WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
- 3
-
Davenport był przebiegłym sukinsynem, dookoła którego węszenie na ogół nie przynosiło żadnych rezultatów. Znalezienie kogoś, kto pracował w country clubie i miałby jakiekolwiek, sensowne dla niego informacje graniczyło niemal z cudem. Dziewczyna, którą wyhaczył po dwóch tygodniach starań, wciąż nie była sprawdzona, a nowiny, które mu przynosiła, były całkowicie bezwartościowe. Z każdym kolejnym spotkaniem utwierdzała go w przekonaniu o tym, że zależy jej na dorobieniu sobie i może zastrzyku adrenaliny czy dowartościowania z poczucia bycia wybraną. Pomimo tego, wchodząc do grill baru, wciąż tliła się w nim nadzieja.
Spostrzegł stolik, przy którym siedziała i rozejrzał się dyskretnie dookoła nim zajął przy nim miejsce. Dziewczyna w mało dyskretny sposób wstała w tym samym momencie i puściła mu oczko, sprawiając, że westchnął ociężale, patrząc jak odchodzi do wyjścia dla personelu. W kopercie, którą mu zostawiła, znalazł tylko śmieci - czyli jak zwykle. Schował ją do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjął telefon odruchowo, sprawdzając swoją skrzynkę.
Gdy usłyszał obok stukot odbijających się od podłogi obcasów i szuranie odsuwanego krzesła, był prawie pewien, że z jakiegoś powodu wróciła. Podniósł głowę w górę i, ku swojemu zaskoczeniu, zobaczył kogoś zupełnie innego. Uniósł brew, otwierając usta by coś powiedzieć, ale kobieta z ogromną pewnością siebie zaczęła mówić, wprawiając go w coraz większe zaintrygowanie.
Dopiero gdy nazwała go Sebastianem, odetchnął lekko, orientując się, że jej obecność tutaj jest zupełnie przypadkowa. Tak jak obecność jego. Odchylił się nieco w krześle i przekrzywił głowę, przyglądając jej się przez chwilę z cieniem uśmiechu na ustach. Zastanawiał się, czy i jak długo powinien ciągnąć to co zaczęła.
- Gdzie moje maniery - przeprosił, ujmując jej dłoń. - Miło poznać.
Schował telefon do kieszeni spodni, zdejmując go z blatu. Jak w erze social media i dwudziestego pierwszego wieku można było spotkać się z kimś nie wiedząc jak wygląda? A co gorsze, kto zabiera kobietę na pierwszą randkę do grill baru? Nie, żeby szczególnie narzekał - miejsce było na swój sposób urocze, ale były lepsze.
Kelner widząc jej nadejście pojawił się niemal od razu, wyrastając za jego plecami jak duch. Ryker przyjął od niego kartę, starając się powstrzymać rozbawienie.
- Uważaj na homara, jest paskudny - poinformował ją, chowając sarkazm do kieszeni jak telefon wcześniej. Odchrząknął, ostentacyjnie otwierając kartę i przeglądając to, co grill bar miał do zaoferowania. - Wiesz, gdybym miał cię za zdesperowaną to zabrałbym cię w tańsze miejsce. Nie musisz się martwić, twoja siostra opowiadała same dobre rzeczy - dodał, wystawiając znad menu kciuka w górę w pokrzepiającym geście. Zastanawiał się przy tym po ilu minutach kobieta wyjdzie, albo zorientuje się w pomyłce.
-
- Skąd się znacie? Nie zdążyłam w ogóle porozmawiać z nią na twój temat. Rzuciła hasłem randki i nim w ogóle zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, dostałam wiadomość z adresem i godziną - nieświadomie dawała Andrzejowi-Sebastianowi podpowiedzi, zachęcając go do uczestnictwa w tej grze. - Nieważne. Nie chcę, żebyś pomyślał, że nie miałam ochoty się z tobą spotkać. Miałam, ogromną - mówiła zdecydowanie za dużo, co było do niej niepodobne. Zazwyczaj była osobą dość milczącą, ale lekkie zdenerwowanie byciem na pierwszej od wielu lat randce, sprawiało, że wychodziły z niej dawno zapomniane cechy. - Po prostu nie pamiętam co to znaczy randkować - odetchnęła z ulgą, kiedy kelner podał zamówione napoje. Niemalże natychmiast złapała kieliszek z białym winem i zatopiła w nim usta, chociaż na moment milknąc. Prawdopodobnie w momencie, w którym zda sobie sprawę z tego, że pomyliła osoby... będzie potrzebowała nie kieliszek, a całą butelkę.
-
- Hobby, pasja - kiwnął głową ostentacyjnie, rozkładając lekko ramiona. Miał wrażenie, że zachowuje się irracjonalnie, ale wizja wcielenia się w Sebastiana go bawiła, a kobieta była na tyle urocza, by potencjalne konsekwencje były tego warte. - Wiele osób mi to mówi.
Wiedział tylko tyle, że nie wiedział za bardzo nic. Poza imieniem i relacją z jej siostrą, Sebastian był człowiekiem enigmą. Andrew myślał, że to dość szybko podetnie mu skrzydła i całe kłamstwo wyjdzie na jaw, ale w swoim słowotoku kobieta wyznała, że również nie wie o nim zupełnie nic. Tak samo jak o zachowaniu spokoju na randkach, na których nie bywała od dawna.
W tym momencie poczuł ukłucie poczucia winy z tyłu swojej głowy. Dla niego chodzenie na randki też wydawało się zupełną abstrakcją. Po tragicznym zakończeniu poprzedniego związku nie potrafił sobie z tym poradzić wcale, a po powrocie do Seattle nawet nie przyszło mu na myśl się z kimś spotykać. Z Kenzie był tak długo, nie wyobrażał sobie zaczynania budowania czegoś takiego od nowa. Ale teraz czuł się zupełnie swobodnie - może dlatego, że nie był na randce, tylko ją udawał. Z drugiej strony, dla Aviany było to niesprawiedliwe, więc wziął się w garść choć odrobinę, brnąc w kłamstwo w coraz bardziej absurdalny sposób.
- Z twoją siostrą? Hmm... - odpowiedział, kupując sobie trochę czasu. Sięgnął po swój kieliszek z winem i zakręcił nim w miejscu, patrząc, jak napój w środku odbija się od szklanych ścianek. - Poznaliśmy się na pogrzebie, tak właściwie.
Pochylił się, opierając łokieć ręki dzierżącej wino o blat i uśmiechnął się do Aviany porozumiewawczo.
- Wyciągarka się zepsuła i musieliśmy opuszczać trumnę na sznurach, ale mimo tego się nie zraziła. Wzięła nawet moją wizytówkę - kontynuował z pasją wymalowaną na twarzy. - Doceniam jej pomoc. Mamy rodzinny biznes. Ja, tata i czwórka braci. Ale to strasznie kompetetywne środowisko, rozumiesz? Teraz wszyscy tylko te wyciągarki. Kiedyś było lepiej, potrzeba było siły, dobrego chwytu sznura. Wciąż tęsknię za zapachem świeżo ubitej ziemi.
Upił łyk wina jak gdyby nigdy nic i uniósł brwi w górę, powracając do niej wzrokiem, który wcześniej rozmarzony utkwił gdzieś w bliżej nieokreślonej przestrzeni.
- A ty? Czym się zajmujesz? - zagadnął, uśmiechając się szerzej.
-
- Jestem gotowa przysiąc, że Elise napomknęła o tym, że łączy was praca. Może chodziło o wspólną pasję? - zmarszczyła nos w kompletnym zamyśleniu, jak gdyby naprawdę starała się odtworzyć w głowie przebieg tej krótkiej, telefonicznej rozmowy z siostrą. Może to sobie ubzdurała? Może powiedziała tylko o tym, że mają się spotkać? Może Aviana w natłoku ostatnich wydarzeń resztę dopowiedziała sobie sama? Nieistotne, nie zamierzała drążyć. Przynajmniej nie do momentu, w którym Sebastian uraczył ją opowieścią o rodzinnym biznesie i rzekomej pomocy Thornton w spuszczaniu trumny do grobu. Zerknęła na blondyna badawczo już w połowie historii, a gdy skończył opróżniła kieliszek z winem do zera. Powinna się zacząć teraz śmiać czy może pochwalić to czym się zajmuje? Koniec końców nie każdy nadawał się do tego rodzaju pracy. Nad drżeniem kącików ust nie mogła zapanować, więc finalnie po prostu szeroko się uśmiechnęła, kręcąc głową w milczeniu. Zanim w ogóle zdecydowała się odezwać, poprosiła kelnera, aby dolał jej wina, bo skłonna była uznać, że na trzeźwo tego nie uniesie. Ewidentnie z nią grał, tak pomyślała, nieświadoma, że sama ową grę rozpoczęła. - Mam nadzieję, że dałeś jej przed tym wszystkim rękawiczki. Elise jest dość delikatną kobietą, szkoda jej dłoni - popłynęła z prądem, jak gdyby absurd nie poganiał absurdu w tej rozmowie. - Ja? A nie widać? - nie pozwalając mu odpowiedzieć - sprzedała własną historię. - Zajmuję się dystrybucją mięsa do okolicznych budek z kebabami. Wyszukuję w internecie dobrych oferty sprzedażowych, sprowadzam je z Bliskiego Wschodu, a później trafiają do bułek, którymi wszyscy ze smakiem się zajadają - odparła z powagą równą tej, którą zaprezentował on. Nie mogła wymyślić nic głupszego. - Po godzinach param się kilkoma innymi zajęciami, ale postawię tutaj kropkę. Odrobina tajemniczości, która namówi cię na drugą randkę - jakiej prawdopodobnie nigdy nie odbędą. Właściwie Aviana zastanawiała się czy mężczyzna siedzący na przeciw ma bardzo wysublimowane poczucie humoru, czy może wziął ją za kompletną idiotkę. Co gorsza - nie wiedziała nawet czy chce poznać odpowiedź te nurtujące pytania.
-
- Chcesz znać moją sztuczkę? - nachylił się blisko niej, gotów zdradzić jej jedną z największych tajemnic swojego życia. Rozejrzał się nawet dookoła, jakby ktoś z okolicznych stolików miałby to usłyszeć i, co gorsza, zastosować jego tajemne triki w randkowaniu. - Animal planet.
Uderzył lekko dłonią w stół, żeby podkreślić wagę wypowiedzianych przez siebie słów i odsunął się, znów opadając na oparcie krzesła.
- Pooglądasz zwierzęta jeden wieczór i bum, zrozumiesz kobiety.
Normalnie powinien zostać aktorem. Może ubierze perukę i sam zatrudni się w country clubie, wtedy wszystkie sekrety będą jego. W międzyczasie jednak upił spokojnie łyk swojego wina, chyba pierwszy albo drugi odkąd zaczął mówić. Sądząc po tym, jak szybko znikał alkohol w kieliszku Aviany, musiała bawić się wręcz doskonale.
- Naturalnie - kiwnął głową, zgadzając się w kwestii rękawiczek. W praktyce rejestrował imię Elise, pamiętając, że tak nazywała się siostra i powinien może wtrącić to do historii raz czy dwa, jeśli miała pozostać w miarę wiarygodna.
Zmrużył lekko oczy, słuchając gdy opowiadała o sobie. Nie był pewien, czy przejrzała go w pełni czy po prostu uznała, że randka i tak była na straty, więc może się przy okazji dobrze na niej bawić. Trochę już czasu siedzieli przy tym stoliku a żaden Sebastian im nie przeszkodził. Pewnie biedak czekał na nią przed wejściem i dzwonił do Elise, skarżąc się, że jego randka paskudnie się spóźnia, podczas gdy ta bawiła się w najlepsze z grabarzem.
Albo umierała w środku, ale dla Sebastiana i z tego byłby profit.
- Widzisz, tu jest lekki problem - skrzywił się, unosząc dłoń do podbródka, jak mędrzec z posągu zastanawiając się nad wyjściem z tej problematycznej sytuacji. - Moja mama jest chorobliwą weganką.Przed wejściem do mieszkania musisz dezynfekować ręce, żeby były czyste jak w dniu chrztu. W innym wypadku są zbrukane naszym animalistycznym pochodzeniem,
Upił łyk wina, zastanawiając się, czy już teraz ma szykować potencjalne uniki przed lecącym w jego kierunku szkłem, czy też nie dotarł jeszcze do granicy, którą miała w głowie Aviana. Swoją drogą, to dopiero byłaby opowieść dla wszystkich znajomych!
- Ale damy radę. Powiem jej, że robisz nam wieńce do zakładu, na pewno cię zaakceptuje - pocieszył ją, uśmiechając się szeroko.
-
-
Napił się wina i tak samo jak ona wcześniej wskazał kelnerowi, że chciałby dolewki. Choć całość tego spotkania z początku była dla niego wyłącznie luźnym żartem na poprawę dość przeciętnego dnia, reakcje Aviany sprawiały, że z każdą chwilą bawił się coraz lepiej. Dalej nie uznałby tego za standardową randkę - i może właśnie to zdjęło z niego to psychiczne obciążenie, które sprawiłoby, że zarzuciłby ją słowotokiem jak ona z początku, albo wręcz przeciwnie - milczał przez większość wieczoru. Świadomość tego, że w tej grze uczestniczyła nieznajoma o wybitnej urodzie i czarującej osobowości tliła się w tyle jego głowy, podczas gdy przód był zajęty kreowaniem związku grabarza i dostawcy mięsa do kebabiarni.
- Nie, nie, oczywiście, że nie - zaprzeczył, niemal oburzony tym, że tak źle o nim myślała. Mamę przyprowadzać na drugiej randce? Druga baza? Nigdy w życiu. - Na ogół przychodzi przed randką. Wiesz, spytać o dochód ojca, sprawdzić uzębienie...
Podstawił kieliszek kelnerowi i popełnił błąd spojrzenia mężczyźnie w oczy. Patrząc na jego wyraz twarzy, domyślił się, że ten podsłuchał fragmentu ich rozmowy. Na jego miejscu Ryker pewnie też nie bardzo wiedziałby jak to skomentować, ale patrząc na to, jak ten nalał mu trochę mniej wina niż gdy wcześniej dopełniał kieliszek Avianie, poczuł się niemal oburzony.
- Jak zwykle białemu mężczyźnie piach w oko - prychnął, wskazując na poziom alkoholu w swoim kieliszku i pokręcił z niezadowoleniem głową.
To chyba jej rozbawienie wreszcie przełamywało bariery, które on uparcie stawiał przed sobą, starając się nie wypaść z roli. Oczy zaszły mu już łzami ze ukrytego śmiechu, ale uparcie utrzymywał na twarzy maskę osoby nieporuszonej sytuacją, poważnie zastanawiając się nad karierą aktora.
Widząc jej gest, pewność siebie w oczach i piekielny seksapil, sam nie mógł mu się oprzeć. Przysunął się bliżej, czując, że jego udawanie Sebastiana szybko się skończy.
- Czyżbyś zmieniała się w nocy w ogrzycę? - spytał zupełnie poważnie, ale wewnątrz już się dusił. - Bo jeśli tak, dzień jeszcze młody. Możemy zrobić to tu i teraz.
-
- Czyli wciąż wyznajecie zasadę posagu? Kiepsko, bo cały wydałam na poprzedniego męża - i znowu nie mógł wiedzieć czy mówi prawdę, czy blefuje. Zwłaszcza, że zadziwiała sama siebie tą nonszalancją, o którą nawet by się nie podejrzewała.
- Masz na myśli...? - zapytała z totalną swobodą, odrzucając ciemne włosy do tyłu wystudiowanym gestem. Grała dzisiaj już w kilku przedstawieniach: była zestresowaną nastolatką przed pierwszą randką, kupcem mięsa na kebaby z Bliskiego Wschodu, ogrzycą (byle tak piękną jak Fiona!), dlaczego miała nie zagrać seksownie nieświadomej uwodzicieli? - Proponujesz mi właśnie ucieczkę z lokalu z butelką wina? Może to ty jesteś Kopciuszkiem, który przed północą musi zjawić się w domu? - rzuciła swobodnie, zerkając w kierunku kelnera, który chyba miał ich już dość. Zerkał na nich z powątpiewaniem i na pewno rozpowiedział na kuchni o absurdach, którymi się wymieniali. - Butelkę tego wina i rachunek. Muszę się upić, żeby złamać mu serce przed świtem - poinformowała młodego chłopaka odzianego w garnitur, po raz pierwszy tego wieczoru uśmiechając się swoim prawdziwym uśmiechem. Co z tego, że słowa były kłamstwem? Właściwie co sobie myślała prosząc o rachunek? Dokąd mieli się teraz udać, co robić? Nie analizowała tego, działała pod wpływem impulsu i pięć minut później nakładała na ramiona płaszcz, a dźwięk stukotu szpilek niósł się po pomieszczeniu. - No chodź - ponagliła, wychodząc na zewnątrz. Swoją drogą przed drzwiami stał mężczyzna, rozglądający się dookoła, a ona posłała mu nawet pojedynczy uśmiech, jak gdyby zrobiło jej się żal biedaka. Czekał i najprawdopodobniej się nie doczeka. Dwa kieliszki temu być może odebrałaby telefon od Elise, który uparcie dzwonił w torebce, ale teraz go ignorowała, pakując się w jeszcze większe kłopoty. - Zabierz mnie do miejsca, w którym pracujesz - wystrzeliła ni stąd ni zowąd, będąc gotową na dalszą przygodę.
-
- W takim razie mam nadzieję, że wyczarujesz mi karocę z dyni - odrzucił z oburzeniem, z początku nie biorąc jej słów na poważnie. W końcu siedzieli tu może kilkanaście, kilkadziesiąt minut. Byli sobie zupełnie obcy, a on nawet nie był Sebastianem, z którym umówiła ją Elise, jej siostra. Potencjał bycia zamordowanym i porzuconym w krzakach oscylował na dość wysokich poziomach.
Może przez to, że tego nie zakładał, lekko zszokowany patrzył jak woła kelnera prosząc o rachunek. Nie zauważył kiedy to wszystko tak eskalowało, ale podziało się wystarczająco sprawnie by nie pozostawić mu miejsca na wątpliwości.
- Ależ proszę, nie mogę się doczekać - potwierdził kelnerowi, który utkwił w nim skonfundowane spojrzenie i zamarł w miejscu, niepewny tego, czy powinien kobiety posłuchać czy nie. Wprawiony w ruch ich prośbą, czmychnął do kuchni szukając najbliższego terminala.
Nie żartowała z tym zachodem słońca - pomyślał w duchu, widząc, jak kobieta w ekspresowym tempie zbiera się do wyjścia. Parsknął śmiechem, ukrywając to w połach ściąganej z wieszaka kurtki. Siedząc tutaj i wcielając się w Sebastiana stracił zupełnie poczucie czasu i tego, co działo się teraz na zewnątrz.
Gdy kelner przyszedł, zbliżył tylko telefon do terminala, płacąc odruchowo za zamówienie, jak każdy inny, poszkodowany dwudziestym pierwszym wiekiem biały mężczyzna. Odsunął się jednak gdy kelner wyciągnął ku nim butelkę alkoholu, pozwalając Avianie ją zabrać.
- Tam już zabrałem na pierwszą randkę swoją byłą żonę - wytłumaczył z żalem, podchodząc do wyjścia zaraz za nią. - Drugą zabrałem na kebaba, to wyklucza też twoje miejsce pracy.
Otworzył przed nimi drzwi, wpuszczając do środka chłodne powietrze. Zapomniał jak ciemno robiło się o tej porze roku. Stanął przed wejściem i spojrzał na nią wyczekująco.
- Nasze opcje niewygodną i zimna plaża z jakimiś tam gwiazdami w górze albo ten romantyczny toi toi obok. - wskazał dłonią na stojącą niedaleko budkę dla robotników. - Wybieraj.
-
/ ztx2
-
Była jeszcze jedna przyczyna, dla którego było mu tak śpiesznie do opuszczenia szpitala. Doprawdy nie mógł się doczekać, by znów ją ujrzeć i mieć przy sobie. Niestety, ich potajemny na razie związek zaliczył bardzo powolny start. Nie widzieli się w pracy z racji jego urlopu, który został przedłużony na czas całkowitego powrotu do sprawności i odzyskania sił. Trudnością było nawet spotkanie u niego czy u niej w domu. Przez te parę dni od wyjścia niemal nie przebywał sam, nawiedzany głównie przez swoją matkę, która gdy tylko miała okazję, nawet przejeżdżając w okolicy odwiedzała go i sprawdzała, czy jest z nim okej. Spóźnioną troskę otrzymał również od rodzeństwa i znajomych. Ci również pragnęli się spotkać. Krótki wyjazd O’Keeffe w celach służbowych nie pomógł tym bardziej. Musieli się więc zadowalać telefoniczną rozmową i wzajemnym pisaniem.
W końcu bardziej zdecydowanie wziął sprawy w swoje ręce i dogrywając z Esme termin wysłał jej datę i miejsce, gdzie miała odbyć się ich randka. Przez cały ten czas o niej pamiętał. Nie mógł się doczekać, by poczuć jak to jest spotkać się nią, nie musząc ukrywać się po czterech kątach, a nieco bardziej swobodnie wyrażać swoje uczucia. Do pełni szczęścia w tym zakresie jeszcze im brakowało, jako że oboje nie wymyślili żadnego scenariusza, w którym to mogli by wspomnieć chociażby przy jego rodzicach, a jej przyjaciołach, że są razem. Uzgodnili jedynie, iż na razie nie ma powodu, by już na tym etapie wywlekać temat przez nich samych lecz, jako że dalej wyrazili chęci kontynuowania pracy zawodowej, wszystko mogło się zdarzyć.
Jedno się w nim nie zmieniło. Punktualność. Jak zawsze ułudnie wierzył w to, że ma dużo czasu, na pewno się wyrobi, kiedy tak naprawdę powinien już być w drodze. Nie istniało u niego coś takiego jak wyjście wcześniej, by zapobiec niespodziewanym sytuacjom, jakie mogą się przydarzyć. W dodatku przez ten czas jakby zapomniał, że swoim samochodem nie powinien wyjeżdżać na ulice, więc na ostatnią chwilę zamówił Ubera. Mimo wszystko dobrze się złożyło, gdyż miał ochotę skosztować coś dobrego w płynie, czego Quinton Wright nie powinien robić nawet w średniej ilości.
Podjeżdżając na miejsce nie miał wątpliwości, że ją już zastanie. Na potwierdzenie tego, jego telefon wibrował non-stop przez przychodzące, coraz bardziej zniecierpliwione wiadomości. Chociaż opowiedział raz, iż może się chwilkę spóźnić, to i tak nie pomogło. Nawet, kiedy nie chciał, zwłaszcza spóźniając się na własną randkę, którą sam zainicjował, to i tak jakimś cudem udawało mu się ją wkurzać. Czym prędzej wysiadł więc z samochodu i od razu dostrzegł jej postać, kroczącą tu i tam w zniecierpliwieniu przed wejściem do lokalu. Podszedł akurat, gdy znajdowała się tyłem do niej i zgrabnie wsunął jej rękę, obejmując ją w talii, za którą przyciągnął ją do siebie.
- Wiem, Esme, nie musisz nic mowić. – odparł mimo wszystko rozbawiony na jej spojrzenie, którego nie utrzymał, gdyż pozwolił sobie na zmierzenie jej wzrokiem od stóp do głowy. – Wyglądasz cudownie. – wyznał całkowicie szczerze, bardzo stęskniony za jej widokiem. Wychylił się w jej stronę a następnie musnął czule jej pomalowane szminką usta, na co czekał o te niemal trzy tygodnie za długo. – Chodźmy. – uznał wreszcie po chwili czułości i przepuszczając ją pierwszą w drzwiach wszedł do środka. Odebrał swoją rezerwację na stolik dla dwojga, do którego zostali odprowadzeni przez młodą kelnerkę, otrzymując od razu karty dań i propozycję czegoś do picia, z czego nie omieszkał skorzystać prosząc o wino. Zanim zaczął wertować spis zdań, swoją całą uwagę przekierował na siedzącą naprzeciwko partnerkę.
- Stęskniłem się. – odparł z uroczym uśmiechem, pochylając swoją sylwetę do przodu, wspierając się o blat stołu.
-
Co jeśli ponownie się rozmyśli i zrezygnuje? Niejednokrotnie dał jej przecież do zrozumienia, że może nie być gotowy na relację ze starszą od siebie kobietą. Zupełnie tak samo jak ona nie była gotowa na publiczne spotkania, które ludzie powszechnie nazywali randkami. Jej dotychczasowe schadzki odbywały się w domu absztyfikanta, który liczył na to, że ich spotkanie nieco się przedłuży. Zresztą, Esme nie miała czasu na randki; zajęta była rozwiązywaniem problemów obcych ludzi, uprzykrzaniem życia swoim zawodowym konkurentom i wybieraniem nowych sukienek podczas internetowych zakupów. Już jakiś czas temu spisała swoje życie na samotność, więc obietnica randki z Wrightem wzbudzała w niej nie tylko dziwnego rodzaju podniecenie ale także lęk przed zmianą.
Nie pomagało też jego spóźnienie, bo chociaż zapewnił, że to tylko chwilowe, bombardowała go wiadomościami, nerwowo drepcząc w tę i z powrotem pod drzwiami lokalu. Zadawała milion pytań: czy na pewno nic mu się nie stało, czy jest pewien, czy jest sens aby na niego czekała? Bo w takich chwilach budziła się w niej ta bardziej człowiecza część, pełna lęków przed odrzuceniem.
Wzdrygnęła się czując czyjś dotyk na swojej talii. Nie pomogło to jego sytuacji, chociaż gest mężczyzny był nad wyraz miły. Zacisnęła delikatnie zęby coby nie powiedzieć w jego kierunku żadnej kąśliwej uwagi, skoro sam dostrzegł już swój błąd. Zresztą, chłopak dokładnie wiedział jak ponownie wpisać się w jej łaski, sięgając po najcięższy kaliber dotyczący jej wyglądu. Lubiła komplementy, docenianie jej wyglądu zewnętrznego było czymś co niezwykle poprawiało jej humor. Bo o ile dość próżno wierzyła w swoją erudycję o tyle powątpiewała w urok zewnętrzny. - Siedem minut. - odpowiedziała chłodno na jego uwagi, dając mu tym samym do zrozumienia, że tyle potrzebuje czasu aby otrząsnąć się z brakiem dotrzymywanego przez niego słowa. I wewnętrznie skróciła ten dystans do trzech minut, gdy Wright bezpardonowo zagarnął sobie jej wargi, na których złożył czuły pocałunek, którego nie miała serca nie odwzajemnić.
Pewnym krokiem przekroczyła próg lokalu, dając się posłusznie prowadzić kelnerce. Jakby nie dostrzegając kroczącego u jej boku Quintona, rozglądała się na boki ciekawie, pierwszy raz będąc w tym miejscu. Zająwszy miejsce, odebrała od kobiety kartę, którą w pełni skupienia zaczęła wertować. Pozwoliła nawet mężczyźnie zamówić wino, co zapewne - gdyby nie była jeszcze przez minutę na niego śmiertelnie obrażona - by skomentowała. Na jego kolejne słowa uniosła jedynie wzrok znad karty, czemu towarzyszyło głośne westchnienie. Uroczy był, gdy tak domagał się uwagi i dbał o to aby w końcu zwróciła na niego swoje spojrzenie. Chęć nadrobienia czasu, który utracili przez ostatnie tygodnie była tak widoczna, że Esme nie miała serca dalej trzymać go w tym całym zawieszeniu. Stąd też odłożyła kartę na blat stołu i sama także pochylając się do przodu, złożyła na męskich wargach delikatny pocałunek. - Ja trochę mniej, ale jednak. - zaznaczyła dość kąśliwie, wymrukując mu te słowa wprost w usta, aby po chwili ponownie rozsiąść się na krześle z kartą w ręku. Nie mając większych wymagań co do dzisiejszego wspólnego posiłku, zdała się na polecenia kelnerki, nie mając zamiaru tracić dłużej czasu na bezsensowną lekturę. Wolała zająć się rozmową z mężczyzną, delektując się przy tym wybranym przez niego winem. - Jak przebiega rekonwalescencja? Bo z relacji Twojej matki wynikało, że dużo gorzej niż wygląda. - kobieta dzieląc się swoimi spostrzeżeniami na temat stanu zdrowia syna, widocznie koloryzowała fakty. Gdyby Esme zdecydowała się wierzyć w słowa kobiety, w jej głowie Quinn stałby się człowiekiem niezdolnym do jakiejkolwiek egzystencji.
Nie miała pojęcia o co powinna go zapytać. Dopiero podczas tego spotkania zdała sobie sprawę, że ich randki będą wyglądały nieco inaczej niż te, które przydarzały się jej dotychczas. Bo chociaż mogłoby się wydawać, że wiedzieli o sobie wystarczająco wiele, tak naprawdę mogli okazać się sobie obcy. Jakby chcąc dodać sobie otuchy, wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą niepewnie splotła z jego, domagając się kontaktu fizycznego. - Quinton, strasznie mi ... dziwnie. - przyznała szczerze, nieco ściszając ton swojego głosu. Nie chciała obrazić go tymi słowami ani wprowadzić między nich niepotrzebne niedopowiedzenia. Po prostu dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest to dla niej stresujące i nowe. Chociaż dotychczas wydawało się jej, że raczej to spotkanie niczym jej nie zaskoczy.
Spanikowała. Lepiej nie można byłoby nazwać jej stanu niż tym słowem. Nie wiedziała jak ma się zachować a jej głowę zaczęły zaprzątać myśli dotyczące tego, że to co robią jest komiczne i nie na miejscu. Że nie znajdą wspólnego tematu, bo już teraz nie potrafiła wykrzesać z siebie żadnego logicznego zdania. Co raz bardziej zaczęło docierać do niej to, że być może wszystko to co jest między nimi jest jedynie fizyczną fascynacją. Coby podjąć walkę ze swoimi wewnętrznymi rozterkami, jakby na odwagę upiła kilka łyków wina po czym wwierciła badawczy wzrok w mężczyznę, mocniej zaciskając wolną dłoń na jego dłoni. - Obawiam się, że zafunduję Ci najgorszą randkę w życiu. - westchnęła, blado się uśmiechając.
-
- No tak, zapewne według mojej mamy jestem konającym inwalidą, który nie jest w stanie nic zrobić. – przerzucił oczami, kręcąc lekką w głową. – Mam się dobrze. Przynajmniej mogę normalnie funkcjonować a nie tylko leżeć na łóżku jak kłoda. Czasem jeszcze odczuwam bóle w klatce czy nodze, ale wszystko powoli się goi. Mam tylko nie za bardzo nadwyrężać swojego ciała. Ale i tak byłem na basenie już jakieś trzy razy. – wzruszył ramieniem na znak, że nic nie może na to poradzić, iż potrzebował takich rzeczy w swoim życiu, za którymi niezmiernie się stęsknił.
Obserwując Esme, jego mina zaczęła wyrażać lekkie niezrozumienie i zastanowienie dla jej zachowania. Widział jak ucieka wzrokiem na boki, jak uśmiechem próbuje okazać, że wszystko jest okej, podczas gdy wyraźnie było widać, że coś jest nie tak. Nawet szybkie wybranie dania, niemal od niechcenie wzbudziło w nim pewien niepokój. Zerknął na jej dłoń, którą przysunęła po blacie w jego stronę. Bez wahania ujął ją, splatając ich palce między siebie.
- Dlaczego ci dziwnie, Esme? – zapytał, czując jednocześnie lekki ścisk w żołądku. Już zaczął sobie wyobrażać, jak szybko zbiera się z jego stolika, oznajmiając mu, że to się nie uda. Doprawdy, pierwszy raz widział ją w takim stanie. Zazwyczaj była pewna siebie, wygadana, przebojowa i nie bojąca się wyzwań. Tym razem niepewność miała wręcz wymalowaną na twarzy. – Och, Esme… przecież znamy się już tyle, znasz mnie. Znaleźliśmy się w nowej sytuacji, oboje tego chcąc, rozumiem to. I nie mieliśmy nawet czasu pobyć ze sobą dłużej. Niemniej, znasz mnie i nie musisz zachowywać się inaczej, niż dotychczas. Jeśli będzie prościej, pomyśl po prostu o tym wszystkim, jako o zwykłej kolacji z kimś znajomym. – Quinton starał się podrzucić jej inny tok myślenia o nim i całej tej sytuacji. Co prawda, miała być to randka, ale jeżeli miało być jej łatwiej myśleć o nich, jako o partnerach z pracy, to był w stanie to przyjąć. Mimo wszystko zasiała mu w głowie ziarno niepewności, przez które sam powoli się gubił w całej tej sytuacji, która toczyła się między nimi. Mimo wszystko, tym razem nie miał zamiaru odpuszczać.
- Nie ma takiej możliwości, że będzie to najgorsza randka w moim życiu. Z tego względu, że jest z tobą. Wiesz, jak bardzo chciałem z tobą gdzieś wyjść? I proszę, siedzę teraz w restauracji czekając na kolację. Nic lepszego nie może mi się przytrafić. – przybrał nieco bardziej wesoły ton głosu, próbując nadać od nowa ton ich randki, a przy okazji podbudować trochę kobietę. – Nie zaczęło się to wszystko najlepiej, bo w zasadzie od przedłużającej się rozłąki i mojej nieobecności, ale Esme, chcę wiedzieć nawet najgłupsze bzdety, które działy się w twoim życiu, gdy mnie nie było. Opowiedz mi, co oglądałaś ostatnio w telewizji, co cię rozbawiło, o czym plotkowałaś ze swoimi koleżankami, co sobie kupiłaś na ostatnich zakupach… – wymienił kilka prostych rzeczy na start, by rozkręcić trochę O’Keeffe, dając tym samym przykład, że w gruncie rzeczy, to do tego wszystko będzie się sprowadzać. Do zwierzania się sobie z takich małych głupot, które miał nadzieję, będą w niedługim czasie przeżywać wspólnie. Dla dodatkowego wsparcia pocierał cały czas kciukiem jej przyjemną w dotyku skórę na wierzchu dłoni.