WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
W każdym razie po chwili zjawiła się Molly, której imię zawsze kojarzy jej się z narkotykiem, przywitała się z nią, a po kilku minutach były w środku. I dobrze, bo zaczynało się robić zimno, nie oszukujmy się, nikt kto idzie do klubu, ubiera się w grube kurtki.
- Serio? - zaśmiala sie, bo i ona o tym pomyślała. Mimowolnie ścisnęła mocniej torebkę, w której miała tak cenny towar. Ona i Virgie nadawały dzisiaj na tych samych falach, chociaż ta druga pewnie nie spodziewała się, że Hughes mogłaby takie coś zabrać na imprezę (a może mogła?). Sao nie eksperymentowała, jakoś bardzo z narkotykami, chociaż akurat molly na imprezach była lepsza niż alkohol.
- Tequila? Wódka? W szotach, żadne kolorowe drinki. - zapytała kiwając głową w kierunku baru; skoro mają tracić godność to w taki sposób, a nie w wersji soft, z papierową parasolka wystającą ze szklanki.
Przy barze standardowo było od groma ludzi, kilku barmanów w pocie czoła wypełniało zamówienia klientów, a one same musiały chwilę zaczekać na swoją kolejkę. W końcu podeszła do nich śliczna dziewczyna, a Hughes finalnie zamówiła po kilka szotów wódki.
-
– Z kim, na kim, pod kim – wzruszyła ramieniem bo najwyraźniej kompletnie nie załapała o czym mówi Virgi. Dopiero gdy dokończyła myśl Molly zasłoniła otwartą dłonią usta a jej twarz lekko poczerwieniała. – Nie zrozumiałyśmy się! – prychnęła pod nosem tłumiąc śmiech. Ledwo się rozwiodła, pierwszy raz wychodzi z kumpelami na miasto a już po głowie chodzą jej bardzo brzydkie myśli. – Już kumam – zerknęła wymownie na dzisiejszego dilera sądząc, że to idealna noc i miejsce na takiego typu używki. W końcu wokół było mnóstwo ludzi a w tle rozbrzmiewała muzyka. Dobrze byłoby ją poczuć niemal całym sobą a do tego być bardziej otwartym na całą resztę bodźców. Dawno tego nie robiła co nie oznacza, że już nie pamięta.
Owszem, pamięta i to doskonale.
– Wódka – tradycyjnie, prosto, nawet jeśli później przejdą do czegoś innego wbrew zasadzie „nie mieszaj” to od tego miała ochotę zacząć Murphy.
– Jedna kolejka i idziemy do łazienki czy może do loży – o ile wzrok jej nie mylił to w odległości kilku metrów znajdował się pusty zakątek i jeśli nie ma na nim karteczki z napisem „rezerwacja” to niewykluczone, że ów miejsce stanie się ich miejscem.
– Ja stawiam – zapowiedziała nim ktokolwiek poruszył temat kasy. Absolutnie nie miało to żadnego związku z obnoszeniem się pieniędzmi z wygranej. Skoro Vi „namówiła” ją na imprezę to Molly postawi wszystko co wleją w siebie w płynnej postaci. Następnym razem postawi ktoś inny jak to w życiu bywa.
-
Luca. Eme. Stop. Wypad z głowy. Luca i Eme byli przeszłością, nie zamierzała teraz do nich nikogo nawet porównywać. Nie istnieli. Ot co.
- Wóóóóóóóóódkaaaa - rzuciła niemal idealnie w tym samym czasie co Molly, przez co nawet puściła jej oczko.
Tyle że ona przeciągnęła to słowo jak podjarana nastolatka, która zaraz będzie miała mocny alkohol w ustach pierwszy raz. Choć tak naprawdę to nie procenty ją napędzały najbardziej, a trochę tego ukrytego dobra z torebki robiło o wiele lepszą robotę.
Swoją drogą, Virgo była jakoś dziwnie pewna, że zrozumiały się doskonale, ale co za dużo złosliwostek, nawet tych przyjacielskich, to niezdrowo, ugryzła się więc w język - póki jeszcze kontrolowała w ogóle, co mówiła.
Odstały swoje w kolejce, a w środku zaczęła ją od razu ogarniać TA atmosfera.
Brzmienie muzyki przenikające ciało aż do kości.
Euforia beztrosko bawiących się ludzi, bo wszyscy przecież przyszli tutaj w jednym celu.
Zachęcający półmrok, typowy dla tego typu miejscówek, zapraszający do jak najgłupszych i beztroskich zachowań...
- Loża - zdecydowała.
...Cholernie drogie drinki, których ciężar postanowiła z Sao i Virgie zdjąć Molly, proponując, że ona będzie stawiać. Biondi niespecjalnie chciała protestować przed takim rozwiązaniem.
Skoro chciała, to chciała, po co było jej zabraniać?
- Ja jestem za. Mój portfel też jak najbardziej jest ci wdzięczny!
Rozejrzała się jeszcze raz po dziewczynach, a potem parsknęła śmiechem.
- No to się zebrały trzy trupiary
Nie wiedziała, czemu akurat teraz chciała wyciągać to, że wszystkie robiły w tej samej robocie, ale nagle wydało jej się niesamowicie zabawne. Tę imprezę, to chyba powinny nazywać stypą, albo czymś.
Jakie zabawy słowne jeszcze można było wymyślić?
Pewnie więcej jej wpadnie do głowy, jak da się porwać zabawie, bo chwilowo była jeszcze boleśnie trzeźwa. Mimo tego, nawet po zajęciu miejsca w loży, od razu noga zaczęła jej podrygiwać do muzyki.
-
W loży usiadła tak, żeby siedzieć z brzegu, wciskając mimo wszystko Biondi na środek, między nią i Murphy. Patrząc na kieliszek czystej, trochę nią wstrząsnęło, bo jej smak pamiętała zbyt dobrze. Niemniej, nie będzie miękką fają i da radę. Złapała więc za szkło, unosząc rękę do góry, by wznieść.toast i z uśmiechem na buzi (trochę taka dobra mina do złej gry, bo pierwszy kieliszek jest najgorszy).spojrzała na nie obie.
- Wypijmy za nasze seksowne tyłki. I powrót Molly do żywych. - stuknela się z nimi kieliszkiem i od razu wypiła cała zawartość. Nie bawiła się w żadne "połówki na później", jak niektórzy mieli w zwyczaju, i skrzywiła się gdy alkohol przeszedł przez jej gardło. W sumie to nawet lekko nią wstrząsnęło, przez chwilę żałując, że nie miała niczego do zapięcia, ale hej! Nie jest przecież miękka fają, nie?
Rozejrzała się też po pełnej sali, stukając paznokciami o blat stołu w rytm muzyki, ale uznała, że jeszcze nie wychodzi na parkiet. Najpierw trzeba pozbyć się tego co miały przed sobą, a poza tym…najpierw dodatek. Szanujmy się, ok? W sumie ukradkiem sięgnęła do środka torebki, będąc jak najbardziej dyskretna, ale przy tym wcale nie dziwna; nie chciała zwrócić na siebie uwagi ochrony lub chłopaka zbierającego puste szklanki z sali. Wyciągnęła jedna kapsułkę, a razem z nią opakowanie gum do żucia i spojrzała na jedną i drugą.
- To co? Na drugą nóżkę? - spytala unosząc kieliszek, patrząc na nie wyczekująco, a molly do ust, najpierw ja zagrażając, a dopiero później połknęła razem z alkoholem, który w siebie wlała.
Za pół godzinki będzie fajnie.
-
– Ja w sumie pracuje w branży od niedawna ale jak to jest – rozejrzała się po zatłoczonej sali nim jeszcze nadeszła ich kolej aby dostać się do wodopoju. – Mam koleżankę, która jest stomatologiem i nawet jeśli tego nie chce to rozmawiając obojętnie z kim, najpierw patrzy mu na zęby – zrobiła wstęp do głównego pytania żeby dziewczyny lepiej zrozumiały o co może jej chodzić. – I w związku z tym czy jak długo pracuje się w zakładzie pogrzebowym to patrząc, o, na przykład na tego kolesia – kiwnęła głową na wysokiego szatyna gestykulującego coś do laski jakieś trzy metry dalej z piwem w ręku – To człowiek zastanawia się jaki by mu pasował garnitur albo w jakiej trumnie by dobrze wyglądał? – przekrzywiła głowę w stronę barku bo akurat ją jeszcze to specyficzne zboczenie nie dopadło ale niewykluczone, że to tylko kwestia kilku miesięcy.
Stukając swoje szkło o to należące przez kilkanaście sekund do pozostałej części ekipy uroniła kilka kropel, które spłynęły jej najpierw po palcach a później po dłoni. Krzywiąc się przechyliła zawartość czując palący gardło smak. Jej ciało przeszył dreszcz jeżąc nawet drobne włoski na karku. – Fuj – odstawiła niewielkie naczynie otrzepując rękę z resztek wódy. – Prawie zapomniałam jak to jest – kiwnęła głową w podziękowaniu za jakże wspaniały toast a gdy przeszły już na wcześniej wspomniane puste miejsce Molly zaczepiła kelnerkę żeby przyniosła im całą flaszkę i dzbanek z czymś do popijania.
– Yhym – żeby mniej bolało tym razem zrobiła to szybko ale efekt był podobny do tego, który poraził jej ciało niczym prądem minutę temu.
– Virgo dawaj te cukierki – kiwnęła głową na blondi (choć wszystkie miały taki kolor włosów) nie chcąc dłużej marnować czasu. Na parkiecie tańczyło mnóstwo ludzi a z głośników leciała dobra muzyka przy której ciężko było wysiedzieć w miejscu. Nim narkotyk zacznie działać one powinny powalczyć jeszcze z kilkoma kolejkami wprowadzając się w stan zupełnej błogości i odprężenia. Przy okazji warto byłoby się trzymać razem bo wariatów nie brakuje, szczególnie w takich miejscach.
– O, dziękuję – Molly machnęła do kelnerki, która postawiła na środku trzy kieliszki, trzy wysokie szklanki, dzbanek z napojem, który trzeba zidentyfikować po smaku albo zapachu ale najprędzej to coś jabłkowego – fuj. – Mogłam zamówić wodę – jakoś sok jabłkowy źle się jej kojarzył. Pewnie nie raz nim przepijała i nie raz źle się to kończyło.
– Jak ma się Wasz kumpel Griffith? – rozlała płyn do wysokich szklanek zabierając się za polewanie wódki. – Poznałam go kiedyś na mieście a Sao wspomniała, że z Wami pracuje. Cholernie mały ten świat – nie to żeby bliżej znała kolesia, z którym przyszło jej wypić kilka drinków ale nawet dla podkreślenia, że to miasto jest równe ciasne jak każde inne weszła na ten temat. A może to już nieaktualne i drużyna Z się rozpadła?
-
Bo miała okrutne, straszne plany wobec jednego z właścicieli zakładu pogrzebowego i nie był to jej ojciec.
Chociaż trochę też...
- Cooooooooooooo? Nie. - zdziwiła się na opowieść Molly.
Może dentyści mieli rzeczywiście jakiegoś bzika, bo umówmy się, trzeba było być posranym sadystą, żeby wziąć się za tą robotę, a to zapewne sprzyjało dziwacznym obsesjom... Virgie za to zupełnie nie łączyła codzienności z pracą.
No. Prawie.
- Ale raz jednemu kolesiowi z tindera mówiłam, że jestem artystką, a potem po numerku pokazałam mu jedno z moich arcydzieł - pochwaliła się.
Takich rzeczy się nie wstydziła, wręcz przeciwnie, uważała je za zabawne. Co innego zamiłowanie do muzyki country i rodeo...
Nigdy też nie wykonywała tak ochoczo komend jak ta "wyciągnij te cukierki", niestety na chwilę powstrzymała ją nadchodząca kelnerka, bo mimo wszystko, nie zamierzała tego wieczoru spędzić w areszcie, albo w ogóle, gorzej - być wyrzucona z klubu za dragi. Dopiero kiedy upewniła się, że teren jest czysty, poczęstowała Sao i Molly zawartością torebeczki, którą ze sobą zabrała, sama jako ostatnia częstując się swoją dolą.
Popijała właśnie molly kolejną porcją alkoholu, kiedy Molly wypaliła z tym Griffithem. I to był chyba pierwszy raz, kiedy Biondi zakrztusiła się alkoholem i ecstasy. Normalnie nie pozwalała sobie na taką nieostrożność, bo przecież groziło to utratą procentu albo haju, nie spodziewała się jednak, że w tak doborowym gronie, tak szybko i tak łatwo padnie mocno nielubiane przez nią nazwisko.
- Nasz coooooooooooooo? - rzuciła z oburzeniem, kiedy już odzyskała zdolność do oddychania.
-
Czyli wszystko było z nią w porządku.
Sao odmówiła blondynce, bo przyszła ze swoim zapasem i przecież zdążyła wziąć jedną jeszcze zanim podeszła do nich kelnerka - ale w przeciwieństwie do Virgie nie wspomniała nawet słowem, ze takie coś posiada, zupełnie jakby chciała to zachować dla siebie. Wyglądało to pewnie kiepsko, taki nabytek do najtańszych nie należy, Molly stawia im alkohol, Virgie się dzieli, a ona co? Może to dlatego, ze teoretycznie od lat trzymała się tylko marihuany? I OD LAT NIE IMPREZOWAŁA.
Anyway…
Parsknęła śmiechem słysząc, jak Molly nazywa Griffitha. Znaczy dla niej on faktycznie był przyjacielem, ale niekoniecznie dla Biondi i nawet spojrzała na nią z ukosa.
- Twoj szef, Virgie - oczywiście zaakcentowała słowo „szef”, wyraźnie tym rozbawiona, bo przecież wiedziała, ze Virginia nie znosiła tej świadomości, ze Blake jest jej pracodawcą, ale jeszcze bardziej nienawidziła samego Griffitha. - Nasz szef. - poprawiła się, nadal uśmiechając się od ucha do ucha łapiąc za kieliszek. Co prawda niedługo miała zamiast przystopować z alkoholem, ale teraz, póki narkotyk jeszcze nie działa nie będzie przecież w tyle - tak, zamierzała być w miarę rozsądna, by im tu nie paść, nie była przecież Virginią.
-
– Artystka – uniosła brew ku górze bo szczerze – ona po takiej akcji spieprzałaby gdzie pieprz rośnie. – Malarka koleżanko bardziej – spojrzała na sufit zastanawiając się jakie jeszcze zawody pasowałyby do ich profesji a szczególnie do dekoracji pogrzebowej. – Mejkapistka… ogólnie malujesz twarze. A to, że klient jest sztywny jakkolwiek to brzmi, no cóż – wzruszyła ramionami mając świadomość jak okrutne jest ich poczucie humoru. A co do chęci wymieszania narkotyków z alkoholem… W ostatniej chwili zarzuciła nogę na nogę łapiąc za flaszkę aby rozlać kolejkę. Głośna muzyka i światła totalnie ją rozkojarzyły a kelnerkę zobaczyła dopiero wtedy gdy Biondi odwróciła głowę w stronę nadchodzącego niebezpieczeństwa. Udając, że tu wcale nie ma miejsca żaden nielegalny proceder polewała spokojnie wódeczkę odbierając tabsa między jednym kielonem a drugim. Przy trzecim podskoczyła rozlewając trochę na blat. – Virginia! – zacisnęła zęby pokazując pływający blat. – Będę miała przez Ciebie jakieś lęki, żyjesz? – pokręciła głową, uniosła kieliszek i wskazała na szkła dziewczyn żeby zrobiły to samo. – Zerujemy – przechyliła wódkę a tabletkę popiła sokiem. – A Ty Sao co? Nie masz ochoty czy o co chodzi? - wtrąciła nim ta zaczęła tłumaczyć o czym a raczej o kim mówi Murphy. Albo jej wiedza była niekompletna albo coś się zmieniło ale raczej obstawiała to pierwsze.
– Ups. Coś przekręciłam? – oparła się bokiem o kanapę słuchając wyjaśnień lub słów oburzenia. Dodatkowo patrzyła kto jest na parkiecie i przy barze. Właśnie nabierała ochoty na dyskusję albo pląsy z jakimś przystojnym samcem więc robiła się lekko rozkojarzona.
-
- Nikt nie jest szefem Virgo. - oznajmiła przewrotnie - Każda Panna jest szefową tylko i wyłącznie sama sobie!
Żeby wzmocnić wagę tych słów, trzepnęła nawet lekko dłonią w blat, a potem przeniosła spojrzenie na Molly.
Zmarszczyła nos, bo nie wiedziała czy nie połączyła jakichś wątków, czy co, ale według niej winowajczynią zmarnowania alkoholu była tutaj tylko Murphy. Na ten moment.
Odsunęła się trochę w tył, żeby uniknąć zmierzającej w jej stronę powodzi.
I to były wszystkie czynności, które podjęła.
- ZERUJEMY! - potaknęła za to ochoczo, na tyle głośno, że loża obok skierowała swoje spojrzenia na nie - Wy też zerujecie! - wycelowała w nich palcem.
Ale szybko straciła zainteresowanie.
- A TO - zatoczyła ręką zataczając nią rzekomy obszar wokół ich loży - Jest strefa wolna od Srajffitha, jasne?
Nie zamierzała teraz gadać o tym dupku, chciała się przecież tylko bawić. Dobrze. Wesoło. A nie wkurzać. Irytować. Parskać. Oburzać się. Wszystko to, co robiła na wspomnienie o Blake'u.
-
- Tak, tak. Sama sobie szefowa, która zrobi wszystko lepiej od innych. - przewróciła oczami, nie mając na myśli niczego osobistego, ale panny niestety - w większości wypadków - takie były. Chociaż Saoirse zdawała sobie sprawę, ze astrologia to bardziej złożony temat, a ze nie siedziała w tym jakoś bardzo, to tez miała do tego neutralne podejście.
Dlatego zamiast podejmować dyskusje na temat wpływu daty urodzenia na charakter osoby po prostu opróżniła kieliszek, krzywiąc się przy tym, bo jeszcze była w takim stanie, ze wódka miała ohydny smak.
- Ok, nie rozmawiamy dzisiaj o Blake’u, ale nie nazywaj go tak. - bo dla niej Griffith nie był tylko szefem, ale był przecież prawie jak rodzina. Nie, żeby zamierzała się z nią kłócić o niego, bo byłoby to totalna głupota, ale nie lubiła jak nazywała go jakimiś dziwnymi przezwiskami. - Lepiej chodźmy potańczyć. - nie będą musiały rozmawiać, a nie będą siedziały i chlały czekając na pierwsze efekty narkotyku; w przypadku Saoirse, miała ona wrażenie, ze na efekty czeka się krócej, gdy się tańczy (co prawda bie było, ale lubiła tak myśleć).
-
– Okej, idziemy – poderwała się pierwsza oceniając co zostaje na stole i jaki widok na loże będą miały z parkietu. Pomimo tego, że nigdy nie zdarzyło się aby ktoś jej coś dosypał to nie raz i nie dwa słyszała krążące o tym plotki. A że nie miała zamiaru przekonać się na własnej skórze jak to jest obudzić się kolejnego dnia gdzieś w zapuszczonej dzielnicy w podartych ubraniach to zarządziła krótko i niezwykle przytomnie na te kilka kolejek. – Wóda jest zakręcona ale dzbanek z sokiem trudno zakręcić więc patrzmy tutaj w miarę możliwości – to byłoby na tyle jeśli chodzi o zasady bezpiecznej zabawy dzisiejszej nocy. Pokonując stopień wszystkie trzy zeszły niżej tonąc w tłumie. O tej godzinie na parkiecie szalał dziki tłum a mimo niezbyt wysokiej temperatury na zewnątrz klima ledwo wyrabiała.
Miejsce dla siebie znalazły dopiero gdzieś na środku i ledwo zaczęły się rozkręcać a jakimś cudem wkradł się między nie wieczór kawalerski porywając zupełnie bez pytania. Molly to wcale nie prze4szkadzało, wręcz przeciwnie – jeśli tylko nie została zmacana jak jakaś gówniara to mogła potańczyć z zupełnie randomowymi ludźmi.
-
Na pewno jednak nie robił tego Blake. Zrobiła przecież wszystko, żeby zabrzmiało to dwuznacznie, włącznie z przybraniem miny podpitego, rubasznego wujka z wesela, a o jego umiejętnościach w tym temacie, może trochę nieaktualną, ale jednak miała jakąś wiedzę!
Przewróciła też z parsknięciem oczami na to 'nie nazywanie go tak', w końcu mówiła już gorzej, nie zamierzała się jednak kłócić o prawo do przezywania nielubianej osoby. Jak już wcześniej doszła do wniosku - nie po to tu przecież przyszła.
Pokiwała tylko głową na taniec i sama w ogóle nie pomyślała o napojach, ale na słowa Molly, po prostu schowała dzbanek pod stolik w loży. Przecież większość idiotów i zboczeńców szukała łatwego celu, nie będą szperali po podłodze, żeby wyczaić czy ktoś nie schował czasem tam napoju.
- Załatwione - stwierdziła wesoło, otrzepując ręce, jakby co najmniej miała je ubabrane mąką po jakiejś kuchennej robocie, a potem grzecznie, razem z pozostałą trójką, podreptała na parkiet, gdzie po chwili wygibasów znalazły się w sercu wieczoru kawalerskiego.
Nastrój jej zaczął szybować, podobnie jak libido., jej granice dotykalstwa przesunęły się więc chyba nieco dalej niż u Molly, bo koleś który podczepił się do tańca z nią, miał taką mięciutką brodę, że nie mogła powstrzymać swoich łap od pchania ich do jego podbródka.
- Dziewczyny, dziewczyny, ona jest jak jedwaaaab! - rzuciła komentarz w akompaniamencie ubawionego śmiechu jej towarzysza.
-
Na początku myślała o zabraniu butelki, ale kto tańczy z wódka? Hm, zapewnie Virgie, nie zdziwiłaby się! W każdym razie jeszcze zanim poszła na parkiet poszła kupić trzy butelki małej wody niegazowanej, bo biorąc cukierki trzeba się nawadniać przecież, i poszła w tany. Szybko została porwana w tłum panów na kawalerskim, nie odmówiła tańca z żadnym z nich, ale z żadnym nie poczuła takiej chemii by pozwolić się obłapywać...
...przynajmniej dopóki ecstasy nie zacznie działać, wiadomka. Wtedy to człowiek ma chęci na znacznie więcej, a długo na działanie pierwszej piguły czekać nie trzeba! Saoirse jednak tak dała się prowa tańcowi, ze wyładowała gdzieś na drugim końcu, w towarzystwie jakiejś dziewczyny, tańcząc z nią jakby jutra miało nie być. Odłączona od towarzystwa była przez dobrych kilka piosenek, przypomniała sobie o Molly i Virgie dopiero jak zorientowała się, ze szczękę zaciska jak podczas wizyty u ortodonty. Wzięła jedna gumę i powoli, tanecznym krokiem szukała jednej lub drugiej. Molly zauważyła pierwsza, a przynajmniej tak myślała, ze to była ona, nie zdążyła się przyjrzeć, bo jakiś koleś na nią wpadł, przez co ona wpadła prosto w objęcia Virginii.
- Szukałam was! - krzyknęła jej prosto do ucha, poprawiając koszule, która trochę za dużo odsłoniła przez ten prawie-upadek. Złapała blondynkę za rękę i jak gdyby nigdy nic zaczęła sobie z nią tańczyć, zapominając o bożym świecie, pozwalając by muzyka czy kolorowe światła przenikały w jej organizm, jakby były częścią jej samej.
-
To jak znieczulenie w obliczu całego gówna, które nas otacza. Stosowane z umiarem daje dobry efekt psychicznego wypoczynku ale gdy tylko przekroczy się cienką granicę, za którą jest uzależnienie – często to tylko droga w jedną stronę. W końcu poczucie braku problemów i ogólnego wyjebania na wszystko jest mega pociągające. Trudno sobie odmówić…
Jedna piosenka, druga, szatyn, blondyn – nie lubiła blondynów, zupełnie nie byli w jej typie.
– Zapalisz? –
– Jasne – wylądowała w palarni zupełnie nie przejmując się tym, że jej włosy przejdą tym całym smrodem. O ile lubiła palić tak intensywny zapach fajek ją odrzucał. Tym razem miała to gdzieś a nawet została tam kilka minut dłużej pomimo spalenia papierosa. Odczuwając pierwsze przejawy szczękościsku niemal automatycznie przygryzła policzek.
– Kurwa – zawsze, dosłownie zawsze na następny dzień po tym syfie musi się zmagać z rozoranym policzkiem bo nawet mimowolnie przygryza go od środka zębami. To pierwszy minus. Drugim były stawy w żuchwie i przednie siekacze na których miała kompozyt. Co prawda była to niewielka ilość ale przy tak mocnym nacisku góry na dół istniała szansa, że materiał mówiąc kolokwialnie „strzeli”. Nie ma to jak samej sobie ukruszyć zęba.
I jutro wstanie jak zawsze z postanowieniem, że następnym razem weźmie tylko pół. Yhym…
Miałaby się tym wszystkim teraz przejmować? Oczywiście, że nie. Zamiast tego wesoło pląsała z jakimś gościem, który najwyraźniej uskuteczniał na niej nowe metody podrywu a Murphy z coraz większym zaangażowaniem mu na to pozwalała.
Mała zdzira.
– Odbijamy! – i w naprawdę szybkim tempie Sao znalazła się w objęciach wcześniejszego, wyraźnie napalonego gościa z którym tańczyła Molly, a sama Murphy uczyniła sobie z Viri rurkę wokół której łasiła się jak kot. Ogólnie nie pamiętała kiedy tak dobrze się bawiła.
-
Miała wrażenie, że jej serce pracuje na pełnych obrotach, jakby co najmniej podejmowała jakiś ogromny wysiłek, a nie świetnie bawiła się w klubie, ale wcale jej to nie przeszkadzało. W jakiś sposób rozkoszowała się tym uczuciem, podobnie jak jedwabistą brodą nieznajomego, póki Sao nie zmaterializowała się gdzieś obok, jakaś taka mało stabilna, aż prosząca się o to, żeby ją podtrzymać.
- Ups? Żyjesz?! - roześmiała się, choć pewnie została praktycznie zagłuszona przez tę żywą, przewiercającą całe ciało muzykę, jaka ich otaczała.
Taką prawie namacalną.
Ale tylko prawie.
Zaśmiała się ponownie, kiedy Sao wywrzeszczała jej do ucha, że ich szukała. Wydawało jej się to absurdalne, bo przecież Virgo cały czas tu była, to ta druga musiała w takim razie gdzieś uciec, ale nie przeszkadzała sobie za bardzo.
Zamiast tego oplotła po prostu szyję Sao, zachwycając się każdym doznaniem zapachowym i dotykowym, jakie ją otaczało.
Gdyby tylko ludzie mogli tak odczuwać cały czas, to życie byłoby dużo, dużo lepsze1
Wszystko wydawało się teraz na swoim miejscu, dokładnie takie, jak powinno być i Virgie chciała zatrzymać tę chwilę, a równocześnie zanurzyć się w nią głębiej.
- Dobrze się bawisz?! - rzuciła do Sao, też prosto do jej ucha, ale w zasadzie to nie oczekiwała odpowiediz.
Nie mogło być inaczej. Musiała dobrze się bawić. A potem Molly wdrożyła tego swojego odbijańca i blondynka mogła podczas tańca doświadczyć znowu kolejnej osoby. Jak skóra Sao różniła się od skóry Molly? Jakie jej włosy były w dotyku? To wszystko zamierzała sprawdzić...
- Tylko się o mnie nie pobijcie! - zawołała przy okazji, bo obecnie czuła się trochę jak ulubiona zabawka wyrywana z rąk do rąk.
I wcale jej to nie przeszkadzało.