WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/as0QJYk.png"></div></div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 21
Wszystko powoli wracało do normalności. Chciałoby się rzec, że z każdym dniem było łatwiej. Powrót do codziennej rutyny wypełnionej obowiązkami od rana do wieczora przynosił ulgę, bo zmuszał do skupienia się w stu procentach na odhaczaniu kolejnych zadań. I kolejnych. A w związku z końcówką prac nad BlueCorp nie można było narzekać na za dużo czasu wolnego. Cała firma pracowała na najwyższych obrotach, ale to na nim spoczęło najwięcej obowiązków. Nie było kiedy myśleć o przeszłości, skoro w teraźniejszości trzeba było dopilnować tylu ważnych spraw!
I wszystko byłoby pięknie, gdyby to była prawda. Otóż rzeczywistość Daniela prezentowała się zgoła inaczej.
Do apartamentu wracał tylko dlatego, że Lucky wymagał spacerów. A i tak demolował mu mieszkanie, kiedy nikogo nie było w środku, więc Daniel musiał umówić się z psem na wizytę do psiego behawiorysty. Większość czasu pracował już na budowie. Po pierwsze dlatego, że dzięki temu unikał biura, w którym czuł się nieswojo przez plotkujących współpracowników oraz wszędzie widział obecność Penelope. Po drugie dlatego, że - co było bezdyskusyjnym złamaniem zasad BHP, ale absolutnie go to nie obchodziło - mógł zabrać ze sobą psa i puścić go wolno na niemalże zakończonej już przestrzeni zielonej wokół budynku. Zresztą, nawet w terenie chodził rozkojarzony i nie mógł skupić na niczym uwagi na dłużej. Myśli uciekały w różne strony podczas wykonywania każdej czynności. Wiedział, że nie dotrzymają terminu oddania budynku przed zakończeniem roku, nawet gdyby pracowały nad nim dzień i noc wszystie ekipy MD, ale szczerze? Było Danielowi wszystko jedno. Nie zależało mu na spektakularnym sukcesie, bo jego plan legł w gruzach. Wszyscy wiedzieli, że jest synem prezesa, co sam Mahoney potwierdził przed zarządem, trwały nawet rozmowy nad przyznaniem Danielowi części udziałów, ale nie cieszyło go to w żadnym stopniu. Egzystował jak maszyna. Robot. Za każdym razem wspomnienie tego słowa wywoływało ucisk w klatce piersiowej. Kojarzyło się aż nazbyt jednoznacznie. Był przez to jeszcze bardziej nieznośny i zdystansowany, zwłaszcza dla pracowników. Nie krzyczał, ale jasno dawał do zrozumienia, że jest poirytowany i zniecierpliwiony. Jeszcze gorzej niż do tej pory. Dlatego ludzi także unikał - chociaż tak jak zapowiedziała Penny, samotność doskwierała mu na każdym kroku - bo nienawidził sam siebie, że traktuje ich w taki sposób, ale nie umiał inaczej.
Niestety, czasem musiał kontaktować się z innymi. Problem pojawiał się wtedy, kiedy reszta miała gdzieś jego dyspozycje i w olewczy sposób ignorowali próby kontaktu. W innych okolicznościach zapewne Daniel wysłałby kogoś innego do biura, aby przywołać zespół do porządku, ale dziś od samego rana chodził tak sfrustrowany, że potrzebował to rozdrażnienie z siebie wyładować. - Caroline, do cholery, co to ma znaczyć?! Dzwonię do was od godziny! - wszedł rozzłoszczony prosto z dworu do sali konferencyjnej, gdzie przez przeszkloną ścianę dostrzegł zespół architektów krajobrazu. - Jak to jest, że nikt nie odbiera telefonów?! - Zdjął ostentacyjnie rękawiczki i rzucił je na długi stół, na drugim końcu którego zebrali się członkowie zespołu. - Czy w tej firmie ktokolwiek… - dopiero w tym momencie dostrzegł postać, wokół której zgromadzony był mały tłumek. - Och… - wymsknęło mu się bezwiednie. Automatycznie złość z niego wyparowała i jakby zapomniał, z czym w ogóle przyszedł do biura.
A w sali zrobiło się... dziwnie.
Plotki już się rozeszły, więc nie było co udawać, że między nim a Penelope wszystko jest w porządku, kiedy dziewczyna z dnia na dzień przestała pojawiać się w biurze rezygnując z pracy. Daniel chciał zachować profesjonalizm, z obojętnością udać, że nic się nie stało, że nie obchodzi go jej obecność tutaj, ale wszystko aż nazbyt wyraźnie miał wymalowane na twarzy. Zaskoczenie, zdezorientowanie, smutek, może nawet... nostalgię? Jak nigdy nie wiedział, co powiedzieć i zrobić, więc tylko stał w bezruchu i patrzył, a w głowie miał tylko jedno.
Tęsknię…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała zielonego pojęcia, że przez te trzy miesiące tak przyzwyczai się do swojego życia, że wracając do czasów sprzed umowy będzie za tym zwyczajnie tęsknić. Tęskniła za porankami, które motywowały ją do wczesnego wstawania z łóżka, tęskniła za ciągłymi sprzeczkami dotyczącymi obiadu, tęskniła za pracą, za długimi rozmowami. Tęskniła za psem i co najgorsze, tęskniła też za nim. Musiała jednak to wszystko wykreślić ze swojego życia i raz na zawsze odciąć się od Daniela Grahama, który tak brutalnie zniszczył ją ostatnimi czasy. Nie próbowała zastanawiać się czy zrozumiał swoje błędy, czy pożałował tej pochopnej decyzji, czy tak samo go bolało jak ją? Znała odpowiedź, w końcu on niczego w swoim życiu nie żałował i na pewno zajął się pracą. Tylko to kochał i tylko temu potrafił się poświęcić.
Dzisiaj jednak musiała pojawić się w biurze, bo niedopatrzenie w papierach nie pozwalało jej zakończyć tego rozdziału. Prawie, że błagała przez telefon by mogli to załatwić za nią, jednak Pani w kadrach była nieubłagalna i zapewniała ją, że wystarczy jeden podpis i nikt nie będzie jej dłużej męczyć. Także przekraczała próg biura i miała wrażenie, że nagle zapadła w nim dziwna cisza. Jakby nagle wszyscy oderwali się od swoich obowiązków i wbijali w nią swoje niespokojne spojrzenie. Plotki tutaj roznosiły się z prędkością światła, więc była pewna, że także o ich rozstaniu wiedzieli dosłownie wszyscy. Gdy spanikowana miała zamiar się wycofać ruszyła w jej stronę najpierw Caroline, później Aaron i reszta ludzi, z którymi do tej pory miała szansę współpracować. Próbowali ją podnosić na duchu jednocześnie nie poruszając tematu Daniela i ich zakończonego narzeczeństwa. Rozmawiali w sali konferencyjnej, bo skoro szefa nie było w firmie mogła ostatni raz spędzić z nimi chwilę czasu. Trzymała w dłoniach teczkę z dokumentami i zastanawiała się czy położyć to na miejscu przy którym zazwyczaj siadał czy od razu zanieść wszystko do kadr? Jej wątpliwości zostały przerwane przez ciszę, która kolejny raz dzisiaj zapadła. Wszyscy spoglądali gdzieś za siebie i nagle, pod byle jakimi pretekstami wracali do swoich biurek. Widziała ich spojrzenia i tylko uśmiechnęła się delikatnie, unosząc dłoń w pożegnalnym geście. Obserwowała jak Daniel obchodzi konferencyjny stół i siada kilka metrów od niej. Penny opierała się o blat, mocniej zaciskając palce na teczce. Jego widok łamał jej serce i dlatego nie mogła tutaj zostać. Chociaż kochała tę pracę nad życie, zdążyła się przez te kilka ostatnich tygodni wiele nauczyć a jej kariera dopiero nabierała tempa, to profesjonalizm i zamykanie emocji pod kluczyk nie było jej mocną stroną. Nie była robotem. Nie była Danielem.
- Zadzwonili dzisiaj do mnie z kadr, brakuje Twojego podpisu na moim wypowiedzeniu – i chociaż bardzo starała się by jej głos zabrzmiał obojętnie i ozięble, to tak bardzo do niej nie pasowało. Jej spojrzenie wyrażało więcej niż milion słów, wystarczyło na nią spojrzeć by dostrzec, że wewnętrznie wszystko w niej drży. Nie widzieli się zaledwie kilka dni a on zdążył wrócić do tego robota, którym był na początku. Jednak nie na tym miała się skupiać, więc wzięła głęboki oddech i otwierając teczkę wyciągnęła odpowiedni dokument. Sama zdążyła go podpisać, wystarczyło jedno pociągnięcie długopisem i na zawsze będzie od niego wolna. Wypowiedzenie leżało na biurku przed Danielem a Penny i tak nie potrafiła na niego spojrzeć. – Byłabym wdzięczna gdybyś to zrobił teraz, mam sporo dzisiaj na głowie. Przedświąteczna gorączka dopadła także mnie, ale co Ty tam możesz wiedzieć, w końcu strasznie z Ciebie roboGrinch – wzruszyła ramionami, bo w jego biurze nie dostrzegła ani choinki, ani świątecznych dekoracji ani tej atmosfery. Czego jednak mogła się po nim spodziewać?
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cholera. Jak on tego nienawidził. Tych spojrzeń rzucanych przez wychodzących pracowników, które przechodziły go na wylot powodując uczucie elektryczno-mrożącego napięcia oraz z góry wydanego osądu. Nie znał plotek krążących o powodach rozstania jego i Penny, ale nie miał wątpliwości, że przez lata swojego profesjonalizmu zasłużył na łatkę tego-złego. Do tego stopnia, że sam zaczynał w to wierzyć, chociaż to on był na tym wszystkim najbardziej stratny. Jakby nie patrzeć stracił sens życia. I nie miał na myśli tylko pracy. Do tej pory wybieganie w przyszłość zawsze przynosiło jakiś plan. Dzisiaj dotrwanie do końca dnia stanowiło wyzwanie dla ciała i psychiki. Patrząc z boku nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Penelope po rozstaniu rozkwitła. Ona ciągle miała przed sobą jakąś przyszłość. Szansę na takie życie, jakie sobie wymarzyła. I chociaż Daniel sam utknął w martwym punkcie, cieszył się, że przynajmniej Penny poradziła sobie z tym lepiej.
Co niestety tylko utwierdziło go w przekonaniu, że albo naprawdę go zmanipulowała, albo była silniejsza niż mu się wydawało.
Po wyjściu ostatniego członka zespołu atmosfera wcale się nie rozluźniła. Wręcz przeciwnie. Szczerze powiedziawszy Daniel wolałby rozmawiać przy świadkach. Może dzięki temu potrafiłby zachować neutralny ton, nie przekraczając granicy między emocjonalną stroną, która coraz bardziej porywała go w swoje władanie, a tym zimnym robotem, za którego go uważała. Chociaż w pomieszczeniu zostali sami, czuł na sobie spojrzenia pracowników zza przeszklonych drzwi i ściany. To przywołało go na ziemię. Nie mógł pokazać się jako słaby człowiek. Nie, kiedy patrzyła na niego duża część firmy. Dlatego przeszedł pewnym siebie krokiem wzdłuż stołu po drodze zdejmując płaszcz, który rzucił niedbale na blat i usiadł przy jednym z wolnych krzeseł naprzeciwko Penelope. Wystarczająco daleko, żeby jej nie dotknąć, a jednak na tyle blisko, aby jej obecność odczuć przyjemnym mrowieniem tuż pod skórą. Unikał jednak jej spojrzenia. Jeszcze nie ufał sobie na tyle, żeby móc spojrzeć w te oczy, które aż nazbyt często nawiedzały go, ilekroć tylko przymknął powieki na dłużej niż krótkie mrugnięcie.
- Coraz bardziej utożsamiam się z Ebenezerem Scrooge'em, ale ja nie mam co liczyć na żadnego Marleya i duchy świąt - mruknął bardziej sam do siebie przyciągając bliżej kartkę, którą położyła na stole nieopodal. W pierwszej chwili położył dłoń na papierze i patrzył bezmyślnie w litery nie rejestrując ani jednego zapisanego słowa. Odruchowo sięgnął po pióro do teczki, otworzył nawet zatyczkę, ale zanim skuwka dotknęła kartki, ręka Daniela zawisła w powietrzu kilka centymetrów nad blatem. - Jesteś świadoma konsekwencji, jakie wiążą się z tak szybkim rozwiązaniem umowy na prośbę pracownika? - znów starał się brzmieć profesjonalnie, neutralnie, ale to było trudniejsze niż do tej pory. Poruszyć tylko najważniejsze kwestie organizacyjne, nie wdawać się w dyskusje mające na celu zatrzymać ją w firmie. Ta jedna myśl wystarczyła. Nie potrzebował więcej zachęty. - Nie musisz tak kończyć, nikt cię stąd nie wygania. Domyślam się, że zrezygnowałaś z pracy przeze mnie, ale sama doskonale wiesz, że twoja umowa obowiązuje do końca roku. Zostało trzy tygodnie, jest tyle pracy, że miną ani się obejrzysz. - Robił wszystko, aby ta propozycja nie brzmiała błagalnie albo wręcz żałośnie, ale summa summarum jakie to miało znaczenie? - Ja przez ten czas i tak będę domykał szczegóły budowy, a ty możesz pracować zdalnie. I przekazywać swoje pomysły przez Caroline. Albo Aarona… - ostatnie imię wycedził przez zaciśnięte zęby. I tyle by było w kwestii bycia ponad zazdrością względem Fergusona.
Czuł, że tą propozycją popełnia błąd, ale jednocześnie napawała go ona ekscytacją. Jej obecność tutaj dzisiaj ponownie rozbiła go w kawałki i doskonale wiedział, że tak będzie za każdym razem, kiedy ją zobaczy. Ale z drugiej strony… jeśli teraz wypuści ją na zawsze… czy kiedykolwiek będzie miał okazję ją zobaczyć? To skończyło się za szybko. Nie miał czasu pogodzić się ze stratą. Tylko że strata ta okupiona była zadrą wątpliwości, jakiej Daniel nie umiał z siebie wyrzucić z całą tęsknotą i żarliwością, jaką żywił względem tej kobiety. Kobiety, która doprowadzała go do szaleństwa bez względu na to, czy była obok, a on nie mógł jej dotknąć, czy była daleko, a jego samego pochłaniała tęsknota.
Odłożył pióro na stolik - oczywiście nie podpisawszy dokumentu - i po raz pierwszy podniósł na Penelope spojrzenie na dłużej niż ułamek sekundy. - Złożyłem pozew cywilny na redaktora gazety, która opublikowała ten artykuł. Nie będą mogli wykręcić się ochroną informatora… - powiedział to pewnym siebie głosem; prowokacyjne. Z pełną premedytacją. Znów ją testował. Znów chciał cudu przekonania go, że nie ma z tym nic wspólnego. Tylko czy to by teraz cokolwiek zmieniło? Trzymanie się nadziei było jego siłą napędową i wysysaczem energii jednocześnie. A jednak potrzebował tego zachłannie; nawet bardziej niż tlenu. Żeby nie oszaleć bez reszty.
Czy właśnie to czuła matka przez ostatnie trzydzieści lat...?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ciekawe kogo to wina? – uniosła brew ku górze na porównanie do bohatera Opowieści Wigilijnej, która szczerze mówiąc, była jedną z ulubionych książek Penny. A przynajmniej tak jej się wydawało do tej pory, bo właśnie dzięki niej wierzyła, że ludzie się zmieniają. Zimna, skupiona na pieniądzach postać zrozumiała swoje błędy i pokazała, że nigdy nie jest za późno na zmienienie swojego życia na lepsze. Daniel też mógł być taką osobą, mogli spędzić te święta razem w miłej i rodzinnej atmosferze sprawiając, że żadne z nich nie będzie się czuło ani samotne ani tak zranione. Jednak jego zgorzkniałe serce i nieumiejętność zaufania drugiej osobie sprawiły, że żadne z nich nie odczuwało radosnej atmosfery świąt. Mógł obwiniać więc tylko siebie, bo Penelope przestała próbować go ratować.
Och Danielu, jestem świadoma wszystkich konsekwencji i dalej nie zamierzam z Tobą pracować! Żadne pieniądze świata nie były w stanie jej przekonać do pozostania w tej formie. Jakie zresztą mógł wyciągnąć konsekwencje? Chciał ją zwolnić z pracy za niedotrzymanie obowiązków? Przecież właśnie jej na tym zależało, by oddzielić te kilka miesięcy grubą kreską i już więcej nie wracać do niego myślami. A było to kompletnie nie możliwe gdyby została w firmie. Samo mijanie się gdzieś na korytarzu, czy nawet kontakt poprzez oficjalne maile nie pozwoliłby jej zapomnieć o tym jak bardzo złamał jej serce. Ewentualnie konsekwencją mogła być zła opinia od pracodawcy, ale w ogóle nie robiło to na niej wrażenia, bo zdążył zniszczyć jej życie już wcześniej. I to dwa razy! Raz gdy jego firma pozbawiła ją stypendium i tym samym nie była w stanie ukończyć studiów a drugi raz gdy pokazał jej świat do którego chciała należeć i brutalnie postanowił jej to zabrać.
Nie zamierzała wdawać się w niepotrzebne dyskusje. Dlatego siedząc naprzeciwko Daniela po prostu milczała, mając nadzieję że podpisanie dokumentów zamknie między nimi pewien rozdział i oboje się od siebie uwolnią. Naprawdę nie wyobrażała sobie pracy u jego boku, więc tylko spojrzeniem próbowała go zmusić do złożenia podpisu, ale było to niewystarczające. Zacisnęła dłonie na krześle by opanować narastającą w niej złość, jednak kolejne słowa, które wydobyły się z jego ust sprawiły, że było to niemożliwe.
- Nie miałam z tym nic wspólnego! – prawie że krzycząc uderzyła otwartą dłonią w drewniany konferencyjny stół i od razu pożałowała swojego wybuchu. Drzwi były zamknięte, jednak kilka spojrzeń powędrowało w ich stronę a Penny tylko nerwowo zaczesała kosmyk włosów za ucho. – Chyba po raz kolejny pokazałam jaka jestem naiwna. Myślałam, że przez ten czas przemyślisz całą sprawę i zrozumiesz, że nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego. Ani Tobie ani największemu wrogowi! – pokręciła z niedowierzaniem głową, bo już nie chodziło o to, że stali się sobie tak bliscy, że tyle razem przeszli i dzielili sekrety o których nikomu innemu nie wspominali. Nigdy nie dała mu powodów do kwestionowania jej lojalności a Daniel zwątpił w nią przy pierwszej nadarzającej się okazji. Jeszcze miał czelność traktować ją tak okropnie jak teraz. Wiedziała, że nie powinna tutaj przychodzić w godzinach pracy Daniela. Ale cholera jasna. On tutaj przebywał od rana do wieczora i nie miałaby szans przekazać dokumentów jego asystentce bez spotkania z nim twarzą w twarz. Wpatrując się teraz w jego oblicze czuła tę samą niechęć, tę samą wściekłość co na początku ich znajomości.
- Złóż ten pieprzony podpis na moim wypowiedzeniu i dłużej się nade mną nie znęcaj – nie rozumiała czego jeszcze od niej chciał. Odebrał jej wszystko. Marzenia, plany na przyszłość, szczęście i pewność siebie. Zabrał ze sobą też serce, które pierwszy raz od tak dawna otworzyła i po raz kolejny przekonała się, że jeśli ma się miękkie serce to powinno się mieć twardy tyłek. Ona go nie miała i teraz na tym cierpiała. Kolejny raz posłała w jego stronę groźne spojrzenie, bo dalej nie złożył podpisu, jedynie na nią patrzał i jak nigdy denerwował ją tym przedłużonym milczeniem. Ta cisza rozrywała jej serce. W tej sytuacji Penny miała dwa wyjścia. Albo pokazać mu, że dalej jest tą słabą, zamkniętą w sobie dziewczyną, która nie potrafi zachować profesjonalizmu w stresującej sytuacji, albo mogła utrzymać na nim spojrzenie dłużej niż trzy sekundy i nie pokazać na twarzy emocji. I zdecydowała się na drugą opcję, chociaż nie miała pewności czy aby na pewno ból, który odczuwała w sercu nie jest wymalowany tak widocznie na jej twarzy.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wystraszył się tego wybuchu, którego nie spodziewał się po Penelope. Podniósł szybko wzrok na jej twarz. Nie chciał wiedzieć tej wściekłości, żalu i rozczarowania. Niczym kalka przejął je na siebie. I chyba względem siebie. Ta huśtawka emocji rozstrajała Daniela do granic możliwości. Nie był pewien, co jest rzeczywistością, a co wytworem wyobraźni. Przy niej nie musiał być taki ostrożny i opuścił gardę utrzymywania zdroworozsądkowej kontroli. Co mocno się na nim zemściło w momencie, kiedy najmniej się tego spodziewał.
Zamiast znów roztrząsać przeszłość, jeden wniosek wbił Daniela w ziemię i na chwilę odebrał mu oddech. Penelope już go nie chciała. Dziś bardzo mocno to w niego uderzyło. Bardziej niż wtedy, gdy potraktowała go uderzeniem w policzek. Ten zniecierpliwiony i - jeśli wyobraźnia nie płatała mu figli - przesiąknięty obrzydzeniem ton głosu w jednej sekundzie odarł Daniela ze złudzeń, że można tu coś jeszcze naprawić. To nie mogło się zdarzyć, skoro jedna ze stron w tak jednoznaczny sposób chciała się odciąć. I - o dziwo - tym razem to nie był on. Jeśli myślał, że do tej pory był rozbity, to teraz rozpadał się na atomy i nawet nie zależało mu na tym, aby chociaż spróbować złożyć się na nowo.
Czy to się kiedyś skończy?
- Nie to jest moim celem. Jako przedstawicielowi zarządu zależy mi na zatrzymaniu na stanowisku kompetentnego i kreatywnego pracownika, który wykazał się dużym zaangażowaniem w ważny projekt. To podejście czysto biznesowe. Bylibyśmy skłonni negocjować warunki umowy pod twoje uwagi, gdybyś zechciała zmienić jednak zdanie - przeszedł płynnie z "ja" na "my", bo tak było profesjonalniej. Sam nie wierzył własnym uszom, że jego głos brzmiał tak… nawet nie obojętnie co bezbarwne, bezosobowo. Jakby te słowa nie padły z jego ust, a wypowiedział je ktoś obcy. - Ale jak uważasz, to twoja decyzja - rzucił na koniec, bo więcej nie był w stanie z siebie wydusić.
Trzy uderzenia w szklane drzwi, które w trakcie tego ostatniego już były otwarte i średniego wzrostu brunetka weszła do środka jeszcze zanim on albo Penelope zdążyli zareagować. Proste włosy sięgające łopatek, duże ciemne oczy, oliwkowa cera i niezwykła energia bijąca z uśmiechniętego oblicza. Żwawym krokiem ruszyła w jego kierunku nie dając szans na jakąkolwiek reakcję.
- Panie Graham? Cieszę się, że wreszcie nastała ta chwila! Obawiałam się, że nigdy nie będzie mi dane pana spotkać. Od kilku dni próbuję zastać pana w biurze i dopiero teraz mam okazję wreszcie oficjalnie się z panem przywitać! - mówiła cały czas z niezdrowym entuzjazmem, przemierzając całą długość sali konferencyjnej, aby wreszcie zatrzymać się tuż obok miejsca, gdzie siedział Daniel. - No tak, gdzie moje maniery! Nazywam się Jennifer Willoughby - wyciągnęła dłoń w kierunku Daniela tak pewnym siebie gestem, że ten niewiele myśląc wstał z krzesła i odpowiedział jej tym samym, ale ciągle nie miał zielonego pojęcia, z kim ma do czynienia. Kobieta nie puściła jednak jego dłoni po krótkim przywitaniu, a kontynuowała ciągle trzymając rękę w uścisku. - Jestem stypendystką Mahoney Development. Dzięki państwa hojności udało mi się ukończyć Yale z wyróżnieniem, po którym dostałam się na dwuletni staż w Barcelonie, gdzie miałam okazję pracować z najlepszymi europejskimi architektami. Nie ukrywam jednak, że najbardziej czekałam na możliwość pracy z panem, panie Graham. Śledzę pana projekty z prawdziwym zachwytem, jestem pod ogromnym wrażeniem innowacji, których nie boi się pan wprowadzać mimo niezawodności znanych technologii. - Gdy Daniel sugestywnie spojrzał na ich złączone dłonie, kobieta zreflektowała się i puściła jego rękę. - Cóż… oprócz tego, że to dla mnie ogromny zaszczyt, mam nadzieję, że będę mogła nauczyć się od pana jak najwięcej - na zakończenie wypowiedzi zakołysała się na stopach przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą opierając dłoń na biodrze.
Daniel zamrugał zdezorientowany powiekami. Dalej nie rozumiał, co się dzieje i kim była owa Jennifer, ale to był najmniejszy z jego problemów. Próbował zebrać myśli i coś powiedzieć - bo wypadało chociaż się odezwać - ale nie było mu dane dojść do słowa. - Być może mnie pan pamięta? Cztery lata temu odbywałam półroczny staż w firmie. Pracowaliśmy razem nad Seventh Avenue Boulevard. Od tamtej pory zrobiłam ogromny postęp. Wierzę, że nasza współpraca od teraz będzie jeszcze bardziej owocna i będę mogła dołożyć swoją cegiełkę do rozwoju firmy. - Uśmiechnęła się szeroko, przenosząc krótkie spojrzenie na Penelope. Dosłownie na chwilę, bo ostatecznie i tak to na nim utkwiła swój wzrok.
W końcu neurony w mózgu zaskoczyły i Daniel również się uśmiechnął. Ochle. Sztucznie. Do bólu profesjonalnie. - Jennifer - powiedział chłodno. Wręcz lodowato i jadowicie. Był tak zmęczony emocjonalnie, że potrzebował już tylko świętego spokoju. Usiadł na krześle i nawet nie spojrzał więcej na kobietę. Zamiast tego przeleciał na szybko złożone przez Penelope wypowiedzenie. - To znaczy pani Willou…
- Panno - niezrażona weszła mu w słowo, a uśmiech ani na sekundę nie zniknął z jej twarzy.
- Panno Willoughby. Proszę natychmiast wrócić na stanowisko i następnym razem czekać na swoją kolej. W tej firmie nie tolerujemy niesubordynacji i wybiegania przed szereg bez wyraźnego wezwania. - Nie patrzył na nią, ale wyczuwał, że jest cała spięta. Przez chwilę się wahała, ale w końcu odwróciła się na pięcie i przez kilkanaście sekund w sali było słychać tylko stukot obcasów o podłogę. A Daniel już teraz żałował, że potraktował nową pracownicę w taki sposób, ale frustracja wzięła nad nim górę. Wyżył się na Bogu ducha winnej kobiecie, która tylko chciała się przywitać. Co z tego, że poniekąd nie zrobił nic złego i miał do tego prawo, bo wreszcie był szefem naprawdę. Źle się z tym czuł i obiecał sobie przeprosić Jennifer przy pierwszej nadarzającej się okazji. Na razie jednak musiał załatwić inną sprawę. Zamknąć ją do końca i nie oglądać się więcej za siebie. Sięgnął ręką po pióro, aby podpisać to nieszczęsne wypowiedzenie i dopiero czując wilgoć pod palcami zauważył, że atrament wylał się na mahoniowy blat stołu. Daniel spojrzał obojętnie na kant dłoni umazany w niebieskim tuszu i westchnął cicho. Było mu wszystko, ale to wszystko jedno.
- Pożyczysz mi długopis? - spojrzał wypranym z emocji wzrokiem na Penelope i wyciągnął bezsilnie rękę w jej kierunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy właśnie popełniała największy błąd w życiu? Jego płynne przejście na tak bezosobowe uwagi sprawiły, że przez chwilę pomyślała, że mogłaby pracować dalej w firmie bez ciągłego bólu w sercu. Skoro Daniel to potrafił to Penny też powinna się z czasem nauczyć. Praca tutaj sprawiała jej nie tylko ogromną przyjemność, ale pozwalała się rozwinąć. Codziennie odkrywała w sobie nowe pokłady kreatywności, uczyła się radzić sobie z presją i pracą w stresujących okolicznościach. Czego mogła więcej oczekiwać? Na pieniądzach jej nigdy nie zależało, nie potrzebowała by jej nazwisko było znane albo by specjalnie dla niej znajdowali jakieś biuro. Umowa którą posiadała była bardzo dobra i może nie powinna z niej tak łatwo rezygnować? Dlaczego tylko ona miała ponosić konsekwencje ich rozstania? Mimowolnie zerknęła na kartkę papieru, na której wciąż brakowało jego podpisu. Jedno pociągnięcie piórem dzieliło ją zerwania bądź kontynuowania pracy w tej firmie. Jedna tak prosta czynność, która mogła zaważyć na kolejnych latach jej życia.
I chciała zostać. Naprawdę by na to przystała gdyby Daniel chociaż przez ułamek sekundy pokazał jej skruchę po tym jak ją potraktował ostatnim razem. Czekała na jakiś znak, który pomoże jej podjąć właściwą dla niej decyzję. I już nabierała powietrze by coś powiedzieć, gdy w konferencyjnej Sali znalazła się kobieta, której kompletnie nie kojarzyła. W pierwszej chwili chciała ją zignorować, tak samo jak wcześniejsze pukanie. Daniel Graham był człowiekiem, który nienawidził, gdy ktokolwiek przerywał mu spotkania. Jedyną taką odważną osobą była Penny, która na każdym kroku potrafiła postawić na swoim, nawet jeśli był aktualnie zajęty pracą. Nie przeniosła wzroku na stojącą obok stołu kobietę, cały czas wpatrywała się w Daniela, który ku jej zaskoczeniu podniósł się i przywitał (jak dobrze zrozumiała) z nową pracownicą.
Szok i niedowierzanie. Właśnie to uczucie towarzyszyło jej w pierwszych sekundach. Dopiero unosząc wzrok do góry jej ciałem wstrząsnęła wściekłość. Czy ona miała omamy wzrokowo słuchowe? Z trudem pohamowała gorzki śmiech, który był w tym momencie kompletnie nie na miejscu. Otóż stała przed nimi młoda dziewczyna tak łudząco przypominająca ją sprzed kilku miesięcy. Pełna energii, promieniująca szczerym uśmiechem, o ciemnych oczach i kruczoczarnych włosach. Jeszcze miała czelność go poprawić! A to przecież druga w kolejności rzecz, której nie potrafił wytrzymać, gdyż w jego mniemaniu nigdy nie popełniał błędów. Gdyby tylko Penny miała coś pod ręką, pewnie rozbiłaby to w drobny mak. Była wściekła. Tak szczerze i niekontrolowanie wściekła, że z trudem trzymała emocje na wodzy. By nie wybuchnąć na oczach nowej stażystki zacisnęła palce mocniej na siedzeniu fotela i odliczała w myślach do dziesięciu. Na szczęście w tym czasie kobieta została wyproszona z biura a Penny straciła ostatnią szansę by dać się namówić na pozostanie w firmie.
- A już byłam skłonna Ci uwierzyć, że naprawdę byłam dobrym pracownikiem – pokręciła głową i chociaż jej oczy płonęły z wściekłości (a może z zazdrości?), to głos wydawał się zaskakująco spokojny i opanowany. – Jak widać zdołałeś mnie szybko zastąpić. Oby Wasza umowa była lepiej skonstruowana niż nasza, bo biedna dziewczyna szybko tego pożałuje – nie zdążyła się ugryźć w język, znowu pozwalając sobie na wtrącenie do profesjonalnej rozmowy szefa z pracownicą ich prywatnych spraw. Jednak nie mogła zrozumieć postępowania Daniela. Jak mógł być tak okrutny wobec niej? Nie dość, że tak strasznie ją upokorzył gdy zaczął obwiniać ją o zemstę i pójście do prasy to jeszcze teraz musiała patrzeć na kobietę, która miała wszystko co jej tak brutalnie zostało odebrane, Stypendium firmowe, staż za granicą, nauka od najlepszych architektów. Penny 2.0 jak widać jest lepszym modelem, chociaż równie nieokrzesanym.
Kompletnie zignorowała jego prośbę o długopis. Nie zamierzała mu go dawać, bo już tak bardzo nie pragnęła podpisu na wypowiedzeniu. Chociażby miała znosić codzienne spotkania z Danielem była gotowa zaryzykować byleby trzymać od niego tą całą Jennifer z daleka. Co ona sobie w ogóle myślała tak bez zaproszenia przeszkadzając im w spotkaniu i uśmiechając się do niego tak uroczo i zalotnie?
- Naprawdę myślisz, że poszłam do prasy i zdradziłam Twoje największe tajemnice? – tok jego myślenia dalej pozostawał dla niej zagadką. Oskarżył ją o planowanie zemsty jeszcze zanim podpisali narzeczeńską umowę. Ale jak miała o tym wszystkim wiedzieć? Nie mogła zakładać, że Daniel Graham posiada takie sekrety, nie mogła zakładać, że się z nią nimi podzieli i co najważniejsze nigdy nie byłaby do tego zdolna. – Myślałam, że mnie znasz. Ale może logiczniejszy argument Cię przekona? Gdybym to była ja, to poczekałabym aż zakończymy naszą umowę. Upewniając się że dostanę stypendium, Paryż i wszystko inne wtedy mogłabym Cię wydać – zapewnienia, że nie miała z tym nic wspólnego do niego nie docierały, więc chwyciła się ostatniej nadziei, że tak logiczne postępowanie przemówi mu do rozsądku. Gdyby miała w planach zemstę na pewno by tak nie ryzykowała. Zresztą Penny i zemsta? To było nierealne, bo ona nawet muchy by nie skrzywdziła a co dopiero mówić o tak wyrachowanym zachowaniu z jej strony. Przez chwilę spoglądała w jego oczy, jakby chcąc dostrzec w nich coś więcej niż tą okropną obojętność. Cokolwiek. Złość, smutek, nadzieję. Nic takiego się nie wydarzyło, więc sięgnęła do torebki po długopis i położyła go na stole.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obecność obcej osoby nie wpłynęła znacząco na nastrój Daniela, który i tak był podły. Co mu za różnica dodatkowe wyrzuty sumienia czy zniecierpliwienie, skoro tonął w żałości bez porównania głębszej i beznadziejnej? Natomiast Penelope znów go zaskoczyła swoim idiotyczny wnioskiem. Jego brwi powędrowały ku górze w geście niedowierzania. - Słucham?! Co ma jedno do drugiego?! - wypalił wyprowadzony z równowagi i prychnął rozzłoszczony. I tyle by było z opanowania. Odnalazł plecami oparcie krzesła i patrzył na nią z zaskoczeniem. Skąd jej to w ogóle przyszło do głowy? Dlaczego mieszała w ich kłótnię obcą kobietę, którą - jak dało się bezdyskusyjnie wyczytać z kontekstu - widział po raz pierwszy w życiu? Nie, nie po raz pierwszy, być może rzeczywiście pracowała tu przez jakiś czas, co nie zmieniało faktu, że w tym roku nie miał jeszcze okazji jej tu spotkać. Przecież dla Daniela liczyła się tylko ona, Penny. Jego Penny. Nawet po tym wszystkim, co między nimi się wydarzyło, myślał tylko o niej. Tej - jak przez ostatnie tygodnie w to wierzył - dobrej i ciepłej Penelope, która otworzyła jego zamknięte w klatce serce na świat. Piękny świat, jakiego nie dostrzegał. Ale to zostało zniszczone. Zadeptane bezpowrotnie. Nie umiał powiedzieć, które z nich zawiniło bardziej, jednak doszukiwanie się winnych niczego nie zmieni. Zamrugał szybko powiekami zastanawiając się, co jej na to odpowiedzieć, ale powstrzymał się. To już był absurd. Nie powinni więcej rozmawiać na ten temat, bo każda próba kończyła się jeszcze gorzej. Zacisnął zęby, żeby niczego głupiego nie palnąć, a przychodziło mu do głowy mnóstwo słów, jakimi mógłby ją zranić. Nie rób tego. Jesteś ponad tym. Nie musisz nikomu nic udowadniać. To prędzej czy później i tak by się stało. Nie powinieneś nigdy dopuszczać do siebie nikogo tak blisko.
Po kilku głębokich wdechach uspokoił się. Ale od nadmiaru emocji zrobiło mu się ciepło i musiał rozpiąć marynarkę. - Powiedziałem prawdę. Jeśli próbowałaś mnie poznać choć trochę przez ten czas, to powinnaś wiedzieć, że może i lubię stawiać na nowe technologie w projektach, ale ludzi wolę mieć przy sobie sprawdzonych.
Raz zaryzykowałem i wypuściłem do swojego życia kogoś obcego, i jak się to skończyło? Mimo to nie żałuję. Nie żałuję ani jednej chwili z tobą, ale wiem, że nigdy więcej sobie na to nie pozwolę.
- Nie wracajmy więcej do tego - mruknął niechętnie. Może i jej argument był trafny, ale w głowie Daniela pojawiło się kilka kontrargumentów. Równie mocnych, w jego opinii oczywiście. Zresztą, wszystko wyda się po procesie, debatowanie na ten temat wzmagało jedynie poczucie beznadziei. Zabolało jednak to, że przyznała otwarcie, jak by to rozegrała w innych okolicznościach. Ja też myślałem, że cię znam. A teraz cię nie poznaję. Gdzie jesteś, moja Penny? Nie uzyskał odpowiedzi w jej ciemnych oczach, gdy próbował przewiercić się wzrokiem na wylot jej duszy. Nie znalazł tam jego Penny. Która z jej twarzy była tą prawdziwą? Obojętność znów zastąpił smutek. I jak on miał być przy niej w pełni profesjonalny? - Ufałem ci, Penny. Jak nikomu innemu - powiedział cicho pochylając się nad leżącym przed nim wypowiedzeniem. Zanim je podpisał, sięgnął do torby, wyjął paczkę chusteczek, którymi wytarł atrament z dłoni i dopiero wtedy pochylił się nad stołem, aby wziąć długopis. Zdjął zatyczkę zdecydowany na podpisanie tego przeklętego papierka. Nie poczuł się od tego lepiej. Wręcz przeciwnie. Oddalała się od niego jeszcze bardziej, a on zamiast - czego pragnął z całego serca - zatrzymać ją przy sobie, pozwalał jej odejść. Irracjonalnie.
No właśnie. Irracjonalnie. Ta myśl obudziła w Danielu dziwną energię. Przecież to dla niej raz za razem łamał wszystkie swoje zasady od odwoływania weekendowych spotkań, przez wyjazd na wakacje w najgorętszym okresie budowy, po zaangażowanie się emocjonalne, czego nigdy do tej pory nie robił. A skoro i tak przestał kierować się logiką…
Wstał i wziął w jedną dłoń jej wypowiedzenie, a w drugą długopis. Podszedł powoli do okna i zsunął roletę w jedno miejsce, aby móc wyjrzeć na świat. Dzięki temu mógł się wyciszyć, aby zmierzyć się z jeszcze jednym problemem do rozwiązania. Popatrzył przed siebie ponad budynkami na zatokę w tle, westchnął cicho i po krótkiej chwili namysłu złożył starannie zamaszysty podpis pod wypowiedzeniem. Złożył kartkę na pół i podszedł do stołu, tym razem bliżej niej. Położył wypowiedzenie na stole przed Penelope, ale pochylając się oparł na nim ciężar swojego ciała, aby nie mogła go zabrać. Będąc tak blisko niej nie mógł sobie odmówić dyskretnego wciągnięcia jej zapachu, który poruszył jego serce. - Mimo wszystko dużo nauczyła mnie ta znajomość i chciałbym ci za to podziękować. Myślałem, że życie mnie niczym nie zaskoczy, ale już wiem, żeby nigdy nie mówić nigdy - uśmiechnął się nawet lekko kątem ust. - Z tym wiąże się jeszcze jedno istotne zagadnienie, które musimy poruszyć, skoro już wyjaśniamy sobie sporne kwestie. Lucky. Nie ma szans, że oddam ci go na stałe, ale widzę, że za tobą tęskni i chciałbym osiągnąć jakiś kompromis. Kompromis, Penelope, nie autorytarne ustalenie jednej strony - zaakcentował stanowczo. Czując jej ciepło z tej niewielkiej odległości odzyskiwał energię, jakby to przy niej był najlepszą wersją siebie - co w gruncie rzeczy nie mijało się z prawdą. Niewygodnie mu było tak wisieć, więc przysiadł nieco na blacie stołu, ciągle nie pozwalając jej odebrać wypowiedzenia i wbijał w nią spojrzenie oczekujące jakiejś odpowiedzi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ufałem Ci Penny.
Miała ochotę gorzko się roześmiać, bo ani jedno jego słowo nie było prawdziwe. Daniel Graham nie miał zielonego pojęcia o zaufaniu, w innym przypadku nie znaleźliby się w tej patowej sytuacji. To przez jego brak zaufania siedzieli właśnie w tej sali raz na zawsze dogadując warunki ich rozstania. Wszystko było jego winą. Wszystko.
- Gdybyś mi chociaż trochę ufał byłoby Ci głupio przed samym sobą, że pomyślałeś o tym, że to moja wina. Że to a wygadałam komuś Twój sekret – pokręciła z niedowierzaniem głową, bo on naprawdę nie zdawał sobie sprawy z popełnionych przez siebie błędów. Gdyby Penny miała w sobie więcej siły pewnie sama zrobiłaby wszystko by odnaleźć osobę odpowiedzialną za rozprzestrzenienie tej plotki, ale tak bardzo czuła się wyprana emocjonalnie, że nie była w stanie nawet się stąd ruszyć. Nie miała pojęcia jakie wiązały się konsekwencje z tym jeśli Daniel nie podpisałby jej wypowiedzenia, ale miała ochotę zaryzykować i po prostu wyjść. Jej wyraźny podpis znajdował się na samym dole dokumentu, od niego zależało jak szybko będą mogli zapomnieć i ruszyć dalej. – Twoje zachowanie nie ma nic wspólnego z zaufaniem. Patrząc mi prosto w oczy wyrzuciłeś mnie ze swojego życia. Od tak… Na pstryknięcie palcami sprawiłeś, że zniknęłam – przez krótką chwilę spoglądała na blat stołu, obawiając się, że widok jego oczu sprawi, że znowu pęknie jej serce. Bo przecież oboje stracili tak wiele. I nie chodziło tutaj o pracę czy inne aspekty z nią związane. Stracili siebie wzajemnie i stracili oparcie, które w sobie mieli. Jak miała z tym żyć? Jak miała dalej pracować przy jego boku i zachowywać się tak jakby nigdy nic się nie stało?
Z drążącym sercem obserwowała jak Daniel unosi długopis i na chwilę zatrzymuje się jego końcówką dosłownie centymetr nad białym papierem. Jeśli do tej pory jej spojrzenie było na zmianę wściekłe i obojętne tak teraz wręcz krzyczało by tego nie robił. Miał ostatnią szansę by wszystko wyjaśnić, naprawić i zatrzymać ją przy sobie, ale tak się nie stało. Była pewna, że jeśli Daniel podpisze ten dokument a ona wyjdzie z nim przez te drzwi to już nigdy się nie zobaczą. Nigdy. Mimo wszystko napisał swoje nazwisko w odpowiednim miejscu sprawiając, że łzy naszły jej do oczu. Jednak nie oddał jej wypowiedzenia. Złożył je na pół i podszedł do okna, dając jej nieświadomie chwilę na dojście do siebie. Na chwilę schowała twarz w dłoniach próbując opanować cały ten towarzyszący temu spotkaniu stres. Była zmęczona psychicznie i fizycznie a on nie zamierzał jej odpuścić. Nie chciała by był tak blisko, bo im mniejsza odległość między ich ciałami tym większa szansa, że któreś z nich pęknie.
- Nawet pies wykazuje więcej serca i uczuć niż Ty – wymsknęło jej się zanim zdołała przemyśleć swoje słowa. Nie chciała go atakować, nie chciała prowokować kolejnych sprzeczek ale było to silniejsze. Lucky. Ona również za nim strasznie tęskniła, ale w mieszkaniu które wynajmowała na pewno nie będzie mogła trzymać takiego dużego psa. W dodatku na tak małej powierzchni. Będzie musiała zmienić mieszkanie, albo wymyśleć coś by nie stracić ukochanego psa. – Słucham? Jak to mi go nie oddasz? – nie mogła uwierzyć w to co właśnie usłyszała. Dla niej kwestią czasu było to, że przyjdzie po psa i zabierze go ze sobą. W dodatku podczas wypełniania dokumentów u weterynarza to ona została wpisana jako właścicielka, więc czy na pewno chciał zaczynać ten temat w ten sposób? – Nawet nie chciałeś go wtedy zatrzymać!!! Po co Ci on? Żebyś pewnego dnia wrócił do domu i stwierdził, że już go nie potrzebujesz w swoim życiu i zatrzaśniesz mu drzwi przed nosem? – jej spojrzenie, które teraz utkwione w Danielu, wskazywało na ponowny przyrost wściekłości. Nie miał prawa jej odebrać kolejnej rzeczy, nie miał po prostu do tego prawa.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Głupio? To mało powiedziane! Czuł do siebie obrzydzenie, że o tym pomyślał. Że była pierwszym obstawionym wyborem, który mógłby dopuścić się takiej zdrady. Ale nie licząc Gwendolyn i samego Bernarda, nikt więcej nie wiedział. Oprócz niej. Czy to naprawdę dziwne, że właśnie na nią padło podejrzenie? Z całym - i prawdziwym - zaufaniem, które do niej posiadał, trudno było mu odrzucić tak łatwo nasuwający się wniosek. W dodatku - patrząc na ich… nietypową przeszłość - można było się dopatrzeć kilku momentów, na podstawie których mógłby mieć wątpliwości co do jej intencji.
- Tak? Bo istnieje tylko jedna ścieżka okazywania zaufania? - nie dał się sprowokować tym gorzkim słowom i zachował spokój, chociaż bardzo bolał go wydźwięk tej wypowiedzi. - Bardzo to spłycasz, nie próbując mnie nawet zrozumieć. Myślisz, że przyszło mi to łatwo? - zmrużył oczy wbijając w nią spojrzenie, ale Penelope uparcie odwracała wzrok. Trudno. I tak powie jej to, co ma do powiedzenia. - Jesteś chaosem, Penny - od samego początku taka byłaś. Nieprzewidywalna. Robisz rzeczy, których nie przemyślasz. Dałaś mi przykłady tego, że działasz impulsywnie, bez zastanowienia. W środku służbowej imprezy pocałowałaś obcego mężczyznę. Na oczach całej firmy - uśmiechnął się, ale był to uśmiech z rodzaju smutnych, nie sięgający oczu. - To był dopiero początek! Zmieniłaś moje mieszkanie pod swoją modłę, wprowadzając przedmiot za przedmiotem, tłumacząc, że to już na pewno ostatni, a ja doskonale wiedziałem, że kwestią czasu jest nowa roślina czy kolejna kolorowa ozdoba - zaśmiał się cicho - acz smutno - pod nosem i podniósł wzrok na ścianę. - Ile razy postawiłaś mnie w kłopotliwej sytuacji przed pracownikami, aby postawić na swoim? Nie zgadzałem się z wieloma twoimi pomysłami, ale ufałem ci, bo emanowałaś tą energią, której nie dało się odmówić. I wierzyłem w ciebie. Jak myślisz, ile kosztowało mnie zaakceptowanie tego wszystkiego? - roztoczył ręką półokrąg wokół siebie, ale to była tylko metafora. Nie chodziło o rzeczy materialne, znaczenie jego słów wykraczało poza tę strefę, wchodząc zdecydowanie głębiej. W emocje, w dopuszczenie do siebie kogoś tak blisko, że serce ściskało się na samą myśl, że mogłoby tej osoby zabraknąć. A teraz stali w tym miejscu, które było spełnieniem najczarniejszego scenariusza. Sztuka dobiegła końca, kurtyna opadła, aktorzy zeszli ze sceny. Pozostało jedynie wrażenie i wspomnienia. - Zaufałem ci wbrew zdrowemu rozsądkowi tak wiele razy, pozwalając zrobić coś po twojemu. Nie wiesz nawet, jakie to było dla mnie trudne. Z moim problemem i potrzebą kontroli, która - jak już wiesz - nie jest tylko byle fanaberią - nie miał pojęcia, skąd było w nim tyle spokoju po tych wszystkich emocjonalnych wzlotach i upadkach ostatnich dni, ale w trakcie tej części wypowiedzi nie podniósł głosu ani razu. A słowa same płynęły z ust, próbując wyjaśnić to, co nie zostało wypowiedziane w trakcie ostatniego spotkania. - Może naiwnie, ale myślałem, że uda nam się osiągnąć jakąś harmonię działania, że ja również choć w niewielkim stopniu wpłynę na twoje życie uzupełniając te elementy, które w jakiś sposób mogły okazać się dysfunkcyjne. - Jego ramiona drgnęły lekko w geście wzruszenia, ale nie zrobił tego ostentacyjnie. Konkluzję tego wywodu można było sprowadzić do prostego - prawdziwe zaufanie to nie tylko oczekiwanie bezgranicznego zaufania, to także wysiłek zdobywania owego zaufania.
Odchrząknął. Miał wrażenie, że to i tak bezcelowa gadaninia, która niczego nowego nie wniesie do ich relacji, bo każde z nich obstawiało przy swoim bez próby zrozumienia tego drugiego. Po uspokojeniu szybko bijącego serca Daniel przeszedł do bardziej konkretnej części, w której jeszcze mogli coś ustalić. - Możesz mówić i myśleć o mnie, że jestem nieczułym i zimnym draniem, ale wiem, że to nieprawda. Tego właśnie mnie nauczyłaś. Dlatego nie oddam ci psa na stałe, bo nie pozwolę sobie odebrać wszystkiego, co kocham. Proponuję podział obowiązków. Kilka dni u mnie, kilka u ciebie. Przekazywanie odbywałoby się przez pośrednika, skoro nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia - jak to zrozumiał w związku z jej tak nagłą rezygnacją z pracy. - A jeśli tego nie akceptujesz, porozmawiam z psią behawiorystką, jak to załatwić z jak najmniejszą szkodą dla Lucky'ego. Wyślę ci mailem jej dane, dobrze by było, gdybyś także się z nią skontaktowała. Myślę, że warto, aby poznała także ciebie, w końcu to za tobą Lucky tak tęskni. Może to pomóc w doborze najlepszego rozwiązania - powrócił rzeczowy, skrupulatny Daniel Graham, który na wszystko szukał jak najbardziej optymalnego rozwiązania. Złudzenie, czy nie - pomagało utrzymać drżenie głosu w ryzach i nie wydać tego, jak bardzo roztrzęsiony jest po tym spotkaniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Łatwo przychodziło jej ocenianie Daniela przez pryzmat nieczułego robota, ale miał rację. Pomimo że wiele razy pokazał jej właśnie takie swoje oblicze to na własnej skórze przekonała się, że to tylko maska, którą tak często na siebie zakłada. Z zewnątrz wydawał się twardy jak skała. Profesjonalista, który nie pozwala sobie na popełnienie nawet najmniejszego błędu, ale w środku tkwił w nim ten mały chłopiec. Chłopiec, który potrzebował czułości, uczucia i akceptacji.
Miał rację. Znowu miał rację.
Tylko, że od początku wiedział, że kobieta, z którą podpisał ową umowę jest chodzącym chaosem, że buja gdzieś daleko w obłokach zazwyczaj najpierw działając a potem dopiero myśląc. Nie liczyła się z konsekwencjami gdyż zawsze jakoś dawała sobie radę a podczas ich relacji musiała myśleć także o nim. Naprawdę w jego oczach tak źle wypadła? Z tymi wszystkimi dekoracjami, kwiatkami i własnymi zasadami? Zachowywała się jak dyktator ustalający własne warunki? Właśnie dlatego potraktował ją tak okrutnie, gdy przy najbliższej okazji wyrzucił ją ze swojego życia? Sam. Świadomie. Nieodwracalnie? Penny siedząc na swoim miejscu czekała aż usłyszy o tym, że zamieniła jego życie w prawdziwe piekło i niczego na świecie nie żałuje tak bardzo jak chwili kiedy ją poznał. Nic takiego nie miało a ona z sekundy na sekundę czuła coraz większe wyrzuty sumienia. Wiedziała ile kosztuje go nawet najmniejsza zmiana i chyba za mało okazywała mu wsparcia i dumy nawet z tych najmniejszych kroków. Westchnęła ciężko, bo nigdy nie postawiła się na jego pozycji, tak samo jak on nie postawił się na jej. Tak mocno próbowali postawić na swoim, że mimowolnie zniszczyli wszystko co tak skrupulatnie budowali.
W jednej sprawie jednak Daniel nie miał racji.
- Wpłynąłeś na moje życie i to nawet nie wiesz jak bardzo – naprawdę nie zdawał sobie sprawy, że swoją osobą polepszył jej życie? Że wypełnił pewną lukę, której nie mógł wypełnić nikt inny? Odchodząc powiedziała mu prosto w twarz, że nikim ani niczym nie wypełni pustki, którą po sobie zostawi, ale przecież była dokładnie w takiej samej sytuacji. W jego mieszkaniu zostawiła nie tylko swoje rzeczy, ukochanego psa ale i serce, które od jakiegoś czasu należało do Daniela. Niewiele myśląc podniosła się z krzesła, jeszcze bardziej zmniejszając pomiędzy nimi odległość. Stali naprzeciw siebie, pierwszy raz przez dłuższą chwilę patrząc sobie w oczy. – Z każdym kolejnym dniem przestawałam być chodzącym chaosem. Zaczęłam się zdrowiej odżywiać i systematyczniej pracować. Dzięki Tobie uwierzyłam w siebie i swoje umiejętności, uwierzyłam że mam talent i ciężką pracą mogę dojść gdzie tylko sobie zapragnę. Dzięki Tobie chociaż na chwilę zapomniałam o swoich wszystkich demonach… - musiała się zatrzymać, bo z każdym kolejnym wypowiadanym słowem czuła jak głos zaczyna jej drżeć. Nie umiała ukrywać swoich emocji, nie była tak dobrą aktorką jak Daniel, który od wielu lat ćwiczył tę umiejętność. Może miał rację? Nie dało jej się kontrolować i nigdy się to nie zmieni. Nie umiała powiedzieć na głos, że tylko przy nim na dłuższą chwilę zapomniała o tych koszmarach, które wróciły odkąd mieszkała sama. W pustym mieszkaniu znacznie trudniej było o spokojny sen a gdy w nocy nawiedzały ją okropne wspomnienia nikt nie przychodził na ratunek. On, jednej z pierwszych nocy przyszedł. Była dla niego obcą osobą, gdy nie znając dokładnych przyczyn postanowił pomóc jej w uporaniu się z przeszłością. A teraz została sama.
- Sprawiłeś, że weszłam na balkon i z niego nie uciekłam z przerażeniem. Naprawdę nie widzisz ile Ty dla mnie zrobiłeś? Nie zdajesz sobie nawet sprawy ile to dla mnie wszystko znaczyło. Więc dalej uważasz, że mogłabym to zniszczyć? – najgorsze było to, że on dalej jej nie wierzył. Dalej uważał ją za jedyną odpowiedzialną za wyciek tych informacji osobę. Wolałaby nie wiedzieć o jego relacjach z prezesem firmy, żałowała że jego matka w ogóle o tym wspomniała, bo nic z tego by się nie wydarzyło. Nie chciała oskarżać Gwen, ale skoro powiedziała Penny to mogła powiedzieć jeszcze komuś i tak informacja się rozeszła. Nie miała jednak odwagi by powiedzieć to na głos, bo po pierwsze nie miała żadnych dowodów, po drugie pogorszyłoby tylko sprawę a po trzecie to była jego matka, nie chciała by przez chwilę w nią zwątpił. – To nie byłam ja. To naprawdę nie ja. – nie mogła zrobić nic więcej. Była zmęczona tą walką, ciągłą potrzebą zapewnienia go, że nie miała nic wspólnego z wyciekiem tych informacji. Jeśli jej nie wierzył musiała się z tym pogodzić. Nigdy go nie okłamała, nigdy nie oszukała a tym bardziej gdy patrzyła swoim smutnym wzrokiem wprost w jego oczy. Korzystając z sytuacji wyciągnęła trzymaną przez niego kartkę i nie rozkładając jej schowała do torebki. Tym razem to Penny podeszła do dużego okna ostatni raz napawając się widokiem z tego budynku.
Pies. Jedyna sprawa, która ich jeszcze łączyła i jak widać łączyć będzie na zawsze. Nie miała zamiaru z niego rezygnować, zwłaszcza że sama równie mocno za nim tęskniła. Brakowało jej tych wygłupów w parku, gdy tak mądrze aportował za piłką. Brakowało jej wspólnych poranków, gdy po wyjściu Daniela do pracy jego miejsce zajmował Lucky, merdając z zadowoleniem ogonem. Nie zamierzała odbierać tego też jemu, nawet jeśli wszystko co się teraz działo nie było winą Penelope. Jakimś cudem tak szczere i otwarte przyznanie się do uczuć wobec psa ścisnęło jej serce. Nigdy wcześniej nie byłoby go na to stać. Wytaczałby jakieś racjonalne argumenty w zatrzymaniu psiaka u siebie, więc tym bardziej nie umiała z nim teraz walczyć. Kochali go równie mocno i podzielenie się obowiązkami było rozsądnym rozwiązaniem.
- Dobrze – nawet nie odwróciła się w jego stronę – Będziemy się wymieniać opieką nad nim, ale przez pierwsze kilka tygodni będę go zabierała po prostu na spacer, gdy Ty będziesz w pracy. W moim mieszkaniu nie można trzymać zwierząt, więc tak dużego psa raczej nie ukryje. Wynajmę inne miejsce, ale potrzebuję czasu. Okres świąteczny nie jest najlepszym momentem na przeprowadzkę – nie zamierzała korzystać z usług osoby trzeciej. Była pewna, że sami będą w stanie wypracować jakiś kompromis, który będzie dobry zarówno dla nich jak i dla psa. Nie potrzebowali też pośrednika, w ogóle mieszanie kogokolwiek w ich poplątane relacje wydawało się bezsensowne. I tak zabrnęli w tym wszystkim zdecydowanie za daleko i aż bała się pomyśleć jak załamana będzie mama Daniela, gdy dowie się całej prawdy o tych nieszczęsnych zaręczynach. Do dziś pamięta jej uśmiech, to zadowolenie i nadzieję, że jej syn nie będzie już nigdy sam. Przecierając zmęczoną twarz dłońmi ostatni raz zerknęła na ciągle taki sam krajobraz za oknem i odwróciła się w jego stronę. – Zanim wyjdę i pozwolę Ci pracować chciałabym żebyś odpowiedział mi na jedno pytanie – zaczesała za ucho kosmyk włosów i z trudem powstrzymała się przed opuszczeniem wzroku na podłogę. – Gdybyś mógł cofnąć czas zdecydowałbyś się na to wszystko ponownie? Czy wolałbyś wrócić do tego co było przed tym felernym bankietem?
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spodziewał się tego, że Penelope wstanie tak nagle i jeszcze bardziej zmniejszy dystans między nimi. Jakim cudem udało mu się powstrzymać odruch przytulenia jej do siebie? Pogłaskania po policzku, włosach? Pocałowania warg tak miękkich i słodkich, że oddałby wszystko, aby móc jeszcze raz ich skosztować? Nie miał zielonego pojęcia. Serce waliło mu w klatce piersiowej jak oszalałe, w uszach huczało, zaczął oddychać szybciej i płycej, ale nie tylko bliskość zadziałała na niego tak oszałamiająco.
Te wszystkie słowa… Dziś nie miał wątpliwości, że były prawdą. Nie musiała go przekonywać, doskonale wiedział, kiedy przekraczała swoje granice. Przecież sam ją do tego popychał! Osobiście brał w tym wszystkim udział. Nie spojrzał nigdy z tej perspektywy, ale… miała rację. Naprawdę na nią wpłynął. Dlaczego nie dostrzegł tego wcześniej? Odwrócenie postrzegania rzucało nowe światło na iskrę będąca zarzewiem tego konfliktu.
To nie byłam ja. To naprawdę nie byłam ja.
Uwierzył jej. Teraz.
Ale teraz zrobiłby wszystko, gdyby tylko powiedziała jedno słowo. Tak bardzo mu jej brakowało, tak bardzo jej pragnął, że spełniłby każde jej życzenie nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Wyznanie, bliskość, emocje w głosie i wyrazie twarzy… to wszystko pogłębiło tęsknotę, której nie mógł uciec, od kiedy wyszła z jego mieszkania po raz ostatni. Nie wiedział, co na to wszystko odpowiedzieć, więc milczał wpatrując się w jej błyszczące determinacją oczy. Zamrugał szybko powiekami, kiedy wyciągnęła wypowiedzenie i schowała je do torebki. Obserwował, jak tym razem ona podchodzi do okna i patrzy przed siebie daleko w przestrzeń ponad dachami budynków poniżej piętra, na którym znajdowała się siedziba biura. To dało Danielowi chwilę na ochłonięcie i uspokojenie nerwów, oddechu, bicia serca. Dlatego, gdy Penny podjęła znów temat Lucky’ego, był gotowy do rozmowy. Z grubsza. Odetchnął z ulgą, kiedy udało się załatwić przynajmniej sprawę z psem. Tak, na początek taki układ mu odpowiadał. To właśnie w godzinach, kiedy Daniel był w pracy, Lucky najbardziej rozrabiał siedząc sam w mieszkaniu. - Dokonane, pasuje mi to rozwiązanie. Gdybym nie mógł go odebrać osobiście, to chyba… - zawahał się zastanawiając się, czy zadrży mu głos, ale o dziwo trzymał się całkiem nieźle - chyba masz jeszcze klucze od mojego mieszkania? - Nie pamiętał momentu, w którym by je zwróciła, a on nie wymienił zamków. Jakie to było ironiczne. Nie zaufał jej w jednej sprawie, którą sam sobie z góry założył i która tak bardzo ich poróżniła, ale mógłby powierzyć jej wszystko inne, co dotyczyło jego osoby. Dosłownie wszystko.
Ruchem głowy odgonił te myśli. Skoro już załatwili ten problem, mogli się rozejść w swoje strony, ale żadne z nich nie wykonało tego ruchu jako pierwsze; jakby na coś czekali. Tylko że nic nie nastąpiło, a Daniel nie umiał wytrzymać tego napięcia, jakie rozciągało się między nimi eskalując z każdą sekundą, chociaż oboje już się uspokoili. Zdecydował się w końcu na krok; okrążył stół, aby zabrać teczkę i narzucić na siebie płaszcz, kiedy Penelope znów się odezwała. Podniósł na nią zaciekawiony wzrok zastanawiając się, co chodzi jej po głowie. Bardzo zaskoczyła go tym pytaniem, ale nie wahał się z odpowiedzią. Pokiwał głową odpowiadając na pierwszą część wypowiedzi, nie czekając nawet na drugie pytanie. - Tak, Penelope, zdecydowałbym się na to ponownie. A jeśli miałbym cokolwiek zmieniać w tym, co się wydarzyło, to nie zwlekałbym tak długo z… z pokazaniem, że mi na tobie zależy - może wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Dopiero po fakcie zorientował się, że nieświadomie użył czasu teraźniejszego, nie przeszłego, jak sugerowałby kontekst nie wypowiedzi. Ale była to prawda - ciągle mu na niej zależało - nawet po zakończeniu ich relacji. Która nawet teraz nie miała ciągle żadnej konkretnej nazwy. Nie chciał usłyszeć odpowiedzi zwrotnej, bo obawiał się, że mógłby uzyskać w zamian coś odwrotnego do zadeklarowanego przez niego wyznania. Dlatego podjął strategię zmiany tematu. Jak najszybciej. Dokończył zakładanie płaszcza, wsunął na dłonie rękawiczki i sięgnął po teczkę. - Wybacz, ale naprawdę muszę wracać do pracy. Gdybyś czegoś potrzebowała… - zrobił ruch ręki sugerujący gestem wiesz, gdzie czego szukać. Nie wiedział, czy powiedzieć "żegnaj", czy bardziej adekwatne byłoby "do widzenia", stąd skinął tylko głową wychodząc z sali konferencyjnej i skierował się do wind, chociaż nie załatwił tej sprawy, po którą tu przyszedł. Ba, zapomniał, po co w ogóle tu przyszedł. Jeśli ta rozmowa miała wszystko załatwić, to nic takiego się nie wydarzyło. Wręcz przeciwnie. Daniel miał jeszcze większy mętlik w głowie niż przedtem.
A na wypowiedzeniu wcale nie złożył swojego podpisu. Kilkoma pociągnięciami długopisu nakreślił konkretny termin.
Poniedziałek, 10:00. Zapraszam.

/zt

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Mahoney Development”