WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Dzień Meg wcale nie należał do tych jakoś beznadziejnie spędzonych. Siedziała z siostrą i dzieciakami na plaży i zastanawiała się tylko, gdzie do cholery jest jej facet i dlaczego właściwie załatwia interesy na rodzinnych wakacjach, które przecież miały służyć wspólnemu spędzaniu czasu. Przez to, że faceci ciągle gdzieś łazili, a ona zostawała z Sarah i dziećmi, odnosiła wrażenie, że ona i S. są tutaj bardziej jako nianie niż faktycznie jako ich kobiety. Inna sprawa, że Alex obiecał, że spędzą sobie razem wieczór i Meggy mu uwierzyła, bo czemu by miała nie wierzyć? Tak więc po tym, jak z siostrą rozeszły się do apartamentów, zamówiła im jakąś super kolację, szampana i truskawki w czekoladzie. Wcześniej wypiła z Sarah kilka drinków w barku przy plaży i miała całkiem niezły humor. Z tym, że jej luby się spóźniał. Opróżniła jedną butelkę szampana, a po jakimś czasie zamówiła drugą. Była w połowie tej drugiej, kiedy mężczyzna wszedł jak taran do apartamentu. Meg westchnęła ciężko i spojrzała na mężczyznę z wyraźnym rozczarowaniem, chociaż nie widziała jeszcze dokładnie jego twarzy, bo światła były przygaszone.
- Spóźniłeś się jakieś... - spojrzała tutaj na zegarek, który zgrabnie wskazywał godzinę 3:21 - Siedem godzin i dwadzieścia jeden minut - stwierdziła, szybko kalkulując w głowie. Wstała z krzesełka i dopiła szampana z kieliszka. Nie czuła się pijana. Czuła się lekko wstawiona i było jej po prostu przykro. - Tak według ciebie wyglądają rodzinne wakacje, Alexander? - uniosła jedną brew i spojrzała mu w oczy, gotowa zacząć rzucać w niego tym, co miała pod ręką, jeśli odpowiedź jej się nie spodoba.
-
– Nie policzyłaś ile sekund dokładnie się spóźniłem – zauważył, wywracając oczami. Zdjął z ramion rozpiętą już koszulę – bo było gorąco przeciez, a jednocześnie nie mógł robić interesów w podartej koszulce, tak? – i rzucił na jakieś krzesło w pobliżu. Zmarszczył czoło lustrując ją wzrokiem. O, jaka ładna bielizna. Aż westchnął cicho. – Nie złość się, świętowaliśmy podpisanie umowy i ciążę Sarah. Straciłem poczucie czasu, to wszystko... – wzruszył ramionami, próbując unikać jej spojrzenia, bo nie miał ochoty na mądre rozmowy, a pewnie taka będzie gdy Meg zobaczy jego źrenice. Podszedł w jej stronę, powoli, by pochwycić ją zaraz w ramiona i jedną dłoń ułożyć niewiele wyżej nad jej pośladkiem.
– Ale mogę Ci to czekanie wynagrodzić – wymruczał, najpierw całując czubek jej głowy, by zaraz usta na szyję szatynki przenieść. Nie miał ochoty na rozmowę, za to na nią jak najbardziej!
-
– Nie wkurwiaj mnie – warknęła, mierząc go wzrokiem. Zmrużyła oczy i przechyliła lekko głowę, bo ta rozpięta koszula trochę ją podirytowała. Dlaczego była rozpięta? Oto jest pytanie. Nie omieszka go pewnie później zadać. – Kurwa, Alex, od paru dni czuję się jak niania, a nie twoja kobieta – rzuciła, wzdychając ciężko. Podeszła aż do włącznika i światło zapaliła, bo nastrój i tak dawno trafił szlag.
– A ja straciłam ochotę na cokolwiek – stwierdziła spokojnie, patrząc na niego i wyrzucając truskawki gdzieś do kosza. Gdy tak ją chwycił za ramiona, uniosła brwi i wtedy zobaczyła jego źrenice. Doskonale wiedziała, że mężczyzna nie mógł być trzeźwy, ale był też wyćpany? Odepchnęła go od siebie, bo ona nie miała ochoty na niego.
– Brałeś – to nie było pytanie, to było stwierdzenie i to bardzo wkurwione stwierdzenie. – Ja pierdole, nie dość, że czekam na ciebie jak głupia, a ty przychodzisz uchlany jak świnia, to jeszcze ćpałeś?! – spytała, oddychając ciężko, bo teraz to naprawdę się ostro wkurzyła. Na to się zdecydowanie nie pisała.
-
– A ty nie używaj wulgaryzmów, bo damie nie przystoi – pogroził jej palcem, ale nie było w jego głosie słychać ani cienia rozbawienia, co generalnie wskazywało na to, że mówił całkiem poważnie, a przynajmniej na tyle poważnie na ile pozwalał mu zaćmiony używkami umysł. – Bez przesady, Meg. Nianie nie dostają wakacji w wypasionym kurorcie z pełnym all inclusive. – zaśmiał się w tym momencie ze swoich własnych słów, ale zaraz na nowo przybrał poważną minę. – Po prostu musieliśmy to wszystko załatwić, żeby zarobić odpowiednie pieniądzę. Po za tym, niektóre kwestie się nam nie podobają i próbujemy zrozumieć o co chodzi – nie chciał jej mówić o tym, że ciągle szukają osób odpowiedzialnych za jego pobicie i wsadzenie Jacka do więzienia plus śmieszków którzy wysłają im ostatnio dziwne zdjęcia. Im mniej wiedziała, tym lepiej spała. Skrzywił się gdy zapaliła światła, odruchowo oczy zasłaniając bo raziło, ale zdążyła zobaczyć źrenice i kiedy widział jej wyraz twarzy już wiedział co go czeka. Złapał głęboki oddech. I się zaczęło.
– Próbowałem towaru od klienta. Odrobinkę. Więcej na pewno mam w sobie alkoholu niż narkotyków, to nic takiego – rozłożył ręce, choć widać było, że to odepchnięcie mu się nie spodobało. – I mów ciszej, bo dzieci nie muszą wszystkiego wiedzieć. – zmrużył teraz lekko oczy, podpierając się pod boki. Nie miał ochoty na kłótnie, a ona wyraźnie szła w tym kierunku. – Wielkie halo, bo wciągnąłem jedną kreskę. Wszyscy z tym żyją od lat. Nie robię tego przecież codziennie – już miał ochotę powiedzieć, że Grace to rozumiała, ale ostatecznie ugryzł się w język i usiadł kulturalnie na krześle, na którym wcześniej koszulę powiesił.
-
– Może nie jestem damą – zmrużyła oczy. Była jakby nie patrzeć (eks) striptizerką i wcale nie przeszkadzało jej szczególnie przeklinanie, a przy dzieciakach tego nie robiła tak czy siak. Pokręciła głową z niedowierzaniem, gdy rzucił tekstem o wakacjach w kurorcie. – Myślę, że dostają, jeśli ojcu nie chce się siedzieć z dzieckiem. To miały być rodzinne wakacje, Alex. Rodzinne, czyli ty, ja, Katie i Jason. Nie ja, Sarah i dzieciaki. Jasne, fajnie spędzić czas z siostrą ale liczyłam na to, że pobędziemy we dwoje, a ty ciągle wychodzisz, a jak wracasz to… – machnęła ręką, żeby nie powiedzieć paru słów za dużo. Uniosła jednak brwi i spojrzała mu w oczy na kolejne słowa.
– Co to za kwestie? – uniosła jedną brew, krzyżując ręce na wysokości piersi. Nie uśmiechało jej się teraz słuchać gorzkich żali o jego pracy, ale była ciekawa. A potem powiedział o towarze od klienta. Pokręciła z niedowierzaniem głową. I to miało ją pocieszyć w jakikolwiek sposób? Nie pocieszało.
– Dzieci są dwa apartamenty od nas, więc nie martw się, raczej nie słyszą – odetchnęła mimowolnie, bo pewnie miały osobny apartament na sleepover czy coś. Tak czy siak, znów pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Wielkie halo, bo ja z tym nie żyłam od lat, nie mówiłeś, że bierzesz od czasu do czasu narkotyki i wielkie halo, bo czekałam na ciebie jak głupia! – krzyknęła tym razem, czując, że zaraz z jej oczu polecą łzy. Zamrugała kilkakrotnie i odetchnęła głęboko. Potrzebowała się stąd ewakuować, bo sama czuła, że ta rozmowa wcale nie zmierza w dobrym kierunku, ale z drugiej strony stała w bieliźnie, więc zaczęła się rozglądać za swoją walizką, żeby się ubrać. - Czemu miałeś rozpiętą koszulę? – spytała po chwili, bo jej się przypomniało, podczas gdy sama podeszła do walizki, ale jeszcze nie zaczynała w niej grzebać.
-
– Jasne, że jesteś. Tylko robisz z siebie czasami taką dzikuskę – mruknął pod nosem, denerwując się troszkę na jej zachowanie, bo chciał być miły, a ta do niego z samego rana z pretensjami. Ahhh, kobiety. – Wszystko będzie tak jak planowaliśmy, od jutra, serio. Po prostu musiałem kilka rzeczy zrobić i teraz już jestem cały dla Was. Mam dość odpowiedzialną pracę, wyobraź sobie, Megan – po raz kolejny wywrócił oczami, co niezbyt pomagało w jego aktualnym stanie upojenia alkoholowego. Już mówiła sporo słów za dużo, przez co jego irytacja powoli sięgała zenitu, ale póki co próbował nad sobą jeszcze panować, chociaż jak widać, szło mu to mimo wszystko słabo. Teraz to on machnął ręką.
– Związane z wpierdolem i więzieniem. Nic nowego – nie miał ochoty jej tego tłumaczyć, bo na pewno nikomu życia to tłumaczenie by nie zmieniło. Jeśli Megan powie Sarah, tamta znowu narobi paniki i po co to komu? Po prostu zwiększą ich ochronę i tyle. Nawet nie zauważą różnicy.
– Bo biorę je kurwa tak rzadko, że właściwie niczego ta świadomość by Ci nie zmieniła! – podobnie jak ona lekko uniósł głos, zaraz wzdychając ciężko i nieco się uspokajając. Już czuł, że ten wyjazd zakończy się chujowo. – Musiałem załatwić sprawy plus sprawdzić czy towar nie jest lewy. To tyle. Nic więcej złego nie zrobiłem żebyś się tak zachowywała. Okej, słabo że musiała czekać, przepraszam, ale bez przesady. Raz mi się zdarzyło... – splótł dłonie na klatce piersiowej, mając nadzieję że to koniec rozmowy, ale wtedy zapytała o koszulę.
– Gorąco jest, jakbyś nie zauważyła – pysknął od razu, ale było to silniejsze od niego nooo!
-
– Może i jestem dzikuską, ale na pewno nie jestem głupia – odparła, rozkładając ręce i nawiązując do słynnej piosenki z filmu animowanego Disneya. Odetchnęła mimowolnie i pokręciła głową z niedowierzaniem. – Wiesz co? Rozumiałam to, serio. Nie powiedziałam ostatnio słowa, ale to – to jest przegięcie – odetchnęła ciężko, spoglądając na mężczyznę. – Wyobraź sobie, że wiem jak to jest mieć odpowiedzialną pracę – odetchnęła ciężko i spojrzała mu w oczy. Kto, jeśli nie ona rozumiał coś takiego?
– Okej, rozumiem, że nadal nic w tej kwestii się nie wyjaśniło? – jedna z brwi szatynki powędrowała w górę i odetchnęła ciężko. Naprawdę ją to martwiło, ale mimo wszystko nie zamierzała się w to wtrącać. Gdy tak uniósł głos, przechyliła głowę, patrząc na niego w lekkim szoku.
– Trochę jednak by zmieniła! To nie jest fair, że mi nie mówisz takich rzeczy. Spóźniłeś się, wróciłeś nad ranem, naćpany i pijany, naprawdę uważasz, że to jest w porządku?! – spytała, znów podnosząc głos – O raz za dużo – wycedziła przez zęby, mrużąc oczy i przygryzając delikatnie dolną wargę.
– I było aż tak gorąco, że musiałeś rozpiąć całkowicie koszulę, serio? – pokręciła głową i zaczęła wciągać na tyłek jakieś szorty, które znalazła w walizce. Nie mogła tu zostać, bo wiedziała, że skończy się to źle – dla nich obojga.
-
– No nie, głupia z pewnością nie jesteś, ale dzikuską powinnaś przestać być – wiedział, że każde kolejne zdanie wprowadzało ich rozmowę w zwykłą pyskówkę ale nie mógł się po prostu powstrzymać. Alex bez używek by się pohamował, ale nacpano-pijany Alex – nie. – No i na pewno jesteś ładniejsza niż Pocahontas – dodał jeszcze, oczywiście aluzję rozumiejąc. Miał córkę, na pewno etap Pocahontas przerobili niedawno. – Nie wiem czy tańczenie na rurze jest odpowiedzialne, chyba że mówisz o stażu, to może jeszcze – przewrócił oczami, nawet nie spostrzegając się że w tym momencie odrobinę przegiął pałkę, ale serio nie myślał zbyt racjonalnie, a jeszcze jej zachowanie odrobinę napędzało jego bezczelne i dość głupie teksty. Pokręcił głową.
– Nie, ale nasz nowy klient był strasznie podejrzany – zmarszczył czoło wyraźnie nie zadowolony z tego faktu. Podejrzewał właściwie wszystkich ludzi, którzy kedykolwiek z nimi rozmawiali, ale nie mógł tak po prostu rozpętać armagedonu nie mając pewności. Obaj nie mogli. Za to armagedon i jesień średniowiecza były czymś, co Megan umiała rozpętać z łatwością, jak widać.
– Nie, nie uważam, że to jest w porządku, ale nie uważam też, żeby był to jakiś koniec świata. Litości, Megan, przecież wszystko jest okej. Po prostu zabalowałem, ale teraz już wszystko będzie jak dawniej – wyciągnął w jej kierunku dłoń, jakby próbując złapać się ostatniej deski ratunku, szczególnie że widział, że wyraźnie się gdzieś wybiera. – Gdzie ty idziesz? – zapytał, ale bynajmniej nie jakimś uroczym tonem, a lekko zdenerwowanym. Wzruszył ramionami. – Tak. Jesteśmy na jebanej Sri Lance, nachlałem się i naćpałem, więc ma prawo mi być gorąco. Nie szukaj problemów tam gdzie ich nie ma – nieznacznie się skrzywił, bo miał wrażenie że to pytanie miało być gwoździem do trumny, serio.
-
– Taką mnie wziąłeś, więc taką mnie masz – oświadczyła, patrząc mu w oczy i ignorując komentarz o Pocahontas, ale kolejnego nie mogła puścić mu płazem, dlatego po prostu go spoliczkowała. Był to jednak lekki policzek, bo mimo wszystko była wstawiona i nie miała nigdy jakiejś ciętej łapy. – Pierdol się, Clarence – wycedziła przez zęby, bo chyba oczywiste, że nie miała na myśli tańca na rurze. Mimo to, nie zamierzała tolerować takiego zachowania. Jako, że miała już ogarnięte spodenki, to teraz narzuciła na siebie jakąś bluzkę, a bieliznę nocną totalnie ściągnęła.
– Wszystko jest zajebiście. Masz rację. Wprost wymarzyłam sobie wieczór, w którym mój facet przychodzi naćpany i wypomina mi, że byłam striptizerką – uśmiechnęła się uroczo i wzruszyła ramionami.
– Wychodzę, bo jesteśmy na jebanej Sri Lance i będę się cieszyła moim życiem. Nie czekaj na mnie – wyminęła go, wyszła z pokoju i jebnęła drzwiami, pewnie nawet nie zabierając ze sobą telefonu, bo nie był jej potrzebny. Musiała chociaż trochę ochłonąć i nie chciało jej się już dyskutować z Clarencem.
-
– Zajebiście, baw się kurwa dobrze! – krzyknął za nią, wkurwiony do potęgi entej. Poszedł wziąć prysznic, a potem włączył sobie jakiś serial na netflixie, bo o śnie po kokainie nie było mowy, a przynajmniej w najbliższym czasie. Dopiero koło 7 rano zaczął przysypiać na kanapie, gdy rozdzwonił się jego telefon. Nie miał bladego pojęcia komu się o tak nieludzkiej porze nudzi i z tego powodu pierwszego połączenia nie odebrał. Wymiękł przy trzecim połączeniu, niesamowicie wściekły odbierając telefon.
– Alexander Clarence? Dzwonimy ze szpitala. Pana numer telefonu znaleźliśmy przy dokumentach Megan Herondale jako osobę do kontaktu. Prosimy o przyjazd jak najszybciej – powiedziała jakaś kobieta, a Alex siedział jak zamurowany nie łapiąc do końca tych słów. Po chwili jednak zerwał się zaraz z łóżka i pod wskazany adres pojechał jakimś uberem czy co oni tam na Sri Lance mają. […]
W szpitalu latał jak opętany, bo początkowo nikt nie chciał mu udzielić informacji, ale gdy już dowiedział się gdzie jest Megan, wpadł bez skrępowania do sali.
– Kurwa mać, Megan! – krzyknął niemal, dopadając do łóżka na którym kobieta leżała i niemal przy nim klęknął. Nikt za bardzo nie chciał mu powiedzieć co dokładnie się stało, ale masa kabelków do których była podłączona nie wydawała mu się zbyt okej. – Co się stało? Ktoś Ci zrobił krzywdę? Przepraszam za to wszystko co powiedziałem! – powiedział z wyraźnymi wyrzutami sumienia, bo przecież gdyby nie ta kłótnia to nigdzie by nie poszła!
-
[…]
Nie do końca wiedziała, co się stało. Pamiętała tylko że wyszła, chodziła sobie wokół olbrzymiego patio, a potem… Potem poczuła się znacznie gorzej i chyba zasłabła. Obudziła się dopiero w szpitalu i właściwie nie chciała nikogo martwić, ale domyślała się, że mimo wszystko będzie musiała, bo jeśli nie wróci, wszyscy zaczną się zastanawiać, gdzie właściwie jest. Czuła się koszmarnie osłabiona i miała pewnie jakiegoś siniaka, bo kiedy upadała, nie miała nawet jak się zasekurować dłońmi.
Tak więc leżała teraz w szpitalu, mając na sobie szpitalną piżamę i czekała sobie spokojnie, aż dadzą jej dokumenty do wypisu, chociaż początkowo nie chcieli, bo przytwierdzili ją do jakiejś popierdolonej aparatury i upierali, że powinno zrobić się jakieś badania. Odetchnęła więc ciężko no i czekała. Uznała, że Sarah potrzebuje więcej snu, więc powiedziała, żeby skontaktowali się Clarencem i teraz trochę drzemała, kiedy usłyszała głos mężczyzny.
– Nic się nie stało. Zemdlałam. – rzuciła sucho, nie zamierzając z nim dyskutować. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by zobaczyć, że nadal był wyćpany, a to oznaczało, że dawka kokainy, którą wciągnął, wcale nie była tak mała. Nie chciało jej się nawet z nim dyskutować, bo po ostatnim wieczorze czuła się po prostu beznadziejnie.
– Powiedziałeś co myślisz – jej ton nie wyrażał żadnych emocji. Nie było w nim ani żalu ani wkurwienia, po prostu rzuciła to tak, jakby zupełnie jej nie zależało. – Chcę się wypisać na żądanie, więc będę mogła wrócić niebawem do hotelu – oświadczyła równie spokojnie. Teraz naprawdę nie miała ochoty z nim rozmawiać. W gruncie rzeczy nawet na niego nie patrzyła, tylko gapiła się gdzieś w przestrzeń.
-
– Jak to nic? – zapytał, zupełnie nie wierząc, że to mogło by być nic. – Po raz kolejny zemdlałaś, plus te wszystkie kabelki... nic ci nie powiedzieli? Na pewno powiedzieli chociaż co podejrzewają jako powód ciągłych omdleń! – to, że był pod wpływem narkotyków w dalszym ciągu nie ulegało wątpliwościom, ale w tym momencie autentycznie się o nią martwił i miał gdzieś to czy chciała rozmawiać. On chciał. I nie zamierzał rozmawiać o pierdołach, a o jej zdrowiu. No kurwa.
– Nie, byłem naćpany i pijany. Powiedziałem to, co ślina przyniosła mi na język, a to różnica – powoli usiadł u jej boku, jedną dłoń powoli sunąc w kierunku jej dłoni i przyglądał się jej, kątem oka obserwując jakieś magiczne, lekarskie monitory, z których zupełnie nic nie rozumiał. Słysząc słowa o wypisaniu się na żądanie, zmrużył lekko oczy.
– Megan, przestań, zostań tu chwilę, proszę Cię. Może dzięki temu w końcu dowiemy się co się dzieje z Twoim organizmem. To bardzo ważne, proszę... – całkowicie innego tonu używał niż jeszcze kilka godzin wcześniej gdy rozmawiali w domu. Zdecydowanie brzmiał teraz jak normalny Alex. Uśmiechnął się do niej blado. – Jeśli nie chcesz się dowiedzieć co jest dla siebie, ani dla mnie, to zrób to dla Jasona. Żebyś miała pewność, że wszystko jest w porządku, Meggy – chwycił w palce jej podbródek i obrócił jej buzię w swoim kierunku, żeby popatrzyła mu w oczy. Wiedział, że zachował się chujowo, ale teraz był w totalnym stanie mentalnej rozsypki gdy widział ją w takim stanie.
-
– Nic – odparła zupełnie spokojnie, jakby nie docierał do niej ten naglący i trochę niedowierzający ton Alexa – Nic mi nie powiedzieli, bo nie ma wyników badań, to normalne. Nawet nie wiedzą co podejrzewają, bo omdlenia mogą mieć różne przyczyny, od chwilowej słabości po ciążę – wzruszyła ramionami, chociaż tej ostatniej u siebie raczej nie podejrzewała, zawsze się zabezpieczali, miała tabletki antykoncepcyjne, więc wiadomo, że raczej nie przyszło jej to do głowy.
– Nadal jesteś naćpany – powiedziała, przenosząc finalnie wzrok na Alexandra. Miała wrażenie, że ich rozmowa zmieniła cholernie dużo i zabolały ją te komentarze. Miała wrażenie, że jej światopogląd i obraz Alexa uległ zwrotowi o 185 stopni.
– Nie mam ochoty tu zostawać, a ty powinieneś odpocząć. Chcę wrócić do hotelu, przespać się bez pikania tej całej popierdolonej aparatury, a całą resztę sobie zrobię w Stanach. Ogarnę badania. Siedzenie tu tajnie ma najmniejszego sensu – powiedziała to trochę jak wyuczoną regułkę, a potem odetchnęła i spojrzała mu w oczy. Uniosła nawet dłoń do jego policzka.
– Nie powinnam była cię wczoraj uderzyć, przepraszam – powiedziała, patrząc na niego ze łzami w oczach, bo jednak jakoś tak jej się przykro zrobiło, bo nie miała zielonego pojęcia, jak się tu znaleźli. – Nie chcę, żebyś ćpał – powiedziała cicho, zaciskając usta w wąską linię i nerwowo otarła łzę, która zaczęła jej lecieć po policzku.
-
– To nie tak, po prostu.. jakiś czas zajmuje zejście wszystkiego – powiedział cicho, starając się opanować swoje rozbiegane myśli i nazbyt szybko wypadające z ust słowa. Starał się, ale nie do końca mu to wychodziło. Złapał głęboki oddech, a raczej kilka głębokich oddechów.
– Nie – powiedział odrobinę bardziej stanowczo niż to planował i spojrzał na nią w pełni poważnie. – Nie możesz nigdzie wyjść i nie wyjdziesz póki nie dowiemy się co Ci jest. Nie będę ryzykował że stąd wyjdziesz i zaraz znowu padniesz! – jakkolwiek wcześniej ściszył głos, tak teraz zdecydowanie go uniósł. – Zaraz będzie Sarah i Jack, może S do Ciebie dotrze – machnął ręką, odrobinę się na nią denerwując, no bo sorry. Miała dla kogo zyć, tak? Nie sądził, żeby była jakoś obłożnie chora, ale wolał po prostu mieć pewność, że choć trochę jest okej. Położył dłoń na jej dłoni znajdującej się na jego lekko zarośniętym policzku i uśmiechnął się.
– Nie masz za co przepraszać, skarbie – drugą ręką lekko zmazał z jej policzków łzy. Nie lubił gdy płakała, a teraz do tego płakała przez niego. – To moja wina, zachowałem się chujowo. Od ćpania do tego tekstu o tańczeniu. Naprawdę mi przykro – mówił całkowicie szczerze, bo naprawdę nie czuł się dobrze z tym co powiedział. Miał też nadzieję, że temat ćpania zamknięty, ale potem usłyszał jej słowa i westchnął.
– Dobrze, nie będę tego robić – powstrzymał z trudem wywrócenie oczami. Czasami musiał. Przecież nie puści w świat gównianego towaru, ale to nie było w tym momencie zbyt istotne.
-
– Czyli to dokładnie tak. Jesteś nadal naćpany – powtórzyła, średnio zadowolona z tego faktu. Znała objawy i stan po „spożyciu”, bo pełno takich ludzi widziała nocą na sorze. Najczęściej oczywiście przychodzili po jakichś wypadkach z siniakami, rozbitymi wargami czy łukami brwiowymi, ale znała ten stan aż za dobrze. Uniosła jedną brew, gdy usłyszała ten stanowczy ton.
– Nie będziesz mnie tu trzymał na siłę, Alex. Nie zamierzam znowu padać, ani nie wybieram się na tamten świat. To jedno omdlenie, na boga – wywróciła oczyma, bo jednak swego czasu, gdy była przemęczona i tyrała na dwa etaty plus zajmowała się niemowlakiem, też jej się to zdarzało. Inna sprawa, że teraz, gdy zrezygnowała i była wypoczęta to było lepiej, chociaż miała teraz inny stres – pobicie Alexa i aresztowanie Jacksona trochę negatywnie odbiło się zarówno na niej, jej siostrze jak i maluchach i nie zamierzała tego ukrywać.
– Niepotrzebnie im mówiłeś. Sarah ma teraz ważniejsze zmartwienia niż ja – zbulwersowała się trochę, bo gdyby chciała, żeby S. tutaj przyjechała, to kazałaby zadzwonić szpitalowi do niej, a nie do faceta z którym się pokłóciła.
– To prawda, zachowałeś się chujowo, ale to nie daje mi prawa do podnoszenia na ciebie ręki – wzruszyła ramionami, bo naprawdę tak uważała. Raczej nie była fanką siłowych rozwiązań. Uniosła jednak brew, gdy tak łatwo odpuścił. Jakoś nie wierzyła w jego słowa. – Mówię poważnie. Nie chcę, żebyś ćpał. Znajdź sobie ludzi od próbowania towaru – spojrzała mu w oczy. Nie chciała mówić, że jeśli znów weźmie, to będzie koniec, ale pewnie gdzieś tam w powietrzu te niewypowiedziane słowa zawisły.