WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wiesz - spojrzała na tą jego przystojną buźkę, czemu ona zawsze miała problem z facetami? Czemu zawsze przyciągały ją kłopoty, tacy mężczyźni, jak Wyatt. Wiedziała, że wygląd to nie wszystko, ale aura jaką roztaczał po prostu ją przyciągała i nie mogła się oprzeć tym spojrzeniom, uśmiechom i zadziorności. Cholerny Fitzgerald, wiedziała, że będzie tylko jej problemami. Kolejnymi. A przecież właśnie leczyła się z Jordana, to głupie wchodzić do kolejnej rzeki z nadzieją, że zrobi się lepiej. - Czasem przychodzi do mnie taki Tommy - przygryzła dolną wargę - łobuz jakich mało. Muszę go zszywać przynajmniej dwa razy w miesiącu i jeszcze się nie nauczył, żeby na siebie uważać. Zawsze też przynosi mi czekoladki, raz nawet dostałam od niego kwiatka. Jestem całkiem pewna, że ma jakiegoś crusha - poruszała brwiami zabawnie i zaśmiała się. - Więc jeśli czujesz, że dwunastolatek może być dla Ciebie konkurencją, to faktycznie powinieneś być zazdrosny. Choć ja jestem bardziej dziewczyną od pizzy i tequili - pozwoliła sobie na szept konspiracyjny do ucha Wyatta. Czy to był błąd? Może odrobinkę, bo... ugh, był jej pacjentem i nie powinna się z nim spoufalać. Było jednak już późno, byli sami i może nikt nie zauważy.
- Wybacz, ale nie na mojej warcie - nie zamierzała go wypuścić. Dopilnuje, by poszedł na badania. Znała takich uparciuchów, wystarczyło, że musiała zajmować się dzieciakami, ale dorośli chyba jeszcze bardziej lekceważyli swoje zdrowie. - Więc jeśli przyjęłaby Cię Kate, nie dałbyś się jej sobą zająć? Schlebiasz mi - zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową. Przetarła wacikiem resztki krwi z jego policzka, których wcześniej nie zauważyła i posłała cieplejszy uśmiech brunetowi. - Gotowe - musiała się odsunąć. Ale jeszcze momencik, jeszcze ta ostatnia chwila i zapamiętanie przyjemnego zapachu. Może kiedyś zapyta go, jakich perfum używa, ale na ten moment... no w końcu kiedyś odrzuciła jego propozycję randki. Dlaczego miałaby teraz nagle zmieniać zdanie, jak jakaś desperatka. Czy naprawdę rzucanie się w ramiona kolejnego faceta było dobrym wyjściem? Nie była taka. I już nawet nie chodziło o to, jak inni by ją postrzegali, po prostu nie chciała w ten sposób wykorzystać Fitzgeralda, w jej oczach nie zasługiwał na to, by być reboundem. - Mam weekend wolny - odparła, ściągając rękawiczki i wyrzucając wszystko do kosza na odpady. Wpisała coś do karty, przepisała mu skierowanie na dwa badania i odwróciła się w stronę Wyatta ponownie. Tym razem w bezpiecznej odległości. - Więc jeśli chcesz się krzywdzić, masz jeszcze kilka dni. W piątek popołudniu już mnie tu nie będzie - nie żeby chciała go widywać, bo to znaczyłoby, że jego stan się pogorszył. Ale przecież w inny sposób chyba nie mieliby okazji... ugh, stop, Addie, co Ty w ogóle sobie myślisz. Wywróciła oczami na siebie samą, bo była niemożliwa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzień ten winien był już dawno przejść do historii. Podczas gdy miasto skąpane w nocnej pomroce, łagodnie milkło, wtulając swych mieszkańców w senne objęcia mitycznego Morfeusza, brunet ani myślał zwolnić tempa. Kakofonia wielkomiejskich dźwięków, w akompaniamencie, których przyszło mu rozpocząć niechlubny przemarsz po nierównej powierzchni ulicznego bruku, sprawiała, iż z jego ust raz po raz dobiegały złowrogie bluźnierstwa. Nikotynowy dym, lejące się zewsząd spirytualia i loża przekupnych pochlebców, gotowych wydusić z siebie wszystko, byleby omamić zapatrzonego w siebie narcyza. Jego codzienność, tak, którą nieśpieszno mu było brylować w mediach. Właśnie ona, tak skrzętnie skrywana przed światem, tego dnia wyjątkowo dała mu w kość. Z każdą kolejną minutą czas stał się pojęciem równie względnym co sposób, w jaki krnąbrny aktorzyna definiował relacje międzyludzkie.
Karta sunęła przez terminal równie gładko i nieprzerwanie, co myśli kłębiące się w zatopionej w alkoholowym ferworze łepetynie. Furia ustępowała euforii, co w ostatecznym rozrachunku doprowadziło do bójki. Zawsze taki był. Nieprzejednany, rozjątrzony w gniewie, którego eskalacja była wręcz nieunikniona.
Nieuniknioną okazała się także interwencja służb porządkowych, które to nijak nie zamierzały folgować zapatrzonemu w czubek własnego nosa celebrycie. O brzasku przyszło mu więc celebrować post pijackie zasępienie w murach lokalnego szpitala. Rozcięty łuk brwiowy był z całą pewnością jedną z wielu czekających na niego atrakcji. Splendor był więc żaden, a poczynania Rhetta dalekimi były od wzorowych. Można byłoby pokusić się nawet o stwierdzeni, w myśl którego ten wieczór z całą mocą idących z nim w parze rewelacji, był wręcz książkowym przykładem gwoździa do wizerunkowej trumny, który to każdy z lokalnych pismaków zechce przybić wraz z poranną dawką plotek z życia gwiazd.
Niemniej brunet, póki co wykazywał się typową sobie krnąbrnością i nieprzyzwoicie szampańskim humorem, swym zachowaniem manifestując tylko głębokie zadowolenie z samego siebie. Skrupułów było w nim aktualnie tyle, co płynów do dezynfekcji powierzchni płaskich na pólkach lokalnych marketów jak, więc nie trudno się domyślić Rhett dalekim był od rozpaczy, nad swymi niecnymi postępkami.
Absurdalnym byłoby jednak spekulować, że był w pełni przekonany o własnej nieomylności. W każdym razie nie do końca tak było. Jones najklarowniej rzecz ujmując, po latach bycia rasowym dupkiem i palantem, wykształcił w sobie nadzwyczajną tendencję do usprawiedliwiania samego siebie równie przed innymi co przed sobą samym. Bezrefleksyjne oczekiwanie na szpitalny personel stało się, więc jego jedynym zajęciem, którego to niezmącona powagą osoba Jonesa, trzymała się niczym tonący brzytwy. Nieobecny, zamroczony i z całą pewnością nie taki jakim piszą go filmowe gale.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
31
180

pielęgniarka

swedish hospital

elm hall

Post

O, zdecydowanie. Dzień ten winien był już dawno przejść do historii.
Bo któż to widział dzień, co trwa nie dwadzieścia cztery, ale trzydzieści sześć już godzin, z przerwą tylko na krótki prysznic w łazienkach personelu, dwie drzemki (jedną trzy-, drugą dwie godzinną, więc w sumie - luksus!, jakby wziąć pod uwagę dyżurne normy) i raptem dwa posiłki (lecz jeden tylko ciepły)? Czy to nie było, w gruncie rzeczy... Wbrew standardom? Jakimś. O, właśnie. WBREW JAKIMŚ STANDARDOM?
- Eee, niee... - Phoenix Grace Farrell mruczała sama do się, stawiając wolno stopę za stopą w żmudnym marszu wyślizganym szpitalnym spacerniakiem (czyli od skrzydła B1 do B3, ale przez przełączkę A01, a nie - logicznie by było - przedsionek B2, bo ktoś cały gmach ten wzniósł bez krztyny sensu), i nadrabiając przy tym zaległości w medycznej dokumentacji do przejrzenia - plątaninie karteluszek i karteczek przypiętych do plastikowej podkładki - Zapierdalać, nie marudzić, Farrell.
Zapierdalać, nie marudzić.
Mantra, klątwa, obietnica? Przedśmiertne epitafium zapisane na zapadłym wycieńczeniem licu, które i tak wciąż, cudem jakimś, rozciągało się w kojącym, dodającym otuchy uśmiechu ilekroć pielęgniarka mijała któregoś z kuracjuszy (czy, tym bardziej, przedstawiciela oczekujących na pacjentów rodzin).
Zapierdalać, nie marudzić.
Nie czuć, nie myśleć, nie tęsknić. Krok za krokiem, szew za szwem, wkłucie za wkłuciem. Nie Furia i nie Euforia, a jedynie siostra ich trzecia, niewydarzona: Monotonia. Tak słodka, że aż mdła (jak w grze w wisielca: M _ Ł O Ś Ć, gdzie jakimś cudem tylko "D" pasuje). I przynosząca głupi pokój rozszalałej duszy, która w drgawki wpadała, ilekroć ją tylko zostawić samotnie.
Zasada była prosta - bez Bastiana u boku ["nie widziałam Cię już od tygodnia, lecz widać można żyć... bez powietrza?"] Phoenix Grace Farrell czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej, osobie skrajnie praworęcznej, lewą dłoń - jakoś tak pechowo, że razem z przedramieniem i ramieniem również, aż do barku. Szarp! Szarp! I po tym wahadle długim, śmiesznym. Szarp! I po harpim skrzydle. Ale tak dało się żyć przecież, nie? Nawet i pracować. Tyle tylko, że boli może trochę (bólem fantomowym). I o równowagę jakoś ciężko.
Ale nic to! Zapierdalać, nie marudzić!
Zatem: Praca. Od rana do nocy, od nocy do rana. Praca, praca, praca. Akcja-dystrakcja, rygor może fizyczny, ale dla serca? Cudowny wypoczynek. Bo wreszcie myśleć nie trzeba i czuć też wręcz nie wolno za wiele. I tylko od pacjenta, do pacjenta. Obchód, obchód, zabieg, obchód. Raport, raport, zabieg, raport, obchód, obchód, obchód.
- Yo, Farrell! - Danny McIntyre, najukochańszy jej salowy, zawsze gotów, by ją poczęstować papierosem i przypomnieć, którego pacjenta ma zobaczyć teraz, przydybał brunetkę przy wyjściu z łącznika -Masz chwilę? Bo przywieźli nam faceta, będzie chyba szycie. Ingrid ma przerwę, ja - całe piętro 2.1. do ogarnięcia. Nie zobaczyłabyś go, co? Nic pilnego, raczej się nie wykrwawi, ale może się rzucać. To jeden z tych, wiesz... - Danny ściszył głos do ledwie słyszalnego szeptu i przerysowanym ruchem warg opisał pacjenta: "Ce-le-brytów".
Phoe kiwnęła głową - nie z ogromną chęcią, jakąś, ale bez sprzeciwów. Za te wszystkie papierosy, Danny. Przynajmniej będą kwita.
Poprawiła kołnierz fartucha, odsunęła z czoła opadające na nie zmęczeniem kosmyki ciemnych włosów i poprawiła wysoki koczek schowany pod ochronną siatką, a potem skierowała się pod wskazany jej przez kolegę numer pokoiku.
- Dobry wi... - rzut oka na zegarek, zmarszczenie brwi, wędrówka wzroku do zaczątków świtu za szpitalnym oknem - Dzień dobry, panie... - Teraz łypnięcie na dany jej przez McIntyre'a chwilę temu świstek - Jones?
Och. A to ci niespodzianka.
Wprawdzie niejednemu psu na imię burek (nie jednemu aktorzynie na nazwisko "Jones?"), ale wzrok - choć wycieńczony - nie mylił jej chyba.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| przejmuję lokację bo chyba już mogę

Stanley doskonale wiedział, że praca dyrektora wiązała się w większości z siedzeniem w biurze aniżeli leczeniem pacjentów. Zaakceptował to, tonąc w papierkowej robocie, jednak każdego dnia robił obchód po oddziałach, doglądając, czy wszystko idzie w miarę płynnie, czy pacjenci są zadowoleni i czy jego personel dobrze sobie radzi z powierzonymi zadaniami. Nie było w tym niczego dziwnego - Westbrook zawsze dbał o losy Swedish Hospital, dbał o swoich pracowników i o budynek, starając się zapobiegać wszelkim kryzysom i potencjalnym konfliktom czy katastrofom, jeśli wychwycił ich widmo. Dzisiejszy obchód był raczej spokojny - zaczął od kardiochirurgii, która była najbliższa jego sercu ze względu na fakt, że kiedyś sam był ordynatorem tegoż właśnie oddziału? Tak czy siak, powoli przechodził kolejnymi korytarzami, gdy z izby przyjęć dotarły do niego odgłosy szamotaniny. Westchnął ciężko. Zawsze musiał się znaleźć jakiś niesforny pacjent - czasami na lekach, czasami po alkoholu, innym razem po spożyciu środków psychoaktywnych - który sprawiał problemy. Wkroczył więc do pomieszczenia, zauważając Elenę, która próbowała ogarnąć jakieś proste badanie.
- Wszystko w porządku? - zwrócił się do kobiety, bo domyślał się, że nie było jej łatwo utrzymać w ryzach mężczyzny sporo większego od drobnej przyszłej pani doktor.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[ 1 ] Elena miała za sobą długi i naprawdę męczący poranek. Była na nogach od szóstej i nie mogła liczyć nawet na krótką chwilę wytchnienia. Odkąd tylko pojawiła się dziś w pracy, niemal nieustannie coś się działo. Dzisiejszy dyżur miała odbyć na izbie przyjęć. Z pewnością praca na szpitalnym oddziale ratunkowym miała swoje uroki, ale dla młodego lekarza bez doświadczenia stanowiła ona ogromne wyzwanie. Do tej pory Elena całkiem nieźle odnajdywała się w roli stażystki, choć czekało ją jeszcze mnóstwo nauki. Tak jak każdy miewała swoje wzloty i upadki. Jednak nawet mimo chwilowych trudności, miała silne przeczucie, że znajdowała się we właściwym miejscu.
Kiedy na horyzoncie pojawił się Stan, Elena próbowała uporać się z dość prostym badaniem. Niestety całej sprawy nie ułatwiał jej pacjent, który był nerwowy i strasznie się wiercił. Mężczyzna wlał w siebie zdecydowanie za dużo alkoholu, a drobna Elle nie do końca potrafiła stawić mu czoła. Obawiała się, że będzie musiała poprosić o pomoc kogoś nieco silniejszego. — Tak, wszystko w porządku. Po prostu próbuję okiełznać pacjenta, ale nie jest to łatwe — przyznała i delikatnie zmarszczyła brwi. — Skoro jesteś wolny, mógłbyś mi pomóc? Z pewnością masz więcej siły. Tylko uważaj, bo gość przesadził z alkoholem — z pewnością Stan miał więcej siły, niż filigranowa dwudziestolatka, która mierzyła niespełna sto sześćdziesiąt centymetrów w kapeluszu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kto jak kto, ale Stanley rozumiał doskonale trudy długich dyżurów – sam przez wiele lat pracy w szpitalu je znosił, chociaż teraz zamienił je na nieco bardziej „stabilne godziny”. Mimo to, dość często zostawał do późna, rozwiązując problemy logistyczne i gasząc kolejne pożary, które gdzieś tam na oddziałach niestety się pojawiały siłą rzeczy. W każdym szpitalu zawsze sytuacja była niezwykle dynamiczna i Stan doskonale o tym wiedział. Tak samo zdawał sobie sprawę z tego, że pozostawienie stażystki na oddziale ratunkowym zupełnie samej, w dodatku przy dość agresywnym pacjencie było totalnie nieodpowiedzialne i już wiedział, że lekarz, który miał ją pod swoją opieką dostanie reprymendę życia.
Nie było tajemnicą, że stażyści dość często mieli szansę się wykazać – mogli przeprowadzać proste zabiegi, ucząc się fachu w praktyce i przy okazji powoli wyrabiając sobie opinię na temat tego, na jakim oddziale najbardziej widzieli swoją przyszłość. Mimo to, od tego byli przypisani im rezydenci i lekarze, żeby im pomóc w takich sytuacjach jak ta dzisiejsza. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Z kim dzisiaj byłaś? – spytał spokojnie, bo faktycznie się zastanawiał, kogo powinien zganić za tę niezbyt przyjemną sytuację. Mimo to, oczywiście spojrzał na pacjenta, który nadal się upierał, że nie potrzebuje żadnego badania. – Oczywiście, że ci pomogę. Nie powinni cię zostawić z nim samej – to powiedziawszy, chwycił mężczyznę dość mocno za ramiona i spojrzał na Elenę, dając jej znak, że może kontynuować badanie.
– Możesz działać, będę twoją pomocą – uśmiechnął się przyjaźnie, bo na nią nie był zły. Faktycznie pacjent nadal się wierzgał, chociaż widząc, że ze Stanem nie ma raczej szans powoli zaczął się uspokajać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Elena miała duży potencjał, ale ciągle brakowało jej doświadczenia. Była szpitalnym świeżakiem, pracowała tu zaledwie od kilku miesięcy. Ledwo zdołała się wdrożyć, a już została rzucona na głęboką wodę. Zawsze lubiła wyzwania i poniekąd podobał się jej taki obrót spraw, ale nie chciała, aby ktoś ucierpiał przez jej brak kompetencji. Domyślała się, że lekarz, który zostawił ją tu zupełnie samą, nie podjął najmądrzejszej decyzji, choć zapewne nie miał wyjścia. Braki w personelu dawały się we znaki chyba wszystkim pracownikom, a dziś w całym szpitalu panował ogromny rozgardiasz. Elena podziwiała Stana. Nie miała pojęcia, jak potrafił ogarnąć cały ten chaos.
— Pracuję dziś z Doktor Eve — oznajmiła i wysiliła się nawet na delikatny uśmiech. Nie chciała wpakować nikogo w kłopoty, ale nie widziała sensu, żeby owijać w bawełnę. Stan i tak z łatwością dotarłby do tego, kto był jej dzisiejszym opiekunem. W końcu wszystko znajdowało się w systemie, do którego posiadał swobodny dostęp.
— Dziękuję — odparła i od razu zabrała się za robotę, aby nie tracić czasu. Całkiem szybko uwinęła się z badaniem i przy pomocy leków nieco uspokoiła agresywnego pacjenta. Po wszystkim odetchnęła z ulgą. Cieszyła się, że miała to za sobą. — Jak sam widzisz, mamy dziś okropny młyn, do tej pory to chyba mój najgorszy dyżur — odparła i ruszyła z nim w kierunku recepcji, aby uzupełnić dokumentację medyczną. Sięgnęła po tablet i od razu wprowadziła właściwe dane, aby nie doszło do pomyłki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co do potencjału Eleny, Stanley zupełnie nie miał wątpliwości. Gdyby było inaczej, prawdopodobnie by jej nie zatrudnił. Westbrook przywiązywał dość dużą wagę do osób, które dostawały się tutaj na staż i rezydenturę, tak samo jak do tych, które dostawały potem awans na lekarza. Dbał, by w Swedish Hospital leczyli najlepsi i najbardziej obiecujący młodzi lekarze. W obecnej sytuacji braki kadrowe nie były aż tak tragiczne, ale dzisiejszego dnia faktycznie izba przyjęć była niestety przepełniona – tak się zdarzało i Stanley zdawał sobie z tego sprawę, szczególnie, że warunki pogodowe naprawdę nie sprzyjały.
– Nie powinna była zostawiać stażystki samej – westchnął ciężko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Kiedy jednak kobieta zajęła się pacjentem, faktycznie Stanley musiał przyznać, że sobie poradziła całkiem nieźle. Poszło bardzo sprawnie, kiedy tylko mężczyzna przestał się rzucać. To tylko utwierdziło Stanleya w przekonaniu, że Ellie na pewno sobie w przyszłości poradzi i będzie dobrym specjalistą.
– Nie ma problemu. Jak mówiłem, nie powinnaś była zostawać sama – westchnął, rozmasowując skronie. Ruszył razem z nią w kierunku recepcji. – Przyzwyczajaj się, przy tej pogodzie dość często niestety bywa chaotycznie na izbie przyjęć. Takie uroki tej pracy – rozłożył bezradnie ręce. – Masz już upatrzoną jakąś specjalizację? – zapytał z zainteresowaniem. Był ciekaw, czy Elena miała już jakiś konkretny kierunek, w którym chciałaby pójść z karierą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brunetka musiała przyznać, że naprawdę lubiła swoje życie w Seattle. Mieszkała tu od prawie dekady, więc zdążyła się już w pełni zaaklimatyzować. Zupełnie nie tęskniła za Meksykiem. W końcu nic jej tam nie trzymało. Wiedziała, że w takim miejscu nie czekała ją żadna dobra przyszłość. Nie była także zżyta z rodziną, dlatego zdecydowanie lepiej było jej w Stanach. Nie miała jednak pojęcia, ile jeszcze będzie mogła zostać w Seattle. Od jakiegoś czasu jej ojciec usiłował się z nią skontaktować. Obawiała się, że za jakiś czas będzie musiała zniknąć. Nie chciała zostawiać swojego życia, bo naprawdę je lubiła, ale wiedziała, że być może nie będzie miała innego wyjścia.
— Przydałby się nam większy personel, ale zdaję sobie sprawę z tego, że brakuje lekarzy — jak to mówią, z pustego i Salomon nie naleje. Wiedziała, że Stan się starał, ale nie mógł zatrudnić większej ilości pracowników, jeśli ci nie mieli odpowiednich kwalifikacji. Musiał w końcu dbać o dobre imię szpitala.
Gdy usłyszała jego pytanie, przez jej drobną twarz przemknął cień uśmiechu. — Interesuje mnie wiele rzeczy, nie wybrałam jeszcze specjalizacji. Wiem tylko, że jestem marnym kandydatem na chirurga urazowego — stwierdziła, bo na ten moment twierdziła, że praca na szpitalnym oddziale ratunkowym zdecydowanie nie była dla niej. Nie wykluczała jednak tego, że kiedyś może zmienić zdanie. Była dopiero na początku swojej kariery i wiele mogło się jeszcze wydarzyć. Gdzieś z tyłu głowy miała tą świadomość, że być może resztę swojej kariery spędzi w zupełnie innym miejscu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozumiał to – sam bardzo lubił Seattle – tutaj się wychował, tutaj wychowywał swoje dzieci i był bardzo przywiązany do tego miasta. Lubił podróżować, jednak tutaj był jego dom – jego bezpieczna przystań. Stanley uważał, że może faktycznie w Stanach Zjednoczonych były piękniejsze czy bardziej ciekawe miasta, ale nigdy nie widział w nich swojego domu. Zresztą, był bardzo przywiązany do swojej rodziny, nie mógłby się gdziekolwiek przeprowadzić, zostawiając za sobą dzieciaki – nawet jeśli te były już dorosłe i powoli zakładały własne rodziny.
– Tak, to prawda, ale teraz ciężko o dobrych specjalistów, a nie chcę zatrudniać byle kogo – rozłożył nieco bezradnie ręce. – Masz teraz przerwę? – uniósł brwi, bo właściwie zawsze chętnie słuchał uwag personelu medycznego na temat funkcjonowania szpitala. To pomagało ogarnąć chaos i tworzyć rozwiązania, które później wprowadzano w życie, by usprawnić działanie Swedish. – Jeśli masz jakieś uwagi, to na pewno ich wysłucham – nie było w tych słowach ironii, naprawdę to miał na myśli.
– Chirurgia urazowa jest ciężkim tematem i sam bym raczej jej nie polecał. Jeśli chodzi o chirurgię to kardio i ogólna są znacznie przyjemniejsze, ale opcji masz wiele. Równie dobrze mogłabyś wybrać pediatrię, ortopedię czy neonatologię – stwierdził, bo według niego te specjalizacje były nieco bardziej przyjazne, chociaż równie ambitne. W gruncie rzeczy Stan sądził, że nie ma czegoś takiego jak łatwa specjalizacja. Każda była na swój sposób ciężka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • ( 27 )
Ciepło biło od betonowych płyt zajmujących plac przed szpitalnym budynkiem. Przemykała przez niego czując jak stróżka potu spływa jej po odcinku lędźwiowym zatrzymując się dopiero na krawędzi bielizny. Niewielki kapelusz zdobił jej głowę, choć prędzej spełniał funkcję ochronną przed promieniowaniem, które sprawiało, że liczba piegów w tym okresie zwiększała się kilkukrotnie. Przecież już brakowało jej miejsca kolejne! Nie mogła sobie pozwolić na więcej piegów…
...ani dni milczenia. Prawdę mówiąc kłótnie nigdy nie były mocną stroną Apolloni, zapierała się więc nogami i rękami, by ich uniknąć. Tym razem się nie udało, a co gorsza od rozmowy z bratem minęło tak wiele czasu, że wyrzuty sumienia zżerały ją od środka. Nie skłamała więc w chwili, kiedy nakrzyczała na pielęgniarkę, że to sprawa życia i śmierci! Domagała się spotkania z Theo i nie zważała na to, że pielęgniarka przyglądała się jej jak wariatce. Nie zdziwiłoby jej też to, że zamiast brata zaliczy dzisiaj spotkanie z ochroną, ale na boga (!!!) naprawdę musiała się z nim zobaczyć.
Pod naciskiem kolejnych szalonych argumentów Apolloni pielęgniarka w końcu ugięła się wzywając Theo na Izbę Przyjęć, a ona w tym czasie zajęła jedno z krzeseł - gdzieś pomiędzy starszą panią, która właśnie ucięła sobie drzemkę, a mężczyzną, który wyglądał jakby stoczył walkę z bandą osiłków. Gdzieś w rogu dwoje dorosłych ludzi prowadziło absurdalną konwersację na temat tego, kto zawinił w wypadku drogowym, a w przeciwległym kącie starszy człowiek przykucnął skrywając twarz we własnych dłoniach, wpadając w ramiona cichej i bezradnej rozpaczy.
Zwyczajny dzień na izbie przyjęć, przecinany dźwiękami nadjeżdżających karetek, często na sygnale. Pacjentów więcej wchodziło niż wychodziło, a ona wciąż czekała nie wiedząc tak naprawdę co chciała powiedzieć bratu…
…bo tamtego nieszczęsnego wieczoru naprawdę nie chciała powiedzieć tego, co niestety zostało wyrzucone w przestrzeń i podzieliło ich na zbyt długi czas. Przecież nawet tak nie myślała!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 2
Każda praca rządziła się swoimi prawami. Jego, poza tym, że w opinii publicznej widziany był jako bohater - za którego nigdy się rzecz jasna nie uważał i cholernie nie lubił tego zwrotu - to też nieodłącznym elementem było ciągnące się ryzyko każdej akcji. Mała iskra jest w stanie wzniecić ogień, i to powiedzenie idealnie odzwierciedla różne etapy jego zawodu, jeśli nie całego życia. Ironicznie byłoby stwierdzić, że ma tendencję do igrania z ogniem.
Wyruszając na akcję, nie spodziewał się, iż jej finał będzie miał miejsce w szpitalu. Nie było to co prawda zdarzenie niespotykane, ale sięgając pamięcią wstecz naprawdę ciężko było mu przywołać podobne wspomnienie, gdzie potrzebowałby pomocy specjalisty. Początkowo zgłoszenie nie brzmiało groźnie, chociaż warto zaznaczyć, że nigdy nie klasyfikował wypadków na te ważne czy mniej ważne, tak po samym opisie sytuacji potrafił stwierdzić, jak wymagająca będzie dana akcja. Lata doświadczenia robią swoje. Wzniecony pożar w starej fabryce był raczej kwestią wygłupów bandy nastolatków, niżeli specjalnie podłożonym ogniem. Opustoszały budynek pozwolił im na większą swobodę, gdyż wykonywane działania nie wymagały kalkulowania bezpieczeństwa uwięzionych wewnątrz ludzi, a mimo to i tak żywioł odrobinę wymknął się im spod kontroli. Stary gmach już od wielu lat wołał o pomstę do nieba, bowiem zburzenie czy też należyte odnowienie budynku nigdy nie nadeszło, do czasu gdy konstrukcja runęła pochłonięta ogniem. Wtedy to jedna z belek, natarła tuż obok niego, w czego konsekwencji jej odłamek otarł się o jego ramię. Adrenalina nie pozwalała mu na odczucie bólu, do momentu aż nie zakończył walki. Rzeczywiście było to istne pobojowisko, bo nawet jeśli upierał się, by zostać przy zabezpieczaniu terenu, tak jego stan nie pozwalał mu na to. Ramię pulsowało, czuł to wyraźniej z każdą minutą i chociaż bardzo chciał uporać się z tym sam, decyzja została podjęta z góry. Tym oto sposobem, ślęczał na szpitalnym łóżku, z nogami przygotowanymi do opuszczenia sali w każdej chwili. W końcu to tylko niewielkie poparzenie, prawda? Był pewien, że bywał w gorszym stanie. Syknął z bólu, próbując podeprzeć się na zranionej ręce, po czym pospiesznie rzucił okiem na rozdarty mundur. Usłyszał za plecami dźwięk przesuwanej kotary, więc jedynie pospiesznie rzucił. - Nie ma potrzeby się fatygować, to tylko draśnięcie, lekkie poparzenie - punktem honoru było zapewnienie, że czuje się doskonale i wszystko z nim dobrze. Cóż, z pewnością nie przebolał najlepiej faktu, iż jawiła się przed nim istota, którą zostawił w tak dalekiej przeszłości, chcąc całkowicie o niej zapomnieć. - Luna? - powiedział z niedowierzaniem, nie będąc pewnym czy właśnie doznawał halucynacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po ostatniej

Jackson naprawdę zamierzał dotrzymać słowa danego Sarah – był w niej zakochany i chciał zrobić wszystko, żeby słowa dotrzymać. Nie miał pojęcia zielonego pojęcia, w jaki sposób doszło do wypadu – hamulce nie zadziałały, chociaż teoretycznie powinny. On i Hales trafili do szpitala, chociaż na szczęście żadne z nich poważnie nie ucierpiało – on miał do założenia pewnie kilka szwów, a Hales miała wyłącznie jakieś siniaczki, bogu dzięki, bo by sobie w życiu nie wybaczył, gdyby cokolwiek jej się stało. Był przecież całkowicie trzeźwy, ale miał w głowie, że może powinien zrobić jakiś przegląd samochodu czy cokolwiek takiego… Pobrali od niego krew, jakiś miły pan pielęgniarz założył mu szwy, bo Jack nie chciał ryzykować że Sarah będzie go posądzała o jakiekolwiek flirty.
Całkiem z siebie zadowolony czekał teraz aż wyniki krwi przyjdą, a Sarah ich odbierze, bo pewnie jednak rękę sobie uszkodził na tyle poważnie, że średnio mógł prowadzić, a wiedział, że lekarze już bankowo powiadomili zarówno jego piękną żonę, jak i syna. Odetchnął głęboko, kiedy do pokoju wpadła jak burza jego kochana blondynka. Widok jej twarzy jednak sprawił, że Jack zamarł.
– Nic się nie stało, wszystko jest w porządku, S. Nic nam nie jest, całe szczęście – uśmiechnął się do niej delikatnie, chociaż coś mu mówiło, że to wcale nie dlatego była tak mocno niezadowolona.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit + jakiś beżowy płaszcz!

Z jednej strony telefon ze szpitala był tak trochę wybawieniem, bo ani Sarah, ani Richards nie chcieli podpaść Maxowi, dlatego Sarka grzecznie Chrisa wyciągnęła ze sobą gdy dowiedziała się, że Jackson z Hales mieli wypadek; po za tym i tak nie byłaby w stanie prowadzić, bo dostała niemal zawału na samą myśl, że któremukolwiek mogłoby się coś stać. Po wejściu do szpitala, Russell i Richards najpierw znaleźli Hayley, która na całe szczęście nie była w żaden poważny sposób uszkodzona, no może po za kilkoma siniaczkami i kilkoma wkłuciami od igły, bo miała niesamowicie cienkie żyłki, wierciła się i ciężko było jej pobrać krew – inna sprawa, że Sarah od razu zjebała pielęgniarkę która jej maleństwu to zrobiła, a potem wycałowała wszystkie ranki. Wcisnęła Chrisowi małą w ręce, bo sama nie mogła dźwigać i rozpoczęła poszukiwania Jacksona, przez co trafiła do lekarza który go przyjął. Odeszła z nim na bok i z niedowierzaniem słuchała o tym, że w jego krwi było cholernie duże stężenie narkotyków. Wsiadł do auta naćpany. Boże. Ogólnikowo wyjaśniła to Chrisowi i poprosiła, żeby zabrał Hales do auta, a sama z wynikami badań w ręku ruszyła na salę w której jej pożal się boże mąż się znajdował. Nie krzyczała od progu, tylko patrzyła na niego z niedowierzaniem, mnąc w palcach wyniki jego badań.
– Nic się nie stało – powtórzyła za nim, oblizując usta nerwowo. – Jasne, że nic. Tym razem nic się nie stało. ALE KURWA MOGŁO! – wydarła się, rzucając mu w twarz kartką. – Jesteś pieprzonym, nieodpowiedzialnym gówniarzem. Przemilczę to, że złamałeś daną mi obietnicę, jebać to, ale wsiadłeś naćpany do samochodu z NASZYM DZIECKIEM! – teraz go jeszcze z całej siły zaczęła okładać rękoma na oślep. Była wściekła, bo mógł zrobić krzywdę Hayley. Naprawdę nie interesowało jej to, czy sam by to przeżył skoro nie potrafił być dorosły – chodziło o jej córeczkę, za którą by zabiła nawet jego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Russell nigdy by nie wsiadł za kółko naćpany, gdyby miał wieźć dziecko. Owszem, był popierdolony, ale nawet kiedy woził małą Rosie, to nigdy nie był pijany ani wyćpany, tym bardziej więc nie zamierzał pić ani ćpać w momencie w którym odwoził własne dziecko, tak? Naprawdę cholernie kochał tę dziewczynkę. Nie zamierzał jej narażać w żaden sposób. Czuł się też całkiem trzeźwy, kiedy więc zobaczył i usłyszał jej reakcję, aż cały zesztywniał. No, może nie cały, ale wiadomo o co chodzi. Zmroziło go najzwyczajniej w świecie.
– Mogło? To znaczy? – zmarszczył brwi, zerkając na nią, wyraźnie zaskoczony tym nagłym wybuchem. Słuchał tego jej wywodu, bo kompletnie nie rozumiał. – Co? Jaki wyćpany? – spytał od razu, patrząc na nią i kiedy go tak zaczęła okładać, złapał ją w końcu za nadgarstki i posadził na kozetce, jęknąwszy głośno, bo pewnie sobie szwy naciągnął przy okazji dość mocno.
– O czym ty kurwa mówisz? Nic nie brałem, Sarah. Nie jestem pojebany. Jak jeździłem z Rosie to nic nie brałem i nie piłem, a co dopiero kurwa z moją małą księżniczką. Pojebało cię, S? – zmarszczył brwi – Jeśli cokolwiek wyszło, to musiało wyjść sprzed kilku dni, naprawdę. Przysięgam, że nic nie brałem, kurwa! – zirytował się w tym momencie porządnie, bo nienawidził, kiedy ktoś mu zarzucał takie chujowe rzeczy. Złapał tę nieszczęsną kartkę, ale z wyników nic nie zrozumiał, bo lekarzem nie był, wiadomo. - Co to kurwa niby znaczy? - zmarszczył brwi. Owszem, bywał nieodpowiedzialny, ale nie w kwestiach bezpieczeństwa dziecka, na Boga! Przecież w razie potrzeby wziąłby jakiegoś ubera albo szofera, a nie jechał sam, no! – Za kogo ty mnie do kurwy nędzy uważasz, S? – pokręcił głową, łapiąc się za nią, bo nie mógł uwierzyć, że tak łatwo stwierdziła, że ćpał.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”