WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ethan, ty chyba oszalałeś - wypalił, nim zdążył ugryźć się w język, bowiem plan brata rozbrzmiał w jego umyśle co najmniej irracjonalnie.
Poważnie miał zamiar ocalić niemalże każdego, kto znajdował się na tym koszmarnym Diabelskim Młynie? Czy on nie będąc pozbawiony wzroku nie zachowałby się podobnie? Bacząc chociażby na to, że obok krzywdy ludzkiej nie potrafił podejść nader obojętne. Być może był to jedynie pryzmat, maska jawnych złudzeń - wystarczyło zaledwie przypomnieć sobie tego Mitcha sprzed czternastu lat, który zwyczajne korzystał z szaleńczych aspektów życia.
Zatem, czy nadal byłby taki, gdyby nie tragedia, jaka go dotknęła?
Mógłby nad tym gdybać bez końca, na co aktualnie nie miał czasu.Upływające minuty pchały ich do walki; w drogę możliwej ewakuacji.
- Udało mi się wezwać pomoc - rzucił jeszcze, zanim Ethan opuścił ich wagonik, by skierować się ku przerażonemu rodzeństwu. Słyszał ich. Krzyki, płacz, lament; strach, którego poprzez mowę ciała nie trzeba było nawet dostrzegać, aby wyczuć go na własnej skórze; aby te akty paniki udzieliły się innym.
Z tyłu, w oddali także rozgrywała się jakaś sceneria. Nie byli sami. Nie tylko oni znaleźli się w potrzasku. Lecz czy instynkt przetrwania nie był silniejszy od groteskowych obrazów, które zakotwiczyły się w głowie? U niego woń adrenaliny jednoznacznie pchała do działania - pomimo uporu ze strony organizmu.
Mitch starał się kontrolować drżenie własnych dłoni. Może i nie widział, tak świetnie zdawał sobie sprawę z wysokości. Byłby głupcem, gdyby ta nie budziła w nim żadnych odczuć, bo przecież ciało kierowane wolą pozostałych zmysłów wyczuwało zagrożenie. Zapach spalenizny wdzierał mu się do gardła, nieprzyjemnie drażniąc jego ścianki. Ogień nie był jedynym przeciwnikiem, bowiem i dym potrafił niejednego ściągnąć do parteru. Szczęście w nieszczęściu, że znajdowali się na otwartej przestrzeni, acz wystarczył zaledwie inny pęd wiatru, aby otrzymali sowitą porcję dławiących atrakcji.
Instruowany wręcz profesjonalnie przez Rain (bo ta była teraz jego głosem; nie tylko rozsądku, ale i przetrwania), mocno zacisnął swe dłonie na wskazanej wcześniej barierce. Poczuł też delikatną ulgę, gdy jedna ze stóp dotknęła ramy, o której wspomniała już kobieta. Wysoki wzrost rzeczywiście ułatwiał sprawę, lecz brak wzroku dawał ten odmienny efekt. Oddychając głęboko i w miarę spokojnie, powoli przesuwał się w głąb. Raz za razem. Nie śpiesząc się. Poza tym, nie czuł się popędzany, co także nie dolewało oliwy do przysłowiowego ognia.
Dwadzieścia pięć metrów z pozoru nie brzmiało tak strasznie - bo tyle mieli do pokonania, zanim ich stopy dotknęłyby zbawczego gruntu. Przesuwali się jednakże w ślimaczym tempie, przez co wyliczony prowizorycznie dystans wydłużał się.
Mitch czuł, jak dym zachowując swą destruktywną aurę, wręcz nachalnie dostaje im się do płuc. Starał się zatem nie mówić za dużo, ani nie oddychać otwartymi ustami.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuła się, jakby miała zaraz zwariować. Presja była tak silna, że miała wrażenie jakby lada moment serce miało wyskoczyć jej z piersi. Wyraźnie czuła podniesione ciśnienie, a od gryzącego dymu, którego było coraz więcej, zaczynało kręcić jej się w głowie. Musiała zebrać wszystkie siły, aby skupić się na swoim zadaniu. Nie walczyła już tylko o swoje życie, miała również w rękach życie Mitcha. Mężczyzny, który jeszcze nie tak dawno temu był dla niej zupełnie obcy. Nigdy by nie uwierzyła, że znajdą się kiedykolwiek w takiej sytuacji. Nie mogła się poddać. Nie potrafiłaby żyć ze świadomością, że przez nią ktoś zginął. Wiele lat poświęciła na to, aby chronić innych i nie chciała żeby jej starania poszły na marne i jeden mały błąd doprowadził do tragedii. W oddali, na jednej ze scen dostrzegła banner z dziwnym napisem. Zauważyła też, że nie tylko tutaj się coś dzieje, ale i w innych miejscach. Usłyszała też wybuch, chociaż za słaby na bombę. Zmarszczyła brwi, bo powoli zaczęło do niej docierać, że to wszystko mogło być zaplanowane. Jeżeli ktoś zginie, oby nie ona, to dobierze się sprawcom do tyłków i dopilnuje, żeby nie mogli siadać przez najbliższe kilka miesięcy. Zamrugała powiekami, kiedy dym dostał się jej do oczu, a te zaczęły łzawić. Otworzyła je, pomimo niedogodności, aby móc widzieć jak radzi sobie blondyn. Gdy pole widzenia na chwilę stało się bardziej przejrzyste, bo wiatr przesunął chmurę dymu, kobieta zauważyła na drodze wystający pręt i rdzę na jednej z ram konstrukcji. Zatrzymała się na moment, bo jej drobny ciałem zawładnął kaszel. Chciała coś powiedzieć, ale w momencie w którym otworzyła usta, do jej gardła wkradła się strużka dławiącego dymu.
Uważaj(1), zardzewiała(2) rama(3) — wykrztusiła w końcu i odchrząknęła.
Pieprzony(4) dym(5)—dodała nieco ciszej, poirytowana. Pociągnęła nosem i otarła niecierpliwie łzy z policzków, przytrzymując się kurczowo tylko jedną z dłoni. Bez tego byłoby jej trudno cokolwiek dostrzec. Jeszcze musiała jakoś powiedzieć mu, że za moment będzie musiał ominąć wystający pręt, o który może się potknąć. — Pręt(1) wystaje(2) od(3) dołu(4) — powiedział, próbując jak najszybciej nadrobić dzielącą ich odległość.
Teraz(5) — dodała, kiedy wystający pręt był tylko jeden krok drogi od Mitcha. Miała nadzieję, że mężczyzna go ominie i obserwowała bieg wydarzeń, oddychając płytko i nierówno. Jakby jednak coś się nie udało, to miała zamiar go przytrzymać, nawet jeśli oznaczałoby najprawdopodobniej, że spadliby razem. Usłyszała kobiecy krzyk, gdzieś po swojej prawej, ale nie odważyła się spojrzeć w tamtym kierunku, będąc pewną, że ktoś spadł. Skrzywiła się tylko lekko, czując skurcz żołądka. Dobrze, że nic nie jadła przed przyjazdem na festyn. Nie widziała też bruneta, który ruszył na ratunek dzieciom. Lepiej żeby skupiła się na swoim zadaniu, tym bardziej, że powoli traciła siły, a zdrętwiałe palce odmawiały posłuszeństwa. Przez dym nie widziała nawet ile jeszcze drogi im zostało i czy przyjechały już służby ratunkowe i straż pożarna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Żadne z nich nie przewidziało aż tak tragicznych w skutkach konsekwencji, które pochodziły od zwyczajnej rozrywki jakim był Diabelski Młyn, bowiem tego typu konstrukcje zawsze były dokładnie sprawdzane, przechodziły szereg różnorodnych testów nim ich uroki miałyby zostać puszczone w ludzki obieg. W tym wypadku nastąpił jednakże potężny zwrot; bądź co gorsza, ktoś dopuścił się celowej dewastacji maszyny. Mitch niestety nie mógł puścić tego pędu myślowego znacznie dalej - stałoby się tak zapewne, gdyby tak jak Rain dostrzegł nietypowy baner na dole. Do uszu jednak wdarł się dziwny huk, jednakże mężczyzna nie potrafił zaszufladkować źródła jego możliwego pochodzenia.
Ktoś się nieźle bawił - i to kosztem zdrowia, a także życia innych. Pieprzony zwyrol, który przyglądał się temu z daleka, z tej bezpiecznej odległości. Chyba, że kręciło go ryzyko, toteż właśnie przechadzał się jedną ze ścieżek i z uśmiech malującym się na wargach, podziwiał groteskowość własnych dzieł. Był przecież artystą; albo za takiego się uważał.
Mitch swoją wędrówkę wstrzymał na zaledwie kilkanaście sekund, bowiem od co rusz kłębiącego się dymu czuł nieprzyjemne drapanie w przełyku. Musiał odkaszlnąć, aż płuca zapiekły żywym ogniem. Już nie tylko czas działał na ich niekorzyść, ale także i swąd spalenizny; o rozprzestrzeniającym się ogniu wolał nawet nie myśleć.
O brata także się martwił. W oddali jednak wciąż słyszał jego głos, spokojne tłumaczenia, bo przecież ruszył na ratunek innym osobom. Tym bardziej potrzebującym, których odwaga postanowiła opuścić, a wola życia ukryła się gdzieś w ciasnym kącie. Brown był wdzięczny losowi za to, że ten postawił gdzieś na jego ścieżce egzystencjalnej Rain. Wierzył, że nic nie dzieje się bez przyczyny; że każda akcja rodziła reakcję, a karma zależna była od tych ludzkich wyborów. Gdyby nie jego obecna towarzyszka i jej przeogromna pomoc, to zapewne nie wydostałby się z tego pieprzonego wagonika, a jedynie spłonął żywcem na podrzędnej atrakcji.
Przeprawiając się dalej, zważał na każdy swój ruch. Starał się nie być zbyt powolny, acz ostrożność nader widocznie przebijała się w jego wyborze. W skupieniu słuchał kobiety. Poinstruowany, odpowiednio układał dłonie na stalowym elemencie; to samo tyczyło się stóp, choć zanim któraś z nich zatrzymała się na ramie, to pierw grunt był badany przy pomocy czubka buta. Dziwny odruch, gwarantujący objaw bezpieczeństwa.
Jasnowłosy oszczędzał słowa - skoro dym uparcie im towarzyszył, tak wolał nie kusić losu. Rain jednak musiała co rusz podpowiadać mu dalszą kolej działań. Słyszał zatem, jak ta z coraz większym trudem zdobywa się na komunikacje. Udało się jej na szczęście przekazać, że zbliżyli się właśnie do zardzewiałej części. Mitch jak najdelikatniej zaciskał na niej dłonie, jakoby próbował uchronić się przed możliwym urazem; co tyczyło się także kolejnej przeszkody - wystającego pręta, którego obecność Rain określiła w idealnym momencie. Jedynie część stopy przesunęła się po tym kawałku metalu. Możliwe, że wyłącznie po to, aby rzeczywiście wybadać jego istotę.
- Spróbuj zasłonić czymś usta - odezwał się w końcu i sam pociągnął nieco swą koszulkę ku górze, aby jej materiał nasunąć na dolną część twarzy. Prowizoryczny rodzaj maski, acz skuteczny.
Jego przeprawa znowu została wstrzymana - tym razem za sprawą kobiecego krzyku oraz wykłócających się młodzików. Ich zachowanie było zaprawione alkoholem i co gorsza, przypomniało one Brownowi zdarzenie sprzed czternastu lat...
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie sądził, że Holly odwzajemni jego pocałunek, który był tak naprawdę pod wpływem tej chwili.. chociaż nie do końca, bo już od samego początku gdy tylko ją zobaczył miał ochotę to zrobić, a teraz jednak gdy ta go odwzajemniła.. zrobiło mu się momentalnie ciepło na sercu, a jego oddech delikatnie przyspieszył. Obiecał sobie, że jak przeżyją tą katastrofę, to powie jej co naprawdę do niej czuje. Musiał się teraz skupić na uratowaniu tej pary dzieciaków, bo nawet gdy gdzieś w tyle głowy nadal martwił się o Holly mimo zapewnień, że da sobie radę, to musiał skoncentrować się na tym, żeby przekonać dzieciaki do zejścia po metalowej konstrukcji. Unoszący się dym cholernie mu przeszkadzał i co jakiś czas Brown musiał zatrzymać się i ukryć twarz w zgięciu łokcia, odkaszlnąć chwilę i ruszyć dalej. Dziękował samemu sobie w duchu, że spędzał ostatnie parę lat na siłowni i jego ciało instynktownie reagowało na wszelkie bodźce, chociaż miał wrażenie, że po tym cholernym dniu zaśnie niczym małe dziecko. Adrenalina krążyła w jego żyłach, więc nie czuł tak naprawdę żadnego bólu, zapewne gdy znajdzie się na dole to dopiero wtedy zda sobie sprawę, że ma obtarty tors, teraz jednak to nie miało znaczenia. Skupił się na swoim zadaniu, a było nim bezpieczne doprowadzenie tych dzieciaków na dół. Zignorował słowa Mitcha, że zwariował, albo po prostu ich nie usłyszał, ale to był fakt że zwariował tylko na punkcie pewnej kobiety, którą miał nadzieję zobaczyć całą i zdrową, tam na dole. Nie mógł tak po prostu zostawić tego rodzeństwa na śmierć, przecież jego pracą było pomaganie innym to nic, że ograniczała się ona tylko do umysłowych aspektów.
Szło im nawet nieźle, jeśli tak to można nazwać, ale wtedy wiele rzeczy po prostu stały się na raz, aż Ethan poczuł jak dreszcz strachu przebiega po jego plecach. Rozległ się głośny trzask płonącej konstrukcji i dzieciak stanął w miejscu. Nie dość, że martwił się tym co się dzieje z Holly, to jeszcze musiał skupić się na tym dzieciaku, żeby go przekonać do dalszej ucieczki. Gdzieś z lewej strony (a może to była prawa?) usłyszał krzyk pomocy Patterson i pierwsze na co miał ochotę to jej po prostu pomóc.
Dasz sobie radę mała..
Trzymając się konstrukcji, Ethan przykucnął przy dzieciaku na tyle, żeby móc spojrzeć mu w twarz, z doświadczenia wiedział, że jeśli chodziło o dzieci to należy zrównać się z nimi wzrostem. Musiał zachować spokój w takiej sytuacji i nawet gdy uznawał to za marnowanie czasu, bo z każdą sekundą coraz ciężej się oddychało.
- Posłuchaj mnie uważnie. Ja także się boję, nawet nie wiesz jak bardzo w tym momencie, ale wiem że tam na dole czeka na mnie ktoś dla mnie ważny. Musisz być silny nie tylko dla siebie ale i także dla swojej siostry, jesteś w stanie to zrobić? -zapytał, oczywiście swoim profesjonalnym głosem zachowując spokój, a raczej starał się bo nadal w uszach słyszał krzyk Holly błagającej o pomoc.
Niech to szlag..
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="tm0"><div class="tm1"><div class="tm-tytul">EVENT
<b>WEST SEATTLE SUMMER FEST</b></div></div><div class="tm2"><div class="tm3">
Holly – twoja obecna sytuacja sprawia, że z trudem przychodzi ci rozeznać się w tym, co dzieje się wokół. Trawiący konstrukcję ogień jest powodem, dla którego zmysły odmawiają posłuszeństwa; dym szczypie w oczy i drogi oddechowe. Znajdujesz się w sytuacji zagrożenia życia – mogłabyś przysiąc, że przelatuje ci ono tuż pod kurczowo zaciśniętymi powiekami.
Boli cię otarta noga – bolą również mięśnie, kiedy zwisasz tak, pokładając nadzieję w pijanym towarzystwie. Jeden z nich; sądząc po nieco większej finezji ruchów, w porównaniu do swojego kolegi sprawia wrażenie bardziej trzeźwego.
I może, w rzeczy samej, wygląda to na jakiś kuriozalny cud, ale chłopak decyduje się tobie pomóc. Czujesz, jak nakierowuje cię na jeden z względnie poziomych prętów – a kiedy wyczuwasz już pod nogami namiastkę oparcia, przemieszczacie się w kierunku Ethana.
Ethan – niezależnie od tego, czy opanowany ton głosu był prawdziwy, czy tylko fałszywie imitował spokój, zauważasz, że przynosi on oczekiwany skutek. Dzieciaki, choć krzywią się od dymu, tak i zerkają na ciebie z większym zaufaniem. Starsza dziewczyna robi krok w twoim kierunku; w tej samej chwili zauważasz też zbliżającą się w twoją stronę Holly, prowadzoną w eskorcie (a może na odwrót?) lekko podpitego chłopaka.
Mija kilka dłuższych chwil, zanim zbliżacie się do siebie. Wtedy też dzieje się coś, czego nikomu nie przyszło się spodziewać. Każdy z was, na drodze ewakuacji, popełnił błędy. Ale niektóre z nich nie mogły zostać wybaczone;
Tak stało się z „pijaczkiem”, który, zwróciwszy głowę w stronę wykrzykującego coś kolegi – stracił równowagę. Nie zdążywszy złapać się konstrukcji, ostatnie co zapętliło się w waszych uszach to ostry krzyk przerażenia.
Ethan, Holly – rozciągający się przed wami widok przyprawia o dreszcze. Z jakiegoś jednak powodu nie potraficie odwrócić od niego swoich spojrzeń (być może kieruje wami myśl, jakaś podświadoma potrzeba przekonania się, czy chłopak przeżył). Brown; wolną dłonią jesteś w stanie oszczędzić tych kadrów jednej z osób (pomyśl; zasłonisz jej oczy, zwrócisz głowę w swoim kierunku? A może wymyślisz coś jeszcze innego?) – któremuś z rodzeństwa, lub znajdującej się u twojego boku Holly.
Przytłaczająca, pogłębiająca się cisza przerwana zostaje wreszcie kolejnym okrzykiem dobiegającym z góry. Wygląda na to, że drugi – bardziej wstawiony chłopak – zdarzenie zinterpretować zamierza po swojemu. W całym swoim urojeniu uznając was za… winnych tragedii.

Rain, Mitch – nawet jeśli zajmuje wam to nieco więcej czasu, całkiem sprawnie – jak na obecne warunki – pokonujecie przeszkody tkwiące na waszej drodze. Zabrawszy się bezpośrednio za ucieczkę, dotarliście zdecydowanie dalej niż pozostali. Rain; dostrzegasz przysłaniane przez dym, migające w oddali światła. Policyjne, strażackie, ratunkowe. Z widocznym trudem zawiadomione jednostki przedostają się na teren zdarzenia. Zauważasz, że wybuchy paniki sięgają zdecydowanie dalej, aniżeli wyłącznie diabelskiego młyna.

Zadanie dla waszej dwójki: W tej samej chwili twoją wizję przysłania intensywny kłąb palącego dymu, który – za sprawą podmuchu wiatru – skierował się w waszą stronę. Rain – twoje oczy odmawiają posłuszeństwa. Mitch; wygląda na to, że, jeśli zamierzacie utrzymać tempo, dojść musi do zamiany ról. Teraz to ty musisz poinstruować Rainjak to jest nie móc korzystać ze zmysłu wzroku. Jak powinna sobie radzić, by ruszyć dalej?

Zadanie grupowe dla wszystkich:
Na konto Mistrza Gry (Misty Silhouette) – jako użytkownicy (najlepiej bez kontaktowania się między sobą, aby nadać rozgrywce „losowego” charakteru) – wysyłacie w prywatnej wiadomości swoje priorytety w ratowaniu postaci uczestniczących w ewakuacji, tj.:

- Ethan Brown
- Holly Patterson
- Mitch Brown
- Rain Evans-Hayes
- Pijany chłopak
- Rodzeństwo (traktowane jako jedna postać)

Wymieniacie wszystkie postacie, z zastosowaniem skali od 1 do 6, przy czym 1 to najwyższy priorytet. Ostateczny wynik (który zaważyć może w wielu aspektach o powodzeniu) i przebieg akcji ratunkowej rozpisany zostanie przez MG w następnym poście.


To przedostatni post MG – event zbliża się ku końcowi. Ostatni post MG pojawi się 31.08, o godzinie 20:00.

</div> </div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była pewna, w którym momencie wyprzedzili Ethana i dzieciaki, ale poprzez smugi dymu widziała już przebijające się światła alarmowe, co napełniło ją na moment nadzieją. Zważywszy na to, że byli już daleko za resztą, nie zobaczyła spadającego mężczyzny. Wcześniej czy później na pewno się o tym dowie, ale dla jej stanu psychicznego lepiej będzie, gdy stanie się to już w bezpiecznym miejscu. Była za to w stanie dostrzec panikę jaka wybuchła na festynie i na pewno nie dotyczyła tylko palącego się Diabelskiego Młyna. Tym bardziej, że widziała pożary również w innych miejscach. Skrzywiła się lekko, będąc już pewną, że to wszystko nie jest dziełem przypadku, wadliwej instalacji czy nieuwagi imprezowiczów. To celowe działanie.
Odchrząknęła jeszcze kilka razy, a słysząc słowa Mitcha na moment się zatrzymała. Jedyne co wpadło jej do głowy, to zasłanianie ust białym żakietem, który na sobie miała. Kilkoma sprawnymi ruchami zdjęła go, pozostając w czarnym, krótkim topie bez ramiączek. Zasłanianie się na jakiś czas pomogło, ale nie było jednak wystarczalne, gdyż coraz większe chmury dymu docierały do jej oczu, ust i nosa. Zakrztusiła sie po raz kolejny, a oczy zaszły mgłą i łzami. Obraz rozmywał się jej na tyle, że nie była w stanie oszacować jak dalej się poruszać i gdzie stawiać stopy.
Mitchnic nie widzę — mruknęła z wyraźną chrypką, przystając w miejscu. Nagle poczuła lodowate palce paniki, tak jak wtedy, na początku, gdy siedziała na szczycie, uwięziona w wagoniku. Przytrzymała się ramy obiema rękami, wypuszczając wcześniej żakiet, który pofrunął i zniknął gdzieś wśród dymu. Przez chwilę, z bezsilności miała ochotę puścić się konstrukcji i po prostu spaść, byle to już się skończyło. Ciekawe czy Mitch również to czuł. Czy bez zmysłu wzrok czuł się tak samo bezradny, zagubiony i bezsilny jak ona teraz. Ciekawe czy też nie miał już siły dalej iść. Może i spytałaby o to wszystko, gdyby gardło tak potwornie jej nie bolało, a oddychanie nie sprawiało trudności. — Nie dam rady — sapnęła w końcu, próbując pociągnąć zapchanym nosem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez moment, który z jego perspektywy zdawał się trwać wieki - lawirował gdzieś w otchłani własnego zwodniczego umysłu. Widział. Lecz wyłącznie w formie tworzących się obrazów wspomnień. Pamiętał. Tą cholerną noc, która postawiła go w meritum już oswojonej ciemności. Znów pędził autem, a radia rozbrzmiewała muzyka;
Billy Idol - I Was Made For Loving You...
Po dzień dzisiejszy owy utwór kojarzył mu się z bólem, poczuciem bezradności oraz strachem, bowiem jego instrumentarium było ostatnim czym zdążył posłyszeć, nim rozległ się huk poprzedzony wyraźnym piskiem opon. Nawet teraz, w obliczu innego koszmaru, podświadomie wyłapywał rytm piosenki, jakoby jego wnętrze zakładało najgorsze; jakoby przewidywało one przyszłość.
Swą głową pokręcił lekko, aby wydostać się z tego nader nieodpowiedniego letargu. Wystarczyła zaledwie kłótnia pijanych nastolatków, którą wyłapywał z oddali, aby nagle postawił siebie na ich miejscu - bo przecież zachowywał się podobnie. Nie mierzył ryzyka odpowiednią skalą, uznając je notabene za cząstkę szaleństwa.
Karma jednakże wracała. Zawsze. Jego występki zostały zatem nagrodzone. W jakże odpowiedni sposób.
Na końcu języka miał już przekaz, którym zechciał się podzielić z tymi młodzikami. Ostatecznie odszedł od tego pomysłu, bo krzykiem i tak by nic nie załatwił, skoro zamroczeni byli przez destruktywną siłę alkoholu. Poza tym, skupić musiał się na wędrówce w dobie ewakuacji, którą wiódł w towarzystwie Rain. To był jego priorytet.
Odchrząknąwszy słyszalnie, chciał się pozbyć tego nieprzyjemnego mrowienia w gardle. Materiał koszulki osłaniał jego nozdrza, przy okazji chroniąc przed dymem. W oddali gdzieś zamajaczył mu dźwięk sygnałów alarmowych.
- Pomoc nadeszła - rzucił krótko, aby zbytnio nie obciążać górnych dróg oddechowych.
Ich podróż przebiegała powolnie, lecz bez zbędnych atrakcji - do pewnego momentu; bowiem ściana gęstego dymu zamierzała z nich jawnie zadrwić. O ile jemu to zbytnio nie nakładała zmartwień, tak kobieta mu towarzysząca wpadła w panikę, gdy to tymczasowo pozbawiono ją jednego ze zmysłów. Tego samego, który u Mitcha poświadczał za dysfunkcją.
- Rain, spokojnie - odruchowo chwycił też za jej dłoń, bo przecież znajdowali się blisko siebie. Podążali tym samym rytmem. Krok po kroku - Wszystko będzie dobrze. Poradzisz sobie. Zostało już tak niewiele - a przynajmniej mu się tak wydawało - Oddychaj spokojnie. I nie rób żadnych gwałtownych ruchów - przemawiając nader kojąco, starał się zachować zimną krew, co nie było łatwe zważywszy na otaczające ich okoliczności. Mało sprzyjające, rzecz jasna - Zaufaj mi i podążaj za moim głosem. Dłonie przesuwaj powoli. Będę Cię cały czas instruował. Zaś stopą, najpierw badaj teren, zanim zrobisz ruch i postawisz tam ostatecznie nogę. Poradzisz sobie...
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy mogło być jeszcze gorzej? W duchu Ethan miał nadzieję, że nie dojdzie do żadnej katastrofy i uda się im wszystkim bezpiecznie zejść na ziemię, nawet gdyby w ostateczności miał ich ochronić własną piersią to zapewne by to zrobił. Odetchnął z ulgą gdy dzieciak jednak go posłuchał i postanowił być odważny, czasami właśnie takie dzieciaki go cholernie zaskakiwały bo miały więcej odwagi niż on sam. Nie był przecież żadnym supermanem i wystarczył tylko jeden zły krok i wylądowałby z krzykiem w odmętach piekielnego ognia, który rozpętał się na dole. Coraz trudniej było im oddychać, on sam miał z tym problemy co oznaczało, że powinni jak najszybciej się stąd zwijać, zasłonił jeszcze raz usta rękawem koszuli kaszląc przez moment w niego, łzy napływały mu do oczu przez ten cholerny dym, który drażnił jego wszystkie zmysły. Nie tylko oczy, ale i także nos czy drapał w gardło przy każdym oddechu. Oby Mitch wyszedł z tą dziewczyną z tego cało.. oby nic mu się nie stało. Była także Holly, o którą chyba martwił się najbardziej, przez to co się tutaj stało dziewczyna na pewno będzie miała jeszcze większą traumę, niż przedtem. Może nawet zmieni psychoterapeutę, na jakiegoś bardziej.. odpowiedzialnego? Brown mógł obwiniać tutaj tylko siebie, że tak spierdolił sprawę.
Przez kłębiący się dym, ledwo co zauważył zmierzającą w jego stronę Holly w towarzystwie jakiegoś chłopaka, lecz czy nie było ich tam dwóch? Brown był prawie pewny, że przecież był ktoś tam jeszcze, czyżby był na tyle głupi że postanowił zostać w tym pieprzonym wagoniku? Ethan zaklął siarczyście w duchu na swoje wyrzuty sumienia, poruszali się powoli naprzód, żeby w mniej więcej połowie drogi móc spotkać się z dziewczyną i jej towarzyszem.. jednak wszystko poszło nie tak i tego właśnie chciał Ethan pod każdym możliwym pozorem uniknąć, miał nawet krzyknąć, żeby ten uważał ale dym wdarł się do jego gardła i stłumił wszelkie dźwięki, z jego ust wydarł się tylko kaszel. Nie był on jednak w stanie zagłuszyć okrzyku przerażenia, który uszedł z ust pijaczka, gdy nie zdążył się złapać konstrukcji, w pierwszym odruchu Ethan chciał go po prostu ratować, ale nie zdążyłby.. wiedział o tym tak doskonale. Nie mógł oderwać spojrzenia od spadającego chłopaka, chyba ten widok będzie go już nawiedzał w snach do końca jego pieprzonych dni. Pierwsze co przyszło mu na myśl, to wolną ręką zasłonić ten okropny widok młodszemu z rodzeństwa i tak będą miały traumę do końca życia, jednak chciał oszczędzić im makabrycznych widoków. Jeśli chodzi o starszą dziewczynkę, to tylko pokręcił w jej stronę przecząco głową, jakby miał nadzieję, że to powstrzyma ją od wpadnięcia w histerię czy panikę. Patterson, była tutaj jednak najbardziej poszkodowana. Brown zamrugał parę razy, słysząc jakieś krzyki dobiegające z góry, nie dbał już o to.. skoro ten głupek chciał zginąć to niech się tak stanie.
- Musimy iść dalej, nie mamy dużo czasu - przekrzyczał hałas dobiegający z konstrukcji, przerywał jednak co chwilę bo dym nie pozwalał mu na to, żeby za długo mieć otwartych ust. Kaszlnął jeszcze mocniej i skinął głową na Holly, żeby ta poszła pierwsza, powoli krok za krokiem zbliżali się do końca tej okropnej wędrówki.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była w takiej pozycji, że jej śmierć była jak najbardziej prawdopodobna. Pociła się ze stresu i gorąca, przez co dłonie ślizgały się na coraz cieplejszym metalu. Nie tak wyobrażała sobie swoją śmierć, ale na to nigdy nie można być przygotowanym. I kiedy już całkowicie straciła nadzieję, jeden z pijanych mężczyzn pomaga jej wdrapać się na metalową konstrukcję. Od razu przytuliła się do jeden z belek, chcąc się trochę uspokoić. Otarła z policzków spływające łzy, ale przez dym miała wziąć problem ze złapaniem oddechu. I dopiero kiedy już była pewna, że jest gotowa na dalszy krok, a mężczyzna jest za nią, ruszyła powoli w kierunku Ethana, trzymając się mocno każdej belki. Czasem musiała na chwilę przystanąć, żeby odkaszlnąć, zakrywając usta łokciem. Miała nadzieję, że udało mu się pomóc bratu i uratować przerażone dzieci. Został tylko kolega jej pijanego towarzysza, któremu śmierć chyba nie była straszna i wolał zostać w tamtym miejscu. Ale co mogła zrobić? Nie udało jej się go namówić, a skoro jej ześlizgnięcie się z belki nie zmobilizowało go do pomocy jej i uratowania samego siebie, chyba nic się nie dało zrobić.
Kłęby dymu zasłaniały jej widok i dopiero kiedy zbliżyła się wystarczająco, mogła dostrzec Ethana w towarzystwie dzieci. Gdyby nie drażniący dym pewnie uśmiechnęłaby się na jego widok. Już chciała się odezwać, kiedy wszystko stało się coś, przez co czas nagle jakby zwolnił. Usłyszała coś dziwnego, odwróciła się w stronę pijanego mężczyzny i następne co widziała to jak spada w dół i znika w kłębach dymu i płomieniach. Instynktownie złapała się mocniej belki, patrząc wciąż w dół. Czy była szansa, żeby to przeżył? Od razu przypomniała jej się chyba trzecia część Oszukać Przeznaczenie i w duchu modliła się, żeby nagle żadne z towarzystwa nie zaczęło opowiadać o swojej wizji ich śmierci. Wszystko to co się działo i co widziała sparaliżowało ją. Nie była w stanie się poruszyć. A co, jeśli całkiem nie będzie mogła się poruszyć i tu zostanie? Zacisnęła mocniej powieki, kiedy poczuła coraz więcej napływających do oczu łez. To miało być zwykłe wyjście na festyn, a co wyszło? Diabelski Młyn stanął w płomieniach, zmuszając ich do ewakuacji po metalowej konstrukcji. Jeden z mężczyzn spadł, prawdopodobnie ginąc od upadku albo zderzenia z metalową belką. Co jeszcze mogło się wydarzyć? Tego nawet wolała sobie nie wyobrażać. — Chcę stąd zejść… — wydusiła tylko, patrząc na Ethana jakby nagle miał się zmienić w jakiegoś superbohatera i ich stąd zabrać. Zamiast tego do jej uszu dobiegły krzyki drugiego pijanego mężczyzny. To znaczy nie krzyki, co raczej strzępki słów z których wynikało, ze oskarża ich o upadek jego kolegi. No tego jeszcze jej brakowało. Posłała Ethanowi smutne spojrzenie. Czy to naprawdę była ich wina? Czy gdyby nie spadła z belki, oni zostaliby tam bezpiecznie na górze? Wszystko co złe przychodziło jej do głowy, przez co wyrzutów sumienia nie pozbędzie się chyba do końca życia. Słysząc słowa Browna, że powinni iść dalej niepewnie skinęła głową i powoli ruszyła po metalowej konstrukcji. Oby to był koniec.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="tm0"><div class="tm1"><div class="tm-tytul">EVENT
<b>WEST SEATTLE SUMMER FEST</b></div></div><div class="tm2"><div class="tm3">
Darujmy sobie porównania dotyczące temperatury, wznoszących się w powietrze krzyków – tych z diabelskiego młyna, i innych, sięgających niemal każdego zakamarka jednej z wyznaczonych stref na terenie festiwalu. To, co działo się wokół było najprawdziwszą definicją piekła na ziemi. Sprawy przybierały beznadziejny obrót – cała konstrukcja atrakcji ginęła gdzieś w płomieniach ognia, który zajmował kolejne jej obszary, spojenia, stelaże. Skóra zaczynała palić przy podmuchach gorąca, płuca zdawały się zaciskać przed kłębami dymu, dziwna duszność, potliwość i posmak krążący po języku.<br>
Wreszcie także i pierwsze sygnały niesionego ratunku. Urywane syreny, strumień wody skierowany w stronę ognia. Kordon ratowników i funkcjonariuszy – nierozeznanych jeszcze w pełni w sytuacji, zabezpieczających teren, udzielających pomocy tam, gdzie było to najbardziej potrzebne.<br>
Chłopak, który uderzył o ziemię. I wy.<br>
Próby niesienia komunikatu – o tym, że nic wam nie grozi, że wkrótce będzie po wszystkim, że wystarczy stosować się do wydawanych wam poleceń. Pojawiają się pierwsze skokochrony – „zejdźcie tak nisko, jak jesteście w stanie”. Schodzicie.<br><br>
Podsumowanie:<br><br>
Pierwszeństwo (oparte na wysłanych przez was wiadomościach prywatnych) otrzymał Mitch, wraz z pozbawionym opieki rodzeństwem. Mitch – widzisz, że Rain potrzebuje chwili, aby na nowo, otworzywszy oczy, rozeznać się w sytuacji. Możesz ewakuować się teraz, wraz z dzieciakami (ucieczka bez uszczerbku) lub poczekać, zapewniając wsparcie Rain, która być może go potrzebuje (narażasz się na oparzenie I stopnia).<br>
Ethan , Holly – dostęp służb ratowniczych do was (i dzieci, które otrzymały pierwszeństwo) nie został w żaden sposób utrudniony. Możecie czym prędzej skorzystać ze skokochronu.<br>
Rain – twoje ciało po dotychczasowej odmowie współpracy dochodzi wreszcie do siebie. Niekorzystne warunki sprawiają jednak, że zajmuje to nieco więcej czasu. Nieostrożnie dotykasz odsłoniętym ramieniem piekielnie rozgrzanego pręta. Ból jest nieznośny – i prawdopodobnie zostanie w tym miejscu nieciekawy ślad po mocnym oparzeniu II stopnia (do wspomnienia/wykorzystania w po-eventowej rozgrywce). Wkrótce jednak i ty dajesz radę skorzystać z przygotowanej drogi ewakuacji – i dołączyć do tych, którzy znajdują się już na dole.<br>
Z podobnymi oparzeniami zmagać będzie się pijany chłopak, którego stan nietrzeźwości wpłynął negatywnie na szczególnie utrudnioną współpracę z ratownikami.
Czy dociera do was, co właśnie się stało? Dajecie prowadzić się służbom – w kierunku przygotowanych uprzednio karetek. Koce termiczne, woda. Potem dopiero zdajecie sobie sprawę, że pożar, w którym braliście udział, nie przeszedł bez echa w dziennikarskim światku.<br>
Możecie odpocząć. I – jeśli miałbym udzielić wam wskazówki – proponuję oszczędzić sobie przez kilka dni oglądania programów informacyjnych.<br>
Co z tamtym chłopakiem?
Został przewieziony do szpitala. Nie jestem pewien czy w ogóle z tego-
Ktoś ze służby ratunkowej zorientował się, że mówi za głośno. Chrząknięcie.
Pogadamy później.

Ingerencje MG zakończone zostają wraz z tym postem – zachęcamy jednak również do spokojnego zakończenia rozgrywki. Tematy pozostaną otwarte przez najbliższy tydzień (do 07.09.).
<br><br>Dziękujemy za udział w zdarzeniu!



</div> </div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była pewna co ma tak naprawdę zrobić. Przez chwilę stała po prostu, trzymając się mocno jednej z ram palącej się konstrukcji. Czuła, że metal coraz bardziej się rozgrzewa i wcale nie od jej dłoni. Spuściła na moment głowę, a rozpuszczone włosy, które obecnie nie pachniały jej ulubionym szamponem, a przesiąknięte były gryzącym dymem, opadły jej na twarz. Nie było też pewnie czuć zapachu Faradenza, tak skrzętnie dobranego na ten wieczór. Była spięta i bolały ją dłonie i nagie stopy. Nie była nawet pewna czy gdzieś po drodze się nie skaleczyła i szczerze powiedziawszy nawet jej to w tej chwili nie obchodziło. Pewnie była też brudna, a makijaż się rozmazał. Najbardziej na świecie chciała się teraz znaleźć w swoim mieszkaniu, jak gdyby nic się nie stało.
Usłyszała głos Mitcha i pociągnęła krótko nosem, kiedy w końcu zaczęły docierać do niej jego słowa. Znowu wszystko przyspieszyło, usłyszała też głosy z dołu. Tak, przybyła pomoc, a ona trzymała się całkiem nieźle, zważywszy na obecną sytuację. Może faktycznie zaraz będzie po wszystkim?
Spróbuję — wydukała po prostu i zastosowała się do zaleceń mężczyzny. Wysunęła stopę i zbadała nią powierzchnię, zanim pewnie ją postawiła. Powtarzała te ruchy do znudzenia, powtarzając w myślach, że sobie poradzi, jakby powielała słowa Browna, dodając sobie otuchy. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Może Mitch zszedł już niżej i ratownicy ściągnęli go na ziemię? Z jednej strony poczułaby ulgę, z drugiej ukłucie strachu, skoro zostałaby zupełnie sama. Zamrugała powiekami, mając nadzieję, że wzrok jej się poprawi. Chwilę później zapomniała o środkach ostrożności i stopa zsunęła jej się z ramy, przez co przekręciła się niebezpiecznie i oparła ramieniem na mocno rozgrzanej części Młyna. Usłyszała głośny syk i poczuła swąd palonego mięsa. W pierwszej chwili nie czuła bólu, ale gdy zrozumiała, że właśnie się poparzyła, poczuła lodowate ukłucie strachu. Zdołała odepchnąć się i wrócić na poprzednią pozycję. Zaczęła drżeć i wydała z siebie cichy szloch, połączony z nerwowym śmiechem. Zazwyczaj reagowała tak na silny ból lub strach. Tym razem strach i ból się połączyły. Nawet jeśli jeszcze nie bolało tak, jak zapewne będzie nazajutrz, o ile przeżyje. Nie miała nawet pojęcia jak duże i poważne jest oparzenie. W końcu niewiele widziała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Słyszysz? - oczekując jednoznacznego ruchu ze strony kobiety, lekkim skinieniem głowy wskazał jej na sytuację, która rozgrywała się na dole. On nie mógł zobaczyć niczego, i nie chodziło tu wcale o kłęby ciemnego dymu, jakie postanowiły jak wielka zasłona utrudnić im widoczność, a raczej o defekt, który był częścią jego egzystencji. Słuch miał jednak wyśmienity, bowiem jego walorów używał na wyższym poziomie niż reszta śmiertelników - wyłapywał więc wzmożony gwar, pojedyncze krzyki oraz cholerne syreny dające nadzieję co do końca ich koszmarnej wędrówki. Potem pojawiły się też prośby, nakazy, aby opuścić się jak najniższej i wykorzystać skokochrony. Byli zatem uratowani, tak jak obiecywał. Musieli jednakże pokonać ten ostatni; wydawać się mogło, że najtrudniejszy dystans.
- Pomoc nadeszła - nie musiał nawet tego mówić na głos, bo przecież Rain zdawała sobie sprawę z aktualnej ewakuacji. Gdyby tylko się ruszyła. Gdyby tylko tak długo nie zwlekała.
Mitch nie zamierzał popędzać i jedynie przy pomocy spokojnego tonu głosu starał się przemawiać; zachęcać, tudzież prowokować do podjęcia jedynej i słusznej co do okoliczności decyzji. Przecież nie zamierzali spłonąć tu żywcem, bądź oczekiwać na zawalenie się wadliwej konstrukcji Diabelskiego Młyna.
Brown z trudem przełknął swoją ślinę - czas naglił, a podmuchy gorącego powietrza coraz mocniej okalały ich ciała.
No już...
I nastąpił ten wyczekiwany zwrot akcji, po którym ciemnowłosa odpowiednio instruowana, poczęła powoli przesuwać się naprzód.
- Tak, właśnie tak - odezwał się po raz kolejny, próbując jakoś nadzorować zejście. Musiał polegać na pozostałych zmysłach, aby w jednym kawałku doprowadzić ich do skokochronu.
Nawoływanie ratowników stało się głośniejsze, przez co drogą dedukcji dało się wysnuć odpowiednie wnioski - umierające wręcz ze strachu rodzeństwo było już na dole. Zapewne całe i zdrowe, a oni, razem z Rain zsunęli się niżej. Po nakazach Mitch zrozumiał, że mógłby już się puścić i dzięki pomocy służb, znalazłby się na bezpiecznym obszarze. Zawahał się zatem, acz ostatecznie moralność zwyciężyła - nie zamierzał zostawić swej towarzyszki, dlatego nie uwzględniając już nuty zagrożenia, postanowił na nią zaczekać. Byli przecież już tak blisko...
Wtem usłyszał nietypowy dźwięk - coś w rodzaju szlochu, jaki stricte łączył się śmiechem, tym nasączonym nerwowymi emocjami. Do nozdrzy natomiast dotarł specyficzny zapach. Jakby spalonego mięsa. Nietrudno było zebrać to w całość, skoro obiekt stanął w ogniu.
- Rain, nic Ci nie jest? - sam wykonał zbyt zwodniczy ruch, by odkryć faktyczny stan zdrowia kobiety. Przedramieniem lekko oparł się o jeden z prętów, by móc chwycić dłoń Pani Prokurator. I to był jego błąd, bowiem gdy skóra zetknęła się z metalem rozgrzanym do wysokiej temperatury, to niestety, ale podzielił los brunetki. Ciche syknięci wydostało się z jego ust. Zacisnął je zaraz, starając się zrobić dobrą minę do złej gry. To nie było istotne. Doznany ból pchnął adrenalinę do produkcji i jeszcze bardziej pobudził wolę walki.
- Musimy iść. Zostało tak niewiele - starał się jakoś wpłynąć na Rain, bo przecież byli już u kresu jakże niebezpieczne podróży.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była pewna, że została sama. Miała tylko nadzieję, że ratownicy w porę przyjdą jej z pomocą. Z każdą sekundą wydawało się jej to jednak coraz odległe. Zaczynała się dusić, nie mówiąc już o coraz wyższej temperaturze i ramieniu, które coraz bardziej zaczynało jej dokuczać. Ciekawe czy wszyscy pasażerowie Młyna dotarli bezpiecznie na ziemię. Nie wiedziała już czy ktoś w końcu spadł, czy jednak nie. Słyszała sygnał karetki oraz głosy, które jakby się przekrzykiwali. Słyszała też płacz, ale nie była pewna czy to z dołu, czy gdzieś obok niej. Wszystko zaczęło jej się mieszać. Trzymała się mocno jednej z ram, która na szczęście nie zdążyła się jeszcze bardzo rozgrzać. Mimo, że przylegała do niej z dużą siła, w pewnym momencie nie była już pewna jak mocny jest to uścisk. Jakby zaczynała tracić kontrolę nad własnym ciałem. Kręciło jej się w głowie z niedotlenienia. Nie była już nawet pewna gdzie powinna iść.
Usłyszała swoje imię gdzieś z lewej strony i przekręciła głowę w tamtą stroną, nawet jeśli niewiele widziała.
Mitch? czemu nadal tu jesteś? — spytała ochryple z oskarżycielską nuta w głosie. Mógł już być na dole, cały i zdrowy. Dlaczego jeszcze nie zszedł? Oszalał? Z jednej strony była na niego zła, że o siebie nie zadbał, ale z drugiej poczuła ulgę że ktoś jednak jeszcze tu był wraz z nią. — Chyba się oparzyłam — dodała po chwili spokojniejszym tonem, odrobinę zrezygnowanym. Jakby było jej wszystko jedno. Odetchnęła, co zaowocowało serią kaszlu. “Musimy iść” - te słowa rozbrzmiewały w jej głowie niczym rozkaz. Powtórzyła je kilka razy, aż w końcu zrobiła krok w stronę mężczyzny. Był dzielniejszy od niej i jedyne co wobec tego czuła, to podziw.
Ile jeszcze? — spytała po chwili, odnajdując jego dłoń i zaciskając na niej na moment palce. Jakby chcąc dodać sobie jeszcze więcej otuchy, siły.
Im bliżej byli celu, tym słyszała coraz większy harmider. Na dole musiało być sporo ludzi. Mogła się domyślić, że do tej pory policja zdążyła wygonić cywili do domów i zostały jedynie służby ratunkowe, strażacy oraz ranni. Pewnie część była właśnie przewożona karetkami do szpitali. W pewnym momencie nie potrafiła znaleźć pod stopami kolejnej metalowej ramy, jednocześnie nie miała siły się dłużej trzymać. Była pewna, że zaraz po prostu się puści i spadnie. Wtedy ktoś ją przytrzymał i zdjął z konstrukcji. Prawdopodobnie mężczyzna i to silny, po czuła się jakby nic nie ważyła. Zamrugała, aby cokolwiek zobaczyć. Chciała odszukać wzrokiem Mitcha, jednak nie była w stanie. Zabrano ją do jednej z karetek, gdzie od razu podano jej tlen i opatrzono oparzenie. Po chwili usłyszała swoje imię. Ktoś ją wołał. Bardzo znajomy głos.
Kobieta odgarnęła splątany pukiel ciemnych włosów za ucho. Była bezpieczna i kiedy tylko to do niej dobrze dotarło, chciała spytać o resztę ludzi, którzy walczyli razem z nią o życie. Niestety póki co nie była w stanie. W pewnym momencie ktoś złapał ją za dłoń i potrząsnął. Uniosła wzrok i zobaczyła przed sobą Jonathana.
Co Ty tu robisz? — mruknęła, uprzednio zdejmując na moment maskę. Mężczyzna tłumaczył coś o tym, że jest służbowo. O całym zamieszaniu, które ktoś wywołał celowo o podpaleniach i jakiejś bombie. Pytał czy nic jej nie jest, czy zawieźć ją do domu, czy jakoś jej pomóc. — Daj mi spokój, Jon — powiedziała tylko, wysuwając dłoń z jego uścisku i ponownie zakładając maskę z tlenem. Nie chciała z nim rozmawiać. Nie teraz.
Oczy powoli przestały ją piec, więc rozejrzała się, wypatrując znajomych twarzy. Szczególnie tej należącej do Browna i bruneta, który miał sprowadzić na ziemię dwójkę dzieci. Poczuła się lepiej, więc odłożyła tlen i podniosła się powoli, cały czas obserwowana przez męża.
Przepraszam. Czy wszyscy zeszli? — zapytała jednego z ratowników, podchodząc do niego niepewnie. Nie tylko dlatego, że jeszcze kręciło jej się w głowie, ale również dlatego, że nie miała butów, a wokół porozrzucanych było mnóstwo rzeczy, włącznie z elementami Młynu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To było tylko chwilowe zawahanie.
Zaledwie ułamek sekundy, kiedy posłyszał stanowcze nawoływanie z dołu. Pomoc była niemalże na wyciągnięcie ręki, aczkolwiek nie przyjął jej tak od razu, skoro moralny głos okazał się być nader ważniejszy. Nie zamierzał, a przede wszystkim nie mógł zostawić Rain. Ona przecież nie musiała nawet przechodzić wcześniej do jego wagonika, a jedynie zadbać o siebie - dzięki temu zapewne byłaby już bezpieczna.
Było to poniekąd coś, co znajdowało się na szali dowodu wdzięczności, choć nie do końca. Mitch nie potrafił jednoznacznie sprecyzować własnego stanowiska, a na gdybanie o jego istocie nie miał zwyczajnie czasu.
Nader widocznie ponaglał kobietę - starał się jednak wyważać każde swe słowo. Psychika ludzka nie była prostą maszynerią i wystarczył zaledwie maleńki zapalnik, by zmienić jednoznacznie bieg wydarzeń danego człowieka. Umysł charakteryzował się zwodniczością, jak i uporem. Nie mógł zatem zmuszać do niczego swej towarzyszki, a jedynie za sprawą spokojniej mowy trafić do jej racjonalnej części mentalności.
Przecież oboje chcieli stąd uciec...
- Nie zostawię Cię samej - odparł niemalże od razu na zadane pytanie. Dla niego było to oczywiste. Brnęli w tym razem, to więc i razem znajdą się na dole - Zaraz się ktoś tym zajmie. Spokojnie. Już niewiele zostało - ścisnąwszy damską dłoń, dodał jej tym gestem otuchy. Sam odczuwał skutki oparzenia, aczkolwiek nie były one na tyle drastyczne, by mówić o nich głośno. Możliwe, że adrenalina tak działała. Maskowała ten cały fizyczny dyskomfort.
W końcu oboje znaleźli się na takiej wysokości, aby móc zwolnić uścisk i tym samym skorzystać z rozłożonych wcześniej skokochronów. Oczywiście, Mitch zdążył o tym poinformować Rain, zanim sam puścił te cholernie nagrzewające się stalowe elementy.
Dalszy rozwój sytuacyjny zdawał się być nieco chaotyczny. Zbyt wiele osób mówiło na raz, ktoś wręcz siłą zaciągnął go - jak mu się wydawało - do ambulansu. Podano mu maskę z tlenem i zajęto się oparzeniem. Nie było groźne; pierwszego stopnia, toteż o widocznych bliznach nie było nawet mowy.
- Co robił niewidomy na diabelskim młynie? - posłyszał po jakiejś chwili. Widocznie sanitariusz nie mógł uwierzyć w towarzyszące mu szczęście, bo jak ktoś pozbawiony zmysłu wzroku mógł zejść praktycznie z samej góry tego ustrojstwa?
- Tak jakoś...jakoś wyszło - odburknął, odsuwając na moment maskę od własnej twarzy. Nie miał siły, aby wchodzić z szczegóły, aby zdawać dokładny raport z przebiegu całej katastrofy. Podświadomie jednakże wyczuwał, że owy występek go nie ominie, bo przecież krążyła tu policja, to i pewnie poczną zadawać mu pytania. Adrenalina opuściła już jego organizm, pozostawiając gromką nutę zmęczenia. Nagle Mitch zaczął marzyć o swoim łóżku i niczym więcej; jednakże szaleństwo nie kończyło się na obecnym rozdziale.
- Co z Rain? - zapytał, oddając towarzyszącemu mu sanitariuszowi tlen. Nie potrzebował już go i najchętniej by stąd magicznym sposobem zniknął - Z tą kobietą, która była ze mną... - sprecyzował już dokładnie o kogo mu chodzi, mając nadzieję, że i ona uszła bez większego szwanku.
- Jest w innej karetce. Wydaje mi się, że wszystko z nią dobrze...
Ulga zdawała się tu być bardziej wyczuwalna, aniżeli uchodzący hormon walki.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozejrzała się odrobinę rozkojarzona, marszcząc lekko czoło. Mitch powinien być przy jednej z karetek, zapewne nie ruszając się z miejsca. Cofnęła się na moment do karetki, w której przed chwilą siedziała i porządnie wydmuchała nos, po czym przetarła chusteczką nawilżaną twarz i dłonie, aby poczuć się chociaż odrobinę świeżo. Przeczesała włosy palcami i odetchnęła głęboko, starając się odzyskać względny spokój. Przydałoby się również rozejrzeć za butami, chociaż o swoich mogła zapomnieć. Tak samo jak o żakiecie od kompletu, który pewnie doszczętnie już spłonął.
Pewnie poczułaby się faktycznie bardziej swobodnie, gdyby nie Jon, który przez cały czas stał jak kołek, jak jej prywatny bodyguard i ją obserwował. Najpierw postanowiła go ignorować, ale w końcu zaczęło działać jej to na nerwy.
Nie masz co robić? Na pewno jest masa rzeczy, przy których mógłbyś w tej sytuacji pomóc. Nic mi nie jest, czuję się jak nowo narodzona, ale czułabym się jeszcze lepiej, gdybyś przestał zabierać mi tlen — mruknęła, masując sobie kark. Mężczyzna, którego nazwisko nadal nosiła nie był jednak idiotą i koniecznie chciał jej jakoś pomóc, a najlepiej odwieźć do domu.
Westchnęła, wiedząc że nie da łatwo za wygraną. — Poradzę sobie, potrzebuję po prostu chwili. Zadzwonię później — mruknęła w końcu, dosyć niechętnie. Zapewnienia o wykonaniu telefonu prawdopodobnie podziałało i mężczyzna oddalił się, ponaglany przez kolegę.
Rain przetarła twarz dłońmi i odetchnęła głęboko przez nos, przymykając na moment oczy. Była padnięta, ale chciała upewnić się co z resztą. Z jakiegoś powodu nie mogła odpuścić. Sięgnęła po butelkę wody, upiła kilka łyków, przepłukując gardło, po czym ruszyła w stronę innych karetek, w poszukiwaniu rannych. Dopiero przy trzecim pojeździe ratowniczym zauważyła blondyna. Nie wyglądał źle, co na pewno zdjęło jej ciężar z serca. Niewiele się zastanawiając po prostu podeszła do niego szybko i przytuliła się. trudno powiedzieć czy przemawiała przez nią wdzięczność, czy chęć poczucia się faktycznie bezpiecznie. Może i jedno i drugie. Trwała tak przez chwilę, opierając głowę o jego klatkę piersiową, jednocześnie patrząc gdzieś w bok, ale nie skupiając wzroku na niczym konkretnym. W końcu odsunęła się o krok i wsunęła mu w dłoń butelkę wody.
To woda. Napij się… — zachęciła Browna.
Tuż za karetką zobaczyła opuszczony stragan z pamiątkami. Między różnymi mało potrzebnymi gratami wisiało kilka par klapek z pluszowymi pomponami. Lepsze to niż nic.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „West Seattle Summer Fest”