WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 001
Dobra, jesteśmy, zabieraj tą swoją zgrabną pupkę i wysiadaj – rzucił, może trochę zbyt długo wpatrując się w Hazel siedzącą na miejscu pasażera w jego nowej beemce. Choć wcale jej nie potrzebował, ojciec i tak uparł się, że jego poprzednie auto jest już wystarczająco zużyte i wystarczająco niebezpieczne by nim jeździć. Czy naprawdę takie było? Oh God, oczywiście, że nie. Tak jak dwie poprzednie fury w posiadaniu których był Harry i które jego ojciec wciskał mu wręcz siłą, bo tak, od zdania prawka miał już może ze cztery różne auta, a w każdym z nich miejsce pasażera zwykle zajmowała właśnie Hazel. Tak jak i teraz, kiedy podjeżdżali pod budynek kina. – Słuchaj, jak będziemy się ociągać to pewnie zostaną same miejsca z przodu. A zamiast bolącej szyi od zadzierania głowy do góry znacznie bardziej wolałbym bolący brzuch od tej ilości nachosów, jakie mam zamiar zaraz nam kupić – nie czekając nawet aż zacznie protestować, że te są niezdrowe a sos serowy jaki Harry zwykł do nich zamawiać tuczący, już sam otwierał drzwi od strony kierowcy, jedną nogę wystawiając na gruby, nagrzany od słońca asfalt. Może i ciężko w to uwierzyć, szczególnie kiedy ktoś choć trochę orientuje się jak wygląda pogoda przez większą część roku w Seattle, ale ten dzień naprawdę był ciepły. Czy wręcz nawet gorący, jak na standardy do których wszyscy mieszkańcy już przywykli. – Myślisz, że spoko będzie ten film? Nawet opinii nie czytałem, zdaję się całkiem na ciebie – dopytał nagle, jeszcze na chwilę przymykając drzwi i zerkając na twardo siedzącą na swoim miejscu Hazel. Nie było mu łatwo tak po prostu na nią patrzeć, kiedy miał tą świadomość, że w miejscu gdzie on chciał być, znowu był Weston. Pieprzony Weston, do którego wróciła gdy tylko wybudził się ze śpiączki. I to nie tak, że Harry życzył mu źle i chciał się go pozbyć, by znów mieć Hazel dla siebie i by znów myśleć nad tym jak powiedzieć jej co tak naprawdę czuje. Ale czy bez niego nie byłoby im łatwiej? Albo inaczej - czy bez niego nie byłoby Harry'emu łatwiej? – Hazel? – przez te swoje własne zmartwienia, czy raczej to jedno wielkie zmartwienie nazywające się Weston, w pierwszej chwili nie zorientował się, że wcale na jego pytanie nie odpowiedziała. – Ej, co jest? – zmartwiony nachylił się w stronę dziewczyny, zatrzaskując na dobre drzwi od samochodu i odruchowo łapiąc ją za dłoń. Nie, nie powinien tego robić. A jednak zamiast puścić, ścisnął te jej delikatne palce jeszcze mocniej. – Jesteśmy już pod kinem, nie? Nie chcesz jednak iść na ten film? Bo dla mnie spoko, możemy porobić coś innego. Tylko powiedz, okej?
Ostatnio zmieniony 2020-07-25, 15:11 przez Harry Thompson, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post


Trochę kręciła nosem na to wyjście. Szukała wymówek i jakby chciała odwlec w czasie spotkanie z Harrym. Jakby podświadomie już wiedziała, że Harry nie przyjmie dobrze tej wiadomość. Właściwie to nie była podświadomość. Ona doskonale wiedziała, że on to zniesie źle. Dlatego też wcale nie spieszyła się z przekazywaniem dobrych wiadomości. Chociaż był jej najlepszym przyjacielem, chociaż kochała go jak chyba nikogo innego na świecie… zdążyła się przez te lata nauczyć, że przy Harrym nie rozmawia się o Westonie i przy Westonie nie rozmawia się o Harrym. Każda z tych wersji mogła się skończyć niepotrzebną awanturą. Zupełnie tego nie rozumiała, bo… bo była po prostu głupiutka, okej. Nie było innego wytłumaczenia. Pod tym względem była niesamowicie głupiutka i naprawdę nie widziała tego, co się dzieje.
Nie chciała mu tego mówić, ale nie chciała też go okłamywać. Gdy odebrał ją z pracy, gdy wsiadła do jego samochodu, a on wesoło trajkotał – to nie mogła mu przerywać. Nie mogła brutalnie ściągać go na ziemię. Dlatego uśmiechała się, kiwała głową i przytakiwała. Wyrzucała z siebie zdecydowanie mniej słów niż normalnie, co powinno wzbudzić jego podejrzenia, ale chyba nawet nie zauważył. Przynajmniej nie do momentu, w którym zatrzymali się pod kinem, a ona nie ruszyła się z miejsca. I w tym momencie warto zaznaczyć, że Hazel kochała kino – każdy jeden gatunek i każda jedna okazja by zatopić się w kinowym fotelu była dobra. Ale no… no właśnie – Nie no, co ty… wszystko jest w porządku. – zapewniła raczej niemrawo, uśmiechnęła się do niego równie mało przekonująco – Przecież mieliśmy iść do kina, tak? Więc idziemy! I przymknę oko nawet na te nachosy! – zażartowała, starając się wykrzesać z siebie cały możliwy optymizm – Głównie dlatego, że umieram z głodu… i normalnie zaciągnęłabym cię na frytki, ale chyba powinnam po filmie wracać do domu. – stwierdziła, już trochę robiąc podwaliny do tego by zrzucić na niego bombę pod postacią „ponownie wprowadziłam się do Wesa”. Zanim jednak zdążył skontaktować i jakkolwiek pociągnąć ją za język – wysiadła z auta, zamknęła za sobą drzwi i jedynie odeszła parę kroków by poczekać aż Harry do niej dołączy. Zrozumiał? Nie zrozumiał? Idą do kina? Nie idą? Nie wiedziała! Nic nie wiedziała. Wpatrywała się w niego tylko tymi swoimi wielkimi orzechowymi ślipiami i w myślach błagała, by nie robił sceny. Chociaż raz!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeszcze z początku gotów był ciągnąć Hazel za język i jakieś milion razy zapytać czy na pewno wszystko jest w porządku, przy okazji snując różne teorie i dopytując tak, że w końcu sama by nie wytrzymała i wszystko mu wyśpiewała. Ani jej słowa, ani ten uśmiech nie były na tyle przekonujące, żeby odpuścił, wysiadł od razu z samochodu i najzwyczajniej w świecie wszedł do budynku kina. Dopiero nieco bardziej energiczna odpowiedź i przystanie na jego wymarzone nachosy sprawiły, że dał sobie spokój. Może to chwilowe zmartwienie? Takie jak to, które dosłownie przed chwilą zaprzątało jego głowę? – Dobra, tak, idziemy – przytaknął więc tylko, na nowo łapiąc za klamkę i jednocześnie puszczając dłoń Hazel. I cholera, on wcale nie chciał jej puszczać. Tęsknym wzrokiem podążał za nią, w miarę jak łapała jakąś swoją torebkę, a potem otwierała drzwi od strony pasażera, zupełnie tak, jakby już gotów był złapać ją po raz drugi a potem spleść ich palce razem, gdy... – Co? Po co? – te krótkie pytania wypowiedział tak odruchowo, że nawet jeszcze nie zdążył dobrze przemyśleć tego, po co Hazel miałaby wracać tak szybko do domu. Przecież czy to nie w ich zwyczaju było szwendanie się po mieście jeszcze na długo po wyjściu z kina? – Ej, dobra, czekaj – pośpiesznie dorzucił, widząc jak dziewczyna wysiada już z samochodu, bardziej skora wejść za tłumem do kina niż zostać i odpowiedzieć na jego mało konkretne pytania. Poszedł więc w jej ślady, na szybko wyskakując z auta i jeszcze szybciej je obchodząc, by zrównać swój krok z Hazel. – Myślałem, że może właśnie pojedziemy coś zjeść – naprawdę starał się brzmieć normalnie, z jakąś tam obojętnością w głosie z którą zwykł odpowiadać za każdym innym razem, kiedy bez problemu przyjmował do siebie odmowę. Chciała z nim pojechać? Dobra. Nie chciała? No trudno, też dobra, najwyżej innym razem. A jednak teraz, kiedy tak naprawdę powinien dać jej spokój i nie dopytywać, skoro ewidentnie temat urwała zamiast go ciągnąć, on musiał inaczej. Cały Harry. – A too... coś się stało? Hm? – i jeszcze, jakby jego poprzednie pytania nie były wystarczające, dorzucił kolejne. Pewnie nawet próbowałby tak do skutku, gdyby tylko nie znaleźli się już za drzwiami wejściowymi, a on powoli nie kierował w stronę kas, które zawalone były tłumem ludzi, poniekąd sugerującym już, że i tak przez większość filmu będzie musiał zadzierać do góry głowę. – Musisz mi przypomnieć na co idziemy. A no i ja funduję, nawet nie próbuj się wykłócać. Te nachosy też.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Będąc zupełnie szczerą to Haze nie marzyła o niczym innym jak szwendać się z nim przez pół nocy po mieście, obżerając się niezdrowym żarciem i ostatecznie kończąc na plaży o wschodzie słońca, bo przecież właśnie wtedy plaża była najpiękniejsza. To nic, że oczy jej się kleiły, a chwilę później zasypiała jeszcze w locie do poduszki. Zawsze było warto! Tylko no cóż… nie teraz, tak? Nie gdy próbowała naprawić wszystkie swoje błędy i wrócić do tego dorosłego życia, które próbowała prowadzić przed wypadkiem swojego narzeczonego. Nie mogła próbować wynagrodzić mu tego, co zrobiła – a niewątpliwie czuła się w obowiązku mu to wynagradzać – i jednocześnie urządzać sobie całonocne maratony szlajania się po mieście z Harrym, prawda? To się gryzło. Tak jak ją gryzły wyrzuty sumienia, że nie powiedziała mu od razu. Teraz? Po tygodniu? Było zdecydowanie trudniej. Nigdy go nie okłamywała, nie w tak istotnej kwestii. Wiedział o niej więcej niż ktokolwiek inny… i chyba właśnie dlatego wychodziła z założenia, że nie mógłby jej kochać. Bo jak? Co za idiotyczny pomysł. Byli przyjaciółmi.
Dlatego gdy znaleźli się już w kinie, rozejrzała się po zatłoczonym holu, lekko się przy tym krzywiąc, bo faktycznie ludzi było ZA dużo. Niemniej i tak stanęli w kolejce. Tylko zamiast skupić się na filmie, wyborze biletów i przekąsek – skupiła się na nim. Zadarła głowę do góry i przyglądała mu się, przygryzając lekko wargę podczas, gdy szukała w głowie dobrej wymówki – Po pierwsze idziemy na…. – szczerze powiedziawszy nie wiem, co grają teraz w amerykańskich kinach, bo chyba nic, bo oni jeszcze nie mają otwartych, więc błagam załóżmy, że Hazel podała mu tą nazwę filmu – Chyba, że nie chcesz… wygląda na to, że miejsca i tak będą kiepskie. Albo… nie wiem, sama nie wiem. Dobrze, chodźmy zobaczyć. – zaczęła się gubić w zeznaniach i w tym, co tak naprawdę chciała robić – I nic się nie stało. Po prostu muszę wrócić, bo… – zaczęła, gdy ktoś ją lekko potrącił w tej kolejce, więc mocniej na niego wpadła, praktycznie przylgnęła do jego torsu, ale wcale ale to wcale jej to nie przeszkadzało. Mało tego. Sięgnęła dłonią do jego koszulki, najpierw strzepnęła z niej jakiś wyimaginowany pyłek, by zaraz lekko oprzeć tam dłoń – Wprowadziłam się do Wesa i nie mogę, nie chcę znikać na całą noc, żeby po prostu szlajać się po mieście.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A tak, dobra, już pamiętam – tytuł filmu nie był jakoś mocno chwytliwy i zapewne gdyby nie Hazel i jej wybór tej właśnie produkcji, nigdy by go nie zobaczył. I nigdy też by nie stwierdził, że akurat wtedy, kiedy oni umówią się do kina, tyle innych osób przyjdzie oglądać... no, to samo. – Co? Nie no, idziemy. Znaczy idziemy o ile zostaną jakieś spoko miejsca, okej? Jak nie to wymyślimy coś innego – odparł z taką lekkością w głosie, jakby nawet przez myśl nie przeszło mu to, co chwilę później na głos powiedziała Hazel. Nie mógł się przecież spodziewać, że całą drogę (czego nie zauważył, warto zaznaczyć) gryzła ją ta właśnie rzecz, fakt, informacja czy cokolwiek czym to coś było - że Butler wprowadziła się do pieprzonego Westona. Nie, kompletnie się tego nie spodziewał, nawet jeśli powinien, nawet jeśli w jego interesie powinno leżeć to, żeby ją zapytać, czy coś takiego planuje. Nie i już. – Co? – nie zdobył się na nic więcej niż to krótkie, wypowiedziane żałosnym, łamiącym się głosem co?, jakby co najmniej dowiedział się właśnie o śmierci ukochanego chomiczka, a nie o tym, że jego przyjaciółka po prostu zamieszkała znowu ze swoim byłym chłopakiem. A może i aktualnym? – Znaczy... CO? – powtórzył zaraz nieco głośniej i pewniej, nie chcąc wyjść na... w sumie to na kogo? Kogoś, komu ewidentnie taka kolej rzeczy nie odpowiadała? Nie było jednak w jego głosie cienia złości, która dopiero po chwili powoli go wypełniła i pod wpływem której mimowolnie zacisnął pięści do tego stopnia, że aż pobielały mu kłykcie. Nie chcąc jednak pokazywać tego przed Hazel, po prostu zabrał ręce do tyłu, tym samym nie reagując na jej dłoń w dalszym ciągu spoczywającą na jego torsie. W normalnych okolicznościach zapewne pokusiłby się o przyciągnięcie jej bliżej siebie, przyjacielskie przytulenie, może jakiś równie czuły gest jak to ściąganie nieistniejących pyłków z koszulki, skoro i tak miał ją już na wyciągnięcie ręki, a te perfumy, które i tak bardzo dobrze kojarzył, czuł znacznie intensywniej niż do tej pory. Może nawet to były te, które dostała od niego na urodziny? – Po co? Hazel, po chuj ty to robisz? – wyrzucił z siebie wreszcie, siląc się na spokojny ton głosu niewystarczająco dobrze, bo jego pytania nie dość, że zabrzmiały ostro, to i oskarżycielsko. Jakby co najmniej to ona zrobiła coś z tym jego chomikiem. – Nie powinienem się wpierdalać, ja wiem. Ale ty też doskonale wiesz, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a jednak, stoisz w niej już po kolana. I co, będziesz szła dalej, aż porwie cię nurt? – może i nie były to wybitne porównania, które zrozumiałby każdy, ale znając Harry'ego tyle lat musiała się domyślić, że po prostu chciał ją dla siebie dla niej jak najlepiej. A ten nurt nie oznaczał niczego dobrego. – Dobra, nieważne – dodał z rozgoryczeniem i machnął ręką zupełnie tak, jakby właśnie się poddawał, jednocześnie kończąc swój wywód o tym, jak bardzo złym pomysłem jest wprowadzanie się do Wesa. – To twoje życie, nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chaos, który panował dookoła nich skutecznie uniemożliwiał jej uważne obserwacje reakcji Harry’ego. Zawsze jej coś przeszkadzało. Zawsze! Może gdyby bardziej się skupiła, może gdyby zaczęła obserwować i zauważać różne rzeczy to wszystko by było łatwiejsze. Może dotarłoby do niej, że sposób w jaki do niej mówił świadczył o czymś więcej, że nie była to tylko nerwowa reakcja najlepszego przyjaciela. Nawet najlepsi przyjaciele tak nie reagują… i to nawet w przypadku niechęci do twojej drugiej połówki.
Ściągnęła mocniej brwi i spojrzała na niego gniewnie, gdy rzucił w nią tym chujem… i ta jego nieproporcjonalnie duża złość. Domyślała się, że zareaguje nerwowo, bo przecież z jakiegoś powodu właśnie obawiała się mu to mówić, ale gdzieś chyba liczyła, że przejdzie bokiem jeśli będą w kinie. Spojrzała na niego spode łba, zabierając już dłoń z jego torsu, bo skoro na nią krzyczał to hej… i wcale nie musiał podnosić głosu, żeby ona odbierała to jako krzyk. Czuła się jakby właśnie dawał jej opierdol i słowo honoru, że nawet się skurczyła o parę centymetrów – Właśnie… – odezwała się wreszcie, gdy odzyskała rezon na tyle, by móc mu odpowiedzieć – Nie powinieneś się wpierdalać. Nie zrobiłam nic złego, Harry… Nie tym razem! – nie tak jak wtedy, gdy zostawiła faceta, z którym planowała wspólną przyszłość, bo był w śpiączce, a ona bała się odpowiedzialności i tego wszystkiego, co wiązało się z dorosłością – Bo co jest złego w tym, że próbuję naprawić coś, co sama spierdoliłam. I oboje dobrze o tym wiemy. Zachowałam się jak suka i ty jesteś jedyną osobą w całym tym popieprzonym świecie, która próbowała mnie bronić. Nie wiem dlaczego. Bo nawet ty musisz wiedzieć, musisz czuć, że to nie było fair. Planowałam ślub do cholery. Ślub. Mieliśmy żyć długo i szczęśliwe, a ja spieprzyłam przy pierwszych problemach. Muszę to jakoś naprawić. Niezależnie od tego, czy to popierasz, czy nie. – zupełnie przestała się przejmować tym, że są wśród ludzi. Wpatrywała się w przyjaciela, była zła i nie rozumiała – Dwa normalne poproszę. – zwróciła się wreszcie do kasjerki, która na nich chrząknęła, bo okazało się, że ten szalony tłum to chyba była jednak jakaś zorganizowana grupa na inny seans. Gdy oni mieli wybierać okazało się, że sala jest praktyczne pusta. Czy to dobrze? Nie była pewna. Nadal patrzyła na Harry’ego spode łba, ale nie odzywała się gdy płacił za bilety i gdy przechodzili dalej, żeby mógł wziąć dla nich te nieszczęsne nachosy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W środku wręcz krzyczał, chcąc jej głośno i dosadnie powiedzieć, że chociaż nie zrobiła nic złego, to robi największą głupotę świata. Tak właśnie postrzegał jej aktualne decyzje, wiedząc co zrobiła wcześniej, mając świadomość tego, dlaczego kilka miesięcy temu, kiedy Wes leżał w śpiączce, ona go zostawiła. Wiedział przecież wszystko i, choć to wydaje się absurdalne, dalej ją kochał. A ona tak po prostu znowu wybierała Westona.
Przestań – rzucił niewyraźnie, zdając sobie sprawę że jeszcze chwila a będą w centrum zainteresowania całego kina, łącznie z tymi dzieciakami z jakiejś wycieczki, które na szczęście powoli oddalały się już w drugą stronę, tym samym wyzwalając w Harrym jakiegoś rodzaju ulgę, że na film który wybrała Hazel jednak idą sami. – Tak, normalne – potwierdził nawet jej słowa, kiwając głową do kasjerki, tak jakby wcale nie usłyszał tego, co przed chwilą wyrzuciła mu w złości. I wiecie co? Wcale nie chciał tego usłyszeć. Nie chciał słuchać ani teraz, ani nigdy wcześniej o tym, że z Bowsleyem prawie stała już na ślubnym kobiercu i to właśnie z nim miała żyć długo i szczęśliwie, tak jak kończyły się wszystkie bajki, które chcąc nie chcąc znał też Harry, po tym jak latami babcie, ciocie i nawet macocha czytała je wszystkim jego siostrom. A jednak usłyszał, zaakceptował i... poddał się? – To weźmiemy te, o tu, na środku – i tak stojąc przy kasach nie mógł sobie pozwolić na żaden komentarz na temat tego, o czym właśnie się dowiedział, więc zaciskając nerwowo szczękę odpowiadał zdawkowo na pytania dotyczące miejsc jakie chcą zająć, rodzaju biletu czy potem ceny, która nie miała dla niego teraz najmniejszego znaczenia. Bez słowa za wszystko zapłacił, by następnie w głuchej ciszy przejść do kinowego baru i zamówić te cholerne nachosy, z cholernym sosem serowym, które w całości miał zamiar oddać Hazel. Przecież była głodna, tak? A skoro nie mogli pojechać na jakieś jedzenie, pozostało mu tylko coś takiego.
I oddał, zarówno nachosy jak i colę, dla siebie zostawiając drugą, której słomkę od razu wpakował sobie do buzi żeby wziąć kilka pierwszych łyków. Przez cały ten czas oboje równo milczeli, posyłając sobie jakieś ukradkowe spojrzenia. A przynajmniej tak właśnie robił Harry, starając się doprowadzić do porządku siebie, swoje emocje i... i naprawdę odpuścić. Nawet jeśli było to cholernie trudne i przynosiło mu ból. – Nie musisz. Niczego nie musisz Hazel. Ty co najwyżej CHCESZ – wyrzucił wreszcie, nie emanując już tą złością jaka wzięła nad nim górę zaledwie kilka minut wcześniej. Może to wspomnienie o ślubie, a może uświadomienie sobie, że Hazel naprawdę musi tego wszystkiego chcieć, trochę go uspokoiły, na miejsce poprzednich emocji przynosząc... smutek. – Chodź, zaraz się zacznie – dodał, już nawet nie zerkając na dziewczynę, na rzecz szybkiego sprawdzenia numeru sali na wydrukowanych dla nich biletach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co do tego, czy robiła głupotę… jeszcze miała dojść! Na chwilę obecną wydawało jej się, że robi najmądrzejszą rzecz na jaką było ją stać. Zwłaszcza, że starała się naprawić błędy. Tak postępują dorośli ludzie, prawda? Więc zachowywała się odpowiedzialnie i prawidłowo. Nie rozumiała więc dlaczego Harry tak bardzo się na to irytował. Naprawdę nie rozumiała. Ale sam fakt, że się wkurzał sprawiał, że jej się to udzielało i dlatego tak na niego patrzyła i dlatego przy okazji warczała. Wolałaby, żeby w nią wierzył. W nią i jej związek. Mówiła o szczęśliwych zakończeniach, gdy no… wiedziała, że wcale nie jest tak jak być powinno. Czuła, że chociaż próbuje to ratować i że postępuje dobrze w ogóle podejmując taką próbę to… nic już niie było takie samo. To jednak zgrabnie przemilczała, żeby nie dawać mu tej świadomości, że ma racje. A przynajmniej nie za szybko!
Wzięła od niego colę. Wzięła nawet te nachosy i znów spojrzała gniewnie, gdy się odezwał – Więc widocznie chcę. A ty mógłbyś wreszcie przestać krytykować każdą jedną decyzję, którą podejmuję. – prychnęła, obrażona, ale oczywiście, że za nim poszła. Bo niezależnie tego jak często się kłócili i jak bardzo jej dogryzał, czy był złośliwy – nie potrafiła się na niego długo gniewać. Nigdy. Właściwie od dzieciaka był jedyną osobą, na którą nie potrafiła się złościć i obrażać. Chociaż pewnie wielokrotnie powinna.
Nic więc dziwnego, że gdy weszli już na salę, gdy zajęli swoje miejsca to opakowanie z nachosami podetknęła też w jego stronę i nawet traciła go nim, żeby się czasem on nie obrażał i jadł. Chociaż i tak nie potrafiła się skupić na filmie. Patrzyła na ekran i myślała o tym, co powiedział. No i w końcu nie wytrzymała – Dlaczego uważasz, ze popełniam taką głupotę? Wytłumacz mi to, proszę… no Harry, słucham? – oburzyła się, obróciła w jego stronę i machnęła ręką tak zamaszyście, że… no cóż, ulało się! Na niego. Ups! Szczęka opadła jej do samej ziemi, zakryła usta dłonią i spojrzała na niego z miną przepraszającego szczeniaka. Nie chciała przecież!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I przestanę – odburknął pod nosem, brzmiąc jak pięciolatek który nie dostał tego o co poprosił właśnie swoich rodziców. Do lepszego efektu brakowało tylko by skrzyżował ręce i przystanął w tym miejscu, w którym właśnie się znajdował, pozwalając Hazel zrobić kilka kroków do przodu nim zorientuje się, że Harry został w tyle i wcale nie ma zamiaru ruszyć się z miejsca. Zamiast jednak odstawiać sceny, na które mógł sobie pozwolić dobre dwadzieścia lat temu w towarzystwie swoich rodziców, a nie dziewczyny na którą od dawna leciał, niezmiennie szedł w stronę sali w której zaledwie za kilka minut miał rozpocząć się ich film. Kino znał już prawie tak dobrze jak własną kieszeń, więc po drodze nawet się nie zawahał, najpierw podając bileterowi ich wejściówki, a później przytrzymując przed Butler drzwi, żeby przepuścić ją jako pierwszą. Nie było w tym zresztą nic dziwnego, zważając na dom w jakim Harry był wychowywany - nawet jeśli od najmłodszych lat widział jak jego matka rzuca w stronę ojca talerzami, a ten w odwecie krzyczy na nią i poniekąd doprowadza do jej nagłej wyprowadzki, sam potrafił zachować się jak dżentelmen, bo tak od zawsze był uczony. Poniekąd też powtarzając sobie w myślach, że nigdy nie będzie jak oni.
I tu już naprawdę sądził, że na tym zakończył się niefortunny dla niego temat Westona, przeprowadzki, powrotu do byłego chłopaka od którego ku uciesze Harry'ego Hazel nie tak dawno temu odeszła. W ciszy oglądał film, raz po raz biorąc do ust słomkę z której popijał colą nachosy jakie podtykała mu pod nos tak, że nie był w stanie ich sobie odmówić. Ale może gdyby wiedział o co go nagle zapyta, poczekałby z tą kolejną porcją jaką właśnie wpakował sobie do buzi? W reakcji na powracający jak bumerang temat jego zdania najpierw się zakrztusił, by po chwili wlepić w Butler swoje spojrzenie i coraz bardziej upewniać się w tym, że zbyt często jej ulega. Ulegał jej nawet do tego stopnia, że kiedy poprosiła raz i drugi o wytłumaczenie, już na końcu języka miał to swoje bo to ja Cię kocham?, które pod wpływem jakiejś romantycznej sceny na ekranie chciał z siebie wyrzucić. Naprawdę niewiele brakowało, by Hazel wreszcie usłyszała to, co od tak dawna chciał jej powiedzieć, gdyby nie... gdyby nie ta cola, która wylądowała na jego jasnych spodniach. Dokładniej na ich środku. – Kurwaaa! – wyrwało mu się automatycznie, nie w reakcji na to co zrobiła Hazel, a sam fakt, że jego spodnie w ciągu kilku sekund były przesiąknięte do tego stopnia, że wyglądało to... dosyć jednoznacznie. – Chyba film obejrzymy innym razem – nie oczekiwał nawet żadnej odpowiedzi, kiedy już podnosił się do góry i rzucał jeszcze dodatkowo, że i tak może odwieźć ją już do domu, skoro tam właśnie musi, czy raczej chce, wracać. I choć naprawdę starał się przejść do auta niespostrzeżenie, po drodze co najmniej dwie osoby obrzuciły go wzrokiem gorszym, niż ten jego, który posłał Haz na wieść o jej przeprowadzce.

zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Najlepszy seans kinowy? Taki, którego nie przegapimy stojąc od dobrych kilku kwadransów w ulicznym korku. Komentarzom rozbrzmiewającym echem po wnętrzu samochodu Joaquina nie było końca, gdy każda kolejna minuta dzieliła go przed zakupieniem karmelowego popcornu i rozwodnionej coli za wygórowaną sumkę w kinowym barku. Marquez znał miasto na wylot, ale ostatnio wybitnie zdążyło mu pokazać się z najgorszej możliwej strony. Mimo, iż dzień zaczął nad wyraz pozytywnie, celebrując pierwsze promienie słońca najprawdziwszą arabicą zaparzoną w wolnym zakupionym za ostatnią premię ekspresie, to przecież byłoby zbyt pięknym zwieńczeniem dnia, gdyby jak przeciętny mieszkaniec miasta i on mógł spokojnie spędzić te dwie godzinki w kinie delektując się zapachem starego oleju. Za to w wielkim stylu wparował na parking, uświadamiając sobie, że seans trwa w najlepsze od dobrej godziny i generalnie nic tu po nim. Jako plan b, który mógłby jakkolwiek podbudować Jo, dając złudną nadzieje, że nie przyjechał tu na darmo, pozostawała łzawa komedia romantyczna dla życiowych przegrywów. Jednak przez resztki szacunku do samego siebie, które wciąż w nim siedziały, nie chciał zdecydować się na tak dramatyczny krok. W prawdzie przez myśl przeszło mu danie szansy tej jego zdaniem nędznej produkcji, ale grupka męskich i damskich wersji Bridget Jones rodem z pierwszej części ekranizacji koczujących pod salą, w której miał zostać wyświetlony film, szybko utwierdziła go w przekonaniu, że przez zasiedzenie sam musiały nałykać się tam antydepresantów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3.

Walter Rutheford nie był fanem tłumnie szturmowanych miejsc, ba, w ogóle nie był fanem miejsc. Jeśli - na swoje nieszczęście - musiał wybrać się do galerii, to momentalnie dostawał migreny na samą myśl, że będzie czekało go zmierzenie się ze zbiorowiskiem irytujących ludzi, którzy nie rozumieją zasad przestrzeni osobistej ani tego, że wydzieranie się na pół budynku może ociupinkę drażnić. Dlatego zdecydowanie wolał pójść do lokalnego sklepiku i kupić co tam w danym momencie potrzebował niż krążyć jak jakiś przyszły świadek Jehowy po centrum handlowym. Kino również zaliczało się do lokacji, które omijał szerokim łukiem, z dokładnie tego samego powodu. Niestety - tego dnia musiał się tu pojawić, bo przegrał cholerny zakład z O'Malley. Co go podkusiło, żeby się z nią założyć, to do tej pory sam nie wiedział. Chyba przyczynił się do tego jej złośliwy komentarz, że tchórzy. Dobre sobie, on miałby cykorzyć? Nigdy w życiu! Jednakże na swoje nieszczęście postawił na złego konia i przegrał, co przyjął z godnością, jak na prawdziwego mężczyznę przystało. I właśnie dlatego aktualnie z cierpiętniczą miną stał w kolejce - składającej się z rozwrzeszczanych kobiet w średnim wieku - do kasy po bilet na jakiś film z Adamem Sandlerem, po którym prawdopodobnie będzie musiał sobie dokładnie wypłukać gałki oczne kwasem. I kiedy już był o krok od spierdolenia z tego idiotycznego kina, przyuważył swojego dobrego ziomka, z którym się już sto lat nie widział. - Joaquin? - zawołał donośnie, bo jednak piszczące czterdziestki trochę utrudniały normalną komunikację, na wszelki wypadek też jeszcze dłoń uniósł do góry i po cesarsku pomachał, żeby Marquez na pewno go przyuważył.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podejście Joaquina do tego typu samotnych wyjść zdecydowanie zmieniło się na przestrzeni czasu. Przez lata z przywykł do spędzania czasu wolnego w gronie najbliższych mu ludzi. Zawsze jego wyjściom towarzyszyła siostra matka i jej kolejni partnerzy, co zdecydowanie mogłoby uchodzić za gwarne zgromadzenie. Wręcz przywykł do gwaru rozmów i maratonów filmów Disneya i komedii romantycznych różnej maści, którymi przez lata uraczyła go siostra i matka. Także samotność w jego wypadku bolała podwójnie. Ciężko było mu tak nagle przestawić się na to, że po po rozstaniu został pozostawiony samemu sobie tak nagle jak po oderwaniu plastra. Samotne wyjście nie było więc wyborem, a przykrą koniecznością, której beznadziejność potęgowały tak bzdurne filmy. No i przy okazji cała aura, która towarzyszyła jego wieczornym wypadom potęgowała tylko cynizm Joaquina. Prawdopodobnie nikt ze współpracowników bruneta nie uwierzyłby w to, ale za młodu był w gruncie rzeczy pogodnym i rozrywkowym facetem, nie mrukiem, do którego lepiej nie podchodzić bez kija. Praca w szpitalu i ostatnie długoterminowe singielstwo zdecydowanie odebrały jego pogodę ducha.
Słysząc znajomy głos, mimowolnie skierował głowę w stronę z której dochodził. Zmarszczył lekko brwi, następnie nieco się ożywił na widok Walterka misia pysia. Zdecydowanie nie spodziewał się na niego dzisiaj wpaść, ale w zasadzie nic dziwnego. W kwestiach relacji międzyludzkich nigdy nie był szczególnie przewidujący.
-We własnej osobie. Moja ty Jen Lawrence ze szklanej kapsuły- żachnął się w jego kierunku niczym obrażone dziecko, którego zabawka właśnie wpadła do studzienki kanalizacyjnej. No co miał poradzić, że ostatnio maniaczył netflixa a film z Prattem był ostatnim który dodał do swojej sporządzonej po pijaku listy do obejrzenia. Zdecydowanie Walterka obudziłby w pierwszej kolejności tylko po to żeby zmusić go do wspólnego słuchania koksu pięć gram i testowania przepisów na więzienne potrawy z internetów. Do pełni focha na cały świat brakowało mu wspomnianego wcześniej popcornu, któym mógłby demonstracyjnie objadać się na jednej z kanap przy barku. Nie był osobą, która z łatwością przyjmowała porażki nawet jeśli były to tylko miko niepowodzenia w dodatku niezależne od niego jak ten uliczny korek. -Przyszedłeś na coś konkretnego?.- zapytał, bo może chcieli iść na to samo? Joaquin w zasadzie nie wiedział co chce obejrzeć, więc pewnie przystałby na każdą propozycję kumpla o ile w filmie nie grałby Sandra Bullock.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pod tym względem się zdecydowanie różnili, bo Walter od zawsze preferował spędzanie czasu w pojedynkę. Czy to poprzez intensywny trening na siłowni ze słuchawkami w uszach, czy poprzez picie piwa przy barze w ulubionym pubie. Taki tryb życia mu odpowiadał; kto wie, może właśnie przez tę naturę samotnika jego małżeństwo z Adore zakończyło się taką klapą? W końcu ona była raczej typem społeczniczki, pomagającej każdemu, nieważne o której godzinie by o tę pomoc poprosił. Cóż, takie rzeczy zawsze dostrzega się po czasie; wszakże na początku ich związku świata poza nią nie widział i nie dostrzegał tych dzielących ich różnic. Niby się mówi, że przeciwieństwa się przyciągają, ale nie oszukujmy się, w rzeczywistości długotrwałe relacje budowane są na podobieństwach, bo tylko one mają szansę przetrwania na dłuższą metę.
Ale największą bolączką w tym wszystkim było, że po rozwodzie jego relacje z takim super ziomem Joaquinem się osłabiły, bo jednak przypał blisko się przyjaźnić z gościem, co jest bratem eks żony. Mimo to Walter starał się teraz o tym nie myśleć i skupiać się tylko na zaletach wynikających z ich dzisiejszego spotkania, jak na przykład to, że nie będzie musiał siedzieć sam na jakimś durnym romansidle.
- Znowu oglądałeś ten film z Prattem po liposukcji? - twarz Rutherforda zawsze zdawała oscylować się w granicach ostrego bicz fejsa, ale w tym momencie to się tak skrzywił, jak Małgonia Rozenek na widok niepościeranego kurzu z najwyżej półki. - Przegrałem zakład z O'Malley, idę na jakiś romantyczny badziew. Chcesz iść ze mną? Może jak będziemy głośno krytykować, to wyjebią nas jeszcze na etapie reklam - błysk nieśmiałej nadziei pojawił się w oczach mężczyzny z pokaźnym wąsem. Tak, taka perspektywa oglądania babskiego romansidła była do zaakceptowania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Joaquin pod tym względem był zadziwiająco zmienny. Odkąd sięgał pamięcią cenił sobie wolność i niezależność płynącą z kroczenia przez życie w pojedynkę. Ten schemat doskonale sprawdzał się na studiach, dawał radę, gdy brunet stawiał także pierwsze kroki w lekarskim światku. Jednakże z czasem, gdy kawalerskie swawole przejadł mu się jak świąteczna pieczeń jego ciotki to ni stąd ni zowąd zapragnął innego życia. Ostatni niefortunnie zakończony związek może i nie poruszył go do tego stopnia co przygody dzielnego piekarza Rutherforda, który pewnego miesiąca wydał na gaz trzykrotność swojej dniówki, ale można śmiało powiedzieć , że pozostanie na lodzie go zabolało. Priorytety potrafią zmienić się z dnia na dzień i to chyba to najbardziej uderzyło Joaquina, który wręcz kochał być kowalem własnego losu.
-Nie oceniaj. Ostatnio na kacu trafiłem na jakąś hardcorową wersję Krzyśka Szarego dla wykolejeńców i potrzebowałem resetu.- wzdrygnął się na samą myśl o tym, gdy po raz pierwszy z głową szumiącą jak kibel z zepsutą spłuczką trafił na ''are you lost baby girl?'' cedzone przez pełne jak jego konto bankowe po wypłacie, wargi pewnego Włocha. Co tam się działo to Joaquin wolał nie myśleć. Ostatni raz tak bardzo pragnął zapory rodzicielskiej, gdy trafił przypadkiem na filmiki youtubowe o robieniu dżemu ze starego Pepy. -U Wali ma dziewczynę?-zaszczebiotał, ale opamiętał się przed zarzuceniem Rutherforda rymowankami rodem z przedszkola. Chłopina już wiele przeszedł i zasłużył na trochę normalności po pewnym przykrym piekarnikowym incydencie. Chociaż tyle mógł dla niego zrobić zgadzając się na uczestnictwo w tym abstrakcyjnym seansie. Może kiedyś będzie sypał kwiaty na jego ślubie? Kto wie, kto wiem. -Jasne, ale ze mną jak w myjni bezdotykowej. Jak weźmiesz mnie za rękę, gdy Ryan Gosling wyzna miłość swojej damie serca to zapomnij o dzieleniu się popcornem- wolał by pewne kwestie były jasne. Wiedział, że brunet miał za sobą traumatyczne przejścia z wyżej wspomnianym opiekaczem, ale Marquez mimo bezsprzecznego uroku osobistego nie nadawał się do wypłakiwania w rękaw. -Ciekawe czy mają jeszcze te zestawy z figurkami.-zamyślił się, gdy jego wewnętrzny nerd i zbieracz zarazem analizował czy kolejna figurka spongeboba, którego nigdy nie oglądał jest mu niezbędna do szczęśliwej egzystencji. Po krótkiej kalkulacji? Jak najbardziej.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Admiral Theater”