WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
– Mnie pojebało? MNIE?! – pomasowała sobie skronie. To nie ona woziła dziecko z taką ilością narkotyków we krwi. – Nie, gdyby się utrzymywały takie sprzed kilku dni to te kilka dni temu musiałbyś leżeć plackiem na SORze. Przecież tu jasno widać, że coś brałeś – wstała z kozetki i sama pchnęła go na nią, łapiąc go z całej siły za twarz, wyciągnęła telefon i poświęciła latarką w oczy. – NAWET ŹRENICE MASZ POWIĘKSZONE, KURWA – zacisnęła palce jeszcze mocniej na jego szczęce, mając ochotę mu ją wgnieść do środka. – Za kogo Cię uważam? Za pierdolonego debila. Jesteś kurwa największym rozczarowaniem tego wszechświata, bo nawet dziecka Ci nie można powierzyć. Chuj, gdyby to było dziecko kogokolwiek innego. TO TWOJE DZIECKO DO KURWY NĘDZY! – zabrała rękę, odwracając się do niego plecami na chwilę i próbując złapać oddech, bo poczuła jak się robi jej z nerwów słabo.
– To koniec. Dłużej nie wytrzymam tej dziecinady – powiedziała bardziej do siebie, zaczynając zdejmować pierścionek i obrączkę z palca, a gdy się odwróciła to rzuciła nimi w niego. – Zabieram Hayley i się wyprowadzam. Chris przygotuje papiery rozwodowe – zarządziła, podpierając się pod boki. Właśnie przekroczył granicę jej wytrzymałości.
-
Owszem, jego wyjaśnienia były koślawe, ale z drugiej strony on kompletnie w tym momencie nie wiedział, o co właściwie jej chodziło. Kompletnie nie ogarniał jej pretensji ani tych wyników badań, które wskazywały na to, że ćpał, skoro totalnie nie ćpał!
– NO CHYBA BYM WIEDZIAŁ, GDYBYM WCIĄGAŁ – wydarł się w tym momencie, już totalnie nie wytrzymując. – Ale ja nie brałem, no kurwa. Byłem dosłownie na sekundę w Dragonie, a potem pojechałem po Hales. Wypiłem wodę. Wodę, nie wódę. I pojechałem kurwa po Hales na ten balet! – wykrzyknął, spoglądając na Sarah, bo naprawdę się w tym momencie zirytował i zamrugał kilkakrotnie, gdy tak zaczęła mu napierdalać latarką po oczach – Bo jak się kogoś kocha i na niego patrzy to źrenice są powiększone, chociaż teraz mnie wkurwiasz niemiłosiernie – westchnął mimowolnie i spojrzał jej w oczy.
– PRZECIEŻ WIEM, DLATEG NIGDY BYM JEJ TAK NIE NARZIŁ, SARAH! Czemu mi nie wierzysz, nigdy cię nie okłamałem! – wycelował w nią oskarżycielsko palcem. No nie okłamał. W swojej głowie, bo w ciągu ich całego związku to mu się parę razy zdarzyło.
– Co? Nie, Sarah. Nie – poprosił, chwytając ją za dłonie i olewając pierścionek i obrączkę, które potoczyły się gdzieś po chłodnej posadzce. – Przestań. Nie wygłupiaj się, S – poprosił, patrząc na nią z wyraźnie łamiącym się sercem. On naprawdę nic nie zrobił i wyglądał teraz jak zraniony szczeniaczek albo jelonek bambi.
-
– Może znowu straciłeś pamięć – rzuciła zgryźliwie, ignorując jego krzyk. – Może powinieneś iść do psychiatry, bo takie wyrwy w pamięci nie spowodowane wypadkami ani uszkodzeniami głowy mogą być objawem zaburzenia psychicznego. Albo bycia pierdolonym zjebem, który kłamie. Wybierz sobie wersję, która bardziej Ci odpowiada – niewidzialny jad niemal się wylewał na posadzkę gdy kto mówiła, bo serio, wszystkiego by się po nim spodziewała ale nie takiej akcji. W tym momencie chyba zrozumiała, że ich związek w tym momencie jego życia był całkowicie bez sensu. Nie miała siły, ochoty ani czasu się zamartwiać czy nie zakręci się autem wokół jakiegoś drzewa gdy się naćpa albo nachla. – Nie pierdol do mnie o miłości. Gdybyś kochał swoją własną córkę to nigdy byś czegoś takiego nie zrobił. Zastanawiam się czy rozjebać Ci łeb czy pozwolić żeby Max to zrobił – była tak zdenerwowana, że miała ochotę wbić mu lezący obok skalpel w któreś z jego niby niewinny oczek. – I ja Cię wkurwiam? TO JA OMAL NIE ZROBIŁAM KRZYWDY HAYLEY?! – wizja skalpela w jego oku zaczynała się robić coraz bardziej realna, ale nie mogła go zabić i pójść siedzieć. Chociaż Max i Vi pewnie świetnie zajęliby się małą.
– Zabieraj łapy – syknęła, wyrywając dłonie. Nie chciała mieć z nim jakiejkolwiek styczności, serio. – Nie wygłupiam się. Powiem więcej – teraz to ona zaczęła mu grozić palcem. – Jeśli chcesz widywać się z Hayley, masz zapisać się na terapię i przed wejściem na spotkanie robić testy nakotykowe i dmuchać w alkomat. I tak, dobrze usłyszałeś, przed wejściem do domu. Nie masz prawa spotykać się z nią sam. Nie ufam Ci – powiedziała, ze złością i smutkiem jednocześnie. Nigdy nie sądziła, że mógłby być dla małej zagrożeniem, ale widocznie się myliła. Nie chciała ograniczać mu kontaktów z Hales ale jeśli będzie musiała, to będzie to robić póki jej nie udowodni, że można mu ufać.
-
– Sarah, przestań – rzucił ostrzegawczo, mrużąc oczy i patrząc na nią z lekkim żalem, bo utrata pamięci wcale nie była dla niego łatwym i przyjemnym doświadczeniem. Stracił tak na dobrą sprawę pół życia. Nie miał zielonego pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Próbował, naprawdę próbował, ale miał wrażenie, że próbuje przebić głową ścianę momentami. Szczególnie takimi jak teraz. – Przestań, Sarah, do kurwy nędzy – syknął, wkurwiony i zraniony jej oskarżeniami. Nie miał zielonego pojęcia, jak to wszystko ogarnąć, ale wiedział doskonale, że wkurwieniem nic u niej ni zdziała. Nie wiedział jednak, jak ją przekonać, że mówi prawdę, skoro cały wszechświat zmówił się przeciwko niemu.
– NIE ZROBIŁBYM TEGO, JA PIERDOLE, SARAH – wydarł się, wywracając jakiś stoliczek z przyrządami do odkażania. No się chłopak zdenerwował, tak? – JA TEŻ JEJ NIE ZROBIŁEM KRZYWDY. NIGDY BYM JEJ TEGO NIE ZROBIŁ – stwerdził, wywracając teatralnie oczyma i odetchnął głęboko, a gdy kazała mu zabrać łapy, zmarszczył brwi.
– Nie możesz mi zabronić się z nią widywać. Jestem jej ojcem, a ty zabiłaś jej biologiczną matkę – syknął teraz półszeptem, bo w tym momencie dokumentnie go wkurwiła. Normalnie oczywiście nigdy w życiu by tak nie powiedział, ale w tym momencie… Cóż, nie zamierzał pozwolić, żeby zachowywała się co najmniej tak, jakby miała pełnię władzy rodzicielskiej, no kurwa!
-
– TEŻ SĄDZIŁAM, ŻE NIGDY BYŚ TEGO NIE ZROBIŁ, A JEDNAK ZROBIŁEŚ! – wydarła się tak głośno, że aż na koniec załamał jej się głos i pewnie jakaś pielęgniarka stanęła w drzwiach lekko zszokowana.
– Pani Russell, nie może pani… – zaczęła, ale Sarah od razu jej przerwała.
– WYPIERDALAJ – i biednej, młodej pielęgniarce się dostało, ale mogła się nie wtrącać, prawda? Z powrotem spojrzała na Jacksona. Z wyraźnym rozbawieniem gdy usłyszała jego słowa. – Sądownie zabraliśmy Christine prawa, bo z wiadomych przyczyn nie stawiła się na sprawie. I sądownie przyznano je również mnie, więc mamy do niej takie sama prawa – wyjaśniła mu, bo przecież nie pamiętał, ale ona pamiętała. I dokumenty potwierdzające to też istniały, więc… Nachyliła się nad nim. – I co? Złożysz sprawę i tak to uargumentujesz? Powiesz, że zabiłam Christine? – patrzyła na niego jak na totalnego debila. – Pochowałeś ją. I to ty zabiłeś Michaela, rozpierdalając jego czaszkę własnym rękoma w pierdolonej Australii – nawet złapała go za wspomniane ręce i potrząsnęła. – Zabijasz ludzi od niemal dwudziestu lat. Handlujesz narkotykami i prowadzisz pieprzonego Dragona. Naprawdę chcesz ze mną rozmawiać w ten sposób? – puściła jego ręce, znowu grożąc mu palcem. Wkurwił ją okropnie, bo gdyby powiedział to w sądzie, powiedziałaby również o wszystkim. No cóż, skoro by tak trzeba było… – Robię to, bo ją kocham. I nie zabronię Ci się z nią widywać, bo możesz to zrobić za każdym razem gdy udowodnisz mi, że nie jesteś naćpany, najebany ani nic w tym rodzaju. I jeśli ty ją kochasz, to przestaniesz mi tu z takimi tekstami wyjeżdżać – opuściła rękę, z całej siły zaciskając usta. – Dorośnij. – wycedziła przez zęby, nie wiedząc co jeszcze mogłaby mu powiedzieć.
-
– JESTEŚ POPIERDOLONA! – wykrzyknął, a kiedy przyszła pielęgniarka, to pewnie razem z Sarah krzyknął dość dosadne „Wypierdalaj”. Westchnął mimowolnie, kiedy powiedziała, że sądownie zabrali Christine prawa i że sądownie również przyznali te prawa Sarah. Zmrużył oczy, bo w tym momencie naprawdę się wkurwił na czterdziestoletniego siebie za to, że był takim zjebem i pozwolił, by obca kobieta miała takie same prawa do jego dziecka co on. Bo w tym momencie Sarah zachowywała się jak obca w stosunku do niego. Oczywiście w jego głowie, bo jednak wiadomo, że w normalnej sytuacji to sam by siebie za takie myślenie zganił, a Sarah zachowywała się jak całkiem racjonalna matka.
– Weź się ode mnie odpierdol – oświadczył, cedząc słowa, bo w tym momencie na końcu języka miał słowa, że skoro zabił tylu ludzi, to skąd jest taka pewna, że nie będzie następna. Jack potrafił być okrutny, kiedy tylko chciał. Teraz naprawdę niechciał.
– Ja też ją kocham. To moje dziecko. I oczywiście, będę ci chętnie udowadniał, że kurwa nie piję i nie ćpam – odetchnął głęboko i spojrzał na Sarah – Odpierdol się – powtórzył spokojnie i westchnął ciężko. No jedyny argument, jaki miał, to było „odpierdol się”, bo miał dość życia i przeokrutnie Sarah go wkurwiła. A potem pewnie wyszła, a on jeszcze został, o.
ztx2
-
Sprawa nie wyglądała na skomplikowaną. Proste zabójstwo, jeśli można było to tak nazwać. Tak wynikało ze wszystkich poszlak. Były odciski palców, był motyw, tylko trzeba było złapać kolesia, który to zrobił. Miał dwie potencjalne kryjówki, dlatego z partnerem rozdzielili się, biorąc jeszcze ekipę. Na wszelki wypadek.
Ten wszelki wypadek nie wystarczył. Nie wystarczyła też kamizelka taktyczna. Ryan przeliczył się aż za bardzo. Nie przypuszczał, że napastnik będzie miał dostęp do broni palnej. Wydawało się, że w mieszkaniu nikogo nie było, kiedy wyważali drzwi. Poszedł pierwszy. Ubrany jedynie w kamizelkę taktyczną, ze swoim niezawodnym Sig Sauerem w dłoniach. Zimny metal aż palił go w ręce.
Pierwszą rzeczą, którą pamiętał, był ból. Ból w okolicach klatki piersiowej oraz prawym ramieniu. Tym ostatnim praktycznie nie mógł ruszać. Słyszał coś o trzech kulach oraz wielkim szczęściu. Tylko jest wielkim szczęściem? I czy złapali tego kolesia?!
Ryan obudził się w małej sali na Izbie Przyjęć. Miał na sobie jeszcze spodnie od munduru, ale inne rzeczy ktoś z niego ściągnął. Spojrzał po sobie. Zabandażowana mocno ręka, klatka piersiowa. Spojrzał w sufit, próbując sobie przypomnieć, jak właściwie został załatwiony. Przeklął pod nosem. Dał się tak łatwo…
Jeszcze wcześniej niż Ryana zawieźli do szpitala, jeden z członków ekipy poinformował Gabrielle o całym zajściu. Zadzwonił na pierwszy numer, który Harper miał oznaczony jako ICE. Jakiś czas temu zmienił go z numeru matki właśnie na swoją dziewczynę. W końcu mieszkali razem, budowali wspólną przyszłość, więc wybór jej był właściwy. Mężczyzna spokojnie poinformował ją o całym wydarzeniu oraz gdzie Ryana zabrali. Nie wiedział, czy wypiszą go w tym samym dniu, to już była decyzja lekarzy.
-
Gabi wiedziała, jak wygląda praca policji. Ryan czasem jej opowiadał jakieś szczątki historii o swojej pracy, by nie powiedzieć za dużo, a podzielić się przeżyciami. Wiedziała, że jest to niebezpieczne, ale była całkiem spokojna o swojego ukochanego. Dlaczego? No bo jednak takie akcje to są jakieś wypadki, a nie że codziennie się pcha w wymianę ognia, prawda?
Inaczej chyba by osiwiała i użyła jego własnych kajdanek, które czasem były używane w sypialni, aby Harper przypadkiem nie próbował wyjść do pracy.
Zrobiła rano papu dla Ryana do pracy, po czym wróciła jeszcze do łóżka, bo noc... ciężka była dla niej. I przyjemna, ale zmęczyło to ją całkiem poważnie. Potem pojechała na zakupy, wstawiła pranie i usiadła do laptopa. Wtedy też dostała telefon z nieznanego numeru. Można by stwierdzić, że w dzisiejszych czasach nikt nie odbiera telefonów z nieznanych numerów, ale ona jednak to robiła, bo jako dziennikarka, jej numer krążył po świecie w celach zawodowych.
Tym razem to był ktoś inny, przekazał jej wieści o wypadku Ryana, powiedział jakieś szczątkowe dane o jego stanie i powiedział do którego szpitala jadą. Blondynka się zestresowała i zajęło jej dobrych kilkanaście minut, zanim była gotowa aby wsiąść do samochodu. Nie chciała zamawiać żadnego ubera, bo by to za długo trwało, a jej się spieszyło.
-Ja? NARZECZONĄ-skłamała obsłudze szpitala, bo nie byli zbyt chętni aby już w tym momencie wpuścić ją do pacjenta. Jakby powiedziała, że jest tylko dziewczyną, to pewnie kazali by czekać aż zostanie mężczyzna przeniesiony do jakiejś sali, a ona nie miała najmniejszej ochoty czekać. Szybko go wypatrzyła i choć na widok krwi ją naprawdę zemdliło, to podbiegła do jego łóżka.-Jezu, Ryan...-powiedziała, kładąc dłoń na jego policzku, czując, że lada sekundę się rozbeczy, jak jakaś baba.
-
Zawsze musi być ten pierwszy, raz, co?
Patrząc po ilości kroplówek oraz tego, jak bardzo był zmęczony, doszedł do wniosku, że był już po operacji. Może stąd przypominał sobie słowa o wyjątkowym szczęściu? Cholera jasna, strasznie bolała go głowa, a nie bardzo wiedział, gdzie jest jakiś przycisk, by kogoś zawołać.
Wybawienie nastąpiło o wiele szybciej niż by myślał. Obrócił głowę w stronę drzwi (dlaczego moja głowa była taka ciężka? Przecież w głowę się nie uderzyłem). Przynajmniej dobrze i ostro widział. Uśmiechnął się na widok Gabrielle, choć w jego stanie obecnie był to nieco cień uśmiechu. Naszpikowali go nieźle, jak widać.
- Ga… bi. – Czyli jednak telefon do ICE zadziałał, chociaż tak naprawdę nie była to pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy. Cieszył się, że widział kobietę i że do niego przyjechała (byłaby mocno nieczuła, gdyby tego nie zrobiła). – To… To nic takiego. Chyba draśnięcie. – Ale kłamał już na samym początku. W jego głowie pojawiały się powoli wspomnienia. Pamiętał huk, ale to nie był huk jego Sig Sauera. Koleś miał lepszy refleks niż on. Skąd tacy ludzie się biorą? – Ale… Cholernie boli mnie prawe ramię. – Spojrzał wymownie na bandaż. Nie miał zielonego pojęcia, co tam się wydarzyło. To wspomnienie jeszcze nie wróciło do jego głowy. Podejrzewał, że musiał dostać kulką w ramię… I to chyba było to jego wspaniałe szczęście, bo jak się skupił, mógł trochę poruszyć palcami. Może to jednak nic poważnego?
-
-Ciiii, misiu-odpowiedziała nachylając się nad nim i dając mu krótkiego buziaka. Widziała ból na jego twarzy, dla pewności wolała kazać mu się nie ruszać, bo nie wiedziała, co mu wolno, a co nie. -Nie ruszaj się, wszystko jest w porządku już-powiedziała. Cóż. Czy było? Nie miała pojęcia, ale ona była przy nim, on był przytomny, więc jakiegoś dramatu nie było, chyba.
-Mam poszukać lekarza?-zapytała w oparciu o te słowa, że boli go ramię. Co ona więcej mogła zrobić? W ogóle, czemu wciąż był na izbie przyjęć? Jeszcze mu nikt nie pomógł? Na co czekali! To był jej ukochany i trzeba było traktować go priorytetowo!
-
Kiedy Gabi wyszła i znalazła lekarza, dowiedzieli się od niego, że obecnie Ryan czeka na miejsce na sali. Przeszedł również operację. Jak się okazało, jedna z kul trafiła dość niefortunnie w więzadło, przerywając je i zatrzymując się na kości ramiennej. Dwie pozostałe zatrzymały się na jego żebrach, może mu się źle oddychać, bo te również zostały naruszone. Pocieszeniem było to, że da sobie radę, a jeśli teraz da sobie trochę czasu i będzie ściśle przechodzić przez plan rehabilitacji, to całkiem możliwe, że zupełnie nie będzie odczuwać żadnych nieprawidłowości. Ba, nawet wróci do zawodu, jeśli będzie tylko tego chciał. To ostatnie chyba sprawiło, że Ryan odetchnął z ulgą. Ponadto otrzymał leki przeciwbólowe, bo te które wcześniej dostał, najwidoczniej powoli przestawały działać.
- Trochę mnie poturbowało, co? – zapytał, kiedy lekarz i pielęgniarka opuścili jego salę. Właściwie było mu tu całkiem dobrze, nawet jeśli była to sala przejściowa. Nie zamierzał pieklić się o to, że jeszcze innej pustej nie było, tylko leżał wciąż na Izbie Przyjęć. – Ryzyko zawodowe. – Próbował sobie zażartować słabym głosem, ale coś myślał, że jednak Gabi nie udziela jego dziwnego entuzjazmu na ten temat.
-
Z uwagą wysłuchiwała lekarza, a z jej oczu spłynęła jedna, czy dwie łzy. Trochę druzgocące było to, co słyszała. Jak to postrzelony, jak to zerwane więzadła, uszkodzone kości i tak dalej? Brzmiało to okropnie, nie jako niegroźne w sumie postrzelenie na służbie! Na pewno nie będzie już tak spokojnie podchodzić do kolejnych służb ukochanego. Teraz będę się o niego znacznie bardziej martwić, choć na razie nie będzie o co, skoro będzie na zwolnieniu przez dłuższy czas, aż nie wróci do pełnej sprawności.
-Trochę? Chyba żartujesz...-mruknęła, z powrotem siadając obok niego, by mógł w razie co spoglądać na niego, niespecjalnie się musząc jakkolwiek poruszać. -Dobrze bawiłeś się ostatniego dnia pracy?-zapytała słabym głosem. No oczywiście, że nie będzie chciała, aby tam jeszcze wracał! No ale w gruncie rzeczy, na pewno mu tego nie zabroni. Teraz będzie musiała się nim zająć i choć będzie to jej pierwszy raz jako pielęgniarki, skupi się na nim w 100%.
-
Za to pytanie Gabi mocno go zbiło z tropu. Przez chwilę łypał to na nią, to na swoje spodnie, to szukał gdzieś swojej odznaki (która była schowana pod jego ubraniami, które leżały ładnie ułożone w kostkę na wolnym krześle). Potem znów spojrzał na Gabi. Dziwnie tak wyglądał.
- Ale… - Zaczął jak smutny uczniak, któremu właśnie połamano kredkę albo co gorsza zjedzono mu śniadanie. To jego „ale” było takie samo, jakim uraczył ją kiedyś wieczorem, kiedy odmówiła mu pieszczot oralnych. To „ale” należało do takiego zbitego psiaka, który nie wiedział, co się dzieje. – Ale… Zwolnili mnie? – Całkowicie nie połączył tego z tym, że kobieta bardzo się o niego martwi i nie chciała go puścić do pracy, kiedy wyzdrowieje. Po prostu dopiero teraz pojęła, jakie ryzyko jej mężczyzna na siebie bierze. Poszukiwanie morderców to jedno, ale branie udział w czymś takim? Hymm…
- Ale… Ale… - Naprawdę wierzył, że go zwolniono. Już miało być tak pięknie. Lekarz dawał mu dobre rokowania na przyszłość, a tu przyszła Gabi i oznajmiła mu, że z policją koniec, bo go nie chcą. Spojrzał w sufit, nie wiedząc, co ma zrobić. Leki przeciwbólowe zaczęły działać, dlatego to dziwne mrowienie w ramieniu ustało. Tak samo jego głowa była już wolna od tego jednostajnego bólu. Wciąż jednak czuł się tak, jakby był jednym z bohaterów programu Historie wielkiej wagi i niedługo będą musieli go przenosić z łóżka za pomocą dźwigu.
- …przecież się starałem.
-
-Co jest skarbie? Wyjdziesz z tego, nie martw się-powiedziała gładząc go po głowie. Była pewna, że to chodzi o to, że będzie musiał przejść rehabilitacje, że nie będzie mógł pracować i tak dalej.-Wszystko będzie dobrze, pomogę Ci-zapewniła, choć nie miała pojęcia jak to będzie trzeba robić.
-Nie, nie. Ryan-zdziwiła się. Skąd on wziął to zwolnienie? Przecież bezprawnym było zwalniać kogoś na zwolnieniu lekarskim. No dobra, może tego akurat jeszcze Harper nie miał, ale wiadomo w czym rzecz. Co do powodów, czy było za co go zwolnić, to nie miała pojęcia, nie rozmawiała jeszcze z nikim na temat tego, jak do tego doszło. -Nie, zupełnie nie o to mi chodziło. Spokojnie-zapewniła go, gładząc go lekko po policzku. Nie próbowała mu powiedzieć, że nie chce, żeby on pracował dłużej w policji, żeby musiała się o niego martwić i tak dalej. -Dalej jesteś policjantem... Ale nie chcę, abyś więcej się narażał-blondynka naprawdę nie wiedziała jak się zachować. Lepiej czułaby się, gdyby ten chociaż leżał na normalnej sali, na normalnym łóżku i mieli trochę prywatności. Blondynka nie łudziła się, że jeszcze kilka dni tu spędzą.
-
- O… - Miał całkiem dużo myśli. Jakiś wredny diabełek powiedział mu, że przecież dokładnie wiedziała, na co się pisze, skoro związała się z policjantem. Na szczęście zaraz odgonił taką myśl. – Będzie dobrze. – Teraz on powtórzył po niej słowa. Widać, że teraz to ona potrzebowała pocieszenia oraz zapewnienia, że wszystko będzie naprawdę dobrze. Uśmiechnął się do niej. Wciąż słabo, ale o wiele lepiej niż na początku.
- O tym porozmawiamy… Jak wrócę do domu, dobrze? – Wiedział, że spędzi tutaj parę dni, raczej będą chcieli sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Aż zaświtała mu pewna myśl, chociaż nie wiedział, czy może podzielić się z nią z Gabi. W dodatku nie wiedział, czy to w ogóle moment, ale… Teraz albo nigdy, prawda?
- Słuchaj, wiem, że to będzie dziwne. Ale… Zapytasz ich jeszcze, czy mógłbym dostać te naboje, którymi dostałem? – To była naprawdę bardzo dziwna prośba. O co mu chodziło? A o to, że wreszcie wpadł na pomysł, jeśli chodzi o jej pierścionek zaręczynowy. Oglądał ich naprawdę wiele, ale zawsze brakowało mu jakiegoś pierwiastka niepowtarzalności. A teraz… W środku pierścionka z metalu pozyskanego z łuski można byłoby coś zrobić. Może było to dość nietypowe, ale było jego. Skoro te naboje znalazły się w jego ciele, poniekąd można byłoby mówić, że Gabi zawsze nosiłaby przy sobie coś jego. Nie? NIE?
- Proszę. Nie będę ich analizować. Nie o to chodzi. Po prostu gdyby dali, przechowaj je dla mnie.