WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.cravath.com/files/Uploads/I ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Transakcje prowadzone z bankami i liczącymi się klientami rządziły się swoimi prawami. Najlepsze sale konferencyjne, partnerzy zarządzający zaangażowani w spotkania i cały proces ustalania nawet najmniejszych szczegółów. Spotkania często trwały wiele godzin więc lunche z najlepszych restauracji były normalną sprawą. Wszystko dla klienta, wszystko aby pokazać, że wielkie pieniądze, które będą musieli przelać na konto kancelarii nie zostały wyrzucone w błoto.
Dzisiaj Indy od rana właśnie zamykała taką transakcje. Walka toczyła się o infrastrukturę telefoniczną, na która dodatkowo bank miał dać kredyt. Dużo zawiłości, kłótnie i ciężka atmosfera. Po kilku godzinach blondynka potrzebowała już przerwy, na szczęście firma, która reprezentowała też potrzebowała chwili na wewnętrzną naradę. Blondynka wyszła z sali i skierowała się do drugiego pomieszczenia, w którym na gości czekał catering. Kiedy Indy zobaczyła pracowników jednej z restauracji serwującej sushi lekko tylko przewróciła oczami. Wychodząc z sali miała wrażenie, że sprawa się nie zamknie, że wszyscy się wycofają, a kancelaria stanęła na wysokości zadania i zadbała o to by podać świeże sushi przygotowywane na miejscu. Szkoda z tego nie skorzystać- tym bardziej, że nie jadła nic od śniadania, a dochodziła północ.
-Muszę czekać na wszystkich ze spotkania czy jak się ładnie uśmiechnę to zrobi Pan dla mnie coś smacznego?- zapytała siadając na krześle koło stolika mającego robić za miejsce pracy sushi mastera. Kiedy mężczyzna się odwrócił uśmiechnęła się lekko. Znała go, chodziła do miejsca, w którym pracował.
-Ricky?- zapytała niepewnie bo nie chciała popełnić błędu ale tak, kojarzyła go.
  • you are my lobster

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#8

Ricky niedawno oświadczył się Astrid, a kupno pierścionka zaręczynowego dość poważnie uszczupliło jego budżet. Wiadomo, nie był to wielokaratowy diament, ani inny szczególnie szlachetny kamień, jednak nie był to pierścionek z maszyny widywanej w bardziej turystycznych częściach miasta. Co prawda ślubu jeszcze nie było na horyzoncie z wielu powodów, ale warto już było dorobić sobie parę groszy, bo czekając ich jeszcze różne wydatki, aby w pełni stać się poważną, dorosłą parą. Ta cała dorosłość pochłaniała naprawdę wielkie ilości pieniędzy... Na szczęście to nie był wielki problem - akurat Ricky miał sporo możliwości do dorobienia, czy to w firmie, w której pracował, czy też przy jakiś innych okazjach - jako kucharz, osoba związana z gastronomią i sushi master, mógł pracować przy różnych eventach.
Gdy usłyszał, że szukają kogoś do obsługi jakiegoś bankietu i kręcenie rolek na bieżąco, Hester zgłosił się bez większego zastanowienia. Takie zlecenia były niesamowicie nudne, no ale trudno, pieniądz to pieniądz. Sprawdził, że wszystko jest ustalone i że nawet nie musi przyjeżdżać do restauracji po zapasy na ten dzień w biurze, więc pojechał prosto ze swojego domu pod konkretny adres. W torbie miał świeżo wyprane i wyprasowane wdzianko, wskazano mu, gdzie się może przebrać i dokąd ma się udać. Przygotował wszystko, pojemniki, deski do krojenia, noże i tak dalej... No i czekał. Czekał, aż ktoś odpowiedzialny za to spotkanie da mu znać, że zaraz przerwa lunchowa i powinien zakasać rękawy. No i się doczekał, zabrał się za robotę. Ukręcił już kilka rolek, gdy usłyszał kroki. Uniósł głowę, aby sprawdzić, czy to już jego goście - miał nadzieję, że nie, bo jeszcze nie był gotowy.
-Indie, hej-powiedział, unosząc wzrok i poznając blondynkę. -No nie wiem, mi kazano nakarmić tylko zgraję głodnych biznesmenów-uśmiechnął się, , biorąc z powrotem duży, bardzo ostry nóż do ręki, aby pokroić swoje dzieło na niewielkie krążki, które bez problemu można wsunąć do ust i zjeść za jednym zamachem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ucieszyła się, że dobrze go rozpoznała. Zawsze wydawał jej się miły więc dobrze jej zrobi towarzystwo kogoś, kto nie ma zamiaru skakać jej do gardła bo postawiła zbyt ostre granice jeśli chodzi o interesy. -Cześć, miło widzieć, że zaprosili kogoś kto zna się na rzeczy- uśmiechnęła się do niego i nalała stojącej na blacie wody do szklanki.
-Zgraja głodnych biznesmenów pewnie jeszcze trochę tam posiedzi- wskazała drzwi widoczne po drugiej stronie korytarza. - Ale ja sama jestem prawie tak głodna jak ich cała ferajna. Myślę, że to całkiem mocny argument, teraz już się nie wywiniesz- uśmiechnęła się lekko przechylając się i podglądając mistrza w pracy. - Długo już czekasz na naszą przerwę? Może jak już się najem to wyciągnę pozostałych żebyś nie musiał siedzieć tutaj całą noc? Pewnie masz ciekawsze rzeczy do roboty- zaproponowała zerkając na telefon. Było już dość późno, a czuła w kościach, że nie wyjdą stąd przez kilka dobrych godzin. Ona wolała być gdzieś indziej, a jego było jej dwa razy bardziej szkoda, zdecydowanie. No chyba, że płacili mu za godzinę, wtedy mogła go trzymać do rana.
  • you are my lobster

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • — 24
Rzekomo sięgnięcie dna jest dość zdrowe od czasu do czasu, jeśli robi się to dość umiejętnie. Co prawda wystarczyło kilkanaście dni spędzonych w ciszy, by Gabe dostrzegł, że w jego życiu nie zdarzyła się tak naprawdę żadna tragedia, ale zdecydowanie tego wszystkiego potrzebował. Nawet jeśli zachował się dziecinnie i nieodpowiedzialnie, wszystko zaczęło wracać już stopniowo do normy. Wiele musiał przy tym naprawić, co niejednokrotnie okazywało się przerastającym jego siły zadaniem, ale dawał radę. Nie panikował już. Pracę w Kalifornii odrzucił. Jedyną zmianą, dość poważną, jaka zagościła w jego życiu, było powolne wycofanie się ze spraw rozwodowych; nie biorąc już nowych, przerzucał się na inne — póki co próbując w różnych zespołach, często tylko pomagając. Chciał znaleźć taką dziedzinę, której wierny mógłby pozostać przez kolejne lata; taką, która pozwalałaby się mu poczuć lepiej. Tak żeby to noszone znamię prawnika, zaczęło go w końcu napawać dumą. Naturalnie przy tym wszystkim poświęcał zero myśli Fitzowi, co nie okazało się aż tak ciężkim zadaniem. Ku powodzeniu tej misji musiał ograniczyć kontakt z Marianne, ale i to nie sprawiło mu problemów. Wiedział po prostu, że zmuszony byłby wyjaśnić jej, co właściwie wydarzyło się na sali sądowej, a nie miał na to siły. Nie po tamtej rozmowie, którą z Wainwrightem odbył i która do dzisiaj go prześladowała. W każdym razie, należało wydorośleć w końcu. W związku więc z nową sprawą, do której nieco bardziej musiał się przygotować, poprosił Mari, by w piątkowy wieczór została z nim po godzinach. Mimo wszystko, mimo braku jej doświadczenia, potrzebował jej pomocy — przy ustalaniu linii obrony często przydaje się zdanie drugiej osoby, a on wierzył, że Chambers gotowa była mu podsunąć kilka niezłych pomysłów. Od rana pracowali co prawda osobno, zajmując się innymi kwestiami, ale już wtedy zapowiedział jej, że przygotuje jej w biurze obiad w ramach podziękowań i zaraz po nim zajmą się sprawą razem. To naturalnie było wskazaniem, że kończy już z tymi unikami; był przy tym wszystkim wdzięczny jej niesłychanie, że nie narzucała się, że szanowała to, że potrzebował się na moment wycofać. Gdy wybiła już osiemnasta, Gabe pożegnał kilku współpracowników i sam udał się do pustej już kuchni, gdzie faktycznie zaczął przygotowywać jakieś proste danie. Nie panowały tu zbyt dobre warunki, by w tej kwestii zaszaleć, ale zawsze to coś, prawda. Coś tam krojąc (pomóż mi i wymyśl, co tam może gotować, ok) odwrócił się, gdy Mari wkroczyła do pomieszczenia. — Kylie ma u siebie wino, pozwoliła nam ukraść dwie butelki. Przyniesiesz? — spytał z uśmiechem, bo zdecydowanie alkohol był im potrzebny, skoro pewnie wiele kwestii miał jej wyjaśnić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- trzydziesta druga - Z początku, gdy zauważyła, że Gabe'a jest jakby mniej w jej życiu, naprawdę się zmartwiła, ale później zgrało się to z jej własnymi zawirowaniami i czas jakoś tak naturalnie leciał, mimo, że nie rozmawiali ze sobą tyle, co wcześniej. Nie chciała się narzucać, a przejęta własnymi sprawami często chodziła z głową w chmurach. Poza tym dwa razy wzięła zwolnienie, aby udać się na badania, więc próbowała tłumaczyć sobie te ostatnie dni milczenia właśnie tym, że zajęci byli innymi sprawami. Przez ostatni tydzień i to, co wydarzyło się między nią, a Jonathanem, już w ogóle nie wiedziała, kiedy czas jej uciekał, więc chyba dopiero w chwili, w której Gabe zapytał, czy zostanie po godzinach, dotarło do niej, że jest piątek. Naturalnie się zgodziła, a też nie ma co ukrywać, perspektywa spędzenia z przyjacielem czasu sam na sam wydawała jej się niezwykle kusząca, bo nagle zaczęło do niej docierać właśnie to, jak dawno nie mieli chwili porozmawiać swobodniej. Nie, żeby zamierzała się migać od pracy, nic podobnego nie miało miejsca. Specjalnie też w przerwie na lunch wyszła zrobić zakupy, które zaplanowała zrobić po pracy, ale niestety ta wycieczka przyczyniła się do pogorszenia jej nastroju i sto osiemdziesiąt stopni. Skąd mogła wiedzieć, że w tak krótkim czasie, w którym zdecyduje się uzupełnić nieco zapasy spożywcze, wpadnie, a raczej zobaczy z daleka Mandy i Jonathana? Do kancelarii wróciła więc nieco struta, stale karcąc siebie za roztrząsanie tego, co widziała i szczerze liczyła na to, że praca i posiłek spędzony z Gabe'em pozwolą jej zapomnieć o nieprzyjemnych myślach. Pewnie przez to też ucieszyła się na wzmiankę o winie, bo rzeczywiście potrzebowała procentów.
- Okey, przyniosłam - oznajmiła całkowicie zbędnie, gdy wróciła już z butelkami do kuchni, przywdziewając na twarzy nieco wymuszony, ale całkiem wiarygodny uśmiech. - Pomóc ci w czymś? - zagadnęła zaraz, zatrzymując się przy blacie, przy którym Gabe kroił warzywa do jakiejś smakowicie zapowiadającej się pasty (makaron to zawsze dobra opcja). Tu wypadałoby napisać, że przez swoje nastawienie nie miała apetytu, ale nie ma co ukrywać, nadal była człowiekiem, który za dobre jedzenie jest w stanie umrzeć, więc i teraz na sam widok poczuła ssanie w żołądku.
- Cieszę się, że mi to zaproponowałeś - przyznała po chwili, po części dlatego, że wolała unikać ciszy, a po części dlatego, że naprawdę sprawił jej tym sporą przyjemność. - Ostatnio wydawałeś się być nieobecny - trochę przyganiał kocioł garnkowi, ale trudno. - Coś się stało? - dodała po chwili, jednak nie planowała za bardzo naciskać, ani go osaczać. Każdy miał swoje sprawy, ale co tu dużo mówić, chciała, żeby wiedział, że w razie czego chętnie mu ze wszystkim pomoże. Na pewno jednak nie pomogłoby mu, gdyby zadając te pytanie, wgapiała się w niego przenikliwie, więc otworzyła w tym samym czasie szufladę, szukając korkociągu. Przynajmniej przyda się do otwierania wina, a to już dobry początek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet jeśli te dni przepełnione ciszą były wyłącznie efektem przymusu, bo Gabe naprawdę tej przerwy potrzebował, nie zmieniało to faktu, że przyjacielem był dość kiepskim. Jasne, każdy potrzebuje się niekiedy wycofać, pomilczeć i zająć sobą, ale gdy nawiązuje się z kimś trwałą znajomość, bycie egoistą nie jest dobrym wyjściem. Bo ma się przecież zobowiązania wobec innych. Tak więc Hargrove powinien był się wytłumaczyć jakkolwiek, by przypadkiem Mari nie pomyślała, że jest czemukolwiek winna; powinien też odrzucić na bok te własne zmartwienia, które były po prostu wytworem użalania się nad sobą i tak raz, dla odmiany, skupić się na niej. Nie wiedział w końcu nadal, jak mijają jej te dni w Seattle, czy już się tu odnalazła, czy miała jakieś interesujące historię w zanadrzu.
— Nie, zgodnie z zakładem miałem ci coś przyrządzić, tak? No więc możesz tylko siedzieć i podziwiać, ale lepiej miej też gdzieś pod ręką gaśnicę — zaśmiał się, chociaż akurat gotował całkiem nieźle, bo niegdyś po prostu zmuszony był się tego nauczyć. Skoro jednak jego głowę zaprzątało tak wiele myśli, na wszelki wypadek lepiej było przygotować się na to, że tak prostym daniem i tak podpali biurową kuchnię. Lub zrobi cokolwiek innego, równie głupiego. — Po tym, jak zwolniłem Carrie trochę się boję zaufać komukolwiek innemu — przyznał szczerze, wzdychając przy tym lekko. Skoro praktykantka, którą wziął pod swoje skrzydła tak bardzo namieszała w prowadzonej przez niego sprawie, Gabe był pewien, że zrobić mógłby to ktokolwiek inny. Tylko nie Mari, która zdecydowanie zbyt dobra była dla tego świata. Miał tylko nadzieję, że Chambers nie należy do tej grupki w kancelarii, która pokątnie krytykuje go za to, że Carrie faktycznie z jego winy straciła pracę. Tak jakby z jego winy. — No wiesz, ta sprawa Rae… — odparł, skupiając się już tylko na przyrządzanej potrawie, bo bał się, że Marianne zbyt wiele informacji z niego wyciągnie. A o tę sprawę miała prawo być zła przecież, skoro powtarzała mu, że nie chce jakkolwiek Fitzowi zaszkodzić — tymczasem mimowolnie znalazła się w zespole, który sprawił, że z mężczyzny zrobiono potwora. — I takie tam, inne — dodał trochę ciszej, jako że nie wiedział nawet, co mógłby jej tak właściwie powiedzieć. I jak to wyjaśnić. Nazbyt się wszystko po prostu skomplikowało. — A co u ciebie? — odbił pałeczkę, podając jej korkociąg, który odnalazł prędzej niż ona. I dopiero wtedy na nią spojrzał, nieco zmartwiony, bo dostrzegł, że mimo tych uśmiechów, coś jest ewidentnie nie tak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie gdyby chciała się na niego obrazić, to z łatwością znalazłaby sobie ku temu powody, jednak doszukiwanie się dziur w całym nigdy nie leżało w jej kręgu zainteresowań. Może nie było to dobre, bo pewnie przez to wiele razy przejedzie się jeszcze na ludziach, ale też nie podejrzewała Gabe'a o to, by mógł się w taki sposób względem niej zachować. Wierzyła po prostu, że miał powody dla których milczał, a skoro teraz sam przypomniał o zakładzie, to kim by była, gdyby nie ucieszyła się z możliwości spędzenia z nim nieco więcej czasu?
- Gdybym miała wymienić, co w Seattle podoba mi się bardziej, niż w Asotin, to gotujący mężczyźni byliby w czołówce - odpowiedziała na jego słowa żartobliwie, bo chociaż żyli w dwudziestym pierwszym wieku, w jej rodzinnym miasteczku nadal istniał bardzo wyraźny podział między zajęciami dla kobiet, a tymi dla mężczyzn. Skoro więc Gabe zdecydował się wziąć na siebie ten posiłek, Mari nie chciała mu za bardzo mieszać. - Och - wymknęło jej się, gdy wspomniał o Carrie. Nie chciała tego brać personalnie, dlatego też postanowiła pociągnąć ten temat dalej, nieszczególnie skupiając się na kwestii zaufania. - Opowiesz mi o tej sprawie więcej? Niewiele wiem, jak mam być szczera - przyznała zgodnie z prawdą. Ludzie plotkowali, wiadomo, ale Marianne nie miała tutaj zbyt wielu przyjaciół, bo nawet jak ktoś z nią rozmawiał, to czuła się, jakby dawno jej do zrozumienia, że nie jest częścią kancelarii. No, ale żalić mu się nie zamierzała, tym bardziej, że teraz było względnie dobrze i liczyła mimo wszystko na przyjemny wieczór w jego towarzystwie. Pokiwała więc spokojnie głową, ale nie była pewna, czy rzeczywiście wie. Wydawało jej się, że Hargrove'a coś mocno męczy, a sprawa Rae... chyba nie powinna, prawda? Ale też nie miała pewności, a wiedziała, że nikt nie lubi, jak mu się wmawia, że wie się, co czai się w cudzej głowie. - Takie inne? - te słowa jednak podchwyciła, przygryzając na moment wargę, aby powalczyć chwilę z sobą. - Gabe, czy to ma może związek z tą osobą..? - no i ostatecznie pozwoliła sobie na to pytanie. Ostatnio o obiekcie zainteresowania mężczyzny rozmawiali przed świętami, a potem... potem Gabe nie zaprosił go na imprezę i nastąpiła ta cisza, więc nagle w głowie Marysi zaczęło układać się to w dość logiczną całość, którą jednak rozbiło pytanie adwokata pod jej adresem.
- U mnie? - zaśmiała się, łapiąc za otwieracz do wina, ale zamiast coś nim otworzyć, zaczęła przekładać go w palcach, ostatecznie kłując delikatnie wnętrze swojej dłoni korkociągiem. - No wiesz - nieświadomie sięgnęła po ten sam zapychacz wypowiedzi, co on. W zasadzie miała gotową odpowiedź na jego pytanie, ale chyba... bała się reakcji kogokolwiek na te rewelacje. - Chyba jestem idiotką, więc trochę standardowo - zaśmiała się, ostatecznie wzruszając ramieniem i w końcu sięgnęła po to wino, żeby faktycznie je otworzyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zbyt często padał ofiarą podobnych pretensji, jasno wskazujących, że nie jest zbyt dobrym przyjacielem. Co prawda akceptując je starał się jakoś zmienić, poprawić, ale prawda była taka, że znacznie go to przerastało. Ciężko jest odpowiadać za wszelkie zło tego świata, podczas gdy nie ma się wcale złych zamiarów. Czy to naprawdę takie niewłaściwe, że potrzebował czasu dla siebie? Że nie należał do grupy tych osób, które przy byle problemie rozpowiadają o nim tu i tam, szukając nie tyle rozwiązania, co po prostu atencji? Z Marianne znali się zbyt krótko, by mógł z pewną śmiałością stwierdzić, że ona jedyna go zrozumie, ale to wszystko, co do tej pory się między nimi wydarzyło, było tego dowodem. Ufał, że nie tylko obrzuci go pretensjami za miniony czas, ale i wysłucha go, bez zbędnej przy tym krytyki. Liczyło się dla niego wsparcie, a nie wyliczanie, co znów zrobił źle.
— O nie, był ktoś przede mną? — zaśmiał się, nieco jednak zaskoczony tym stwierdzeniem. Błędnie zakładał, że Mari potrzebuje sporo czasu na aklimatyzację w tym mieście, a tu proszę, najwyraźniej miała dość sporo historii w zanadrzu. Ciekawość robiła swoje i gotów był zapytać, kto taki jej gotował w takim razie, ale postanowił to odłożyć w czasie. O takich sprawach łatwiej opowiada się już po pierwszym kieliszku wina, zdecydowanie. Zaraz potem wzruszył ramionami, przez chwilę milcząc. Wiedział, że powrót do tej sprawy będzie się za nim ciągnąć przez długi czas, ale i tak ciężko było mu wracać do tego myślami. — Pozwoliłem jej na zbyt wiele, przez co zapomniała, jaka jest jej rola — odparł obojętnym tonem, nawet jeśli nieco żałował, że potoczyło się to w ten sposób. — Williams, który został powołany na świadka, nie został odpowiednio sprawdzony. No i trochę dlatego, a trochę z innego powodu, odsunąłem go od sprawy. Tylko że Carrie stwierdziła, że dzięki jego zeznaniom sprawa od razu dobiegnie końca i kancelaria wygra. Nie Raelynn, Carrie myślała tylko o sobie — opowiedział, ciesząc się, że może się podczas tego skupić na gotowaniu, unikając spojrzenia Mari. — Więc Williams zeznawał, jak widziałaś i potem dopiero zorientowaliśmy się, że cały czas kłamał. I ktoś musiał za to odpowiedzieć — dodał nieco ciszej, zastanawiając się, czy Mari podzieli teraz zdanie większości pracowników kancelarii, że to on powinien ponieść konsekwencje, a nie niewinna praktykantka. Nieco było to wszystko skomplikowane, ale liczył na to, że Marianne nie będzie zadawać zbędnych pytań. — Naturalnie nikt nie chciał się do tego przyznać, więc powiadomiłem sędziego i Williams został zdyskredytowany. I teraz kancelaria nazywana jest cyrkiem, ale lepiej, że wyszło to od nas, a nie podczas jakiegoś końcowego dochodzenia. Pomyśl co by się stało, gdyby Moore odkrył, że korzystamy z nieprawdziwych materiałów — warzywa syczały gniewnie na patelni, makaron leniwie bulgotał w garnku, a więc z niechęcią podniósł w końcu wzrok na Marianne, obawiając się nieco jej reakcji. — No tak. Ma — odparł krótko, uśmiechając się przy tym dość krzywo. Pewnie lepiej by się poczuł, gdyby mógł komukolwiek o tym wszystkim opowiedzieć, ale już pomijając okoliczności, nie był po prostu przyzwyczajony, by z ludźmi dzielić się tak prywatną częścią swojego życia. Odwrócił się więc, by wylać wodę z garnka, ale obejrzał się na nią i wywrócił oczyma. — Ciężko w to uwierzyć, Mari — zaprotestował z uśmiechem, skupiając się potem na tym, by prawidłowo odcedzić makaron z nadmiaru wody. — Coś się stało? — spytał, nawiązując do jej wyznania. Bo przecież musiała mieć powód, by określić się tak przykrym epitetem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak tak teraz o tym myślała, to w swoim życiu nie miała za wielu przyjaciół. To znaczy... było pełno osób z którymi się dobrze dogadywała i trzymała w Asotin, bo przecież jak na dłoni było widać, że towarzyska z niej osoba, ale jednak... nie umiała wskazać kogoś na tle tych osób, kogo łączyłoby z nią coś wyjątkowego. Taka książkowa przyjaźń, o której tyle się słyszy. Pewnie powodem tego był fakt, że w rodzinnej miejscowości wszyscy mieli już dość jej opowieści o wyprowadzce do większego miasta i mało kto tak naprawdę potrafił zrozumieć jej marzenia. W Seattle ludzie byli inny, a przynajmniej tak wyglądało to na podstawie niedużego doświadczenia Marianne. Wydawali się... nie mieć problemu z tym, że ktoś może się od nich różnić. Wiadomo, na pewno jest też sporo osób, które miałyby z tym problem, ale póki co Chambers miała duże szczęście i dlatego tak jej zależało na znajomości z Gabe'em.
- Tak się złożyło - odpowiedziała, samej się uśmiechając, chociaż gest ten był nieco wymuszony, bo wraz z tą odpowiedzią w głowie Marianne pojawiły się nieprzyjemne wspomnienia. Wolała się skupić na opowieści Hargrove, tym bardziej, że wolała poznać ją z pierwszej ręki, a nie z pokątnych plotek. Kiwała od czasu do czasu głową, wszystko uważnie analizując. Nie była mistrzynią takich sytuacji i raczej nie planowała udawać, że tak jest. Poza tym nie chciała popełnić jakiejś gafy, swoim nieco prostym podejściem do życia. - Jej - odezwała się w końcu, delikatnie drapiąc się po skroni, by ostatecznie przedłużyć ten ruch i założyć jakiś niesforny kosmyk za ucho. Przygryzła jeszcze na moment dolną wargę, bezwiednie podrygując przy tym nogą, ale w końcu dała za wygraną. - Nie rozumiem - przyznała się, trochę żałując, że nie mogła zaskoczyć go jakąś wnikliwą analizą i kilkoma interesującymi wnioskami. - Nie popełniłeś błędu, więc dlaczego ludzie mają do ciebie pretensje? - dopowiedziała, bo być może wcześniejsze stwierdzenie było zbyt ogólne. Nie lubiła takich sytuacji. Jak na to nie patrzyła, wydawało jej się to strasznie niesprawiedliwe. - Wiesz... ja niewiele wiem o tym waszym prawniczym świecie, ale trochę tak... zauważyłam, że jak już ktoś skończył studia prawnicze, to ma się za obieżyświata, który wszystko potrafi. Z tą Carrie musiało być podobnie, ale no nie wiem... mnie nauczono, że za błędy się płaci i to raczej stara, jak świat prawda, więc trochę nie rozumiem, czemu ludzie mają do ciebie pretensje - skończyła na wydechu, opierając biodra o krawędź blatu i splatając ręce pod biustem. Naprawdę, w tym miejscu ludzie mieli tyle pracy, a jednocześnie znajdywali zaskakująco dużo czasu na plotkowanie. Zaraz jednak spuściła znacząco z tonu, bo o ile zaaferowana była jego wcześniejszą opowieścią, o tyle zdawkowa odpowiedź na jej pytanie jeszcze bardziej ją przejęła. Nie chciała wychodzić na nachalną, ale skłamałaby mówiąc, że jej to nie interesowało. - Chciałabym zapytać, ale nie wiem, czy tego chcesz - zdecydowała się postawić na szczerość, w której chyba czuła się najpewniej, mimo, że nie zawsze inni mogli to dobrze odbierać. Taki paradoks. Zawiesiła się też na tym, jak sprawnie radził sobie z tym makaronem, więc na moment odpłynęła, by ponownie zostać ściągniętą na ziemię jego głosem. Tym razem to ona uśmiechnęła się krzywo, bo chociaż jego słowa były miłe, to nie była pewna, czy słuszne. Naprawdę uważała siebie za idiotkę. - Tak... chyba... sama już nie wiem - zamieszała się w tym, chowając na chwilę twarz w dłoniach. Chciała tak bardzo się tym z kimś podzielić, a jednocześnie bała się bycia ocenianą i też tego, że będzie się komuś narzucać z problemami, które innych nie obchodzą. - Jezu, próbuję to sobie jakoś sformułować w głowie i brzmi, jakbym była strasznie puszczalska... ale no, powiedzmy, że jest ktoś z kim mnie nieco poniosło i chyba ostatecznie pomyliłam się co do tej relacji - westchnęła, a skoro już w międzyczasie uporała się z winem, to pozwoliła sobie na pociągnięcie łyczka z własnego kieliszka, bo rzeczywiście tak było łatwiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On sam nieustannie padał ofiarą własnej naiwności; tak prędko określając niektóre relacje mianem przyjaźni, przekonywał się, że ludzie są bezlitośni i nazbyt egoistyczni, by podobne więzi budować. Owszem, sam nie był bez winy, ale ponoć ludzką domeną jest błądzić. Co innego zrzucać winę wiecznie na kogoś, nie pomyślawszy o tym, że najpierw należałoby odnaleźć ją w sobie.
Nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie. Miał wyłącznie przypuszczenia, to wszystko, bo nikt nie połasił się o to, by szczerze z nim porozmawiać. Nawet jeśli jednak cała ta sprawa była uwłaczająca, Gabe wiedział, że postąpił właściwie. A wszelkie te pretensje były dość naturalną konsekwencją przebywania po prostu wśród ludzi, bo gdziekolwiek nie odnalazłby pracy, z całą pewnością doświadczałby tak samo dziecinnych przepychanek. — No wiesz, może ci się tylko tak wydawać, bo widzisz to z mojego punktu — zasugerował nieśmiało, woląc, by w razie czego ona jedyna była z nim szczera. Nawet jeśli miało się to mu nie spodobać, bo niczego tak nie znosił, jak przeklętej obłudy. — Tak, cóż, to chyba największy minus tego miejsca. Każdemu marzy się wielka kariera, szybki awans i objęcie stanowiska kogoś, kogo do niedawno nazywało się przyjacielem — krótki śmiech był próbą zdystansowania się do tego, bo jednak już od niemalże dziesięciu lat wiedział, jaka atmosfera panuje w kancelariach. Tyle że jak dotąd wszelkie problemy go omijały, a on po raz pierwszy raczony był taką nienawiścią. — No i ludziom nie podoba się, że mój ojciec wtrąca się w losy kancelarii — dodał zdawkowo, bo historia ta wymagała jednak większej ilości przesłanek, których jednak nie miał teraz ochoty wyjawiać. Co prawda nigdy tak naprawdę nie był ku temu dobry moment, bo rozmowy o rodzinie zawsze wprowadzały go w przykry nastrój, ale wierzył, że kiedyś będzie w stanie podzielić się tym wszystkim z Marianne. Tym bardziej, że wielokrotne próby dyskusji na ten temat z kimkolwiek innym kończyły się zawsze niezrozumieniem i jego irytacją; pojęcia nie miał, dlaczego ludzie twierdzili, że jego rodzice są cudowni. Sam nie mógł się za to doczekać, aż oficjalnie zostanie przez nich już wydziedziczony, zgodnie z ich obietnicami. — Wierz mi, byłoby naprawdę miło w końcu z kimś o tym porozmawiać. Tylko że... chyba nie do końca mogę, bo... — chwila zwątpienia niemalże zmusiła go do kompletnej szczerości, jako że zapomniał na sekundę, kim jest Marianne. I ufał jej, oczywiście, wierząc przy tym, że nie pobiegłaby z usłyszanymi rewelacjami do Raelynn, ale... Nie chciał jej stawiać w niekomfortowej pozycji. Tym bardziej, że to wszystko byłoby raczej dość sporym szokiem, prawda? Bądź co bądź, Mari znała Fitza dłużej niż on. — To ktoś z pracy, no i wiesz — wybrnął jakoś z tego, nie do końca kłamiąc. Uśmiechnął się przy tym dość zażenowany, jak zawsze, gdy temat ten wypływał. Dobrze więc, że i ona miała w zanadrzu jakąś historię, której się wstydziła, bo nie czuł się dzięki temu osamotniony w tym wszystkim. Gdyby jeszcze przy tym wiedział, o kogo chodzi... — Daj spokój, może tam w Asotin to faktycznie coś szokującego, ale nie tutaj — zaśmiał się, trochę uznając za urocze to, że podchodziła do tych spraw w ten sposób. — Pomyliłaś? W jakim sensie? — dopytał zaraz, sam też kosztując wina, dość odważnie zakładając, że wcale im ta praca dzisiaj już nie wyjdzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozumiała co miał na myśli, ale i tak ze zdecydowaniem pokiwała przecząco głową, chcąc w ten sposób zakomunikować, że nie do końca się z nim zgadza.
- Może nie znam ciebie od lat, ale to co wiem, wystarczy, abym wiedziała, jakim jesteś człowiekiem - odparła, bo i dobrze, znała tą sytuację tylko, z jego strony, ale przecież gdyby Gabe był niesprawiedliwym i podłym szefem, to pewnie Marianne nigdy by tutaj nie było. Po prostu nie chciała wierzyć w to, że te przebrzydłe plotki miałby pokrywać się z prawdą. - Dzięki temu nasza znajomość jest bezpieczna, ja i tak nie mam szans na twoje stanowisko - zaśmiała się jeszcze, bo nie chciała, aby ich spotkanie było zbyt ciężkie. Mili się nieco wyluzować... to znaczy byli w pracy, ale Mari wierzyła, że uda im się nieco odetchnąć. Skrzywiła się też na wzmiankę o ojcu, bo o rodzinie Gabe'a nadal niewiele wiedziała, poza tym, że na pewno byli to ludzie wpływowi, a jego siostra nie żyła. Trudno było jej też odnosić się do takiego tematu, bo sama przyszła na świat w bardzo prostym domu. - Ech... niech się gonią - skwitowała nieładnie, ale zgodnie z własnymi przekonaniami i pociągnęła łyczek wina. - Nie odpowiadasz za swojego ojca - zauważyła jeszcze, kiwając głową na boki, bo naprawdę nie mieściło jej się to w głowie. Niby dorośli ludzie, a jednak zachowywali się, jakby walczyli o foremki w piaskownicy. O wiele bardziej chciała porozmawiać o sprawach uczuciowych Gabe'a, wierząc, że coś się w nich wyklarowało. Chciała też okazać mu swoje wsparcie, ale przy tym rozumiała, ze nic na siłę nie powinna na nim egzekwować. Dlatego też, mimo, że nie ucieszyło ją to, co usłyszała, pokiwała głową ze zrozumieniem. - Cóż, zawsze możesz mówić bezosobowo, ale... rozumiem. Po prostu chcę, żebyś wiedział, że w razie czego pomogę, wysłucham, może dam jakąś radę... wiesz, w sumie przez lata byłam narzeczoną, więc mam doświadczenie - znów spróbowała sobie zażartować, by nie wkradła się między nich zbyt ponura atmosfera, ale chyba ta cały czas się czaiła po kątach. Z jednej strony zrobiło jej się miło, gdy ją uspokoił, ale z drugiej... no właśnie, to nie Asotin. Właśnie dlatego nie potrafiła się odnaleźć w pewnych kwestiach. Chwilę wahała się, bo mówienie o takich sprawach i dla niej nie było czymś znanym, ale ostatecznie tak strasznie jej to ciążyło. - Bo my... wiesz, zaprosił mnie na kolację tydzień temu, potem... no, zostałam na noc i myślałam, że było wspaniale, ale powiedział, że musi wyjechać na tydzień i... dzisiaj widziałam go na mieście, obściskującego się z kobitą na przywitanie - wyrzuciła z siebie na wydechu. No, może obściskiwanie się to hiperbolizacja, ale była skrzywdzona, tak? W dodatku poczuła, jak się rumieni. - O swoją drogą... ta kobieta to Mandy, a on to... - zawahała się, przygryzając dolną wargę. - Rae by mnie zabiła, gdyby wiedziała kim jest - jęknęła przerażona, chowając twarz w dłoniach. To znaczy... czy kuzynka by ją zabiła? Najpewniej nie, ale w głowie Marysi tak właśnie to wyglądało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był jej wdzięczny. Za to co mówi, że go nie osądza, że stara się zrozumieć. Może mydlił sobie oczy tego typu przyjaźnią, bo rzekomo tylko brutalna szczerość jest w stanie człowieka zmotywować do działania, ale dość miał już znajomości, które zbudowane zostały w oparciu o takie toksyczne założenia. Odpowiedział jej więc uśmiechem, bo potrzebował usłyszeć tego typu zapewnienia — nawet jeśli wiedział przy tym, że i tak w tej sprawnie mocno zawinił. Sam jednak jeszcze jako praktykant nie miał wcale taryfy ulgowej, więc nie uważał wcale, by zwolnienie Carrie miało jakkolwiek zniszczyć jej życie. Takie sytuacje się przecież zdarzają, nie ma nad czym ubolewać. — Jesteś pewna? Chętnie bym ci oddał moje stanowisko, mam już dość tych wszystkich rozwodów — lub konkretnego. Jednego. Nie pogniewałby się jednak, gdyby faktycznie każdy przestał mu wciskać tylko sprawy rozwodowe, bo o ile było to do pewnego momentu zabawne, tak zaczęło już być potwornie uciążliwe. Nawet jeśli pod względem finansowym było jak najbardziej opłacalne. Tradycyjnie też postanowił porzucić już temat rodziny, bo naprawdę o tej jednej kwestii nie był w stanie debatować spokojnie. Napił się za to wina, żałując niezwykle, że Mari Fitza zna, bo naprawdę wolałby jej szczerze o wszystkim opowiedzieć. I poznać zdanie na ten temat, jako że przez minione wydarzenia był dość mocno zagubiony i niepewny wszystkiego. — No tak, tylko że... Chodzi o to, że ciężko w ogóle stwierdzić czym jest ta relacja, wiesz? Bo czasem wygląda to na przyjaźń, a czasem... Ale teraz pewnie i tak mnie nienawidzi, bo popełniłem spory błąd — prawdopodobnie mówił za dużo. Prawdopodobnie powinien był wymyśleć jakąś inną podstawę tej znajomości, lekko się tylko wiążącą z historią prawdziwą. Tyle że nie był w stanie kłamać aż tak. I uznał, że jeśli Mari domyśli się wszystkiego sama, to trudno, coś na to poradzą. Nie dziwiło go przy tym wszystkim to, że w tej ich rozmowie kryły się jakieś niezręczności, bo po raz pierwszy zdecydowali się poruszać tak prywatne tematy. — Zdefiniuj obściskiwanie, bo może to po prostu nieporozumienie, co? — ciężko było mu to jakkolwiek skomentować, skoro niewiele wiedział. I co prawda miał nadzieję, że historia ta nie skończy się dla Marianne źle, tak wiedział jednak, że faceci przecież tacy są. Tylko że nie chciał tak pesymistycznie do tego konkretnego przypadku podchodzić. — Mandy? Mandy która była na świątecznej imprezie? Moja Mandy? — zupełnie nie spodziewał się usłyszeć w tym przypadku tego imienia, więc wpatrywał się w Marianne z dość dużym zdziwieniem. — Słuchaj, ona nie jest taka, ona... kogoś ma, więc... no chyba że... — próbował jakoś zrozumieć to wszystko, ale wciąż — za mało o tej sprawie wiedział. A potem jednak pojawiła się informacja, na którą w ogóle nie był przygotowany, więc nie tylko zakrztusił się winem, którego niepotrzebnie upił łyk, ale i rozlał jego zawartość dookoła. W tym na siebie, ale kto by się martwił plamami, prawda. — Kto? — dopytał z oburzeniem, bo nie podobało się mu wcale wskazanie, że Rae by ją zabiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wychodziła z założenia, że jak będzie potrzebna bezwzględna szczerość, to po nią sięgnie, ale póki co nie było takiej potrzeby. Najwyraźniej oboje i bez tego mieli sporo problemów, wiec po co sobie dokładać, przyjaciele raczej powinni się wspierać i dodawać sobie energii, czy coś w tym stylu. - No i co ja z tymi rozwodami bym zrobiła? - parsknęła śmiechem, kręcąc przy tym głową. - Dopiero co uczę się tego, jak ubierać się do sądu, więc nie rozpędzaj się - zażartowała sobie, bo przecież wiedziała, że nie mówił poważnie i też nie wstydziła się tego, że w życiu nie poradziłaby sobie na jego miejscu. Nie było co ukrywać, nie miała wykształcenia, wiedzy, ani chyba odpowiedniej psychiki, bo z jej lekkim podejściem, pewnie często ponosiłyby ją emocje, a to w zawodzie prawnika nie jest najlepszym pomysłem. Poza tym praca nie była teraz najważniejszym tematem do rozmów, bo Chambers doskonale widziała, że z Hargrove dzieje się coś niedobrego. Ewidentnie coś mocno mu ciążyło i naprawdę gdyby mogła, ulżyłaby mu z tym od razu, ale musiała być przecież delikatna. - Rozumiem... To chyba już tak jest, gdy nam zależy, wszystko się komplikuje - podzieliła się z nim swoim niezbyt odkrywczym przemyśleniem, które przy okazji też dobie samej mogłaby powiedzieć. - No, ale co to za błąd? Jestem pewna, że uda się temu jakoś zaradzić - posłała mu pocieszający uśmiech, chcąc dodać mu nieco otuchy. Trudno było tak na oślep rzucać radami, więc o ile nie wypytywała kim jest ten człowiek, o tyle chociaż nieco lepiej chciała poznać ogół całej tej sytuacji. No, ale najpierw musiała wrócić do widoku z dzisiejszego dnia, w którym główną rolę odgrywał Jonathan. Póki co miała mu do powiedzenia niewiele, ale pewnie już dwa dni po tej rozmowie napisała do Gabe'a, że Mandy spędziła u Wainwrighta weekend, bo komu, jak nie jemu miała się poskarżyć? No, ale... idźmy jedną linią czasową. - No może obściskiwali się to za wiele... ale podjechał pod nią, wysiadł, pocałowali się w policzki, przytulili, wsadził jakieś jej rzeczy do samochodu i pojechali... a miało go nie być - powiedziała to wszystko nieco chaotycznie, bo wiedziała, że może nie brzmieć to zbyt przekonująco, ale ona bardzo poważnie do tego podchodziła i jej obawy nie wzięły się znikąd. - No najwyraźniej nie taka twoja - jęknęła też, bo nieco przytłoczyło ją to ożywienie Gabe'a. Może nie tyle ożywiło, co zestresowało, bo przecież i tak czuła się już dość niepewnie. Chciałaby wierzyć, że nie jest taka i kogoś ma, może nawet to nieco uspokoiło Mari, ale z kolei to, jak Gabe się oblał winem na nowo wywołało w rudowłosej nerwy. Nieco trzęsącą się dłonią poprawiła pęknięte okulary, teraz już nieco żałując, że powiedziała za wiele. Czy Gabe będzie zły? Prowadził sprawę Rae, a Mari była jego asystentką, która nie powinna być jeszcze bardziej osobiście w to wszystko zamieszana, a poszła przecież do łóżka z bratem Fitza i pewnie Gabe też ją za to zabije. Tak, mocno dramatyzowała, ale miała do tego skłonności, dopowiadając sobie zbyt wiele. - Jezu, wiem, że nie powinnam, ale było wino i było miło i ja sama nie wiem kiedy - zaczęła się głupio tłumaczyć, zamiast przejść do rzeczy, jak dziecko, które chciało najpierw wyjaśnić, że nie wiedziało, że deser można zjeść dopiero po obiedzie. - Błagam, ty jeden mnie nie potępiaj - jęknęła też zaraz. - Być może... - znów mieszała. - Tak się złożyło, że... jakimś cudem po prostu... nazwisko Rae i tego kogoś... brzmi tak samo... jeszcze... - zwiesiła głowę, wyłamując sobie palce ze stresu. Nie wiedziała, co właściwie się właśnie wydarzyło, ale po prostu stres wziął nad nią górę, tym bardziej, że nikomu o tym nie mówiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Doprawiwszy uprzednio przygotowany makaron, rozłożył go w końcu na dwa talerze i z uśmiechem podał jej jeden z nich. Dolał także do kieliszków wina, bo znikało w prędkim tempie i zaśmiał w końcu na jej słowa, uznając, że nie zdradzi jej wcale, że te jej stroje pozostają dla niego niezauważalne. O innych sprawach w końcu myślał, gdy zajęty był pracą. — Wiesz, to nie jest wcale takie ciężkie. I na początku naprawdę dość mocno to bawi — przyznał, nawet jeśli nie powinien. Bo stojąc po drugiej stronie, jako baczny obserwator, każdy rozwody uważał pewnie za coś strasznego; przykrą decyzję, dzielącą rzekomo zgrane rodziny. Niestety Gabe widział w tym już tylko komizm, nic ponad to. Specjalnie zaraz potem zajął się jedzeniem, by przez moment mieć czas na przemyślenie tego wszystkiego. To znaczy, ile mógłby jej powiedzieć, by przypadkiem odpowiednio faktów nie połączyła. Prawda była jednak taka, że już dawno temu Marianne mogła te jego opowieści związać z Fitzem. — Chyba najbardziej mnie wkurza to, że nic nie wiem tak naprawdę. I boję się przekroczyć jakąś granicę — poskarżył się dłubiąc widelcem w makaronie, wzdychając przy tym cicho. Czuł się lepiej, gdy omijał tego typu sytuacje. Żył chwilą, bez uganiania się za jedną, konkretną osobą. Nie miał pojęcia kiedy i dlaczego jego życie zmieniło się tak drastycznie. — Powiedział mi coś... eee... w sekrecie, a ja... No, trochę go w tej kwestii zawiodłem — jakie to proste, zerknąć na sprawę rozwodową Rae i połączyć te wszystkie kropki ze sobą. Dobrze, że chociaż Kylie znała prawdę, bo z całą pewnością w końcu by zwariował. — Rozmawialiśmy o tym, bo wiesz, zamierzałem przeprosić, a zamiast tego naopowiadałem mu jakieś głupoty — wzdrygnął się na samo wspomnienie tamtej chwili, kiedy to zupełnie utracił nad sobą panowanie. Tak bardzo źle mu było po tym wszystkim, ale wiedział, że nie ma prawa i za to przepraszać — to znaczy, nie teraz, nie tak desperacko. Niektóre sprawy potrzebują czasu, niestety. — Może to jego siostra? Kuzynka? Jakaś nagła sprawa, przez którą nie miał czasu się z tobą skontaktować? Pytałaś go o to? Powinnaś — był przekonany, że poznałaby kłamstwo; w takich sytuacjach łatwo jest wydobyć z kogoś prawdę. — Wolałem tego nie mówić, Mari, ale czy w ogóle... umawialiście się na wyłączność? Bo jeśli nie, to... — jasne, było to przykre, ale w ten sposób funkcjonował świat. Niewiele znaczyła więc jedna wspólnie spędzona noc, jeśli nie padły przy tym jakieś deklaracje. W każdym razie nie śmiał uwierzyć w obecność Mandy w tym wszystkim. Mógł mieć do niej pretensje, ale nie pozwoliłby nikomu jej jakoś obrazić. — Powtarzam ci, że nie jest taka. Musiałaś coś źle zrozumieć, Mari — przecież miała Lance’a, miała własne dramaty i była ostatnią osobą gotową do jakichś romansów. Przynajmniej ta Mandy, którą on znał — kto wie, może przez te lata ciszy zdążyła się zmienić? Nie zamierzał jednak opowiadać prywatnych szczegółów z jej życia, byleby tylko Marianne uwierzyła w jego słowa — bądź co bądź, nie należał do osób skorych do plotek, tym bardziej gdy w grę wchodził ktoś dla niego ważny. — To zawsze jest alkohol — westchnął, nie zważywszy na to, że teraz sam też zamierza wypić dużo. Nie zamierzał jednak komentować tego do momentu, aż nie padną konkretne słowa, bo wiedział, że jego reakcja może być mocno przesadzona. A pewniezaraz się okaże, że o kogoś innego chodzi, że tak dziecinnie do tego podszedł, że... — Co — wydusił z siebie tylko, gniewnie na nią spoglądając. To nie była jej wina. To była pojebana sytuacja, po prostu. — Nie będę cię potępiać — odparł cierpko, dolewając sobie wina. Nie będzie jej potępiać, ale to koniec tej znajomości, definitywnie. — Długo to trwa? — spytał, wbijając w nią spojrzenie i nie kryjąc wcale, że jednak jakoś ją ocenia.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Law Group Inc.”