WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skrzywił się , nie tylko ze względu na to, że wypił espresso bez popijania wodą i właśnie to odbijało się na jego kubkach smakowych, ale też z racji na słowa, które Vanessa wypowiadała. Według Joachima ta kobieta, którą kiedyś kochał do szaleństwa, miała zwyczajnie rozdwojenie jaźni. Jak może mówić o szansie dla nich, skoro budowała swoją codzienność z kimś innym? Co to miała być za szansa? Od poniedziałku do czwartku w domu jest Jo, a w pozostałe dni tamten drugi? Nie bardzo to rozumiał. Nie chciał rozumieć. I był oburzony tym całym pieprzeniem, bo zwyczajnie to według Joachima jest chore podejście. I nieakceptowalne.
-A przepraszam bardzo... Niby czemu mam ci wierzyć, że zasługujemy na coś więcej niż ja nam daję, skoro to ty dalej zachowujesz się jak głupia siksa i chyba ci to pasuje, co? - fuknął, uważając, że ma pieprzone prawo być zły nawet po pół roku. Byli małżeństwem siedem cholernych lat, znali blisko dziesięć i prawie dokładnie tyle samo trwała ich romantyczna historia, którą ona zwyczajnie zgniotła, wrzuciła do kosza. To go zraniło. Przeżywał to może bardziej niż standardowy facet, ale... Niech go nie wini. Jo zawsze był tym wrażliwym, uczuciowym. A świadomość, że jego małżeństwo przez ostatnie miesiące jego trwania było tylko i wyłącznie fikcją dobiło mężczyznę kompletnie. To jej zasługa, niech bije sobie brawo, w końcu ma za co.
-Jakie ty masz niby brudy na mnie, co Vanessa? Że spóźniłem się na obiad, bo musiałem dłużej operować? - zapytał kpiąco, bo nie, ku rozpaczy Vanessy to Jo z nikim nie mieszkał. Nie dopuścił do siebie nikogo na tyle blisko przez te pół roku, by budować z nim nowy dom. Nie chciał tego rozwodu, żeby móc za dwa miesiące dać pierścionek swojej ledwo pełnoletniej kochance, a po prostu, by uzyskać pełną wolność. Odciąć się od wszelkich powiązań z Vanessą. Byli dorośli. Nie wyszło im. Powinni iść każde w swoją stronę.
-Nie, Vanessa. To nie są próby karania ciebie. Ja po prostu nie umiem z tobą rozmawiać. Nie rozumiem, jak możesz mówić o szansie dla nas, będąc ciągle w jakimś związku ze swoim kochankiem. Brzydzę się tobą od tamtego dnia, kiedy was nakryłem. A to jak wygląda obecnie twoje życie... No nie zmienia moich odczuć, przykro mi. I też mnie to boli, że wygląda to tak. Ale nie potrafię inaczej, Vanessa. I jeśli ci na mnie zależało kiedykolwiek to po prostu daj mi odejść, a już zwłaszcza, jeśli zależy ci dalej. Bo inaczej to znaczy, że jesteś tylko egoistką. Tak jak byłaś przez ostatnie miesiące naszego małżeństwa - zakończył nieco kpiąco, ale co mógł poradzić, że teraz, kiedy znał prawdę, to te ostatnie miesiące były dla niego tylko i wyłącznie kpiną? No nic. Szkoda tylko, że Vanessa nie podzielała jego zdania i brnęła w jakieś dziwne układy z niewiadomych przyczyn...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mogła się powstrzymać od lekkiego, choć trochę zdziwionego uśmiechu, bo przecież ani razu nie wspomniała o tym, że oczekuje, że do siebie wrócą, a najwyraźniej w oczach Joachima tylko taka opcja jeszcze wchodziła w grę - oprócz tego, że zapierał się, że nie była możliwa. A ona po prostu nie chciała zamieniać się w nieznajomych. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, że będą mijać się w sklepie nawet bez popatrzenia na siebie, że po prostu odetnie się całkowicie, zwłaszcza, że jego rodzina, czy tego chciał czy nie chciał, była też poniekąd jej rodziną.
To właśnie było najbardziej idiotyczne w tym wszystkim. To właśnie sprawiało, że miała poczucie bycia karaną obok tego, że kurczowo trzymał się swojej nienawiści, ledwo na nią patrzył i nigdy, przenigdy nie wydawał się rozważyć żadnej innej opcji niż spalenie wszystkiego i wyniesienie się do innego życia.
Korciło ją, żeby wejść mu w słowo. Przerwać. Nie zgodzić się, zbuntować, złapała się na nerwowym poruszaniu stopą w tę i wew tę, spinaniu mięśni. Bo kto był bardziej egoistyczny?
Ona, która przez pół roku odsuwała się na bok, czasem tylko o sobie przypominając i nie pozwalając na takie zakończenie, którego się trzymał - chyba z jakiegoś rodzaju desperacji - tak rozpaczliwie? Czy on, który narzucił jej formę tego, jak to miało wyglądać, próbował ją odcinać od wszystkiego co mieli wspólne, sam zdecydował, kto będzie miał ich wspólny dom pełen wspomnień na głowie i nie przeszło mu nigdy przez myśl, żeby choćby spróbować się najzwyczajniej w świecie dogadać.
- Po pierwsze, nigdy nie powiedziałam o wracaniu do siebie. - oznajmiła sucho - Po drugie, właśnie w tamtym momencie, gdy ty wynosiłeś się z domu, nie żałowałam niczego w życiu bardziej niż tego romansu. Ale nie dałeś żadnej przestrzeni na wybaczenie, dla ciebie nie było odwrotu więc... - rozłożyła ręce, naprawdę winił ją za to, że po takim postawieniu sprawy, próbowała pchnąć swoje życie dalej? - Nie naciskałam. Gdzie w tym egoizm, Jo? Co jest dla ciebie takiego ważnego w tym, żeby mnie nienawidzić do końca życia i nawet nie wysłuchać? Dlaczego nie możemy ustalić razem, co będzie z mieszkaniem? Jak będzie ze Skalpelem? Co z urodzinami Laury, którą też uwielbiam? Kto tu jest egoistą? To ty żądasz ode mnie, żebym zniknęła z twojego życia, zrezygnowała z lwiej części mojego, tylko, dlatego że tak łatwiej, robisz ze mnie potwora, a nigdy, przenigdy, nie dałeś mi nawet szansy na naprawienie czegokolwiek. Nie. Nie zasługujemy na to, żeby wszystko skończyło się jakimś cholernym podpisanym papierkiem i tyle.
Pominęła całkiem wątek brudów, nie uznała za słuszne, że warto mu przypominać, że była dziennikarką i doskonale wiedziała, że brudy miał każdy. Wystarczyło wystarczająco głęboko poszukać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Kurwa, Vanessa - warknął wściekły, uderzając pięścią w stół, bo naprawdę nie rozumiał już tej kobiety. Gdzie tu logika? Nie chce do niego wracać, ale papierów nie podpisze, bo... Bo kurwa, co? Z rodziny ją wyrzuci? Kretynka. No dosłownie kretynka! -Nie mówię ci z kim masz rozmawiać, a z kim niej - kontynuował już znacznie ciszej, ale syczał. Syczał tak, że aż to bolało, ale co mógł poradzić? -Chcesz mieć kontakt z Laurą, super, miej go, to prawie dorosła dziewczyna, wujek nie będzie jej dodawał kontaktów do mesengera. Nie jest ci potrzebne do tego figurowanie w papierach jako moja żona. Bo wiesz co oznacza małżeństwo? Szacunek dwojga ludzi, zaufanie, a ja tego zaufania do ciebie nie mam. Miłość, a moja jak widzisz przerodziła się w czystą nienawiść. Nie widzisz, że swoim głupim, dziecinnym zachowaniem tylko wszystko między nami pogarszasz? Jak mam do kurwy nędzy rozmawiać z tobą normalnie, skoro ty nie dasz mi rozwodu, bo masz taki kaprys? Jesteś rozkapryszoną smarkulą uwięzioną w ciele dorosłej kobiety - i właściwie to tyle. Nie miał za wielu więcej przemyśleń. Spojrzenie pełne nienawiści to te, które miał obecnie zarezerwowane dla wciąż pani Hirsch. Czy ona serio myślała, że te teksty, którymi go przed chwilą uraczyła sprawią, że on ją zrozumie? Co więcej... Zgodzi się na to, żeby tkwili w tym dziwnym układzie? Pogrążyła się jeszcze bardziej. A szukanie zawziętego prawnika, który doprowadzi do końca tego małżeństwa zaczynało być w głowie Joachima jedynym słusznym rozwiązaniem tej popieprzonej sytuacji. Naprawdę kiedyś myślał, że Vanessa to inteligentna, ciepła kobieta, która mogłaby być matką jego dzieci. Teraz dziękował wyższej sile, że go przed tym uchroniła, bo widział aż za dobrze, że posiadanie dzieci przez ich dwójkę byłoby jedną wielką katastrofą. Całe szczęście, że tego uniknęli. -Podsumujmy więc - nie żyjemy jak małżeństwo, nie będziemy żyć jak małżeństwo, masz swojego gacha, ale mimo to nie dasz mi rozwodu, bo... Bo nie? I myślisz, że tak się ze mną zaprzyjaźnisz? Śmieszna jesteś - prychnął, opadając zmęczony tą całą rozmową wygodnie na oparcie krzesła. Nie miał sił, cholernie nie miał sił...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Och, naprawdę? Bo dla mnie małżeństwo oznacza na dobre i na złe. - już bez krycia się, zadrwiła. - Że nawet jak ktoś spieprzy sprawę, i zniszczy zaufanie, to będzie przestrzeń na to, żeby je odbudować, zanim zdecydujemy się zakopać zgliszcza.
Wyprowadzał ją z równowagi i chyba tylko świadomość obecności innych ludzi w otoczeniu powstrzymywała jej przed całkowitym puszczeniem hamulców. Patrzył na wszystko tak jednostronnie, albo uważał, że jest ślepa. Jedno z dwóch.
- A ty? Jesteś dorosły i nie każesz im wybierać? Czyli nie masz nic przeciwko temu, żebym nadal pojawiała się na spotkaniach? Imprezach? Urodzinach? - rzuciła, ale potem od razu kontynuowała, jakby wcale nie oczekiwała odpowiedzi na to pytanie - przecież właśnie jej w zasadzie powiedział, że nie.
Tylko to rozmijało się ze znikaniem z jego życia, czego przecież od niej chciał. Dać mu święty spokój. Problem był w tym, że dla Joachima świętym spokojem było wyłącznie wymazanie jej istnienia zewsząd, bo nie próbował nawet ogarnąć tego inaczej.
- Z kim zostawiasz Skalpela, kiedy masz wielogodzinne dyżury? Czy może siedzi sam, zamknięty w czterech ścianach? Bo ani razu nie zostawiłeś go ze mną.
To jak bardzo starał się trzymać z daleka od niej nawet psa, dobitnie pokazywało w jej oczach kto tutaj był dziecinny. A wreszcie...
- Nie wspominając o podsyłaniu papierów rozwodowych bez żadnych ustaleń. Żadnej rozmowy. Żadnego przegadania co i jak, co dalej. Już nawet nie mówię o próbie dojścia do porozumienia, bo skutecznie to blokujesz. A ja ci mówię, że masz prostą drogę, do uzyskania tego co chcesz. Ta nienawiść, którą pielęgnujesz jest dla Ciebie niezdrowa, Jo. Martwię się o Ciebie.
Przestań być taki zerojedynkowy. Ogarnij się. Nie ziej ogniem na wszystkie strony, przez pół roku to już starczy. Udawanie, że nigdy ich nic nie łączyło nie było dla niej żadnym rozwiązaniem. I to własnie było dziecinadą.
- A teraz winisz mnie, że chcę to zrobić jak cywilizowani ludzie, tylko dlatego że tobie tak wygodniej, po prostu wszystko uciąć. To ty zdecydowałeś, że to koniec. Ale to nie znaczy, że ja nie mam nic do powiedzenia, na temat tego, jak to ma się odbywać.
Nie zauważyła, że ma łzy w oczach. Nie zamierzała mu mówić o tym, że za każdym razem jak próbuje go "uwolnić", wszystkie mięśnie jej tężeją. Właśnie dlatego że czuła, całym sercem, że to nie odbywa się tak, jak powinno.
Że mogli zrobić więcej.
A jak już nie udało się zrobić więcej, to mogli zrobić to chociaż wspólnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że Joachim uważał Vanessę za ślepą w tej sytuacji. Ślepą, nierozumną, upartą... Odrzucającą logiczne wyjaśnienia. Tak całkowicie bez sensu, bez jakiegokolwiek uzasadnienia, bo... Bo tak... To chyba najbardziej frustrowało blondyna, to śmieszne, dziecinne bo tak, które bardzo, ale to bardzo utrudniało mu życie.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem, ze zadawała to pytanie, bo przecież mówił wyraźnie i w ich ojczystym języku. Co to u było ciężko załapać? I tak, chciał się od niej uwolnić, chciał zerwać wszelkie powiązania, JEGO, OSOBISTE powiązania. Czym i jak chciała wiązać się z członkami jego rodziny, to już jej sprawa. Właściwie gdyby miała choć odrobinę godności to powoli wycofywałaby się z Hirschowego grona, tym bardziej, że naprawdę nic nie stąło na przeszkodzie, ale... Joachim wiedział, że za wiele z godnością to jego wciąż małżonka nie miała. Niestety. W końcu, jeśliby miała, to nie byliby tu teraz. Och... Bolesna prawda.
Wywrócił oczami, bo teraz czul się tak jakby zaniedbywał Skalpela, co ani odrobinę nie jest bliskie jakimkolwiek faktom. Dbał o tego psa, miał nawet taką nastolatkę z okolicy, która przychodziła go wyprowadzić na spacer, kiedy ten gnił w szpitalu. Nie zamierzał się jednak tym chwalić Vanessie. On wziął psa, to jedyne na czym mu zależało, by ze sobą zabrać. Resztę niech sobie bierze i nawet nie pyta. Ale Skalpela, z którym tak się Jo zżył nie odda. Nigdy.
-Mam prostą drogę? To powiedz proszę bardzo czego chcesz, jakie są twoje warunki, żebyś podpisała te papiery - bo cóż, on dalej nie widział sensu w tym, żeby wielce się ze sobą spotykali, by zakończyć to małzeńśtwo. Może jeszcze po wszystkim mieliby pójść na drinka? Dobre sobie. Są dorośli. Wiedzą, że nic z tego nie będzie. To po co ta szopka? I właśnie może to jego "dziecinne" zachowanie pokazywało jak bardzo ją kochał, jak bardzo go skrzywdziła i jak niewiele ten przeklęty czas mógł zmienić. Niby pół roku to dużo według niej? No cóż... Niezbyt. Duma Jo wciąż była urażona, serce złamane... A przebywanie w towarzystwo Vanessy to po prostu najgorsza tortura na jaką mógł skazać się tego popołudnia. Najgorsza.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Vanessie dużo łatwiej było mówić o tym, czego nie chciała, niż o tym, czego chciała. Jakoś lepiej i prościej wyobrażało jej się to, z czym była nieszczęśliwa, niż wizualizowało to, jak wygląda jej wymarzony ciąg dalszy.
Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo zależało jej żeby utrzymać kontakt z Jo, nie potrafiła tego dobrze ubrać w słowa, ale nie chciała, żeby jej życie toczyło się dalej zupełnie bez niego,. Nie w ten sposób. Nie jako relacja, o której się nie chce pamiętać, a wszystkie dobre chwile wciska się do kosza, po czym zostaje tylko paskudny, czarny wyrzut sumienia zżerający od środka.
Zero szansy na odbudowę tego jakkolwiek, w jakikolwiek sposób. Zero próby wybaczenia. Zrozumienia. Dogadania się.
- Tak jak powiedziałam. - oznajmiła cicho, w końcu przypominając sobie, że są w miejscu publicznym.
Rozejrzała się nawet, żeby upewnić się, że nie zwrócili na siebie zbyt dużej uwagi, w końcu tematy, na które rozmawiali, mogły się komuś znudzonemu wydać niezwykle fascynujące.
- Chcę żebyśmy zrobili to razem. - a teraz wydawało się tak całkowicie osobno - Żebyśmy mogli się dogadać. Spróbować. Żebyś mógł mi powiedzieć, co ci siedzi w głowie w związku z tym wszystkim, a potem zamknąć ten rozdział. Zamknąć. Nie zakopywać w panice najgłębiej jak się da, Jo.
A tak to z jej perspektywy cały czas wyglądało. Poniekąd wiedziała jak to jest, sama przecież miała tę nieprzyjemność nakryć kogoś na zdradzie, choć nie był to taki związek, jak jej i Jo.
Zarzekała się wtedy, że nigdy tego nie zrobi i nie czuła się najlepiej z tym, że najwyraźniej za prosto jej się to oceniało z boku.
- Bo teraz to mam wrażenie, że tylko nawzajem szukamy w swoich słowach złych intencji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie bardzo to widział. Niby usiądą i będą wspominać szczęśliwe dni, trudności, aż dojdą do tego feralnego dnia, kiedy dowiedział się o czymś, czego wiedzieć nie miał? Tak uda im się to magicznie, bez żadnych uszczypliwości, zali, pretensji... Zawodu. Zabawne, naprawdę zabawne. Jo doskonale wiedział, że to nie jest możliwe. Nie z jego temperamentem, nie kiedy siedzieli jeden na jeden i po prostu nic go nie hamowało przed wylewaniem tej żółci, którą nazbierał. Może potrzebowali jakiegoś psychologa? Mediatora? Cholera wie. Nie bardzo miał chęć się w to bawić, bo zwyczajnie takich zagrań nie powinno się wybaczać i właśnie z takiego założenia wychodził. Nie miał pewności i mieć już nigdy nie będzie, a obraz tamtego spotkania zostanie w jego pamięci na zawsze, napełniając go niepokojem. Nie miał zamiaru żyć w takiej niepewności. Może był stary na układanie życia, jakie sobie wymarzył, ale nie aż tak, by się katować w taki sposób, bo Vanessa tak chciała.
Pokręcił więc głową, bo zwyczajnie nie widział tego, co kobieta sobie roiła w tej chorej, zdradzieckiej głowie. Nie miał też chęci dłużej tu siedzieć, bo czuł się tak, jakby się dusił. Nie miał żadnej przyjemności, a jak widać korzyści też nie znajdzie, będąc tu dłużej.
-Znajdź kogoś, kto nam w tym pomoże, we dwoje nie mamy co próbować. Plus nie obiecuję, że to cokolwiek da - mruknął, sięgając po portfel, w którym odnalazł na szczęście banknoty. Rzucił je na stół, a następnie wstał. -Napisz, zadzwoń, cokolwiek. Tylko mnie nie nachodź. Szanuj granice, ok? Dobrego... Popołudnia - dodał jeszcze i wyszedł, może nieco za szybko, ale musiał zapalić. Gdzieś za rogiem, żeby tego Van nie widziała. Po co miała mieć świadomość, że aż tak wiele emocji w nim budziła? Jeszcze wykorzysta to przeciwko niemu... Nie musiała. Prościej uciekać w swoją złość, co właśnie Joachim miał zamiar robić i najlepsze jest to, że nikt go nie będzie od tego powstrzymywał. Bo niby i kto?

// zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 5.
O ile Dina lubiła spędzać czas na świeżym powietrzu, tak na pewno nie przepadała za tym uczuciem, kiedy człowiek ma wrażenie, że zaraz dłonie odpadną mu z zimna. Wybranie się na spacer z Sookie niewątpliwie wydawało się być dobrym pomysłem na samym początku, ale teraz Farrow nie była co do tego taka pewna. Na dworze nie było aż tak chłodno, ale nie zmieniało to faktu, że ubrała się niestosownie do pogody, przez co teraz musiała znosić konsekwencje swoich działań. Oczywiście słowem nie odezwała się na ten temat do przyjaciółki, nie chcąc jej martwić swoim stanem. Poza tym jakby nie patrzeć cieszyła się, że może trochę wyjść na miasto i się przespacerować, bo w ostatnim czasie trochę pochłaniała ją praca. Niejedna osoba, która ją znała byłaby zaskoczona takim stwierdzeniem z jej strony, a rodzice najpewniej powiedzieliby, że przecież praca w kwiaciarni nie jest na tyle trudna, by się tam zmęczyć, ale Dina starała się dawać z siebie dwieście procent w Juniper Flowers. Z jednej strony było tak dlatego, że nie chciała stracić tej pracy, ale z drugiej strony także dlatego, że po prostu lubiła tam przebywać, a co za tym idzie, z całych sił pragnęła dodać swoje trzy grosze do tego miejsca. Nigdy nie sądziła, że wzbudzi to w niej takie uczucia, ale w żaden sposób na to nie narzekała. Przyjemnie było widzieć sens w tym, co się robi.
H-Hej, Sookie, może wejdziemy do środka? — zapytała w pewnym momencie. Szczerze mówiąc, nie zwróciła za bardzo uwagi, obok jakiego miejsca właśnie stoją, ale na szczęście okazało się, że to zwykła kawiarnia, a nie na przykład jakiś sex-shop czy coś w tym stylu. Gdyby zadała to pytanie w takim miejscu, pewnie później musiałaby się długo z tego tłumaczyć. Nie pomyślała też o tym, czy nie przerwała przyjaciółce w trakcie mówienia przez nią czegoś, ale była zbyt zziębnięta, by się tym przejąć lub chociażby zarejestrować, co takiego Atherton ma jej do przekazania. Jedyne, o czym teraz myślała, to by znaleźć się w jakimś ciepłym pomieszczeniu, w którym nie będzie musiała zbyt wiele zapłacić za coś gorącego do picia. Z drugiej strony skoro póki co miała stałe źródło dochodu, to chyba mogła pokusić się o coś droższego i bardziej wymyślnego, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

22.

Wiadomość o przylocie Shane'a do Seattle, była dla Minnie wielkim zaskoczeniem. Tak samo, jak fakt, że sam się do niej odezwał i chciał się spotkać. W umyśle nastolatki pojawiało się mnóstwo pytań dlaczego? po co? coś się wydarzyło? i na żadne z nich nie miała odpowiedzi. Może rodzice, kazali mu sprawdzić, czy jeszcze żyje? Nie widzieli się dość długi czas od jej wyjazdu z Los Angeles, prawie całkowicie stracili ze sobą kontakt, a pieprzona duma nie pozwoliła jej się odezwać, chociaż był jej jedynym rodzeństwem. Zostawiła mu wiadomość kilka miesięcy temu, że wraca do domu, ale nawet z tej obietnicy się nie wywiązała i od tego czasu milczała.
A dzisiaj? Miała zobaczyć starszego brata, po tak wielu miesiącach bez żadnego kontaktu. Skłamałaby mówiąc, że się nie denerwowała, ona nawet nie wiedziała, jak przebiegnie ich spotkanie i o czym, będą rozmawiać. Od samego rana chodziła poddenerwowana i zestresowana, dusząc w sobie to wszystko. Nie zaprosiła go do mieszkania, a wręcz przeciwnie, wybrała niedaleką kawiarnię, która była według niej, najlepszym rozwiązaniem. Po pierwsze było to publiczne miejsce, a po drugie będą musieli zachować resztki rozsądku i uniknąć kłótni, jeśli nie będą chcieli mieć widowni w postaci innych osób. Wszystko było zaplanowane idealnie, no prawie wszystko... Asmo, musiał być w pracy cały dzień, przez co nie mógł zostać z Nefi, a opiekunce już kilka dni temu, akurat na dzisiaj dała wolne, którego potrzebowała. Nie mając innego wyboru, musiała zabrać ze sobą córkę.
Na miejscu spotkania, była jeszcze chwilę przed czasem. Mała blondyneczka siedziała grzecznie w wózku, rozglądając się wokoło swoimi dużymi, niebieskimi oczami, na co Minnie tylko cicho westchnęła. Jak na złość, nie mogła usnąć. Najpierw, rozejrzała się po kawiarni, szukając wzrokiem starszego Owlsleya, a kiedy go nie zobaczyła, zajęła jeden z wolnych stolików, bardziej na uboczu. Usiadła na krześle, aby zaraz zdjąć czapeczkę i rozsunąć kurtkę córce.
- Spotkasz wujka... I może, nie będzie tak źle, jak może się wydawać - zwróciła się do dziewczynki, która zaczęła jej tylko gaworzyć po swojemu. Shane był najlepszym bratem, jakiego mogła kiedykolwiek chcieć i nawet jeśli, pomiędzy nimi zepsuła się relacja, tak miała nadzieję, że dla swojej jedynej i najukochańszej siostrzenicy, będzie wspaniałym wujkiem.
W oczekiwaniu najchętniej wyjęłaby telefon, aby zająć czymś czas, ale teraz ten mały łobuz, był ważniejszy, gdy wyciągała rączki, przez co, nastolatka musiała wyjąć ją z wózka i posadziła sobie na kolanach. Minęło może niecałe pięć minut, gdy w drzwiach kawiarni, zauważyła wysoką postać mężczyzny, którą rozpoznałaby wszędzie. Cichutko westchnęła i starała się nawet delikatnie uśmiechnąć, gdy zmierzał w jej stronę.
- Witaj w Seattle - odezwała się jako pierwsza, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia. Powinna się z nim przywitać? Rzucić mu się na szyję? Zapewne właśnie tak by postąpiła, gdyby nie ich ostatnie sprzeczki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I. Przyjazd do jednego z najbardziej deszczowych i pochmurnych miast na świecie definitywnie nie był podróżą, której starszy Owsley nie mógł się doczekać. Ciężko było mu porzucić rodzinne Los Angeles — pełne słońca, plaż i topów z krótkim rękawem. Dla urodzonego kalifornijczyka podróż na północ kraju była jak wyprawa na Syberię; a przynajmniej tak się czuł, wychodząc z mieszkania w grubym wełnianym golfie i skórzanej kurtce. Był już tutaj dobry tydzień, a mimo to wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do zmiany otoczenia.
—To tylko na parę tygodni - powtórzył sobie po raz setny, przytrzymując drzwi przed jakąś brunetką wchodzącą tuż przed nim do kawiarni. Posyłając jej przyjazny uśmiech, wyłączył nawigację w telefonie i rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Chwilę mu to zajęło, bowiem zbliżała się godzina lunchu i każdy liczył na dodatkową porcję kofeiny w czasie przerwy. Zgrabnie wyminął kolejną osobę, przebiegając wzrokiem po pobliskich stolikach i w końcu ją zauważył. Z początku widział jedynie jej czubek jej głowy i dłoń, którą nerwowo poprawiła włosy, jednak to mu wystarczyło do identyfikacji własnej siostry. Powstrzymując się od kolejnego uśmiechu, przecisnął się obok kolejnych stolików, by po chwili ujrzeć ją w całej okazałości. Już wiedział do kogo tak mamrotała — na jej kolanach siedziało małe dziecko, sądząc po różowych ubrankach dziewczynka. Zatrzymał się w pół kroku, patrząc to na blondynkę, to na niemowlaka, nieświadomy tego, że aż otworzył usta ze zdziwienia. Przez ułamek sekundy przyszło mu do głowy, by uciec, gdzie pieprz rośnie, wsiąść w pierwszy możliwy samolot do Los Angeles i zapomnieć o tym co zobaczył. Jednak było już za późno — duże, niebieskie, tak cholernie znajome mu oczy go zauważyły. Nie było już drogi ucieczki.
— Minnie — powiedział tylko, niezwykle zachrypniętym z nerwów głosem. To było do przewidzenia, że po dwóch latach będzie miała dla niego jakąś niespodziankę, aczkolwiek nawet w najgorszych koszmarach nie przypuszczał, że jego siostra zaliczy z kimś wpadkę. Ponownie zerknąwszy na dziewczynkę, jak gdyby była jakimś niezwykle jadowitym potworkiem, opadł na krzesło naprzeciwko.—Jak przypuszczam, nie jesteś tutaj z wiadomych powodów. Mieszkasz tu? —czy to już się zalicza do small talk? Ach te durne początki!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spotkanie z własnym bratem, już dawno jej tak nie stresowało. Głównie dlatego, że naprawdę mieli sobie wiele do powiedzenia, zwłaszcza ze strony Minnie. To były dwa lata bez żadnego kontaktu, zero wiadomości, smsów, czy nawet telefonu, jakby nigdy się nie znali, a przecież zmieniło się tak wiele. Zaczęła się zastanawiać, czy jej rodzice, przekazali mu wiadomość, że został wujkiem? Równie dobrze, mogli nawet o niej nie rozmawiać, skoro w ostatnim czasie nawet i z nimi zerwała całkowity kontakt. Chwilami, brakowało jej Shane'a, a nawet za nim tęskniła, pomimo sporej różnicy wieku, był nadal jej starszym bratem, który zabierał ją na lody i niósł na ramionach, kiedy zaczęły boleć ją nóżki. Może za dwa lata, mógłby tak chodzić tylko, że z Nefi? To było stanowczo, za wcześnie na wysuwanie takich wniosków.
Słyszała w głosie brata zdenerwowanie. Czy mu się dziwiła? Ani trochę. Sama, starała się ukryć drżące dłonie ze stresu, dlatego mocniej przytuliła do siebie Nefi, która nie wiedziała, co się teraz wokół niej dzieje. Na szczęście, nie była wstydliwym dzieckiem i widok, obcego mężczyzny nie wystraszył ją, a wręcz przeciwnie, zaczęła mu się przyglądać. Spojrzała tylko na moment na dziecko, aby zaraz przenieść spojrzenie na brata, zatrzymując je na nim na chwilę. Dwa lata, nic się nie zmienił, może doszło mu kilka zmarszczek na czole... Widziała za to, jak przygląda się jej córce i poczuła się troszkę zmieszana. Odpowiedź nasuwała się sama - nie wiedział, że Minnie ma dziecko.
- Mieszkamy niedaleko - poprawiła go, używając liczby mnogiej, aby przypadkiem nie pomyślał sobie, że nastolatka poczuła się tak odpowiedzialnie i zaczęła być opiekunką do dzieci. Nie. Poza tym Nefi była za bardzo do niej podobna, nawet miała te same, niebieskie oczka. - Jak już pewnie się domyśliłeś, zostałeś wujkiem, ponad rok temu. To jest Nefi - wskazała dłonią na dziewczynkę, która jakby zawstydzona na moment, wtuliła się w ramiona matki. Pocałowała ją w główkę i poprawiła na swoich kolanach, próbując wyjąć jej z rączki swoje włosy, które zaczęła ciągnąć. Musiała mu to powiedzieć i chciała, mieć to za sobą.
- A Ty co tutaj robisz? Skoro chciałeś się ze mną spotkać po takim czasie, coś musiało się wydarzyć - zamilkła na moment, a jej wzrok przesunął się na dłonie brata. Nie zobaczyła na palcu obrączki, więc żaden ślub jej nie ominął. Poza tym, z takiego powodu, na pewno nie chciałby się z nią spotkać, zwłaszcza że mówił, że to bardzo pilne i ważne. - Na długo planujesz tutaj zostać? - cała Minnie, która nadal, nie wiedziała, kiedy trzymać język za zębami i pytała o to, co nie wypada. Jednak ułożyła sobie tutaj życie, Shane w Los Angeles, zaczęła wątpić, że ich kontakt się znów polepszy, bądź będzie przynajmniej poprawny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nadzieja matką głupich. A mimo to właśnie tej nadziei trzymał się jak skończony idiota, pisząc do niej z propozycją spotkania po takim czasie. Nadziei, że to dziecko poszło po rozum do głowy i zrobiło coś sensownego ze swoim życiem. Mogła iść do collegu, zapomnieć o tamtym dupku i znaleźć sobie normalnego faceta, znaleźć odpowiedzialną pracę... Tak jakby starszy Owlsley znalazł jakąkolwiek stabilizację. Wraz ze śmiałym spojrzeniem dziewczynki siedzącej jej na kolanach, wszystkie oczekiwania względem siostry rozmyły się. Jedyne co poczuł to palące rozgoryczenie, które wręcz wkładało mu do ust szereg przekleństw. Zamiast wykrzyczeć je na głos, zacisnął zęby i całą uwagę skupił na swoich palcach, które nerwowo wystukiwały rytm o blat stolika.
Mieszkamy? Nie, nie będzie pytał o ojca. Ta wiedza była mu zbędna. Jak gdyby na potwierdzenie swojej wewnętrznej decyzji, kiwnął głową. — No cóż, zdołałem się domyślić — powiedział po dłuższej przerwie, wyraźnie zrezygnowany. Czy jego gniew miał jakikolwiek sens? Przecież dziewczyna nie wrzuci tej małej do kominka przy pierwszej lepszej okazji, a może i zasmakowanie dorosłości wyszłoby jej na dobre. Nie miał pojęcia jak sobie radzi. Z jednej strony pluł sobie w brodę, że nie było go wtedy, kiedy siostra najbardziej go potrzebowała, z drugiej strony jednak nie wyobrażał siebie w roli wujka. On sam, mając trzydzieści parę lat na karku, nie czuł się wystarczająco odpowiedzialny, by wychowywać dziecko, a co dziewiętnastolatka!
— Babcia Luisa miała zawał. Pogrzeb jest w piątek — najstarsza z rodu Owlsleyów nie utrzymywała kontaktu z rodzicami, a mimo to co roku zapraszała wnuczęta do Seattle, by spędzili z nią trochę czasu. Może i Minnie jeździła do niej na święta czy wakacje, aczkolwiek Shane był już za stary na takie podróże, które miałyby go odciągać od pracy. Nieraz nie starczało mu czasu, by pojawić się raz na miesiąc w domu, nie mówiąc już o pokonaniu takiego dystansu na dłużej niż weekend. Jedynie dzwonił do staruszki raz na jakiś czas, czego teraz żałował. — Wynająłem jakieś mieszkanie, na razie na parę tygodni, także trochę tu zostanę. W międzyczasie oboje musimy się zgłosić do jej prawnika, ponoć zostawiła nam cały swój spadek, a to trochę zajmie. — o wiele bardziej wolałby spędzić przydzielone dni urlopu w innym miejscu, ale tu nie on był najważniejszy. Rodzina była dla niego priorytetem. — Zamówić Ci coś? Karmelowe latte z podwójną bitą śmietaną bez cukru na przykład? — zapytał, wyginając kącik ust w krzywym uśmiechu. Musiała przetworzyć przykre informacje, więc chciał dać jej odrobinę czasu i przy okazji postawić ulubioną kawę na znak, że wciąż pamięta o jej upodobaniach smakowych. W końcu kto miałby znać ją tutaj lepiej?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czego się spodziewała? Sądziła, że bardziej zainteresuje go fakt, że jest wujkiem. W końcu Minnie należała do bardzo nieodpowiedzialnych osób i zawsze mówiła, że nie będzie chciała mieć dzieci, bo dom, rodzina to nie jest dla niej, a teraz taka niespodzianka i zmiana światopoglądu o 180 stopni. Nie wspomniała nic o Asmo, z jednego najważniejszego powodu - wiedziała, że jej brat, nadal nie chce na niego patrzeć. A może nawet liczył, że w końcu się rozstali? Cóż, kilka miesięcy było to prawdą, ale teraz? Jego niedoczekanie.
W jednym momencie wyraz twarzy blondynki się zmienił, oczy się rozszerzyły i poczuła jak napływają do niej łzy.
- Babcia? - powtórzyła cicho, jakby nie chciała w to uwierzyć. BYła jej ukochaną wnuczką, zdążyła nawet poznać Nefi i chociaż, nie odwiedzała jej codziennie, starała się to robić jak najczęściej. Chociaż w ostatnim czasie, trochę odpuściła i nie widziała jej od prawie miesiąca, wiedziała jedynie, że starsza kobieta trafiła do szpitala. A później? Całkiem o tym zapomniała. Mocniej zacisnęła swoje usta, starając się za wszelką cenę, aby się nie rozpłakać, nie tutaj, nie teraz.
- Ah, tak, spadek, prawnik. Może, nie zajmie nam tak to dużo czasu... Nie mogę w tym momencie o tym myśleć. Widziałam babcię, jeszcze jakiś czas temu, wyglądała dość dobrze. Nie - pokręciła ponownie głowa. Okej, dotarło do niej, dlaczego przyleciał i że zostanie trochę czasu. Blondynka miała nadzieję, że jednak jak najkrócej, może nawet nie spotka się z Asmo? Najchętniej uniknęłaby tego spotkania. Milczała, starając się ułożyć słowa, ale było jej tak smutno, że nie potrafiła wydusić z siebie żadnego dźwięku. Skupiła swój wzrok na córce, unosząc go, dopiero gdy wspomniał o kawie.
- Karmelowe latte, bez bitej śmietany i bez cukru - przecież Minnie, nadal bała się, że przytyje, dlatego unikała cukrów, jak tylko mogła. Miała zniekształcone spojrzenie na własną osobę i tam, gdzie wystawały jej kości, nadal widziała tłuszcz.
- Potrzymasz ją na chwilkę? Muszę do łazienki - zwróciła się do brata i nie czekając na jego odpowiedź, wepchnęła mu Nefi na ręce. - Mama zaraz wróci, Kochanie - pogłaskała ją po rączce i zniknęła na moment w łazience. Poczuła jak dopiero teraz, kilka pojedynczych łez płynie z jej oczu i starła je, jak najostrożniej, aby nie rozmazać makijażu. Dosłownie pięć minut, nawet krócej i blondynka, wracała już do stolika, patrząc jak jej brat siedzi z dzieckiem.
- Była grzeczna? - nadal, nie potrafiła z nim rozmawiać. Nie wiedziała o czym ani jak. Zbyt długo go nie widziała, a ich relacja nadal była dość napięta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyjeżdżając na umówione miejsce spotkania, przez głowę przewijało mu się milion scenariuszy, w jaki sposób Minnie może przyjąć wiadomość o babci. W każdym z nich na końcu wpadali sobie w ramiona, a on słyszał jakim cudownym jest bratem i że wybacza mu wszystkie te lata ciszy. Teraz jednak, siedząc naprzeciwko niej, żaden z nich nie wydawał mu się wielce prawdopodobny. Wiedział, że były ze sobą dość zżyte; babcia nie należała do takich osób, które skłóciłyby się również z wnuczętami. Nie, najmłodsi Owlsleyowie byli dla niej wszystkim. Nawet kiedy Shane nie zawsze miał tyle czasu dla niej ile powinien, nie znaczyło, że staruszka nie kochała go trochę mniej. Widząc reakcję siostry, wyciągnął rękę w jej stronę, by jakoś wesprzeć ją w tej trudnej chwili, ale w ostatnim momencie odłożył ją na bok. Czy to za wiele jak na pierwsze spotkanie po latach? Sam czuł łzy zbierające się pod powiekami, dlatego szybko zamrugał i odwrócił wzrok, by jeszcze nie rozpłakać się wraz z blondynką. Jeszcze tego by brakowało!
— Wiesz Minnie jak to jest z zawałami... Starsze osoby po prostu tak mają. Może czymś się zdenerwowała albo... — wymamrotał, uparcie wpatrując się w blat stołu. Czy mogli zmienić temat? Naprawdę, mówienie o tak emocjonalnych rzeczach w samym środku kawiarni nie przynosiło mu jakiegokolwiek komfortu psychicznego. A sądząc po walce wewnętrznej u towarzyszki, dla niej było to równie ciężkie. Dlatego też kawa wydała mu się najlepszym rozwiązaniem — oboje za ten czas ochłoną, napiją się czegoś ciepłego, zmienią temat na luźniejszy. Chociaż biorąc pod uwagę czekające go nowiny, chyba wolał w ogóle zakończyć to spotkanie. Już wstał z krzesła, by ruszyć w kierunku kas, gdy w tym samym czasie Minnie podniosła się z miejsca i dosłownie, wcisnęła mu wierzgające się dziko dziecko. No dobra, pewnie z tym dziko nieco przesadził — dziewczynka nie była jakoś super przestraszona i właściwie jej twarz wykrzywiła się w grymasie jakby uśmiechu — co nie zmienia faktu, że dla Shane'a był to przerażający moment i właśnie tak będzie go zawsze wspominał.
— Co... Ale jak.. MINNIE! — krzyknął, ale dziewczyna zdążyła już zniknąć za drzwiami. Jak sparaliżowany trzymał dziewczynkę w swoich dłoniach, wyciągniętą na długość ramion i starał się unikać kontaktu wzrokowego. W końcu jednak przegrał i utonął w tych wielkich, niebieskich i niewinnych oczach, które tak bardzo przypominały mu... Asmo? Gwałtownie potrząsnął głową, starając się wyrzucić obraz tego zdrajcy z głowy, na co niemowlę roześmiało się. Jeśli to prawda i jego mózg podsuwał mu całkiem prawdopodobną opcję, to przysłużyłby się światu, gdyby w tym momencie poszedł za bar i wrzucił dziecko do...
Zniknęła.
Ty weź mnie uprzedzaj zanim sobie pójdziesz, co? Myślisz, że mam jakiekolwiek doświadczenie w tych tematach? — fuknął cicho, prawie słaniając się na nogach z dawki emocji. Już pa licho uzbrojonych gangsterów czy trupy, które znajdywał na miejscach zbrodni. To właśnie to dziecko będzie mu się śniło po nocach. Niby miał dodać coś jeszcze, ale w porę ugryzł się w język. Odwróciwszy się na pięcie, udał się w stronę barmanki, by chwilę potem wrócić z dwoma kubkami pelnymi parującej zawartości. Lekarstwo na całe zło, no może z wyjątkiem tego siedzącego jej na kolanach.
— Nie robiła za wiele, przeklinać też nie przeklinała — odpowiedział w końcu na jej pytanie, podsuwając jej napój pod nos.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zostawienie Shane'a z Nefi, może i nie było, najbardziej odpowiedzialną rzeczą, ale w tym momencie naprawdę nie miała innego wyboru. Poza tym to tylko dziecko, wierzyła, że jej brat, nie wpadnie na żaden głupi pomysł, a wręcz była pewna, że będzie bardziej przestraszony niż mała dziewczynka, która miała dzisiaj dobry dzień i nie pokazywała swoich humorków. W końcu, skoro i tak przybył do Seattle, niech, chociaż jej w czymś pomoże, przez krótką chwilę, bo nadal, nie liczyła, że będą mieli jakiś większy kontakt. Patrząc po ich rozmowie, gdzie oboje podchodzili do siebie z dużym dystansem, jakby zapomnieli, że byli rodzeństwem, uraz sprzed dwóch lat, nadal był całkiem świeży i Minnie, nie do końca, wybaczyła mu to wszystko. Nieważne, jak wiele rzeczy, chciałaby mu powiedzieć i jak bardzo, zmieniło się teraz jej życie. Nie wiedziała nawet, czy rodzice powiedzieli mu, że miała przylecieć w grudniu do Los Angeles i zostać tam na stałe.
Wywróciła teatralnie oczami, odbierając od brata swoją córeczkę, która od razu do niej przylgnęła, chwyciła w malutką dłoń, długie włosy blondynki, które zaczęła ciągnąć jakby, była to najlepsza zabawa na świecie.
- Zdziwiłabym się, gdybyś miał. To tylko pięć minut, oboje żyjecie, a ja nie mogłam zabrać jej ze sobą do łazienki - wróciła na swoje miejsce. Nawet, nie zastanawiała się, czy Shane szukał jakiegoś podobieństwa w Nefi do jej rodziców, sama pewnie też nie zacznie tematu, o ile nie spyta. Tak wiele, mieli do nadrobienia, a cały czas nie potrafili tego zrobić. Mała blondyneczka zaczęła troszkę marudzić, zanim nie dostała smoczka z powrotem do ust i ponownie, jeszcze grzecznie, siedziała na kolanach matki. Kiedy wrócił z dwoma kubkami kawy, podziękowała jedynie przytaknięciem głowy i odstawiła swój troszkę dalej, aby był w bezpiecznej odległości od dziecka, zanim nie spojrzała na mężczyznę wzrokiem, który gdyby mógł, zapewne by zabił.
- Shane! Nawet, nie masz prawa uczyć jej takich rzeczy, zaczyna podłapywać kolejne słowa i niekiedy je powtarza, zwłaszcza takich co nie powinna. Małej księżniczce nie wypada tak się zachowywać - ostanie słowa zwróciła do córki, którą pogłaskała po głowie i uroczo się do niej uśmiechnęła. Nawet z boku, mógł zauważyć, że zachowanie Minnie bardzo się zmieniło. Ona, która nie chciała mieć nigdy dzieci, teraz nie widziała poza nią świata.
Wolną dłoń wyciągnęła w stronę kubka z kawą i przysunęła do siebie, po chwili, upijając bardzo małego łyka, na moment przymykając oczy, czując smak dobrze znanej sobie kawy, kawy, którą zawsze piła z Shanem, szczególnie na poprawę humoru.
- Nadal pracujesz w FBI, czy coś się zmieniło, od ostatniego czasu? - zaczęła z jak najbardziej bezpiecznym pytaniem, aby przełamać chwilową ciszę, która pomiędzy nimi zapanowała. Chociaż, dużo bardziej ciekawiło ją, jak wiele zmieniło się w życiu Shane'a, czy w końcu kogoś znalazł, jak układa mu się w Los Angeles, było tyle pytań bez odpowiedzi. Poprawiła sobie Nefi na kolanach, bo zaczęła się jej kręcić i wyciągnęła z wózka maskotkę, którą podała jej w rączki. Jednak nie bardzo to pomogło, a zabawka znalazła się na stoliku, przy stronie mężczyzny.
- Opiekunka mi zachorowała i nie miałam z kim jej zostawić na ten czas. Nie lubi, za długo być w jednym miejscu, najchętniej zaczęłaby chodzić po całej kawiarni - spojrzała się na brata, jakby chciała wytłumaczyć mu, dlaczego na spotkanie przyszła z córką. Może to i lepiej? Przy okazji poznał swoją siostrzenicę, która takim aniołkiem, wcale nie była.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „First Hill”