WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
młodszy partner
emerald city law group inc.
sunset hill
Cały poranek - oraz mijające popołudnie przesiedziała we własnym gabinecie skupiona na stercie papierów, nowa sprawa - którą chytrze uzyskała, była bardziej zagmatwana, niżeli główna zainteresowana by się spodziewała. Przerwę na lunch, też opuściła - przeglądając calutkie dokumenty (chyba z dwudziesty raz?) - nie była pewna, po siódmym straciła rachubę - nagle oczom kobiety ukazał się papierek, który (prawdopodobnie!) nigdy nie powinien znaleźć się w jej rękach - przypadek? Pomyłka? Zapewne w tak wielkiej kancelarii, jaką była Emerland City Law Group Inc. trudno wychwycić jakikolwiek błąd, ale czasem się takie zdarzały.
Przekartkowując kilkukrotnie papierek, ostatecznie postanowiła zerwać się na równe nogi i prosto - bez żadnego zastanowienia pognała wprost do gabinetu swojego chłopaka. Nie zapukała - albowiem mina prawniczki mówiła absolutnie wszystko; reasumując tkwiły w niej negatywne emocje. - Dzień dobry. - oschły ton, lecz ewidentnie zahaczający o ten „oficjalny.” Bystre ciemne tęczówki Hannigan najpierw przejechały po twarzy ukochanego, aby ostatecznie zatrzymać się na jego gościu; w postaci młodej aplikantki - Annie? Hannah? A może Elsa? Cóż, choć z reguły Clarie zapamiętywała imiona „nowych zdobyczy” - aktualnie jej myśli było skonstruowane w „jeden kłębek nerwów.” - Potrzebuję pięciu minut z Panem Crane'm, sam na sam. - przestraszone dziewczę odwróciło się w stronę brunetki, posłało jej przepraszający uśmiech. - Przepraszam, to ja przyjdę później. - i zniknęło, niczym jak pisklę wylatujące z gniazda matki. - Zamierzałeś mi kiedykolwiek powiedzieć? - głos ciemnowłosej potrafił „zaleźć za skórę” - podczas wypowiadania tego zdania kartka znalazła się na biurku szefa. - Wykupiłeś mnie? - pytanie całkowicie retorycznie, w końcu oboje wiedzieli jaka była prawda. - Ja sobie zdaję sprawę, że patrząc teraz na aktualną sytuację, to była najbardziej romantyczna rzecz na jaką mogłeś się wysilić, ale pamiętajmy o tym, że mimo wszystko Julia Roberts nadal była prostytutką. - owszem, nie spodziewała się, że te kilka lat temu gdy miała kłopoty podczas jednej ze spraw po której prawdopodobnie zostałaby dyscyplinarnie zwolniona, Harris Crane - a pod przykrywką „rycerz na białym koniu” uwolnił ją od problemów, ale miała prawo wiedzieć, prawda? A tym bardziej mieć wybór; jednakże została postawiona „po ścianą” i dopiero teraz wyszło na jaw, że prowodyrem pomysłu był nie kto inny - jak jej własny narzeczony(!!!)
-
- ***
Kiedy wparowała do jego oazy spokoju z początku wpadło mu do łba, że chodzi o sprawę Davenporta. Dopiero po kilku sekundach przypomniał sobie, iż zebranie związane z postanowieniami w w/w kwestii odbędzie się za dwa dni. Z uniesionymi brwiami przetańczył spojrzeniem przez sylwetkę partnerki ani na sekundę nie tracąc kindersztuby. Finalnie po odchrząknięciu przeczekał pierwszą falę kompletnie niezasadnego dramatyzmu, powiódł wzrokiem za wychodzącą dziewuszką i wreszcie cmokając z niesmakiem wypuścił spomiędzy warg przeciągłe westchnienie.
- Zachowuj się, jesteś w pracy. – Crane grubą krechą oddzielał życie rodzinne od zawodowego. Po powrocie do domu stawał się dobrotliwym, wesołym facetem; ale tutaj wymagał dyscypliny. Nawet jeśli zdążył się pochwalić i całe biuro wiedziało o związku Hannigan z szefem (oprócz głównej zainteresowanej egzystującej w słodkiej niewiedzy), bezustannie pozostawał na szczycie łańcucha pokarmowego. Oczekiwał posłuszeństwa. – Swoją niesubordynacją właśnie odebrałaś młodej dziewczynie szansę na dobry start. – nie spodobał mu się fakt, iż aplikantka nie zapytała go o pozwolenie na wyjście. Najwyraźniej nie znała zasad ani swojego miejsca w szeregu. Albo brunetka skutecznie podważała jego autorytet co wydaje się jeszcze gorsze. Nikt nie powinien go podważać. Absolutnie nikt.
Po poprawieniu się na siedzeniu, dłonie zabrał ze skórzanych podłokietników wielkiego, lśniącego fotela; by złożyć je na wzór filmowego Morfeusza i wzruszyć lekko ramieniem. – Wykupiłem i nie planowałem Ci o tym mówić. Nie muszę spowiadać się ani argumentować wszystkich decyzji. Pamiętaj kto tu rozdaje karty. Nie jesteśmy w domu, Claribel. – ani na moment nie przenosił wzroku z twarzy rozmówczyni. Nie błyszczały wesołymi iskierkami. Były chłodne, stanowcze. Biła z nich zwierzęca surowość upodabniająca mężczyznę do obserwującego otoczenie drapieżnika. – Zejdźmy z tej niestosownej retoryki. – kąciki ust drgnęły mu lekko, ponieważ facet kochał stare filmy i na myśl o Pretty Woman automatycznie poczuł chęć ozdobienia ust uśmiechem. Niemniej ruch mięśni równie dobrze mógłby zostać uznany za nerwowy. Przynajmniej dla kogoś kto nie zna Harry’ego. – Nie wiem po co przyszłaś. Potrzebujesz potwierdzenia? Właśnie je otrzymałaś. Proponuję darować sobie emocjonalność i wrócić do codziennych zajęć. Jeżeli masz ich za mało, chętnie znajdę coś nowego. – sam podsunął siedzenie bliżej blatu wypełnionego teczkami oraz aktami. Podrzucony pod nos dokument wziął między palce tylko po to, by naraz odsunąć niepotrzebny śmieć na bok. – Na przykład: przekaż pannie Jones, że dziękujemy jej za współpracę. To polecenie służbowe, nie prośba. – nie patrząc na prawniczkę skoncentrował się na papierzyskach. – Możesz wyjść. – hehe.
- Sadness in my eyes
No one guessed or no one tried
You smiled at me like Jesus to a child
młodszy partner
emerald city law group inc.
sunset hill
-
Brwi szefa zadrżały wyrażając niezadowolenie. Może nawet rozczarowanie nieprofesjonalną retoryką, którą podjęła rozmówczyni? Idea niekompetencji zwykle rosiła kark gęsią skórką. – Zapominasz się. – mruknąwszy, jak na razie zachowując chłodny dystans równocześnie przekręcił głowę na bok ofiarowując narzeczonej nieme ostrzeżenie. Traktował ją w tym momencie inaczej niż pozostałych pracowników. Chociaż należy przyznać: żaden współpracownik ani podwładny nie śmiałby postawić się Harrisowi w ten sposób. Za bardzo cenili miejsce w pracy. Było zbyt wiele plusów „męczenia się” przy ambitnym adwokacie, żeby tak zwyczajnie z tego zrezygnować. Claribel stąpała po cienkim lodzie. – W takim razem zachowujesz się niestosownie i jeszcze raz; tym razem z większą stanowczością, proponuję zejść z tonu. Nie będę prosił po raz trzeci. – mięśnie na przystojnej twarzy stężały. Czyżby wchodzili na ścieżkę wojenną? I to z jakiego powodu? Z powodu bzdury.
– Okłamywać? Mylisz pojęcia, Hannigan. Nikogo nie oszukałem. – tylko coś pominął. Nieważną drobnostkę. – A skoro zwracasz się do mnie jako pracodawcy, wymagam taktu. – „skarbie”? Oh, niunia się zagalopowała. – Absolutnie. Żadnym kłamstwem. Zadanie numer dwa: jak już przekażesz wiadomości Jones znajdź słownik i zeskanuj mi definicję słowa kłamstwo. – poprawił się na fotelu i palcami złapał za leżące przed nim papierzyska. - Zrobisz. Albo możesz pożegnać się z awansem. Pamiętaj, że niebawem będziemy rozmawiać o Twoim wkładzie w kancelarię i rozważać możliwości. Jest ich znacznie więcej niż Ci się wydaje. – w błękicie oczu błysnęły złowrogie iskierki. Nie żartował. – Jeżeli nie umiesz spełnić prostego polecenia, będziemy musieli raz jeszcze przedyskutować zakres Twoich kompetencji oraz umiejętności. – powtórnie przeniósł spojrzenie na dokumenty, na poważnie rozpoczynając przesuwanie wzrokiem po pierwszym paragrafie. – I nie życzę sobie podnoszenia na mnie głosu. – miał na końcu języka znacznie więcej, lecz okazywał się znacznie bardziej opanowanym. Właśnie dlatego to on zasiadał na skórzanym tronie w pachnącym władzą gabinecie – nie ona. Baby są zbyt uczuciowe.
- Sadness in my eyes
No one guessed or no one tried
You smiled at me like Jesus to a child
młodszy partner
emerald city law group inc.
sunset hill
-
- To się nazywa kurtuazja oraz kuraż. – nie wierzył, by istnieli świetni adwokaci nie zaznajomieni bądź niewykorzystujący w praktyce zasad savoir-vivre. Ojciec mężczyzny od zawsze wbijał latorośli do głowy reguły wszechobecnej na salonach gry pozorów. Przykleiły się do niego i połączyły z obwodami osobowości, zostając nieodłączną częścią wykreowanej w kancelarii persony. Na potrzeby zawodowe zdołał nawet uwypuklić posiadany animusz. – Starasz się mnie sprowokować wykorzystując banalne i żenujące figury retoryczne. Stać Cię na więcej, Hannigan. – wjeżdżać na mapę przywilejów? Co starała się udowodnić? Harrison znał swoją wartość, wiedział jak długo trzeba mu było pracować na sukces. Sugestie dotyczące łatwego startu mogłaby wciskać rodzeństwu bruneta – nie jemu. Ponadto, Clari rozczarowała. Głęboko rozczarowała używaniem tego argumentu. Ze wszystkich ludzi na Ziemi powinna najlepiej pojmować drogę narzeczonego. – Zwyczajnie nie widziałem sensu w przekazywaniu Ci tej informacji. Nadal nie wiem w czym rzecz. Wykupiłem Cię. Uważałem, że masz potencjał i przydasz się tutaj. Miałem rację. – ostatnie zdanie wyrzucił z widoczną satysfakcją. Jak każdy – uwielbiał, gdy słuszność leżała po jego stronie a w przypadku Claribel decyzja okazała się owocna nie tylko na stopie profesyjnej; ale również osobistej. – Ostrzegam. Ale jeżeli wolisz intepretować moje ostrzeżenie jako groźbę, droga wolna. – lekkim wzruszeniem ramion zamknął swą opinię, naraz w automatycznym odruchu lustrując sylwetkę kobiety. Rozmyślał dlaczego wciąż zawraca głowę pierdołami zamiast zajmować się wykonywaniem poleceń.
Błękitne oczy przypatrywały się rozmówczyni w ciszy i ponadprzeciętnym, wręcz nienaturalnym spokoju. Po krótkiej, napiętej pauzie Crane z westchnieniem kiwnął łepetyną. – W porządku. – pewnie gdyby chodziło o kogoś innego niekoniecznie machnąłby ręką. Byłby zdeterminowany, aby uczynić dzień delikwenta prawdziwym piekłem. Lecz szło o Clari. Wkurzyła go, aczkolwiek nie na tyle; by prowokować powstanie biblijnego Dnia Ostatecznego. – Takim szefem jestem. Pracuję kijem nie marchewką. Jeśli Ci to nie pasuje – złóż wypowiedzenie. Choć byłoby to odrobinę żałosne biorąc pod uwagę fakt, iż nie zmieniłem sposobu pracy i od zawsze wiedziałaś jak „to” wygląda. – czując narastającą frustrację palcami prawej ręki przesunął po brwiach. – Okej, wyjaśniłem sytuacje. Nie chciałem patrzeć na kolejny, zmarnowany talent. Zadowolona? – górna warga zadrżała mu w zdegustowaniu. - Wyjdź. - czyżby zapowiadały się ciche dni?
- Sadness in my eyes
No one guessed or no one tried
You smiled at me like Jesus to a child
młodszy partner
emerald city law group inc.
sunset hill
/ztx2
-
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">5
<div class="ds-tem4"></div></div></div></div></div></table>
To, że znam się z jednym z partnerów zarządzających Emerald City Law Group Inc. niczego tak naprawdę nie ułatwia, a mam wrażenie, że wręcz zaczyna mi to ciążyć. Nie chcę, żeby ktoś z kim chciałbym utrzymać jak najlepsze relacje, bo znamy z Murphym od dłuższego czasu i wiem jak potrafi być bezwzględny wiedział o mnie więcej jak sam chcę pokazać. Zakładam, że tak jak ja wymagam od moich pracowników krótkich sprawozdań o prowadzonych projektach i przygotowywanych planach tak samo on i jego wspólnik wymagają relacji od swoich podwładnych — każdy szanujący się szef lubi wiedzieć, co się dzieje w firmie, trym bardziej jeśli trafia się klient zasilający konto regularnie swoimi pieniędzmi, mimo że kwota zawsze ma co najmniej trzy zera.
Siadam we wskazanym przez recepcjonistkę, która wpuściła mnie do biura wynajmowanej przeze mnie prawniczki, fotelu i uśmiechając się do kobiety dziękuję za kawę. – Woda wystarczy – zapewniam ją, a kiedy wychodzi przymykając, ale nie zamykając za sobą drzwi wiem, że to ostatnia chwila, kiedy mogę się jeszcze zastanowić. Czuję, że nie powinienem podejmować tej decyzji pochopnie, ale głęboko w środku wiem też, że tak naprawdę nie chcę tego rozwodu — tym bardziej po tym, do czego doszło między Sophią a mną. Tych kilka chwil było tak prawdziwych i cholernie dobrych, że nie chcę rezygnować z naszego małżeństwa, które mimo wszystko było szczęśliwe, chociaż to ona przesłała mi papiery znikając wcześniej bez wyjaśnienia, ale domyślam się, co mogło nią powodować i wbrew rozsądkowi chcę dać szansę jej i sobie. Chcę dać szansę temu, co było i mam wrażenie, że wciąż jest między nami i w czym utwierdziła mnie jedynie tamta noc. Przymykam oczy, mimo że wiem jak bardzo jest to niebezpieczne — myśleć o niej gdzieś, gdzie nie jestem u siebie.
Słyszę kroki i zaraz odwracam się, żeby spojrzeć w kierunku, z którego dochodzi do mnie ich odgłos — to Milton. Podnoszę się z fotela zapinając marynarkę, którą wygładzam i ujmuję jej dłoń.
– Dzień dobry Elizabeth – witam się z nią, ale nie siadam od razu. Zaczyna się — nie mogę znaleźć sobie miejsca, bo właśnie teraz zdaję sobie sprawę, że powinienem powiedzieć, dlaczego umówiłem się z nią, chociaż widzieliśmy się kila dni wcześniej przed rozprawą i mimo że byliśmy umówieni na przyszły tydzień, żeby omówić, co „robimy dalej”. Wpatruję się w okno, do którego podchodzę. Zasłaniam drżące lekko wargi dłonią, którą pocieram ostatecznie brodę, żeby odwrócić się z powrotem w stronę Milton i oprzeć się chudym tyłkiem o parapet.
– Elizabeth... Nie wiem czy się nie wycofać – zaczynam. Wiem, że to niewiele jej mówi i prędzej może spodziewać się, że jestem skłonny pójść na ugodę, żeby zakończyć tę sprawę niż, że chcę całkowicie wycofać się z tego cyrku.
-
- David? – czy przeoczyła coś w kalendarzu? Nigdy wcześniej jej się to nie przytrafiło, więc przechodząc przez gabinet jeszcze raz przesunęła palcem po ekranie, ale nie dostrzegła jego nazwiska nie tylko dzisiaj, ale także w następnych dniach. Zrozumiała już co chciała powiedzieć jej sekretarka, więc odstawiła dokumenty na jedną z półek i przeczesując jasne kosmyki włosów usiadła na swoim fotelu po drugiej stronie biurka. Jego słowa ją zaskoczyły. To miał być prosty rozwód. I chyba tylko dlatego się go podjęła, bo to nie była jej działka. Nie lubiła mieszać się pomiędzy dwoje ludzi, nie lubiła wyciągania tych prywatnych brudów na sali sądowej, ale ważni i bogaci klienci wymagali dokładnego dopieszczenia. – Wycofać z czego? Z walki o dom czy całkowicie z rozwodu? – nie wyglądał na mężczyznę, który z czegoś tak łatwo się wycofuje. Coś musiało się wydarzyć, więc tylko dokładnie mu się przyjrzała, kompletnie nie rozumiejąc skąd ta zmiana. Podczas ostatniego spotkania był zdeterminowany by walczyć o dom, wobec którego czuł taki sentyment. A to był najtrudniejszy etap tego rozwodu. – Doszliście z żoną do jakiegoś porozumienia? – istniała taka szansa, ale czy ktoś świadomie rezygnowałby z takich dobrobytów? Bez tego domu jego żona zostałaby po rozwodzie raczej z niczym, więc musiało to być coś innego.
-
Przecieram cała twarz dłonią, żeby kiedy dochodzi do pytań drażniących mój układ nerwowy, odwrócić się i odpowiedzieć kompletnie bez zastanowienia:
– Nie... Przespaliśmy się i... Dowiedziałem się o czymś co... Nie mogę się z nią rozwieść. Nie chcę. Ja ciągle coś do niej czuję Elizabeth i wiem... Wiem, że nie może być obojętna na mnie. Gdyby tak było – przerywam. Czuję, że nie mam prawa o tym mówić i... Nie chcę, mimo że od razu ustaliliśmy, że mam być z Milton szczery i jeśli wydarzyło się coś, co mogłoby być argumentem na moją niekorzyść w trakcie rozwodu, ona powinna o tym wiedzieć, nie chciałem wdawać się w szczegóły. I tak miałem poczucie, że zupełnie niepotrzebnie powiedziałem o czymś, co powinienem zachować dla siebie — to był zbyt intymne i za bardzo cenne w moim odczuciu. Nie wiem czy Sophia myślała tak samo o tym, do czego doszło między nami, ale łudzę się, że rozbudziłem w niej tamten ogień, który zaczynał wygasać. Mam wciąż nadzieję, że nie wygasł. Podchodzę do biurka i siadam wpatrując się w Milton — nie chcę wiedzieć, co może właśnie myśleć o mnie i o Sophii. Nie obchodzi mnie jak ocenia moje zachowanie, ale nie chciałbym, żeby jakkolwiek oceniała moją żonę.
– Nie chcę tego rozwodu. Zależy mi o wiele bardziej niż przypuszczałem. Nie chcę jej stracić a mam wrażenie, że teraz... Teraz może będziemy w stanie naprawić to, co się spieprzyło. Tylko, że... – Przymykam oczy i nabieram głęboko powietrza tak, aby dotarło do najdrobniejszych kanalików w oskrzelach. – Tylko, że to ona złożyła pozew, więc co możemy zrobić? – Pytam i powoli otwieram powieki, żeby od razu spojrzeć Elizabeth w oczy. Mimo że interesuję się prawem, nie wiem co mógłbym zrobić w tej sytuacji i czuję, że mam związane ręce a to najgorsze ze wszystkich uczuć i wiem, że także przez nie, nie mogę się uspokoić, bo nie wiem na czym stoję.
-
Odkąd dokładnie przyjrzała się mężczyźnie wiedziała, że coś go gryzie. Te wszystkie wątpliwości wymalowane miał na twarzy, więc tylko zmarszczyła pytająco brwi, chyba nie spodziewając się aż takiej rewelacji. Tyle, że ona na jego miejscu nie byłaby pewna poczynań żony. Sama była kobietą i wiedziała do czego można się posunąć by namieszać mężczyźnie w głowie.
- Nie zrozum mnie źle… - zawahała się, bo takie rady wykraczały poza jej kompetencje i obowiązki, jednak przez te kilka spotkań zdążyła go polubić i nie sądziła, że zasługiwał na kolejne rozczarowanie. – Czy jesteś pewien, że ten incydent – nie mogła tego inaczej ująć w słowa patrząc na to, że nie była ani jego przyjaciółką ani kimś bliskim a jedynie prawnikiem – To nie było pewnego rodzaju pożegnanie? Czasami ludzie potrzebują takiego konkretnego zamknięcia, nie byliście pierwsi, którzy w ten sposób chcieli rozładować rozwodowy stres – czy po tym wszystkim mógł być pewien uczuć żony? Znał ją najlepiej, ale Liz naprawdę martwiła się, że popełnia straszny błąd podejmując decyzję pod wpływem chwili. Takie nagłe zmiany nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Jednak jako adwokat musiała przedstawić mu wszystkie możliwości, więc zaczesała za ucho jasny kosmyk włosów i poczekała chwilę aż David spojrzy w jej oczy już nieco mniej zmieszany i skrępowany.
- Mamy kilka opcji; jedne bardziej inne mniej ryzykowane – postukała palcami o blat biurka, bo ostatecznie to on musiał wybrać ścieżkę, którą razem się udadzą. – Możemy poczekać na decyzję Twojej żony, bo jeśli się nie mylisz to może ona wycofać pozew o rozwód. Mogę też dyskretnie wypytać prawniczkę Twojej żony, bo może też się waha tylko boi się o tym powiedzieć. Ewentualnie możemy ustalić w czwórkę spotkanie licząc na to, że uda Wam się porozmawiać, albo powiesz sam żonie wszystko co czujesz bez obecności innych ludzi – opcji było wiele, więc musiał sobie przekalkulować co najbardziej opłaca się jemu samemu.
-
– To nie był..., incydent – odpowiadam o wiele chłodniej jak zakładałem, że mógłbym. – To nie był incydent, bo poszedłem i porozmawiałem z nią. Nie o rozwodzie – uprzedzam ewentualne pytanie Elizabeth. – O nas. O tym, co się wydarzyło i o jej wyjeździe bez zastanowienia, ale teraz wiem, że miała powód i... – przerywam — nie chcę wdawać się w szczegóły, tym bardziej, że znając Murphy’ego nie wiem czy nie zacznie wypytywać o szczegóły, żeby dowiedzieć się jak najwięcej, bo sam mówił mi o planach względem mojej żony, która może być mu potrzebna. Wciąż, mimo że tłumaczył mi, co miał na myśli i o co mu chodzi, nie jestem w stanie mu zaufać i boję się, żeby nie wplątał Sophii w jedną ze swoich mniej legalnych czy jawnych spraw. Wolę, żeby wiedział jak najmniej o niej, wiec mimo że to mogłoby rozjaśnić całą sytuację i ułatwić wiele Elizabeth.
Wpatruję się w kobietę i staram się skupić na tym, o czym mówi i żadne z tych rozwiązań nie wydaje mi się wystarczająco dobre, bo każda z opcji wymaga czasu, a ja... Ja nie chcę czekać — mam wrażenie, że nie mam ani chwili do stracenia a jednocześnie mam świadomość, że nic nie stanie się od razu, tym bardziej, że minęło naprawdę wiele dni, w których nie widzieliśmy się i nie mieliśmy z sobą żadnego kontaktu. Uświadamiam sobie — boleśnie, chociaż wiem, że Elizabeth nie chciała sprawić mi najmniejszej przykrości — że Milton może w pewnym sensie mieć rację i kiedy dojdzie do głosu rozsądek a my ochłoniemy oboje, uświadomimy sobie, że nic tak naprawdę już nas nie łączy a tych kilka chwil spędzonych teraz wspólnie w swoich ramionach, było sposobem na pogodzenie się z ostatecznym rozstaniem. To ona złożyła dokumenty, przypominam sam sobie. To ona chciała tego rozwodu...
– Porozmawiaj proszę z tym prawnikiem reprezentującym Sophię. Może Thompsonowi powiedziała coś, co... – Da mi przewagę i będę wiedział co robić. Mam świadomość jak wiele zdradza mój głos, ale w tym momencie, nie zależy mi na niczym innym jak odzyskać żonę.
-
- Jako Twój prawnik mogę Cię tylko zapewnić, że to Twoja decyzja co zrobimy dalej. Masz wiele opcji. Radziłabym Ci uzbroić się w cierpliwość i po prostu przeczekać najbliższe dni, może sytuacji nieco bardziej się rozjaśni – w jego przypadku było to prawie niemożliwe, bo widziała jego spojrzenie i była prawie pewna, że nie będzie w stanie usiedzieć w miejscu w oczekiwaniu na wiadomość ze strony żony. Z drugiej strony tylko on ją znał na tyle dobrze by wiedzieć czy byłaby gotowa zagrać z nim w otwarte karty i powiedzieć czego oczekuje. David nie mógł wycofać sprawy rozwodowej, ale mógł wpłynąć na swoją ukochaną by dała im jeszcze jedną szansę. – Jednak tak poza naszą zawodową relacją muszę Ci powiedzieć, że widziałam wiele takich przypadków. W większości kończyło się to jeszcze bardziej bolesnym rozwodem, przynajmniej dla jednej ze stron – nie dodała że najczęściej były to kobiety, które po wspólnej nocy już wróżyły sobie wizję powrotu do dawnego życia. Prawie nigdy nie było to możliwe, więc odkładając długopis na biurko zamknęła swój notatnik i spojrzała na mężczyznę nieco łagodniej. Po tych wszystkich osobistych związkowych porażkach chyba nie miała w sobie tyle optymizmu by wierzyć, że tym razem będzie inaczej. A David wydawał jej się rozsądnym i inteligentnym facetem, który powinien zdawać sobie z tego wszystkiego szansę.
- Moja babcia zawsze powtarzała, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – wcześniej zanotowała sobie karteczkę by zadzwonić do adwokata jego żony i przykleiła ją na okładkę notesu. – Moim zadaniem jest wywalczenie dla Ciebie jak najbardziej korzystnego rozwodu. Musisz wiedzieć, że jak teraz odpuścisz możesz stracisz wszystko o co walczysz. Mówiłeś, że ten dom wiele dla Ciebie znaczy. Jesteś pewny, że Twoja żona nie chce na tym czegoś ugrać? Że było to szczere? – na jego miejscu by tak nie zaryzykowała, ale przecież nie mogła podejmować tych decyzji za niego. Musiała mieć jednak pewność, że David jest świadomy konsekwencji jakie niesie za sobą to, co wydarzy się na rozprawie.
-
Opieram się łokciami o oparcia i splatając z sobą dłonie, pochylam głowę i wspieram na nich czoło — mam tak wiele myśli i nie wiem kompletnie co robić. Słucham Milton uważnie i wiem, że mogę być pewien jej zapewnienia, że nie zrobi nic wbrew mojej woli tak jak słyszałem od Murphy’ego, że zdarzało się prawnikom nawet z jego kancelarii. W chwili, w której wspomina o cierpliwości, wzdycham ciężko — pierwszy raz czuję, że może zabraknąć mi jej, mimo że dotychczas potrafiłem czekać wiele dni i nie naciskać na tę drugą stronę, byleby uzyskać wcześniej odpowiedź..., ale nie w tej sprawie, w której chodziło przecież o los mojego małżeństwa. Zaciskam powieki, kiedy Elizabeth mówi o podobnych przypadkach i konsekwencjach incydentów takich, jak ten, na który pozwoliliśmy sobie może rzeczywiście w chwili zapomnienia, aby odreagować stres i to całe napięcie. Nie, potrząsam głową, bo wiem i jestem pewien, że to był dobry znak dla nas — od dawna nie byliśmy tak szczerzy względem siebie jak w ostatnich dniach i kiedy słyszę, co Milton dodając wtrącenie o babci, na które uśmiecham się na moment, mówi jeszcze... <br>
Podnoszę głowę, którą kręcę z niedowierzaniem, przyglądając się kobiecie. – Sophia taka nie jest i..., to mnie przecież zależało od początku na domu. To prawda, ale Sophia nie przeciąga tego rozwodu ze względu na majątek. Ona taka nie jest. Ona... Ona się waha. Waha się tak jak ja wahałem się na początku. Pamiętasz, że najpierw byłem o wiele bardziej zdecydowany i...[/b] – Nie sądziłem przychodząc tutaj, ze ta rozmowa będzie aż tak trudna, ale czego się spodziewałem? Elizabeth nie zna nas i nie wie, do czego gotowi jesteśmy się posunąć. Nie wie, co każda ze stron jest w stanie zrobić, tym bardziej, że Thompson mam wrażenie, że nie będzie namawiał mojej żony do tego, żeby zastanawiała się tak jak Elizabeth nakłania mnie do namysłu. Usiłuje zakończyć tę sprawę, która ciągnie się o wiele za długo i — nie oszukujmy się — zaczyna blokować mu wolne terminy w kalendarzu, na które mógłby umawiać kolejnych klientów generując zyski i dorabiając się na następnej premii. <br>
– Jestem pewien, że to nie jest żadna gierka, ale jeśli się mylę... Niech weźmie dom. Niech weźmie wszystko, jeśli byłaby posunąć się do czegoś takiego. – Zaciskam powieki i dodaję jedynie, żeby spotkała się z Thomsponem. – Muszę wiedzieć co on wie i co zamierza, a wiem, że będziesz potrafiła pociągnąć go za język – przyznaję, spoglądając w końcu na Milton z nadzieją, że wyciągnie cokolwiek więcej i pozbędę się tych wątpliwości, które zasiała we mnie i w które tak bardzo nie mogę..., nie chcę uwierzyć. – Naprawdę ludzie posuwana się do czegoś takiego? Naprawdę? – pytam i kręcę wciąż z niedowierzaniem głową. Sophia taka nie jest...
<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">przerwana
<div class="ds-tem4"></div></div></div></div></div></table>