WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Ale tęskniła. Cholernie za nim tęskniła i dłużej tak nie mogła. Rozbita czy nie - musiała się wreszcie z nim zobaczyć. Nie mogła w nieskończoność wykręcać się tym, że jest zajęta. Kiedy więc tylko otworzyła oczy i podniosła się z łóżka, chwyciła za telefon i napisała do niego z prośbą o spotkanie. Mógł jej odmówić. Wykręcić kota ogonem. Potraktować ją tak, jak ona go przez ostatnie tygodnie, ale nie. Miał w sobie o wiele więcej klasy i szacunku i to między innymi za nie tak bardzo mocno go kochała. W ekspresowym tempie doprowadziła się więc do porządku, wzięła prysznic, przebrała i nie dalej jak dwie godziny później znajdowała się już we wnętrzu luksusowego wieżowca. Który notabene odwiedzała już tyle razy, że nie musiała pytać nikogo o drogę. Od razu udała się do gabinetu architekta, nic sobie nie robiąc z wywieszonej na drzwiach tabliczki nie przeszkadzać. Całym sensem jej egzystencji było przeszkadzanie mu w rozmaitych czynnościach - gdyby go o to zapytała, nie było nawet takiej fizycznej możliwości, żeby zaprzeczył, o nie. On sam miał tego pełną świadomość.
“Hej” przywitała się, posyłając mu skruszony uśmiech. “Przepraszam, wiem, ale nie mogłam się doczekać. Zabrzmi to jak banał, ale boże, Dan. Tak bardzo mi Ciebie brakowało” rzuciła, pokonując dzielącą ich odległość, a następnie rzucając mu się na szyję i mocno się do niego przytulając. Co z tego, że przez szklane drzwi wszystko było widać? Chyba wszyscy współpracownicy (no może oprócz Jenny) wiedzieli, że Hale była Grahamowi niczym siostra. “Przepraszam, że Cię zaniedbywałam. To nie tak, że nie miałam czasu, albo miałam lepsze rzeczy do roboty. Ostatnie tygodnie były tak bardzo do dupy, a ja nie byłam w stanie patrzeć Ci prosto w oczy i kłamać, że jest okej. Nie chciałam, żebyś się zamartwiał. Masz stresy w pracy, Penny, ślubne przygotowania… Odciąganie Cię od tego wszystkiego i zarzucanie moimi osobistymi dramatami byłoby z mojej strony co najmniej egoistyczne” mruknęła, ani na moment się od niego nie odklejając.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
- Aimes… - W pierwszej chwili zaskoczyła go tym wyrazem wylewności, ale ostatecznie uśmiechnął się i także ją do siebie przytulił. Ulga, jaką poczuł, że między nimi jest wszystko w porządku, była niewyobrażalna. Naprawdę bał się, że znów mogliby się o coś poważnie pokłócić. Zwłaszcza, że ostatnio Daniel nie był ideałem przyjaciela. Mógł się postarać bardziej. Oprócz krótkich rozmów z Penny nie wiedział, co u niej słychać. Ale tak coś przeczuwał, że wystarczyło dać Aimee swobodę w mówieniu, żeby zaczęła zasypywać go informacjami ze swojego życia, na podstawie których z grubsza wiedział, czego oczekiwać. Nie była na niego zła. To zawsze jakiś początek, nawet jeśli potok słów z jej ust nie wróżył także niczego dobrego, bo zakładał, że sytuacja u niej nieszczególne się zmieniła. Mimo to Aimee nie wyglądała na tak przybitą jak ostatnio, musiała zatem stanąć na nogi. Ale Daniel miał nadzieję, że o wszystkim się dowie. W swoim czasie.
- Tak, mnie też ciebie brakowało. Bywasz czasem jak wrzód na tyłku, ale bez tego wrzoda jakoś trudno zapamiętać, że życie ma jeszcze inną stronę. - Zaśmiał się, bo kto jak kto, ale to właśnie ona nie raz i nie dwa wpychała go na miny. Między innymi ostatnio. - A jeśli chcesz wiedzieć, prezent urodzinowy był całkiem udany. Mogłaś sobie jednak podarować niektórych dodatków… - spojrzał na nią nieco oskarżycielskim wzrokiem, ale ostatecznie pokręcił głową z rozbawieniem. - Ja też nie byłem ostatnio ideałem przyjaciela, ale nie chciałem świecić szczęściem, kiedy ty miałaś gorsze chwile. Jesteśmy przez to idealnie dobrani, czy raczej beznadziejnie? - skwitował z wesołym uśmieszkiem na ustach i wskazał jej kanapę, żeby usiadła. Zanim nastawił ekspres na kawę, zaciągnął jednym przyciskiem rolety, które odgrodziły przeszkloną ścianę od ciekawskich oczu, aby nikt im nie przeszkadzał. - W ślubne sprawy się nie wtrącam, zostawiam to Penny i Gwendolyn. Ja zajmuję się remontem domu. Byłaś tam? Penelope wspomniała ostatnio, że miałaś jej pomóc wybrać jakieś farby… czy coś… - a może były to meble? Fronty szafek w kuchni? Nie pamiętał. Oby tylko nie wyszło na to, że nie słucha. Aimee jednak ewidentnie żyła we własnym świecie, więc pozostało mu mieć nadzieję, że umknie to jej uwadze. - Słyszałem też o Hirschu… - zagaił znów starając się zmienić temat, żeby na początku załatwić wszystko to, co było niezbędne do odbębnienia, aby później móc się skupić na tych przyjemniejszych. - Jako że taktyka przekazywania złych informacji nakłada na mnie obowiązek zaskoczenia cię najpierw pozytywną dla rozładowania negatywnego wrażenia, to na początek chciałbym poprosić cię o to, abyś była świadkiem na naszym ślubie. Niestety, wiadomość zła jest taka, że najprawdopodobniej drugim świadkiem zostanie Judah. Więc teraz pytanie z gatunku kategoryczne - zeszliście się, czy to był pijacki wyskok i na ślubie trzeba was będzie trzymać daleko od siebie? - usiadł także naprzeciwko niej z dwoma kubkami kawy i popatrzył oczekując szczerej odpowiedzi. Bez oceniania, na początku badał jedynie grunt.
-
“Bycie wrzodem na twoim zgrabnym tyłku… myślę, że niejeden, a raczej niejedna mogłaby mi pozazdrościć” zaśmiała się, puszczając mu oczko. Porównanie może dziwne, ale umówmy się. Znali się nie od dziś, poczucie humoru mieli dość specyficzne. Ani przez sekundę nie wątpiła w to, że blondyn zrozumie aluzję. “Darować sobie? Proszę Cię. To było idealne dopełnienie podarku. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że jego kwintesencja” uśmiechnęła się krzywo. W siostrach Diaz płynęła dokładnie ta sama krew. Skoro Aimee lubiła się zabawić, istniało jakieś 99% szans, że i Penelope potrafiła pokazać pazurki. A nawet jeśli od młodszej siostry była nieco bardziej zachowawcza, kto powiedział, że nie lubiła próbować nowych rzeczy? “Użyliście go?” znacząco zafalowała brwiami, na tym kończąc rozważania dotyczące ich życia łóżkowego, bo… bądź co bądź. Na tym etapie już im nie wypadało. Nie mówili przecież o jakieś przypadkowej panience, a o jej rodzonej siostrze! W co czasem Aimes wciąż nie mogła uwierzyć. W wieku dwudziestu czterech lat spotkało ją tak wielkie szczęście. Odnalazła Penelope po prawie dwóch dekadach rozłąki. “Oczywiście, że idealnie dobrani” błysnęła śnieżnobiałymi zębami. Nie chciała już na głos dopowiadać, że to znaczyło, że ni mniej, ni więcej, są w tym samym stopniu emocjonalnie upośledzeni, bo to zepsułoby nastrój.
Na pytanie przyjaciela przecząco pokręciła głową. Owszem, umówiła się z Penny na zakupy, wybieranie farb, porównywanie wzorów tapet, ale w ostatniej chwili wypadło jej coś w pracy i musiały przełożyć spotkanie. Była jednak z siorką stale na łączach. Pogaduszki przez telefon o wszystkim i o niczym stały się ich codziennością.
Na wzmiankę o Judaszu aż się zakrztusiła. Niby nie powinna była być zaskoczona, wiedziała, że Penelope o wszystkim tym co widziała opowie Danielowi, ale cholera. Tak nagle i bez zapowiedzi z tym wyskoczył, że aż jej powietrza w płucach zabrakło.
“Nie chcę Cię martwić, ale ta taktyka to jak sam powiedziałeś, najpierw dobra informacja i rozproszenie, a dopiero potem wytaczanie cięższego działa, a to znaczy ni mniej ni więcej, że nie powinneś na starcie wspominać o Hirschu, a zarzucić te… CZEKAJ, ZARAZ” urwała, bo dopiero do niej dotarło to, co oznaczały jego poprzednie słowa. “Chcesz, żebym była świadkiem? Ale Twoim świadkiem, nie?” pisnęła radośnie, znów rzucając mu się na szyi i w takiej pozycji już zostając. “Pewnie, że zostanę” zgodziła się od razu, bo come on. To była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Kto był dla niego lepszym skrzydłowym niż ona? “Okej, wiem, że Penny w to nie uwierzyła, ale serio. Do niczego między nami nie doszło. Nawet się nie pocałowaliśmy” wyjaśniła, chowając twarz w zagłębieniu między jego szyją a ramieniem. “Odpowiadając na twoje pytanie więc nie, nie zeszliśmy się. Nie planujemy się zejść. Nie trzeba będzie nas rozdzielać w obawie, że skoczymy sobie do gardeł. Jesteśmy dorośli, potrafimy się zachować” skwitowała, zaciskając usta w wąską kreskę.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
- Powiedziałbym, że to miejsce zarezerwowane wyłącznie dla ciebie, ale jeszcze nie wiem, czy siedzisz tu jako moja przyjaciółka, przez co nie puścisz pary z ust przy Penelope, czy jesteś siostrą Penny i zaraz po wyjściu z gabinetu polecisz do niej na skargę ze wszystkimi podejrzanymi tekstami, jakie tu padną… - zlustrował ją podejrzliwym spojrzeniem próbując wyczytać z jej wzroku coś więcej, ale jaśniała w jej oczach głównie radość ze spotkania. Jeśli cokolwiek kryło się głębiej, bardzo dobrze to ukrywała. Albo Daniel nie był specjalnie spostrzegawczy, co też było możliwe. I akurat wtedy - jak na zawołanie - dostrzegł na wyświetlaczu telefonu wiadomość od Penny. - Ha! Mówiłem! Cholera, jesteś podwójnym agentem, muszę uważać, co przy tobie mówię! - powiedział wystukując odpowiedź narzeczonej i po chwili odłożył znów telefon na stolik przed sobą. Temat prezentu wolałby uznać za zamknięty, ale skoro sam go podjął… - W wielu zastosowaniach - powiedział konspiracyjne nachylając się do Aimee i tak jak ona zafalował brwiami. Chciał jeszcze wspomnieć o potencjalnym "następnym razie", gdyby w przyszłości doszło do podobnej sytuacji i potrzebował szybkiego wsparcia, żeby w razie co wybrała jakieś kwiaty, czekoladki czy biżuterię, ale to mogłoby niepotrzebnie napędzić jej wyobraźnię, więc spasował. Akurat Aimee fantazji nie brakowało, co czasem było jedynie utrapieniem, a mając czas na przygotowania, mogłaby się pokusić o coś bardziej… oryginalnego.
A to, że byli tak samo upośledzeni emocjonalnie Daniel bardzo dobrze wiedział. Być może to właśnie dlatego nigdy im nie wyszło. Dwójka takich samych ułomnych emocjonalnie ludzi nie miałaby szans stworzyć prawdziwego związku.
Słuchanie wywodu Aimee przysporzyło Danielowi sporo satysfakcji, gdy tak powoli załapała, o co mu chodzi. Uśmiechnął się nieco szatańsko, kiedy połączyła wszystkie fakty ze sobą, ale aż takiej reakcji się nie spodziewał. - No tak. Będziesz moją druhną, cieszysz się? - próbował utrzymać powagę, ale nie wytrzymał i parsknął przez nos. A jej podduszenie - bo właśnie tak odebrał to ze swojej perspektywy, kiedy Hale znów rzuciła mu się na szyję - także wywołało efekt w postaci nieprzyjemnej czkawki, którą próbował zabić kilkoma łykami kawy. Swoją drogą to było zastanawiające, że nie miał problemów z okazywaniem - przyjacielskich! - uczuć Aimee, a opierał się przed bliskością z Penny w miejscu pracy… Nie, zdecydowanie nie powinien dzielić się z nikim tym wnioskiem. - Chyba nawet to samo powiedziałem Penny, kiedy zaproponowała wspólną kolację z Hirschem i z tobą. Nie wiedzieć czemu sądzi, że mogę stwarzać problemy… - Zrobił minę w stylu "przecież jestem najbardziej gościnnym gospodarzem pod słońcem", jakby nie miał na koncie przynajmniej jednej kolacji, którą zepsuł swoim grubiańskim zachowaniem. Czy ktoś tu nie wspominał o podobieństwie? No właśnie.
Słuchając wyjaśnień dotyczących Judaha obserwował jej twarz w lustrze naprzeciwko kanapy. - Wierzę ci, Aimee - i naprawdę wierzył. Przeszedł z nią tamten romans z Hirschem i ufał, że nie okłamałaby go w tej kwestii. - Więc dlaczego wylądowałaś u niego? Czy nie chcę tego widzieć? - zrobił się już poważny i dalej ciągnął nieoceniającym tonem, dając jej tym samym furtkę bezpieczeństwa do zejścia z tego tematu.
-
Gdy przyznał, że ekstrawagancki prezent znalazł nie jedno, a parę ciekawych zastosowań uśmiechnęła się szeroko, a jej serce wypełniła przeogromna duma, bo cholera. Stanęła na wysokości zadania. Zorganizowała świetny prezent i sprawiła Penny niemałą radochę. A, że w pierwszym odruchu Dan chciał ją zabić... Tym specjalnie się nie przejmowała. Przecież jedyne co miało znaczenie to efekt końcowy, a ten był znakomity, ot co!
Na pytanie przyjaciela wyszczerzyła się w uśmiechu. Pewnie, że się cieszyła. Nie tylko z tego, że będzie stała po jego prawej stronie przy ołtarzu, że podczas ślubu będzie jego oficjalną skrzydłową (bo co z tego, że zajmowała się tym od jakiś stu lat, jak nikt nigdy nie wpadł na pomysł, żeby spisać to na papierze), ale również z faktu, że jej psiapś zostanie jej szwagrem. I będzie mógł przy każdej okazji używać zwrotu "no co, że szwagrem się nie napijesz?", polewając jej przy tym alkoholu. Piękny, jakże wzruszający obrazek. Wprost nie mogła się doczekać!
"Taaa... Nie widzieć czemu. Nie ma to żadnego związku z tym, że jesteś kiepskim gospodarzem. Ani z tamtą pamiętną, super niezręczną kolacją we czwórkę. Nic, a nic" rzuciła ironicznie, spoglądając na niego z ukosa. Na koncie miała sporo niezręcznych towarzyskich interakcji, ale tamten wieczór... Zrobiłaby wszystko, żeby móc wymazać go z pamięci. Albo, żeby móc zmienić bieg historii. Nie dopuścić do wszystkich tych komplikacji. Sercowych rozterek. Mniejszych i większych dramatów.
"Dzięki, to dużo dla mnie znaczy. Próbowałam wyjaśnić to Penny, jakoś ją przekonać, ale nie chciała słuchać. Gdyby wiedziała wszystko to co ty, pewnie tak bardzo by się nie upierała" mruknęła, zaciskając usta w wąską kreskę. Był taki czas w jej życiu, że naprawdę za nim szalała. Kompletnie straciła dla niego głowę. Chciała z nim być, wyobrażała sobie wspólną przyszłość we dwoje, Judasz zaś... Jej entuzjazm podzielał tylko do pewnego stopnia. Nie chciał z nią chodzić po ulicy i trzymać się za ręce, nie chciał się całować. Traktował ją jak swego rodzaju wstydliwy sekret, co nie tylko sprawiało jej wiele przykrości, ale też dzień w dzień podkopywało jej samoocenę. Aż w końcu wiele z niej nie zostało.
"Nie chcesz wiedzieć. Ja nie chcę, żebyś wiedział. Tak będzie lepiej. Jestem dorosła, podejmuje głupie decyzje i... sama powinnam się mierzyć z ich konsekwencjami. Nie chcę, żebyś się mną zamartwiał. Masz ważniejsze sprawy na głowie. Odciąganie się od nich... Przepraszam, wiem, że nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic, ale nie mogę" dodała ciszej. Gdyby się dowiedział, że powodem jej niespodziewanej wizyty była niedoszła próba samobójcza i to, że wciąż nie mogła się po niej pozbierać... Rzuciłby wszystko, żeby się nią zająć i ani na moment nie spuszczać jej z oka, a co z pracą? Z Penny? Ze ślubem? Innymi zobowiązaniami?
"Opowiadaj lepiej co u Ciebie" poprosiła, ściskając jego dłoń.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
Przynajmniej między ich trójką. Dobrze, że Hirsch był jedynie kimś bliskim, ale niespokrewnionym. Konflikty z nim nie musiały się kończyć zgodą. - Obiecałem, że będę grzeczny, tobie też muszę? - jęknął jak uczniak karcony przez nauczycielkę za nieodpowiednie zachowanie. W sumie skrycie liczył na to, że Aimee pozwoli mu na drobne uszczypliwości, ale skoro i ona objęła stronę Penelope - ha! już, już, zaczyna się! - musiał dostosować się do obu pań. Może i miał obraz na jednego człowieka z zupełnie innych stron, ale Daniel - bez poznania Judaha osobiście - już wyrobił sobie o nim opinię. Nie ufał mu specjalnie, nawet jeśli Penny zapewniała go, że to jej bardzo dobry przyjaciel, który pomagał jej oraz jej siostrze w trudnych momentach.
Szybko zapomniał o Hirschu, kiedy Aimee zaczęła mówić o swoich problemach. A raczej “nie mówić”. Bo te strzępki informacji miały uspokoić Daniela? Oczywiście, że doprowadziły do czegoś odwrotnego - zaczął się martwić jeszcze bardziej. Nie chciała, żeby o czymś wiedział, więc musiała zrobić coś, czego się wstydzi. Dlaczego miałaby się przy nim wstydzić? Może to była lekka przesada, że nie mieli przed sobą tajemnic, ale od jakiegoś czasu ich przyjaźń mocno się zacieśniła. Wyrywał się, żeby zapewnić ją o tym, że nie będzie jej oceniał, że będzie po jej stronie, że cokolwiek by nie zrobiła, to na pewno nie jest nic na tyle poważnego, żeby miał się od niej odwrócić. Ale… starał się szanować jej wybory, skoro nie chciała, aby o tym wiedział. Ona także go znała. Wiedziała, że niektórych rzeczy nie akceptuje. Może tak było lepiej? Nie, oczywiście, że nie było. - Aimee, ale gdyby… nie wiem, cokolwiek… - no nie był w stanie wyobrazić sobie, co głupiego mogła zrobić - a wiedział doskonale, że mogła wiele - zamiast tego zrobił nieokreślony gest ręką w powietrzu - możesz na mnie polegać, okej? Pamiętasz, co ci kiedyś zaproponowałem? Że zanim zrobisz coś głupiego, masz napisać. A jak już zrobisz coś głupiego, to nie pisz, tylko od razu przychodź. Nie będę pytał po co i dlaczego, zastanowimy się za to, co można z tym fantem zrobić. - Nie wytrzymał i musiał to powiedzieć. Martwił się mimo wszystko, ale żeby pokazać jej, że nie będzie naciskał więcej na to, aby mu się tłumaczyła - zmienił temat i przeszedł do tego, o co go zapytała. Czyli zaczął mówić o sobie.
- Żenię się, Aimee - powiedział to takim tonem, jakby dalej nie dowierzał. Ba, jakby to dotyczyło kogoś innego, a nie Daniela Grahama, który przez trzydzieści lat udawał, że miłość to jedynie choroba psychiczna Do tej pory zawsze trzymał fason i chwalił się tym na lewo i prawo, bo mimo wszystko był pewien, że kocha Penelope i chciał spędzić z nią życie, ale w środeczku czasem dopadały go wątpliwości. Nie dotyczące samej Diaz, absolutnie! Raczej on czuł się niezbyt przygotowany do roli męża. - To było takie niespodziewane, że nie nadążam za rzeczywistością. Kupiłem dom pod wpływem chwili, żeby przeprosić Penny za brak zaufania do niej. A ostatecznie naprawdę jesteśmy zaręczeni i planujemy wspólne życie. Trochę się w tym gubię. To jeszcze jestem ja, czy już ktoś zupełnie inny? - strzał ostrzegawczy, zanim podejmie temat, który czasem wyrywał go z życia i pochłaniał w zamyśleniu i niepewności na długie godziny. Nie wiedział, jak to przekazać, więc wziął głębszy oddech i... - Nie mów tego Penny, ale… Aimee, ona chce mieć dzieci, a ja… nie wiem, czy to dla mnie. Powiedziałem, że też tego chcę, ale - nie oszukujmy się - w tamtej chwili obiecałbym jej wszystko. Nie nadaję się na ojca, wyobrażasz sobie mnie nad pieluchami? - starał się brzmieć lekko i żartobliwie, ale w rzeczywistości miał poważny problem.
-
Właśnie dlatego choć chciała zrzucić z siebie ten ciężar, powiedzieć przyjacielowi o niedoszłej próbie samobójczej nie zdecydowała się na wyznanie prawdy. Bo obawiała się, że ten z troski powie o wszystkim Penelope, a ona się po czymś takim szybko się nie pozbiera. Jak zresztą by miała? Straciła już jedną siostrę, a druga chciała się targnąć na własne życie... Kto szybko przeszedłby nad tym do porządku dziennego?
"Nie, właściwie to... Nie. Wciąż jestem na etapie, że chciałabym zobaczyć jak cały świat płonie" przyznała, uśmiechając się krzywo. Widok szczęśliwych, zakochanych par był dla niej cholernie przykry i frustrujący. Otoczona chaosem czuła się o niebo lepiej. "Wiem, Danny. Ja to wszystko wiem po prostu..." urwała, bo co miała powiedzieć? Że nie wypada jej już dzwonić do niego w środku nocy i prosić, żeby odebrał ją z baru, bo się upiła i nie wie, co robi. Że nie wypada jej bombardować go ciągłymi smsami. Żalić się na to, jak okrutnie potraktował ją los. Znowu. Zamiast przejmować się jej problemami powinien poświęcać czas jej siostrze. Dbać o nią, rozpieszczać. Ostatnie czego chciała to, żeby ich związek przechodził jakieś gorsze chwile tylko dlatego, że ona sie cholernie zagubiła i potrafiła stanąć na nogi. To byłoby z jej strony nie tylko cholernie egoistyczne, ale przede wszystkim kurewsko żałosne. Zamiast jednak powiedzieć mu o swoich wątpliwościach machnęła tylko ręka i uśmiechnęła się lekko. "Dziękuję" dodała, kiwając lekko głową i przysłuchując się jego kolejnym słowom.
"Spójrz na mnie, Dan i posłuchaj uważnie. Jest szansa, że za jakiś czas Ci się zmieni i będziesz chciał mieć dzieci. Jest też szansa, że nigdy nie poczujesz chęci założenia rodziny. Penny zasługuje na to, żeby wiedzieć o twoich rozterkach. Pomyśl tylko jak się poczuje za pięć lat, gdy Ci powie, że jest gotowa, że to ten moment, że chce zajść w ciążę, a Ty dopiero wtedy wyskoczysz z wątpliwościami? Będzie się czuła oszukana i pęknie jej serce" nie było sensu się tutaj czarować, owijać w bawełnę. Graham musiał być świadom konsekwencji swojego nieprzemyślanego zachowania. "To nie jest łatwy temat, wiem. Na każdym innym polu można pokusić się o kompromis, ale na tym się po prostu nie da. Kiedy Drew mi powiedział, że nie widzi się w roli ojca i nie chce mieć potomstwa, a ja mu powiedziałam, że marzę o co najmniej trójce... To jak bardzo mi było przykro, żadne słowa nie są w stanie oddać. Powiedziałam mu wtedy, że nie szkodzi. Że będziemy tylko we dwoje. I myślałam, że faktycznie, w ten sposób damy radę. Że to nie on, ja się poświęcę i gdyby nie to, że zaliczyliśmy wpadkę... Pewnie właśnie by tak było, ale Dan... Z perspektywy ciąży, tego jak bardzo się ucieszyłam i tego jak ogromną miałam nadzieję, że będziemy jedną, wielką, szczęśliwa rodzina. Jeśli nigdy nie doczekam się własnych dzieci będę bardzo nieszczęśliwa i wiem już, że jeśli kiedyś jeszcze się z kimś zwiąże, ta osoba będzie musiała chcieć dokładnie tego samego. Bo poświęcanie się to żadne rozwiązanie. Podobnie jak i zmuszanie kogoś na siłę do ojcostwa. Przemysł to, ok?" nie chciała wzbudzić w nim wątpliwości, a zmotywować go do tego, żeby szczerze porozmawiał z ukochaną i powiedział jej o wszystkim, co leżało mu na sercu.
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
- Boję się, że ją stracę… - powiedział cicho po pierwszej przerwie na oddech Aimee. Czy to była wystarczająca motywacja do posiadania dzieci wbrew sobie? Nie chciał, żeby Penny cierpiała przez jego widzimisię, a Aimee na swoim przykładzie bardzo dokładnie pokazała mu, że zmuszanie do czegoś ukochanej osoby może tylko ją unieszczęśliwić. Co prawda perspektywa zmieniała się w zależności od okoliczności, ale… Daniel nie pamiętał, czy Drew cieszył się na wiadomość o ciąży. Doskonale przypominał sobie za to radość Aimee. Ile po obu stronach było szczerości, a ile chęci zadowolenia tego drugiego? I najważniejsze - czy on byłby zdolny do takiego poświęcenia...? Z drugiej strony do tej pory nie miał do czynienia z dziećmi, może przed rozmową z Penelope powinien sprawdzić, czy taka opcja w ogóle wchodzi w grę? Może rzeczywiście nie taki diabeł straszny, jak go malują…? Nawet uspokoił się ze swoimi wątpliwościami, w końcu na razie tylko gdybał. Po jakimś czasie milczenia i analizowania tego, co mu powiedziała westchnął ciężko. - Jezu, nienawidzę, jak masz rację. Czuję się przez to jak żółtodziób nieumiejący w życie - uśmiechnął się lekko. - Porozmawiam z nią - skinął głową; to było ukryte “dziękuję”, które zamaskował uśmiechem; nie spotkali się przecież, żeby smęcić! Ten problem faktycznie musiał rozwiązać sam z Penelope, ale Hale uświadomiła mu kilka istotnych kwestii. I tego też się po niej nie spodziewał. - Zmieniłaś się, Aimee - powiedział z zadumą godną mędrca. - Zawsze miałaś w sobie coś walecznego, ale teraz… - urwał nie wiedząc, jak ubrać to w słowa. W życie jednak umiał bardziej niż w wyrażanie emocji - ale ciągle się uczył! - Bije od ciebie taka dobra siła - przyznał z podziwem przyglądając jej się nieco dłużej. - Cieszę się, że stajesz na nogi. I w to w świetnym stylu - wskazał na siebie sugerując, że nie dość, że ogarnęła swoje życie, to zabrała się także za ogarnianie jego, jakby właśnie tego potrzebował po tak długiej nieobecności. - Cholera, Hale, robimy się starzy - szturchnął ją lekko w ramię. - Dosyć tej poważnej gadki, bo jeszcze trochę i zacznę myśleć z nostalgią o beztroskim życiu samotnika z wyboru. A skoro o tym mowa, to nie ukrywam, że gorąco liczę na niezapomniany wieczór kawalerski! - trącił ją łokciem, bo przed jego ślubem musieli jeszcze gdzieś zabalować! Może po pijaku Daniel puści więcej pary z ust i wyrzuci z siebie inne wątpliwości dotyczące małżeństwa? Warto było się z nimi rozprawić przed zaobrączkowaniem... A kto lepiej nie przypilnuje pana młodego, jak nie siostra panny młodej? I bez żadnych nieprzyzwoitości poproszę, ten etap mieli już dawno za sobą!
-
“Nie stracisz, okej?” jego wątpliwości ucięła krótko. Ostatnie czego chciała to, żeby się stresował i zadręczał. Negatywne myśli nie rozwiążą przecież problemu, a jedynie pogorszą jego samopoczucie, a na co to komu? Po co? “Jeśli Cię to pocieszy ja też nienawidzę mieć racji. Czuję się wtedy trochę tak, jakbym w ciągu jednej nocy postarzała się o dobrych dziesięć lat i nie była już taka młoda i rozkosznie bezmyślna” zażartowała. W ich małym gronie to ona zawsze była tą mniej odpowiedzialną, bardziej roztrzepaną - i prawie nigdy nie było tak, że to ona prawiła komuś morale. Wręcz przeciwnie. Popełniała błędy, podejmowała głupie decyzje, a później bliscy karcili ją za głupotę i dawali jej lekcje wychowania. Serwowali długie, nużące wykłady na temat tego, że musi bardziej na siebie uważać i mierzyć się z konsekwencjami własnych czynów. Bycie po drugiej strony barykady było więc dla Aimee… dość egzotyczne? Niesamowicie zdumiewające!
“Porozmawiaj i daj mi znać, zanim zrobi to Penny, okej? Chcę mieć pełen obraz sytuacji” szturchnęła go lekko w bok. Mogli sobie żartować z tego ich życia w trójkącie, ale ostatnimi czasy właśnie tak to wyglądało. Zwierzał się jej Dan, zwierzała siostra, a ona była takim ich cichym pomocnikiem, który bez równoczesnej świadomości obydwojga odżegnywał mniejsze i większe kryzysy.
“Awww, Danny” zadarła do góry głowę i posłała mu spojrzenie niczym kot ze Shreka. To co mówił… to było jak miód na jej serce. Dawno już nie dostała tylu pięknych komplementów na raz. “Naprawdę tak myślisz?” zapytała ciszej, a oczy jej ze wzruszenia trochę zawilgotniały. Na co dzień starała się trzymać fason i nie okazywać słabości, ale było z niej odrobinę niepewne, cholernie wrażliwe i uczuciowe dziewczę i tego typu rzeczy niesamowicie mocno na nią oddziaływały. “Wróciłam na terapię. Najwyższa pora, żeby skończyć z tym gównem raz na zawsze” na myśli oczywiście miała nienawiść do własnego ciała i wstręt do jedzenia. Zdecydowanie zbyt długo sama robiła sobie krzywdę. Musiała - chciała przestać. “I… poznałam kogoś. Nie patrz tak na mnie. Nic z tego nie wyszło, ale zrozumiałam jedną rzecz. Za każdym razem z jednej relacji ładowałam się prosto w kolejną i od kiedy skończyłam piętnaście lat nigdy przez dłużej niż trzy miesiące nie byłam sama. Każdemu mężczyźnie, z którym byłam oddałam cząstkę siebie i… mam wrażenie, że nie zostało już wiele mnie we mnie. Chcę spróbować sobie przypomnieć tamtą Aimee” dodała nieśmiało, bo mówienie o tym było dla niej w pewien sposób krępujące i niezręczne. Ale przecież komuś wreszcie powiedzieć musiała.
“Urządzę najpierw wieczór kawalerski Tobie, a potem wieczór panieński Penny. Będę miała ręce pełne roboty, aż nie mogę się doczekać” stwierdziła już weselej, bo przecież w organizowaniu imprez nie miała sobie równych!
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
Tak, cholera, brakowało mu tego optymizmu Aimee, nawet jeśli momentami bywał naiwny. Czy nie na tym polegała przyjaźń? Czasem ona popychała go do rzeczy, których sam normalnie by nie zainicjował, a czasem on stopował ją w głupotach, których później mogłaby żałować. Nie zawsze udawało się jedno czy drugie, ale na pewnych płaszczyznach się uzupełniali, chociaż niejednokrotnie Daniel zachodził w głowę, jak to się stało, że dwie tak skrajne osobowości mogły się dogadać. Od kiedy jednak pojawiła się Penelope, przestał zadawać sobie takie pytania.
- W takim razie musimy wrócić na stare tory - ja przejmuję pałeczkę dojrzałego robota, ty zostajesz naiwną trzpiotką - przygryzł wargi, żeby się nie uśmiechnąć; nie pasowało to do dojrzałego robota, ale co tam! Skinął jednak głową, że będzie ją informować na bieżąco i tym samym zakończył temat poważnych rozważań.
- Wiesz, że jestem słaby w te klocki - zrobił nieokreślony ruch ręką w powietrzu mając na myśli całe te emocjonalne rozterki - a skoro ja to widzę, to naprawdę jest coś na rzeczy - uśmiechnął się pokrzepiająco. A jak jeszcze opowiedziała o terapii, to już w ogóle puchł z wewnętrznej dumy - jakby w ogóle miał w tym jakąś zasługę - i poklepał ją po ramieniu. - Dobrze to słyszeć. Walcz o siebie, dziewczyno, to najlepsze, co możesz zrobić dla swojej głowy i ducha. - Na uwagę o poznanym przez nią mężczyźnie starał się nie zareagować przesadnie krytycznie, ale między jego brwiami z automatu pojawiły się pionowe zmarszczki, szybko wygładzające się pod wpływem jej tłumaczenia. - Aimee, nie poznaję cię! - uśmiechnął się jeszcze szerzej, bo tego się zupełnie po niej nie spodziewał. Po latach towarzyszenia jej we wzlotach nowych znajomości i upadkach ich zakończenia, nie sądził, że dożyje kiedyś takiej chwili. - Nie wiem, co powiedzieć. Odnajdziemy Aimee w Aimee, bez obaw! - Rozentuzjazmował Daniela ten pomysł i napełnił nową energią. Chciał pomóc jej w tym procesie, bo pamiętał tamtą Hale, która miała w sobie więcej "całej siebie" jak sama to określiła. Jego twarz przybrała zamyślony wyraz, a trybiki w jego głowie zaczęły pracować na przyspieszonych obrotach. Zmrużył oczy myśląc intensywnie i uśmiechnął się niespodziewanie. - W sumie z tym kawalerskim wyskoczyłem dla odwrócenia tematu, jak tak jednak myślę… zróbmy coś, co chcieliśmy zrobić w przeszłości, ale zawsze coś wypadało i rezygnowaliśmy. To będzie ukoronowanie mojego kawalerstwa i próba odnalezienia ciebie. I obiecuję, że dzisiaj zgodzę się na wszystko! - może powiedział to w złą godzinę, ale co tam! Mógł trochę zaszaleć, a przy okazji pomóc przyjaciółce. Dwie pieczenie na jednym ogniu. - Tylko żadnych striptizerek, a już tym bardziej striptizerów! - pogroził jej palcem, żartobliwie, a wspominając striptizerów miał oczywiście na myśli ten wieczór panieński Penny. I w pierwszej chwili jego duma powiedziała - a co mi tam, przecież nie muszę się martwić o byle tancerzy, ale coś go tknęło. Lepiej było nie kusić losu! - Nie, Aimes, poważnie, z Penny ma być kulturalnie. Wiem aż za dobrze, że wyobraźnia cię ponosi - spojrzał na nią wymownie nawiązując do tego nieszczęsnego prezentu - ale tym razem wstrzymaj konie.
-
Zaśmiała się głośno, gdy tak entuzjastycznie zareagował na przedstawione przez nią rewelacje. Jego radość, ekscytacja, duma malująca się na opalonej twarzy. Cholera. Aż zrobiło się jej jakoś tak ciepło na serduszku, bo poczuła się naprawdę zmotywowana i doceniona. Właśnie tego było jej trzeba! Nowej energii i chęci do działania.
“Odnajdziemy Aimee w Aimee. Podoba mi się” ścisnęła mocniej jego dłoń, posyłając mu szeroki uśmiech. Cieszyła się, że nie musi robić tego sama. Że może liczyć na niego i na jego wsparcie. Bo przecież co dwie głowy to nie jedna! Działając w pojedynkę musiałaby liczyć się z ograniczoną pulą pomysłów, ze złością i frustracją związaną z tym, że musi to wszystko dusić w sobie i nie ma się komu wygadać. Mając go u swego boku oba te problemy natychmiast się rozwiązywały. “Możemy zacząć od dziś?” zaproponowała, nie mając niczego konkretnego na myśli. Jedynie bardzo mocno pragnąc wyrwać się z tego marazmu i beznadziei. Zacząć od nowa. Z zupełnie innym nastawieniem.
“Zgodzisz się na wszystko?” powtórzyła, przytykając dłoń do ust. Szansa była jedna i nie chciała jej zmarnować, właśnie dlatego przysłoniła buzię. By nie palnąć czegoś na szybko i nie zaprzepaścić tej jakże znakomitej okazji. Bo druga taka prędko się nie powtórzy. Pytanie czy w ogóle? Niby Aimee niespecjalnie wierzyła w to, że po ślubie wiele się zmienia, trochę się jednak bała o to, że Daniel wyląduje pod siostrzanym pantoflem i nie będą już mogli prowadzić we dwójkę tak radosnego, beztroskiego żywota. “Poczekaj, czekaj… Teraz mówisz o panieńskim Penny czy o jednym i drugim?” zaśmiała się znowu, bo swoim zakazem nieco pokrzyżował jej plany. No, ale dobrze już dobrze, będzie grzeczna - nie będzie szaleć. “To, że byłbyś zazdrosny o striptizerów akurat mnie nie dziwi, ale o striptizerki? Boisz się, że przed tym jak Penelope wskoczy w białą suknię będzie chciała się przekonać jak to jest z kobietą?” szturchnęła go w bok. “W razie czego z miłą chęcią jej opowiem i odpowiem na wszystkie ewentualne pytania. Nie wiem tylko czy to ugasi czy wręcz przeciwnie, zaostrzy apetyt, także uważaj” zarechotała. Nie mogła, po prostu nie mogła się powstrzymać. Szybko jednak spoważniała. Żarty żartami, nie chciała psuć mu humoru ani denerwować. Ani tym bardziej straszyć nagłym odejściem ukochanej. Uniosła więc uroczyście dłoń na wysokość klatki piersiowej i kiwając głową obiecała “Wstrzymam konie, nie musisz się obawiać. Zorganizuję kulturalne przyjęcie w babskim gronie. Będzie dużo bąbelków, jeszcze więcej prezentów. Budka do robienia zdjęć. Odpuszczę sobie nawet tort w kształcie penisa” zapewniła, puszczając mu oczko. “W każdym razie, na planowanie niespodzianki dla Penelope jeszcze przyjdzie pora. Myślę teraz o wszystkich tych rzeczach, które chcieliśmy razem zrobić, a z różnych powodów nam nie wyszły. Lekcje nurkowania, wypad do kasyna, wycieczka do Berlina…” zaczęła wymieniać, wyciągając z pamięci najbardziej mgliste, zakurzone wspomnienia. “Wiem. Wiem, zróbmy to, proszę. Pamiętasz jak żartowaliśmy kiedyś, że stworzymy własną kapsułę czasu, którą otworzymy jak będziemy starzy i pomarszczeni?” spojrzała na niego swoimi wielkimi, lśniącymi z podekscytowania oczami. Nie była to może żadna szalona impreza ani dzika, nierozsądna przygoda, ale szczerze? Wizja takiego pożegnania z jego stanem kawalerskim bardzo się jej podobała. “Oprócz pamiątek moglibyśmy rozszerzyć je o rzeczy dla nas z przyszłości. Stworzyć kilka kategorii w stylu - coś do napicia się - coś na poprawę humoru - coś co nam o sobie przypomina. Ja przygotowałabym taki zestaw dla Ciebie, a Ty przygotowałbyś go dla mnie. Skrzynkę zakopalibyśmy w Waszym nowym ogródku, co sądzisz?”
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
I całkiem to było prawdziwe, bo gdy Aimee - nawet żartem - zasugerowała, że mógłby być zazdrosny o striptizerki… cholera, naprawdę zaczął być! Penelope nigdy nie dała mu podstaw do zazdrości o kobiety, ale nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali. Teraz natomiast zaczął się denerwować. - Jeśli chciałaś mnie tym uspokoić, to osiągnęłaś przeciwny efekt - nieco się zdystansował sięgając po filiżankę wcześniej przygotowanej kawy (albo to był kubek, nie chce mi się szukać). Była już nieco ostygnięta, tak samo jak entuzjazm Daniela, bo oczywiście, że jego myśli powędrowały na dziwne ścieżki, którymi - gdyby nie rzucone tak lekko słowa Aimee - nie chciał podążać. Całe szczęście Aimee miała tyle wyczucia, żeby w porę wycofać się z tego głupiego - w jego opinii - pomysłu. Co nie zmieniło faktu, że i tak zachłysnął się na propozycję tortu w kształcie penisa. Jego wyobraźnia znów zaszalała. Przydałaby mu się teraz oczu i myśli kąpiel, ale raz wyobrażonego nie da się odwyobrazić, niestety. - Na Boga, dziewczyno, oszczędź mi tych szczegółów! Niech wam będzie, róbcie co chcecie. Nie muszę wiedzieć o tym, co masz w planach. Ani o tym, czego nie masz w planach - zrobił duże oczy i on także zmienił strategię, bo gdyby zaczął drążyć jak nic nie skończyłoby się to dobrze. I temat także się zmienił. Na mniej wybudzający zazdrośnika z zazdrośnika. Pomysł Aimee był ciekawy, tkwiła w nim jednak mała nieścisłość merytoryczna… - A po latach odkopią go następni właściciele działki i pomyślą, że na pewno spędziliśmy razem wspaniałe życie? - nie mógł się powstrzymać, ale z boku właśnie tak to mogło wyglądać. Widząc zaangażowanie, z jakim o tym mówiła, ostatecznie klasnął w dłonie. - Okej! Zróbmy to! Ale może z drobną modyfikacją? Żeby po ustatkowaniu się - brzmiało poważnie, chociaż Daniel nie spodziewał się, że coś szczególnego się zmieni w ich życiu po ślubie - też zrobić coś szalonego, oprócz kilku rzeczy jakie nam się ze sobą kojarzą, dorzućmy do tego po kilka pomysłów, jakie będziemy musieli zrobić za te dziesięć czy dwadzieścia lat, kiedy otworzymy swoje kapsuły. - Daniel już miał w głowie przynajmniej dwie propozycje do zrealizowania, a na jego ustach pojawił się cwaniacki uśmieszek. - Tylko nie mówmy, co wybraliśmy! Będziemy mieli na starość trochę radochy… - zaśmiał się wesoło. Bo co tam! Skoro miał spędzić życie z Penny, jak nic jego nieodłącznym elementem będzie także Hale. Kto by przypuszczał, że oprócz przyjaciółki, awansuje dodatkowo na jego szwagierkę!
-
“Jeśli Cię to pocieszy, jesteś moim ulubionym niszczycielem dobrej zabawy. Nie zamieniłabym Cię na żadnego innego” wyszczerzyła się w uśmiechu. Przez te wszystkie lata tak idealnie się uzupełniali! Ona wyzwalała w nim odrobinę szaleństwa, on powstrzymywał ją przed wcieleniem w życie najbardziej idiotycznych pomysłów. Dbali o siebie. Razem świętowali sukcesy i zapijali nieszczęścia. Stanowili duet doskonały. Do tańca i różańca. Na dobre i na złe. Tym bardziej się więc cieszyła, że jej przyjaciel ugodzony strzałą amora postanowił związać się z nikim innym, jak jej rodzoną siostrą - i to bez żadnego knucia niecnych planów i niezbyt subtelnych ingerencji. Tak po prostu. Jakby było to zapisane gdzieś w gwiazdach. “Wybacz” wygięła usta w podkówkę. Jak lubiła się z nim droczyć tak nie znosiła wprawiać go w zakłopotanie. Ani tym bardziej wywoływać w nim jakiś dziwnych rozterek czy wątpliwości. On kochał ją, ona kochała jego. Daniel i Penny świata poza sobą nie widzieli. Nad czym tu się więcej zastanawiać, toż to proste jak drut! Szturchnęła więc architekta lekko w ramię, co by zamiast pogrążać się w rozterkach skupił się na planowaniu własnego kawalerskiego.
“A czy to byłoby kłamstwo? Spędziliśmy ze sobą wspaniałe życie i przed nami wiele równie cudownych lat” znowu uwiesiła się na jego ramieniu. “A tak serio, myślałam, że planujecie się tam osiedlić na stałe i że ewentualna odsprzedaż domu nie nastąpi szybko” podrapała się po głowie. Swoimi myślami i sentymentami nie chciała dzielić się z kompletnie obcymi ludźmi. To miało być coś tylko dla nich swoje. “I hej, kto mówił o ustatkowaniu się, co? Jeśli mamy czekać na to, aż na moim palcu znajdzie się złoty krążek… niewykluczone, że nigdy nie otworzymy kapsuły” zaśmiała się, kręcąc głową. Miała szczęście w kartach, w miłości się jej jednak nie układało. “Otwórzmy ją na twoją czterdziestkę. Za równych dziesięć lat” zaproponowała, uśmiechając się szeroko. “I tak, świetnie. Podoba mi się” aż przyklasnęła w dłonie, gdy zasugerował, że poza pamiątkami powinni uzupełnić zawartość skrzynki o pomysły rzeczy do zrobienia w przyszłości. Wprost nie mogła się doczekać! “O, wiem, a co sądzisz o…” zaczęła radośnie paplać, wymieniając się z nim kolejnymi pomysłami.
/ zt x 2
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world
-
- Przepraszam, ale kim jest Jennifer w tej firmie? – wbiła równie mordercze spojrzenie w Daniela, rzucając na jego biurko projekt, nad którym razem ze swoim zespołem spędziła ostatnie dwa miesiące. Trzeba dodać, że dokumenty, które były gotowe od jakiegoś czasu miały na sobie pełno czerwonych kresek, strzałek i dopisków, które wyszły spod ręki wspomnianej kobiety. – Ja rozumiem, że dostała wolną rękę w pewnych kwestiach, co jest po części moją winą, bo narzekałam ostatnio, że za mało czasu spędzamy razem, ale to nie mieści się w głowie! Podobno „Pan Graham”… - przerywając niedokończone zdanie, w powietrzu wykonała cudzysłów jednocześnie naśladując głos i przesłodzoną mimikę twarzy Jenny. Działo się tak za każdym razem gdy wspominała o Danielu, niczym zakochana nastolatka, która rysuje w zeszycie serduszka z imieniem swojego ukochanego. – Widziałeś ten projekt, pomagałeś mi przy nim, gdy pracowałam z domu a ta… ta… opętana miłością do Ciebie wariatka próbuje sabotować pracę nie tylko moją, ale całego zespołu! – nie potrafiła powstrzymać tego potoku słów, chociaż co gorsze epitety zatrzymywała w swoich myślach.
Wracając jednak do początku to nic nie zapowiadało takiej burzy. Zwykłe spotkanie, które miało zakończyć się zaakceptowaniem projektu, nad którym do tej pory czuwał Daniel. W związku ze zbliżającym się ślubem i ich potencjalnym wyjazdem na tydzień lub dwa w ciepłe kraje część swoich obowiązków i projektów porozdzielał pomiędzy pozostałych architektów. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Jennifer próbowała zmienić każdy element w krajobrazie nowego ośrodka, który rozpoczynał swoją budowę już za kilka tygodni. Wszystko. Dosłownie wszystko zostało przeniesione w inne miejsce lub całkowicie zmienione. Gdyby to były jakieś dobre pomysły i refleksje to Penelope zachowałaby pełen profesjonalizm i współpracowałaby nawet z nielubianą koleżanką po fachu. W tym jednak przypadku kompletnie nie chodziło o powierzone jej zadanie a jakąś osobistą zemstę, która wynikała z faktu, że do tej pory nie udało jej się rozdzielić Penny i Daniela. Ślub zbliżał się wielkimi krokami a kobiecie jak widać zaczął się palić grunt pod nogami i przestała być tak dyskretna jak wcześniej. Te wszystkie wiadomości, jakieś dziwne insynuacje czy przymilanie się do szefa były nie groźne. A przecież dalej nie miała pewności czy to nie ona stała za tym walentynkowym prezentem, który o mały włos a znowu nie nadszarpnąłby i tak już kruchego zaufania w ich związku.
I właśnie z tego powodu Diaz stała przed biurkiem Daniela, mając nadzieję, że to wszystko to jakiś kiepski żart. Chociaż wcale jej do śmiechu nie było. W końcu jednak opadła na jeden z foteli ustawionych naprzeciw jego biurka i spojrzała na mężczyznę oczekując jakiś wyjaśnień. A może konkretnego działania? I sama nie wiedziała czy wolałaby zobaczyć w nim teraz profesjonalnego szefa czy opiekuńczego narzeczonego…
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>
-
- 35
Tego się obawiał. Rozdzielenia roli przełożonego i narzeczonego. Ciągle nie umiał znaleźć balansu między jednym a drugim, szczególnie w takich sytuacjach jak dzisiaj, kiedy Penny wbiegła do gabinetu zdenerwowana i roztrzęsiona emocjami. Jako "jej Danny" najchętniej by ją przytulił, uspokoił i próbował złagodzić to napięcie żartem albo zbagatelizowaniem Jennifer. Dziś nie przyszła do niego w sprawie samej zazdrości, a z problemem natury zawodowej. I tak - chociaż starał się tego uniknąć - Penelope w firmie miała specjalne względy, nie mógł jej jednak pozwalać na wszystko. Czy tego chciał, czy nie, w tej sytuacji był przede wszystkim jej przełożonym i przełączył się w tryb profesjonalisty. Poruszył się w końcu.
- Po pierwsze - uspokój się. Bo nie jestem pewien, czy denerwujesz się o to, że ktoś wprowadził poprawki do projektu, czy chodzi ci o fakt, że zrobiła to Jennifer. - Sięgnął po rzucony mu niedbale na biurko projekt i rzucając Penelope przelotne spojrzenie, przeczesał na szybko wzrokiem poprawki naniesione czerwonym pisakiem. - "Podobno pan Graham"...? - powtórzył za nią i zawiesił pytająco głos z intencją, aby skończyła zaczętą myśl, bo w nadmiarze emocji chyba nie zauważyła, że urwała wątek przechodząc do następnego, tym razem pełnego oskarżeń, których Daniel nie chciał słuchać. - Rozmawiałaś z nią na ten temat? Umotywowała jakoś te zmiany? - zapytał metodycznie nie odrywając wzroku od papierów. Przekręcił kartki szukając szerszych komentarzy dopisanych przez Jennifer, ale niczego takiego nie znalazł, zatem musiała powiedzieć o nich Penelope osobiście. Podniósł wreszcie stoickie spojrzenie na narzeczoną… nie, na pracowniczkę i to on oczekiwał dalszych wyjaśnień, jeśli miał coś postanowić. Już miał opinię na temat projektu i poprawek, ale przed wydaniem ostatecznego werdyktu chciał poznać zdanie przynajmniej jednej ze stron konfliktu.