WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Well, the morning was complete
Obrazek
He said, do me a favor, and stop flattering yourself, to tear
apart the ties that bind, perhaps "fuck off" might be too kind

Nie robił tego nigdy, nie wiedział jak to jest - zrywać z kimś, powiedzieć, ze to koniec, że nie mogą, że to złe. Nigdy nie był tą osobą, która łapała za rękę to nie twoja wina, to moja wina - idiotyczne. Nieprawda chyba. Bo wina byłą wszędzie - on nie powinien był spotykać się z nikim, skoro czuł wciąż, że jego myśli i uczucia odbiegały do Cosmo i szukały jego postaci w każdej napotkanej osobie. Nie powinien uśmiechać się, kiedy widział przecież - jak na dłoni widział - że Oscar się angażuje, że patrzy tymi wielkimi oczami tak długo, że odbiera całym sobą każde spojrzenie i każdy pocałunek. Powinien był przestać, przerwać - szybciej. To się nie uda, nie zadziała, cudny jesteś, ale ja nie mogę, bo nie pogodziłem się jeszcze, jeszcze się nie wyleczyłem, zasługujesz na kogoś kto będzie tylko o tobie myślał. Nie o byłym - aktualnym już.
Aktualnym chyba, choć Cosmo niewiele przecież mówił. Krzyczał głównie i płakał, ale Florian kochał, Florian trwał obok i głaskał po czole. Wody mu przynieść? Bardzo cierpi? Co mam zrobić? Można pomóc jakoś? - pytał tych lekarzy. Musi pan odpocząć, panie St. Verne, przespać się. My się nim zajmiemy. Ale zostawianie Cosmo było trudne, tak? Bo on sam tyle dla niego zostawił - w pracy nie bywał, rodzinę widywał rzadziej, jakoś mniej o siebie dbał, nie czytał, nie biegał dawno, nie pamiętał nawet, gdzie leży ta cholerna rakieta do tenisa. A teraz zostawi i Oscara, choć ważny zdążył się zrobić dla niego. Ale nie kochał - nie byliby razem. Bo był Cosmo, Cosmo był wciąż, a Oscar kłamał. Miał szesnaście lat. Szesnaście lat, kurwa, nielegalne.
Więc teraz siedział w tej kawiarni, bawiąc się zapalniczką, bo musiał coś z rękami robić, z myślami, a telefon był zbyt niebezpieczny. I wiedział, ze wyglądał kiepsko, bo był zmęczony, włosy miał roztrzepane, bo rzadziej się golił, bo ubierał się tak niedbale ostatnio, zupełnie jak nie on. Czekał, wbijał spojrzenie w wejściowe drzwi. Aż w końcu te loki ciemne, ta znajoma sylwetka. Przyglądał się mu, patrzył jak siada, jak unika jego wzroku. I przykro mu było, dziwnie tak. Słowa ciężko układały się na języku.
- Zamówiłem ci kawę...słodką z mlekiem, w porządku? - zaczął w końcu, przechylając lekko głowę i patrząc na niego z ukosa, próbując złapać spojrzenie jego oczu. - Słuchaj, Oscar - posłuchaj, naprawdę. Daj mi wytłumaczyć. Musiał wziąć głęboki oddech, schować tę cholerną zapałczankę do kieszeni, a potem dłoń wyciągnąć na stoliku. - Nie jestem zły...Ale nie powinieneś był mnie okłamywać. To bardzo złe, mogło ci się coś stać, nie możesz...to nie w porządku względem mnie, wiesz? - Dziwnie się czuł, źle chyba. Bo kiedy się dowiedział, musiał wpaść do łazienki Keya i Cosmo i zwymiotować i tak niewielkie śniadanie. I tak obleśnie się czuł, obrzydliwie, jakby ten fakt - że seks uprawiał z szesnastolatkiem - fizycznie czuł. Oblepia skórę, śmierdzi, piecze. Obleśny jesteś, w pierdlu zgnijesz, Florian. - Oscar, jesteś świetnym chłopakiem, ale...nie można tak, ja nie umiem, nie po tym na pewno. - Nie musi o Cosmo wiedzieć, to zraniłoby go za bardzo. A chciał żeby było dobrze, żeby nie bolało. Sobie obiecał, Ashowi obiecał - Oscarowi nie chciał zrobić krzywdy. Chociaż chyba za późno już było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

czerwone trampy

Nic się nie dzieje, jest okej, nie pierdol, co sobie myślałeś, że się zakocha w tobie, że będzie z tobą, księcia z bajki sobie wymyśliłeś, więc nie zachowuj się jakby to był koniec świata, bo tak się musiało stać w końcu. Szedł i starał się nie myśleć, w tym całkiem dobry był, choć myśli i tak mu uciekały, więc nie ważne, bo nie ważne, wszystko jest okej, po prostu będzie jak dawniej, tak? Nie ważne, jak bardzo chciał, żeby nie było jak dawniej, nie ma się przecież nad czym użalać, nie ma sensu skupiać się na tym ucisku w klatce piersiowej, na muzyce trzeba się skupić, dudniła mu w uszach jak zawsze, nawet nie zwracał uwagi na słowa, grunt, że coś mu w głowie krzyczało, co jego myślami nie było, więc jacyś Yearsi, Sivan jakiś, bez znaczenia. Dłonie w kieszeniach, wykręcał trochę palce, nie zwracał uwagi, chyba odruch jakiś. I szedł dość szybko, choć im był bliżej, tym serce mocniej mu biło.
Bo to lepsze. Bo był już pewien, że nawet rozmowy wart nie jest, że na tych sms’ach się skończy, więc rozmowa lepsza była, choć jednocześnie nie chciał jej bardzo, bo bardzo się starał nie myśleć, ale gardło miał ściśnięte i kiedy to zauważał, znowu brał głęboki oddech, żeby jakoś nad tym zapanować, bo jedyne co wiedział, to że Flo go nie chce. Że chce zachować się w porządku, a nie słuchać jego jęczenia. Więc tak, więc spokojnie, nic się nie dzieje.
I zauważył go od razu i dziwne to było, bo zawsze aż do przesady zadbany Florian wyglądał jakoś niechlujnie. Coś się stało? Ale chyba nie powinien pytać. Choć zmartwił się, musiał chyba, czy coś mu się stało, czy tam gdzie jechał coś było nie tak?
- Jasne. - uśmiechnął się lekko, bo tak chyba trzeba, bo okej jest. - Dzięki.
Bez znaczenia, bez znaczenia że Flo wie co mu zamówić i bez znaczenia ta kawa, bo i tak nie panował nad skurczem w środku, choć może jeśli się napije to łatwiej będzie panować nad tym gardłem, które chciało się zaciskać.
Widział dłoń na stoliku, ale nie sięgał po nią, nie widział sensu w tym geście i chyba nie chciał teraz takich czułostek, bo nie ma potrzeby, bo on sobie poradzi, bo wszystko w porządku przecież jest.
Nie jestem zły. Ale to nie w porządku, wiesz? Nie umiem tak, nie po tym.
Oczywiście, że jest zły.
- Co za różnica? Poznałeś mnie. Byłem dla ciebie wystarczająco dojrzały, a przynajmniej na to wyglądało. - spokojnie mówił, spojrzał na niego, choć dłonie mu pod tym stołem drżały, choć ostatnie słowa jakoś trudniej się wymawiało, już takie spokojne nie były, więc dał sobie chwilę. Głupi organizm.
Jakoś odruchowo zaczął się tymi palcami bawić, wykręcać, odginać, coś z dłońmi zrobić, które z reguły latały na wszystkie strony świata, kiedy mówił, ale teraz jakoś jakby zamilkły, musiał coś z nimi zrobić, jakieś bez sensu były, bezużyteczne, ale nie zamierzał ich na tym stole kłaść. Dobrze przecież jest.
Jesteś świetnym chłopakiem, ale.
Uśmiechnął się lekko znowu, choć nie zamierzał nic na to mówić, nie podobało mu się to głupie pocieszanie, bo świetnego chłopaka się nie zostawia, ale to nic, wiedział, że nie jest, więc nie ważne, tak?
- Okej. - odpowiedział więc w końcu. Nie chciał go przekonywać, bo widział, że Florian się nie waha, że postanowił, więc to nic. Chciał tylko stąd uciec. - Chyba nie ma więcej o czym gadać.
Wzruszył ramionami. Bo trudno się tu siedziało, bo żałośnie się czuł, bo nie chciał żeby Flo wiedział, że cokolwiek go boli, bo nie ma powodu, żeby wiedział i to głupie, że boli. Bo nie ważne, dobrze jest.
- Przepraszam. To było głupie.
Dodał tylko, bo powinien przeprosić, skoro Florian źle się z tym czuł. Nie chciał, żeby Florian się źle czuł, tym bardziej przez niego. Choć to słowo jest głupie i niczego nie zmienia, a tłumaczyć chyba nie miało sensu i chyba wyjątkowo wcale nie chciał tyle gadać. Trzeba się zbierać raczej. Byle daleko stąd.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wpatrywał się w jego twarz i coraz ciężej było. Bo Oscar uśmiechał się lekko, kiedy słyszał o kawie - może Flo spoufalał się za bardzo? Może trzeba było szybko i zimno? To koniec, Oscar, dzięki za wszystko i wyjść, nie oglądać się za siebie, ręce w kieszeniach, silnik samochodu, szarpniecie kół. Wszystko. A zamiast tego brał go na kawę, zamawiał za niego, kładł dłoń na stoliku. Co za różnica? Wielka, Oscar, gigantyczna. Wzrok chyba bardziej miękki się stał, bardziej przejęty, jakaś troska z niego biła. Bo jeszcze niedawno Oscar leżał z nim w łóżku, smarował tosta masłem orzechowym, mówił, ze mu dobrze - było dobrze, Flo tez było dobrze - i chodził z nim na rękę, na spacery, głaskał psy, przyprowadzał Zgredka, śmiał się tak radośnie i perliście i uśmiechał się tak słodko, całował go w policzki, w kąciki ust. Przyniósł mu jedzenie na pierwsza randkę. Piknik. Na kocu, w który niedawno owijał Cosmo i Keya, kiedy wracali z Vegas. Białe winogrona i białe wino. Był żółtym kolorem, czasem tęczą. I w księżyc nie wierzył - nie wierzył w księżyc, a uwierzył we Floriana. We Floriana, który ani taki czysty ani piękny taki jak księżyc nie był wcale, ale jak on podobnie potrafił bić tylko odbitym światłem. Za słabym dla Oscara, za słabym dla Cosmo.
- Oscar, to nie tak - zaczął więc znów. Dwie ręce wylądowały na stoliku, łokciami się podparł i nachylił trochę w jego stronę, nadal z ukosa na niego patrząc. I jeszcze głęboko nabrał powietrza w płuca. Raz dwa trzy - było coraz trudniej. - Kiedy myślałem, że masz...że masz dwadzieścia lat, w moich oczach byleś po prostu młodym chłopakiem, ale dorosłym już, który czasem jest trochę infantylny. I urocze to, cudowne, bardzo cię polubiłem, to bardzo polubiłem. Ale ja myślałem...myślałem, że ta twoja szczeniakowatość - aż uśmiechnąć się musiał, słysząc te słowo wypadające z jego ust - że ta twoja szczeniakowatość to kwestia twojego charakteru. Ale to nie kwestia charakteru, Oscar. Ty masz szesnaście lat, jesteś dzieckiem. I nie ma w tym nic złego, ok? Ale nie jesteśmy...w innym momencie w życiu jesteśmy i uwierz mi, Oscar, że nie byłoby dobrze wcale. - Wiedział to, pewien tego był. Więc westchnął jeszcze głęboko. Kelnerka pojawiła się przy ich stoliku, więc uniósł głowę i spojrzenia zetknęły się z młodą dziewczyną o malowanych na rudo włosach. Uśmiechnęła się lekko, postawiła dwa kubki na blacie i odeszła szybko, bo może czuła. Może wiedziała, ze rozmowa, która sie tu rozgrywa nie powinna nigdy być przerywana. Więc Florian wpatrywał się w tę czarną kawę, w pęcherzyki powietrza na jej powierzchni. I chciał utonąć teraz. - Ty musisz do szkoły uczyć, bawić się i...na kogoś w swoim wieku zasługujesz. Mnie nigdy nie ma w domu, wciąż wyjeżdżam, wciąż się stresuję, jestem...zajęty pracą bardzo zawsze - albo Cosmo, prawda? Znów chwila milczenia, łyk kawy. Obrzydliwa była, za słaba, źle zaparzona. A więc jesteś świetny Oscar, bo był. Naprawdę był. Dobry i zabawny, lojalny taki i poprawiał mu humor zawsze, kiedy tylko się pojawiał. Ale złe, nieodpowiednie, niedobre. A on chyba nie uwierzył, bo dobra, nie ma o czym rozmawiać. Nie było chyba, ale i tak chciał powiedzieć coś jeszcze. Cokolwiek. I pewnie by powiedział, gdyby nie to Przepraszam. Rozchylone lekko wargi i oczy wbite w jego twarz.
- Przecież wiesz, ze ci wybaczam....nie jestem zły, naprawdę. Nie byłem ani chwilę. Każdemu się zdążyło głupoty robić. I tak...i tak mądry jesteś. Ja w twoim wieku byłem tragicznym idiotą.- I nadal jestem. Głupi jestem. Nie umiem się sobą zając, innymi nie umiem. Córką nie będę umiał. - Zobaczysz, że...nie będziesz mnie żałował. Będziesz szczęśliwy i będzie dobrze wszystko. A gdyby coś się działo, cokolwiek, gdybyś chciał porozmawiać, miał problemy, to zadzwoń do mnie, napisz, ok? Będę dla ciebie zawsze. - I nie kłamał, bo naprawdę chciał, i choć czuł, ze Oscar zaprzeczy, odmówi, on i tak będzie czekał. Bo ważny był dla niego, bo Florian przywiązywał się do ludzi szybko i mocno przecież.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciał tej czułości widzieć i tej troski, nie chciał sobie robić głupich nadziei, myśleć że może coś znaczył. Nie chciał tu być. Nie chciał go słuchać i chyba żałował, że przyszedł. Bo już się pozbierał, już sobie poukładał, już dobrze było, a przynajmniej potrafił to sobie wmówić, a wtedy ten głupi sms i wszystko wróciło, wykradło się, myśli skrzętnie pochowane po bokach umysłu znów wyskoczyły zrobić imprezę po środku jego głowy.
Dobrze jest, nie użalaj się.
Dobrze jest, nie ma o czym myśleć, prawda? Myślenie nic nie zmieni.
Infantylny jest. Dzieciakiem jest. Szczeniakiem. Nie odzywał się więcej, słuchał po prostu, nie zadawał więcej pytań, starał się nie myśleć o tym co było, ani o tym, że może gdyby było lepiej to Florian nie chciałby go rzucić. Bez znaczenia. Choć o tym chwilami myślał i o tym, że chciał takie rzeczy robić z kimś szczególnym. I Florian szczególny był, tylko on nie był.
Zaraz pojawiła się kawa i ujął kubek w dłonie, wyciągając je w końcu spod stołu, choć nie podnosił naczynia, wcale tej kawy nie chciał.
I Florian mówił o szkole, o czasie, jakby poznali się na stronie do poszukiwania rodziców zastępczych. I chyba rozdrażniło go to i chyba wkurzało go, że wszyscy traktują go jak małe dziecko, ale nie odezwał się, czekał po prostu, milczał uparcie.
Przeprosił już tylko, bo wiedział, że powinien.
- Jasne. W porządku jest, nie przejmuj się. - podsumował tylko, uśmiechnął się nawet, może i uśmiech oczu nie obejmował, ale był, nie ma nad czym się rozczulać przecież. Nic się nie dzieje.
- Dzięki za kawę, ale chyba spadam. - dodał po prostu, bo nie było sensu tego przeciągać. Nie będzie do niego wydzwaniał. Pozwoli mu zapomnieć o sobie po prostu, bo to jedyna słuszna rzecz jaką może zrobić. Więc zaraz znowu słuchawki w uszach, telefon, drzwi, znowu wmieszać się w tłum i kilka łez popłynęło po twarzy na chodniku, choć starł je szybko i przyspieszył tylko, czując jak jego głupie ciało całe się trzęsie.

koniec.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • — 19
Przekładane raz po raz spotkanie, odwlekane przez sprawy tak błahe, że nie sposób się do nich przyznać, ostatecznie dojść miało do skutku. I to nie tak, że Hargrove po prostu wobec spędzenia czasu z przyjaciółką odczuwał jakąś swoistą niechęć — ba, przez te dłużące się, już teraz ponad dwa lata, niezwykle tęsknił za jej obecnością. Kiedy zniknęła, było dziwnie. Rozumiał jej decyzje, nie odważył się im przeciwstawić, a jednak gdzieś tam w środku serca tlił się żal o to, że mu nie zaufała. Do niedawna nawet poddawał w wątpliwość słuszność tej ucieczki, tak brawurowo twierdząc, że sam stawiłby czoła potworom codzienności. Teraz wiele się zmieniło; teraz sam posiadał przeświadczenie, że wszędzie będzie lepiej, niż tutaj. Prześladująca go niczym najgorsze widmo rozprawa, ciężkie decyzje i liczne rozczarowania, które przysparzał innym, zmuszały go do codziennego sprawdzania cen biletów. Wczorajszym zamiarem była Europa; dziś zaledwie — Kalifornia. I choć w szaleństwie tym nie było mądrej decyzji, wiedział, że jedynie Adore będzie w stanie go jakkolwiek zrozumieć. Szepnąć słowo lub dwa, którym on pewnie się po prostu podporządkuje — gdy się kogoś zna tak długo, niemalże całe życie, łatwo mu zawierzyć w każdej kwestii. Skoro więc jasne profity wynikać miały z tej ich wspólnie wypitej kawy, doprawionej plotkami i streszczeniem minionych lat, dlaczego tak bardzo zapierał się przed ustaleniem konkretnej daty? Ano, chyba po prostu chodziło o to pierwsze powitanie po tak długim czasie. O swego rodzaju niezręczność, wymuszoną na obojgu przez ten czas, gdy nie rozmawiali wcale. Czy dochodziła już trzecia zima, odkąd się nie widzieli? Ciężar tego naturalnie wiązał się ze śmiercią jego siostry, przypadającą mniej więcej na ten sam czas, gdy Adore wyjechała. I o zgrozo, jako że człowiek ulega tak głupim emocjom, jakoś te dwie sprawy połączyły się dla niego i życie było trudniejsze. Nie dlatego, że miał do Marquez pretensje, a dlatego, że żałował, że nie potrafił być dla niej lepszym wsparciem. Skoro jednak odzyskali teraz szansę, by od nowa zbudować tę przyjaźń, niegdyś tak dla niego ważną, postanowił ją w pełni wykorzystać. Zapraszając ją na późny lunch w knajpie, do której zwykli chodzić w nieco innym życiu (bo tych kilka lat temu wszystko wyglądało inaczej, że aż trudno pojąć, że tak naprawdę niewiele minęło), pozbył się tych wszelkich zmartwień, które ostatnio go zatruwały. Stawił się wiec w kafejce nieco przed czasem, zajął stolik z widokiem na znikającą za zasłoną deszczu ulicę i czekał, ze znudzeniem wertując wyuczoną i tak na pamięć kartę menu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/3ZQNjP4.png">

Przy kolejnych pierwszych spotkaniach towarzyszyła jej niemalże obezwładniająca niepewność. Dwa lata nie utrzymywała z nikim kontaktu i nie potrafiła przewidzieć, jakie zastanie reakcje – złość, żal, a może jednak zrozumienie, którego tak bardzo potrzebowała? Czy ktokolwiek z jej przyjaciół był w stanie pojąć, dlaczego mu nie zaufała i zamiast rozmowy oraz przyjęcia pomocy, postanowiła wybrać ucieczkę? Stchórzyła. Zdawać by się mogło, że nie potrafiła obrać innej ścieżki – nawet jeśli obecnie zastanawiała się nad słusznością podjętych przez siebie decyzji. Powrót do przeszłości był jednak niemożliwy, a ona sama musiała się mierzyć z tym, co czego doprowadziła; nawet jeśli na chwilę obecną nie miała pomysłu, jak to rozegrać i w którą stronę poprowadzić swoje życie.
Kolejne zmiany planów i stałe przekładanie umówionego terminu były jej całkiem na rękę, dlatego raz za razem powtarzała, że nie ma najmniejszego problemu lub utrzymywała, że kiepsko się czuje albo coś jej wypadło. Niemożliwe było jednak trzymanie takiego stanowiska w nieskończoność; ostatecznie musieli podać konkrety i pojawić się we wskazanym miejscu i czasie. Wydawać by się mogło, że Adore osiągnęła już mistrzostwo w odhaczaniu niezręcznych spotkań, a jednak każde kolejne przeżywała dokładnie tak samo i nie potrafiła zapanować nad stresem, spowodowanym wyrzutami sumienia. Bo jakby nie patrzeć – porzuciła swoich bliskich, nie kierując w ich stronę najmniejszej informacji, sugerującej, że ma się względnie dobrze. Jeśli zaś chodzi o Gabriela, dochodziła tutaj jeszcze jedna kwestia – coś mu powiedziała. Uchyliła przed nim rąbka tajemnicy, zdradzając, że miała romans. Prawdopodobnie. Nie była w stu procentach pewna, bo w najgorszych momentach nieco traciła kontakt z rzeczywistością; z czego absolutnie nie była dumna.
Mimo wszystko do ponownego spotkania podchodziła entuzjastycznie. Cieszyła się, że ich drogi ponownie się skrzyżują i miała cichą nadzieję, że przebiegnie to w miarę naturalnie. Gdy weszła do kawiarni, podeszła do niego bez wahania i ucałowała na przywitanie w policzek. – Dobrze cię wreszcie zobaczyć – powiedziała, unosząc kącik ust w uśmiechu i zajmując miejsce przy stoliku. – Wybrałeś już coś? – zapytała, spoglądając na menu, chociaż od początku planowała zamówić to samo co zwykle.
Ostatnio zmieniony 2021-04-16, 12:52 przez adore marquez, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Unosząc ku górze kącik ust, z tak sporą łatwością formujący się ostatecznie w serdeczny uśmiech, dał jej znać, że wszystko jest w porządku. Spodziewając się, że przez swoje zniknięcie Adore odnaleźć może wyłącznie pretensje wśród innych znajomych, gotów był po raz kolejny stać się dla niej wsparciem. Nie musiał nawet specjalnie powstrzymywać się przed przypadkową lawiną pretensji, zawierającą w sobie te minione lata ciszy, bo gdy tylko ją zobaczył upewnił się, że nie odczuwa wobec niej jakiejkolwiek złości. Jak mógłby? Była dla niego niegdyś zbyt istotną częścią codzienności, a jedynym jego życzeniem na teraz był powrót tamtej relacji. Nawet jeśli sam nie wiedział, czy aby na pewno pozostanie w Seattle, bo wizja ucieczki była kusząca, tego odnawianego kontaktu nie zamierzał zrywać. I o ile ostatnio uszanował jej decyzję i pozwolił jej zniknąć, tak tym razem zamierzał walczyć o tę choćby jedną rozmowę miesięcznie, bo nigdy przy nikim nie odczuwał takiego spokoju ducha, jak przy Adore Marquez.
— Nie mają już naszego ciasta. Wyobrażasz sobie? Zastąpili je jakimś tworem z tofu i rodzynkami — mówiąc to pokręcił z niedowierzaniem głową, wciąż wlepiając spojrzenie w beżową kartę dań. Nieważne jednak ile razy przeczytał od góry do dołu tę samą rubrykę, w miejscu ciasta, które zwykli zamawiać niegdyś, jawił się jakiś unowocześniony wynalazek. Co prawda Gabe ufał właścicielom lokalu, ale same rodzynki zdecydowanie nie były jakkolwiek zachęcające. — Więc jednak zdam się na ciebie, decyduj — stwierdził w finale, wzdychając lekko i odsuwając w końcu od siebie menu, na moment wracając wzrokiem do scenki dziejącej się za oknem. Wciąż jednak deszcz swoją kurtyną przysłaniał szarzejące miasto, a on uzmysłowił sobie, że nieco się boi. I nie wie, czy aby na pewno może udawać, że nie stało się nic takiego, czy jednak wolałaby odbyć to spotkanie w innej formie. — Ładnie wyglądasz — powracając do niej w końcu spojrzeniem, ośmielił się stwierdzić coś, co i tak było oczywistością. Bo Adore zawsze wyglądała pięknie, nawet wtedy, przed laty, gdy tak szczelnie opatuliła się depresją. — Jak się czujesz? — spytał poważnym tonem, uważnie się jej przyglądając. I tak naprawdę tylko to się liczyło; nie to, co robiła przez te minione miesiące. Nie to, czy rozwiązała swoje problemy, czy wyjaśniła z innymi te wszelkie komplikacje — tylko to, czy było już lepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niezmiennie była zadziwiona ogromem wsparcia, jakie dostawała od swoich najbliższych. Absolutnie nie spodziewała się, że akurat pod tym względem jej powrót przebiegnie tak gładko – bo chociaż kolejnym spotkaniom towarzyszyły nerwy, nad którymi niekoniecznie potrafiła zapanować, nie mogła narzekać. Nie powinna narzekać. Bez wątpienia gromadziła wokół siebie wartościowe osoby, którym – ku jej ogromnemu zaskoczeniu – zależało przede wszystkim na jej szczęściu i psychicznym komforcie. Nie zmieniało się to przez lata i nie zmieniło również teraz; gdy wracała z powrotem pod ich skrzydła. Gabe nie był tutaj wyjątkiem. Zresztą ufała mu, jak niewielu osobom na tym świecie. W tych gorszych chwilach, często stawał jej się opoką. Pomimo początkowej niepewności, niewątpliwie cieszyła się, że go widzi – co równie dobrze mógł wyczytać z jej rozpromienionej twarzy. Nareszcie, tak? Nareszcie miała go tuż obok i absolutnie nie zamierzała ponownie z tego rezygnować.
- Naprawdę? – zapytała, marszcząc przy tym brwi. Chociaż już chwilę wcześniej uwiesiła spojrzenie na – zdawałoby się – znajomym menu, teraz zdecydowała się prześledzić je dokładniej, z westchnieniem odkładając kartę na stół. – To chyba najboleśniejsza zmiana, jakiej doświadczyłam od powrotu – rzuciła, chociaż rzeczywistość malowała się nieco inaczej. Od tego czasu miała zdecydowanie większe zmartwienia. Nie spodziewała się jednak, że brak ulubionej pozycji w karcie dań (a w zasadzie ciast), mógłby ją tak zaboleć. – Mogłam się domyślić, że zrzucisz to na mnie. Jeśli w trafię w twoje gusta, nie będzie to wyłącznie moja wina – powiedziała, z powrotem spoglądając na listę, z której wybrała najodpowiedniejszą pozycję. Prawdopodobnie najbardziej zbliżoną do tego, co jedli tam na co dzień. I zamówiła, gdy tylko obok nich pojawił się przywołany spojrzeniem kelner. – Dziękuję. Ty również prezentujesz się niczego sobie – odpowiedziała na komplement. Gabe zawsze prezentował się dobrze; tego akurat nie mogła mu odmówić. Gdy zadał jej pytanie, zawahała się nieco. Nikt wcześniej nie zaczął rozmowy w ten sposób. Zresztą nikt inny nie wiedział tyle, co on, więc i teraz postanowiła postawić na szczerość. – Jestem zagubiona – przyznała, bawiąc się przy tym kartką papieru, z zapisanym menu. Musiała coś zrobić z rękami. – Łudziłam się, że kiedy wrócę, wszystko będzie wyglądać inaczej. Absolutnie nie sądziłam, że wrócę do punktu wyjścia i nadal będzie na mnie czekać tak dużo niezałatwionych spraw. Głupie, prawda? Nie da się zacząć od zera, posiadając tak ogromny bagaż – westchnęła. Podświadomie wiedziała, ze nie ma takiej możliwości.

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

#1

Były ciepłe letnie dni, ale Katie to nie przeszkadzało. W domu miała klimatyzację, w samochodzie z resztą też - w większości cywilizowanych miejsc można było się chłodzić. Knajpy, sklepy i galerie miały przyjemną temperaturę, a jej niewielki antykwariat był w starej kamienicy, wiec też było dość chłodno. Dlatego też nie narzekała na temperatury, ale już nie mogła się doczekać, aby wyjechać z mężem i córką na dwutygodniowe wakacje. Wszystko było już zaplanowane, ładny apartament w Fort Lauderdale już był zarezerwowany. Zanim to jednak miało nastąpić, trzeba było jeszcze trochę żyć normalnym życiem. A Katherine była dość zajętą kobietą. Choć starała się, aby móc poświęcać córce jak najwięcej czasu, a mimo wszystko chwytała się różnych zajęć, nie tylko takich, na których można sporo zarobić.
Zamawiała właśnie mrożoną kawę, aby nieco odetchnąć, gdy będzie rozmawiać z Natalie o zbliżającym się wernisażu. Miała w torbie duży notes i ulubiony długopis. Głowa była pełna pomysłów. Kończyła zamówienie kawy (duża, mrożona kawa, z migdałowym mlekiem i dwiema pompkami syropu czekoladowego), trochę to trwało, bo nie było to standardowe zagranie. Nie było jednak problemu, bo Natalie ewidentnie nie było jeszcze w kawiarni. Stąd brunetka mogła spokojnie wybrać stolik, który jej najbardziej odpowiadał. Nie, żeby była specjalnie wybredna, ale było kilka wolnych miejsce, które różniły się od siebie.

autor

B.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| outfit

Fakt faktem, pogoda w Seattle ostatnio dopisywała i Natalie coraz częściej korzystała ze słońca – chodziła na spacery, zaglądała na plażę miejską i szukała po prostu inspiracji, mając nadzieję, że coś ją natchnie. Od czasu śmierci Matthew, wydawało jej się, że każdy obraz, który namalowała był do wyrzucenia. Nie czuła inspiracji, czuła za to pochłaniającą pustkę odkąd mężczyzna zginął w pożarze. Dlatego starała się nie nakładać na siebie presji, czasami siadała w pracowni z pędzlem w ręku i czekała, aż jakaś wewnętrzna muza w końcu podsunie jej jakikolwiek pomysł – portret, krajobraz, cokolwiek co by się nadawało do wystawienia w galerii. Bezskutecznie. Dzisiaj jednak nie myślała o malowaniu ani niczym takim. Zamierzała spotkać się z przyjaciółką i porozmawiać o wernisażu i kilku młodych, obiecujących artystach, których obecnie Nat próbowała przekonać do wystawienia swoich prac w Artistic Souls.
Na spotkanie wpadła odrobinę spóźniona – nie z własnej winy, po drodze ktoś miał wypadek i najzwyczajniej w świecie zrobił się korek. Całe szczęście spóźniła się tylko trochę, więc gdy zobaczyła przy stoliku przyjaciółkę, pomachała jej z uśmiechem i tylko podeszła do lady, by zamówić cold brew. Po chwili już podeszłą do Katherine i uściskała ją serdecznie.
– Wybacz spóźnienie, korki – wyjaśniła szybko, ściągając z nosa okulary przeciwsłoneczne i siadając naprzeciw kobiety. – Wszystko w porządku? Jak tam młoda? Kiedy wyjeżdżacie? – zapytała z uśmiechem, bo na pewno wiedziała o planowanych przez Wheterby wakacjach.

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Kath znajdowała sobie sporo zająć, aby nie mieć zbyt dużo wolnego czasu na myślenie i tak dalej. Prawda jest taka, że nie układało się w jej prywatnym życiu najlepiej, ale to jeszcze nie był ten moment, aby była gotowa porozmawiać na ten temat z kimkolwiek, zaczynając od jej męża. Na przyjaciół czas pewnie przyjdzie później, na razie brunetka starała się ten żal zagłuszyć pracą i obowiązkami.
Najwyraźnie Natalie podchodziła do tematu bardzo podobnie, choć jej problemu były wyraźnie większe, bardziej namacalne i przede wszystkim zrozumiałe. Oczywiście, nie umniejszało to temu, co gryzło Kathrine, po prostu były inne. A co najgorsze, albo też najlepsze, mogło się to dość łatwo zmienić - na gorsze albo na lepsze z upływem czasu.
-Siadaj, nic się nie stało-stwierdziła Katie, widząc swoją przyjaciółkę. Naprawdę nie przejmowała się tymi kilkoma minutami-Albo zamów sobie coś najpierw, ja już mam kawę-wskazała na kubek stojący na stole, obok rozłożonego notesu.
-Tak, jak najbardziej. Jedziemy za trzy tygodnie, już się nie mogę doczekać-powiedziała swobodnie, zupełnie jakby nic jej nie gryzło.

autor

B.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Natalie nie miała zielonego pojęcia o problemach przyjaciółki. Oczywiście, gdyby Wheterby potrzebowała wsparcia, Natalie z pewnością by jej go udzieliła. Sama jednak nie miała zbyt dużego doświadczenia, jeśli chodziło o jakiekolwiek problemy małżeńskie. Ona i Matthew byli bardzo zgodną parą i właściwie nigdy nie zdążyli zaliczyć nawet jakiejś pierwszej, poważnej, małżeńskiej kłótni.
Od śmierci jej męża minęło już dwa lata i to nie tak, że Nath nadal codziennie chodziła na jego grób. Pogodziła się z tym. Przeżyła to. Po prostu czasami zaczynała sądzić, że miała już swoje bajkowe zakończenie i że po prostu nic lepszego już jej nie spotka. Zastanawiała się jednak, czy kiedykolwiek będzie w stanie namalować coś, co faktycznie będzie dobre, co jej się spodoba i co będzie mogła wystawić w swojej galerii. Prawda była taka, że brakowało jej malowania, ale jednocześnie nie do końca potrafiła malować w tym momencie życia. Taki paradoks. Usiadła faktycznie naprzeciw przyjaciółki.
– Już zamówiłam, zaraz dostanę swoją kawę – stwierdziła z uśmiechem i spojrzała na kobietę. – Och, to fantastycznie. Dopięliście wszystko na ostatni guzik? Na pewno organizowanie teraz wystawy to nie dla ciebie problem? Wiem, że przy mężu i dziecku masz ograniczony czas – stwierdziła z lekkim uśmiechem, zerkając na przyjaciółkę. Nie chciała być problemem i dodatkowo jej obciążać.

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Gdyby Katie potrzebowała się wygadać, czy chciała wsparcia, to na pewno nie miałaby problemów, aby porozmawiać o tym z Natalie - choć na pewno nie byłaby to łatwe, przyznać się do czegoś aż tak osobistego. I to był dość specyficzny problem, nawet nie tyle medyczny, co ... No po prostu niesamowicie osobisty i subiektywny. Na razie dziewczynie starczało, że może o tym porozmawiać z mężem. Nie chciała poruszać tego tematu z nikim innym, nawet nie była gotowa, aby pójść do lekarza z tym problemem.
Natalie była jeszcze młoda, wszystko mogło się zmienić bardzo raptownie. Pewnie, nie jest łatwo, gdy ktoś niespodziewanie umiera, zwłaszcza, gdy się planowało starość z tą osobą, ale trzeba być gotowym na to, aby w którymś momencie zrobić krok do przodu i to nie stojąc nad przepaścią. Było to na pewno skomplikowane, ale malarka miała pełne wsparcie od Katharine, na tyle na ile ta potrafiła je okazać.
-W miarę wszystko zorganizowane, to nie nasz pierwszy raz-kiwnęła głową. To nie była wyprawa autostopem przez Azję, tylko rodzinny wyjazd na Florydę. Bilety na samolot kupione, hotel zarezerwowany, czego chcieć więcej?
-Daj spokój, nie ma problemu, to nic wielkiego-stwierdziła. Jakby nie chciała, albo nie mogła, to by się nie zaangażowała, po prostu. Była dobrze zorganizowaną osobą, więc radziła sobie z wieloma obowiązkami. -Potrafią się zająć sobą nawzajem, Natalie, wiesz dobrze...-zauważyła, bo przecież znały się nie od dziś.

autor

B.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Natalie w pewnym sensie to rozumiała. Sama, gdy potrzebowała wsparcia, zwracała się po nie właśnie do przyjaciół, ale jednocześnie oczywiście nie chciała być dla nich ciężarem. Dlatego na temat śmierci swojego męża, praktycznie się nie wypowiadała. Ot, zbywała go nawet tuż po pogrzebie. Uważała, że tak będzie znacznie prościej, niż rozsypywać się przy każdej wzmiance o Matthew, by potem na nowo się próbować pozbierać. Na szczęście problem Katherine był do wyleczenia. Nat zmarłego męża wskrzesić raczej nie potrafiła.
Niby wszystko mogło się u niej zmienić, ba! Właściwie trochę się zmieniło, bo przecież ostatnio Derek się jej oświadczył. Inna sprawa, że nawet nie byli razem, zrobiła się z tego wielka szopka, a sama Natalie koniec końców zgodziła się pójść z nim na układ, by uniknąć kompromitacji i przy okazji wypromować swoją galerię wśród jego licznych, bogatych znajomych.
– No tak, racja, ale nadal to duże przedsięwzięcie z rodziną – uśmiechnęła się. Ona zazwyczaj latała sama, maksymalnie z mężem czy znajomymi, więc zazwyczaj organizacją zajmowali się wspólnie. Tutaj większość obowiązków pewnie spadała własnie na Katie.
– Wiem, doskonale wiem. Moja przyjaciółka, Willy jest organizatorką przyjęć i rozkręca własną firmę, więc pomyślałam, że część mogłybyśmy zlecić jej – stwierdziła z delikatnym uśmiechem – Będzie trochę więcej ludzi, bo Derek, mój… Eks ma przyprowadzić swoich znajomych – stwierdziła cicho i westchnęła – Ale jego znajomi będą myśleć, że jesteśmy jakby… Zaręczeni – dodała, przygryzając nerwowo dolną wargę.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „The Chelan Cafe”