WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/84/73/70/8473 ... /div></div>
Ostatnio zmieniony 2022-11-27, 20:29 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ po grach

Biuro IV. CZTERY. Kurwa, dlaczego nie trzy? Dlaczego nie dwa? A jeden? Przecież czuła, że zasługiwała na znacznie więcej. Nie tylko dlatego, że nazywała się Russell, a jednak to nazwisko otwierało kilka drzwi, których nie otworzyłoby inne nazwisko, ale Kylie po prostu czuła, że stać ją na więcej. Znacznie więcej. Kiedy tylko mogła, uciekała od spraw pro bono. Kiedy tylko mogła, oddawała mniej znaczących klientów kiepskim aplikantom lub stażystom, bo nie lubiła bawić się w drobnicę, ale poważnymi klientami zajmowała się należycie, tak jak na to zasługiwali. Wiadomo, klient klientowi nierówny, więc brała tych z największym zasobem portfela i największym zasięgiem, żeby się wypromować. Nie każdemu się to podobało, bo każdy chciałby pójść taką drogą, ale niekoniecznie każdy miał na tyle znajomości, żeby z polecenia zacząć obsługiwać ważniaków. A Kylie? Kylie była córką pana Russella, córką pana, który razem z kumplami trząsł przed laty sporą częścią miasta i siostrą faceta, który przejął interesy po ojcu. Nie chciała spędzić reszty życia jako szeregowy pracownik numer X w pokoju numer Y. Nic dziwnego, że nosiła się z myślą o otworzeniu czegoś własnego. Ale zanim o się stanie, odpracuje swoje w swojej kancelarii.
- Wody - poprosiła zaraz na wejściu. Traf chciał, że padło na Marysię, asystentkę Gabe'a. Hargrove miał chyba dzisiaj wolne, Kylie nie, zdaje się, że cierpiała na syndrom uciech dnia poprzedniego, więc nie było nic dziwnego w tym, że musiała uzupełnić płyny. - Błagam, daj mi wody. Chyba że mamy Pepsi.
Tak, to byłoby mile widziane, chociaż zwykła gazowana woda też będzie okej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- dwudziesta druga - Jeśli chodzi o Marysię, to nie będzie tutaj zaskoczeniem, że ona nie mogła pochwalić się ani nazwiskiem, ani znajomością nie wiadomo kogo, ani osiągnięciami w dziedzinie prawa, czy w ogóle jakimikolwiek osiągnięciami. Była sobie prostą dziewczyną znikąd, ale bardzo się stała pokazać, szczególnie w pracy, że mimo to można na niej polegać. Dlatego właśnie w dni takie, jak te, kiedy miała mniej zajęć, próbowała nauczyć się czegoś z książek, jakie poleciał jej Gabe, notując sobie z boku to, co nie było dla niej zrozumiałe, by później, w momencie, w którym będzie ku temu okazja, zapytać szefa o pewne niejasne sytuacje.
Siedziała więc sama, zaczytana w lekturze, co jakiś czas poprawiając okulary, które zsuwały jej się z nosa. Nie spodziewała się, że ktoś coś do niej powie, bo dużo osób ją tutaj ignorowało, to też, kiedy nagle usłyszała prośbę o wodę, aż podskoczyła. Wzrokiem natychmiast odnalazła Kylie przez co uśmiechnęła się delikatnie, bo mimo początkowych niesnasek, znajomość z blondynką chyba wychodziła na prostą.
- Hmm... jest cola - podniosła się zaraz, podchodząc do lodówki. O tym wiedziała, bo sama ją tutaj przyniosła i natychmiast nalazła do szklanki, by podać ją kobiecie. - Nie wyglądasz najlepiej... masz kaca? - zapytała wprost, bo jednak była całkiem bezpośrednią osobą. Zaraz też postanowiła się nieco zreflektować. - To znaczy wiesz... po prostu wyglądasz na zmęczona, ale prezentujesz się bardzo profesjonalnie. Masz bardzo ładne buty na przykład! - rzuciła komplemencikiem, faktycznie zapatrzona w obuwie kobiety. Sama oczywiście nie prezentowała się tak dobrze, więc pozostawało jej podziwianie innych i podkradanie ubrań z szafy Rae, w nadziei, że kiedyś też stanie się taką rasową bizneswoman. No, ale na to musi jeszcze trochę poczekać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może i Marysia była prosta, ale na pewno nie była prostaczką. Dobra, może była, ale tylko w oczach Kylie i to tylko na samym początku ich znajomości, w dodatku tylko dlatego, że Russell nie znała nikogo, kto pochodziłby z niewielkiej miejscowości, a nawet jeśli znała, to na co dzień i tak nie miała z nimi kontaktów. Z Mari było inaczej. Była asystentką Gabe'a, całkiem niezłą zresztą, bo ambitną, ale czasami Kylie lubiła ją sobie wypożyczyć, żeby zlecić jej coś drobnego (czego samej nie chciało jej się robić lub nie miała czasu), poprosić o uratowanie życia (tak jak teraz) czy po prostu sobie z nią pogadać, bo fajnie jest porozmawiać sobie czasem z kimś fajnym. Mari była fajna i właśnie takich ludzi Kylie zatrudni w swojej własnej kancelarii, kiedy już się jej dorobi.
- Boże, życie mi ratujesz - od razu zaczęła pić, a piła tak, jakby w jej gardle ktoś wylał benzynę, podpalił ją, ugasił ogień, a następnie wysypał tam mnóstwo potłuczonego szkła, smoły i zardzewiałych gwoździ. - Tylko trochę - przyznała, chociaż było widać, że mocno ściemnia. - To nie kac. To kara za moje grzechy. A buty są z poprzedniej kolekcji.
Też na nie spojrzała. No były ładne, fakt, przecież nie założyłaby brzydkich, ale zawsze mogła mieć jeszcze nowsze. Nie miała takiego problemu ze skąpą bielizną pod gust swojego chłopa, bo tę akurat kupowała teraz tak często, jak piła, a że ostatnio niemal codziennie trafiała się jakaś okazja...
- Wcale nie wypiłam tak dużo, wiesz? Znajomy przyszedł do nas z butelką czegoś cholernie mocnego i chyba nie do końca legalnego. To były tylko dwa kieliszki. Dobra, może trzy. No, cztery. Na pewno nie więcej, liczyłam wszystko na jednej dłoni - ale kiedy tak zaczęła odtwarzać teraz tamte wyliczenia na palcach, to chyba jednak wyszło jej na to, że drugiej dłoni również musiała użyć. Pięć kieliszków by jej tak nie zmiotło.
- Chodź - skinęła głową na wnętrze gabinetu i na kanapę. Nie będą przecież tu stały, tym bardziej że Kylie nie miała nawet siły stać. - Jesteś zajęta?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała większego problemu z pomaganiem innym, nawet jeśli pracowała głównie dla Gabe'a. No dobra, może i miała problemy, ale jeśli na przykład ktoś traktował ją, jak popychadło, a mimo, że z Kylie nie miały dobrego startu, to teraz traktowała ją jak kogoś, kogo z czasem być może będzie mogła nazwać przyjaciółką. Póki co wiadomo, było na to za wcześnie, a Mari była nikim znikąd. Nie mniej jednak zdobywanie punkcików przez podanie coli bardzo jej odpowiadało, tym bardziej, że blondynka przyjaźniła się z jej szefem.
- Ja nie mam niczego z aktualnej kolekcji... w zasadzie nie wiem, co w niej jest - starała się zabrzmieć, jak rasowa kobieta biznesu, rozmawiająca z drugą rasową kobietą biznesu, ale chyba nie szło jej to najlepiej. Poprawiła więc okulary, mając nadzieję, że się nie zbłaźniła jakoś przed Russell. - Ale te buty mimo wszystko wyglądają, jakby były bardzo na czasie! - dodała pospiesznie, mając nadzieję, że i w tej kwestii się nie myli. Moda ją fascynowała, ale czasem udało jej się w nią trafić, a czasem niekoniecznie. Nie miała też za dużych środków, a w Asotin kupowała takie rzeczy, jakie były dostępne. Wiadomo, zdarzały się perełki, ale częściej jednak były to proste ubrania.
- Hej... możesz tak? Pić nielegalne rzeczy? - podpytała konspiracyjnym szeptem, robiąc przy tym wielkie oczy i rozglądając się, bo nigdy nie wiadomo kto podsłuchuje. - W końcu wiesz... jesteś prawnikiem - przypomniała jej , gdyby tak Kylie zapomniała o swoim zawodzie. Zaraz też skierowała się za nią do gabinetu, bo najwyraźniej i Russell poczuła, że nie powinny mówić na takie tematy otwarcie. Zabrała jeszcze swoje rzeczy, przyciskając je od torsu, a potem zamknęła za sobą drzwi i stanęła na środku gabinetu, jak ostatnia pierdoła.
- Zajęta? Że o pracę pytasz, tak? - zapytała dość idiotycznie, ale co tu dużo mówić, Kylie ją jeszcze trochę onieśmielała, dobrze? Dlatego zamiast wyluzować, spinała się niepotrzebnie. - Bo jeśli o pracę, to nie... nudzę się... to znaczy, nie, że nudzę się w pracy, jest świetnie. Uczę się! Tak! Uczę się o tym no... - otworzyła grubą książkę, kartkując ją pospiesznie, by znaleźć to na czym stanęła. - o zupełności i trwałości rozkładu pożycia - przeczytała pospiesznie, po raz kolejny poprawiając na nosie okulary, bardziej, żeby czymś jeszcze się zająć, niż z faktycznej potrzeby.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli Kylie miała już traktować kogoś jak popychadła, to tylko młodsze od siebie koleżanki po fachu, które myślały, że są już gwiazdami palestry. To Russell nią była, hehe. Oczywiście w swojej głowie, ale i tak nie można było odmówić jej pewności siebie, podobnie jak Marysi nie można było odmówić uroku osobistego. To dlatego blondynka ją lubiła. Co w sercu, to na języku. Bez gierek i sztucznego nadymania się.
- Chcesz ją pooglądać? Potrzebuję chwili, żeby dojść do siebie przed spotkaniem z klientem, możemy przejrzeć kilka stron sklepów z ciuchami. O, pokażę ci jedną sukienkę. Potrzebuję niezależnej opinii, a twoja... Będzie bardzo niezależna.
Akurat z butami Marysia trafiła, bo wciąż jeszcze były na topie. Kylie się podobały, podobnie jak sukienka, którą miała na oku. Może była jednak nieco tandetna i zbyt kusa? Marysia mogła to ocenić.
- Byłam we własnym domu, dzisiaj przyjechałam taksówką, kto mnie sprawdzi? - prychnęła. W razie czego zezna, że piła zwykłą czystą, bo przecież nie ma takiego przepisu, który każe jej się samej pogrążać. - Ja już się sama obroniłam. Jak myślisz, dzięki komu siedziałam tylko osiemnaście miesięcy za zniszczenie mienia, spowodowanie poważnego uszczerbku na zdrowiu i napaść na policjantkę?
Wiadomo, dzięki sobie. Sama narozrabiała, więc sama wyciągnęła się z opresji, żeby potem ojciec nie musiał świecić za nią oczami przed innymi (pewnie i tak to robił).
- No... tak - bo niby o co innego? - Hej, daj spokój. Nie jestem jeszcze partnerem, żebyś musiała i się tłumaczyć. Cholera, nie wiem, czy kiedykolwiek nim tu zostanę, więc czytaj sobie wszystko spokojnie i niczym się nie stresuj. A o pożyciu mogę ci poopowiadać. Znaczy... Niekoniecznie o rozkładzie, bo moje pożycie nie jest w rozkładzie, ale wiesz, tak ogólnie.
Uśmiechnęła się. Miło było słyszeć, że Marysia tak przejmowała się pracą w kancelarii, nawet jeśli nieco się przy tym spinała. Przecież Kylie nie była tu od sprawdzania poziomu jej wiedzy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Propozycja Kylie na tyle ją zaskoczyła, że w pierwszej chwili Marianne nie była pewna, czy dobrze rozumie, a że nie chciała się skompromitować, to dla pewności poczekała ze swoją odpowiedzią. Wszystko jednak wskazywało na to, że rzeczywiście ktoś taki, jak Russell chciał oglądać z kimś takim, jak Chambers, kolekcje w sklepach.
- Bardzo chętnie ci doradzę! - prawie podskoczyła, gdy już zdecydowała się odpowiedzieć. Nie ma co ukrywać, czuła się doceniona, a jako, że sama nieczęsto pozwalała sobie na zakupy, to pomoc przy tym komuś innemu była dla niej niezwykle miłym zajęciem. Poza tym wierzyła też, że podpatrzy nieco wiedzy o najnowszych trendach.
Kylie szczerze ją zaskakiwała, bo Mari to jednak wierzyła, że adwokaci to zawsze robią wszystko zgodnie z prawem, bojąc się w jakikolwiek sposób je złamać. Tutaj blondynka natomiast prezentowała całkiem inną, imponującą postawę i Chambers nie bardzo wiedziała, jak ma na nią reagować.
- Nie wiedziałam, że byłaś w więzieniu - przyznała bez bicia, przełykając przy tym ślinę. - To musiało być straszne - dodała niedługo po tym, bo o więzieniach też niewiele wiedziała, ale raczej nie były to zbyt przyjemne miejsca. Marianne na pewno wolałaby z żadnym nie mieć niczego wspólnego. - Ale też ciężko wyobrazić mi sobie ciebie napadającą na policjantkę - no taka prawda. Na Kylie patrzyła, jak na damę, która zawsze zachowuje się odpowiednio, ale najwyraźniej nie wiedziała jeszcze wszystkiego o blondynce. Odłożyła też trzymane przez siebie książki gdzieś na bok, bo mimo wszystko były ciężkie, a skoro nie były jej teraz do niczego potrzebne, to nie ma co dźwigać.
- Wybacz... nie każdy jest taki wyrozumiały - przyznała, poprawiając okulary na nosie, bo jednak miała świadomość tego, że wiele osób nie było zadowolonych z obecności Mari w kancelarii. Próbowała się rozluźnić, ale bardzo chciała robić dobre wrażenie, tylko, że w chwili w której blondynka pozwoliła sobie na tak odważne żarty, dowcipna natura Mari wygrała i ona sama zaśmiała się pod nosem. - Nie wątpię, wyglądasz na taką, która nie musi na nie narzekać - to miał być komplement, a przynajmniej Marianne wierzyła, ze tak zostanie on odebrany.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ktoś taki, jak Russell? Z jednej strony od razu odparłaby, że nie ma kogoś takiego, żet o wymysły, że przecież jest normalna, ale zaraz potem musiałaby przyznać, że jej ego zostało jednak w miły sposób połechtane.
- No to kupujemy. Znaczy... Najpierw kawa, potem kupujemy - posłała jej błagalne spojrzenie. Kobieto, zrób jej kawy, bo przecież Kylie zaraz tu padnie! Po małej czarnej na pewno odpali jej się tryb zakupów i zapewne pomoże wybrać coś Marysi, bo... Nie to, żeby jej ubrania były brzydkie, po prostu mogą być jeszcze ładniejsze. W tej kwestii mogła coś zdziałać. Mogła też przedstawić jej nieco inną stronę prawniczego świata, tę, po której opowiedziała się chyba już dawno temu.
- Wiesz, to nie było takie typowe więzienie. Wiadomo, kraty też były, ale wywalczyłam dla siebie zakład z mocno złagodzonym rygorem, gdzie trafiało się za drobne przewinienia. Siedziałam z kilkoma aktorkami i córką jednego z naszych radnych. Nie było nawet tak źle - uśmiechnęła się. - To był przypadek. Podbiłam jej oko, kiedy próbowała mnie aresztować. Podeszła za blisko, a ja byłam wkurzona na kutasa, który zdradzał mnie z moją bratową. Tez byś się wkurwiła, prawda?
Ha, to było wydarzenie! Kiedyś Kylie wszystko jej opowie. Najważniejsze i tak było to, że teraz lepiej panowała już nad swoim gniewem. Dzięki odsiadce nieco spokorniała, miała czas na poukładanie w głowie kilku spraw. W zasadzie wyszło jej to na dobre, bo przestała już bawić się i skakać z kwiatka na kwiatek. Miała Abla, który dzielnie z nią wytrzymywał i to jedna z tych rzeczy, które w nim podziwiała. No i rzeczywiście, na pozycję nie narzekała, więc uśmiechnęła się tylko.
- A kto nie jest? - spytała po chwili. Chętnie posłucha ploteczek, a i przecież jej samej przyda się ta wiedza. Może nie do końca znała nastawienie współpracowników? Może coś się zmieniło podczas jej nieobecności? - Jeśli o mnie chodzi, to ze wszystkim ci pomogę.
Zrobiłaby to głównie przez wzgląd na Gabe'a. Ten na pewno wiedział, kogo zatrudnia i co robi. Kim byłaby Kylie, żeby uważać inaczej?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwała głową na znak, że rozumie i wyszła na moment z jej gabinetu, by wrócić już z dwoma filiżankami. Na pewno zdążyła zapamiętać, jaką kawę pija Russell, więc właśnie taką przed nią postawiła, cofając się tylko po to by zamknąć za sobą drzwi, przy czym cały czas słuchała opowieści o więzieniu, nadal nie potrafiąc sobie tego do końca wyobrazić.
- Jezu, naprawdę coś takiego przeżyłaś? - tym razem o dziwo jej poruszenie nie odnosiło się do aresztu. - Nie dziwię ci się, nie wybaczyłabym zdrady - przyznała, a przynajmniej tak jej się wydawało, chociaż sama też święta nie była. To znaczy nigdy nikogo nie zdradziła, ale jednak uciekła od narzeczonego i wyjechała do miasta, a to też nie było najpiękniejszym postępowaniem. Na swoje usprawiedliwienie miała tylko to, że wszystko robiła jawnie, najpierw oddając mu pierścionek. Może po tych opowieściach powinna się zacząć obawiać Kylie, ale nic podobnego nie miało miejsca, tym bardziej, że już wcześniej czuła w stosunku do blondynki respekt.
- Och, nie chciałabym na nikogo donosić - wyjaśniła szybciutko, bo nikt nie lubi konfidentów, wiadomo, a i Chambers nie chciała robić z siebie ofiary, bo w tej roli nie czuła się najlepiej. Dlatego też zaśmiała się zaraz, nieco wymuszenie, ale jednak. - No, ale wiesz jak jest... tutaj wszyscy są tacy, sama nie wiem... dostojni? Mi tego brakuje, więc rzucam się w oczy, a ludzie nie lubią, jak ktoś odstaje z szeregu - wzruszyła ramionami, by nieco tą kwestię zbagatelizować. Nie było co roztrząsać. Póki co Marianne dopiero zaczynała swoją przygodę z wielkim miastem i przyjdzie jeszcze czas, kiedy nikt nie pozna, że pochodzi z prowincji. Póki co jednak musiała radzić sobie z tym co ma, czyli korzystać z dużej dozy życzliwości innych osób, na którą nie wiedziała sama czym sobie zasłużyła, ale nie zamierzała jej odmawiać, bo jednak zdrowo rozsądkowo oceniając, sama nie dałaby rady. - Po prostu myślę, że nie musiałabyś daleko szukać, żeby znaleźć kogoś, kto niekoniecznie mnie tu chce, ale no... dzięki pracy u Gabe'a na całe szczęście mam mało interakcji z innymi pracownikami - wyjaśniła, uśmiechając się przy tym, tym razem już naturalnie, bo naprawdę ją to cieszyło. Nie chciała skupiać się na negatywach, kiedy otrzymała od życia taką szansę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Anioł, nie asystentka. Oj, niech Gabe lepiej uważa, bo jeszcze kilka takich poranków i Kylie gotowa będzie ukraść przyjacielowi jego asystentkę i uczynić ją swoją własną. Zdaje się, że właśnie dziś, tak dość dobitnie, poczuła, że potrzebuje przy sobie kogoś takiego, jak Marianne, kogoś, kto poda jej kawę, kiedy będzie miała kaca, kto trochę ją doceni, rzuci komplementem i pogada z nią w wolnej chwili.
- Wiesz, to była przelotna znajomość, ale kiedy wynajmuję sobie instruktora tenisa, to ma trenować ze mną. Tylko ze mną. Nie z moją bratową.
Co poradzić, musiała pobić Christine (nie wspominając już o tym, że musiała ukraść jej szminkę!), musiała rozpieprzyć rakietę instruktora i próbować go przejechać. Zareagowała tak, jak prawdopodobnie zareagowałaby większość kobiet, więc nie było nic dziwnego w tym, że teraz szalenie często podejmowała się prowadzenia właśnie tego typu spraw i jej klientkami, poza rodziną, były bogate panie, które przyzwoicie płaciły za to, że Kylie dbała o ich... No właśnie. Chyba o ich wszystko.
- Dostojni? Daj spokój. Połowa z nich jest całkowicie normalna. Druga połowa kompletnie nie wie, co tu robi - prychneła nieco lekceważąco. No nie wszystkich tu szanowała, co poradzić. Miała swoje zdanie i prędko go nie zmieni. - Okej, ale i tak wszyscy są na tyle dobrze ubrani, że maskują w ten sposób ewentualne braki. Z tym akurat sobie poradzimy, chociaż - zerknęła na Marianne - to może być trudne zadanie. To nic. Lubię wyzwania. Sukienkę i tak kupię. Teraz zajmiemy się tobą.
O tak. Co tam sprawy służbowe! I tak nie miała dziś w planach ważnych spotkań oraz układania ważnych podań. Wystarczyło tylko rzucić hasło "zakupy", a blondynka już była w gotowości. Zaraz wszystko ogarną i Chambers będzie wyglądała jak rasowa asystentka adwokata.
- Może zazdroszczą ci tego, że Gabe naprawdę cię lubi? Znam go od lat i widzę, że nie jesteś dla niego byle asystentką z przypadku, tylko kimś, komu ufa.
Nie spierdol tego, Mery, nie spierdol! Gabe był super, więc skoro Marysia mu pomagała, też musiała być fajna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jako, że Chambers kompletnie nie rozumiała jeszcze, że w biznesie liczą się korzyści, a nie sympatie, to pewnie w życiu nie zgodziłaby się na zmianę szefa, mimo, że Kylie szczerze lubiła. Po prostu nie potrafiłaby zrezygnować z asystowania Gabe'owi, poniekąd to dla niego starała się podszkolić w temacie prawa, by jeszcze lepiej wywiązywać się ze swoich obowiązków, bo przecież widziała doskonale ile Hargrove miał na głowie.
- Nawet jeśli przelotna, to i tak współczuję. Nie wiem, jak zareagowałabym na zdradę - przyznała, pozwalając sobie na zajęcie miejsca obok kobiety, bo chyba za długo już tak nad nią stała i było to nieco niezręczne. - Ja już nie mam narzeczonego, a mimo to czasem, jak świetnie się bawię w cudzym towarzystwie, to czuję się tak, jakbym robiła coś złego - przyznała jej, pozwalając sobie na podzielenie się kilkoma faktami ze swojego życia. Wiadomo, nie chciała zarzucać Kylie informacjami, które niekoniecznie ją obchodziły, ale po prostu była gadułą i nie wiedzieć kiedy dodała od siebie te kilka słów. Zaśmiała się też, słysząc co blondynka mówi o pracownikach kancelarii. Cóż, przyjemnie było tego posłuchać, nawet jeśli niekoniecznie dobrze to o Mari świadczyło. Tylko, że zaraz straciła na tej pewności siebie, kiedy Kylie na nią spojrzała. No bo cóż tu dużo mówić, w Asotin Marianne nie miała zbyt eleganckiej garderoby, więc przyjechała do Seattle praktycznie z niczym, mieszając jakieś swoje rzeczy z tym, co pożyczyła jej Rae. Sama też po świętach miała konto raczej bardziej puste, niż pełne, dlatego tym bardziej się zmieszała.
- Mną? Ja to chyba zatrzymam się na oglądaniu - zażartowała, chcąc wyjść z tego dyplomatycznie. Wstyd byłoby się przyznać, że nie ma kasy i prędzej zjadłaby ten podręcznik do prawa, z którym tutaj przyszła, niż powiedziała coś takiego. Mogła też tylko sobie wyobrazić, w jakich sklepach gustuje Russell.
- Tak sądzisz? - tym razem naprawdę przeżyła szok, kiedy Kylie uznała, że ktoś może być o Mari zazdrosny. Prawdę mówiąc zarumieniła się przez jej słowa. - Cóż, ja też go bardzo lubię... ale też nie chciałabym, aby ludzie coś głupiego gadali, a już raz mi sugerowano, że nie powinnam zakochiwać się w nikim z pracy... jakbym tylko po to tutaj przyszła - no dobra, nie miała się żalić, a jednak koniec końców zrzuciła trochę z ramion, bo nie potrafiła się powstrzymać. W sumie to poniekąd te obawy były słuszne, bo rzeczywiście z początku Gabe zawrócił jej w głowie, ale teraz było już wszystko dobrze i oboje wiedzieli na czym stoją w ich relacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I tak by jej nie ukradła. Może gdyby niezbyt przepadała za jej szefem, to podebrałaby ją bez żadnych wyrzutów sumienia, ale akurat Gabe'owi nie mogłaby tego zrobić. Może czasem ją pożyczy, może czasem wykorzysta, ale nie weźmie jej tylko dla siebie.
- Tak. Żadna z nas nie wie, dopóki jej to nie spotka - westchnęła. Przecież ona sama nie miała pojęcia, że aż tak ją poniesie, w dodatku w momencie, gdy będzie chodziło o instruktora tenisa, którego wynajęła na kilka lekcji i z którym nie zamierzała wdawać się w żadne głębsze relacje.
- O, byłaś zaręczona? Nie wiedziałam.
W zasadzie wielu rzeczy o niej nie wiedziała. I to nie było tak, że informacje o życiu Marysi były zbędne. Przeciwnie. Po prostu jakoś tak wyszło, że siłą rzeczy Chambers spędzała więcej czasu ze swoim szefem, niż z nią, więc to on wiedział o niej zdecydowanie więcej. Nie oznaczało to jednak, że Russell nie interesowała się jej sprawami.
- Dlaczego się rozstaliście?
Skoro i tak rozmawiały już o ciuchach i atmosferze panującej w kancelarii, to dlaczego nie miałaby zapytać? Przecież i tak Kylie nie była osobą, która uznałaby, że coś jest niezręczne, że jakiegoś tematu nie wypada poruszać. No, czasem jednak widziała granice, ale nie teraz.
- No dobra, nie musimy nic kupować. Możemy pooglądać, ale będziemy szukać czegoś... Odpowiedniego na salę sądową. O, mam! - klasnęła w dłonie. - Pokażę ci, czego na pewno nie możesz zakładać. Znaczy... Niby możesz, ale ja na pewno bym się w to nie ubrała.
Okej, chętnie by coś kupiła, chętnie by zaszalała, ale dziś odpuści. Niemal z pamięci wpisała do przeglądarki adres jednego z internetowych sklepów z niekoniecznie najdroższą odzieżą i wcisnęła Enter.
- Zawsze będą gadać, a najgłośniej gadają ci, którzy sami mają coś na sumieniu. Widzisz, ludzie mają naturalną skłonność do umieszczania innych w centrum uwagi, żeby sami mogli stać w cieniu i być poza wszelkim podejrzeniem. Wiesz, krzyczysz "złodziej" i wskazujesz na kogoś palcem, kiedy to ty kradniesz - tak działa na przykład polityka, zwłaszcza ta w wielkomiejskim wydaniu. - Jeśli ktoś sugeruje ci coś takiego, odpowiadaj spokojnym głosem, że nie interesują cię związki w miejscu pracy. Niech ludzie zastanawiają się, które związki cię interesują - hehe - a potem znudzą się pytaniami i dadzą ci spokój.
Boże, co za ludzie. Wstrętni plotkarze. Ciekawe, czy o niej też plotkowali, kiedy szła siedzieć. O jak dobrze, że wtedy nie musiała tego słuchać!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwała spokojnie głową, bo faktycznie w niektóre sytuacje trudno było się wczuć, jeśli samemu się ich nie przeżyło. Też nie zdziwiło ją wcale, że Kylie nie wie nic o Martinie. W zasadzie czemu miałaby wiedzieć? Chyba po prostu Chambers jakoś tak błędnie zakładała, że skoro nie jest to tajemnicą, to wszyscy wiedzą. Przywykła też do tego, że w Asotin takie fakty po prostu były na językach, ale przecież teraz mieszkała w Seattle. Tutaj ludzie mieli wiele ciekawszych spraw, niż zajmowanie się jej życiem osobistym.
- Nom, byłam... był moim pierwszym i w sumie jedynym chłopakiem - trochę się zarumieniła, kiedy o tym mówiła, bo jednak Kylie wyraźnie była doświadczona w sprawach damsko-męskich, a ona wypadała jak taki niedoświadczony podlotek. - Zaczęliśmy ze sobą być, gdy miałam szesnaście lat, potem przyszedł czas na zaręczyny, wszyscy już wszystko za nas zaplanowali, jakby wiesz... całe moje życie napisano już za mnie i dotarło do mnie, że nie chcę tego dla siebie - wzruszyła ramionami. - Martin był dla mnie ważny, z resztą nadal jest, złego słowa bym o nim nie powiedziała, bo to dobry człowiek, ale po prostu... - nie potrafiła znaleźć dobrych słów, więc trochę zostawiła tą kwestię niedopowiedzianą. Też nadal nie była zbyt dobra w mówieniu o tym wszystkim, bo doskonale wiedziała, ile osób zawiodła swoją decyzją. Prawdę mówiąc mało kto tak naprawdę kibicował jej aktualnie, wszyscy raczej czekali, kiedy się podda i wróci w rodzinne strony.
Pokiwała też głową, ciesząc się, że blondynka nie będzie nalegała na kupno. Uznała też, że to całkiem miłe, że chce jej dawać porady, bo tych nie miała za bardzo skąd brać, dlatego sama się uśmiechnęła, wierząc, że Russell na pewno udzieli jej rzetelnych informacji.
- Brzmi to wszystko bardzo rozsądnie - przyznała, naprawdę będąc wdzięczną za tą rozmowę. Można powiedzieć, że siadając tak obok i patrząc na ten monitor, poczuła się bardziej, jak z przyjaciółka, niż z budzącą respekt panią prawnik, do której Marysia nie miała podjazdu. - No też tak starałam się odpowiadać, pewnie w końcu odpuszczą, nie przejmuję się tym aż tak - no bo z reguły była raczej lekkoduchem i nie czuła potrzeby zamartwiania się na zapas. - Lepiej pokaż czego nie powinnam ubierać - zmieniła też nieco temat, bo rzeczywiście była ciekawa tych ubrań i trochę też chciała sięgnąć po kartkę, żeby sobie zanotować niektóre z informacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kylie lubiła swoich współpracowników, nie mogła powiedzieć, że nie, tyle tylko, że nie wszyscy mieli na tyle ciekawe życie prywatne lub sami byli ciekawi, żeby blondynka się nim interesowała. Marianne była ciekawa, po prostu do tej pory jakoś nie było okazji, żeby panie mogły ze sobą porozmawiać o życiu prywatnym, a nie tym zawodowym.
- Tak. Rozumiem - przyznała. Fakt, może i Russell była bardziej doświadczona i przez jej życie przewinęła się większa liczba partnerów, ale co z tego? Nigdy nawet nie była blisko zaręczyn, dopiero teraz była w naprawdę poważnym związku i dopiero teraz odkrywała to, co inni ludzie doskonale już znali. - Jeśli tego nie czułaś, to dobrze się stało, że nie jesteście już razem. To twoje życie. Twoje. Tylko twoje. Nikt nie przeżyje go za ciebie. Ludzie mogą mówić ci, co będzie dla ciebie dobre, ale to ty podejmujesz decyzje. I wiesz? To miłe, że masz o nim takie zdanie.
Przecież nie był winny tego, że w sercu Marysi nie zapłonął ogień miłości. Dobrze, że dziewczyna zmieniła środowisko. Kylie rozumiała już, dlaczego to zrobiła i jeśli miała być szczera, to chyba zaczęła podziwiać Chambers za upór i determinację.
- Ludzie lubią oglądać innych w sytuacjach, w których sam nie chcieliby być widziani przez nikigo - podsumowała. To nie jej słowa. To cytat z serialu Ranczo, ale raz, Kylie nie zna tak cudownych tworów, a dwa, sama nazwa bardziej pasuje jednak do Marysi, hehe. No, w każdym razie, dobrze, że Marianne zamierzała przejmować się zdaniem innych. Nie warto.
- Tak. To chyba będzie łatwiejsze - upiła łyk swojego napoju. - Przede wszystkim nie powinnaś zakładać nic krzykliwego. Musisz pilnować też tego, żeby podobnie wyglądali twoi klienci. Oboje musicie wyglądać tak, żeby ludzie patrzyli na was i wam współczuli. Oczywiście ty musisz wyglądać lepiej, niż klient - bo to on był oskarżony. Adwokat powinien wyglądać jednak bardziej profesjonalnie. - To, co masz na sobie... Nie jest źle, jesteś asystentką, ale do sądu albo na spotkania z klientem wybrałabym coś bardziej zachowawczego. Chyba że akurat próbujesz techniki "na blondynkę", wtedy celowo zakładasz coś, co do siebie nie pasuje, ale wtedy od samego początku musisz sprawiać wrażenie, że nie do końca wiesz, co tu robisz. Druga strona nie traktuje cię poważnie, a wtedy ty, już na sali sądowej, przechodzisz do ataku.
Na początku to robiła, a i owszem! Ha, nawet ją to bawiło i dziś czasem uciekała się też do tego sposobu prowadzenia rozpraw, ale z czasem jej przeciwnicy przekonali się, że Russell jednak cos potrafi. Teraz była blondynką tylko przy młodszych od niej i tych, którzy jej nie znali.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miło było posłuchać kogoś, kto nie krytykował jej decyzji, bo nie ma co ukrywać, w Asotin mało kto wypowiadał się o tym wszystkim pozytywnie. Pokiwała więc głową i pomimo trudnego tematu, jaki poruszyła, uniosła kącik ust w nieśmiałym uśmiechu.
- Nie chciałabym ukrywać się za obelgami pod jego adresem - przyznała zgodnie z prawdą, poprawiając przy tym okulary. - Prawdę mówiąc trochę nie rozumiem tego, gdy ludzie są ze sobą jakiś czas, a potem się rozstają i nagle wypowiadają się o byłym partnerze, jak o kimś najgorszego sortu - podzieliła się z nią jeszcze taką refleksją, ale też na tym dała sobie spokój, bo nie chciała Kylie zanudzać. Fakt jednak był taki, że Chambers nie chciała obrażać Martina, bo tak, jak i on, tak samo ona miała coś za uszami, ale nie o to w tym chodzi, by teraz jakieś prywatne brudy wywlekać. Trochę też odpłynęła w tych myślach, więc na moment się wyłączyła, wracając jednak tak szybko, jak z ust blondynki padły słowa odnośnie odpowiedniego ubioru. Przechyliła wówczas głowę, zastanawiając się, co dokładnie ma rozumieć przez krzykliwe.
- Jezu, serio? - zaśmiała się głupkowato, bo nieco ją to rozbawiło. - Mam powiedzieć klientowi panie, weź ściągnij tego swetra? - parsknęła ponownie, bo niestety miała dwadzieścia pięć lat i wiele spraw ją bawiło, tak? Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że może wypadałoby zachować więcej powagi, to też się zreflektowała i wyprostowała się nieco bardziej. - Wybacz. Póki co nie mam klientów, więc może kwestię ich ubioru zostawię Gabe'owi, on zawsze dobrze wygląda - skwitowała, dając do zrozumienia, że już planuje pilnie słuchać i nie mówić żadnych głupstw. Spojrzała też na swój strój pod wpływem jej słów, a potem mimo wszystko znów zaśmiała się pod nosem, chociaż nie tak pewnie, jak wcześniej. - Ta technika na blondynkę... wiesz, ja chyba generalnie nie wiem często, co tutaj robię - przyznała bez bicia. Może jest urodzonym kandydatem do techniki na blondynkę, tylko coś u niej kuleje w tym punkcie, w którym powinna przystępować do ataku. Bo jednak była bardziej pancernikiem, który co najwyżej mógł się w kulkę zwinąć i odturlać na bok. No, ale wierzyła też, że bardziej drapieżnymi atakami będzie zajmował się Gabe, a ona... długopis mu na przykład potrzyma.
- Chyba zacznę po prostu od mniej krzykliwych strojów... kupię sobie jakąś białą koszulę i może błękitną - podzieliła się z nią swoim pomysłem, bo póki co miała pewnie jakieś wzorzyste. Słowem wiedziała już, że trochę kulała w kwestii odpowiedniego ubioru, a wtedy mogła snuć plany zakupów, bo nie wiedziała jeszcze, że złamią jej się okulary.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Law Group Inc.”