WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przetrwał. Ale za jaką cenę? Trzydzieści lat życia w panicznym strachu, bojąc się własnego cienia, nie mogąc normalnie funkcjonować w społeczeństwie robiły z niego karykaturę człowieka. Oddychał, jadł, chodził do pracy. Ale bał się, cholernie bał się wszystkiego. Ludzi, których nie znał. Tych, których poznał. Kobiet, które powinny być dla niego kimś innym. Nie załamał się tylko dlatego, że zbytnio kochał muzykę, a po śmierci nie mógłby przelewać na nią wszystkich swoich emocji. Wiele razy zastanawiał się, co by było gdyby tamtego dnia, nikt go nie znalazł, gdyby ratunek nie przyszedł w porę. Może raz na zawsze skończyłoby się jego cierpienie, a przerażone serce odnalazło spokój? W błękitnych oczach bruneta czaił się ten paniczny strach, rodząca się panika wywołana jej bliskością przesłaniała wszystko inne. Z szaleńczo bijącym sercem słuchał jej słów, nie ważąc się skomentować tego w jakikolwiek sposób. Nigdy, nawet gdy razem byli w bidulu, nie zdradziła mu swojej tajemnicy, tego co sprawiło że ten dojmujący smutek pojawiał się w jej pięknych oczach. Nie ciągnął jej za język, łaknął jedynie obecności blondynki, wpatrywania się w rozgwieżdżone niebo i wymieniania poglądów o obecnej muzyce. Ale teraz... Teraz nie wiedział, co myśleć. Przy tym, przez co ona przeszła, jego lęk i fobia wydają się po prostu śmieszne. To, co przeżył było niczym w stosunku do piekła blondynki, a jednak ta cholerna świadomość że nie jest sam, dodawała mu skrzydeł.
Nogi nadal mu się trzęsły, gdy powoli się prostował, posuwając po ścianie, czując zimno na plecach i lekki ból, gdyż wtedy za mocno na nią naparł, chciał jednak zwiększyć dzielącą ich odległość na tyle, na ile to było możliwe w tak małej przestrzeni. Patrzył na jej blizny, które w świetle lamp wyraźnie odstawały od tatuaży zdobiących jej ciało. Był jak w jakimś amoku, zaślepiony strachem, rodzącą się paniką, drżący na całym ciele mający ochotę skulić się i zapomnieć o tym, co się dzieje. Chciał stąd wyjść, zostawić to wszystko wyjechać z tego miasta, znowu być nomandem który nigdzie nie zagrzewa dłużej miejsca. Tylko to, że ona tu jest, trzymało go jeszcze w tym miejscu. Tylko ta wyjawiona tajemnica sprawiła, że nie postanowił w tej chwili uciec.
Poczuł przypływ jakiejś dziwnej odwagi, czegoś, co nigdy nie było obecne w jego życiu. Gdy się odwróciła, wyciągnął drżącą dłoń w jej kierunku, jakby chciał dotknąć jednej z blizn. Nie zrobił tego jednak, w połowie drogi zabrał dłoń, dotykając swoich ust, jakby chciał powiedzieć, żeby tego nie robiła.
- Przetrwałem. Ale za jaką cenę? – powiedział cicho patrząc na nią zbolałym spojrzeniem w którym kryło się znacznie więcej, niż powinno u tak młodego faceta. Kryła się historia człowieka, skrzywdzonego przez najbliższą osobę, ta która winna go kochać wpakowała go w piekło w którym żyje od lat. Nie powinien żyć. Nie powinien istnieć w tym społeczeństwie. A jednak, mimo wszystko kurczowo uczepił się życia, żyjąc złudną nadzieją, że wszystko się zmieni, że jeszcze nadejdą lepsze czasy. - Ja... um... nie umiem sobie wyobrazić, przez co przeszłaś. Nikt nie powinien tak traktować dziecka. Szczególnie... rodzic. – tu byli podobnie, w jej przypadku to ojciec wpakował ją w bagno, w jego była to własna matka. Zagryzł wargę, nim poczuł metaliczny posmak krwi, która nieco go otrzeźwiła. Objął się ramionami, pocierając je, chcąc zamaskować drżenie rąk i całego ciała. Przypłaci tą sytuację chronicznym stresem. Wziął głęboki oddech i znowu zwrócił na nią spojrzenie, jakby wahając się, czy wyznać kobiecie to, co siedzi w nim od lat. Czy powinien? - Moja... matka... um, znęcała się nade mną. Nigdy mnie nie kochała, byłem wpadką, bękartem, balastem. Biła mnie, nie dawała jeść, wyzywała od najgorszych. Ktoś to zobaczył, inny wezwał opiekę społeczną i... i wylądowałem w bidulu. – mówił spokojnie, oddychając ciężko, nie czując się ani odrobinę pewnie. Wiedział jednak, że powinien jej powiedzieć, skoro ona, nie wiadomo czemu, wyjawiła mu historię swojego życia, powinien odwdzięczyć się jej tym samym. Mimo, że chciał zamknąć ten bolesny rozdział w swoim życiu, wiedział doskonale że od tych demonów nie ucieknie. - A to... – szepnął, nieporadnie pokazując bliznę na plecach. - Ktoś mnie chyba porwał. Lekarz mówił, że straciłem nerkę. Bardzo bolało. Pamiętam jedynie twarz, twarz kobiety. A potem ciemność. Błoga ciemność, w której utonąłem. – nie rozwodził się nad tym długo, czując cholerny ból nie był w stanie przywołać szczegółów. Przerażał go także gniew, jaki się w niej zrodził, te emocje, których nie rozumiał.
Dlaczego to robisz?
W kolejnym momencie znowu dopadła go panika, cała ta sytuacja zwaliła mu się na głowie, zaczął przerażonym spojrzeniem patrzeć na wszystko dookoła, kuląc się w sobie, a jego ciało wstrząsnął dreszcz. Nie radzi sobie w stresujących sytuacjach, nie umie sobie z tym radzić, niczym małe dziecko potrzebujące opieki dorosłego potrzebuje pomocy.
- Zabierz mnie stąd... błagam... – zaskomlał niczym szczeniak, krzyżując z nią spojrzenie lekko wilgotnych oczu. Dla innych ta sytuacja mogła wydawać się komiczna. Dla niego była drogą przez mękę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie patrzyła na niego pytająco nie rozumiejąc co mówi jedynie na nią patrząc. Doskonale znała ten wzrok. Wiedziała co on znaczył. Rozumiała go. W jej łowie nie pojawiło się pytanie, o co mu chodzi. Nie zastanawiała się dlaczego jest taki a nie inny. Ona wiedziała. Doskonale rozumiała przez co przechodził. Między nimi była jednak pewna różnica. Otóż charaktery mieli odmienne. Nie trzeba tutaj ukrywać, że to kwestia DNA. To kim byli rodzice. Przeszli oboje piekło, ale jako ludzie byli odmienni więc i inaczej na pewne kwestie reagowali. Odnosiło to inny skutek. Wciąż... Oboje przetrwali.
Jego gest. Wyciągnięcie dłoni gdy się odwracała. To był dobry znak. Przynajmniej sama tak uważała. Jakaś nuta odwagi wydobyła się na powierzchnię pomimo strachu jaki nad nim chciał całkowicie zapanować. Mimowolnie uniosły się delikatnie kąciki jej ust. To był na prawdę dobry znak.
- Oboje zapłaciliśmy wysoką cenę Corey. I choć twierdzisz, że nie umiesz sobie wyobrazić... To jednak osobiście uważam, że umiesz. Nie rób tego jednak. Niech wizja mojego cierpienia nie ogarnia i ciebie. Wystarczy, że jest w mojej pamięci. - Hale podniosła jego koszulę i mu ją podała, aby się ubrał. Już się domyślała, że i tak już nic nie będzie z tych zakupów. Co do nich miała już inny plan. Na razie trzeba było ogarnąć się tutaj i ruszyć dalej.
- Ja nie znałam swojej matki. Zostawiła mnie niedługo po urodzeniu twierdząc, że zniszczyłam jej życie. Moje pojawienie się na świat było dla niej jakimś żartem. Urodzona pierwszego kwietnia byłam jakimś głupim prima aprilis. Bo ona była młoda, miała korzystać z życia A j wszystko zniszczyłam. Ojciec był w niej tak zakochany, że obwiniał mnie za jej odejście. Nie powinnam była w ogóle się pojawić, aby oni mogli szczęśliwie żyć. Według nich, nie powinnam się narodzić. Wyszło jednak inaczej. Na przekór wszystkiemu jesteśmy na tym świecie. Oni kiedyś nim władali, ale Corey... Już tak nie jest. To, co nam zrobiono i my możemy komuś zrobić. To, czego nie chcemy by nam robiono i my możemy nie robić. To my decydujemy o swoim życiu. To ty decydujesz o tym, jakie ubrania będziesz nosić. To ty podejmujesz decyzję co zjesz na śniadanie, obiad, kolację. To jest twoje życie w każdym... Każdym możliwym aspekcie istnienia człowieka. - Blondynka zamilkła. Spokojnie obserwowała to, co się z nim działo. Sama nie wchodziła w tryb paniki, że może przegięła czy coś. Wciąż tutaj był. Stał przed nią. Nie wpadł w hiper wentylację. Nie musiała dzwonić po pogotowie lub używać technik, jakie osobiście znała, aby się uspokoić i nie spowodować uduszenia, czy też by serducho wysiadło mu na miejscu. Kobieta wyciągnęła w jego kierunku otwartą dłoń. Nie oczekiwała, że faktycznie za nią złapie. Drugą dłonią, jak już się ubrał odsłoniła kotarę i pokazała kierunek, w którym chciała go prowadzić.
- Chodźmy, Odstawię rzeczy i możemy iść. Zabiorę cię w bezpieczne miejsce - Posłała mu delikatny spokojny uśmiech tak, jakby nic się nie stało. Dla nich w końcu tragiczna przeszłość nie była ostatecznie obca. Osobiście również się znali. Temat trudny, ale za bardzo dla nich znany. Nie był też niejako nowy.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie patrzyła na niego tak jak wszyscy: ze zdziwieniem, przerażeniem, z dezaprobatą. Nie oceniała jego zachowania, tego panicznego lęku który z sekundy na sekundę przybierał na siłę. Nie oceniała go w żaden sposób, aczkolwiek mimo tego nadal czuł się nie swój, nadal odczuwał tą cholernie mocną chęć ucieczki jak najdalej stąd. Chciał znowu utonąć w swoim własnym świecie, niczym małe dziecko popłakać w kącie i pozwolić tym wszystkim uwięzionym w nim emocjom wypłynąć. Chciał wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo go nienawidzi, za to jak na niego wpłynął. Jak bardzo nienawidzi swojej matki za to, że go tak skrzywdziła. Nie miał jednak tej pieprzonej odwagi, by to zrobić. Był tylko przerażonym dzieckiem zamkniętym w ciele trzydziestolatka. Dzieckiem, które nie widzi dla siebie najmniejszego ratunku.
Ten gest był cholernie nieprzemyślany, w połowie odwaga go opuściła i zabrał rękę, jakby miał się oparzyć, gdyby tylko dotknął jej ciała. Może to fakt, że po raz pierwszy zdradziła mu historię jego życia, może to te wszystkie emocje które w nim siedziały. Czuł, że to mógłby być przełom, jednak strach wziął górę.
- Ale przecież... – zaczął, zacinając się lekko. - Przecież też cierpiałaś. Jak ja. Ty jednak sobie radzisz a ja... um... nie potrafię. – wbił wzrok w swoje stopy, mówiąc w sumie zgodnie z prawdą. Z niczym sobie nie radził. Ze swoim życiem, z relacjami. Nie miał nic, prócz muzyki która była jego miłością i jedyną iskierką radości. A jednak... to co powiedziała odbiło w nim swoistego rodzaju piętno. Nieprędko o tym zapomni.
- Tobie łatwo mówić. – powiedział głosem z nutką rezygnacji. - Ty nie boisz się własnego cienia. Nie bo-boisz się kobiet. – czuł się w obowiązku chociaż odrobinę się przed nią otworzyć, aczkolwiek wypowiadanie każdych kolejnych słów przychodziło mu z trudem. Niemniej, starał się. Bo tak wypadało. - Nie boisz się dotyku, który pali jak żywy ogień. Który sprawia, że wszystko to, co w tobie siedzi w jednej chwili przelatuje ci przed oczami. Nie czujesz tego paraliżującego strachu. Możesz normalnie funkcjonować. A ja? Ja nie mam takiego szczęścia. – pozwolił, by emocje uszły wraz z tymi słowami. Patrzył na nią zbolałym spojrzeniem, chcąc przekonać do swoich racji. Chcąc, by zrozumiała z jakim piekłem co dzień musi się zmagać. Jak bardzo mu wstyd za to, że taki właśnie jest.
Oddychał głęboko, czując jak jego ciało przechodzi niepohamowany dreszcz, jak oczy coraz bardziej mu wilgotnieją, a przez głowę przelatuje mieszanina myśli i wspomnień z przeszłości. Nigdy nic nie osiągniesz. Będziesz sam, do końca życia. Nic dla mnie nie znaczysz. Brązowe włosy opadły mu na czoło gdy próbował dojść do siebie. Podniósł na nią wzrok dopiero w momencie gdy był pewien, że jako tako nad sobą panuje. Wziął od blondynki koszulę i drżącymi dłońmi zaczął ją zapinać, zakrywając tą cholerną bliznę i tatuaże, rzeczy które zdobią, a za razem szpecą jego ciało.
- Um... poczekam na zewnątrz. – odparł, wyślizgując się z kabiny, unikając dotknięcia blondynki i szybko wyszedł ze sklepu. Wiedział, że to nie jest dobry pomysł, by tutaj przychodził. Miał tylko nadzieję, że nie przyprawi tego rozstrojem żołądka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blondynka nie odpowiedziała od razu na wszystko, co do niej powiedział. A miała dużo do powiedzenia w tych kwestiach. Powstrzymała się jednak od tego. W sklepie, w przebieralni i tak już wiele powiedzieli. Ogólnie nie przejmowała się tym, czy ktoś coś słyszał, co sobie myślał ani co sobie wyobrażał widząc, że oboje w tym samym czasie wychodzą z tego małego pomieszczenia. Skinęła mu głową na znak, że niech tak będzie. Niech czeka na nią a ona na szybko poodkładała rzeczy, które wcześniej miał przymierzyć. Po chwili wyszła trzymając swoją siatkę, w której miała już zakupy i podeszła do niego.
- Chodźmy już stąd. Na parkingu mam auto. - Właściwie była to jedynie informacja, by nie było cały czas tak cicho. W głowie miała pełno myśli, ale głównie dotyczące tego, co jeszcze miała zamiar mu powiedzieć. Po drodze mijali Starbucksa. Postanowiła im jeszcze wziąć coś do picia. Sobie oczywiście czarną, dużą kawę, a jemu... Zależy co chciał. Nie było wymigiwania się. Miał coś wybrać. Później zaszli do jej klasycznego autka. Wrzuciła zakupy do środka. Postawiła kubek z kawą na masce i wpierw zapaliła papierosa. Spojrzała gdzieś w dal.
- Czy mi jest łatwo mówić? Nie. Czy nie boję się własnego cienia? Też nie do końca prawda. Czy nie boję się kobiet? Kobiet może i nie, ale mężczyzn już tak. - Kira westchnęła cicho zaciągając się papierosowym dymem. Wolną dłonią zaczesała blond włosy do tyłu.
- Nie lubię, gdy faceci dotykają mnie. Gdy wiem, że to znajomy jest mi łatwiej. Patrzę na niego inaczej bo wiem, że ta osoba mnie nie skrzywdziła. Nie od razu pozwalam na przywitanie typu podanie ręki, a już w ogóle by się przytulić na przywitanie. Do tej pory z jednym mężczyzną tak się przywitałam. Jest przyjacielem. Dużo mi pomagał w ostatnim czasie. Ale tak... W klubie gdzie pracuję za barem wielu mężczyzn przekonało się, że nie warto dotknąć nawet mojej dłoni próbując mnie zaczepić. Zwykle kończy się to złamanym nosem. Mój strach inaczej wygląda od twojego Corey. U mnie objawia się to agresją nad czym muszę bardzo ciężko pracować. - Kobieta znów zaciągnęła się papierosem w wolnym momencie. Upiła łyk swojej gorącej kawy. Westchnęła cicho. - Miewam ataki paniki podczas burz. Biorę nadgodziny byleby nie siedzieć sama w domu. Za barem, choć jest pełno ludzi.... Czuję się bezpiecznie. Jestem od nich odgrodzona, a w razie potrzeby mogę zawołać ochronę. Praca barmanki jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. Sama się tego podjęłam. Początki były ciężki. Jednak tworzenie kolorowych i skomplikowanych drinków pozwala mi odciągnąć myśli od strachu. Jestem wtedy skupiona tylko na tym i nic więcej się nie liczy. Nie słyszę wtedy hałasu panującego w klubie. W domu... Zwykle jest za cicho i mój strach zaczyna mieć wielkie oczy. Dlatego puszczam muzykę. W nocy nie śpię, mam pozapalane wszystkie światła. Śpię w dzień, gdy jest jasno i gdy słyszę gwar ulicy. Wiem, że wtedy ktoś jest na zewnątrz i zareaguje w razie potrzeby. - Zamilkła na dłuższą chwilę. W milczeniu skończyła palić papierosa. Zgasiła go w pobliskiej popielniczce. Podniosła swoją kawę upijając kolejny łyk czarnego naparu. Nie patrzyła na niego. Wciąż jej wzrok utkwiony był gdzieś w dal. Otworzyła delikatnie swoje usta, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć. Zadrżały one delikatnie, by ostatecznie jednak zostać zamknięte. Zacisnęła wolną dłoń w pięść. Przygryzła wargę. Wzięła kilka głębszych wdechów by się uspokoić. Ostatnio miała wiele na głowie więc nie rozmyślała nad tym, co było kiedyś. Wiedziała jednak, że kiedyś jej przeszłość ją do goni. Od czegoś takiego nie da się tak po prostu uwolnić. Jej walka o przetrwanie się jeszcze nie skończyła. Musiała się uspokoić by w coś nie walnąć dla wyładowania swojej nagromadzonej wewnątrz złości i energii. W głowie zaczęła sobie powtarzać, że musi się uspokoić. Nie chciała go straszyć tym, jak się zachowywała. Wielu ludzi trzymało się od niej z daleka właśnie przez jej wybuchowy charakter. Potrafiła być zbyt narwana. Odwróciła wzrok całkiem od niego nie chcąc, by widział jak bardzo źle czułą się z tym, że widział ją jako kogoś niebezpiecznego. Nie chciała, by i on się jej bał z tego powodu.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuł, że między nimi są jeszcze jakieś niewypowiedziane słowa, kwestie które nie zostały poruszone. Na razie z całych sił starał się uspokoić szybko galopujące serce, przestakując przerażonym spojrzeniem z jednej twarzy do drugiej, widząc ten wzrok pełen zdziwienia. Nie zawsze spotyka się dorosłego mężczyznę, który wygląda niczym szczeniak szukający drogi ucieczki przed hyclem. Stał więc tak przed wejściem, znowu skubiąc rękaw koszuli, ze wzrokiem wbitym w podłogę, czekając na blondynkę. Ruszył więc za nią, kiwnięciem głowy przystając na propozycję kawy, sobie biorąc zwykłą z mlekiem. Ściskał papierowy kubek niczym skarb, idąc za nią, jak potulne zwierzę za swoim właścicielem. Rzucił szybkie spojrzenie na samochód i kąciki ust wykrzywił lekko wymuszony uśmiech. Ładny samochód.
- Boję się... Ludzi. Wszystkich. Ale kobiet bardziej. – mruknął, opierając się o samochód, zachowując mimowolnie dystans od blondynki, raz po raz popijając ze swojego kubka czując jak gorący płyn rozgrzewa go od środka.
- Ja... nie wiem co to dobry dotyk. Wiem co to ból, siniaki, otarcia. Gdy ktoś próbuje mnie dotknąć, boję się i unikam tego, jak tylko mogę. Ten strach... um... jest paraliżujący. – chyba po raz pierwszy zdobył się wobec kogokolwiek na szczerość. Mimo lat, jakie minęły od ich ostatniego spotkania, powiedział więcej słów, niż kiedykolwiek. Nie wiedział, co jest tego przyczyną. Może to, że oboje przeszli przez podobne piekło? Może ta nić, którą zawiązali lata temu nie zniknęła i teraz ma szansę na przerodzenie się w mocny sznur?
Przecież ty nic nie znaczysz. Dla nikogo. Nigdy.
- Ja... mam muzykę. Ty masz swoją pracę, ja wyobraźnię, teksty które piszę, każdą nutę gitary, wszystko to, co daje mi chociaż nikłą nadzieję na spokój. Wiesz... nie powinniśmy się bać. To jest nienaturalne. – nienaturalne jest to, że mówi tak mało, mimo że w głowie galopują mu myśli, szczególnie w momencie gdy dojrzał smutek w jej oczach. Normalny facet jakoś by zareagował, przytulił, pocieszył. On stał, oparty o samochód jak kołek i zagryzał wargę z bezsilności, nadal czując że serce nie powróciło do dawnego rytmu, że nadal szaleńczo kołacze mu się w piersi i tylko czeka na moment, aż będzie mogło wyskoczyć. W kościach czuł, że atmosfera z minuty na minutę się pogarsza, intensywnie więc myślał, jak to naprawić, ale wiedział że cokolwiek by teraz powiedział, nie miałoby sensu. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i wziął kolejny łyk kawy, by ukryć drżenie rąk.
- Um... fajne autko. Dokąd jedziemy? – chciał jak najszybciej stąd uciec, zmienić temat, by nie widzieć smutku w jej oczach, tak bardzo podobnego do jego własnego, tak bardzo bolesnego, że mimowolnie, że mimo iż nie chciał, czuł jej ból całym sobą. Wstrząsnął nim ledwo zauważalny dreszcz. Nie chciał tu być, Boże, jak on nie chciał tu być.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oboje znali ten sam ból i ten sam rodzaj dotyku. Złego dotyku. Tego, który zadał im tak wiele bólu i cierpienia. tego, który wpłynął na nich tak bardzo, że skrzywił ich psychikę. To był cud, że przetrwali owe męki. Jednak fakt... Kim się stali? Jak się zachowywali? To niebyło normalne. To byłą prawda. Nie powinni byli się tak bać zwykłego, ludzkiego życia. Przetrwali płacąc tym samym ogromną cenę, nie potrafiąc przy tym być zwykłymi ludźmi cieszącymi się tym, co mieli wokół siebie.
Delikatnie obróciła głowę by móc zerknąć w jego kierunku. Obserwowała go swoim czujnym okiem nasłuchując zarazem otoczenie. W pobliżu przejechały trzy auta szukając wolnego miejsca parkingowego. Jakaś parka z dużymi zakupami próbowała zapakować się do auta. Inni szukali gdzie to zostawili swój samochód, bo zapomnieli dokładnej lokacji. Zaczynali się sprzeczać między sobą, by po kilku sekundach wydać z siebie okrzyk tryumfu, że udało im się znaleźć swój pojazd. W oddali zaszczekał jakiś pies.
Nie oczekiwała od niego żadnego pocieszenia. Ona sama również przecież go nie pocieszała, czy nie klepała po ramieniu twierdząc "będzie dobrze". Nie znosiła tych słów. Robiło się jej od tego niedobrze. Ludziom łatwo było mówić "żyj teraźniejszością, przeszłość się nie liczy". Gówno prawda. Ten, kto nie zaznał tego bólu nie zrozumie, że da nich przeszłość jest czymś, co nie odpuszcza, wciąż się pojawia i uwielbia torturować. Natrętne myśli, które pojawiała się wtedy, gdy zapragną czegoś, czego nigdy wcześniej nie mieli. Owszem, ona postawiła kilka kroków dalej niż Corey. Miała pewne sprawy za sobą i w świecie rzeczywistym uwolniła się od ojca. Jednak jej umysł wciąż pamiętał okowy, jakie na nią założył, cierpienie jakie jej zadał i słowa, jakie do niej wypowiadał.
- Lubię takie klasyki. Poza tym, dla mnie jest w pełni wystarczające. - Dopiła swoją kawę wyrzucając papierowy kubek do śmieci. - Wsiadaj. Zabiorę cię w miejsce, gdzie nie ma tylu ludzi - uśmiechnęła się lekko. Gdy byli gotowi do drogi wyjechała z parkingu.

[zt/2]
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#57

Wyjazd do Granville był intensywnym przeżyciem. Sirius nawet nie przypuszczał, że na miejscu będzie czekało na niego tyle niespodzianek, które momentami były pozbawione pozytywnych emocji. Mimo tego wiernie trwał u boku Melusine i starał się zachować roztropność podczas rozmów z jej bliskimi.
Gdy wrócił do Seattle i ogarnął bieżące sprawy wybrał się do centrum handlowego. Potrzebował kilku rzeczy, a wolał kupić wszystko za jednym razem, niż potem bezsensu wałęsać się ze sklepu do sklepu. Dzierżąc w dłoni dwie papierowe torby z zakupami z Levi Strauss & Co, Nike oraz Adidas wstąpił do Guess, aby dobrać dwie pary bokserek. Przechadzał się pomiędzy wieszakami z pedantycznie powieszonymi ubraniami i co jakiś czas, czegoś dotknął, aby upewnić się, że na pewno tego nie potrzebował. W końcu wszedł na dział piżam. Po środku stało stoisko ze stertą opakowań różnorodnej bielizny i mniej lub bardziej pstrokate wzory. Sirius doskonale wiedział, które powinien wziąć i natychmiast wyciągnął rękę po czarne pudełko w rozmiarze L, kryjące w środku bokserki z dobrze przylegającą gumą i dłuższą nogawką. Gdy opuszki jego palców subtelnie musnęły giętki plastik, niespodziewanie ktoś zabrał mu pudełko sprzed nosa. Gwałtownie posłał temu barbarzyńcy zawistne spojrzenie, gotów wypuścić z ust mało przychylny komentarz, jednak obezwładniło go poczucie zszokowania. kilkukrotnie zamrugał, chcąc odgonić sprzed oczu obłudną fatamorganę, lecz widok nadal wskazywał na kaprys losu. Otworzył usta, uprzednio wypuszczając z rąk zakupy i podparł dłonie o biodra.
To ty! – krzyknął, bezwiednie sprowadzając na siebie wzrok ekspedientki. Indio zareagował równie impulsywnie. Sirius wytknął w jego stronę palec i groźnie nim pomachał. – Co ty tu robisz? – Echo identycznych słów rozniosło się po sklepie. Jakaś kobieta, zacisnąwszy palce na nadgarstku grubego dziecka, prędko oddaliła się od stoiska z bielizną. – Co ja tu robię? Co ty tu robisz! – Chór nie dobiegł końca, co natychmiast spotęgowało gniew Siriusa. Wyrwał z rąk Indio paczkę bokserek i w dziecinny sposób schował ją za plecami, przy czym wytknął mu język.
Nie potrzebujesz tego. Wracaj na drzewo, gdzie twoje miejsce – bąknął. Mimowolnie pomyślał o ich pierwszym spotkaniu, które Sirius miał nadzieję doświadczyć jako ostatnie. Jego twarz zdążyła się zagoić, chociaż na żuchwie wciąż widniała jeszcze pozostałość po ogromnym siniaku. W dodatku przez ból zbitych kości i mięśni nadal nie mógł wykonywać gwałtowniejszych ruchów.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miał nic do roboty. Ostatnie zlecenie skończył godzinę temu, naprawiał rurę u pani Gardner która wzywała go do niej już trzeci raz w tym tygodniu. W sumie, nawet nie narzekał, kobieta była atrakcyjna, ale podejrzewał że ona tą rurę psuje specjalnie, byleby tylko móc na parę minut popatrzeć, jak jak z napiętymi mięśniami odkręca kolejną uszczelkę i chroni kobietę od powodzi. Zerknął na ekran telefonu wchodząc do centrum handlowego. Powinien napisać do Mel i umówić się z nią na otwarcie kolejnej butelki wina, którą od babki dostał. Bycie hydraulikiem ma swoje dobre strony. Przez chwilę pomyślał także o Dimie, ale potrząsnął głową. Widzieli się kilka dni temu, a częstotliwość spotkań mogłaby pokazać go w desperackim świetle. Lubił czuć kontrolę, podczas ich spotkań, ale dzisiaj postanowił dać sobie na wstrzymanie.
Poprawił mankiety marynarki chodząc od jednego sklepu, do drugiego, nie skupiając się na niczym szczególnym. Mijał całe rodziny, zakochane pary, samotników którzy tak jak on błądzili bez celu po centrum. Uśmiechnął się kącikiem ust, wchodząc do najbliższego sklepu Guess. Bywał tutaj często, oczywiście nie zawsze coś kupował, lubił jednak dobrze wyglądać, dlatego co miesiąc robił większy rajd po najbardziej ekskluzywnych miejscach. Uśmiechnął się do znanej mu z widzenia ekspedientki i skierował swoje kroki prosto do działu z bielizną. Już z daleka dostrzegł upragniony kartonik w swoim rozmiarze i niewiele myśląc gdy tylko znalazł się blisko, sięgnął po niego, zabierając je sprzed nosa innemu zainteresowanemu. Uśmiechnął się kpiąco, kierując na niego spojrzenie, mina mu jednak zrzedła gdy zobaczył te kręcone kłaki, a w zagojonych żebrach odezwał się dawny ból.
- To ty! – powtórzył w tym samym momencie i automatycznie zacisnął szczękę bo przypomniało mu się ostatnie takie papugowanie w areszcie. - Co ty tu robisz?ja pierdole, znowu to samo?Co ja tu robię? Co ty tu robisz! – nie, kurwa, ma tego dosyć, myślą jak jakieś popaprane bliźniaki. Zacisnął mocniej dłonie na pudełku, które w kolejnej chwili zostało mu wyrwane z rąk. Żyła na jego szyi niebezpiecznie pulsowała, gdy ciskał gromami gniewu prosto w sylwetkę chłopaka. Otaczający ich tłumek się ulotnił, widząc jak nabuzowane hormonami koguty będą się bić o parę majtek.
- Spieprzaj kędzior do kędzirolandi skąd się urwałeś. – odparł, zgrabnie go obchodząc i mocnym szarpnięciem zabierając mu pudełko. Ostatnim razem obaj oberwali po równo, dzisiaj Bass nie da się zaskoczyć i przyłoży mu mocniej, jeśli zajdzie taka potrzeba. - Ciebie w ogóle stać, by tu kupować? Patrząc na te szmaty, które masz na sobie, śmiem w to wątpić. – powiedział uśmiechając się kpiąco kurczowo trzymając swoją zdobycz, napinając wszystkie mięśnie gotowy do przyfasolenia mu gdyby śmiał zabrać lwu jego własność.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Ich relacja powinna stanowić scenariusz do niskobudżetowej komedii, w której mieliby okazje odegrać główne rolę. Sirius nie wierzył w to spotkanie, dlatego w pierwszym momencie mimowolnie przetarł powieki, jakby chcąc przegonić sprzed oczu fatamorganę. W drugim po prostu w brawurowy spsób wyrwał pudełko z dłoni Indio.
- Powiedział małpiszon z rozstawem oczu, jak u Sida z Epiki Lodowcowej - zarzucił najbardziej absurdalnym argumentem, który bezpośrednio godził w fizyczną atrakcyjnośc mężczyzny. Pokręcił głową, nadal wątpiąc w realizm tej sytuacji. Właśnie zamierzał się uszczypnąć, gdy pod wpływem stanowczego szarpniecia, zostały mu odebrane bokserki.
- Hej! - obruszył się, niczym małe dziecko, po czym zrobił nadąsaną minę. Ostatecznie zdał sobie sprawę, że wcale nie utkwił w kiepskim śnie, lecz po raz kolejny stał się marionetką losu, który w ostatnim czasie nazbyt często kpił z jego osoby. Po raz kolejny pokręcił głową i złapał się za boki, uprzednio gniewnie cmokając i marszcząc czoło.
- Jedyną szmatą, to jesteś ty - zironizował. Ekspedientki zwróciły na nich uwagę, chociaż żadna z nich nie śmiała się wtrącić. Obie z trwogą spoglądały na mężczyzn i jednocześnie w milczeniu analizowały, czy po ich nieuprzejmej wymianie zdań powinny już zawiadomić ochronę. O ile nie stanowili jeszcze żadnego zagrożenia, to skutecznie zaczęli odstraszać pozostałych klientów.
Niespodziewanie Sirius ponownie sięgnął po pudełko i nie puścił nawet wtedy, kiedy Indio zaczął poruszać nim we wszystkie strony. W pewnym momencie zaparł się stopą o biodro mężczyzny i jednocześnie nadal zaciskajac palce na bokserkach z całych sił odgiął kręgosłup do tyłu. W tej pozycji wyglądali komicznie, choć wesołość nie udzielała się żadnemu z nich.
- Puszczaj to, troglodyto! - krzyknął i w tym samym momencie palce ześlizgnęły mu się z opakowania i straciwszy równowagę, runął w stoisko z pedantycznie poskładanymi koszulami. Blat nie utrzymał tego gwałtownego upadku i pękł w połowie. Siriusa zasypała sterta ubrań. Mimowolnie, mocno zdekoncentrowany, zaczął się odkopywać spod rozmaitych materiałów, które przysłoniły mu widok.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To co się działo między nimi przypominało nieśmieszny żart. Indio miał cichą nadzieję że po ostatnim incydencie nie będzie musiał człowieka oglądać na oczy, jednak ten siwy gość na górze stwierdził „Kurwa oni dwaj są siebie warci, wezmę ich jeszcze podręczę, zobaczymy co się stanie”. Bass nigdy nie był zbyt religijny, ale teraz serio zacząłby się modlić byleby tylko przerwać ten plot twist i spokojnie odmeldować się do domu bez większego uszczerbku na zdrowiu.
Pobożne marzenia.
- Znowu mam ci urodę poprawić? – warknął, chociaż wynik ostatniej bójki zakończył się remisem, a on do dzisiaj odczuwa skutki piąstek mężczyzny umiejętnie odnajdujących jego żebra, nie znaczy to jednak że pozwoli sobie na jawne grożenie jego skromnej osobie. Tym razem nie da się zaskoczyć i wyceluje w newralgiczne punkty, co by Sirius pokuśtykał na skargę do Mel, że znowu napadł go ten wariat Bass.
Wykazując się jakże dorosłą postawą, dzierżąc zwycięsko pudełko z majtkami pokazał mu język i zacisnął na przedmiocie dłonie, wywrócił oczami na jego uwagę rodem z piaskownicy. Wystarczy porównać łachy jakie mieli na sobie, by stwierdzić kto z nich nie musi odkładać każdego grosza by sobie kupić coś markowego. Kątem oka dostrzegł ekspedientki, które z tego obrotu spraw nie były zadowolone, a jednocześnie bały się zareagować w jakiś sposób by rozdzielić mężczyzn. Miał już rzucić jakąś niewybredną uwagę, gdy kędzior złapał za pudełko i zaczął szarpać w swoją stronę.
- Co ty kur... – zaczął, ale nie dokończył, samemu zapierając się mocniej, zginając nogi w kolanach, walcząc o te gatki jak o karpia w Tesco, kręcąc się tak, by zwalić jego nogę ze swojego biodra, a jedynym efektem był pokraczny balet, jaki uskuteczniali w sklepie. Głośne „HA” wydobyło się z jego gardła, gdy chłopak poleciał w tył taranując koszule, sam jednak runął do tyłu, boleśnie uderzając biodrem o kant stołu ze spodniami. Zaklął wstając z klęczek, jedną ręką rozcierając biodro, a drugą kurczowo trzymając swoją zdobycz. Dobrze zrobił, bo w kolejnym momencie Sirius, wyplątując się z koszul doskoczył i jedną łapą capnął pudełko, a drugą ulokowaną na głowie Indio starał się go odepchnąć.
- Do kurwy nędzy puszczaj, to moje! – warknął, kopiąc go w piszczel. Już miał go ugryźć w rękę, która blokowała jego głowę, gdy zrozumiał że ekspedientki w końcu postanowiły zareagować. Kątem oka dostrzegł, jak do sklepu wchodzi dwóch ochroniarzy z gatunku Karkonosze i łypiąc na nich spode łba ruszyli w stronę walczących kogutów.
- Nosz... – mruknął i szybko przeanalizował sytuację. Tłuc się dalej o głupie gatki i znowu wylądować w areszcie, a tym samym narazić się Mel, czy jednak odpuścić i się ulotnić, zostawiając go na pożarcie tym pitbulom? Była też trzecia opcja, taka która go aż mierziła, ale gdzieś tam ten głosik podpowiadał, że jedyna słuszna. - Czas w drogę. No rusz się kurwa. – z bólem wypuścił z rąk gadki i bezceremonialnie szarpnął chłopaka za ramię, podnosząc do pionu i szybko ciągnąc w stronę bocznego wyjścia ze sklepu. Za sobą usłyszał okrzyk ochroniarzy. Zaklął najbardziej szpetnie jak potrafił i puścił się biegiem, mając nadzieję że towarzysz broni zrozumiał powagę sytuacji i ruszył za nim, chcąc uniknąć konfliktu z prawem. Wybiegł zza rogu a przed nim rozciągało się piętro restauracyjne z licznymi budkami i stoiskami.
Bingo.
- Tutaj. – rzucił w przestrzeń, podbiegając do budki w rogu i nie czekając na zaproszenie, chowając się za nią. Idealna strategiczna pozycja. Budka położona w tym miejscu, chwilowo nieczynna nadawała się na idealną kryjówkę.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius czuł palące mdłości ilekroć przypominał sobie o ich ostatnim starciu. Uderzali w siebie niczym rozjątrzone, wściekłe kundle, które ktoś nielegalnie wypuścił na arenę. Nie było w tym rozbawienia, lecz pełno tragizmu i gniewu. Tymczasem ponownie spoglądali na siebie z narastającą chęcią mordu, przyprawiając otoczenie o elektryzujące napięcie.
Mimowolnie zacisnął zęby. Wysilił się na obłudny uśmiech, przypomniawszy sobie o Melusine. Spotykali się, więc nie mógł ponownie pobić się z Indio, bo zapewne wyciągnęłaby z tego incydentu konsekwencje. Już podczas ostatniego razu ich relacja stanęła pod znakiem zapytania, a obecnie domyśliłaby się, że postąpił z premedytacją.
Przedmiotem kłótni, kością niezgody, kamieniem filozoficznym, jedynym pierścieniem, źródłem mocy okazało się pudełko podwójnie zapakowanych bokserek z szeroką gumą i dłuższą nogawką. Gdyby nie chodziło o Indio; gdyby jego skalane palce nie dotknęły opakowania, to zapewne odpuściłby każdej innej osobie, lecz w tym momencie chodziło głownie o dumę.
Prędko pozbierał się z połamanego stołu i ponownie ruszył z łapami na mężczyznę. W porównaniu ze spotkaniem w parku, zapewne z uwagi na Melusine, ich obecne starcie przypominało walkę przedszkolaków. Ponownie stał się posiadaczem Złotego Grala, którego z hołdem wyciągnął do góry, uprzednio zasłaniając twarz Indio swoją dłonią. Niestety w pewnym momencie zgiął się, kiedy stopa przeciwnika w bolesny sposób dosięgnęła jego kości piszczelowej. Zawył, niczym wilk do księżyca i wypuścił z rąk pudełko, przez co wpadło w ręce Indio.
Pojebało cię? – warknął i odpuściwszy, zaczął rozmasowywać nogę – będę miał siniaka – powiedział. Skupiony na obolałej kości nawet nie zdawał sobie sprawy, że do sklepu właśnie wkroczył szwadron innych troglodytów, którzy łypali na nich spode łba.
Co? – Słowa Indio w pierwszej chwili wydawały się Siriusowi podejrzane, dlatego intuicyjnie zareagował na nie głupim pytaniem. Potem podniósł głowę, natychmiast natrafiając na wymowne spojrzenie mężczyzny. Nie zdążył poddać analizie całej sytuacji, bo już po chwili był ciągnięty przez Indio ku wyjściu ze sklepu. Nogi splątały mu się podczas drogi, dlatego zanim odzyskał równowagę i zaczął samoczynnie biec, dwukrotnie się potknął i tylko silne ręce towarzysza niedoli uchroniły go przed upadkiem.
Pod wpływem impulsu udał się za Indio - choć wrodzona złośliwość Siriusa nakazywała mu kopnąć mężczyznę w dupę i uciekać w drugą stronę. Mimo tego wkrótce razem skończyli za nieczynną budką z jedzeniem, którą otaczali cywile, poruszający się w różnych kierunkach.
Kucnął i oparł się o ścianę, jednocześnie próbując ustabilizować oddech. Dostał kolki, dlatego odruchowo umieścił rękę na swoim boku.
- Indio - w pewnym momencie począł szarpać mężczyznę za ramię. Wzrok wbił w oszkloną balustradę, która znajdowała się tuż za budką. Po drugiej tronie znajdowało się sąsiadujące piętro oraz dalsza część galerii, gdzie właśnie gromadzili się ochroniarze. - Indio! - wzmocnił uścisk, ale mężczyzna skutecznie zrzucał z siebie dłoń Siriusa. W końcu oburącz złapał za jego głowę i nakierował na gromadę mężczyzn. W tym samym czasie dostrzegli kryjówkę awanturników i rozbiegli się w dwóch kierunkach, aby ich otoczyć.
Tym razem Sirius pierwszy wyszedł na przód. Wbiegł w głąb tłumu, choć wkrótce poczuł na plecach oddech ochroniarzy. Krzyczeli, aby się zatrzymali, jednak obaj z Indio niepokornie gnali naprzód przez piętro restauracyjne. W pewnym momencie Sirius celowo zrzucił owoce z lady stoiska z koktajlami i smoothie. Pomarańcze i mandarynki rozbiegły się po podłodze w skutek czego kilkoro mężczyzn poślizgnęło się i upadło. W tym niefortunnie Indio. Widział wszystko jak przez kalejdoskop i choć w pierwszym momencie zamierzał uciec, to ponownie objawiła mu się Melusine, która w abstrakcyjny sposób trzymała nóż na jego gardle. Bezwiednie przełknął ślinę, po czym złapał Bass-Astora za nogę. Niestety omyłkowo ściągnął mu buta, którym następnie impulsywnie rzucił w nadchodzącego ochroniarza. Następnie pojął kostki towarzysza i ruszył przed siebie, jednocześnie ciągnąc go po podłodze, jak sanki zimową porą.
Tłum rozstępował się na ich widok, dzięki czemu ludzie ustawili się w korytarz życia. Serce Siriusa o mało nie wyskoczyło z piersi, kiedy zagapił się na goniących ich goryli i przez przypadek wbiegł do windy, uprzednio uderzając twarzą w ścianę. odruchowo wypuścił z uścisku nogi Indio i złapał się za nos, z którego pociekła strużka krwi.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba tylko przez wgląd na Melu nie przyłożył mu od razu w facjatę. Doskonale w pamięci miał tą ostatnią rozmowę, to jak ją potraktował i chyba po raz pierwszy w tamtym momencie zrobiło mu się głupio. Nie wiedziała, że wiąże się z idiotą i do tego kędzierzawym, który dodatkowo ma nie po kolei w głowie, ale w sumie można to zwalić na ten nieznany mu stan zakochania. Nie wnikał, nie oceniał, jedynie ostatkami silnej woli powstrzymywał się przed wybiciem mu jednego albo dwóch zębów.
W sumie te majtki nie były tego warte, no ale to Sirius, jego arcywróg i Indio nie byłby sobą gdyby chociaż mu nie dogryzł. Dlatego tak zawzięcie walczył o to pudełko, nie patrząc na fakt, jak bardzo komicznie wyglądała cała sytuacja dla postronnych świadków, a trzeba przyznać, że dookoła nich zebrał się spory tłumek zaciekawionych klientów, zdenerwowanych ekspedientek czy przypadkowo przechodzących obok ludzi zwabionych krzykami, darciem japy i godnymi pożałowania przekleństwami. Dodatkowo pogorzelisko, jakie w tej chwili rodziło się dookoła walczącej dwójki nie zwiastowało rychłego zakończenia bójki.
Zrobili to dopiero ochroniarze.
W sumie, mógłby mieć w dupie to, co się z nim stanie. Chciał pomóc, mógł go olać wybiegając ze sklepu i schować się w bardziej bezpiecznej kryjówce, no ale w głowie nadal miał ten pieprzony głos który mówił mu że jeśli nie pomoże, czeka go ciężka przeprawa z przyjaciółką, więc zaciskając zęby wręcz wytaszczył go z tego sklepu, podtrzymując gdy ten tracił równowagę, kierując ich w stronę miejsca gdzie najłatwiej byłoby ochronę zgubić. W części restauracyjnej zawsze jest najwięcej ludzi i najwięcej miejsc do ukrycia się. Nie to, żeby kiedykolwiek był w takiej sytuacji, naoglądał się po prostu za wiele filmów i to pierwsze przyszło mu do głowy. Chyba tylko dzikim fartem wyczaił ich kryjówkę, oparł się z ciężkim oddechem by chociaż na chwilę odsapnąć i uspokoić galopujące serce. Zerknął zza rogu budki, ruchem ramienia strząsając rękę nieproszonego towarzysza.
- Cicho idioto, bo nas znajdą.... – warknął, gdy po raz kolejny zmuszony był odkleić jego łapsko od swojego ramienia. Dopiero w momencie gdy kędzior zakleszczył jego głowę w swoich dłoniach i nakierował na sprawcę, a raczej sprawców swojego poddenerwowania, wciągnął głęboko powietrze i otworzył szeroko oczy. Cholera, nie spodziewał się aż tak szybkiej reakcji, myślał że ta dwójka w sklepie, swoją drogą dosyć przy kości, zaniecha pościgu i swoim zwyczajem uda się na pączka, a tu proszę, znaleźli się w samym centrum filmu sensacyjnego!
Nerwowo rozglądał się na boki, analizując, jak najlepiej z tego wybrnąć, w którą stronę uciec, gdy dostrzegł jak Sirius sam podjął za niego decyzję i wyskoczył z ich kryjówki. Niewiele myśląc, pognał za nim, słysząc stukot butów biegnących ochroniarzy za sobą, a widząc plecy chłopaka przed sobą. Sam chciał wyminąć stoisko z owocami, nie zdążył jednak, gdy strącone mandarynki poleciały mu prosto pod nogi. Wywinął orła, boleśnie lądując dupskiem na ziemię, cudem unikając nogi wywalającego się za nim ochroniarza.
Nawet się kutwa nie zdążył podnieść, gdy silne szarpnięcie sprawiło iż zaczął szorować dupskiem po czystej nawierzchni, rozgniatając jedną z mandarynek, klnąc na czym świat stoi i wymachując rękoma jak ryba wywalona na brzeg.
- Co ty?! Ja pierdole, mój but...PUŚĆ MOJĄ NOGĘ KURWA TWOJA MAĆ! – darł się niczym baba podczas połogu, tęsknym spojrzeniem żegnając nowiutki, adidasik kupiony w przecenie za całe cztery stówy. Jedyny plus z tej sytuacji, że mieli wolne przejście i nie pozostało mu nic innego, jak machanie dalej tymi łapami, aby rozpędzać tłum, czując coraz dobitniej potłuczoną kość ogonową. Nijak nie zdążył też wyhamować, gdy obaj wparowali do windy, z impetem na niego wpadł, podcinając mu nogi w tak niefortunny sposób, że kędzior upadł dupskiem na jego klatkę piersiową, wyciskając boleśnie powietrze z płuc.
- Ufff... złaź ze mnie. Powiedziałem złaź! – jęknął, próbując go zepchnąć, zerkając w stronę podnoszących się ochroniarzy, którzy na szczęście, byli daleko. To ich szansa. Wygramolił się spod chłopaka i dopadł deski rozdzielczej, dociskając przycisk garażu podziemnego. To ich ostatnia szansa przed nieuchronnym więzieniem. - Szybciej, szybciej, szybciej... – warczał pod nosem, wciskając przycisk z każdym kolejnym słowem coraz mocniej, jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc. Drzwi zamknęły się w momencie, gdy jeden z ochroniarzy dopadał do drzwi windy, szybko jednak zabierając ręce, unikając tym samym zmiażdżenia. Odetchnął z ulgą i osunął się po ścianie, patrząc na stopę, na której została jedynie skarpetka w urocze pandy. Syknął, gdy jego tyłek dotknął ziemi. Nie będzie mógł usiąść przez tydzień. - Jak powiesz o tym komukolwiek, znajdę cię i zabiję. – mruknął, mając na myśli to, że przed chwilą robił za sanki. To było zbyt upokarzające jak na jego męską dumę.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Znaleźli ich niemal natychmiast, ale Indio z uporem nie chciał pozwolić, aby Sirius przekazał mu tą informację. Właśnie dlatego obaj zadziałali z dużym opóźnieniem. Prawdopodobnie gdyby tak desperacko nie próbował ostrzec towarzysza, to zdążyłby skryć się gdzieś w tłumie; w osamotnieniu z daleka od spojrzeń ochroniarzy i Indio, który ciążył jego sumieniu ilekroć pomyślał o Melusine.
- Zamknij ryj! - uniósł się, gdy z rozmachem, zarzucając ciałem mężczyzny, minął zakręt ze stolikami Subwaya. Stanowczo powinni wziąć udział w castingu na kaskaderów, bo ich umiejętności przewyższały doświadczenie niejednego zawodowca. Wkrótce obaj wylądowali w windzie i zanim Sirius zdążył pojąć co się stało, poczuł uderzenie w okolicach nosa, po którym nastąpiło kolejne wymierzone w jego nogi. Nie pierwszy raz tego dnia stracił równowagę, choć wyjątkowo miał miękkie lądowanie. Wbił się dupą w klatkę piersiową Indio. Niewielki metraż nie sprzyjał ruchom dwójki wysokich mężczyzn, którzy splątani we własnych kończynach, usiłowali wybrnąć z tego niefortunnego incydentu. Sirius przewrócił się na bok, dzięki czemu w końcu udało mu się zsunąć z mężczyzny. Rozłożył się w kącie windy, uprzednio zatykając kciukiem krwawiącą dziurkę. Jego nogi ślizgały się po nawierzchni, dlatego początkowo miał problem, aby zabrać je do środka. Zrobił to w momencie, kiedy drzwi zatrzasnęły się przed paskudną i rozwścieczoną twarzą ochroniarza. Wówczas oddech utknął mu w gardle, źrenice znacznie się pomniejszyły, a usta rozwarły na nienaturalną szerokość. Miał czerwone policzki i zmierzwione włosy. Ocknął się dopiero w momencie, w którym głos Indio rozbrzmiał się w pomieszczeniu i mechanicznie umieścił spojrzenie na obnażonej z buta stopie.
- O skarpetkach? - udał, że nie wiedział do czego dążył mężczyzna. następnie ściągnął własnego adidasa, po czym wesoło pomachał do Indio identyczną skarpetką w urocze, cudaśne pandy. - Nie powiem nikomu, dupomyjcu - zaśmiał się złośliwie, jednocześnie z zabawny sposób poruszając brwiami. - Szmatoszczotko - wymyślił jeszcze jedno obraźliwe określenie i mimowolnie zaczął rechotać. - Kierowniku powierzchni płaskich... - z chęcią by kontynuował, ale w tym momencie zatrzymała się winda. Brzdęk zakomunikował, że dotarli na podziemny parking. Gdy otworzyły się drzwi im oczom ukazały się równo zaparkowane samochody. Sirius odetkał nos i wyciągnął drugą dłoń ku Indio, aby pomóc mu wstać.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamknięcie tej dwójki w małym pomieszczeniu jakim była windą to zagranie ryzykowne, bo te dwa koguty, po szaleńczej i jakże bohaterskiej ucieczce, nadal były gotowe skakać sobie do gardeł, mimo małej stróżki krwi z nosa Siriusa i obitej dupy Indio. Niemniej teraz priorytetem było wydostanie się z centrum handlowego i czmychnięcie ochronie, która zapewne w tym momencie uważnie obserwowała, dokąd zmierza winda i przekazywała informacje na bieżąco przez krótkofalówki, mieli więc niewiele czasu, by uciec stąd niepostrzeżenie. Jedyny plus jest taki, że Indio przyjechał tutaj własnym autem i jest duża szansa że ujdzie żywy z tego całego zamieszania. Dobry uczynek zrobił, pomagając kędziorowi uciec, ale teraz zadba o swój potłuczony interes. Zaszyje się w domu i będzie udawał, że nic się nie stało.
Miał ochotę na niego splunąć, ale powstrzymał się.
- Widać, że te twoje to z bazaru. Panda nie ma przecież kaczego nosa. – skrzywił się, poprawiając własną skarpetkę, z najlepszej bawełny która kosztowała go więcej niż dzisiejsze zakupy towarzysza niedoli. Popatrzył na niego z politowaniem, gdy ten wymyślał kolejne obelgi ze wzrokiem z cyklu „Na więcej cię nie stać?” Tym razem odpuścił, dupa za bardzo go bolała, by miał się odszczeknąć, śmierdział też mandarynkami, bo jedna z nich w trakcie polerowania podłogi rozkwasiła mu się na spodniach.
Wyrwał się z zamyślenia gdy winda szarpnięciem zakomunikowała im zjazd na sam dół. Spojrzał na wyciągniętą w jego kierunku dłoń, spojrzał to na jego łapę, to na twarz, po czym z lekkim wahaniem przyjął pomoc i z jakże bolesnym stęknięciem wstał z podłogi. Wyjrzał zza rogu windy, rozejrzał się w lewo i w prawo by sprawdzić czy są sami. Gdy był pewien, że stado ochroniarzy jeszcze nie dotarło, powoli wyszedł, stawiając stopę za stopą. Poczuł coś mokrego i jęknął, bo jego piękne pandy wpadły w plamę oleju i teraz bardziej przypominały niedźwiedzie brunatne niż tamte rozkoszne myśli.
Nerwowym gestem przeczesał sobie włosy.
- Ja pierdole, na co mnie to było... – mruknął sam do siebie i obrócił się w stronę chłopaka. - Dobra, droga wolna. O tam masz wyjście, powodzenia więc życzę. Ja się zmywam i to szybko. – machnął łapą w stronę wyjazdu z garażu, a sam ruszył w stronę swojego, widocznego już z daleka samochodu. No co? Pomógł mu uciec, a raczej obaj sobie pomogli, teraz ma prostą drogę do wyjścia, nie musi się już martwić o to, że Melu mu wyrzuty zrobi. Idąc szukał po kieszeniach kluczyków, gdy nagle z oddali doszedł go chrobot otwieranych drzwi. Przystanął i odwrócił się w stronę źródła dźwięku, dostrzegając na drugim końcu grupę ochroniarzy dzielnie dzierżących paralizatory. Serio? Nic nie mówiąc, puścił się pędem w stronę swojego samochodu, przeklinając stratę buta.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius mimowolnie spojrzał na swoje stopy, po czym zawiesił spojrzenie na skarpetkach Indio, jakby musiał się upewnić, że mężczyzna miał rację. Ale nie miał, bo były identyczne, dlatego jego zdanie odebrał jako zwykłą złośliwość. Z dezaprobatą pokręcił głową, po czym zamilkł. Winda dotarła na parking.
Sirius był o wiele mniej poszkodowany, niż Indio. Z nieobitym tyłkiem i dwoma butami podciągnął się, choć rannym nosem pomógł towarzyszowi dźwignąć się z podłogi. W ten niemy i zupełnie nieświadomy sposób oboje postawili pierwszy krok ku wyjściu ze strefy nienawiści. Nie dało się zaprzeczyć, że przyczyniła się do tego Melusine, która niejednokrotnie wspominała Siriusowi ile znaczył dla niej Indio. Nawet jeżeli dalej z uporem nie chciał zaakceptować obecności tego krnąbrnego i brawurowego mężczyzny w ich związku, to właśnie w jego umyśle zasiało się pierwsze ziarno tolerancji. Nie kiełkowało, ale jednak było obecne.
Musiał przygryźć wargę, aby się nie roześmiać, gdy Indio wdepnął w plamę oleju. Nie współczuł mu, jednak miał na uwadze, że każdy niepowołany dźwięk mógł przywołać do nich ochronę.
- Też przyjechałem autem, idioto - prychnął i złapawszy się za boki po raz kolejny pokręcił głową. Sirius nie wykraczał poza status przeciętnego Amerykanina. Odkąd zmienił pracę na biuro Seana nie brakowało mu pieniędzy. Mógł sobie pozwolić na wynajem mieszkania, zaspokojenie podstawowych potrzeb, rozrywkę oraz porządne auto, a ostatnio dzięki pożyczce od Charlotty udało mu się kupić galerię sztuki. Nie był bogaty, lecz żył na wystarczającym poziomie, aby nie poruszać się więcej komunikacją miejską. - Do zobaczenia! - machnął ręką i ruszył w stronę swojego audi, które znajdowało się nieopodal wyjazdu z parkingu; w zupełnie inną stronę.
Niczego nieświadomy przejrzał się w przednim lusterku: starł krew spod nosa i poprawił zmierzwione włosy. Następnie, wciąż mylnie sądząc, że najgorsze mieli za sobą, włożył kluczyk do stacyjki i odpalił silnik. Już zamierzał ustawić playlistę na drogę, kiedy w końcu spostrzegł grupę ochroniarzy, dzierżących w dłoniach paralizatory. Nerwowo zszedł niżej i obserwował sytuację z bocznej szyby kierowcy. Nie widzieli go, dlatego drżącą dłonią wbił pierwszy bieg i wykręcił koła w stronę wyjazdu. Właściwie znalazł się maską już na zewnątrz. Słońce odbiło się od czarnej, wypolerowanej karoserii. Czuł niemal ten słodki smak wolności, niezależności i braku jakiegokolwiek zobowiązania względem Indio, kiedy po kolejnym spojrzeniu w lusterko zobaczył, że mężczyzna zdążył dopiero zasiąść za kółkiem. Ochroniarze rzucili się biegiem w jego stronę, a Sirius - nie mając najmniejszej ochoty ochoty tego robić - włączył wsteczny. Z piskiem wjechał w tłum mężczyzn, którzy w idealnym momencie odskoczyli na bok. Uderzył w klakson i machnął ręką, nakazując Indio ruszać naprzód. Następnie ruszył za nim. Jeden z orangutanów zamachnął się i pacnął otwartą dłonią w nadkole audi.
Ochrona galerii widocznie nie miała dalszych środków, aby wszcząć pościg za awanturnikami, ale pomimo tego przez pierwsze dziesięć minut Sirius nerwowo spoglądał w lusterka. Po upływie kolejnych piętnastu zatrzymał się pod jednym z apartamentowców w Belltown. Zaparkował za samochodem Indio. Wysiadł, skrzyżował ramiona i oparł się o maskę własnego auta.
- Dziadek Melusine mówił, że byłeś żołnierzem - powiedział, posyłając mu ostentacyjne spojrzenie. - Liczę na rewanż. Może dla odmiany zmierzymy się przy wódce? - zaproponował. - Melusine nie musi o tym wiedzieć.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”