona skarpetka nie czai się w jej praniu, żeby zmienić jej pół garderoby w kolor różowy (nie żeby w sumie narzekała, bardzo lubiła kolorowe i nietypowe ubrania! Ale to jednak przykre mieć absolutnie WSZYSTKO różowe), no wszystko zapowiadało się całkiem nieźle. I tak, korzystała z pralni, bo w jej mieszkaniu pralki jeszcze nie było, no i jak na taką podróżniczkę, nie za bardzo wiedziała jak ma wybrać którą chce. Wymagało to poważnego riszerczu, bo na rynku było tyle opcji, że to człowieka po prostu przerastało, kiedy miał zdecydować co wybrać. I początkowo wszystko szło spoko, jedno pranie wsadziła, potem wyciągnęła i włożyła drugie. I właśnie wtedy, kiedy się obracała, uchwyty jej kosza postanowiły sobie najzwyczajniej w świecie odleźć od kosza, a ten, TAK TEN KOSZT Z CZYSTYM, MOKRYM PRANIEM, poleciał na ziemię, rozsypując jej fatałaszki na zdecydowanie brudnej ziemi. Patrzyła się na ten rozsypany bałagan z tymi uchwytami wciąż w rękach, kiedy zauważyła jakieś męskie buty niebezpiecznie blisko swoich majtek. - No już tak na nie nie patrz, to raczej nie będzie Twój krój… - powiedziała, zanim pomyślała, unosząc powoli wzrok i… uniosła zaskoczona brwi! - Hugo? - zapytała, bo jednak dawno nie rozmawiali i naprawdę nie spodziewała się go tutaj spotkać, nad swoimi majtkami! I w pralni i w ogóle, w Seattle!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-3-
To nie tak, że Hugo nie potrafił obsługiwać pralki czy nie było go na nią stać, absolutnie nie. Po prostu jego mieszkanie ostatnio robiło za niezbyt udany prototyp miejskiego basenu, kiedy to podczasu ulewnych deszczu nie zamknął dobrze okna, lub też wybiła je jakaś gałąź. I chociaż wydawało się, że razem z Kira dali radę uchronić łazienkę przed powodzią to jednak nie.
Wczorajszego wieczora, gdy skończył sortować pranie i załadował maszynę przekonał się, że ta jednak nie działa, a może to wcale nie wina powodzi, a jedynie starości, bo sumie sprzęt nie wyglądał na najnowszy? Z resztą nie tylko on w tym mieszkaniu, ale Pedroza nie przywiązywał do tego zbytnio uwagi do czasu, aż miał dach nad głową, ciepły kąt i miejsce gdzie mógł się spokojnie zatrzymać i odpocząć. Jasne, że nikomu nie uśmiechało się mieszkać w jakiejś zapadłej norze, że nie lubił bezosobowych miejsc i "przerobił" je trochę po swojemu, tak, aby czuł się dobrze, ale zdecydowanie nie był typem, który z zapałem przegląda sieć w poszukiwaniu inspiracji na dekorowanie wnętrz czy też kartkuje każdy nowy katalog że sklepu meblowego. Z resztą przecież nie wiedział tak naprawdę ile czasu jeszcze tutaj spędzi, czy osiądzie na dłużej czy jednak okaże się, że znów wsiądzie w pierwszy lepszy samolot?
Na chwilę obecną nie pozostało mu jednak nic innego jak miejska pralnia. Spakował więc cały ten swój majdan, brudne ubrania, a także cała chemię, która będzie mu niezbędna.
Wziął też nawet jakiś szkicownik i ołówek, aby nie siedzieć i nie wpatrywać się jak ostatni idiota w swoje wirujące gacie.
Z założenia miała być to prosta sprawa - wchodzi -pierze - wychodzi. Nic skomplikowanego z czym ponad trzydziestoletni facet by sobie nie poradził, wykluczając oczywiście tych, którzy przez całe życie podrzucali swoje brudy matce, a później żonie.
Wszedł akurat w takim momencie, aby być świadkiem katastrofy, czyli momentu w którym czyste i pachnące niemal świeżością rzeczy lądują na brudnej pralnianej podłodze i w pierwszym odruchu oczywiście chciał podejść, pomóc jak na kulturalnego młodego mężczyznę przystało, uratować damę z opresji, ale gdy tylko ta się odezwała przyjrzał jej się trochę uważniej i aż uśmiechnął sam do siebie.
- Jesteś pewna? - Zapytał rozbawiony podnosząc dolna częścią bielizny i przyglądając jej się uważnie, a przy okazji wcale nie mając zamiaru zabrzmieć jak jakiś zboczeniec.
-Moglbym być tak samo zdziwiony tym spotkaniem, ale widać gdzie katastrofa w Twoim życiu tam ja - Zaśmiał się tylko krótko ściągając swój dość spory plecak, odstawiając na bok tylko po to, aby przykucnąć i po prostu zacząć zbierać jej rzeczy.
- Nie wiem czy wiesz, ale … Rzucanie mokrym, czystym praniem ok podłodze nie jest zbyt ekonomiczne i nie sprawi, że biel będzie bielsza. - Zażartował jeszcze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W amerykańskich dużych miastach to nawet nie trzeba być leniem, żeby nie mieć pralki. Po prostu wiele mieszkań jest zbyt małych i ich nie posiada. Tak samo jak piekarników, bo przecież warto oszczędzać na przestrzeni… no tyle, że wcale nie, bo oba te sprzęty są tak samo ważne i potrzebne do życia, eh. I Ebba nie przepadała za publicznymi pralniami, bo nigdy człowiek nie wiedział na sto procent, co się przed chwilą w bębnie znajdowało. Albo co tam przypadkiem można znaleźć. Kiedyś znalazła kalesony w swoim praniu, od tamtej pory bardzo uważnie sprawdzała co do pralek pakuje i czy aby na pewno jest pusta…
- No dobra, okej, przyznaję się. Zdecydowanie różowe stringi pasują do Twojej karnacji - rzuciła z rozbawieniem, bo owszem, mogła mu rzucić wyzwanie i sprawdzić, czy faktycznie w nie wskoczy. Chociaż wiedziała, że pewnie nie, bo był trzeźwy, a takie rzeczy raczej robi się po alkoholu.
- O nieee… - jęknęła - no to wszystko jasne, trzeba ci założyć na telefonie aplikację ‘znajdź dziecko’ i monitorować gdzie wędrujesz. I chronić mnie przed katastrofami - zdecydowała z rozbawieniem - to też znaczy, że chyba wiem kto zapłaci za to pranie - dodała, zbierając te rzeczy do koszyka, bo co miała zrobić? No nie zostawi tego na ziemi… chociaż kusiło.
- I nie znasz się, to starodawny rytuał z jednego z plemion, warstwa błota sprawia, że tkaniny są lepiej doczyszczone. Sekret tkwi w drobinkach - rzuciła, z rozbawieniem. - A ty co robisz w tej pralni? - zapytała, zaciekawiona - poza oczywiście zrobieniem prania i kupieniem koksu od właściciela? - dodała, nabijając się w stu procentach.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”