WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Ostrzegam jednak, nie znam umiaru i nic mnie nie obchodzi że portfel studenta to nie skarbonka bez dna. Pierwszą kolejkę ty stawiasz. – wiadomo, nie pozwoli mu płacić cały wieczór, jednak słowo się rzekło, Durant dzielnie zapracował na drinka w barze. Był może nieco za bardzo podekscytowany tym spontanicznym wyjściem, jednak zawsze tak się z nim działo, gdy tylko wypuszczał się wieczorami do barów, gdy wracał w dobrze znane sobie miejsca. Pewnych nawyków nie da się zmienić, nawet jeśli bardzo by chciał.
Ulice, mimo padającego deszczu nadal były pełne, taka pogoda to coś normalnego, nikomu, kto nie mieszka tutaj parę dni nie przeszkadza, co i rusz mijali większe grupki ludzi w różnym wieku, spieszących do ustalonych miejsc. Może tak jak oni, postanowili spontanicznie się napić, spędzić miło wieczór, by potem wrócić do nudnej codzienności? Takie pytania krążyły mu po głowie nawet w momencie gdy wchodzili do środka baru, przyjemnie zatłoczonego, gorącego, z wonią alkoholu unoszącego się w powietrzu. Był w swoim żywiole, znając to miejsce od podszewki wiedział, czego może się spodziewać. Także tego, że połowa barmanów i barmanek, rozpoznając go, machali do niego ręką. Odmachał, posyłając im lekki uśmiech.
- Mamy szczęście, długo na alkohol czekać nie będziemy musieli. – powiedział do Siriusa i zaczął przeciskać się w stronę baru, ku dwóm upatrzonym stołkom barowym, zgrabnie lawirując między kobietami i mężczyznami, co poniektórych znał z widzenia, może nawet z imienia gdy nie był zbytnio zamroczony alkoholem. Usiadł na wolnym miejscu, poklepując to drugie, zachęcając młodego kompana do posadzenia czterech liter. - Patrz, obyło się bez gryzienia i rozpychania łokciami. Najwidoczniej pęknięta rura to jakiś talizman. – wywrócił oczami ściągając mokrą kurtkę i odwieszając ją na oparcie. Co za dużo szczęścia, to nie zdrowo, coś w kościach czuł, że ten dzień jeszcze jakoś da mu w kość.
Właściciel
Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum
sunset hill
Sirius naciągnął na głowę kaptur grubej, puchowej kurtki. Nie przywykł do używania parasola, chociaż o tej porze roku było to wskazane.
– Przecież sam ci to zaproponowałem – przypomniał, po czym wywrócił oczami. Nie był zamożny, nie zarabiał olbrzymich pieniędzy, jednak miał godność. Dzisiejszego dnia Michael bardzo mu pomógł. Nie tylko rozpakował z nim kilka pudeł, ale również naprawił awarię w łazience. Kilka drinków stanowiło niewielką cenę za ratunek. W dodatku przy okazji Sirius oszczędził sporo czasu i mógł należycie uczcić przeprowadzkę do Chinatown. Powinni się za to napić.
W Seattle nie brakowało ludzi. Było to miasto, które tętniło życiem o każdej porze dnia i nocy. Sirius często wychodził z akademika i wracał późnymi porami. Przeważnie przesiadywał w uniwersyteckiej pracowni i kończył rzeźby, ale nierzadko prowadzał się również po pubach oraz barach. Od klubów stronił, preferując bardziej kameralne lokale.
Udał się za Michaelem w głąb pomieszczenia. Zewsząd unosił się zapach alkoholu oraz papierosów. Dym momentami piekł go w oczy, dlatego sporadycznie starał się je przecierać. Kiedy zajął miejsce na barowym krześle, to natychmiast rozpiął i zdjął kurtkę, którą następnie przewiesił sobie przez kolana. Wokoło było duszno.
– Mimo wszystko wolałbym, aby więcej nie pękała, a przynajmniej nie u mnie w mieszkaniu. – Posłał wymowne spojrzenie w kierunku towarzysza, jakby tym sposobem próbował przekazać mu swoje fatum. Potem po prostu się zaśmiał i uniósł do góry rękę, aby przywołać barmankę. Była to ładna brunetka o przenikliwych oczach i długich nogach. – Dwa razy whisky – złożył zamówienie. Kobieta przyglądnęła się uważnie Siriusowi. Prawdopodobnie chciała zażądać dowodu osobistego, jednak ustąpiła, gdy dostrzegła siedzącego obok Michaela. Wtedy tylko westchnęła i zabrała się za nalewanie trunku.
– Jesteś tu stałym bywalcem? – zapytał Sirius i oderwawszy wzrok od barmanki, skupił się na mężczyźnie.
-
Łypnął na niego.
- Jak u mnie pęknie dostaniesz mopa i wytrzesz do sucha całą podłogę, ostrzegam. Dobrze ci szło dzisiaj. – wzruszył lekko ramionami, parskając śmiechem. Bądź co bądź, w fatum nie wierzył, w zrządzenie losu owszem, w ślepy traf też. Mimo, że z wiarą u niego tak trochę nie po drodze, pewne kwestie w jego życiu od dawna są jasne i klarowne. Szkoda tylko, że nic łatwo nie przychodzi, a los ostatnio rzuca mu sporo kłód pod nogi.
Uwielbiał to miejsce. Ten zapach, klimat, ludzi których znał, a także nieznajomych, których poznać pragnął. Nie potrafił siedzieć zamknięty w czterech ścianach, zdany na łaskę swoich wyrzutów sumienia i niepochlebnych myśli. Właśnie dlatego znikał na całe noce, nie budząc podejrzeń mógł być tym, kim tylko chciał być. Zerknął na barmankę, która z uwagą przyglądała się chłopakowi. Złapał jej spojrzenie i kiwnął dziewczynie głową, dając jej tym samym znać, że wszystko jest w porządku. Rzadko bywał tutaj w jakimkolwiek towarzystwie, nic więc dziwnego że zareagowała tak a nie inaczej. Czekając na alkohol pozwolił sobie rozejrzeć się po otaczających ich innych miłośników dobrych trunków i kameralnej atmosfery. Dzisiaj jednak nie działa tak, jak zwykle, gdy jest sam nie ma oporów przed dosiadaniem się do nieznajomych, szukania łatwej okazji i rozrywki na wieczór. Dzisiaj ma lepsze towarzystwo niż przypadkowa dziewczyna.
- W sumie jestem tutaj może ze dwa razy w tygodniu. To miejsce ma swój urok. – sięgnął po szklankę, którą postawiła przed nim barmanka puszczając mu przy tym oko. Cóż, pewne rzeczy się nie zmieniają, mimowolnie odpowiedział uśmiechem, przenosząc wzrok na chłopaka. - Wolę bary niż jakiekolwiek kluby. Chociaż nie mówię, że wszystkie bary są dobre, mam listę tych których lepiej unikać. – upił łyk drinka. Pewne miejsca go odrzucały, inne nie miały do zaoferowania nic prócz podrzędnej whisky. Dlatego częściej zaglądał tutaj.
Właściciel
Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum
sunset hill
Sirius w Finn Maccol's bywał dosyć często, choć wyglądało na to, że nie wystarczająco, aby wpaść w oko ciemnowłosej barmance, która w pierwszej chwili podejrzliwie łypała w jego kierunku. Pub znajdował się niedaleko jego uniwersytetu, dlatego cieszył się popularnością wśród studentów. Szczególnie chłopcy z AWF chwalili to miejsce, ponieważ spędzali tu czas po meczach rugby. Akurat wtedy Sirius nie odwiedzał lokalu. Robiło się w nim zbyt hucznie od ciągłych drużynowych aplauzów.
– Dziwne, że cię nie kojarzę – stwierdził i rozglądnął się dookoła. Następnie złapał za szklankę i upił solidnego łyka whisky. Alkohol w przyjemny sposób zapiekł jego gardło. W pewnym momencie odchrząknął i wygodniej rozsiadł się na krzesełku. – Ostatnio próbowałem dostać się do Kremwerk, ale była taka kolejka, że w końcu zrezygnowałem. W piątkowe noce każdy małolat ma ochotę potańczyć – podsumował swój ostatni wypad do klubu. Wtedy przypadkiem spotkał w kolejce Fernandę. Wspólnie udali się kawiarni, bo nic nie wskazywało, że weszliby do lokalu w ciągu godziny. Ludzie tłoczyli się przed wejściem, a ochrona nawoływała o cierpliwość. Tłok, jakby w środku rozdawali co najmniej brylanty. Resztę wieczoru spędził w towarzystwie dziewczyny przy szarlotce i karmelowym latte. Zamiast głośnej muzyki była kameralna melodia, a kolorowe światła zastąpiły jednobarwne abażury.
– Ile właściwie masz lat? – zapytał, zdając sobie sprawę, że wcześniej nie poruszyli tej kwestii. Sirius był pewien, że Miachael był od niego starszy. Stawiał na pięć, może sześć lat. Nie przeszkadzało mu to, ponieważ oceniał ludzi bardziej na podstawie tego co robili, aniżeli wieku i wyglądu. Sam momentami był postrzegany jako zaniedbany młodzieniec, z burzą włosów i w brudnym ubraniu. To był błąd, ponieważ przeważnie wracał z pracowni, gdzie nie sposób było uniknąć plam od farby, gliny i rozpuszczalnika.
-
O tak, sporo młodzieży tutaj wpadało, już pierwszego dnia, gdy się tutaj zapuścił uderzył go gwar poniesionych głosów za sprawą jakiegoś ważnego meczu który uczelnia wygrała. Obserwował to wszystko z tego właśnie stołka barowego i w tym momencie postanowił wpadać tutaj dosyć często. Uwielbiał przebywać wśród ludzi, obserwować ich, poznawać zachowania w różnych sytuacjach. W takich chwilach czuł, że żyje.
- Może wpadałeś nie w takie dni co trzeba młody przyjacielu. – puścił mu oczko upijając kolejny łyk. Musieli się mijać, poza tym Michael w tygodniu odwiedzał także inne bary, a jak tylko wieść roznosiła się że gdzieś w okolicy otwierają coś nowego, był pierwszy który w kolejce stał. Niby takie zachowanie jest zarezerwowane dla młodszej części naszego społeczeństwo, ale jak to mawiają, wiek to tylko liczba. - Tam byłem raz, może dwa. Czasami gdzieś mi się podoba, innym razem omijam niektóre miejsca szerokim łukiem. Ale może tym razem to ja trafiłem na nieodpowiedni dzień? – zamyślił się obracając szklankę w dłoni.
Wieczory były najciekawszymi elementami jego życia, w ciągu dnia wiele godzin spędzał w kościele, pokutując za grzechy poprzedniego wieczoru i udając że wszystko w porządku. Udawało mu się ukrywać podwójne życie już wiele lat, zagłuszając wyrzuty sumienia grał świętoszka nawet przed własną rodziną.
Popatrzył na niego.
- W sierpniu stuknął mi trzydziesty drugi krzyżyk, ale jestem młody duchem, zapewniam. – dopił to, co miał w szklance i postukał w blat zamawiając dolewkę. - Ty masz na oko dwadzieścia dwa... może dwadzieścia trzy. – zlustrował go uważnie spojrzeniem. Ze zgadywaniem wieku to u niego różnie bywało, zwykle jednak trafiał, ale to szczegóły. - Lubisz motory? Pod domem stoi takie czarne maleństwo, zgadnij do kogo należy? – pokazał w uśmiechu białe zęby. O dziwo, humor się go dzisiaj trzymał.
Właściciel
Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum
sunset hill
Sirius zakołysał szklanką, a znajdujący się wewnątrz alkohol zaczął obijać się o szklane ścianki. Następnie wypił całość.
– To elegancki klub – zauważył, po czym zamyślił się. Kiedy ostatnio odwiedził Kremwerk miał na sobie marynarkę, a Fernanda długą, czarną suknie. Tutaj obowiązywał dowolny outfit, co stanowczo bardziej mu odpowiadało. Nie lubił odziewać królewskich szat. Nie czuł się w nich swobodnie. – Dlatego też rzadko tam bywam. Nie podoba mi się tamtejsza aura – wyjaśnił w skrócie.
Sirius niecodziennie mógł sobie pozwolić na wałęsanie się po imprezowych lokalach miasta. Nadal był studentem i miał na głowie wiele obowiązków. Wkrótce czekało go zakończenie edukacji, a przed tym semestr i egzaminy. W dodatku zbliżały się Święta Bożego Narodzenia i w związku z tym powinien wyjechać na kilka dni do matki. Ciotka mówiła, że Maya Bosworth coraz mniej rozpacza po stracie córki i prawdopodobnie niedługo będzie mogła odstawić leki uspokajające. Sirius bardzo cieszył się z tego powodu. Już zauważył, że zaczynała do niego częściej dzwonić i pisać wiadomości, interesowała się studiami oraz wolnym czasem syna. Przez miniony rok ich kontakt bywał sporadyczny.
– Nie mógłbyś tego nawet ukryć – prychnął głośnym śmiechem. Michaela przepełniał młodzieńczy wigor. W jego oczach kryła się życiowa mądrość i doświadczenie, ale w gestach wciąż pozostawał nierozsądnym dzieciakiem; nieco zagubionym i roztargnionym. Sirius nieświadomie się z nim identyfikował. Nadal poszukiwał prawidłowej drogi, choć ostatnimi czasy robił wszystko, aby zemścić się na Hamiltonach. Jego siostra popełniła samobójstwo przez syna tej rodziny. Młody mężczyzna złamał jej serce, dlatego Sirius w identyczny sposób postanowił potraktować Fernandę Hamilton. Obecnie ten plan doszczętnie przysłaniał mu zdrowy rozsądek.
– Dwadzieścia cztery – poprawił Michaela i również zamówił dolewkę. Wieczór zapowiadał się przyjemnie.
– Raczej nie jestem wielkim fanem motoryzacji – podsumował swoją pozycję w tej kwestii. Prawo jazdy zrobił, gdy tylko skończył osiemnaście lat. Wówczas korzystał z furgonetki ojczyma albo z ich rodzinnego sedana. Nigdy nie odkładał pieniędzy na własny samochód, bo w tamtym okresie nie był mu on potrzebny. Teraz sądził inaczej, lecz potrzebował pieniędzy. – To kawasaki? – zapytał. Nie musiał zgadywać, aby domyślić się do kogo należał motor. Michael nagle nabrał ogromnego entuzjazmu i uśmiechał się, jakby co najmniej wygrał los na loterii. Widząc to, Sirius zamoczył usta w alkoholu, a następnie ponownie się zaśmiał. Ten mężczyzna miał zabawną mimikę, kiedy zaczynał się cieszyć.
-
- Dlatego stawiam na takie miejsca. Tutaj dzieje się czasami magia. – rozejrzał się po roześmianych i bawiących się w najlepsze twarzach. To właśnie tutaj nawiązał część przyjaźni jakie ma do dzisiaj, tutaj był po prostu sobą: facetem który nie ma nic do stracenia, a jednocześnie ma w oczach jakąś tajemnicę, którą chcesz za wszelką cenę odkryć. Ich próby wydobycia z niego informacji są bardzo zabawne. Nigdy nie rozwiązał mu się język, dzięki czemu nadal może czerpać z tego życia garściami. Sam powinien teraz skupić się na Bożym Narodzeniu, nie tylko ze względu na to, że dla kościoła jest to jedno z najważniejszych świąt, ale także i on musi być gotowy na rodzinne spotkanie, na pytania na które nie chce odpowiadać, na kłamstwa które sprzedaje im co roku. To się chyba nigdy nie zmieni.
- Ej, mogę uchodzić za młodszego. Jak się ogolę. – dla podkreślenia powagi swoich słów podrapał się po lekko zarośniętym policzku. Robił dobrą minę do złej gry, tylko po oczach widać bagaż doświadczeń i minione lata, Durant za nic w świecie nie da sobie wmówić, że w pewnym wieku niektórych rzeczy nie wypada robić. Dopóki wszystko jest takie samo i nie nastąpił Sąd Ostateczny, niczego nie będzie zmieniał, jest mu dobrze tak jak w tej chwili. Cmoknął cicho. Z wiekiem prawie się nie pomylił, zawsze strzelał i w połowie zwykle trafiał. Upił łyk alkoholu już czując że z chłopakiem połączyła go nic porozumienia, kto wie czy obu im nie wyjdzie to na dobre jak spędzą kilka takich wieczorów razem?
- Jesteś chyba pierwszym facetem, który mi to mówi, serio. – nie znał nikogo z przedstawicieli męskiego gatunku który by chociażby w najmniejszym stopniu nie interesował się motoryzacją, ale w sumie to dobrze o Siriusie świadczy, chłopak ma ważniejsze rzeczy na głowie niż takie błahostki jak silniki, dźwignie i skrzynie zmiany biegów. - Ja i to cudeńko przejechaliśmy setki kilometrów. To moja zagraniczna kochanka, której się nie wstydzę. – westchnął, upijając kolejny łyk. Rzeczywiście, był trochę jak dziecko gdy mówił o tym, co lubił robić. Początki jego dzieciństwa nie były łatwe, nie zaznał prawdziwej miłości dopóki nie trafił do rodziny zastępczej w której ciężko mu było się na początku zaaklimatyzować. Pozostała w nim ta dziecięca ciekawość, radość z małych rzeczy, wszystko to, czego nie dała mu jego biologiczna rodzina. - Gdy mam wszystkiego dosyć, wsiadam na motor i jadę jak najdalej za miasto. W kompletną głuszę, często mam gwiazdy nad głową, ale liczy się tylko to, że jestem wtedy sam. – jego wzrok na chwilę stał się nieprzenikniony, bolesne wspomnienia dopadły go w jednym momencie i tylko kolejnym łykiem alkoholu zdołał je od siebie odpędzić. To nie czas i nie miejsce na takie myśli.
Właściciel
Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum
sunset hill
– Magia alkoholu i złych decyzji – zironizował, przy czym podążył za spojrzeniem Michaela. Również preferował tego typu miejsca, gdzie zbierało się różnorodne społeczeństwo Seattle. W środku znajdowało się tyle ludzi, że nikt nie czuł się tutaj inny. Brakowało beznadziejnych podziałów na lepszych i gorszych, ponieważ każdy, kto pił alkohol, grał w rzutki lub bilard, albo po prostu zajadał się nachosami z sosem, był równy. Takie lokale, pomimo smrodu rozlewanej wódki, zapachu nikotyny i przypalonych frytek miały ogrom uroku.
– No nie mów! Jak się ogolisz, to od razu zaczynają cię pytać o dowód? - zadał pytanie, choć było ono z natury tych retorycznych. Zaśmiał się, bo nie potrzebował odpowiedzi. Mężczyźni bez zarostu często wyglądali młodziej - czasami nawet o kilka lat, jednak w przypadku Michaela Sirius dostrzegł wszystkie, starcze rysy, które świadczyły o jego dojrzałym wieku. Miał kilka niewielkich zmarszczek pod oczami i na czole, gęste brwi i silne, choć szorstkie dłonie. Z tymi cechami mógł co najwyżej udawać studenta, nie licealistę.
Chłopak upił whisky i zastanowił się przez chwilę nad tym, co właśnie usłyszał. Znał się na samochodach i potrafił naprawić mniej skomplikowane usterki, co często udowadniał kuzynce, kiedy nawaliło jej auto. Ostatnio pomagał przy zmianie oleju i wycieraczek, a wcześniej zajmował się pękniętym wężykiem od paliwa oraz łożyskiem w kole. Mimo tego wciąż uważał, że posiadał znikomy zakres wiedzy z tej dziedziny. Na co dzień obracał się w innych tematach, pośród ludzi których interesowała sztuka i marketing.
– Dostałem trochę w kość od życia i musiałem skupiać się głównie na studiach i pracy. Nie miałem czasu na inne hobby, więc może dlatego to mnie nie interesuje – powiedział, jakby na swoją obronę. W prawdzie nie wiedział, czy w innym przypadku, gdyby jego los potoczyłby się inaczej, rzeczywiście zainteresowałby się motoryzacją. Przejął hobby po matce, która w domowym zaciszu tworzyła piękne obrazy. On skupił się na dziełach rzeźbionych w glinie.
– Skoro nie masz baby, to musisz gdzieś ulokować swoją miłość – zażartował i po raz kolejny sięgnął po szklankę. To co mówił Michael miało głębszy sens. Dostrzegł to w jego rozmytym spojrzeniu i nerwowym łyku alkoholu. Nie był jednak osobą, która na siłę spróbowałaby wyciągnąć od niego więcej informacji, dlatego jedynie się uśmiechnął i intuicyjnie poklepał mężczyznę po ramieniu. Czasami milczenie bywało największym wsparciem. – Każdy ma demony, o których chciałby zapomnieć, Michael – powiedział nagle, po czym dokończył whisky. Następnie zamówił kolejną porcję.
-
Nie odpowiedział na to pytanie, aczkolwiek zaśmiał się i chyba po raz pierwszy od dawna uśmiechnął szczerze. Chyba nigdy nie wyglądał na swój wiek, zawsze najmniejszy z klasy, najchudszy, najdrobniejszy, nawet jak dorósł, nikt nie dawał mu tyle, ile miał. O kupowaniu alkoholu na nielegalu mowy być nie mogło, zawsze musiało to robić starsze rodzeństwo, później bez dowodu się nie ruszał z domu, chociaż zawsze czuł na sobie baczne spojrzenia pań ze sklepu jak stawiał im przed nosem butelkę szkockiej i ten perfidny błysk w oku, gdy prosiły go o dokument ze zdjęciem. Te czasy już nie wrócą, aczkolwiek często wspomina je z uśmiechem, wiedząc że będzie to wykorzystywał w kontaktach z innymi.
Obracał przez chwilę szklankę w dłoni, nim upił kolejny łyk. Ojcowie zaszczepili w nim miłość do motoryzacji, mając pewnie nadzieję, że będzie prosił ich niedługo o samochód. Duranta jednak od zawsze pasjonowały jednoślady, adrenalina, prędkość i wolność, pracował ciężko w lecie i po szkole by odkładać grosz do grosza, aby w końcu kupić sobie motor, odnajdując w sobie kolejną pasję, a tym samym o krok przybliżając się do wydarzenia które go zmieniło. Niemniej, mimo tego co się wydarzyło, motor będzie nieodłącznym jego towarzyszem i ucieczką od problemów które ostatnio piętrzą mu się na głowie. Co by nie było, zawsze może wsiąść na niego i odjechać, jak najdalej się da, w romantyczny zachód słońca.
- Jeszcze wszystko przed tobą. Jak to się mówi? Jesteś młody, jeszcze odnajdziesz w życiu pasję. – wywrócił oczami sprzedając mu tekst który usłyszał od swojego staruszka i sięgnął po ukrytą w kieszeni paczkę papierosów. Miał mądrości życiowe na każdą okazję, idealnie pasujące do każdej sytuacji, nie omieszkiwał więc ich sprzedawać, gdy tylko okazja się nadarzyła. To jeden z jego licznych nawyków. - To jest miłość do grobowej deski. Ja i moja malutka wiele przeszliśmy i razem przyjdzie nam się pożegnać z tym światem. – powiedział teatralnie dopijając to, co miał w szklance i zapalając papierosa, podsuwając barmance szkło, by je napełniła. Był mu wdzięczny, że nie ciągnie go za język, wiele razy znajomości, które zapowiadały się obiecująco, w jednej chwili się zrywały gdy ktoś próbował wydobyć z niego informacje na temat przeszłości. Nie chciał o tym mówić. To zbyt bolało. - Ale one nie zapominają o nas. Wiem co mówię. – odparł, zaciągając się dymem, czując że zaczyna dopadać go wisielczy nastrój, a na to pozwolić nie można. Są w barze, pełno ludzi, a im zbiera się na takie rozmowy. Strząsnął popiół do popielniczki i spojrzał na chłopaka uważnie. - Co powiesz na małe, męskie zawody? Sprawdzimy, czy działamy tak samo. Wygrywa ten, który zdobędzie najwięcej numerów telefonów od przebywających tu dam. – może to wlany alkohol może potrzeba ratowania atmosfery tak na niego działała, niemniej zaproponował coś, co wydawało mu się typową, męską rozrywką w barze.
Właściciel
Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum
sunset hill
Sirius niestety nie pasjonował się pojazdami. W kwestii hobby wybrał zupełnie inny, skrajny kierunek, bo zamiast dłubać w silnikach, wolał spędzać czas bawiąc się gliną. Przez pierwsze lata Maya Bosworth samotnie wychowywała swoje dzieci. Obserwował od najmłodszych lat, jak tworzyła obrazy na płótnie i być może dlatego podążył drogą artysty. Był bardzo zżyty z matką, a męski wzorzec pojawił się dopiero cztery lata później, kiedy kobieta ponownie wyszła za mąż.
– Być może – zakołysał alkoholem w szkle, a następnie upił zawartość. Potem spojrzał na Michaela i tajemniczo się uśmiechnął – albo rozwinę się na tyle pod względem rzeźbiarstwa, że będzie to jednocześnie moja pasja i klucz do sukcesu. Kto wie, co przyniesie przyszłość. – Wzruszył ramionami. Sirius raczej nie planował rozpoczynać poszukiwania hobby. Nawet nie wiedziałby od czego powinien zacząć, bo odkąd pamiętał, to jego ręce umorusane były w różnego rodzaju tworzywach artystycznych. Niekiedy zranił się dłutem albo wylał na siebie rozpuszczalnik bądź farbę, którą zawsze śmierdział, gdy wracał z pracowni. To wszystko weszło mu w krew, dlatego wątpił, że kiedykolwiek mógłby się zmienić - porzucić sztukę na rzecz czegoś innego.
Spostrzegł, że Michael był podobny. Dzierżył w rękach pasję, której nie mógłby się wyzbyć. To jak oddychanie. Bez tego nie byli zdolni normalnie funkcjonować.
– Mam wrażenie, że jestem mężczyzną pełnym tajemnic – zauważył i nie minął się z prawdą. Wpierw przetrzymał spojrzenie na swoim towarzyszu, a następnie również wyciągnął paczkę papierosów. Wyciągnął jednego i zapalił. – W słowach kryje się zalążek prawdziwej historii. Mógłbym zacząć wypytywać, ale sam nie lubię natrętnych osób, więc nie zamierzam drążyć. Jednak powinieneś wiedzieć, że to widać – mówiąc to, miał na myśli, że w gestach i zdaniach Michaela kryło się wiele niezrozumienia. Sirius nie od razu, ale w końcu spostrzegł, że pewnymi ruchami próbował zatuszować sekret, który momentami wymykał się przez poszczególne, mniejsze emocje. Żaden człowiek nie był skałą i żaden nie potrafił uporać się z wszystkim z czym doświadczało go życie. Sirius także.
Wciągnął nikotynę do płuc, a następnie wypuścił dym w stronę sufitu. Atmosfera z lekko napięte ponownie przekształciła się w tą sprzyjającą dowcipkowaniu i beztroskiej zabawie. Zmrużył powieki z początku nie rozumiejąc, co Michael miał na myśli. W międzyczasie zgasił niedopałek i instynktownie rozglądnął się po lokalu.
– Czy to nie będzie niesprawiedliwe? – zapytał. Wcześniej usłyszał od towarzysza, że stale przesiadywał w tym miejscu. Zapewne znał większość okolicznych dam. Po dłuższej chwili namysłu Sirius postanowił przyjąć to wyzwanie. Był już lekko podchmielony po tylu szklankach whisky, a wieczór dopiero zaczął się rozkręcać i nic nie zapowiadało złego zakończenia. – Pół godziny – wstał – spotkamy się tu ponownie za pół godziny – powiedział i ruszył w głąb lokalu.
-
Każdy prędzej czy później odkrywa swoją pasję, Michael był typowym facetem z zacięciem do motoryzacji, chociaż od samochodów wolał jednoślady osiągające większe prędkości niż normalne samochody. T był też jego sposób na pozbieranie myśli, na to by chociażby na chwilę mógł się oderwać od rzeczywistości i demonów które go otaczają. Lepsze to niż alkohol i narkotyki, chociaż czasami po nie sięga, jednak nie w wielkich ilościach.
- Rzeźbiarstwo, powiadasz. Ogarniesz mi przycisk do papieru na święta? Mój ostatni zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. – powiedział obdarzając go lekkim uśmiechem znad swojej szklanki. Chciałby zobaczyć jego prace, bo chłopak, gdy mówił o tym miał ten błysk w oku świadczący o tym że to coś, co sprawia mu największą przyjemność, a Durant takich ludzi szanował: z pasją, otwarcie mówiących o tym, co lubią i co sprawia im największą przyjemność. Rzadko takich ostatnio widuje.
Obserwował przelewający się w szklance alkohol, słuchając jego słów. Pociągnął łyk, kiwając mu głową. Cóż, młody wiedział co mówi.
- I cieszę się, że tego nie robisz. Pewne rzeczy nie powinny ujrzeć światła dziennego, a z innych nie jestem dumny. Każdy z nas ma tajemnice, których nie chce ujawniać. Coś, co powinno pozostać w cieniu. – zaciągnął się dymem. Rany, Durant, filozofujesz jak tylko możesz, jeszcze brakuje byś zarzucił jakiś tekst Platona pasujący do sytuacji. Otrząsnął się z tego wszystkiego. Czasami wspomnienia powracały w nieodpowiednim momencie i trzeba szybko działać, by ten wieczór uratować.
Dogasił papierosa w popielniczce.
- Daj spokój, nie każdy mnie tu zna. – no, parę osób wie, kim jest, ale sporo tutaj nowych twarzy, więc szanse są wyrównane. W oczach bruneta pojawiły się te iskierki dziecięcej radości, gdy chłopak zgodził się na małą rywalizację. - Pomyślnych łowów, mój uczniu. – odparł i gdy ten zniknął w tłumie, rozejrzał się dookoła, wyszukując obiektu swoich działań i jego wzrok padł na uroczej blondynce, siedzącej niedaleko z koleżankami, o pełnych ustach i cudnym uśmiechu. Do roboty, mości duchowny pomyślał i ruszył do stolika, przy którym siedziała, przysiadając się, skupiając na sobie całą uwagę dziewczyny. Czarował słowami, spojrzeniem, delikatnymi gestami, jak muśnięcie włosów dziewczyny, która już po chwili jadła mu z ręki. Gdy był pewien, że jest już wygrany, nachylił się, prosząc ją o numer telefonu, by mogli spotkać się w bardziej intymnym miejscu. Dziewczyna bez wahania zapisała na serwetce swój numer i podając go mężczyźnie, musnęła kącik jego ust swoimi wargami. Zaśmiał się, szarmancko ucałował ją w dłoń i ruszył w stronę baru, gdzie już czekał jego młody towarzysz, z nietęgą miną. Wyciągnął do góry serwetkę z zapisanym numerem, niczym trofeum.
- Jeden zero dla mnie. Ale nie powiem, cud dziewczyna... – zerknął na blondynkę, która odprowadzała go wzrokiem i posłał jej lekki uśmiech. Kto wie, może zadzwoni jeszcze dzisiaj? - A tobie chyba nie poszło, co? Nie podziałał twój urok osobisty? – sięgnął po pozostawioną szklankę, odkładając serwetkę na bok.
1. Sirius zdobędzie numer
2. Michael ma tę moc
[dice]d2 = 776145559 = Fixed[/dice]
Właściciel
Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum
sunset hill
– Znajdę ci kamień na chodniku – zironizował, po czym natychmiast upił łyk brązowo-złotego napoju. Stopniowo zaczynał jeszcze bardziej się rozluźniać, jego spojrzenie mętniał i chwilami miał problem, aby je wyostrzyć, a w ustach wciąż czuł ochotę na więcej trunku. W duchu czuł, że prędko nie uda mu się zapomnieć tej nocy i po raz pierwszy od dawna nie mógł się doczekać ciągu dalszego. Nie minęła minuta, gdy postukał szkłem w blat, przywołując do siebie kelnerkę. Potrzebował dolewki.
– Mówisz, jakbyś był moim ojcem – zażartował i mimowolnie pomyślał o mężczyźnie, którego nie widział od prawie początku swojego życia. Był zbyt mały, aby go zapamiętać. Z opowieści matki wynikało, że był kiepskim materiałem na rodzica. Już podczas trwania ich związku notorycznie mówił o niedorzecznych marzeniach, brylował po ulicznych scenach Seattle, a kiedy Sirius przyszedł na świat spakował walizkę i wyjechał robić karierę do Hollywood. Podobno mu nie wyszło i skończył jako bawidamek i grajek. Na tę myśl chłopak aż się zaśmiał, co mogło wyglądać głupio. Jego rodzice uchodzili za artystów z dwóch różnych dziedzin, jednak matka nigdy nie pomyślała o tym, aby porzucić rodzinę na rzecz pasji. Momentami było ciężko, lecz łączyła hobby z wychowywaniem dzieci, zarażając przy tym Siriusa miłością do sztuki.
Obiecał sobie, że w przyszłości będzie dobrym ojcem. Właśnie tak, dobrym.
– Kłamiesz – stwierdził, przypomniawszy sobie o spojrzeniu kelnerki, w chwili w której zamawiał alkohol. Wystarczyło, że Michael jej przytaknął, a natychmiast podała im dwie szklanki. Siriusowi nie ufała, podejrzewając go o nieletniość. – Czyń swoją powinność, mistrzu – podłapał dowcip.
Sirius wybrał dziewczynę w przybliżonym do siebie wieku. Dosiadł się do jej stolika, błędnie uznając, że przybyła do baru sama. Flirtowali - to pewne. Brunetka była podatna na jego słowa, uśmiech, śmiałe gesty oraz dłoń, którą przez całą rozmowę trzymał na jej kolanie. Niestety w momencie, w którym miał zapytać o numer na miejscu pojawił się tęgi chłopak. Minę miał surową, ramiona napięte, a pięści zaciśnięte. Dziewczyna zerwała się z krzesła, niczym oparzona, po czym przylgnęła do boku młodzieńca. Tłumaczyła, że Sirius się zgubił i prosił o wyjaśnienie drogi na przystanek. Była to abstrakcyjna wymówka, która aż go rozśmieszyła. Mimo tego w końcu zgodził się z jej słowami i odszedł. Poniżony i przegrany, ale wciąż w dobrym humorze wrócił do baru.
– Moja lady miała już ogiera - skinął za siebie, gdzie brunetka wciąż usiłowała przekonać chłopaka do swojej niewinności. - Gratulacje. Do trzech razy sztuka? – Napił się whisky.
1. Sirius zdobędzie numer
2. Michael ma tę moc
[dice]d2 = 1597329362 = Fixed[/dice]
Tym razem szczęście sprzyjało Siriusowi. Dla odmiany wybrał starszą kobietę. Miała około trzydzieści-trzydzieści pięć lat i wyglądała na samotną. Przysiadł się, proponując whisky. Wypili po szklance, jednocześnie rozmawiając o pierdołach. W pewnym momencie nachylił się, aby uwodzicielsko szepnąć jej coś do ucha. Wtedy kobieta odchyliła jego bluzkę i na obojczyku napisała mu numer telefonu. Tym razem do baru wrócił z triumfalnym uśmiechem. Gdy usiadł, natychmiast zaprezentował Michaelowi swój nagi, pomazany pisakiem kawałek skóry.
- Ostatni raz? - upewnił się. Po chwili jednak, gdy nachylił się, aby doglądnąć swojej zdobyczy, zrozumiał, że dostał numer na taksówkę. Mimowolnie zaczął się śmiać. - Dobra. Chyba jednak mi nie wyszło - machnął ręką.
-
- Jestem starej daty, co poradzisz. Mogę ci ojcować jak chcesz. – wywrócił oczami. Miał to szczęście, że ojców miał dwóch którzy kochali go całym sercem. Pokochali tego przestraszonego chłopaka z niebieskimi oczami barwy letniego nieba i otoczyli miłością. Owszem, brakowało mu matki, kobiecej czułości, aczkolwiek nigdy nie zamieniłby swojej rodziny na jakąkolwiek inną, wiedząc że mógł trafić znacznie gorzej. Jego ojcowie robili wszystko by cała ich gromadka miała szczęśliwe dzieciństwo, by niczego im nie brakowało. Każde poszło w swoją stronę, każde wykonało inne kroki, ale ojcowie zawsze byli dla nich bezpieczną przystanią w razie sztormu. Szkoda tylko, że Michael nie ma w sobie na tyle odwagi, aby powiedzieć im o swoim kryzysie wiary i o tym, że coraz częściej zastanawia się nad odejściem z kościoła. To byłby dla nich cios, bo przez lata zapewniał ich o tym, że bycie księdzem jest jego powołaniem i to właśnie chce w życiu robić. Może kiedyś nadejdzie ten czas, kiedy wyjawi im tą całą, bolesną prawdę. Teraz jednak.. cóż. Ma ciekawsze rzeczy do roboty.
Parsknął jedynie śmiechem, zmierzając do wybranej przez siebie dziewczyny. Wiadomo, nie chciał się przechwalać, ale naprawdę umiał rozmawiać z kobietami, wiedział jak je podejść by bez kiwnięcia palcem poszły z nim w ustronne miejsce. Może to jego wygląd, może pewność siebie, albo te oczy sprawiały, że tak na nie działał. Wykorzystywał to, aczkolwiek nigdy nie działał na siłę. Jeśli widział, że dana niewiasta nie jest nim zainteresowana, nie pchał się, wyszukując inny obiekt westchnień. Grunt to taktyka.
Zacmokał cicho, popijając ze swojej szklanki.
- Rany, takie są najgorsze. Kto do baru przychodzi z facetem, nie kumam. – pokręcił głową. Tutaj kręciło się wiele, wolnych panien, które szukały okazji do znalezienia jakiegoś przystojniaka, chociażby na jedną noc. Pary wybierają raczej ustronne miejsca. Ale co on tam wie. - Nie musisz mnie namawiać. – odparł, dopijając to co miał w szklance, czując ciepło alkoholu rozlewającego się po ciele i ruszył na poszukiwania nowej ofiary.
1. Sirius
2. Michael
[dice]d2 = 1792636051 = Fixed[/dice]
Tym razem padło na rudą kobietę, mniej więcej w jego wieku, od stóp do głów ubrana w czerwień, stała samotnie pod ścianą sącząc drinka z kolorową palemką. Uniósł lekko brew i porwał z baru dwa kieliszki czystej wódki, dziarskim krokiem podchodząc do wybranej dziewczyny. Nachylił się do jej ucha, szepcząc coś co zniknęło w gwarze podniesionych głosów, wciskając jej wręcz kieliszek w dłoń. Nie spuszczała z niego wzroku, nie wiadomo kiedy pozbyła się swojego drinka i nadal patrząc mu w oczy wypiła shota. Poszedł za jej przykładem, opierając dłoń niedaleko jej głowy, niwelując przestrzeń jaka między nimi była. Cały czas zabawiając ją rozmową o pierdołach nawinął sobie jej lok na palec, muskając przy tym jej szyję. Miał chyba jakieś prądy w palcach, bo nie minęła chwila, jak kobieta wynalazła skądś kartkę i długopis. Zanotowała na niej swój numer i przejeżdżając mu dłonią po boku wsunęła rękę z kartką do kieszeni, ściskając go za pośladek. Szybko jednak ją zabrała i z lekkim uśmieszkiem musnęła ustami policzek bruneta, pozostawiając na nim ślad szminki. Ulotniła się szybko, pozostawiając go z lekkim uśmiechem na twarzy.
Wrócił do baru i zagwizdał cicho, widząc napis na szyi młodziaka.
- Proszę proszę, mamy remis. – powiedział, zostawiając swoje trofeum na koniec. Parsknął śmiechem, widząc numer na taryfę. - Szkoda, ale strat już chyba nie odrobisz. Dwa zero mój drogi. – z dumą wyjął ze spodni kolejną zdobyczną karteczkę.
Właściciel
Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum
sunset hill
Tego wieczoru miał po prostu pecha. Nie dość, że wcześniej z niewiadomych przyczyn wystrzeliła rura w jego nowym mieszkaniu, to jeszcze musiał oddać Michaelowi prawo do triumfu. Mimo wszystko nie załamał się tym faktem, lecz wzniósł szklankę whisky, uznając, że teraz powinni napić się właśnie za to zwycięstwo.
- Dlatego mówiłem, że to niesprawiedliwe rywalizować właśnie tutaj - powiedział żartobliwie, przypominając to, o czym wcześniej już mówił. Chociaż w rzeczywistości nie uważał, że przegrał przez znajomości Michaela. O nie. Tym razem dobra passa sprzyjała właśnie Durantowi. Lepiej podobał się kobietom w tym lokalu. Zresztą porównując ich wizualne predyspozycje, to Michael wyglądał bardziej męsko, niż ktoś o umięśnionej, aczkolwiek szczupłej budowie i z burzą kręconych włosów na głowie.
- Powinieneś zażądać teraz jakiejś nagrody - przypomniał dla zasady i upił whisky. - Skoro jest wygrana, to powinna być również jakaś nagroda - rozwinął myśl, ale właściwie nie wiedział, czego mógł chcieć Michael od takiego młodziaka, jak on. Alkohol zaproponował mu dzisiejszego wieczoru, więc raczej byłby to kiepski pomysł na trofeum. Pieniądze również wydawały mu się w tej sytuacji bezwartościowe.
Zakołysał szklanką, po czym postukał nią w blat. Kelnerka ponownie zakręciła się przy nich i rozlała bursztynowy napój. Zapewne nieostatni raz tego wieczoru.
- Nie pracujesz jutro? - zmienił temat. Chyba jeszcze o to nie pytał. On przeważnie miał wolne w weekendy, chociaż w wyjątkowych sytuacjach, kiedy kończył się termin na oddanie projektu, musiał pokazać się w biurze. Ale był poważny i zdawał sobie sprawę, że niektórzy pracowali we wszystkie dni. W prawdzie Michael wspomniał mu wcześniej o dorywczości swoich zajęć, ale mimo wszystko tym razem postanowił dopytać.
-
Wywrócił oczami.
- Daj spokój, czysty przypadek. Specjalnie omijałem te, które mnie znają. Od nich numery mam w telefonie. – puścił mu oczko, popijając ze swojej szklanki. Michael doskonale zdawał sobie sprawę, że podoba się kobietom, perfidnie to czasami wykorzystywał, jednak czuł, że pociąga je jakaś tajemnica, jaką skrywają jego oczy, a która po alkoholu robi się jeszcze bardziej wyraźniejsza. Poza tym, Siriusowi nie można odmówić uroku osobistego, Durant potrafi dostrzec piękno w każdym, nawet jeśli ten ktoś uważa inaczej.
Zamyślił się na chwilę, patrząc na przelewający się płyn w szklance.
- O, prywatna parapetówka z jakimś dobrym żarciem. Lubię chińskie i tajskie, ale stawiam na twoją inwencję twórczą. – odparł, szczerząc się do niego szeroko. Nie miałby serca brać od biednego studenta pieniędzy, a poza tym, jakoś trzeba ochrzcić mieszkanie, więc pogaduszki przy dobrym jedzeniu wydają się być dobrą nagrodą, nawet jeśli żarcie miałoby być zamówione, to liczy się jednak chwila.
- Złota rączka pracuje kiedy chce, drogi kolego. Jutro muszę tylko skoczyć na drugi koniec miasta, bo starszej pani trzeba pralkę naprawić, a tak to w sumie mam wolne. – sięgnął po papierosy wyjmując jednego i stukając nim w blat. Przecież nie powie mu, że rano będzie w kościele odprawiał mszę, udając że to co dzisiaj miało miejsce w ogóle się nie wydarzyło. Nie, mimo że poczuł sympatię do chłopaka, nie jest w stanie zdradzić swojego prawdziwego zawodu. Czegoś, co mimo wszystko mu ciąży. Teoretycznie nikt nie wie, że jest księdzem, nawet jego własna rodzina nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Boi im się przyznać, że już dawno zboczył z obranej lata temu ścieżki. - A ty? Jakieś plany na weekend czy nauka? Chociaż teraz w sumie chyba studenci powinni mieć luz. – podpalił papierosa i zaciągnął się dymem. Studiował, ale inaczej niż on, a jednak z historii młodych ludzi sporo się dowiaduje.