WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 1 -
środa, 10 listopada, tuż po porannej mszy
Spokój.
Jak wiele czasu minęło, kiedy Leopoldo ostatnio czuł się spokojny i zrelaksowany? Czasami wydawało mu się, że jego wewnętrzna walka z samym sobą trwa dziesiątki lat i wciąż nie zapowiada się na rozstrzygnięcie. Niekiedy natomiast spokój, definiowany raczej jako uwolnienie od jakichkolwiek emocji, odczuć i przemyśleń, zdawał się go wręcz przytłaczać. To poczucie pustki, jakby już nie był zdolny do odczuwania czegokolwiek, zarówno dobrych i złych rzeczy, zdawało się odbierać mu kolejne fragmenty człowieczeństwa i uniemożliwiać normalne kontakty z innymi ludźmi. Nie czuł nic, nie potrzebował nic, nic nie potrafił z siebie dać. Po prostu egzystował.
A potem nadchodziła jedna z tych nocy, kiedy po długim przewracaniu się w pustym łóżku udawało mu się zasnąć i widział . Sny były furtką do innego świata i Leo wiedział to tak dobrze, że często niemal natychmiast budził się z wszechogarniającym go fizycznym bólem, jakby każdy jego nerw napinał się do granic, a każde włókno mięśniowe płonęło żywym ogniem. Przeżywał znowu te chwile, gdy w kompletnym amoku krążył po szpitalnych korytarzach, czekając na wieści o żonie i dziecku. Jak żarliwie się wtedy modlił, jak błagał Boga o siłę dla Ellie i dla niego.
Ale to był dzień, gdy dla Leopoldo Bóg umarł.
*** Poranne bieganie w znajomych uliczkach czasami bywało nie do zniesienia, w końcu niemal każde mijane miejsce wiązało się dla niego z jakimś wspomnieniem. Niekiedy Rivera czuł się jak w filmie, gdy nagle cienie przeszłości pojawiały się na skraju jego pola widzenia, niemalże widział nastoletnich Ellie i siebie przechadzających się uliczkami, śmiejących się, obejmujących. Wydawało mu się wtedy, że traci zdrowe zmysły, o ile jeszcze jakieś zachował przez ostatnie trzy lata. Nic dziwnego, że dla odskoczni Leo potrzebował czasami zmiany otoczenia, a żadne miejsce nie było bardziej odmienne od jego codzienności niż jedna z bogatszych dzielnic miasta.
Sam nie wiedział, kiedy nogi mimowolnie zaprowadziły go w stronę dzwonu wzywającego na poranną mszę w tutejszym kościele. Niemal nieświadomy tego, gdzie się właśnie znajduje, wbiegł na dziedziniec pod budynkiem i już miał postawić stopę w progu, gdy nagle się zawahał, a ktoś jakby wylał mu kubeł zimnej wody na głowę.
Co ja robię? - pomyślał, wyciągając słuchawki z uszu i cofając się kilka kroków. Niemal wpadł na jakąś starszą kobietę, która zgromiła go wzrokiem. Wymamrotał przeprosiny i kierowany dziwną mocą, usunął się w cień obok wejścia do kościoła. Wkrótce dobiegły go pierwsze słowa kapłana, które słyszał w życiu setki razy i znał wciąż na pamięć tak dobrze, że niemalże mógłby sam stanąć w jego miejscu.
Pan z wami — usłyszał Rivera i nie potrafił powstrzymać pełnego żalu grymasu. Nie, głupcy. Pana nie ma z wami w najtrudniejszych momentach. Kiedy wszystko się pieprzy, jesteście skazani wyłącznie na siebie.
Słuchając kolejnych słów, prowadzących do aktu pokuty, Leo czuł, jak w jego wnętrzu narasta protest. Złość, którą czuł na Boga, kumulowana i żarząca się przez ostatnie lata, zachowywała się teraz jak rozgrzane węgle polane alkoholem. To ty powinieneś rozliczyć się przed nami ze swojego grzechu zaniedbania - zwrócił się w myślach do tego niebieskiego bytu, który przez całe życie jawił mu się jako opoka, dobry ojciec, teraz jednak zdawał się największym kłamcą. Miłosierdzie, dobre sobie. Bajka dla naiwnych i niepotrafiących myśleć samodzielnie, zbłąkanych owieczek, które bez pasterza nie trafią na noc do gospodarstwa.
Ponure przemyślenia towarzyszyły Riverze przez resztę nabożeństwa, którego słuchał, stojąc w przedsionku kościoła, zbyt wściekły by dołączyć do wiernych w środku, a jednocześnie zbyt spragniony czegoś znajomego i pewnego, by po prostu odejść przed zakończeniem mszy. Ze złością przyłapał się na tym, że podczas modlitwy Ojcze nasz w jego myślach huczy jej tekst. Przyzwyczajenie, nic poza tym.
Wkrótce rozległo się głośne i melodyjne Idźcie w pokoju Chrystusa, a niedługo później szuranie stóp i stłumione odgłosy kroków wiernych wychodzących ze świątyni. O poranku, w dzień powszedni, nie było ich zbyt wielu, zaledwie kilka osób, za którymi - w towarzystwie tej samej kobiety, na którą niemalże wpadł Leo - wyszedł kapłan. Zdążył już zdjąć zdobione szaty liturgiczne i dość żywiołowo omawiał coś z kobietą, która spostrzegła Leopolda, próbującego nieco niezgrabnie schować się głębiej w cieniu przedsionka i pozostać niezauważonym.
Brakło ci odwagi, synu, by wyznać swe grzechy wewnątrz świątyni? — spytała z przyganą w głosie, po czym nie czekając na reakcję Rivery ani towarzyszącego jej księdza, pożegnała się szybko z kapłanem i odmaszerowała tak sprawnie, jakby wcale nie miała tych osiemdziesięciu kilku lat, na które wyglądała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego dnia ewangelia miała dla Gabriela szczególne znaczenie. Być może dlatego z taką pasją opowiadał o kolejnych fragmentach Księgi Mądrości i z każdą minutą coraz bardziej zatracał się w wątpliwości, czy aby mówił jeszcze do wiernych, czy bardziej do siebie, próbując zaleczyć swoją zbolałą duszę tym, nad czym rozprawiał. Najwyraźniej na przestrzeni lat takie zabiegi wychodziły mu nie najgorzej, gdyż, mimo wielu perturbacji, pozostał przyodziany w sutannę, a z biegiem czasu zauważał, że na jego kazaniach pojawiało się coraz więcej ludzi. Odnajdywał ukojenie w wierze, toteż chciał dzielić się swoim sposobem z innymi, i choć w swojej karierze natrafił na kilka, do bólu beznadziejnych przypadków, tak wywiązywał się ze swojej misji kapłana całkiem obiecująco. Wszyscy, którzy go poznali, sumowali jego każdą mszę słowami, że jeszcze mu się chciało, jeszcze miał energię, jeszcze nie popadł w rutynę, naciskając na to irytujące go słówko "jeszcze", jakby na wzgardę czy inną kpinę, kiedy on zapytywał się, jakim cudem cokolwiek mogłoby ulec zmianie.

Naprawdę kochał to, co robił.
Naprawdę wierzył w to, co robił.
Naprawdę chciał, aby inni też uwierzyli i pokochali to, co robił.

Stary Testament. Ocena przedwczesnej śmierci sprawiedliwego.
- "Dusza jego podobała się Bogu, dlatego pospiesznie wyszedł spośród nieprawości." - czytał, starając się przy tych fragmentach każdorazowo przypominać sobie twarz swojej ukochanej matki, która od wielu już lat nie doświadczała ludzkich nieprzyjemności, a jemu, cóż, pozostawało tylko usilnie wierzyć, że rzeczywiście po swojej nagłej śmierci znalazła szczęścia i ukojenia. Gabriel nie widział już żadnych sińców i zadrapań na jej ciele. Nie słyszał już, jak zdziera sobie gardło, próbując przemówić pijanemu mężowi do rozsądku, ni wołając o pomoc sąsiadów z naprzeciwka. A przynajmniej nie na jawie. - "A ludzie patrzyli i nie pojmowali, ani sobie tego nie wzięli do serca, że łaska i miłosierdzie nad Jego wybranymi i nad świętymi Jego opatrzność."
Na początku też nie pojmował. Buntował się wszelkimi sposobami. Płakał, krzyczał, kopał i gryzł, ale nic z tych rzeczy nie przyniosło mu ulgi poza świadomością, że już nie męczyła się w piekle przemocy domowej. Och, i że, być może, to właśnie ona wymodliła mi z góry pójście do seminarium. Bo w końcu i on był spokojny, mając swój kąt, pracę, towarzystwo i szacunek. To ostatnie tak wielkie, że cieszył się nim nawet pośród ludzi czasem trzykrotnie od siebie starszych, uznających go za swego rodzaju autorytet. Choć wychowany na kulturalnego, każdorazowo chciał mówić, że o radę mógł co najwyżej sam ich spytać, niźli czynić na odwrót. Niemniej, finalnie, nigdy nic podobnego z jego ust nie wyszło. Przyjmował posłusznie wszystkich, pragnących pogadać o jakichkolwiek tematach, nawet o tak trywialnych, jak, przykładowo, wczorajszy mecz piłki nożnej. Nie odtrącał od siebie nikogo. Może, co najwyżej, innych duchownych. Paradoks.

Po głównym kazaniu oraz reszcie standardowych modlitw, nie dano mu tak po prostu odejść. Klasyka. Albowiem dosłownie chwilę po zakończeniu celebracji, ujrzał przy sobie starszą kobiecinę o znajomej twarzy - i to do tego stopnia znajomej, że potrafił przedstawić ową panią z imienia i nazwiska. Pani Marie Turner, przewodnicząca koła różańcowego. Znowu są kłopoty z salą dla nich, choć sam mam ostatnio problem z katechezami, bo proboszczowi zachciało się odmalowywać kilka pomieszczeń jednocześnie.
Za zamieszanie nie był w żaden sposób odpowiedzialny, toteż tematu nie ciągnął długo, bo nie miał dużego pola do manewru. Mimo jego raczej ugodowego nastawienia, jesienna pogoda nie sprzyjała zajęciom na dworze na tyle, aby tak łaskawie oddał pomieszczenie katechetyczne seniorom, co leciwa kobieta przyjęła raczej neutralnie, mrucząc coś o zmianie terminów spotkań już chyba bardziej pod nosem, niźli do Gabriela i w zasadzie, na tamten moment, jeden i drugi uczestnik rozmowy mieli się już rozstawać, aż nagle, zupełnie niespodziewanie, staruszka zerknęła w przedsionkową czeluść, wyławiając z niej, pogardliwym pytaniem, czyjąś sylwetkę. Jak się później okazało, wysokiego mężczyzny. Wyglądał na nieco speszonego, co w sumie kompletnie nie zdziwiło Baskerville'a.
- Nie ma się czego bać. Jeśli trzeba, zostanę nawet na ewentualne spowiedzi - spróbował wyprostować i jakkolwiek ocieplić zachowanie kobiety, choć absolutnie nie popierał takiego stawiania kogoś pod ścianą. Nawet, jeżeli Leopoldo wystałby całą jego mszę za progiem, nie zrobiłoby mu to różnicy. Wszyscy byli mile widziani w Kościele Św. Anny, ale nie musieli się do niczego zmuszać.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „St. Anne Catholic Church”