WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Do końca miała nadzieję, że to nieśmieszny, ponury żart. Rozpoznała głos Nicholasa, w pierwszej chwili jednak uznała, że to niemożliwe i zrzuciła odpowiedzialność za płatanie jej figli na barki bujnej wyobraźni. Widzieli się kilka dni temu na cmentarzu, spędzili w swoim towarzystwie większość dnia, a do urzędu pracy pojechali wspólnie, rozstając się pod budynkiem. To... normalne, że doszukiwała się chłopaka wszędzie nie mogąc przestać o nim myśleć. Owem napomknął już wcześniej, że chce zatrudnić nową osobę za bar. Z opisu, nie pasował on do Nicholasa. A jednak, drzwi uchyliły się i jej niewyraźne spojrzenie, spotkało się z wzrokiem nie mniej zaskoczonego Swallowa. Zatrzymała się w połowie kroku zmieszana oraz zawstydzona, pewna, że nie da rady zrobić żadnego, nawet najmniejszego do przodu. Pragnęła zapaść się pod ziemię. Zniknąć. Wyparować. Pytał ją co prawda przy śniadaniu gdzie pracuje, odpowiadała wymijająco względem prawdy, nie będąc absolutnie gotową, aby przyznać się, że roznosi zamówienia w klubie nocnym z uwagi na oczywiste mankamenty. W jego oczach, najprawdopodobniej skończyła akademię sztuk pięknych i realizowała się artystycznie, nie zaś latała z tacą i ścierą po krzykliwym, pozbawionym estetyki lokalu.
Zaczerpnęła głęboko powietrza, Owen obejrzał się za nią i skinął, aby szła za nimi. Zmusiła się, dołączając do dwójki mężczyzn na schodach. Podążała za nimi, zagryzając od środka policzki mocniej i mocniej, aż poczuła metaliczny posmak na języku. Nogi miała z waty, na następnym stopniuj ciężkie niczym z ołowiu. Czuła, że kręci się jej w głowie, jest gorąco, a po chwili przejmująco zimno. W myślach, układała wymówkę. Nie zdążyła jednak odezwać się słowem, podejmując próbę wymiksowania się z prośby szefa, a ten zostawił ją przy barze z Nicholasem. Dziewczyny, wróciły do swoich obowiązków, pojedyncze - w tym Kim naturalnie - od czasu do czasu oglądały się za Nicholasem. Był powiewem świeżości, na dodatek miłym dla oka. Nic dziwnego, że przykuwał spojrzenia pracownic już szepczących o nim za plecami.
- Wiem - przyznała szczerze. Nie pasowała do Little darling, nawet nie zamierzała twierdzić, że było inaczej.
Z ciężkim westchnięciem, przysunęła do siebie dwie karty drinków. Jedną, wręczyła Nicholasowi, na drugiej... Kurczowo zacisnęła drobne piąstki.
- Dochody z ilustrowania książek dla dzieci są różne, nie stałe. Zleceń w jednym miesiącu jest dużo, w innym wpadają wyłącznie pojedyncze. Potrzebowałam pewnej pracy, po której będę miała jeszcze siłę, aby usiąść i malować. Tak... trafiłam tutaj. I zostałam - dodała ciszej, nie wiedząc, czy w ogóle powinna zaczynać temat. Przekrzywiona na koszulce plakietka z imieniem Rosie, iskrzyła się w świetle neonowych lamp. Sama Rose, ściągnęła usta, unikając w większości spojrzenia Nicholasa. Bała się oceny. Tego, co o niej teraz pomyślał. Jak bardzo go rozczarowała.
- Jeśli chodzi o pracę barmana... W karcie, są stałe drinki i alkohole. Klasyczne pozycje, sezonowo dochodzi kilka ekstra o jak widzisz fancy nazwach. Tutaj, szef zostawia inwencję twórczą barmanom. Ustalacie to na końcu miesiąca między sobą. Po każdym wieczorze, uzupełniacie na zapleczu inwentarz. Osoba odpowiedzialna za zakupy uzupełnia braki. Śmiało. Możesz wejść za bar i się rozejrzeć - podniosła ruchomą ladę, gestem wskazując mu, aby przeszedł pierwszy. Będzie tuż za nim, z wzrokiem wbitym w buty, bądź błądząc po kolorowych butelkach.
Nie tak miał się dowiedzieć.
-
To nie był sen. To była jawa..., a ona stała na wyciągnięcie ręki od Nicholasa i z trudem powstrzymywał się, żeby nie złapać jej za rękę, którą trzymała zwieszoną przy ciele, gładząc ją prawą dłonią od łokcia aż do dłoni, jakby było jej zimno, ale nie chciała, żeby ktokolwiek do zauważył. I tak naprawdę..., nie chodziło o to, że pracowała jako kelnerka — Lily był nią przez wiele lat — nie widział, więc w tym nic złego czy nieodpowiedniego. Chodziło po części o samo to miejsce, do którego naprawdę nie pasowała, ale po części chodziło o coś jeszcze. O coś, o co nie miał praw mieć pretensji — nie powiedziała mu prawdy, mimo że spytał przecież czym się zajmowała..., ale czy nie powinien mieć pretensji do siebie? Może gdyby zapytał „gdzie pracowała” odpowiedziałaby zgodnie z prawdą? Nie chciał tego roztrząsać, bo robiło się Nicholasowi tylko ciężej i coraz bardziej przykro — głównie dlatego że nie powinien był oczekiwać nawet, że opowie mu wszystko o sobie bez zająknięcia... Nie było go do cholery! Nie było! I przecież sam miał kilka tajemnic, o których nie chciałby mówić; niektóre były tylko drobnymi, nic nie znaczącymi sekrecikami, podczas gdy z innymi..., nie umiał dać sobie sam rady. Nie umiał pogodzić się z tymi wydarzeniami i jedyne czego chciał, to..., zapomnieć.
Wziął od Rose kartę, ale nie spojrzał nawet przez moment na nią wpatrując się w dziewczynę, chociaż nie był pewien czy powinien skoro sama unikała choćby spoglądania na niego. I kiedy zaczęła mówić, skinął głową ze zrozumieniem powoli unosząc i rozluźniając ściągnięte mocno brwi i czoło, które wygładziło się momentalnie. Nie oceniał jej — nie on. Wyciągnął dłoń w jej stronę przesuwając ją wolno po ladzie, żeby dotknąć ostrożnie jej zaciśniętej w niewielką pięść szczupłych palców.
– Rose – zaczął. – To nic... – Nie wiedział, co..., albo raczej jak powiedzieć to, co tłukło się mu w głowie, bo nie chciał, żeby pomyślała, że właśnie ją oceniał albo, co byłoby gorsze jeszcze, że uważa ją za gorszą — nigdy! – To nic złego. Nie ma nic złego w tym, że pracujesz. Że pracujesz jako barmanka. Po prostu... – Czy miał prawo przyznać się jej, co go zabolało? Co gdzieś tam głęboko w środku ubodło go tak mocno? Zawahał się na moment, w którym nie przestawał wpatrywać się w jej spuszczone i wpatrzone w najpewniej słyszącą kontuar, oczy ukryte za długimi wytuszowanymi na czarno rzęsami. Nabrał głębiej powietrze i po chwili powiedział, wyciągając dłoń jeszcze dalej, jakby naprawdę chciał dotknąć do jej twarzy na oczach tych wszystkich oglądających się przez ramię na nich dziewczyn, które nagle zaczęły snuć się po głównej sali.
– Moja babcia pracowała jako kelnerka, więc chyba nie sądzisz... – przerwał; to co chciał powiedzieć było co najmniej głupie. Cofnął dłoń i ponownie zagryzł dolną wargę, ale o wiele mocniej jak przed chwilą. Nie odpowiedział..., chyba że skinieniem głową a kiedy podniosła ruchomą część lady, wszedł pierwszy za kontuar i rozejrzał się najpierw uważnie po półkach za ich plecami — za nimi zauważył lustro, w którym odbijały się nie tylko butelki wypełnione drogimi alkoholami, ale wszystko to, co ewentualnie robiłby, jeśli zdecyduje się tutaj zatrudnić. Nie miał z tym większego problemu, bo nie miał nigdy pracy nic do ukrycia, jeśli chodzi o obowiązki przynajmniej. Odwrócił się przodem do lady tak, jakby miał zacząć obsługiwać gości i omiótł spojrzeniem półki pod kontuarem, żeby po chwili ukucnąć i przejrzeć ustawione na podłodze kartony z chusteczkami, którego osobiście uważał, że należałoby postawić na półce, ale nie zamierzał teraz się tym zajmować i zmieniać tego, co mu nie pasowało bez uzgadniania z kimkolwiek.
Zadarł głowę w górę i wpatrując się w Rose, pokiwał do niej ręką mając nadzieję, że dziewczyna przykucnie obok niego albo chociaż pochyli się tak, żeby mógł szepnąć jej na ucho, że..., nie myśli o niej jakkolwiek źle, że jej nie ocenia a przede wszystkim, że o wiele bardziej imponowała mu skoro nie bała się zacząć tej, jakby nie patrzeć..., ciężkiej pracy niż mogło się jej wydawać.
Nie wiedział przecież nic więcej jeszcze...
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby
-
Na przekór wszystkim znakom na niebie oraz ziemi, pojawił się te trzy dni temu na cmentarzu. Akurat w momencie, kiedy sama postanowiła nadłożyć drogi i odwiedzić grób rodziców. Rose nie wierzyła w przypadek, jeśli to nie było zapisane w gwiazdach... Siedzieli długie godziny w kafejce, z kubkiem znośnej kawy oraz świeżo wypieczonym pieczywie. Rozmawiali swobodnie, co prawda w bezpiecznym, komfortowym dla obu stron obszarze, nie mniej nie dało się wyczuć spięcia. Niezręcznej ciszy. Gdyby od razu zalała go falą.... wszystkiego, mówiąc od a do z jak pozmieniało się w jej życiu odkąd wyjechał, później co przeżywała po otrzymaniu diagnozy i konieczności zrezygnowania z wymarzonych studiów w trakcie roku, gdyż rachunek przewyższał możliwość opłacenia i kosztów leczenia, i czesnego, w końcu - jak bardzo czuła się zrezygnowana od dnia śmierci rodziców... wyszłaby na egoistkę obarczając go tym wszystkim. A przecież taka nie była. Rose zawsze zagryzała zęby, stawiając innych, bliskich jej na piedestale przed sobą. Najpierw myślała o nich, sama była na dalszym planie. Tak bardzo cieszyła się, że wrócił, chciał zostać, a na dowód tego szukał pracy, lokum, że nie potrafiła zepsuć im tej chwili szczęścia mówiąc o swoich problemach.
Zresztą, nadal twierdziła, że praca w Little darling to tylko i wyłącznie chwile rozwiązanie. Do czasu, aż spłaci rachunek ze szpitala, zapewni sobie środki, by móc malować swobodnie. Może i bardziej brakowało jej wiary w siebie, swoje umiejętności, obrazy, które wychodziły spod pociągnięć jej pędzla niż właśnie pieniędzy, aby pójść na własną działalność i w pełni poświęcić się procesowi twórczemu, nie mniej, była tutaj. I jeszcze dłuższą chwilę pobędzie. Nie wiedziała, jak poradzi sobie w pracą w jednym, nocnym klubie z Nicholasem. Goście rzadko uprzykrzali się kelnerką, bardziej martwił ją układ z Owenem, to, że inne dziewczyny nie były aż tak dyskretne jak ona, a przecież Swallow nie należał do mało inteligentnych osób. Domyśli się w końcu, jeszcze bardziej zawiedzie go i rozczaruje.
Wzdrygnęła się, czując, jak ostrożnie położył dłoń obok jej na karcie drinków. Odważyła się spojrzeć na niego w przelocie, nadal była jednak spięta. Przyłapała w sytuacji, w której nie powinien ją widzieć. A jednak doglądać będzie codziennie.
- Po prostu nie tak to miało wyglądać, prawda? Wiem. Wiem o tym bardzo dobrze, niestety nie wszystkie marzenia udaje się spełnić w życiu. Jutro mam wolne, jeżeli wolisz mieć swój dzień próby kiedy mnie nie będzie, umów się na jutro - dopowiedziała z bliżej nieokreślonym wydźwiękiem i przeszła na drugą stronę barku, wślizgując się za kontuar. Miejsca dla barmana było dość, mógł swobodnie poruszać się pomiędzy ścianą i półkami, a ladą baru. Dla dwóch osób, robił się już mały tłok. Musiała stać blisko Nicholasa, wskazywała mu na miejsca, gdzie wiedziała, że barmani odkładają potrzebne im do pracy rzeczy. Wymieniać się będzie z dwójka innych pracowników, grafik ustalany był na koniec miesiąca... Nie przerywając tego, co mówiła odnośnie ustalania zmian i ewentualnych zamian pomiędzy pracownikami, przykucnęła obok Nicholasa jednocześnie wstrzymując oddech.
Jego ciepły oddech, owiał jej szyje. Rose zacisnęła mocniej palce na spodniach, wysłuchała, co ma jej do powiedzenia, wypuszczając zatrzymany wydech z cichym, ale słyszalnym tylko dla niego świstem.
- Wiem, bardzo dobrze, jakie skojarzenia budzi te miejsce, ale Owem... Owem jest w porządku, a dziewczyny całkiem miłe. Jeśli jeszcze Ty będziesz tutaj pracować... Little darling przestanie być miejscem, do którego przychodzę wyłącznie z przymusu - wyrwało się jej, nim Rose zastanowiła się, jak mogło to zabrzmieć.
Z drugiej strony, to coś złego, że chciałaby spędzić z nim więcej czasu? Nie, nie po to, aby nadrobić stracony czas. To nie byłoby wykonalne. Chciała... chciała, aby po prostu na nowo stał się częścią jej życia, aby dał się poznać taki, jaki jest, a nie jakim go pamięta.
-
Nie dorywając od niej spojrzenia, pokręcił głową przecząco — nie chciał, bo i dlaczego? I jeśli naprawdę jutro miała wolne..., żałował, że nie przyszedł tutaj dwa dni później, żeby mogli ten dzień spędzić razem. – Nie, ale nie wszystko może wyglądać zawsze tak, jakbyśmy chcieli – odpowiedział wchodząc za bar, jakby zajmował dobrze znane sobie miejsce..., ale czym mogło różnić się od wszystkich innych barów, za których ladami stawał? Ustawieniem kieliszków? Wyborem alkoholi i dodatków? Kolorem papierowych serwetek, na których zapisane czasami naprawdę długie wiadomości przekazywał z jednej strony kontuaru na drugą, żeby odprowadzać potem spojrzeniem odchodzącą pospiesznie od baru kobietę i podążającego zaraz za nią mężczyznę, który zostawiał w takich chwilach o wiele wyższy napiwek, który Nicholas oddawał pierwszej lepszej kelnerce albo wrzucał do puszki kulącego się na chodniku żebraka.
Przyglądał się jej tak długo, jak nie ukucnęła a kiedy znalazła się zaraz przy nim, dotknął do jej policzka. Potrząsnął głową; nie chciał, żeby tak myślała..., że może zacznie oceniać ją patrząc na Rose przez pryzmat tego miejsca albo że uważa, że skoro wybrała pracę tutaj..., nie jest tamtą dziewczyną, którą znał przed laty i którą..., sam nie wiedział nawet, kiedy pokochał. Którą kochał nadal. W jego oczach nie zmieniła się w ogóle a przynajmniej nie tak, jak mogłoby się jej wydawać; to on stał się inny..., mniej jeszcze jej wart, mniej wystarczający i bardziej jedynie brudny, przeżarty tym wszystkim, co w jej ojcu wzbudzało tak wielkie obrzydzenie i co Lily starała się wszystkimi możliwymi sposobami wykorzenić z własnej córki, dopóki nie uświadomiła sobie, że qrestwo stało się drugą naturą Susanne.
– Dla ciebie to miejsce na chwilę – wyszeptał. – Oboje wiemy, że nie zabawisz tutaj długo, bo jesteś stworzona do czegoś zupełnie innego, o wiele bardziej wartościowego i lepszego. I postaram się tym bardziej, żeby to miejsce było chociaż odrobinę znośniejsze – dodał, trącając nosem jej nos, żeby po chwili odsunąć się i pomoc jej podnieść się z kucków szepcząc, kiedy na moment znalazła się znów o wiele bliżej, że przecież... – Pomogę ci, Rose. Zawsze będę ci pomagać. – I nie chciał nawet słyszeć z jej ust słów najmniejszego sprzeciwu; podjął decyzję.
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby
-
Na moment przymknęła oczy, próbując od siebie odsunąć uczepione jak rzep psiego ogona, namolnie i natrętne myśli. Może przesadzała. Wyolbrzymiała. Dała się sprowokować. Gdyby faktycznie miał jej za złe, odczytałaby to z jego oczu. Chciała wierzyć, że jeszcze umiała rozpoznawać prawdziwe, targające Nicholasem emocje. Nadzieja, że faktycznie nie utracili do końca więzi, która ich łączyła, a w pewnym momencie nawet ciasno oplatała, przyciągając do siebie coraz bardziej, pojawiła się w momencie, w którym nie było innego wyjścia i kucnąwszy obok niego, m u s i a ł a popatrzeć w jego ciemne tęczówki. Była gotowa na cios, ale zamiast rozczarowania... Błysnęło w nich zrozumienie? Zmieszała się nieco, policzek, który dotknął, parzył ją od pąsowego rumieńca i ciepła, jakie miał dla niej, choć dowiedział się... pół prawdy.
- To, co powiedziałeś... Powtarzam sobie codziennie, przed wyjściem z domu. Wierzę, ze w końcu tak się stanie, ale teraz... Teraz nie ma co się oszukiwać, tylko zakasywać rękawy. Nie czułabym się dobrze, siedząc i czekając na okazję na tyłku w domu. Dziękuję, Nicho. Naprawdę dziękuję - dziękowała za to, że powstrzymał się od wydania werdyktu, oceny przez pryzmat neonowych lamp i krzykliwych, pozbawionych gusta kolorów. Nie mogła patrzeć w pełnym świetle na ten zestaw barw; gotowa była w pierwszym tygodniu pracy wymóc na Owenie pozwolenie, aby przemalowała główną salę, szybko jednak zdała sobie sprawę, że próba zmieniania tutaj czegokolwiek spełzłaby na niczym. I nie przyniosła żadnych rezultatów. Nadal czułaby się w tym miejscu obco. Była i będzie niepasującym elementem układanki, nie ważne, jak silny byłby nacisk z zewnątrz.
Chwyciła jego dłoń, podnosząc się z ziemi. W momencie, w którym jeszcze kontuar dawał im osłonę przed ciekawskimi spojrzeniami, w przelocie musnęła ustami jego policzek. Deklarację, którą złożył, a co za tym szło decyzję, jaką gotów był ponieść... Nie zasługiwała na takie zaangażowanie. A jednak, pomyślał o niej. Nie tylko o sobie.
Uśmiechnęła się do niego cieniem, wyminęła Nicholasa, mimo wszystko trącając ramieniem oraz biodrem jego ciało. Zaprowadziła go na zaplecze, skąd przejść można było także zza baru. Było to wygodne rozwiązanie, kiedy coś się kończyło, nie musiał obchodzić całego, aby uzupełnić braki. Pokazała mu magazyn, gdzie trzymali pełne kegi, gdzie odkładano puste butelki czekające na wymianę. Szli dalej, w labiryncie z wysokich, magazynowych pólek. Receptury drinków były różne, musieli mieć na stanie owoce, syropy, aparaturę do kruszenia lodu. Opowiadała, lecz jej uwaga i tak uciekała do twarzy Swallowa. Pokazywała mu coś, nawet na to nie patrząc, a wyłącznie rejestrując reakcje chłopaka.
Wytłumaczyła, jak otwierało się chłodne, w końcu zatrzymali się przed drzwiami do pomieszczenia socjalnego. Pod ścianą, stał rząd butów, na wieszakach wisiały torebki i wierzchnie odzienie dziewczyn. Tylko jedna lampa na tak duże pomieszczenie nie była w stanie do końca przegonić półmroku.
- Możesz się tutaj przebrać, posiedzieć, jeżeli potrzebujesz przerwy od hałasu i ostrych świateł. Ściany są całkiem solidnie wytłumione.... - oparła się o jedną z nich plecami, stukając w mur. Nie odpowiedział żaden, głuchy odgłos.
- Masz jakieś pytania? - spytała, przełamując ciszę. Pozwoliła Nicholasowi się rozejrzeć, sama pozostając pod ścianą.
-
Nie mógłby jej oceniać. Nie mógłby i nie pozwoliłby nikomu innemu, gotów wyprowadzony z równowagi bić się dosłownie z każdym, kto ośmieliłby się powiedzieć cokolwiek złego na jej temat tak, jak to było w szkole..., bo o ile obelgi na swój temat był w stanie znosić naprawdę cierpliwie, wystarczał jeden przytyk skierowany pod adresem Rose, żeby wyskoczył z pięściami do nawet dużo wyższych, starszych chłopaków, co nie kończyło się zazwyczaj najlepiej dla Nicholasa.
Podniósł się pomagając Rose i kiedy wskazała mu przejście na zaplecze, zatrzymał się przepuszczając ją przodem. Magazynek, który im musiał wydawać się wielki nie zrobił na nim oszałamiającego wrażenia, chociaż od razu spodobało mu się, że wszystko jest uporządkowane i ma swoje wyznaczone miejsce — alkohole stały osobno, puste butelki w głębi bliżej tylnych drzwi, gdzie obchodząc budynek zwrócił uwagę na ilość kubłów, które wyjątkowo nie były tak oblepione resztkami, jak w niektórych lokalach. Dla większości, to były nic tak naprawdę nie znaczące szczegóły, z których on był w stanie wywnioskować jakie panowały zasady w danym miejscu. Uśmiechnął się, kiedy niemal zaczęła instruować go jak używać kruszarki do lodu, bo przecież wiedział, ale nie zamierzał wchodzić jej w słowo; babcia powtarzała zawsze, że to niegrzeczne. Skinął głową, kiedy wskazała na chłodnie i powtarzając po niej sam spróbował otworzyć ciężkie drzwi, które zaskrzypiały i ledwie się uchyliły a owionął ich oboje chłód wydostający się z wnętrza, który zamieniał powietrze w parę. Zamknął chłodnię i sprawdziwszy drzwi, ruszył za nią w stronę socjalnego pokoiku, założonego w większości ubraniami należącymi do kelnerek. Rozejrzał się uważnie dookoła i cmoknął, jakby..., zdegustowany? Może nie, ale odrobinę rozczarowany po tym wszystkim, co zdążył obejrzeć.
– Trochę tutaj... – przerwał, jakby szukał najodpowiedniejszego określenia. – Ciasno. – Odwrócił się do Rose opierając ręce na biodrach i niemal zahaczając o jeden z wieszaków, na którym wisiała kurtka z barwionej niby-wężowej skóry. Przyzwyczaił się — to pewne — do o wiele większych przestrzeni i mimo wszystko odrobinę innych standardów, gdzie w jednym z pomieszczeń na zapleczu służącym za przebieralnię każdy miał osobną szafkę na rzeczy osobiste; wyglądała bardziej jak szatnia drużyny futbolowej niż obsługi działającego 24/7 baru, ale zaraz przypomniał sobie, że przecież były miejsca, w których musiał pracować w własnych ubraniach, więc nie było co narzekać — Little Darlings było chyba idealnie po środku, jeśli chodziło o standardy. Pochylił się i zerknąwszy w lusterko, w którym odbijała się niemal cała sylwetka opierającej się o ścianę Rose, poprawił włosy, zaczesując je dłonią w tył i zapytał:
– Chyba nie..., chociaż – zaczął. – Mówiłaś, że jutro masz dzień wolny? Myślisz, że dałbym radę wynegocjować dla siebie to samo czy nie ma szans? – Zapytał prostując się powoli i odwracając z powrotem w stronę dziewczyny, uśmiechając przy tym tak, jak tylko on potrafił, ale miał wrażenie, że nie podzielała jego entuzjazmu.
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby
-
- Za rogiem, jest ekspres do kawy i mała lodówka, gdzie możesz zostawić obiad, czy drugie śniadanie. Chodź. Zrobię Ci kawę - wyminęła toaletkę z lustrem dosuniętą do ściany, nad którą pochylał się Nicholas i wąskim przejściem, przesmyknęła się na drugi koniec pokoju. Zapaliła starą lampę ze świetlówką, przywodzącą na myśl albo szkolne sale, albo szpitalne korytarze. Dość ostre światło, rozświetliło skromny aneks kuchenny, gdzie centralne miejsce zajmował ekspres do kawy oraz korkowa tablica, na której pracownicy zostawiali karteczki; większość, zawierała informacje o tym, co koniecznie trzeba zamówić, ile potłukło się kieliszków, którzy goście zachowywali się nachalnie, a na kogo ochrona powinna zwracać szczególna uwagę. Wśród kolorowych liścików, nie brakowało także żarcików oraz złotych myśli z serii czy wiesz, że.... Na jednej, bladoróżowej, być może rozpoznał szkic Rose przedstawiającego bezpańskiego kota wygrzewającego się w progu wyjścia do śmietników.
Wspięła się na palce, sięgając do półki, która uginała się od dobrobytu kubków. Wybrała dwa, przedstawiające chińskie kotki. Odstawiła je na blat, w poszukiwaniu czystej łyżeczki, musiała zanurkować do nieopróżnionej zmywarki do naczyń.
- Espresso, czy przedłużane wodą? - obejrzała się na Nicholasa. Czuła na sobie jego spojrzenie, domyślała się, że przyglądał się jej podczas kiedy krzątała się obok ekspresu do kawy. Nie przeszkadzało jej to, odruchowo tylko, kiedy wydawało się jej, że na moment przeniósł swoje magnetyczne spojrzenie na korkową tablicę, zaczesała kosmyk włosów za ucho, po czym wybrała odpowiednią opcję w ekspresie.
Uśmiechnęła się, czując zapach świeżo zmielonych ziaren kawy. Wręczyła jeden kubek Nicholasowi, drugi oplotła palcami. Oparła się o blat, nie było tutaj krzesła, na którym mógłby usiąść. Mógł dołączyć obok niej, albo wyjść na drugą stronę ścianki działowej, a Rose rzecz jasna podążyłaby za nim.
- Myślę, że jeżeli zaproponowałbyś dzisiejszy wieczór jako dzień próbny, nie byłoby problemu, abyś jutro miał wolne. To początek miesiąca, barmani maja już rozpisane zmiany do trzydziestego, więc i tak będą wdzięczni, że jednak dostaną więcej wolnego w miesiącu niż się na to zanosiło. Rozumiem, że jeżeli Owem spyta mnie co i jak, mam powiedzieć, że jesteś zdecydowany? - przekrzywiła głowę, łapiąc spojrzenie Nicholasa. Zmarszczyła nos. Pachniał... Jak kawa!
- I że przekonała Cię definitywnie kawa gratis? - puściła mu oczko, sama upiła spory łyk. Była na nogach od rana, do ostatniej, wolnej chwili rysowała projekt, aby o pełnej godzinie, niemalże wybiec z mieszkania, zgarniając tylko kurtkę i kluczę. Nie pamiętała tak naprawdę, kiedy ostatnio miała dzień wolny, tylko i wyłącznie dla siebie. Z drugiej strony, celowo zawsze szukała dla siebie zajęcia z obawy, jakie myśli przyszłyby do niej, gdyby bezczynnie usiadła na kanapie.
-
– Miałem cię tam zabrać – wyszeptał nie odrywając spojrzenia od naszywki i kiedy poczuł jak do oczu napływają mu łzy, więc otworzył na moment szerzej powieki i zamrugał szybko kilka razy, żeby po chwili podnieść głowę i wpatrzyć się w sufit — ponoć to pomagało..., ale miał wrażenie, że nie na niego. Pociągnął nosem i kiedy Rose zniknęła zaraz za rogiem, przetarł wierzchem dłoni policzki i oczy mamrocząc cicho pod nosem, że „to też nie jest miejsce dla niej”. Potrząsnął głową i starając się uśmiechnąć jak chwilę wcześniej, kiedy przyglądał się jej w lustrze, zajrzał za róg akurat w momencie, kiedy włączyła światło. Przysłonił oczy dłonią, bo nie spodziewał się tak ostrej jarzeniówki i zastanawiał się jak dawali radę przy nim odpocząć. Potrzebował chwili zanim się przyzwyczaił i pierwsze co spojrzał na przypięte do korkowej tablicy kolorowe karteczki i zaraz odnalazł na niej jej niewielki szkic małego kotka wygrzewającego się na słońcu. Uśmiechnął się, ale tym razem już o wiele naturalniej i przede wszystkim radośnie.
– Zamawiam takiego – powiedział, dotykając do rysunku palcem tak, jakby głaskał kociaka po pyszczku. – Poproszę o wycenę i jak nie ma szans na zwykłą przelewową, to zrób jaką uważasz, że będzie mi smakowała – zaśmiał się i puścił jej oczko, żeby podejść, kiedy próbowała dosięgnąć do stojących wysoko kubków, z których jeden pomógł jej zdjąć niespecjalnie ocierając się o nią mocno napiętym, kiedy uniósł ręce do góry brzuchem. Wstrzymał oddech i odstawiwszy na blat ten nieszczęsny kubek, odwrócił się do korkowej tablicy niby z zainteresowaniem studiując listę brakujących rzeczy, podczas gdy tak naprawdę rozpamiętywał wciąż to przyjemne ciepło bijące od jej ciała, które przez moment znalazło się tak blisko..., o wiele za blisko. I dopiero, kiedy trąciła go ostrożnie podając kawę, poczuł jak emocje powoli w nim opadają.
– Dziękuję – odpowiedział zabierając od niej kubek, a skoro nie miał gdzie usiąść, stanął naprzeciw niej i kiedy najmniej mogłaby się tego spodziewać przykucnął kiwając się lekko na palcach stóp. – Mi jak najbardziej pasuje i jeśli naprawdę bardzo potrzebuje ludzi, mogę zgodzić się ewentualnie i na jutro, ale po północy – przyznał wzruszając ramionami; nie spał wiele i nawet, jeśli chciałby spędzić z nią dzień wolny, nie zamierzał a przede wszystkim nie mógł zwalić się jej na głowę na cały dzień; szanujmy się... Powiódł wargami po brzegu kubka i uśmiechając się pod nosem, podniósł na nią spojrzenie niebieskich, chociaż w tym świetle bardziej szarawych oczu.
– Nie jestem pewien czy rzeczywiście kawa. Wiesz, że od zawsze chętniej piję herbatę – przypomniał Rose, chociaż był pewien, że nie musi. – Wydaje mi się, że chodzi o coś innego – dodał nie odrywając od niej wzroku i upijając łyk kawy — była naprawdę dobra, ale doskonale wiedział..., dlaczego.
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby
-
- Nadal możesz to zrobić - dodała i szybko pożałowała, że jednak nie ugryzła się w język. Nie wiedziała, gdzie był dokładnie przez ostatnią dekadę. Podejrzewała, że być może spędził jakąś część tego czasu w Las Vegas. Nie miała jednak pewności, nie chciała wchodzić z butami w prywatne sprawy Nicholasa. Nie chciała też zostać źle zrozumianą, obietnicę, którą jej złożył w szkolę średniej potraktowała poważnie. W tym temacie, przynajmniej z jej strony, niewiele się zmieniło. Nadal była gotowa spakować się i ruszyć z nim w podróż. Może nie od razu, nie tu i teraz, tak, jak stała, lecz gdyby ustalili datę... Potrząsnęła głową. wybiegała stanowczo zbyt daleko we własnych myślach. Przecież wrócił, w najbliższym czasie nigdzie się nie wybierał. Pomysł, że nadal mógłby chcieć ją zabrać do miasta tysięcy, kolorowych świateł w obliczu pewnych stwierdzeń był niedorzeczny.
Czmychnęła za aneks kuchenny, co by nie dostrzegł jej roztargnienia oraz zmieszania. Przy nim, traciła czujność. Zachowywała się naturalnie, była po prostu sobą. Nie musiała przejmować się instynktem samozachowawczy, wiedziała, że ją nie skrzywdzi. A mimo to, ciężko jej było opanować zawstydzenie, głównie dlatego, że nadal nie potrafiła patrzeć się na Nicholasa inaczej, niż zawsze. Miała z tyłu głowy, że zniknął na tak wiele, bez słowa i oporów, a mimo to, uczucia jak się już miała okazję przekonać nie wygasły. Przez cały ten czas jego długiej nieobecności musiały tlić się nieśmiałym żarem, aż w momencie ponownego spotkania, ogień wzniecił je silniejszym podmuchem na nowo.
Ekspres pracował dość długo, stał jednak na tyle blisko, że wyraźnie słyszała każde jego słowa.
- Masz na myśli kota, czy rysunek? - spytała z małym podstępem w głosie. Trąciła jego dłoń, kiedy przestawiała kubki, lecz zamiast zmieszać się, Rose uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
- Nie mamy tutaj przelewowej kawy, choć gdybyś dobrze poszukał w Narnii, może znalazłbyś karton ze starymi ekspresami. Trzymamy tam sprzęt, który albo się zużył, albo zestarzał i został zastąpiony przez nowy. Jeśli ktoś jest w potrzebie, może w porozumieniu z szefem zabrać coś dla siebie - wskazała na ciemne drzwi wciśnięte w ścianę na korytarzu tak, że z tej perspektywy, wyglądały jakby były zamalowane na ten sam kolor.
Chwile się wahała, ale ostatecznie, także przycupnęła obok Nicholasa. Posadzka była czysta, a płytki podgrzewane. Zimą, kiedy na dworze panował największy ziąb, z przyjemnością przesiadywała na zapleczu w socjalnym, rozgrzewając zmarznięte dłonie gorącą herbatą, a częściej i kawą.
- Po północy? Masz już plany na jutro? - zainteresowała się, bębniąc paznokciami o emaliowany kubek. Parowała z niego kawa, tworząc na polikach Rose czerwone smugi.
Przewróciła oczyma. Znowu to robił. Przeceniał ją.
- Wiem, pamiętam, dlatego mogę Ci zdradzić, że najsmaczniejsza herbata schowana jest w rogu szafki po prawej na górze - powiedziała to na tyle wolno, aby dobrze zapamiętał wskazówkę z melodią jej głosu. Podparła podbródek na jednym nadgarstku, rozluźniła się już na tyle, że swobodnie utrzymywała z nim spojrzenie bez obaw i wyolbrzymionych myśli.
- Naprawdę się cieszę, że będziesz tutaj pracował. Udało Ci się znaleźć lokum? Moja oferta, co oczywiste, nadal jest aktualna. I będą tam o dokładnie takie koty - zerwała karteczkę z tablicy korkowej, wyciągając ją na otwartej ręce w stronę Nicholasa.
Manager
Rapture
columbia city
Wcale nie miała ochoty iść na ten panieński wiedząc, że będą tam te dwie pojebuski (czytaj: Lavinia i Elena), ale gdy ostatnio była z Cece u Elaine i Calliope zaproponowała żeby też przyszła, to głupio było odmówić, nie? Tym bardziej, że na ślub też miała iść - ale jako osoba towarzysząca Niko, z którym zresztą pewnie pisała większość wieczoru i gdzieś tam kątem oka widziała, że Elena to obserwuje z niezadowoloną miną, raz czy dwa nawet bezczelnie zajrzała jej przez ramię ale Lexie to bardziej bawiło niż denerwowało generalnie Ogólnie wieczór spędziły spokojnie, poszły do jakiejś odjechanej restauracji, zjadły masę dobrego jedzonka a potem Elaine powiedziała, że jadą zobaczyć niespodziankę, którą okazał się striptiz Tak więc weszły do Little Darlings, w zamkniętej loży obejrzały naprawdę super pokaz a potem poszły do baru podrineczkować - a konkretniej drineczkowac mogła tylko ona i pojebane. Reszta piła drineczki bez alkoholu, więc wiadomo. I wtedy do klubu weszli pijani panowie - Billy, Isaak, Ben i Jason i kiedy zobaczyli je siedzące przy barze, ruszyli w ich stronę. Przywitała się z Billem i Isaakiem i Benem, poczekała cierpliwie aż Elena zakończy pokaz swojej miłości i pójdzie do łazienki z Vinnie. Po ich chwilowym zniknięciu, wstała ze stołka barowego i podeszła do Jasona, obejmując go jedną ręką za szyję i musnęła wargami jego policzek.
- Nie zadławiłeś się jej językiem? - zamruczała mu z rozbawieniem do ucha, odsuwając się jednak zaraz. Golden four zaczęło fazę miłości, a ona, Cece, Ben i Jason stali jakby we czwórkę. - Najebani będziecie oglądać striptiz? Słabo, my robiłyśmy to na trzeźwo - puściła im oczko, a Ben parsknął śmiechem.
- Bo wy macie ciężarne na stanie - stwierdził z rozbawieniem, zaczynając rozmowę z Cece, więc Lexie przeniosła wzrok na Jasona.
- Twoja narzeczona nie lubi mnie bardziej niż podejrzewałam. Cały wieczór kosiła mnie tak wzrokiem, że dobrze że nie przecięła mnie na pół - zaśmiała się, odruchowo poprawiając jakieś zagniecenie na jego koszuli i wtedy poczuła jak ktoś łapie ją z całej siły za ramię.
- Nie wystarczy ci pierdolenie się z Niko? Musisz się brać za mojego narzeczonego? - syknęła Elena, a Lexie tylko oblizała usta i uśmiechnęła się do Jasona, obracając w kierunku blondynki.
- A ty jesteś zazdrosna o obu czy tylko o jednego? Poza tym, to nie ładnie czytać czyjeś wiadomości, Nellie - powiedziała z rozbawieniem, splatając dłonie na piersiach a Elena wtedy pewnie policzki miała tak ciemno różowe jak jej sukienka
- JASON! - wydarła się, jakby chciała od niego pomocy, a Lexie odwróciła lekko głowę żeby zlustrować wzrokiem Jasona, ale wyglądała na piekielnie rozbawioną.
właściciel
Rapture
belltown
– Mam jej dość – mruknął cicho, bo odkąd dowiedział się o zdradzie naprawdę nie miał ochoty jej dotykać, a seksu to już w ogóle unikał – wracał późno, wychodził ultra wcześnie, byle nie musieć jej dotykać.
– Nie, będziemy wam robić striptiz – pokazał jej język z rozbawieniem, zerkając na nią z szerokim uśmiechem.
– Cóż, to jej problem – odparł Jay, a spojrzał na swoją narzeczoną która zaraz do nich podeszła. – Kurwa, Elena, weź się uspokój – powiedział, stając między nimi – PRZESTAŃ – wydarł się dość głośno, spoglądając na nią z lekkim wkurwem.
– Co? Ma rację. Uważam, że powinnaś odpuścić, Nell – oświadczył, stając tyłem do Lexie, by ją osłonić przed gniewem Nellie, tak na zaś.
Manager
Rapture
columbia city
- Nah, to by było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe - zaśmiała się cicho. Fakt, nie pogardziłaby striptizem w ich wykonaniu, ale raczej wątpiła, że Calls byłaby zachwycona gdyby Billy penisem w bokserkach wymachiwał przed wszystkimi jej koleżankami Niemniej jednak, złość Murphy ją bawiła. Serio. Bo to było tak irracjonalne…
- Serio? Dlaczego mam odpuścić? Teraz właśnie pokazujesz, że mam rację, skoro jej bronisz! - wydarła się Nell, a Lexie zacmokała kładąc dłoń na ramieniu Jasona.
- Jay, poradzimy sobie same, spokojnie. Prawda? - uśmiechnęła się przeuroczo do Eleny, przechodząc pod ręką Jasona i stanęła dość blisko Eleny. - Możesz mieć obu, kochanie, jeśli chcesz. Nie prowadzę fundacji charytatywnej i nie zbieram zużytych zabawek. I tak, spałam z Niko, ale to akurat nie powinno w ogóle być twoim zmartwieniem, Nellie. Możesz sobie wziąć drineczka i nie rozpierdalać imprezy? - musnęła palcami jej ramię, chyba już do reszty podkurwiając blondynkę, bo strzepnęła jej dłoń.
- Powinnaś zabrać swojego bękarta i wypierdalać z powrotem do Nowego Jorku - syknęła, ale tym razem jednak Charlestone wkurwiła. Lex złapała Nellie za włosy na tyle mocno, że tamtej niemal ugięły się kolana.
- Jeszcze raz obrazisz moją córkę, a rozjebie ci łeb, ty głupia, puszczalska szmato - wycedziła. - I nikt ci nie pomoże, ani Jason, ani Billy ani twoja pieprzona Lavinia. Czy to jest jasne? - szarpnęła ją tak, żeby podniosła głowę i na nią spojrzała, a Elena faktycznie wlepiła w nią trochę przerażone spojrzenie. Zaraz pewnie dołączyła się też Vinnie z darciem mordy, więc złapała kilka głębokich oddechów i za włosy szarpnęła ją tak, żeby wpadła w ramiona Jasona. - Zabierz to kurwisko ode mnie - powiedziała tylko, rzucając na ziemię garść włosów którą wyrwała Elenie z głowy i pomasowała sobie skronie. Nie będzie robiła dramy. Nie rozjebie jej pyska o blat tego baru.
właściciel
Rapture
belltown
– Nell, robisz niepotrzebną dramę. Wybacz, że nie jesteś gwiazdą tego wieczoru. Jak będziesz mieć swój panieński, rujnuj go sobie, ale Callie i Billa uszanuj i dostrzeż coś poza czubkiem swojego nosa – poprosił, wywracając oczyma.
– Nie chcę, żebyście sobie radziły same. Proszę, przestańcie – jęknął cicho, a gdy Nellie powiedziała o bękarcie, westchnął ciężko i spojrzał na nią zszokowany. Odsunął się jednak, kulturalnie dając Lexie wytargać Nell za włosy, bo się temu kurwisku należało jak psu buda. Nawet generalnie z satysfakcją tę scenkę obserwował.
– Niech śmieci wyniosą się same – mruknął do ucha Lexie, tak by Nellie nie słyszała i delikatnie objął ramieniem Lex, by ją odgrodzić od dwóch zjebusek drących pizdę.
Manager
Rapture
columbia city
- Dostrzegam to, co się dzieje - rzuciła Nell, a Lexie naprawdę z całych sił próbowała nie wyrzygać tego, że dzieje się to, że jest puszczalską kurwą, ale obiecała i Niko i Jasonowi, że nie powie - więc nie powiedziała tego. Próbowała ignorować Murphy która ze łzami w oczach próbowała w tym momencie zrobić z siebie pokrzywdzoną w całej tej sytuacji. Kiedy więc usłyszała słowa Jasona, wzięła głęboki oddech.
- Powie jeszcze słowo i ja ją stąd wyniosę - powiedziała, próbując nie robić pochopnych ruchów, bo nie chciała jeszcze zaraz pokłócić się z Billem i resztą osób. Ale Elena gdy zobaczyła to objęcie ramieniem, dostała furii stulecia i znowu się w ich stronę rzuciła.
- Jaja sobie robisz, Jason? - wydarła się, stając za jego plecami. - Ta szmata wytargała mnie za włosy, a ty sobie jeszcze z nią coś szepczesz na ucho? Wracamy do domu. TERAZ - powiedziała takim głosem, jakby miała ich tutaj zamordować i wcale nie wyglądała już na uroczą. Ale wtedy już wtrąciła się Calliope, po wcześniejszej szybkiej konsultacji z Billem pewnie.
- Nellie, ty powinnaś pójść. To klub chłopaków i nie rób tutaj takich dram. Chodź, zamówię ci ubera - złapała ją za rękę, patrząc wymownie na Ellie żeby pomogła. Lexie odwróciła się do niej tyłem, licząc do dziesięciu.
- Nie zostawisz jej przed ołtarzem, ja ją wcześniej rozjebie - powiedziała cicho, tak żeby tylko on to słyszał, bo wkurwiła ją niemiłosiernie. Mogła sobie ją nazywać jak chciała - ale od Lily milion chujów w bok. Zdecydowanie.
właściciel
Rapture
belltown
– Nell, przychodzisz tu, rozpierdalasz dramę, nazywasz jej dziecko, które jest bardzo urocze, bękartem. No kurwa. Co niby dostrzegasz poza tym, że zachowujesz się jak straszna prostaczka? – spytał wprost, bo taka była prawda. Odetchnął głęboko.
– Nie wyjdziesz – powiedział spokojnie, a gdy Elena się rzuciła w ich stronę, stanął znów plecami do Lexie.
– Ty sobie wracaj, ja jestem na kawalerskim, ale jak mówi Callie, powinnaś iść – powiedział spokojnie, posyłając pełne wdzięczności spojrzenie Calls, której Nell nie mogła odmówić, tym bardziej że zaraz Elaine faktycznie dołączyła, pogłaskała po plecach Nell, a jednocześnie do Lexie puściła oczko, mamrocząc że zrobiłaby dokładnie to samo i za plecami Nellie pokazując jej kciuk w górę.
– Nie rozjebiesz, bo wtedy nie będzie upokorzona. Pomyśl tylko jakie to będzie zabawne, Lex – powiedział z uśmiechem. – Nie dam jej mówić takich rzeczy. Ani o tobie, ani o Lily. Lils jest cudownym dzieckiem, uwielbiam ją – parę razy pewnie już widział małą, kupił jej nawet do biura jakąś laleczkę. No słodka była, mógłby taką mieć.