WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 4.
Padało przez całą noc a i o poranku kurtyna wody zdawała się nie rozrzedzać. Wczesnym świtem Kosa obudziły grube krople letniego deszczu, agresywnie uderzające o starą szybę; wdzierające się przez otwarte okno na nieduży parapet. Zalały część postrzępionych, wykrochmalonych firanek; na podłogowych deskach tworząc ciemniejszy pas wilgoci. Już wtedy Anton zdał sobie sprawę, że nadchodzącą dobą rządzić będzie bezlitosna melancholia. Nie sprawował dziś posługi przy ołtarzu, więc po południowym spotkaniu z jedną z grup wsparcia stanął w obliczu braku zajęć. Ulewa nie ustawała i chociaż słońce przedzierało się nieśmiało przez chmury przejażdżka na deskorolce bądź spacerek nie wchodziły w grę.
Ławka zatrzeszczała pod ciężarem jego ciała. Coraz częściej popadał w nostalgię a nieoczekiwana konfrontacja z Carol nie wprawiła szatyna w szampański nastrój na zbyt długo. Myślał, że udało mu się uciec od przeszłości. Naiwnie uznawał, iż przechytrzył przeznaczenie, naprawdę rozpoczynając z czystą kartą. Ufnie poświęcał się służeniu Bogu licząc na otrzymanie w darze nowej tożsamości. Z goryczą przyjmował cierpliwe, boskie odmowy pod postacią niespodziewanych spotkań oraz nawracających niepokojów. Ponadto, wielkimi susami zbliżała się rocznica śmierci Lizzie. Piąta. A wydawało się jakby raptem parę dni temu przedzierali się przez skoszone pola z Phillipem wesoło ujadającym przy nogach. Ah, Phillip. Gdyby nie konsekwencja z jaką zrywał wszelkie więzi zapewne nie zdecydowałby o oddaniu kundelka. Ale obecność psiego towarzysza pamiętającego dotyk ciepłych dłoni zmarłej właścicielki wyłącznie zaogniałaby niezagojoną ranę. Nie wiedział ile czasu minęło odkąd opadł na niewygodny klęcznik. Najwyraźniej sporo, ponieważ kolana Antka przeszywał charakterystyczny dyskomfort.
Idąc w stronę zakrystii w zautomatyzowanym odruchu omiótł spojrzeniem wnętrze kościoła. Dostrzegł trzy, posiwiałe główki najwierniejszych parafianek – miłość do Stwórcy uważających za oręż w walce ze strachem przed śmiercią. Poza tym dwójkę młodych ludzi, najpewniej parkę nowożeńców lub kandydatów na państwo młode oraz siedzącą w bocznej nawie matkę z dzieckiem na kolanach. Niespełna pięć kroków dzieliło go od drzwi; gdy spostrzegł kogoś niedającego zaklasyfikować się do jakiejkolwiek kategorii poznanej podczas półtorarocznej posługi kapłańskiej. Zatrzymał się i rozejrzał, poszukując któregoś z braci. Być może jeden z innych duchownych byłby w stanie zesłać błogosławieństwo oświecenia? Opowiedzieć o nieznajomej, tak; by do twarzy dołączyło imię oraz zarys historii? Niestety, został sam.
Pewnie nie podszedłby do kobiety, gdyby nie podniosła wzroku. Pamiętał te oczy. Podobne spoglądały na niego na pogrzebach; patrzyły z lustra tuż po odejściu Liz. Nie potrafił przejść obok nich obojętnie. Stać się tym, kogo sam potrzebował po śmierci Elizabeth - czy nie tak brzmiał cel Johna decydującego się na dołączenie do seminarium? Czy podziw oraz wdzięczność za życzliwość jakiej doświadczył ze strony księży nie dodawały skrzydeł, nie były paliwem pod codzienną energię?
Tym razem stare drewno nie stęknęło. Ławka zajmowana przez Atherton nie wydała z siebie żadnego odgłosu nawet kiedy Blackbird opadł na siedzenie. Dłuższy moment błękitne ślepia wpatrywały się naprzód; wreszcie kątem oka uwagą obdarzając Kenzie. Gdy intensywność spojrzenia Antona zmusiła szatynkę do spojrzenia w jego kierunku; powitał ją przyjaznym (choć przygaszony) uśmiechem.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5 ..........Już od samego rana przygnębiająca szarość spowiła ziemię, wpadając nie tylko do jej przestronnego mieszkania, ale i duszy, jednocześnie zarażając ją melancholią i otępieniem. I znów obudziła się pełna smutku, żalu i tęsknoty — tej samej tęsknoty, która towarzyszy jej od śmierci Matthew. Minęły dwa miesiące, dwa długie miesiące, a ona wciąż nie potrafi się pogodzić z jego odejściem, pomimo tego, że zdążyła się z nim pożegnać. Miała czas po raz ostatni go przytulić, porozmawiać z nim, pocałować w czoło i obiecać, że niedługo do niego dołączy — gdziekolwiek się nie znajdzie. Czy będzie to Raj, w który wierzą chrześcijanie? A może zupełnie nowe życie, w innych czasach i innym kraju? Nie ma pojęcia. Chce jednak wierzyć, że znowu się spotkają.
..........Wydawało jej się, że będzie łatwiej, że zdążyła się już pogodzić z utratą najlepszego przyjaciela. I czasami faktycznie jest lepiej — czasami znowu potrafi się uśmiechnąć, potrafi żyć tak, jak żyć powinna. Zdarzają się jednak dni takie, jak dzisiaj, gdy wszystko do niej wraca. Kiedy do jej głowy wkrada się tęsknota, wątpliwości i milion pytań, na które nie potrafi znaleźć odpowiedzi. Mimo to wciąż ich szuka, dzień po dniu. Poszukiwania te zaś zaprowadzają ją w różne miejsca — czasem na cmentarz, gdzie znajduje się grób Matta, innym razem w jego ulubione miejsca, a dzisiaj… Dzisiaj do kościoła. W miejsce, w którym po raz ostatni była wiele lat temu.
..........Szarość. Wszędzie smutna szarość.
..........Nawet w tym wielkim, starym budynku, do którego wiele osób przychodzi w poszukiwaniu miłości tego Jedynego, Stwórcy wszystkiego — Boga. Tego, który ponoć nas kocha, który sprawuje nad nami pieczę, który nam wybacza i za nas cierpi. Już dawno te wszystkie opowieści wcisnęła w kategorię bajek dla dzieci. Z czasem jednak zrozumiała, że niektórzy po prostu potrzebują w coś wierzyć. I chciałaby być tacy, jak oni — chciałaby wierzyć w Raj, do którego idzie się po śmierci. Może wtedy czułaby się lepiej? Może szybciej pogodziłaby się ze śmiercią przyjaciela, wiedząc, że jest szczęśliwy? Ale nawet jego śmierć nie sprawiła, że nagle stała się wierząca. Coś ją jednak dzisiaj tknęło. Jakiś dziwny impuls kazał wejść do świątyni i usiąść w jednej z drewnianych ławek. Nie zamierzała się modlić. Po prostu chciała usiąść i pomyśleć — w ciszy i dziwnym spokoju.
..........Kątem oka widzi, jak jeden z kapłanów podchodzi do miejsca, w którym siedzi i w milczeniu siada niedaleko niej. Nie wie ile czasu minęło odkąd tu przyszła, ale kiedy zerka przez niewielki witrażyk, szybko orientuje się, że pogoda wciąż jest ta sama — szara, smutna i ponura.
..........Zupełnie jak ona.
..........Dopiero po dłuższej chwili, czując wwiercające się w nią spojrzenie mężczyzny, pozwala sobie spojrzeć na nieznajomego. Niepewnie, ale z odrobiną ciekawości. Nie ma pojęcia jak zacząć rozmowę, bo nawet nie jest w stanie przed samą sobą wytłumaczyć co tu tak właściwie robi. Zastanawia się jednak dlaczego przysiadł się akurat do niej. Czy tak bardzo tutaj nie pasuje, że zauważył to już z daleka?
..........Czemu akurat ja? — pyta więc, odrobinę niejasno, przekrzywiając nieco głowę na bok, gdy teraz i ona wbija w niego swoje przenikliwe spojrzenie. Przecież jest tyle ludzi — młode małżeństwo, kobieta z dzieckiem, osoby starsze. Dlaczego ja? Nie dodaje jednak nic więcej, po prostu czeka.
Ostatnio zmieniony 2020-08-26, 16:46 przez Kenzie Atherton, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Śmierć potrafiła zadziałać na dwa sposoby: umacniając bądź rujnując przeświadczenie o istnieniu Wyższej Siły sprawczej. Wszystko zależało od okoliczności, od tego czy umierający należał do grupy kościelnej czy raczej od nich stronił. Rozstanie z małżonką zdecydowanie wzmocniło ufność Antka w moc niewidzialnego Stwórcy. Łatwo było odnaleźć ukojenie w filozofii tak mocno związanej z Liz. Jako dziewczyna pochodząca z wyjątkowo uduchowionej rodziny, (momentami ślepe) oddanie religii wypiła wraz z matczynym mlekiem. W zasadzie Blackbird również urodził się w katolickim domu; acz dopiero przy ukochanej zaangażował się w życie wspólnoty. Nigdy nie należeli do nadgorliwców egzaltujących przywiązanie do kościoła, ale nie byli również współczesną parką promującą modne, progresywne ideologie.
- Pytasz dlaczego Cię to spotkało czy dlaczego przy Tobie usiadłem? – uśmiech na wargach mężczyzny poszerzył się nieco, choć bezustannie nosząc ślady współczucia i zrozumienia. Po prawdzie, szatyn wykonywał „skok wiary”. Ufał intuicji. Ufał; że przy święceniach Duch Święty ofiarował mu dar poszerzający naturalne granice człowieczej empatii. Współodczuwał znacznie intensywniej od zwykłych śmiertelników i poprzysiągł wykorzystywać swój wyjątkowy instynkt do czynienia dobra i zabierania z ludzkich barków niepotrzebnego bądź nadmiernego ciężaru. Nienachalnie przysunął się bliżej nieznajomej, coby nie przeszkadzać pozostałym wiernym i nie roznosić echa po całym kościele. – Na oba pytania mam taką samą, mało satysfakcjonującą odpowiedź... – a zaprezentował ją poprzez delikatnie wzruszenie ramion. Nie potrafił powiedzieć czemu Bóg naprowadził ich na siebie ani tym bardziej dlaczego nakazał kobiecie konfrontację z Kostuchą. Ponieważ Anton był pewien tego jednego: chodziło o śmierć. Po własnych doświadczeniach umiał nie tyle dostrzec, co wyczuć żałobę. Niekiedy wydawało mu się nawet, że rozpoznaje ją po zapachu. Tak jak radość oraz umiłowanie identyfikował z wonią mirry, kadzideł oraz świeżo skoszonej trawy; tak mając do czynienia z rozpaczą natychmiastowo doznawał nieprzyjemnego rozdrażniania, a w nozdrzach zdawał się osiadać swąd palonego drewna. – Nie powinnaś być teraz sama. Nie musimy rozmawiać. – z westchnieniem łokcie oparł o ławkę, a splótłszy ręce delikatnie ułożył ułożył na nich czoło. – Możemy posiedzieć razem w ciszy. – nie wpisując się w sztab superbohaterów zdolnych czytać w myślach oraz nie mierząc wszystkich własną miarkę; Blackbird nie umiał dokładnie przewidzieć czego potrzebowała. Najbezpieczniejsze zdawało się założenie, iż jej zraniona dusza pragnie ukojenia w milczeniu. Jeżeli okaże się, że wymaga dyskusji; wysłuchania bądź spowiedzi – duchowny pozostawał w pobliżu, tymczasem błogosławiąc niemą obecnością. Z założenia pokrzepiającym towarzystwem.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........W jej rodzinie jest różnie — część wierzy, część nie, aczkolwiek nigdy nie odczuła presji związanej z jakąkolwiek religią. Sama wyrosła w przekonaniu, że nie wie, po prostu. Może Bóg istnieje, a może nie; może istnieje wielu Bogów, a może sprawa wygląda jeszcze inaczej. Nie ma pojęcia i do tej pory nie poświęcała zbyt dużo czasu na zastanawianie się nad tym. Ot, nie czuła takiej potrzeby, bo miała inne sprawy na głowie. Nauka, zajęcia pozalekcyjne, przyjaciele, chłopcy, dobra zabawa, z czasem wymarzona praca. Nawet kiedy dowiedziała się o chorobie Matta, jej myśli kręciły się tylko wokół niego i tego, jak jej życie będzie wyglądało bez niego. Dopiero gdy zmarł, gdy została sama — a przynajmniej tak się czuła — zaczęła się zastanawiać. Czy ktoś nad nimi czuwa? Czy Matt trafił do lepszego miejsca, skąd może na nią patrzeć? A może przestał istnieć wraz z ostatnim uderzeniem swojego serca? Chciałaby się dowiedzieć, ale wie, że nie ma na to szansy. Nie ma jak sprawdzić, czy Bóg faktycznie istnieje, można jedynie wierzyć — a jej przychodzi to z trudem.
..........Nie zmienia to faktu, że z jakiegoś powodu się tu pojawiła — w kościele. Na nic jednak nie liczy — ani na nagły przypływ wiary, ani na dostaniu jakiejkolwiek odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie, nawet na towarzystwo drugiej osoby. To ostatnie jednak dostaje wraz z dosiadającym się do niej księdzem — i choć jego pojawienie się jest dość niespodziewane, nie przeciwstawia się mu. Może jednak warto z kimś o tym porozmawiać? O utracie najbliższego przyjaciela, o swoim zagubieniu i myślach co teraz? Do tej pory unikała takich tematów, przed bliskimi udając, że wszystko jest w porządku — że owszem, boli, ale daje radę. Rozmowa z obcym człowiekiem to jednak coś innego. A to, że mężczyzna jest duchownym, niczego nie zmienia. Dla niej równie dobrze mógłby być barmanem albo psychologiem, gdzie do tego drugiego księżom jest zdecydowanie bliżej.
..........To i to, tak myślę — odpowiada po chwili namysłu, bo chociaż początkowo chodziło jej dlaczego podszedł akurat do niej, to pierwsze pytanie również krąży po jej myślach i to zdecydowanie dłużej, niż kilka sekund. Jego odpowiedź jednak jej zdecydowanie nie satysfakcjonuje, ale czego innego mogłaby się spodziewać? Że ten oto przypadkowy mężczyzna nagle dostarczy jej wszystkie odpowiedzi? Ah, gdyby to było takie proste… Zdecydowanie przyszłaby tutaj dużo wcześniej. Zdaje sobie jednak sprawę, że na te pytania albo sama musi znaleźć odpowiedzi, albo nie znajdzie ich nigdy. Drugi człowiek zaś może tylko ją do nich przybliżyć. Docenia mimo to fakt, że — przynajmniej na razie — nie próbuje wcisnąć jej tekstu, że Bóg tak chciał, bo to na pewno by jej nie pomogło.
..........Nie powinnam, a jednak jestem. Bo jedynej osoby, która mnie rozumiała, już nie ma. Ale tak bywa, prawda? Śmierci nie pokonamy — wzdycha cicho, poniekąd dając mu do zrozumienia, że nie chce siedzieć w ciszy. Już za długo milczała, za długo z nikim o tym wszystkim nie rozmawiała — a łatwiej jest otworzyć się przed nieznajomym, niż przed bliskimi osobami. Przed Mattem nie miałaby takich oporów, ale rodzice, rodzeństwo, jej były, nawet Sebastian, który przecież zna jej ból… To zupełnie co innego. I sama nie wie dlaczego, dlaczego tak trudno jest się przed nimi otworzyć, a kiedy siada obok niej obcy mężczyzna, chce mu powiedzieć tak wiele.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W większości przypadków ludzie nie wiedzieli co mówić. Żywy kontakt ze śmiercią – o której istnieniu jesteśmy przecież przekonani, ale która niejednokrotnie tkwi w sferze abstrakcji – bywa tak olbrzymim szokiem, że samo wyobrażenie ogromu cierpienia strony dotkniętej stratą zdaje się niemożliwym. Tak naprawdę nikt nie potrafi posługiwać się tym tajemnym językiem póki nie doświadczy owej osobliwej rozpaczy. Właśnie dlatego Anton unikał obnażania się z osobistych sekretów i wyznawania komukolwiek prawdy o swym stanie cywilnym. Nawet na pogrzebach nie zezwalał sobie na podobnego rodzaju ekshibicjonizm – tak czy inaczej, wątpił by parafianie wiedzieli jak zareagować. Koniec końców mówimy o księdzu. Duchowny będący równocześnie wdowcem? Boże najwyższy, co zrobić; co powiedzieć? Oczywiście, fakt owdowienia z pewnością uczyniłby go jeszcze bardziej człowieczym i bliskim – w końcu doznał miłości. Otrzymał błogosławieństwo odwzajemnionego kochania a później je stracił: tak, jak większość śmiertelników. Niemniej, Kos wciąż trzymał w duszy niedoprecyzowane blokady. Gdyby powiedział A uważałby; iż należy dodać B. Pojawiłyby się pytania: skąd „pomysł” na wstąpienie do seminarium, przyjęcie święceń? Czy to nie kaprys umęczonego ducha, poszukującego tymczasowego ukojenia w ramionach celibatu oraz romantycznej wizji „jedynej” miłości? Część Blacky’ego obawiała się wspomnianej zagadki. Co jeżeli nieuleczalny romantyzm wziął górę i za pięć lat perspektywa wiecznego oddania temu co namacalne zacznie doskwierać potrzebom ciała? Cóż, szczęśliwie, na ten moment szatyn nie posiadał wątpliwości i wierzył; by przyszłość niosła następną ukochaną.
Daleki był od wciskania komukolwiek kitu w stylu Bóg tak chciał. Nie tak dawno temu wspominał znajomej, że gdyby powyższym usprawiedliwieniem tłumaczył tragiczny wypadek Lizzie prędko utraciłby ufność w Stwórcę. Odrzucał wizję przeznaczenia oraz planu boskiego. Nie było żadnego planu. Być może to herezja w ustach duszpasterza, aczkolwiek świat zdawał się Antkowi jedną wielką improwizacją.
- Tak bywa... – mruknął ze smutkiem, jakby wewnętrznie rozważając słowa dziewczyny i zatapiając się w reminiscencjach tego jak „bywało” a jak „bywa” aktualnie. – Nie wiem czy pokonanie śmierci w jakikolwiek sposób by nas usatysfakcjonowało. To tylko przejście; pomost pomiędzy tym co znamy a mistyczną rzeczywistością. – wpatrując się w ołtarz powtórzył to, co powtarzał sobie przez okres kapłańskich nauk. Bezustannie tkwił w żałobie, wciąż nie pogodził się z odejściem Elizabeth; lecz przyjmował do siebie fakty. Zrozumiał, iż tęsknota będzie towarzyszyła mu zawsze; że czas wcale nie leczy ran wyłącznie łagodząc ból. Akceptacja realiów takimi, jakimi były – akceptacja ich brutalności oraz bezkompromisowości pozwoliła Blackbirdowi na refleksje znacznie wartościowsze od bezsensownego rozważania ewentualnego samobójstwa. Miło było wierzyć, iż Liz odnalazła spokój. Jeśli to prawda – zazdrościł owego spokoju. Jemu zostało kąpanie się w pokrzepiającej pewności, że „przynajmniej nie cierpiała”. – Jaka była... ta osoba? – zwróciwszy twarz ku nieznajomej, uniósł kąciki ust minimalnie do góry. – Co czyniło ją inną..., lepszą od pozostałych?
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Przeżyła już śmierć kogoś z rodziny wiele razy. Ciotki, wujkowie, kuzyni i kuzynki — nie zliczy ile razy była na pogrzebie i patrzyła na te wszystkie zapłakane twarze, samej czując jedynie smutek. Zazwyczaj bowiem znała te osoby jedynie z rodzinnych imprez, na których wymieniła z nimi raptem kilka uprzejmości albo wdała się w bardzo krótką pogawędkę. Nie miała okazji dobrze ich poznać, nie miała okazji się przywiązać. Nic dziwnego, że sama nie płakała, nie czuła się zdruzgotana tak, jak osoby bliższe zmarłemu. Poniekąd więc nie wiedziała co to znaczy kogoś stracić, nie tak naprawdę. Wiedziała, że kiedyś dotknie to i ją, ale nie sądziła, że tak szybko; nie sądziła, że to Matta właśnie straci. Podświadomie przygotowywała się zapewne na śmierć dziadków lub rodziców, ale nie osoby, która była jeszcze młoda i miała całe życie przed sobą. Mieli wspólne plany, wspólne marzenia… I wszystko to poszło się jebać wraz z wynikami jego badań.
..........Początkowo nie chciała w to uwierzyć. Chyba nikt nie chciał, szczególnie jego rodzice. O dziwo, najszybciej zaakceptował to właśnie Matt — pogodził się ze swoją rychłą śmiercią i próbował na wszystkie sposoby sprawić, aby pogodzili się z tym również wszyscy jego bliscy. I poniekąd tak się stało, dzięki czemu Kenzie po jego śmierci nie załamała się całkowicie. Mogła więc wrócić w pełni do pracy i wszystkich swoich poprzednich zajęć, jednocześnie nie mając już w życiu dwóch najbliższych osób — przyjaciela i chłopaka, z którym się przez to wszystko rozstała. Nic dziwnego, że nie do końca dawała sobie radę, ba!, dalej nie daje i chyba właśnie przez to wylądowała tutaj. Bo gdyby wszystko było w porządku, zapewne nie postawiłaby tutaj swojej nogi, nie mając tu czego szukać.
..........Czy szuka tu wiary? Jeśli tak, to nie tej w Boga. Chyba chce po prostu usłyszeć to, że ktoś wierzy, że Matt trafił do lepszego miejsca, że jest jakieś lepsze miejsce. Sama nie potrafi w to uwierzyć, wszystko to brzmi dla niej, jak piękne bajki, zbyt piękne i czasem nieprawdopodobne, aby były prawdziwe.
..........Widzi pan, problem w tym, że trafił pan na osobę niewierzącą, więc te wszystkie gadki o Raju, mistycznej rzeczywistości czy jakkolwiek by to nazwać, po prostu do mnie nie trafiają — mówi, wzruszając delikatnie ramionami, a spojrzenie znowu przenosi na ołtarz, na który wcześniej patrzyła. Naprawdę podziwia ludzi, którzy w to wierzą i jednocześnie dziwi się, jak ludzie, którzy doznali ogromnych strat, wciąż mogą wierzyć w miłosiernego Boga? To nie tak, że Kenzie kompletnie nie wierzy, bo nie wyklucza istnienia jakiejś Siły Wyższej, ale jeśli ona faktycznie istnieje, prędzej ma ich wszystkich głęboko gdzieś. Pozostawiła ludzkość samej sobie i po prostu odeszła.
..........Wcale nie był lepszy. Był wyjątkowy na swój sposób, jak każdy — odpowiada po chwili namysłu, odrobinę marszcząc brwi w zamyśleniu. — Był po prostu… Sobą. Był przyjacielski, wesoły, pełen energii i współczucia. Potrafił słuchać, potrafił pocieszać. Był dla mnie, jak brat — wzdycha cicho, zagryzając zęby na dolnej wardze, gdy czuje, jak do oczu po raz kolejny napływają łzy. Dawno już nie płakała i myślała, że ma to za sobą, ale najwidoczniej nie do końca. Nie chce jednak teraz płakać, nie tutaj, nie przy obcym mężczyźnie. Przy nikim w zasadzie.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

U Antona było inaczej. Przed odejściem małżonki nie spotkał się z gwałtownym rodzajem śmierci. Dotychczas przychodziła niezauważenie. Milcząca i spokojna. Na tajemniczą „drugą stronę” zabrała zaledwie czwórkę bliskich: starego wujka, prababkę i dziadków – wszystkich we śnie. Sprawiała wrażenie nad wyraz łagodnego zjawiska, takiego wokół którego narosły krzywdzące mity, skutecznie zaburzające jej rzeczywisty charakter. Dopiero wypadek Elizabeth skonfrontował Blackbirda z okrucieństwem świata. W przeciągu sekundy znienawidził obie strony medalu: zarówno śmierć jak i życie.
Istnienie straciło smak bądź sens. Jak zresztą wszystko wokół. Niekiedy wydawało mu się, że sam umarł – pozostawał przywiązaną do drewnianej, wiejskiej chałupki zjawą. Fantazjował o dołączeniu do Lizzie. Nawet nie zdążył się z nią pożegnać. Jednej chwili słyszał w uszach toczące się po nierównym chodniku koła zniszczonego roweru, w powietrzu dźwięczała symfonia rozklekotanych przerzutek oraz szelestu spódnicy. W drugiej dominowało grobowe milczenie. Kenzie mogła przynajmniej powiedzieć to, co pragnęła; aby Matt usłyszał. Tyle przyrzeczeń, słodkich słów oraz przekomarzań Kos planował wyśpiewać jeszcze lubej – tyle ich przepadło: niezliczona ilość drobnostek zdolnych wejść w objęcia stanowczego, finalnego kocham. Zamiast kocham, ostatnią rzeczą jaką Ela usłyszała od męża okazało się: „Trzeba będzie przyciąć trawę pod oknami”. Niczego nie przyciął – aktualnie zarosła dziko aż ponad zewnętrzne parapety.
Słowo „Pan” wyginało wargi duchownego w delikatny łuk rozbawienia. Rzadko kiedy ktoś mówił do niego w ten sposób, w podobnie nonszalanckim tonie. – Nie muszą. Nie będę Cię do niczego namawiał. Mówię co sam myślę. – a naprawdę ufał, że „gdzieś tam” jest coś lepszego... Lepszego od stania w kolejkach do lekarza, od zimnej herbaty (o której znowu zapomniałeś), od rachunków i drzazg. Jeżeli nie trafią do Raju... po cholerę w ogóle gdziekolwiek trafiać? – Bardzo dyplomatyczne podejście. – okej, okej; on też umiał dostrzec dobro w absolutnie każdym. Choćby największej mendzie we wszechświecie. Każdy był wyjątkowy, co nie zmienia faktu; iż uniwersalna prawda wypowiedziana na głos brzmiała niby pusty frazes. Hasło z magnesu na lodówkę.
Zadowolenie zeszło z ust Antka, gdy w grę zaczęły wchodzić łzy. Wykrzywiwszy się nieco przeniósł wzrok przed siebie. Wolał udawać, że nie widzi – no bo nie wiadomo kim jest siedząca obok kobieta a on i tak mocno naruszał jej prywatę. – Miło mieć kogoś takiego, prawda? – dłuższa pauza ofiarowała pierwsze skrzypce akompaniamentowi stworzonemu przez nieśmiałe odkaszlnięcie staruszki z pierwszej ławki. Odgłos splótł się w tercecie z szuraniem czyichś nóg i piskiem trzymanego w matczynych ramionach niemowlęcia. Tyle ciepłej energii w tak niezwykle chłodnym pomieszczeniu. – Może w przyszłości nauczymy się doceniać ulotną obecność tych, których mieliśmy zamiast poświęcać energię na wieczne opłakiwanie ich odejścia. – marzenie ściętej głowy? Czy wciąż gadał do niej czy między wierszami, bezwiednie zaczął opowiadać o sobie? – Znam to uczucie. Również straciłem kogoś bliskiego. Bratnią duszę. Trzeba wierzyć, że nadejdą kolejne. – ugh, nie zabrzmiało zbyt przekonywująco; gdyż sam nie wierzył w spotkanie duszyczki równie wyrozumiałej i uczuciowej jak Lizki. – Nadejdą koleje. – stąd powtórzenie, wyrzucone z mocą.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Owszem, ona miała okazję się pożegnać. Miała okazję szeptać mu do ucha milion obietnic, które już spełniła, spełni albo które były jedynie pustymi słowami bez pokrycia, aby w ostatnich dniach swojego życia poczuł się choć odrobinę lepiej. Może nie powinna; może nie powinna go okłamywać, ale on i tak ją znał. Znał ją doskonale i wiedział, że w tamtym momencie jest w stanie powiedzieć mu wszystko i nie wszystkie jej słowa są prawdziwe. I nie miał jej tego za złe, bo taki właśnie był Matt.
..........Nie chce nawet myśleć jakby to wszystko wyglądało, gdyby nie miała tych kilku miesięcy; gdyby straciła go nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Nie przeżyłaby tego, nie pozbierałaby się po tym tak łatwo. Ale może przynajmniej nie odsunęłaby się wtedy od swojego chłopaka? Może wciąż byliby razem, wspierali się w tej tragedii, a ona nie trafiłaby tutaj w poszukiwaniu jakichkolwiek odpowiedzi? Może. Możliwych ścieżek było wiele, ale żadna z pozostałych nie ma już znaczenia, gdy jedna z nich się ziściła. Tak potoczył się los i już nic tego nie zmieni. Może się jedynie cieszyć, że ona nie trafiła na tę najgorszą opcję.
..........Zawsze mogło być gorzej.
..........Często powtarza sobie te właśnie słowa. Nie chce się nad sobą użalać; nie chce uważać, że spotkała ją najgorsza niesprawiedliwość. Większe prawo do tego miał sam Matt, gdy jeszcze żył, a nigdy nie usłyszała z jego ust ani słowa przepełnionego złością czy żalem. Pogodził się z tym, przyjął swój los i naprawdę go za to podziwiała. Czy ona by tak potrafiła, gdyby to o jej życie chodziło? Oczywiście, że nie. Nie potrafiła tak nawet, gdy nie chodziło o jej życie, a życie najlepszego przyjaciela.
..........Trochę zazdroszczę — mówi w zamyśleniu, znowu bawiąc się w zamyśleniu swoim pierścionkiem, który kiedyś dostała od Matta w prezencie. Ostatnio często to robi, szczególnie kiedy myśli o przyjacielu. — To musi być naprawdę pocieszające, wierzyć w coś lepszego, w lepsze miejsce po śmierci — dodaje po chwili, spoglądając na mężczyznę z lekkim uśmiechem. Coraz częściej zastanawia się czy osobom wierzącym nie jest dzięki temu po prostu łatwiej — łatwiej pogodzić się ze stratą bliskiej osoby, gdy jest się pewnym, że jest w lepszym miejscu. Ona jednak, choćby chciała, nie potrafi uwierzyć w życie po śmierci. Niestety jest typem, która potrzebuje zobaczyć coś na własne oczy, aby w to uwierzyć.
..........Bierze głęboki wdech, aby uspokoić własne emocje i pozbyć się z oczu łez. Z trudem, ale wreszcie jej się to udaje. Nawet lekko się uśmiecha, nie chcąc pokazać po sobie, że miała chwilę słabości. Musi się w końcu nauczyć rozmawiać o Matthew bez ronienia łez.
..........Bardzo miło — zgadza się, kiwając lekko głową. Myśl, że ma do kogo zwrócić się o pomoc, że ma kogoś, komu ufa i istnieje ktoś, kto zna ją lepiej niż ona sama, naprawdę był pokrzepiający. Trudno jest więc pogodzić się z odejściem takiej osoby. Musi jednak przyznać, że jest odrobinę zaskoczona, gdy mężczyzna przyznaje się, że wie, jak się czuje. Że miał kiedyś swoją bratnią duszę. — Kim była ta osoba? — pyta z ciekawością, dopiero po chwili orientują się, że to może nie jest odpowiednie pytanie. — Przepraszam. Nie musi pan odpowiadać — dodaje więc zaraz, posyłając mu przepraszający uśmiech. — Ale ma pan rację, nadejdą kolejne. W to nie ma co wątpić — mówi jeszcze, opierając się o drewniane oparcie ławki, aby spojrzeć w górę na stary, poszarzały, ale wciąż piękny sufit. Może i Matt był tylko jeden, ale to nie oznacza, że w jej życiu nie pojawi się kolejna osoba, której będzie mogła zaufać tak, jak jemu.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W takim razie była znacznie silniejsza od Johna. On nie dawał rady. Uginał się pod ciężarem żałoby, użalał nad sobą i swym zagubieniem. Tuż po śmierci Elizabeth, nie potrafiąc odnaleźć właściwej drogi dzień w dzień opróżniał butelki zatracając w spirali autodestrukcji. Fakt, iż udało mu się wyjść z alkoholizmu; że wciąż żył – siedział w kościelnej ławce umiejętnie pojmując źródło ból siedzącej obok kobiety pozostawał prawdziwym cudem. Jakże nie przyjąć święceń po doświadczeniu tylu kuriozów? Bez dwóch zdań czuwała nad nim niezbadana Wyższa Siła: co do tej jednej kwestii Anton nie posiadał absolutnie żadnych wątpliwości.
Wypowiedź nieznajomej wykrzywiła blade wargi w łuk subtelnego zniesmaczenia. Czy pomimo błogosławieństw jakie na niego spłynęły posiadał rzeczywistość godną pozazdroszczenia? Po prawdzie, szatyn egzystował w wygodnej bańce białych kłamstw. Religia jawiła się jako ostatni powód do dalszej walki i zapewne z owego względu chwycił się jej niczym tonący brzytwy. Wspieranie potrzebujących dopełniało istnienie duchownego, ale gdyby się na moment zatrzymał dostrzegłby jak marną cząstką niegdysiejszego jestestwa stało się kapłaństwo. Być może z tego względu wchodził w rolę podręcznikowego pracoholika odmawiającego zrobienia sobie choćby chwilowej przerwy? Ponadto, relacje Antka ze Stwórcą bywały różne. Z jednej strony chłopak wierzył w Boga – osobliwą moc, zdolność wyratowania z opresji oraz nieustępującą opiekę. Z drugiej negował pojęcie „boskiego planu”. Gdyby śmierć Lizzie okazała się częścią powyższego, Johnny doznałby gwałtownego załamania wiary. Acz nie do końca załamania – zwyczajnie zostałaby ona unicestwiona; starta w proch. W jakimś stopniu, w głębi rozbitego serca Kos rozważał wspomniane wątki i coraz mocniej przekonywał się, że nienawiść (również do Jedynego) jest wyłącznie kolejną stroną miłości. Cieniem bez którego ludzie nie poznaliby światła.
- W porządku, nie ma za co. Była moją żoną. – westchnąwszy, opadł plecami na oparcie ławki. Rzadko rozmawiał o przeszłości. Szczególnie z parafianami. Tylko garstka spośród nich znała historię wikariusza. Opowiadanie o czasach sprzed wypadku wydawało się dziwaczne. Wprowadzało w delikatny dyskomfort. – Pięć lat temu... – krótkie wahanie ścisnęło ciało Blackbirda serią napięć sugerujących, aby się wycofał. Zamknął te drzwi, nim będzie za późno; nim rozpadnie się na milion kawałków przed osobą która powinna otrzymać fundament nadziei na wyleczenie duszy z tęsknoty. Jego ducha bezustannie trawił ogień goryczy. – Pięć lat temu miała wypadek. – sposób w jaki zakończył wypowiedź mówił znacznie więcej niż to, co niewypowiedziane.
Nie zdążył się pożegnać. Odczuwał niezrozumienie i niesprawiedliwość płynącą z raptowności zdarzenia. Pół dekady nie zdołało uzdrowić z gniewu. – Jeszcze nie do końca nauczyłem się o niej mówić... w czasie przeszłym. – twarz rozmówczyni omiótł miękkim, przepraszającym wzrokiem. Wolałby reprezentować optymistyczne widoki na przyszłość.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Czy jest silniejsza? Od niektórych na pewno, od innych zdecydowanie nie. To, że poradziła sobie w tej konkretnej sytuacji, wcale nie oznacza, że poradziłaby sobie w innej. Kto wie, może gdyby Matt odszedł równie nagle, jak jego żona, jej również z większym trudem przyszłoby pogodzić się z losem. Może gdyby nie był to Matt, a któreś z jej prawdziwego rodzeństwa, przeżyłaby to mocniej.
..........Różnica między nią a Johnem, a raczej ich sytuacją, jest taka, że mężczyzna wiązał ze swoją żoną przyszłość — miał mieć z nią dzieci, miał się z nią zestarzeć, miał przeżyć z nią jeszcze wiele pięknych chwil. Ona i Matt byli zaś tylko przyjaciółmi. Najlepszymi, owszem, aczkolwiek Kenzie zawsze zdawała sobie sprawę, że nadejdzie moment, w którym oboje znajdą kogoś, kto będzie ważniejszy. Cóż, wydawać by się mogło, że ona już kogoś takiego wtedy miała, ale choroba Matta i jego śmierć wszystko zweryfikowała. Czy to oznaczało, że ona i Andrew po prostu nie byli sobie pisani? Że tak naprawdę wcale nie czuła do niego tego, co myślała, że czuje? Być może.
..........Teraz jednak nie ma to znaczenia, skoro i tak już nie są razem. Ich drogi się rozeszły i każde poszło w swoją stronę. Ona skupiła się na pracy i swoim hobby, a on… Kto wie, co teraz robi! Nie ma z nim kontaktu, odkąd się rozstali, czyli kilka dobrych tygodni. Nie wie co się u niego dzieje, nie wie, gdzie jest, choć słyszała, że wyjechał z Seattle. Ale może już wrócił? Może znowu chodzi po tych samych ulicach, co ona i już niedługo natkną się na siebie gdzieś przypadkiem?
..........Oczywiście nie to w tej chwili chodzi jej po głowie. To myśli na temat Matta sprowadziły ją właśnie tu — do kościoła. Miejsca, w którym nie była kilka dobrych lat. Nigdy jednak nie rozmawiała sam na sam z księdzem, szczególnie na tak prywatne, poważne i trochę bolesne tematy. Sama więc nie wie, jak się powinna zachować, szczególnie kiedy dowiaduje się, że owy ksiądz jeszcze niedawno wcale księdzem nie był i miał żonę; żonę, którą stracił. Był normalnym człowiekiem — takim, jak ona.
..........Przykro mi — mruczy cicho, zakładając za ucho kosmyk ciemnych włosów, który opadł jej na twarz. Choć wie, jak to jest stracić kogoś bliskiego, nie chce mówić, że wie, jak się czuje — bo każdy inaczej przeżywa żałobę. Może się jedynie domyślać, w jakim był stanie po utracie swojej ukochanej. Nie musi też pytać o powód zostania księdzem, bo ten nasuwa się praktycznie sam. Jedni po śmierci bliskich osób tracą wiarę w Boga, inni tylko ją umacniają — mężczyzna zaś niewątpliwie należy do grupy drugiej.
..........Pogodzenie się ze śmiercią nie jest wcale takie łatwe, jak mogłoby się wydawać — mówi, spoglądając w zamyśleniu na ołtarz. — Myślę jednak, że pańska żona jest z pana dumna. Za to, że znalazł pan sens w swoim życiu i się nie poddał — dodaje po chwili, chcąc go jakoś podnieść na duchu. Oczywiście nie wie, jak radził sobie te pięć lat temu, gdy nagle jej zabrakło, ale to, że tu jest, że z nią rozmawia, mówi jasno, że jakoś dał sobie radę. Nawet jeśli nadal cierpi, bo nikt nie powiedział, że ból tak łatwo i szybko zniknie.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Mi też. – na wargach mężczyzny pojawił się słaby, kwaśny uśmiech. Nienawidził owej wyświechtanej frazy. Przykro mi. Słyszał te słowa tyle razy, aż wyryły się w duszy piętnując adresata niczym ofiarę. Miał dosyć litości i współczucia. Wolałby być tym, który ofiaruje podporę niż człowiekiem otrzymującym pocieszenie. Pogodzenie się ze stratą sprawiało wrażenie niemożliwego pod czujnym spojrzeniem dziesiątek oczu przepełnionych wielkodusznym politowaniem. Możliwe, iż odtrącanie powyższego czyniło szatyna niewdzięcznym; ale nie potrafił ani nie próbował zmienić swojego nastawienia.
Sens... – coś w przyjętym przez Antona tonie sugerowało zupełną odwrotność oczywistych wniosków. Ostatnimi czasy Kos coraz częściej kwestionował sens przyjęcia święceń i egzystencji pod butem kościelnej instytucji. Szatyna nawiedzały wątpliwości. Co jeśli działał zbyt pochopnie lub poddał się impulsowi? Co jeżeli nadal czekało na niego „coś więcej” a on nie był dostatecznie cierpliwy i w skutek zapalczywości zesłał życie na niewłaściwy kurs? Przecież istniały inne sposoby na pomaganie ludziom w potrzebie. Mógłby służyć rozmową, wsparciem – działać w grupach podobnych tej parafialnej bez poświęcania całego jestestwa na rzecz kościoła.
W chwilach takich jak ta desperacko blokował niepewność. Kulił się w odmętach własnego umysłu wyczekując aż następna plaga niepokoju przeminie wraz z nadciągającą pracą bądź rozterkami dnia codziennego. Skupianie się na działaniu zawsze działało. Zwykle krótkofalowo, gdyż musiał nastąpić moment wejścia do łóżka i pozostania samemu z własnymi kontemplacjami. – Skąd możesz to wiedzieć? Sam nie jestem przekonany. – z przymarszczonym czołem przesunął palcami po policzku pokrytym kilkudniową szczecinką. – Być może jest zła lub rozczarowana moimi poszukiwaniami i wnioskami... – Blackbird z cięższym westchnieniem pokręcił łepetyną, czując jak zalewającą jaźń falę niezadowolenia. Czy to nie powinno działać w drugą stronę? Dlaczego ona kończy podnosząc na duchu jego?
- W czwartki organizowane są spotkania dla... Spotkania pomagające radzić sobie z trudnymi okolicznościami. – błękit spokojnych tęczówek zalał dziewczynę uwagą. – Zwykle zbieramy się około siedemnastej. Gdybyś miała ochotę przyjść... Nie jesteś sama. Żadne z nas nie jest samo. – zdawało mu się, że zawiódł. Bardziej siebie niż nieznajomą. Skupił się na własnym bólu. Kiedy to się skończy? Na tym etapie żałoba była już po prostu męcząca.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Doskonale wie, że te dwa słowa — przykro mi — nie dają zbyt wiele, a w zasadzie nie dają zupełnie nic. Ale tak się już utarło, że wypowiada się tą wyśwchietaną formułę, kiedy ktoś kogoś straci, nawet jeśli niewiele nas to obchodzi. Ona jednak naprawdę miała to na myśli, głównie dlatego, że po śmierci Matta ma jako takie pojęcie, jak to jest kogoś stracić. Mimo to nie ma zamiaru się nad nim rozczulać, szukać słów pocieszenia i mówić, że wszystko będzie w porządku, bo niewątpliwie słyszał już to nie raz. Poza tym, czy to właśnie nie on powinien być tym, który ofiaruje podporę? Ale czasem, skupiając się na stracie i bólu innych, zapomina się o własnym. Kenzie jednak nie chce od tego uciekać, musi się z tym zmierzyć, bo im szybciej to zrobi, tym szybciej się z tym wszystkim pogodzi.
..........Nie wiem, jedynie zgaduję — odpowiada, wzruszając ramionami. Tak naprawdę nikt nie wie, co myślą zmarli. Czy są zadowoleni z naszych decyzji? A może faktycznie są rozczarowani tym, co robimy ze swoim życiem? — Wydaje mi się jednak, że osoby, które nas kochają, chcą po prostu naszego szczęścia. Jeśli więc jest pan zadowolony ze swojego życia i decyzji, ona najprawdopodobniej również. Ale jak mówię, to tylko moje zgadywanie — dodaje, po czym zaciska usta w cienką linię. Tak dużo rzeczy człowiek nadal nie wie — i prawdopodobnie nigdy się nie dowie. Niektóre zagadnienia już na zawsze pozostaną pod znakiem zapytania.
..........Wzdycha cicho, uśmiechając się nieco smutno na propozycję mężczyzny. Grupa wsparcia… Już na spotkaniu jednej z nich była, nawet dwa razy. Nie było źle, w zasadzie sporo jej one dały, ale po ostatniej stwierdziła, że chyba tego więcej nie potrzebuje.
..........A może jednak?
..........Dziękuję za zaproszenie. Ja… Pomyślę o tym, na pewno — mówi po chwili wahania. Sama nie wie, czy spotkanie z grupą osób wierzących to na pewno dobry pomysł, skoro sama do nich nie należy. Pomysł ten jednak odrobinę ją z jakiegoś powodu kusi, aby chociaż zobaczyć, jak takie spotkania wyglądają. Może wcale nie jest tak, jak to sobie wyobraża? — I oczywiście, że nie jesteśmy sami. A nawet jeśli, to tylko przez moment — dodaje jeszcze, po czym zabiera z ławki swoją torebkę i nieśpiesznie wstaje ze swojego miejsca. — Dziękuję za rozmowę, ale muszę się zbierać. Może jednak niedługo znowu się zobaczymy — odzywa się po chwili ciszy, posyłając mężczyźnie uśmiech. Zaraz potem odwraca się na pięcie i wychodzi z kościoła, aby wrócić do siebie.

//zxt2
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#16

Gdy wsiadała do limuzyny wynajętej przez jej rodziców, nie sądziła że została tak bezczelnie oszukana. Rodzice powtarzali jej przecież przez cały poranek że wyślą do niej limuzynę, podczas gdy szofer zawiezie ją do spa, by zrelaksowała się choć trochę i nie myślała o chorobie. To był całkiem dobry, doskonały wręcz pomysł, dlatego na niego przystała, wystroiła się jak milion dolarów i wsiadła do tej limuzyny. Jednak gdy kierowca się zatrzymał i otworzył przed nią drzwi, wcale nie ukazało się jej żadne spa tylko kościół. Czy to był jakiś żart? Nawet nie wysiadła z limuzyny, uparcie twierdząc że ona nigdzie nie wysiada, wtem mężczyzna podał jej kopertę, w której była kartka od jej mamy. Pismo kobiety rozpoznała od razu, nie było tutaj zatem żadnego oszustwa. Ale ona tutaj pisała o tym, że Janette potrzebuje pomocy i że zazna spokoju ducha przy obecności Boga na jakiejś grupie wsparcia dla chorujących. Kobieta kartkę podarła i pokłóciła się z szoferem, który ostatecznie siłą wywlókł ją z auta, po czym odjechał. Obrażona zatem na cały świat weszła do środka i usiadła w jednej z pobliskich ławek. Nie modliła się, bo nie wierzyła w Boga, ani w żadne inne bóstwa. Zaplotła ręce na klatce piersiowej i siedziała tak naburmuszona, co chwila zerkając na zegarek. Skoro umówili ją na jakąś grupę wsparcia to ona się kończy o konkretnej godzinie, a wtedy będzie czekała na nią limuzyna w drogę powrotną do domu, nieprawdaż?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stwórca potrafił czasem wystawiać swoich wyznawców na okrutne wyzwania. Gabriel nie tylko zdawał sobie z tego sprawę, ale i swego czasu odczuł to stwierdzenie naprawdę boleśnie na własnej skórze - tej, która w niektórych miejscach nie miała nawet najmniejszej szansy na poprawne zagojenie, zostawiając zawstydzające, schowane pod czarną sutanną blizny. W przeszłości zaliczał upadek po upadku, kryzys wiary po kryzysie wiary. Momentami wydawało mu się, jakby jego katorga miała nie zaznać końca, choć, szczęśliwie, grubo się wtedy mylił. Finał Baskervilla okazał się całkiem przyjemny, ponieważ czuł, że znalazł swoje powołanie, realizował się w nim, a także zmienił nieprzyjazne otoczenie, odcinając się od nieprzyjemnej przeszłości. Odczuwał szczęście, będąc w USA, bo choć może pobyt w Seattle nie był ideałem, tak uważał go za wyczekiwany prezent od Boga za wszystkie doznane cierpienia, ponieważ przez te dwa lata zaznał naprawdę dużo dobra. Dobra, którym chciał się dzielić z innymi, którzy trwali jeszcze w swoich czasach mroku, zalewanych alkoholem, odurzanych narkotykami, czy też dręczonych przez nieuleczalne choroby. W każdym przypadku pragnął chociaż wskazać drogę do odrobiny ukojenia, przez co przynajmniej raz w tygodniu starał się organizować spotkania dla zdręczonych wiernych. Miały mieć charakter otwarty i dobrowolny. Zasady są proste - kto potrzebował duchowej terapii grupowej, mógł przyjść. A i po samej grupie mam czas, ażeby pogadać z kimś na osobności.
- Niech będzie pochwalony. Na wstępie przepraszam wszystkich, że dzisiaj tutaj, w nawie głównej, ale salka katechetyczna przechodzi mały remont... - uśmiechnął się przepraszająco już na samym powitaniu, wyłaniając się z zakrystii parę minut przed ustaloną godziną. Tuż po tych słowach rozejrzał się po zgromadzonych, próbując ocenić, czy do jego wąskiego grona zbłądzonych owieczek dołączył ktoś jeszcze.
Niemal natychmiast zauważył między innymi niepełnosprawnego, siedzącego na wózku Dominica, czy też trzęsącego się, powoli wychodzącego na prostą alkoholika, Josepha. Gdzieś w ławkach zerknął jeszcze na uzależnioną od substancji odurzających Sarah w towarzystwie swojej równie uzależnionej koleżanki, Mary, aż jego wzrok zawędrował na nową twarz. Tę, należącą do Janette, ponieważ poza panną Hill, skład zdawał się być już całkiem stały. Okrojony, szczególnie na tle tylu ławek w St. Anne Catholic Church, ale był. Nie przyszedł do pustych miejsc.
- Ale może lepiej już zacznijmy... Jest coś, o czym chcielibyście szczególnie dzisiaj porozmawiać? - zaczął, nie chcąc wyciągać nowej dziewczyny na świecznik od razu, na początek oddając głos swoim starym "podopiecznym". Tematy jednak dość szybko się wyczerpały, gdyż nie zrobili oni tak wielu postępów, o których można było rozprawiać godzinami - po prostu, część z nich potwierdziła, że utrzymała się z daleka od niszczących ich rzeczy i ludzi. Było samo w sobie dużym postępem. - W porządku, więc może jeszcze zanim zaczniemy ewangelię, włączmy jeszcze do siebie nową osobę. Jest jakiś konkretny temat, jaki cię trapi? - zagaił czysto bezosobowo, nie zasłaniając się jakimiś zbędnymi tytułami, gdyż patrząc na Hill, miał wrażenie, że mówił do swojej równolatki, ewentualnie kogoś niewiele starszego lub minimalnie młodszego. "Panią" uznał za zbędną. I choć nie oczekiwał, że zaraz wyspowiada się mu z całej swojej życiowej historii, tak widząc jej ewidentnie spiętą i zamkniętą postawę, postanowił chociaż spróbować włączyć ją do dyskusji. Ale nic na siłę, jeśli niewiele powie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „St. Anne Catholic Church”