WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ale pewne nawyki weszły mi w krew - dodał. Faktycznie, nie był tam juz jakiś czas, ale nadal lubił katować się biegami i innymi ćwiczeniami. Teraz niezbyt mu to pomagało, bo pracował głównie za biurkiem i w garniaku, ale nigdy nie wiadomo, kiedy trzeb będzie pobiec za jakimś przestępcą.
Na szczęście za Francą nie trzeba było biegać. Chociaż kto wie, może warto?
- Spokojnie, wiem, wiem - uśmiechnął się. Już teraz miał w głowie plan, że po kostnicy porwie ją gdzieś w jakieś pachnące miejsce, może do ogrodu botanicznego? Mały spacer na pewno dobrze im zrobi. Przewietrzą się, zapomną na moment o trupie... Same plusy, prawda?
- Mamy czas. Jeśli chcesz... - tak, to była zachęta do tego, żeby opowiadała, oczywiście jeśli tylko miała na to ochotę. Nie będzie ciągnął jej za język. I tak, nawet jeśli będzie to długa historia, to on wysłucha jej w całości, bo wcale nie zamierzał tak szybko sobie stąd pójść. Dobrze mu tu, a i towarzystwo było zacne! - Tak, coś w tym jest. Z jednej strony wiadomo, czasem brakuje nam doby, a z drugiej... Sama wiesz, że czasami to wszystko jest naprawdę niebezpieczne.
Przykro byłby mu zostawić jakąś swoją kobietę jako wdowę, gdyby przypadkiem mu się umarło. O nie nie. Taki nie był. Trzeba mieć odrobinę odpowiedzialności, prawda?
- Ale jednak probowałaś ułożyć sobie życie?
Tak, nawiązywał tu do tego, że po nim była jeszcze zaręczona. Niech opowiada, niech go we wszystko wtajemniczy!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwała głową i uśmiechnęła się delikatnie. W gruncie rzeczy to rozumiała. Jej też niektóre nawyki weszły w krew i sama uważała, ze nie było w tym niczego złego. A praca za biurkiem miała swoje plusy, w garniaku też, bo wyglądał w nich naprawdę świetnie. Słysząc jego słowa gdzieś tam sobie wewnętrznie odetchnęła z ulgą, bo mimo wszystko naprawdę nie chciała zabrzmieć jakoś dwuznacznie… Chociaż może właśnie chciała? Z Sullivan nigdy nie wiadomo.
– Wspaniale, że wiesz – puściła mu oczko i uśmiechnęła się do niego lekko. Nie miała nic przeciw temu, żeby porwał ją w jakieś wspaniałe miejsce. Ale o tym pewnie będą myśleć dopiero po tej fascynującej wycieczce i po tym jak usłyszą, jakie obrażenia miał ich nieboszczyk.
– W telegraficznym skrócie udawałam, że jestem swoją siostrą i że jestem nim zainteresowana, żeby zdobyć przeciw niemu i ludziom z Dragona dowody. Naprawdę bardzo chciałam awansu – rzuciła z delikatnym rozbawieniem – Oczywiście w pewnym momencie z nim zerwałam, a sprawa się rypła, kiedy się dowiedział, że nie do końca mam bliźniaczkę. Na szczęście, udało mi się go władować za kratki – wzruszyła niewinnie ramionami, bo pewnie gdyby jej tamtego jednego wieczoru nie wkurwił, to nawet by mu darowała tamte wszystkie epitety, którymi ją nazwał. No cóż. Takie życie. Teraz będzie mógł sobie przemyśleć, w jaki sposób powinno się traktować kobiety. :lol:
– Wiem, ale takie jest piękno naszego zawodu, nie sądzisz? – poruszyła brwiami. Właściwie to dlatego go lubiła. Adrenalina i niebezpieczeństwo całkiem ją jarały. Nie widziała się kompletnie w jakimś urzędzie, za biurkiem.
– Próbowałam, ale to nigdy nie było… To – wzruszyła ramionami. – Poza tym, zawsze to wszystko było za szybko, a znasz mnie. Łatwo mnie przestraszyć tymi wszystkimi zobowiązaniami – przygryzła delikatnie dolną wargę i machnęła dłonią. Taka była prawda, zobowiązania ją odrobinę przerażały. Chyba dlatego rozstała się również z nim.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spokojnie, nawet jeśli Kain odczyta cos dwuznacznie, to nie da tego po sobie poznać. Raz, nie wypadało, dwa, nie chciał psuć jej nastroju, bo to jednak miał być miły i przyjemny lunch. Dlatego tez warto chyba ostatecznie porzucić wątek trupa.
- Okej... - odparł nieco przeciągle. Musiał poukładać to sobie w głowie, ale już teraz mógł powiedzieć jedno - dziewczyna miała całkiem dobry plan. - Tak, to widać. I wiesz co? Gdyby to zależało ode mnie, to za wymyślenie takiego planu dałbym ci awans od ręki.
Tu akurat nie kłamał. Brzmiało to jak najlepsza policyjna prowokacja, a to, że udało jej się zwinąć obiekt obserwacji, chyba najlepiej o tym świadczyło.
Tyle tylko, że nagle w jego głowie zapaliło się małe światełko. Czy Abel o tym wiedział? Czy jego brat naprawdę był bezpieczny? Kain to sprawdzi. Już on wszystkiego się dowie. A Hagen zasłużył, nawet jeśli lubiłam nim grać. Nigdy nie wiesz, może kiedyś wyjdzie? :lol:
- Tak. Bez tego pracowałoby się o wiele gorzej. Lubię to uczucie, kiedy coś się dzieje.
Oboje znali ten stan, o tak. Chyba właśnie to połączyło ich za pierwszym razem i tak się składało, że O'Donell całkiem nieźle ją znał. Tak mu się przynajmniej wydawało, ale zdaje się, że Sullivan nie będzie stanowczo temu zaprzeczała, co?
- Tak, to akurat mogę potwierdzić - uśmiechnął się. - Ale nie bój się, jeszcze poznasz kogoś, kto da radę z tobą wytrzymać. A nie powiem, to nie jest takie łatwe zadanie.
Zaśmiał się. Wiadomo, żartował i liczył na to, że Franca niczym go teraz nie znokautuje. W razie czego mężczyzna będzie się bronił, niech o tym pamięta!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Frankie czasami po prostu tak miała – zresztą, Kain znał ją nie od dzisiaj i doskonale wiedział, że zdarzało jej się mieć nieco dwuznaczne poczucie humoru. Tak czy siak, słysząc jego słowa, uśmiechnęła się delikatnie, nawet lekko niewinnie.
– Wiesz dobrze, że zawsze osiągam swój cel – wzruszyła ramionami. Tutaj akurat nie kłamała, kiedy obrała jakiś kierunek, kiedy czegoś chciała, zawsze doprowadzała sprawy do końca. Nie można było jej tego odmówić. Jednocześnie jednak czasami droga do celu była odrobinę zgubna i zdecydowanie wątpliwa moralnie. Bo przecież jednak Hagena wykorzystała, nawet jeśli był jednym z tych złych. – Miło mi to słyszeć, chociaż trochę mi słodzisz – kąciki ust szatynki drgnęły delikatnie. Inna sprawa, że nie miała nic przeciw małym pochlebstwom.
– Chyba oboje jesteśmy od tego uzależnieni – wzruszyła ramionami, bo faktycznie tak było – adrenalina związana z kolejnymi akcjami zdecydowanie uzależniała i Fran chyba nie widziała się już w innej roli, za biurkiem albo czymś w tym stylu. Chyba dlatego też nie wyobrażała sobie posiadania rodziny – bo nie chciałaby się narażać, jednocześnie zając sobie sprawę z tego, że może osierocić swojego potomka, a na urlopie macierzyńskim zdecydowanie długo by nie wytrwała. Pacnęła go delikatnie w ramię, słysząc kolejne słowa i wywróciła teatralnie oczami.
– No ty jakoś nigdy nie narzekałeś – poruszyła brwiami z rozbawieniem i spojrzała mu w oczu. Faktycznie, nie narzekał, no halo!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- To właśnie jedna z tych rzeczy, które zawsze w tobie lubiłem - znaczy... które kochał, ale teraz raczej nie wypadało chyba mówić o tym głośno, prawda? Rozstali się, więc takie słowa nie były raczej na miejscu. "Lubiłem" było idealne - zarówno w ich obecnej sytuacji, jak i w życiu zawodowym. Niech pracuje, niech się stara, wtedy kolejny awans na pewno jej nie ominie.
- Ale tylko trochę - usmiechnął się. Nie chciał słodzić jej bardziej, żeby nie popadła w samozachwyt. - Coś w tym jest. Nie powiem, lubię spokojniejsze zmiany i sprawy, w których wszystko układa się szybko w logiczną całość, ale gdyby było ich zbyt wiele...
Wtedy by się zanudził. Zdecydowanie.Chyba nie musiał jej tego tłumaczyć.
- Jaka była najciekawsza sprawa, którą do tej pory prowadziłaś? Oczywiście poza udawaniem, że masz siostrę bliźniaczkę - uśmiechnął się. Mogła mu zaufać, nic nikomu nie powie, był przecież po tej samej stronie barykady, co ona. Byli stróżami prawa, więc ich małą pogawędkę można uznać za wymianę zawodowych doświadczeń.
- Nie było to łatwe, ale... tak całkiem obiektywnie, czas spędzony z tobą był jednym z lepszych momentów w moim życiu - przyznał i zaczął żreć swoje jedzonko. - Czyli... Teraz nikogo nie masz?
Pytał z czystej ciekawości, serio! No bo z jakiego innego powodu miałby zadać takie pytanie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Niektórych to przerasta – wzruszyła nieznacznie ramionami i spojrzała mu w oczy. Nie zamierzała tutaj szczególnie się na ten temat rozwodzić – prawda była taka, że mężczyźni często bali się zdecydowanych kobiet, zorientowanych na cel albo karierę. A takich, które dodatkowo potrafiły posługiwać się pistoletem czy skopać tyłek to już w ogóle, bo czuli się przy nich „niemęsko”. Na szczęście on był wyjątkiem.
– Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że chcesz mnie poderwać, Kain – zaśmiała się dźwięcznie i westchnęła mimowolnie. Czy miałaby coś przeciw? Chyba nie. Ciężko stwierdzić. Tak czy siak, przygryzła delikatnie dolną wargę i spojrzała na O’Donella. – Byłoby nudno – dokończyła za niego, wzruszając ramionami. Pocieszający i dołujący jednocześnie był fakt, że właściwie to przestępstwa raczej nigdy nie ustaną, bo zawsze znajdzie się jakiś idiota, który będzie łamał prawo. Przynajmniej nie groziła im emerytura, zawsze będą mieli co robić, nie?
– Właściwie chyba ta teraz. To wszystko mi się nie do końca składa w całość, ale to dobrze. W końcu samo wskoczy na miejsce – uśmiechnęła się delikatnie. – Chociaż miałam raz typa, który swoje ofiary układał jak na ołtarzach ofiarnych. Myśleliśmy że to satanista, ale po prostu był jebnięty – wzruszyła ramionami, popijając trochę drinka. – A ty? Miałeś coś ciekwego w FBI? – poruszyła brwiami i uśmiechnęła się delikatnie, gmerając w swoim jedzeniu widelcem.
– Vice versa, Kain – odparła, bo faktycznie, ich związek był chyba najlepszym, jakie miała. – Nope, jestem sama. A ty? – poruszyła brwiami i przechyliła lekko głowę, z zainteresowaniem się w niego wpatrując.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dokładnie tak. On nie bał się żadnej kobiety z bronią, zwłaszcza tej jednej konkretnej. Co więcej, naprawdę ją lubił i zdecydowanie nie mógł powiedzieć, że czuł się przy niej "niemęsko".
- A nawet jeśli, to co? - zerknął na nią. Nie mówił, że chciał i próbował, ale tak czysto teoretycznie, gdyby chciał, to co ona by z tym zrobiła? Nie, chyba nie musiał pytać. On wiedział. Przecież zdecydowanie nie miałaby nic przeciwko temu. Co więcej, na pewno by tego chciała. Aż poruszył brwiami, hehe. Niech o nim myśli.
- Gdybym musiał udawać swojego własnego brata bliźniaka, też uznałbym, że to ciekawa historia - uśmiechnął się. Tak się składało, że miał brata bliźniaka, ale wyglądali zupełnie inaczej, więc ciężko byłoby mu wczuć się w rolę. - Wow, brzmi ciekawie - bo taka sprawa z ołtarzykiem wyraźnie mogłaby go zaciekawić. - A ja... Mógłbym ci opowiedzieć o kilku sprawach, ale obawiam się, że są tak tajne, że później musiałbym cię zabić - puścił jej oczko. Pewnie, trochę ściemniał i za chwilę zacznie mówić, ale najpierw się z nią podroczy. Kto mu zabroni? No właśnie, nikt!
- Ja też. Jak sama mówiłaś, nasza praca nie sprzyja związkom - westchnął. - Ale bywałem w związkach. Ostatni był nawet... - chciałoby sie powiedzieć, że był fajne, obiecujący, ale skoro był teraz sam, to nie było sensu w podkreślaniu takich rzeczy. Zresztą, kto wie, może niebawem się to zmieni?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No i całe szczęście, bo jednak Frankie miała broń przy sobie dość często. Mimo wszystko, była całkiem urocza i kochana, szczególnie w obecnej sytuacji, bo trzeba było przyznać, że miała swoje fazy bycia wredną, ale dzisiaj była wyjątkowo urocza.
– A chcesz mnie poderwać? – przechyliła delikatnie głowę i uśmiechnęła się łobuzersko. Cóż, chyba nie miałaby nic przeciwko. Frankie lubiła mężczyzn, którzy wiedzieli, czego chcieli, a jeśli akurat któryś chciał ją… Cóż, chyba nie mogłaby narzekać, szczególnie, jeśli byłby tak cholernie przystojny jak O’Donell. – Nie jest aż tak ciekawa, poza tym ty naprawdę masz bliźniaka i raczej ciężko was pomylić – zaśmiała się pod nosem, bo mimo podobieństw, Kain i Abe byli trochę jak woda i ogień wyglądowo.
– Och, nie mógłbyś mnie zabić. Jestem zbyt urocza – zaśmiała się cicho i musnęła palcami jego dłoń. – No dalej, nie daj się prosić – mruknęła, poruszając brwiami i ewidentnie oczekując rewanżu w kwestii najciekawszej sprawy, jaką prowadził w FBI.
– Niestety – pokiwała głową – Chociaż czasami mam wrażenie, że to nie praca, tylko mój charakter – przyznała z lekkim rozczarowaniem. – Skoro był nawet, to co poszło nie tak? – uniosła jedną brew, zamierzając w tym momencie wysłuchać jego historii.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Załóżmy, że tak - równiez się uśmiechnął. Nie powie niczego wprost. Będzie ją dręczył. A co! Mimo wszystko musiał przyznać, że ta rozmowa była całkiem przyjemna, a jeszcze przyjemniej patrzyło się na jej reakcję. Oczywiście, że chciała, żeby ją poderwał. Kim byłby Kain, gdyby ostatecznie tego nie zrobił?
- Co poradzić, mamy po prostu dobre geny - poruszył brwiami. Owszem, byli różni, ale przecież obaj byli przystojni. Nie da się powiedzieć, że nie! Ona również była urocza, zaprzeczyć zdecydowanie się nie da. - Jesteś. Chyba nawet nie wiesz, jak bardzo.
A może wiedziała? Ha, na pewno wiedziała! W innym wypadku nie byłaby tak pewna siebie i nie chciałaby grać swoją urodą, żeby uwodzić przestępcę, a teraz żeby igrać z nim samym. Szczerze? Podobał mu się ten rodzaj szczerości, bo to mogło oznaczać same ciekawe rzeczy. I to totalnie nie jego wina, że zaczął zastanawiać się właśnie nad tym, do czego ta rozmowa może ich dzisiaj zaprowadzić.
- Nie tutaj. To rzeczy ściśle tajne. Mógłbym poopowiadać ci o nich na przykład... Wieczorem, przy kolacji?
Żeby nie było wątpliwości - tak, to było zaproszenie. Niekoniecznie na dziś, bo być może Franca miałaby już przesyt jego towarzystwa, ale jutro, pojutrze, w sobotę... Oczywiście wieczorem, z tego nie zamierzał się wycofywać.
- Wiesz, nie wypada mi teraz się z tobą nie zgodzić - odparł rozbawiony. Tak, jej charakter zdecydowanie miał tu na wszystko duży wpływ. - Sam nie wiem. Chyba po prostu zacząłem zastanawiać się, czy widzę nas razem na kilkanaście lat.
A skoro się rozstali, to znaczy, że nie wiedział. To nic. I tak jakoś specjalnie za nią nie tęsknił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się tylko na jego potwierdzenie, bo właściwie to doskonale wiedziała, że jego słowa właśnie tym były – potwierdzeniem. I całkiem jej się to podobało szczerze mówiąc. Odetchnęła mimowolnie i pokiwała powoli głową, bo faktycznie, tego panom z rodu O’Donell nie mogła odmówić, geny mieli świetne.
– Och, oczywiście, że wiem, jak bardzo. I bezwzględnie to wykorzystuję – zaśmiała się pod nosem, wzruszając dość niewinnie ramionami i spoglądając mu w oczy. Taka była prawda, często swój urok wykorzystywała i nie zawsze na tym wychodził dobrze, ale to już było inną kwestią. Może wolała jej teraz nie poruszać, skoro generalnie była na lunchu ze swoim eks? Inna sprawa, że miała wrażenie, że może…Coś nadal tutaj było. Nie wiedziała tylko jeszcze, co takiego.
– U ciebie czy u mnie? – poruszyła brwiami, bo jednak doskonale wiedziała, że skoro nie mógł o tym rozmawiać w lokalu, to raczej wchodziło to w grę wyłącznie podczas kolacji w domu. – Chociaż skoro to ty zapraszasz, to ty powinieneś coś ugotować – poruszyła brwiami z delikatnym rozbawieniem, bo wiele się zmieniało i wcale nie była pewna, czy jego umiejętności kulinarne się jakoś rozwinęły przez czas, jak nie byli razem.
– Takie są fakty, nie ma co się zgadzać czy nie zgadzać – wzruszyła nieco obojętnie ramionami. – Rozumiem chyba aż za dobrze, bez sensu tkwić w związku bez przyszłości – odetchnęła głęboko, zawieszając wzrok gdzieś w przestrzeni i popijając drinka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Dobrze, że to robisz. Trzeba wykorzystywać swoje mocne punkty, a ten... Umówmy się, naprawdę jest mocny - usmiechnął się. Ne miał nawet zamiaru mówić, że jest inaczej i jeśli miał być szczery, kompletnie nie spodziewał się tego, że dzisiejszy wieczór będzie przebiegał w tak miłej atmosferze. Owszem, przeczuwał, że może być miło, ale gdzieś tam z tyłu głowy kołatała mu się myśl o tym, że może być również nieco niezręcznie. Uwaga, nie było. Było naprawdę fajnie i podobało mu się to.
- U ciebie - bo chętnie zobaczy, gdzie mieszkała. - Jasne. Mogę spróbować. Jestem w tym nieco lepszy, niż kiedyś. Wiadomo, to nie jest jeszcze poziom pięciogwiazdkowej restauracji, ale zapewniam cię, że nie będziesz miała powodów do narzekania.
Tego mogła być pewna. I kto wie, być może nie chodziło tu tylko o doznania kulinarne? Tego na pewno nie powie głośno. Co to, to nie. Postara się, żeby ten wieczór naprawdę był przyjemny.
- A my? - spytał nagle. - Myślisz, że mieliśmy przed sobą przyszłość?
Zerknął na nią kątem oka. Nie pytał o to, czy żałowała ich rozstania, bo teraz chyba i tak nie miało to już znaczenia. Bardziej zastanawiało go coś innego, czy jej zdaniem mieli szansę, czy ich życie mogłoby wyglądać teraz zupełnie inaczej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– I chyba całkiem nieźle do tej pory na tym wychodziłam – zauważyła całkiem słusznie, bo jeszcze nie zdarzyło jej się jakoś wybitnie narzekać na życie, odkąd zaczęła swój urok osobisty faktycznie wykorzystywać. Odetchnęła głęboko i spojrzała mu w oczy.
– Czyli tak naprawdę mnie nie zapraszasz, tylko się wpraszasz? – zaśmiała się cicho i uniosła jedną brew. – Ale nie ma problemu. Jeśli będzie taka potrzeba, to ci pomogę, wiesz, pokażę gdzie są garnki, gdzie patelnie… – puściła mu oczko, bo przecież wspólne gotowanie mogło być całkiem niezłą zabawą, prawda? Pewnie, że tak! A Frankie też sobie radziła w kuchni całkiem świetnie – i nie zamierzała ściemniać, że jest inaczej. Dlatego właśnie przecież mogła być w pogotowiu.
– Jakie są twoje popisowe dania, żebym wiedziała, jakie wino kupić? – poruszyła brwiami, bo przecież wino musiało pasować do kolacji, a co jeśli kupiłaby białe, a podałby wołowinę? I tak pewnie by je wypili, ale wiadomo o co chodzi! Przechyliła lekko głowę i odetchnęła głęboko.
– Nie wiem. Może mieliśmy, ale teraz chyba bez sensu to roztrząsać, nie sądzisz? Skoro nie jesteśmy już razem… – przygryzła delikatnie dolną wargę. Nie byli. Nie chciała się nad tym zastanawiać. Może nadal tę przyszłość mają, skoro spotkali się po latach?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wiesz, moglibyśmy spotkać się u mnie, ale wtedy musielibyśmy siedzieć na podłodze i zajadać jedzenie zamówione na wynos, bo nie zdążyłem sie jeszcze całkowicie urządzić w mieszkaniu - usmiechnął sie. - Chętnie przyjmę pomoc.
Serio. Już teraz podobał mu się plan wspólnego gotowania. Otworzą wino, oczywiście pierwsze, będą coś pichcić, miło spędzą czas, potem otworzą kolejna butelkę, zjedzą i nadal będzie miło. Tak, to dobry pomysł i na pewno żadne z nich nie będzie żałowało takiego spotkania.
- Lubię makarony. Generalnie umiem zrobić raczej te proste dania - bo tego nauczył się jeszcze w rodzinnym domu. O'Donellowie nie byli bogaczami. Makarony jedli pewnie dość często i nikogo nie powinno dziwić to, że obaj bracia całkiem nieźle sobie z nimi radzili. Nie oznaczało to jednak, że Kain nie lubił nowych smaków. Co to, to nie! Uwielbiał! Jeśli miał na coś ochote, to po prostu zamawiał.
- Jasne. Masz rację. Przepraszam, że w ogóle to zacząłem - przytaknął. Wcale nie musieli o tym rozmawiać, spytał pod wpływem chwili, coś go tknęło, ale to nie oznaczało, że musieli ciągnąć ten temat, jeśli czuła się z nim niezręcznie. On był facetem, więc patrzył na to wszystko inaczej. Po męsku. To duża różnica.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy usłyszała, że mogliby się spotkać u niego – nie zamierzała go do niczego zmuszać, wiedziała doskonale, jak to było, kiedy się trzeba było przeprowadzić i wszędzie w domu panował cholerny, olbrzymi bałagan, nad którym ciężko było zapanować – oj znała to aż a dobrze, bo dość często mieszkania zmieniała. Tak więc przytaknęła spokojnie, uśmiechając się nieznacznie i lustrując go wzrokiem.
– W urządzaniu mieszkania? W porządku, nie ma problemu. W której dzielnicy mieszkasz? Mogę wpaść pomóc ci z pudłami, ale faktycznie, kolację zjemy u mnie – zaśmiała się cicho i odrzuciła swoje długie włosy na plecy. Czy to możliwe, żeby z eks zachowywać się jak para najlepszych kumpli? Najwidoczniej! A ona nie zamierzała tym wzgardzić, w żadnym wypadku.
– Czasami cały urok tkwi w prostocie – puściła mu oczko z łobuzerskim uśmiechem czającym sięw kącikach ust. Tak czy siak, pokręciła głową i machnęła dłonią, by się nie przejmował. – Nie masz za co przepraszać. Może zamiast się zastanawiać, czy mieliśmy przyszłość, powinniśmy się zastanowić, czy nadal ją mamy… – mruknęła dość cicho, puszczając mu oczko, a potem dopiła swojego drinka. Pewnie jeszcze trochę pojedli, popili i Kain denczelment odprowadził ją do domu, o!

ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Całe życie Linden Krzyzanowski słuchała tego samego, jednego zdania w najróżniejszych wersjach. Prześpij się z tym, uspokój, dzisiaj nie warto. Więc spała, uspakajała się, bo podobno nie było warto. Być może, gdyby równo dwadzieścia lat temu (dziś mijała okrągła rocznica, o której nie pamiętał zupełnie nikt) Clover Krzyzanowski, zamiast ukradkiem popijać chardonnay ze sportowej butelki z wyciskaczem do cytrusów, ulokowanym na samym dole, powiedziała swojej najstarszej córce - nie słuchaj ich, tak naprawdę nie warto przejmować się zdaniem innych i niszczyć w ten sposób sobie życia, zmieniłaby trajektorię losu tej Krzyzanowskiej, która przejmowała się wszystkimi aż! za bardzo.
Być może. Oczywiście, my możemy jedynie gdybać i analizować całą tę sytuację. Czy gdyby geotrupes stercorarius (nawet żuk gnojarz może zabrzmieć w swej prostej formie dostojnie), nie zaprezentował swojego czarnego z pozoru pancerzyka w pełnym zakresie palety barw (zawdzięczając to rzecz jasna płynącym z nieba promieniom słonecznym), przykuwając jej niedowidzące w alkoholowym zamroczeniu spojrzenie, to czy ten przebłysk geniuszu przedostałby się przez jej usta, nim zapiła go kolejnym haustem, zapomniawszy o celu swej podróży? Otóż, Linden Krzyzanowski (choć nie była i nigdy nie będzie świadoma chwilowego przełomu niesamowitego, matczynego geniuszu), z góry ów wycieczkę matki z córką nad strumyk, skazała w swym, jedenastoletnim umyśle za porażkę. Zupełnie jak resztę życia i wszystkie większe przedsięwzięcia (włączywszy w to ten udany i nieudany ślub).
Wczoraj o godzinie szesnastej piętnaście, czyli chwilę po rozpoczęciu zajęć dla seniorów, drewniana sztaluga wyposażona w połowicznie zapełnione bezkształtnymi bohomazami płótno, uderzyła o ziemię. Kiedy jej wzrok lawirował w morzu siwych (czasem farbowanych na czerwono) głów, w poszukiwaniu winnego tego rwetesu, w głowę trafił ją pędzel, a zaraz za nim popłynęła lawina nieprzyjemnych słów. godząc w jej potylicę, nim przyjęła postawę obronną.

- Żart jakiś, żeby stary dziad siedział na sali i malował biedronki.
- Ale to nie biedronki proszę pana, to jabłka i dzbanek.
- No i parzcie państwo jak pierdoli, że ja niby biedronek od jabłek odróżnić nie potrafię?
- Nie potrafi pan.
[z ostatniego rzędu: Jak się nie podoba to idź pan, bo tylko nam zajęcia psujesz
dwa siedzenia dalej: A one nie są obowiązkowe?
znów ostatni rząd: Ja nie wiem, to córka płaci.
dwa siedzenia dalej: Mi to już i tak niewiele życia zostało, więc mi wszystko jedno]

Wtem kolejny pędzel poszybował za poprzednikiem, i paleta do rozrabiania farb uderzyła o podłogę, a widownia się rozsierdziła, wrzawa się podniosła, a Linden Krzyzanowski tylko ręce rozłożyła, bo wbrew pozorom nad dziećmi znacznie łatwiej zapanować niż nad starcami. Ci drudzy wszak już nic do stracenia nie mają, a i tak część z nich za chwilę o incydencie zapomni.
Niemniej nie poddała się, bo to Krzyzanowska. Choć nazwisko akurat do ów walki nie zobowiązuje, chyba że na imię Linden. Najpierw zażegnać kryzys próbowała, trochę ego podreperowała, przeprosiła za coś czego nie zrobiła, nawet komplementem sypnęła, ale przeciwnik był bystrzejszy niż się zdawało i łatwo nie odpuszczał, podjudzając, węgielek po węgielku dorzucając do ognia.
Święty by nie wytrzymał, a Deni daleko do orderu z aureoli, więc i ona głos podniosła. Cholera. Niedobrze. Finał iście dantejski.
Zawał.

Ariadna Jenkins, córka ów rebelianta zbliżającego się do dziewięćdziesiątki, przyszyta doń jedynie obrączką i skrawkiem białej koronki, ślubem po prostu; lecz nie z nim (w razie wątpliwości), a z jego synem zaślubiona; potajemnie uległa pokusie (być może z czystej dobroci serca, której pozbawieni byli dwaj pozostali mężczyźni) i zgodziła się na wspólny obiad z Linden w ramach zadośćuczynienia za nieumyślny zamach na życie jej teścia. A cóż trudnego ugotować prostą zupę, mięso na woku podsmażyć w towarzystwie przypraw, kilku liści i warzyw posiekanych w kostkę? Niby zdawałoby się, że nic, ale Deni stworzona była do rzeczy zgoła innych. Do naprawiania świata (ludzi przeważnie), pilnowania rachunków, doglądania rodzeństwa, a nawet byłych małżonków, choć nie łączyło już ich nic poza kilkoma szpargałami odnalezionymi po latach pod kanapą.
Zupa była fioletowa. I to nie ze względu na obecność rzekomych buraków, których w rzeczywistości nie było ni grama. Gdzieś prawdopodobnie sznurek się zaplątał albo gumka? Etykietka? Albo barwnik do ciastek z przyprawą pomyliła?
Mięso suche i miejscami przypalone. Źle zrobił Bluejay na święta jej wok sprezentowawszy, jak gdyby i ona rękę miała do czarowania różnorakich postać, a pragnę przypomnieć, że niemalże pół roku spędziła żywiąc się wyłącznie daniami instant.
Nic więcej nie była w stanie zrobić, poza podróżą rowerem do knajpy, w której zdarzało jej się stołować. I nie narzekała.
Narzekać zaczęła dopiero gdy opuściła lokal z naręczem pudełek i pudełeczek, sosików i sosów, przypraw upchniętych w saszetki i makaronów z ważnym komunikatem: ugotować w domu, bo na rower wsiadając noga się zaplątała, ciało równowagę straciło (lubiło sobie z niej zadrwić przynajmniej raz w tygodniu), a mozolnie ustawiana w niespecjalnie pojemnym koszyczku piramida, wystrzeliła w powietrze, choć przeważnie od razu kierując się w dół, rozbryzgiem swym trafiając i w nią, i w ludzi dookoła, i w godność jej godną pożałowania godząc.
- Nie - jakby płacz albo kwilenie wyrwało się jedno słowo pełne protestu, sprzeciwu wobec tak okrutnego życia. Bo od czego tu zacząć? Od przepraszania ludzi? Ściągnięcia plamy z żółtego curry (paliło nieco) z twarzy? Czy biegu na gwałt, na szyję, bo przecież niebawem Ariadna Jenkins w gości miała przyjść, choć Linden nie wiedziała, że kobieta ma większe problemy, reanimując ubranego w puchate kapcie męża, który dopiero nad ranem przestał biadolić i strzępić język na sąsiada z góry.
<center>...</center>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Genesee”