WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To był jednak jego wybór. Griffith go jednak nie miał – dlatego w jego oczach ten miał gorzej. Jego pobyt w armii lekki nie był, ale niczego nie żałował. Nie był tam sam. Poszedł tam z przyjacielem, którego rodzina to sami wojskowi. Może nawet tamten nie był pewny czy tam iść, ale nie miał innego wyjścia? Cóż, jeśli kiedyś znajdzie się taki kumpel to wtedy ustali się wersję. Jedno było jednak pewne, że uratował mu tyłek i naprawdę ulżyło Ryanowi, że był wtedy przy nim. To już jednak przeszłość. Nie zamierzał wracać do wojska. Gorzej bo skończył tak, że być może nie doczeka się potomstwa. Były na to marne szanse, niemal graniczące z cudem. Tak, jakby dostał po jajach. Chociaż całe szczęście, nie dosłownie. Ale pewnie Blake nawet o tym nie wiedział. Nie chwalił się tym, chyba, że pytał się go kiedyś o jakieś dzieciory. To mógł wtedy coś powiedzieć. W każdym bądź razie od niego samego bez powodu to by nie wyszło. Ewentualnie mógł być jeszcze narąbany w cztery dupy… to może już bardziej prawdopodobne.
Walka o pokój – obrona kumpla.
Drugie z dwóch było ważniejsze. Chociaż zapewne uratował niezliczone ilości innych żyć. Najbardziej szkoda mu było dzieci, które były najbardziej niewinne w samym środku tego całego syfu.
Nauk pewnie trochę wynieśli ze swoich własnych doświadczeń. Na nich obydwu miało to jakiś wpływ, aczkolwiek Mitchell to jednak Mitchell. Nie zmienił się drastycznie, by kumpel nie mógł poznać kumpla. Czasem może miał jakieś dziwne akcje, ale nie było to do nieopanowania. Wystarczyło jedno słowo i już można było go do pionu postawić. Zdawał sobie sprawę, że przez ostatnie nieprzyjemne wydarzenia w jego życiu był nieco rozchwiany emocjonalnie. Także nie dziwne, że Blake mógł mieć obawy, że coś zrobi temu typowi. Jednak nawet nad sobą panował. Kate była całym jego życiem. Jej utrata najbardziej go podłamała, bo na niej mu najbardziej zależało. Musiał jednak żyć dalej bez niej. Już teraz i tak było z tym lepiej.
Nie pozwoliłby by tamten go uderzył. Szczególnie, że to wszystko wygląda jak wygląda i trochę jego kumpel ma związane ręce, skoro dałby się oklepać temu bezmózgiemu idiocie. Dobra, nikt nie wróci życia tym kobietom. Ale najpierw trzeba coś widzieć, by mieć powód do atakowania, a nie tylko coś przypuszczać. Przez to rodzi się wiele nieporozumień w różnych sytuacjach niszczących czyjeś życie. I to działało Mitchellowi na nerwy właśnie. Ta głupota ludzka.
Jego nowej umiejętności nie poznał. Chociaż mógł sam sobie coś wymyślić, ale tego nie robił. Zajęty był już innym tematem. Niestety.
Dobrze, że tak się to zamachnięcie tamtego skończyło. Trochę byli za bardzo w centrum uwagi przez to wszystko. Podchodzili do nich nieznani mu ludzie i to znacznie młodsi. No mogło zrobić się dla niego dziwnie. Wolał ograniczyć się do rozmów jednak do minimum z innymi. Jedyne co mógł zrobić to odpalić papierosa jakiego od niego wziął, ale czy tutaj wolno było w ogóle palić? Niby na świeżym powietrzu byli, to chyba wolno. Jednak ciągle coś mu przeszkadzało. Napić się nie było kiedy. Zapalić też.
- Popieprzone to wszystko. Nie mogę zrozumieć takich ludzi. Nie mogę. Też bym go zostawił. Kto wie, czy zaraz jeszcze czegoś nie odwali… nawet jeśli tak teraz stęka – mruknął. Nie był złym facetem. Po prostu nie byli winni mu żadnej pomocy. Lepiej było się trzymać od tego z daleka, bo faktycznie może się z tego zrobić jakiś większy młyn jeszcze. Chociaż może rozumowanie było słuszne Griffitha? – Przynajmniej tyle można zrobić – przyznał mu rację z tymi ochroniarzami.
Przeszedł z nim na bok i nawet już będzie pilnował tej kolejki. Potem zapali, jak tylko piwo im kupi i pójdą gdzieś na bok. Do tego miał kolejne towarzystwo młodego chłopaka. Uniósł brew i wysłuchał go.
- Tego tam? – kiwnął na leżącego typa. – Zdecydowanie nie – rzucił z westchnięciem i pozwolił sobie na małą pomoc młodemu. – Słuchaj, tam są ochroniarze, powiedz im co i jak, niech oni się tym zajmą najlepiej – zaznaczył, kiwając głową z stonę przyjaciela, że ten tutaj przy nim, może pomóc z tematem.
- Zaraz się o tym przekonam – rzucił krótko odnośnie uwagi o piwie, bo zajęcie kolejki ciągle aktualne i właśnie mógł się przysunąć bliżej, do jego źródła.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdy Nora spytała czy zna Blake'a, Robert kiwnął głową z miną znawcy.
No jasne... znaczy słyszałem w telewizji. Chyba w jakiejś plotkarskiej gazecie mignęła mi również jego twarz — odparł, nie zagłębiając się w szczegóły, dotyczące jego opinii o całej sprawie. Nie chodziło tylko o to, że wyszłaby jego niepewność, ale i dlatego, że obgadywany gość stał stosunkowo niedaleko. Mógłby się wkurzyć znowu słysząc swoje imię.
Potarł policzek, na kolejne słowa blondynki, reagując z faktycznym zainteresowaniem. — Kancelaria? Jesteś adwokatem? —spytał. Oczywiście nie chodziło mu o ten likier, a o taki zawód, jakby ktoś nie wiedział. Zaimponowało mu to. Nora prawdopodobnie była kobietą sukcesu, wykształconą, robiąca niezwykle ważne i w dodatku poważne rzeczy. Nie to co on. Nie każdy bierze zawód pisarza na poważnie, chociaż jest tak naprawdę zawodem jak każdy inny. Są ludzie, którzy uważają to dalej za hobby, nawet jeśli zbija się na tym krocie. Dla samego Roberta był to zarówno zawód, praca dzięki której ma środki do życia jak i pasja, dzięki której kocha to, co robi.
W pewnym momencie podszedł do nich najstarszy syn Mae, George. i to wcale nie było najgorsze. Dodatkowo miał ze sobą srajmajtka, trzyletniego Charles'a. Patrzył na chłopaka, słuchając jego słów jak sparaliżowany.
Co? Ty? Ja? Geo... — syczał, mając ochotę rozerwać siostrzeńca na strzępy. Uniósł spojrzenie na Norę i uśmiechnął się do niej uroczo, jakby nic niezwykłego sie właśnie nie stało, przyciskając jednocześnie głowę Charliego do swojego uda, aby sie przypadkiem nie zgubił. — Charles. Najmłodszy syn mojej siostry — wyjaśnił, po czym pospiesznie dodał:
To na pewno nieporozumienie. Zaraz oddam go matce.
Nadal lekko się uśmiechał, z pozoru jak najbardziej spokojny i opanowany. W rzeczywistości gotował się w środku, wybierając sposób odegrania się na Mae. Wyjął telefon i zaczął wymieniać z Colemanową smsy.
Stańmy w kolejce — zaproponował, biorąc dzieciaka na ręce i opierając go sobie na biodrze. Oprócz Jagera z Red Bullem dla Roberta i drugiego dla Nory, udało im się wyprosić o kubek samego energy drinka, którym Brown bez jakichkolwiek wyrzutów napoił gówniaka. Nadal nie mógł uwierzyć, że to się stało. Z wiadomości tekstowych wynikało, że to intryga obmyślona i wykonana przez samego George'a, więc brunet zaczął powoli obmyślać sposoby odegrania się na nastolatku, który popsuł mu kolejną randkę. Znaczy... podryw. Nie. Po prostu rozmowę z uroczą, mądrą Norą Kennedy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="tm0"><div class="tm1"><div class="tm-tytul">EVENT
<b>WEST SEATTLE SUMMER FEST</b></div></div><div class="tm2"><div class="tm3">
Tuż po zakupie alkoholu – i red bulla – skierowaliście się w bardziej spokojną okolicę. Niemniej jednak, nawet tam, dochodziły was słuchy o podejrzanych zdarzeniach z innych punktów festiwalu.
Na co dzień cichy Charlie bardzo chętnie korzystał z nieobecności swojej matki, maczając usta w gazowanym napoju. Pomrukiwał coś wesoło, ewidentnie rozbudzony, od czasu do czasu przebiegając między wami, łapiąc za nogi czy wieszając się na rękach – ilekroć był w stanie ich dosięgnąć.

Nora – wyciągając się równie wesoło, co i beztrosko w twoim kierunku, chłopiec zahaczył rączką o twoją dżinsową kurtkę. Czujesz, jak palce klinują się w fabrycznej dziurze, a potem – w akompaniamencie rwanego materiału – poszerzają ją do zdecydowanie większych rozmiarów.
Robert – atmosfera pośród gapiów staje się coraz bardziej napięta. Ludzie mówią o podejrzeniach podłożonego ognia, inni o usterkach i niedopatrzeniach. To, wraz z drobnym wypadkiem chłopca sprawia, że malec zaczyna czuć się przytłoczony, panikuje i… zaczyna płakać.

Zadanie grupowe dla was:
Sytuacji nie poprawia fakt, że mijający was ludzie zaczynają zwracać na was uwagę. Pojawiają się pierwsze komentarze, które śmiało podważają jakość waszego rodzicielstwa. Rosnące przerażenie i dopowiadane historie na temat zagrożenia sprawiają z kolei, że chłopca trudno jest powstrzymać przed histerią – zaraz też zaczyna tłamszonym w płaczu głosem deklarować, że… chce do mamy.
Co zrobicie? Czy zdecydujecie się znaleźć inne, bardziej bezpieczne i odpowiednie dla dziecka miejsce? Czy w pierwszej kolejności odnajdziecie i zwrócicie go matce, czy może ciekawość weźmie górę, a wy spróbujecie rozeznać się w plotkach o podpaleniach – potwierdzić je lub zdementować?

<br><br>
Pośród tłumów coraz częściej dają się wychwycić niepokojące hasła o domniemanych podpaleniach. Wszystko to może i dałoby się wetknąć pomiędzy czcze plotki, ale ziarno wątpliwości wzbudza zachowanie ochroniarzy – ci, których zamierzaliście zaangażować w „akcję ratunkową”. Okazują się oni skupieni na całkowicie innym celu.

Kiedy odsuwacie się od poszkodowanego, ktoś decyduje się zająć sprawą w pojedynkę. Wygląda na to, ze nie musicie już przejmować się leżącym na ziemi mężczyzną.

Zadanie grupowe:

Shahruz – pomiędzy grupką ludzi, w kierunku których zmierza para ochroniarzy, w stanie jesteś wyszczególnić młodego mężczyznę wspominającego coś o „puszczeniu tego miejsca z dymem”.

Ryan, Blake – z przeciwnej strony dostrzegacie kobietę, której twarz zakryta jest bandaną – zdaje się posyłać w kierunku leżącego na ziemi mężczyzny jakieś sygnały. Czy wzbudza to wasze podejrzenia? Zdajecie się być jedynymi, którzy zwrócili na to uwagę.

To, na kim – i w jaki sposób – zdecydujecie się skupić, wpłynie na dalszy rozwój sytuacji nie tylko w temacie waszej rozgrywki, ale również w pozostałych tematach festiwalu objętych nadzorem MG.

Najbliższy post MG pojawi się 24.08.2020 o godzinie 20:00.

</div> </div></div>
Ostatnio zmieniony 2020-08-23, 14:51 przez Misty Silhouette, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Griffith z konsternacją wymalowaną na twarzy, w międzyczasie odpalając papierosa (wcale nie dbał o to, czy może, czy nie, skoro i tak już był na językach), ponownie skierował się do Ryana, który zdawał się rozmawiać z jakimś mężczyzną, ale też - na szczęście - był bliżej początku kolejki. Z tego mógł być zadowolony, lecz bynajmniej nie cieszyło go to, że został - kolokwialnie mówiąc - zlany przez ochronę, którą zabsorbowało coś innego. Z jednej strony nie powinno go to obchodzić - skoro w swoich oczach zrobił wszystko, co mógł, by jakkolwiek pomóc nieznajomemu mężczyźnie, a z drugiej zaś, przemawiało przez niego człowieczeństwo, sugerujące, że niefajnie byłoby, gdyby tamten został zadeptany przez tłum pędzący na koncert Abby. I oczywiście miał z tyłu głowy również to, że reporterzy, jak i osoby pstrykające instagramowe ujęcia nie śpią, zatem (niestety) zapewne znajdzie się na co najmniej jednej focie z ów facetem.
- Ktoś coś mówił o jego siostrze? - zapytał, wcześniej wypuszczając w bok kłęby dymu. Spojrzenie przeniósł z Mitchella na faceta, który do nich dołączył i nie wiedział, czy to znajomy jego przyjaciela, czy przypadkowy przechodzień. Słowa, jakie zakodował, także były zaledwie strzępkami całości, więc nic dziwnego, że ten uznał, iż kobieta wyczyniająca jakieś dziwne modły nad zwłokami poległym awanturnikiem, była jego krewną.
- To dobrze, może pomoże mu się ewakuować, zanim zrobią z niego miazgę - mruknął, ruchem głowy wskazując swoim towarzyszom "siostrę", której twarz częściowo zakrywała bandana. Nieszczególnie go to zdziwiło prawdę mówiąc - jemu samemu byłoby wstyd podchodzić do gościa, a przecież sam dopiero co wyszedł z więzienia. Podał Ryanowi zapalniczkę, aby i on mógł sobie spokojnie zapalić (jeśli już odebrał ich piwa i nadal chciał zajarać), a w następstwie podał rękę nieznajomemu.
- Blake. - Nie lubił się przedstawiać, witać nowych ludzi, z prostego powodu - często w odpowiedzi słyszał kpiące: wiem, a jego dłoń finalnie wracała na miejsce, bez uściśnięcia drugiej. Gdzieś w tle jego uwagę (nikłą, ale jednak) przykuły hasła o dymie, a on mimowolnie wywrócił oczami.
- Kurwa, to też im przeszkadza? - rzucił w eter, strzepując popiół z tlącego się papierosa. Wiedział, że na festiwalu będą czekały na nich różne atrakcje, ale nie spodziewał się, że w grę mógł wchodzić jakiś pożar. Gdy odebrał swój kubek z piwem, upił łyk i spojrzał na Ryana oraz Shahruza.
- To zabieg celowy, byśmy szybko się nie upili, dlatego sprzedali nam wodę o smaku piwa? - Uniósł pytająco brew, ale posłane pytanie było z serii tych retorycznych, więc bynajmniej nie oczekiwał z ich strony żadnej odpowiedzi. Co jakiś czas rzucał kontrolnie okiem na rodzeństwo , by zarejestrować, czy się już zebrali z terenu, czy nadal są w pobliżu.
- Nie umiem zdecydować które z nich zachowuje się dziwniej -
skwitował, między zaciągnięciem się dymem, a łykiem napoju niskoprocentowego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy Ryan dał mu do zrozumienia, że leżący na ziemi facet nie należał do kręgu jego znajomych, tylko pokiwał głową. W sumie raczej nie kojarzył, aby jego patologiczny sąsiad miał wielu przyjaciół, więc to by się zgadzało. Pozory jednak często myliły, toteż wolał się upewnić.
Propozycja pogadanki z ochroniarzami nie wydała mu się ani trochę radosna, tym bardziej, że wciąż pamiętał, jak zaledwie parę dni temu ktoś z ich branży rzucił się za nim w pościg w supermarkecie. Co prawda nie zrobił tego bezpodstawnie - Shahruz miał zamiar zwędzić stamtąd jedno piwo - ale niesmak pozostał. Pokręcił więc szybko głową.
- Niee, to nie ma sensu - stwierdził, choć bez przekonania. - I tak pewnie nie byłaby w stanie go stąd odebrać, chleje dzień w dzień - to akurat była prawda. Hale kojarzył ich rodzeństwo głównie przez to, że on był strasznie agresywny, a ona codziennie chodziła w takim stanie, że ledwo trzymała się na nogach. W sumie miał jej numer tylko dlatego, że od czasu do czasu chodził dla niej po alkohol do sklepu, w podzięce dostając jakieś piwko. To się dopiero nazywała znajomość z korzyściami.
- Z jednej strony nie wiem, czy wydałbym znowu na to swój hajs, ale z drugiej chyba nie ma co tu liczyć na coś lepszego - tak skomentował jakość tutejszego piwa, która pozostawiała wiele do życzenia. Trochę żałował, że nie przewidział takiego stanu rzeczy i nie przemycił na teren imprezy własnego alkoholu. Z nim na pewno lepiej by się bawił.
Kiedy doszedł do nich drugi chłopak, Shah skinął mu głową, nie rozpoznając w nim żadnego seryjnego mordercy. Jego świadomość społeczna leżała i kwiczała, wobec czego wiadomości nie bardzo go obchodziły, zwłaszcza te lokalne. Te międzynarodowe zdarzało mu się od czasu do czasu wyłapywać, głównie dzięki obcykanemu w świecie bratu.
- To raczej nie ona - stwierdził, kręcąc głową. - Znaczy nie widzę dokładnie twarzy, ale gdyby to była ona to raczej nie chodziłaby na dwóch nogach. - Przesadne picie źle działało na równowagę, sam coś o tym wiedział.
Wcisnąwszy piwo, które trzymał w prawej dłoni, w zgięcie łokcia, ścisnął wyciągniętą rękę Blake'a, całkiem zadowolony, że tak szybko znalazł nowych kumpli.
- Shah - przedstawił się, a słysząc jego komentarz o piwie zaśmiał się z niedowierzaniem. - Przed chwilą powiedziałem dokładnie to samo. Myślicie, że przyjmują tu gdzieś zażalenia? - Na co dzień raczej nie zachowywał się jak Karen, która wszędzie szukała okazji do rozmowy z menadżerem, ale to piwo było jawną kpiną. Serio, na co on w ogóle wydał swoje pięć dolarów?
Upiwszy kilka dużych łyków z jednego kubka, rozglądnął się dookoła, kontynuując poszukiwania jakichś znajomych, gdy nagle jego wzrok spoczął na grupce podejrzanych osób. Wydawało mu się, czy jedna z nich wymamrotała do reszty coś o "puszczeniu tego miejsca z dymem"? Zmarszczył brwi, przyglądając się im uważniej, ale wtem jakieś przepychające się w kolejce dziewczyny na moment przysłoniły całą bandę, a kiedy w końcu się uspokoiły, po podejrzanym facecie nie zostało ani śladu.
- Ej? - zagadnął swoich nowych kolegów. - Tak z ciekawości, totalnie bez związku z tym, co tu się dzieje... jak myślicie, jakie są szanse, żeby doszło tu do jakiegoś wybuchu? - Przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji, musiał najpierw się z kimś skonsultować.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zapali. Pewnie, że tak. Skoro Griffith nie miał żadnych skrupułów to i on nie powinien. Bez żadnych komentarzy. Pewnie tego im po prostu było teraz trzeba, bo jak inaczej można było to odreagować? Bo chyba nie kiepskim piwem. A jak obydwie wersje się potwierdziły (zarówno u Blake, jak i tego nowego) zanim on jeszcze zamoczył swoje usta, to co tu było jeszcze sprawdzać? Kątem oka dostrzegał, że coś zaczyna się wokół dziać. Coś niepokojącego może, ale i też nie było co bezpodstawnie reagować na to. Nie był kimś, kto często czuje niepokój przez to tylko, że ktoś powie „puszczę to miejsce z dymem”. A na razie jedyny ogień jaki ten widział to ten, kiedy odpalali razem z przyjacielem fajki z zapalniczki. Temat tego leżącego kolesia uznał już za nie jego sprawę. O ile dalej nie będzie skakać, jak wcześniej.
- Nie zwracaj uwagi – pozwolił sobie tylko powiedzieć na uwagi innych o paleniu, sam pewnie zaciągając się po raz kolejny już. Tamci się przedstawili, to i pewnie on uścisnąłby dłoń nijakiemu Shan, ale te aktualnie miał zajęte to tylko kiwnął mu głową.
- Ryan – przedstawił się i wtedy pewnie dopiero zaczął pić swoje piwo, gdzie cmoknął jedynie, ściągając do siebie wymownie brwi. Mówiło to więcej, jak paręnaście słów o jego opinii. Słuchał ich przez moment z uwagą. Jednocześnie przyglądając się całej sytuacji.
Zażalenia?
- Może i przyjmują, ale czy coś z tym zrobią. Kombinują jak mogą by coś zarobić. Raczej nie dbają o nasze dobro – zaznaczył te ostatnie słowa kierując już nawet do Blake, bo było to także w odpowiedzi na jego pytanie.
- Dziwna sprawa – rzucił dopalając papierosa. Niedopite piwo odłożył na bok, na stoliku. Ot, chyba wolał poszukać coś lepszego, jak pić dalej te siki.
- Coś tu nie gra, ale nie można powiedzieć, czy faktycznie to coś poważnego czy nie. Chociaż ochrona wygląda właśnie na zajętych… - chociaż czy to powód do paniki? Aktualnie nikt nie rzuca granatami, ani nic się nie dymi. Nikt nie wyciąga gnatów czy innych niepokojących sprzętów. Oczywiście ostrożności nigdy za wiele, ale aktualnie nie widział tu niebezpieczeństwa. Czujny może być ewentualnie w jakimś stopniu, by w razie faktycznego niebezpieczeństwa jakoś zareagować.
- Napiłbym się lepszego piwa - rzucił do Griffitha.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dopiero po tym, jak Ryan odpalił papierosa, którym wcześniej go poczęstował Griffith, ten złapał się na tym, że skoro w ich niewielkiej, męskiej ekipie mają jeszcze jedną osobę, może ten nie chciał być tylko biernym palaczem. Odebrał swoją zapalniczkę, po czym jeszcze raz sięgnął do kieszeni po paczkę i sugestywnie skierował ją w stronę nowego znajomego. Może popełnił faux pas, bo ten był - na przykład - wielkim przeciwnikiem dymu i krzywo patrzył na wszystkie osoby, które paliły, ale jakoś się tym nie przejmował. Możliwe też, że gdzieś w tej paczce czaił się jeden, pojedynczy i zabłąkany joint, którego nie zdążył wypalić. Przed odsiadką krzywo patrzył na tego typu używki, ale po niej... jego nastawienie do pewnych spraw uległo zmianie - zaczął palić, a znajomy w trakcie przeprowadzki uraczył go skrętem. Nie planował się uzależniać (bo kto o zdrowych zmysłach by tego chciał?), ale z nimi nieco łatwiej było znaleźć pozytywne nastawienie do ludzi i urządzania nowego domu. Aż dziwne, że wnętrze wyszło mu całkiem normalnie, a na ścianach nie wisiały, na przykład, kubistyczne obrazy, reprodukcje dzieł Pabla Picasso, albo jedne z wielu, gdzie inspiracją był Dalí.
- Ja ich chyba nie znam. Jego, ani siostry. Tej tam... też nie - mruknął, po czym wsunął sobie fajkę między usta i wzruszył lekko ramionami. Zaciągnął się przyjemnie łaskoczącym dymem, a jego strugę posłał w bok. - Widzę, że to żadna strata - dodał - ale skoro to nie siostra, to może jakaś... partnerka. Byleby nie okazało się, że to jakiś kult religijny i właśnie składa ofiarę - prychnął, trochę z odrazą, trochę z rozbawieniem, ale na pewno przebijało się przez to powątpiewanie. Cała ta sytuacja prezentowała się... nietypowo. No, może pomijając początek - bo przekonany był, że prędzej niż później ktoś go zaczepi. Liczył jednak, że na tym się skończy, potem będą mogli zniknąć w tle, a ludzie skupią się na koncercie. Tymczasem ochrona była zainteresowana tajemniczymi półsłówkami, kobieta w bandanie na twarzy wyczyniała modły, a koleś - jak leżał, tak leży nadal. Griffith nie kwapił się, aby im pomóc, tym bardziej po tym, co usłyszał od nowego kolegi.
- Na pewno - rzucił kpiąco, ale dodał do tego pobłażliwy uśmiech. - Możemy zaryzykować i spróbować kupić je gdzieś indziej - zasugerował, rozglądając się nieco uważniej po terenie i dostrzegając więcej sygnałów, niżeli przed minutą. Na twarzach kilku osób dostrzegł grymasy, na innych strach - wciąż chodziło o niego? Chyba nie... Przekierował spojrzenie na Hale'a, kiedy wspomniał coś o wybuchu.
- Niekiedy wydaje mi się, że przydałby się jeden i konkrety. - Najlepiej Wielki Wybuch, choć może nie tutaj, ani w tej chwili. Jak na ironię, chcąc odszukać inne miejsce, gdzie mogliby zakupić coś lepszego do picia, zaabsorbował go widok przy strefie gastronomicznej. Na jego czole odruchowo pojawiła się pionowa zmarszczka.
- Kurwa mać. - Posłane w eter niecenzuralne słowo, było spowodowane tym, że faktycznie dostrzegł unoszący się stamtąd czarny dym, a może zupełnie nie - a Blake zobaczył kogoś, kogo nie chciał (albo: nie spodziewał się) zobaczyć? Chyba że... jedno i drugie? We'll find out.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Rzeczywiście, ciężko było o tym nie słyszeć – powiedziała już ciszej i odwróciła się w stronę Robba. Nie było potrzeby uporczywego wpatrywania się w Griffitha i jego znajomego, skoro ich oprawca definitywnie nie stanowił już zagrożenia. Usłyszawszy pytanie bruneta, pokręciła przecząco głową. – Raczej pomagam adwokatom rozwiązywać sprawy. Jestem śledczą – nie lubiła się tym chwalić, szczególnie płci przeciwnej, która słysząc cokolwiek o śledzeniu, brała Norę za osobę potencjalnie niestabilną emocjonalnie i wrogą. Tymczasem nie dość, że na co dzień była zajęta ważniejszymi rzeczami niż stalkowanie facetów, to dodatkowo nie szukała związku ani miłości. Było jej więc bardzo wszystko jedno, co robi jej przygoda na jedną (bądź kilka) noc, kiedy nie leży z nią w łóżku.
Otworzyła usta, chcąc zapytać Roberta o jego profesję, gdy nagle podeszła do nich dwójka dzieci. No, może niekoniecznie dzieci, bo jeden z nich zdecydowanie był w wieku nastoletnim, ale spoglądając na drugiego, blondynka szybko stwierdziła, że powinien przebywać w domu z nianią, zamiast krążyć po terenie festiwalu wypełnionym pijanymi ludźmi. Uśmiechała się coraz szerzej i szerzej, bo krótki, acz wyjątkowo zabawny wywód Georga, stawał pisarza w wyjątkowo niezręcznej sytuacji – na jego twarzy malowała się wściekłość przemieszana z konsternacją.
– Cześć Charlie – Kennedy pomachała dziecku, które z głową przyciśniętą do uda wujka wyglądało komicznie. Jakby bardzo chciało się uwolnić, ale nie miało ku temu żadnych perspektyw. – Możemy do nich podejść, jeśli chcesz. Gdziekolwiek są – zaproponowała w międzyczasie. Sama nie była największą fanką dzieci. Właściwie nie miała z nimi dużej styczności, przez co nie do końca wiedziała, jak się nimi zająć. Robert najwyraźniej również nie, skoro poił go energetykiem. Nora przy kasie kupiła też wodę, którą następnie odkręciła i podała niezapowiedzianemu gościowi. – Chyba nie masz swoich dzieci, co? – kąciki ust powędrowały ku górze, gdy butelka znów znalazła się w jej rękach.
– Ile masz lat, Charlie? – zapytała, gdy stali już z nowymi drinkami poza kolejką, ale nie doczekała się odpowiedzi. Mały kaszojad spuchnął, zaczerwienił się i zaczął wyć w niebogłosy, krzycząc, że chce do mamy. To nie mogło dobrze wyglądać. No po prostu, kurwa, nie mogło – dwójka młodych ludzi, z alkoholem w kubeczkach i dzieckiem zwiastującym całemu światu, że nie są jego rodzicami. Chwilę później usłyszała też dźwięk rozprutego materiału. To jednak jej nie obchodziło – zastanawiała się tylko nad tym, jak uniknąć zainteresowania gapiów. Dlatego też wykorzystaławyciągnięte w jej stronę rączki chłopca i – za zgodą Browna, po oddaniu mu Jagera – wzięła go na ręce. – Spokojnie mały, twoja mama zaraz przyjdzie. Czy widzisz, co tam jest? – podtrzymując go ramieniem, palcem wskazała na balon unoszący się w powietrzu. – Może chcesz coś pysznego do jedzenia? No, nie płacz już – materiał na matkę roku.
Posłała Robbiemu łagodne spojrzenie pod tytułem: nic się nie stało. Bo to nie jego wina, prawda? Widziała zaskoczenie mężczyzny, więc z pewnością nie była to sytuacja, o której został wcześniej poinformowany.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mem sytuacyjny

Patrzył jeszcze chwilę na mężczyznę leżącego na ziemi, po czym na Blake’a, ale koniec końców odwrócił wzrok, tak jak Nora i dalej tego nie komentował. Nie był to temat, który wzbudziłby w nim szczególnie silne emocje. Dużo bardziej interesował go zawód rozmówczyni. Kiedy powiedziała, że jest śledczą jeszcze bardziej go to zafascynowało. Sam śledził ludzi od czasu do czasu i w jakimś tam naciąganym stopniu również było to związane z jego pracą. Poza tym dokładnie tak jak ona, nie chciał się tym chwalić. Jeżeli ona uważała, że mogliby ją wziąć za niestabilną, to co dopiero powiedzieliby o nim? Byłby świrem i zboczeńcem. Prawda była jednak taka, że pewnych rzeczy był zwyczajnie ciekawy, tym bardziej, że takie śledcze wyprawy fantastycznie inspirowały. Już miał na końcu języka swój wywód na temat śledzenia innych i gdy otwierał usta, aby podzielić się swoim skrzywieniem, z resztą w tym samym momencie, w którym i ona otworzyła usta (pewnie wyglądali jak dwie rybki po wyjęciu z wody), pojawili się gówniak ze smrodem.
Zerknął na blondynkę, gdy ta witała się z trzylatkiem. Może nie wszystko jeszcze stracone? Mężczyzna odpisał na kolejnego smsa, a na propozycje Nory pokręcił lekko głową, oderwał się od telefonu i uniósł wzrok wprost na nią.
Nie trzeba. Napisałem siostrze gdzie jesteśmy i zaraz podejdzie po małego — odparł z wyraźną ulgą i lekko się uśmiechnął.
Charliemu bardzo smakował słodki napój gazowany. Nawet zdrowo mu się odbiło po kilku łyczkach. Wodą nie był za bardzo zainteresowany, ale w końcu i na nią się skusił. W pierwszym momencie nie był pewny jak odpowiedzieć na zadane przez Norę pytanie. Mógł powiedzieć po prostu, że faktycznie nie ma dzieci, ale to chyba nie było do końca zgodne z prawdą, nawet jeżeli wiedział pod jakim kątem pytała. Za to gdyby powiedział, że ma, to mogłoby to prowadzić do kilku niezręcznych pytań, kończących się wyznaniem przez Roberta prawdy o tym, jak stracił córkę zanim się urodziła, a wtedy mógł na zawsze pożegnać anielską Panią z kancelarii.
Momentami mam wrażenie, że mam dzieci siostry… nawet jeżeli po zastanowieniu nie brzmi to najlepiej — zażartował więc, wzruszając beztrosko ramionami. Gdy kobieta zagadała do Charliego i wzięła go na ręce, Robert musiał przyznać, że do twarzy jej z dzieckiem. Nawet jeżeli to dziecko darło się wniebogłosy, czerwone i spuchnięte na twarzy. Dobrze, że Brown nie zauważył, że chłopczyk rozdał kurtkę należącą do jego towarzyszki. Pewnie chciałby się wtedy zapaść pod ziemię. Zdawało się za to, że płacz siostrzeńca niespecjalnie mu przeszkadza. W końcu nie takie rzeczy znosił. Ponownie rozmarzył się, widząc jak blondyna próbuje uspokoić tego małego trolla, drącego ryja.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="tm0"><div class="tm1"><div class="tm-tytul">EVENT
<b>WEST SEATTLE SUMMER FEST</b></div></div><div class="tm2"><div class="tm3">
Blake, Ryan, Shah: rozwój zdarzenia, w które siłą rzeczy zostaliście wciągnięci wraz z „atakiem” awanturującego się jegomościa, teraz zaczynał przybierać na tempie.

Skutki waszych działań mają się następująco;

Ze zrozumiałym dystansem odnieśliście się wobec leżącego na ziemi mężczyzny oraz kobiety, która zdawała się sygnalizować mu coś za pomocą charakterystycznych gestów. Nic dziwnego – na poszkodowanym agresorze swoją uwagę skupili niemal wszyscy. Niezaalarmowani podejrzanym zachowaniem gapie pozostali więc nieświadomi czyhającego zagrożenia. Ono z kolei nadeszło bardzo szybko. Nieopodal usłyszeliście ostry, przeszywający huk; przypominający raczej wybuch fajerwerków, niżeli wystrzał broni – bez wątpienia jesteście w stanie pojąć, że ktoś rzucił petardę. W tej samej chwili dziewczyna z bandaną – wykorzystując zamieszanie – po prostu rozmyła się wraz z kontuzjowanym napastnikiem Blake’a w szaleńczej migracji przerażonego tłumu.

Czyżby właśnie na tym polegało ich dziwne zachowanie? Chcieli odwrócić uwagę festiwalowiczów?

Niespokojny szmer w tej samej chwili przeciął czyjś krzyk, świadczący o tym, że jakiś nieszczęśnik znalazł się o złym czasie, w równie złym miejscu – będącym jednocześnie miejscem wybuchu.

Ktoś na pewno przyznałby, że niepokojące sygnały powinny zwrócić waszą uwagę – że mogliście zareagować – ale – wasze obecne położenie sprawiło, że zamiast narażać własne bezpieczeństwo, zdawaliście się być jedynymi, którzy (miejcie to proszę na uwadze) w stanie byliby wskazać podejrzanie zachowujących się ludzi.

O ŻEŻ KURWA! POMOCY!Shahruz; w głosie rozpoznajesz tego samego mężczyznę, który groził „puszczeniem festiwalu z dymem”. Czujecie swąd spalenizny, a w tumanie gęstego dymu dostrzegacie, że ten sam facet z widocznym trudem ciągnie po ziemi masywnego dość chłopaka, kurczowo zaciskającego dłoń na krwawiącym brzuchu.

T-to nie t-tak… t-to nie tak miało wyglądać! Nie chcieliśmy nikomu zrobić krzywdy! KURWA! WRACAJCIE TUTAJ I MI POMÓŻCIE! TCHÓÓÓRZEEE! – Krzyczał za blondynką i lekko wstawionym mężczyzną, któremu pomogła pozbierać się z ziemi (wydawało wam się, że przemknęli gdzieś w kierunku Food Courtu). W tej samej chwili zauważa was. – HEJ! HEJ, WY! POMÓŻCIE MI GO STĄD ZABRAĆ! Gdy podchodzicie bliżej nieznajomego zauważacie, że na jego pasku zawieszone jest dziwne urządzenie z kabelkami w różnych kolorach. Ryan, jesteś byłym wojskowym. Od razu rozpoznajesz, że są to niebezpieczne materiały wybuchowe.

Nora, Robert, mały Charlie wydaje się być nie tylko przerażony nieobecnością swojej rodzicielki, ale również i tym, co dzieje się wokoło. Może to tylko zbieg okoliczności, a może jakaś dziecięca intuicja, która wprawiała go w niespotykany dotąd niepokój. Uzasadniony – chciałoby się powiedzieć – i eskalujący w chwili, w której nieopodal was doszło do wybuchu petardy. Na całe szczęście zdążyliście znaleźć się na obrzeżach strefy alkoholowej; w bezpiecznej odległości od całego zajścia.

Przestały liczyć się krytyczne spojrzenia i komentarze przechodniów, które i tak ucichły w mgnieniu oka. Wy sami dostrzegacie natomiast wyłaniającego się z miejsca wystrzału, przeklinającego w głos mężczyznę, który ciągnął ze sobą zakrwawionego, poszkodowanego chłopaka. W jaki sposób zareagujecie? Czy pozwolicie narazić bezpieczeństwo swoje – jak i dziecka – czy może odeskortujecie je tam, gdzie powinno się znaleźć; do jego matki?

Jedno jest pewne, okolica przestała być bezpieczna już dawno – wam natomiast pozostaje decydować o tym, w jaki sposób wyjść z tego cało. Mae oraz Rhys ruszą za waszymi wskazówkami.

Robert – zadanie dla ciebie: po ustaleniu planu działania z Norą musisz przekazać siostrze wskazówki, jak ma do was (ciebie?) dotrzeć. Problem w tym, że… ktoś nagle wspomina o niewidomym mężczyźnie, który utknął na płonącym, diabelskim młynie. Czy zwrócisz na to swoją uwagę?

Najbliższy post MG pojawi się 27.08.2020 o godzinie 20:00.

</div> </div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A więc Ryan i Blake. Fajnie, ledwo przyszedł i już miał nowych kolegów. Ha, wcale nie potrzebował tych frajerów, którzy nazywali się jego przyjaciółmi, i którzy nie chcieli tu z nim dzisiaj przyjść. Radził sobie znakomicie.
Prychnął z rozbawieniem na słowa Blake'a o potencjalnym kulcie religijnym. Miał nadzieję, że jego wersja wydarzeń była nieprawdziwa, i że nie staną się świadkami żadnej sceny, w której mroczny awanturnik przebija nieskalaną dziewicę sztyletem umoczonym w jagnięcej krwi. Tego byłoby za wiele.
- Raczej nawet najgorsze sekty mają jakieś tam wymagania odnośnie członków - stwierdził, chociaż w sumie na kultach znał się jak krowa na tabliczce mnożenia. Miał jednak swoje domysły.
Mógł nie być zadowolony ze smaku piwa, ale, w przeciwieństwie do Ryana, nie odłożył swoich kubków. Mentalnie był jeszcze szczylem - trochę żal było mu wydanej kasy, no i w sumie alkohol to alkohol. Szkoda tylko, że był taki łapczywy i od razu kupił sobie dwa kubki, bo teraz musiał się męczyć. No ale trudno, nikt w sumie nie powiedział, że życie będzie łatwe. Czasami nawet tacy szlachetni ludzie jak on mieli pod górkę.
Nowi znajomi nie przejęli się za bardzo jego pytaniem o wybuch, nie udzielili mu też żadnej konkretnej odpowiedzi, więc siłą rzeczy jego czujność znowu postanowiła uciąć sobie drzemkę. Skoro nikt nie wykazywał powodów do paniki, on również nie zamierzał jej siać. Dopił piwo z kubka, w którym miał go mniej, a potem rzucił go w kierunku kosza. Oczywiście chybił, ale nawet nie pofatygował się, aby zebrać swoją własność i zutylizować ją jak cywilizowany człowiek. Po ziemi i tak walało się już mnóstwo śmieci.
Już miał zamiar zaproponować, aby dali sobie spokój z tą całą farsą i odbili do jakiegoś najbliższego baru w celu degustacji jakiegoś lepszego piweczka, lecz w tym samym momencie rozległ się huk i Shahruz aż podskoczył, gdy koło jego nóg przeleciała petarda.
- Kogo pojebało? - warknął wściekły, bo z tego wszystkiego aż wylał na siebie połowę tego nieszczęsnego piwa z drugiego kubka. I chociaż trunku ani trochę nie było mu szkoda tak perspektywa walenia piwskiem przez resztę dnia nie za bardzo urządzała nawet takiego wątpliwego czyściocha jak on.
Od razu rozpoznał w krzyczącym mężczyźnie faceta, który jeszcze minutę wcześniej z ekscytacją wyrażał się o wszczęciu rozróby. Zmarszczył brwi, po czym przeniósł wzrok na typka, któremu ten pierwszy najwyraźniej usiłował pomóc. Nie wyglądał za ciekawie, krwawiąc z brzucha, kiedy koleżka ciągnął go po ziemi niczym worek kartofli.
Polecenie kolesia było proste, ale Shahruz zdecydowanie nie kwapił się do tego, aby je wykonać. Dlaczego miałby pomóc komuś, kto jeszcze chwilę temu miał zamiar, cytując, puścić to miejsce z dymem? Odsunąwszy się na krok, spojrzał na Blake'a, a potem na Ryana, chyba oczekując, że ktoś powie mu, jak powinien zachować się w tej sytuacji. Normalnie aż wróciły do niego flashbacki z Iranu.
<center> <img src="https://i.imgur.com/lUuJhQT.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: 120px; margin-top: -30px;" width="280px"; height="150px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/1b35c8c055e ... a384a.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/cf370c88776 ... aecc5.gifv" style="border-radius: 0px; position: relative; border: #ca9a0b solid 1px; padding: 2px; margin-top:40px;" width="145px" /> <br>
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 8px; text-align: justify; color: black;padding-top: -40px; margin-top: -22px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 320px; color:#301800;"><center>i felt out so low, felt nowhere to go, but i know you wait for me</center>
</div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ogólnie starał się nie narzekać na kogokolwiek. Czy to młodsze czy starsze osoby, miał do czynienia z szerokim gronem ludzi w swoim otoczeniu. Mowa głównie o miejscu jego pracy, gdzie do klubu bokserskiego, chodziło naprawdę zróżnicowane towarzystwo. Nie spodziewał się jednak, że przyjdzie im właśnie stać z młodszym kolegą. Nastawił się na samo towarzystwo Griffitha, ale jak widać coś nie poszło zgodnie z jego założeniami. Bo nagle nikt się ich nie bał, czy nie uważał ich za złe towarzystwo, a nawet chciał z nimi sobie pogawędkę prowadzić. Cóż, pozostaje tylko to zaakceptować. Ot, taki towarzyski Mitchell niech będzie. Sytuacja jednak nie działała na korzyść nowych znajomości, bo ku jego zaskoczeniu zaczęło się faktycznie robić niebezpiecznie. Kto by pomyślał, że w takim miejscu może dojść do takiego ataku. Nie spodziewał się, bo to tylko festiwal, który nikomu nie wadził. Żadne polityczne gówno, czy coś, co sprawiłoby, że zechciałoby się jakimś zamachowcom na ataki. Ci z sekty w sumie też mieli porąbane w głowach. Nie mało też było psycholi wśród niby to zwyczajnych ludzi… więc może jednak nie powinno go to wcale dziwić? Jakby niebezpieczeństwo czaiło się wszędzie. Kurde, ale nie można tak żyć i myśleć, gdzie się nie pójdzie to będzie kolejny atak. Nie był przecież dalej na misji!
Skręt by mu teraz nawet nie pomógł się rozluźnić, czy co by tam jego przyjaciel miał przy sobie. Piwa nic nie wypił praktycznie, oprócz łyka. Tyle co fajkę zdążył spalić. Reporterzy robiący z życia Griffitha większe piekło to pikuś w porównaniu do czegoś takiego, co to się zaczęło potem dziać.
Blake mówił, żeby tu nie iść? Kurna mówił. I co? I Ryan swoje, koncertów mu się zachciało. I teraz mają.
Teorii mogło być wiele. Co tu się dzieje… z kim mają do czynienia? Akcja zaczynała nabierać tempa. Nawet nie było kiedy poszukać tego lepszego piwa. Biedni oni w trójkę (i nie tylko), bo jednak nie było się z czego cieszyć za bardzo. Koncertu już pewnie nie będzie. To co oni powinni, bardziej powinni ochroniarze, którzy mniej ogarniali prawdopodobnie od nich. I kiedy Ci nic nie robili, to tamci (czyt.ochroniarze) latali w sumie nie wiadomo gdzie, niczym kurczaki bez głów.
Jebnęło petardą. Ciało drgnęło samoczynnie, oczy w większym skupieniu powędrowały nie w tamtym kierunku, a w miejsce, skąd to nadeszło. Dopiero potem mógł zobaczyć ucieczkę tamtej dwójki – dziewczyny z bandaną i tym niby poszkodowanych chojrakiem, gdzieś w kierunku Food Courtu. Potem ten cały syf z tamtym typkiem, ciągnącym zakrwawionego na brzuchu chłopaka.
- Lepiej stąd spadaj młody. Blake Ty też – rozkazał niemal, obawiając się o życie kumpla i nawet tego nowego towarzysza. Ot włączyła mu się czerwona lampka w końcu, gdzie cywile powinni się ukryć. Chociaż nie sądził, że Blake go tak zostawi. Powiedział to jeszcze przed zobaczeniem materiałów wybuchowych kiedy szedł z pomocą tamtym wołającym. A jak je zobaczył, to dopiero poczuł, że się spiął.
- Spieprzamy stąd. I to już!– rękę wyciągnął by zachowali dystans i za nic nie podchodzili, a nawet szybko się oddalili, co pewnie sam zaczął robić. W głowie już trybił, jaki zasięg mogą mieć te niebezpieczne materiały wybuchowe. Czy powinien obezwładnić tego typa? A co jeśli zapalnik trzyma już na palcu i to kwestia sekund, kiedy wybuchnie?
- Wszyscy spieprzać stąd! – krzyknął już donośniej do ludu, kiedy znaleźli się w dalszej odległości, bo raczej tam nie zostali? Nie było tu już bezpiecznie - to było pewne.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W zakładzie karnym wiele widział, czy tego chciał, czy nie - przez drobne bójki, po ciężkie pobicia i planowanie jeszcze brutalniejszych rozgrywek między osadzonymi, co bezpośrednio miało prowadzić do pozbycia się jednego z nich. Niejednokrotnie sam oberwał; głównie na początku, podczas pierwszego roku, kiedy to był nowy, niedoświadczony w więziennych realiach i oceniany wyłącznie przez pryzmat wyroku, jaki zapadł. Zdarzało się też tak, że mieli do niego negatywne podejście - przez znaną matkę, która obsmarowała kogoś w artykule, lub ojca - inwestora, kiedy ten podczas tworzenia kolejnego start-upa, nie dał szansy osobie, jakiej powinien. W zasadzie czy byłby bardzo zdziwiony, gdyby teraz ktoś zaczął się bić, w tym wszystkim pojawiłby się nóż, a oprócz nietypowych znaków, w grę doszły inne obrzędy? Zapewne nie. Problem jednak w tym, że jego poczucie człowieczeństwa bardzo często było przesłaniane przez znieczulicę, która nie chciała, aby reagował, jeżeli nie jest z czymś bezpośrednio związany. Z tym gościem-awanturnikiem nie był, a i tak - subiektywnie - zrobił dużo, kiedy próbował powiadomić ochronę, aby ci zwrócili na niego uwagę.
- Pewnie tak - zgodził się z nowym znajomym, dodając do tego lekkie skinienie głową. Strzepał popiół z peta, po czym upił łyk piwa, bardziej zaabsorbowanym tym, co działo się dookoła, niżeli jego smakiem - a raczej brakiem smaku. Ludzi dookoła nagle ponownie zrobiło się znów sporo, choć tym razem nie byli zainteresowani Griffithem, a okolicznościami. Te zaś, jasno sugerowały, że powinni się ewakuować - a wybuchająca petarda i wyłaniający się człowiek z drugim, jaki miał na sobie ślady krwi, tylko umacniali tę teorię.
- Ja pierdolę - wymsknęło mu się, na widok zarówno faceta, krwi, jak i tego czegoś, co miał przypięte. Co prawda nie był wojskowym, ale nie wyglądało to na niewinną zabawne, a w kontekście tego, co tu się działo, można było wywnioskować jedno: to jeszcze nie koniec imprezy...
- My mu pomożemy, a on się odwdzięczy i wysadzi nas w powietrze? -
mruknął, ale tak, by tylko Shah i Ryan go słyszeli. Kątem oka spojrzał to na jednego, a potem drugiego. Gdy przyjaciel kazał mu się ewakuować, zdecydowanie pokręcił głową i wrzucił peta do kubka z piwem, a i ten gdzieś odłożył. Lepiej było mieć aktualnie wolne ręce, tak w razie czego.
- Gdzie ta jebana ochrona -
syknął, rozglądając się, ale poza większą ilością dymu dookoła, przestrachem na twarzach ludzi i kierującego się z trudem faceta z balastem w postaci drugiego, nie dostrzegł kogoś, kto chciałby pomóc poszkodowanemu. Korzystając z zamętu - i nie wiedząc, czy w tym popłochu ktoś już to zrobił - wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer alarmowy.
I chyba też zaczął mieć flashbacki, ale z pamiętnej imprezy przy plaży pięć lat temu, po której to został skazany.
- To miał być festiwal z dobrą muzyką i gwiazdami, West Seattle Summer Fest, a nie jakaś rzeźnia - powiedział głośniej, by dyspozytor po drugiej stronie słuchawki mógł wyłapać miejsce. - Cokolwiek zamierzasz z tym zrobić... - urwał, brodą wskazując urządzenie z kabelkami. - Nie próbuj. Wtedy nikt nie będzie w stanie wam pomóc, a teraz jeszcze nie jest za późno - stwierdził, unosząc jedną rękę w celu kapitulacji, a później drugą, kiedy wsunął smartfona do kieszeni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– W takim razie zaczekajmy na nich gdzieś z boku – porwana kurtka nie dawała jej się we znaki, gdyby nie poczuła ręki Charliego pomiędzy nićmi, to pewnie nawet nie zauważyłaby powiększenia dziury. – Zaczynają się tu dziać coraz dziwniejsze rzeczy – mężczyzna nadal leżał na ziemi, a przecież wcześniej nie wyglądał, jakby stało mu się coś poważnego. Zwyczajne potknięcie i upadek w dół najwyraźniej przerodził się w coś poważniejszego.
Praktycznie się nie znali, ale Robert mimo wszystko musiał mieć o niej nienajlepsze zdanie, skoro myślał, że informacja o zmarłej córce spowoduje u Nory swojego rodzaju niechęć. Owszem – pewnie pomyślałaby, że nie jest to coś, czym dzielisz się z praktycznie nieznajomą osobą podczas pierwszego spotkania, ale… Nie była okrutna. Pewnie rzuciłaby czymś w stylu przykro mi, ścisnęła go za ramię i zadałaby inne pytanie. Bo zawsze wychodziła z założenia, że drążenie nieprzyjemnych dla kogoś tematów nie ma większego sensu, a ludzi, którzy to robili, bezpardonowo nazywała socjopatami.
Nagle wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Huk petardy na kilka długich sekund zagłuszył inne zmysły. Instynktownie przycisnęła główkę dziecka do piersi i odwróciła się tyłem do miejsca, z którego dochodził dźwięk. Stali kilkanaście metrów od wydarzenia, ale wciąż mieli dobry widok na całą sytuację. Chwilę później zobaczyła potężnej postury mężczyznę, ciągnącego za sobą ranną osobę.
Zmarszczyła brwi i z rosnącym niepokojem zauważyła, że do krzyczącego wcześniej uczestnika imprezy podszedł Blake z dwoma kumplami.
Wszyscy spieprzać stąd!
– Robert… Tutaj dzieje się coś dziwnego – gdyby nie miała na rękach niewinnego Charliego niewątpliwie włączyłaby się do działania. Podeszłaby do chłopaków, zobaczyła, co się dzieje i pobiegła szukać ochrony. Ale w tym momencie bezpieczeństwo chłopca było najważniejsze. – Musimy go stąd zabrać, nie możemy czekać na twoją siostręmoże jej się przewidziało. Może wyobraźnia zaczęła płatać figle. Ale przecież dziwne kable przyczepione do spodni jednego z „krzykaczy” musiały wyglądać podejrzanie.
Odwróciła się do Browna i wbiła w niego spojrzenie błękitnych tęczówek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z pewnym opóźnieniem zaczął zauważać, że wokół dzieje się coś podejrzanego. Na początku był to gwar imprezowiczów, ich rozmowy, śmiechy, śpiewy. W pewnym momencie zaczęło być za głośno, a na twarzach zebranych można było dostrzec strach i panikę, zamiast uśmiechów. Uśmiech Roberta również zaczął powoli schodzić z jego twarzy, jakby chciał uciekać, podobnie do wielu ludzi wokół. Słysząc wybuch petardy drgnął, przez chwilę zastanawiając się czy to nie wystrzał z pistoletu.
Spojrzał na Norę jednocześnie zaskoczony i zdezorientowany. Sprawdził również czy jej i dziecku nic nie jest.
Dobrze, że oddalili się nieco od stoisk z alkoholem, bo to tuż obok nich sytuacja była najbardziej niebezpieczna. W pewnym momencie zobaczył mężczyznę, który ciągnął za sobą rannego chłopaka. Wszystko wydawało się takie surrealistyczne. Jakby nagle znaleźli się gdzieś zupełnie indziej, po drugiej stronie lustra. Usłyszał krzyk, aby stąd spieprzać i nagle uznał, że to genialny pomysł.
Tak, poszukajmy bezpiecznego miejsca. Mam nadzieję, że Mae nic się po drodze nie stało… — mruknął i pomyślał o George’u, który zniknął gdzieś i zapewne nie miał zamiaru trzymać się matki. Cholerny festyn, a pomyśleć, że tak się na niego cieszył. Ułożył dłoń na plecach blondynki i ruszył z nią w kierunku wyjścia. Starał się w miarę możliwości ją osłaniać. Miał nadzieję, że w ten sposób poczuje się chodziarz trochę bezpieczniej. Ona i Charlie.
Ktoś, przechodząc obok, powiedział o osobie niewidomej, znajdującej się na palącym się Diabelskim Młynie. Pierwsza myśl Roberta była taka, że spacer po tak wysokiej, palącej się konstrukcji byłoby ciekawym doświadczeniem. Następna myśl poleciała w kierunku absurdu, jakbym był ślepy na takiej atrakcji jak Diabelski Młyn.
Słyszałaś? Niewidomy na Młynie, to… całkiem… — chciał powiedzieć coś w stylu “zabawne”, “niecodzienne”, “dziwne”, ale powoli zaczął uzmysłowić sobie, że jedną z bardzo niewielu niewidomych osób, które wpadłyby na pomysł przejażdżki Diabelskim Młynem, był Mitch. — Jezu, to chyba mój brat — wypalił i przystanął, po czym odwrócił się, aby zerknąć na Młyn w oddali. Nie było wątpliwości, że się palił i to całkiem dziarsko.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „West Seattle Summer Fest”