WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2021-12-04, 19:48 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1 + outfit


Theodore... Wydawać by się mogło dorosły facet, prawie z trzydziestką na karku, a zachowuje się jak zwykły gówniarz, a na dodatek tchórz. Przez ostatni miesiąc nie było go w Seattle, przepadł jak kamień w wodę i pewnie tylko jego siostry wiedziały gdzie pojechał. Targało nim tyle uczuć i tyle emocji, że nie potrafił sobie z nimi poradzić. Przez ostatnie lata świetnie sobie z nimi radził, ułożył sobie życie, zajął się rezydenturą w szpitalu i teraz mógł być już mężem Clo i planować z nią dalsze życie. Tak jednak się nie stało. Wiadomo, że los pisze własne scenariusze, więc nie byłby sobą gdyby nie rzucił Theo pod nogi kłody. I to nie byle jakiej.
Był w tak ogromnym szoku, że na spotkaniu w kościele, jakiś czas przed niedoszłym ślubem nie odezwał się ani słowem. Nie powiedział dosłownie nic, zdając sobie sprawę z tego, że wygląda jakby zobaczył ducha. Clo patrzyła na niego dziwnie, ale nie wiedział w jaki sposób patrzył na niego Felix. Nie odważył się spojrzeć mu w oczy, pamiętał jedynie, że zakończył wtedy to spotkanie szybciej, z wymówką, że źle się czuje. Było to prawdą, czuł się fatalnie i to uczucie nie opuściło go do dnia dzisiejszego. Spieprzył po całości, wiedział że jego narzeczona (pewnie już była) nigdy mu tego nie wybaczy. Wiedział też, że będzie musiał z nią porozmawiać, ale nie był gotowy na tę rozmowę. Nie miał pojęcia co czuje, a zawsze najwięcej czuł do Felixa. To wszystko nagle do niego wróciło, mimo że próbował wymazać go ze swojego zycia, to nic mu z tego nie wyszło. Uciekł w dniu swojego ślubu, nie mógł przysięgać Clo miłości, kiedy jego serce zabiło tysiąc razy mocniej na widok jego pierwszej miłości, która na dodatek tego ślubu miałaby im udzielić, no żart jakiś. Teraz pozostał tylko szok związany z tym, jaką drogę w swoim życiu postanowił obrać Cullen. Theodore nie miał o tym pojęcia, przez ostatnie lata nie mieli ze sobą kontaktu i nie dzielili się ze sobą swoimi życiowymi wyborami. Żałował, że kontakt im się urwał ale w tamtym czasie nie widział szans na rozwijanie ich relacji. Nie wiedział czym tak naprawdę się kierował, kiedy podążał w kierunku kościoła. Nie odwiedzał tego miejsca zbyt często, nie był zbyt praktykującym katolikiem. Jednak w tym momencie było to pierwsze miejsce do którego udał się po powrocie do Seattle. Nie odwiedził Clover, ani nie pojechał do domu. Spędził kilka dni w swoim mieszkaniu zbierając się na odwagę aby w końcu to zrobić. Kiedy w końcu pojawił się pod kościołem chyba nie było już odwrotu. Nie wszedł do środka, nie wiedział nawet czy faktycznie spotka tutaj Felixa. Przyszedł o przypadkowej godzinie, w przypadkowy dzień i krążył przed kościołem już dobre dwadzieścia minut. Nie wiedział co chce zrobić ale kościół był jedynym miejscem, w którym mógł się z nim spotkać. Nie wiedział gdzie indziej miałby go szukać. Nie miał też pojęcia co chce mu powiedzieć. Chciał go zobaczyć i nie wiedział co dalej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla Felixa sytuacja była po prostu komiczna. Zdążył przyzwyczaić się do samotności, nowego życia, codziennego odprawiania mszy dla starszych ludzi oraz młodych wiernych, których nie było zbyt wielu. Polubił spowiadanie, które nauczyło go empatii, czuł się niesamowicie widząc uśmiechnięte twarze nowożeńców, ogólnie żyć nie umierać. Akcja sprzed miesiąca wciąż go bawiła i jednocześnie dziwiła, gdy przypominał sobie o spotkaniu trzeciego stopnia z Theodorem. Początkowo chciał go przywitać jak dawny znajomy, ale ostatecznie ograniczył się do formalności ze względu na jego narzeczoną. Wątpił, że powiedział o ich znajomości komukolwiek, szczególnie nowej partnerce. Ludzie przychodzili i odchodzili, a Felix nauczony cierpieniem sprzed paru lat nie miał zamiaru otwierać serca na nowo, by bezbronna dusza atakowana była wspomnieniami oraz kolejnymi niedopowiedzeniami. Odwołanie ślubu skonfundowało go, ponieważ sam uznawał ceremonię Theo za pewnego rodzaju ostateczne uwolnienie się. Przypieczętowując jego nową przyszłość, przypieczętowałby również swoją, może mniej zrozpaczoną. Niestety niełaskawy los postanowił pokrzyżować jego plany, a gdy usłyszał o "ucieczce" pana młodego kompletnie nie wiedział co z owym fantem zrobić. Czyżby jego były przyjaciel miał tak niestabilne uczucia, że kiedy przychodziło do poważniejszych deklaracji po prostu zmywał się z rzeczywistości i odjeżdżał w siną dal? Cóż, to dla Felixa bardzo prawdopodobne.
Starał się nie zaprzątać głowy byle Hudsonem, kontynuując bożą służbę w jak najlepszy sposób. Tego dnia miał dość luźny harmonogram, więc oddał się upiększaniu tablicy z ogłoszeniami, która stała przed wejściem. Wydrukował potrzebne papiery, przygotował drobne elementy do przypięcia i zadowolony wyszedł na zewnątrz. W pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na osobę kręcącą się przy kościele - to dość częste zjawisko. Jednakże po otworzeniu gabloty spojrzał raz jeszcze na "nieznajomego", rozpoznając w nim przyjaciela marnotrawnego. Ups.
- Msza dopiero wieczorem, spowiedź zaczynamy za dwie godziny, a niedoszła panna młoda była załatwić formalności dwa tygodnie temu. Po co kręcisz się pod kościołem jak jakiś menel? - spytał dość oschle, fundując mężczyźnie nienajlepsze powitanie. Nie planował być aż tak wulgarnym, ale na jego widok jakoś tak dostał zastrzyku niechęci i agresji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Theo nie powiedział nikomu o ich znajomości, a przynajmniej nie powiedział nikomu co tak naprawdę ich łączyło. Ten temat w dalszym ciągu był dla niego trudny i nie potrafił się w żaden sposób przełamać... ale teraz narobił takich rzeczy, które wydawały się być zdecydowanie trudniejsze. Dla niego cała ta sytuacja nie była komiczna, a dramatyczna. Theo nie mógł przypieczętować swojej nowej przyszłości, nie kiedy tuż przed nią Felix znów pojawił się w jego życiu, a na jego widok Theodore poczuł szybsze bicie serca. Nie wiedział jednak czy poczuł je przez uczucia, które wciąż głęboko ukrywał czy po prostu z powodu stresu, który towarzyszył tamtemu spotkaniu.
W końcu zobaczył go przy tablicy z ogłoszeniami. W głębi serca chyba miał jednak nadzieję, że wcale go tutaj nie spotka. Niby chciał z nim porozmawiać, ale gdyby Felixa nie było akurat w kościele to mógłby stwierdzić, że chciał porozmawiać, nawet próbował, ale go nie zastał.. i tyle, byłoby po sprawie. Teraz nie było juź odwrotu, chociaż nie spodziewał się aż tak oschłego powitania z jego strony. Zmarszczył brwi na jego słowa, bo co miały tak właściwie oznaczać. -Świetnie, więc masz teraz trochę wolnego czasu.- nie podda się tak łatwo. Zresztą Theo zazwyczaj wiedział co powiedzieć i wcale nie tak łatwo było go zniechęcić. -Kręcę się tutaj bo miałem nadzieję, że na Ciebie wpadnę, to chyba tutaj spędzasz teraz większość czasu.- bardziej w sumie stwierdził niż zapytał. Tylko spokojnie, zrobił kilka kroków w jego stronę, zatrzymując się obok niego, teraz albo nigdy. -Chociaż muszę przyznać, że bardziej pasowała do Ciebie poprzednia wersja, kiedy nosiłeś milion błyskotek i te swoje charakterystyczne koszule.- teraz nie mógł połączyć Felixa z byciem księdzem w jedną całość. Kiedyś nie miał z tym problemu, uważał, że każdy szczegół idealnie do niego pasował. Każdy pierścionek który nosił i każda inna błyskotka. Po prostu wszystko było tam gdzie powinno być i tworzyło piękną całość. Teraz coś było nie tak (oprócz tego, że cała ta sytuacja była nie tak), coś tutaj nie pasowało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Theo był ostatnią osobą, z którą miał ochotę rozmawiać. Wciąż nie potrafił pogodzić się z tym, że ich drogi rozeszły się przez tchórzliwą taktykę ignorowania wiadomości czy chęci spotkania. Nadal nie rozumiał dlaczego tak nagle wszystko wygasło, a teraz widział go z jakąś kobietą w najpiękniejszych chwilach życia, ba, miał im pomóc w przekroczeniu kolejnego, poważnego progu ku szczęściu. To bolało najbardziej. Nienawidził bycia księdzem, w duchu bardzo chętnie rzuciłby ten zawód i jego konsekwencje w cholerę, ale bez niego czuł się jeszcze gorzej. Pewne zasady obowiązujące Felixa pozwalały na egzystowanie bez cierpienia, tłumaczył sobie dlaczego wciąż jest sam i przymus całego celibatu jako zewnętrzny argument hamował wewnętrzną rozpacz i beznadzieję świadomości, że poza Theodorem nikt inny nie byłby jego brakującym lekarstwem na chore serce.
- Gratuluję dedukcji - odparł oschle, słysząc jak wspaniałomyślnie mężczyzna doszedł do tego, że księdza można spotkać w kościele. Doprawdy wysiłek godny zagadek Sherlocka Holmesa. Odsunął się od niego o krok, prawie opierając o gablotę z ogłoszeniami. Im dalej był, tym lepiej znosił jego obecność, dlatego wolał zachować dystans. Skrzyżował ręce na piersi w dość typowym, obronnym geście zamykającym się na rozmówcę i zmarszczył brwi słuchając o swoim dawnym stylu bycia.
- Jesteś ostatnią osobą, która może mówić co mi pasuje, a co nie. Skończyliśmy jakiekolwiek rozmowy w momencie zignorowania ostatniego telefonu - stwierdził rozeźlony, nie wierząc własnym uszom. Jego zdaniem to było po prostu bezczelne, że po tak długim czasie miał wytykany aktualny wygląd. A denerwowało to podwójnie dlatego, że Theo po miał rację. Gdyby istniała taka możliwość, Cullen zmieniłby kapłański look na coś bardziej ekscentrycznego i modnego, ale jak wiadomo jego profesja wymagała skromności, którą gwarantowała zwykła koszula, spodnie i sutanna. Dłonie czyste i zadbane, a jednocześnie niezwykle nudne jedyne co ukazywały to nieszczęsne, zrobione w szczeniackich czasach tatuaże.
- Idź już, dobrze? Naprawdę nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia - poprosił, czując się coraz bardziej nieswojo. Nie rozumiał po co im była ta rozmowa. Może to jakieś nowe hobby Theo? Nękanie starych znajomych i wbijanie im szpil samą obecnością brzmiało jak szatański plan.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niestety ale pewnie teraz to dla większości ludzi Theo był ostatnią osobą z którą chcieli rozmawiać. Zdawał sobie z tego sprawę i wiedział, że rozmowa z Clover to dopiero będzie dla niego wyzwanie, jednak ze strony Felixa nie spodziewał się takiej postawy. Jak widać, powinien spodziewać się wszystkiego, ich drogi rozeszły się w możliwie najgorszy sposób. Niczego sobie nie wyjaśnili, łączyło ich coś wyjątkowego, a potem nagle wszystko się skończyło. Jak widać każdy poradził sobie z tym na swój własny sposób... albo w sumie nie poradził. Theodore nadal czuł coś do Felixa i to nigdy się nie zmieniło, jednak to wszystko nie było takie łatwe. Chciał o wszystkim zapomnieć i zacząć żyć w odpowiedni sposób. Nie było tak, że nie kochał Clover, kochał ją, jednak to w jaki sposób czuł się przy Felixie było silniejsze, a wróciło to do niego w najgorszym momencie życia i zrobił coś, co na pewno nigdy nie zostanie mu wybaczone. Dopiero teraz powoli to do niego docierało. Dziwiła go jednak postawa Felixa, wiedział że może nie rzucą się sobie w ramiona ale nie sądził, że Cullen będzie aż tak oschły w stosunku do niego.
Zmierzył go spojrzeniem, kiedy ten się od niego odsunął, westchnął i zrobił krok do tyłu. Już nie był tak pewny siebie, szczególnie kiedy widział tak zamkniętą postawę. -Być może, ale jestem jedyną osobą która zna Cię naprawdę i mimo wszystko... wiem co Ci pasuje, a co nie.- nie zaczęli zbyt dobrze tej rozmowy i nie zanosiło się też na to aby zakończyła się dobrze. Theo był spalony już na samym starcie i zaczął to odczuwać. Było mu przykro, że Felix ma do niego taki stosunek ale też nie dał tego po sobie za bardzo poznać. Tak, postanowił być trochę bezczelny. Teraz już nie widział innego wyjścia. To właśnie Felix był pierwszą osobą z którą chciał się zobaczyć po powrocie do Seattle, ale teraz już żałował tej decyzji. Nie powinien zostawiać swojej narzeczonej dla relacji, która jak widać i tak już nie istniała. -Nie możesz mi zabronić przychodzić do kościoła, chociaż może masz rację faktycznie nie mamy sobie nic do powiedzenia.- skoro tak... Theo chciał mu powiedzieć bardzo dużo rzeczy, jednak nie miał prawa wpychać się znowu w jego życie bo opamiętał się w ostatniej chwili. Może i wydawało mu się, że rozdział Felixa jest już zamknięty ale nie był, nie potrafił o tym zapomnieć, więc nie mógł związać się z kimś innym. Nie chciał ranić Clo, ale to zrobił i teraz już nie było odwrotu. Patrzył na niego jeszcze przez chwilę szukając w jego oczach dawnego Felixa, tego który był dla niego najważniejszą osobą, tego z którym rozumiał sie bez słów, przez chwilę nawet wydawało mu się, że wciąż tam był... ale czy na pewno? Ostatnio często się mylił. -Nie zmieniłem numeru, jeśli będziesz chciał mnie kiedyś jeszcze zobaczyć to się odezwij, ok?- nie miał prawa się narzucać, Felix miał teraz swoje życie i faktycznie wpieprzanie się w nie wydawało się być szatańskim planem. Jednak Theo wciąż stał w miejscu czekając na odpowiedź.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Felix bardzo długo myślał o ich zaginionej relacji. Widział w tym dużo swojej winy, zastanawiał się nad zaangażowaniem, które prezentował jeszcze za dobrych, szczęśliwych czasów. Może dawał z siebie zbyt mało? Nie wiedział, bo nigdy nie uzyskał odpowiedzi na nurtujące go pytania. Nigdy nie miał okazji wyrzucić z siebie żalu, który kumulował odkąd Theo postanowił urwać kontakt na amen. Rozmyślał nad możliwością wspólnego życia, gdyby naciskał na coming out trochę bardziej. Mimo to wiedział, że zawsze był zbyt cierpliwy jeśli chodziło o uczucia Theodora i najprawdopodobniej zdążyłby osiwieć zanim złapałby go za rękę na ulicy. Nawet w domowym zaciszu musiał uważać na najdrobniejsze gęsty, bo nie chciał widzieć w oczach mężczyzny strachu albo dyskomfortu. Choć zapewniany był, że "wszystko jest okej", koniec końców wyszło jak zwykle - chujowo i niestabilnie.
- Naprawdę nie wiedziałem, że to ty masz brać ślub i nie wziąłem tego ślubu zamiast księdza Antona celowo. Nie karz mnie za coś, czemu nie zawiniłem - w tym momencie czuł, że obecność dawnego przyjaciela objawiała się jako pokuta za bliżej nieokreślone grzechy. Zbyt często zaprzątał głowę czymś, co było dla Boga nieetyczne? Za słabo wierzył? Tak czy inaczej najgorsza z plag stała kilka kroków dalej czekając na decyzję.
- Dlaczego tak bardzo chcesz utrudnić mi życie, Hudson? Przychodzisz do mnie po latach jakby nic się nie stało i oczekujesz swobodnej rozmowy dwóch dawnych znajomych. Dobrze wiesz, że pierwsze co bym zrobił to zadzwonienie do ciebie...ale nie tym razem. - zaczynał powoli pękać, bo im dłużej miał go przed sobą, tym trudniej było opanować emocje. Czasami stawał przed lustrem i myślał co powiedziałby Theo, gdyby miał okazję, ale w przypadku przeniesienia sytuacji do życia realnego plan mógł wyrzucić do najbliższego kosza.
- Dawnego Felixa już nie ma. Nie ma błyskotek. Nie ma koszul. Nie ma niczego. I to ty wybrałeś mi taki los, wiesz? Teraz widzę, że to było moje przeznaczenie, które uwolniło mnie od bycia porzuconym, smutnym pędzlem. I dobrze zrobiłem, bo przypadkowe spotkanie cię zaobrączkowanego byłoby dziesięć razy bardziej bolesne - na koniec zagryzł mocno dolną wargę, nie chcąc walnąć nic bardziej głupiego niż przed chwilą. Gdyby nie resztki godności, płacz małego chłopca tłumionego wewnątrz już dawno wyszedłby na światło dzienne, ale Cullen starał się zachować powagę i stanowczość. Bo tego właśnie chciał - zakończenia relacji z Theo...prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wiedział co by się stało gdyby Felix bardziej na niego naciskał, nie wiedział co by się stało gdyby w ogóle rozmawiali o jakiejkolwiek przyszłości. Nie rozmawiali, Theo nie widział szans na wspólną przyszłość, bał się reakcji ludzi, nie potrafił się przełamać. Nie potrafił trzymać Felixa na ulicy za rękę, nie potrafił przyznać się do swojej orientacji przed rodziną. To było dla niego ciężkie, więc postanowił się wycofać i wszystko zakończyć. Zrobił to w okropny sposób, ale wtedy wydawało mu się, że tak będzie najlepiej. Uczucia do Felixa wcale nie zniknęły z biegiem czasu, jednak Theo starał się żyć tak jak powinien. Nie zwracał kompletnie uwagi na facetów, znalazł sobie dziewczynę i wszystko jakoś się ułożyło. Przynajmniej do dnia, kiedy znów nie spotkał Cullena. Nie spodziewał się, że zareaguje w taki sposób i ucieknie w wydawać by się mogło najważniejszym dniu jego życia. Nie potrafił wytłumaczyć swojego zachowania. Tak naprawdę tylko w towarzystwie Felixa czuł się w stu procentach sobą. -Nie obwiniam Cię za to, że miałeś udzielać mi ślubu. Chociaż faktycznie, gdyby nie ty, to ślub pewnie by się odbył, a ja nie spierdoliłbym na miesiąc z Seattle. - zaśmiał się z bezsilności i z własnej głupoty. Chyba nic innego mu nie pozostało, mógłby się ewentualnie rozpłakać i spróbować wziąć go na litość ale tego nie miał w planach. Nie miał pojęcia co w ogóle ma w planach. -Nie chce utrudniać Ci życia i naprawdę nie wiem czego oczekuje, nie wiem dlaczego tutaj przyszedłem. Chciałem Cię zobaczyć, po prostu, wiem że nie cofnę czasu i pewnie nic się nie zmieni, masz swoje życie i szanuje to ale... chciałem Cię zobaczyć.- ciężko było powiedzieć cokolwiek mądrego w tej sytuacji, Theo nie miał pojęcia po co tutaj przyszedł. Felix miał swoje życie, a on miał swoje, nie odważył się żyć inaczej, więc co miałoby się zmienić w tym momencie. Zobaczył go miesiąc temu i od tamtej pory nie mógł przestać o nim myśleć. Zmarszczył brwi na jego słowa. -Ja wybrałem Ci taki los? - z tego co pamięta to niczego nie wybierał. -Moje uczucia do Ciebie nigdy się nie zmieniły i już chyba nigdy się nie zmienią. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy Cię zobaczyłem, nie mogłem się ożenić z Clover i udawać że wszystko jest dobrze. Wiem, że to już niczego nie zmienia ale przepraszam za wszystko, nie miałem w sobie tyle odwagi żeby zrobić coming out.- czuł się okropnie, wiedział że niepotrzebnie tutaj przyszedł i łatwiej by było tego nie roztrząsać. -Pójdę już...- wycofał się, miał w głowie totalny bałagan i nawet przez ostatni miesiąc nie potrafił go ogarnąć. Teraz było jeszcze gorzej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uzyskując coraz więcej informacji zwrotnej, zaczął mięknąć. Początkowo jego wzrok, a następnie postawa zelżały, gdy spoglądał w stronę Hudsona i wsłuchiwał się w jego słowa z niemałą uwagą. Prawdę mówiąc właśnie to chciał usłyszeć - przeprosiny. Zwyczajnie oczekiwał wyjaśnienia między nimi paru rzeczy oraz ostatecznej skruchy ze strony dawnego przyjaciela, jednakże nie spodziewał się dostać o wiele więcej. Jego serce zabiło mocniej, a jemu zrobiło się głupio, że tak naskoczył na biednego Theo już na wstępie. Pewnie wyszedł na jakiegoś zawistnego gbura, a nie o to chodziło. Zrobił krok do przodu, widząc jego rezygnację. Ech, teraz musiał wszystko naprawić!
- Theo, poczekaj - zaczął dość niepewnie, chcąc jakoś zatrzymać go przed szybszym odejściem. Co robić, co robić. Nie mógł go przecież zabrać na pogaduszki do pokoju, bo pani Gloria zaczęłaby się krzywo patrzeć a potem rozpowiadać po parafii, że młody ksiądz sprowadza chłopców na "nie wiadomo co i zamyka się z nimi na klucz". Te starsze kobiety potrafiły zepsuć życie jedną, bolesną plotką. Już i tak paplała pod nosem kiedy Felix wracał z kolorowymi paznokciami, więc wolał nie wiedzieć co zrobiłaby gdyby przesadził z brakiem pokory duchownego.
- Nie mogę przyjąć cię na plebanii, bo mamy dzisiaj lekkie tłumy...ale jeśli znajdziesz czas wieczorem albo jeszcze w tym tygodniu to możemy się gdzieś spotkać. Byleby było bardziej kameralnie...jestem trochę zmęczony widywaniem sporego grona osób - zaproponował, siląc się na lekki uśmiech. Prawdopodobnie zrobił kolejny największy błąd swojego życia, ale po usłyszeniu tak mocnego wyznania uczuć...nie mógł pozostać obojętny. Hudson dobrał słowa idealnie, by podkopać pewność celibatu księdza. Najchętniej przytuliłby go w tej chwili, ale wiadomo - pod kościołem nie wypada. Właściwie to wszędzie nie wypada, ale czego oczy Jezuska nie widzą tego sercu nie żal.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tym momencie już czuł się idiotycznie. Nie wiedział dlaczego powiedział mu tyle rzeczy. Miał je zachować dla siebie, wcale nie miały wyjść z jego ust ale to było silniejsze. Theodore odwrócił się aby udać się w kierunku z którego przyszedł. Chciał zniknąć i nie chciał już kontynuować tej rozmowy pomimo że sam tutaj przyszedł i sam ją zaczął. Ostatnio miał spory mętlik w głowie, robił jedno, myślał drugie, a wychodziło trzecie. Natomiast mówił w tym momencie prawdę, wciąż czuł coś do Felixa i nie potrafił zaprzeczać, tym bardziej kiedy miał go przed sobą. Nie było ważne to, że Felix teraz był księdzem i prawdopodobnie w ogóle nie powinni rozmawiać o takich rzeczach. Wciąż był Felixem, a Theo wciąż miał do niego uczucia. Jednak odwrócił się i chciał sobie pójść, dopóki nie usłyszał swojego imienia. Jak widać Felix też miał w sobie bardzo dużo sprzecznych uczuć. Chwilę temu kazał mu już iść, naskoczył na niego i nie chciał z nim rozmawiać. Theo odwrócił się w jego stronę z pytającym spojrzeniem, oczywiście że poczeka. Nie chciał aby Cullen przyjmował go na plebanii - ta kwestia związana z życiem Felixa wciąż była dla niego lekkim szokiem. Theo nie mógł początkowo uwierzyć, że widzi go w takim miejscu ale każdy miał prawo wybrać taką drogę w życiu która będzie mu odpowiadała. -Znajdę czas, chciałbym się z Tobą spotkać w jakimś spokojnym miejscu i po prostu porozmawiać.- przyznał, tylko nie wiedział o czym chciał z nim rozmawiać, nie miał pojęcia czego oczekuje i jak to dalej będzie wszystko wyglądało. -Gdzie chciałbyś się spotkać? Mógłbym zaprosić Cię do siebie, do mieszkania ale nie wiem czy to będzie na miejscu w takiej sytuacji.- wtedy na pewno nie spotkają innych osób, nikt nie będzie ich oceniał i będą mogli spokojnie porozmawiać. Z drugiej strony zostanie całkowicie sam na sam może być nieco ryzykowne. Miejsce publiczne to jednak miejsce publiczne. -Więc może jakaś kawiarnia? Dostosuję się.- plebania chyba była jedynym miejscem gdzie niezbyt chciał z nim rozmawiać. Nie czuł się tutaj zbyt pewnie, tym bardziej jeśli otrzymywaliby pytające spojrzenia. Poza tym Theo w tym momencie miał w sobie tyle sprzecznych uczuć, że nie miał pojęcia czego chce i jak najlepiej będzie to wszystko rozegrać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wybranie dobrego miejsca do spotkania nie należało do najprostszych. Potencjalnie neutralnym miejscem była zdecydowanie pierwsza lepsza kawiarnia, mogliby usiąść w wygodnych fotelach i przy ciepłym napoju porozmawiać, jednakże ściany w miejscach publicznych zawsze mają uszy, a ich konwersacja należała niestety do tych bardziej prywatnych i delikatnych. Nie potrafiłby swobodnie wymieniać zdań z Theo, kiedy stolik dalej widziałby chichoczące nastolatki albo ludzi, których co jakiś czas widywał w kościele na mszy albo w konfesjonale.
- Może być u ciebie. W kawiarni nadal ktoś może nas podsłuchiwać, a to mi się nie uśmiecha - stwierdził, choć ta opcja również nie była perfekcyjna. Nie wiedział jak potoczy się wspólnie spędzony czas, czy któreś z nich nie zrobi czegoś głupiego. Felix bał się rozmowy w cztery oczy gdzieś, gdzie nikt ich nie zobaczy, a z drugiej strony czuł ogromną ekscytację. Po paru latach kompletnej ciszy miał okazję na nowo poznać osobę, która była dla niego najważniejsza na świecie. Trochę jak jakiś reset historii postaci w grze komputerowej, przy uprzednim wybraniu innej profesji. Żeby choć raz był to łatwy poziom...
- Wyślij mi swój adres, dobra? Przyniosę coś do jedzenia - zapewnił, bo przyjście z pustymi rękami należało w jego mniemaniu do dość niekulturalnych zabiegów. Pewnie koniec końców zamiast przygotować posiłek samodzielnie, zamówi coś z pobliskiej knajpki, ale przynajmniej będzie smaczne. Lubił te mniejsze, bardziej kameralne miejsca, ponieważ były prowadzone przez ludzi zakochanych w danej kuchni. Ostatnio nawet zaznajomił się z gruzińskimi przysmakami, co aktualnie wbiło się na podium jego upodobań. - A teraz przepraszam, muszę dokończyć wieszanie ogłoszeń i przygotować się na przyjmowanie spowiedzi - skrępowany odszedł od znajomego i czym prędzej podbiegł zamknąć gablotę pełną kolorowych papierów, a następnie wrócił do środka kościoła.

/zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Kościół katolicki nie popierał Halloween, w końcu to święto dusz potępionych, duchów, upiorów, wymysłu tych, którzy byli wielkimi fanami czarownic i innych wątków science fiction. Czy to właśnie nie Gabriel mówił na kazaniu że Halloween to święto szatana? Autumn lubiła to święto, zwłaszcza chodzenie w przebraniu po domach ludzi i proszenie o cukierki. Mało kiedy się zdarzało, że ktoś chciał psikusa, zawsze dawali dzieciom cukierki. Nawet nie pamięta już czy dostawała ich więcej ona czy jej siostra bliźniaczka, zresztą to teraz nie miało większego znaczenia. Teraz była przecież potępiona przez lud, bo "spowodowała" wypadek samochodowy, a człowiek już drugi rok leży w śpiączce. Szczerze mówiąc chciałaby by ten mężczyzna się wybudził i powiedział jak było, innym razem modliła się o jego śmierć, bo gdy prawda o wypadku wyjdzie na jaw, to będzie musiała powiedzieć siostrze i wszystkim całą prawdę, a ta była zbyt bolesna. Straciła cnotę z mężczyzną, który jej imponował, którego zazdrościła siostrze, łamiąc przykazanie "nie pożądaj żony bliźniego swego ani żadnej rzeczy która jego jest". Spowiadała się z tego, odpokutowała, a potem szatan i tak dawał jej pożądanie, któremu w końcu uległa. Do dziś tego żałuje, bo mężczyzna okazał się wyrachowanym draniem i szantażował ją po dziś dzień. Teraz też się bała wejść do kościoła, obawiała się że spłonie ogniem piekielnym, bo po raz kolejny dała się zbrukać pewnemu strażakowi. Dlaczego namiętność i pożądanie ma nad nami tak silną władzę? I tak była już potępiona zarówno przez wypadek, jak i teraz uważana za zdzirę, skoro sypia bez ślubu z brunetem, a potem jak gdyby nigdy nic przychodzi do spowiedzi. Żałowała tego za każdym razem i spowiadała się, pragnęła rozgrzeszenia, pragnęła pokuty, chciała się poprawić, czy to aż tak źle? Poza tym udzielała się w różnych akcjach charytatywnych w celu odpokutowania swoich win, a że ksiądz postanowił jedną z nich urządzić w Halloween to zgłosiła się na ochotnika by wziąć w niej udział. Zjawiła się na miejscu przed czasem, wciąż bijąc się z myślami. Znów oddała się namiętności i pożądaniu, znów szatan wziął górę, a potem wymknęła się z mieszkania strażaka gdy ten spał. Nie chciała się zakochać, nie chciała by on ją pokochał, to było nie możliwe wraz z jej tajemnicami, z jej potępieniem. Z wyrzutami sumienia znów nie mogła spojrzeć prosto w oczy księdzu, spojrzała zatem na skarbonkę, którą to mężczyzna trzymał w dłoni.
- Niech będzie pochwalony proszę księdza. Na jaki cel dzisiaj zbieramy? - dygnęła, mówiąc znane powitanie wśród katolików i zapytała, licząc na to że będą tym razem zbierać na jakieś sieroty. Na pewno nie chciała by zbiórka była na kobiety, które zeszły na złą drogę i tak jak ona poddały się swoim rządzom i planom szatana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gabriel szczerze nienawidził Halloweeen, jednakże nawet nie tyle, co ze względów religijnych, a bardziej była to sprawka tego, że od zawsze wydawało mu się, że miał zbyt słabe serce do takich świąt. Stosunkowo łatwo było go przestraszyć, a do oglądania filmów grozy trzeba go było przymuszać (przy czym i tak przez dwie trzecie seansu potrafił dziecinnie zasłaniać sobie oczy). Dokładając do tego jeszcze fakt, że tego dnia większość ludzi uznawała jego sutannę za jakieś denne przebranie, wychodziła prawdziwa mieszanka wybuchowa. Plus niektórzy potrafią być wtedy bardzo lekkomyślni pod kątem duchowości... Pamiętał aż za dobrze, kiedy jeszcze za czasów studiów, wracając wieczorem obok cmentarza, usłyszał nastoletnie głosy pośród nagrobków i finalnie okazało się, że zgraja chłystków wpadła wtedy na iście genialny pomysł przyzywania duchów za pomocą tablicy ouija. Z miejsca spoczynku przegonił ich wtedy niemalże natychmiast, ale później, póki nie przekroczył progu domu studenckiego, miał dziwne wrażenie, że coś za nim podążało. A kto, jak kto, ale ja mam całkiem niezłe wyczucie w sprawach duchowości.
Dlatego przestrzegał przed Halloween wszędzie, gdzie się dało i upominał każdego, kto zechciał go słuchać, bo choć wiedział, iż nie wszystkim zdołałby przemówić do rozsądku, tak może choć jedną osobę zdołałby dzięki temu ocalić spod złego wpływu ewentualnych sił nadprzyrodzonych. Ach, właśnie, jeśli mowa o siłach nadprzyrodzonych... Mam nadzieję, że ta kartka z progu, z rana, to jakiś kiepski żart, westchnął, nieświadomie zaciskając dłoń na (jeszcze wówczas pustej) puszce, udekorowanej zdjęciem budynku pobliskiego sierocińca i niechętnie wrócił myślami do porannego incydentu, w którym napotkał na osobliwe zaproszenie (albo bardziej donos?), umiejscowione pod wycieraczką, odnośnie jakiejś imprezy Halloweenowej. Potem porozmawiam z proboszczem, co mam z tym zrobić...

- Hm? Ach, niech będzie pochwalony. Dobrze cię widzieć, Autumn - wzdrygnął się niewyraźnym przywitaniem, kiedy to obok niego, jakby spod ziemi, wyrosła młoda kobieta. Choć prawda była taka, że wyłączył się przez swoje zamyślenie na tyle, że spóźniona reakcja na nią stanowiła tylko jego winę. - Chyba jestem ostatnio trochę rozkojarzony... Nie mówiłem wam na poprzednim spotkaniu? Jeju, faktycznie, musiało mi się zapomnieć... W każdym razie, dzisiaj zamiast wydawania pieniędzy na jakieś upiorne dekoracje, mam nadzieję, że wierni wspomogą sierociniec. O, ten tutaj - wyjaśnił nieco mętnie, pod koniec wypowiedzi wskazując na obrazek na puszce, gdzie, prócz fotografii, widniały ogólne dane o obiekcie - przykładowo o adresie placówki oraz ilości wychowanków.
- Rozmawiałem ostatnio z dyrektorem i adopcje nie mają się najlepiej, a przyjęto w ostatnim czasie sporo noworodków. Pokazywał mi wyciągi z kont i niby dano im jakieś dofinansowanie z tego tytułu, ale śmiesznie niskie - westchnął, oddając trzymaną puszkę, ostrożnie, w ręce Autumn, bojąc się bardziej, że to on ją prędzej upuści, niż ona. To nie był jego dzień, a dziewczyna zawsze wydawała mu się godna zaufania, choć w kościelnym wolontariacie zaczęła się udzielać od stosunkowo niedawna. Chociaż... Kto wie? Może Blossom robiła już wcześniej coś charytatywnego, tylko nie pod moją protekcją? Zapamiętał jej imię dlatego, gdyż było specyficzne. Podobało mu się, bo razem z nazwiskiem tworzyło miłą dla ucha kompozycję. Nawet z jego szkockim, nieco szorstkim akcentem.
- Jest jeszcze wcześnie, poczekajmy tutaj na resztę, aż rozdam komplet puszek, dobrze? - zaproponował grzecznie, przeliczając jeszcze na szybko, czy aby przygotowane skrzyneczki odpowiadały ilości ochotników. Nie ufał sobie w Halloween. - Nie mogłaś się doczekać, że tak rychło się zjawiłaś? Wszystko w porządku? - uśmiechnął się nieco żartobliwie, próbując ukryć w tym miejscu swój niepokój.
Ostatnio zmieniony 2021-11-07, 13:19 przez Gabriel Baskerville, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy łatwo ją było przestraszyć? Każdy z nas się czegoś potwornie bał, ona bała się strasznych clownów przez wzgląd na te filmy w dzieciństwie, od teraz prawie zawsze czekał ją zawał gdy zobaczyła kogoś przebranego za strasznego clowna, albo laleczkę chucky. Tych horrorów nie zamierzała oglądać już nigdy. Ogółem bała się na horrorach, zawsze po ich oglądaniu wszędzie miała wrażenie że widzi te upiory, dlatego odchodziła od oglądania tego typu rzeczy. Czasem chciała zaimponować swoją odwagą i tylko dlatego decydowała się na obejrzenie horroru, czego potem żałowała. Kiedyś wraz z siostrą wpadły na genialny plan przywołania ducha babci, ale ta nie zamierzała z nimi rozmawiać, ani się nawet im pokazać, więc ta słynna tablica do przywoływania duchów leżała gdzieś u rodziców na strychu w kartonie. Nie wszystkie bibeloty przenosiły wraz z siostrą do swojego wspólnego mieszkania po dziadkach. Zrobiła krok w tył gdy ksiądz wzdrygnął się na jej widok. Czy ksiądz wiedział? Czy bije od niej iście diabelska aura grzesznicy? Czy ją w tej chwili oceniał? A może była widoczna malinka na jej szyi, którą zostawił po sobie nieostrożny strażak? Przecież mówiła mu i to nie raz, że nie chce malinek w miejscach widocznych dla innych, dlatego bardziej zawiązała apaszkę, żeby całkowicie zasłonić szyję.
- Nie, nie wspominał ksiądz, albo może to ja zapomniałam, jestem teraz zaaferowana przeprowadzką z siostrą do mieszkania po babci, więc pochłonął nas iście remontowy trans. Jeśli to nam się uda to zgłosimy się na ochotniczki do malowania kościelnej kaplicy. - sama w tym momencie nie wiedziała czy ksiądz ostatecznie mówił czy nie mówił na jaki cel będą zbierać pieniądze, a Autumn często błądziła myślami po miejscach zakazanych. Niestety nie mogła się wyzbyć tego przyzwyczajenia. Chcąc jednak jeszcze bardziej przyłożyć się do pomocy w kościele i zrobić więcej dobra więc za siebie i za siostrę bliźniaczkę postanowiła pomóc w renowacji kościoła. Ciekawe co Jackie na to gdy się dowie, co Autumn obiecała. Spojrzała na zdjęcie sierocińca na swojej puszce i posmutniała.
- Biedne dzieci, przecież one nie są niczemu winne i pragną jedynie kochającego domu. Dlaczego rodzice ich nie chcą? - zapytała, choć pomyślała w tej chwili o człowieku którego potrącił były chłopak Jackie, a za co odpowiedzialność na siebie wzięła właśnie druga Blossom. Czy on nie osierocił jakichś dzieci? A co jeśli tak i one są w tym sierocińcu? Jak miałaby spojrzeć im w oczy? Przecież ona była wtedy współwinna, to ona chwyciła wtedy za jego kierownicę i ją szarpnęła, to przez nią stracił on panowanie nad autem i uderzył w tego niewinnego człowieka. To ona się z nim przespała o czym nigdy nie miała prawa dowiedzieć się jej siostra i dlatego tak łatwo dała mu się zaszantażować. Miała prawdziwą gonitwę myśli w głowie i wspomnień, nieprzyjemnych wspomnień, gdy nagle wyrwał ją z zamyślenia troskliwy głos księdza. I co ona miała mu teraz powiedzieć? Zamrugała dwukrotnie.
- Ehm, tak, dobrze. Znaczy się um, wszystko w porządku. Wie ksiądz że cokolwiek by się działo to ja zawsze znajdę czas do pomocy innym. - zaczęła kręcić, ale wiedziała że ksiądz Baskerville ją przejrzy na wylot, dawno się tak nie miotała w odpowiedzi. Rozejrzała się dookoła.
- A czy zanim zbiorą się pozostali to czy będę mogła się wyspowiadać? - zapytała niepewnie i spuściła wzrok. Tak, znów zgrzeszyła i po raz kolejny ciążyło jej to na duszy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Młody ksiądz niekoniecznie wiedział, jak powinien zareagować na wieść o przeprowadzce sióstr Blossom, dlatego poprzestał na tym, iż na informację po prostu skinął głową. Nie był pewny, czy powinien gratulować nowego lokum, skoro zaraz obok uświadczył wzmiankę, że stanowiło ono spadek po bliskim. Sam, gdyby znalazł się w tej sytuacji, wolałby chyba szukać innego miejsca, niźli takiego, co przypominałoby mu o brakujących członkach rodziny, jednakże nie był tego tak do końca pewny. Bo nigdy nie postawiono mnie przed tym wyborem, skwitował w myślach, będąc raczej przekonanym co do tego, iż na tamtą chwilę, gdyby nadarzyła się okazja do powrotu do Szkocji, odmówiłby. Nie mógłby znieść tych wszystkich wspomnień, które w USA zdawały się dosięgać go trochę mniej. Choć przecież nie wszystkie były złe, toteż siedziała w nim ta mała, niewyraźna wątpliwość. Ale siedziała.
- Bez pośpiechu, ni ciśnienia. Wiernych w kościele jest dość, więc na pewno znalazłbym kogoś innego, jeżeli sprawy prywatne was przytłoczą. A jeśli nie to... Cóż, też potrafię machać pędzlem - zachichotał, pragnąc trochę uspokoić dziewczynę. Miała rację z tym, że kaplica wymagała odmalowania. Sygnalizował to nawet sam proboszcz ostatnimi czasy i powoli przymierzano się do zakupu odpowiednich farb oraz organizowania ludzi, jednakże Gabriel nie chciał angażować do pomocy kogoś, kto miał wiele na głowie. Nie było sensu obarczać ewentualnych pomocników, kiedy nie należał do grupy osób, która co najwyżej nadzorowała jakieś prace - przeważnie do wszystkich aktywności angażował się mniej lub bardziej, ale zawsze starał się być obok lub wykonywać coś osobiście. Z tego względu jedna puszeczka była przygotowana również dla niego, choć teoretycznie miał wolne od pracy - msze mieli prowadzić tego dnia jego koledzy, toteż gdyby nie spontaniczna akcja charytatywna, mógłby się wylegiwać w spokoju na Phinney Ridge. Chociaż prawdę powiedziawszy nie odczuwam spokoju, jak nic nie robię i-... Co?

Nie mógł się powstrzymać od rzucenia Autumn zdziwionego spojrzenia. Ba, może nawet nie tyle, co zdziwionego, ale i zawiedzionego. W tamtym momencie nie skontrolował tego odruchu, jednakże nie mógł nic poradzić na to, że poczuł się nieco... dotknięty jej słowami? Ach, ale skąd może wiedzieć, że też spędziłem swoje w domu dziecka?
- Byłbym ostrożny ze stwierdzeniem, że ktoś tych dzieci nie chciał, bo czasem trafiają tam ci, których rodzice zmarli, choć chcieli ich całym sercem. W życiu jest przecież różnie - wypadki komunikacyjne, poważne choroby... - zagaił wymieniając, choć finalnie nie dokończył wszystkich przykładów, jakie chciał jej przedstawić. Zwyczajnie przez gardło nie przechodziło mu słowo "zabójstwo", które przeistoczyło się w tak trudną do przełknięcia gulę, że zatamowało również inne schematy. Exemplum to było mu przecież zbyt dotkliwie znajome, ażeby mógł spokojnie o takich sprawach dywagować. Bo przecież to nie tak, że matka mnie nie chciała, kiedy wykrwawiała się na szpitalnym łóżku.

Po prostu musiał zmienić temat rozmowy, toteż pewnie dlatego zagaił o jej samopoczucie i sprawy. Ot, czysto w ramach rozluźnienia atmosfery, ale i żeby przerzucić ciężar konwersacji na dziewczynę, zamiast pozwolić mu rezydować wprost na jego bolączkach, uciskając serce. Już wystarczająco bódł go ten dzień, toteż nie potrzebował się dodatkowo umartwiać, wracając do demonów z przeszłości. Och, ale wygląda na to, że i ja jakieś nieświadomie zbudziłem w Autumn, bo zdaje się, iż po moim pytaniu zrobiła się jakaś taka bardziej nerwowa. To jej zapewnienie nie wydało się bardzo przekonujące.
- Skoro tak mówisz - odparł, nie chcąc jej ciągnąć za język, bo w trakcie posługi nauczył się, że nie była to zbyt efektywna metoda i bardziej "opłacało mu się" czekać, aż ktoś sam znajdzie w sobie siłę i gotowość, aby opowiedzieć o swoich problemach. Choć nie sądził, że w przypadku bliźniaczki Blossom czas ten będzie tak krótki - bowiem chwilę po swojej wypowiedzi chciał odwrócić się od niej i skontrolować, czy aby na pewno porządnie poprzyklejał do puszek naklejki informacyjne, jednakże zdążył chwycić w dłonie zaledwie jedną sztukę, zanim młodsza zagaiła do niego z konkretną prośbą.
- Wyspowiadać? Cóż... - powtórzył za nią, naturalnie nie spodziewając się takiego pytania akurat teraz - przez to spojrzał nieco rozkojarzony na drzwi kościoła, zdając sobie sprawę, iż w środku nie było zbyt dobrych warunków na spełnienie tej prośby. Niedługo miała się odbyć jedna z wielu mszy, przez co aktualnie wewnątrz budynku robiono porządki, a pukanie mioteł i brzdęki kubłów z wodą niekoniecznie zapewniały dobrą atmosferę do spowiedzi. Ale to nie mebel decyduje czy sakrament będzie ważny, a nasza postawa i obecność spowiednika, prawda? No i przede wszystkim Bóg. - Mamy jeszcze trochę czasu. Poza tym nie wypada odmawiać w takiej sprawie, dlatego też, jeśli nie przeszkadzałby ci fakt spowiadania na świeżym powietrzu, pomogę ci - zaproponował, wraz z lekkim przekrzywieniem głowy w kierunku najbliższej, lecz wciąż oddalonej ławki przed kościołem, mając nadzieję, że miejsce spowiedzi nie zniechęci Blossom. Albowiem konfesjonał faktycznie stanowił podstawowe miejsce spowiedzi, jednak sam Gabriel również wyznawał swoje grzechy w wielu innych miejscach. - Nie czuj presji czasu. Najwyżej poczekają. Jeśli możesz, usiądź na jednym brzegu, zajmę miejsce na drugim i zobaczymy, co da się zrobić, dobrze?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „St. Anne Catholic Church”