WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jak na barmana, to jesteś bardzo wygadany, wiesz? Jeśli wierzyć tym wszystkim filmom, to powinieneś tylko wysłuchiwać pijackich wyznań i co jakiś czas kiwać głową - zauważyła z filozoficzną miną, jakby się z nim właśnie podzieliła jakąś wiedzą pradawną. No ale tak było, no nie? To znaczy, nie że Lettie wybitnie zasłynęła, ale że telewizja robiła z barmanów takich cichych słuchaczy, co dzielnie znoszą głębokie wywody nietrzeźwych gości. - Shah, Shah, Shah - trzykrotnie powtórzyła jego imię, ewidentnie przeciągając ten czas na udzielenie odpowiedzi na pytanie. Głównie dlatego, że mniej więcej w tym samym momencie się zorientowała, że rzeczywiście próbowała go zbajerować. Wyginając wargi w czymś na kształt łobuzerskiego uśmieszku, raz jeszcze nieco nachyliła się nad barem. - Ty mi powiedz. Podrywam Cię? - spytała z przekorą w głosie, jedną z brwi ku górze przy tym unosząc i ani na moment nie spuszczając z niego wzroku. W normalnych okolicznościach pewnie rzuciłaby coś feministycznego albo zwyczajnie by go wyśmiała, ale teraz była samotna, wstawiona i potrzebowała towarzystwa, a Shah ze swoim lekkim podejściem nadawał się idealnie. Czy to oznaczało, że na swój sposób go wykorzystywała? Tak, chyba trochę tak, ale nie myślała o tym w tej chwili, głównie dlatego, że aktualnie miała ciekawsze zajęcie niż rozwodzenie się nad moralnością swojego postępowania. - A żebyś wiedział, jak na kogoś tak niegroźnie wyglądającego, potrafi postawić ludzi do pionu - przyznała z wyczuwalną dumą w głosie, wyraźnie się też rozpromieniając na wspomnienie o siostrze. Siostrze, która gdyby ją teraz zobaczyła, to prawdopodobnie by ją zamordowała. NO ALE NIEWAŻNE, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, tak? - Poczekaj, poczekaj, chciałbyś dobrowolnie i świadomie rozmawiać z bratem o problemach? To bardzo dojrzałe, wiesz? A z drugiej strony trochę ryzykowne, bo na przykład w mojej rodzinie powiedzenie czegoś w sekrecie jednej osobie, wiąże się zaraz z tysiącem telefonów od wszystkich innych - a to było po prostu nie do wytrzymania. Naprawdę. Głównie dlatego Lettie większość rzeczy zatrzymywała dla siebie, ponieważ nie miała najmniejszej ochoty na przechodzenie rodzinnej interwencji, po której czuła się, jakby ktoś wyssał jej mózg przez słomkę. - Zależy, czy nogi mi wchodzą do tyłka, czy niekoniecznie. Jeśli nie, to lubię pójść na plażę, o tej porze jest tam pusto i cicho - wyznała, wzruszając przy tym ramionami. No tak, zero potencjalnego ryzyka z takiego samotnego wypadu, jasne. Jakim cudem dożyła dwudziestu czterech lat w jednym kawałku, to jest jedno z tych pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi. - Myślisz, że zorientowałby się, że jesteś nawalony? Nawalony-Ty różni się jakoś od Nienawalonego-Ciebie? - tu wbiła w niego zaintrygowany wzrok, bo jak już zostało wspomniane wielokrotne, no nie znali się za bardzo, tak poza pracą, więc pewnie nie widziała jeszcze Shaha w stanie nieużywalności. Może też i z tego powodu wydawało jej się, że żadnej różnicy pomiędzy pijanym a trzeźwym nie ma. To, albo fakt, że aktualnie sama miała problem ze składnym myśleniem.
Mimo że wszystkie znaki na niebie wskazywały, że dalsze alkusowanie się to bardzo zły pomysł, to Lettie i tak z zadowoleniem przejęła od Shaha przygotowanego przez niego drinka. - Wow, wygląda nieźle - nie żeby to się dla niej w tym momencie szczególnie liczyło; pewnie wypiłaby wszystko, co by tam natworzył. - Mo... Twoje zdrowie - szybko wzniosła toast, po czym podsunęła sobie szklaneczkę do ust i upiła z niej przeciągły łyk. I jeszcze jeden. A po kolejnym to odstawiła ją z powrotem na blat baru, ponieważ wcześniej piła wino i nie chciała zaraz paść trupem.
Widząc jego uśmiech, przewróciła ostentacyjnie oczami, ale nic nie powiedziała, bo słowo się rzekło, prawda? Zamiast tego, kiwnęła na niego palcem, prosząc w ten sposób niemo, by się zbliżył. - Zamach na Trumpa też jest na liście, będę o Tobie pamiętać, jak już do niego dojdę - obiecała solennie, bezwiednie usta rozciągając w delikatnym uśmiechu. Na ułamek sekundy zamilkła, ale tylko po to, by już za chwilę z jakimś niespodziewanym przypływem energii przyciągnąć go do siebie jeszcze bliżej za poły koszuli. Tak blisko, że mogłaby bez trudu policzyć każdą zmarszczkę! Co prawda nie wiedziała, na ile może sobie pozwolić, ale postanowiła zaryzykować, w końcu najgorszym wypadku Shah ją odtrąci, prawda? Dlatego zamiast zdjąć z Hale'a dłonie, to jedynie je rozprostowała na jego klatce piersiowej i podniosła na niego wzrok. - Zawsze chciałam ochrzcić ten bar. Piszesz się? - zaproponowała bezpośrednio, nie owijając w bawełnę, dokładnie tak, jak to miała w zwyczaju. Po ustach błąkał się jej ten sam figlarny uśmiech, jakim raczyła go do tej pory, a spojrzenie wciąż miała uwieszone na jego twarzy, by miał pewność, że to nie był z jej strony żaden żart. Choć krzyknięcie teraz it's a prank, bro byłoby prawdopodobnie najokrutniejszym typem kawału w dziejach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknął cicho na jej słowa, bo niby miała rację, ale ile można było słuchać pijackich wyznań, gdy samemu miało się tyle do powiedzenia? Zdecydowanie nie wpasowywał się w obraz barmana, który spędzał całe wieczory na znoszeniu pijanych typów i przecieraniu blatu baru szmatą, wręcz przeciwnie – uwielbiał konwersować z ludźmi i prawdopodobnie tylko dlatego jeszcze nie wyleciał z tej pracy na zbity pysk. Bo zwyczajnie umiał zjednać sobie ludzi.
- To nawet nie jest mój kulminacyjny punkt wygadania – stwierdził takim tonem, jakby w otchłani tej porytej znajomości jeszcze czekało na nią dużo niespodzianek. Tak naprawdę nie oczekiwał zbyt wiele – była pijana, co oznaczało, że kiedy kolejnego dnia zda sobie sprawę z tego, iż w ogóle z nim gadała, natychmiastowo tego pożałuje. A on przynajmniej będzie mógł chociaż trochę ją tym wszystkim dręczyć. – Ty mówisz moje imię czy mnie uciszasz? – postanowił się dopytać, bo zabrzmiało to dwuznacznie, chociaż może rozchodziło się o to, że już nieźle plątał się jej język. Zazwyczaj nie miał problemów z rozróżnieniem, kiedy ktoś domagał się jego uwagi, a kiedy po prostu naciskał na to, aby zamilkł. – No mnie się wydaje, że tak – przyznał bez cienia wstydu, opierając łokieć na blacie i patrząc na nią wyczekująco, jakby spodziewał się potwierdzenia albo zaprzeczenia – czegoś, co rozbiłoby to napięcie i ułatwiłoby mu zrozumienie motywów, jakie nią kierowały w czymkolwiek, co właśnie próbowała osiągnąć.
Nawet jeśli trochę go wykorzystywała, on zdecydowanie nie czuł się uciemiężony, wręcz przeciwnie – świadomość tego, że wreszcie ściągnął na siebie jej uwagę, strasznie mu się podobała. Może nie do końca osiągnął to tak, jak tego chciał i może powinien przypisać tę zasługę butelce wina, którą spałaszowała w trakcie zmiany, ale… nigdy nie zwykł sobie umniejszać.
- Och, no to ten temperament musi być rodzinny – przytaknął, nawet nie wiedząc, jak bardzo miał rację. Sookie nie raz stawiała do pionu nie tylko jakichś tam bezimiennych ludzi, lecz również samego Hale’a i choć co prawda nigdy nie udało się jej usidlić jego durnej duszy Piotrusia Pana, nie zmieniało to faktu, że Shahruz w pewien sposób ją podziwiał. Przynajmniej przez wzgląd na to, iż trochę z nim wytrzymała. – No, ufam mu… Raczej. – Zmarszczył nos, nagle wpadając w głęboką rozkminę odnośnie tego, czy gdyby przyznał się Kenaiowi ze swoich uzależnień chociażby to ten nie wykorzystałby tego przeciwko niemu. Szybko jednak pokręcił głową. – Nie no, jasne, że mu ufam. Zresztą on wie o wszystkim co tam odpierdalam. – Wzruszył ramionami. Pół biedy, że Kentigern nie widział go, gdy rzygał po przeholowaniu z alkoholem, bo wtedy chyba by zwątpił. – To wesołą masz familię. – Uniósł lekko brwi, nie spodziewając się, że Lettie zechce mu opowiedzieć coś więcej. – Serio? – Spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Życie ci niemiłe czy jak? Przecież o takiej porze po plaży kręcą się same najgorsze pojeby – zauważył rozsądnie, chociaż to wszystko było jak rzucanie grochem o ścianę, bo Atherton znajdowała się w tamtym momencie w różowym świecie pełnym jednorożców i bezpiecznych plaż. Jak gdyby Seattle było jakimś Kołobrzegiem, po którym kręciły się same Grażyny szukające swojego wybranka turnusu. – Zdecydowanie – przytaknął krótko. – Chociaż… powinnaś sama kiedyś zobaczyć Nawalonego-Mnie i ocenić. – He, he.
Przyjął jej komplement z ulgą, bo z jakiegoś powodu zależało mu na jej opinii odnośnie jego barmanowania. Może nie chciał kolejnego dnia zostać posądzony o dodanie do jej drinka tabletki gwałtu, a może po prostu widział w tym chorym spotkaniu po pracy szansę na to, żeby wreszcie ją do siebie przekonać. Tak po prostu.
Wzniósł z nią toaścik, a potem również odłożył swoją szklankę z drinkiem na blat. Kiedy zaczęła mówić, zamienił się w słuch, bo naprawdę go zaintrygowała. Nawet zbliżył się do niej na krok, lekko opierając się o bar i może dobrze, że to zrobił, bo gdy chwyciła go tak nagle za koszulę, przyciągając go do siebie, obleciał go irracjonalny strach, że z jakiegoś powodu drink jednak jej nie posmakował, przez co zamierzała dać mu w ryj.
Na szczęście słodko się rozczarował. Choć, oczywiście, z początku nie do końca zrozumiał, do czego piła. Ta nieoczekiwana zmiana w jej zachowaniu wystarczająco zbiła go z pantałyku, a teraz jeszcze ta nagła bliskość i propozycja, z którą wyskoczyła jak Filip z konopi. Kuźwa, co tu się działo?
- W sensie, że… – zawiesił głos, patrząc na nią spod lekko zmarszczonych brwi i próbując upewnić się co do tego, że nie robiła sobie z niego jaj. – Kurwa, jakby... mnie nie trzeba dwa razy namawiać, serio, ale... no jednak jesteś trochę nawalona, co nie? – Czy ona naprawdę tego chciała? Może ta cała śmiałość i jej nieoczekiwana propozycja były tylko zasługą alkoholu? – I wiesz, mi to mnie przeszkadza, lecę na ciebie odkąd się tu zakotwiczyłaś, ale nie chcę, żebyś potem tego żałowała, tak? – Może i pieprzył nastrój i całą tę nieprzemyślaną wybuchowość – miał to gdzieś. Wolał upewnić się, że nie zrozumiał jej opacznie, i że miała na tyle zdrowego rozsądku, aby rozumieć, co tak naprawdę mu proponowała. Nie chciał żadnych niezręczności ani wyrzutów sumienia, a już na pewno nie ze swojej strony.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jako osoba cierpiąca na przewlekły słowotok, totalnie potrafiła to zrozumieć, ponieważ w większości sytuacji sama była tym typem rozmówczyni, której nigdy się usta nie zamykały, co jednych bawiło, a drugich irytowało, ale hej, wszystkim nie dało się dogodzić, prawda? - W takim razie nie wiem, dlaczego nigdy nie wyzwałam Cię na pojedynek! Taki wiesz, kto będzie gadał najdłużej i najwięcej - uściśliła szybko, tak na wszelki wypadek, żeby sobie nie pomyślał, że chodziło jej tutaj o jakieś dzikie zapasy, które w sumie byłyby chyba bardziej prawdopodobne, zważywszy na fakt, iż w normalnych okolicznościach nie rozmawiali ze sobą za wiele, a ona niespecjalnie dążyła do tego, by tę sytuację jakoś zmienić. To zresztą też tłumaczyło, dlaczego na wspomniane starcie tytanów nigdy go nie wyzwała. - Dwa w jednym? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, chyba po raz tysięczny tego wieczoru, znów wargi rozciągając w niewinnym uśmiechu. Swoją drogą, dobrze, że nie dyskutowali na żadne egzystencjonalne tematy, bo jak nic zakończyłoby się to rozkminami ze znakami zapytania na końcu w stylu po co jesteśmy, dokąd zmierzamy? - Dziesięć punktów dla Gryffindoru - odparła krótko, raz jeszcze nieco się nachylając w jego kierunku i bez skrępowania podtrzymując kontakt wzrokowy. Nie miała pojęcia, do jakiego domu należał, czy w ogóle Potter znajdował się w dziedzinie jego zainteresowań, ale ponownie, była wstawiona, więc przejmowanie się szczegółami niespecjalnie zaliczało się do grona jej zmartwień. - Biorę to za komplement - skwitowała luźno, odrzucając przy tym niedbale włosy do tyłu. Jeśli już miałaby wskazać u siebie ulubioną cechę, to bankowo byłaby nią właśnie ta nieugiętość. Iście przez życie ze spuszczoną głową nigdy nie było w jej stylu. - Chyba trochę zazdroszczę - wtrąciła z taką lekką zadumą, na moment wzrok zawieszając na stojącej przed nią szklaneczce, z której ubywało alkoholu w zastraszającym tempie. Wcześniej mogła o wszystkim porozmawiać z Sookie, nie istniał dla nich żaden temat tabu; jednak od kiedy dowiedziała się o swojej chorobie, ich relacje nieco się ochłodziły, cóż, z winy Lettie, która z wyników badań uczyniła sekret. - Noszę przy sobie gaz pieprzowy? - mruknęła cicho, trochę zażenowana, no że faktycznie ten Shah miał rację i przez własną głupotę wystawiała się jako cel dla potencjalnych zwyroli. Niby jolo, niby nic dwa razy się nie zdarza i tak oto w ten magiczny sposób zapominała o ryzyku. Jakby po świecie chodzili sami dobrzy ludzie, którym nie w głowie było krzywdzenie bliźnich, a przecież takie numery to się już Biblii zdarzały! - Podaj tylko miejsce i czas - to naprawdę było cholernie śmieszne, że od nierozmawiania prawie wcale, błyskawicznie przeszli do umawiania się na wspólne chlanie. Jak generalnie alkohol nie jest rozwiązaniem na problemy, to zdecydowanie w tym przypadku doskonale się sprawdził jako coś na zakopanie topora wojennego.
Jego obawy były całkowicie uzasadnione. To znaczy, nie były, ponieważ Lettie nawet przez myśl nie przeszło, żeby wciągnąć go w jakieś bagno, aczkolwiek dobrze, że był czujny, bo to jednak nigdy nie wiadomo, co komuś do głowy strzeli. Atherton, będąc w stanie w jakim była, wciąż miała sprawne komórki i kierowała się przede wszystkim egoistycznymi pobudkami. Shah był w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie, słuchał jej i na dodatek nie przeszkadzało mu, że z każdą chwilą coraz mniej subtelnie go bajerowała, ba, zdawała się niebezpiecznie zbliżać do etapu pojedynczych wyrazów - ja, ty, bar, dobra zabawa. Kiedy jednak Hale zaczął martwić się, czy aby na pewno jest świadoma swoich czynów, postanowiła mu to zakomunikować w sposób jak najmniej zawiły i skomplikowany. - Jestem wstawiona, ale nie na tyle, by nie wiedzieć czego i kogo chcę - oznajmiła wprost, spoglądając mu w oczy, by mógł się sam przekonać, że była zdecydowana i nie zamierzała uciekać z krzykiem. - Hej - tu ujęła jego twarz w obie dłonie, jednocześnie przy tym obdarzając go delikatnym uśmiechem. - Zero wyrzutów, okej? - i naprawdę ich nie czuła; w tej chwili jedyne czego pragnęła, to go pocałować i tak też zrobiła. Niewinnie musnęła jego wargi i minimalnie się cofnęła, krzyżując z nim pociemniałe spojrzenie, jakby to ona w tym momencie dawała mu czas do wycofania się.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I wtedy wchodzę ja, cała na biało, z postem po półtorej miesiąca.
Zdecydowanie powinniśmy to zrobić – przytaknął, patrząc na nią z błądzącym mu po ustach uśmieszkiem. Taka pijana i zabawna podobała mu się nawet bardziej niż na co dzień, chociaż w jej nieuchwytnym zachowaniu też było coś pociągającego. – Istnieją inne, bardziej skuteczne sposoby na uciszanie. – Och, czyżby trochę się rozluźnił? Z jakiegoś powodu nagle przestał martwić się tym, że kolejnego dnia mogłaby go podać do sądu o wykorzystanie w chwili nieświadomości. Może to przez to jej filozoficzne nastawienie, które pozwalało mu wierzyć, iż wcale nie postradała zmysłów za sprawą alkoholu?
Shahruz totalnie byłby w Gryffindorze, bo jak tak rozkminiałam to doszłam do wniosku, że to innego domu by nie pasował, a Gryfoni to tacy wygadani przeciętniacy bez żadnych wyrazistych cech charakteru. Jak jesteś Gryfonką to przepraszam, uznaj to za moją bezczelność albo żarcik, hehe.
Tak mało? – jęknął zbolałym tonem głosu. Po tym, jak bezskutecznie próbował zwrócić na siebie jej uwagę przez tyle czasu, zasługiwał co najmniej na pięćdziesiąt punktów, zupełnie niespodziewanie przydzielonych przez Dumbledore’a podczas mowy kończącej rok szkolny. – Ale… wow – wypuścił powietrze, patrząc na nią spod uniesionych brwi z czymś na kształt… zainteresowania? Podziwu? – Co to za ruski winiacz w siebie wlałaś? – Na pewno był zatruty, nie istniało inne wytłumaczenie na jej śmiałe zagrywki.
Słysząc zadumę w jej głosie i wyłapując zagubione spojrzenie, które spoczęło gdzieś na blacie baru, zmarszczył czoło. Nie mogli wpaść w żadne smuteczkowe nastroje – nie teraz, gdy już zaczęło robić się tak pięknie. A jednak, zanim zdołał się powstrzymać, zadał jej poważne pytanie:
Czemu? – Faktycznie wkraczali na głęboką ścieżkę. Jeszcze chwila a założą własną szkołę filozoficzną. – Ty nie ufasz swojemu rodzeństwu? – W sumie po części to rozumiał. Nie wiedział, czy gdyby jego biologiczne siostry jeszcze żyły, mógłby im zaufać – po tylu latach życia z ojcem-tyranem na pewno każde z nich byłoby na swój sposób skrzywione. Czasami przechodziło mu przez myśl, że może utrata biologicznej rodziny była najlepszym, co mu się przytrafiło. Co było okrutne, jasne, ale kto na jego miejscu nie czułby się w ten sposób, gdyby miał gnić przez resztę życia w jakimś kraju trzeciego świata, nieświadomy tego, co tak naprawdę życie miało mu do zaoferowania?
Prychnął cicho na jej odpowiedź.
No dobra, ale jakby ktoś cię zaszedł od tyłu to gaz pieprzowy na nic by się nie zdał – zauważył tonem, jakiego nie powstydziłby się nawet ten główny detektyw z CSI Miami. Ten rudy, co nawet nocą nosił okulary przeciwsłoneczne.
Wszystko potoczyło się tak cholernie szybko. Jeszcze dwa dni temu obdarzała go chłodnymi spojrzeniami, ilekroć pojawiał się w zasięgu jej wzroku, a teraz trzymała dłonie na jego policzkach, a jej ciemne, opatrzone wachlarzem gęstych rzęs oczy znajdowały się tak blisko tych należących do niego. Sytuacja była nieźle posrana, ale nie zamierzał dłużej jej analizować. Nie, kiedy stała przed nim szansa, o jakiej marzył przez kilka ostatnich miesięcy, mniej czy bardziej świadomie. Wystarczyło, żeby poczuł jej wargi na swoich i wszelkie ostatnie znaki zapytania opuściły jego głowę.
Okej – zgodził się więc, nie myśląc już dłużej o potencjalnych złych zakończeniach tego wieczoru. Przysunął się do niej, kładąc dłonie na blacie i tworząc w ten sposób pewną zasadzkę, z której mimo wszystko mogłaby wyślizgnąć się w każdym momencie. Wystarczyło jedno jej słowo, aby się odsunął.
Pocałował ją znowu, na początku równo niewinnie co ona. Gdy jednak nie usłyszał żadnego słowa protestu, pozwolił sobie na więcej, rozchylając wargi i badając strukturę oraz smak jej ust. Pachniała winem i swobodą, co ani trochę mu nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, to słodkie połączenie jeszcze bardziej go nakręcało.
Przysunął się jeszcze bliżej, wplątując jedną dłoń w jej włosy, a drugą wciąż podpierając się o blat. W pewnym momencie chyba trochę zbyt gwałtownie się poruszył, bo niechcący strącił szklankę z uprzednio odstawionym przez nią drinkiem, która poturlała się do krawędzi baru i zleciała z niego, wieńcząc swoją przygodę hałasem tłuczonego szkła.
Kurwa – mruknął w jej usta, ale zamiast przejąć się bałaganem, kontynuował to, co zaczęli, bo nie zamierzał pozwolić na to, aby jakaś pieprzona szklanka z Ikei, która kosztowała dwa dolary, zniszczyła ten moment.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Świetnie, to jesteśmy w kontakcie – rzuciła tonem, jakim się z reguły kończy rozmowy telefoniczne, a nie dyskusje, pewnie nawet z dwóch palców robiąc (krzywy) telefon i przykładając go sobie do ucha, bo tak, właśnie tak bardzo była wstawiona! Chociaż może lepsze to niż gdyby podeszła do sprawy jak do biznesowej transakcji i zaczęła spisywać umowę, co niewątpliwie by uczyniła, jeśli pod ręką miałaby kartkę papieru i długopis. – Inne sposoby? Możemy sprawdzić wszystkie, żaden problem – zgodziła się w ciemno, wzruszając przy tym ramionami, jakby to naprawdę nie stanowiło dla niej żadnego problemu. – Wiesz, gdy się ludzie całują, to też nic nie mówią – dodała tak czysto informacyjnie, po raz kolejny zaskarbiając sobie wątpliwej jakości tytuł mistrza subtelności, posyłając przy tym Shahowi wymowne spojrzenie. Totalnie nie miała w tej chwili ograniczeń; ba, prawdopodobnie po tej nocy będzie musiała rozważyć zmianę miejsca pracy. Albo nastawienia do swojego (nieznośnego) współpracownika. Cóż, to na szczęście były zmartwienia dnia jutrzejszego!
GRYFFINDOR JEST TAKI BASIC, ale nikt mi nigdy nie chce wierzyć, więc Twoje słowa leją miód na moje serce!! Laetitia ze swoim codziennym usposobieniem to na bank odnalazłaby się w Domu Węża, pewnie challengując Malfoya w tyrce.
- Tej nocy jeszcze daleko do końca, więc wciąż masz szansę na Puchar Domów – tu przekrzywiła nieznacznie głowę na bok i puściła mu oczko, HE HE HE. Nie mogła tak od razu go wręczyć, bo gdzie w tym była zabawa? Zdecydowanie przypadło jej do gustu budowanie napięcia, szczególnie po zaobserowaniu, że Shah nie mógł się temu nadziwić; była bardzo próżna, więc zamierzała się tym jeszcze pochełpić przez jakiś czas. – Nie mogę Ci powiedzieć. Nie dlatego, że nie chcę. Po prostu nie pamiętam – wytłumaczyła i to całkiem serio, nawet marszcząc przy tym brwi, jakby chciała siłą umysłu nazwę wypitego przez siebie wina przywołać. Chyba rzeczywiście musiało być ruskie, bo w ogóle nie kojarzyła etykiety na butelce, nie żeby się jej szczególnie przyglądała, wiadomo, upijając się na zmianie, to nie bardzo o takich szczegółach myślach.
Wreszcie podniosła na niego spojrzenie, wysilając się przy tym na coś na kształt lekkiego uśmiechu. – Powiedzmy, że są rzeczy, o których nie mogę rozmawiać z nikim, w tym z rodzeństwem – ucięła dość krótko, nie wchodząc w szczegóły, a jednocześnie będąc bliższą wyznania mu prawdy niż komukolwiek innemu do tej pory. Gdyby nie to, że na tę noc miała już obrany cel, to kto wie, może i by to zrobiła. Z kolei na kolejne słowa Shaha wywróciła oczami, machając przy tym lekceważąco ręką. – Dobrze, już dobrze, w takim razie ustaliliśmy, że zginę przed trzydziestką albo skończę w czyjejś piwnicy. Albo po Twojej wnikliwej analizie przejdę przemianę duchową, która sprowokuje mnie do zmiany postępowania. Tylko czas pokaże – podsumowała jakże elokwentnie, znów przybierając przy tym refleksyjny wyraz twarzy, mniej więcej w stylu Yody. Na pewno ta dyskusja była dla niej bardzo pouczająca, ale czy coś z niej wyniesie na przyszłość? Ba, czy coś z niej będzie miało sens nazajutrz? Tego nie wiedział nikt.
Zresztą to wszystko przestało ją zadręczać moment później, bo nagle zaczęła liczyć się już tylko bliskość Shaha; to jak wyglądał w przyciemnionym, barowym świetle; to z jaką uwagą na nią spoglądał, powodując u niej przyśpieszone bicie serca. Nie wycofałaby się teraz, choćby jej zapłacili. Dlatego gdy ją pocałował, bezwiednie wygięła wargi w uśmiechu, odwzajemniając przy tym pocałunek wcale z niemniejszym zaangażowaniem. Chcąc jeszcze bardziej zminimalizować dzielący ich dystans, oplotła go nogami, tym samym niwelując tą ostatnią, wolną przestrzeń między nimi do zera. Na dźwięk tłuczonego szkła mimowolnie lekko podskoczyła, ale też się nie wycofała, a nawet bez większego przejęcia zajęła się rozpinaniem jego koszuli. – Ty to będziesz sprzątał – mruknęła jedynie w chwili łapania oddechu, zaraz powracając do całowania Hale’a z większą werwą, wolną dłonią wodząc po jego ciemnych włosach. Zapewne jeszcze niejedna szklanka tego wieczoru straciła swój żywot, pewnie sukienka Lettie niespecjalnie nadawała się do ponownego założenia, ale co ważniejsze, W KOŃCU bar został przez tę dwójkę należycie ochrzczony i pewnie nie tylko bar, hehe.

// zt x2 <3

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 2 - W Little Darlings zjawiła się znacznie wcześniej, niż powinna. Jej praca miała zacząć się dopiero za lekko ponad godzinę, a ona już siedziała za barem, z braku laku czyszcząc na błysk wszystkie szkła, niektóre po raz kolejny. Blat baru lśnił czystością i było można z niego jeść, a kufle i kielichy stały pięknie ułożone na wystawce. Gdzieniegdzie kręcili się inni pracownicy; niektórzy jak ona przyszli wcześniej, inni mieli coś do zrobienia przed swoją zmianą. Klientów jeszcze nie było, ale nieszczególnie ją to dziwiło - o takiej godzinie nie było szansy, by zjawił się nawet ktoś zbłąkany czy zgubiony. Było cicho, spokojnie, wręcz leniwie. Każda minuta dłużyła się niemiłosiernie, a nuda wyjątkowo mocno dokuczała, tylko potęgując uczucie mozolności płynącego czasu. Kwadrans był jak godzina, sekunda jak minuty.
Tik tak, tik, tak.
Odłożyła kolejną idealnie wypolerowaną szklanicę na miejsce. Już sięgała po następną, kiedy uderzyła w nią niejako przykra – przynajmniej na ten moment – rzeczywistość. Nie było czego czyścić. Wszystkie kielichy, kieliszki, szklanki, szklanice, kufry, kuferki błyszczały bardziej, niż jej oczy, gdy widziała kotki. Niestety nie uśmiechała jej się kolejna rundka pucowania, nie widziało jej się kolejne przekładanie elementów. Usiadła na tobołku, zakręciła się dwa razy wokół własnej osi, wyłożyła na blacie. Jej westchnięcie było głośne, choć nie na tyle, by wyrwać innych od ich zajęć - przynajmniej tak jej się wydawało, kiedy niespiesznie oplotła najbliższe otoczenie ospałym spojrzeniem. I tak patrząc to po lewo, to po prawo, w końcu zatrzymała wzrok na dłużej na scenie. Najpierw jednej, potem drugiej. Znowu westchnęła.
Ile razy oglądała tancerki zza baru, z maślanymi oczami przyglądając się ich występom? Nie zliczyłaby. Niemal każdy dzień w pracy, każda zmiana kończyła się jednym – dziwnym ukłuciem w sercu, że pole dance jest jedną z tych rzeczy, którą chętnie by spróbowała. Wiedziała, że potrafiła mieć słomiany zapał, wiedziała, że brała dużo na swoje barki i chciała jeszcze więcej. Wiedziała, że jej zachłanność co do próbowania nowych rzeczy wykraczała daleko poza skalę, ale i tak nie potrafiła przemówić sobie do zdrowego rozsądku. Jej serce chciało spróbować. Czy miało się to wiązać z siniakami i potłuczeniami, czy z jeszcze mniejszą ilością wolnego czasu; chciała i basta. Była tak przekonana, tak zdecydowana... a jednak nic nie zrobiła w tym kierunku. Jakieś ostatki rozumu walczyły z tym, co chciało serce, ale im dłużej ta walka trwała, tym bardziej tęskne stawało się spojrzenie Lei, kiedy na scenę wychodziły dziewczyny i okręcały się wokół zimnej rury. Dla niektórych mogło wydawać się to durne, niemniej dla niej to nie był tylko zmysłowy taniec dla nakręcenia śliniącej się widowni. Jakkolwiek ponętny nie był, ona widziała w tym przede wszystkim sztukę na poziomie gimnastyki artystycznej, która wymagała ogromnego zaangażowania i poświęcenia ze strony praktykanta. I wiedząc to wszystko, tym bardziej chciała spróbować.
Znowu westchnęła. Znowu spojrzała po otoczeniu, tym razem chcąc zerknąć, czy może przypadkiem któraś z dziewczyn nie przyszła wcześniej, chociażby sobie poćwiczyć. Wtedy może, może odważyłaby się i wreszcie zagaiła, robiąc pierwszy krok ku czemuś więcej, niż tylko patrzenia maślanymi oczkami. Ratunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2 Obrazek

Nowy dzień pracy miał rozpocząć się dla Annalee wcześniej niż zazwyczaj - choć nadal daleko jej było do właścicieli szaroburych garniturów i skórzanych neseserów. Ci wstawali skoro świt, by odpracować swoje, a po południu wydostać się na wolność z biurowych klatek. Zyskiwali wolność, gdy Annalee dopiero otwierała oczy i leniwie, bez pośpiechu chwytała w dłonie kolejny dzień. Niektórzy z nich, późnym wieczorem, poszukiwali rozrywki po stresujących godzinach pod krawatem i odwiedzali Little Darlings, aby wypić drinka i popatrzeć na wdzięki gibkich tancerek, które wiły się wokół rur jak kusicielskie węże.
Tam, gdzie dla innych trwała zabawa, Annalee dopiero rozpoczynała swoją pracę. Zmieniała się w jedną z tych kusicielek i oddawała efektowym akrobacjom ku uciesze klienteli - zwykle tej męskiej - a do domu wracała, kiedy czerń na niebie przekuwała się w granat nadchodzącego poranka. Lubiła tę pracę. Z przyjemnością rzucała się w nurt muzyki i dryfowała na fali jej dźwięków, czując przy tym jakąś drobną przewagę nad swoimi widzami. Ona nie musiała po godzinach frustrującej pracy szukać sobie wytchnienia w klubach. Oddawała się swojej pasji, może nie tak, jak kiedyś to sobie wymarzyła, bo niewiele było w klubowej scenie z zatkniętą w centrum stalową rurą wspólnego z jej nastoletnimi marzeniami o artystycznej karierze i tytułach z turniejów tanecznych, ale to wciąż była jej pasja. Życie pokierowało ją w inne, nieco podlejsze i dużo mniej poważane przez społeczeństwo formy tańca zawodowego, ale nie narzekała. Taniec, ruch i wolność, czego więcej mogła chcieć? Robiła to, co sprawiało jej przyjemność, bez złości za każdym razem, kiedy przypominało jej się, że jutro znowu do roboty.
Mogła lubić swoje pokazy pole dance i nie czuć zawstydzenia, kiedy kolejny element skąpej garderoby upuszczała na sceniczny parkiet i najchętniej do nich by ograniczyła cała aktywność zawodową, ale jeśli chciała dobrze prezentować się jako striptizerka - musiała pracować nad swoim ciałem regularnie i poza godzinami, za które jej płacono. Taniec na rurze zaliczał się do wcale nie takiej prostej akrobatyki, która wymagała regularnych ćwiczeń, zarówno na samym drążku, jak i w siłowni czy w domu. Utrzymywanie kondycji, siły, kształtowanie idealnej sylwetki... to wszystko wymagało zaangażowania, zwłaszcza ostatnie, gdy na talerzu trochę za często lądują kaloryczne przekąski. Annalee ćwiczyła więc regularnie w miejscowej siłowni, a dwa - trzy razy w tygodniu zaglądała do klubu znacznie wcześniej, zanim pierwsi klienci zaczynali zbierać się przy barze. Wskakiwała wtedy na scenę, ubrana w niezbyt efektowny strój sportowy, z włosami upiętymi w ciasny koczek i ćwiczyła, żeby parę godzin później wrócić na tę samą scenę w kompletnie innym wydaniu. Ciekawe, jaki procent stałej klienteli rozpoznałby ją bez makijażu i z biustem spłaszczonym w sportowym staniku?
Zastanawiała się nad tym, gdy właśnie w takim mało wyszukanym ubiorze wkroczyła w duszny, osnuty mgiełką tajemniczości klimat klubu. Lokal przed godzinami otwarcia, wydał się Tajce dziwnie opustoszały i przygnębiający, gdy omiotła wzrokiem puste stoliki i zatrzymała spojrzenie na barze. Stała przy nim tylko jedna osoba, a to nie był widok, do którego przywykła podczas hałaśliwych wieczorów - a w takich okolicznościach widywała klub najczęściej.
- Cześć! - zagadnęła znajomą barmankę, przywołując na usta pogodny uśmiech. - Tak wcześnie na posterunku?
Kiedy przychodziła poćwiczyć o tak wczesnej porze, w klubie kręciło się zwykle naprawdę niewiele osób, więc Leah zaskoczyła ją nieco swoim widokiem. Naszła ją myśl, że może pomyliła dni i nie dziś powinna się tutaj zjawić, bo klub był zarezerwowany na jakieś konkretne wydarzenie? Właściwie mogło jej to wylecieć z głowy...

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Little Darlings”