WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://mailboxesofseattle.com/wp-conte ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 6 -
wygląd
To nawet nie był jej dzień pracy.
Miała wolne – niczym całkowite odcięcie się od tego, że zaraz ktoś wyzionie ducha u niej w karetce, bo ostatnio mogła nawet spotkać ją taka stresująca sytuacja. Do tego jej życie bywało rozchwiane emocjonalnie ostatnio przez powrót do przeszłości, przez pewną nachalną prawniczkę… oby nie każdy prawnik/adwokat taki właśnie był! Mogła jednak sobie chcieć nie mieć z tym styczności. Już samo to, że wyszła z domu w szczycie powrotu ludzi z pracy było ryzykowne, że zawsze może się coś stać. I stało się. Uśmiech jeszcze tkwił jej na twarzy, kiedy podjechała samochodem na skrzyżowaniu, gdzie zatrzymała się na czerwonym świetle. Gdzieś w tle radia, słychać było jeden z kawałków Emmy Hewitt, której zaczęła ostatnio słuchać, trafiając na nią całkiem przypadkiem. Palcami poruszała samoistnie po brzegach od kierownicy, by przerwać nagle w momencie, kiedy była świadkiem potrącenia jednego z przechodniów przez auto z naprzeciwka. I tyle z jej spokoju. Przeklęła w myślach, by włączyć awaryjne i odpiąć pas, który trzymał ją przed tym by opuścić jej auto. Białą impalę, którą dopiero co niedawno udało się jej naprawić, po jednej nieplanowanej silnikowej awarii. Zdarzenie miało miejsce zaledwie parę metrów od niej. A sumienie, jak i jej zawód nie pozwalało jej na to, by zostawić to komuś innemu i odjechać. Szczególnie, że nie bardzo ktokolwiek się kwapił do tego by pomóc. A może ktoś jednak był? Starszy mężczyzna leżał z widocznym krwotokiem na udzie. Być może nie było czasu na wyczekiwanie karetki, bo zdążyłby się im tutaj wykrwawić.
- Proszę zachować spokój, jestem ratownikiem medycznym – zakomunikowała szybko, już zajmując się rannym. Typ który go potrącił uciekł, albo stał zagubiony gdzieś z boku i podenerwowany – nie dbała o to. Ręką na ślepo złapała czyjąś rękę, która nagle znalazła się blisko. Może nieznajomy chciał pomóc, może znalazł się tutaj przypadkiem? Ważne, że to nie on tutaj teraz leżał i się wykrwawiał. Spojrzała na niego przelotnie. – Potrzebuję paska od spodni! Nie ma czasu, niech da mi Pan mi swój pasek – rzuciła do mężczyzny, którego przyciągnęła do siebie przy wcześniejszym złapaniu i któremu patrzyła się przez moment na pasek u jego spodni, by zerknąć na jego twarz i potem na rannego mężczyznę.
Niech on ściąga ten pieprzony pasek! Krzyczały jej myśli, bo teraz liczyła się każda sekunda. Kimkolwiek ten był...
Ostatnio zmieniony 2020-11-23, 22:35 przez Miki Layne, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Różne ciekawe historie ostatnio mu się przydarzały i to nie było do końca z jego winy. No może jednak troche w tym uczestniczył ale no kurde serio? Pralka na przykład sama mu przestała chodzić, a to co się dziać miało za chwile na jego oczach, też nie było do końca z jego winy. No ale nic. Robił sobie już zakupy, z myślą o powrocie do domu, przy okazji zamówił nowy sprzęt do łazienki, bo musiał ją nieco ogarnąć po tej powodzi. Cholernie nie szło mu coś ostatnio w tym życiu, a to jakiś problem z klientem kancelarii, a to właśnie ta rozwalona pralka, co zalała mu łazienkę i jeszcze parę ludzi z dołu. No strasznie slabo to wszystko sie toczyło, jak na złość. A przecież uwielbiał i potrzebował łazienkę mieć dostępną jak najszybciej chociażby przez fakt jakim pedancikiem był. No a dwa, lubił zapraszać do swojego mieszkania tabuny kobiet, więc to też na to wpływalo. Aż sie złościł na samą myśl, że to go spotkało i teraz taką lipę miał. Ale mniejsza o to, spacerując w stronę swojego auta, zaparkowanego po przeciwnej stronie, wraz z papierami odnośnie sprzętu który zakupił, trawił na małą zadymę a raczej wypadek. Z racji swojego zawodu i faktu, że jednak miał odruchy jak jakiś samarytanin, przystanął aby podpatrzeć jak się ma rozwój sytuacji, czy ktoś działą czy tylko wszystko stoją i się patrzą. Na szczęście kobieta, przejęła rolę przewodzącej w tych działaniach i dyrygowała wszystkim jak potrzeba było. Oczywiście Matt chciał pomóc, przez co przecisnął się nieco bardziej przez tłum durnych gapiów aby się zbliżyć i chociaż trochę się na cos przydać. Nie uważał się za jakiegoś supermena, ale kurde pomyślał sobie kiedyś, że za dużo bierze od życia, a za mało daje. Był chamem, prostakiem i burakiem nie raz i nie dwa, a przez to odczuwał że nie pójdzie do nieba tylko do piekła. Toteż uznajmy to za jakiś moment przebudzenia czy odrodzenia, skoro nagle interesowali go inni i to, że się komuś krzywda dzieje. Na chwilę może stracił tą pewność, widząc krew, która działała na niego jednak i aż musiał odwrócić wzrok. Mimo wszystko, zdobył się na to aby przełamać i skoro kobieta wymagała tego paska, a nikt się nie kwapil do ruszenia tyłka, sam wyjął ze szlufek sprawnie swój. Chuj z tego, że mógł być to markowy Gucci czy inne tego typu rzeczy, tu nie o to chodziło w tym momencie, liczyło się zdrowie i życie człowieka. Sam nawet przykucnął, oddając swoją teczkę, jakiejś starszej pani na przytrzymanie. Sprawnie pomógł sobie palcami, podwinąć rękawy marynarki i koszuli, co miał na sobie. - Co mam pomóc? Gdzie trzymać, czy zacisnąć? - spytał, skory do pomocy kobiecie, w kolejnych czynnościach ratowniczych. Nie znał sie na tym dokładnie, ale pomógł docisnąć pasek i przerzucić go przez nogę sprawnie, jak tylko mógł.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czasem dobrze jak coś się w życiu dzieje, nawet takiego niespodziewanego i problematycznego, bo zawsze można się tym zająć i odkryć coś nowego. Zamiast popadać w jakąś dziwną i nic nie wnoszącą rutynę. Oczywiście najlepiej, żeby nie było to jakieś wielkie nieszczęście, a coś bardziej błahego. Jednak życie tego nie wybiera, a czysty przypadek. Sprzęty się psują – to wiadome. Ludzie ulegają wypadkom – to też jest na porządku dziennym w świecie, jaki panuje teraz i od zawsze. Jak nie auto kogoś potrąci, to jeszcze jakieś inne nieszczęście się przypałęta. Nie jest to zależne od nich. Co jednak z tym zrobią, to jednak jest ich wybór i zależy od ich podjętej nagle, albo i też przemyślanie decyzji.
Życie.
Byle nie zrobiła się z niego czasem telenowela.
Tego by nie chciała, bo raczej nie przepada za aż tak obłędnym kołem, jak w tych tasiemcach.
Tak będąc szczerą, to typ tego mężczyzny nie był jej typem. Nie pod względem wyglądu, bo nic nie można mu zarzucić, jednak charakter… - facetom na baby mówiła duże NIE. Można poznać od razu takiego. Jednak nie tak, że od razu go skreślała. Chodziło bardziej o wchodzenie w głębsze relacje. Mogła ostatecznie się z takim typem przyjaźnić, by czasem dać mu po uszach, jak przesadza, tak po przyjacielsku. O ile przyjaźń damsko-męska faktycznie istnieje. Bo niby się temu zaprzecza, a jednak coś takiego czasem jest. Sama znała może taki duet, ale kij wie, jak to było między nimi faktycznie.
Chciałaby mieć takie codzienne problemy, które dotykają każdego. Tymczasem nie może pozbyć się tej łatki, która nie była zależna od niej „córka mordercy”. Aczkolwiek ma wielu znajomych, przyjaciół, którzy nie wiedząc o jej życiu prywatnym, akceptowali ją taką jaką była naprawdę. A nie wykreowaną przez innych, przez coś na co nie miała wpływu. Nie miała rodziców. Chociaż ojciec nie daje jej zapomnieć o tym, że jednak jest. I to psuje jej harmonię nad którą tak zawsze pracuje w swoim życiu. Nawet jeśli jej praca nie należy do łatwych i możliwych dla wszystkich. Jej ojciec był lekarzem, ale to nie sprawiło, że nie cierpiała medycyny, bo nie chciała łączyć ich żyć i nie robić czegoś co ten mógł robić.
Sytuacja w jakiej się teraz znaleźli i wplątanie nieznajomego w to wszystko przez nią, żądając paska było trochę egoistyczne. Ale tutaj nie powinno w tej sytuacji istnieć coś takiego, kiedy chodzi o ludzkie życie. To tylko pasek. A on go miał. Nie miała czasu rozglądać się po większej ilości gapiów, kto ma coś, co mogłoby się jej przydać do zaciśnięcia rany i zmniejszenia krwotoku. Nie ważne czy kosztował fortune. Chociaż znaleźliby się tacy, którzy woleli swoje dobro materialne, od innego ludzkiego życia – to dopiero pieprzony egoizm! On jednak nie okazał się takim. Na co w pewnym momencie gdzieś odetchnęła. Nie była z tym sama. Kiedyś była indywidualistką, ale w pracy jako ratownik nauczyła się współpracy, jeśli taka była konieczność. Jak w tym przypadku. Sama nic nie podwinęła. Mogła mieć na sobie luźno zarzucony ciemny niedopięty sweter. Ale na takim nie widać bardzo krwi, tak jak na koszuli.
Na krótki moment złączyła z nim swoje spojrzenie oczu i pozwoliła mu na pomoc. Którą sama wymusiła, ale nie ma co się czepiać szczegółów.
- Jak się nazywasz? Mów mi Miki. Zaciśnij pasek w tym miejscu i obserwuj czy krew przestaje lecieć tak jak teraz. Dasz radę to zrobić? – pokazała na środkową część uda powyżej rany z której leciała krew. Może to zbyt wielkie żadanie, ale nie myślała teraz o tym, bo musiała zrobić coś jeszcze szybko. Sama ręką złapała za rękę poszkodowanego, który wydawał się świadomy i zaczęła go uspokajać. Mówiła mu, żeby był spokojny, że pomoc już jedzie. Bo ktoś wezwał karetkę?
- Wezwał ktoś karetkę? – krzyknęła do tłumu, mając nadzieję, że ten chociaż tak zareagował i nie czekał na cud.
Jedno „tak”, dało jej poczucie ulgi, że chociaż tyle zrobili.
Tylko te korki… oby nie czekali zbyt długo.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozumiał doskonale zaistniałą sytuację i w sumie, to dobrze że trafił się ktoś ogarnięty, kto wiedział co zrobić, mówić i jak ogólnie pokierować tą całą akcją, aby było dobrze. Sam pewnie by przeszedł obok tego albo oddalił się, ale no coś mu mówiło ostatnio, że lepiej zmienić sposób bycia i życia. Nie potrafił tego określić ale chyba dorósł na tyle, aby wziąść się garść i na prawdę coś dawać od siebie. Wcześniej przeważnie zachowywal się jak gówniarz, odrzucajac odpowiedzialność w wielu kwestiach. Teraz jednak, wiek ale i staż życiowy pozwolił mu wreszcie wyciągnąć odpowiednie wnioski. Może do nieba nie pójdzie, albo jeszcze coś tam ale kto by się tym przejmował. Zresztą, czy laski nie lecą na superbohaterów tak w ogole? Mniejsza jednak z tym, liczyło się działanie i każda następna sekunda. Więc starał się pomóc i działać, według jej instrukcji, gdy nieco się ogarnął. Chociaż szczerze powiedziawszy pojawiła się ta krew i chociaż nie wiadomo jakby się starał, było pewne że się pobrudzi, przy tym też może mu się gorzej zrobi i inne takie. No ale nic, brnął w to tak czy inaczej.
- Matthew. To znaczy się Matt. Kurwa mać... - zaczął, widząc jak krew broczy w momencie troche mocniej pod wpływem nacisku, ale jak sobie poradziła sprawnie i przewinęła ten pasek, to troche się ogarnęło i mniej jej leciało. Mimo wszystko, jakoś się ogarnął. Wziął ten głębszy wdech i lekko odwrócił wzrok, zaciskając jednak dalej tak powiedziała, strasznie się denerwował, ile to może potrwać ale chyba i na niego podziałały jej słowa. Kobieta mimo wszystko miała w sobie coś takiego, widać że znała się nie tylko na aspekcie ratowniczym ale i takim trochę duchowym wsparciu? Nie wiem czy tak to można określić ale niechaj bedzie. Chwilę trwało, zanim usłyszeli powoli odgłos syreny w oddali, co oznaczało że jednak ta pomoc nadchodzi i zaraz ktoś ich zmieni w tych działaniach, profesjonaliści na zmianie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie pierwsza taka jej akcja by być całkowicie zagubioną w tym, co powinna zrobić. Gdyby tylko bardziej weszła w medycynę mogłaby zostać dobrym lekarzem, a nawet chirurgiem. Jej ojciec był takim i można powiedzieć, że miała do tego rękę jak on. Jednak ostatecznie bardziej wolała pracę w terenie. Szpitale ją męczyły. A może to coś innego? Może jednak nie chciała się utożsamiać z ojcem, który nie zasługiwał na to by nim być. Zawsze miała go za kogoś – kto ratuje ludzkie życia, a nie za kogoś, kto je odbiera. By to…
Chciała pomagać ludziom. Nie miała morderczych zamiarów, czy też takich, które tylko wyrządziłby komuś szkodę. I tylko wiara w to, że jest zupełnie inna, daje jej możliwość iść w życiu dalej. Nawet jeśli nie jest to łatwe, kiedy przeszłość wracała. Teraz liczyło się tylko uratowanie tylko tego starszego Pana. Nawet jeśli był po pięćdziesiątce, sześćdziesiątce… to ciągle mógł mieć do przeżycia naprawdę wiele. Pewnie gdzieś tam czekają jego dzieci, wnuki nawet? Może nie miał paska przy spodniach, ale był dobrze ubrany i naprawdę stylowo. Ubrania jednak przesiąkły krwią i nigdy nie będą już takie same. Nawet i jego udo, na którym w najlepszym przypadku pozostaje jedynie blizna.
Pomoc nieznanego mężczyzny, Matthew była jednak czymś co dawało jej wsparcie w tym. Nie chciała popełnić żadnego błędu. Wydawała się opanowana i skupiona, jednak nie raz w takich sytuacjach czuła wewnętrzny niepokój, że coś może pójść nie tak. Atutem jednak było u niej to, że działała szybo i przemyślanie. Nie robiła czegoś na odwal.
- Damy radę. Zaraz przyjedzie karetka. Musimy tylko jeszcze moment wytrzymać – nie wiadomo czy uspokajała poszkodowanego mężczyznę, który powoli zaczął odpływać, czy też samego Matta.
Nie minęło długo, a pomoc już była na miejscu. Dwóch dodatkowych ratowników, ubranych już odpowiednio do tej roboty, nie to co ona teraz.
- Przejmujemy go – tak jak powiedzieli, tak zrobili. Po paru chwilach Mikaela i Matthew zostali sami, obydwoje naznaczeni krwią mężczyzny znikającego w karetce.
- Mam nadzieję, że ten pasek nie znaczył dla Ciebie wiele? Mogę go dla Ciebie odzyskać, jeśli jednak tak – pozwoliła sobie rozładować atmosferę, łącząc z nim teraz swoje spojrzenie i posyłając mu delikatny uśmiech. Była wdzięczna za jego pomoc.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sam siebie zaskoczył tym, że nie przeszedł obok jak co druga osoba ale to już inna sprawa. Zmieniał się, po tej trzydziesce, bardziej dostrzegał pewne aspekty, stąd takie a nie inne zachowanie. Co z tego, że uważał ze może bardziej przeszkodzić i pomóc. Na szczęście był ktoś, kto mógł pokierować w nim odpowiedni sposób, co poskutkowało, że nikogo wysiłki nie były na marne. Chociaż sam czuł, że może się zaraz odciąć z nadmiaru emocji, krwi które chcąc czy nie, pojawił się i na jego stroju czy dłoniach. Trochę się tego bał, ale słowa kobiety, dodały mu otuchy. Zresztą, poczuł się troche jak bohater, w małym stopniu, może będzie sławny?
- Ok. Ok. Wytrzymam. Wytrzymamy. - wypuszczał i wpuszczał powietrze do płuc, jakby to on był poszkodowany i próbował zatrzymac trzezwość umysłu. Sygnał karetki i dalsze wsparcie, powdowały że jakośs udało mu się odsunąć w dal, chęć wymiotów czy może raczej odcinki, omdlenia. Co jak co ale za dzieciaka, na prawdę miał problem z krwią i od tego robilo mu się słabo. Głównie właśnie ten fakt, zaważył na tym, że nie mógł zostać lekarzem, choćby chciał. A takie myśli gdzieś w głowie, pojawiały się u małego Matthew. Karetka nadjechała, poruszenie ale też i ulga, tak to wszystko się działo szybko. Jemu kamien spadl z serca, że to już koniec na ten czas, że się udało pomóc i już facet był w dobrych rękach. Dopiero po tym jak karetka odjechała, zauważył Harris jak chujowo wygląda, w portkach które mu lekko opadły, no a on sam miał tą krew, jakby wrócił z jakiejś wojny. Cholernie w dodatku swędział go nos, no bardzo zle to wszystko się toczylo. Słysząc wzmiankę kobity o pasku, trochę jednak się rozchmurzył, przynajmniej na moment. Uśmiech wpełznął mu na usta, nawet mimo powagi sytuacji sprzed chwili. - Dobre. Kurczę zapomniałem nawet o nim, ale jak masz takie dojścia. Może oprawię go w ramkę? Będzie na pamiątkę, co sądzisz? - odpowiedział, delikatnie się podśmiewując pod nosem. Spojrzał się na kobietę, potem na siebie, no rzeczywiście wyglądali jak po jakimś świnio biciu. - Cholera, jak my wyglądamy.. - westchnął ciężko, trochę poważniejąc w momencie. Mimo wszystko czuł jakiś spokój, szczególnie że ludzie obcy im bili brawo i w ogóle, głośno się zrobiło, ktoś coś mówił i też im dziękował mimo wszystko. Sam Harris jednak odsunął się z drogi gdzieś na pobocze, gdzieś gdzie ktoś mógł mu podsunąć chociażby jedną chusteczkę, aby obtarł te dłonie z krwi i w ogóle. Pojawiła się jakaś kobieta starsza i im obojgu pewnie udzieliła chociaż takiej pomocy, jak czystka chustka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niekoniecznie powinna mu ufać, jeśli chodzi o pomaganie nad rannym mężczyzną, nie wiedząc kim jest i czy da radę, aczkolwiek wydawało się jej, że jego pomoc jest jej jednak potrzebna. Nie chciała by coś przypadkiem jej umknęło, kiedy uspokajała staruszka. Okazał się ostatecznie dobrą pomocą, na co mogła odetchnąć z ulgą. Karmazyn tkwiący na części ich ubrań, czy skóry - zasychającej krwi, pozostawał jedynie ślad tego, co tu miało miejsce jeszcze przed momentem.
Dobrze, że jej tutaj nie zasłabł. Pamiętała swój pierwszy raz, kiedy zetknęła się z tak dużą ilością krwi, że zrobiło się jej ciemno przed oczami. Było to jednak jednorazowe, bo szybko przyzwyczaiła się do jej wyglądu, jak i zapachu, jaki ze sobą niosła.
Chciała poprawić mu jakoś humor. Aczkolwiek po jego słowach nie sądziła, że ten pasek był mu faktycznie tak do życia potrzebny i niesie jakąś większą wartość, bo oprawienie w ramkę? Dobrze, że te spodnie jeszcze mu nie spadły przez jego znikniecie z szlufek od spodni.
- To raczej będzie zbędne. Chyba, że chcesz go jeszcze nosić, to odzyskam go dla Ciebie – rzuciła, bo tak, to był już powód, dla którego mogłaby się wysilić, żeby oddać mu jego własność. Uśmiechnęła się nieporadnie w jego kierunku. Czy wyglądali normalnie? Zdecydowanie nie.
Z tym nie mogłaby nie przyznać mu racji. Pokiwała prędko głową.
- Do normalności nam daleko. Urokiem raczej nie powalamy – powiedziała cicho i odetchnęła. Jej auto dalej stało na ulicy i najwidoczniej to był dobry moment, żeby nim odjechać. Jednak ludzie zaczęli bić brawo i zrobiło się głośno… a oni tak stali w tej krwi i mężczyzna znalazł się nagle na poboczu, gdzie starsza kobieta ratowała go czystą chusteczką.
- To nie za wiele da – krzyknęła niemal do niego, chcąc przekrzyczeć ten tłum. – Muszę odjechać. Jedziesz ze mną? Mogę Cię podwieźć? Czas na mnie. Dzięki za to, ze pomogłeś – rzuciła jeszcze szybko, chcąc jednak jak najszybciej stąd się ulotnić.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niby się dobrze czuł że pomógł ale te wszystkie emocje towarzyszące. Dziwne miał uczucie w klatce piersiowej, trochę był szczęśliwy że z niego taki ratownik. Nawet jeśli gucio tak na prawdę zrobił ale co tam. Ważne że nie narobił problemu i sam nie odpłynął pod wpływem widoku krwi i całego tego zamętu jaki panował wokół nich. Jak zwykle więcej ciekawskich niżeli chętnych do pomocy. Ale już nie chciał się wymądrzać, chociaż teoretycznie mógłby jako pan prawnik. Zaraz by ruszyli dupsko. Po cały tym zamieszaniu i akcji oboje wyglądali strasznie. Tym bardziej żal mu było nie tylko paska ale i koszuli którą aż podwinął ale na nic się stało to bo i tak nie uchronił się przed kontaktem z czerwoną substancją. No ale nic, potrzebowali luzu w tamtym momencie więc po to dowalił tak z tym paskiem, nie musiała w ogóle brać to na poważnie, aż nie powinna bo wstyd i żenada. - Nie no spoko przeżyje bez niego, w sumie to i tak mi się nie podobał od początku. A tak po za marką, nic w sobie nie miał szczególnego. - odpowiedział śmiejąc się sam z siebie, że się tak tłumaczy. Dla niektórych osób takie drobiazgi były czymś w rodzaju świętych rzeczy i tak dalej. Tylko no logiczne, że miał pieniądze i mógł sobie sprawić z łatwością kolejny, w końcu nie często się wpada na takie wypadki aby zużywał te paski jak skarpetki dajmy na to. Pewnie, że wyglądem odstraszali i nawet jego miną mówiła jedno, chciał wlecieć jak najszybciej pod prysznic a na tamta chwile chciał chociaż oczyścić dłonie. Nie żeby coś ale jeśli miał prowadzić swoje auto, to lepiej nie zostawiać krwawych śladów na kierownicy. Inaczej, ten widok do najfajniejszych nie wyglądał, także tego. Chwilę mu to zajęło, aż usłyszał kobietę która do niego coś wolała, w tym zgiełku trochę miasta trochę i ludzi, musiał podejść bliżej aby usłyszec. - Mam swoje auto tutaj nie daleko, dzięki. Ale no ten numer możesz mi podać do siebie w razie czego. - mruknął z uśmiechem na twarzy i jakoś tak wyszło że szybko sięgnął po telefon i nie było odwrotu. Podyktowała mu miał nadzieję prawdziwy numer, bo co jak co ale nawet spotkać się byłby chętny, tym bardziej gdy mu oznajmiła, że się zmywa. Rozumiał że czas gonił i też pewnie chciała się ogarnąć po wydarzeniach z ulicy, także grzecznie się pożegnali i każde ruszyło w swoją stronę, odetchnac po akcji ratowniczej.

/ zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ręce tak bardzo jej się trzęsły, że ledwo była w stanie odpalić papierosa. Zapalniczka raz za razem krzesała z siebie iskry, jednak było to równie niepomocne i bezużyteczne jak wzniesienie wzroku do nieba i błaganie bogów – kimkolwiek by byli – o zesłanie jej przynajmniej jednego płomyczka. Gdzie pieprzony Prometeusz, kiedy kobieta jest w potrzebie?! Mimo wszystko odchyliła głowę w tył i wydała z siebie żałosne, nerwowe rzężenie z papierosem nadal w ustach i przymkniętymi oczami. Nie widziała ani żadnych bogów ani nieba ani gwiazd. Tylko pulsująca czerwień. Była wściekła. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem byłaby aż tak bardzo zdenerwowana – a przecież nerwowe momenty zdarzały jej się często z racji wykonywanego zawodu. Najpierw podczas projektowania, gdy wszystkie problemy pojawiały się naraz, a ludzie byli wyjątkowo niepomocni. Później podczas nadzoru pełnionego na budowie, gdzie ludzie powodowali problemy, a jej argumenty często okazywały się wyjątkowo niepomocne. Pomiędzy zresztą też, z różnych powodów, z różną częstotliwością, zazwyczaj w najmniej odpowiednich momentach. Szlag trafiał ją systematycznie – a jednym z lepszych sposobów na poradzenie sobie z nim było odpalenie papierosa… skoro nie zawsze okoliczności sprzyjały do walnięcia sobie kielicha czegoś mocniejszego. Miała więc pewną wprawę w odpalaniu cholernej fajki w cholernych nerwach. Teraz nawet ta wprawa ją zawiodła.
Pieprzony Fitz Wainwright.
To spotkanie poszło zupełnie nie tak, jak powinno, pod każdym możliwym względem. Wszystko było do dupy, a Rae… Totalnie nie była na to przygotowana. Została przyłapana na opuszczeniu gardy i otrzymała cios prosto w nos. Nie znała się na boksie, ale gdyby była sędzią, przyznałaby za niego co najmniej kilkanaście punktów. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziała, czy bardziej jest zła na swojego jeszcze-nie-byłego męża czy może na siebie samą – za to, że jak zwykle poniosły ją emocje, mimo że obiecywała sobie, że do tego nie dojdzie.
- Kurwa, kurwa, kurwa… - powiedziała elokwentnie, wyrzuciła nieodpalonego papierosa na chodnik i skierowała się do samochodu. Oczywiście nie mogła znaleźć kluczyków. Oczywiście w torebce było wszystko, czego mogłaby potrzebować… tylko że akurat nie w tym konkretnym momencie. Rae wydała z siebie kolejny wyraz wściekłości i parę razy agresywnie szarpnęła za własną klamkę. Samochód odpowiedział wyciem. No kurwa, tylko tego brakowało… Uderzyła w dach dłonią, co również nie było mądre, bo tylko ją zabolało. Potem oparła na tej dłoni czoło.
I co teraz… Co teraz?
Wzięła kilka głębszych oddechów i odsunęła się od samochodu. Złom sam zaczął wyć, to i sam przestanie prędzej czy później, trudno. Może to i lepiej… Może nie powinna w tym stanie prowadzić? Zresztą, najchętniej i tak by się czegoś napiła. Wódki, whiskey albo przynajmniej piwa. Wszystko jedno. Byle nie sama. Nie chciała być sama. I chyba nie powinna…
Odruch chowania telefonu komórkowego do kieszeni płaszcza opłacił jej się w tej sytuacji – przynajmniej mogła go łatwo odnaleźć. Obawiała się, że w tamtej chwili telefon, podobnie jak kluczyki samochodowe, zaginąłby w złośliwej czarnej dziurze jej torebki i mogłaby zadzwonić co najwyżej zębami o chodnik, niekoniecznie do kogoś. Newt był pierwszą osobą, o której pomyślała. Stary, dobry kumpel…
- Hej, Newt, jestem w ciemnej dupie, przyjedziesz po mnie? – wypaliła na początku rozmowy, zanim przedstawila mu wszystkie szczegóły i zapewniła, że nie wymaga od niego wycieczek w odmęty dosłownego dołu niczyich pleców. Po prostu pod kancelarię prawniczą jej adwokata, w której kilkanaście minut wcześniej odbyła niezbyt udane spotkanie z własnym jeszcze-nie-byłym mężem, próbując dogadać się w sprawie cholernego rozwodu. Nieudolnie. Następnie sama usiadła na murku… i czekała. Plusy były takie, ze po kilku minutach spędzonych na bezczynnym siedzeniu i wpatrywaniu się przed siebie udało jej się odpalić papierosa. A potem drugiego i trzeciego…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ach, wreszcie, nareszcie - po tym absolutnym maratonie, kiedy Newt przez prawie miesiąc zbierał wirtualne odznaki za zgodę na wszystkie zastępstwa, dodatkowe dyżury i godziny papierologii w szpitalnych murach w ramach nadgodzin - łaskawie wynegocjowane z nim przez ordynatora, mocno już zaniepokojonego bardziej worami niż oczyma i coraz częstszymi drzemkami na korytarzowych ławkach, dwa dni wolnego. To wolne, na które zasłużył sobie przecież z nawiązką, w jego wczorajszej wyobraźni (podczas stania w niemożliwych korkach z pracy do domu, słuchania modnie zachrypniętych głosów prowadzących pełną podtekstów pogawędkę w Good Evening! Seattle i odliczania czasu do ostatniego papierosa tej doby) wyglądało tak: spanie bez snów przynajmniej do południa, długa, gorąca kąpiel jak w greckiej łaźni, przebieżka z Rilkem przynajmniej dwugodzinna, croissant z masłem migdałowym spożywany bez pośpiechu na ławce w parku (przy zapatrywaniu się w siną dal botanicznego krajobrazu, z bębnem głowy zwolnionym od myśli), a potem dobra literatura przy równie dobrej muzyce i jakimś oczyszczającym soku z buraka. Wolne, które trafiło mu się w realnym świecie: pobudka o standardowej godzinie (ciało było już tak przyzwyczajone do porannej musztry, że nie dało się namówić przyjemną dziurą w kalendarzu do odpoczynku dłuższego o chociaż dwadzieścia minut), wpatrywanie się w ścianę przez trzy kwadranse z nadzieją, że jeszcze uda się zasnąć, przeterminowane mleko w lodówce, odchody Rilkego w łazience, bo wczoraj zapomniał wyprowadzić go na spacer (Newt był ostatnio naprawdę najgorszy! najgorszy w stosunku do własnego psiaka), zamknięta buda z pieczywem na rogu i do tego mięśnie odmawiające posłuszeństwa nerwom, skoro zdarzył im się dzień odstąpienia od zwykłej tresury. Cały był obolały, znowu niewyspany, znowu zdenerwowany każdą błahostką (dwudniowo zakurzonym parapetem na klatce schodowej, zbyt sumiastymi wąsami mężczyzny, którego psina próbowała zbałamucić Rilkego podczas krótkiej przechadzki, tym przeterminowanym mlekiem to najbardziej) i żałował teraz absolutnie, że nie może zagłuszyć tej niespodziewanej wolności standardowym, szybkim rytmem dnia pracy. Tak dawno nie był już sam i tak dawno nie był już w dzień poza szpitalem, że naprawdę nie miał pojęcia co ze sobą zrobić.
Kiedy odebrał telefon od Rae, przekalkulowanie tego wszystkiego zajęło mu dosłownie kilka sekund - chyba już w chwili, w której zaczynała zadawać pytanie wiedział, że odpowie twierdząco, bo potrzebował towarzystwa. To już nie była zachcianka, miły dodatek przyjacielski do jakiegoś piątkowego wieczoru, to była potrzeba - zatopić się w czyichś problemach, otumanić myśli cudzą obecnością. Być wsparciem dla kogoś, skoro dla siebie nie potrafiło się, mimo wielu prób. Poza tym Rae miała po prostu to coś w sobie, że potrafiła nie wiadomo skąd wywrócić ludziom życie do góry nogami, a Newt, ten jeden raz, nie miałby nic przeciwko.
Dlatego jego jedyną odpowiedzią na ten jakże dramatyczny apel przyjaciółki było jasne, już jadę, potem chwila siedzenia bez ruchu w aucie zanim odmroziła się przednia szyba, i już - na ratunek. Od czego - jeszcze nie wiedział, ale znając Rae znowu bojowała na śmierć i życie z Fitzem (którego Newt nigdy nie lubił, ha!) i, sądząc po głosie, znowu przegrała.
Dojechał pod wskazany adres, zaparkował auto po dziesięciu minutach krążenia po okolicy w celu znalezienia jakiegokolwiek wolnego miejsca i wysiadł, obwiązując szczelnie szalik wokół szyi. Było zimno. Jak to, kurwa, zawsze w tym mieście.
- Przybyłem. Chcesz zostać tutaj i porzucać kamieniami w okna tego adwokata czy jedziemy w jakieś spokojniejsze miejsce gdzie opowiesz mi, co się stało? Szczerze mówiąc wyglądasz, jakby przejechał po tobie walec - no, nie fizycznie, bo przecież atrakcyjna babka z niej była (nie, żeby Newt kiedykolwiek takie rzeczy zauważył, bo przecież a) przez większość dorosłego życia liczyła się dla niego pod tym względem tylko jedna kobieta, i b) znali się z Rae na tyle długo, że pewnie jakiekolwiek romantyczne perspektywy rozwiały się, kiedy kupował jej tampony w liceum), ale w spojrzeniu miała tyle desperacji i smutku, że Newt nie mógł tego znieść.
No, kiedyś spierze tego Fitza. A potem przypadkiem odłączy kroplówkę, kiedy trafi mu na oddział (oczywiście żarcik, hihi).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie znosiła przegrywać – zresztą, kto lubił? Im dłużej jednak trwała cała ta potyczka pomiędzy nią i Fitzem, tym silniejsze było w niej przekonanie, że to nie ma szans skończyć się dla niej w jakikolwiek sposób dobrze. W najlepszym wypadku będzie wolną prawie czterdziestoletnią rozwódką. Zdradzoną przez męża, nie mieszkającą już w ich wspólnym domu i – o, zgrozo – mającą pod opieką w swoim małym mieszkaniu ich psy, które w rzeczywistości nigdy nie były ich, bo zawsze były bardziej jego. W wypadku najgorszym do tego wszystkiego zyska jeszcze nowe zmarszczki, mnóstwo siwych włosów i całkowite emocjonalne rozpieprzenie, po którym będzie się musiała długo zbierać. Sama, z pomocą alkoholu i cholernych papierosów, co na pewno nie przysłuży się jej zdrowiu. Jeśli będzie miała szczęście, po kilku latach wykituje na zawał, marskość wątroby, może jakiegoś szybkiego raka, a jeśli nie…
Och, nie, litości, to przecież było żałosne. Była Raelynn McFadden (już-prawie-nie-Wainwright), do cholery, a użalała się nad sobą jak jakaś żałosna, rozhisteryzowana baba. Zresztą, przez ostatnia godzinę tym właśnie była – żałosną, rozhisteryzowaną babą. Robiącą sceny, podnoszącą głos, wyrzucającą z siebie niepotrzebne przekleństwa (okej, akurat przekleństwa w większości przypadków były jak najbardziej zasadne, zgodnie z jej życiową filozofią) i obijającą wnętrze własnych dłoni o twarde przedmioty – najpierw w porywie emocji w blat stołu w tej cholernej kancelarii, potem w dach własnego samochodu. Przykre. Musiała wziąć się w garść. Problem polegał na tym, że czuła, że nie potrafi tego zrobić tak po prostu, dlatego siedziała na przeklętym krawężniku, paląc kolejne fajki i czekając aż książę z bajki wyratuje ją od tego całego dramatu, jakim się stała. Z tym że księciem z bajki miał być Newt.
- Sama po sobie przejechałam. To był naprawdę podły widok, ciesz się, że nie musiałeś go oglądać – odpowiedziała, zerkając na niego z dołu i zaciągając się powoli po raz kolejny. Plusy były takie, że przynajmniej nie była już tym roztrzęsionym kłębkiem nerwów, który do niego dzwonił. Teraz była po prostu zła. Zwyczajnie wewnętrznie wkurwiona na absolutnie wszystko. Bo tak. - Dałam się podejść jak totalna gówniara. Ale to nie wina adwokata – zastrzegła od razu. Jej adwokat był naprawdę w porządku. Wprawdzie zdarzały jej się chwilę zwątpienia, kiedy przekonywał ją, że rozwiązanie rozwodu polubownie, bez orzekania o winie to najlepsza z możliwych opcji. - To też nie wina Fitza – dodała, bo przez ostatnich kilkanaście minut miała okazję zastanowić się nad wszystkim, co zaszło i dojść do wniosku, że to ona była kretynką. Fitz po prostu najwidoczniej miał już jej dość. Czy naprawdę można go winić? - Chcę się napić – odpowiedziała w końcu na jego pierwsze pytanie i podniosła się z tego nieszczęsnego krawężnika. Wyrzuciła dopalonego papierosa do studzienki kanalizacyjnej, po czym otrzepała tyłek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ich pokolenie (a może tylko przeklęta grupa znajomych, kto wie?) miało chyba problem z relacjami monogamicznymi: Rae na progu rozwodu, Newt właśnie wyrzucony na pobocze z pędzącego wehikułu związku, który też miał być na zawsze, masa znajomych ze studiów ogłaszająca dramatycznie w mediach społecznościowych (miał konto, używał bardzo sporadycznie, ale takie rzeczy rzucały się w oczy) batalie o podział majątku, który w tym wieku zdążyło się już nagromadzić... Newt, w chwili obecnej, miał tak dość wszystkiego związanego z miłością, że trwał w kilkudniowym postanowieniu wiecznego celibatu i biernego bojkotu czternastego lutego, czekoladek w kształcie serca i tych około tysiąca dwustu komedii romantycznych od Netflixa. Na wszystkie zakochane pary, trzymające się za dłonie w puchatych rękawiczkach, czy świergolących pod jemiołą nastolatków patrzył spode łba, i to tak, że nierzadko zmieniali stronę chodnika. Jeszcze się, kurwa, przekonają...
- Cieszę się, mam dość dramatycznych widoków na ten tydzień. Wiesz, w pracy wiecznie umierający ludzie, te sprawy - wyciągnął z kieszeni płaszcza papierosa (jeszcze nie wypalił wszystkich przydzielonych na dziś), i dołączył do Rae w smętnym dmuchaniu w mróz nikotynowym dymem. - Ale jeśli potrzebujesz wsparcia moralnego na kolejnym spotkaniu w kancelarii, to dzwoń. Najwyżej wezmę wolne, mam jeszcze z miesiąc i nie mam co z tym zrobić. Możesz nawet przygotować mi kartkę z żądaniami, będę mówił za ciebie, a ty tylko siedź, pięknie wyglądaj i nie daj się sprowokować - to była chyba jedyna pozytywna strona rozstania z Avą - że nie zdążył jej się oświadczyć, nie mieli wspomnień ze ślubnego przyjęcia i nie musiał teraz biegać po adwokatach żeby przekonać się, co mu się należało, a co powinien jej oddać. No i nie mieli dziecka. To czyniło cały ambaras znacznie prostszym (choć równie bolesnym - złamane serca chyba zawsze kłują tak samo).
- Jak to: to nie wina Fitza? To ty pakowałaś się do łóżka innym facetom? Nie? To przestań pierdolić. Masz absolutne prawo być na niego wściekła - rzucił, sam trochę zdenerwowany, bo piekielnie irytowało go samo w sobie pojęcie zdrady. Uważał, że to zwyczajne tchórzostwo - nie chcesz z kimś być, to nie bądź; rzuć mu papierami rozwodowymi w twarz albo wywal rzeczy za drzwi, ale nie rób frajera z kogoś, komu obiecywałeś wsparcie. Nie obchodziły go żadne okoliczności łagodzące, brak więzi emocjonalnej, podobne głupoty: nikt nie przykuwał nikogo łańcuchami do drugiego obywatela, więc było to chamstwo i brak kręgosłupa. Po prostu.
- Dobra, to idziemy do jakiejś knajpy. Znasz coś w okolicy? Przypnę sobie tylko pinezkę na mapach bo znowu zapomnę potem, gdzie zaparkowałem - ha, jaki wymiatacz technologiczny z tego dinozaura!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ha! Może faktycznie była przeklęta! Wcale by się nie zdziwiła, gdyby w przypływie gniewu jej świątobliwy tatuś postanowił rzucić klątwę na nią i cały jej związek z Fitzem tych kilkanaście lat temu, kiedy niefortunnie zaszła w ciążę i trzeba było jakoś ratować swoją własną godność szybkim ślubem. Wiedziała, że jej staruszek nigdy nie lubił Wainwrighta. Właściwie, jeśli miała być totalnie szczera, trochę się temu nie dziwiła. Nie żeby teraz, gdy wszystko systematycznie sypało się w imponującym tempie, sama miała przygotowaną litanię skarg i pretensji do swojego jeszcze-nadal-przez-jakiś-czas-męża. Chyba zwyczajnie trochę dorosła. Zrozumiała pewne rzeczy. Pan McFadden był typowym konserwatystą, miał mocno ugruntowane poglądy na świat i na instytucję małżeństwa, jako pastor miał również opinię, o którą z całą pewnością się troszczył – a tymczasem jego nastoletnia córeczka zaszła w nieplanowaną ciążę z nieco starszym kolegą z liceum. Buntowała się. Nosiła mocny makijaż. Obcięła włosy na krótko. Z całą pewnością nie tego się po niej spodziewał i nie tak próbował ją wychowywać. Na jego nieszczęście, Raelynn była odporna na wychowywanie. Zresztą, generalnie praktycznie od zawsze była odporna na wszelkiego rodzaju głosy rozsądku, skądkolwiek by nie pochodziły. Niestety, mimo że trochę dorosła, to akurat się w jej przypadku nie zmieniło.
- Widzisz, to jest ten problem – powiedziała i uśmiechnęła się nieco krzywo. Trochę do niego, bardziej do siebie – albo raczej do asfaltu na drodze, jakby czymkolwiek sobie na ten uśmiech zasłużył. - Ja chyba nie potrafię nie dać się sprowokować. Nie wiem, to idiotyczne, ale mam wrażenie, że on jak nikt inny wie, jak zagrać mi na nerwach, wkładając w to najmniej wysiłku. Myślisz, że to możliwe? – zapytała całkiem szczerze i z całkowitym spokojem. W jej głosie nie było nawet rozgoryczenia. Większość emocji włożyła już w minione spotkanie, w złość na samochód i w tę krótką rozmowę, którą przeprowadziła z Newtem przez telefon. Potem z każdą kolejną chwilą, którą spędziła na zimnym krawężniku, miała ich w sobie stopniowo coraz mniej aż w końcu doszła do etapu, na którym nie miała już w sobie żadnych reakcji. Żadnej iskry, żadnego zmarszczenia brwi, a nawet żadnego przekleństwa. Akumulator się wyczerpał. Miała dość. Potrzebowała się napić.
Zerknęła na Newta po jego podpalonej przemowie, a kąciki jej ust lekko uniosły się ku górze. Czyli jednak coś jeszcze się w niej tliło. To chyba dobrze. - Dzięki – powiedziała krótko, z wdzięcznością. Miał rację. Fitz ją zdradził, a jakby tego było mało, teraz miał cały ten nieszczęsny rozwód głęboko gdzieś. To ona się przejmowała, denerwowała i robiła z siebie kretynkę. Po co? W imię czego? Dorosłość była do dupy. Związki były do dupy. Wszystko było generalnie do dupy. - Nie znam, ale kiedy tu czekałam, zrobiłam mały research – stwierdziła i sama wyciągnęła swój telefon, żeby znowu spojrzeć na mapy. Nie tylko Newt był w ich teamie technologicznym wymiataczem, umówmy się. - Jest w pobliżu kilka restauracji, jakiś browar… Albo ewentualnie monopolowy i skwer. Wiesz, jak za starych dobrych czasów – powiedziała, uśmiechając się szeroko. Tak, oboje zbliżali się niby do czterdziestki i Rae sama przyłapywała się na tym, że była już zbyt wygodna na picie alkoholu w parkach jak jakaś nastolatka. Dlatego to było żartem… Chociaż na tym etapie nawet taką propozycją by nie pogardziła. Z jakiegoś powodu chamskie picie pod krzakiem wydawało jej się idealnym dopełnieniem tego pełnego wrażeń dnia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, było to całkiem możliwe; wiadomo, że duchowni każdego kalibru mają bezpośredni kontakt z opatrznością (różnych kształtów i wymiarów, zależnie od szerokości geograficznej na której praktykowało się przybliżanie zwykłym zjadaczom chleba świętości), i z pewnością mogą poprosić grzecznie, zwłaszcza w okresach przedświątecznych, o szybką klątwę rzuconą na swoją latorośl. Jeśli klątwa była szersza, i objęła też wszystkich bliskich znajomych, to Newt będzie miał z ojcem Raelynn do pogadania - z jednej strony miło byłoby zrzucić sercowe niepowodzenia na niematerialny byt maczający zbyt ciekawskie paluchy w życiu zwykłych śmiertelników, a z drugiej naprawdę niczym sobie przecież nie zasłużył. Był wierny? Był. Miał pracę (i to jaką w dodatku, z prestiżem, pensją powyżej średniej i misją)? Miał. Otwierał ukochanej drzwi do klatki schodowej i nosił ciężkie zakupy? Otwierał i zanosił (z windą w apartamentowcu nie było to wielkie poświęcenie, ale jednak). Ciężko było mu zrozumieć, co poszło nie tak; i chyba to właśnie, jego zupełna nieumiejętność odczytywania emocji kryjących się między słowami, stanowiło gwóźdź do trumny.
- Możliwe? To przecież normalne. Nikt nie potrafi wbić ci tak szpili jak ktoś, z kim spędziłaś pół życia i kto dokładnie wie, gdzie najbardziej będzie bolało - wzruszył ramionami w geście bezradności, bo było to paskudne, ale zupełnie nie wiedział, co można na to poradzić. - Powoli dochodzę do wniosku, że nie ma sensu pchać się w żadne długoterminowe związki. Od teraz będę stawiać drinki, zapraszać na noc i wypychać za drzwi bladym świtem - nie mówił tego tak zupełnie poważnie, bo tak naprawdę one night standy kojarzyły mu się z milionem problemów (od niezręczności całej sprawy przez choroby weneryczne po możliwość trafienia na pannę ze spluwą w torebce, która po zobaczeniu apartamentu odstrzeliłaby mu głowę), ale nie potrafił też obecnie wyobrazić sobie nawet, że zakocha się choćby raz jeszcze. Po co to komu?
- Chyba jesteśmy już za starzy żeby menelić na ławkach, Rae - spojrzał na przyjaciółkę spod uniesionej brwi, chowając zziębnięte dłonie w kieszenie płaszcza. - Jako stateczny obywatel przed czterdziestką głosuję za knajpą. W sumie zrobiłem się głodny.
Faktycznie, w brzuchu łaskotało go nieprzyjemnie, i chętnie wrzuciłby w przełyk kawałki jakiegoś średnio wysmażonego steka z masłem czosnkowym rozpływającym się na gorącej powłoce mięsa. Całować się przecież nie będą, nie?
- Prowadź. Mam nadzieję, że to niedaleko, bo inaczej stracę cię w wyniku organizmu wyniszczonego brakiem napojów wyskokowych - a tego nie chcieli!

zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Squire Park”