WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/84/73/70/8473 ... /div></div>
Ostatnio zmieniony 2022-11-27, 20:29 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wizyty w kancelarii z zasady nie wiązały się z niczym dobrym, ale nieprzyjemny wypadek, w którym Jona brał udział kilka tygodni temu, niestety zmuszały go do ponownych spotkań ze swoim prawnikiem, a raczej prawniczką. Bo Russell mimo większych jaj, niż nie jeden adwokat w tej firmie, nadal była kobietą i to całkiem atrakcyjną, aczkolwiek nie jej prezencja, a umiejętności interesowały Wainwrighta. Nie była jednak tylko człowiekiem, który miał za niego ogarniać wszelkie prawne zawiłości, na które Jona nie miał ani czasu, ani ochoty. Znali się od dobrych kilku lat, a w tym czasie zdążyła wytworzyć się między nimi swego rodzaju przyjaźń.
W każdym razie ostatnimi czasy podczas odwiedzin w kancelarii Jona, nie tylko liczył na spotkanie z nią, ale też niby przypadkowe i kompletnie nie planowane zamienienie kilku słów z Marianne. Dlatego, gdy kierował się do gabinetu pani adwokat, ukradkiem spojrzał w stronę biurka, za którym spodziewał się dostrzec Chambers. Niestety ku jemu rozczarowaniu, rudzielca nie było. Zagrał więc taktycznie i postanowił odwiedzić łazienkę, gdzie spędził kilka minut, ale gdy wyszedł, a Mari nadal nie było na miejscu pracy, zrezygnowany w końcu udał się do Russell, bo jednak kończyły mu się pomysły, a nie chciał wyjść na jakiegoś kripa - nie żeby Jona znał znaczenie tego słowa w języku potocznym, bo akurat tego typu slang był temu sztywniakowi, kompletnie obcy.
- Dzień dobry, Kylie - rzucił zbyt oficjalnie, gdy już asystent pozwolił mu wejść do środka. - Dobrze cię widzieć, aczkolwiek zdecydowanie wolę spotykać się z tobą w mniej formalnych okolicznościach - dodał, chociaż tak naprawdę wcale nie przeszkadzałaby mu sytuacja w której jego mało ważna spawa, ciągnąłby się jeszcze jakiś czas...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ po!

Właśnie to, że to z nią pracował, powinno być dla niego głównym powodem, dla którego powinien mówić, że wizyty w kancelarii - pomimo wszystkich innych niedogodności, a nimi już zajmie się Kylie. Niech Jona nie myśli o swoich problemach. Tymi zajmie się Russell i zrobi to profesjonalnie, a mężczyzna już teraz może myśleć tylko o tym, że przychodząc tu, przychodzi do bliskiej znajomej na przyjazną pogawędkę, a nie do kancelarii po poradę prawną.
Dziś udało jej się zamienić gabinet IV na III. Niby za numeracją nie kryło się nic głębszego, wszak w gabinecie numer IX można było przyjmować ważniejszych klientów, niż w jedynce, ale jednak cyferka na drzwiach sporo dla niej znaczyła. Tu chodziło o prestiż! O to, że Kylie się tu marnowała i całe szczęście, że jej rodzina (najważniejsi klienci) miała hajs i pójdzie za nią wszędzie, a i inni klienci nie byli ubodzy. Jona również. Kardiochirurg miał jej czym zapłacić, a że polubili się prywatnie, to bankowo również za nią pójdzie.
- O, cześć - wstała, żeby się z nim przywitać. Od razu zamknęła też teczkę z dokumentami, które akurat czytała. To może poczekać. - Spokojnie, dzisiaj nie mam dla ciebie żadnych złych wieści, więc możesz się uspokoić. A póki co... - wstała, odeszła od biurka i podeszła do jednej z szafek, którą przerobiła na ekskluzywny barek (czytaj - wsadziła do niej kilka flaszek). - Napijesz się czegoś? Mam kilkunastoletnią szkocką. Jest genialna. Podobno.
Jeszcze nie sprawdzała! Mogła też zaproponować mu kawę lub herbatę, ale kto by to pił, kiedy mieli do dyspozycji świetny alkohol?
- Szkoda, że Marianne wyszła. Poprosiłabym ją, żeby pożyczyła szklanki z gabinetu Gabe'a, ale sama mogę u niego pomyszkować, chyba że nie przeszkadzają ci kieliszki do wina, bo tylko to akurat mam - bo niekoniecznie umiała uruchomić pracownianą zmywarkę, żeby umyć swoje szklanki. Ups!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ogólnie pewnie, gdyby firma ubezpieczeniowa nie robiła takich potężnych problemów, Wainwright nie musiałby przesiadywać w kancelarii. Może nawet teraz, te spotkania z Kylie niekoniecznie musiały odbywać się tak często, ale powiedzmy, że Jona miał bardziej prywatne powody przez które odwiedzanie Russell stało się czystą przyjemnością.
Oczywiście niezaprzeczalnie Marianne grała tutaj pierwsze skrzypce, bo po ich sylwestrowym spotkaniu, rudzielec pojawiał się w jego głowie jeszcze częściej. No, a poza tym lubił swoją adwokat, bo biła od niej pewność siebie i zaradność, jakiej Jonathan ostatnimi czasy potrzebował. Niechybnie zdawała mu się, że większość bliskich mu osób przeżywa obecnie dość ciężkie chwile, więc towarzystwo kogoś silnego podtrzymywało go na duchu.
- Cieszę się, a tutaj są dokumenty o które prosiłaś - odparł podchodząc do biurka i odkładając na nim trzymaną przez siebie teczkę. - Nie mogę za każdym razem wychodzić od swojego prawnika pijanym - burknął. Dobry alkohol też był powodem dla którego lubił odwiedzać Russell. Znała jego słabość do szkockiej i bezczelnie z tej wiedzy korzystała. - Polej - dodał, bo oczywiście pomarudzić mógł, ale odmówić już nie.
Właśnie chciał zająć miejsce na jednym z wygodniejszych foteli stojących przy niskim kawowym stoliku w roku gabinetu, gdy Kylie dodała niby nic nie znaczący komentarz. Wspomniała jednak o Chambers, którą przecież szukał jeszcze kilka minut wcześniej i przez to zamarł wpół ruchu spoglądając na krzątającą się po pomieszczeniu blondynkę.
- Nie ma jej? - Walnął nim zdążył się ugryźć w język, a co za tym idzie speszył się, bo ostatnio nawet mówienie o Marianne wprawiało go w ten stan niezręczności. - W sensie ich? W takim razie mogą być kieliszki od wina. Nie przeszkadza mi to - dodał nad wyraz gównianie starając się zatuszować swoją gafę. - Co u ciebie? Jak sylwester? - Zapytał starając się zatuszować poprzedni temat innym, a zaraz po tym jak wreszcie usiadł na tych cholernym fotelu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O tak. Pewności siebie na pewno nie można było jej odmówić. Miała też wielkie ego, ale właśnie taką Kylie lubili jej znajomi (oby!) i jesli tylko któryś z nich potrzebował twardego, żołnierskiego wręcz podniesienia na duchu, to Russell była do tego idealną osobą. Zresztą, umówmy się, chociaż blondynka miała gadane, to potrafiła również słuchać, a to było szalenie ważne.
- Okej, zaraz je przejrzę - przesunęła teczkę na bok, jednocześnie klepiąc ją lekki trzy razy, dając w ten sposób do zrozumienia, że na pewno zapozna się z jej zawartością. Zrobi to nieco później. - Na taką odpowiedź liczyłam - wyraźnie się ucieszyła. - Zresztą, kto może mieć o to do ciebie pretensje? I dlaczego od razu pijanym? To tylko jeden, maleńki drink.
Chyba że będą mieli ochotę na drugiego, ale co w tym złego? Póki co zajmijmy się jednak tym pierwszym. Postawiła na stoliku dwa kieliszki i wyjęła butelkę. Widać było, że już z niej korzystała, że kosztowała zawartości, ale przynajmniej mogła teraz mówić z pełną odpowiedzialnością chwalić trunek.
- Pojechali do sądu. A może na spotkanie z prokuratorem, który prowadzi jedną z ich spraw... - zaczęła się zastanawiać, ale szybko doszła do wniosku, że nie miało to i tak większego znaczenia. - I ja to rozumiem. Prokurator pracujący w budynku prokuratury, a nie tu, w kancelarii. Z takimi nie chcę mieć nic wspólnego. W każdym razie powinni wrócić po lunchu - a że było jeszcze sporo czasu do pory dnia, w której zazwyczaj spożywa się ten posiłek, to Gabe i Marianne raczej prędko się tu nie pokażą. - Och, sylwester był świetny. Po świętach wyrwaliśmy się z miasta na kilka dni. Pojechaliśmy w góry, zaszyliśmy się w niewielkim motelu z dobrą restauracją, SPA i kilkoma innymi atrakcjami.
O tak. Zdecydowanie tego potrzebowała. Taki mini reset dobrze jej zrobił. Odpoczęła, spędziła czas z facetem i nie myślała o tym, że tuż przed wspólnymi świętami u Gabe'a jej ojciec dał popis i próbował obrzydzić jej Abla.
- A ty? Twój oddział ruszył już z kopyta?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może troszkę hiperbolizował, bo jednak upicie się w przypadku Wainwrighta było długim i skomplikowanym procesem, który w ostatnim czasie zachodził niezwykle rzadko, a jak już to odbywał się w totalnej izolacji. Niestety, ale piętno wojny, traumy, skomplikowane psychiczne problemy i miesiące terapii zmusiły Jonę do zmian, które po pewnym czasie zaakceptował - jak na przykład nieustanne kontrolowanie samego siebie i unikanie sytuacji, w których mógłby tą kontrolę utracić. Pozwalał więc sobie na kieliszek, czy dwa, ale zachowywał w tym wszystkim umiar. Jednak... Nie tego dotyczyła jego wypowiedź, a faktu iż z prawie każde spotkanie z Kylie kończyło się na degustacji alkoholu. Wainwright już przyzwyczaił się, że wsiadanie za kółko po wizycie u pani adwokat wymagało nieco dłuższej przerwy i cieszył się, że w liberalne Stany pozwalały swoim kierowcom prowadzić po drinku.
- Doznaję jamais vu za każdym razem, gdy wypowiadasz te słowa - odpowiedział, bo określenie "maleńki drink" słyszał już kilkakrotnie, ale zawsze i tak ulegał jej namową, jakby poprzednie razy w ogóle nie miały miejsca. - Rozumiem - burknął krzywiąc się nieznacznie na dźwięk imienia tego przeklętego Gabe'a. Eh... Nie powinien tak reagować, ale w sumie potrzebował na kimś skumulować swoją irytację o nieobecność Marianne, a pan prawnik wydał się teraz doskonałym ku temu obiektem. - Nie tylko ty, aczkolwiek i z wami prawnikami lepiej nie mieć z byt wiele do czynienia - wtrącił podły żarcik w jej słowa, licząc na to iż Kylie jest na tyle wyrozumiała by zrozumieć, w jakim kontekście odczytać jego wypowiedź. - Po lunchu? W sensie... Tak tylko pytałem. - Jak na kogoś kto pilnował się dość mocno na każdym kroku, Jona miał ostatnio nieopisaną wręcz tendencję do wypowiadania na głos pytań, jakie powinien zachować dla siebie. Zaraz po tym zwykle spinał się cały i starał zatuszować wszystko zmianą tematu. Jak i tym razem, gdy rozmowa skupiła się na wspomnieniach z sylwestra. - Teraz, gdy o tym mówisz to sam nabrałem ochoty na taką ucieczkę. Siedzę już w tym Seattle zbyt długo - dodał wpatrując się posępnie w szklankę, którą delikatnie poruszył kilka razy nim wreszcie zdecydował się skosztować zawartej w niej bursztynowej cieczy. - Naprawdę wyśmienita - zawyrokował, po czym skupił już spojrzenie na swojej rozmówczyni. - Mój oddział? Jeśli masz na myśli pracę to tak... A w zasadzie bez zmian, bo sylwestra spędziłem w szpitalu, podobnie jak i drugi dzień świąt. Nie istnieje dla mnie coś takiego jak świąteczna przerwa - wyjaśnił, bo sam zapisał się na dyżur w te dni. Jemu na niczym nie zależało, a przy tym dzięki pracy miał dobrą wymówkę, aby na siłę nie szukać zajęcia dla siebie tylko po to, by samego siebie przekonywać o tym, że nie jest aż tak słabym człowiekiem. - Kylie... Opowiedz mi coś o tym Hargrovie. Kojarzę go, bo chyba współpracował z moim adwokatem podczas rozwodu, ale teraz... Powiedzmy, że strasznie dużo go ostatnio w moim życiu - wyjaśnił, aczkolwiek tylko dlatego, że potrzebował jakoś usprawiedliwić swoją osobliwą ciekawość odnośnie tego człowieka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hej, przecież nie będzie wlewała w niego nic na siłę! Mogli napić się kawy, herbaty, może nawet wody, ale co poradzić na to, że alkohol miała akurat niemal zawsze w swoim barku? Obsługiwała kilku istotnych klientów, a tych nie wypadało jednak przyjmować przy mineralnej. Nie to, żeby Jona był złym klientem, co to, to nie, po prostu szklaneczka czegoś mocniejszego była jej bliższa, niż woda. Uśmiechnęła się tylko i napiła.
- Jeśli już chcesz mieć jak najmniej wspólnego z prawnikami, to powinieneś zadbać o relacje z tymi, którzy znają twoje sprawy i o nie dbają. Pij - puściła mu oczko. - No, po lunchu. Pewnie zjedzą coś na mieście i dopiero wtedy wrócą. I ja im się nie dziwię, wiesz? Przecież to, co czasami serwują w knajpce na dole, jest kompletnie niejadalne. Nigdy nic stąd nie zamawiaj.
Musiała go ostrzec. Nikomu nie zaimponuje tym jedzeniem, serca Marysi pewnie też nim nie zdobędzie. Nie to, żeby Kylie znała się na gotowaniu i znała gust Chambers, co to, to nie.
- A nie mówiłam? - uśmiechnęła się i również się napiła. - Kiepsko to brzmi - skrzywiła się nieco - ale oboje nic nie poradzimy na uroki naszych zawodów.
Ten jego miał zdecydowanie więcej minusów. Kylie nie miała nocnych i świątecznych dyżurów (chyba że akurat dzwonił do niej mega ważny klient), może nie do końca wiedziała, jak mógł czuć się Jona, ale zdecydowanie zdawała sobie sprawę z tego, że siedzenie w pracy w czasie świąt niekoniecznie musi być łatwe dla każdego.
- Interesuje cię Gabe? - spytała nieco zdziwiona. - Reprezentuje Rae. Zaangażowałeś się w ich sprawę? - dopytała jeszcze. - Pracujemy ze sobą od lat. Nie znam lepszego adwokata zajmującego się rozwodami, a prywatnie... Prywatnie jest dla mnie jak kolejny brat. Gdybym miała wskazać mojego najlepszego przyjaciela-mężczyznę, wskazałabym właśnie jego. Ufam mu w stu procentach.
O taką odpowiedź mu chodziło?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Imponowała mu swoją pewnością siebie i siłą. Była jedną z tych osób, które Jona uważał za wyrozumiałe względem jego antyposłecznej postawy. Raczej wiedział, że swoim zachowaniem jej nie urazi, bo Kylie to po prostu twarda sztuka, która z nie jednym miała do czynienia. No i poza tym Jonathan wcale podły i niemiły nie był, on po prostu nie bardzo umiał w bycie towarzyskim i zabawnym.
- Właśnie się staram - odpowiedział, a na jej rozkaz uniósł lekko szkło i upił z niego subtelnie. - Nie zamierzam, aczkolwiek już samym wyglądem to miejsce niespecjalnie zachęca - zawyrokował i skrzywił się nieprzyjemnie, bo jego delikatne podniebienie i gust kulinarny cierpiał, gdy tak niegodne miejsca śmiały mianować się restauracjami.
Poza tą informacją zanotował kolejną, a mianowicie fakt iż Mari zdecydowanie zbyt dobrze żyje z własnym szefem. Niestety, ale po tej sylwestrowej nocy jego uczucia względem Chambers wiwindowały w górę, gdy chwilę po trzeciej zobaczył ją przed szpitalem czekająca ze sztucznymi ogniami i bezalkoholowym szapanem w dłoniach.
- Masz gust - oświadczył, chyba już któryś raz z rzędu, bo u Russell zawsze mógł liczyć na szklaneczkę czegoś znakomitego. - Wiesz... W zasadzie nie było aż tak źle - rzucił i wcale nie miał na myśli intensywnego dyżuru, a emocje, które towarzyszyły mu już po wyjściu z pracy. - Dawno nie miałem lepszego sylwestra - dodał uśmiechając się tajemniczo i upijając znów nieco szkockiej.
Z zainteresowaniem słuchał opowieści Kylie o jego potencjalnym konkurencie (przecież nie mógł wiedzieć, że w przyszłości będą w relacji potężniejszej niż jakakolwiek inna, w symbiozie, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, w pakcie mogącym swoją siłą zniszczyć każdą inną komitywę - będą szwagrami) .
- Poniekąd - odparł.- Nie. Staram się nie mieszać w ten rozwód - dopowiedział z miejsca, bo jednak szanował prywatność brata i Raelynn, a poza tym wiedza jaką posiadał była tajemnicą, którą złożył bratu i której złamać nie chciał. Wolał więc trzymać się na uboczu i nie angażować w tą sprawę. - Ufam twojemu osądowi w takim razie. - Cóż.. Własne życie oddał by w ręce Kylie, więc nie widział przeszkód, aby nie wierzyć jej w to co mówiła. - W zasadzie zgodził się zatrudnić Chambers, chociaż nie miała ku temu kwalifikacji, więc mogę sądzić, że jest życzliwą osobą - dodał coś od siebie, a przy tym nie umiał nie mówić o Marianne. Wciąż o niej myślał, stawała się dla niego przyjemną obsesją i nie potrafił sobie odmówić przyjemności płynącej ze wspominania o jej osobie. - Swoją drogą chyba odnalazła się w waszej kancelarii. Kto by pomyślał, że macie tutaj taką cudowną i rodzinną atmosferę - zażartował, bo jednak prawniczy świat raczej do milusich nie należał i aż dziw, że taka Maryśka jeszcze nie została pożarta przez te wszystkie, wściekłe drapieżniki.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie przeszkadzało jej to, jaki był. Ani trochę. Wystarczało, że ona była towarzyska i zabawna, w dodatku była blondynką, a to od razu dodawało jej co najmniej +10 do uroku osobistego.
- Jeśli chcesz, możemy spotykać się służbowo w innym miejscu, gdzieś, gdzie mają dobre jedzenie - i oczywiście dobry alkohol. No bo... Nie musieli przecież omawiać ważnych spraw tutaj, gdzie nie było odpowiedniego nastroju, bo przecież nawet przez moment nie przeszło jej przez myśl, że Jona przychodził tu z zupełnie innego powodu i czeka na spotkanie z kimś innym.
- W zasadzie... To Will, mój starszy brat go ma. Butelkę dostałam od niego - mniej więcej zaraz po studiach, właśnie po to, żeby mogła popijać sobie coś dobrego z klientami. Nie wypada mówić o tym, jak stara była butelka, bo tym samym przyznałaby się też do własnego wieku, ale trunek był w jej posiadaniu już jakiś czas.
- No to super - umiechnęła się. Cieszył ją jego dobry nastrój. Wyszła z założenia, że w pracy było przyjemnie, a to zdecydowanie potrafiła sobie wyobrazić. Jej praca też była przyjemna, bo pracowała z fajnymi ludźmi, zwłaszcza z Marianne i Gejbem, których naprawdę bardzo lubiła. Nie mogła powiedzieć o nich złego słowa, zwłaszcza o mężczyźnie.
- Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie - zgodziła się z nim. Najlepiej się w to nie mieszać i zostawić wszystko najlepszemu adwokatowi od rozwodów. Znaczy... Ona i tak trochę już się w to zaangażowała, ale przecież nie będzie zdradzać mu szczegółów. - Cieszę się. Rób tak dalej, a się nie zawiedziesz - puściła mu oczko. - Życzliwy to mało powiedziane. Wiesz, na początku sama nie byłam do końca przekonana do tego pomysłu, bo pamiętam, jak sama musiałam się nagimnastykować, żeby się tu dostać - okej, ściemniała. Tak naprawdę wkręcił ją tam ojciec, który miał spore wpływy, ale akurat o tym Jona nie musiał wiedzieć. - Ale tak. Poznałam ją bliżej i zmieniłam o niej zdanie. Na pewno nie brakuje jej zaangażowania, a to naprawdę cenię. No i... Wydaje mi się, że Marianne całkiem dobrze się tu czuje.
Rodzinna atmosfera ? A i owszem. Być może nie wszystkich Russell traktowała jak rodzinę, ale z całą pewnością Chambers już do niej należała. O tak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniósł lekko brwi, gdy zaproponowała służbowe spotkania w innym miejscu. W zasadzie pewnie by na to przystał, gdyby nie fakt iż od pewnego czasu odwiedziny w kancelarii miały dla niego podwójne znaczenie, a przypadkowe spotkania z Chambers były na wagę złota.
- A może niesłużbowo? Wiesz myślałem, że traktujesz mnie jako przyjaciela, a nie kolejną krowę, którą przyjemnie wydoić z kasy - zażartował całkiem bezpośrednio jak na siebie, ale raczej nie zrozumienie ze strony Russell nie wchodziło w grę. Poza tym chyba śmiało mógł powiedzieć, że ufał tej kobiecie najbardziej na świecie, bo płacił jej za trzymanie języka za zębami. I chociaż wiedziałem doskonale, że Kylie nigdy by go nie zdradziła, to jako człowiek lubiący reguły - doceniał mocno tajemnicę adwokacką.
- W takim razie to jemu należy się uznanie, ale sądzę, że twoje zdolności konesera wcale nie są wiele gorsze - oznajmił przyglądając się bursztynowej cieczy w swojej kryształowym kieliszku.
Przyziemne tematy były całkiem przyjemne, a szczególnie gdy odnosiły się do tak ważnych rzeczy jak alkohol, ale znacznie bardziej Jonathana interesowała osoba Marianne, nawet jeśli uprzednio musiał przetrawić kilka informacji odnośnie jej szefa.
Uśmiechnął się prawie niezauważalnie, gdy odniosła się do słów jego uznania dla swojej osoby, a potem już ze szczerym zainteresowaniem słuchał tego co mówiła o Gabie i Marianne.
- To zrozumiałem, w końcu nie jedna osoba dałaby się pokroić za możliwość pracy w tak prestiżowej kancelarii. Nawet jeśli to posadka asystentki, to szczerze mówiąc, pewnie nie jeden student prawa oddałby za nią swoją nerkę - wyraził swoją opinię. W zasadzie to sam zgadzał się ze swoimi słowami, bo i dla niego początkowo zatrudnienie Marianne było szczerym zaskoczeniem. - Tak zdecydowanie... Nie wiem o niej zbyt wiele... - Co nie do końca jest prawdą, bo ta kobieta stała się moją małą obsesją - ... ale jestem pewny, że docenia swoją pracę i szczerze pragnie wykorzystać daną jej od losu szansę - dokończył, oczywiście pozostawiając część tej kwestii tylko własnej wiedzy.
By pewny, że Marianne jest znacznie lepszym nabytkiem dla firmy niż jakaś niedoświadczona trudami życia osoba. Chambers wcale nie miała łatwo. Tacy ludzie jak ona znacznie bardziej doceniają dane im od życia możliwości i oddają się temu co robią w znacznie większym stopniu.
- W każdym razie... Jeśli wyciągniesz kasę od mojej ubezpieczalni to obiecuję sprawić ci butelkę czegoś tak wyjątkowego, że może i twój brat doceni mój gust - Zagadną, aby zmienić temat, bo jednak rozwodzenie się nas osobą Mari zbyt mocno mogłoby zdradzić Russell zbyt wiele. Poza tym doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że jej prawnicze instynkty dość szybko mógłby wyryć znacznie więcej niż Jonathan chciałby ujawnić. Bezpieczniej więc było odwrócić jej uwagę i na powrót skupić się na błahostkach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jona, jak długo mnie znasz? Myślisz, że mogłabym traktować cię tylko jak dojną krowę? Ja? - uśmiechnęła się. - Jeśli tylko nie będę akurat w sądzie lub w domu, ze swoim facetem, to chętnie wyskoczę z tobą na przyjacielski lunch albo kolację i obiecuję, że nie będę poruszała wtedy żadnych służbowych spraw.
O to mógł być spokojny. Zresztą, o pracy i tak wolała rozmawiać w kancelarii. Pewnie, poza nią też było fajnie, ale w pracy spotykała się zawodowo, a poza nią... Lubiła go, więc dlaczego nie mieliby wyskoczyć gdzieś prywatnie? Tak, zdecydowanie miał rację, zarówno w kwestii tego, że się przyjaźnili, jak i w kwestii tego, że mógł powiedzieć jej wszystko, bo milczałaby jak grób.
- Tak naprawdę wolę wino - przyznała. Na szczęście jej chłop miał chyba nieco lepsze rozeznanie w tej kwestii, niż jej brat i Abe zawsze trafiał w jej gust. Jeśli jednak miałaby nawiązać do jego ostatniej wypowiedzi, bo kto mi zabroni zmienić kolejność, jeśli tak pasuje, to powiedziałaby jedno: - Nie, nie znam się na tym. Moi bracia prowadzą klub. Teraz ten najmłodszy. To z nim możesz pogadać o mocnych trunkach.
Na mocniejszych alkoholach naprawdę się nie znała. Ufała Williamowi. Jeśli ten powiedział, że szkocka od niego jest dobra, to dla niej był najlepsza. Najcenniejsza. Wszystkich swoich braci kochała tak samo, ale więź z Williamem była jedyna. Niepowtarzalna.
- Wiesz, jeśli mam być szczera, to niekoniecznie przepadam za takimi studentami. Pewnie, są fajni i sprawdzają się, kiedy coś im zlecisz, ale czasem boję się tego, że to ja mogłabym stracić nerkę.
Serio. To młodsze pokolenie było chyba jeszcze bardziej agresywne, niż ona, a przecież Kylie wciąż jeszcze była młoda. Dopiero co przekroczyła trzydziestkę! I zdecydowanie nie lubiła studentów/praktykantów udających mądrych i będących przy tym totalne nieżyciowych.
- Lubię paragrafy. Nie powiem, że nie. Ale sama je znam i jeśli mam z kimś pracować, to nie chcę robić tego z kimś, kto strzela ustawami niczym z karabinu maszynowego. To moja rola.
Ona potrzebowała kogoś innego - kogoś, kto czasem podgoni nieco jej dokumenty, bo jednak za papierkową robotą nie przepadała. Niezbyt lubiła też research, chyba że chodziło o sprawy ludzi, których naprawdę lubiła. Dla nich była w stanie sprawdzić wszystko.
- Dla ciebie wyciągnę od nich nawet ostatniego centa - i to nie tylko dlatego, że oferował jej w zamian alkohol.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przekręcił głowę do boku przysłuchując się jej odpowiedzi i chociaż chciał, to nie umiał ukryć rozbawienia.
- Oczekujesz ode mnie szczerej odpowiedzi, czy miłej? - Zapytał nadal utrzymując wypowiedź w zabarwionym żartem tonie. - Nie uraczysz mnie żadnym prawniczym żargonem? Russell... To prawie brzmi jak randka - dodał, doskonale wiedząc, że ani on, ani ona nie będą się doszukiwać w tych słowach niczego, poza kiepskim poczuciem humoru Wainwrighta. Nie znał Kylie od roku, ani od dwóch, bo jakimś cudem ta nietypowa pani adwokat wkroczyła do jego świata już dawno temu. I chociaż głównie pełniła funkcję jego prawnika to jednak... Prywatnie była mu całkiem bliską osobą, a ich relacja chyba była jedną z bardziej specyficznych, bo mimo wszystko Jonathan pewne swoje zachowania usprawiedliwiał wiążącą jego i Russell umową.
Jeszcze kilka sekund poświęcił na to, aby dokładnie zbadać szkocką, którą został uraczony. Rozkoszował się jej głębokim, ciężkim smakiem i zapachem, który już przed spróbowaniem zdradzał fakt, że ma się do czynienia z alkoholem z najwyższej półki.
- Wino... Zapamiętam, a nie czekaj na ostatnie urodziny i święta dostałaś ode mnie dwie butelki, które mogłabyś już uznać za prowizję, zamiast odliczać coś od sumki, którą masz dla mnie odzyskać - rzucił, uśmiechając się przy tym zaczepnie, po czym westchnął głęboko, zmywając tym samym emocje ze swojej twarzy. - Klub? - Podłapał, ale.. - Hmm.. W zasadzie nie ważne - dodał zaraz, bo przecież nie trudno się domyśleć, że Jona raczej nie zaliczał się do bywalców miejsc, którymi zarządzali Russellowie, więc niekoniecznie interesowało go zagłębianie się w szczegóły ich biznesu. - Chyba rozumiem twoje podejście. Łatwo pomylić ambicję z nadgorliwością, a z tym drugim niestety współpraca bywa niebywale ciężka - wyraził swoją opinię i zastanawiał się jakim cudem poruszając temat Marysi, dotarli konwersacją aż tutaj. - W każdym razie przekonany jestem, że Marianne charakteryzuje się tym pierwszym i dobrze, że trafiła akurat na was - dodał, bo na nowo czuł tą przemożną chęć rozmawiania o Chambers i chociaż powinien się powstrzymać to od sylwestra jego myśli nieustannie wręcz krążyły wokół jej osoby i jakoś tak samoistnie wyczuwając nadążającą się okazję, nie potrafił chyba odpuścić możliwości wspomnienia o jej osobie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Oczywiście, że miłej - uśmiechnęła się. Wiadomo, że szczera byłaby najlepsza, ale akurat w jego obecności mogła pozwolić sobie chyba na delikatne kokietowanie. Naprawdę delikatne. Serio! - No właśnie. Prawie.
Oboje wiedzieli, że jest pewna granica, której na pewno nie przekroczą. Raz, chyba pasował im taki prywatno-formalny układ, dwa, Kylie była zajęta. Jona... W zasadzie sama nie miała pojęcia, jak to wyglądało z jego strony. Czy kogoś miał? Czy z kimś się spotykał? Miał kogoś na oku? Tego jeszcze nie ustaliła, ale spokojnie, wszystko przed nią.
- Oj, Jona - skarciła go spojrzeniem. - Chyba nie chcesz rozmawiać z kobietą o jej urodzinach? - zaśmiała się pod nosem. Przecież wiadomo, że i tak da mu mega super hiper zniżkę za starą znajomość (tak starą, że kobiecie nie wypada nawet o tym mówić), kolejne wino to ona może postawić i przynieść.
- Ale gdybyś kiedyś zapędził się do Dragon Club i chciał się czegoś napić, powołaj się na mnie. To w zasadzie chyba jedyne miejsce, jakie odwiedzam w Chinatown.
No gdzież Kylie w chińskiej dzielnicy! Przecież ona kompletnie się tam nie nadawała. Ona pasowała do centrum, ewentualnie do swojej dzielnicy lub do dzielnicy willowej, gdzie kiedyś na pewno zamieszka.
- No właśnie. Nie lubię nadgorliwych ludzi - westchnęła i upiła łyczek alkoholu. - O tak. Marianne jest w tym wszystkim najbardziej normalna. Nie znam jej może tak dobrze, jak ty, ale mam o niej naprawdę dobre zdanie - podsumowała. To akurat szczera prawda, miała o niej naprawdę dobre zdanie, bo i dziewczyna całkiem zaradna, uczciwa i przyjemnie się z nią rozmawiało, a że ze wsi... To akurat było cos, co można było przekuć w zaletę, a Kylie miała już na to pewien plan.
- Tak właściwie... Jak dobrze ją znasz?
Ot, zwykłe pytanie, a że może podszyte było dolaniem alkoholu do ich szklanek... Halo, Jona był tylko facetem. Może wcale tego nie zauważył? Może nie wyczuł, że za pytaniem Russell kryło się coś więcej? Gdyby był kobietą, od razy by się zorientował, a tak?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla Russell był w stanie pobyć przez chwilę miłym, a nie tylko szczerym, bo i tak spowiadał jej się ze wszystkich grzeszków, a ona dla niego prowadziła nieprzyjemne i trudne rozmowy, których on sam niekoniecznie chciał doświadczać. W zasadzie była póki co jedyną kobietą od której Wainwright był w jakikolwiek sposób zależny i chyba przez to patrzył na nią jako na całkiem potężną, oczywiście w żadnym złym tego słowa znaczeniu, figurę.
- W takim razie sądzę, że masz do mnie słabość, bo prywatni, mali klienci nie interesują ciebie tak bardzo jak grube ryby z potężnym finansowym zapleczem - odpowiedział wreszcie, bo zdecydowanie Russell nie miała z niego tyle korzyści co z reprezentowania wysokobudżetowych koncernów, aczkolwiek jakimś cudem nadal nazwisko Jony należało do spisu jej klientów. - A szkoda - zażartował, po czym uniósł lekko brew, a zaraz za nią kącik ust w delikatnym uśmiechu.
Nie pozwoliłby sobie na tego typu zachowanie względem innej, znanej sobie i bliskiej kobiety, aczkolwiek Kylie w oczach Jony była zbyt silna i niezależna, aby przykuć jego uwagę w nieodpowiedni sposób. Między nimi wszystko było piękną formą współpracy i zaufania, w zasadzie nie tylko tego popartego papierkiem.
- Zdecydowanie. Wybacz mi to faux pas i to, że raczej klubu twoich braci nie odwiedzę, bo tak jakby... Nie przepadam za tańczeniem - rzucił, nadal utrzymując całkiem dobry nastój, a przyjemny smak pitej przez siebie brandy, tylko go podbijał.
Znów w rozmowie wypłynął temat Marianne i z jednej strony Wainwrightowi to odpowiadało, a z drugiej poczuł się lekko spiętym, gdy Kylie tak bezpośrednio zapytała o jego znajomość z rudowłosą. I nie... Jona nie jest na tyle domyślny, aby od razu wiedzieć, że za słowami Kylie cokolwiek mogłoby się kryć. On odebrał je tak samo, jak własne pytanie odnośnie Gabe'a
- Emm... Ja.. My.. - No, ale to, że odebrał to pytanie tak samo, nie znaczyło, że równie łatwo jak Kylie przyjdzie mu na nie odpowiedzieć. - Nie znam jej za dobrze. Znaczy się, to kuzynka Rae, ale to wiesz i... Przypadkiem wpadliśmy na siebie kilka razy, więc nie miałem zbyt wielu okazji, aby ją poznać. Nie umiem więc nic konkretnego o niej powiedzieć - odpowiedział, bo gdy już to delikatne zmieszanie minęło, udało mu się jakoś znaleźć dość ogólnikowe i nic nie mówiące słowa, aby wybrnąć z tej rozmowy. - No może poza tym, że lubi wpadać w kłopoty - dodał nim pomyślał, bo jednak coś nie pozwalało mu tak powierzchownie wyrażać się o Chambers, jakby po prostu musiał wtrącić tych kilka, nieznaczących, ale bardziej personalnych słów.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam - puściła mu oczko. Może faktycznie miała do niego słabość? Był naprawdę fajny i zdecydowanie miał rację. Wolała celować w najgrubsze ryby, jakie tylko pływały w jej oceanie, ale nie oszukujmy się, ceniony kardiochirurg też się do nich zaliczał. Zresztą, ostatnimi czasy jej grupa docelowa i tak mocno się zmieniła, ale Jona mógł być spokojny. Dla niego zawsze znajdzie się miejsce w jej gabinecie.
- Nie musisz tańczyć. Tam inni tańczą dla ciebie - uśmiechnęła się tajemniczo. W zasadzie to nawet "inne" tańczą, ale wiadomo chyba, jaki rodzaj klubu miała na myśli. - Mają tam jeszcze lepszy alkohol, niż ja tutaj, więc gdybyś miał kiedyś ochotę napić się czegoś dobrego, to zapraszam w ich imieniu.
Za dodatkową reklamę powinna chyba dostać jakąś premię, tym bardziej że rodzina była dla niej najważniejszym klientem. Zajmowała się ich sprawami, zajmowała się sprawami klubu, a ci mniej ważni klienci, zeszli na nieco dalszy plan. Nie była jedynym adwokatem zatrudnionym w kancelarii. Niech inni zajmują się drobnicą. Ona ma na siebie zdecydowanie inną wizję.
- No tak, w naszym gronie jest sporo okazji do tego, żeby czasem przypadkowo gdzieś na siebie wpaść - podsumowała. Wiadomo, wszyscy się znali, spędzili nawet razem ostatnie święta, więc nie byłoby nic dziwnego w tym, gdyby Jona i Mari wpadali na siebie w kancelarii, u Rae lub na ulicy. - Kłopoty? - zerknęła na niego wyczekująco. - Ja też nie znam jej za dobrze, ale ty wiesz o niej chyba o wiele więcej, niż ja.
Kylie dopiero ją poznawała i nie miała nic przeciwko temu, żeby dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Teoretycznie sporo je dzieliło, ale były też rzeczy, które je łączyły.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Law Group Inc.”