WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/84/73/70/8473 ... /div></div>
Ostatnio zmieniony 2022-11-27, 20:29 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Powrót do pracy, po tygodniowej męczarni tygodniowym wymuszonym urlopie wprowadził w Claribel stan błogości; tęskniła za tym miejscem, poczuła to w momencie gdy dzisiejszego ranka wchodziła do kancelarii, a na jej ciele ukazały się dreszcze. Tuż przy drzwiach frontowych zsunęła ze swojego palca błyszczący (niczym jak miliony gwiazd) pierścionek zaręczynowy i schowała go do portfela. Otóż, nikt poza nią, Harrisonem oraz kadrą nie miał pojęcia o bliższej relacji z Crane'em i jak na razie wolała to w ten sposób utrzymywać. Niestety, lecz pracując w tak szowinistycznym miejscu nie mogła sobie pozwolić na prawdę, zwłaszcza iż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak zareagowaliby inny adwokaci w momencie gdyby rzeczywiście dostała ten awans - „kariera przez łóżko” - bo jakby inaczej? Przecież nie mogłaby być tak dobra, aby wygrać zaciętą walkę z Ian'em Greyson'em, drugim kandydatem na miejsce młodszego partnera. Dlatego Claribel zwyczajnie postanowiła wszystkich przechytrzyć i ukrywać swój związek, poza tym Harrison i tak w tym temacie nic by nie zdziałał; pomimo bycia razem, potrafili perfekcyjnie rozdzielać życie prywatne od zawodowego. Nie pomógłby jej - nawet jeśliby tego chciała, traktował swoją posadę na tyle poważnie, by nie ingerować w „drogę do kariery” swojej ukochanej. Nie inaczej; musiała dać z siebie wszystko i choć w aktualnym momencie miała nieco obsuwę (wydarzenia sprzed tygodnia - a dokładnie związane z Stellą, dały kobiecie nieźle „w kość.”) Wiec została zmuszona do wzięcia się w tak zwaną „garść.”
Cały poranek - oraz mijające popołudnie przesiedziała we własnym gabinecie skupiona na stercie papierów, nowa sprawa - którą chytrze uzyskała, była bardziej zagmatwana, niżeli główna zainteresowana by się spodziewała. Przerwę na lunch, też opuściła - przeglądając calutkie dokumenty (chyba z dwudziesty raz?) - nie była pewna, po siódmym straciła rachubę - nagle oczom kobiety ukazał się papierek, który (prawdopodobnie!) nigdy nie powinien znaleźć się w jej rękach - przypadek? Pomyłka? Zapewne w tak wielkiej kancelarii, jaką była Emerland City Law Group Inc. trudno wychwycić jakikolwiek błąd, ale czasem się takie zdarzały.
Przekartkowując kilkukrotnie papierek, ostatecznie postanowiła zerwać się na równe nogi i prosto - bez żadnego zastanowienia pognała wprost do gabinetu swojego chłopaka. Nie zapukała - albowiem mina prawniczki mówiła absolutnie wszystko; reasumując tkwiły w niej negatywne emocje. - Dzień dobry. - oschły ton, lecz ewidentnie zahaczający o ten „oficjalny.” Bystre ciemne tęczówki Hannigan najpierw przejechały po twarzy ukochanego, aby ostatecznie zatrzymać się na jego gościu; w postaci młodej aplikantki - Annie? Hannah? A może Elsa? Cóż, choć z reguły Clarie zapamiętywała imiona „nowych zdobyczy” - aktualnie jej myśli było skonstruowane w „jeden kłębek nerwów.” - Potrzebuję pięciu minut z Panem Crane'm, sam na sam. - przestraszone dziewczę odwróciło się w stronę brunetki, posłało jej przepraszający uśmiech. - Przepraszam, to ja przyjdę później. - i zniknęło, niczym jak pisklę wylatujące z gniazda matki. - Zamierzałeś mi kiedykolwiek powiedzieć? - głos ciemnowłosej potrafił „zaleźć za skórę” - podczas wypowiadania tego zdania kartka znalazła się na biurku szefa. - Wykupiłeś mnie? - pytanie całkowicie retorycznie, w końcu oboje wiedzieli jaka była prawda. - Ja sobie zdaję sprawę, że patrząc teraz na aktualną sytuację, to była najbardziej romantyczna rzecz na jaką mogłeś się wysilić, ale pamiętajmy o tym, że mimo wszystko Julia Roberts nadal była prostytutką. - owszem, nie spodziewała się, że te kilka lat temu gdy miała kłopoty podczas jednej ze spraw po której prawdopodobnie zostałaby dyscyplinarnie zwolniona, Harris Crane - a pod przykrywką „rycerz na białym koniu” uwolnił ją od problemów, ale miała prawo wiedzieć, prawda? A tym bardziej mieć wybór; jednakże została postawiona „po ścianą” i dopiero teraz wyszło na jaw, że prowodyrem pomysłu był nie kto inny - jak jej własny narzeczony(!!!)

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • ***
Dzień mijał wyjątkowo przyjemnie. Po przyjeździe do biura czekała na niego kawa oraz ulubiona kanapka. Skoroszyty zostały ustawione alfabetycznie, pierwsze spotkanie przeniesione na kolejny tydzień. Poniedziałek rozpoczął się niespiesznie i optymistycznie. Zwykle dosyć milczący Harris pozwolił sobie nawet na zapytanie młodej asystentki jak minął jej weekend. Co prawda ze słuchaniem zdawkowej odpowiedzi było już gorzej i wyrzucona przez studentkę historyjka ledwo otarła się o uszy bruneta; acz liczy się gest. Oh, a on miał dziś gest! Nic nie wskazywało na to, że za niespełna dwie godziny szatynka będzie zbierała swoje rzeczy i pociągając nosem wychodziła z kancelarii; żeby nigdy nie powrócić. Lecz tym razem nieszczęście spłynie na nią nie z winy wymagającego pracodawcy. Źródłem stanie się zbyt uczuciowa pani Hannigan.
Kiedy wparowała do jego oazy spokoju z początku wpadło mu do łba, że chodzi o sprawę Davenporta. Dopiero po kilku sekundach przypomniał sobie, iż zebranie związane z postanowieniami w w/w kwestii odbędzie się za dwa dni. Z uniesionymi brwiami przetańczył spojrzeniem przez sylwetkę partnerki ani na sekundę nie tracąc kindersztuby. Finalnie po odchrząknięciu przeczekał pierwszą falę kompletnie niezasadnego dramatyzmu, powiódł wzrokiem za wychodzącą dziewuszką i wreszcie cmokając z niesmakiem wypuścił spomiędzy warg przeciągłe westchnienie.
- Zachowuj się, jesteś w pracy. – Crane grubą krechą oddzielał życie rodzinne od zawodowego. Po powrocie do domu stawał się dobrotliwym, wesołym facetem; ale tutaj wymagał dyscypliny. Nawet jeśli zdążył się pochwalić i całe biuro wiedziało o związku Hannigan z szefem (oprócz głównej zainteresowanej egzystującej w słodkiej niewiedzy), bezustannie pozostawał na szczycie łańcucha pokarmowego. Oczekiwał posłuszeństwa. – Swoją niesubordynacją właśnie odebrałaś młodej dziewczynie szansę na dobry start. – nie spodobał mu się fakt, iż aplikantka nie zapytała go o pozwolenie na wyjście. Najwyraźniej nie znała zasad ani swojego miejsca w szeregu. Albo brunetka skutecznie podważała jego autorytet co wydaje się jeszcze gorsze. Nikt nie powinien go podważać. Absolutnie nikt.
Po poprawieniu się na siedzeniu, dłonie zabrał ze skórzanych podłokietników wielkiego, lśniącego fotela; by złożyć je na wzór filmowego Morfeusza i wzruszyć lekko ramieniem. – Wykupiłem i nie planowałem Ci o tym mówić. Nie muszę spowiadać się ani argumentować wszystkich decyzji. Pamiętaj kto tu rozdaje karty. Nie jesteśmy w domu, Claribel. – ani na moment nie przenosił wzroku z twarzy rozmówczyni. Nie błyszczały wesołymi iskierkami. Były chłodne, stanowcze. Biła z nich zwierzęca surowość upodabniająca mężczyznę do obserwującego otoczenie drapieżnika. – Zejdźmy z tej niestosownej retoryki. – kąciki ust drgnęły mu lekko, ponieważ facet kochał stare filmy i na myśl o Pretty Woman automatycznie poczuł chęć ozdobienia ust uśmiechem. Niemniej ruch mięśni równie dobrze mógłby zostać uznany za nerwowy. Przynajmniej dla kogoś kto nie zna Harry’ego. – Nie wiem po co przyszłaś. Potrzebujesz potwierdzenia? Właśnie je otrzymałaś. Proponuję darować sobie emocjonalność i wrócić do codziennych zajęć. Jeżeli masz ich za mało, chętnie znajdę coś nowego. – sam podsunął siedzenie bliżej blatu wypełnionego teczkami oraz aktami. Podrzucony pod nos dokument wziął między palce tylko po to, by naraz odsunąć niepotrzebny śmieć na bok. – Na przykład: przekaż pannie Jones, że dziękujemy jej za współpracę. To polecenie służbowe, nie prośba. – nie patrząc na prawniczkę skoncentrował się na papierzyskach. – Możesz wyjść. – hehe.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Żaden związek nie jest identyczny, żaden związek nie działa wobec wszystkich określonych zasad, żaden związek nie jest perfekcyjny, niezależnie od tego jak ludzie się starają ile „potu i łez” utracą, zawsze znajdzie się choć jeden szkopuł, który będzie najbardziej charakterystyczny dla pary. U Clarie i Harrisona, było to samo miejsce pracy i choć każde z nich nigdy tego nie przyzna, to jednak widywanie się dwa-cztery-na-dobę, może być wyczerpujące szczególnie w takich sytuacjach - gdy „jedno z nich” rządzi na innym terytorium. W przypadku Claribel był to dom; to ona podczas kłótni, bądź „rodzinnych konfrontacji” posiadała ostatnie zdanie, zwykle za sprawą kobiety wywodziły się przeróżne decyzję względem wakacji, świąt - czy wyjściu na kolację odpowiedniej restauracji (choć tutaj częstszy głos miał akurat Harrison); to prawniczka wybierała pościel, zasłony - jak i również inne niezbędne przedmioty do udekorowania wnętrza. Crane na to przystawał, rzecz jasna nie obywało się bez przeróżnych zdań, poglądów, lecz wtedy odbywały się rozmowy, niekiedy krótkie - dwudziestominutowe, niekiedy kilkudniowe, a nawet miesięczne. Ostatecznie dochodzili do porozumienia - wierząc, że taka taktyka jeszcze bardziej ich do siebie zbliży. Nie górowali się, nie nazywali swoich stanowisk - oboje szli „ramię w ramię” niczym jak równi partnerzy, mogący bezkonkurencyjnie na sobie polegać. Wszystko się zgrywało czasem w trudny, czasem łatwiutki sposób. Działało, w każdej możliwej kwestii - ale (bo zawsze przecież jakieś jest, prawda?) - gdy dochodzili do argumentów względem swoich zawodów, absolutnie nic ze sobą nie współgrało. Oczywiście panna Hannigan wiedziała „kto-jest-szefem” kto w tej branży posiada „ostatnie słowo” i starała się w żaden sposób nie podważać kompetencji swojego narzeczonego/przełożonego, aczkolwiek niejednokrotnie odnosiła wrażenie, że decyzję prawnika (szczególnie wobec jej osoby) są nieodpowiednie. Dlaczego to ukrywał? Dlaczego przez ponad sześć lat (w tym trzech latach związku) nie napomknął chociaż, że dzięki niemu zachowała karierę? Co było tego powodem? W końcu (hehehe) nikt w kancelarii nie miał bladego pojęcia o ich prywatnej relacji, prawda? Mógł ją uratować, nie oczekując niczego w zamian - i nie oczekiwał to co później wydarzyło się między nimi, było kwestią przypadków? Samotności? Bliskości? A ostatecznie przerodziło się w prawdziwą (dojrzałą) miłość. Gdyby na jej miejscu znajdował się Ian Greyson, jemu by się do tego przyznał? Uświadomiłby współpracownikowi, że „uratował mu tyłek?” - Dokładnie tak samo zachowałabym się gdyby Twoim miejscu siedział chociażby Barack Obama . - fakt, reakcja brunetki wcale nie należała do typu obrażonej „przyszłej żony” - dopiero co dowiedziała się, że „została wykupiona” z innej kancelarii, a to wszystko odbyło się bez jej wiedzy. Miała prawo być zła. - Nie zwracam się do Ciebie jako do narzeczonego, ale mojego szefa. Więc nie każ mi się uspokoić. - proste odbicie piłeczki, ze zmarszczonymi brwiami nerwowo przesunęła palcami po ciemnych puklach swych włosów. - Och, kochany. Doskonale pamiętam kto rozdaję karty, człowiek który bez mrugnięcia okiem potrafi okłamywać swoich pracowników. - automatycznie skrzyżowała ramiona. - Żartujesz, prawda? Nie jestem tu od tego, aby zwalniać osoby, które są niekompetentne. Widocznie musisz być bardziej twardy heuheuheu, że dziewczyna nie ma świadomości do czego właśnie doprowadziła, kiedy postanowiła mnie posłuchać. - prawa brew ciemnowłosej powędrowała wyżej, a z jej ust wyciekło głębokie westchnięcie. - To może porozmawiajmy o tym, że moja praca tutaj od samego początku jest zwykłym kłamstwem? - rzuciła z wyczuwalną irytacją we własnym tonie głosu. - Dokładnie. Masz rację, właśnie je otrzymałam. - pokiwała łepetyną, nadal na swej twarzy utrzymując wyraz wściekłości. - Tylko się zastanów w jaki sposób, jeśli tak chciałeś pokazać swoją wyższość, to brawo mr. Crane, punt dla Ciebie. - skwitowała, czując się po prostu oszukaną. - Kpisz ze mnie? - niestety, lecz Claribel nie pasowała do osób, które wyznaczają zasady, przez wszystkie lata w zawodzie ani razu nikogo nie zwolniła - Harrison, był tego świadomy, bardziej niż ktokolwiek inny. - Nie zrobię tego. - nastawienie Clarie w tej sekundzie uległa całkowitej zmianie, wyglądała jak przerażone pisklę, wysłane na pewną śmierć.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedziała na co się pisze. Widziała jakim człowiekiem jest Harisson. Po prawdzie, niekiedy zdawało się jakby istniało ich dwóch. Jeden Crane jawił się jako osoba niesamowicie ciepła, towarzyszka, zdolną wypruć sobie żyły celem zapewnienia najbliższym bezpieczeństwa. Lubił wprowadzać otoczenie w dobry nastrój, często zasypiał na kanapie wtulony w starego owczarka i z dumą paradował po domu w starych dresach bądź bluzie z uniwersyteckich czasów (bezustannie pasowała!). Drugi był cholernie bezlitosną istotą noszącą na wargach wyraz bezkresnej pogardy względem głupoty. Dziwnym sposobem: wedle wygórowanych kategorii większość ludzi sprawiała wrażenie ocierających się o idiotyzm. Brunet grubą krechą oddzielał obydwie osobowości. Nie pozwalał, aby miękka z nich pojawiła się w kancelarii; tak jak osobowość skurwiela zostawiał za zamkniętymi drzwiami biura. Aktualnie? Aktualnie konfrontowali się na stopie zawodowej.
Brwi szefa zadrżały wyrażając niezadowolenie. Może nawet rozczarowanie nieprofesjonalną retoryką, którą podjęła rozmówczyni? Idea niekompetencji zwykle rosiła kark gęsią skórką. – Zapominasz się. – mruknąwszy, jak na razie zachowując chłodny dystans równocześnie przekręcił głowę na bok ofiarowując narzeczonej nieme ostrzeżenie. Traktował ją w tym momencie inaczej niż pozostałych pracowników. Chociaż należy przyznać: żaden współpracownik ani podwładny nie śmiałby postawić się Harrisowi w ten sposób. Za bardzo cenili miejsce w pracy. Było zbyt wiele plusów „męczenia się” przy ambitnym adwokacie, żeby tak zwyczajnie z tego zrezygnować. Claribel stąpała po cienkim lodzie. – W takim razem zachowujesz się niestosownie i jeszcze raz; tym razem z większą stanowczością, proponuję zejść z tonu. Nie będę prosił po raz trzeci. – mięśnie na przystojnej twarzy stężały. Czyżby wchodzili na ścieżkę wojenną? I to z jakiego powodu? Z powodu bzdury.
Okłamywać? Mylisz pojęcia, Hannigan. Nikogo nie oszukałem. – tylko coś pominął. Nieważną drobnostkę. – A skoro zwracasz się do mnie jako pracodawcy, wymagam taktu. – „skarbie”? Oh, niunia się zagalopowała. – Absolutnie. Żadnym kłamstwem. Zadanie numer dwa: jak już przekażesz wiadomości Jones znajdź słownik i zeskanuj mi definicję słowa kłamstwo. – poprawił się na fotelu i palcami złapał za leżące przed nim papierzyska. - Zrobisz. Albo możesz pożegnać się z awansem. Pamiętaj, że niebawem będziemy rozmawiać o Twoim wkładzie w kancelarię i rozważać możliwości. Jest ich znacznie więcej niż Ci się wydaje. – w błękicie oczu błysnęły złowrogie iskierki. Nie żartował. – Jeżeli nie umiesz spełnić prostego polecenia, będziemy musieli raz jeszcze przedyskutować zakres Twoich kompetencji oraz umiejętności. – powtórnie przeniósł spojrzenie na dokumenty, na poważnie rozpoczynając przesuwanie wzrokiem po pierwszym paragrafie. – I nie życzę sobie podnoszenia na mnie głosu. – miał na końcu języka znacznie więcej, lecz okazywał się znacznie bardziej opanowanym. Właśnie dlatego to on zasiadał na skórzanym tronie w pachnącym władzą gabinecie – nie ona. Baby są zbyt uczuciowe.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Owszem, wiedziała z kim się wiąże - wiedziała, że nieokiełznana chęć do władzy mężczyzny może czasem pozostać „cierniem w ich oczach” - ale jednak zaryzykowała, pokochała tego buca, planowała z nim ślub - a nawet powiększenie rodziny, pragnęła tego wszystkiego, albowiem na samym końcu - to ten „sztywniak” okazał się człowiekiem, który wyzwolił ją z niedoli - z otchłani smutku, samotności - nieporadności, a także poratował finansowo. Tylko, że wchodząc do jego gabinetu naprawdę nie zachowywała się jako życiowa partnerka prawnika, lecz jako współpracowniczka, która nadzwyczajnie w świecie została oszukana - co łączyło się z żądaniem wyjaśnień. Harrison Crane, pomimo wysokiego stanowiska - nie miał prawa do ingerowania w życie zawodowe Hannigan, jednakże Clarie nie o to była zła, ponieważ dzięki anionowemu odzewie szefa, te kilka lat temu udało się kobiecie zachować posadę. Jedyne czego pragnęła (a może to, aż za dużo?) to wytłumaczenia jaki był powód jego zachowania - czy zrobił to wyłącznie z potrzeby wychwycenia jej do własnej kancelarii, czy raczej była to kwestia „ząb za ząb” - i może w przyszłości zamierzał wymagać od niej odwdzięczenia? Bo tak w ich wspólnym domu zachowywał się jak perfekcyjny przyszły mąż, ojciec - człowiek honoru, ale podczas pracy oboje zdawali sobie sprawę, że „wszystkie chwyty są dozwolone.” Poza tym adwokatka nienawidziła niewiedzy - w strachu wyczekiwania na moment, jak coś się stanie „poleję się krew” - chciałaby być przygotowana, a w tej sytuacji tylko i wyłącznie Harris mógłby (jakby rzecz jasna chciał) przed tym ostrzec, a nie zamierzał. Z tego względu irytacja w ciele Hannigan się powiększała - na dodatek sposób rozmowy zaczął przebiegać na „niebezpieczne tory” - od samego początku wspólnej kariery, ani razu nie stanęli na przeciw sobie - ze świadomością, że „grają do tej samej bramki.” Czy to ulegnie zmianie? Czy na stopie zawodowej okażą się wrogami? - Nie zapominam się. Chcę całego wglądu na sytuację, jesteś mi to winien skoro postanowiłeś wtedy za mnie poręczyć. - wciąż ze skrzyżowanymi rękoma, bacznie analizowała wyraz twarzy „szefa” - mimo, idealnego położenia - dostrzegła odrobinę w nim frustracji - poczuła lekkie ukłucie satysfakcji. Dlatego lekkie, ponieważ Harrisona Crane ciężko było kiedykolwiek wyprowadzić z równowagi - właściwie, Clarie odkąd tu pracowała, ani razu nie widziała go pod wpływem emocji - zawsze poważny, dostojny - zdystansowany. Gdyby zdecydował się na karierę aktorską, zapewne w jego CV znajdowałoby się już kilka statuetek. - Nie prosisz, rozkazujesz. To ja tu przyszłam z prośbą. - może niekoniecznie tak to brzmiało, lecz miał rację Claribel pozwoliła by potargało nią wzburzenie. - W takim razie, Crane jakbyś nazwał tą czynność? - z uniesioną brwią, przesuwała powolnie ciemnymi ślepiami po sylwetce lubego. - Przecież nie jesteś tylko kolejnym białym uprzywilejowanym mężczyzną na wysokim stanowisku, prawda? - bezustannie starała się utrzymać ich kontakt wzrokowy. - Z jakiegoś powodu dostałeś tą posadę. - jeżeli się nie myliła - z powodu inteligencji, wytrzymałości - bezproblemowego „rozstawiania ludzi po kątach.” - Grozisz mi? - przechylając łepetynę na prawą stronę, przeniknęła spojrzeniem po znajdujących się na biurku mężczyzny papierach. - Powiedziałam Ci już, że do zakresu moich obowiązków nie należy zwalnianie osób, tylko dlatego że masz taki kaprys. Jeżeli chcesz ją wyrzucić, powiedz to Frankowi, to jego dziedzina. - tym razem ton kobiety był dostojniejszy, zdystansowany - jednakże w oczach Harris wciąż mógł dostrzec rozczarowanie i odrobinę obawy(?) - Chcesz mnie karać, ponieważ się Tobie sprzeciwiam? - niewiarygodne, nie sądziła, że prawnik posunie się do takich czynów. - O to chodzi? Takim chcesz być szefem? - oczywiście, że chciał, prawda? prawda? prawda?

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hannigan egzystowała w świecie jednorożców i niziołków czekających z kociołkami bogactwa na krańcach tęczy. Oczywiście, że Harry miał prawo ją wykupić i nie potrzebował do tego zgody głównej zainteresowanej. Wszystko było zgodne z prawem i absolutnie nie dopuścił się oszustwa. Nie musiał jej niczego mówić. Jasne, ludzka przyzwoitość sugerowała wyjaśnienie sytuacji nowej pracownicy; acz z przyzwoitością Crane miał niekiedy wyraźne problemy. – Prośbą, huh? – na końcówce języka wisiały mu następne złośliwości. Tym razem się powstrzymał. Wyprostowawszy plecy na parę sekund przymknął powieki, jakby magazynując ukryte rezerwy cierpliwości.
- To się nazywa kurtuazja oraz kuraż. – nie wierzył, by istnieli świetni adwokaci nie zaznajomieni bądź niewykorzystujący w praktyce zasad savoir-vivre. Ojciec mężczyzny od zawsze wbijał latorośli do głowy reguły wszechobecnej na salonach gry pozorów. Przykleiły się do niego i połączyły z obwodami osobowości, zostając nieodłączną częścią wykreowanej w kancelarii persony. Na potrzeby zawodowe zdołał nawet uwypuklić posiadany animusz. – Starasz się mnie sprowokować wykorzystując banalne i żenujące figury retoryczne. Stać Cię na więcej, Hannigan. – wjeżdżać na mapę przywilejów? Co starała się udowodnić? Harrison znał swoją wartość, wiedział jak długo trzeba mu było pracować na sukces. Sugestie dotyczące łatwego startu mogłaby wciskać rodzeństwu bruneta – nie jemu. Ponadto, Clari rozczarowała. Głęboko rozczarowała używaniem tego argumentu. Ze wszystkich ludzi na Ziemi powinna najlepiej pojmować drogę narzeczonego. – Zwyczajnie nie widziałem sensu w przekazywaniu Ci tej informacji. Nadal nie wiem w czym rzecz. Wykupiłem Cię. Uważałem, że masz potencjał i przydasz się tutaj. Miałem rację. – ostatnie zdanie wyrzucił z widoczną satysfakcją. Jak każdy – uwielbiał, gdy słuszność leżała po jego stronie a w przypadku Claribel decyzja okazała się owocna nie tylko na stopie profesyjnej; ale również osobistej. – Ostrzegam. Ale jeżeli wolisz intepretować moje ostrzeżenie jako groźbę, droga wolna. – lekkim wzruszeniem ramion zamknął swą opinię, naraz w automatycznym odruchu lustrując sylwetkę kobiety. Rozmyślał dlaczego wciąż zawraca głowę pierdołami zamiast zajmować się wykonywaniem poleceń.
Błękitne oczy przypatrywały się rozmówczyni w ciszy i ponadprzeciętnym, wręcz nienaturalnym spokoju. Po krótkiej, napiętej pauzie Crane z westchnieniem kiwnął łepetyną. – W porządku. – pewnie gdyby chodziło o kogoś innego niekoniecznie machnąłby ręką. Byłby zdeterminowany, aby uczynić dzień delikwenta prawdziwym piekłem. Lecz szło o Clari. Wkurzyła go, aczkolwiek nie na tyle; by prowokować powstanie biblijnego Dnia Ostatecznego. – Takim szefem jestem. Pracuję kijem nie marchewką. Jeśli Ci to nie pasuje – złóż wypowiedzenie. Choć byłoby to odrobinę żałosne biorąc pod uwagę fakt, iż nie zmieniłem sposobu pracy i od zawsze wiedziałaś jak „to” wygląda. – czując narastającą frustrację palcami prawej ręki przesunął po brwiach. – Okej, wyjaśniłem sytuacje. Nie chciałem patrzeć na kolejny, zmarnowany talent. Zadowolona? – górna warga zadrżała mu w zdegustowaniu. - Wyjdź. - czyżby zapowiadały się ciche dni?
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Czyżby właśnie tego feralnego dnia powróciły dawne czasy, kiedy to „wielki” Harrison Crane, z powrotem rozpoczął swój przekochany szereg zdarzeń mieszania podwładnych z błotem? Na nowo stała się w jego oczach zwykłą, nic nie znaczącą pracownicą? (wprawdzie domagającą się wyłącznie wyjaśnień) Owszem, że znaleźli się ponownie w tym samym punkcie, kiedy Claribel na samą myśl o kancelarii robiło się niedobrze - kiedy potrafił być tylko i wyłącznie „aroganckim sukinsynem” - wprawiających innych w zakłopotanie, ból i bezustanne lekceważenie. Jednakże nie można było mu zaprzeczyć, że właśnie przez takie cechy był idealnym szefem, ludzie go się bali - woleli unikać, niżeli stanąć twarzą-w-twarz, ale według adwokatki jej dzisiejsza, niespodziewana wizyta miała silne podłoże - w końcu, to ona stała się czynnikiem systemu - oczywistości, które rzeczywiście miały miejsce - lecz nigdy nie mówiono o tym głośno. To kariera Hannigan „wisiała na włosku” i nikt, a nawet nowy pracodawca nie raczył jej o tym powiadomić. Jak w takim razie, w podobnym położeniu zachowałby się sam Harris? Przyjął dane fakty z godnością, czy „ostrzyłby nóż” do kontrataku? Cóż, każdy tu zebranych wiedział, jaka byłaby odpowiedź. - Teraz bawimy się w wyrzucanie sobie braku kompetencji? - po uniesieniu prawej brwi z ust brunetki wydobył się kpiący, nieco niedowierzający śmiech. - Stać mnie na więcej. - powtórzyła za mężczyzną, o wiele pewniejszym tonem głosu, niżeli miała jeszcze przed chwilą. - Ale to nie oznacza, że zamierzam wykorzystywać wszystkie swoje taktyki, nie potrzebujesz ich, by wyjaśnić mi sytuację. Sądzę, że nie po to znaleźliśmy się w tym miejscu, by się wzajemnie atakować. - stwierdziła, krzyżując ręce na ramionach, odczuwając iż te wiecznie oczekiwania, ostatecznie doprowadzą ją do spazmów furii. - To Tobie wydaję się, że nie musiałeś, Harris... wszyscy o tym wiedzieli tylko nie ja. - ostatnie słowa wypowiedziała z nutką rozczarowania, oraz smutku - rzecz jasna, zanim cokolwiek się pomiędzy nimi wytworzyło, ta informacja mogła być zakopana głęboko w papierach, na dole „niezagadanej od dawna” zakurzonej szuflady, jednak aktualnie uważała, że powinien ją ostrzec, dać cały pogląd, zwłaszcza, że przyzwolił, a nawet zachęcał do ubiegania się o awans. - Jak miałabym im teraz spojrzeć w oczy...? - ewidentnie było widać, że się pogubiła - albowiem w tej o to „żałosnej chwili” zapragnęła, aby „wszedł w buty” domowego Harrisona i poinstruował ukochaną, o dalszych poczynaniach. Na próżno - ponieważ kolejne słowa prawnika doprowadziły, do poczucia odrzucenia, dlatego z wciąż uniesioną głową, jakby wcale ją to nie zabolało - cofnęła się parę kroków. - Nie musisz powtarzać, usłyszałam „Twoją prośbę.” - oczywiście chodziło o natychmiastowe wyjście i pogodzenie się z tą przegraną. Claribel odwróciła się na pięcie i pokierowała w stronę drzwi - o dziwo, nie zatrzasnęła ich, tylko z wymuszonym wyrazem spokoju pognała w stronę własnego gabinetu.

/ztx2

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">5
<div class="ds-tem4"></div></div></div></div></div></table>

To, że znam się z jednym z partnerów zarządzających Emerald City Law Group Inc. niczego tak naprawdę nie ułatwia, a mam wrażenie, że wręcz zaczyna mi to ciążyć. Nie chcę, żeby ktoś z kim chciałbym utrzymać jak najlepsze relacje, bo znamy z Murphym od dłuższego czasu i wiem jak potrafi być bezwzględny wiedział o mnie więcej jak sam chcę pokazać. Zakładam, że tak jak ja wymagam od moich pracowników krótkich sprawozdań o prowadzonych projektach i przygotowywanych planach tak samo on i jego wspólnik wymagają relacji od swoich podwładnych — każdy szanujący się szef lubi wiedzieć, co się dzieje w firmie, trym bardziej jeśli trafia się klient zasilający konto regularnie swoimi pieniędzmi, mimo że kwota zawsze ma co najmniej trzy zera.
Siadam we wskazanym przez recepcjonistkę, która wpuściła mnie do biura wynajmowanej przeze mnie prawniczki, fotelu i uśmiechając się do kobiety dziękuję za kawę. – Woda wystarczy – zapewniam ją, a kiedy wychodzi przymykając, ale nie zamykając za sobą drzwi wiem, że to ostatnia chwila, kiedy mogę się jeszcze zastanowić. Czuję, że nie powinienem podejmować tej decyzji pochopnie, ale głęboko w środku wiem też, że tak naprawdę nie chcę tego rozwodu — tym bardziej po tym, do czego doszło między Sophią a mną. Tych kilka chwil było tak prawdziwych i cholernie dobrych, że nie chcę rezygnować z naszego małżeństwa, które mimo wszystko było szczęśliwe, chociaż to ona przesłała mi papiery znikając wcześniej bez wyjaśnienia, ale domyślam się, co mogło nią powodować i wbrew rozsądkowi chcę dać szansę jej i sobie. Chcę dać szansę temu, co było i mam wrażenie, że wciąż jest między nami i w czym utwierdziła mnie jedynie tamta noc. Przymykam oczy, mimo że wiem jak bardzo jest to niebezpieczne — myśleć o niej gdzieś, gdzie nie jestem u siebie.
Słyszę kroki i zaraz odwracam się, żeby spojrzeć w kierunku, z którego dochodzi do mnie ich odgłos — to Milton. Podnoszę się z fotela zapinając marynarkę, którą wygładzam i ujmuję jej dłoń.
Dzień dobry Elizabeth – witam się z nią, ale nie siadam od razu. Zaczyna się — nie mogę znaleźć sobie miejsca, bo właśnie teraz zdaję sobie sprawę, że powinienem powiedzieć, dlaczego umówiłem się z nią, chociaż widzieliśmy się kila dni wcześniej przed rozprawą i mimo że byliśmy umówieni na przyszły tydzień, żeby omówić, co „robimy dalej”. Wpatruję się w okno, do którego podchodzę. Zasłaniam drżące lekko wargi dłonią, którą pocieram ostatecznie brodę, żeby odwrócić się z powrotem w stronę Milton i oprzeć się chudym tyłkiem o parapet.
Elizabeth... Nie wiem czy się nie wycofać – zaczynam. Wiem, że to niewiele jej mówi i prędzej może spodziewać się, że jestem skłonny pójść na ugodę, żeby zakończyć tę sprawę niż, że chcę całkowicie wycofać się z tego cyrku.
Ostatnio zmieniony 2021-03-07, 20:20 przez David Christensen, łącznie zmieniany 4 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 006 - Sprawa za sprawą, sprawa za sprawą. Nawet tak bardzo oddana pracy osoba potrzebowała trochę przerwy, więc wracając z sądu przejrzała swój kalendarz stwierdzając, że nie ma już wpisanych żadnych ważnych spotkań. Jedno przełożyła na jutro, drugie załatwiła szybką rozmową telefoniczną, więc wróciła do biura tylko po kilka teczek, które chciała zabrać do domu. Miała w planach popracować jeszcze w ciszy własnego salonu, bo zdecydowanie szybciej uwinie się niż w kancelarii. Tutaj ciągle się coś działo. Nawet planując wcześniejsze wyjście istniała szansa, że nagle biurko zasypane zostanie stertą dokumentów, które praktycznie podpisane powinny być na wczoraj. Dlatego wchodząc rzuciła w stronę sekretarki, że wcale jej tutaj nie ma i zaraz znika i nawet nie chciała słuchać jej odpowiedzi. Wiedziała, że zaraz zarzucona zostanie ważnymi informacjami, o których nie chciała teraz słyszeć. Poprosiła o napisanie maila, więc jakie było jej zaskoczenie gdy otwierając swój gabinet dostrzegła znajomą sylwetkę na jednym z foteli.
- David? – czy przeoczyła coś w kalendarzu? Nigdy wcześniej jej się to nie przytrafiło, więc przechodząc przez gabinet jeszcze raz przesunęła palcem po ekranie, ale nie dostrzegła jego nazwiska nie tylko dzisiaj, ale także w następnych dniach. Zrozumiała już co chciała powiedzieć jej sekretarka, więc odstawiła dokumenty na jedną z półek i przeczesując jasne kosmyki włosów usiadła na swoim fotelu po drugiej stronie biurka. Jego słowa ją zaskoczyły. To miał być prosty rozwód. I chyba tylko dlatego się go podjęła, bo to nie była jej działka. Nie lubiła mieszać się pomiędzy dwoje ludzi, nie lubiła wyciągania tych prywatnych brudów na sali sądowej, ale ważni i bogaci klienci wymagali dokładnego dopieszczenia. – Wycofać z czego? Z walki o dom czy całkowicie z rozwodu? – nie wyglądał na mężczyznę, który z czegoś tak łatwo się wycofuje. Coś musiało się wydarzyć, więc tylko dokładnie mu się przyjrzała, kompletnie nie rozumiejąc skąd ta zmiana. Podczas ostatniego spotkania był zdeterminowany by walczyć o dom, wobec którego czuł taki sentyment. A to był najtrudniejszy etap tego rozwodu. – Doszliście z żoną do jakiegoś porozumienia? – istniała taka szansa, ale czy ktoś świadomie rezygnowałby z takich dobrobytów? Bez tego domu jego żona zostałaby po rozwodzie raczej z niczym, więc musiało to być coś innego.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuję jak zaczyna kręcić mnie w kościach i jak coś w środku zaczyna ściskać mi wnętrzności, jakby w ten sposób chciało wywrócić jej na lewą stronę. Na dodatek zaczyna się ta nieprzyjemna i męcząca gonitwa myśli, z którą coraz gorzej sobie radzę. Drżą mi już nie tylko wargi, ale i dłoń, którą staram się je zakryć — nie chcę, żeby Elizabeth to zauważyła, ale mam świadomość, że jest spostrzegawcza i bystra, więc nie mogła nie zwrócić uwagi na to, że nie zachowuję się dzisiaj jak zazwyczaj, kiedy widzimy się w jej albo moim gabinecie, do którego wpadła z kilkoma rewelacjami od adwokata Sophii.
Przecieram cała twarz dłonią, żeby kiedy dochodzi do pytań drażniących mój układ nerwowy, odwrócić się i odpowiedzieć kompletnie bez zastanowienia:
Nie... Przespaliśmy się i... Dowiedziałem się o czymś co... Nie mogę się z nią rozwieść. Nie chcę. Ja ciągle coś do niej czuję Elizabeth i wiem... Wiem, że nie może być obojętna na mnie. Gdyby tak było – przerywam. Czuję, że nie mam prawa o tym mówić i... Nie chcę, mimo że od razu ustaliliśmy, że mam być z Milton szczery i jeśli wydarzyło się coś, co mogłoby być argumentem na moją niekorzyść w trakcie rozwodu, ona powinna o tym wiedzieć, nie chciałem wdawać się w szczegóły. I tak miałem poczucie, że zupełnie niepotrzebnie powiedziałem o czymś, co powinienem zachować dla siebie — to był zbyt intymne i za bardzo cenne w moim odczuciu. Nie wiem czy Sophia myślała tak samo o tym, do czego doszło między nami, ale łudzę się, że rozbudziłem w niej tamten ogień, który zaczynał wygasać. Mam wciąż nadzieję, że nie wygasł. Podchodzę do biurka i siadam wpatrując się w Milton — nie chcę wiedzieć, co może właśnie myśleć o mnie i o Sophii. Nie obchodzi mnie jak ocenia moje zachowanie, ale nie chciałbym, żeby jakkolwiek oceniała moją żonę.
Nie chcę tego rozwodu. Zależy mi o wiele bardziej niż przypuszczałem. Nie chcę jej stracić a mam wrażenie, że teraz... Teraz może będziemy w stanie naprawić to, co się spieprzyło. Tylko, że... – Przymykam oczy i nabieram głęboko powietrza tak, aby dotarło do najdrobniejszych kanalików w oskrzelach. – Tylko, że to ona złożyła pozew, więc co możemy zrobić? – Pytam i powoli otwieram powieki, żeby od razu spojrzeć Elizabeth w oczy. Mimo że interesuję się prawem, nie wiem co mógłbym zrobić w tej sytuacji i czuję, że mam związane ręce a to najgorsze ze wszystkich uczuć i wiem, że także przez nie, nie mogę się uspokoić, bo nie wiem na czym stoję.
Ostatnio zmieniony 2021-03-31, 21:12 przez David Christensen, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właśnie przez wzgląd na takie sytuacje nie lubiła brać tego rodzaju spraw. Sama nie była ekspertem od związków, ale patrząc na te wszystkie zawiłości pomiędzy dwojgiem ludzi wynikające ze ślubu była pewna, że sama nie chce pakować się w takie wariactwo. Można było żyć szczęśliwie razem bez tego wiążącego papierka i obietnic, których nie dało się rady utrzymać. Bez ślubu można było się rozejść w cywilizowany sposób, jak dwoje dorosłych ludzi bez udziału osób trzecich i prania brudów na sali sądowej.
Odkąd dokładnie przyjrzała się mężczyźnie wiedziała, że coś go gryzie. Te wszystkie wątpliwości wymalowane miał na twarzy, więc tylko zmarszczyła pytająco brwi, chyba nie spodziewając się aż takiej rewelacji. Tyle, że ona na jego miejscu nie byłaby pewna poczynań żony. Sama była kobietą i wiedziała do czego można się posunąć by namieszać mężczyźnie w głowie.
- Nie zrozum mnie źle… - zawahała się, bo takie rady wykraczały poza jej kompetencje i obowiązki, jednak przez te kilka spotkań zdążyła go polubić i nie sądziła, że zasługiwał na kolejne rozczarowanie. – Czy jesteś pewien, że ten incydent – nie mogła tego inaczej ująć w słowa patrząc na to, że nie była ani jego przyjaciółką ani kimś bliskim a jedynie prawnikiem – To nie było pewnego rodzaju pożegnanie? Czasami ludzie potrzebują takiego konkretnego zamknięcia, nie byliście pierwsi, którzy w ten sposób chcieli rozładować rozwodowy stres – czy po tym wszystkim mógł być pewien uczuć żony? Znał ją najlepiej, ale Liz naprawdę martwiła się, że popełnia straszny błąd podejmując decyzję pod wpływem chwili. Takie nagłe zmiany nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Jednak jako adwokat musiała przedstawić mu wszystkie możliwości, więc zaczesała za ucho jasny kosmyk włosów i poczekała chwilę aż David spojrzy w jej oczy już nieco mniej zmieszany i skrępowany.
- Mamy kilka opcji; jedne bardziej inne mniej ryzykowane – postukała palcami o blat biurka, bo ostatecznie to on musiał wybrać ścieżkę, którą razem się udadzą. – Możemy poczekać na decyzję Twojej żony, bo jeśli się nie mylisz to może ona wycofać pozew o rozwód. Mogę też dyskretnie wypytać prawniczkę Twojej żony, bo może też się waha tylko boi się o tym powiedzieć. Ewentualnie możemy ustalić w czwórkę spotkanie licząc na to, że uda Wam się porozmawiać, albo powiesz sam żonie wszystko co czujesz bez obecności innych ludzi – opcji było wiele, więc musiał sobie przekalkulować co najbardziej opłaca się jemu samemu.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pierwszy raz otworzyłem się przed tak naprawdę obcą osobą i już zaczynam żałować, mimo że Elizabeth nie chciała mnie urazić nie podoba mi się to, co odpowiedziała, a tym bardziej sposób w jaki nazwała coś, co we mnie rozbudziło nadzieję, że może nie wszystko jeszcze stracone i że może mam jeszcze szansę, żeby naprawić wszystko to, co spieprzyłem po części na własne życzenie, bo nie powinienem był zachowywać się tak, jak postępowałem z Sophią, ale... Nie umiałem w inny sposób wyrazić mojej troski o żonę w tamtym momencie, kiedy teraz wiem już, że potrzebowała mnie bardziej jak kiedykolwiek wcześniej — tak samo jak wiem, że zajmie mi sporo czasu i będzie wiele kosztować zagłuszenie wyrzutów sumienia, które co chwilę odzywają się we mnie.
To nie był..., incydent – odpowiadam o wiele chłodniej jak zakładałem, że mógłbym. – To nie był incydent, bo poszedłem i porozmawiałem z nią. Nie o rozwodzie – uprzedzam ewentualne pytanie Elizabeth. – O nas. O tym, co się wydarzyło i o jej wyjeździe bez zastanowienia, ale teraz wiem, że miała powód i... – przerywam — nie chcę wdawać się w szczegóły, tym bardziej, że znając Murphy’ego nie wiem czy nie zacznie wypytywać o szczegóły, żeby dowiedzieć się jak najwięcej, bo sam mówił mi o planach względem mojej żony, która może być mu potrzebna. Wciąż, mimo że tłumaczył mi, co miał na myśli i o co mu chodzi, nie jestem w stanie mu zaufać i boję się, żeby nie wplątał Sophii w jedną ze swoich mniej legalnych czy jawnych spraw. Wolę, żeby wiedział jak najmniej o niej, wiec mimo że to mogłoby rozjaśnić całą sytuację i ułatwić wiele Elizabeth.
Wpatruję się w kobietę i staram się skupić na tym, o czym mówi i żadne z tych rozwiązań nie wydaje mi się wystarczająco dobre, bo każda z opcji wymaga czasu, a ja... Ja nie chcę czekać — mam wrażenie, że nie mam ani chwili do stracenia a jednocześnie mam świadomość, że nic nie stanie się od razu, tym bardziej, że minęło naprawdę wiele dni, w których nie widzieliśmy się i nie mieliśmy z sobą żadnego kontaktu. Uświadamiam sobie — boleśnie, chociaż wiem, że Elizabeth nie chciała sprawić mi najmniejszej przykrości — że Milton może w pewnym sensie mieć rację i kiedy dojdzie do głosu rozsądek a my ochłoniemy oboje, uświadomimy sobie, że nic tak naprawdę już nas nie łączy a tych kilka chwil spędzonych teraz wspólnie w swoich ramionach, było sposobem na pogodzenie się z ostatecznym rozstaniem. To ona złożyła dokumenty, przypominam sam sobie. To ona chciała tego rozwodu...
Porozmawiaj proszę z tym prawnikiem reprezentującym Sophię. Może Thompsonowi powiedziała coś, co...Da mi przewagę i będę wiedział co robić. Mam świadomość jak wiele zdradza mój głos, ale w tym momencie, nie zależy mi na niczym innym jak odzyskać żonę.
Ostatnio zmieniony 2021-03-07, 20:21 przez David Christensen, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Westchnęła ciężko, bo naprawdę mu współczuła że znalazł się w tak beznadziejnej sytuacji. Z jednej strony powinna zachować pełen profesjonalizm, ale z drugiej strony tak wiele razy już to widziała, że jedyne co mogła odczuwać to litość. Związki i bez tych wszystkich zawirowań były dosyć skomplikowane. A Elizabeth kompletnie nie wiedziała jak delikatnie przeprowadzić tę rozmowę, by David nie poczuł się urażony ale zrozumiał, że może to nie być tak radosne jak mu się wydaje.
- Jako Twój prawnik mogę Cię tylko zapewnić, że to Twoja decyzja co zrobimy dalej. Masz wiele opcji. Radziłabym Ci uzbroić się w cierpliwość i po prostu przeczekać najbliższe dni, może sytuacji nieco bardziej się rozjaśni – w jego przypadku było to prawie niemożliwe, bo widziała jego spojrzenie i była prawie pewna, że nie będzie w stanie usiedzieć w miejscu w oczekiwaniu na wiadomość ze strony żony. Z drugiej strony tylko on ją znał na tyle dobrze by wiedzieć czy byłaby gotowa zagrać z nim w otwarte karty i powiedzieć czego oczekuje. David nie mógł wycofać sprawy rozwodowej, ale mógł wpłynąć na swoją ukochaną by dała im jeszcze jedną szansę. – Jednak tak poza naszą zawodową relacją muszę Ci powiedzieć, że widziałam wiele takich przypadków. W większości kończyło się to jeszcze bardziej bolesnym rozwodem, przynajmniej dla jednej ze stron – nie dodała że najczęściej były to kobiety, które po wspólnej nocy już wróżyły sobie wizję powrotu do dawnego życia. Prawie nigdy nie było to możliwe, więc odkładając długopis na biurko zamknęła swój notatnik i spojrzała na mężczyznę nieco łagodniej. Po tych wszystkich osobistych związkowych porażkach chyba nie miała w sobie tyle optymizmu by wierzyć, że tym razem będzie inaczej. A David wydawał jej się rozsądnym i inteligentnym facetem, który powinien zdawać sobie z tego wszystkiego szansę.
- Moja babcia zawsze powtarzała, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – wcześniej zanotowała sobie karteczkę by zadzwonić do adwokata jego żony i przykleiła ją na okładkę notesu. – Moim zadaniem jest wywalczenie dla Ciebie jak najbardziej korzystnego rozwodu. Musisz wiedzieć, że jak teraz odpuścisz możesz stracisz wszystko o co walczysz. Mówiłeś, że ten dom wiele dla Ciebie znaczy. Jesteś pewny, że Twoja żona nie chce na tym czegoś ugrać? Że było to szczere? – na jego miejscu by tak nie zaryzykowała, ale przecież nie mogła podejmować tych decyzji za niego. Musiała mieć jednak pewność, że David jest świadomy konsekwencji jakie niesie za sobą to, co wydarzy się na rozprawie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chcę więcej już zmarnować czasu — zmarnowałem... Zmarnowaliśmy go wystarczająco i nie chcę odkładać niczego, odciągać i czekać, tym bardziej po tym wszystkim, do czego doszło między nami. Czuję się dziwnie, bo nie znam się mimo wszystko z Elizabeth tak jak chociażby z Callawayem, z którym rozmawiając na ten temat przy piwie, starałem się nie powiedzieć za wiele — przynajmniej tak długo, jak długo alkohol nie rozwiązał naszych języków i nie zaczęliśmy mówić o wiele więcej jak chcielibyśmy powiedzieć nawet przyjacielowi. <br>
Opieram się łokciami o oparcia i splatając z sobą dłonie, pochylam głowę i wspieram na nich czoło — mam tak wiele myśli i nie wiem kompletnie co robić. Słucham Milton uważnie i wiem, że mogę być pewien jej zapewnienia, że nie zrobi nic wbrew mojej woli tak jak słyszałem od Murphy’ego, że zdarzało się prawnikom nawet z jego kancelarii. W chwili, w której wspomina o cierpliwości, wzdycham ciężko — pierwszy raz czuję, że może zabraknąć mi jej, mimo że dotychczas potrafiłem czekać wiele dni i nie naciskać na tę drugą stronę, byleby uzyskać wcześniej odpowiedź..., ale nie w tej sprawie, w której chodziło przecież o los mojego małżeństwa. Zaciskam powieki, kiedy Elizabeth mówi o podobnych przypadkach i konsekwencjach incydentów takich, jak ten, na który pozwoliliśmy sobie może rzeczywiście w chwili zapomnienia, aby odreagować stres i to całe napięcie. Nie, potrząsam głową, bo wiem i jestem pewien, że to był dobry znak dla nas — od dawna nie byliśmy tak szczerzy względem siebie jak w ostatnich dniach i kiedy słyszę, co Milton dodając wtrącenie o babci, na które uśmiecham się na moment, mówi jeszcze... <br>
Podnoszę głowę, którą kręcę z niedowierzaniem, przyglądając się kobiecie. – Sophia taka nie jest i..., to mnie przecież zależało od początku na domu. To prawda, ale Sophia nie przeciąga tego rozwodu ze względu na majątek. Ona taka nie jest. Ona... Ona się waha. Waha się tak jak ja wahałem się na początku. Pamiętasz, że najpierw byłem o wiele bardziej zdecydowany i...[/b] – Nie sądziłem przychodząc tutaj, ze ta rozmowa będzie aż tak trudna, ale czego się spodziewałem? Elizabeth nie zna nas i nie wie, do czego gotowi jesteśmy się posunąć. Nie wie, co każda ze stron jest w stanie zrobić, tym bardziej, że Thompson mam wrażenie, że nie będzie namawiał mojej żony do tego, żeby zastanawiała się tak jak Elizabeth nakłania mnie do namysłu. Usiłuje zakończyć tę sprawę, która ciągnie się o wiele za długo i — nie oszukujmy się — zaczyna blokować mu wolne terminy w kalendarzu, na które mógłby umawiać kolejnych klientów generując zyski i dorabiając się na następnej premii. <br>
Jestem pewien, że to nie jest żadna gierka, ale jeśli się mylę... Niech weźmie dom. Niech weźmie wszystko, jeśli byłaby posunąć się do czegoś takiego. – Zaciskam powieki i dodaję jedynie, żeby spotkała się z Thomsponem. – Muszę wiedzieć co on wie i co zamierza, a wiem, że będziesz potrafiła pociągnąć go za język – przyznaję, spoglądając w końcu na Milton z nadzieją, że wyciągnie cokolwiek więcej i pozbędę się tych wątpliwości, które zasiała we mnie i w które tak bardzo nie mogę..., nie chcę uwierzyć. – Naprawdę ludzie posuwana się do czegoś takiego? Naprawdę? – pytam i kręcę wciąż z niedowierzaniem głową. Sophia taka nie jest...

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">przerwana
<div class="ds-tem4"></div></div></div></div></div></table>
Obrazek

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Law Group Inc.”