WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szum w jej uszach tłumił wszelkie piskliwe głosy, które to krzyczały żałośnie, błagając ją o to, aby uważała. Zdrowy rozsądek raz po raz szarpał za białe poły letniej sukienki, tak jak robiło to dziecko, chcące zwrócić na siebie uwagę. I o ile w przypadku chłopców, jej uwaga natychmiast zostałaby nań zwrócona, tak ta została zbyta po raz kolejny. Mae machnęła swoją dłonią, wprawiając w ruch miękki i lejący się materiał ubrania, dokładnie tak, jakby rzeczywiście coś tam było. Szum wzmagał na sile. Z każdym kolejnym krokiem do niego, stawała się głucha. Była jak pies, który popędził za zającem, bez względu na nawoływania i prośby swego przewodnika. Biegła przez gęstwiny, wiedziona ciekawymi zapachami, odkryciami i nadzieją, że trud opłaci się; że ten niesforny szaraczek nie okaże się czymś, co wpędzi ją w jeszcze większe kłopoty.
Przesuwając wzrokiem po zdjęciach, Coleman nieśmiało podsunęła mu oba szkła i uniosła na taką wysokość, która ułatwiała mu odlanie odpowiednich porcji.
- O tak, przyda się – zażartowała jeszcze, kiedy usłyszała powód toastu. Przecież niespełna pół godziny temu omalże nie pieprznęło jej auto. Być może gdyby nie te liczne życzenia zdrowia, już dawno gryzłaby piach. Unosząc na niego swoje oczy, posłała mu uśmiech. Chciała obrócić to wszystko w żart. Chciała, aby nie brał do siebie tego jakoś szczególnie mocno, że była to jedna z kropli w morzu jej problemów. Wargi wygięte w uśmiechu wyprostowały się, pozostawiając twarz bez wyrazu, kiedy to dotarło do niej jak dzieląca ich odległość coraz bardziej maleje i co więcej: sama się do tego przyczynia. Pochylając się lekko wprzód pozwoliła mu, by ciepły oddech otulił jej policzek i połaskotał ją w ucho; by mogła znów poczuć dreszcz i magnetyzm chwili, jaką stwarzał w mgnieniu oka. Nieświadomie westchnęła, a następnie zerknęła w bok, koniuszkiem nosa przesuwając po jego policzku. Gładka skóra kontrastowała z wyżynającym się dopiero zarostem, drapiąc i kusząc do tego, by brnąć w to dalej, by nie przerywać i mieć nadzieję, że wykona pierwszy krok.
- Masz na myśli…? – przerwała, samej się wycofując. Szło brzdąknęło, kiedy toast doszedł do skutku, a brunetka niemalże na raz pochłonęła całą dawkę alkoholu, jaka znajdowała się na dnie, przelewając się gdzieś między kostkami lodu.
- Ten porządek? Sprzątam tylko na specjalne okazje – rozprostowała dłonie w geście bezradności, a następnie wzruszyła ramionami/- Dlaczego nie mieszkasz właściwie w tej swojej… chatce w głębi lasu, co? Przecież z motelu kawał drogi do twojego miejsca pracy. To… nie eekologiczne! - może to i dobrze, że stojąc tyłem nie dostrzegała wszelkich grymasów na jego twarzy. Może to i dobrze, że nie dostrzegala tej litości, kiedy to plotła trzy po trzy, będąc zbyt odurzoną nie alkoholem, a nim. Może po prostu nie chciała widzieć tego, jak z niej rezygnował.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekKażdy kundel jego pokroju wiedział, że to przy nodze swojego Pana znajduje się jego miejsce. W zasięgu ciężkiej dłoni, gotowej poklepać po łbie i zadrapać ponad uchem; jeśli tylko każda z komend spełniona zostanie tak, jak życzy sobie tego właściciel. Zgodnie z upodobaniami, preferencjami; zgodnie z tym, jaką naukę próbuje wpoić swojemu psu. Nie znosząc oporu, sprzeciwu. Nieposłuszeństwa.
ObrazekAle każdy kundel jego pokroju pozostawał też, w głębi serca, zwierzęciem stadnym. Gdziekolwiek się nie pojawił, szukał swojej sfory – innym razem budował ją od podstaw. Poszukiwał interakcji; zabawy, uciechy, przyjemności. Kontaktu z istotą podobną jemu; zrodzoną z krwi i kości, równie nieidealną. Taką, której autorytet można podważyć – i ujść przy tym z życiem.
ObrazekBawiło go to. Ciekawiło, intrygowało. Sposób, w jaki reagowała – jak narastająca bliskość wypierała powietrze z kobiecych płuc. Odbierała zdolność mowy, plątała ze sobą słowa i… spojrzenia. Wymieniane między sobą, zwodzące, przypominające niemożliwą dla pochwycenia przynętę.
Nie powinnaś mi ufać. Kącik ust drgnął; jakby podrażniony ciągłością przedłużonego przez szatynkę kontaktu.

ObrazekPokiwał z politowaniem głową. Zaraz też wprawił nadgarstek w okrężny ruch, pozwalając, by trunek prześlizgnął się po przejrzystej ściance; zawirował, chętny by uderzyć w tan z ziąbem lodowego kryształu. Ostatnio często życzył ludziom „zdrowia” – mniej chlubną sprawą to, że z reguły robił to, przechyliwszy kieliszek. Jeden, drugi, dziesiąty.
Jeszcze chwila i zacznę cię o coś podejrzewać – mruknął, uniósłszy brew. Daj się ponieść wyobraźni, Coleman. Kiedy, jeśli nie teraz?

Zaufałaś. Gonisz za dotykiem obcego ci człowieka. Pozwalasz, by patrzył na ciebie w ten sposób. Masz wolny dom, wolne serce. Wolne łóżko.
Zostało tylko podążyć za skrawkiem wolności – tej, która od lat nie czyniła cię tak niezależną. Za odebraną ci namiastką.
ObrazekSkurwiel z ciebie, Charles.

Co jest nie tak z tym lodem? – Zajrzał w jej szklankę. – Nie chcesz, żeby GHB się rozpuściło? Stąd to tempo? – zarechotał, ostentacyjnie obracając w palcach wręczone mu naczynie. Czekając, aż lód rozcieńczy z lekka trunek; i nie chodziło tu o umyślne nadpsucie walorów smakowych – bynajmniej. Zwlekał. Sprawdzał. Obserwował.

Obrazek shake, rattle and roll, you got control,
Obrazekgot my attention


ObrazekIdź już spać, Newman. Zmiana warty – zajmę się tym; gdyby mógł, tymi właśnie słowami dobijałby się do głosu sam Crawford. Daruj sobie wreszcie te wyrzuty. Z godnością od lat nie masz już zbyt wiele wspólnego.

Obrazekyou got us listening, so what you gonna do?
Obrazeknow what you gonna do with it?
Obrazekmake me paranoid, love me, hate me, fill the void
Obrazekwhat you gonna do with it?


Poza tym… nie wydaje mi się, żebym żałował. – Przekrzywił głowę, w nieuściślonym słownictwie odniósłszy się do tematu swoich motelowych pomieszkiwań. – Przynajmniej mogę wpadać na różne takie… specjalne okazje – burknął, grzbietem dłoni otarłszy usta.
Wszędzie masz taki „porządek”? – zagaił, odsuwając się z wolna. Z whisky w dłoni, znów przeszedł się po pokoju. Krok po kroku, nasłuchując zza pleców oznaki kobiecego krzątania się, niespokojnego wiercenia.
Na nic łańcuchy, jeśli sama wpuściła go na swój teren.

Obrazekso who am i? You decide
Obrazekinside out you read my mind
Obrazekwhat you gonna do with it?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Podejrzewać? – zagaiła, nie bardzo wiedząc co takiego miał na myśli. Błędnym wzrokiem, nieco upojonym ostrym posmakiem whiskey, Mae zwróciła się ku niemu. Odwracając na pięcie, poruszyła się tak, jakby była gotowa do tańca. Sukienka zawirowała, dłonie na moment uniosły się w górę, aby asekurować spowolnione i zwiotczałe już ciało. W szkiełko puknął nieroztopiony lód, a ona sama poruszyła naczyniem tak, aby zainsynuować mu, że ma ochotę na dokładkę.
Miała dziś ochotę na wiele rzeczy – na swobodne rozmowy, na śmianie się do bólu brzucha i na kolejne delikatne insynuacje z jego strony. Chciała brnąć dalej w tę grę, choć oczywistością było, że jest na przegranej pozycji.
- Jeszcze powiesz, że Cię uwiodłam! – usta rozchyliły się, ukazując białe i proste zęby o nieco przyostrych, przypominających wampirze, trójkach.
- Uwiodłam Cię, Gregg? – zagadnęła jeszcze, nim opadła z cichym tąpnięciem na fotel, a następnie zsunęła się w dół, prosto na ziemię. Lubiła siadać na drewnianych i chłodnych panelach, nawet wtedy, kiedy nie musiała nadzorować zabaw malutkiego Charliego, wtedy kiedy się bawili lub czytali bajki przed pójściem do kąpieli. Układając szklankę na swoich udach, kobieta zadarła nieco głowę w górę, by móc mu się przyjrzeć.
Rumieńce, które wpłynęły na jej poliki, zaogniły się jeszcze bardziej od wlanego z siebie z prędkością światła alkoholu. Powoli dopadało ją zmęczenie i swego rodzaju rozluźnienie. Z minuty na minutę czuła się coraz bardziej swobodnie.
- Nie lubię ciepłej – żart za żart. Oba niskich lotów. Mimo wszystko, znowu się uśmiechnęła i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Mówisz, że wolisz takie kolorowe domki w przeciwieństwie od moteli, motelów, czy jak im tam? – koniuszek języka wysunął się i przejechał po górnej części wargi, a następnie przesunął się w dół.
- Wszędzie, Greggg. Wszędzie, tylko nie w głowie – uniosła dłoń i machnęła nią od niechcenia. Tak, jakby sprawa była z góry przegrana i niewarta tego, aby zwrócić na nią choćby uwagę.
- Czuj się jak u siebie. Ale nie wchodź do pokoju Georgiego. Powiedziałam, że nie tknę tam nawet palcem, a ostatnio mam wrażenie, że coś mu się tam zalęgło. Kiedy się wyprowadzi, to, po prostu zrobię remont – o tak, w pewnych kwestiach wychowawczych była nieugięta. Jej synowie mieli sami się uczyć. Ona była matką, a nie służącą.
- Wyrwę panele razem z brudem. Ostatni raz podłoga była tam myta dwa lata temu. I nie. Nie jestem z tego dumna -

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozumiem, że nie zamierzasz mnie oprowadzić? – Westchnął, okrężnym ruchem barku próbując rozprostować spięte, zakleszczone zmęczeniem mięśnie. Czuł narastający ciężar; do lnianego tobołka oczekiwań dorzucano kolejno poczucie obowiązku, presję – oddech Fleckera gorszy od ostrego aromatu gorzały. Wciśnięto kilka doraźnie – jak lekarstwo – zażytych w barze szotów. Butelkę whisky i… coś, czego nie zamierzał jeszcze nazywać.
ObrazekCoś, czemu tak zaciekle przyglądały się ślepia Newmana. Za czym goniły, ilekroć ich spojrzenia przecinały się ze sobą. Jak opuszka palca dotykająca zabliźnionej wypukłości – nie dopytując o jej historię. Przyjmując ją taką, jaką była – niedoskonałą, często zrośniętą w obrzydliwy sposób. Świadczącą o przeszłości, o której nie chciało się pamiętać.
ObrazekDziś chciał zapomnieć, że pod twarzą Gregga Crawforda kryje się ktoś jeszcze. Chciał – choćby na jeden wieczór – stać się tym pierdolonym „przeciętniakiem z sąsiedztwa”. Nie rozumiał tylko „dlaczego” – dlaczego w odbiciu jej oczu nie widział własnej karykatury; dlaczego postrzegała go jako człowieka równego sobie. Wiedział natomiast, że to jedyne miejsce, w którym ostał się podobny obraz. Wciąż jeszcze niezakrzywiony. O niezrażającej kobietę aparycji; o imieniu, na którego wydźwięk nie krzywiła się posępnie.
ObrazekUśmiechała się. To, w jego przypadku, rzadkość. Wręcz przeciwnie – podobny, przyjemny grymas zstępował na cudze lico ilekroć potwierdzona stawała się absencja Newmana.
ObrazekSkąd więc ogół obiekcji? Skąd myśl, że zachować powinien bezpieczny dystans? Że nawet odwzajemnione spojrzenie pozostaje wyłącznie tym, na co wygląda; procesem pozyskiwania informacji, poborem rzeczywistości rejestrowanej obrazami.

Czasami wydawało mu się, że świat przez nią postrzegany, to nie tylko obraz.
To pierdolone dzieło sztuki wydane na powszechny podziw.

Obrazek Przekleństwo wiedzy; zakradało się do motelowego pokoju, ilekroć powieki Newmana zaciskały się z trudem. Wymuszały sen, nakazywały ciemności rozgościć się w klatce niebytu. Potem sięgał po papierosa. Oparty lędźwiami o parapet, zasiadał tak – ramię w ramię. Z przekleństwem wiedzy; tym razem, szeptem smagającym jego ucho. Poświadczało, jakoby uchylał drzwi tego, co nieuniknione. Że w ostatniej osobie, która ma go za dobrego człowieka, której towarzystwo – jakkolwiek – koi zmysły, posiadł również interes wymagający realizacji.
Że prędzej czy później zechce zbliżyć się do niej – nie po to, by wykreślić kolejny punkt z listy wyznaczonych mu zadań. Zbliży się, bo tego zachce; bo odnajdzie w niej pierwiastek Daphne – tak jak ona zechciałaby wypatrywać w nim dotyku zmarłego męża.

A potem to zniszczy.
ObrazekBo musi. Bo tak trzeba.
Obrazek ObrazekBo jest tylko psem trzymanym na krótkiej smyczy.

W porządku. Jakoś... obejdę się smakiem – stwierdził, kłębem kciuka uciskając mrowienie karku. Ramiona mężczyzny uniosły się, by zaraz opaść bezwładnie, stając się jednocześnie, niejako, podsumowaniem rzeczonych przez niego słów.
Pozwolę sobie tylko uprzedzić, że… - Przeniósł na nią swoje spojrzenie. Ruszył jej tropem – swoją wędrówkę zakończywszy jednak na tym samym fotelu, z którego przed momentem ona sama zdążyła się osunąć. Zerkał z góry na zaróżowione lico coraz chętniej odganiające wszelaką troskę. – … nie chciałabyś, żebym czuł się jak u siebie. Zapewniam, Coleman. Nie chciałabyś.
Łyknął zawartość szklanki.
Tutaj? - Skinieniem brody wskazał na kobiecą głowę. Chcesz tego, Newman. Nie zwlekaj. Zahaczył palcem o pojedynczy kosmyk – wątły pukiel brunatnych włosów. – Umiarkowany chaos czy zwykły burdel? – Owinął ciemne pasmo wokół paliczka.
Chaos czy… burdel.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Bo u siebie pewnie palisz, co?- zagadnęła wesolutko, podtykając mu szkiełko pod nos, aby dostrzegł rażącą potrzebę wlania w siebie większej ilości alkoholu. To, że to zignorował, Mae jakoś specjalnie nie obeszło. W milczeniu odstawiła naczynie na kawowy stolik, po czym zadarła swe spojrzenie w górę, aby móc mu się na nowo przyjrzeć. Z bliska był taki ludzki, taki zwyczajny i prosty. Nie wydawał się być tym, który miał ją skrzywdzić. Był po prostu jednym z normalnych facetów, któremu życie dało do wiwatu. Nie dziwiła się, że zamknął się w sobie i stronił od bliskości; bo prawdopodobnie sama szła by tą samą ścieżką, gdyby nie pięć powodów, dla których musiała wziąć się w garść.
Ona nie miała wyboru. Bez niej rodzina na pewno przestałaby istnieć. Musiała pomóc uporać się im ze stratą wzoru do naśladowania. Koić ból po śmierci najlepszego i jedynego ojca na świecie. Ł o niego już tak często; czasami wymykało się to podczas kąpieli czy usypiania. Tłumaczyć małemu Charliemu, że taty dzisiaj nie będzie. Na całe szczęście, maluch nie pytał już tak często, jak na początku. Coleman robiła wszystko, aby jej synowie mieli komfort. Robiła to do tego stopnia, że sama nie pamiętała, kiedy ostatni raz uroniła choćby jedną łzę po jego odejściu.
Charles, jesteś chujem. Rzeczywiście nim był, bo zostawił ją z tym wszystkim samą.
Aż do teraz. Gdyby wierzyła w aniołów i boga, gdyby wierzyła w przeznaczenie i jakąś mistyczną ochronę, tak pokusiłaby się o stwierdzenie, że wreszcie Charles zesłał jej kogoś, kto jej pomoże. Kogoś, kto będzie bez względu na wszystko, kto pokocha i kogo ona znów będzie mogła pokochać. Jej serce było chłodne niczym kominek, w którym ktoś od dawna nie palił. Chciała, aby znów rozpalono w niej ogień.
- To okropny nawyk, Gregg. Mógłbyś… mógłbyś… mógłbyś – zawahała się, kiedy ją dotknął – bo nawet jeśli było to doznanie przypadkowe, tak niewątpliwie zadziałało. Sprawiło, że ciało nieco się napięło, a ona drgnęła. Wabiona ciepłem i bliskością, przechyliła głowę w ten sposób, aby pogłębić drobną czułość. Szorstka dłoń otarła rozogniony policzek, a z jej ust wydobyło się coś na kształt pomruku.
Boże.
Dłoń brunetki uniosła się, palce musnęły okolicę męskiego nadgarstka.
Gdybyś istniał, na pewno byś go tu nie przyprowadzał.
Noga zgięła się, a w ślad za nią powędrowała druga, kiedy to wygięła się i odwróciła do niego przodem. Ręce układając na jego udach, Mae wsunęła się między jego kolana, samej po prostu klęcząc.
- Umysł i ciało… – wymruczała niepewnie, samej nie wiedząc co zrobić, jak reagować. Nie wiedząc do czego to zmierzało.
- W permanentnej niezgodzie. -
Przy nim wszystko działało nie tak, jak powinno.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekNie bez kozery z jego ust wyrwało się to, z pozoru mało sensowne, pytanie. Oczywiście, można byłoby przypuszczać, że swoją rolę odgrywały tu już procenty. Że za jedyną filtrację przeprowadzaną w jego ciele zabrały się nerki; rościły sobie na nią monopol, pozwalając słowom przemykać bez uprzedniego przesiewu. Uzasadnienie równie logiczne, jak wszystko inne.
Logiki wyparli się już dawno.
To, co biadolił, uznałoby się wtedy za mało sensowny zlepek zakropionych alkoholem myśli.
ObrazekAle prawda wyglądała z grubsza inaczej. Newman już dawno przestał wierzyć, że to, co panoszyło się po jego zakutym łbie, to chaos. „Chaos” brzmiało zbyt dumnie. Zaplamione patosem, jak wyciągnięte spomiędzy pewnych schematów większego planu. W głowie miał nie więcej, niż wspomniany przez siebie burdel; obskurny, o zadrapanych ścianach, na których wisiały portrety – niemal ołtarze – dla wszystkich tych szumowin, z którymi wyruszał na swoją małą, choć wyczerpującą, wojnę. O roztaczanej woni kwaśnego potu. W powietrzu unosił się nieprzejrzysty obłok palonego tytoniu. O wszystkim tym, co przyprawia o odruch wymiotny.

ObrazekWięc dlaczego w jej oczach wciąż nie widział tej karykatury?
ObrazekTo proste, Newman. Bo nie patrzyła na ciebie.

Ciche parsknięcie zawieruszyło się pod jego nosem.
Naprawdę? Ze wszystkiego, co mogłaś sobie wyobrazić… wybrałaś papierosy? – Wyprostował się nieznacznie, przeciągając spojrzeniem wyniosłego niedowierzania po każdej ze ścian salonu. I dopiero kiedy pokiwał głową z politowaniem, znów skupił się na dziewczynie; z wolna odwracającej w jego kierunku. Cofnął rękę, pozwalając palcom uwolnić się z oplotu włosów Coleman. Obserwował, jak podnosi się – i z całą przyjemnością prowadził ją wzrokiem. – Chryste, Mae. Mógłbym trzymać trupa w szafie, spraszać dziwki, uprawiać nudyzm albo nagrywać dewiacyjne porno. A ty o… papiero… sach – mruknięcie cichło nie tyle z każdą sylabą, co głoską.
Mógłbym też trzymać pod łóżkiem akta spraw – a pomiędzy nimi ta jedna; szczególnie ważna dla ciebie.
ObrazekSzczególnie ważna dla mnie.

ObrazekŹrenice jego przeskakiwały pomiędzy wznoszonymi łagodnie biodrami, a kobiecą buźką – samym swoim spojrzeniem drapiąc zarumienione policzki, rozchylone z lekka usta, niewidocznie drżący podbródek.

Poetycko – stwierdził; tak chłodno, jak rozprawia się o faktach. Ale nie przerywał. Nie zamierzał pozwolić jej na to, by ów cielesna wędrówka zakończyła się przedwcześnie. Zsunął się dłońmi – ująwszy w obustronnej obręczy szczupłe nadgarstki brunetki. Mógłby przysiąc, że przez biegnące wzdłuż nich żyły, czuł to rozstrojone bicie serca.
Pogłębił dotychczas nikły skłon trzymanego we względnym pionie torsu. Zbliżył się; przechwytywał szczegóły. Zapamiętywał to, co wkrótce posłane zostanie „na marne” – co o poranku nazwane będzie zapomnianym. Będzie przebłyskiem dopisanym w domyśle.
Patrzył. Ale odezwał się dopiero po ciągnącej się w nieskończoność chwili. Zacisnął palce na nadgarstkach. Delikatna skóra zabieliła się jego odciskiem; znamieniem przytłaczającej bliskości.
Jesteś pijana.
Ostatnio zmieniony 2020-07-31, 11:25 przez Rhys Newman, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wzruszyła delikatnie swoimi ramionami.
- Nie lubię kiedy palisz - odparła mu wyjaśniająco. W przeciwieństwie do niego, Mae już całowała się z kimś, kto wyrzucał z się ie kłęby szarego dymu i upodabniał się do lokomotywy. Ten okropny; gorzkawy posmak nikotyny psuł cały efekt romantyzmu i późniejszych wspomnień. Charlie co rusz zapełniał popielniczki, zostawiał popiół i przyczyniał się do wzrostu liczb procentowych przyszłych nowotworowców. Na całe szczęście, kiedy na świecie pojawił się George, zaczął wychodzić na zewnątrz.
- Mam dzieci. I nie chcę by były biernymi palaczami - wyburczała miękko, po raz kolejny łapiąc się na tym, że pierwszeństwo miała matczyna troska; że w tym wszystkim nie chodziło o nią samą, a o nich - o piątkę niewinnych łobuzów. Jeśli w przyszłości będą się truć, to na własną odpowiedzialność. Nie chciała, aby przyczyniał się do tego ktoś inny.
Palce zacisnęły się lekko na dżinsie męskich spodni, a następnie rozluźniły. Powtarzając czynność, upodobniły się do kocich ruchów, które tarmosiły koce i poduszki, moszcząc sobie legowisko.
Znów mu się przyglądała. Chłodowi bijącemu z jego twarzy, przez który każdemu zrobiło by się zimno, mętnemu i umęczonemu wzrokowi, a także ustom, które zacisnęły się na moment w wąską linię, gdy pochwycił jej ręce, skupiając tym samym jej uwagę na własnych dłoniach.
Nie miał obrączki. Zobowiązań. Nie miał niczego.
Coleman uśmiechnęła się i rozejrzała się po suficie, jakby szukała tam jakiejś wymówki.
- Dindindindin - udała dźwięk dzwonu, który oznajmiał wygraną w jakichś tanich produkcjach kół fortuny.
- Masz mnie - przyznała miękko, a następnie osunęła się nieco w tył. Lekko ciągnąc go za sobą, jednocześnie nie naciskając. Dając mu pole do ewentualnego odwrotu, zaprzestania, opamiętania się.
W głowie oprócz szumu własnego serca jawiło się coś jeszcze. Te dwa słowa, których użyła wcześniej.
Miał ją. Rzeczywiście ją miał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nałogi nie są od tego, żeby je lubić, Coleman – skwitował tylko, podobnie do niej pokusiwszy się o wzniesienie ramion; obrazując swoją bezradność. Czy może raczej i świadomą bierność względem potencjalnej zmiany swoich przyzwyczajeń.
Jeśli chcesz, to mogę z nich od razu zrobić czynnych. Z najmłodszym byłby problem, ale na pewno szybko podłapie od braci – rzucił z dozą nieszkodliwego sarkazmu zabłąkanego w tonie swojego głosu; jednego z tych, których zadaniem było droczyć się z przeciwnikiem w mało ambitnej dyskusji.

ObrazekPozwalał jej. Na wszystko – na to, by pokierowała go, gdy kontynuował raz przebytą już przez nią drogę; gdy równie ciężkim co opieszałym ruchem zsunął się z fotela.

ObrazekŚciągnęła go do parteru szybciej, niż byłby to w stanie zrobić – pieszczotliwie tytułując ochroniarza upatrzonego sobie przez nich baru – dobry znajomy Newmana. Siła, która przytwierdziła go do chłodnych paneli – tylko w niektórych miejscach, ciepłymi plamami chłonąca temperaturę kobiecego ciała – była jednocześnie siłą dużo bardziej wymagającą w przezwyciężeniu, niżeli masyw wijących się mięśni. Przy okazji nadarzającej się szarpaniny gotów porachować kilka kości.
ObrazekJak grawitacja. Jak objawienie gotowe powalić na kolana wiernych – tych najbardziej bojaźliwych, ze strachem klękających przed swoim bóstwem – kogokolwiek zdecydowali się wyznawać.
Klęczał przed nią. Swobodnie. W siadzie przypominającym nieco wygodniejszą formę japońskiej seizy.
ObrazekJak wiadomość potwierdzająca najczarniejszy ze scenariuszy. Jak wiadomość ścinająca z nóg. Zapewne im obydwojgu niejednokrotnie przychodziło się mierzyć z jej podobnymi.
ObrazekJak wiadomość, która koniec końców pozostawiła ją z obrączką przewieszoną u szyi – nie natomiast na palcu; tam, gdzie przecież powinno być jej miejsce. Tam, gdzie nieustannie zajmowałaby się ogniem żywego ciała.

Obrazek Obrączka. Zobowiązania.
ObrazekNie miał niczego.
ObrazekNawet tego, co mógłby jeszcze stracić.


„– Wszyscy mieliśmy swoje kochanki – wydusił wreszcie, niechlujnym kopnięciem otwierając upchniętą między szafkami, miniaturę lodówki. Ukojenie wyzierającego chłodu dopadało ich zmęczone rozłąką ciała; ciała jeszcze bardziej wyczerpane spotkaniem – Tylko że nasze z reguły były już w stanie zaawansowanego rozkładu - powiedział. Cicho, robiąc z Riggs adresatkę słabego uśmiechu. Potem wyciągnął się do przodu, wydobywając z lodowej trumny dwie butelki piwa.
– Może to nigdy nie było dla nas? – zapytał nagle, przenosząc na wpół nieobecne spojrzenie z zabrudzonej szafki na kobiece lico – z profanum do jego sacrum.”

ObrazekSacrum, jak widać, zawsze pozostawało poza zasięgiem kogoś, kto wiercił się i pełzał po mulastym dnie moralności. A może to właśnie on był tym, który odrzucił ofiarowaną mu świętość? Może zerwał ten pieprzony owoc – wyrzucony z samego ogrodu eden, ściskając w dłoni swój wilczy bilet.

Miał swoje zobowiązania.

„– A niby co innego mogłoby być dla nas?”
Nie wiem, Sadie. Ale wydaje mi się, że ta dziewczyna zna odpowiedź.
Patrzył na nią. Analizował. Zbliżał się – bo wiedział, po co zmierza.
Teraz też? – Zmrużył ślepia, na nowo pochyliwszy się; jak rzucany przez nią cień, który bezustannie dążył do pogoni za sylwetką kobiety. – Nadal? Wciąż mi ufasz?

Obrazek Przecież możesz się sparzyć.
ObrazekTak łatwo możesz się sparzyć.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Moi synowie sami sprowadzą się na złą drogę - odparła mu monotonnie i z westchnieniem, które wdarło się na usta. Mieli tyle pomysłów, że niespecjalnie zdziwiłoby ją to, gdyby któryś z nich wylądował w więzieniu. Pech chciał, że zniknął im wzór godny naśladowania; jej rodzeństwo zaś nie było przy nich na tyle często, aby wykreować pewne nawyki i wzorce. Gdyby Charles żył i trzymał nad nimi pieczę, Coleman na pewno spałaby spokojniej. Teraz niestety musiała sama się prężyć i wić, by wpoić im zasady i trochę rozumu.
- Pozwól, żeby najpierw nauczył się trzymać sztućce. Dopiero potem dawaj mu używki - kącik jej warg miękko się podniósł, ukazując słodkiego, szalejącego w jej wnętrzu chochlika.
Chochlik ten z lubością godną konesera sztuki spoglądał na to, jak łańcuch opinający szyję bestii luzuje się i opada na ziemię. Wycierając gdzieś z pomiędzy zielonych tęczówek patrzył na to, jak łagodnie i delikatnie szedł za nią. Z zadowoleniem docierało do niego tąpnięcie kolan o drewnianą podłogę, a także i coś, czego nigdy wcześniej nie podsuwał kobiecie: był na skraju. Ewidentnie bestii kończyła się już cierpliwość. Problematycznie jednak nie wiedział, czy potwór skrywany w ludzkiej skórze planował się pożywić chochliczym nosicielem, czy może odkrywał coś, czego już dawno nie czuł.
Ludzkie odruchy. Coś, co zostało przez niego skazane na tułaczkę gdzieś na dnie oziębłego od lat serca.
Coleman wytrzymała chwilę jego spojrzenie, a następnie bardzo powoli pokręciła swoją głową.
- Nie wyglądasz mi na seryjnego mordercę z opowieści Robba - głos cichnął z każdym kolejnym słowem. Nie skrzywdził jej. Nie skrzywdzi.
- Nie boję się. Nie chcę się Ciebie bać- dodała jeszcze, delikatnie się przysuwając w jego kierunku. Prawa dłoń wplotła się w jego, lewa zaś skubnęła brzeg kołnierzyka, który torował drogę do jego szyi. Drapnęła ją zaczepnie paznokciem wskazującego palca.
- Powinnam? - Greg, Rhys. Teraz jeszcze byłoby jej wszystko jedno.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Robba? – Uniósł brew. Zwróciwszy uwagę na zasłyszane imię, dał sobie chwilę na to, by raz jeszcze zmierzyć dziewczę wzrokiem. Była tu; przed nim, żywa. Prawdziwa. I sam już nie wiedział co przerażało go bardziej;
ObrazekUśmiech losu? Ten szyderczy grymas, który podsuwał mu coraz to pomyślniejsze okoliczności? To, że Coleman sama, dobrowolnie przylgnęła do plecionki utkanej przez niego, pajęczej sieci – nie podejmując jednocześnie choćby najwątlejszego zrywu. Odrzuciła każdą z samozachowawczych sugestii swojego instynktu.
ObrazekTo, że jakaś jego część – ta sama, która goniła za poluzowaniem łańcuchów – wolałaby zderzyć się ze ścianą. Zostać postrzeloną w chwili zerwania się z żelaznych oków. W odzyskanej wolności odnaleźć odrzucenie.

ObrazekMógłby znaleźć inną drogę. Nie musiałby jej krzywdzić.
ObrazekPowinnaś. Powinnaś się bać, Mae.

ObrazekA może tego, że nie musiał przy niej być sobą? Że mógł zapomnieć o Newmanie. Zapomnieć o całej tej autoagresji, z której skutkami zmagał się każdego dnia, z trudem zwlókłszy się z łóżka. Tkwiąc tak naprzeciw niej; wymieniając się oddechami wtłaczanymi przez ich płuca we współdzielony niemal obieg. Wprawiając w ruch ostrą woń alkoholu. Właśnie wtedy, mógłby przysiąc, wydawało mu się, że na imię jej „tabula rasa”. Że mogłaby stworzyć go, jako człowieka, na nowo.
Jak zniszczonym i wyczerpanym musiał być, by dochodzić do podobnych wniosków?
By w cudzej skórze czuć się mniej obcym?
Bo może nie jestem seryjnym mordercą – zaczął, na moment przymknąwszy ślepia; koncentrując się na kobiecym paznokciu mile drażniącym wrażliwą skórę szyi. Otworzył je. – Może poluję wyłącznie na ciebie?
ObrazekPolujesz, Rhys. Ale nie jako drapieżnik. Bo, widzisz, nie jesteś niczym ponad pasożytem. Wijącym się gdzieś u krwiobiegu swojego żywiciela. Pasożytem. I w rzeczy samej – nie zależy ci przecież na tym, by doświadczać widoku kolejnego gasnącego spojrzenia; jak rozbiegane źrenice zamierają wreszcie w bezruchu. Giną pod ciężarem powiek. „Jesteś dobrym człowiekiem, Newman. Robisz to, co słuszne.”
Obrazek Zamierzasz trzymać ją przy życiu tak długo, jak czerpać będziesz z tego korzyści. Potrzebujesz swojego żywiciela.

„Jesteś dobrym człowiekiem.”
Kiedyś walczyłeś z pasożytami. Dziś stałeś się jednym z nich.
„Byłeś.”

Powinnam?
Sprawdźmy – mruknął, zbliżając dłoń do kobiecego ramienia. Palce sunęły ponad skórą, od czasu do czasu zawadzając jedynie o delikatnie wzdrygające się obszary. Wstrzymany oddech gotował się w płucach; rozpalał papierosową sadzę, którą obrosły przez wszystkie te lata.
Ale tkwiące przed nim ciało zdawało się gorszym być od nikotyny.
Dlatego sunął; coraz wyżej – jak artysta pracujący nad renesansową rzeźbą uchodzącą spod jego dłuta, badający ostatnie szlify jej gładkiej faktury.
ObrazekKciuk zetknął się z rozognionym policzkiem. Sparzył się bliskością zakazaną. Konieczną. Niechcianą. Upragnioną. Wprawiony w podróż powrotną – zahaczył o ramiączko sukienki; naciągnął je, lekko, odsłaniając centymetry skóry dotychczas niedostępne jego spojrzeniu.
Zabronione.
Sprawdźmy – powtórzył. Ciszej.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Roberta. Brown. Ten śmieszny loczek od książek – Mae zaśmiała się delikatnie i odchyliła swoją głowę do tyłu. Pozwalając ciemnym i krótkim włosom podrapać końcówkami gładką, wypolerowaną powierzchnię podłogi.
- Nie chcę się chwalić, ale… – przerwała i poruszyła swoimi brwiami; jednocześnie doskonale wiedząc jak działał ten spójnik – niweczył całość i zmieniał kontekst wypowiedzi. Równie dobrze mogłaby w ogóle nie rozpoczynać zdania w ten sposób, a od razu przejść do meritum.
- Projektowałam mu książki. Jest gorszy niż dziecko podczas śniadania – zaburczała jeszcze, przypominając sobie te wszystkie pomruki niezadowolenia i propozycje zmian. Począwszy od kreski, a zakończywszy na głupiej czcionce, którą prawdopodobnie kaligrafowała kilka następnych dni.
- Mam ich jeszcze kilku. Nie takich fensi jak Bobby, ale mam też terapeutę, fotografa i… bliźniaka. Ethan pomaga mi z Michaelem, jakoś powoli do niego dociera. Lay jest świetnym lekarzem dziecięcym, a Mitch pracuje dla policji. Noah z kolei był na wojnie i tak och boże – Mae zamilkła, kiedy poczuła jak ciepłe i szorstkie od pracy dłonie powoli przesuwają się po jej sukience, aż wreszcie dotarły do skóry. Przygryzając dolną wargę, przymknęła swe oczy i cicho mruknęła, zapominając całkowicie o tym, o czym przed chwilą rozprawiała. Noah przestał migać jej z aparatem przed oczami, a uśmiechnięta twarz Mitcha się rozmazała. W tym momencie pragnęła już tylko jednego: by palce przesuwały biały materiał jej ubrań i odkrywały kolejne skrawki jej ciała. By przysunął się bliżej i dmuchnął jej ciepłym oddechem i wywołał kolejny, trudny do opanowania dreszcz.
- Sprawdźmy – wymamrotała z przejęciem. Jej dłonie przesunęły się po jego ramionach, a zaraz za nimi jej zielone i pełne zaintrygowania spojrzenie.
Chciała tego – chciała poznać jego cienie, a nie tylko światło, w którym tak korzystnie się obracał. Wiedziała przecież, że łatwo było polubić kogoś, gdy ten pokazywał się z najlepszej strony. A sądząc po zachowaniu Gregga, miał w sobie także i te cząstki, których się wstydził. Chciała powoli rozwiązywać więzy, rozplątywać supły i pokazać, że przy niej mógł wszystko.
Nawet być sobą.
- Proszę.-
Po prostu bądź sobą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekNie było mowy o tym, by słuchał jej uważnie. Ani myślał skupiać się na którymkolwiek z punktowanych przez nią szczegółów. Ze wszystkiego, co plotła, wyciągnął co najwyżej meritum sprawy; miała liczne rodzeństwo. W składzie, ujmijmy to, samczym. Gdzieś po drodze wyłapał też wzmiankę o policyjnej fusze; ale i ta informacja nie zdołała przebić się przez mleczną błonę błogiej obojętności. Przyjemne upojenie stawiało więc swoje ultimatum – nakazując mężczyźnie dokonywać swoistej żonglerki zmysłów; zupełnie tak, jakby dotyk kosztował go wyłączenie zdolności nasłuchiwania.
ObrazekAle słyszał. Oddech. Skrzypienie posadzki pod ciężarem ciał ich dwojga. Kobiecy głos urwany nagle; w pół słowa. Nawoływanie. Chóralny śpiew mitologicznych syren. Każdy dźwięk zlewający się w jedno – dyrygowany igłą kompasu wskazującego drogę do celu. Do Niej. Tej, która skraść gotowa była jego przeszłość, by wymienić ją na to, co teraz. Bez pytań. Ten wieczór ich nie wymagał. Ona ich nie wymagała; jeszcze nie.
ObrazekWiedziony brakiem zobowiązań, szedł zatem – w kierunku wyciągniętej w jego kierunku dłoni. Mokrym nosem trącał ją zewsząd, z każdej strony – by koniec końców podsunąć spragniony bliskości łeb. Bliskości delikatnej, kobiecej, miękkiej; gotowej ujarzmić to, co tak desperacko pragnął zostawić za drzwiami jej domostwa.
ObrazekDotyk, którego nie doświadczał już dawno; niezamierzony, ale wyzbyty przypadku. Chciany i zakazany jednocześnie. Niezaznany dotychczas. Nienależący ani do Daphne, ani – tym bardziej – do Riggs. Ale… jakby znajomy. Pożądany. Kojący. Jak naiwna była, pozwalając mu przekroczyć próg swojego rodzinnego azylu?
Jak bardzo naiwny byłeś, gdy przed laty myślałeś, że tak będzie wyglądać twoje miejsce w świecie?
ObrazekChciał je podglądać. Chciał z zazdrością zerkać w kąty i kryjówki, które w innych okolicznościach mogłyby należeć do niego. Te; lub im bliźniacze. Bez znaczenia. Mógłby być zwykłym przeciętniakiem z sąsiedztwa. Dopóki wszystkiego diabli nie wzięli.
I tak jak „diabli wzięli”, tak i on – w tym uznanym przez siebie rewanżu – brał.
ObrazekOpuszczone ramiączko poszerzyło nieco zasięg kobiecego dekoltu. Pogłębiło go; uwydatniło krąglejszy zarys – ten z kolei nie uniknął newmanowego spojrzenia. Tak samo jak i oni nie byli w stanie umknąć temu, który przyglądał się im z martwego kadru fotografii.
Czuł, że zbliżenie to jest zwykłą farsą. A jednak brnął dalej w tą przepaść. Musiał. Chciał?
ObrazekDłonie przemknęły wzdłuż wąskich ramion. Grzbiet prawej musnął klatkę piersiową, a potem, osunąwszy się niżej – zakradł pod zwiewny płaszcz materiału. Obłapiając nagie udo; brnął dalej, głębiej. Obserwował każdą z najlżejszych zmian. Każdy obłok przemykający przez bezchmurną dotychczas buźkę, opstrzoną łuną wschodzącego rumieńca.
Odetchnął ciężej.
Nie potrafił się powstrzymać.
Może jednak… – Zerknął wymownie przez jej ramię – gdzieś w głąb mieszkania. Gdzieś, gdzie – jak domniemywał – mogła znajdować się sypialnia. Zacisnął palce na delikatnej skórze Coleman. – … trochę mnie oprowadzisz?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdę powiedziawszy, Coleman w tej chwili nie słuchała samej siebie. Plotąc trzy po trzy wypełniała swój własny umysł w nadziei, że ten nie przestanie całkowicie pracować, zatracając się w jego dotyku.
Z coraz większą uwagą i narastającą niecierpliwością przypatrywała się jego ruchom. Tym silnym dłoniom, które w jej przypadku wydawały się być tak delikatne, że aż nienaturalne; co jakiś czas unosząc swój wzrok na jego twarz. Próbując odczytać to wszystko, co siedziało mu w głowie. Chcąc przekonać się, że jego cierpliwość także stała na pograniczu, odgradzając cienką linią resztki człowieczeństwa i kręcącego się pod spodem zwierzęcia.
Jednocześnie zastanawiała się nad tym, czy aby na pewno było to dobrym pomysłem. Czy ktoś taki jak on miał styczność z kimś takim, co ona. Z kimś, kogo ciało już dawno straciło jędrność i młodzieńczy polot, przypominając te u kobiety dojrzałej; po przebytych kilku porodach i innych niedogodnościach: czy to operacji usunięcia woreczka żółciowego, czy drobnych nakłuć w okolicy podbrzusza, dzięki którym pozbyła się jakiejś paskudnej torbieli. Przecież nie była już nastolatką, czy kobietą wkraczającą w dorosłość. Zasada, że im starsze, tym lepsze z pewnością tu nie działała, nie u kogoś, kto oprócz średniego wyglądu, miał dodatkowe zobowiązania. A właściwie to pięć w różnym przedziale wiekowym – plasującym się mniej więcej od trzeciego do trzynastego roku życia. Żaden szanujący się mężczyzna nie chciał być zobligowany do niańczenia dzieci, które nie były jego.
Nie wiedziała więc gdzie był ten cały fenomen; nie będąc w stanie choćby pomyśleć, że Rhys miał wobec niej złe zamiary. Dla niej świat składał się z dobra. I Gregg właśnie kimś takim był: był lepszą częścią tego, co otaczało ją wokół. Mogła to dostrzegać w jego zachowaniu. Nieco krzywym uśmiechu i smętnym spojrzeniu. Ponurym, czasami nieprzyjemnym, lecz na pewno nie złym.
Na pewno nie złym.
Z ust dziewczyny wydobyło się coś na kształt pomruku.
- Oprowadzić po dom-u? – zapytała na wydechu, a brew zawędrowała ku górze, by następnie poszybowały w dół, marszcząc nie tylko blade czoło, ale także i nos. Nie rozumiała powodów, dla których miałaby pokazywać mu zakątki własnych czterech ścian, kiedy to mieli dużo ciekawsze zajęcie i mogli rozkoszować się wzajemną uwagą. Czy rzeczywiście interesowała go ilość, rozkład pomieszczeń? Może chciał zobaczyć czy porządek jest utrzymany nie tylko tutaj, albo czy przypadkiem nie była całkowitym bezguściem?
- Oooo – wymsknęło jej się wreszcie, gdy dotarło do niej drugie, ukryte dno w jego wypowiedzi.
- Jasne. Chodź – Coleman odchyliła się lekko w tył, potem dźwignęła na nogi, przy okazji łapiąc ciepłą dłoń i ciągnąc go za sobą, wyszła na korytarz.
- Tam byłeśś, tam nie musisz, tu jest coś tam – mamrotała po drodze, wolną ręką wskazując na kolejne pomieszczenia, które mijali, nim nie pociągnęła go w kierunku schodów, na moment zwalniając.
Nikt nigdy wcześniej tam nie był, za wyjątkiem jej rodzeństwa i dzieci. Było to czymś w rodzaju enklawy, gdzie mogła skryć się po trudnym dniu, bez obaw, że zostanie zadręczana przez gości, czy nawet i synów. To właśnie tam najlepiej się rozmawiało z Charliem, śmiało się i przytulało.
Do tej pory nie uprzątnęła rzeczy z jego stolika nocnego. Była tam książka ze wsuniętą zakładką, której nie zdążył dokończyć, okulary i staromodny zegarek o brązowym, skórzanym pasku. Nawet długopis i jakieś krzyżówki zostały nietknięte i porastały szarym, ponurym kurzem.
Mae zerknęła na niego ukradkiem i delikatnie się uśmiechnęła. Gdyby tylko chciał, gdyby tylko oboje spróbowali ruszyć do przodu, może… może mogłaby ją dla niego posprzątać.
Palce wsunęły się między jego, oplatając je szczelnie, jakby nie będąc pewne, czy nie zmieni zdania i nie ucieknie, a potem powoli ruszyła do góry.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekW głowie miał mętlik nie mniejszy od tego, który sam przyznał sobie prawo, by rozgościć się w umyśle Coleman. W podobny sposób nie dawał się wyplenić, wystawiając na wpół wyszarpniętą z ciała duszę. Ta z kolei bez oporu umykała wraz z oparami wyziewanego alkoholu – dawała podgryzać się przez niezależne od siebie bodźce i myśli.
ObrazekNie było tu mowy o zobowiązaniach. Nie było mowy o współdzieleniu sfer życia innych, niż ta, o którą obecnie zahaczali; za sprawą przyjemnych otarć. Bliskości podsycanej stanem względnej nietrzeźwości. Bliskości raz zatraconej – zabliźnionej opatrunkiem czasu. Zbyt pospiesznie zerwanym, prowadzącym do ponownego rozwarcia bliźniaczych sobie ran.
Jedna bardziej ropiejąca od drugiej.
ObrazekA mimo to – paradoksalnie – okaleczenia te sprawiały, że czuł się inaczej, niźli podczas byle motelowej przygody. Że spotkanie tych dwojga przybierało na nieuchwytnym, głębszym znaczeniu; jakby zawczasu nawiązali bezsłowne porozumienie. Obydwoje ukrywali coś przed światem, przed innymi ludźmi – obydwoje stracili już cząstkę siebie, której nie mogli zaoferować temu, z kim obcowali.
ObrazekRozumiał to – ale na ów wadliwości zamierzał budować fundamenty swojego sukcesu. Jeśli miało to pomóc mu wrócić do służby…

Obrazek Obrazek- jeśli miało to pomóc stać ci się człowiekiem.
Obrazek Obrazek- jeśli miało to przywrócić choćby cień tego, kim byłeś niegdyś.
Obrazek Obrazek- jeśli miało to posłużyć za dowód, że jesteś panem własnego losu.

Obrazek… to gotów był zaryzykować.

ObrazekFlecker wiedział komu powierzyć to zadanie. Tak samo jak i Newman świadom był, dlaczego został przez niego wybrany. Działaniom Fleckera daleko było do jakkolwiek zwanych, wielkodusznych aktów szczerej łaski. To właśnie przeszłość byłego detektywa stanowiła warunkujący otrzymanie roli atrybut. Nadawał się; był potrzebny. Wygrzebany z kubła śmieć, któremu przyznano nowe życie.
ObrazekNikt nie przewidział tylko, że ta sama przeszłość zaważyć może na powodzeniu całego spektaklu. Czy prywatne przeżycia mężczyzny nie sprawią, że w pewnym momencie złamie się, pęknie. Zerwie z łańcucha.
Może Flecker pozostawał naiwny, wierząc w ślepą, psią lojalność – wszakże raz już go zawiodła. Sytuacja mogła się powtórzyć. Śmieć mógł pozostać śmieciem.
Nie. To nic takiego, Rhys. To tylko…-
„Chodź.”
Idę, Mae – mruknął, pozwalając dopomóc sobie w niezgrabnym dźwignięciu z ziemi. Szedł; jak zaproszony do ów rajskiego ogrodu. Rozglądając się po każdym z zakamarków – tych, które sposobność miał już widzieć. – Prowadź.
I tych, które w pełnej krasie prezentować miały się przed nim po raz pierwszy.
Prowadź – powtórzył, krok po kroku pnąc się ku wyższej kondygnacji. Docierając tam, gdzie zakończyć miała się ich podróż.
Gdzie legnąć mieli pod pościelą cienia; rozpostartego nad nimi przez drzewo poznania.
Wydawało swój plon. Czekało na jego zerwanie.
ObrazekAle beznogi, wijący się gad nie zapraszał do uczty; zamiast tego niewinnie nakierowywał na wszystkie te pamiątki, które pozostawił po sobie nieboszczyk. Jego wspomnienie trzymane siłą. A zatem tłocznie rozstawione fotografie w salonie kształtowały się wyłącznie w preludium dla rzeczywistej treści; dla tego fragmentu duszy, który Mae Coleman ukrywała przed światem. Ale nie przed nim.
ObrazekSapnął niemal bezdźwięcznie. Porzucone niedbale pióro – wciąż pamiętające odcisk palców swojego prawowitego właściciela. Niedoczytane wersy i świstek papieru wystający ponad szew dżinsowej kieszeni.
Był tutaj. Żył.
I ona również – wtedy – żyła.

ObrazekNie wiedzieć czemu; zatrzymał się. Dłoń jego wysunęła się spomiędzy kobiecych palców. Ramię zakołysało się przy tułowiu, ostatecznie zawisłszy bezwładnie. Był zastępstwem. Dla niej, dla Fleckera. Dla Daphne. Żył na marginesie zdarzeń.
Zazdrościsz, Newman?
Prychnął, sarkastycznym tonem ucinając własne myśli.
Więc przebij się pomiędzy wersy. Udowodnij coś. Doprowadź sprawę do końca.
ObrazekKrok – pewny, stanowczy, absorbujący wreszcie całe to wahadło uwagi, którą dzielił pomiędzy kobietę a okupowaną przestrzeń sypialni. Przylgnął do niej, obejmując w pasie. Sunąc po symetrycznych wcięciach. Zechciał poskładać to, co tkwiło w rozsypce. Kształtować, nadawać formę. Pozostawiać po sobie dreszcze i wrzenie krwi.
Przyciągnął ją. Szukał w połach materiału.
Chodź.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bywały momenty, że nie dawała rady tu być. Przechodzić przez próg własnego azylu i udawać, że odejście Charlesa było jedynie chwilową niedogodnością.
Bywały takie dni, w których rwała sobie włosy z głowy i kipiała żalem do samej siebie. Bo znała prawdę. To nie była wycieczka lub praca w delegacji, po której to głowa rodziny wracała rozanielona do domu.
Czasem jednak by chciała. Marzyła, aby drzwi otworzyły się odrobinę za mocno, by klamka uderzyła o ścianę i skruszyła tynk, a w przedpokoju o skandynawskim stylu rozległo się chrypliwe Mae, co dziś na obiad? Umieram z głodu, mam nadzieję, że to gulasz! Wydawać się więc mogło, że domagała się tego każda, nawet jej najmniejsza cząstka w ciele. Komórki skandowały i zawodziły żałośnie, z nadzieją, iż porozsypywane resztki rzeczy po zmarłym sprawią, że ten rzeczywiście powróci.
Ale nie wracał.
Kurz osiadał nie tylko na brzegu jego stolika nocnego, ale także i na dnie Colemanowego serca. Tusz w piórze wysechł i ulotnił się tak, jak zrobiła to jej nadzieja na to, że będzie lepiej.
Mijały dni, miesiące. Mijały lata, ale wcale nie było lepiej. Ile można było czekać na kiedyś? Godząc się z faktem, że ono nigdy nie nadejdzie, Mae nie spodziewała się spotkać jego.
Kogoś, kto wybudził rozespane emocje. Szturchał swym uśmiechem, a pomrukami wyrywanymi się z ust sprawiał, że te patrzyły na niego z niedowierzaniem. Będąc zbyt nieśmiałe, wciąż w szoku, pozwalały mu na powolne wykradanie się do jej umysłu, serca. Pozwalały wypełniać braki i ubytki, a także snuć niewielkie plany - nie takie dalekosiężne, o typowych, filmowych zakończeniach. Ale takich, w których to częściej widywała uśmiech na jego twarzy oraz zatrzymujące się na niej spojrzenie. To konkretne, którego świadkiem była Daphne i być może Sadie.
Chciała. Dopóki naiwnie wierzyła w ukryte w nim dobro, chciała.
Ciemnowłosa zwolniła kroku, gdy znalazła się w własnej sypialni. Ciemne ściany wymownie milczały, obrazy z przeszłości patrzyły wymownie w ich stronę, powodując chwilowy dyskomfort. Zmuszając nie tylko ją do wycofania się, ale także i samego Crawforda. Nie umknęło jej to, jak zwolnił i zabrał swoją dłoń, jednocześnie będąc świadomą, że każdego by to przytłoczyło; że wchodząc do jej sypialni, miało się wrażenie jakby Charlie nigdy nie umarł, a oni dopuszczali się zdrady.
Ona dopuszczała.
Zwolniła kroku, czując jak oddech rwie się w szalonej gonitwie, jak przepycha się przez klatkę piersiową, okrąża gałęzie płuc i wydobywa wraz z mrukiem, w którym to skrywało się pytanie. Chciała je zadać. Upewnić się, że jest wszystko w porządku, że to wszystko to nic.
Bo tak było, prawda? Nawet jeśli ich znaczenia były im różne, to wciąż było niczym, prawda Newman?
Dziewczyna odwróciła się dokładnie w chwili, kiedy usłyszała ruch. Wpadając w męskie ramiona, sama wyciągnęła swoje, by opleść go dłońmi w pasie i przyciągnąć do siebie. Wtuliła rozgrzany policzek w ciemną, nieco pogniecioną już koszulę i westchnęła.
Krok w tył. Coś zaskrzypiało pod nogami, psując ciszę, w której nawet serca biły szeptem.
Kolejny krok, lekki ucisk w obie łydki, ugięcie się kolan i opadnięcie na łóżko. Pociągnięcie go ze sobą, aby zawisł nad nią, układając dłonie po bokach jej głowy.
Mae zamilkła na moment, zaglądając w jego oczy. Próbując doszukać się aprobaty dla następstw, potwierdzenia iż pragnął tego samego.
Iż pragnął jej.
Lekkie muśnięcie rozchylonych warg. Mieszanie się ciepłych oddechów, szelest materiałów. Bliskość.
Całkowicie ogłuchła na krzyki zdrowego rozsądku.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”